dodatek
Transkrypt
dodatek
dodatek Harcerstwo to służba Czwartkowa narada pracowników Miejskiego Centrum Kultury w Leżajsku przed niedzielnym, VIII Spotkaniem Trzech Kultur. Pada hasło: - organizujemy drogą imprezę, ludzie przyjdą żeby za darmo jeść i bawić się, a „gdzieś tam” jest ktoś, kto potrzebuje pomocy. Wtedy dowiedziałem się, że harcerze będą zbierać pieniądze na przedszkole w Sokolnikach k. Sandomierza, które doszczętnie zostało zalane podczas powodzi, które w ostatnim czasie dotknęły naszą część kraju. Owszem – inicjatywa jak najbardziej trafna, tyle, że zostało mało czasu na przemyślenie i sprawne zorganizowanie akcji, ale jak to się mówi: „nie ma rzeczy niemożliwych”. Niedzielna akcja Samą akcją nie byłem w stanie się zająć podczas trwania imprezy przez obowiązki jakie miałem narzucone już wcześniej, no ale przecież nie jestem jedyną osobą, która może tym pokierować. Paweł D., Łukasz Ż. i Kamil W. zajęli się wszystkim. Jak im to poszło - nie wiem. Wiem tylko, że są różne opinie. Tego dnia poznałem Panią Dyrektor przedszkola w Sokolnikach. Harcerze dobrze bawili się podczas akcji, ze sceny kilkakrotnie padała informacja dotycząca akcji zarobkowej, a ja co chwilę chowałem kolejne, pełne puszki do samochodu. Liczenie pieniędzy W dzień po imprezie „zatrudniłem” kilku pracowników MCK do pomocy przy liczeniu pieniędzy. Niektóre puszki wypełnione aż po brzegi, inne zaś niestety puste, ale liczenia było dużo, na tyle dużo, że na pomoc „rzuciła się” dyrektor MCK. Suma zapisywana na kartce bardzo powoli, ale jednak rosła i w rezultacie okazało się, że leżajscy harcerze uzbierali 3 759,56 zł. Czy to dużo? Wg mnie zdecydowanie za mało. dodatek To był koszmar 16 września wraz z Komendantem Hufca o godzinie 14:00 wyjechaliśmy spod MCK do Sokolnik. Korki na drogach, niezabrane protokoły z biurka w MCK to nic – najważniejsze było to, aby bezpiecznie dojechać na miejsce i przekazać pieniądze, których tak bardzo potrzebują dzieci z zalanej wioski. Po dwóch godzinach dojeżdżamy. Miejscowość, można by powiedzieć, jak każda inna, chociaż niewykończone domy sprawiały wrażenie panującej tam biedy, ale to, co ujrzałem za chwilę sprawiło, że ugięły się pode mną nogi. Pod dosyć dużym budynkiem gimnazjum spotkaliśmy się z Panią Zosią – sympatyczną Dyrektor przedszkola. Weszliśmy do środka… Ja od samego początku wiedziałem, że te pieniądze są im potrzebne, ale dopiero w tym momencie dowiedziałem się jak bardzo, a to dopiero był początek. Z Panią Dyrektor pojechaliśmy do jej domu, który znajdował się o rzut kamieniem od przedszkola. Stanąłem obok budynku, wyciągnąłem wyprostowaną rękę do góry i ledwo byłem w stanie dotknąć miejsca, do którego sięgała fala powodziowa. W środku zobaczyłem coś, co przypominało stary nigdy niewykończony dom – pod nogami wylewka a dookoła ściany z cegły i pustaków. Weszliśmy do pomieszczenia gdzie stał stół, trzy krzesła, a na ścianie dwie szafki. Naścienne meble to jedyne co ocalało. Pani Zosia zrobiła nam kawę i zaczęła opowiadać. Brak pieniędzy, brak mebli i jakiegokolwiek sprzętu, brak niektórych okien, potopione zwierzęta. Pomiędzy z trudem zakupionym sprzętem po powodzi, a darami otrzymanymi z pomocy dla powodzian stoi łóżko polowe nakryte kocem – dokładnie takie, na jakich harcerze spali podczas obozu. Żadnego dywanu, żadnej zasłony w oknie. Ciężko było słuchać a co dopiero opowiadać. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Wiem, że jeszcze tam pojadę. A na zakończenie dodam, że na pomoc dla powodzian jeszcze nie jest za późno. Oni cały czas walczą z czasem, aby zdążyć przed zbliżającą się zimą. dd