Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Walentynki
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
roxetka
Walentynki – rękopis (Marie i Per)
Cała historia rozpoczęła się niewiele po rozpoczęciu przez Roxette działalności. Grupa stawała się coraz bardziej znana
poza Szwecją na czym tak bardzo im zależało. Przyjaźń Marie i Pera poza sceną też kwitła. Bardzo miło było na nich
popatrzeć. Od pewnego jednak czasu Per zaczął coraz częściej łapać się jednak na tym, że myśli o Marie jak o kimś
więcej niż tylko przyjaciółce. „Nie pasujemy do siebie, ona jest z biedniejszego domu niż ja, rodzice chyba by mnie
wyrzucili gdybym ją przedstawił jako swoją dziewczynę – rozmyślał smutno – Jest taka piękna…” – myślał przyglądając
się ukradkiem jak dziewczyna wybiera sobie strój na koncert, który miał zacząć się za dwie godziny.
- O kim tak rozmyślasz? – usłyszał pytanie Christofera, kolegi z zespołu. Kiedy usłyszał jego głos – drgnął, wystraszył
się. Mimo to nie odpowiedział. Nadal patrzył w kierunku Marie.
- O Marie… Spróbuj, może szczęście ci dopisze – zachichotał.
- Przestań, w ogóle do siebie nie pasujemy a z tego co wiem – jest już chyba z kimś zaręczona. Ma chyba na
nazwisko… Boylos czy jakoś tak… - Per odpowiadając był zły i smutny.
- O kim mówicie? – spytała Marie, do której dobiegły strzępy rozmowy kolegów. Przez to, że stała w garderobie (w
pewnym momencie weszła do niej głębiej) jej pytanie było lekko niewyraźne co przez tą garderobę właśnie było tylko
omamem słuchowym, złudzeniem.
- O nikim specjalnie ważnym – odpowiedzieli jej chórem mężczyźni. Per chciał dodać: „O największej fajtłapie i głupku
jakiego znam” ale w porę się powstrzymał. Koncert odbył się bez żadnych problemów, zakłóceń.
- Wyglądasz zjawiskowo – szepnął Per zanim jeszcze wyszli na scenę. Miał rację. Marie wyglądała naprawdę pięknie.
Mimo, że strój, który miała akurat teraz na sobie był typowo rockowy, miał przysłowiowego „pazura” dziewczyna na
tym samym koncercie potrafiła przeistoczyć się w zwiewną boginkę, nimfę. „Raz kozie śmierć, jest zmęczona ale
zwykłe spotkanie na przyjacielskiej kawie to nic złego” – pomyślał Per kiedy odpoczywali w garderobach a techniczni
zbierali sprzęt, po czym podszedł pod drzwi garderoby Marie i miarowo ale nieśmiało zapukał.
- Proszę – usłyszał odpowiedź wypowiedzianą przez dziewczynę dźwięcznym ale jednak mimo wszystko lekko
zmęczonym głosem. Słysząc zaproszenie – nacisnął klamkę i wszedł. Zaczęli rozmawiać. Rozmawiali o wszystkim –
zarówno o przyszłych planach zawodowych zespołu jak i o rzeczach troszkę luźniejszych.
- Może wybierzemy się do twojej ulubionej włoskiej knajpki na starówce…? – Per wypowiedział swoje pytanie bardzo
niepewnie.
- Na przykład kiedy? – w pytaniu, którym odpowiedziała Marie można było dosłyszeć dość silną nutę zastanowienia.
- Choćby dziś – zaproponował z nadzieją Per. „Oby tylko się zgodziła…” – przemknęło mu szybko przez myśl.
Strona: 1/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Dobrze ale… - dziewczyna nie zdążyła dokończyć, bo Per wszedł jej w słowo: - Jeśli chodzi o płacenie – zajmę się tym.
- Spokojnie, nie chodziło mi o to. Chodziło mi raczej o fanów…
Per nie zrozumiał jej. Spojrzał na przyjaciółkę ze zdziwieniem i pytaniem: „O co ci chodzi?” w oczach. Dziewczyna
dobrze odczytała jego zdziwienie i zaczęła wyjaśniać:
- Boję się po prostu, że możemy nie mieć spokoju. Nie tylko w drodze do kawiarenki (koncert był grany w Halmstad)
ale też w środku…
- Tak, masz rację, w ogóle o tym nie pomyślałem… - Per posmutniał w jednej niemal chwili – No to już po wszystkim –
mruknął wstając i chcąc wyjść. Idąc w stronę drzwi i myśląc: „Nie udało się… Ale – przynajmniej próbowałem” –
próbował się pocieszyć. Nagle jednak usłyszał Marie wołającą:
- Zaczekaj! – i poczuł jej drobną, ciepłą dłoń na swoim nadgarstku.
- Tak…? – spytał smutno zatrzymując się ale nie odwracając oczu w stronę dziewczyny.
- Zgadzam się, chodźmy tam. Widzę, że bardzo ci na tym zależy. A w razie jakichś problemów – obronisz mnie,
prawda…? – ostatnie pytanie Marie było żartem ale wkradła się w nie odrobina powagi.
- Oczywiście, że tak, ze mną jesteś w pełni bezpieczna – Per odpowiadając utrzymał żartobliwy ton ale jego odpowiedź
miała w sobie powagę. Marie wiedziała, że mimo żartobliwego tonu – jej przyjaciel nie rzuca słów – szczególnie obietnic
– na wiatr.
- Hurra! – zawołał uradowany Per, po czym pozwolił Marie okręcić się wokół niego tak jakby tańczyli.
- Całe szczęście, że nie widział tego Ulf – powiedziała, śmiejąc się, bo cała sytuacja wyglądała bardzo zabawnie.
- Ulf? O kim mówisz? – zdziwił się Per. W dalszych zakamarkach umysłu pojawił się chochlik, który zaczął złośliwie mu
podpowiadać: „Twoje szanse się kończą, twoje szanse się kończą…”.
- O moim narzeczonym – Marie odpowiadając, mówiła smutnym, wystraszonym głosem co jeszcze bardziej zdziwiło
Pera, który spytał:
- Jest o ciebie zazdrosny, robi ci krzywdę? – serce zabiło młodemu mężczyźnie szybciej, nie wiedział co zrobić z dłońmi
a oczy mówiły: „Powiedz mi wszystko, zachowam to dla siebie”. Marie popatrzyła na przyjaciela przez chwilkę bez
słowa po czym powiedziała:
- Na początku mi się to podobało. Teraz jest trochę gorzej. Dobrze, że toleruje ciebie u mojego boku. Boję się co by
było gdyby…
- Spokojnie, nie myśl teraz o tym – odpowiedział Per, składając na policzku Marie przyjacielskiego całusa. Niestety – dla
Ulfa, który widział wszystko przyczajony pod garderobą Marie był to sygnał (błędny oczywiście), że między jego
narzeczoną, którą swoją drogą traktował jak własność a tym „wyrzutkiem” jak nazywał Pera (często w obecności jego
samego jak i Marie) coś jest „na rzeczy”. Wściekły Ulf ruszył ze swojego miejsca chwilę po nieświadomych niczego
przyjaciołach, którzy – tak jak umówili się wcześniej – wyszli do ulubionej kawiarenki Marie. Szli tam spokojnym,
spacerowym krokiem, żartując, śmiejąc się. Po Marie przez dobre kilkanaście minut nie było widać, że mówiła o czymś
bolesnym. Po chwili jednak dziewczyna stała się niespokojna. Na początku chciała to skrywać, nie chciała pokazać
Perowi, że jest słaba, że się boi. Udawało jej się to ale do momentu kiedy widząc czyjąś oświetloną latarnią uliczną
twarz, krzyknęła cicho i mocno ścisnęła Pera za rękę.
- Co się stało? – spytał z troską chłopak, obejmując ramieniem Marie, co na nieszczęście dla nich obojga widział jak na
dłoni przyczajony za drzewem Ulf. „Już ja się z tobą policzę…” – pomyślał, patrząc z wściekłością w stronę narzeczonej.
- Ktoś… Ktoś nas chyba śledzi, boję się… - odpowiedziała lekko zniekształconym ze strachu głosem Marie.
- Jesteśmy bezpieczni, nie bój się. Kto mógłby śledzić nas w naszym mieście? – odpowiedział jej Per, całując ją po
wypowiedzeniu tych słów w dłoń. Nie był świadomy tego, że okłamuje przyjaciółkę, że są śledzeni przez narzeczonego
Strona: 2/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
dziewczyny i nieśmiałą nastoletnią dziewczynkę, ich fankę. Słowa Pera uspokoiły przerażoną Marie tylko na moment.
Kiedy od „Via Rosa” (tak nazywała się kawiarenka) dzieliło ich kilkadziesiąt metrów, widzieli już budynek oświetlony
pięknymi, stylowymi latarniami – Marie znów krzyknęła wystraszona. Tym razem żeby poczuć się naprawdę pewnie –
przytuliła się do Pera, szepcząc błagalnie:
- Znów to samo, zrób coś z tym, proszę…
Było jej niewyobrażalnie wstyd tego co robi, jak się zachowuje.
- Dobrze, tylko się uspokój – powiedział poważnie ale łagodnie Per, czując jak jego przyjaciółka drży. Zdawał sobie
sprawę, że to nie przelewki, bo wiedział, że Marie jest wrażliwa. Wiedział też, że jej drżenie nie jest spowodowane
zimnem, bo wieczór był ciepły a Marie nie miała w zwyczaju okłamywania go. Zwłaszcza jeśli chodziło o rzeczy, lub
osoby, których się obawiała.
- Usiądź na tej ławce a ja zajmę się wszystkim – powiedział takim samym jak wcześniej tonem Per, odprowadzając
przyjaciółkę pod ławkę oświetloną jedną z latarni.
- Ale… - Marie była przerażona, nie chciała przez moment puścić ręki Pera.
- Spokojnie, będę ciągle w twoim polu widzenia – ton głosu chłopaka nie zmienił się ani o odrobinę. Za to w głowie
zaczęły pojawiać się myśli: „Czego ona się boi? Może jest nękana, zastraszana? Mamy jeszcze raczej niewielu fanów
więc psychopatę bym odrzucił. Choć… Ten jej narzeczony… Dziwny typ. Tyle razy ile nam się od niego oberwało…”.
Wtem przed Perem przebiegła niska, drobna, wyglądająca na szesnaście, może siedemnaście lat blondyneczka w
wyjątkowo długim, bo sięgającym za pas grubym warkoczu.
- A to co? – szepnął do siebie Per – Zachowuje się jakby była małym, wystraszonym zwierzątkiem, biedactwo… - kątem
oka zauważył też reakcję Marie na dziewczynkę. Była dokładnie taka jak wcześniej. Chłopak chciał zaśmiać się ale się
powstrzymał. Zawołał tylko w stronę dziewczynki:
- Zaczekaj! – i ruszył w jej kierunku szybkim krokiem. Tymczasem Ulf chciał zabrać stąd Marie, zranić ale zrezygnował
z tego, myśląc: „Wrócę do domu i zagram pozorami, uśpię czujność Gessle. Ale z moją Marie porozmawiam inaczej…”
– na słowo „moją” położył tak mocny akcent, że gdyby wypowiadał te słowa głośno – tego kto by ich słuchał
przeszedłby zimny dreszcz. Per natomiast dochodząc do dziewczynki spytał:
- To ty nas śledziłaś? Dlaczego? – pytał łagodnie bez najmniejszej nawet odrobiny złości a kiedy zobaczył strach i wstyd
w oczach dziewczynki – dodał:
- Nie bój się. Chodź, zaprowadzę cię do mojej przyjaciółki, Marie; boi się tak samo jak ty. A jak było z tym śledzeniem?
– przypomniał się Per. W ogóle nie podniósł tonu głosu.
- Bardzo chciałabym mieć wasze autografy a bałam się poprosić o nie przy innych fanach i…
- Sprytny pomysł ale następnym razem lepiej tego nie rób. Jak masz na imię? – spytał, dochodząc z dziewczynką do
ławki, na której siedziała Marie.
- Agnes… - przedstawiła się, spuszczając głowę i myśląc sobie: „Per mnie nie wyśmiał ale Marie... Przecież tak bardzo
ją wystraszyłam…”.
- Już wiem kogo się bałaś – zwrócił się Per do Marie, zatrzymując się z Agnes u boku przed ławką. Dziewczyna
zmierzyła ich oboje wzrokiem po czym zaczęła się śmiać. Agnes, słysząc śmiech Marie spytała, ledwie mogąc
pohamować chęć do płaczu:
- Śmiejesz się ze mnie, prawda? Z mojego idiotycznego zachowania?
- Nie, skąd skarbie – Marie zwracała się do Agnes jak do młodszej siostry.
- Śmieję się z tego jak niemądrze zachowałam się ja. Jak mogłam tak bardzo bać się dziewczynki, która mogłaby być
moją młodszą siostrą.
Strona: 3/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Mogę prosić o wasze autografy…? – poprosiła jeszcze raz ze wstydem Agnes.
- Oczywiście. A masz coś na czym moglibyśmy się podpisać? – spytał Per. Pytał z tym samym spokojem co wcześniej.
- Tak, mam waszą ostatnią płytę – odpowiedziała dziewczynka, podając im drżącą dłonią swój egzemplarz „Joyride”.
- Strasznie wyglądam na tym zdjęciu… - mruknęła Marie, patrząc na okładkę płyty i udając, że się smuci.
- Przestań – odpowiedzieli jej jednocześnie Agnes i Per, po czym wszyscy we trójkę zaczęli się śmiać. Po tym jak Marie i
Per podpisali się na płycie należącej do dziewczynki – Per spytał:
- Gdzie mieszkasz? Może cię odprowadzimy…
- Nie, nie trzeba, to tylko dwie ulice stąd. Zresztą – nie chcę psuć waszych planów – dodała, zerkając wymownie w
stronę okien „Via Rosy”.
- Nie zepsujesz ich – próbowała ją przekonać Marie ale dziewczynka tylko pokręciła głową i pobiegła w stronę domu.
- Uważaj na siebie! I przychodź częściej na koncerty! – zawołał w jej kierunku Per. Ona tylko odwróciła się, pomachała
im trzymaną w ręku płytą i zniknęła za rogiem.
- Wejdźmy do środka, co? Strasznie zgłodniałam – powiedziała Marie zdając sobie sprawę z tego,, że od zakończenia
koncertu nie miała w ustach zupełnie nic.
- Zgadzam się – odparł Per, szarmancko przepuszczając przyjaciółkę w drzwiach kawiarenki. Przez cały wieczór
rozmawiali, żartowali. Od czasu do czasu ktoś poprosił ich o wspólne zdjęcie czy autograf. To było bardzo miłe.
- Wstyd mi… - szepnęła w pewnym momencie Marie.
- Czemu? – Per był zaskoczony. O mało nie zakrztusił się sałatką z owocami morza.
- Jestem naprawdę głupia. Jak mogłam tak bardzo bać się tej… - Marie urwała. Zapomniała imienia dziewczynki.
- Agnes. Ona miała na imię Agnes. A ty nie mów tak o sobie. Jesteś mądrą, wartościową osobą, którą… którą bardzo
lubię, z którą się zaczynam przyjaźnić, czego nie żałuję i… - Per urwał kolejny raz. Kolejny już raz myśli: „Jesteś osobą,
którą zaczynam chyba kochać” chciał wypowiedzieć głośno. Ale w porę się powstrzymał.
- I? – pytała Marie reagując na to, że jej przyjaciel umilkł.
- I chciałbym się przyjaźnić do końca świata i o jeden dzień dłużej – wybrnął sprytnie co spowodowało, że Marie
wybuchła śmiechem.
- Co za górnolotne słowa… - szepnęła dziewczyna.
- Nie miałem pomysłu na to jakie dobrać, jak ci to powiedzieć… - tym razem zawstydził się Per. Chłopak zawstydził się
do tego stopnia, że policzki zaczęły mu dosłownie płonąć.
- No już, już… Jesteś tak czerwony jak kawałki tego biednego raka w twojej sałatce – Marie nadal chichotała cicho.
- Nie przesadzasz przypadkiem…? – spytał Per, wbijając jeszcze bardziej zawstydzone spojrzenie w podłogę.
- Ani trochę – ucięła nadal żartobliwym tonem całą sprawę Marie – No, kończ te raki, bo ci się wycofają z talerza –
zaśmiała się. Po skończonym posiłku Per odprowadził Marie pod sam dom. Przez całą drogę żartowali, robili sobie
psikusy. Nie byli świadomi tego, że z chwilą gdy za Perem zostaną zamknięte drzwi – jego przyjaciółka zacznie
przechodzić koszmar.
- Są wreszcie… - syknął z wściekłością Ulf, śledząc ich z okna. Cofnął się jednak o kilka kroków, żeby uspokoić nerwy,
żeby przed Perem zagrać, że jest mu wdzięczny za odprowadzenie narzeczonej. Kiedy usłyszał otwieranie drzwi,
podszedł w stronę Marie i Pera, którzy żegnali się, omawiali ostatnie szczegóły dotyczące następnego dnia. „Nic wam z
Strona: 4/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
tego nie wyjdzie, już ja się o to postaram” – pomyślał Ulf, natomiast głośno powiedział:
- Dzięki za odprowadzenie Marie.
- To drobiazg ale miło, że to doceniasz. Zaufaj, że ze mną nic nigdy jej się nie stanie – Per nadal niestrudzenie
próbował przekonać do siebie Ulfa. On jednak zmierzył go wzrokiem i szepnął chłodno:
- No nie wiem… Takie niepozorne chucherko…
Per poczuł się zraniony. I to bardzo. Chciał coś odszczeknąć ale poczuł tylko – podobnie jak w garderobie – dłoń Marie
na nadgarstku co go zatrzymało, uspokoiło. „Chyba się o mnie boi… Kochana Marie…” – pomyślał, uspokajając się.
Natomiast dziewczyna wykonując ten gest, myślała: „Nie rób tego, boję się o ciebie. On może zrobić ci krzywdę, Per…
Nawet – zabić. Nie chcę cię stracić”. Ona też czuła, że Per staje się jej bliższy niż zwykły przyjaciel jednak bała się do
tego przyznać nie tylko przed innymi ale nawet przed samą sobą. Kiedy Per wyszedł – Marie i Ulf zaczęli się kłócić. Na
początku to nie było nic poważnego. Zwykłe, niewinne utarczki słowne. Potem jednak utarczki mimo, że nadal były
słowne – stawały się coraz ostrzejsze. W pewnym jednak momencie Marie została uderzona przez narzeczonego
dwukrotnie w twarz, słysząc:
- Całowałaś się z nim, widziałem was! Pamiętasz jak na początku naszej znajomości mówiłem, że będziesz moja albo
niczyja? – to pytanie – o dziwo – zadał spokojnie – Ja nie rzucam słów na wiatr – zakończył, patrząc na Marie tak, że ta
zadrżała. „Per też nie” – pomyślała dziewczyna a ocierając łzy wywołane uderzeniami powiedziała:
- Tak, dobrze to pamiętam ale wtedy po prostu wystraszyłam się czegoś a raczej kogoś. Chciałam poczuć się pewniej
więc – przytuliłam się do Pera. To tyle – odpowiedziała dziewczyna nie okłamując narzeczonego ani jednym swoim
słowem. On jednak nie uwierzył jej.
- Kłamiesz! – zawołał, znów uderzając Marie. Tym razem uderzył dziewczynę tak mocno, że ta nie dość, że upadła to
jeszcze rozcięła sobie wargę i łuk brwiowy o kant szklanego niskiego stolika. Chciała podnieść się, uciec mu ale dopadł
ją i nim podniosła się z podłogi – znów ją powalił. Tym razem przycisnął ją do podłogi całym ciężarem ciała. Kiedy
odebrał jej najmniejszą możliwość ruchu czy obrony – zdarł z niej bieliznę i zgwałcił. Marie próbowała się przed tym
wszystkim bronić, wołała:
- Przestań! Zostaw mnie! To boli, nie tak się umawialiśmy! – Ulf jednak zupełnie nic sobie z tego nie robił i na każdy
krzyk Marie odpowiadał mocniejszymi uderzeniami, czy mocniej zadawanymi pchnięciami, ranami. Bił dziewczynę nie
tylko rękami. Używał dosłownie wszystkiego co wpadło mu w ręce. Kiedy skończył – podniósł się, kopnął leżącą Marie
jakby była kamieniem czy piłką, powiedział:
- Idę się wykąpać. Muszę zmyć z siebie twoją brudną krew zanim stanie się skorupą, z której się nie wydostanę – i
poszedł do łazienki. Dziewczyna przez chwilę leżała na podłodze, płacząc. Kiedy pierwsza fala płaczu i strachu minęły,
pomyślała trzeźwo: „Teraz masz jedyną szansę na to żeby stąd uciec, Marie, weź się w garść” – po czym powoli
podniosła obolałe ciało z podłogi i skierowała swoje kroki w stronę drzwi. Kiedy wyszła z domu – swoje kroki skierowała
od razu w stronę domu Pera. „Oby tylko mi pomógł…” – myślała zziębnięta i coraz bardziej osłabiona dziewczyna.
Marie marzła, bo noc była już zimna a ona miała na sobie tylko cienką lnianą sukienkę jeszcze z koncertu, która była
porwana w niektórych miejscach i poplamiona krwią. Im była bliżej swojego celu – tym bardziej słabła.
- Jeszcze chwila, wytrzymaj… - szepnęła do siebie, widząc zarys domu Pera. Kiedy stanęła przed drzwiami, myśląc:
„Oby nie otworzyła mi jego mama” – nacisnęła dzwonek. (Mama Pera nie przepadała za Marie. Najgorsze,
najtrudniejsze do zrozumienia dla obojga było jednak to, że ona nie potrafiła sensownie wytłumaczyć swojej awersji do
dziewczyny). Marie miała jednak szczęście i to podwójne. Po pierwsze rodzice Pera odwołali wizytę planowaną na dziś
wieczór kiedy tylko dowiedzieli się jak bardzo zajęty jest ich ukochany syn a po drugie drzwi do domu zostały szybko
otwarte. Per zorientował się, że tak natarczywy dzwonek to nic dobrego. Kiedy zobaczył przed sobą Marie – łapiąc ją
kiedy osuwała mu się w ramiona – o mało nie krzyknął ze strachu.
- Pomóż mi, proszę… - szepnęła zanim z bólu straciła przytomność. „Jak on mógł cię tak urządzić? – myślał, niosąc
nieprzytomną przyjaciółkę do pokoju gościnnego – Jak w ogóle ja mogłem na coś takiego pozwolić? Czemu dałem sobie
uśpić czujność? Jestem kompletnym idiotą!” – myślał wściekły na siebie chłopak składając Marie na olbrzymim łóżku
najdelikatniej jak to tylko był możliwe. Kiedy to robił – zobaczył, że dziewczyna nie ma bielizny i jak bardzo poranione i
opuchnięte jest jej krocze.
Strona: 5/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Boże... – szepnął, idąc szybko po sole trzeźwiące i pozostałe opatrunki – Nie daruję mu tego! Ten skurczybyk musi
zapłacić za to co zrobił Marie! – Per był naprawdę wściekły, każdego kto wszedłby mu w drogę – rozniósłby w drobny
pył. Marie odzyskała przytomność kilka sekund później. Na początku przez to, że chwilowo widziała wszystko jak za
mgłą – wystraszyła się, widząc pochylonego nad sobą Pera. Przez chwilę – dopóki nie usłyszała jego głosu – sądziła, że
to Ulf. Pamiętała co się stało; pamiętała, że straciła przytomność, że to Per nie pozwolił upaść jej wtedy na podłogę ale
bała się, że Ulf zorientował się gdzie znalazła schronienie, zrobił Perowi krzywdę a teraz zastanawia się co zrobić z
Marie.
- Nie rób mi już krzywdy, proszę… - szepnęła słabo dziewczyna, próbując zrobić unik przed ręką Pera.
- Spokojnie, to tylko ja. Jesteś zupełnie bezpieczna, Marie – odpowiedział. Mężczyzna mówił do przyjaciółki spokojnie
choć w jego wnętrzu wszystko wrzało.
- Jak dobrze, że jesteś, że cię mam… - spod zamkniętych powiek dziewczyny zaczęły wypływać łzy – Boję się go… szepnęła po chwili Marie – Nie chcę do niego wracać a mam za niego wyjść. Nie chcę go widzieć po tym co mi zrobił… dziewczyna rozpłakała się i mocno ścisnęła rękę przyjaciela. „Masz za niego wyjść?! Ten kto kazał ci to zrobić musiał
chyba upaść na głowę…” – pomyślał niemiło zaskoczony Per.
- Kto miał taki inteligentny pomysł? – zadając pytanie, na słowo „inteligentny” Per położył większy nacisk niż na
pozostałe.
- Mój ojciec… Jest taki odkąd pamiętam. Jedyne co udało mi się „zrobić” bez jego wiedzy to Roxette…
- Nie przemęczaj się, nie mów już nic. A twojemu ojcu udowodnimy, że z tym… - Perowi cisnęły się na usta mocniejsze
inwektywy ale powiedział tylko: - Z tym katem nie jesteś w ogóle bezpieczna. Jeśli się zgodzisz – zrobię ci parę zdjęć w
tym stanie. Wiem, że psychicznie i fizycznie czujesz się słaba czy nawet pozbawiona czegoś… - chłopak mówił ciągle o
gwałcie, bo widział w jakim stanie jest krocze Marie i skojarzył fakty – ale nie chciał nazywać rzeczy po imieniu żeby
nie urazić przyjaciółki.
- On mnie zgwałcił… - załkała znów dziewczyna – Brutalnie zabrał mi cnotę. Zrób co tylko możesz żeby mi pomóc,
proszę…
- Możesz mi ufać – szepnął, całując delikatnie przyjaciółkę w dłoń – Kiedy zrealizujemy mój plan – pozbędziesz się tego
łacha (sukienka teraz wyglądała naprawdę źle) i wykąpiesz się. Gorąca kąpiel dobrze ci zrobi – powiedział, po czym
wyszedł po aparat.
- Nie robiła tego nigdy wcześniej…? – mówił do siebie szeptem Per, szukając aparatu – Muszę chronić przed nim Marie
– ostatnie zdanie, mimo że szeptem, zostało wypowiedziane przez Pera tak stanowczo, że każdy kto by go słuchał –
wystraszyłby się. Po chwili aparat został znaleziony i Per zaczął robić zdjęcia. Robiąc je czuł się naprawdę dziwnie. O ile
zawsze sesje zdjęciowe, które sobie urządzali były zabawą, przyjemnością – tak teraz było zupełnie inaczej. Per czuł się
okropnie, najgorsze było to, że nie mógł wyłączyć lampy błyskowej.
- Już po wszystkim… - powiedział, odkładając sprzęt – Jutro zaniosę film do wywołania i poproszę żeby tymi zdjęciami
zajęli się ekspresowo. Przydałaby ci się kąpiel ale... Nie wiem, czy dasz sobie w takim stanie radę pod prysznicem… wypowiadając ostatnie słowa, Per był strasznie zażenowany.
- O co chodzi ci dokładniej…? – wyszeptała dziewczyna, z trudem marszcząc brwi.
- Jesteś obolała, osłabiona, boję się, że upadniesz, zrobisz sobie coś… - wyjaśnił ze wstydem Per.
- Dziękuję ci za troskę ale dam sobie radę. Mam tylko prośbę żebyś był w pobliżu, dobrze? Tak na wszelki wypadek… Marie wypowiedziała te słowa powoli, szeptem ale w jej oczach przez ułamek sekundy można było dostrzec iskierki,
które zawsze były w nich widoczne. Per dostrzegł je i pomyślał: „Jak dobrze widzieć te iskierki nadziei, radości... Mam
tylko nadzieję, że zamieszkają tam na dłużej, może nawet wrócą na stałe…?” natomiast na głos powiedział:
- O to nie musisz się bać, będę blisko.
Kiedy po tej wymianie zdań Marie usiadła na łóżku i postawiła stopy na podłodze – lekko zakręciło jej się w głowie. To
jeszcze zignorowała. Gorzej wystraszyła się kiedy wstała i robiąc kilka kroków w stronę łazienki – zatoczyła się i prawie
Strona: 6/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
upadła, przed czym w ostatniej sekundzie uchronił ją Per, czym niestety sprawił jej trochę bólu.
- Przepraszam, nie chciałem… - szepnął zawstydzony, widząc grymas na twarzy przyjaciółki.
- To nic. Bolałoby bardziej gdybym upadła, gdybyś nie zdążył mnie złapać – Marie próbowała pocieszyć Pera, który
jednak był mocno zasmucony tym, że sprawił jej tyle bólu.
- Może jednak masz rację… - szepnął Per, niosąc Marie do łazienki i uśmiechając się do niej. Dziewczyna odwzajemniła
uśmiech a Per dochodząc z nią do celu i stawiając przed drzwiami łazienki, powiedział:
- Zadziwiasz mnie. Mimo takiego koszmaru jaki przeszłaś, mimo stanu w jakim jesteś – potrafisz pocieszyć innych,
podnieść na duchu. Dziękuję – chłopak po wypowiedzeniu tych słów chciał ją przytulić ale się powstrzymał.
- W co ja mam… - chciała zapytać Marie wysuwając głowę zza zasłonki po skończonej kąpieli ale nie dokończyła
pytania widząc przygotowane już wcześniej przez Pera rzeczy, ułożone na niskiej szafce. W pierwszej chwili się
uśmiechnęła ale potem zaczęła się zastanawiać: „Skąd te rzeczy się tu wzięły? Nie przypominam sobie żebym
nocowała tu więcej niż jedną noc. Zawsze któryś z nich znajdował mnie (wypowiadając w myśli te słowa miała przed
sobą twarze ojca i narzeczonego) Per obrywał za to, że próbował mnie bronić i na tym kończyła się cała historia…”
- O czym rozmyślasz? – spytał Per, zerkając na próbującą zebrać przygotowane rzeczy Marie.
- O tym skąd się tu tego tyle nazbierało… - uśmiechnęła się blado dziewczyna.
- Często do mnie uciekałaś – padła krótka odpowiedź.
- Taaa… - mruknęła Marie.
- A to co? – zapytali jednocześnie.
- Komu chce się tu dzwonić o takiej porze? – spytał retorycznie Per zostawiając zebrane rzeczy (chciał pomóc Marie) i
biegnąc do telefonu.
- O której będziecie w studio? – usłyszał pytanie Magnusa.
- Nie przyjedziemy, przesuńmy nagranie o kilka dni.
- Co się stało?
- Marie miała mały… - urwał i spojrzał na przyjaciółkę jakby chciał spytać co ma zrobić dalej. Dziewczyna skinęła lekko
głową jakby chciała powiedzieć:: „Dokończ śmiało. Prawdę poznają w swoim czasie”.
- Mały wypadek – dokończył lekko zniekształconym głosem Per.
- W którym szpitalu jest teraz? – Magnus był przerażony.
- Spokojnie, jest bezpieczna u mnie – mocno zaakcentował słowo „bezpieczna” – Ale odpuśćmy sobie, dobrze,
przynajmniej na razie. Chcę po prostu być przy niej, bo wiem, że tego potrzebuje. Jak tylko dojdzie do siebie – wrócimy
do nagrań, obiecuję – po złożeniu tej obietnicy – koledzy zakończyli rozmowę. Po odłożeniu słuchawki i przeniesieniu
rzeczy, które czekały na swoją kolej – Per zauważył przez uchylone drzwi gościnnego, śpiącą Marie. Jedyne co go
zastanowiło to fakt, że dziewczyna usnęła niczym wcześniej się nie przykrywając. „Dziwne, czemu nie przykryła się
choćby kocem? Powinna pamiętać gdzie je chowam” – zastanawiał się. Wziął ze swojej skrytki najcieńszy koc jaki miał i
okrył nim delikatnie przyjaciółkę, bojąc się żeby jej nie urazić dotykiem czy nie obudzić. Nic takiego się nie stało.
Wychodząc z pokoju – Per zostawił drzwi uchylone mniej więcej tak jak wcześniej. Oby tylko przespała tą noc
spokojnie…” – błagał w myślach zanim sam usnął. Niestety, spokój trwał krótko. Po jakichś dwóch godzinach Marie
zaczęły nękać koszmary.
- Przestań! Przestań! Zostaw mnie! – wołała, wijąc się po łóżku tak jakby chciała uniknąć ran, uderzeń. Słysząc krzyk
Marie, Per obudził się od razu. Największym jednak problemem było dla niego wyrwanie przyjaciółki z pazurów tego
ohydnego snu. Najpierw próbował budzić ją delikatnie co niestety nie skutkowało. Potem spróbował troszkę
Strona: 7/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
mocniejszych szarpnięć ale i one nie skutkowały. Zawsze wtedy wypowiadał jej imię. Różnie – głośniej, ciszej ale
wypowiadał, nigdy nie wykrzykiwał go. W końcu jednak gdy zdał sobie sprawę, że to wszystko jest bezskuteczne a ona
się męczy – szepnął: „Przepraszam ale muszę to zrobić” i uderzył ją w twarz. To sprawiło, że dziewczyna obudziła się
ale Per mimo to czuł się bardzo źle z tym co zrobił.
- Jak dobrze, że mnie obudziłeś… - załkała Marie, mocno przytulając się do Pera. Zrobiła to naprawdę mocno, nie czuła
ani bólu całego ciała ani pieczenia policzka – Ten sen był okropny… Czułam się w nim jak w jakimś labiryncie, z
którego nie ma wyjścia – dziewczyna trzęsła się z przerażenia ale przerażenie Pera było większe co ją zastanowiło,
więc spytała, odsuwając się na moment od przyjaciela i patrząc mu głęboko w oczy:
- Cały dziwnie drżysz, stało się coś…?
- Tak, przepraszam cię, czuję się z tym podle…
- O co ci chodzi?! – Marie była tak przerażona, że prawie krzyknęła.
- Żeby cię obudzić musiałem cię… uderzyć. Musiałem uderzyć cię w twarz, bo inne metody nie skutkowały.
- Dobrze, że to zrobiłeś i uspokój się już – powiedziała, przytulając się do Pera tak jak wcześniej. Delikatny głos
dziewczyny sprawił, że Per nie bał się już tak bardzo.
- Czy mogłabyś… opowiedzieć mi swój sen…? Powiedzieć mi co cię tak męczyło? – strach Pera znów wrócił, kiedy
zadawał pytanie. Chłopak bał się tak, że nie miał odwagi spojrzeć przyjaciółce w oczy. Ona natomiast słysząc jego
pytanie, przeraziła się.
- Nie teraz, proszę, nie każ mi… - zapłakała, zaczynając drżeć i próbując przez objęcie ramionami podkurczonych kolan
potrzebne jej tak bardzo bezpieczeństwo. „Co ja najlepszego zrobiłem? Ta wścibskość kiedyś naprawdę wywiedzie
mnie na manowce” – myślał wściekły na siebie Per. Głośno, próbując delikatnie skierować twarz Marie w swoją stronę,
powiedział:
- Wybacz mi, proszę… Wybacz, że czasem zapominam o tym, że jesteś aż tak bardzo delikatna, wrażliwa... Nie
chciałem tak naciskać…
- Przytul mnie proszę i daj mi kilka minut. Po tym czasie opowiem ci wszystko. Chcę wreszcie przez choć chwilę poczuć
się bezpieczna a wiem, że w twoich ramionach to bezpieczeństwo znajdę.
Słowa Marie sprawiły, że Per lekko się zarumienił ale spełnił jej prośbę mimo zawstydzenia. Wiele razy słyszał już
podobne słowa od innych dziewcząt ale w ich przypadku to była tylko perfidna gra. Wykorzystywały wrażliwość i
ufność klasowego łamagi jak postrzegany był Per. Ale teraz – słowa wypowiedziane przez Marie aż wręcz ociekały
prawdą. Ona szukała bezpieczeństwa i w ramionach Pera znalazła je.
- Ten sen… Istny koszmar… - szepnęła dziewczyna, nie podnosząc głowy z ramienia Pera – Widziałam w nim całą tą
sytuację, przez którą przeszłam. Próbowałeś mi pomóc ale… nie udało ci się, bo Ulf zatrzasnął drzwi od środka więc… wtedy Marie zapłakała, jeszcze mocniej wtulając się w przyjaciela.
- Ale tu i ze mną jesteś bezpieczna. Nic już ci nie grozi – szeptał spokojnie Per, gładząc delikatnie włosy Marie. Po dość
krótkiej chwili dziewczyna zasnęła. Per zorientował się, że jego przyjaciółka spokojnie (jak mu się wydawało) śpi ale
zanim ułożył ją w łóżku – trzymał ją w ramionach. „Kiedy śpi wygląda tak delikatnie, niewinnie. W ogóle nie zasłużyła
na taki los a ja naprawdę się w niej zakochałem. Problem tylko w tym, że nie mam u niej żadnych szans. Raczej nie
tyle u Marie co z Ulfem…” – rozmyślał Per, kładąc dziewczynę, całując w policzek i wychodząc do siebie.
- Zostań, proszę… - szepnęła Marie, budząc się i próbując wyszukać dotykiem dłoń Pera
- Jestem przy tobie, nie bój się – powiedział spokojnie, ujmując dłoń przyjaciółki w swoją i zaczynając ją delikatnie
gładzić. Dotyk przyjaciela zadziałał na dziewczynę uspokajająco i znów zasnęła. On jednak chcąc być przezornym –
ułożył się na małej kanapie stojącej w pokoju. „Wolę być w razie potrzeby pod ręką ale lepiej żeby nic takiego jak ten
koszmar już jej się nie przytrafiło…” – rozmyślał przed ponownym zaśnięciem Per. Niestety – mylił się. Co prawda okres
spokojnego snu trwał dłużej, bo do okolic wpół do czwartej rano ale i sen, który nawiedził Marie wtedy był o wiele
brutalniejszy niż poprzedni. W nim dziewczyna też próbowała unikać uderzeń, wołała o pomoc. Ale – było jeszcze coś…
Strona: 8/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- I znowu to samo, dziękuję… - ciałem Marie wstrząsały dreszcze, wargi miała spierzchnięte a w ustach ani odrobiny
śliny.
- A ja znów musiałem… I to dwa razy… - Per czuł się z tym dwa razy gorzej niż poprzednio.
- To nic, nie ważne, pomogłeś mi i to się liczy – próbowała go wesprzeć przyjaciółka. O swoim drugim śnie zaczęła
opowiadać po kilku minutach ciszy. Per w tym czasie zastanawiał się: „Aż strach pomyśleć co takiego musiało jej się
przyśnić skoro musiałem uderzyć ją dwa razy żeby wreszcie się obudziła…”.
- W tym śnie – zaczęła po chwili opowiadać Marie – Wszystko zaczęło się od „Via Rosy”. Nie było całej tej sytuacji z
Agnes – uśmiechnęła się napotykając pytający wzrok zaspanego jeszcze odrobinę Pera – Kolacja minęła spokojnie ale
kiedy wyszliśmy… - Marie przerwała i wystraszony wzrok skierowała na twarz Pera. Chłopak nie mówił nic, natomiast
jego brązowe oczy zdawały się mówić: „Mów śmiało, tutaj żaden z nich nie zrobi ci krzywdy”. Dziewczyna dobrze
odczytała przesłanie zawarte w jego spojrzeniu. Wzięła głęboki wdech dla uspokojenia rozkołatanych nerwów i znów
zaczęła opowiadać:
- Kiedy wyszliśmy... dopadł nas Ulf. Mnie zgwałcił i skatował a potem zrobił krzywdę tobie i kazał mi na to patrzeć.
Kiedy „zabawiał” się ze mną – próbowałeś mnie ratować ale on był silniejszy, na twoje naprawdę mocne ataki
odpowiadał jeszcze mocniej, raz nawet bałam się, że cię zabił… Kiedy nas zostawił – oboje byliśmy skatowani,
pokrwawieni, oboleli ale ty mimo wszystko znalazłeś w sobie na tyle siły żeby donieść mnie do swojego domu… Nie
chcę żeby to się spełniło, obroń mnie przed tym potworem, proszę… - Marie płakała, wypowiadając ostatnie zdanie.
- Spokojnie, u mnie znajdziesz bezpieczeństwo i ochronę, której tak bardzo ci brakuje – powiedział Per, ocierając łzy z
policzków Marie. Ciszej dodał:
- Mam też dla ciebie całe pokłady miłości… - i spojrzał na nią tak jakby tym jednym spojrzeniem chciał jej całą tą
miłość przekazać. Ona zrozumiała i odwzajemniła spojrzenie (przyznała się już – na razie tylko przed samą sobą – kogo
kocha tak naprawdę. Dla rodziny i znajomych utrzymywała pozory tego, że ona i Per traktują się koleżeńsko co
najwyżej przyjacielsko). Tym razem ani Marie ani Per nie zasnęli w pełni spokojnym snem. To były raczej czuwania,
urywane drzemki. Rano oboje chodzili jak skołowani. Dopiero podwójnie mocna kawa postawiła ich na nogi. Per starał
się rzadko wychodzić z domu ale kiedy już musiał to zrobić – kazał Marie zamykać drzwi od środka.
- Skąd będę wiedzieć, że wróciłeś, że mam cię wpuścić? – spytała przerażona dziewczyna.
- Spokojnie, zaśpiewam fragment… „Dangerous” – odpowiedział jej po zastanowieniu Per.
- Niech będzie – zgodziła się. Ich plan działał bez problemów zwłaszcza, że byli nachodzeni na zmianę przez ojca i
narzeczonego Marie. Za każdym razem próbowali siłą zabrać dziewczynę z domu Pera, nie szczędząc wtedy niestety
obelg ani jemu ani jej. Przyjaciele natomiast za każdym razem wygrywali walkę z ojcem Marie i Ulfem. Po kilku, może
kilkunastu dniach – wrócił spokój. Czujność przyjaciół została uśpiona do tego stopnia, że zaczęli już wychodzić razem
(pozostali członkowie zespołu dowiedzieli się prawdy) a Marie kiedy zostawała sama – nie zamykała drzwi od środka.
Niestety - nadszedł dzień, w którym ojciec i narzeczony Marie wykorzystali uśpioną czujność dziewczyny i jej
przyjaciela. Obserwowali z ukrycia dom Pera przez cały prawie dzień. Późnym popołudniem kiedy zauważyli, że
przyjaciele żegnają się (Per wybierał się do Ostersund żeby tam zrobić potrzebne na następny dzień „muzyczne”
zakupy) odczekali stosowną chwilę i ojciec Marie zakradł się pod dom Pera z zamiarem zabrania stamtąd dziewczyny.
Otworzył cicho drzwi i wszedł do przedpokoju.
- Zapomniałeś czegoś? – spytała Marie, nie podnosząc oczu znad książki. W końcu była przekonana, że to Per. Nie
dostała żadnej odpowiedzi. „Pewnie nie dosłyszał mojego pytania” – pomyślała, nadal czytając. Nagle poczuła mocny
uścisk ręki na ramieniu, zobaczyła ciemność (oczy zostały przesłonięte jej grubym szalikiem).
- Ratunku! Ratunku! – zawołała, wypuszczając książkę z ręki.
- Bądź cicho a nic ci się nie stanie, córeczko – syknął facet, przerzucając sobie przez ramię próbującą się nadal bronić
Marie – Pamiętasz, kiedy byłaś mała lubiłaś kiedy nosiłem cię w ten sposób… - mówił tym samym tonem co wcześniej.
- Ale ta sytuacja jest inna a ja nie jestem już małą dziewczynką i wiem jaki jesteś! – zawołała nadal bijąc rękoma na
oślep. Robiąc to strąciła szklany wazonik i pojemnik wypełniony kolorowymi kulkami, które – na szczęście dla Marie –
ułożyły się w słowo „S.O.S” napisane „morce’em”. „Uratuj mnie, zabierz stamtąd…” – myślała, próbując tamować łzy.
Strona: 9/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Została wrzucona do bagażnika. Jazda trwała jakieś pół godziny, może nawet mniej. Po tym czasie Marie trafiła do
piwnicy w swoim domu rodzinnym. Zorientowała się w tym dopiero kiedy – zanim oczy przyzwyczaiły się jej do
ciemności – poczuła specyficzny zapach, który zawsze stąd pamiętała i próbując się ruszyć – uderzyła głową o jedną z
półek.
- No tak, dżemy roboty mamy… - szepnęła, słysząc charakterystyczne uderzenie kilku słoików o siebie – Tylko jak ja
mam się stąd wydostać? – spytała samą siebie, rozglądając się bezradnie dookoła – Mam tylko nadzieję, że Per dobrze
odczytał moje sygnały i ten rozgardiasz… - próbowała się pocieszać, co niestety nie wychodziło jej. Strach i tęsknota za
Perem wygrywały walkę jaką toczyły w duszy dziewczyny ze znajdującą się po drugiej stronie nadzieją, wolą walki. Per
wrócił z połową planowanych zakupów. Nie był z tego powodu zadowolony.
- A to co za… - chciał spytać, zapalając światło – „S.O.S”? O co może chodzić…? – zastanawiał się, odstawiając zakupy i
zauważając specyficznie ułożone kulki – Zaraz, chwileczkę… Marie, Marie! – zaczął nawoływać, kojarząc fakty. Był
coraz bardziej przerażony. „Została porwana, to wszystko przeze mnie – myślał wściekły – kto mógł jej to zrobić?!” – te
słowa przepływały przez głowę chłopaka w formie myśli choć ten chciał je wykrzyczeć. „Muszę od jutra zacząć jej
szukać. Na własną rękę. Na policję nie mam co liczyć” – pomyślał, kiedy pierwsze emocje opadły. Zasnął spokojnie
dopiero gdzieś nad ranem. Przez większość czasu zastanawiał się gdzie może być przetrzymywana Marie. I kto mógł
wpaść na tak okropny pomysł. Największym błędem Pera było to, że przez długi czas odrzucał ojca i narzeczonego
przyjaciółki. „Są okropni, to fakt ale chyba nie byliby zdolni do posunięcia się aż tak daleko” – myślał, szukając
dziewczyny w innych miejscach Halmstad a nawet w pobliskich miasteczkach. Szukał jej nawet w Sztokholmie. Marie
tymczasem przechodziła prawdziwy horror. Była bita, głodzona a nawet gwałcona. I to nie raz kilkakrotnie w ciągu
jednego dnia. Próbowała się bronić, wołać o pomoc ale nie miała szans z Ulfem ani z ojcem.
- Bądź cicho, bo krzyk wcale ci nie pomoże, nikt cię nie usłyszy – syknął Ulf, próbując kolejny raz dobrać się do Marie.
Mimo, że dziewczyna była osłabiona, wręcz nawet wykończona – zebrała całą siłę jaką jeszcze w sobie miała i kopnęła
faceta w krocze.
- Ty suko! – wrzasnął, zginając się w pół i policzkując Marie, która zacisnęła zęby żeby nie krzyknąć. Dopiero kiedy
wyszedł – zaczęła płakać. Nie miała najmniejszego pojęcia, że w tym właśnie momencie zaczęły rozwijać się w niej dwa
maleństwa... „Muszę się stąd wydostać, tylko jak...” – myślała, łkając. Po kilku dniach od tego zajścia Per znów szukał
Marie w Halmstad. „Gdzieś przecież musi tu być…” – rozmyślał gdy nagle przechodząc obok domu rodzinnego Marie
usłyszał jej krzyk.
- Puść mnie, przestań! Pomocy! Ratunku! – wołała.
- Czy ja… czy ja dobrze słyszę…? – pytał, stając jak wryty, Per. Był w szoku – Boże, co ja najlepszego robiłem, przez
cały ten czas była praktycznie pod moim nosem a ja… - mówił do siebie, biegnąc w stronę domu dziewczyny.
Wściekłość i strach o przyjaciółkę rosły z każdą chwilą.
- Zostawcie ją! – zawołał, wbiegając do piwnicy i prawie potykając się na schodkach. Kiedy odzyskał równowagę –
podbiegł do kąta, w którym ojciec Marie i jej narzeczony nadal katowali dziewczynę, która była już prawie
nieprzytomna.
- Zostaw ją, gnoju! – zawołał, odpychając Ulfa od Marie tak mocno, że ten poleciał na ścianę i poobijał się na tyle
poważnie, że przez dłuższy czas nie miał siły żeby się podnieść.
- Ona jest moja… - syknął.
- Wcale nie, nie jest twoją własnością! – odparował Per, po czym odepchnął od przyjaciółki jej ojca. Mimo, że miał
szacunek dla osób starszych – tym razem wcale nie było mu wstyd tego co robi.
- Łapy precz od mojej córki, szczeniaku! – ryknął facet, próbując się podnieść.
- Ani mi to w głowie! Ze mną będzie o wiele bezpieczniejsza niż tu z wami! – odkrzyknął im chłopak trzymając już
przyjaciółkę na rękach i wychodząc.
- Żebyś się nie zdziwił… - syknął Ulf.
- Co… Co się stało, gdzie ja… jestem…? – wyszeptała z trudem Marie kiedy wyszli na zewnątrz. Powiew świeżego
Strona: 10/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
powietrza sprawił, że dziewczyna odzyskała przytomność.
- Wszystko dobrze, jesteś już bezpieczna, zaniosę cię do siebie, zostaniesz ze mną. Przepraszam, że wtedy… że wtedy
pozwoliłem, żeby… żeby cię to spotkało, to przeze mnie…
- Przestań, proszę... – Marie prawie płakała – Ważne, że mnie stamtąd zabrałeś. Bałam się, że… że mogliby mnie
zabić…
- Ale teraz wszystko jest w porządku, nie pozwolę żeby cokolwiek ci zrobili.
Kiedy po zaniesieniu Marie do sypialni, Per opatrzył jej rany co mimo jego starań sprawiło dziewczynie dużo bólu –
poprosiła:
- Zostań tu… boję się…
- Spokojnie, zostanę przy tobie… Niepotrzebnie prosiłaś – odpowiedział po czym zaczął cicho śpiewać ulubione ballady
Marie. Piosenki pomogły dziewczynie zasnąć choć jej sen nie był spokojny. W koszmarach nawiedzało ją to co
przechodziła przez ostatnich kilka dni.
- Obudź się, obudź się – powtarzał Per, za każdym razem kiedy widział, że Marie zaczyna się coś śnić lub kiedy jej
wołanie wyrywało go ze snu. Za każdym razem budząc ją, delikatnie potrząsał jej ciałem. Tym razem nie musiał robić
tego tak mocno jak po pierwszym gwałcie kiedy schroniła się u niego.
- Co… Co się stało…? – pytała za każdym razem po otworzeniu oczu Marie.
- Miałaś zły sen, kwiatuszku. Ale wszystko jest już dobrze – odpowiedział, tuląc ją delikatnie do siebie. To był pierwszy
raz kiedy nazwał ją „kwiatuszkiem”. W tym momencie jednocześnie spojrzeli na siebie a Marie, jeszcze mocniej
wtulając się w Pera szepnęła:
- Kocham cię… To ciebie kocham tak naprawdę, nie Ulfa… - kiedy wypowiadała te słowa, z jej oczu płynęły łzy.
- Ja ciebie też. Pokochałem cię od pierwszego wejrzenia, już kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz. Na początku sądziłem,
że los się do mnie uśmiechnie, że będę miał u ciebie szanse ale… Pojawił się Ulf więc odpuściłem, skrywałem swoje
prawdziwe uczucia do teraz – odpowiedział, nadal trzymając Marie w ramionach i powoli zaczynając lekko kołysać się z
nią w przód i w tył. To co robił sprawiało, że dziewczyna uspokajała się, zasypiała. „Teraz już nikt ani nic nas nie
rozdzieli…” – myślał, układając dziewczynę bardzo delikatnie w łóżku i kładąc się obok. Miał nadzieję, że reszta nocy
minie spokojnie ale na wszelki wypadek wolał być obok. Zbliżały się Walentynki. Marie uczestniczyła normalnie w
próbach a Per zastanawiał się jak wynagrodzić jej cały ten koszmar, który ostatnio przeszła. Wpadł na pomysł, że
skończą wcześniej próbę, pójdą na spacer brzegiem fiordu a potem zjedzą razem kolację. Niestety Marie zemdlała w
trakcie próby. Per zawiózł ją na pogotowie bardzo bojąc się o nią i o to, że plany mogą wziąć w łeb. Badania trwały
kilka minut. Po tym czasie Marie została wyprowadzona przez pielęgniarkę z gabinetu. Była blada, chwiała się na
nogach, w oczach miała łzy.
- Co się dzieje, kotku? – spytał Per. Patrzył na Marie z coraz większym lękiem. Dziewczyna, nic nie mówiąc przytuliła
się mocno do przyjaciela i głośniej załkała
- Chodź, wrócimy do domu i tam powiesz mi o wszystkim – powiedział Per, prowadząc dziewczynę do samochodu. Idąc,
zastanawiał się: „Co mogło się stać? Czy to z Marie coś jest nie tak? Co oni jej zrobili?!”. Natomiast Marie myślała: „To
już koniec. Kiedy się o wszystkim dowie – wyrzuci mnie…”. Kiedy weszli do domu – Marie podała Perowi kartkę z
wynikiem badań i bez słowa skierowała się w stronę pokoju gościnnego, w którym zostały jej rzeczy. Tymczasem Per
spojrzał na wyniki… „Ciąża bliźniacza, ósmy tydzień” – przeczytał. W pierwszej chwili rozzłościł się. „To sprawka
któregoś z nich…” – skojarzył fakty. Potem złość zmieniła się w radość. Tymczasem Marie wyszła z pokoju ze
spakowaną torbą i skierowała się do wyjścia. Per usłyszał jej kroki i pobiegł za nią.
- Co ty robisz? Zostaw tą torbę – powiedział.
- Myślałam, że… że mnie wyrzucisz więc wolałam sama odejść… - szepnęła.
- Skąd te myśli? – spytał odstawiając jej torbę. Radość zaczęła go rozpierać.
Strona: 11/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
- Ta ciąża… Przecież to któryś z nich mnie.... To jego sprawka… - Marie znów się rozpłakała.
- Wiem ale to nie sprawia mi problemu. Już kocham te maleństwa – uśmiechnął się i mocno przytulił do siebie Marie po
czym położył dłoń na jej brzuszku.
- Chcesz powiedzieć, że... – Marie nie mogła uwierzyć w to co słyszy.
- Tak, dam im swoje nazwisko. Mam też coś dla ciebie, zaczekaj – i wyszedł do swojego pokoju. Przyniósł z niego
śliczną małą perską koteczkę. Była cała biała a przy obróżce miała przypięte pudełeczko z pierścionkiem. Niosąc kotkę
Per lekko skrzywił się z bólu czując jak zwierzak wbija mu pazurki w nadgarstek.
- Śliczny… - szepnęła Marie, widząc zwierzątko.
- To ona. Jest twoja, wymyśl jej jakieś imię – powiedział Per, podając kotkę Marie. Uważaj na te pazurki. Istne szpilki… zaśmiał się, pokazując dziewczynie lekko poraniony nadgarstek.
- Dobrze ci tak – zaśmiała się Marie – Mnie Mia nie zrobi krzywdy… - mruknęła z uśmiechem, głaszcząc kociaka pod
pyszczkiem. Per czekał w napięciu kiedy wreszcie kolejny „prezent” zostanie znaleziony przez jego ukochaną, gdy
nagle…
- Co to takiego…? – spytała Marie, zahaczając palcami o pudełeczko przyczepione do obróżki Mii.
- Spróbuj odczepić i sprawdź… - szepnął tajemniczo Per, ostatkiem sił próbując ukryć coraz bardziej drżący głos.
Dziewczynie jednak się to nie udawało. Dłonie coraz bardziej jej drżały a Mia też nie chciała współpracować; zaczęła
się wyrywać, próbowała uciekać
- Pomogę ci. Zacznij ją głaskać żeby się uspokoiła a ja zajmę się obróżką – kończąc wypowiedź, Per o mały włos nie
zdradził się co jest przyczepione do obróżki. Po chwili majstrowania przy niej – udało mu się wreszcie odczepić
pudełeczko. Kiedy trzymał je już w ręku, zabrał delikatnie Mię z rąk Marie, położył ją na fotelu stojącym obok a ujmując
delikatnie prawą dłoń dziewczyny i wsuwając jej pierścionek – spytał z radością i niepewnością jednocześnie: (bał się,
bo zdawał sobie sprawę, że może dostać od Marie negatywną odpowiedź)
- Wyjdziesz… za mnie…? – zadając pytanie patrzył głęboko w jej piękne, wielkie, brązowe oczy.
- Czy… czy to nie będzie… skandal, mezalians…? – spytała wystraszona Marie.
- Możesz go zachować jeśli chcesz… - powiedział Per, patrząc smutno na dziewczynę i pierścionek. „Wiedziałem, że to
się tak skończy!” – myślał. Był zły, smutny…
- Zaczekaj! – zawołała Marie, podbiegając do Pera i łapiąc go mocno za rękę. Chłopak odwrócił się do niej ale jego
spojrzenie było przepełnione smutkiem.
- No już, smutasie, zgadzam się – powiedziała, uśmiechając się i przytulając się do niego.
- Po… poważnie…? – zaskoczenie i niedowierzanie Pera były wielkie.
- Tak – odpowiedziała uśmiechając się do niego słodko.
- Rany, jak ja się cieszę! – zawołał, unosząc lekko Marie w górę i kilka razy obracając się z nią wokół własnej osi.
- Ze mną będziecie bezpieczni… - szepnął Per, patrząc poważnie na Marie i znów kładąc dłoń na jej brzuszku. Po trzech
miesiącach Per i Marie pobrali się. Po kolejnych sześciu na świat przyszły dwie śliczne dziewczynki. Jedna z nich została
nazwana Tina a druga Jossefin. Na szczęście dla Marie dziewczynki w większości wygląd odziedziczyły po niej. Jedyną
„pamiątką” maluszków po biologicznym ojcu były znamiona na dłoniach. Były widoczne bardzo dobrze ale Per nie
zwracał na nie uwagi.
- Moje trzy śliczne skarby… - powtarzał. Marie długo nie mogła uwierzyć, że on jednak zaakceptował dzieci. Z czasem
jednak w to uwierzyła, żyli sobie spokojnie, wrócili do koncertów a dziewczynki „mieszkały” zawsze w garderobie Marie.
Strona: 12/12
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl