xxxv wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxv

Transkrypt

xxxv wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxv
NEFRYT I RODINGIT W NASŁAWICACH
CZYTAJ IV-V
9
O klasycznych wystąpieniach
i nowych odkryciach pisze
Krzysztof
Łobos.
WYDANIE SPECJALNE
SOBOTA – NIEDZIELA, 24–25 PAŹDZIERNIKA 2009 R.
INTERSTONE
Nietypowe
kamee
®
Przez dwa dni
w Hali Sportowej
przy ul. Skorupki
będzie można
podziwiać
minerały,
skamieniałości
z całego świata
oraz unikatową
biżuterię
z naturalnymi
kamieniami,
a nawet lawą
wulkaniczną.
STRONA II Elżbieta
i Wiesław Sroczyńscy
na wiosennych targach
Interstone zaprezentowali efektowną
biżuterię – kamee.
Entuzjasta
minerałów...
STRONA III Prof. dr.
hab. Michał Sachanbiński, popularyzator
wiedzy o przyrodzie
nieożywionej w Polsce,
mówi o swojej pracy
i fascynacjach.
Co to jest
mokume gane?
XXXV WYSTAWA
I GIEŁDA
MINERAŁÓW
I WYROBÓW
JUBILERSKICH
STRONA VI Samurajska
technika tworzenia
biżuterii stosowana przez
Krzysztofa Jędrzejczaka.
®
FOT. ADAM JUŚKIEWICZ
II
CIEKAWE, NIETUZINKOWE...
24–25 października 2009 r.
Bursztynowe fascynacje
Na ostatniej giełdzie Interstone gościliśmy
niezwykłego człowieka – Ryszarda
Tomaszewskiego, twórcę oryginalnych
wyrobów z bursztynu, który przyjechał
do Łodzi aż z Junoszyna nad Bałtykiem.
Niepozornej postury, skromny, z pewną nieśmiałością po
raz pierwszy prezentujący
swoje prace na naszych targach. A one właśnie zafascynowały wielu zwiedzających.
Każdy chciał zamienić parę
słów z ich autorem.
– Pracuję z bursztynem już
15 lat – opowiada Ryszard Tomaszewski. – Moja przygoda
zaczęła się od przeczytania
wywiadu z panem Myrtą, artystą tworzącym bardzo duże dzieła z bursztynu. Bursztyn jest dla mnie jak muzyka,
ma nieskończone możliwości
twórcze. Każdy kawałek jest
inny, a od człowieka zależy,
co w nim zobaczy i w jaki
sposób go wyeksponuje.
Pewien bardzo znany
artysta rosyjski powiedział, że nie ma
br z yd-
kiego bursztynu, a wszystko
zależy od ludzi, którzy go obrabiają. Trzeba czasem wielu
lat, żeby to zrozumieć i pojąć,
że pozorna wada może być
największym atrybutem i zaletą jakiegoś okazu. Dziś jestem nie tylko producentem,
ale przede wszystkim pasjonatem tego, co robię i mam na-
Ryszard Tomaszewski przy f
swoim stoisku na wiosennych
targach Interstone.
dzieję, że kiedyś uda mi się
pokazać prawdziwe piękno
bursztynu.
W mojej pracowni często
powstają wyroby nietypowe,
ale takie, które mogą przynieść komuś radość, a przede
wszystkim przykuć uwagę
i zafascynować. Zresztą proszę
obejrzeć moje wyroby i stwierdzić, czy tak jest w rzeczywistości. FOT. RYSZARD TOMASZEWSKI,
ADAM JUŚKIEWICZ, JANUSZ KUBIK
HALA SPORTOWA MOSiR
ul. ks. Skorupki 21
NIETYPOWE KAMEE
N
ietypowe kamee zwróciły naszą uwagę podczas
wiosennej edycji giełdy
Interstone. Ich właściciele, Elżbieta i Wiesław Sroczyńscy,
okazali się przemiłymi rozmówcami. Opowiedzieli nam nieco
o historii i współczesności tych
oryginalnych ozdób.
Kamea (z arabskiego kamma, czyli garb, wypukłość) znana jest od tysiącleci. Jako pierwsi kamee podobno robili Babi-
lończycy, później Grecy. Noszono je wówczas w naszyjnikach,
kolczykach, naramiennikach,
ale także zdobiono nimi puchary i czarki. Do wyrobu kamei
najchętniej używano onyksu,
karneolu i kości słoniowej, rzadziej muszli. W czasach odrodzenia narodził się zwyczaj, że
bogaci ludzie kolekcjonowali
kamee. Wielkimi wielbicielkami kamei byli markiza de
Pompadour, caryca Katarzyna
i nasz ostatni
król Stanisław
August Poniatowski. Część
ich zbiorów można do tej pory
oglądać w muzeach całego świata. O cenie kamei nie świadczył surowiec,
ale kunszt artysty. Bo praca
nad kameą jest
żmudna, wymaga cierpliwości
i niebywałego
kunsztu. Dziś najczęściej używa się do tego urządzenia sprzęgnięte z komputerem. Rzadkością jest już wykonywanie kamei ręcznie, a jeszcze bardziej
unikatowe – wykorzystywanie
muszli jako surowca do jej rzeźbienia. Delikatny surowiec wymaga bowiem wyjątkowej delikatności rzeźbiarskiej. Niezwykle łatwo uszkodzić tak wy-
®
INTERSTONE
WYSTAWA
I GIEŁDA
ŁÓDŹ
sobota–niedziela
® 10.00–18.00
17-18 kwietnia 2010 r.
konywaną kameę. Podstawowymi narzędziami używanymi
przy obróbce muszli są urządzenia dentystyczne (też przecież używane do precyzyjnej
roboty). Tę prace wykonuje w firmie państwa Sroczyńskich artysta Sławomir Chmielewski.
Dzięki jego kunsztowi kamee
z muszli są tak efektowne.
FOT. ADAM JUŚKIEWICZ
MINERAŁY – BIŻUTERIA
SKAMIENIAŁOŚCI, MUSZLE, WYROBY JUBILERSKIE
OKAZY Z CAŁEGO ŚWIATA
To warto zobaczyć! To warto kupić!
Serdecznie zapraszamy
www.interstone.net.pl
III
PROFESOR DR. HAB. MICHAŁ SACHANBIŃSKI
24–25 października 2009 r.
ENTUZJASTA
MINERAŁÓW ŚLĄSKICH
Rozmawiamy z prof. dr. hab. Michałem Sachanbińskim z Uniwersytetu
Wrocławskiego, rektorem Szkoły Wyższej Rzemiosł Artystycznych
i Zarządzania we Wrocławiu, popularyzatorem wiedzy o przyrodzie
nieożywionej w Polsce, szczególnie na Dolnym Śląsku, autorem lub
współautorem m.in. książek „Kamienie szlachetne i ozdobne Śląska”,
„Zbieramy kamienie szlachetne”, „Vademecum zbieracza kamieni
szlachetnych”, „Karkonosze. Przyroda nieożywiona i człowiek”.
d Kim się Pan czuje: mineralogiem, gemmologiem czy fizykiem badającym powstawanie kryształów?
– Mineralogiem uprawiającym gemmologię i fizykę minerałów.
Ukończyłem studia geologiczne na Uniwersytecie
Wrocławskim i Studium Podyplomowe z zakresu Mineralogii i Petrografii Surowców Mineralnych na Akademii Górniczo-Hutniczej
w Krakowie. Napisałem pracę magisterką z mikrotechniki łuków łyszczykowych okolic Świeradowa Zdroju, dysertacja doktorska dotyczyła
mineralogii i geochemii beryli z bloku Gór Sowich, zaś
tematem rozprawy habilitacyjnej była geochemia granitoidów obszaru przedsudeckiego.
d Czemu jest Pan miłośnikiem Sudetów, w ogóle Dolnego Śląska i jego przyrody
nieożywionej?
– Trudno nie być zauroczonym Dolnym Śląskiem, bogactwem form
krajobra-
zu, różnorodnością elementów przyrody żywej i nieożywionej. Występuje tu około
600 minerałów i większość
znanych nauce skał. J. Lis i A.
Sylwestrzak autorzy monografii „Minerały Dolnego Śląska” trafnie zauważyli, że
„Dolny Śląsk – podobnie jak
przyległe Łużyce, Saksonia
i Góry Kruszcowe były jednym z obszarów, na którym
na bazie średniowiecznego
górnictwa powstała nowoczesna geologia i mineralogia”. Tu zbierał materiały do
swego dzieła „De re metallica” ojciec mineralogii i górnictwa Georgins Agricola.
Miłośnicy geologii i mineralogii podróżując po Dolnym
Śląsku mogą też odwiedzić
w Osiecznicy koło Bolesławca dom, w którym urodził się
Abraham Gottlob Werner,
współtwórca nowożytnej mineralogii i geologii, profesor
Akademii Górniczej we Freibergu, nauczyciel geologów
świata.
d Pańskie książki są jak elementarze dla miłośnika
przyrody.
Popularyzację wiedzy traktuje Pan na równi z działalnością naukową?
– Należę do tego pokolenia
pracowników nauki, które
przywiązywało dużą wagę do
popularyzacji osiągnięć nauki o Ziemi. Moim mistrzem
był prof. Kazimierz Maślankiewicz, prezes Polskiego Towa-
AGAT Z PŁÓCZEK
rzystwa Przyrodników im.
Kopernika i redaktor naczelny miesięcznika „Wszechświat”. Od dawna ze względu
na brak czasu i badania naukowe nie publikuję wielu
artykułów popularnonaukowych. Za swój największy
sukces w dziedzinie popularyzacji mineralogii uważam
zorganizowanie pierwszych
w Polsce giełd mineralogicznych pod koniec lat sześć-
dziesiątych XX wieku. Nigdy bym nie przypuszczał, że imprezy te tak
bujnie rozwiną się
w Polsce.
d Czy czuje się
Pan kontynuatorem walońskich
odkrywców?
400 lat temu
pochodzący
z Walonii
Anselmus
Boetius
de Boot
po badaniach zasobów mineralnych
okolic Gór
Izerskich opublikował słynną księgę „Historia kamieni drogocennych i pospolitych”. Czyż
Pańskich „Kamieni szlachetnych i ozdobnych Śląska”
i późniejszych publikacji nie
można nazwać kontynuacją
tamtego dzieła?
– Nie. Tradycje walońskie
podtrzymywane są do dziś
w Szklarskiej Porębie.
W 1999 roku zostało tu reaktywowane Sudeckie
Bractwo Walońskie. Ja
zaś, od kilkunastu lat
więcej czasu spędzam w laboratoriach niż w terenie.
Nowoczesna mineralogia do badań wykorzystuje
narzędzia fizyki i chemii. We współpracy z tymi naukami udało mi się
np. wyjaśnić zieloną barwę
chryzoprazów.
d Czy po walońskiej penetracji Sudetów zostało coś jeszcze do znalezienia– szlachetne rubiny, szafiry, szmaragdy, beryle?
– W Sudetach i na Dolnym
Śląsku nadal można znaleźć
niektóre kamienie szlachetne. Najciekawsze są w kamieniołomach granitów
w masywie Strzegom – Sobótka. Nie ma miesiąca, aby
w jednym z 27 czynnych kamieniołomów nie zostały
znalezione pegmatyty, cza-
sem duże z pięknymi kryształkami, w tym kwarce zadymione i dymne o walorach
kamieni szlachetnych. Trafiają się nawet beryle.
W ubiegłym roku z dr. hab.
Krzysztofem Łobosem i dr.
Tomaszem Pawlikiem opisaliśmy w nr. 11. „Przeglądu
Geologicznego”,
nowe złoże wyso-
AGAT Z PŁÓCZEK
kiej jakości nefrytu występujące w kamieniołomie serpentynitu
w Nasławicach. Od dwóch lat
działa nowoczesny kamieniołom amfibolitów i migmatytów w Piławie Górnej. W trakcie eksploatacji odsłaniane
są kilkunastometrowej długości pegmatyty z kryształami turmalinów, beryli i skaleni. Wzorowo z mineralogami
współpracuje dyrekcja kamieniołomu amfibolitu w Piławie Górnej. Warto wybrać
się na coroczne sejmiki zbieraczy minerałów do Lwówka
Śląskiego i szukać minerałów na polach agatowych.
Z geochemicznego punktu
widzenia istnieją przesłanki
do znalezienia szmaragdów
w rejonie Wir i Tąpadeł. Tu
granity masywu Strzegom-Sobótka kontaktują z serpentynitami. Na kontakcie tych
skał roztwory pomagmowe
z granitów przenikały w sfery
spękań serpentynitów
i utworzyły pegmatyty hybrydalne, w których znajdowane
są zielonawe beryle. Niestety,
dotychczas nie znaleziono
tam szmaragdu. Ale to tylko
kwestia czasu.
d A jaki jest Pana ulubiony
minerał sudecki? Znalezienie jakiego sprawiłoby Panu
największą przyjemność?
– To prasiolit. Jest to
niezmiernie rzadko
JASPIS – GÓRY KRUSZCOWE
spotykana, zielona przezroczysta
odmiana kwarcu,
niekiedy mylona z bardziej
pospolitymi zielonymi i nieprzezroczystymi awenturynami, które posiadają barwę
zapożyczoną, wywołaną
przez wrostki zielonych minerałów (np. miki chromowej – fuchsytu, chlorytu, aktynolitu). Dolny Śląsk był
pierwszy obszarem na świecie, gdzie w roku 1990 wraz
z mineralogami ukraińskimi
udało się nam opisać występowanie naturalnego prasiolitu w okolicach Suszyny koło Kłodzka. Warto dodać, że
do tego czasu prasolity
otrzymywano przez ogrzewanie w temp. 400 – 500
st. C ametystów z kopalni
Montezuma w Brazylii.
Na ostatnim Lecie Agatowym w Lwówku Śląskim
widziałem piękny kilkucentymetrowy zielony monokryształ prasiolitu
z okolic Płóczek Górnych.
Znalezienie podobnego
sprawiło by mi największą
przyjemność.
d Czemu nie istnieje w Polsce lobby, które by popularyzowało unikatowe w skali
świata przepiękne agaty
z Płóczek? Przecież są one
o wiele ciekawsze niż
większość tych z Brazylii? Czemu dzikim terenem pozostaje złoże
chryzoprazu w Szklarach?
– Muszę zaprzeczyć. Od
kilku lat mamy w Polsce
grupę osób z Lwówka Śląskiego wspieraną
przez władze
oraz Towarzystwo Geologiczne „Spiriter”, która
zrobiła bardzo wiele
dla popularyzacji tych
unikatowych
w skali
świata agatów z Płóczek Górnych. Organizuje
wypady
zbieraczy na
płóczkowskie pola agatowe w ramach sej-
miku zbieraczy minerałów.
W lipcu tego roku wydany został album pt. „Agaty z Płóczek Górnych” z przepięknymi zdjęciami opublikowany
w formie elektronicznej na
stronie: http://www.mineraly.waw.pl/album_ploczki. Jeśli chodzi o złoże chryzoprazów w Szklarach to w latach
80. udało się nam zapobiec
zasypaniu wyrobiska kopalni
niklu i pozostawienie go dla
zbieraczy. Mam nadzieję, że
o chryzoprazach ze Szklar
jeszcze nie raz usłyszymy.
d Czesi od kilkunastu lat wydają z powodzeniem dwumiesięcznik „ Mineraly”,
a w Polsce się to nikomu nie
udało. Dlaczego?
– U nas nie ma jeszcze takiej
kultury kamienia jak
w Niemczech, Czechach czy
w USA. Nie ma tylu potencjalnych czytelników. Ze
względów ekonomicznych
jest trudno utrzymać się na
rynku wydawniczym czasopismu poświęconemu minerałom. Dlatego chcę pogratulować gazety ukazującej się
już od 11 lat z okazji targów
Interstone, co jest rekordem
na skalę ogólnopolską.
RYSZARD
JUŚKIEWICZ
FOT. ARCHIWUM
M. SACHANBIŃSKIEGO,
MOJMIR, TOMASZ
PRASZKIER
IV
24–25 października 2009 r.
KLASYCZNE WYSTĄPIENIA I NOWE ODKRYCIE W NASŁAWICACH
Zawsze z przyjemnością jadę do kamieniołomu
w Nasławicach. Dla kolekcjonera jest to na
pewno gratka. Również w 2008 roku jechałem
tam z wielką radością, zwłaszcza że było to
w doborowym towarzystwie członków
Towarzystwa Miłośników Mineralogii
przy Uniwersytecie Łódzkim.
Nie przypuszczałem, że spotka mnie tam
przygoda. Po prawie godzinnym łażeniu
po wyrobisku z przewodnikiem Krzysiem
Sadowskim trafiliśmy pod ścianę wydobywczą.
Ktoś zwrócił uwagę na olbrzymią bryłę nieznanej
nam skały. Nasz przewodnik wziął młot x
i próbował odbić kawałek okazu.
Gdy się zmęczył, dzwonił do kogoś głośno
wymieniając uwagi. Potem znów rozpoczynał
znęcanie się nad kamorem. Jego determinację
ujął na zdjęciu jeden z uczestników wyprawy.
Okazem okazał się nefryt niedawno odkryty
w kamieniołomie przez Krzysztofa Łobosa.
To do niego dzwonił nasz przewodnik. Redakcja
zawsze chce mieć informacje z pierwszej ręki,
więc poprosiliśmy Krzysztofa Łobosa
o artykuł na ten temat. (RJ)
N
efryt, podobnie jak rodingit, to rzadko występująca w przyrodzie skała, która może posiadać walory kamieni ozdobnych bądź
nawet jubilerskich. Powstanie obydwu związane jest z serpentynitami. W naszym kraju najbardziej znane miejsce
występowania nefrytu to nieczynny już kamieniołom serpentynitu w Jordanowie Śląskim k. Wrocławia. Tam został on po raz pierwszy na Dolnym Śląsku i prawdopodobnie w Europie zidentyfikowa-
NEFRYT I RO
ny i opisany w 1884 r. przez
niemieckiego uczonego H.
Traubego. Pod koniec XIX wieku rozpoczęto eksploatację
nefrytu jordanowskiego. Powstało wówczas towarzystwo
zajmujące się eksploatacją
NEFRYT Z RODINGITEM
Z Łodzi do Polanicy
Wiosną byłem w Polanicy Zdroju. W jednym ze sklepów
zauważyłem naszą gazetę wydawaną z okazji targów
INTERSTONE. Oczywiście nie omieszkałem ją sfotografować z miłymi ekspedientkami. Wniosek z tego taki,
że gazeta opuściła Łódź i czasem wędruje po Polsce.
To cieszy. (RJ) FOT. RYSZARD JUŚKIEWICZ
i przeróbką tej wartościowej
skały.
Nefryt jordanowski towarzyszy skałom leukokratycznym (jasne skały bogate w zoizyt, granat, diopsyd etc.), tworzącym strefę o grubości około 0,5 metra. Obecnie można
ją obserwować w ociosie zachodniej części wyrobiska.
Przyjmuje się, że nefryt w Jordanowie Śląskim powstał
w wyniku przeobrażenia serpentynitu pod wpływem intruzji skał pogabrowych przy jednoczesnym intensywnym oddziaływaniu procesów tektonicznych. Występowanie nefrytu notowano także w Złotym Stoku. Co ciekawe, jego jakość porównywano ze znanymi nefrytami syberyjskimi.
Okazy z tej lokalizacji miały
jasnozieloną barwę, gdzieniegdzie z odcieniem czerwonawym. Nefryt ten tworzył pasma o miąższości do 7 cm
w skale diopsydowej. Znalezienie nefrytu w tej lokalizacji wydaje się obecnie prawdziwym wyzwaniem. Podobnie chyba zresztą sprawy mają się w innych miejscach je-
go występowania – w Górach
Izerskich w okolicy Koźmic.
O ich własnościach gemmologicznych nic jednak nie wiadomo.
Rodingity to skały powstałe wskutek oddziaływania gorących roztworów, doprowadzających w strefy spękań serpentynitów krzemionkę oraz
wapń. W efekcie następowały przeobrażenia ser-
mentach niezwykle piękne.
Najczęściej te odmiany rodingitów spotyka-
ne są w czynnym kamienioło
mie serpentynitu w Nasławi
cach. Nieco podobne rodingi
ty znane są z Jordanowa Ślą
skiego, Przemiłowa i innych
miejsc na obszarze masywu
serpentynitowego Gogołów –
Jordanów. W Szklarach k. Ząb
kowic Śląskich można spo
tkać wystąpienia rodingitów
dla których charakterystycz
ne są jasne barwy ze
smugami zieleni i różu.
W roku 2007 w kamieniołomie w Nasławicach
RODINGITY
pentynitu w jasną skałę bogatą w krzemiany wapnia (zoizyt, wezuwian, diopsyd, grossular). Znane są także rodingity powstające z innych skał
wyjściowych, a mianowicie
z pochodnych skał gabrowych
albo nawet plagiogranitów
(granitów, w których skalenie
reprezentują niemal wyłącznie plagioklazy). Interesujące jest to, że wszystkie te skały są przez geologów kojarzone ze skorupą typu oceanicznego i ich powstanie jest związane z przemianami skał ultrazasadowych w okolicach
dna oceanicznego około 400
mln lat temu.
Nie wszystkie odmiany rodingitów mają walory kamieni ozdobnych. Większość
z nich ma niepozorną jasną
barwę. Część jednak wykazuje zabarwienie od zielonego
przez różowe do fioletowego.
Skały tego typu, choć mocno
spękane, są w mniejszych frag-
KLASYCZNY RODINGIT – NASŁAWICE
V
24–25 października 2009 r.
ODINGIT...
RODINGIT Z NEFRYTEM – NASŁAWICE
Nowy meteoryt
z Kanady
20 listopada 2008 r. nad kanadyjską
doliną Battle River rozbłysła seria
wybuchów. Jak później ustalono,
na wysokości około 80 km w atmosferę ziemską wszedł 10-tonowy przybysz z kosmosu. Wykładowcy i studenci z pobliskiego Uniwersytetu Calgary
wraz z kolekcjonerami meteorytów przez miesiąc na powierzchni około 20 km kw. zebrali
ponad 100 odłamków o wadze ponad
10 gramów każdy. Największy z nich
ważył 13 kg. Ciekawe, kiedy ta meteorytowa materia trafi
do polskich kolekcjonerów i do naszych placówek naukowych. (R.J.) FOT. TOMASZ JAKUBOWSKI
RODINGIT – SOKOLNIKI
NEFRYT – NASŁAWICE
natknąłem się w serpentynitach na towarzyszący rodingitom nefryt. Główną masę
wystąpienia stanowił jasny
i rozsypliwy rodingit, składający się głównie z nierozpoznawalnych gołym okiem granatów oraz wtórnych węglanów. Ku brzegom wielkiego
gniazda rodingitowego
wypełnione azbestem.
Jak wykazały analizy rentgenowskie, mikrosondowe
oraz ramanowskie [1], nefryt
nasławicki składa się głównie
z aktynolitu (minerał z grupy
amfiboli). Obecne są w nim
także wrostki chro-
NEFRYT – NASŁAWICE
mitu, granatu chromowego
(zaw. Cr2O3 od 12 do 17 proc.)
a także piroksenu. Aktynolit
jest miejscami wyraźnie wzbogacony w chrom (nawet do
0,94 proc. wag.). Na ogół chaotycznie ułożone igiełkowate
kryształki aktynolitu osiągają przeważnie długość 20-100
km. Ciężar właściwy nefrytu
został oznaczony na 3,13
g/cm3.
Walory kamieni
jubilersko-ozdobnych w nowym wystąpieniu posiada biały ro-
dingit z plamami i smugami
szmaragdowozielonego nefrytu (barwa pochodzi od znacznej zawartości chromu) oraz
sam nefryt, choć nie w całej
masie. Znaczna część wydobywanych okazów cechuje się
dosyć silnym spękaniem i stosunkowo mało atrakcyjną, zielonoszarą barwą. Takie zabarwienie jest szczególnie częste
w bezpośrednim kontrakcie
z serpentynitem. Najciekawsze są odmiany nefrytu pochodzące ze strefy kontaktu z masywnym, smugowanym bądź
plamistym rodingitem. Barwa tej odmiany jest jasnozielona, często przechodząca w intensywną – trawiastozieloną. Płytki wycinane z tej
odmiany są bardzo atrakcyjnym kamieniem jubilerskim.
Generalnie nefryty z Nasławic są w swej masie znacznie
jaśniejsze od tych spotykanych w Jordanowie Śląskim.
Z kolei rodingit z przerostami nefrytu z tej lokalizacji jest
nieznaną dotąd skałą o świetnych cechach kamienia ozdob-
nego. Biel kontrastuje tutaj
z niemal szmaragdowozielonymi smugami i plamkami nefrytu, w których często tkwią
ziarna chromitu. Skała ta jest,
podobnie jak nefryt, trudna
w cięciu i polerowaniu lecz
niezwykle efektowna jako materiał jubilerski.
Strefa nefrytowa w kamieniołomie w Nasławicach lokuje się w jego południowo-wschodniej części, na dolnym poziomie, w otoczeniu widocznych z daleka, jasnych gniazd
rodingitu. Wcześniej w tej części wyrobiska spotykane by-
ły rodingity złożone głównie
z różowego zoizytu bądź wezuwianu. Nie jest wykluczone, że strefa przeobrażonych
serpentynitów z wystąpieniami rodingitów i nefrytu ciągnie się aż po Jordanów Śląski. Postępy w eksploatacji
serpentynitu ze złoża w Nasławicach być może pozwolą
w przyszłości zweryfikować
tę tezę. Oby z pożytkiem dla
kolekcjonerów oraz miłośników skał i minerałów.
KRZYSZTOF ŁOBOS
FOT. KRZYSZTOF ŁOBOS
I RYSZARD JUŚKIEWICZ
KAMIENIOŁOM W NASŁAWICACH
(do około 7 metrów średnicy),
im bliżej serpentynitu, jasna
skała staje się wyraźnie bardziej zielonkawa, po czym przechodzi w masywny biały rodingit z plamami i pasmami
intensywnie zielonego nefrytu, aż w końcu w masywny nefryt. Łączna miąższość strefy
rodingitowej ze smugami nefrytu oraz strefy nefrytowej
wynosi nawet do 40–50 cm. Zewnętrzny kontakt nefrytu z serpentynitem jest ostry i czytelny. Towarzyszą mu liczne lustra tektoniczne i spękania
KRZYSZTOF ŁOBOS – ekonomista, nauczyciel akademicki,
z zamiłowania i zgodnie z późniejszymi studiami – geolog
i mineralog. Autor dwutomowej publikacji „Mineralogiczna
panorama Dolnego Śląska” oraz doniesień naukowych
o minerałach dolnośląskich, między innymi na temat
kordierytu w Zimniku, gahnitu w Siedlimowicach,
clausthalitu w Starym Julianowie, elbaitu w Górach
Sowich oraz nefrytu w Nasławicach. Kolekcjoner
i znawca polskich minerałów.
VI
24–25 października 2009 r.
SAMURAJSKA TECHNIKA SŁUŻY TWORZENIU BIŻUTERII
Mokume gane dla koneserów
Mokume gane (moku = drewno, me =
oko i gane = metal) jest starą japońską
techniką złotniczą opracowaną w XVII
wieku przez mistrza Denbei Shoami
z prefektury Akita.
P
olega ona na łączeniu
różnorodnych warstw
metali i poddaniu ich
procesom zniekształcenia,
szlifowania oraz kucia tak,
aby uzyskać wzory zbliżone
do słojów drzewa. Używana
początkowo do wykonywania
elementów ozdobnych przy
japońskich mieczach i puginałach. Ta rzadka i pracochłonna metoda pozwala na
uzyskanie niepowtarzalnych
efektów słojów drewna w metalu. Wzór na każdym wyrobie jest unikalny, co daje możliwość posiadania rzeczy jedynej w swoim rodzaju.
Moja droga do opanowania
tej sztuki była stosunkowo
długa. O mokume dowiedziałem się od znajomego, który
wysłał mi adresy internetowe
stron dotyczących techniki.
Biżuteria tam prezentowana
była zachwycająca.
Moi wykładowcy artysta plastyk Piotr Cieciura i inżynier
OSTATNIE
PYTANIE
OD LAT BYWAM na różnych
giełdach minerałów. Na większości z nich spotykam nieprzeciętnego człowieka. Zawsze ma stoisko na najwyższym poziomie. Okazy skamieniałości, bo tym się zajmuje, są zawsze profesjonalnie wypreparowane, unikatowe. Prezentuje część swojej kolekcji, której pozazdrościć mogą mu największe muzea świata. Nazywa się Michał Budziaszek. Od co najmniej trzech lat namawiam
go do napisania o swojej pasji w gazecie INTERSTONE.
Zawsze obiecuje. Gdy rozmawiałem z nim przed dwoma
miesiącami, zapytał:
– A o czym mam napisać?
Jacek Skrzyński przybliżyli
mi podstawową wiedzę dotyczącą tworzenia mokume gane.
Przez rok podejmowałem
próby na różnych materiałach,
szukałem sposobów na osiągnięcie ciekawych efektów.
Ciągle eksperymentowałem.
Początkowo łączyłem ze sobą
kombinacje srebra, miedzi,
mosiądzu oraz alpaki, obecnie pracujętakże w złocie. Możliwe jest użycie również palladu, platyny, brązu, niklu,
stali, tytanu, shakudo (stopu
miedzi i złota) oraz shibuishi
(stopu srebra i miedzi). Precjoza, które wychodzą z mojej pracowni to głównie obrączki zamawiane na śluby
oraz kolczyki, pierścienie,
bransolety i wisiory czasem
dobierane w komplety.
Obrączki na własny ślub wy-
konywałem oczywiście osobiście. Wtedy nie miałem jeszcze wprawy i po kilku nieudanych próbach skończyłem je
zaledwie jeden dzień przed
ślubem. Praca w tej technice
choć jest trudna i czasochłonna sprawia mi największą satysfakcję. Proces powstawania jest długi i skomplikowany. Nigdy nie można być pewnym, czy efekt będzie odpowiedni i czy na wyrobie nie
pojawią się niemożliwe do usunięcia wady. W Polsce mokume zajmuje się kilka osób i niewiele więcej na świecie, głównie w Niemczech i Stanach
Zjednoczonych. W kraju jest
to technika niemalże nieznana. Większość jubilerów nawet o niej nie słyszała. Należy
ona do najdroższej biżuterii
ze względu na wysoki stopień
trudności wykonania. Sztukę
tę najbardziej doceniają odbiorcy w Europie Zachodniej.
Na rynku zalanym masą od-
lewów sztuka mająca niepowtarzalny charakter znajduje coraz więcej odbiorców.
Największą satysfakcję sprawia wykonywanie obrączek
ślubnych. Jest to specyficzna
biżuteria z ogromną symboliką. Realizacja takiego zamówienia zwieńczona jest często miłym podziękowaniem
od nabywców. Czasem jeżeli
kontakt następuje poprzez
moją stronę www.neores.pl
i nie ma możliwości obejrze-
nia obrączek osobiście, po odbiorze przesyłki przez młodą
parę, otrzymuję wiadomość
że efekt przerasta wyobrażenia i zdjęcia nie oddają piękna tej techniki. Prace swoje
prezentuję na giełdach jubilerskich, festiwalach rękodzieła, turniejach rycerskich oraz
innych imprezach o podobnym charakterze. Prezentuję
ją również na Interstone w Łodzi.
KRZYSZTOF JĘDRZEJCZAK
PRACOWNIA NEORES
FOT. AUTOR
CZEMU WARTO KOLEKCJONOWAĆ
SKAMIENIAŁOŚCI
– Napisz po prostu, dlaczego warto kolekcjonować skamieniałości.
– Napiszę – usłyszałem.
To temat bardzo interesujący, bo odpowiedź na to pytanie może być i prosta,
i skomplikowana. Dziś przyszło mi do głowy podobne.
– Po co są ogrody zoologiczne? Na nie łatwiej odpowiedzieć, mimo że to nie takie jednoznaczne. Najwięcej
zapytanych stwierdzi, że jest
to namiastka podróży po świecie w celu poznania egzotycznych zwierząt. Kolekcjonerstwo skamieniałości daje na-
miastkę podróży w czasie,
w trakcie której można poznać zmiany, jakie zachodziły na naszej planecie.
Jedne zwierzęta wymierały, inne rozpoczynały marsz
do opanowania Ziemi. Ktoś
może powiedzieć, że od tego
są muzea. To zapytam: Kto
z nas wymieni z nazwy takie
muzea w Polsce? Ile ludzi je
odwiedza rocznie? Natomiast
skamieniałości u sąsiada Kowalskiego może obejrzeć każdy. Wystarczy tylko wyrazić
chęć obejrzenia kolekcji. Zawsze przy takiej okazji będzie możliwość wysłuchania
historii dotyczącej wieku pochodzenia „padliny”, bo tak
w kolekcjonerskim slangu
nazywane bywają skamieniałości, warunkach w jakich żyły i dlaczego wymarły.
Każdy z nas w dzieciństwie
przechodził etap zbieractwa,
mimo że nieczęsto się do tego przyznaje. Co robiliśmy
na plaży, gdy pierwszy raz byliśmy nad morzem? Oczywiście zbieraliśmy muszelki,
które potem przez tygodnie
zalegały półki biblioteczki
domowej. Co robiliśmy, gdy
pierwszy raz byliśmy w Jurze? Szukaliśmy skamieniałych muszelek i amonitów.
Trudniej się przyznać
do takich atawizmów
w wieku dojrzałym,
ale może warto
zamiast
siedzieć
co niedziela nad zadymionym
grillem, pójść
w teren i podziwiając piękne widoki,
poszukać skamieniałości lub
minerałów. Jest to
jeden ze sposobów
na spędzenie wol- MICHAŁ
nego czasu. Zdrowy sposób. Przy okazji może
się zdarzyć, że znajdziemy unikatowy okaz, jak to
doświadczył
niedawno Robert Borzęcki
trafiając w gliniance w Lisowicach na
szczątki
„polskiego
dinozaura”.
Pomijam
w tym miejscu smutny fakt
tego wydarzenia, bowiem cały splendor zebrali prawdziwi naukowcy, którzy opublikowali stosowne doniesienia, ale satysfakcja pozostała.
Ostatnim argumentem propagującym kolekcjonerstwo,
jest – żeby nikogo nie urazić
– rozwój intelektualny. Jeżeli znajdziemy np. 13 odmian
czy rodzajów skamieniałych
jeżowców, to zaczniemy czytać, dlaczego się różnią, gdzie
występowały i kiedy, dlaczego wyginęły, dlaczego mają
taki a nie inny wygląd, a potem nawet ciocię zadziwimy
swoją wiedzą.
Takiej odpowiedzi oczekiwałem od Michała. Ale może i on jeszcze kiedyś o tym
napisze?
RYSZARD
JUŚKIEWICZ
BUDZIASZEK
FOT. ADAM JUŚKIEWICZ
VII
STEVNS KLINT W DANII
S
tevns Klint to odcinek
klifowego wybrzeża największej duńskiej wyspy
– Zelandii. Rozciąga się on na
wschodzie wyspy, w odległości około 60 km na południe
od Kopenhagi. Jest uważany
za jedno z najciekawszych stanowisk geologicznych nie tylko Danii, ale całej północnej
Europy.
Walory naukowe tego odsłonięcia sprawiły, że zostało
ono zaliczone do geostanowisk (geosites), czyli obszarów szczególnie cennych pod
względem geologicznym i geomorfologicznym. Stevns Klint,
dzięki swojej randze naukowej, walorom krajobrazu i łatwemu dostępowi, stał się najczęściej odwiedzanym stanowiskiem geologicznym w Danii. Przyjeżdżają tutaj nie tylko duńscy i zagraniczni naukowcy, ale także liczne grupy szkolne i uniwersyteckie
oraz zwykli turyści.
Ranga naukowa stanowiska wynika głównie z faktu,
że w profilu klifu Stevns Klint
odsłaniają się skały z granicy kredy, należącej jeszcze do
ery mezozoicznej, i paleogenu, reprezentującego erę kenozoiczną. Na ten okres przypada globalny kryzys życia
24–25 października 2009 r.
Świadectwo globalnej
katastrofy
na Ziemi – m.in. zagłada dinozaurów i wielu innych grup
zwierząt. Zainteresowanie tym
stanowiskiem nasiliło się, kiedy w warstwie ciemnego iłu
w Stevns Klint (datowanej na
początek paleogenu) wykryto tzw. anomalię irydową i powiązano ją z upadkiem meteorytu. Zdaniem wielu badaczy to właśnie zmiany środowiskowe, jakie nastąpiły po
impakcie w rejonie Zatoki
Meksykańskiej, były odpowiedzialne za ogólnoświatowe
masowe wymieranie organizmów.
W dolnej części klifu odsłania się gruba dwudzielna seria kredy piszącej. Już na pierw-
szy rzut oka dostrzec można
białe zabarwienie dolnej części i szare górnej. Kreda pisząca to bardzo miękki wapień
zbudowany głównie ze szcząt-
ków mikroskopijnych organizmów planktonicznych. Występują w niej również makroskamieniałości, m.in. jeżowce, liliowce, ramienionogi, gąbki, małże, amonity, łodziki, belemnity i mszywioły. Liczne
są także skamieniałości śladowe – jamki mieszkalne, ślady rycia zwierząt w osadzie
i inne. Tuż poniżej stropu białej kredy, wzdłuż całego klifu
ciągnie się wyraźnie widoczna
ławica czarnych obłych lub
nieregularnie spłaszczonych
krzemieni. Na stropie kredy
szarej, czyli około 3 do 5 metrów ponad poziomem z krzemieniami leży cienka warstwa
czarnego „rybiego” iłu, utwo-
rzona już w kenozoiku. Zawdzięcza on swoją nazwę
szczątkom ryb: łuskom, zębom i kościom. Ponad warstwą iłu leżą kenozoiczne wapienie z krzemieniami oraz
licznymi skamieniałościami
jeżowców, liliowców, mszywiołów, małży i ramienionogów.
Erozja morska przyczynia
się do intensywnego rozmywania ścian klifu i wypłukiwania tkwiących w nich krzemieni oraz skamieniałości.
W efekcie u podnóża Stevns
Minerały w świętych księgach
NA PYTANIE, jakie minerały występują w świętych księgach,
trudno oczekiwać odpowiedzi, że
będą to np. apatyty, epidoty czy
diopsydy. Intuicyjnie można by
przypuszczać, że może to być sól
kamienna. Tu niespodzianka.
Tylko w jednym miejscu w Starym Testamencie znalazłem ten
minerał. Zamieniła się weń żona
Lota /jej imienia Biblia nie podaje/, gdy odwróciła się, by zobaczyć, co stało się w Sodomie. Poza tym ani słowa o tej pożądanej
od początku historii ludzkości
przyprawie. Ani w Biblii, ani w Koranie.
TORA
Już w pierwszych pięciu rozdziałach Starego Testamentu, który
w judaizmie nazywa się Torą lub
Pięcioksięgiem, znajdujemy opisy
stroju kapłańskiego Aarona i jego
następców. Oto fragment Księgi
Wyjścia:
„Zrobili też szaty z drogocennej
tkaniny do [pełnienia] służby
w przybytku z fioletowej i czerwonej purpury oraz z karmazynu.
Zrobili również szaty święte dla
Aarona, jak to Pan nakazał uczynić Mojżeszowi. Wykonali efod ze
złota, z fioletowej i czerwonej
purpury, karmazynu oraz z kręconego bisioru. (..)Obrobili też kamienie onyksowe, osadzone
w złote oprawy, z wykutymi na
nich, na wzór pieczęci, imionami
synów Izraela. Umieścili je na obu
naramiennikach efodu jako kamienie pamięci o synach Izraela,
jak nakazał Pan Mojżeszowi.
Uczynili też pektorał, wykonany
przez biegłych tkaczy w ten sam
sposób jak efod [z nici] ze złota,
z fioletowej i czerwonej purpury,
z karmazynu i z kręconego bisioru. Pektorał był kwadratowy,
a długość jego i szerokość wynosiły jedną piędź. Był on podwójnie
złożony. Umieścili na nim cztery
rzędy drogich kamieni; w pierwszym rzędzie rubin, topaz i szmaragd; w drugim rzędzie granat,
szafir i beryl; w trzecim rzędzie
opal, agat, ametyst; wreszcie
w czwartym rzędzie chryzolit,
onyks i jaspis. Były osadzone
w oprawach ze złota w odpowiednich rzędach. Kamienie te
otrzymały imiona dwunastu synów Izraela; było ich dwanaście
według ich imion; były ryte na
wzór pieczęci, każdy z własnym
imieniem według dwunastu po-
koleń. (…)Wykonali dwa złote
pierścienie i przymocowali je do
obu [górnych] końców pektorału.
Wreszcie wykonali jeszcze dwa
inne złote pierścienie i przyszyli
je do obu naramienników efodu
na zewnętrznej stronie, w miejscu spięcia efodu z przepaską(…), jak nakazał Pan Mojżeszowi.”
W dalszej części księgi też aż kipi
od złota, purpury i kamieni szlachetnych.
Strój arcykapłana był niezwykle
bogato zdobiony. W porównaniu
do stroju kapłana ubiory żydów,
szczególne tych ortodoksyjnych
są skromne, pozbawione ozdób.
Kobiety nie nosiły biżuterii. Obowiązujący od XVIII w. strój męski
chasydzki został zachowany,
z niewielkimi modyfikacjami, do
dziś.
RYSZARD JUŚKIEWICZ
W wiosennym wydaniu
o minerałach w innych
świętych księgach.
Klint utworzyła się plaża zbudowana niemal wyłącznie
z buł krzemiennych, które pod
stopami spacerowiczów dźwięczą jak grube szkło. Bezpośrednio przy ścianach klifu
leżą przemieszane fragmenty skał i skamieniałości pochodzące z różnych jego części – zarówno z osadów mezozoicznych, jak i kenozoicznych.
W okolice Stevns Klint najłatwiej można dostać się samochodem. Punktem wypadowym do wędrówki po klifie i jego otoczeniu jest miejscowość HŅjerup. Na krawędzi klifu wznosi się tu trzynastowieczny kościół. Jego chór
i fragment prezbiterium
w 1928 roku padły ofiarą fal
morskich. Pozostała część
świątyni jest obecnie zabezpieczona i udostępniona do
zwiedzania.
Stevns Klint warto polecić
wszystkim miłośnikom skamieniałości, ale i zbieracze
skał i minerałów też znajdą
tutaj coś dla siebie. Warte uwagi jest nawet samo piękno krajobrazu – białe skalne ściany,
zieleń lasu i kamienista krzemienna plaża. Nie trzeba być
fanatykiem paleontologii czy
geologii, żeby zachwycić się
tym miejscem.
PIOTR CZUBLA
PRACOWNIA GEOLOGII
UNIWERSYTETU ŁÓDZKIEGO
FOT. OLAF CZUBLA
REKLAMA
VIII
TERAZ WY!
24–25 października 2009 r.
AGAT Z PŁÓCZEK Z KOLEKCJI
DAWIDA GODZIEWSKIEGO
MUZEA I „MUZEA”
Od kilku lat na łamach tej gazety poruszałem tematy związane
z kolekcjonerstwem minerałów i skał. Przyszedł czas,
by wypowiedzieli się Czytelnicy. Cieszy, że na nasze publikacje jest
odzew. Czasem w formie listu, częściej w korespondencji
e-mailowej, czy rozmów w trakcie Interstone.
M
amy w Polsce coraz
więcej miejsc, gdzie
są eksponowane minerały i skały. Każde propagowanie piękna przyrody nieożywionej zasługuje
na pochwałę. Często jednak gabloty z minerałami,
nieraz również w renomowanych placówkach naukowych, bezskutecznie oczekują usunięcia kurzu czy
uaktualnienia opisów okazów lub lokalizacji. W mniejszych placówkach, gdzie
merytoryczna opieka jest
czasem na niskim poziomie, dochodzi dodatkowo
do sytuacji wręcz kuriozalnych.
Oto w jednej z nich wiosną tego roku w gablocie,
gdzie umieszczono różne
formy krystalizacji krzemionki, na eksponowanym
miejscu można zobaczyć
piękny barwiony agat brazylijski.
I
EK Z KOLEKCJ
Z
C
Ó
Ł
P
Z
T
A
G
A
IEWSKIEGO
DAWIDA GODZ
To zakrawa na kpinę ze
zwiedzających, gdyż „muzeum” znajduje się mniej
niż 50 km od Nowego Kościoła, Płóczek czy Sokołowca, gdzie nie jest wcale trudne znalezienie okazów godnych muzealnych gablot, a przy
odrobinie wysiłku nawet na światowym
poziomie.
Nie dziwi mnie
w tej sytuacji fakt
powszechnie komentowany
przez
kolekcjonerów, że na czołowym portalu sprzedającym różne artykuły w dziale „Minerały” największym
popytem cie-
AGATY Z PŁÓCZEK Z KOLEKCJI
DAWIDA GODZIEWSKIEGO
LOSY KOLEKCJI
W kilku wydaniach gazety opisywane były przypadki dotyczące losów kolekcji. Przeważnie
smutnych. Losami jednej z nich
chciałbym podzielić się z Czytelnikami.
Wśród moich znajomych nie
jest tajemnicą, że kolekcjonuję
minerały. Kilka miesięcy temu
przyszedł do mnie znajomy kamieniarz z okazem chryzokoli
w ręku i pytaniem: – Co to jest?
Odpowiedziałem, zgodnie ze
swoją wiedzą, nie omieszkając
dodać:
– A skąd to masz?
Usłyszałem historię, którą
z niewielkimi skrótami przytoczę.
„Jak wiesz mam zakład kamieniarski. Wykonuję pomniki na
cmentarzach oraz inne prace
kamieniarskie związane z moim zawodem. Któregoś dnia, jak
co dzień ze współpracownikiem
montowałem pomnik zamówiony kilka tygodni wcześniej. Przygotowałem zaprawę betonową,
by zamocować granitowe płyty.
Nagle zauważyłem kobietę, która zamawiała pomnik. Pomyślałem w pierwszej chwili, że mo-
Dodatek przygotowali: Anna Bajer, Magdalena Jach, Ryszard Juśkiewicz, Janusz Nowak
szą się „przecudnej
urody” barwione kolorowe plastry brazylijskich agatów. Nie powinny jednak trafiać do
muzealnych gablot.
Obok tych okazów ułożono niebrzydki nawet opal
miodowy ze Szklar. Podpis
pod okazem „Opal miodowy – Szklary Kurdystan”…
zresztą zobaczcie na zdjęciu.
W narożnej gablocie polskie skarby Ziemi. Obok
bursztynu i węgla leży siarka. Ale nie ma ona nic
wspólnego z minerałem.
Jest to kawał stopionej siarki, prawdopodobnie z Grzybowa, gdzie po podziemnym wytopie płynna siarka trafia do wagonów i taki zastygły okaz pokazano
w gablocie. I cóż, że kopalnia w Tarnobrzegu, gdzie
występowała krystaliczna
siarka, przestała istnieć.
Wszak na każdej giełdzie
minerałów można spotkać jej okazy
z dawnych kolekcjonerskich
zbiorów, często godne muzealnej gabloty.
Nie wspominając o egzemplarzach z celestynem, które były kiedyś polską specjalnością
mineralogiczną.
Inny przykład braku merytorycznego nadzoru nad
ekspozycją to niby-cerusyt
pokazany w jednej z gablot.
W okazie można dostrzec
jedynie kryształy barytu
z galeną z Mibladen w Maroku.
O innych, mniej oczywistych, nie chcę wspominać.
Byłem, zobaczyłem, sfotografowałem. Po moim wyj-
że chce wycofać się z zamówienia. Kobieta niosła z widocznym
zmęczeniem płócienny worek.
Podeszła do nas i głosem nie
cierpiącym sprzeciwu powiedziała:
– Proszę to domieszać do zaprawy betonowej – i bez chwili
wahania wrzuciła zawartość worka na wylaną zaprawę. Były to
kolorowe, błyszczące kamienie
różnej wielkości i różnych kolorów. Kobieta podniesionym głosem prawie wykrzyczała:
– Były zawsze ważniejsze ode
mnie. Masz swoje zbiory na zawsze.
Jeden z kamieni nie przykleił się do wylanego betonu i potoczył się po ścieżce. Spytałem po
ściu weszły dzieci, chyba
z gimnazjum.
Pani opiekunka podniesionym głosem zalecała pilne obejrzenie wystawy i wyciągnięcie z niej wniosków
na najbliższą lekcję geografii.
Ja te wnioski wyciągnąłem, a co wy na to?
chwili wahania, czy mogę ten
kawałek zatrzymać na pamiątkę. Kobieta kiwnęła głową i popatrzywszy na okazy zanurzające się w szarej mazi spiesznym
krokiem oddaliła się. Staliśmy
jak osłupiali. Gdy po kilku
dniach przyszła dopłacić za wykonany pomnik, nie miałem odwagi zapytać, dlaczego?” W.W.
(nazwisko do wiadomości
redakcji)
Od redakcji:
Takie bywają losy kolekcji.
Ostatnio byłem w Tálly na Węgrzech w towarzystwie autorów
artykułu o zbiorach minerałów
zgromadzonych przez jednego
z mieszkańców tego miastecz-
Nazwisko do wiadomości redakcji.
Od redakcji:
Za komentarz niech posłużą trzy okazy agatów
z Płóczek z kolekcji Dawida
Godziewskiego, których,
jak wynika z listu nie można uświadczyć w tym „muzeum”. (RJ)
ka, Gyortgy Encsy, zamieszczonego w jednym z wcześniejszych
wydań gazety. Z kolekcji zostały marne szczątki. Nie pytaliśmy, gdzie podziały się znaczące jej okazy. Po cóż drażnić staruszkę, która chce do końca swego życia być strażniczką mężowskich zbiorów. Jak widać, nie
jest w stanie sprostać zadaniu.
(RJ)
ZAMÓW
NUMER ARCH
IWALNY
Gdyby ktoś z
Czytel
przeczytać numer ników zechciał
y
szej gazety, to m archiwalne naoże zgłosić się do
organizatora Inte
rs
waka. Można też tone Janusza Noo nie poprosić e-mailem dostępny
m na stronie
http://www.inte
rstone.net.pl/
Redakcja

Podobne dokumenty

xxxi wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxi wystawa

xxxi wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxi wystawa oja przygoda rozpoczęła się w latach 70. od lektury książki prof. Andrzeja Samka pt. „Świat muszli” i otrzymania dwóch muszli, które przechowuję do dziś. Książka przeniosła mnie w świat egzotyki i ...

Bardziej szczegółowo