Winni ludzie, nie deszcz

Transkrypt

Winni ludzie, nie deszcz
Winni ludzie, nie deszcz
Artykuł z „Panoramy Leszczyńskiej” z 21.09.2010.
Jednym słowem kanał – wzdycha Przemysław Sztukowski, dyrektor Spółki Wodnej Melioracji Nizin
Nadodrzańskich w podkościańskim Bonikowie. – Melioracja znajduje się gdzieś na szarym końcu w
hierarchii ważności finansowania jej potrzeb.
Przede wszystkim brakuje znaczącego wsparcia konserwacji przez państwo, a rolnicy i członkowie
spółek pozostawieni są sami sobie. Dobrze, że mogą liczyć na częściowe wsparcie samorządów, które
przejmują na swoje barki dofinansowanie konserwacji rowów melioracyjnych i drenów.
To, że setki hektarów łąk i pól w naszym regionie znalazły się w tym roku pod wodą nie jest dziełem
przypadku. Najgorzej jest w okolicach Rowu Polskiego, w którym od niemal pół roku stan wody
wynosi półtora metra, a powinien 30 centymetrów. Winę ponoszą nie tylko obfite deszcze, ale również
zarośnięte oraz zamulone kanały i rowy, pozrywane dreny, przestarzałe jazy. Stan systemów
melioracyjnych jest opłakany, mimo że tylko w Wielkopolsce zajmuje się nimi prawie 400 spółek
wodnych. Dlaczego więc jest aż tak źle?
Najgorsza jest bezradność
Pieczę nad rzekami, kanałami i zbiornikami retencyjnymi w naszym regionie sprawuje leszczyński
oddział wielkopolski Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Poznaniu. Jego szef, Franciszek Halec
szacuje, że na utrzymanie wszystkich w dobrym stanie potrzebuje rocznie około 30 mln zł.
– Tymczasem na ten rok dostaliśmy 1,6 mln zł – mówi Franciszek Halec. – Najgorsza w tym wszystkim
jest bezradność. Rolnicy narzekają, że zalewa im łąki i pola. Ja to doskonale wiem, ale nie mogę nic
zrobić, bo nie mam pieniędzy. Wydałem już wszystko, co dostaliśmy na konserwację. Czekamy teraz na
dodatkowe środki obiecane przez ministerstwo spraw wewnętrznych i administracji na usuwanie
skutków powodzi, których mamy co niemiara.
Rząd przeznacza na meliorację coraz mniej pieniędzy, tymczasem każdy kanał powinien być odmulany
co 3 lata, a rosnąca na dnie i skarpach roślinność wykaszana dwa razy w roku. W nie najlepszej sytuacji
są również spółki wodne zajmujące się tzw. melioracją szczegółową, czyli rowami oraz systemem
drenów. Składki zrzeszonych w nich rolników starczają na niewiele, większość zaś samorządów nie
widzi potrzeby dotowania spółek. Wyjątek stanowią powiat kościański i wschowski oraz wchodzące w
ich skład gminy.
– Daleko nam jeszcze do stanu z 1945 roku. W całym powiecie mamy 527 kilometrów rowów
melioracyjnych. 45% doprowadziliśmy do porządku, spośród pozostałych w tym roku udrożnimy niecałe
2 kilometry – wyjaśnia Andrzej Kokot, prezes Powiatowej Spółki Wodnej we Wschowie.
Zdaniem Przemysława Sztukowskiego problemem jest nie tylko brak pieniędzy.
– Szwankuje cały system – stwierdza. – Regulacje prawne określające zasady prowadzenia działalności
przez spółki nie zmieniły się znacząco od lat siedemdziesiątych. Do tego dochodzą przyczyny, które
można określić jako naturalne lub anomalne. Kanały i rowy szybko zarastają, bo spadki wody są bardzo
małe.
Rolnicy nie bez winy
Członkami spółek wodnych są rolnicy, ale wielu z nich zupełnie zapomina o wynikających stąd
obowiązkach. W spółce z Bonikowa ściągalność składek wynosi 70%, jeszcze gorzej jest w powiecie
wschowskim.
– Płaci tylko 46% rolników, mimo że składki są na prawdę niewielkie – przyznaje Andrzej Kokot.
Kłopoty ze ściąganiem należności to jeszcze nie wszystko. Niektórzy właściciele pól i łąk zupełnie nie
rozumieją potrzeby konserwacji kanałów. Nie wpuszczają pracowników spółek na swoje grunty, żądają
odszkodowań za składowanie mułu wzdłuż kanałów i rowów, albo za poruszanie się po polach ciężkim
sprzętem.
– Choć część rolników nie wywiązuje się z obowiązków utrzymania urządzeń wodnych lub członkowstwa
w spółkach staramy się działać na ich korzyść wykonując corocznie optymalny zakres robót – dodaje
Przemysław Sztukowski.
Niektórzy poziom wody w kanałach próbują regulować na własną rękę. Ci, których pola znajdują się
niżej żądają, żeby spółki podnosiły jazy, właściciele gruntów położonych wyżej domagają się
spiętrzania wody. Bardziej zdeterminowani potrafią na przykład zabetonować system przekładni
służący do podnoszenia zasuw.
Niemiłą niespodziankę sprawiają też od czasu do czasu ciężkie, nowoczesne maszyn rolnicze, które
zrywają systemy drenarskie. Naprawa bywa trudna, zgłasza gdy – tak jak w powiecie wschowskim –
mapy zniknęły wraz z Niemcami w 1945 roku.
Musieliśmy policzyć żabki
Nie po drodze jest też specom od melioracji i ochrony środowiska. Jedni chcą wycinać drzewa i kosić
trzciny, drudzy zabraniają ze względu na żyjące w nich ptaki owady i płazy. Sztandarowym przykładem
jest projekt konserwacji Południowego Kanału Obry.
– Kanał nie był oczyszczany od lat 40-stych. Kiedy zaczęliśmy planować jego konserwację, słuzby
związane z ochroną środowiska najpierw kazały nam policzyć wszystkie drzewa i nanieść na mapę.
Potem musieliśmy zewidencjonować żyjące nad nim ptaki. Kosztowało nas to kilkadziesiąt tysięcy
złotych. W końcu dowiedzieliśmy się, że prace przy kanale nie są możliwe, bo w ciągu tych
kilkudziesięciu lat powstało tu środowisko, którego nie wolno naruszyć – mówi Franciszek Halec.
Dyrektor leszczyńskiego oddziału WZMiUW podaje też inne przykłady: w Rydzynie musi
zewidencjonować żaby, miał też problemy z doprowadzeniem do końca przygotowań do budowy
zbiornika w Jutrosine.
– Usłyszałem, że może on negatywnie oddziaływać na stawy milickie, które są oddalone od niego o 25
kilometrów. Potrzebna była ekspertyza naukowców, udowadniająca, że tamtym stawom nic nie grozi –
dodaje Franciszek Halec.
Kanały i rowy znajdujące się na obszarach chronionych można wykaszać po 15 lipca, po zakończeniu
sezonu lęgowego ptaków.
– Wzdłuż wielu kanałów rosną drzewa posadzone jeszcze w latach 60 i 70-tych, albo samosiejki i
krzewy, które utrudniają mechaniczne wykaszanie skarp. Ich wycinka jest jednak ograniczona i wymaga
uzyskania pozwolenia – tłumaczy Przemysław Sztukowski.
Zdaniem szefów spółek wodnych i zarządu melioracji, uzdrowienie systemu należałoby zacząć od
zmiany mentalności, przestarzałego prawa i porządnego zastrzyku gotówki. Żaden z tych celów nie jest
łatwy do sięgnięcia. Co się zaś tyczy przyrody... Stawiając na szali interes rolników z jednej strony i
ochronę środowiska z drugiej, warto pamiętać, by zachować między nimi równowagę.
ANNA SZKLARSKA-MELLER