Invest in Pomerania : Aktualności

Transkrypt

Invest in Pomerania : Aktualności
2008-08-11
Gdzie się podziały tamte jarmarki?
W sierpniowe dni trudno przejść spokojnie uliczkami gdańskiej starówki. Gdzie nie spojrzeć tłumy
ludzi leniwie przeciskających się pomiędzy kramami ze świecidełkami, pamiątkami, biżuterią
artystyczną, balonami, ubraniami, butami, starociami... wszystkim, co można by sobie tylko
wymyślić.
Zewsząd dobiega kakofonia dźwięków wydobywanych przez ulicznych grajków. W takie dni Gdańsk gra tylko jedną
melodię, męczący kogel-mogel muzyki klasycznej, hip-hopu, techno, dance i czegoś zupełnie niezidentyfikowanego,
co przy dłuższym zasłuchaniu, nasuwa na myśl zniekształcone melodie ludowe. Od czasu do czasu gwarną przestrzeń
przecina nawoływanie chłopców przebranych za koguty, a także nie baczące na nic cogodzinne koncerty mariackich
dzwonów. Uśmiechnięte dziewczęta w długich sukniach rozdają lizaki i małe flagi promujące Jarmark Dominikański.
Life in plastic is fantastic
Tu nie ma co się spieszyć, każda próba przyspieszenia kroku i tak byłaby zbędna. Klientela, złożona głównie
z przyjezdnych, rządzi się swoimi prawami. Obowiązuje jedno tempo, które pozwala przy każdym stoisku zatrzymać
się i dobić targu. Ci najmłodsi są zachwyceni. Tyle się świeci, błyszczy, kręci. Feeria zdecydowanych kolorów,
nietuzinkowych kształtów powoduje, że mali turyści domagają się wciąż więcej i więcej. Rodzice i dziadkowie kupują,
a sprzedawcy zacierają ręce i się cieszą. Patrząc na nich chciałoby się zaśpiewać: life in plastic is fantastic... Tylko
stare kamieniczki, zdają się gdzieś znikać i szarzeć. Dominika i Marta studentki jednej z gdańskich uczelni, kolejny raz
z rzędu odwiedzają jarmark. Jak byłyśmy młodsze to wszystkie świecidełka bardzo nam się podobały. Ale dziś żal
patrzeć jak zasłania się piękne kamieniczki całą tą tandetą. Sama komercja. Trudno opędzić się od myśli, że tu rządzi
konsumpcjonizm.
Znajdziesz tam i żywą małpę - tanio
Szczęściarzem wydaje się więc stojący boso, od 8 lat w tym samym miejscu, Wojciech Cejrowski. Z miną
buddyjskiego mnicha oznajmia: O jarmarku nic nie sądzę, bo go nigdy nie widzę. Stoję od 8 lat w jednym miejscu
przed PTTKiem. Reklamuję miasto Gdańsk wobec przyjezdnych, a PTTK wobec miejscowych i tyle. Także nie spaceruję
po jarmarku, bo w piątki i soboty stoję od rana do wieczora. Kiedyś miasto Gdańsk przyszło do mnie z propozycją,
abym tak jak w Zakopanem robi się za niedźwiedzia, tak ja robił tu za małpę i robię. Potem z małpią miną odchodzi
1
podpisać kolejne egzemplarze swojej książki, po którą ustawiają się znudzeni monotonią jarmarku turyści.
Kramów nie doliczy się nikt
Jest ich dużo. Za dużo, jak mówią niektórzy. Kramów w tym roku jest ponad 1000 - informuje Joanna
Czauderna-Szreter z biura MTG, organizatora jarmarku. Trudno podać jedną liczbę, bo to się zmienia, funkcjonują
także stoiska jedno, czy kilkudniowe. Zasadniczo każdy wystawca, otrzymuje miejsce, ale zdarza się, że jeśli oczekuje
większej przestrzeni, ponad 2 metry kwadratowe, to odmawiamy ze względów bezpieczeństwa. Większe stoiska
ograniczały by znacznie możliwość ruchu, na i tak zatłoczonych w tym czasie uliczkach.
Teoretycznie miał być jakiś porządek, wyroby artystyczne miały mieć swoją przestrzeń, a przysłowiowe mydło
i powidło swoją. Ale w rzeczywistości widać, że weryfikacja oferowanego towaru przez organizatorów stoisk odbywała
się na papierze. Na przykład obok wyrobów z biżuterii artystycznej oferuje się ""chińszczyznę"" i o zgrozo balony. Ale
stoją wszyscy, bo się opłaca. Fakt, raz jest gorzej, raz lepiej. Zależy jaki jest dzień, jaka pogoda - mówi Maciej,
oferujący na swoim kramie ręcznie wykonywaną biżuterię ze srebra i suszonych kwiatów. Narzeka tylko: Ludzie,
którzy sprzedają kicz ustawiają się obok nas. Jeżeli ktoś ustawia się obok z balonami, to jest to zdecydowanie
niewłaściwa kompozycja.
Po prostu się opłaca
O swoim zysku sprzedawcy mówią niechętnie. Ale się opłaca. Jeśli chodzi o drobną biżuterię to mają 200 nawet 300 zł
i więcej utargu dziennie. Są zadowoleni. Przecież, jakby się nie opłacało, nie stali by tu kolejny rok z rzędu. A wracają.
Czasem zmieniają tylko miejsce kramu, bo dochodzą do wniosku, że np. na Długim Pobrzeżu, czy na Długiej jest
większy ruch niż na innych uliczkach. Ale i tam może być źle, jeśli na przykład stoisko ze srebrem i bursztynem stoi
pomiędzy plastikową biżuterią. Mało kto z kupujących zdaje się wtedy patrzeć na jakość oferowanego towaru. Jakby
liczyła się tylko cena. Jak najniższa, oczywiście. Ale takie jest prawo jarmarku. Każdy sprzedaje to, co uważa za
słuszne, każdy kupuje to co mu się podoba, a że czasem trochę bezmyślnie...
Lokalni przedsiębiorcy nie boją się konkurencji
Miejscowi przedsiębiorcy nie boją się jarmarcznej konkurencji. Pomimo tego, że pojawia się w tym czasie wiele
dodatkowych stoisk gastronomicznych, czy handlu wielobranżowego, to zainteresowanie klientów lokalnymi usługami
i tak jest wyższe niż w innym czasie w sezonie letnim. Jak mówi pani Monika z lokalu gastronomicznego
funkcjonującego przez cały rok na ulicy Długiej: Obroty w czasie Jarmarku są znacznie wyższe. Zdarzają się dni gorsze,
szczególnie kiedy pogoda nie dopisuje, ale nawet wtedy są stale klienci.
Quo vadis Jarmarku?
Ścisk, gwar i zaduch tanich stoisk. Z tym zaczyna kojarzyć się Jarmark Dominikański już nie tylko mieszkańcom, ale
i wielu przyjezdnym. Liczą się tylko pojedyncze stoiska, które oferują coś wyjątkowego i naprawdę wartościowego.
Beata sprzedaje własne wyroby z masy termoutwardzalnej. Mamy stałych klientów. Dziś np. przyszła klientka, która
nas zapamiętała z przed roku i przyszła po specjalnie wybrane i zrobione dla niej kolczyki, które wcześniej zamówiła.
Ale takie sytuacje to wyjątki. Coś stało się z tym Jarmarkiem. Nie jest już taki jak ten sprzed lat - mówią coraz częściej
zawiedzeni turyści, mieszkańcy, ale i sprzedawcy. Marta sprzedająca srebro i bursztyn w jednym z najpiękniejszych
zakątków na ulicy Mariackiej mówi wprost: Nie ma gdzie postawić tego samochodu. Nie ma jak dojechać do tego
miasta. Nie ma jak się poruszać po tym mieście, wszędzie są budy z jakimiś szmatami, za przeproszeniem, ale taka
jest niestety prawda. I towary są coraz gorszej jakości - wtóruje jej Kasia. No i jeszcze te podrzędne gwiazdy jak Doda
i Stachurski. Kiedyś oprawa była bardziej zachęcająca.
Promocja się kłania
Joanna Czauderna-Szreter, odpowiedzialna za program Jarmarku Dominikańskiego ma inne zdanie na ten temat.
Jarmark to nie tylko kramy, Doda i Stachurski. Wszak dzieje się dużo, tylko trzeba wykazać się chęcią znalezienia
czegoś ciekawego. A jest w czym wybierać. Zainstalowaliśmy nową scenę pod Ratuszem Miasta, gdzie można uzyskać
oryginalny certyfikat z pobytu na Jarmarku, posłuchać opowiadaczy historii. Kiedy zapadnie zmrok scena zamienia się
2
w muzyczną altanę, serwującą spragnionym wyższej rozrywki koncerty muzyki operowej, czy jazzowej. W dalszej
rozmowie wymienia też wiele innych wydarzeń, o których mało kto słyszał, a szkoda. Bo można też natrafić na
przykład na instalację znanej artystki wykonaną z ziaren zboża zatytułowaną Cieniem są dni nasze. Pozostaje więc
sobie i wszystkim przyjezdnym życzyć, by w przyszłości Jarmark Dominikański nie stał się tylko cieniem dni minionej
świetności.
Maria Przybylska
Autor
MP
3