Co gryzie polskie mleczarnie?

Transkrypt

Co gryzie polskie mleczarnie?
Nr 07/2009 (59)
www.wrp.pl
Strona 11
Unijna reforma, zmierzająca do liberalizacji rolnictwa
postępuje, a my nie zdążyliśmy jeszcze odrobić pracy
domowej - podsumowała rozważania o perspektywach rozwoju dla polskiego mleczarstwa dr Jadwiga
Seremak – Bulge z IERiGŻ.
Co gryzie polskie mleczarnie?
S
ukcesywne zwiększanie kwoty mlecznej
przy jednoczesnym
zmniejszaniu subwencji finansowych, z pewnością niekorzystnie odbije się na sytuacji polskich producentów
i przetwórców mleka. Z danych IERiGŻ wynika, że polskie mleczarstwo jest mniej
efektywne niż np. porównywalne pod względem skali
produkcji mleczarstwo niemieckie. Zarówno rolnictwo,
jak i przetwórstwo były do
końca lat 90. najbardziej zaniedbanymi gałęziami produkcji. Wygląda, że zabraknie czasu, by te zapóźnienia nadrobić. Polskie mleczarstwo: rozdrobnione i
niewydajne będzie stanowiło wątpliwą konkurencję
dla dofinansowanych rolników i przetwórców ze „starej Unii”. Niemiecka statystyczna mleczarnia przerabia rocznie 835 tys. kg na 1
zatrudnioną osobę, w Polsce jest to zaledwie 222 tys
kg/os. Wartość sprzedaży to:
w Niemczech 652 000 euro/
os, a w rodzimych spółdzielniach niecałe 122 000 euro
wypracowane przez jedną,
zatrudnioną w zakładzie
przetwórczym osobę.
Zbyt duże zatrudnienie to
jeden z kilku problemów,
dręczących polskiego przetwórcę. W Polsce, 231 mleczarni zatrudnia 39,1 tys.
osób, a w 230 niemieckich
pracuje 32,2 tys. osób. Ewenementem w tej dziedzinie
jest Spółdzielnia Mleczarska w Skarszewach (pomorskie). Prezes, Zdzisław Dopierała, mówi: Ze względu
na efektywność produkcji
zawsze byliśmy w ścisłej
czołówce. Zatrudniamy zaledwie 22 osoby przy dobowym przerobie 25 000 kg.
Ale już Resmlecz Spółdzielnia Mleczarska w Trzebownisku zatrudnia 240 osób
przy 200 tys. litrów przerobu dobowego. Należy
jednak zauważyć, że spora
część zatrudnionych to wozacy, którzy dostarczają surowiec z trudno dostępnych
rejonów.
Koszty transportu wynoszą
w Resmleczu nawet ponad
0,10 gr liczonych od każdego
litra! Dla porównania Spółdzielnia Mleczarska w Gostyniu zminimalizowała wydatki na transport poprzez
ograniczenie obszaru, z którego dostarczany jest surowiec (jego promień wynosi
zaledwie 45 km) oraz zyskanie dużych dostawców. Z wysokimi kosztami transportu
poradził sobie w oryginalny
sposób Mlekpol. Lokalizacja
gospodarstwa decyduje o cenie, jaką rolnik uzyskuje za
mleko. Teren, z którego dostarczane jest mleko do siedmiu zakładów Mlekpolu ma
olbrzymią powierzchnię –
ponad 500 km. W związku
z tym od 150 kilometra naliczane są opłaty: od 0,04 gr
aż do 0,10 gr – powyżej 500
km. Prezes spółdzielni, Pan
Edmund Borawski, stwierdza, że takie rozwiązanie to
konieczność.
Rozdrobnieni dostawcy,
dysponujący małymi kwotami produkcyjnymi to inny
problem zakładów przetwórczych. Wymarzonych (dla
każdego spółdzielcy) dostawców, posiada SM Gostyń. Grzegorz Grzeszkowiak, Prezes SM Gostyń
oznajmia: Nie mamy już
dawno dostawców posiadających dwie, czy pięć krów (a
taka sytuacja występuje np.
na Podkarpaciu), posiadamy
1300 dostawców, od których
skupujemy rocznie 163 mln
litrów. Statystyczny dostawca wielkopolskiej mleczarni dysponuje więc kwotą
mleczną rzędu 125 000 kg.
We wszystkich spółdzielniach stosowane są dopłaty
do ilości oddawanego surowca. Wydaje się, że w przyszłości mleczarnie wprowadzą odliczenia za małe dostawy. Pionierem jest znów
Mlekpol. Dostawca, który w
ciągu dwóch dni wytworzy
mniej niż 200 l mleka – jest
karany kilkugroszowym potrąceniem. Takiego sposobu
obniżania kosztów produkcji nie zamierza wprowadzać
Resmlecz. Prezes rzeszowskiej spółdzielni stwierdza:
Choć mamy jeszcze sporo dostawców mających po dwie,
trzy krowy, takie rozwiązanie
nie wydaje się być konieczne.
Zauważamy jednak, że sukcesywnie ilość dostawców
spada, a skup mimo to rośnie.
Liczymy, że niektórzy z nich
sami się dostosują, do potrzeb
rynkowych, ponieważ koszty
obsługi 3500 dostawców dysponujących łączną kwotą
48 000 kg są ogromne.
Jak łatwo obliczyć statystyczny dostawca Resmleczu wytwarza rocznie niecałe
14 000 kg mleka. Niestety,
taki stan rzeczy musi odbić
się na wypłatach za mleko.
W Mlekpolu średnia cena w
maju wynosiła 1, 02 zł/l, a w
Resmleczu 0,88 zł/l.
Przeinwestowanie – z takim problemem borykają się
głównie średnie mleczarnie,
które inwestowały w nowe
zakłady, linie technologiczne,
bądź samochody, w okresie,
kiedy nic nie zapowiadało
kryzysu, a wszystko wskazywało na świetną koniunkturę
dla branży mlecznej. Przykładem może tu być Zorina –
kutnowska spółdzielnia mleczarska, po przejęciu przez
OSM Łowicz, figurująca jako
spółka akcyjna. Jest to firma
z burzliwą przeszłością – niegdyś przejęta przez Bakomę,
funkcjonowała jako Bakoma
Nova do 2007 r., kiedy to
wykupiła wszystkie swoje
udziały od Bakomy S.A. Na
niespełna dwa lata stała się
znów Zoriną, a w efekcie w
grudniu 2008 roku zarząd
kutnowskiej spółdzielni podpisał umowę z OSM w Łowiczu i stała się częścią tej
spółdzielni. Niewielka, kutnowska mleczarnia zainwestowała w budowę drugiego zakładu, nowe linie
produkcyjne (w ofercie Zoriny znajduje się praktycznie
wszystko, co można z mleka
wytworzyć) oraz zakup nowych samochodów dostawczych. Przykry jest jednak
fakt, że obsługą kredytu bankowego Zoriny zajmują się
rolnicy, którzy otrzymują z
tytułu długów swojej spółdzielni, mniejszą o 0,08 zł
cenę za litr mleka.
Konsolidacja przemysłu mleczarskiego, która
jest jednym z podstawowych założeń restrukturyzacji polskiego mleczarstwa, następuje tylko
wtedy, kiedy zakład przetwórczy traci płynność finansową i nie jest w stanie
dalej funkcjonować sam.
Spółdzielnie niechętnie się
jednoczą – liczy się każdy
rok, każdy miesiąc, kiedy
prezesi i zarządy mogą pobierać swoje gaże. Pytanie jednak, co na to rady
nadzorcze, rolnicy, którzy
przecież są właścicielami
spółdzielczych zakładów
przetwórczych?
W następnym numerze zapraszamy do zapoznania się
z wynikami ankiety przeprowadzonej w polskich mleczarniach przez Krajowy
Związek Spółdzielni Mleczarskich.
Joanna Kaźmierczak-Błocisz
wr-212/08