Do pobrania

Transkrypt

Do pobrania
Nasza klasa posiada w chwili obecnej… złotych w skarbonce klasowej. Jak
pamiętamy, zbieramy pieniądze na klasową wycieczkę, która ma się odbyć
pod koniec roku szkolnego. Pewną część zgromadzonych pieniędzy możemy
przeznaczyć na cele kulturalne. Korzystając z tych założeń oraz posługując
się informatorem o bydgoskich kinach i ich ofercie, zaplanujcie nasze klasowe wyjście na seans kinowy. W swych planach musicie przewidzieć: gust
uczniów naszej klasy, cenę biletu, odległość budynku kina od budynku szkoły (koszty przejazdów), dni, w które możemy tam wspólnie się udać.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
--------
Korzystając z programu teatralnego dla naszego miasta, zaproponowanego na
najbliższe dwa miesiące, niech każdy z Was zaplanuje weekendowe atrakcje
dla całej Waszej rodziny (podobnie jak uczestnictwo w spektaklach teatralnych możecie do swych planów włączyć udział w warsztatach teatralnych).
Możecie rozdzielać członków rodziny i synchronizować czas wypraw dla
młodszych i starszych.
Aneks
Tekst nr 1
– Kartofel! – huknął kapitan. – Gdzie jest zbójca Kartofel?
Obejrzeli się wszyscy krwawym wzrokiem i zbudzili Kartofla, który spał.
– Jestem! – mruczał Kartofel sennym głosem.
– Ha! Ha! – wrzasnął kapitan. – Znowu śpisz?
– Przebacz mi, kapitanie – rzekł zbójca z nosem zadartym i z poczciwą gębą.
– Możesz odejść! […]
– Rozporek! – wołał herszt.
– Jestem, kapitanie! – zawołał cieniutkim, wysokim głosem zbójca, chudy i niemrawy.
– Odejdź!... Wieprzoweoko!
– Jestem!
Przed hersztem stanął straszliwy zbójca, który miał jedno oko jasne, a drugie
ciemne.
– Trzęsionka! – wyliczał kapitan.
– Jestem!
– Wystąp! Gdzie jest twój nóż?
– Zgubiłem go, kapitanie…
– Ha! Ha! Zgubiłeś? Pewnie znowu uciekałeś?
– Jestem jak lew, kapitanie.
Tekst nr 2
Robaczek stanął szeroko na nogach, odłamał szczyt wysokiej jodły, zgrzytnął
zębami tak, jakby kto orzech gryzł, i huknął.
– Niesprawiedliwość dzieje się nam, kapitanie!
– Kto jest temu winien?
– Ty sam!
– Czy chcesz, abym ci mieczem przebił wątrobę?
– Nie chcę tego, kapitanie, ale sam kazałeś mówić. Chcę ci tedy powiedzieć, że
czcigodne nasze zgromadzenie jest oburzone tym, coś ty, kapitanie, wczoraj
uczynił.
– A cóż ja takiego uczyniłem?
– Powiem ci, jeśli udajesz, że zapomniałeś. Stojąc na czatach za miastem, na
wzgórku, u słupca, podsłuchałeś, jak dzieci się modlą, aby ich ojciec szczęśliwie powrócił. Niedługo potem nadjechały wozy ich ojca, bogatego kupca.
Rzuciliśmy się na nie, a ty spędziłeś bandę precz z drogi, wypuściłeś wolno
kupca i jego bogactwa i kazałeś mu jechać w miasto, do dzieci łaskawie przemówiwszy i prosząc je o modlitwę. Ha! Ha! Ty, herszt sławnych zbójców,
prosiłeś o paciorek, ale przez te twoje zachcianki my straciliśmy niezmierne
skarby. Prawda to wszystko czy nieprawda?
Herszt podumał chwilę i rzekł:
– To wszystko prawda, wypuściłem kupca.
– Czemuś to uczynił?
– Bo i ja mam żonę, a u mojej żony jest synek taki maleńki jak ten, co się rzewnie modlił do Boga.
– Co nam twoja żona i twój syn! Jesteś hersztem zbójców.
– Tak, jestem Brodacz, herszt zbójców. Widać jednak, że i ja mam duszę, bo mi
się płakać chciało, kiedy słuchałem modlitwy tych piskląt.
– Pisklęta pisklętami, ale kupca trzeba było zarżnąć!
– Wierzcie mi, zbójcy, że pierwszy bym pałkę strzaskał na jego głowie, gdyby
nie dziatek pacierze.
Zbójcy wrzasnęli wielkim śmiechem.
– Nie śmiej się, Łamignacie, ani ty, Goliacie! Pomyślałem sobie, że kiedy się
znajdziemy na boskim sądzie, to ten czyn będzie odczytany z wielkiej księgi
i wiele mi za to będzie przebaczone.
– A kto nam zwróci bogactwa? – huknął Robaczek.
Bogactw nam nie braknie, ale ponad bogactwa jest jeszcze coś…
– He! He! Cóż takiego?
– Sława! – zawołał herszt.
– A cóż to jest sława? – spytał zbójca Rozporek.
– Sława? Aby wam to wyjaśnić, to wam tylko powiem, że o tym zdarzeniu
wczorajszym ludzie będą śpiewać pieśni, a poeci będą pisać wiersze.
Wtem Łapiduch, zbójca wierszami gadający, zakrzyknął:
– Na nóż klnę się i buławę, że niezmierną zyskasz sławę.
– Tak – wołał herszt – wielcy poeci o tym pisać będą!
– Sława jeść nam nie da! – zakrzyknęli zbójcy – oddaj nam skarby!
– Uspokójcie się! –wołał herszt. – Chcąc zachować dzieciom ojca, pozwoliłem
mu ujść z życiem i majątkiem. Na co brać na sumienie łzy sieroce? Za to jednak wymyśliłem taką wyprawę, na której zyskamy stokroć więcej .
Tekst nr 3
Nieborak pochylił smutno głowę, a potem zapytał:
– A co mam uczynić z piegowatymi jeńcami?
– Puść wolno tych mizeraków – szepnął kapitan szeptem, a głośno dodał. – Możesz ich zabić, gdyby chcieli uciekać. Ponieważ wybieramy się w długą drogę,
będziesz miał wiele czasu, aby ich wziąć na spytki. Wybadaj ich, co wrzucili
do wody? Gdyby nie chcieli wydać sekretu, wyrwij im najpierw wszystkie
zęby, potem im wbij drzazgi za paznokcie, a potem każ im połykać węgle.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
--------
Tekst nr 4
W czasie wojny, kiedy miałam zaledwie pół roku, nasz tata, leśniczy, został
aresztowany prze Niemców.
Moje cztery starsze siostry zabrały mnie ze sobą i poszły pod krzyż za wsią modlić się za tatę.
Przejeżdżał oficer niemiecki bryczką. Kazał zatrzymać konie polskiemu woźnicy i zapytać dzieci, co tam robią. Polak dowiedział się, że dzieci modlą się
o uwolnienie ojca z rąk Niemców. Wówczas oficer jeszcze raz wysłał Polaka
po potrzebne informacje: jak się ten człowiek nazywa i skąd pochodzi. Przez
woźnicę przekazał nam zapewnienie, że postara się uwolnić naszego ojca.
Rzeczywiście tak się stało. Nasz tato został uwolniony i wszyscy przeżyliśmy
wojnę .
Aneks
Tekst nr 1
Olav siedzi cicho i patrzy w okno samochodu.
– Myślę, że tatuś jest w niebie – mówi mama.
– Nie, tatuś jest w trumnie – odpowiada Olav.
– Tak, jego ciało tam leży.
Ale, to co było w nim, co sprawiało, że był miłym, pełnym życia tatusiem, sądzę,
że to jest w niebie. Miło jest myśleć, że widzi nas z góry.
– Może siedzi na chmurach i razem z nimi lata z miejsca na miejsce – zastanawia
się Olav. Albo może jest w chmurze i spadnie wraz z deszczem.
– Nie, nie sądzę – odpowiada mama.
– Ale w każdym razie jest pewne, że skoro go kochaliśmy, on nadal istnieje
w naszych sercach. Wszyscy, którzy go znali, tak czują.
Olav wygląda znów przez szybę i uśmiecha się.
– Mam tatusia w sobie – mówi z dumą .
Tekst nr 2
Nigdy nie zapomnę dnia, w którym umarł mój dziadek. Była to sobota, stan
dziadka bardzo się pogorszył i późnym wieczorem odszedł z tego świata.
Choroba jego trwała parę miesięcy, z każdym dniem powoli tracił siły i gasł
w oczach. Trudno mi o tym pisać, ale całe cierpienie znosił bardzo dzielnie.
Natomiast ja i moja rodzina cierpieliśmy bardziej, wiedząc, że nic nie możemy pomóc; byliśmy bezradni w tej chorobie. Z dziadkiem byłem bardzo zżyty, ponieważ mieszkaliśmy razem, był ojcem mojej mamy. Większość wakacji spędzałem z dziadkami, wyjeżdżając nad morze. Kiedy poszedłem do
pierwszej klasy, odprowadzał mnie do szkoły i przyprowadzał mnie do domu.
Lubiłem z nim rozmawiać i grać w szachy. Mam wiele pięknych wspomnień
związanych z jego osobą. Dziadek był wspaniałym człowiekiem. Nic w życiu
nie sprawiło mi tyle smutku, bólu i cierpienia, co śmierć dziadka. […]
Często zastanawiam się nad sensem śmierci moich bliskich i cierpieniem z tym
związanym.
Są pytania, na które nie znajduję odpowiedzi:
Dlaczego Bóg tak chciał?
Czy miał wobec nich inne plany?
Czy tak właśnie miało być?
Przeżyte wydarzenia pozostały na zawsze w moim sercu i pamięci.
M.
Tekst nr 3
List był wiadomo od kogo. Z Warszawy. Ładny, ale niezbyt długi. Zaledwie
parę zdań. e bardzo chce przyjechać na święta. Dąbrówka zimą musi być
piękna. Już teraz zaprasza mnie na nocną wyprawę. Na pewno mi się spodoba, jeśli uwierzę, że nocy nie trzeba się bać. Tu, gdzie teraz jest, ma swój
drugi dom i wielu dobrych znajomych. Szkoda tylko, że z okien nie widać
żadnego ogrodu. A może to nawet lepiej, bo ogrody są najładniejsze wiosną.
No i ma przy sobie Tajemniczy ogród, więc zawsze może się w nim schować
i pomyśleć o Dąbrówce. Fajnie, że dałam mu w prezencie takie niedostępne
miejsce. Często do niego wraca. Kartkę z życzeniami pokazuje swoim znajomym i wszystkim bardzo się podoba. Przesyła pozdrowienia całej klasie
i dziękuje za pamięć. A potem podpis: „Pieszczoch”.
Naprawdę! Tak się podpisał!
List wzięłam do szkoły i na lekcji polskiego przeczytałam na głos ostatni fragment.
Zapadła cisza. Jakoś tak każdemu z nas zrobiło się głupio z powodu tego podpisu. Co innego, jak my tak nazywaliśmy, a co innego, kiedy on sam…
– Tak napisał? „Pieszczoch”? Kurde, nie wierzę! – wypalił Antek. Pani Eliza
zgromiła go spojrzeniem.
– Twardy gość! wypalił Maciek. Musiałam mu się przyjrzeć, czy przypadkiem
nie kpi. Ale nie. Sprawiał wrażenie zamyślonego, a myślący Maciek to taka
sama niedorzeczność jak grzyby rosnące kapeluszami w dół.
I nagle te dwa zdania z białej koperty, zapisane na kartce w kratę, rozplątały nam
języki. Pani Eliza jest jednak kochana. Uznała, że chyba musimy coś sobie
wyjaśnić i wyszła na korytarz.
W klasie zawrzało.
– On nam próbuje powiedzieć, że wcale się nie gniewa za tego „Pieszczocha”!
– rozpoczęłam. – A powinien! Nawet go nie odwiedzaliśmy, kiedy chorował!
– Wcale się nie przejmowałam, że ktoś mnie zaraz nazwie Pieszczochową
albo Markizą.
– A ja nie oddałam mu zeszytu. – Zośka spuściła głowę. – Dostał dwóję, ale Plusminusowi nie powiedział, czyja to wina…
– To jeszcze nic! – machnął ręka Antek. – Ja postawiłem na jego ławce czaszkę
z biologicznej. Niby żadne tam świństwo. Ale ona była owinięta w szalik
i miała papierową czapkę…
Patrzyliśmy na Antka z niedowierzanie.
– I to też jeszcze nic! Ja na tej kartce napisałem: „Pieszczoch”…
Zamilkliśmy przerażeni.
– Nie przesadzajcie. – Krzyś dłubał w uchu, ale też nie miał tęgiej miny. – Każdy
coś tam… Normalnie, jak to w szkole, wielkie mi halo!
– Pamiętacie, jak sprzątaliśmy naszą grządkę doświadczalną w ogródku? –
Adam nie słuchał Krzysia. Wszyscy pamiętali, bo to najlepsze lekcji biologii.
No i jesteśmy dumni z naszej grządki. Zawsze w konkursie ekologicznym
zajmuje pierwsze miejsce. – To ja mu kazałem kopać… – opuścił głowę.
– Zwykle kopiemy na zmianę, a w tym roku tylko on. No i widziałem, jak się
zmęczył. Ledwo trzymał ten szpadel, ale co miał zrobić? Nic nie powiedział,
tylko kopał do dzwonka. A następnego dnia nie przyszedł do szkoły i jeszcze
się śmialiśmy, że to nie on, a my jemu dokopaliśmy…
– Daj spokój, Adam, to nie tylko twoja wina! – wzruszył ramionami Stoper.
– Każdy widział, co się święci!
– Albo jak nam pomógł z grzybami?! – wpadła mu w słowo Alcia. – Sam też
zbierał i nie pojechał na wycieczkę.
– A my mu nawet nie kupiliśmy głupiej czekolady, żeby jakoś podziękować
– dokończyła Anka.
– Ochlapałem go błotem. Na meczu. – Sebek drapał się po swojej rudej czuprynie.
– Wszyscy byliśmy zabłoceni, bo padało! – Maciek lekceważąco machnął ręką.
– Tylko że ja tak specjalnie… Za każdym razem, gdy był obok, piłka wpadała do
kałuży, a kałuża na niego. I jeszcze się śmiałem, że mamy w drużynie Emmanuela Olisabebe, pamiętacie? Taki był czarny od tych kałuż…
Gdyby nie dzwonek, lista naszych win i grzechów byłaby dłuższa od pełnej
zakrętasów Dumki. Od linii lasów otaczających Dąbrówkę. I od horyzontu,
który udawał, że w Dąbrówce są miejsca, gdzie niebo i ziemia spotykają się
w pół drogi, jak dobrzy przyjaciele…
Pomyślałam, że my też jesteśmy takim horyzontem.. Tylko udajemy .
Tekst nr 4
Dopóki nie zobaczyliśmy w drzwiach klasy pana Bielskiego, taty Tomka…
Wszyscy poderwali się z miejsc. Otoczyliśmy go kołem. Każdy z nas chciał się
przywitać. Pan Bielski bez słowa podawał nam dłoń. Patrzył na nas ze smutkiem, ale jakoś tak serdecznie, że aż ściskało w dołku.
A potem poprosił o chwilę uwagi.
– Przyjechałem na prośbę Tomka. Sam nie mógł was pożegnać, choć bardzo
chciał tu wrócić. Porozmawiać. Pójść na grzyby, spotykać się w stodole. Zawsze o tym marzył…
Słuchaliśmy pana Bielskiego ze zdumieniem. Nikt z nas wcześniej nie pomyślał,
że Tomek chciałby z nami… cokolwiek…
– Gdyby Tomek miał wybór – pan Bielski powiódł po nas wzrokiem – wróciłby
do Dąbrówki. Wcześniej chodził do różnych szkół. Nigdy jednak do żadnej
z nich nie tęsknił. Dopiero gdy przyjechaliśmy tu… – Pan Bielski nabrał powietrza. – Mówiąc krótko, dopiero o was powiedział: „moja klasa”…
Patrzyliśmy tępo w blaty ławek, a wielu z nas trudno było uwierzyć, że tak powiedział…
– Przywiozłem wam lornetkę Tomka. Chciał, żeby należała do wszystkich, ale
osobiście ma się nią opiekować Maciek. Dbaj o nią, chłopcze. – Pan Bielski
poklepał Maćka po ramieniu. – Oglądaj świat oczami mojego syna.
Maciek nawet nie bąknął zwykłego „dziękuję”. Tylko jakoś tak skulił się w sobie, okropnie zmalał. I patrzył. To na lornetkę, to na nas.
– A dla ciebie, Marysiu – zwrócił się do mnie – mam album. Ten, który tak ci
się podobał. I Tajemniczy ogród. Tomek powiedział, że teraz twoja kolej na
opiekowanie się tajemniczym ogrodem.
Leżała przede mną powieść, do której nie musiałam zaglądać. Przed chwilą stało
się tak, jak zawsze tego chciałam. Tomek do nas wrócił. Wprawdzie słowami
swego taty, ale inaczej nie mógł.
Tekst nr 5
A ja wciąż stałam przy oknie. Już nie płakałam. Czułam, że znalazłam magiczny
klucz do furtki pamięci. Ogarniałam wzrokiem tajemniczy ogród pewna, że
wcześniej były tu tylko cherlawe choinki i kolczaste dzikie śliwy. A teraz wypatrzyłam go niewidzialną lornetką, która pokazuje świat na biało. Ale poza
tą bielą przez krótką chwilę zobaczyłam coś bardzo pstrokatego i wesołego.
Coś bardzo ważnego, czego nigdy się nie zapomina. Zaplątany w gałęziach
kolorowy szalik.
Wisiał tam przez ułamek sekundy, dopóki i on nie wtopił się w migotliwą biel .
przekazuje informację za pomocą słów,
gestów lub innych znaków pozasłownych
1. ...............................
myśl
pragnienie osiągnięcia czegoś,
cel
2. NADAWCA
Zadanie 1. Uzupełnij notatkę.
4. REAKCJA
3. ...............................

Podobne dokumenty