xxxv wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxv
Transkrypt
xxxv wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxv
NEFRYT I RODINGIT W NASŁAWICACH CZYTAJ IV-V 9 O klasycznych wystąpieniach i nowych odkryciach pisze Krzysztof Łobos. WYDANIE SPECJALNE SOBOTA – NIEDZIELA, 24–25 PAŹDZIERNIKA 2009 R. INTERSTONE Nietypowe kamee ® Przez dwa dni w Hali Sportowej przy ul. Skorupki będzie można podziwiać minerały, skamieniałości z całego świata oraz unikatową biżuterię z naturalnymi kamieniami, a nawet lawą wulkaniczną. STRONA II Elżbieta i Wiesław Sroczyńscy na wiosennych targach Interstone zaprezentowali efektowną biżuterię – kamee. Entuzjasta minerałów... STRONA III Prof. dr. hab. Michał Sachanbiński, popularyzator wiedzy o przyrodzie nieożywionej w Polsce, mówi o swojej pracy i fascynacjach. Co to jest mokume gane? XXXV WYSTAWA I GIEŁDA MINERAŁÓW I WYROBÓW JUBILERSKICH STRONA VI Samurajska technika tworzenia biżuterii stosowana przez Krzysztofa Jędrzejczaka. ® FOT. ADAM JUŚKIEWICZ II CIEKAWE, NIETUZINKOWE... 24–25 października 2009 r. Bursztynowe fascynacje Na ostatniej giełdzie Interstone gościliśmy niezwykłego człowieka – Ryszarda Tomaszewskiego, twórcę oryginalnych wyrobów z bursztynu, który przyjechał do Łodzi aż z Junoszyna nad Bałtykiem. Niepozornej postury, skromny, z pewną nieśmiałością po raz pierwszy prezentujący swoje prace na naszych targach. A one właśnie zafascynowały wielu zwiedzających. Każdy chciał zamienić parę słów z ich autorem. – Pracuję z bursztynem już 15 lat – opowiada Ryszard Tomaszewski. – Moja przygoda zaczęła się od przeczytania wywiadu z panem Myrtą, artystą tworzącym bardzo duże dzieła z bursztynu. Bursztyn jest dla mnie jak muzyka, ma nieskończone możliwości twórcze. Każdy kawałek jest inny, a od człowieka zależy, co w nim zobaczy i w jaki sposób go wyeksponuje. Pewien bardzo znany artysta rosyjski powiedział, że nie ma br z yd- kiego bursztynu, a wszystko zależy od ludzi, którzy go obrabiają. Trzeba czasem wielu lat, żeby to zrozumieć i pojąć, że pozorna wada może być największym atrybutem i zaletą jakiegoś okazu. Dziś jestem nie tylko producentem, ale przede wszystkim pasjonatem tego, co robię i mam na- Ryszard Tomaszewski przy f swoim stoisku na wiosennych targach Interstone. dzieję, że kiedyś uda mi się pokazać prawdziwe piękno bursztynu. W mojej pracowni często powstają wyroby nietypowe, ale takie, które mogą przynieść komuś radość, a przede wszystkim przykuć uwagę i zafascynować. Zresztą proszę obejrzeć moje wyroby i stwierdzić, czy tak jest w rzeczywistości. FOT. RYSZARD TOMASZEWSKI, ADAM JUŚKIEWICZ, JANUSZ KUBIK HALA SPORTOWA MOSiR ul. ks. Skorupki 21 NIETYPOWE KAMEE N ietypowe kamee zwróciły naszą uwagę podczas wiosennej edycji giełdy Interstone. Ich właściciele, Elżbieta i Wiesław Sroczyńscy, okazali się przemiłymi rozmówcami. Opowiedzieli nam nieco o historii i współczesności tych oryginalnych ozdób. Kamea (z arabskiego kamma, czyli garb, wypukłość) znana jest od tysiącleci. Jako pierwsi kamee podobno robili Babi- lończycy, później Grecy. Noszono je wówczas w naszyjnikach, kolczykach, naramiennikach, ale także zdobiono nimi puchary i czarki. Do wyrobu kamei najchętniej używano onyksu, karneolu i kości słoniowej, rzadziej muszli. W czasach odrodzenia narodził się zwyczaj, że bogaci ludzie kolekcjonowali kamee. Wielkimi wielbicielkami kamei byli markiza de Pompadour, caryca Katarzyna i nasz ostatni król Stanisław August Poniatowski. Część ich zbiorów można do tej pory oglądać w muzeach całego świata. O cenie kamei nie świadczył surowiec, ale kunszt artysty. Bo praca nad kameą jest żmudna, wymaga cierpliwości i niebywałego kunsztu. Dziś najczęściej używa się do tego urządzenia sprzęgnięte z komputerem. Rzadkością jest już wykonywanie kamei ręcznie, a jeszcze bardziej unikatowe – wykorzystywanie muszli jako surowca do jej rzeźbienia. Delikatny surowiec wymaga bowiem wyjątkowej delikatności rzeźbiarskiej. Niezwykle łatwo uszkodzić tak wy- ® INTERSTONE WYSTAWA I GIEŁDA ŁÓDŹ sobota–niedziela ® 10.00–18.00 17-18 kwietnia 2010 r. konywaną kameę. Podstawowymi narzędziami używanymi przy obróbce muszli są urządzenia dentystyczne (też przecież używane do precyzyjnej roboty). Tę prace wykonuje w firmie państwa Sroczyńskich artysta Sławomir Chmielewski. Dzięki jego kunsztowi kamee z muszli są tak efektowne. FOT. ADAM JUŚKIEWICZ MINERAŁY – BIŻUTERIA SKAMIENIAŁOŚCI, MUSZLE, WYROBY JUBILERSKIE OKAZY Z CAŁEGO ŚWIATA To warto zobaczyć! To warto kupić! Serdecznie zapraszamy www.interstone.net.pl III PROFESOR DR. HAB. MICHAŁ SACHANBIŃSKI 24–25 października 2009 r. ENTUZJASTA MINERAŁÓW ŚLĄSKICH Rozmawiamy z prof. dr. hab. Michałem Sachanbińskim z Uniwersytetu Wrocławskiego, rektorem Szkoły Wyższej Rzemiosł Artystycznych i Zarządzania we Wrocławiu, popularyzatorem wiedzy o przyrodzie nieożywionej w Polsce, szczególnie na Dolnym Śląsku, autorem lub współautorem m.in. książek „Kamienie szlachetne i ozdobne Śląska”, „Zbieramy kamienie szlachetne”, „Vademecum zbieracza kamieni szlachetnych”, „Karkonosze. Przyroda nieożywiona i człowiek”. d Kim się Pan czuje: mineralogiem, gemmologiem czy fizykiem badającym powstawanie kryształów? – Mineralogiem uprawiającym gemmologię i fizykę minerałów. Ukończyłem studia geologiczne na Uniwersytecie Wrocławskim i Studium Podyplomowe z zakresu Mineralogii i Petrografii Surowców Mineralnych na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Napisałem pracę magisterką z mikrotechniki łuków łyszczykowych okolic Świeradowa Zdroju, dysertacja doktorska dotyczyła mineralogii i geochemii beryli z bloku Gór Sowich, zaś tematem rozprawy habilitacyjnej była geochemia granitoidów obszaru przedsudeckiego. d Czemu jest Pan miłośnikiem Sudetów, w ogóle Dolnego Śląska i jego przyrody nieożywionej? – Trudno nie być zauroczonym Dolnym Śląskiem, bogactwem form krajobra- zu, różnorodnością elementów przyrody żywej i nieożywionej. Występuje tu około 600 minerałów i większość znanych nauce skał. J. Lis i A. Sylwestrzak autorzy monografii „Minerały Dolnego Śląska” trafnie zauważyli, że „Dolny Śląsk – podobnie jak przyległe Łużyce, Saksonia i Góry Kruszcowe były jednym z obszarów, na którym na bazie średniowiecznego górnictwa powstała nowoczesna geologia i mineralogia”. Tu zbierał materiały do swego dzieła „De re metallica” ojciec mineralogii i górnictwa Georgins Agricola. Miłośnicy geologii i mineralogii podróżując po Dolnym Śląsku mogą też odwiedzić w Osiecznicy koło Bolesławca dom, w którym urodził się Abraham Gottlob Werner, współtwórca nowożytnej mineralogii i geologii, profesor Akademii Górniczej we Freibergu, nauczyciel geologów świata. d Pańskie książki są jak elementarze dla miłośnika przyrody. Popularyzację wiedzy traktuje Pan na równi z działalnością naukową? – Należę do tego pokolenia pracowników nauki, które przywiązywało dużą wagę do popularyzacji osiągnięć nauki o Ziemi. Moim mistrzem był prof. Kazimierz Maślankiewicz, prezes Polskiego Towa- AGAT Z PŁÓCZEK rzystwa Przyrodników im. Kopernika i redaktor naczelny miesięcznika „Wszechświat”. Od dawna ze względu na brak czasu i badania naukowe nie publikuję wielu artykułów popularnonaukowych. Za swój największy sukces w dziedzinie popularyzacji mineralogii uważam zorganizowanie pierwszych w Polsce giełd mineralogicznych pod koniec lat sześć- dziesiątych XX wieku. Nigdy bym nie przypuszczał, że imprezy te tak bujnie rozwiną się w Polsce. d Czy czuje się Pan kontynuatorem walońskich odkrywców? 400 lat temu pochodzący z Walonii Anselmus Boetius de Boot po badaniach zasobów mineralnych okolic Gór Izerskich opublikował słynną księgę „Historia kamieni drogocennych i pospolitych”. Czyż Pańskich „Kamieni szlachetnych i ozdobnych Śląska” i późniejszych publikacji nie można nazwać kontynuacją tamtego dzieła? – Nie. Tradycje walońskie podtrzymywane są do dziś w Szklarskiej Porębie. W 1999 roku zostało tu reaktywowane Sudeckie Bractwo Walońskie. Ja zaś, od kilkunastu lat więcej czasu spędzam w laboratoriach niż w terenie. Nowoczesna mineralogia do badań wykorzystuje narzędzia fizyki i chemii. We współpracy z tymi naukami udało mi się np. wyjaśnić zieloną barwę chryzoprazów. d Czy po walońskiej penetracji Sudetów zostało coś jeszcze do znalezienia– szlachetne rubiny, szafiry, szmaragdy, beryle? – W Sudetach i na Dolnym Śląsku nadal można znaleźć niektóre kamienie szlachetne. Najciekawsze są w kamieniołomach granitów w masywie Strzegom – Sobótka. Nie ma miesiąca, aby w jednym z 27 czynnych kamieniołomów nie zostały znalezione pegmatyty, cza- sem duże z pięknymi kryształkami, w tym kwarce zadymione i dymne o walorach kamieni szlachetnych. Trafiają się nawet beryle. W ubiegłym roku z dr. hab. Krzysztofem Łobosem i dr. Tomaszem Pawlikiem opisaliśmy w nr. 11. „Przeglądu Geologicznego”, nowe złoże wyso- AGAT Z PŁÓCZEK kiej jakości nefrytu występujące w kamieniołomie serpentynitu w Nasławicach. Od dwóch lat działa nowoczesny kamieniołom amfibolitów i migmatytów w Piławie Górnej. W trakcie eksploatacji odsłaniane są kilkunastometrowej długości pegmatyty z kryształami turmalinów, beryli i skaleni. Wzorowo z mineralogami współpracuje dyrekcja kamieniołomu amfibolitu w Piławie Górnej. Warto wybrać się na coroczne sejmiki zbieraczy minerałów do Lwówka Śląskiego i szukać minerałów na polach agatowych. Z geochemicznego punktu widzenia istnieją przesłanki do znalezienia szmaragdów w rejonie Wir i Tąpadeł. Tu granity masywu Strzegom-Sobótka kontaktują z serpentynitami. Na kontakcie tych skał roztwory pomagmowe z granitów przenikały w sfery spękań serpentynitów i utworzyły pegmatyty hybrydalne, w których znajdowane są zielonawe beryle. Niestety, dotychczas nie znaleziono tam szmaragdu. Ale to tylko kwestia czasu. d A jaki jest Pana ulubiony minerał sudecki? Znalezienie jakiego sprawiłoby Panu największą przyjemność? – To prasiolit. Jest to niezmiernie rzadko JASPIS – GÓRY KRUSZCOWE spotykana, zielona przezroczysta odmiana kwarcu, niekiedy mylona z bardziej pospolitymi zielonymi i nieprzezroczystymi awenturynami, które posiadają barwę zapożyczoną, wywołaną przez wrostki zielonych minerałów (np. miki chromowej – fuchsytu, chlorytu, aktynolitu). Dolny Śląsk był pierwszy obszarem na świecie, gdzie w roku 1990 wraz z mineralogami ukraińskimi udało się nam opisać występowanie naturalnego prasiolitu w okolicach Suszyny koło Kłodzka. Warto dodać, że do tego czasu prasolity otrzymywano przez ogrzewanie w temp. 400 – 500 st. C ametystów z kopalni Montezuma w Brazylii. Na ostatnim Lecie Agatowym w Lwówku Śląskim widziałem piękny kilkucentymetrowy zielony monokryształ prasiolitu z okolic Płóczek Górnych. Znalezienie podobnego sprawiło by mi największą przyjemność. d Czemu nie istnieje w Polsce lobby, które by popularyzowało unikatowe w skali świata przepiękne agaty z Płóczek? Przecież są one o wiele ciekawsze niż większość tych z Brazylii? Czemu dzikim terenem pozostaje złoże chryzoprazu w Szklarach? – Muszę zaprzeczyć. Od kilku lat mamy w Polsce grupę osób z Lwówka Śląskiego wspieraną przez władze oraz Towarzystwo Geologiczne „Spiriter”, która zrobiła bardzo wiele dla popularyzacji tych unikatowych w skali świata agatów z Płóczek Górnych. Organizuje wypady zbieraczy na płóczkowskie pola agatowe w ramach sej- miku zbieraczy minerałów. W lipcu tego roku wydany został album pt. „Agaty z Płóczek Górnych” z przepięknymi zdjęciami opublikowany w formie elektronicznej na stronie: http://www.mineraly.waw.pl/album_ploczki. Jeśli chodzi o złoże chryzoprazów w Szklarach to w latach 80. udało się nam zapobiec zasypaniu wyrobiska kopalni niklu i pozostawienie go dla zbieraczy. Mam nadzieję, że o chryzoprazach ze Szklar jeszcze nie raz usłyszymy. d Czesi od kilkunastu lat wydają z powodzeniem dwumiesięcznik „ Mineraly”, a w Polsce się to nikomu nie udało. Dlaczego? – U nas nie ma jeszcze takiej kultury kamienia jak w Niemczech, Czechach czy w USA. Nie ma tylu potencjalnych czytelników. Ze względów ekonomicznych jest trudno utrzymać się na rynku wydawniczym czasopismu poświęconemu minerałom. Dlatego chcę pogratulować gazety ukazującej się już od 11 lat z okazji targów Interstone, co jest rekordem na skalę ogólnopolską. RYSZARD JUŚKIEWICZ FOT. ARCHIWUM M. SACHANBIŃSKIEGO, MOJMIR, TOMASZ PRASZKIER IV 24–25 października 2009 r. KLASYCZNE WYSTĄPIENIA I NOWE ODKRYCIE W NASŁAWICACH Zawsze z przyjemnością jadę do kamieniołomu w Nasławicach. Dla kolekcjonera jest to na pewno gratka. Również w 2008 roku jechałem tam z wielką radością, zwłaszcza że było to w doborowym towarzystwie członków Towarzystwa Miłośników Mineralogii przy Uniwersytecie Łódzkim. Nie przypuszczałem, że spotka mnie tam przygoda. Po prawie godzinnym łażeniu po wyrobisku z przewodnikiem Krzysiem Sadowskim trafiliśmy pod ścianę wydobywczą. Ktoś zwrócił uwagę na olbrzymią bryłę nieznanej nam skały. Nasz przewodnik wziął młot x i próbował odbić kawałek okazu. Gdy się zmęczył, dzwonił do kogoś głośno wymieniając uwagi. Potem znów rozpoczynał znęcanie się nad kamorem. Jego determinację ujął na zdjęciu jeden z uczestników wyprawy. Okazem okazał się nefryt niedawno odkryty w kamieniołomie przez Krzysztofa Łobosa. To do niego dzwonił nasz przewodnik. Redakcja zawsze chce mieć informacje z pierwszej ręki, więc poprosiliśmy Krzysztofa Łobosa o artykuł na ten temat. (RJ) N efryt, podobnie jak rodingit, to rzadko występująca w przyrodzie skała, która może posiadać walory kamieni ozdobnych bądź nawet jubilerskich. Powstanie obydwu związane jest z serpentynitami. W naszym kraju najbardziej znane miejsce występowania nefrytu to nieczynny już kamieniołom serpentynitu w Jordanowie Śląskim k. Wrocławia. Tam został on po raz pierwszy na Dolnym Śląsku i prawdopodobnie w Europie zidentyfikowa- NEFRYT I RO ny i opisany w 1884 r. przez niemieckiego uczonego H. Traubego. Pod koniec XIX wieku rozpoczęto eksploatację nefrytu jordanowskiego. Powstało wówczas towarzystwo zajmujące się eksploatacją NEFRYT Z RODINGITEM Z Łodzi do Polanicy Wiosną byłem w Polanicy Zdroju. W jednym ze sklepów zauważyłem naszą gazetę wydawaną z okazji targów INTERSTONE. Oczywiście nie omieszkałem ją sfotografować z miłymi ekspedientkami. Wniosek z tego taki, że gazeta opuściła Łódź i czasem wędruje po Polsce. To cieszy. (RJ) FOT. RYSZARD JUŚKIEWICZ i przeróbką tej wartościowej skały. Nefryt jordanowski towarzyszy skałom leukokratycznym (jasne skały bogate w zoizyt, granat, diopsyd etc.), tworzącym strefę o grubości około 0,5 metra. Obecnie można ją obserwować w ociosie zachodniej części wyrobiska. Przyjmuje się, że nefryt w Jordanowie Śląskim powstał w wyniku przeobrażenia serpentynitu pod wpływem intruzji skał pogabrowych przy jednoczesnym intensywnym oddziaływaniu procesów tektonicznych. Występowanie nefrytu notowano także w Złotym Stoku. Co ciekawe, jego jakość porównywano ze znanymi nefrytami syberyjskimi. Okazy z tej lokalizacji miały jasnozieloną barwę, gdzieniegdzie z odcieniem czerwonawym. Nefryt ten tworzył pasma o miąższości do 7 cm w skale diopsydowej. Znalezienie nefrytu w tej lokalizacji wydaje się obecnie prawdziwym wyzwaniem. Podobnie chyba zresztą sprawy mają się w innych miejscach je- go występowania – w Górach Izerskich w okolicy Koźmic. O ich własnościach gemmologicznych nic jednak nie wiadomo. Rodingity to skały powstałe wskutek oddziaływania gorących roztworów, doprowadzających w strefy spękań serpentynitów krzemionkę oraz wapń. W efekcie następowały przeobrażenia ser- mentach niezwykle piękne. Najczęściej te odmiany rodingitów spotyka- ne są w czynnym kamienioło mie serpentynitu w Nasławi cach. Nieco podobne rodingi ty znane są z Jordanowa Ślą skiego, Przemiłowa i innych miejsc na obszarze masywu serpentynitowego Gogołów – Jordanów. W Szklarach k. Ząb kowic Śląskich można spo tkać wystąpienia rodingitów dla których charakterystycz ne są jasne barwy ze smugami zieleni i różu. W roku 2007 w kamieniołomie w Nasławicach RODINGITY pentynitu w jasną skałę bogatą w krzemiany wapnia (zoizyt, wezuwian, diopsyd, grossular). Znane są także rodingity powstające z innych skał wyjściowych, a mianowicie z pochodnych skał gabrowych albo nawet plagiogranitów (granitów, w których skalenie reprezentują niemal wyłącznie plagioklazy). Interesujące jest to, że wszystkie te skały są przez geologów kojarzone ze skorupą typu oceanicznego i ich powstanie jest związane z przemianami skał ultrazasadowych w okolicach dna oceanicznego około 400 mln lat temu. Nie wszystkie odmiany rodingitów mają walory kamieni ozdobnych. Większość z nich ma niepozorną jasną barwę. Część jednak wykazuje zabarwienie od zielonego przez różowe do fioletowego. Skały tego typu, choć mocno spękane, są w mniejszych frag- KLASYCZNY RODINGIT – NASŁAWICE V 24–25 października 2009 r. ODINGIT... RODINGIT Z NEFRYTEM – NASŁAWICE Nowy meteoryt z Kanady 20 listopada 2008 r. nad kanadyjską doliną Battle River rozbłysła seria wybuchów. Jak później ustalono, na wysokości około 80 km w atmosferę ziemską wszedł 10-tonowy przybysz z kosmosu. Wykładowcy i studenci z pobliskiego Uniwersytetu Calgary wraz z kolekcjonerami meteorytów przez miesiąc na powierzchni około 20 km kw. zebrali ponad 100 odłamków o wadze ponad 10 gramów każdy. Największy z nich ważył 13 kg. Ciekawe, kiedy ta meteorytowa materia trafi do polskich kolekcjonerów i do naszych placówek naukowych. (R.J.) FOT. TOMASZ JAKUBOWSKI RODINGIT – SOKOLNIKI NEFRYT – NASŁAWICE natknąłem się w serpentynitach na towarzyszący rodingitom nefryt. Główną masę wystąpienia stanowił jasny i rozsypliwy rodingit, składający się głównie z nierozpoznawalnych gołym okiem granatów oraz wtórnych węglanów. Ku brzegom wielkiego gniazda rodingitowego wypełnione azbestem. Jak wykazały analizy rentgenowskie, mikrosondowe oraz ramanowskie [1], nefryt nasławicki składa się głównie z aktynolitu (minerał z grupy amfiboli). Obecne są w nim także wrostki chro- NEFRYT – NASŁAWICE mitu, granatu chromowego (zaw. Cr2O3 od 12 do 17 proc.) a także piroksenu. Aktynolit jest miejscami wyraźnie wzbogacony w chrom (nawet do 0,94 proc. wag.). Na ogół chaotycznie ułożone igiełkowate kryształki aktynolitu osiągają przeważnie długość 20-100 km. Ciężar właściwy nefrytu został oznaczony na 3,13 g/cm3. Walory kamieni jubilersko-ozdobnych w nowym wystąpieniu posiada biały ro- dingit z plamami i smugami szmaragdowozielonego nefrytu (barwa pochodzi od znacznej zawartości chromu) oraz sam nefryt, choć nie w całej masie. Znaczna część wydobywanych okazów cechuje się dosyć silnym spękaniem i stosunkowo mało atrakcyjną, zielonoszarą barwą. Takie zabarwienie jest szczególnie częste w bezpośrednim kontrakcie z serpentynitem. Najciekawsze są odmiany nefrytu pochodzące ze strefy kontaktu z masywnym, smugowanym bądź plamistym rodingitem. Barwa tej odmiany jest jasnozielona, często przechodząca w intensywną – trawiastozieloną. Płytki wycinane z tej odmiany są bardzo atrakcyjnym kamieniem jubilerskim. Generalnie nefryty z Nasławic są w swej masie znacznie jaśniejsze od tych spotykanych w Jordanowie Śląskim. Z kolei rodingit z przerostami nefrytu z tej lokalizacji jest nieznaną dotąd skałą o świetnych cechach kamienia ozdob- nego. Biel kontrastuje tutaj z niemal szmaragdowozielonymi smugami i plamkami nefrytu, w których często tkwią ziarna chromitu. Skała ta jest, podobnie jak nefryt, trudna w cięciu i polerowaniu lecz niezwykle efektowna jako materiał jubilerski. Strefa nefrytowa w kamieniołomie w Nasławicach lokuje się w jego południowo-wschodniej części, na dolnym poziomie, w otoczeniu widocznych z daleka, jasnych gniazd rodingitu. Wcześniej w tej części wyrobiska spotykane by- ły rodingity złożone głównie z różowego zoizytu bądź wezuwianu. Nie jest wykluczone, że strefa przeobrażonych serpentynitów z wystąpieniami rodingitów i nefrytu ciągnie się aż po Jordanów Śląski. Postępy w eksploatacji serpentynitu ze złoża w Nasławicach być może pozwolą w przyszłości zweryfikować tę tezę. Oby z pożytkiem dla kolekcjonerów oraz miłośników skał i minerałów. KRZYSZTOF ŁOBOS FOT. KRZYSZTOF ŁOBOS I RYSZARD JUŚKIEWICZ KAMIENIOŁOM W NASŁAWICACH (do około 7 metrów średnicy), im bliżej serpentynitu, jasna skała staje się wyraźnie bardziej zielonkawa, po czym przechodzi w masywny biały rodingit z plamami i pasmami intensywnie zielonego nefrytu, aż w końcu w masywny nefryt. Łączna miąższość strefy rodingitowej ze smugami nefrytu oraz strefy nefrytowej wynosi nawet do 40–50 cm. Zewnętrzny kontakt nefrytu z serpentynitem jest ostry i czytelny. Towarzyszą mu liczne lustra tektoniczne i spękania KRZYSZTOF ŁOBOS – ekonomista, nauczyciel akademicki, z zamiłowania i zgodnie z późniejszymi studiami – geolog i mineralog. Autor dwutomowej publikacji „Mineralogiczna panorama Dolnego Śląska” oraz doniesień naukowych o minerałach dolnośląskich, między innymi na temat kordierytu w Zimniku, gahnitu w Siedlimowicach, clausthalitu w Starym Julianowie, elbaitu w Górach Sowich oraz nefrytu w Nasławicach. Kolekcjoner i znawca polskich minerałów. VI 24–25 października 2009 r. SAMURAJSKA TECHNIKA SŁUŻY TWORZENIU BIŻUTERII Mokume gane dla koneserów Mokume gane (moku = drewno, me = oko i gane = metal) jest starą japońską techniką złotniczą opracowaną w XVII wieku przez mistrza Denbei Shoami z prefektury Akita. P olega ona na łączeniu różnorodnych warstw metali i poddaniu ich procesom zniekształcenia, szlifowania oraz kucia tak, aby uzyskać wzory zbliżone do słojów drzewa. Używana początkowo do wykonywania elementów ozdobnych przy japońskich mieczach i puginałach. Ta rzadka i pracochłonna metoda pozwala na uzyskanie niepowtarzalnych efektów słojów drewna w metalu. Wzór na każdym wyrobie jest unikalny, co daje możliwość posiadania rzeczy jedynej w swoim rodzaju. Moja droga do opanowania tej sztuki była stosunkowo długa. O mokume dowiedziałem się od znajomego, który wysłał mi adresy internetowe stron dotyczących techniki. Biżuteria tam prezentowana była zachwycająca. Moi wykładowcy artysta plastyk Piotr Cieciura i inżynier OSTATNIE PYTANIE OD LAT BYWAM na różnych giełdach minerałów. Na większości z nich spotykam nieprzeciętnego człowieka. Zawsze ma stoisko na najwyższym poziomie. Okazy skamieniałości, bo tym się zajmuje, są zawsze profesjonalnie wypreparowane, unikatowe. Prezentuje część swojej kolekcji, której pozazdrościć mogą mu największe muzea świata. Nazywa się Michał Budziaszek. Od co najmniej trzech lat namawiam go do napisania o swojej pasji w gazecie INTERSTONE. Zawsze obiecuje. Gdy rozmawiałem z nim przed dwoma miesiącami, zapytał: – A o czym mam napisać? Jacek Skrzyński przybliżyli mi podstawową wiedzę dotyczącą tworzenia mokume gane. Przez rok podejmowałem próby na różnych materiałach, szukałem sposobów na osiągnięcie ciekawych efektów. Ciągle eksperymentowałem. Początkowo łączyłem ze sobą kombinacje srebra, miedzi, mosiądzu oraz alpaki, obecnie pracujętakże w złocie. Możliwe jest użycie również palladu, platyny, brązu, niklu, stali, tytanu, shakudo (stopu miedzi i złota) oraz shibuishi (stopu srebra i miedzi). Precjoza, które wychodzą z mojej pracowni to głównie obrączki zamawiane na śluby oraz kolczyki, pierścienie, bransolety i wisiory czasem dobierane w komplety. Obrączki na własny ślub wy- konywałem oczywiście osobiście. Wtedy nie miałem jeszcze wprawy i po kilku nieudanych próbach skończyłem je zaledwie jeden dzień przed ślubem. Praca w tej technice choć jest trudna i czasochłonna sprawia mi największą satysfakcję. Proces powstawania jest długi i skomplikowany. Nigdy nie można być pewnym, czy efekt będzie odpowiedni i czy na wyrobie nie pojawią się niemożliwe do usunięcia wady. W Polsce mokume zajmuje się kilka osób i niewiele więcej na świecie, głównie w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. W kraju jest to technika niemalże nieznana. Większość jubilerów nawet o niej nie słyszała. Należy ona do najdroższej biżuterii ze względu na wysoki stopień trudności wykonania. Sztukę tę najbardziej doceniają odbiorcy w Europie Zachodniej. Na rynku zalanym masą od- lewów sztuka mająca niepowtarzalny charakter znajduje coraz więcej odbiorców. Największą satysfakcję sprawia wykonywanie obrączek ślubnych. Jest to specyficzna biżuteria z ogromną symboliką. Realizacja takiego zamówienia zwieńczona jest często miłym podziękowaniem od nabywców. Czasem jeżeli kontakt następuje poprzez moją stronę www.neores.pl i nie ma możliwości obejrze- nia obrączek osobiście, po odbiorze przesyłki przez młodą parę, otrzymuję wiadomość że efekt przerasta wyobrażenia i zdjęcia nie oddają piękna tej techniki. Prace swoje prezentuję na giełdach jubilerskich, festiwalach rękodzieła, turniejach rycerskich oraz innych imprezach o podobnym charakterze. Prezentuję ją również na Interstone w Łodzi. KRZYSZTOF JĘDRZEJCZAK PRACOWNIA NEORES FOT. AUTOR CZEMU WARTO KOLEKCJONOWAĆ SKAMIENIAŁOŚCI – Napisz po prostu, dlaczego warto kolekcjonować skamieniałości. – Napiszę – usłyszałem. To temat bardzo interesujący, bo odpowiedź na to pytanie może być i prosta, i skomplikowana. Dziś przyszło mi do głowy podobne. – Po co są ogrody zoologiczne? Na nie łatwiej odpowiedzieć, mimo że to nie takie jednoznaczne. Najwięcej zapytanych stwierdzi, że jest to namiastka podróży po świecie w celu poznania egzotycznych zwierząt. Kolekcjonerstwo skamieniałości daje na- miastkę podróży w czasie, w trakcie której można poznać zmiany, jakie zachodziły na naszej planecie. Jedne zwierzęta wymierały, inne rozpoczynały marsz do opanowania Ziemi. Ktoś może powiedzieć, że od tego są muzea. To zapytam: Kto z nas wymieni z nazwy takie muzea w Polsce? Ile ludzi je odwiedza rocznie? Natomiast skamieniałości u sąsiada Kowalskiego może obejrzeć każdy. Wystarczy tylko wyrazić chęć obejrzenia kolekcji. Zawsze przy takiej okazji będzie możliwość wysłuchania historii dotyczącej wieku pochodzenia „padliny”, bo tak w kolekcjonerskim slangu nazywane bywają skamieniałości, warunkach w jakich żyły i dlaczego wymarły. Każdy z nas w dzieciństwie przechodził etap zbieractwa, mimo że nieczęsto się do tego przyznaje. Co robiliśmy na plaży, gdy pierwszy raz byliśmy nad morzem? Oczywiście zbieraliśmy muszelki, które potem przez tygodnie zalegały półki biblioteczki domowej. Co robiliśmy, gdy pierwszy raz byliśmy w Jurze? Szukaliśmy skamieniałych muszelek i amonitów. Trudniej się przyznać do takich atawizmów w wieku dojrzałym, ale może warto zamiast siedzieć co niedziela nad zadymionym grillem, pójść w teren i podziwiając piękne widoki, poszukać skamieniałości lub minerałów. Jest to jeden ze sposobów na spędzenie wol- MICHAŁ nego czasu. Zdrowy sposób. Przy okazji może się zdarzyć, że znajdziemy unikatowy okaz, jak to doświadczył niedawno Robert Borzęcki trafiając w gliniance w Lisowicach na szczątki „polskiego dinozaura”. Pomijam w tym miejscu smutny fakt tego wydarzenia, bowiem cały splendor zebrali prawdziwi naukowcy, którzy opublikowali stosowne doniesienia, ale satysfakcja pozostała. Ostatnim argumentem propagującym kolekcjonerstwo, jest – żeby nikogo nie urazić – rozwój intelektualny. Jeżeli znajdziemy np. 13 odmian czy rodzajów skamieniałych jeżowców, to zaczniemy czytać, dlaczego się różnią, gdzie występowały i kiedy, dlaczego wyginęły, dlaczego mają taki a nie inny wygląd, a potem nawet ciocię zadziwimy swoją wiedzą. Takiej odpowiedzi oczekiwałem od Michała. Ale może i on jeszcze kiedyś o tym napisze? RYSZARD JUŚKIEWICZ BUDZIASZEK FOT. ADAM JUŚKIEWICZ VII STEVNS KLINT W DANII S tevns Klint to odcinek klifowego wybrzeża największej duńskiej wyspy – Zelandii. Rozciąga się on na wschodzie wyspy, w odległości około 60 km na południe od Kopenhagi. Jest uważany za jedno z najciekawszych stanowisk geologicznych nie tylko Danii, ale całej północnej Europy. Walory naukowe tego odsłonięcia sprawiły, że zostało ono zaliczone do geostanowisk (geosites), czyli obszarów szczególnie cennych pod względem geologicznym i geomorfologicznym. Stevns Klint, dzięki swojej randze naukowej, walorom krajobrazu i łatwemu dostępowi, stał się najczęściej odwiedzanym stanowiskiem geologicznym w Danii. Przyjeżdżają tutaj nie tylko duńscy i zagraniczni naukowcy, ale także liczne grupy szkolne i uniwersyteckie oraz zwykli turyści. Ranga naukowa stanowiska wynika głównie z faktu, że w profilu klifu Stevns Klint odsłaniają się skały z granicy kredy, należącej jeszcze do ery mezozoicznej, i paleogenu, reprezentującego erę kenozoiczną. Na ten okres przypada globalny kryzys życia 24–25 października 2009 r. Świadectwo globalnej katastrofy na Ziemi – m.in. zagłada dinozaurów i wielu innych grup zwierząt. Zainteresowanie tym stanowiskiem nasiliło się, kiedy w warstwie ciemnego iłu w Stevns Klint (datowanej na początek paleogenu) wykryto tzw. anomalię irydową i powiązano ją z upadkiem meteorytu. Zdaniem wielu badaczy to właśnie zmiany środowiskowe, jakie nastąpiły po impakcie w rejonie Zatoki Meksykańskiej, były odpowiedzialne za ogólnoświatowe masowe wymieranie organizmów. W dolnej części klifu odsłania się gruba dwudzielna seria kredy piszącej. Już na pierw- szy rzut oka dostrzec można białe zabarwienie dolnej części i szare górnej. Kreda pisząca to bardzo miękki wapień zbudowany głównie ze szcząt- ków mikroskopijnych organizmów planktonicznych. Występują w niej również makroskamieniałości, m.in. jeżowce, liliowce, ramienionogi, gąbki, małże, amonity, łodziki, belemnity i mszywioły. Liczne są także skamieniałości śladowe – jamki mieszkalne, ślady rycia zwierząt w osadzie i inne. Tuż poniżej stropu białej kredy, wzdłuż całego klifu ciągnie się wyraźnie widoczna ławica czarnych obłych lub nieregularnie spłaszczonych krzemieni. Na stropie kredy szarej, czyli około 3 do 5 metrów ponad poziomem z krzemieniami leży cienka warstwa czarnego „rybiego” iłu, utwo- rzona już w kenozoiku. Zawdzięcza on swoją nazwę szczątkom ryb: łuskom, zębom i kościom. Ponad warstwą iłu leżą kenozoiczne wapienie z krzemieniami oraz licznymi skamieniałościami jeżowców, liliowców, mszywiołów, małży i ramienionogów. Erozja morska przyczynia się do intensywnego rozmywania ścian klifu i wypłukiwania tkwiących w nich krzemieni oraz skamieniałości. W efekcie u podnóża Stevns Minerały w świętych księgach NA PYTANIE, jakie minerały występują w świętych księgach, trudno oczekiwać odpowiedzi, że będą to np. apatyty, epidoty czy diopsydy. Intuicyjnie można by przypuszczać, że może to być sól kamienna. Tu niespodzianka. Tylko w jednym miejscu w Starym Testamencie znalazłem ten minerał. Zamieniła się weń żona Lota /jej imienia Biblia nie podaje/, gdy odwróciła się, by zobaczyć, co stało się w Sodomie. Poza tym ani słowa o tej pożądanej od początku historii ludzkości przyprawie. Ani w Biblii, ani w Koranie. TORA Już w pierwszych pięciu rozdziałach Starego Testamentu, który w judaizmie nazywa się Torą lub Pięcioksięgiem, znajdujemy opisy stroju kapłańskiego Aarona i jego następców. Oto fragment Księgi Wyjścia: „Zrobili też szaty z drogocennej tkaniny do [pełnienia] służby w przybytku z fioletowej i czerwonej purpury oraz z karmazynu. Zrobili również szaty święte dla Aarona, jak to Pan nakazał uczynić Mojżeszowi. Wykonali efod ze złota, z fioletowej i czerwonej purpury, karmazynu oraz z kręconego bisioru. (..)Obrobili też kamienie onyksowe, osadzone w złote oprawy, z wykutymi na nich, na wzór pieczęci, imionami synów Izraela. Umieścili je na obu naramiennikach efodu jako kamienie pamięci o synach Izraela, jak nakazał Pan Mojżeszowi. Uczynili też pektorał, wykonany przez biegłych tkaczy w ten sam sposób jak efod [z nici] ze złota, z fioletowej i czerwonej purpury, z karmazynu i z kręconego bisioru. Pektorał był kwadratowy, a długość jego i szerokość wynosiły jedną piędź. Był on podwójnie złożony. Umieścili na nim cztery rzędy drogich kamieni; w pierwszym rzędzie rubin, topaz i szmaragd; w drugim rzędzie granat, szafir i beryl; w trzecim rzędzie opal, agat, ametyst; wreszcie w czwartym rzędzie chryzolit, onyks i jaspis. Były osadzone w oprawach ze złota w odpowiednich rzędach. Kamienie te otrzymały imiona dwunastu synów Izraela; było ich dwanaście według ich imion; były ryte na wzór pieczęci, każdy z własnym imieniem według dwunastu po- koleń. (…)Wykonali dwa złote pierścienie i przymocowali je do obu [górnych] końców pektorału. Wreszcie wykonali jeszcze dwa inne złote pierścienie i przyszyli je do obu naramienników efodu na zewnętrznej stronie, w miejscu spięcia efodu z przepaską(…), jak nakazał Pan Mojżeszowi.” W dalszej części księgi też aż kipi od złota, purpury i kamieni szlachetnych. Strój arcykapłana był niezwykle bogato zdobiony. W porównaniu do stroju kapłana ubiory żydów, szczególne tych ortodoksyjnych są skromne, pozbawione ozdób. Kobiety nie nosiły biżuterii. Obowiązujący od XVIII w. strój męski chasydzki został zachowany, z niewielkimi modyfikacjami, do dziś. RYSZARD JUŚKIEWICZ W wiosennym wydaniu o minerałach w innych świętych księgach. Klint utworzyła się plaża zbudowana niemal wyłącznie z buł krzemiennych, które pod stopami spacerowiczów dźwięczą jak grube szkło. Bezpośrednio przy ścianach klifu leżą przemieszane fragmenty skał i skamieniałości pochodzące z różnych jego części – zarówno z osadów mezozoicznych, jak i kenozoicznych. W okolice Stevns Klint najłatwiej można dostać się samochodem. Punktem wypadowym do wędrówki po klifie i jego otoczeniu jest miejscowość HŅjerup. Na krawędzi klifu wznosi się tu trzynastowieczny kościół. Jego chór i fragment prezbiterium w 1928 roku padły ofiarą fal morskich. Pozostała część świątyni jest obecnie zabezpieczona i udostępniona do zwiedzania. Stevns Klint warto polecić wszystkim miłośnikom skamieniałości, ale i zbieracze skał i minerałów też znajdą tutaj coś dla siebie. Warte uwagi jest nawet samo piękno krajobrazu – białe skalne ściany, zieleń lasu i kamienista krzemienna plaża. Nie trzeba być fanatykiem paleontologii czy geologii, żeby zachwycić się tym miejscem. PIOTR CZUBLA PRACOWNIA GEOLOGII UNIWERSYTETU ŁÓDZKIEGO FOT. OLAF CZUBLA REKLAMA VIII TERAZ WY! 24–25 października 2009 r. AGAT Z PŁÓCZEK Z KOLEKCJI DAWIDA GODZIEWSKIEGO MUZEA I „MUZEA” Od kilku lat na łamach tej gazety poruszałem tematy związane z kolekcjonerstwem minerałów i skał. Przyszedł czas, by wypowiedzieli się Czytelnicy. Cieszy, że na nasze publikacje jest odzew. Czasem w formie listu, częściej w korespondencji e-mailowej, czy rozmów w trakcie Interstone. M amy w Polsce coraz więcej miejsc, gdzie są eksponowane minerały i skały. Każde propagowanie piękna przyrody nieożywionej zasługuje na pochwałę. Często jednak gabloty z minerałami, nieraz również w renomowanych placówkach naukowych, bezskutecznie oczekują usunięcia kurzu czy uaktualnienia opisów okazów lub lokalizacji. W mniejszych placówkach, gdzie merytoryczna opieka jest czasem na niskim poziomie, dochodzi dodatkowo do sytuacji wręcz kuriozalnych. Oto w jednej z nich wiosną tego roku w gablocie, gdzie umieszczono różne formy krystalizacji krzemionki, na eksponowanym miejscu można zobaczyć piękny barwiony agat brazylijski. I EK Z KOLEKCJ Z C Ó Ł P Z T A G A IEWSKIEGO DAWIDA GODZ To zakrawa na kpinę ze zwiedzających, gdyż „muzeum” znajduje się mniej niż 50 km od Nowego Kościoła, Płóczek czy Sokołowca, gdzie nie jest wcale trudne znalezienie okazów godnych muzealnych gablot, a przy odrobinie wysiłku nawet na światowym poziomie. Nie dziwi mnie w tej sytuacji fakt powszechnie komentowany przez kolekcjonerów, że na czołowym portalu sprzedającym różne artykuły w dziale „Minerały” największym popytem cie- AGATY Z PŁÓCZEK Z KOLEKCJI DAWIDA GODZIEWSKIEGO LOSY KOLEKCJI W kilku wydaniach gazety opisywane były przypadki dotyczące losów kolekcji. Przeważnie smutnych. Losami jednej z nich chciałbym podzielić się z Czytelnikami. Wśród moich znajomych nie jest tajemnicą, że kolekcjonuję minerały. Kilka miesięcy temu przyszedł do mnie znajomy kamieniarz z okazem chryzokoli w ręku i pytaniem: – Co to jest? Odpowiedziałem, zgodnie ze swoją wiedzą, nie omieszkając dodać: – A skąd to masz? Usłyszałem historię, którą z niewielkimi skrótami przytoczę. „Jak wiesz mam zakład kamieniarski. Wykonuję pomniki na cmentarzach oraz inne prace kamieniarskie związane z moim zawodem. Któregoś dnia, jak co dzień ze współpracownikiem montowałem pomnik zamówiony kilka tygodni wcześniej. Przygotowałem zaprawę betonową, by zamocować granitowe płyty. Nagle zauważyłem kobietę, która zamawiała pomnik. Pomyślałem w pierwszej chwili, że mo- Dodatek przygotowali: Anna Bajer, Magdalena Jach, Ryszard Juśkiewicz, Janusz Nowak szą się „przecudnej urody” barwione kolorowe plastry brazylijskich agatów. Nie powinny jednak trafiać do muzealnych gablot. Obok tych okazów ułożono niebrzydki nawet opal miodowy ze Szklar. Podpis pod okazem „Opal miodowy – Szklary Kurdystan”… zresztą zobaczcie na zdjęciu. W narożnej gablocie polskie skarby Ziemi. Obok bursztynu i węgla leży siarka. Ale nie ma ona nic wspólnego z minerałem. Jest to kawał stopionej siarki, prawdopodobnie z Grzybowa, gdzie po podziemnym wytopie płynna siarka trafia do wagonów i taki zastygły okaz pokazano w gablocie. I cóż, że kopalnia w Tarnobrzegu, gdzie występowała krystaliczna siarka, przestała istnieć. Wszak na każdej giełdzie minerałów można spotkać jej okazy z dawnych kolekcjonerskich zbiorów, często godne muzealnej gabloty. Nie wspominając o egzemplarzach z celestynem, które były kiedyś polską specjalnością mineralogiczną. Inny przykład braku merytorycznego nadzoru nad ekspozycją to niby-cerusyt pokazany w jednej z gablot. W okazie można dostrzec jedynie kryształy barytu z galeną z Mibladen w Maroku. O innych, mniej oczywistych, nie chcę wspominać. Byłem, zobaczyłem, sfotografowałem. Po moim wyj- że chce wycofać się z zamówienia. Kobieta niosła z widocznym zmęczeniem płócienny worek. Podeszła do nas i głosem nie cierpiącym sprzeciwu powiedziała: – Proszę to domieszać do zaprawy betonowej – i bez chwili wahania wrzuciła zawartość worka na wylaną zaprawę. Były to kolorowe, błyszczące kamienie różnej wielkości i różnych kolorów. Kobieta podniesionym głosem prawie wykrzyczała: – Były zawsze ważniejsze ode mnie. Masz swoje zbiory na zawsze. Jeden z kamieni nie przykleił się do wylanego betonu i potoczył się po ścieżce. Spytałem po ściu weszły dzieci, chyba z gimnazjum. Pani opiekunka podniesionym głosem zalecała pilne obejrzenie wystawy i wyciągnięcie z niej wniosków na najbliższą lekcję geografii. Ja te wnioski wyciągnąłem, a co wy na to? chwili wahania, czy mogę ten kawałek zatrzymać na pamiątkę. Kobieta kiwnęła głową i popatrzywszy na okazy zanurzające się w szarej mazi spiesznym krokiem oddaliła się. Staliśmy jak osłupiali. Gdy po kilku dniach przyszła dopłacić za wykonany pomnik, nie miałem odwagi zapytać, dlaczego?” W.W. (nazwisko do wiadomości redakcji) Od redakcji: Takie bywają losy kolekcji. Ostatnio byłem w Tálly na Węgrzech w towarzystwie autorów artykułu o zbiorach minerałów zgromadzonych przez jednego z mieszkańców tego miastecz- Nazwisko do wiadomości redakcji. Od redakcji: Za komentarz niech posłużą trzy okazy agatów z Płóczek z kolekcji Dawida Godziewskiego, których, jak wynika z listu nie można uświadczyć w tym „muzeum”. (RJ) ka, Gyortgy Encsy, zamieszczonego w jednym z wcześniejszych wydań gazety. Z kolekcji zostały marne szczątki. Nie pytaliśmy, gdzie podziały się znaczące jej okazy. Po cóż drażnić staruszkę, która chce do końca swego życia być strażniczką mężowskich zbiorów. Jak widać, nie jest w stanie sprostać zadaniu. (RJ) ZAMÓW NUMER ARCH IWALNY Gdyby ktoś z Czytel przeczytać numer ników zechciał y szej gazety, to m archiwalne naoże zgłosić się do organizatora Inte rs waka. Można też tone Janusza Noo nie poprosić e-mailem dostępny m na stronie http://www.inte rstone.net.pl/ Redakcja
Podobne dokumenty
xxxi wystawa i giełda minerałów i wyrobów jubilerskich xxxi wystawa
oja przygoda rozpoczęła się w latach 70. od lektury książki prof. Andrzeja Samka pt. „Świat muszli” i otrzymania dwóch muszli, które przechowuję do dziś. Książka przeniosła mnie w świat egzotyki i ...
Bardziej szczegółowo