Co zawiera ten numer?: - Polska Federacja Tang Soo Do

Transkrypt

Co zawiera ten numer?: - Polska Federacja Tang Soo Do
Co zawiera ten numer?:
- ,,Mistrz pomocny nie tylko w Sztukach Walki”- A. Górski
- ,,Od treningu, do ślubu” – Aneta i Mateusz Skowronek
- Studenci Cheezic TSD 2013
- Cho Dan Bo 2013 i przyszli posiadacze Czarnych Pasów w PF TSD
- Pionki przodują!
- Filozofie stojące u podłoża sztuk walki: Klasyczny konfucjanizm. Część I – Michał
Pędracki
- CDB- Co to za stopień? – Marcin Kostyra
- Sporty walki, a sztuki walki… - czym się różnią?
- Czy warto zaplanować sportowo czas swojemu dziecku w wakacje? – wywiad z
mamą TSD’oczki – Magdaleną Banaszek
- I Mistrzostwa Polski WFMC – Mińsk Mazowiecki.
Artykuły i prowadzenie gazetki: Sylwia Soszka
Artykuły: Agata Rolnik
Korekta: Urszula i Marcin Kostyra.
Imię: Adam
Nazwisko: Gorski
Wiek: 50 lat
Zawód: Vice Prezydent Informatyki z siedzibą w USA.
zainteresowania: Tang Soo Do: tradycyjne formy, Chil Sung
formy; zarządzanie firmami międzynarodowymi, informatyka,
golf, narciarstwo
Stopnie: 5 Dan w Tang Soo Do
Osiągnięcia trenerskie: Trener Instruktorów, Trener
Mistrzów,
Funkcje i uprawnienia:
- Członek Komisji Mistrzów,
- Członek komisji "Best of the Best" w Tang Soo Do,
- Sędzia - wyróżnienia: ponad 100 pucharów i medali w
dziedzinie form, rozbijania desek, walki z bronią, sparingów.
Osiągnięcia sportowe:
-Pierwsze miejsce we wszystkich konkurencjach (sparingi, formy, rozbijanie desek, walki z
bronią) w 2006,
- Mistrzowskie puchary za pierwsze miejsce w formach i walce z bronią - wyspy Bermudy w
2010 roku.
,,Sam o sobie":
Urodziłem się w Polsce. Po ukończeniu szkoły średniej
służyłem w polskim lotnictwie przez dwa lata i w 1986
wyjechałem do Stanów Zjednoczonych. Po ukończeniu
szkoły średniej w Stanach w 1988 roku rozpocząłem
studia na uniwersytecie w Central Connecticut State,
gdzie również w 1990 roku zacząłem treningi w Cheezic
Tang Soo Do. Po ukończeniu studiów w 1992 roku na
kierunku Informatyki i zarządzania firmami
międzynarodowymi, podjąłem pracę na stanowisku
managera w dużej, amerykańskiej firmie. Cały czas
kontynuowałem treningi w Tang Soo Do pod
kierownictwem Mistrza Harry Needham (7 Dan) i później
pod kierownictwem Wielkiego Mistrza Roberta Cheezic (10
Dan). W 1995 roku złożyłem pozytywnie egzamin na 1
Dan w Tang Soo Do, równocześnie studiując na Uniwersytecie w Hartford, gdzie w 1996 roku
obroniłem pracę magisterską w dziedzinie finansów i strategii zarządzania firmami. Po
otrzymaniu pierwszego stopnia - czarnego pasa -objąłem funkcję trenera w kilku klubach Tang
Soo Do i w 2000 roku otworzyłem pierwszy klub Tang Soo do w Hamden, Connecticut i później
również w New Britain, Connecticut. Kolejno zdałem egzamin na 2 Dan i później na 3 Dan TSD.
W 1994 roku objąłem funkcję pośrednika pomiędzy Cheezic Tang Soo Do i polskim klubem walk
wschodnich pod kierownictwem pana Marcina Kostyry. Klub polski później połączył sie z Cheezic
Tang Soo Do. W 1996 roku zdałem egzamin na pierwszy mistrzowski stopień - 4 Dan w
obecności Wielkiego Mistrza Roberta Cheezic’a i komisji złożonej z ponad 30 mistrzów. Wkrótce
po egzaminie otrzymałem funkcję trenera instruktorów i mistrzów, którą pełnię do dziś. Treningi
odbywają się w każdą niedzielę od 7:00 to 9:00 w głównym dojang wielkiego mistrza Cheezic'a.
Jestem bardzo aktywnym członkiem rady mistrzów i pomagam w organizacji wielu spotkań i
wyjazdów międzynarodowych. W dodatku jestem aktywnym sędzią na rożnych zawodach Sztuk
Walki Wschodu, jak również wewnętrznych zawodów w Cheezic Tang Soo Do. W 2011 roku
zdałem egzamin na 5 Dan. Dzięki
znajomości języka polskiego jak i
angielskiego stałem się
odpowiedzialny za korespondencję z
Tang Soo Do Polska i pełnię funkcję
łącznika i egzaminatora. W 2012
roku rozpocząłem studia
doktoranckie w dziedzinie
zarządzania firmami
międzynarodowymi i informatyki.
Sylwia Soszka : Jest Pan
ważnym i cenionym Polakiem w
Cheezic TSD. Zacznijmy od tego,
w jakich okolicznościach doszło
do Pańskiego poznania się z przedstawicielem TSD w Polsce- Trenerem Marcinem
Kostyrą?
Adam Górski: Jestem aktywnym członkiem Tang Soo Do od ponad 20 lat. Jedną z
najważniejszych cech Cheezic Tang Soo Do jest
dawanie z siebie więcej, niż się otrzymało. Moim celem
jest pomoc tym, którzy są zaangażowani w rozwijanie
Tang Soo Do. W takich to okolicznościach poznałem
Pana Marcina Kostyrę. Markos kontaktował się ze mną
i po wymianie kilku korespondencji było jasne, że Pan
Kostyra ma Tang Soo Do w sercu i pragnie rozwijać tę
sztukę walki w Polsce. Po mojej rozmowie z wielkim
mistrzem Cheezic’ iem podjęliśmy decyzję, aby
rozpocząć współpracę z waszym Trenerem.
S.S.: U boku samego Grand Mastera zdał Pan na
5 Dan. Nadal Pan trenuje siebie, czy może teraz skupił się Pan na trenowaniu innych?
A.G. :Mogę powiedzieć, że jestem szczęściarzem, bo wszystkie egzaminy w Tang Soo Do od
pierwszego pasa do ostatniego 5-go Dana zdawałem w obecności wielkiego mistrza Cheezic’a.
Co do moich treningów, to nigdy ich nie przerwałem i jeszcze wiele mi do nauki pozostało. Nie
wydaje mi się, że kiedykolwiek możemy powiedzieć : ,,Wszystko umiem”. Moim celem jest
przekazywać wiedzę drugiej osobie i od samego początku moich treningów pomagałem tym,
którzy wykazywali szczególną chęć wzbogacenia swojej wiedzy i umiejętności w Tang Soo Do.
Obecnie trenuję pod skrzydłem wielkiego mistrza Cheezic’a i również prowadzę własny klub z
dziećmi, nastolatkami i dorosłymi. Mam również zaszczyt prowadzenia zajęć dla instruktorów i
mistrzów. Treningi odbywają się w każdą niedzielę od 7 do 9 rano. Nie każdy chce wstać w
niedzielę rano i przyjść na trening, ale ci, którzy naprawdę chcą doskonalić swoje umiejętności,
przychodzą pomimo trudności.
S.S. : Opuścił Pan kraj będąc bardzo młodą osobą. Nie tęskni Pan czasem za pierogami
z kapustą, tradycyjnym schabowym czy nadzwyczajnie za rodziną, znajomymi? Za
krajem?
A.G.: Wyjechałem z Polski, bo taką miałem sytuację rodzinną, ale w sercu jestem Polakiem.
Większość życia spędziłem w USA, ale nadal wspominam dobre czasy. I mam wiele miłych
wspomnień z Polski, szczególnie ze szkoły średniej. Zostawiłem wielu znajomych i przyjaciół.
Początkowo było ciężko bez nich, no ale z rozwojem Internetu z wieloma utrzymuję bliski
kontakt. Często odwiedzam Polskę. Od poznania Pana Kostyry przeważnie jestem w Polsce raz
do roku, a czasami częściej. Wtedy jest czas na polską kuchnię i tradycję. Nie mogę się
doczekać następnej wizyty w Polsce (która odbędzie się w lipcu przy okazji egzaminów na
Czarny Pas - Przyp. Red.).
S.S.: Zawsze towarzyszy Pan Grand Master'owi Cheezic w podróżach do Polski. Można
powiedzieć, że jest Pan jego prawą ręką?
A.G.: Wielki Mistrz Cheezic jest wspaniałą osobą. Ma podejście do wszystkich i przez to jest
bardzo ceniony, nie tylko w naszym stylu, ale również w innych, na całym świecie. Moja
znajomość z Wielkim Mistrzem nie jest tylko ograniczona do spraw federacyjnych. Wielki Mistrz
zaufał mi i jestem dumny z tego, że mam z
nim bliski kontakt również w życiu
prywatnym. Często spotykamy się na
wspólnych imprezach lub obiadach. Niestety
moja praca zawodowa wymaga częstych
wyjazdów służbowych, nawet, kiedy jestem
w podroży w różnych zakątkach świata, z
Wielkim Mistrzem Cheezic’em utrzymuje
kontakt telefoniczny.
S.S.: Jak to jest przebywać tak często w
towarzystwie Wielkiego Mistrza? Jakim
jest na sali, a jakim poza nią?
A.G.: Wielki Mistrz Cheezic jest nietypową osobą. Na sali jest niezmiernie wymagający. Przez
swoje osiągnięcia i stosunek do Tang Soo Do wyrobił sobie reputację jednego z najlepszych. W
życiu osobistym jest troskliwy i niezmiernie pomocny. Pragnie, aby wszyscy odnieśli sukcesy w
życiu. Jest gotowy pomoc każdemu, kto tej pomocy potrzebuje. W życiu rodzinnym jest
wspaniałym mężem, ojcem, i dziadkiem. Po prostu, jest człowiekiem godnym naśladowania.
S.S. : Z opowieści wiem, że Robert Cheezic, mimo że jest Wielkim Mistrzem, wobec
swoich młodych podopiecznych zachowuje się jak przyszywany dziadek. To po tym
poznaje się prawdziwego mistrza. Zgodzi się Pan ze mną?
A.G.: Wielki Mistrz, można powiedzieć, jest wszystkim dla wszystkich. Wie, jak podejść do ludzi
bez względu na wiek lub narodowość. Dzieci traktują go jak dziadka a dorośli jak ojca. Każdy
znajduje w nim przyjaciela.
S.S.: Zapytam teraz o życie prywatne. A dokładniej o pracę, bo jest ona dość ciekawa i
prestiżowa…
A.G.: W życiu prywatnym pracuję dla brytyjskiej firmy z główną siedzibą w USA na stanowisku
szefa informatyki. Firma ma fabryki i biura sprzedaży rozsiane po całym świecie. Stąd te moje
częste wyjazdy do głównych placówek w rożnych zakątkach świata. Moim obowiązkiem jest, aby
wszystkie systemy komputerowe, sieć komunikacyjna, aplikacje i wszystko, co jest związane z
informatyką, działało bez problemów. Większość czasu spędzam na telefonie i w poczcie
elektronicznej. Obecnie piszę to w samolocie, 10 kilometrów nad ziemią, w drodze do Tokyo.
S.S. : Mam nadzieję, że pomimo zapracowania w najbliższym czasie odwiedzi Pan nasz
kraj i TSD’ockich znajomych ;) Dziękuję za wywiad. I życzę powodzenia w życiu
zawodowym i prywatnym;)
A.G.: Tak, w Polsce będę w sierpniu. Z Panem Kostyrą planujemy przeprowadzić egzamin na
czarne pasy. Dziękuję za wywiad i życzę wszystkiego najlepszego wszystkim przyjaciołom z
Tang Soo Do.
Tang Soo!
Master Adam Gorki 5 Dan TSD
Okiem Trenera
(choć tu było by właściwym określeniem „okiem ucznia”):
Pan Adam jest bardzo skromnym człowiekiem, co w wywiadzie jest bardzo widoczne, ale
potwierdzić może to również ktoś, kto zetknął się z nim
bliżej, kto go zna – ja go znam. Tak naprawdę ma pracę,
która pozwala mu żyć bardzo wygodnie i nie zajmować
się czymś tak błahym jak TSD, na pewno nie ma
interesu w tym, by pomagać nam – Polakom. Wkłada
wiele uwagi i bardzo angażuje się w kontakty,
organizacje egzaminów, szkoleń i innych uroczystości.
Pilnuje mnie, bym na czas przysłał Mu nominacje na
„Studenta Roku”. Człowiek z wielką klasą i szacunkiem
dla innych. Wyrozumiały (ileż to ja popełniłem gaf przy
nim, za które do tej pory mi wstyd), nigdy nie
skrytykował mnie i zawsze czułem wsparcie z jego
strony. Uważam, że dla mnie jest to wielkie szczęście, iż mogłem go spotkać na swojej drodze.
Mistrz, który pomaga w sztuce walki, ale i pomaga w rozwoju osobowości.
Sylwia Soszka: Trener wskazał Was oboje, jako tych, którzy mieli być przyszłymi
potencjalnymi trenerami, jego następcami i Mistrzami Świata, jako pierwsi Polscy
Tang Soo Do'cy. Przedstawcie nam krótko swoja przygodę z TSD i osiągnięcia w
naszym stylu.
Aneta Skowronek: Zaczęłam trenować
w 2001r. (o ile się mnie pamięć nie
myli). Przygodę ze sztukami walk
zakończyłam w 2006. Posiadam 2 gup.
Co do osiągnięć, to nie były one
spektakularne, raczej nie byłam typem
dobrze radzącym sobie na zawodach.
Sukcesem, który wrył mi się w pamięć,
był turniej w Mołdawii (srebrny medal w
formach synchronicznych zdobyty z
Gosią Sykut). Były to moje pierwsze
międzynarodowe zawody, poznałam
wielu wspaniałych ludzi i nauczyłam się
inaczej patrzeć na sztuki walki. Nie
wiem jak jest teraz, ale wtedy ogólnie przyjęte zasady i normy były w powijakach -rewelacja
jednym słowem.
Mateusz Skowronek: Moja przygoda z TSD zaczęła się pół roku później od Anety. Można
powiedzieć, że był to jeden wielki zbieg okoliczności. Koledzy z sąsiedztwa chcieli zacząć
trenować i namawiali do tego mojego młodszego brata Tomka. Rodzice nie chcieli go samego
puścić na treningi i w związku z tym postawili nam ultimatum, albo będziemy razem z bratem
trenować i razem wracać z treningów, albo żaden z nas nie zacznie przygody z TSD. Tak
wyglądał mój początek. Trenowałem przez około 5 lat. Udało mi się zdać egzamin na 1 Gup.
Odnośnie planów, jakie wówczas wiązałem z Tang Soo Do to oczywiście (chyba jak większość z
Was obecnie trenujących) chciałem zdobyć czarny pas, prowadzić swoją sekcję, itd. Jeżeli chodzi
o moje osiągnięcia, to w sumie nie lubię się chwalić, ale co mi tam. Nie wiem czy wiecie, ale
kiedyś dawno temu odbył się Pierwszy Nieoficjalny Turniej Tang Soo Do. To wydarzenie
wspominam bardzo dobrze, gdyż zarówno w walkach w semi-contact
(w tej formule startowałem na każdych zawodach), jak i w
formach zdobyłem pierwsze miejsce. Ogólnie brałem udział w
wielu zawodach, począwszy od wspomnianego wyżej,
poprzez Pierwszy Oficjalny Turniej Tang Soo Do w Polsce,
na którym zająłem pierwsze miejsce w formach i drugie
w semi-contact, skończywszy na zawodach w Holandii w
Groningen. Niestety te ostatnie skończyły się dla mnie
totalną porażką. Nie udało mi się przywieźć do kraju ani
jednego medalu bądź pucharu. Wiadomo, że nie byłem
tym faktem usatysfakcjonowany, jednak Trener
MarKos nie pozwolił mi się tym przejmować. Zdradzę
Wam pewną tajemnicę i mam nadzieję, że Trener nie
będzie miał mi tego za złe, on również poległ i razem
wracaliśmy na tarczy. Tak bywa, nie ma co się poddawać.
Można się cieszyć sukcesami kolegów. Tak w dużym skrócie
mogę odpowiedzieć na to pytanie, a co się tyczy odejścia, to
niestety zacząłem studia w Krakowie i czasu zabrakło na
kontynuację pasji. Często myślę, by wrócić do trenowania, ale mam
tak wiele na głowie, że przyznam szczerze - brak mi sił.
S.S. Co najlepiej wspominacie z czasów, gdzie większość wolnych chwil spędzaliście na sali z
trenerem MarKosem?
Aneta: Ja mam same dobre wspomnienia. Pewnie aktualnie trenujący nie wiedzą, że początkowo
trenowało się w Centrum Karate-Do i Samoobrony Radom (ach, ten legendarny łysy gość z
kucykiem -popytajcie trenera:) Pamiętam pierwszy trening, na którym to uczyliśmy się Ap Cha
Ki, które to dla mnie było absolutną czarną magią. Potem było Tang Soo Do Moo Duk Kwan i
jako trzecie Cheezic Tang Soo Do.
Początki były trudne: ćwiczyliśmy na maleńkiej sali w GOK w Końskowoli „coś”, o czym
nikt w Polsce nie słyszał. Grupa okolicznych taekwondoków miała z nas niezły ubaw, postrzegani
byliśmy jako dzieci trenujące coś bliżej nieokreślonego. Trener nie miał wtedy jeszcze czarnego
pasa, więc w oczach innych byliśmy grupką skazaną na szybkie zamknięcie. Na szczęście szybko
zmazaliśmy im szydercze uśmiechy z pysków sukcesami na zawodach i pokazami :D
Pierwszy obóz w
Chęcinach wspominam jako dziką walkę o
przetrwanie. Nie mieliśmy dostępu do bieżącej
wody (nie wiedziałam, że człowiek może tak
śmierdzieć), trzeba było chodzić po nią jakieś 5
km. Byliśmy otoczeni górami, blisko jaskinia a
kochany trenerek faszerował nas różnorodnymi
opowieściami o grasujących po okolicy stworach,
demonach, itd. Wyobraźcie sobie, jakim
karkołomnym zadaniem dla dzieciaka, po
wysłuchaniu takich historii, była wycieczka w
głąb lasu w celu załatwienia potrzeb
fizjologicznych… trzeba było połowę dziewcząt z
obozu obudzić. Tym też sposobem chodziłyśmy
niewyspane przez tydzień, bo takich „wypraw”
w nocy było kilka. Nie wiem jak inne
koleżanki, ale ja do dziś boję się ciemności i
budzę biednego męża zapalając wszystkie
światła w mieszkaniu. Chęciny były nie tylko
psychologiczną, ale i fizyczną walką o
przetrwanie. Treningi w postaci biegu po
lesie, po którym to była jeszcze bardziej
wymagająca nauka technik lub walki
doprowadzały ówczesną ludność
koczowniczą na skraj wytrzymałości.
Rewelacja. Nie wiem czy jeszcze
organizowane są tego typu obozy pod
namiotami. Mam nadzieję, że ta tradycja nie zanikła, bo na taki wyjazd
czekało się cały rok.
Warto też wspomnieć o pierwszym Nieoficjalnym Turnieju Tang Soo Do w Krzakach pod
Dęblinem. Komary wielkości F-16 (jak babcię kocham, nigdy potem w swoim życiu nie
widziałam większych), zimno, brudno i do domku daleko - ale wszyscy szczęśliwi. Wojownicy.
Moja duma została wtedy po raz pierwszy wdeptana w glebę. Dostałam po pysku we wszystkich
możliwych kategoriach, na szczęście zresztą, bo potem przez dłuższy czas ciężko pracowałam
nad sobą.
Mateusz: Hmm, wspomnienia. Wszystko, co Żona napisała to najszczersza prawda. Uzupełniając
ten kociołek szalonych wspomnień, może opowiem o obozie nad morzem – Jastrzębia Góra,
2004 (?) (dop. Redakcja). Każdy chyba wie, jak daleko z Lubelszczyzny do pomorskiego. Trasa
pokonana pociągiem. Teoretycznie na zmianę pilnowaliśmy swojego ekwipunku, tylko traf chciał,
że w przedziale, którym jechałem, były cztery dziewczyny, ja i kolega. Dziewczyny poszły
szybko spać a my na zmianę po kilka
godzin trzymaliśmy wartę. Fajnie było.
Był to chyba jedyny obóz, na jakim
byłem, którego charakter był bardziej
rekreacyjny niż edukacyjny. Treningi
były, ale było też dużo czasu na
odpoczynek i zabawy. Wieczorem jakaś
dyskoteka, jak się trenera ubłagało –
procedura ubłagania niby nie
skomplikowana, ale trudna do
zrealizowania: zaopiekować się
synkiem, uśpić, ululać, itd., po cichu do
sklepu po zimny kapsel i ładne oczka
dziewczyn proszących o wyjście. Tak to się załatwiało. Do tego dochodzą oczywiście obowiązki
dnia codziennego, tj. produkcja i konsumpcja żywności. Nigdy nie zapomnę jak robiliśmy
jajecznicę w garnku z 30 jaj. Czekamy, kiedy jaja się zetną, 5 minut, 10 minut, pół godziny
(trzeba w końcu poczekać, bo to nie 3 jajka tylko 30), aż w końcu jakiś myśliciel stwierdził, że
kuchenka elektryczna nie jest podłączona do prądu. Ach te czasy. Nie będę się już rozpisywał,
bo kto to przeczyta. Reasumując, było spoko. Trenujcie wytrwale, startujcie w zawodach i jak
jest organizowany jakiś obóz, to nie ma, „że boli”, trzeba jechać. I to tyle w tym temacie.
S.S. : Trener, ucząc Was dopiero nabierał doświadczenie w trenerowaniu. Jak
oceniacie jego pracę i starania się? Był tak samo dobrym trenerem kiedyś, jak jest
teraz?
Aneta: Osobiście uważam, że najlepsze były początki TSD i właśnie wtedy nauczyłam się od
trenera najwięcej. Podobało mi się, że liczył się dla niego człowiek, a nie potencjalne dochody,
które przynosi wraz z comiesięczną opłatą za treningi. Uczył i wychowywał -pamiętam do dziś
dziką awanturę, jaką urządził mi za pyskowanie. Nauczył mnie szacunku do ludzi, podmiotowego
a nie przedmiotowego traktowania innych.
Mateusz: Moim zdaniem, Trener MarKos dobrze spisywał się jako Trener i nie tylko. Tak jak my,
trenujący uczyliśmy się czegoś na każdym treningu, tak samo Trener też się uczył i nadal się
uczy. Wiadomo, że wiele razy podpadłem Trenerowi, on mi zresztą też. Mimo wszystko był dla
mnie kimś więcej niż trenerem, naśladowałem go. Jak miałem okazję prowadzić trening, to
starałem się to robić tak jak on. Bardzo dobrze wspominam te czasy i jestem zadowolony z tego,
że Trener miał wpływ na moje życie. Jak jest teraz, trudno mi powiedzieć, ale z tego, co wiem,
to ludzie się nie zmieniają i Trener jaki był taki jest, a jest dobry jako trener i jako człowiek.
S.S.: Od niedawna stanowicie już pełnoprawny związek. Zaczęło się od treningu,
skończyło na ślubie a wspólne kopanie yupka doprowadziło do ,,Big love"?
Aneta: Na to pytanie odpowiemy wspólnie i jednogłośnie. Faktem jest, że jedyne, co nas na
początku łączyło, to treningi. Widywaliśmy się tylko na treningach jako koleżanka i kolega od
wspomnianego wyżej yupka. Taki stan rzeczy utrzymywał się do zawodów w Mołdawii, na które
ja pojechałam a mój mąż nie. Wtedy coś w nim drgnęło.
Mateusz: Zgadza się. Przed zawodami dziewczyny się intensywnie przygotowywały. Aneta i
Gosia na zmianę ze mną walczyły. Służyłem jako worek treningowy, który od czasu do czasu
potrafi oddać i skutecznie trafić. Podczas jednego ze sparringów z Anetą (niechcący,
przysięgam) trafiłem ją z kopnięcia po obrocie w głowę. Jak to kobieta rozpłakała się. Wtedy
zrozumiałem, że cos do niej czuję, bo w przeciwnym razie nie czułbym się winny i nie
przepraszałbym. Przecież to był sparring i to, że ktoś kogoś kopnie, jest rzeczą normalną. Od
tamtej pory zaczęliśmy wcześniej przychodzić na treningi, spotykać się po za nimi i w zasadzie
tak to wszystko się zaczęło.
S.S.: Do pełnej rodziny brakuje Wam jedynie dziecka, które już niebawem przywita
świat kopiąc czy robiąc formę. W końcu oboje rodzice ćwiczyli Sztuki Walki. Wiecie
więc już sami co to znaczy trenować, chcielibyście, aby wasze dziecko przejęło po Was
tę pasję? Wspieralibyście go w tym wyborze? A może przed jakimiś błędami
próbowalibyście ustrzec?
Aneta i Mateusz :Jako, że dobrze wspominamy czasy, kiedy trening był ważny i nie mogło go
zabraknąć (co najmniej 2 razy w tygodniu) to zgodnie uważamy, że watro wysłać dziecko na
treningi. Oprócz tego, że wysiłek fizyczny jest bardzo dobry dla zdrowia, to umiejętność obrony
jest w dzisiejszych czasach bardzo użyteczna. Do tego dochodzi nie lada szkoła życia, odporność
na stres oraz satysfakcja i poczucie własnej wartości. Chcielibyśmy, by nasze dziecko miało taką
pasję i dołożylibyśmy wszelkich starań, by ją rozwijać. Jedyne, o czym trzeba pamiętać to, by
nie robić nic na siłę, sam podejmie decyzję, gdy będzie w odpowiednim wieku.
S.S.: Między zapracowanym, studenckim życiem, wspominacie TSD, myślicie o
powrocie do tego?
Aneta i Mateusz: Tak jak wspominaliśmy, myśleliśmy o tym, by wrócić. Może nie koniecznie do
TSD, bo nie mamy możliwości dojeżdżania na treningi. Niestety z powodu różnych przyczyn
osobistych nie możemy kontynuować przygody ze sztukami walki.
S.S.: Mamy nadzieję, że Wasz syn założy w dalekiej przyszłości dobok i dokończy w
TSD to, co jego rodzice zaczęli...
Aneta i Mateusz: Dziękujemy i też mamy taką nadzieję. Miło by było, gdyby przyszedł kiedyś do
mnie z jakże poważnym problemem: „jak poprawnie zawiązać pas?”. Łezka się w oku kręci, jak
wspominamy swoje początki. Mamy nadzieję, że będziemy mogli patrzeć na jego postępy,
rozwój, że będziemy mogli służyć radą, o ile nie zapomnimy tego, co nas nauczył Trener
MarKos. Dzięki takim niepowtarzalnym okazjom, jak ten wywiad, jest szansa, że te wszystkie
wspomnienia, wiedza oraz umiejętności zostaną w nas. Bardzo dziękujemy za możliwość
przypomnienia sobie tych czasów i podzielenia się nimi z Wami, żyjącymi obecnie treningami,
wysiłkiem, emocjami, jak my przed paru laty.
S.S.: Dziękuję za wywiad ;)
Dziękujemy serdecznie TANG SOO!!!
Aneta i Mateusz Skowronkowie
Okiem Trenera:
Mateusz i Aneta (jest jeszcze wspomniana Gosia Sykut) – są jednymi z moich pierwszych
uczniów. Bardzo zżyłem się z nimi. Faktycznie jest coś w tym, że traktowałem ich bardzo
osobiście. Wspominam czasy, gdy próbowałem przygotowywać ich do egzaminu na czarne pasy
(a im już w głowie inne rzeczy były) – mieliśmy w lesie swoje miejsce do treningów. Bardzo
lubiłem tę trójkę, nadal żywię do nich duży sentyment a sobie wyrzucam, że nie udało mi się
doprowadzić ich do czarnego pasa w TSD – uważam to za swoją porażkę jako trenera, pewnie
popełniłem sporo błędów, z których nie zdawałem sobie sprawy. Z drugiej jednak strony napawa
mnie dumą fakt, że ktoś wspomina mnie tak jak Aneta i Mateusz.
W poprzednim okresie egzaminacyjnym 6 zapalonych Tang Soo Do’ków
zdecydowało się przystąpić do egzaminu na CDB ( kandydat do czarnego
pasa). Egzamin był bardzo ciężki, potrzeba było dużej determinacji,
kondycji i wiedzy, aby go zaliczyć. Mimo wszystko, cała czerwono-czarna
szóstka go zdała, a w lipcu tego roku, miejmy nadzieje, że niektórzy
poszerzą liczbę posiadaczy czarnych pasów TSD w naszej Federacji. Nowy
stopień- CDB zdobyli:
- Tomasz Nowicki- trener klubu TSD Góra Kalwaria
- Dariusz Zawistowski- trener klubu TSD Góra Kalwaria
- Dawid Kosajda- MC TSD Zielonka, trener w Centrum Walki Warszawa
- Michał Majewski- Prezes MC TSD i trener TSD Wołomin
- Paulina Woźniak- zawodniczka i trenerka w TSD Pionki
- Michał Borkowski- zawodnik w TSD Pionki
Poprosiliśmy dwójkę szczęśliwców Paulinę i Dawida o podzielenie się swoimi
refleksjami dotyczącymi ich zmagań i
przygotowań do egzaminu...
Planujesz zdać w lipcu na 1 stopień Czarnego
Pasa? Dlaczego? Jaki jest w tym Twój cel?
Dawid: Mój sierpniowy egzamin na czarny pas
zdaje się być naturalną koleją rzeczy. Od wielu
lat trenuję Tang Soo Do i od pewnego czasu
samodzielnie prowadzę sekcję w Zielonce dla
najmłodszych. Również spełniam się jako
jeden z instruktorów w TSD Warszawa. Ale to
właśnie
czarny
pas
jest
jasno określonym celem, który motywuje mnie
do nieustającej pracy nad sobą
Paulina: Tak, w wakacje mam zamiar startować
na 1 Dan. Dzięki temu chciałabym na zawodach
sprawdzać się z coraz to lepszymi zawodnikami.
Moim celem jest także kontynuacja pracy i nauki
z dziećmi, więc moim obowiązkiem jest powiększać swoje umiejętności oraz być dla nich
przykładem.
Czy czujesz się wystarczająco dobrze przygotowany do tego egzaminu? Czego jesteś
pewien, że potrafisz, a czego na
egzaminie się obawiasz?
Dawid : Z całą odpowiedzialnością
mogę stwierdzić, że nie jestem
przygotowany najlepiej jak to tylko
możliwe, zawsze są elementy, które
należy poprawić. Jak każdy, miewam
zarówno lepsze jak i gorsze strony
mojego Tang Soo Do. I to właśnie te
elementy treningu, które od początku
mojej przygody ze sztukami walki
sprawiają mi największe problemy, są
moją główną obawą podczas
sierpniowego egzaminu.
Paulina: Szczerze mówiąc jeszcze nie miałam okazji się przygotowywać ze względu na
problemy zdrowotne. Trzy miesiące temu miałam operację na kolano i niestety dopiero
za niedługi czas będę mogła wrócić powoli do treningów. Mam nadzieję, że będę
przygotowana pod każdym względem i nie będę musiała obawiać się niczego.
Jaki według Ciebie powinien być zawodnik z czarnym pasem? Wszyscy wiemy, że to
szczególnie oni stają się autorytetami dla kolegów/koleżanek czy zawodników z
mniejszym stażem i doświadczeniem...
Dawid: Czarny pas swoją osobą reprezentuje, czym jest Tang Soo Do. Dlatego też w
głównej mierze powinien posiadać on takie cechy jak: odpowiedzialność, rozsądek, jak
również odznaczać się społecznym zaufaniem, zarówno na płaszczyźnie zawodowej i
prywatnej. Swoim zachowaniem i postawą, w sposób godny, utożsamiać filozofię Sztuk
Walk.
Paulina: Uważam, że posiadacz czarnego pasa
powinien zawsze być wierny swojej tradycji,
powinien nadal poszerzać swoją wiedzę i
umiejętności, a także trenować systematycznie i
przekazywać swoje umiejętności dalej, aby mieć
swoich następców. Moim autorytetem jest mój
trener Dariusz Sułek, który daje całej naszej
sekcji bardzo dużo od siebie. To on właśnie
przekazuje nam swoją wiedzę, ale również stara
się ją poszerzać abyśmy byli wszechstronni i
dużo osiągnęli. Jest on bardzo dobrym
człowiekiem, który poświęca nam swój wolny
czas mając z tego tylko, a może aż satysfakcję.
Stara się ułatwiać każdy wyjazd poszukując sponsorów i środków. Zawsze potrafi
wszystko zorganizować tak, abyśmy osiągnęli swój cel, a przy tym dobrze się bawili;)
Rozmawiała: Sylwia Soszka
Nominacje do Studenta Roku 2012
Każdego roku Polska Federacja Tang Soo Do wybiera Studenta Roku, następnie
propozycję takich osób przesyła do głównej siedziby Cheezic TSD- Ameryki. Jest to
niezwykle zaszczytny tytuł. Osoba, która została Studentem Roku, nie tylko uczestniczy
w zawodach i treningach. Współpracuje z klubem i aktywnie wspiera działalność całej
federacji i swojej sekcji. Student roku promuje sobą Polską Federację Tang Soo Do.
W tym roku wybierano w dwóch kategoriach: dorosłych i juniorów. Miałam szczęście
zadać nominowanym parę pytań o ich osobiste doświadczenia z Tang Soo.
W kategorii dorosłych nominację otrzymał:
 Grzegorz Amanowicz z sekcji w Pionkach. Trenuje
pod okiem pana Dariusza Sułka. Z zawodu jest stolarzem,
jednak umiejętności zdobyte na treningu bardziej mogą przydać
mu się w obecnej pracy, jako pracownika ochrony. Od dziecka
interesował się sztukami walki a już w młodym wieku trenował
teakwondo. Na trening TSD trafił w pewnym sensie
przypadkiem, zaczęło się od przyprowadzanie córki a z czasem
został, by samemu poćwiczyć. Od tamtej pory należy do
sekcji. W Tang Soo Do uwielbia to, że można trenować z
innymi ludźmi i sprawdzać swoje umiejętności poprzez sparingi
z różnymi zawodnikami. Swoją nominację traktuje jako
wyróżnienie: Nominacją do studenta roku byłem mile
zaskoczony, bo nie przypuszczałem, że ktoś zwraca uwagę na
starszego pana, który krząta się po hali w trakcie treningu.
W kategorii juniorzy nominacje otrzymali:

Paulina Woźniak należąca do sekcji w Pionkach.
Trenuje tam już trzy lata, pod okiem Dariusza
Sułka. Jest uznaną zawodniczką a także trenerką
grupy dziecięcej. Jak sama mówi, trafiła na sztuki
walki po basenie i jeździe konnej i dopiero tutaj
została na stałe. Najbardziej podoba jej się w Tang
Soo Do atmosfera czy to na treningach czy
zawodach. Na pytanie dotyczące nominacji do
studenta Roku odpowiada: Jestem bardzo szczęśliwa
z tego powodu. Jest to już moja druga nominacja
drugi rok z rzędu. Takie wyróżnienie pokazuje, że
moja ciężka praca, systematyczne treningi i
udzielanie się w klubie nie poszło na marne.
 Paweł Ślasa z sekcji w Górze Kalwaria, w której trenuje
ponad trzy lata. Trenerami Pawła są Dariusz Zawistowski i Tomasz
Nowicki. Po za sztukami walki interesuje się air shot gun(Są to repliki
broni palnej w rzeczywistej skali, strzelające najczęściej
plastykowymi kulkami. Wykorzystuje się je np. podczas pokazów,
przyp. Red.). Zaczynał w innym rodzaju sztuk walki, ale z czasem
zamienił to ją Tang Soo Do. Za najlepszą zaletę uprawiania tego
własne sportu uznaje treningi wytrzymałościowe i nacisk na
wykonywanie poprawnie technicznie ruchów. Tak zareagował na
nominację do Studenta Roku: Bardzo przyjemne. Miło, że ktoś
docenia mój czas poświęcony na treningach, które prowadzę,oraz
czas poświęcony na treningi poza dojang. Niestety Paweł porzucił
treningi. Miejmy nadzieje, że nie na długo.
 Sylwia Soszka ze
Stanisławowa, trenuje już ponad cztery lata
pod okiem Jacka Keslera. Sylwia od półtora
roku prowadzi gazetkę TSD, a także od
jakiegoś czasu pomaga w prowadzeniu
zajęć w grupie dzieci w swojej sekcji. Po za
tym aktywnie angażuje się w życie całej federacji.
Zaczynała jako dziecko od karate, niestety sekcja
upadła, chociaż trener i klub pozostali. Przeniosła
się na zajęcia TSD do Stanisławowa. W treningach
docenia to, że można oderwać się od całego
świata, przestać myśleć i po porostu ćwiczyć.
Nominacja była dla niej pozytywnym
zaskoczeniem: Myślę, że jest to fajny dowód na
to, że ktoś docenił naszą pracę (wszystkich nominowanych) i takie uznanie
jest bardzo mobilizujące do dalszej pracy.
 Albert Sudak trenuje od trzech lat w Klubie
Mazowieckie Centrum Tang Soo Do Wołomin. Jego
trenerem jest Michał Majewski. Albert jest utalentowanym
zawodnikiem z sukcesami na swoim koncie. Ma także
najwyższy pas w swojej sekcji, dzięki czemu często pomaga
trenerowi. Swoją wiedzą często wspiera kolegów i
koleżanki podczas egzaminów na pasy Tang Soo Do.
Oto wszyscy nominowani. Każde z nim charakteryzuje
wielka pasja do tego, co robią. Ich przykład pokazuje, że
ciężka praca i wysiłek włożony w treningi procentuje nie tylko podczas zawodów czy
egzaminów, ale także uznaniem w federacji. GRATULACJE .
Przygotowała: Agata Rolnik
Ostatnio słyszymy ciągle: Pionki przywiozły worek medali z tych zawodów, i
z tamtych. Pionkowscy zawodnicy zostali uznani za najlepszych
zawodników turnieju. Pionki znowu na zawodach. I tak długo można byłoby
jeszcze wymieniać. Z pewnością każdy TSD-ka zauważył znaczną przewagę
Centrum TSD Pionki nad innymi klubami w Federacji. Zdecydowanie jest to
najbardziej rozwinięta drużyna, co ciekawe i wszechstronna. ,,Pionkowscy
mistrzowie” wygrywają walki zarówno w semi-contact, jak i w tej silniejszej
formule- light, a najmłodsi w soft-stick, jak i zajmują czołowe miejsca w
konkurencji form. Jak oni to robią? Tego nikt, po za ich trenerem- Panem
Darkiem Sułkiem nie wie.
Wyniki klubu na przestrzeni 2013 roku.
Otwarte Mistrzostwa Piaseczna Kadetów i Dzieci w Kickboxingu- 23
luty- 12 medali
XX Otwarte Mistrzostwa Taekwondo PUT Częstochowa 16-17 marca
– 15 medali
Mistrzostwach Polski Juniorów w Kickboxingu w Gdyni- 5 kwietnia
– 3 medale a dwóch startujących zawodników.
I Międzyklubowy Turniej Sztuk Walki Tang Soo Do "Ronin Cup"
Poświętne 2013 – 28 kwietnia – 33 medale
II Otwarte Mistrzostwa Barczewa w Mieszanych Sztukach Walki Federacji
WFMC- 11 maj – 32 medale i 2 tytuły najlepszych zawodników
Mistrzostwa Polski UFR w Suszu – 8 czerwca -21 medali.
Opracowała: Sylwia Soszka
Michał Pędracki
Filozofie stojące u podłoża sztuk walki:
Klasyczny konfucjanizm. Część I
Bardzo często różni ludzie używają pojęcia „filozofia sztuk walki”. Jedni mówią, że to bardzo dobrze,
że sztuki walki niosą jakiś przekaz filozoficzny bo dzięki temu rozwijają charakter ćwiczącego. Ubogacają go
nie tylko fizycznie, ale i duchowo. Inni mówią, że to bardzo, źle bo ta „filozofia” to w istocie jakaś
zakamuflowana „sekciarska” religia Wschodu, która zamiast rozwijać osobowość ćwiczącego faktycznie ją
pustoszy. Jednakże ani jedni ani drudzy, jeżeli ich o to zapytać, nie są w stanie wytłumaczyć na czym ta
„filozofia” polega, jakie są jej główne tezy i cele, czym ona faktycznie jest. Myślę, że najwyższy czas wyjaśnić
tę kwestię, tak żeby każdy mógł sobie wyrobić własne zdanie na ten temat. Ten artykuł jest pierwszym z cyklu,
który ma naświetlić to zagadnienie.
Wbrew stereotypowym poglądom w sensie ścisłym nie istnieje coś takiego jak „filozofia sztuk walki”.
Sztuki walki nie wypracowały systemów filozoficznych tylko sobie właściwych. Po prostu powstały one w
ramach kultur Dalekiego Wschodu i właściwych im poglądów na świat. W ramach tych samych poglądów
narodziły się również: japońska sztuka układania kwiatów, chińska sztuka parzenia herbaty, japońska sztuka
pisania wierszy, chińska muzyka klasyczna, chińska sztuka organizacji przestrzeni, chińskie, japońskie i
koreańskie malarstwo oraz wiele innych, w tym nawet chińska sztuka kulinarna. Starzy mistrzowie z Chin,
Japonii, czy Okinawy wyznawali różne filozofie swoich czasów i były to te same filozofie, których
zwolennikami w ich kulturach byli: malarze, pisarze, urzędnicy, rzemieślnicy czy duchowni. Całą sytuację
można porównać do europejskiego średniowiecza. W europejskim średniowieczu jedynym wyznawanym
światopoglądem było chrześcijaństwo. W jego ramach powstało kilka systemów filozoficznych. Światopogląd
chrześcijański podzielali, rzecz jasna, również krzyżowcy. Jednak nikt mówiący dziś o filozofii walki
półtoraręcznym mieczem lub toporem nie zostałby, i słusznie, potraktowany poważnie. Można jedynie mówić o
filozofii i światopoglądzie europejskiego średniowiecza jako takich. Tak samo było na Dalekim Wschodzie.
Mistrzowie kung-fu czy karate nie wyznawali nigdy jakichś specjalnych poglądów odróżniających ich od
pozostałej części społeczeństwa. Byli oni buddystami, konfucjanistami bądź taoistami. Tak samo jak wszyscy
inni ludzie w ich czasach i ich kulturach. Tym samym, aby zrozumieć mentalność starych mistrzów należy,
przynajmniej w skrócie, omówić te trzy tradycje filozoficzne. Należy tu ponadto zaznaczyć, że wydaje się, że
pewną, ale raczej dość marginalną rolę, w kształtowaniu się kung-fu i karate (mimo całej koreańskiej akcji
propagandowej starającej się wmówić co innego, tangsoodo i taekwondo są odmianami karate; ale o tym może
w innym tekście) odegrały elementy dalekowschodniego szamanizmu - animizmu, określanego w Chinach
mianem wu, Korei mu, a w Japonii shinto.
Konfucjanizm, taoizm i buddyzm zen (po chińsku: chan) powstały w Chinach. Stamtąd trafiły do
Japonii, Korei i Wietnamu. Najstarszym wśród nich jest konfucjanizm, który dodatkowo możemy jeszcze
podzielić na klasyczny i neokonfucjanizm. Jako od najstarszego, od niego właśnie, jak sądzę należy rozpocząć
omawianie dalekowschodnich filozofii.
Używana na Zachodzie nazwa systemu pochodzi od zlatynizowanej formy imienia jego twórcy. W
Chinach znany jest on jako Kongzi czyli mistrz Kong, a jego nauka określana jest tam mianem ru.
Europejczycy zniekształcili jego imię na: Konfucjusz.
Kongzi urodził się w 551 r. p.n.e. w państwie Lu, na południu dzisiejszej prowincji Shandong we
wschodnich Chinach. Zajmował początkowo wysokie stanowiska w rządzie państwa Lu. W wyniku intrygi
politycznej został zmuszony do rezygnacji ze stanowiska i udania się na wygnanie. Przez trzynaście kolejnych
lat podróżował po Chinach i nauczał. Na starość powrócił do państwa Lu, gdzie zmarł w 479 r. p. n.e.
Myśl Konfucjusza jest stosunkowo dobrze znana dzięki Lunyu, czyli Dialogom Konfucjańskim
stanowiącym zbiór jego rozproszonych wypowiedzi zebranych przez kilku uczniów.
Uważał on, że należy ściśle przestrzegać tradycji. Wszelkie odchylenia od tradycyjnych praktyk i
kanonów uznawał za błędne. Sądził, że jego podstawową funkcją jako nauczyciela jest objaśnianie uczniom
dziedzictwa kulturowego przeszłości. Jednakże w tych objaśnieniach stosował interpretacje oparte na własnych
koncepcjach moralnych. I te interpretacje oraz pewne idee dotyczące jednostki i społeczeństwa są jego
oryginalnym wkładem.
Mówiąc o cnotach jednostki Konfucjusz używał dwóch terminów: yi oraz li. Yi tłumaczy się zwykle
jako „prawość” lub „powinność”. Każdy człowiek ma do spełnienia określone zadania (powinności), które
powinien spełniać właśnie on i które muszą być spełnione dla nich samych, gdyż są to rzeczy moralnie słuszne.
Jeśli człowiek spełnia swoje powinności nie ze względów moralnych, ale dla jakichś, różnie pojmowanych,
korzyści czyni wprawdzie to, co powinien, ale jego działania nie są już, według Konfucjusza, prawe. Są one –
li. Li tłumaczy się zwykle jako: „korzyść”.
Konfucjusz ujmuje to następująco:
„Szlachetny zmierza ku prawości, prostak zaś zabiega o korzyści”(Dialogi IV, 16)
Na uwagę zasługuje fakt, że bycie człowiekiem szlachetnym (junzi) i prostakiem (xiaoren) zależy tu od
wewnętrznych dyspozycji człowieka (intencji), gdyż czyny szlachetnego i prostaka zewnętrznie mogą być
identyczne.
Stosowanie się do yi określane jest mianem ren - „humanitarność”. Stosować się do yi i być ren może
jedynie człowiek szczerze kochający innych - bliźnich, jak byśmy powiedzieli na gruncie pojęć ugruntowanych
w tradycji europejskiej (Dialogi, XII, 22).
W humanitarnym postępowaniu należy kierować się zasadami zhong i shu. Zhong oznacza czynienie
innym tego, czego pragnie się dla siebie, shu natomiast nie czynienie innym tego, czego nie życzy się sobie
samemu (por. dobrze znane w Europie: „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego” oraz: „Nie czyń drugiemu,
co tobie niemiłe)
Z idei prawości konfucjaniści wyprowadzili zasadę „działania bez nagrody” - czyli człowiek robi to co
powinien dlatego, że jest to słuszne, a nie z jakichkolwiek innych przyczyn.
Z koncepcją „działania bez nagrody” łączy się pojęcie ming. To termin niejednoznaczny. Dla
Konfucjusza oznaczał on Wolę Niebios. Mistrz Kong uważał, że człowiek powinien robić to, co do niego
należy, i uznać, że efekty tych działań są ostatecznie niezależne od niego, zależą od Woli Niebios. Tym samym
nie powinien być zbytnio zatroskany o wyniki tych działań. Daje to spokój wewnętrzny i determinację. Wydaje
się, że Konfucjusz uważał Niebiosa za siłę świadomą i celową. Dla późniejszych konfucjanistów ming oznacza
jednakże ogół uwarunkowań i sił działających w świecie, niezależnych od człowieka. Stąd ming bywa też
tłumaczone jako: Los lub Przeznaczenie.
Mówiąc innymi słowy, ponieważ nie znamy wszystkich uwarunkowań, najlepsze co możemy zrobić to
spełniać to, co wiemy, że spełniać powinniśmy, nie martwiąc się czy osiągniemy powodzenie, czy spotka nas
porażka, bo to ostatecznie nie zależy od nas. Rodzi to spokój i męstwo.
Nauki Konfucjusza twórczo rozwijali: Mencjusz, Xunzi i Don Zhong Shu. Wszyscy oni mieszczą się w
nurcie konfucjanizmu klasycznego. Ich poglądom zostaną poświęcone kolejne artykuły.
Cho Dan Bo – kandydat do
Czarnego Pasa
Cho Dan Bo – Kandydat do Czarnego Pasa (stopień pomiędzy 1 gup a 1 dan), jest
stopniem o szczególnej symbolice, oznacza osobę, która przygotowuje się do złożenia
egzaminu na czarny pas (I dan). Czarny pas jest zaś symbolem elity wśród
uprawiających sztuki walki, jest to osoba godna naśladowania pod względem techniki.
Czarny pas potwierdza wieloletnie doświadczenie, pracę, zaangażowanie i silny
charakter zdeterminowany do walki ze swoimi słabościami. Wśród osób
rozpoczynających przygodę ze sztukami walk niewielu daje radę osiągnąć czarny pas –
przyczyn jest wiele, m.in. losowe (kontuzje, wypadki, zmiana miejsca zamieszkania i
inne), albo wynikające z charakteru ćwiczącego. Nie wszyscy znajdują dość sił, aby
poradzić sobie z wieloletnią, często monotonną pracą nad sobą. Niejednokrotnie należy
zrezygnować z innych przyjemności na koszt wymagającego treningu. Osoba, której
wyczerpuje się motywacja i siła do pokonywania własnych słabości, by zmniejszyć
uczucie wstydu przed trenerem i kolegami z klubu, przedstawia różnego rodzaju
usprawiedliwienia (najczęściej jest to konieczność poprawienia ocen i brak środków
finansowych na treningi). Oczywiście nie bez znaczenia jest tu osoba trenera, jeśli
trenerowi uda się rozpoznać faktyczny problem, to może uda się mu zmotywowanie
swojego ucznia do tego, by nie poddawał się – każdemu trenerowi zależy na tym, by
jego uczeń zdobył czarny pas, bo to też świadczy i o jego pracy. W efekcie na około 100
osób czarny pas zdobywa jedna! To naturalne sito sprawia, że ktoś, kto nosi czarny pas,
wykazał się ciężką pracą, ogromnym zaangażowaniem i pokonaniem trudnych
przeciwników, w tym najtrudniejszego – samego siebie a raczej tego, co jest w nas
niegodne, lenistwo, kłamstwo, słabość. Zatem posiadacz czarnego pasa to z jednej
strony ktoś, kto prezentuje ogromną wiedzę i umiejętności (o tym poniżej) a z drugiej
strony prezentuje pozytywne cechy charakteru, które na pewno w przyszłości pomogą
mu w codziennym życiu i wykonywaniu obowiązków, np. w pracy.
W polskich realiach, aby osiągnąć czarny pas, należy trenować co najmniej 4 lata,
z zaznaczeniem, że muszą być sprzyjające ku temu warunki (zdawanie raz w roku o 2
stopnie, w praktyce nie było takiej osoby w historii naszego TSD). Jednak najczęściej
jest to okres 5 – 6 lat nieprzerwanego treningu (nieraz dłużej). Wymagania
egzaminacyjne jasno precyzują, kiedy można podejść do egzaminu na kolejny stopień
(dwa razy w roku, z czego raz można zdawać o dwa stopnie, po pozytywnej
rekomendacji instruktora). Z CDB na 1 dan obowiązuje rok karencji (odstępu między
egzaminami). Te 12 miesięcy mają przygotować mentalnie kandydata do dostąpienia
zaszczytu wstąpienia do elity czarnych pasów. Uświadomić, czym jest czarny pas i jakie
spoczywają obowiązki na posiadaczu tego stopnia.
Cho Dan Bo jest ważny też ze względu na to, że jest to przejście ze stanu statusu
ucznia do statusu instruktora, zatem posiadacz tego stopnia ma ostatnią szansę na
poprawienie braków technicznych, tak by jako przyszły instruktor uczył poprawnych
technik TSD. Zatem egzamin na CDB nie polega na negatywnym ocenianiu, czyli celem
egzaminu nie jest to, by ktoś nie zdał egzaminu, co nie znaczy, że jeśli ktoś nie posiada
znajomości form TSD powinien nosić CDB – taka osoba w ogóle nie powinna być
dopuszczona do egzaminu nawet na 1 gup. Głównym celem egzaminu na CDB jest
analiza umiejętności i ewentualnych braków, które należy dopracować w czasie noszenia
tego stopnia, ale nie później niż do egzaminu na 1 dan. Jest to kompleksowy egzamin aplikant wykonuje wszystkie wymagania od 9 do 1 gup. Zgodnie z wymaganiami PFTSD
egzamin na stopień Cho Dan Bo składa się z:
- 14 form tradycyjnych;
- 7 form z bronią (kij i inna dowolna broń);
- kopnięć – 122 techniki (po 61 na nogę i po 3 powtórzenia każdej techniki);
- samoobrony (w tym wolnej walki) – odpowiedzi na 29 różnych ataków w dwu
wersjach: miękkiej i twardej;
- technik ręcznych (16 technik + praca na worku);
- technik łamań desek (14 desek, w tym 7 ręką i 7 nogą różnymi technikami);
- testu z teorii, filozofii i historii TSD składającego się z 200 pytań (aby zaliczyć
pozytywnie test należy poprawnie odpowiedzieć na 160 pytań). Zazwyczaj w teście
wiedzy osiągany jest rezultat ok. 185 poprawnych odpowiedzi.
Jednym z elementów wymagań jest bokserska walka z cieniem lub praca na worku
i walka z cieniem, boks + kopnięcia – 1 x 3 min. Jest tu oceniana koordynacja,
poruszanie się, umiejętność kombinacji ciosów, kondycja, umiejętność radzenia sobie ze
zmęczeniem, rozkładaniem sił, umiejętność logicznego myślenia podczas rund. Ciekawa
jest też walka z partnerem bronią (dwoma rodzajami, np. nóż, nunchaku, kij in.)
trwająca 3 min. Chodzi tu o reżyserowaną lub nie walkę, w której celem jest
zademonstrowanie opanowania władania bronią, tak by zaprezentować zastosowanie
technik z form. Najlepszym sprawdzianem jest tu pojedynek na gumowe noże, które są
pomalowane czerwoną farbą (lub czerwoną szminką) – wówczas widać każde cięcie na
ciałach zdających. Celem tego ćwiczenia jest pokazanie, jakie zagrożenie niesie użycie
przez napastnika noża.
Kulminacją egzaminu jest wolna walka z 3 przeciwnikami trwająca ok. 3 minut.
Zdający musi wykazać się odwagą i mimo ogromnego zmęczenia stawić czoła w
nierównej walce. Zazwyczaj taka konfrontacja kończy się w parterze, gdzie przeciwnicy,
stosując z rozsądną siłą uliczne techniki walki – uświadamiają zdającemu starą jak świat
zasadę: „nec Hercules contra plures” – „Herkules nie poradzi przeciw wielu”. CDB jest
najwyższym stopniem uczniowskim i łatwo wpaść w pułapkę myślenia, że jest się już
niepokonanym, zaś walka z wieloma przeciwnikami pozwala uświadomić sobie
niebezpieczeństwo takiego starcia i zmusza do refleksji nt. nieuczciwej konfrontacji. Ten
rodzaj walki ma inspirować do dalszego treningu, ale i jednocześnie uczyć pokory.
Egzaminatorem jest Prezes Polskiej Federacji Tang Soo Do Marcin Kostyra.
Egzamin zaś trwa około 4 godzin na jednego zdającego, ponieważ każdy zdający
wykonuje pojedynczo poszczególne elementy wymagań. Każdą technikę ocenia się w
skali od 1 do 6, gdzie:
1
2
3
4
5
6
-
brak wykonania
źle
przeciętnie
poprawnie
bardzo dobrze
idealnie
Techniki ocenione poniżej 3 należy poprawić na egzaminie pre-test na I dan,
zwykle na 2 miesiące przed oficjalnym egzaminem na I dan przed Międzynarodową
Komisją, której przewodniczy prezydent CTSDF KJN Robert Cheezic 10 dan (lub inny
mistrz działający z Jego upoważnienia). Jeśli kandydat nie nadrobi braków do czasu pretestu, nie jest dopuszczony do egzaminu na czarny pas.
Po zdanym zaliczonym egzaminie posiadacz CDB nosi dobok z obszytymi czarnymi
zakładkami wokół kołnierza bluzy i rękawów (o szerokości ok. 5 cm) i pas w kolorze
czerwonym. Dozwolone jest w niektórych sytuacjach noszenie czarnego pasa, np.
podczas zawodów czy pokazów, jednak na pasie nie może być belek (belka na pasie
oznacza stopień dan).
Egzamin na CDB jest prawdopodobnie najtrudniejszym egzaminem w PFTSD,
jednak osoby, które przeszły taki test mimo ogromnego zmęczenia zawsze są dumne i
pełne zapału do dalszej pracy nad sobą – i chyba o to chodzi?
Z ciekawostek warto dodać, że osoby, które trenowały jakąkolwiek sztukę walki i
chcą zacząć trenować TSD, mogą zachować równorzędny stopień uczniowski. Jednak,
jeśli jest się posiadaczem stopnia powyżej 1 gup (tzn. odpowiednika), czy posiada, np. 3
dan w TKD i chce zacząć trenować TSD, to maksymalnie można zacząć od egzaminu na
CDB.
Marcin Kostyra
Nazwy sporty walki i sztuki walki często używane są jako synonimy. Wbrew pozorom nie są to
identyczne dziedziny. Wielu ludzi uważa tak, gdyż pewne dziedziny takie jak karate czy judo
zostały przystosowane do rozgrywek sportowych i czasami nazywa się je sportami walki.
Sporty walki to rywalizacja, uprawia się je zarówno amatorsko jak i zawodowo. Jednym z
najbardziej znanych rodzajów sportów walki jest boks.
Dyscyplina ta ma swoje korzenia w starożytnej Grecji.
Już wtedy był jedną z konkurencji na igrzyskach
olimpijskich. W porównaniu z obecnym boksem, walki
były bardzo brutalne. Oficjalnie pierwsza akademię boksu
założono w Anglii w 1719r. Sport ten przetrwał do dziś
nie tylko, jako konkurencja olimpijska, ale jest także
popularny wśród amatorów (co nie znaczy, że „amatorzy”
nie umieją walczyć. Wszystkie walki na Igrzyska
Olimpijskich są walkami amatorskimi, czyli za które nie
dostaje się gaż pieniężnych za walki tak jak w przypadku
walk zawodowych).
Pod pojęciem sztuki walki, kryje się szeroki zakres
stylów i kombinacji różnych metod walki wręcz i z użyciem broni białej. Wiele z nich posiada
kilkunastoletnią tradycję wywodzącą się z Azji. Chociaż
istnieje wiele systemów walk, które powstały w innych
częściach globu (np. Filipiny, Brazylia) i do dziś są stale
rozwijane i aktywnie trenowane. W sztukach walki
ważny jest nie tylko trening fizyczny. Istotną rolę
odgrywa aspekt psychologiczny. Ćwiczenia sztuk walki
pomaga panować nad agresją i wybuchami gniewu, poprawia
pewność siebie i samoocenę. W wielu sztukach walki istotna
jest
tradycja. Skupia się nie tylko na nauce samoobrony i technikach
walki, ale także na
rozwoju mentalnym zawodnika. To właśnie ten wewnętrzny
rozwój jest elementem
odróżniającym sztuki walki od sportów walki. Najbardziej
popularnymi sztukami
walki są karate i aikido.
Oczywiści sztuki i sporty walki mają wiele wspólnego ze sobą. W obydwu podstawą jest trening,
który sprowadza się nie tylko do nauki walki. Poza tym, trening ma ważny wpływ na zdrowie
człowieka, nie tylko poprawia wydolność fizyczna i utrzymuje w dobrej kondycji fizycznej i
psychicznej, ale także wzmacnia odporność na kontuzję. Ich kolejną wspólna cecha jest nauka
samokontroli. Zawodnik uczy się pokonać przeciwnika, ale także własne ograniczenia. Tak jak w
każdym sporcie, człowiek walczy sam ze sobą i stawia sobie coraz trudniejsze zadania.
Pomimo podobieństw sztuki walki i sporty walki nie są synonimami. Dzielące je różnice z
początku wydają się nieistotne, ale wystarczy zagłębić w się w ten temat, aby dostrzec granice.
Obydwie dziedziny mają niezwykle pozytywny wpływ na człowieka, jeśli tylko umie się korzystać
ze zdobytych umiejętności
Przygotowała: Agata Rolnik
Wypowiedź matki, jednej ze stałych uczestniczek
wyjazdów pod organizacją Trenera Jacka KesleraPanią Magdaleną Banaszek. Córka Pani MagdyMonika, brała udział już w kilku wyjazdach i
obozach TSD. Dziesięciolatka wybiera się również
na
TSD CUP 2013.
Gazetka Federacyjna: Pani córka już kilkukrotnie uczestniczyła
w turniejach i obozach organizowanych przez trenera Keslera. Może Pani powiedzieć
pozostałym rodzicom, dlaczego Pani zdaniem warto organizować sportowo, czas dziecku
w wakacje ?
Pani Magda Banaszek :Myślę, że dziecko powinno się
rozwijać ruchowo nie tylko w ciągu roku szkolnego.
Wakacje to czas, kiedy może skupić się bardziej na
sporcie, a nie na lekcjach. Ponadto treningi organizowane
na świeżym powietrzu mają drogocenny wpływ na rozwój
dziecka. Sportowe wakacje to również szansa na
pogłębienie wiedzy w uprawianej dyscyplinie sportu.
G.F.: Jakie dostrzegła Pani plusy, a jakie minusy obozów organizowanych przez
Tang Soo Do?
M.B.: Obozy Tang Soo Do pod kierownictwem trenera J.Keslera były bardzo dobrze
zorganizowane. Córka była zadowolona zarówno z organizacji zajęć jak i z wyżywienia.
Opowiadała, że atmosfera była bardzo przyjazna i nie miała czasu na nudę. Bywało, że
nie miała kiedy wykonać telefon do domu. Zawsze wracała szczęśliwa.
G.F.: Fakt, że Monika jest stałym uczestnikiem wyjazdów letnich i zimowych, chyba
świadczy o tym, że jest to dla niej przyjemna i pożyteczna zabawa...
M.B.: Obozy TSD bardzo podobały się córce, do tego stopnia, że na ostatni obóz
pojechała jako jedyna z Wołomina. Najbardziej do gustu przypadła jej się organizacja
czasu wolnego (basen, kąpiel w morzu, gra w bilard). Nigdy nie trzeba jej na wyjazd
namawiać. Na najbliższy obóz Monika także jedzie i już nie może się doczekać.
Magdalena Banaszek
rozmawiała: Sylwia Soszka
19 stycznia 2013roku, w
Mińsku Mazowiecki
miały miejsce I
Mistrzostwa Polski, młodej organizacji
WFMC. Organizatorem całego przedsięwzięcia był Klub Walhalla
wraz z trenerem Kamilem Chłopikiem. Miałam możliwość pomocy przy organizacji
tych Mistrzostw. Pracy było sporo, ale warto docenić chęci i duży wysiłek Pana Chłopika.
Zawodnicy zjechali się z różnych stron, zaczynając od Olsztynka, po Wejherowo czy pobliskie
miejscowości: Stanisławów, Wołomin, Góra Kalwaria. Organizator już teraz zapewnia
powtórkę turnieju w następnym roku.
Sylwia Soszka
Zawody w Mińsku Mazowieckim rangi Ogólnopolskich
Mistrzostw uważam za bardzo udane. Organizator Kamil
Chłopik, szef strefy wschodniej WFMC pokazał, że prężnie
działa nie tylko w swoim mieście, ale także w całej Polsce.
Do Mińska Maz. bowiem zjechały się 23 polskie kluby sztuk i
sportów walki. Bardzo wyraźnie swoją obecność zaznaczyło
środowisko Tang Soo Do, a mianowicie Kluby Ronin
Stanisławów, TSD Góra Kalwaria TSD Wołomin oraz
Centrum Walki Warszawa. Należy zaznaczyć, że te wszystkie
cztery Kluby TSD, znalazły się w pierwszej "10" w klasyfikacji
generalnej Drużyn, a Ronin Stanisławów wywalczył 2
miejsce. TSD w Mińsku pokazało, że należy do przodujących
klubów i znacznie tym samym podwyższały poziom rywalizacji podczas I Otwartych Mistrzostw
Polski WFMC. Dziękuję Klubom TSD za przybycie i jako przedstawiciel WFMC na Polskę, liczę,
że spotkamy się podczas kolejnych turniejów, organizowanych przez naszą federację- WFMC.
Sędzia Główny Zawodów
Rafał Karcz
Zawody w Mińsku Mazowieckim odbyły się w dobrej atmosferze, jedynie do czego było
można przyczepić się, to zamieszanie związane z kategoriami, które były mylone. No i
sędziowanie było średnim poziomie.
Patryk Gnich, TSD Ronin Stanisławów
Osiągnięcia na zawodach WFMC:
1 m. semi- contact
2 m. light-contact
2 m. układy formalne
KONIEC
Przedstawiam Państwu/Wam trochę odmieniony nr Gazetki
Federacyjnej. Nowością stają się artykuły Pana Michała
Pędrackiego- trenera w Puławach, które skierowane są do
nieco starszych zawodników i bardziej doświadczonych w
życiu Sztuk Walki. Mam nadzieje, że Gazetka zyska
pozytywną opinię czytelników. Wszelkie wskazówki proszę
kierować na e-mail [email protected]
Sylwia Soszka

Podobne dokumenty

Nr 1 - Polska Federacja Tang Soo Do

Nr 1 - Polska Federacja Tang Soo Do Tegoroczny rok jest ważny dla Tang Soo Do-ków, szczególnie dla Prezesa PF TSD Marcina Kostyry, który od samego początku uczestniczył w rozwijaniu się Koreaoskiego Karate. Minęła już jedna dekada, o...

Bardziej szczegółowo

W tym numerze: - Polska Federacja Tang Soo Do

W tym numerze: - Polska Federacja Tang Soo Do kobiet w TSD jest wynikiem wychowania dzieci. Pozwolę sobie zacytować jej słowa: Od malutkiego dziecka tłumaczy się dziewczynkom, że z racji tego, iż są młodymi kobietami, bić się nie powinny. Szt...

Bardziej szczegółowo

Nr 5 - Tang Soo Do

Nr 5 - Tang Soo Do TSD... Uważam, iż jest bardzo podobnym stylem do TKD... Mnie raczej interesują tylko walki, dlatego startuję także i w tej organizacji. Zawody są bardzo dobrze zorganizowane, jest z kim powalczyć, ...

Bardziej szczegółowo

Nr 2 - Polska Federacja Tang Soo Do

Nr 2 - Polska Federacja Tang Soo Do kiedy byłem mały. Dokładnie 2 klasa podstawówki. Mama odebrała mnie ze szkoły i pokazała plakat TSD. Od zawsze chciałem trenować jakieś sztuki walki, i moje młodzieńcze marzenie się spełniło. Do te...

Bardziej szczegółowo