„rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015
Transkrypt
„rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015
ISSN 1644-1680 Wrzesień 2015 „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” N° 8 (53) 2015 „Troska o dziecko jest pierwszym i podstawowym sprawdzianem stosunku człowieka do człowieka” milanowekswjadwiga.pl Jan Paweł II I Od Redakcji Drodzy Czytelnicy! Rozpoczął się nowy rok szkolny. Sześcioletnie dzieci po pierwszym etapie wychowania i edukacji w rodzinnym domu i przedszkolu po raz pierwszy przekroczyły szkolne progi. Odtąd na tych, jakże ważnych, podstawach budować będzie szkoła. Drodzy nauczyciele, katecheci, wychowawcy - rodzice powierzają Wam swoje Skarby, ufając. że nie tylko poszerzycie ich wiedzę, ale przede wszystkim wzbogacicie je w najcenniejsze wartości ducha. Dzieciom i młodzieży życzymy sukcesów w niełatwej w sztuce poznawania tajników wiedzy i Bożej Mądrości oraz przeżywania najpiękniejszych szkolnych przyjaźni. Nnauczycielom – wychowawcom życzymy sukcesów w najtrudniejszej pracy, jaką jest kształtowanie osobowości człowieka. To dar i powołanie. Życzymy wszystkim Bożego błogosławieństwa na ten nowy rok szkolny. Witamy ks. Franciszka Urmańskiego, asystenta i opiekuna Redakcji „Jadwiżanki” i życzymy miłej i owocnej wpółpracy. Redakcja: ks. Franciszek Urmański, ks. Zbigniew Szysz, Daniela Abramczuk, Leszek Cichosz, s.Teresa Górczyńska, Dorota Grochala, Elżbieta Lis, Zbigniew Nowacki, Agnieszka Nowińska, Dorota Popowska, Anna Ruszkowska, Beata Starzyńska, Jolanta Surała Witamy w redakcji także nową autorkę przepisów kulinarnych, Panią Edytę Stępnik, i życzymy Pani udanych propozycji dla wszytkich smkoszy czytających „Jadwiżankę”. Współpraca: Paulina Krysińska, Anna Orłowska, Tomasz Gal, Edyta Stępnik, Monika Krawczyk, Iwona Dornarowicz, Anna Cichosz, Agnieszka Zdziech, Małgorzata Soja Sponsorzy „Jadwiżanki” – Elżbieta Lis Wszystkim naszym ofiarodawcom składamy serdeczne Bóg zapłać! Kurier „Jadwiżanka” potrzebuje wsparcia finansowego dla rozwoju i na bieżace wydatki. Każda wpłata na konto parafii będzie mile widziana i właściwie wykorzystana. Przypominamy numer konta: 89 9291 0001 0086 4787 2000 0010 2 Spis treści Komentarz do Ewangelii według św. Marka... Kącik młodego czytelnika 3 Drodzy młodzi Czytelnicy! 4 podróżowanie w czasie. Moje wakacje w kraju hrabiego Drakuli Aktualności z życia parafii 5 5 6 Odczułam oddziaływanie ks. Jerzego 8 - Obóz zastępu „Wilk” Skautów Europy 9 10 Wspomnienia z wakacji - Moje wakacje – prawie jak Świadectwo Wspomnienia z wakacji - Szkockie klimaty Edukacja i wychowanie Jak zapewnić dziecku dobry start w szkole? 11 Porady psychologa - Skuteczny Rodzic 12 Świadectwo Jak żyć z małolatą i nie zwątpić? 13 Nasze wędrowanie - „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i Szczebrzeszyn z tego słynie.” 14 Historia - Rodzinna historia - Warszawa 1944 15 Milanówek - Dlaczego Turczynek? 16 Współcześni zasłużeni dla Milanówka Wywiad z Justyną Reczeniedi 17 Rodzina i prawo - Dualizm porządków prawnych 19 Poradnik medyczny - Co jadł Pan Jezus? 21 Nie samym chlebem ... Bakłażan zapiekany z pomidorami 22 Jedni drugich brzemiona noście 22 Konkurs fotograficzny 23 Skład: Piotr Heinzelman Druk: Agencja Wydawniczo-Handlowa BOŻENA Ofiary zebrane za gazetę przeznaczone są na pokrycie kosztów wydania oraz na inicjatywy ewangelizacyjne. Okładka: Rodzina Złotorzyńskich w drodze do NSP Familia w Brwinowie, foto. Z. Nowacki Okładka – rewers: zdjęcia nagrodzone w Foto - Konkursie Adres redakcji:ul. Kościuszki 41, 05-822 Milanówek tel. kancelarii: 22 758 35 42 e-mail: [email protected] http://milanowekswjadwiga. pl/article,51,. html Zapraszamy do wspóŁpracy! „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 Komentarz do Ewangelii Ks. prałat Zbigniew Szysz Spór o pierwszeństwo SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA (9, 30 – 37) P o wyjściu stamtąd podróżowali przez Galileę. On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: „Syn człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie”. Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: O czym tak roz- milanowekswjadwiga.pl prawialiście w drodze?” Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich!” Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy ramionami, rzekł do nich: „Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał”. KOMENTARZ Ewangelista Marek ukazuje, jak nawet uczniowie towarzyszący Chrystusowi ciągle nie mogli pojąć duchowego i moralnego charakteru Jego działalności i nauczania. Oczekiwania mesjańskie czasów Chrystusowych miały tak zdecydowany charakter polityczny i nacjonalistyczny, że nawet Apostołowie niełatwo mogli oswoić się z myślą, iż królowanie Jezusowe jest „nie z tego świata”. Tymczasem w królestwie Bożym panuje zupełnie różny od ziemskiego porządek. W nim ostatni jest pierwszym, a sługa jest władcą. Wszelkie królowanie pod sztandarem Chrystusa jest niczym innym jak służeniem. Sobór Watykański II na nowo przypomniał z całą mocą tę ewangeliczną prawdę, że władza w Kościele jest służbą. Papież wyraźnie mówi, że on jest „sługą sług Bożych” Ks. Jan Twardowski mówi: „Nieważne są nasze sądy. On (Chrystus) wie, kto z nas jest na miejscu pierwszym, a kto na ostatnim miejscu” („Wszędy pełno Ciebie”) 3 Kącik młodego czytelnika Daniela Abramczuk Drodzy młodzi Czytelnicy! Niedawno powitaliście szkolne progi i spokojnie każdego dnia zasiadacie w ławkach, by zdobywać wiedzę, zawierać szkolne przyjaźnie, grać w piłkę na boisku i cieszyć się każdym dniem swojej młodości. Nie zawsze jednak tak było. Wspomnijmy dziś Waszych rówieśników sprzed siedemdziesięciu jeden laty. T amci, młodzi jak wy, nie szli każdego ranka do szkoły, nie siedzieli w ławkach, choć pewnie bardzo by tego pragnęli. Wielu z nich we wrześniu 1944 roku już nie żyło. Zginęli w Powstaniu Warszawskim, broniąc swojego miasta. Mimo to wielu, nie zważając na niebezpieczeństwo utraty życia, walczyło dalej w Szarych Szeregach (kryptonim harcerskiej organizacji ZHP) lub w Armii Krajowej. W Harcerskiej Poczcie Polowej harcerze Zawiszacy, niemający jeszcze piętnastu lat, zbierali informacje o wrogu, przenosili meldunki, rozkazy, listy, stali na warcie przy magazynach broni, pilnowali porządku. Znając niemal wszystkie zakamarki swoich dzielnic, byli łącznikami i przewodnikami. Jednym z najmłodszych bohaterskich powstańców był „Warszawiak”, jedenastoletni Witek Modelski. Służył w Batalionie „Parasol”. Zginął, broniąc ostatniego domu przy ulicy Cze- niakowskiej. Za bohaterstwo otrzymał stopień kaprala i Krzyż Walecznych. Zginął też „Morro”, Andrzej Romocki, najmłodszy kapitan w Szarych Szeregach, dowódca Kompanii „Rudy” w Batalionie Szturmowym „Zośka”. Zginęło wielu... „Przeszli, przepadli; dym tylko dusi i krzyk wysoki we mgle, we mgle.” Krzysztof Kamil Baczyński Postać Witolda Modelskiego (1944) przy Barbakanie na Starówce Witod Modelski, ps. „Warszawiak”, (urodzony 11 listopada 1932 r. w Warszawie, zm. 20 września 1944 r) Drodzy młodzi Polacy, odwiedźcie koniecznie (nawet jeszcze raz) Muzeum Powstania Warszawskiego w Warszawie na Woli przy ulicy Grzybowskiej, opiszcie swoje wrażenia z tej bolesnej lekcji historii i przyślijcie je do Redakcji. (adres na s. 2) albo przynieście do kancelarii parafialnej. Najciekawsze zamieścimy w „Jadwiżance”. Z żalem informujemy, że z Zespołu Redakcyjnego „Jadwiżanki” odeszła Monika Maciuszek, twórca ambitnych krzyżówek i ciekawych przepisów kulinarnych na przeróżne słodkie przysmaki. Była najstarszym współpracownikiem – od powstania pisma w 2002 roku. Serdecznie dziękujemy Monice za jej trud i poświęcenie dla „Jadwiżanki” i „Małej Jadwini”, życząc jej wielu łask Bożych i opieki Matki Bożej Niepokalanej dla niej i jej całej rodziny. Redakcja „Jadwiżanki” 4 „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 Wspomnienia z wakacji Moje wakacje – prawie jak podróżowanie w czasie. Często zastanawiałem się, czy możliwa jest podróż w czasie. Niektórzy naukowcy twierdzą, że tak, ale nikt jeszcze tego nie dokonał. Ja też w to nie wierzyłem, ale w ostatnie wakacje przeżyłem przygodę, która była jak podróż w czasie. W yjechałem z moimi kolegami skautami na obóz nad jeziorem niedaleko małego miasteczka Rypin. Obóz rozbiliśmy na wielkiej polanie. Wszystko musieliśmy robić samodzielnie. Sami rozstawialiśmy namioty, sami pompowaliśmy materace.Nie byliśmy tam tylko my – przyjechali też skauci z Ursynowa. Codziennie o ósmej rano była krótka Msza św. Potem robiliśmy śniadanie, po którym sami musieliśmy również zmywać. Po śniadaniu zazwyczaj chodziliśmy kąpać się nad jezioro. Po powrocie mieliśmy chwile czasu na zabawę. wieczorem rozpalaliśmy ognisko, przy którym piekliśmy, śpiewaliśmy piosenki i długo gadaliśmy ze sobą. Chociaż nie było tam rodziców, to i tak później czekała mnie kąpiel. Nazwałem ten obóz podróżą w czasie, ponieważ nie mogliśmy tam zabrać żadnej ze współczesnych rzeczy. Przez tydzień nie miałem nie tylko Internetu i gier komputerowych, ale nawet radia i zegarka. Dla większości moich kole- gów tydzień bez elektroniki byłby niemożliwy, natomiast dla mnie było to bardzo ciekawe doświadczenie. Pierwszy raz byłem sam na obozie – zobaczyłem, że można żyć bez tych wszystkich nowoczesnych urządzeń, a nawet może być to świetna zabawa, …no i że dla mnie takie życie jest możliwe! Już dziś nie mogę się doczekać następnego obozu. Miłosz Mądry, klasa V Szkoła Podstawowa nr 2 im. Armii Krajowej w Milanówku Moje wakacje w kraju hrabiego Drakuli Czy myśleliście kiedyś, że macie dość wakacji? Ja tak. Kiedy ciągle się wyjeżdża albo rodzice ciągają was z miejsca na miejsce, robi się żal, że nie zostało się w domu. Czytałoby się książki, grałoby się na komputerze… Jednak niektórych wakacji nie można zapomnieć, tak jak ja moich. P od koniec sierpnia pojechaliśmy całą rodziną do Rumunii. Rumunia to kraj, z którego pochodzi słynny hrabia Drakula. Rodzice dokładnie zaplanowali ten wyjazd. Mieliśmy tam pojechać na objazdówkę, czyli jeżdżenie wzdłuż i wszerz całego kraju. Mieliśmy się zatrzymywać na kempingach i w pensjonatach, a naszym głównym celem miało być Morze Czarne, nad którym mieliśmy pobyć kilka dni. W drodze nad morze zwiedzaliśmy dużo przepięknych, choć dla nas – dzieci – trochę nudnych cerkwi, czyli kościołów prawosławnych. Bardzo mi się podobały wulkany błotne – jedno z kilku milanowekswjadwiga.pl takich miejsc w Europie. Tam też poślizgnęłam się na błocie i wykazując się zręcznością, uniknęłam upadku., jednak buty były całe zabłocone. Kiedy wreszcie dojechaliśmy nad morze, ja i moje rodzeństwo odetchnęliśmy z ulgą. Morze okazało się zimne, a na plaży leżały muszelki, które kaleczyły stopy. Nad morzem przeżyliśmy niezłą przygodę! Mój tata włożył kluczyki od samochodu do kieszeni kąpielówek i wszedł do wody popływać. Po wyjściu zorientował się, że kluczyki utonęły. Rodzice szukali ich masę czasu, a my im pomagaliśmy. Zapasowe były zamknięte w samochodzie, więc trzeba było wezwać fachowca od otwierania zamków. W drodze powrotnej nie obeszło się bez zwiedzania. Odwiedziliśmy zamek Drakuli w Branie. Dowiedzieliśmy się, że Wład Drakula wcale w nim nie mieszkał, ba!, nawet ani razu go nie odwiedził! Właściciele rozreklamowali go jako zamek Drakuli, ponieważ był bardzo malowniczy. Reszta podróży przebiegała bez niespodzianek i przejeżdżając przez Węgry, Słowację i pół Polski wróciliśmy do utęsknionego domu. Uważam, że nasza podróż była przyjemna i ekscytująca. Może czasami warto pojechać?... Ina Bablok, uczennica klasy 5 SP2 im. Armii Krajowej w Milanówku 5 Aktualności z życia parafii Beata Starzyńska Relikwie libańskich świętych w Milanówku Z inicjatywy ks. Pawła do naszej parafii w dniu 26 sierpnia zostały sprowadzone relikwie św. Charbela Makhlouf wraz z trzema świętymi Libanu : św. Rawki Zakonnicy), św. Hardiniego (Nimatullah al-Hardini) oraz bł. Brata Estephana. Relikwie świętego przywieźli parafianie z proboszczem z Annay w Libanie, gdzie obecnie spoczywa św. Charbel. Podczas Mszy św. celebrowanej przez ks. Proboszcza, ks. Pawła oraz 6 księży z Libanu mogliśmy usłyszeć piękny śpiew w języku arabskim podczas dziękczynienia oraz w czasie namaszczenia olejami. Na końcu Mszy św. zostały pobłogosławione oleje dla naszej parafii. Oleje te są zmieszane z cudowną wydzieliną, która wydobywała się z ciała św. Charbela po śmierci. Po zakończeniu Mszy św. wszyscy zrobili sobie grupowe zdjęcie i ruszyli w dalszą podróż po Polsce. Błogosławieństwo relikwiami będzie odbywało się każdego 28 dnia miesiąca. Pożegnanie ks. Marcina Falkowskiego Msza pożegnalna została odprawiona przez ks. Marcina w dniu 30 sierpnia o godzinie 18. Patryk Kocielnik i ks. Franciszek Urmański – Foto Z. Nowacki Jak ksiądz Marcin sam mówił, cały dzień denerwował się, jak odprawi tę ostatnią Mszę św. w naszej parafii. We Mszy św. wzięło udział wielu naszych parafian, znajomych księdza, więc wszystkie miejsca siedzące w kościele były zajęte, a dla wielu już ich zabrakło. Podczas Mszy na policzkach wielu ludzi mogliśmy dostrzec spływające łzy wzruszenia. Ks. Proboszcz na zakończenie Mszy św. podziękował księdzu Marcinowi za jego posługę i czteroletnie zaangażo- wanie. Tłumaczył też, że takie jest życie księdza – Co jakiś czas są zmiany, którym trzeba się podporządkować. Po podziękowaniach ks. Proboszcza przyszła kolej na wiernych. Spora kolejka ludzi ustawiła się, aby podziękować za czteroletnią posługę, współpracę, wszelką pomoc i zrozumienie. Ksiądz Marcin był wdzięczny za wszystkie dobre słowa skierowane do niego i zapewnił, że będzie pamiętał o swojej pierwszej parafii, bo- jak powiedział – jego domem była przez cztery lata była nasza parafia. Zapewnił też, że będzie pamiętał o nas w modlitwie i prosił także o modlitwę za niego i o pobłogosławienie go, co wszyscy ze wzruszeniem uczynili nakreśleniem znaku krzyża. Powitanie nowego kapłana Na Mszy św. w niedzielę, 16 sierpnia mogliśmy poznać nowego wikariusza w naszej parafii, ks. Franciszka Urmańskiego. Jego posługa rozpoczęła się oficjalnie 1 września. Ale już 30 sierpnia pomagał dzielnie w kolportażu „Jadwiżanki” i uczestniczył w pożegnaniu ks. Marcina. Ks. Franciszek Urmański, rocznik 1990, wychował się w wielodzietnej 6 „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 rodzinie, która od lat angażuje się we wspólnotach przy parafii św. Jakuba w Warszawie. Trzy tygodnie przed ks. Franciszkiem jego brat – ks. Stanisław Urmański – przyjął święcenia w prałaturze Opus Dei w Rzymie. Natomiast drugi brat Antoni jest numerariuszem prałatury (osobą żyjącą w celibacie), pracującym na Litwie. Księża Urmańscy mają jeszcze siostrę Marię i brata Jana, którzy założyli rodziny. A co o sobie powiedział tuż po święceniach ks. Franciszek? „Kiedy szedłem do ołtarza, poczułem, że jestem wezwany przez Boga do wielkich rzeczy. Czuję, że tej radości nie da się zatrzymać. Chcę być święty! Wielokrotnie doświadczyłem tego, że Bóg prowadził mnie przez przełożonych. Modlę się, bym umiał słuchać Ducha Świętego.“ Ks. Franciszek Urmański jest naszym nowym asystentem kościelnym i „naczelnym” Redakcji „Jadwiżanki”. 76. rocznica wybuchu II wojny światowej Z okazji uroczystości 76. rocznicy wybuchu II wojny światowej została odprawiona uroczysta Msza św. pod przewodnictwem ks. Zbigniewa Szysza. Mszę poprzedziło złożenie kwiatów na cmentarzu parafialnym przez panią burmistrz, straż miejską, kombatantów oraz harcerzy. Pani Wiesława Kwiatkowska na cmentarzu podziękowała osobom tam będącym za pamięć i chęć przybycia i zaprosiła wszystkich na dalsze uroczystości. Do kościoła przybyło wielu przedstawicieli różnych organizacji z pocztami sztandarowymi: ze szkół podstawowych, gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych, kombatanci- Armii Krajowej, Turczynek – Foto. Kaja Abramczuk-Kalinowska milanowekswjadwiga.pl harcerze, straż pożarna, władze miasta z burmistrzem, Wiesławą Kwiatkowską na czele oraz Przewodniczącą Rady, Małgorzatą Trębińską. Po uroczystościach w kościele nastąpiło złożenie kwiatów pod Pomnikiem Bohaterów, a następnie zebranie przejechali do Turczynka w celu obejrzenia widowiska muzycznego „Turczynek- genius loci”. Ta piękna inscenizacja, której scenarzystą i reżyserem jest Iwona Dornarowicz i w której brało udział 19 aktorek i aktorów Stowarzyszenia T-Art, przy świetnym nagłośnieniu i oświetleniu przez grupę Em-Art Piotra Jezierskiego, była dużym przeżyciem kulturalnym, muzycznym i historycznym. W tej pięknej scenerii, w starej willi Turczynek, która od 2008 roku jest we władaniu miasta Milanówek, pokazane były wydarzenia historii obu willi od 1905 roku przez I i II wojnę światową, lata 20. i 30. okresu międzywojennego oraz zniszczenia podczas ostatniej wojny oraz przez wojska sowieckie 19451946 aż po działalność szpitala miejskiego, zakończoną w 2004 roku. 7 Świadectwo Małgorzata Soja Odczułam oddziaływanie ks. Jerzego Byłam studentką dziennikarstwa naUJ, gdy zginął ks. Popiełuszko. Bardzo to przeżywałam, śledziłam wszystko, co ukazywało się na Jego temat, publikacje książkowe, prasowe, internetowe. Zawsze pytałam, dlaczego go nie upilnowali...dlaczego studentów nie było, w tym i mnie... Mijały lata, zawsze czułam żal i zawsze był mi bliski. W październiku 2014 roku Jerzego. Ostatecznie, po biopsji klatki tym. Gdy to się działo, tj 20 pażdzierbrałam udział w marszu piersiowej, okazało się, że mam po- nika 2014 roku, nie wiedziałam, co o upamiętniającym roczni- większony węzeł, ale nie ma w nim tym sądzić. Natychmiast, tego samego cę śmierci Księdza. Był to wieczór 19 niebezpiecznych komórek. Obecnie dnia, powiedziałam o tym swojej siopaździernika. Po marszu uczestni- pozostaję pod kontrolą lekarzy. strze, która jest osobą bardzo wierzącą. czyłam w Mszy świętej. Powiedziała mi wtedy, no Następnego dnia rano, cóż, ty zawsze w jakiś spoobudziłam się „ w błogosób żyłaś męczeństwem ści“. Jestem dziennikaks. Popiełuszki. Obie z siorzem pism katolickich strą byłyśmy również na (m.in. „Niedziela”, „Fronbeatyfikacji ks. Jerzego. da”, „Głos Katolicki” w Gdy leżałam w kliniParyżu), także autorką cekach między styczniem a nionej książki obyczajowej marcem 2015 roku, odi nie znajduję lepszego powiedziałam sobie na określenia na ten stan. Nie pytanie, dlaczego ks Jenazwałabym tego „szczęrzy? Gdy ktoś leży słaby śliwością“, ale właśnie błoi chory, a także, gdy nie gością. W tym stanie powiadomo, co się z nim myślałam: to pochodzi od stanie, ks Jerzy jest wówks. Jerzego. Wówczas poczas bardzo bliski. Ja czczułam jakby „przyprzypominałam sobie, tknięcie“, kolejno w dwóch jak cierpiało jego ciało, miejscach swego ciała. jak bardzo został sponieKońcem października, wierany, jak też odczuwał tuż przed świętem Wszystból i strach, śmiertelny kich Świętych, źle się poczustrach o swoje życie. łam. Wykryto u mnie choDużo modliłam się robę nowotworową, w przez pośrednictwo ks. miejscu, gdzie czułam to Jerzego, nie zapominając, „przyłożenie“. Był to nowoże Jezus Chrystus też odtwór pierwszego stopnia i dawał życie w bólu i że to poprzestano na operacji, do Niego zwracam się pouznano mnie za wyleczoną przez pośrednictwo Przyi nie potrzebowałam leczejaciela, ks. Jerzego. nia onkologicznego. Przed Pragnę zgłosić to świaoperacją robiono mi rtg płuc dectwo, by dołączyć do Bł. ks. Jerzy w sanktuarium w Warszawie – Foto. Z. Nowacki i tam wykryto coś, czego tych, którym ks. Jerzy polekarze bardzo się obawiali, nie muszę Z całą odpowiedzialnością pragnę mógł, gdyż uważam, że pewnie i w dodawać, jak bardzo obawiałam się ja. stwierdzić, że chore miejsca mojego moim wyleczeniu brał On udział. Łączę Było to drugie miejsce, w którym od- ciała zostały mi wskazane, zanim do- się we wspólnej ufności w łaski za poczułam wcześniej oddziaływanie ks wiedziałam się w sposób medyczny o średnictwem ks Jerzego. 8 „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 Wspomnienia z wakacji Agnieszka Zdziech Szkockie klimaty O podróży do Szkocji marzyłam już od kilku lat, ale wydawało mi się to marzeniem ściętej głowy. Ku mojej ogromnej radości na początku tego roku dowiedziałam się, że program Erasmus+ może je spełnić. Wraz z kolegami z pracy napisaliśmy projekt i w lipcu znaleźliśmy się w krainie zamków i owiec. B ył to ten gatunek wakacji, który łączy przyjemne z pożytecznym. Z jednej strony mogłam wiele się nauczyć i podszlifować angielski, a z drugiej zwiedzić i zobaczyć cudowne miejsca. Przez dwa tygodnie mieliśmy zajęcia na uniwersytecie w Edynburgu, które okazały się niezwykle interesujące i pozwoliły mi zebrać nowe, ciekawe materiały do nauczania. Ponadto przekonałam się, dlaczego tenże uniwersytet plasuje się na pierwszym miejscu w Szkocji: ma wspaniale wykształconą kadrę, profesjonalne wyposażenie (z ubolewaniem muszę powiedzieć, że polskie szkolnictwo pod tym względem ma jeszcze daleką drogę) i biurokrację ograniczoną do minimum (czyli się milanowekswjadwiga.pl da!). Od pierwszego dnia „szkoły” urzekła mnie też kultura osobista i chęć niesienia pomocy ze strony każdego przedstawiciela tamtejszego personelu (czyli to też da się zrobić). Po lekcjach mieliśmy sporo czasu na eksplorację tej fantastycznej stolicy i jej okolic. Nie wiadomo było od czego zacząć! W zasadzie każdy kamień i budynek to zabytek. Szkocja nie ucierpiała podczas II wojny, więc jeśli znajdują się tam ruiny (a owszem, jest ich tam wiele), to są one wspomnieniem dużo starszych, średniowiecznych lub renesansowych, podbojów. Te pozostałości przeszłości stały się dla mnie intelektualną pożywką. Zamki, w większości przypadków naruszone właśnie przez historię lub zębem czasu, to były moje główne cele. Nie dość, że same w sobie fascynujące, bo zupełnie inne od naszych, to jeszcze umiejscowione w oszałamiającym krajobrazie, np. na klifach. Absolutnie warte zobaczenia! Spacerując z kolei codziennie uliczkami Edynburga, miałam wrażenie, że cofnęłam się w czasie. To wrażenie burzyły tylko nowoczesne pojazdy oraz wszechobecne supermarkety. Nie mogłam natomiast oderwać oczu od kamieniczek, kościółków wciśniętych pomiędzy nie i przytulnych kawiarenek. Do muzeów aż chciało się wchodzić i pękały w szwach od dzieci, co bardzo mnie ucieszyło. Stawiają tam bowiem na tworzenie wystaw, które będą zarówno atrakcyjne dla młodego człowieka, jak i edukacyjne, ale w spo- 9 sób niebezpośredni (tak jak nasze Centrum Nauki Kopernik). Nawet Muzeum Chirurgii wydawało się ciekawe z opisu, choć niestety nie mogłam tego zweryfikować, gdyż jest w remoncie. Po tych wszystkich superlatywach czas przejść do minusów. Zawsze i wszędzie kryje się jakiś kruczek. Znalazłam tylko dwa, ale dość dotkliwe: ceny i klimat. Dla przeciętnego Polaka ceny potrafią być zaporowe. Nie daje się spróbować wszystkich przysmaków, a wchodząc do płatnych muzeów czy zamków oraz wyjeżdżając na wycieczkę krajoznawczą z biura nie można przeliczać funtów na złotówki, bo boli serce. Z tym jednak turyści wyruszający na wyspy muszą się liczyć. Inna rzeczywistość, inne pensje. Zabawniejszym, bo wciąż pobudzającym do żartów, czynnikiem okazała się typowa w te wakacje szkocka pogoda. Przed wyjazdem wyczytałam gdzieś następujący dowcip: „W tym roku lato w Szkocji było w czwartek, ale nie zauważyłem, bo brałem wtedy prysznic.” Nie zrozumiałam. Znaczenie dotarło do mnie drugiego dnia pobytu. W roz- mowie z innymi uczestnikami doszliśmy do wniosku, że szkockie lato w tym roku było pod koniec naszego dwutygodniowego pobytu – słońce świeciło przez większość tego dnia, nie spadło więcej niż kilka kropel deszczu i temperatura osiągnęła szalone 20 stopni Celsjusza (podczas gdy w Polsce panowały czterdziestostopniowe upały)! Nasza Pani Doktor poinformowała nas, że lato to raczej najgorszy moment na zwiedzanie Szkocji, poleciła natomiast zimę (chociaż często bardzo mroźna, Wspomnienia z wakacji to jest najsłoneczniejszą porą roku). Tą wiedzą, uważam, muszę się podzielić z wszystkimi, którzy się pragną do Szkocji wybrać. Piękny, spokojny kraj, przesympatyczni ludzie (całe szczęście mówią piękną angielszczyzną, bo po szkocku i galijsku poznaliśmy tylko kilka słów) i piękna architektura z nieco mroczną historią w tle – tak bym podsumowała swoje wrażenia z wyjazdu. Z perspektywy czasu i we wspomnieniach te mniej pozytywne aspekty bledną. Mateusz Borządek Obóz zastępu „Wilk” Skautów Europy Na tegoroczny obóz pojechaliśmy do Ryteli Święckich (mała wieś nad Bugiem). W yjazd trwał od 04.07 do 20.07. W ciągu pierwszych kilku dni był upał, pomogło nam to w zbudowaniu pionierki na czas. Już pierwszej nocy spaliśmy na platformie. Po trzech dniach pracy nad gniazdami wreszcie rozpoczął się obóz. Pierwszą przygodą (poza pionierką) było „Explo”, czyli trzydniowa wędrówka i poznawanie okolicznych miejscowości. Całym zastępem uznaliśmy, że to najlepszy moment obozu. Potem 10 czekały na nas takie atrakcje jak: gry terenowe, turniej piłki nożnej, bieg na wywiadowcę, wielka gra, konkurs kulinarny, ogniska… wszystkie były bardzo ciekawe i były dla zastępu Wilk pod koniec kolejnymi przygodami, uczącymi nas nowych technik harcerskich i umiejętności. Wszystkie te przygody złączyły się w jedną wielką, czyli obóz. Pod koniec wyjazdu pogoda zaczęła się psuć, także ostatniej nocy przeszła nad nami burza, największa, którą zastępem spędziliśmy w lesie. Dojechaliśmy cali i zdrowi. zastępowy z zastępu „Wilk” „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 Edukacja i wychowanie Monika Krawczyk Jak zapewnić dziecku dobry start w szkole? Pierwszego września nasze dzieci rozpoczęły naukę w szkole. Niektóre trafiły tam po raz pierwszy. Co możemy zrobić, aby nasze pociechy chętnie do niej uczęszczały i czerpały radość ze zdobywania wiedzy? Oto kilka prostych wskazówek dla rodziców pierwszoklasistów. pić się na lekcji. Często skarżą się na ból brzucha lub głowy. Pamiętajmy też o drugim śniadaniu i butelce wody. Warto zaplanować pewien rytm dnia, w którym będzie czas na naukę, zabawę, ruch na świeżym powietrzu i wypoczynek. Dziecko po pewnym czasie przyzwyczaja się do stałego rytmu dnia, co i nam rodzicom znacznie ułatwi życie (np. odrabianie pracy domowej, chodzenie spać). Po czwarte Urządźmy dziecku kącik do nauki, nie musi to być osobny poMarysia Sitek z rodzicami w drodze do szkoły – Foto. Z. Nowacki kój, wystarczy biurko lub stolik z odpowiedPo pierwsze Zapewnijmy dziecku poczucie bezpie- nim oświetleniem. W pierwszych mieZawsze starajmy się mówić pozytyw- czeństwa. Dla pierwszoklasisty pierwsze siącach roku szkolnego warto nauczyć nie o szkole. Mówmy naszym dzieciom, tygodnie w szkole są niezwykle ważne, ale dziecko, jak spakować tornister, przyże szkoła jest miejscem, w którym nie i trudne. Postarajmy się, aby momentowi gotować potrzebne przybory, towarzytylko nauczą się nowych, ciekawych rozstania towarzyszył uśmiech rodzica i szyć w odrabianiu pracy domowej i rzeczy ale i poznają wielu przyjaciół, zapewnienie „będzie dobrze”, „powodze- odpowiadać cierpliwie na tysiące pypojadą z wychowawcą na wycieczkę, nia!”. Przed wyjściem z domu powiedzmy tań, które z całą pewnością zrodzą się będą odkrywać tajemnice przyrody, też dziecku, kto i kiedy je odbierze, wów- w małych główkach. wezmą udział w konkursach i zabawach. czas maluch będzie czuł się pewniej. Jeśli Najważniejsze jednak jest to, aby być Ważne, aby takie rozmowy odbywały dziecko ma problemy z adaptacją, należy z dzieckiem, otaczać je miłością i się w miłej atmosferze. Warto wtedy o tym poinformować wychowawcę i śmia- wsparciem, zapewnić poczucie bezpieusiąść wygodnie z pierwszakiem i spo- ło prosić o pomoc i wsparcie. czeństwa. Pomagać, ale nie wyręczać kojnie porozmawiać, może nawet opoi.... rozmawiać, rozmawiać, rozmaPo trzecie wiedzieć mu o swoich zabawnych przywiać. godach związanych ze szkołą? Bardzo ważne jest to, aby uczeń przed Wszystkim Pierwszoklasistom i ich wyjściem z domu zjadł śniadanie. Głod- Rodzicom życzę samych sukcesów w Po drugie ne i niewyspane maluchy nie mogą sku- szkole! milanowekswjadwiga.pl 11 Porady psychologa s. Bogumiła Kucharska Skuteczny Rodzic Kiedy dziecko zaczyna uczęszczać do szkoły, pojawia się wiele dodatkowych czynników kształtujących jego osobowość, ale rodzina nadal pozostaje bardzo ważna. P owstałe na wskutek doświadczeń w rodzinie poczucie wartości lub jego braku jest wzmacniane: pewny siebie człowiek może poradzić sobie z niepowodzeniami w szkole albo wśród rówieśników, natomiast dziecko oceniające się nisko, nawet gdy osiąga sukces może dręczyć się pytaniem, czy jest ważne dla innych. Każde słowo, każdy gest czy wyraz twarzy obojga rodziców jest dla dziecka komunikatem na temat jego wartości. Szkoda tylko, że tak wielu rodziców nie zdaje sobie sprawy z tego, jakie informacje przekazuje swoim pociechom. Komunikują półsłówkami, nie wprost, zwracając się bezosobowo. Tysiące razy słyszymy krzyk: „Ty cymbale, przestań to robić!” Dziecko, do którego skierowane są te słowa, może nie mieć pojęcia o co chodzi. Zawołane przezwiskiem, zwłaszcza gdy słyszy owo „to”, wcale nie musi wiedzieć, o czym rodzic mówi. Jeśli jest w stanie przeformułować ten kod na normalny język, to może nie poradzić sobie ze zranionymi uczuciami. Przyczyną wielu nieporozumień zachodzących w komunikacji międzyludzkiej jest 12 fakt, że mówimy w niedbały i zakamuflowany sposób czyli: ktoś, coś robi a nie powinien. Dziecko dysponujące niewielką ilością życiowych doświadczeń, nie może właściwie interpretować tego typu słów. Domyśla się wiec, że od tego kogoś o imieniu „cymbał” oczekuje się „czegoś”, ale dokładnie nie musi rozumieć wszystkiego. Ma po prostu „zgadnąć”. Jakby otrzymał zaproszenie od rodzica do udziału w jakiejś mętnej grze, w której i tak jest skazany na przegraną: rodzic posługuje się metodą niejasnych sugestii, a dziecko ma czytać w myślach, by dowiedzieć się o co chodzi...Gra – pułapka dla dziecka, ale i dla rodzica. Pułapka, w którą wpada rodzic to jego przekonanie o tym, że bez względu na to, co i jak mówi, zawsze jest zrozumiałe dla dziecka. W dobrej wierze nakłada na dziecko ograniczenia bez wyjaśnień, żąda określonego zachowania niezrozumiałego dla dziecka, wymaga od niego „ślepego posłuszeństwa”, wprowadza zakazy bez odpowiedzi na pytanie: „a dlaczego nie?”, posługuje się groźbą kary. Panuje zasada:,, ja zwyciężam – ty przegrywasz”. A wszystko po to, by okazać swoją wyższość, władzę z racji błędnie rozumianego autorytetu. Cała ta procedura zgadywania odpowiedzialna jest za wiele nieporozumień zachodzących w relacji z dziec- kiem Aby tego uniknąć rodzic powinien usłyszeć najpierw samego siebie. Jak zwracam się do swojego dziecka – czy po imieniu? Czy komunikat jest na tyle jasny, że dziecko wie, o co mi tak naprawdę chodzi? Czy mój język jest precyzyjny, neutralny, czy osądzający, a nawet poniżający? Kolejną ważną sprawą jest ocena umiejętności szczerego wyrażania własnych uczuć. Chodzi o zakomunikowanie dziecku, jakie znaczenie ma dla nas jego zachowanie i jak się z tym czujemy. Warto przy tym pamiętać, że negatywnej informacji możemy nadać pozytywne zabarwienie, a wtedy dziecko nie ma poczucia odrzucenia. Wysyłanie do dziecka komunikatu „ja” np. „Jestem zaniepokojony, że nie odrobiłeś jeszcze lekcji”, różni się wyraźnie od wyrzucenia z siebie przykrego dla dziecka stwierdzenia: ” jesteś leniuchem!”. Taki komunikat jest przez dziecko odkodowane jako ocena, zarzut, osąd, drwina, krytyka, czy komunikat zawstydzający. Rodzic kieruje w stronę dziecka oskarżycielski palec. Tu nie ma już miejsca na rozmowę. Natomiast obwiniające, poniżające i karzące reakcje rodziców na niestosowne zachowanie swoich pociech mają daleko idące konsekwencje. Często rodzice sami nie doświadczyli pewnych zachowań wychowawczych, więc nie przychodzi im do głowy, że można postępować zupełnie inaczej, niż są przyzwyczajeni, i na dodatek, że to można zmienić. Refleksja rodzica nad wzorcami relacji w rodzinie pochodzenia i nad własnymi trudnymi doświadczeniami może być źródłem decyzji o zmianie wysyłanych do dziecka komunikatów na bardziej skuteczne. „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 Świadectwo Anna Ruszkowska Jak żyć z małolatą i nie zwątpić? M - Mamo, wyluzuj… - te słowa doprowadzają mnie do szału. oja piętnastoletnia córka właśnie wywróciła oczami znacząco i spojrzała z wyrzutem na mnie, kiedy kolejny raz wchodząc do jej pokoju nie wytrzymałam nerwowo i rozkazałam posprzątać pokój. Cóż, nasze wyobrażenia na temat ładu i porządku różnią się diametralnie. - To mój pokój i chcę mieć wybór decyzji, gdzie leżą moje brudne skarpetki . Sama mówiłaś, że dom dzielimy na przestrzenie: Twoją, moją i wspólną. Porządek ma być w przestrzeni wspólnej, a tu jest moja przestrzeń i mój bałagan. Mamo, wyluzuj… – moje elokwentne dziecko powołało się właśnie na moje słowa. Wcześniejsze nasze negocjacje i ustalenia były po to, aby wreszcie wyprowadzić bałagan i zlikwidować leżące jej brudne skarpetki na podłodze w łazience, kuchni, salonie i przedpokoju. rzeczy dziś, które wydają się nie mieć sensu? W te wakacje moje dojrzewające dziewczę poszło o krok dalej. Pierwszy papieros w życiu dziecka to mój kolejny strach w moim sercu. Pierwsze poważne kłamstwo z tym związane to mój następny strach, większy i potężniejszy od pierwszego… -Mamo, wyluzuj, są gorsze rzeczy, uwierz mi . Ja tylko spróbowałam z ciekawości. Ty nigdy nie próbowałaś? – próbowałam, ale na szczęście mnie nie smakowało. Nie dlatego się boję, że z ciekawości dziecko zapaliło, a potem próbowało niezdarnie uniknąć konsekwencji i skłamało… Mój strach ma wielkie oczy, że córce papieros bardzo posmakuje i że ktoś poczęstuje potem czymś jeszcze, co okaże się nie być zwykłym papierosem. I może skrzywdzi… Ileż to niebezpieczeństw czyha teraz na nasze dzieci! Gdyby był, to nie pozwoliłby na twoją chorobę. Nie pozwoliłby, żeby umarł mi dziadek. A jeśli istnieje ten twój Bóg, to się pomylił… Nikt mnie nie rozumie - to stwierdzenie mnie powaliło na kolana. To było gorsze od bałaganu, złych ocen, papierosów i kłamstwa… Co mam zrobić, kiedy córka już nie chce rozmawiać o Bogu i modlić się ze mną jak kiedyś? Czy tamten czas wspólnego czytania Biblii i modlitwy wieczornej minął bezpowrotnie? Czy na nic było wspólne świętowanie świąt i niedzieli? Czy znak krzyża na czole i błogosławieństwo przy wyjściu z domu i podróży nic nie znaczył? Czy modlitwa przy grobie dziadka była bez znaczenia? Czy mam zwątpić, że wszystkie moje starania były na nic i nie dały żadnych owoców? Moja najdroższa córko, proszę… „Żyj z całych sił i uśmiechaj się do ludzi bo nie jesteś sama Niech dobry Bóg zawsze cię za rękę trzyma kiedy ciemny wiatr porywa spokój siejąc smutek i zwątpienie Pamiętaj że jak na deszczu łza cały ten świat nie znaczy nic a nic chwila która trwa może być najlepszą z twoich chwil idź własną drogą bo w tym cały sens istnienia żeby umieć żyć” (Dżem, Do kołyski) Patrycja odrabia lekcje – Foto. Z. Nowacki - Mamo, szkoła jest bez sensu. Uczą tam niepotrzebnych rzeczy. No sama powiedz, po co mi w życiu budowa atomu? - to retoryczne pytanie wprowadziło mnie w głęboką konsternację. Cóż, ile ja muszę robić milanowekswjadwiga.pl Tyle się słyszy o porwaniach, gwałtach, wypadkach, dopalaczach… Za moich czasów…. - Mamo, wyluzuj. Ja nie chcę chodzić na religię. Ten ksiądz jest beznadziejny. Ja i tak już nie wierzę, że Bóg istnieje. Trzeba nadal być… Być blisko i najbliżej jak tylko można, pozwolić od siebie odchodzić i wracać… a swoim życiem dziecku pokazywać, że mój Bóg nie umarł. W moim życiu i w mojej chorobie Bóg się nie pomylił… 13 Nasze wędrowanieZbigniew Nowacki „W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie i Szczebrzeszyn z tego słynie.” Jeśli ktoś sądzi, iż to nasz poeta Jan Brzechwa wymyślił nazwę Szczebrzeszyn dla potrzeb uroczego wierszyka, ten jest w dużym błędzie. S zczebrzeszyn istnieje naprawdę i należy do najstarszych i najciekawszych miast Roztocza. Ten urokliwy zakątek Polski to pasmo wzgórz o długości 180 km i szerokości od 15 do 25 km, ciągnące się od Kraśnika do Lwowa. Warto wybrać się na wycieczkę do Roztoczańskiego Parku Narodowego i jego siedziby – Zwierzyńca, do Krasnobrodu, Józefowa, Suśca czy Tomaszowa Lubelskiego. Historia Roztocza – pomijając najstarsze ślady człowieka z neolitu (ok. 2500-4000 lat p.n.e.) rozwój Roztocza zawdzięcza się kanclerzowi i hetmanowi Janowi Zamoyskiemu, który w 1589 r. utworzył Ordynację Zamojską na znacznym terenie Roztocza. Kozacy, Szwedzi i Tatarzy pustoszyli ten region w XVII i XVIII wieku. Potem były zabory przez Austrię i Rosję, a najtragiczniejsze losy przeżyło Roztocze w czasie II wojny światowej. Znane są: tragedia dzieci Zamojszczyzny, wywożonych i germanizowanych przez Niemców, zagłada wielu tysięcy mieszkających tu Żydów oraz krwawe walki z bandami UPA. 14 W Szczebrzeszynie godnym uwagi jest renesansowy kościół św. Mikołaja z ciekawymi sztukateriami na sklepieniu oraz bogato dokorowaną amboną z XVII w. Oryginalna, drewniana rzeźba chrząszcza stoi nad źródłem naprzeciw ordynackiego młyna wodnego. Zwierzyniec – nazywany Perłą Roztocza – jest położony nad Wieprzą i otoczony lasami i wzgórzami Roztoczańskiego Parku Narodowego. Jan Zamoyski wybudował tu dwór, pełniący funkcję letniej rezydencji, i utworzył zwierzyniec myśliwski, w którym zamieszkały żubry, łosie i tarpany (dzikie konie). W Zwierzyńcu bywali królowie polscy: Władysław IV, Jan Kazimierz oraz Jan III Sobieski, który spotykał się tam z Marysieńką, jego przyszłą żoną. Najciekawszym zabytkiem Zwierzyńca jest barokowy kościół „Na wodzie” pw. św. Jana Nepomucena. W parku miejskim można spotkać jedyny na świecie pomnik szarańczy, upamiętniający plagę szarańczy z 1711 roku. W siedzibie Dyrekcji RPN znajduje się Ośrodek Edukacyjno-Muzealny, od którego rozchodzi się 9 ścieżek edukacyjnych i przyrodniczych po parku, m.in. na Bukową Górę oraz do stawów „Echo”, gdzie można zobaczyć koniki polne, których przodkami były tarpany. Koniki polne używane są m.in. w hipoterapii, rajdach konnych i lekkich zaprzęgach. „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 Tomaszów Lubelski – to stolica powiatu i największe, poza Lwowem, miasto Roztocza. Najcenniejszym zabytkiem Tomaszowa jest modrzewiowy kościół Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny, jeden z najciekawszych przykładów architektury drewnianej w Polsce. W ołtarzu głównym znajduje się słynący z cudów obraz Matki Boskiej Szkaplerznej z XVII w. W Krasnobrodzie warto nawiedzić dominikański zespół klasztorny, który ma rangę Sanktuarium Matki Bożej Krasnobrodzkiej z jej cudownym obrazem, z kaplicą objawień „na wodzie”, zbudowaną na palach nad źródłem oraz rzeźbionymi kapliczkami i stacjami dróżek różańcowych. Klasztor ufundowała Marysieńka Sobieska w podzięce za odzyskane zdrowie i siły po chorobie. Początek kultu maryjnego był jeszcze wcześniej, bo w 1640 r., kiedy to wieśniakowi Jakubowi Ruszczykowi objawiła się Matka Boża. W Krasnobrodzie jest słynne sanatorium dla chorych na górne drogi oddechowe i ze schorzeniami narządów ruchu. Gdy byłem chłopcem, chorowałem na zatoki i właśnie dzięki 2- miesięcznemu pobytowi w tym sanatorium wyleczyłem się z tej przypadłości. Pamiętam także, że było tam mnóstwo komarów... Do odwiedzenia Roztocza zachęcają z pewnością naturalne warunki: rozległe lasy, czyste powietrze i największa w Polsce liczba dni słonecznych, ponad 1000 km oznakowanych pieszych ścieżek i szlaków turystycznych. Na przykład Centralny Szlak Rowerowy Roztocza ma 179 km długości i prowadzi z Kraśnika do Hrebennego (na granicy z Ukrainą). Dla miłośników sportów wodnych możliwe są ciekawe spływy kajakowe na Wieprzy i Tanwi. Historia Anna Cichosz Rodzinna historia- Warszawa 1944 Po 63 dniach dogorywało Powstanie Warszawskie. Ocaleni mieszkańcy Warszawy szykowali się do opuszczenia miasta. Tysiące ludzi zostało skierowanych do obozów przejściowych w Ursusie i Pruszkowie. Dzieci, kobiety, mężczyźni szli 15-20 kilometrów pieszo na zachód. Brudni, niedożywieni, chorzy – tak wyglądał ten pochód widm. W kolumnie tej znaleźli się również Bolesław Bartoś ze swoją kilkutygodniową córką Jadwigą. Jadwiga urodziła się 27.08.1944 roku przy ul. Próżnej w Warszawie. Mała Jadzia to jedno z dzieci urodzonych w Warszawie podczas Powstania. Urodzona w piwnicy kamienicy na Próżnej, kilkaset metrów od budynku Pasty, gdzie toczyły się zaciekłe walki przez ponad 20 dni. Szanse na przeżycie dla niemowląt i małych dzieci w czasie działań wojennych były znikome. Brak wody, żywności, lekarstw. Bardzo często młode matki, same niedożywione, nie miały czym karmić swoich dzieci. Każdy przeżyty dzień był cudem. Każdy następny to kolejna walka o wodę, mleko dla dziecka i o…przetrwanie. Zbliżał się czas, kiedy rodzice Jadzi musieli podjąć następną dramatyczną decyzję. Warszawę z córką na ręku opuścił ojciec. Wiedziano już wtedy, milanowekswjadwiga.pl że z dzieckiem Bolesław ma większe szanse na ocalenie życia. Nie dotarł jednak do obozu przejściowego. Wykorzystał moment nieuwagi eskorty i oderwał się od kolumny. Razem z córką dotarł do Milanówka do domu swojej teściowej, Elżbiety Piątkowskiej. Tu razem z nim dotarło jeszcze 17 osób – rodzina i sąsiedzi Bolesława. Tu też w małym domku na skraju ul. Kochanowskiego mieszkali aż do powrotu do Warszawy. Tu też mała Jadzia czekała na powrót mamy, która uciekła z transportu wieziona na roboty w głąb Rzeszy. Po wojnie rodzina Bartoś wróciła do Warszawy. Kamienica przy ul. Próżnej też przetrwała wojnę i istnieje do dziś. Barbara Bartoś z domu Piątkowska to siostra mojego Taty, Stefana Piątkowskiego. Większość historii nie miała jednak tak szczęśliwego zakończenia. Dwie siostry mojej Mamy, Anna i Helena Jakubiak nie przeżyły Powstania Warszawskiego. Obie zmarły w sierpniu 1944 roku. Obie zostały pochowane na Cmentarzu Wolskim. Ludność cywilna Woli przeszła piekło. Rzeź Woli to najtragiczniejsza karta Powstania Warszawskiego. Oddając cześć bohaterom Powstania Warszawskiego, zapalmy również świeczkę i zmówmy modlitwę w intencji cywilnych ofiar. Oddajmy też cześć tym, którym udało się wygrać walkę o życie najsłabszych i bezbronnych – dzieci. 15 Milanówek – ludzie i zabytki Iwona Dornarowicz Dlaczego Turczynek? Milanowska posiadłość bynajmniej nie ma azjatyckich korzeni. Ale po kolei. Panowie Jerzy Meyer i Wilhelm Wellisch, oraz ich wspólny teść Bonawentura Toeplitz, zlecili łódzkiemu architektowi Dawidowi Lande wykonanie projektu dwóch willi. Stanąć miały w Milanówku; w miejscu, gdzie Milanówek styka się z Brwinowem i Podkową Leśną. R ozpoczęta w 1904 roku budowa rok później zaowocowała dwiema willami w stylu „malowniczo eklektycznym”1. Do jednej sprowadzili się państwo Maria (córka Bonawentury) i Jerzy Meyerowie, do drugiej Anna (również z domu Toeplitzówna) i Wilhelm Wellischowie. Wkrótce w rodzinie Meyerów pojawili się: Staś, Stefan, Jaś, Matylda i Anielka, a u Wellischów: Leopold, Zofia, Karol i Róża. Właściciele posiadłości obracali się w bogatych kręgach finansjery, naukowców i przemysłowców, stanowili niejako elitę współczesnego sobie społeczeństwa. Jednak ani to, ani żydowskie korzenie zarówno rodziny Toeplitzów, jak i mężów młodych Toeplitzówien, nie tłumaczy nadanej zespołowi willowopałacowemu nazwy. A wyjaśnienie jest proste: na Bonawenturę zdrobniale mówiono w rodzinie Turek. Stąd córki – Turczynki. I stąd Turczynek… Turczynek w rękach Turczynek Światowe katastrofy nie ominęły Turczynka, ale też do pewnego momentu oszczędziły go w dużym stopniu. W czasie I wojny światowej front przechodził tędy dwukrotnie2. W sierpniu 1915 roku do zaprzyjaźnionych Wellischów wybrał się Leon Wyczółkowski. Nie spodziewał się zastać u nich innych „gości”. Obie wille zastał zajęte przez oficerów Landwehry. Przebywali tam do połowy 1917 roku. 16 Za to dwudziestolecie międzywojenne upływa pod znakiem zabaw, brydża, przyjęć – jednym słowem życie towarzyskie kwitnie. Bliskość Stawiska powoduje, że zadzierzga się przyjaźń między mieszkańcami Turczynka a Iwaszkiewiczami. Codzienne wizyty ułatwiono sobie, wydeptując wygodną ścieżkę łączącą Turczynek ze Stawiskiem, co pozwoliło znacznie skrócić drogę. Prawdopodobnie była tam też „nieoficjalna” furtka3. Wśród stawiskowo-turczynkowego grona można było spotkać takie postaci jak Maja Berezowska, Jerzy Mierzejewski, Stanisław Lilpop, Jerzy Andrzejewski, Czesław Miłosz, Stanisław Dygat, Witold Lutosławski, Andrzej Panufnik. Wbrew pozorom II wojna światowa nie od razu zburzyła tę sielankę. Wiosną 1940 roku do Turczynka, do rodziny, przeprowadzają się z Warszawy Wertensteinowie. Zamieszkują w domu Meyerów. To dzięki pamiętnikom Wandy Wertenstein mamy dziś barwny obraz Turczynka między marcem 1940 roku a kwietniem 1941. Życie tu jest zabawne – spokój, cisza – a wokoło burza4 – w tym zdaniu młodziutka wówczas autorka trafnie ujęła to, co było udziałem mieszkańców tej swoistej enklawy. Ciszę i spokój „zakłócały” jedynie spotkania towarzyskie, z obowiązkowym codziennym brydżem. Wydawałoby się: do chwili, aż 12 sierpnia 1940 roku w posiadłości zakwaterowani zostali Niemcy. Tymczasem nic bardziej mylnego. Stosunki z gospodarzami układają się poprawnie, można by nawet, na podstawie wspomnień Wandy Wertenstein, zaryzykować stwierdzenie, że niemal serdecznie. Goście – żandarmeria polowa – są grzeczni, cisi, czyści5. Życie towarzyskie nie ucierpiało, mężczyźni prowadzą interesy, kobiety – otwarty dom. Do czasu. Wiosną 1941 roku, na mocy decyzji Liegenschaftsverwaltung, Wellischowie, Meyerowie i mieszkający tam gościnnie przez rok Wertensteinowie dostają nakaz opuszczenia posiadłości. Rozpraszają się po Polsce i po świecie; do rodzinnego majątku mieli już nie powrócić. W Turczynku zaś stacjonują Niemcy, na pewien okres urządzają tam szpital polowy. Z rąk do rąk Turczynek – genius loci – zdjęcie Kai AbramczukKalinowskiej, wyróżnione w Foto-konkursie Bezpośrednio po wojnie następuje szybka, podyktowana biegiem historii, zmiana „właścicieli”. Miejsce Niemców w willach zajmują żołnierze armii radzieckiej6. Zdewastowane opuszczają w 1946 roku. Dzieło zniszczenia kontynuuje niejako Organizacja Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego (OM TUR). Kursanci korzystają z zespołu willowo-pałacowego, tu odbywają się szkolenia i systemowe budowanie wiary w „jedynie słuszny” ustrój – „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 komunistyczna ideologia zyskała przynajmniej ładny entourage. Turczynek jest wówczas (od 1945 r.) własnością skarbu państwa. W latach 60. wille zamieniają się w szpital z oddziałami: płucnym, internistycznym i kardiologicznym – i tę funkcję pełnią się aż do roku 2004. Po likwidacji placówki oddziały przeniesione zostają do Szpitala Zachodniego im. Jana Pawła II w Grodzisku Mazowieckim, tam też trafia część personelu oraz aparatura, która uznana została za jeszcze przydatną. Szpital w Turczynku wygenerował sobie rozliczne opinie, z całą pewnością wiele do życzenia pozostawiał standard pomieszczeń. I tak rok 2004 zamknął okres w historii Zespołu willowo-parkowego Turczynek, kiedy to miejsce komuś / czemuś służyło. Różna była to służba, różne losy, różni ludzie, różne role. Gdyby tak wsłuchać się w mury, w drzewa, można by „usłyszeć” rozmaite języki, dźwięki Międzynarodówki, ostatnie ludzkie oddechy… W 2008 roku Miasto Milanówek weszło w posiadanie Zespołu willowo-parkowego Turczynek. Stowarzyszenie T-Art wystawiło w 2015 roku dwukrotnie wi- dowisko muzyczne z cyklu „Światło i dźwięk” pt. „Turczynek – genius loci”, które obejrzało wielu mieszkańców Milanówka. W przedstawieniu wykorzystano piękną muzykę różnych kompozytorów: * Andrew Lloyd Webber - The Phantom in the Opera (trawestacja słów – Iwona Dornarowicz) – Upiór w Operze * Piotr Czajkowski - Waltz of the Flowers (Walc kwiatów) * Sergiusz Prokofiew - MontaRadość po spektaklu – zdjęcie Kai Abramczukgues and Capulets Kalinowskiej, nagrodzone w Foto-konkurskie * Carl Orrf - Carmina Burana - o Fortuna Piotra Jezierskiego. Kostiumy i rekwi* Richard Wagner - Ride of the Valky- zyty wykonała Izabela Kalicińska. 1) www.turczynek.pl ries (Walkiria) Informacja ustna, prof. A. Tyszka. * Piotr Czajkowski - Swan Lake (Jezio- 2) 3) Ibidem. ro Łabędzie) 4) W. Wertenstein, Jeden rok wojny [w:] Wspomnienia i zapiski z lat 1939–1953, „Rocznik * George Bizet - Toreador Podkowiański” 1999, z. nr 4, s. 13. * Samuel Barber - Adagio for Strings 5) W. Wertenstein, op. cit., s. 62. * Karl Jenkis - Agnus Dei (Baranek 6) Informacja ustna, prof. A. Tyszka. Materiały źródłowe: Boży) 1) W. Wertenstein, Jeden rok wojny [w:] Miałam przyjemność być scenarzyWspomnienia i zapiski z lat 1939–1953, „Rocznik Podkowiański” 1999, z. nr 4. stą i reżyserem tego widowiska, którego stronę muzyczną opracował Dariusz 2) Zaczęło się w Turczynku. Z Jerzym Toeplitzem rozmawiają Małgorzata Bojanowska i Biernacki i którego nagłośnienie i Włodzimierz Pomierny, „Podkowiański Magazyn Kulturalny” 2008, nr 56–57. oświetlenie zapewniła grupa Em_Art Współcześni zasłużeni dla MilanówkaZbigniew Nowacki Wywiad z Justyną Reczeniedi, śpiewaczką, solistką Warszawskiej Opery Kameralnej Z.N. Czy Pani jest milanowianką od urodzenia czy z wyboru? Jeśli to drugie, to od jak dawna i dlaczego wybrała Pani Milanówek? J.R. Urodziłam się i wychowałam w Warszawie. Tam chodziłam do szkół muzycznych, a potem do Akademii czyli dzisiejszego Uniwersytetu im. Fryderyka Chopina, kończyłam też Uniwersytet Warszawski na wydziale filologii polskiej. Tata mój pochodzi z Żyrardowa, dlatego często jeździliśmy koleją przez Milanówek. To miasto urzekało mnie tym, że jest tu milanowekswjadwiga.pl tyle drzew. Po ślubie, 11 lat temu, zamieszkaliśmy z mężem w Pruszkowie, ale poszukiwaliśmy miejsca spokojnego, cichego, więc zdecydowaliśmy się na Milanówek. Z.N. Piętrowa Willa „Maciejówka”, w której mieszka Pani obecnie, wybudowana została w 1930 roku dla Jadwigi i Wacława Maciejewskich. Co w niej Panią zainteresowało? J.R. Gdy zobaczyłam tę willę, to ona mnie oczarowała najbardziej. Nawet nie oglądając jeszcze wnętrza... ogród na Podgórnej i sama willa, wywarły na 17 mnie tak silne wrażenie, że zapragnęłam właśnie tutaj spędzić najbliższe lata mojego życia. W naszym mieszkaniu jest stary piec kaflowy, z okien widać piękne sosny i szalejące wiewiórki. Z.N. Jest Pani śpiewaczką – solistką Warszawskiej Opery Kameralnej. Jak wyglądała Pani droga do dzisiejszej sławy międzynarodowej? J.R. Talent muzyczny to dar od Boga, który w pewnym sensie odziedziczyłam po rodzicach. Jednak wszystko, czym dziś dysponuję poparte jest także wieloletnią pracą u wybitnych pedagogów. Tata grał na fortepianie, lubił śpiewać. Mama także marzyła o śpiewie, ale poszła w kierunku nauczycielskim i nie szkoliła głosu. Moja kariera zawodowa zaczęła się od występów w Warszawskiej Operze Kameralnej. To z nią jeździłam na tournée do Japonii, Hiszpanii, Libanu i po całej Polsce. Występowałam także w Kanadzie, w Austrii, Grecji, Niemczech i na Węgrzech. Z.N. Jest Pani także muzykiem instrumentalistą. Czy gra Pani na skrzypcach na koncertach czy tylko dla przyjemności? J.R. Kiedy miałam 6 lat tata zaprowadził mnie na egzamin do szkoły muzycznej. Miałam zgłosić się do gry na fortepianie, ale po drodze usłyszałam dźwięk skrzypiec. Zapytałam tatę, jak się nazywa ten instrument i on mnie tak zachwycił, że na pytanie egzaminatora odpowiedziałam, że chcę grać na skrzypcach. I tak się stało. Obecnie grywam tylko dla przyjemności, ale mój partner sceniczny, Krystian Adam Krzeszowiak, znakomity tenor, zmobilizował mnie do tego, aby w projekcie Co-Opera (połączenie muzyki klasycznej i rozrywkowej) zastosować czasem grę na skrzypcach. Z.N. Pani nauczycielką była m.in. słynna śpiewaczka, Bogna Sokorska, nazywana Słowikiem Warszawy. Co jej Pani zawdzięcza najbardziej? 18 J.R. Bognie Sokorskiej zawdzięczam to, że w ogóle jestem śpiewaczką. Ona mnie nie tylko uczyła szkolić głos w stylu bel canta, ale i... wychowywała, doradzała także w sprawach osobistych... To była pedagogika na najwyższym poziomie. Maestra mówiła nie tylko o technice śpiewu, ale i o interpretacji. Uczyłam się u niej w szkole muzycznej na Bednarskiej, a także potem prywatnie. Z.N. Napisała Pani o Bognie Sokorskiej książkę. Czy to z powodu fascynacji tą osobą? J.R. Bogna Sokorska była nie tylko wybitną śpiewaczką, ale też zjawiskowo piękną kobietą, wdzięczną i elegancką. Zachowała tę urodę mimo wieku i choroby. Była dobrą osobą, otwartą na świat, lubiła pomagać innym. Miała tak piękny głos, że ja ani wcześniej, ani obecnie nie słyszałam równie niezwykłego głosu, o tak przepięknej, kryształowej barwie. Skala głosu olbrzymia – rzadko spotykana koloratura, do czterokreślnego „c”! W mojej biografii o Bognie Sokorskiej zebrałam wspomnienia o niej wielu znakomitych osób, takich jak Wiesław Ochman, Bogusław Kaczyński, Maria Fołtyn... Z.N. Jest Pani także autorką monografii o słynnym tenorze Stanisławie Gruszczyńskim, który był pierwszym właścicielem pięknej willi „Zacisze” i który po wielu latach sławy zmarł w zapomnieniu w Milanówku w 1959 roku. Co Panią skłoniło do napisania tej monografii? J.R. Byłam zafascynowana jego głosem i artyzmem; jako powiedzmy – moim kolegą „po fachu”. A z drugiej strony zmobilizował mnie b. burmistrz Jerzy Wysocki, który zaproponował mi napisanie tej monografii. Stanisław Gruszczyński śpiewał fenomenalnie. Znali się z Janem Kiepurą, przyjaźnili się nawet, a pod koniec życia Kiepura pomagał mu także finansowo. Gruszczyński był gwiazdą przedwo- jennej opery, a jednocześnie wspaniałym człowiekiem. Był także znakomitym aktorem. Cieszę się, że mogłam tę książkę napisać o nim i dla niego. Z.N. Nagrała Pani wiele płyt muzycznych m.in. „Tam mnie znajdziesz”, „Najpiękniejsze arie operowe ”, „Szczęśliwi”, „Pomiędzy światem a nami”, a także płytę z piosenkami Anny German. Można znaleźć na nich różną muzykę: operową, operetkową, musicalową i piosenki. Taki zestaw wybrała Pani na koncert Letniej Filharmonii. Jaki gatunek muzyki lubi Pani śpiewać najbardziej? J.R. Wychowałam się na operze i opera jest najbliższa mojemu sercu. I tak będzie zawsze. Ale specjalizuję się w łączeniu gatunków, nawet na jednym recitalu. Zaczynam od opery, poprzez operetkę, musical, potem prezentuję poezję śpiewaną i wreszcie piosenkę: repertuar Anny German, przedwojenne szlagiery, także pieśni neapolitańskie, muzykę popularną... Nie mogłabym tylko śpiewać disco. Obecnie marzę o tym, aby nagrać najpiękniejsze czardasze, tanga i walce. Z.N. A czy i jakiej muzyki lubi Pani słuchać w wolnych chwilach? J.R. Słucham muzyki ciągle, „na okrągło”. Przede wszystkim tej muzyki, którą muszę przygotować. Nagrywam swój głos i potem odsłuchuję. Na tym polega mój zawód – cały czas uczę się nowego repertuaru. W tej chwili przygotowuję się do kilku występów, m.in. z repertuarem przedwojennej Polski. Szykuję więc najsłynniejsze szlagiery: Tango Milonga, Tango Jalousie, „Jesienne róże”, „Ostatnia niedziela” i walce, które zaśpiewam 20 września w Milanówku na Święcie Miasta na koncercie pt. „Powróćmy jak za dawnych lat”. Serdecznie Państwa zapraszam! Z.N. Koncertowała Pani w wielu krajach: w Europie, ale także w Kanadzie i w Japonii. Ale często wystę- „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 puje Pani także w naszym Milanówku. Która publiczność była dla Pani wyjątkowa? J.R. Publiczność robi się coraz bardziej gorąca na moich koncertach, może dlatego, że ja się rozwijam i otwieram. Każda publiczność jest wspaniała, ale ta milanowska ostatnio przeszła moje oczekiwania. Zjechali się z różnych miast: z Kielc, Katowic, ze Szczecina, spod Lublina, z Warszawy. Dziękuję Bogu za dar głosu, że mogę dzielić się sztuką i taki zawód wykonywać. To wiąże się z tym, że zaznaję nie tyle uwielbienia, co MIŁOŚCI od ludzi. Do odbioru sztuki potrzebna jest specjalna wrażliwość i wiele osób ją przejawia. Z wieloma fanami przyjaźnię się, oni wchodzą niemalże w krąg mojej rodziny. Niespotykana była owacja publiczności po niedawnym koncercie w Bydgoszczy, gdzie razem z Vladyslavą Vdovychenko i Krystianem Krzeszowiakiem śpiewałam piosenki Anny German: publiczność wstała i skandowała „Dziękujemy, dziękujemy!”. Z.N. Czy śpiewając w obcych językach stara się Pani ich nauczyć w stopniu dobrym, bardzo dobrym czy nie jest to konieczne? J.R. Trzeba przede wszystkim rozumieć cały tekst, każde słowo, no i wymowa jest ważna – fonetyka. Najlepiej czuję się w niemieckim, ale brakuje czasu, aby uczyć się danego języka, gdyż stale są do opanowania arie w obcym języku. W utworach przeze mnie śpiewanych dominują włoski i francuski. Trzeba mieć pamięć i to nie tylko muzyczną... Gábor natomiast jest poliglotą, ma wielki talent językowy. Rodzina i prawo Z.N. Pani mężem jest Węgier – Gábor Fekete De Reczenied. On jest Pani managerem – impresario? Czy on jest także muzykiem? J.R. Poznaliśmy się 19 lat temu w Krakowie, grałam wtedy na skrzypcach. On nie znał polskiego. Wyjechaliśmy każdy w swoją stronę, bez podania sobie adresu. Ale Bóg zdecydował, abym go ponownie spotkała i tak się stało. I znowu w Krakowie. Gábor nie jest muzykiem, ale kocha i rozumie muzykę. Jest moim managerem, doradcą, trenerem personalnym, impresariem. Z.N. Macie Państwo maleńką córeczkę, Irmę – 6 miesięcy. Podobno lubi słuchać Pani kołysanek (jakie dziecko nie lubi...). J.R. Tak, ona bardzo lubi mój głos, czy to na żywo, w domu, czy odtwarzany na płytach, czy podczas prób i koncertów. Kocha głos mamy, z którym oswoiła się już w brzuszku, ale także głos taty, gdy Gábor zaczyna coś nucić, chociaż nie ma głosu szkolonego... Uwielbia również głos babci czyli mojej mamy. Ostatnio, podczas próby w Filharmonii, trzymałam ją na ręku, bo Gábor musiał na chwilę wyjść, i śpiewałam mocnym głosem podpartym, a ona była zachwycona i grzeczna, po prostu w swoim żywiole. Z.N. I na zakończenie ostatnie pytanie: czy zgodzi się Pani wystąpić z krótkim recitalem na IV Spotkaniu z czytelnikami „Jadwiżanki” w przyszłym roku ? J.R. Z wielką radością i czekam na ten moment. Bardzo się cieszę już na to spotkanie. Lubimy się z proboszczem parafii św. Jadwigi Śląskiej, ks. Stanisławem Golbą. Dziękuję za szczerą rozmowę i życzę Pani w imieniu czytelników Jadwiżanki wielu sukcesów i szczęścia rodzinnego. Tomasz Gal, sędzia Sądu Okręgowego w Warszawie Dualizm porządków prawnych Niniejsza publikacja stanowi wstęp do cyklu artykułów, których celem będzie przybliżenie Czytelnikom „Jadwiżanki” podstawowych reguł prawnych, jakie znajdują zastosowanie w prawie rodzinnym. milanowekswjadwiga.pl 19 R elacje małżeńskie i rodzinne należą do jednej z najbardziej osobistych sfer życia człowieka. Jednocześnie stanowią one przedmiot powszechnie obowiązującej regulacji prawnej. Można postawić pytanie, dlaczego tak się dzieje, w szczególności w kontekście wynikającej z ogólnych zasad doświadczenia życiowego prawdy, iż do bycia dobrym małżonkiem, rodzicem nie jest w istocie konieczna znajomość norm prawnych regulujących ten obszar aktywności osoby ludzkiej. Źródłem zainteresowania władzy państwowej instytucjami małżeństwa i rodziny jest ich społeczna doniosłość. Prawodawca, mając na uwadze przesłanki społeczne i ekonomiczne, reguluje preferowany przez ogół społeczeństwa model stosunków pomiędzy małżonkami i innymi członkami rodziny. W przypadku, gdy w rodzinie zaistnieje stan rzeczy odbiegający od tego wzorca, dana osoba uprawniona jest do poszukiwania ochrony prawnej na zasadach określonych w przepisach uchwalonych przez ustawodawcę. W historii nie zawsze tak było, albowiem aż do okresu zaborów prawodawstwo państwowe nie kwestionowało sak ralnego charakteru małżeństwa i wyłącznej nad nim jurysdykcji Kościoła katolickiego. Dopiero w Księstwie Warszawskim wprowadzono obowiązkowe małżeństwa cywilne na podstawie kodeksu cywilnego Napoleona. Aktualnie ustawodawcy świeccy nie rezygnują z jurysdykcji nad małżeństwem. Jednocześnie Kościół katolicki z uwagi na sakramentalny charakter małżeństwa nie pozostawia przedmiotowej instytucji poza obszarem zainteresowania norm określonych w prawie kanonicznym Ów dualizm porządków prawnych w sytuacji, gdy występuje wzajemne poszanowanie na zasadzie autonomii obu reżimów, jest aktualnie stanem powszechnie akceptowanym w cywilizowanych systemach prawnych. Co 20 więcej, przyjmuje się, iż współpraca pomiędzy Kościołem i państwem w trosce o dobro instytucji małżeństwa jest rzeczą pożądaną. Kościół katolicki dostrzega pozytywny aspekt zainteresowania tą instytucją przez prawodawcę świeckiego. Myśl tę wyraził Sobór Watykański II w Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et spes. Dobro społeczne, jakim jest małżeństwo, wymaga, aby związek małżeński objęty był skuteczną opieką władzy państwowej, która w odróżnieniu od władzy kościelnej, korzysta z przymiotu polegającego na możliwości zastosowania przymusu w zakresie egzekucji praw. Z wyżej wymienionego względu kościelne prawo małżeńskie stanowi, że skutki stricte cywilne związków małżeńskich zawieranych przez katolików są przedmiotem kompetencji władzy świeckiej (kan. 1059 kodeksu prawa kanonicznego). Czysto cywilne skutki małżeństwa dotyczą spraw, które nie są ściśle związane z istotą tej instytucji, a zatem spraw majątkowych, np. alimentacyjnych, odnoszących się do sposobu zarządu majątkiem małżonków w trakcie związku, czy też spraw opiekuńczych. Zarówno w porządku świeckim, jak i kościelnym, małżeństwo stanowi umowę, przy czym od razu należy zastrzec, iż umowę szczególną. Jej cechy szczególne polegają co do zasady na tym, iż może być zawarta tylko przez jedną kobietę i jednego mężczyznę, jej treść i istotne elementy nie mogą być kształtowane swobodnie przez strony (w przypadku porządku prawnego cywilnego są określone przez bezwzględnie obowiązujące normy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, a w przypadku porządku kościelnego są określone przez prawo naturalne), nie może być rozwiązana przez strony, nawet przy zaistnieniu wzajemnej zgody małżonków w tym zakresie. Zasadnicza różnica pomiędzy małżeństwem świeckim, a małżeństwem unormowanym przez Kościół katolicki sprowadza się do tego, iż zgodnie z nauką Kościoła małżeństwo jest sakramentem (sakramentalność małżeństwa jest dogmatem wiary katolickiej ogłoszonym na Soborze Trydenckim). Potwierdza to treść kan. 1055 § 1 kodeksu prawa kanonicznego. W tym miejscu należy zaznaczyć, iż sakramentalność nie jest jakimś dodatkowym przymiotem umowy małżeńskiej, lecz stanowi jej istotę. Z tej przyczyny chrześcijanin, zawierając związek małżeński, nie może wykluczyć jego sakramentalności. Istotna odmienność w obu porządkach prawnych wynika także z faktu, iż według norm kościelnych związek małżeński ma charakter nierozerwalny. W przypadku małżeństwa katolików jest to nierozerwalność bezwzględna, co oznacza, iż jeśli małżeństwo zostało ważnie zawarte i dopełnione ( matrimonium ratum et consummatum), to może być rozwiązane tylko na skutek śmierci współmałżonka (kan. 1141 kodeksu prawa kanonicznego). Według nauki Kościoła podstawowym źródłem tej cechy związku małżeńskiego jest objawienie Boże (Mt 5; 31 – 32, Mt 19; 3, 4- 6, 7, 8, Mr; 10, 10 – 12), a dodatkowym źródłem jest prawo naturalne, ponieważ małżeństwo powinno być trwałe, aby mogło zrealizować cele tej instytucji. Inaczej kwestię nierozerwalności małżeństwa reguluje ustawodawca państwowy. Co do zasady preferuje on zasadę trwałości związku małżeńskiego, ale nie ma ona charakteru bezwzględnego. Zgodnie z przepisem art. 56 § 1 kodeksu rodzinnego i opiekuńczego w przypadku trwałego i zupełnego rozkładu pożycia małżeńskiego możliwe jest orzeczenie przez sąd powszechny rozwiązania związku małżeńskiego przez rozwód. Zdarzenie to traktowane jest przez system prawa świeckiego jako mniejsze zło. Z cywilistycznego punktu widzenia w istocie nie ma takiej umowy, której „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 nie można byłoby rozwiązać. O przedstawionych w zarysie podobieństwach i różnicach dotyczących małżeństwa cywilnego i sakramentalnego warto pamiętać, w szczególności w obliczu trudności dnia co- Poradnik medyczny dziennego. A o prawnych aspektach tych problemów już w następnym odcinku. lek. Anna Ruszkowska Co jadł Pan Jezus? - Pani Doktor, wyczytałam w Internecie o nowej cudownej diecie na odchudzanie. Co Pani Doktor o tym sądzi? M oja pacjentka podaje kolejną nazwę modnej diety. Czasem zdarza się, że nie jestem w stanie nadążyć za nowinkami dietetycznymi i kolejnymi pomysłami na odchudzanie. Moim zamiarem nie jest narzucanie czy krytykowanie sposobu, jakim się odżywiasz. Szczery chrześcijanin zapewne będzie szukał dobrych rad w Słowie Bożym i stosował się do nich. To, co przedstawiłam w tym artykule, to pewna część poruszanego zagadnienia. Zachęcam do dalszych poszukiwań w Biblii każdego, kto chce być zdrowszy i dążyć do tego z pomocą Bożą. Wiem, że zmiana przyzwyczajeń to rzecz bardzo trudna. Pamiętaj jednak, aby z jedzenia nie zrobić religii. O diecie Jezusa niewiele możemy przeczytać w Biblii, poza kilkoma fragmentami. Cała reszta to przypuszczenia. Czy Jezus był wegetarianinem? Będąc na ziemi kilka razy nakarmił tłum chlebem i rybą (Mt 14, 15-21). Można sądzić, że Chrystus nie był wegetarianinem. Po zmartwychwstaniu nad Morzem Tyberiadzkim Jezus przygotował uczniom rybę i chleb na ognisku (J 21, 1-13), a gdy spotkał się z większą grupą uczniów poprosił o coś do jedzenia i dano mu rybę oraz miód (Łk 24, 36-43). Może pojawić się pytanie: Czy Jezus jadł mięso nieczyste? Wiemy, że był Żydem i doskonale znał prawo Boże, również to dotyczące zakazu jedzenia mięsa nieczystego. Jedzenie mięsa nieczystego było grzechem, a o Jezusie czytamy, że żadnego grzechu nie popełnił (1P 2, 2123; Hbr. 4, 15). Stąd możemy wnioskować, że go nie jadł. Wydarzenie, gdy milanowekswjadwiga.pl demony wypędzone z opętanego proszą Jezusa, aby pozwolił im wejść w stado świń, które tam było, to Jezus im na to pozwala. Wskutek tego wszystkie świnie zginęły zeskakując ze zbocza góry (Mk 5, 1-20). Jak możemy przypuszczać, świnie służyły gospodarzom jako pożywienie lub hodowane były na sprzedaż. Jezus tego nie pochwalał w myśl prawa Bożego. Co jadł Jezus? Dieta Jezusa w dużym stopniu pokrywała się z klasyczną dietą śródziemnomorską. Spożywał wyłącznie czyste gatunki ryb (do hodowanych zapewne nie miał wtedy dostępu) grillowane, pieczone i gotowane. Można przypuszczać, że Jezus jadł również koszerne, czyste wędliny pozbawione nadmiaru tłuszczu. Istnieją tzw. „cudowne diety“ polegające na zjadaniu dużej ilości tłuszczu zwierzęcego. Dziś wielu uważa je jako dobre i pomagające. Bóg jednak tak wypowiedział się o tłuszczu zwierzęcym: „Powiedz Izraelitom: Nie wolno wam jeść tłuszczu cielców, owiec i kóz!” (Kpł 7, 23). Prawdopodobnie Jezus bardzo rzadko jadał czerwone mięso wołowe, gdyż w diecie tamtych terenów spożywano głównie mięso kóz i owiec. Jaja i drób również spożywał z umiarem. Nabiał, głównie kóz i owiec był spożywany na tamtych terenach bardzo często. Prawdopodobnie Jezus, wedle zwyczajów, nie łączył mięsa z nabiałem. „Nie będziesz gotował koźlęcia w mleku jego matki” (WJ 23, 19). Prawdopodobnie Jezus również nie spożywał krwi zwierząt. Jest bowiem napisane: „Gdziekolwiek będziecie mieszkać, nie wolno wam spożywać krwi zwierząt” (Kpł 7, 26). A co z chlebem? Jezus jadł czyste ziarna i chleb wyłącznie w jego pełnoziarnistej postaci. W diecie tamtych czasów zwyczajnie nie było białej mąki i cukru, tak przetworzonej i oczyszczonej, co teraz . Zamiast cukru spożywano miód, rodzynki, suszone daktyle. Jedzono rośliny strączkowe (soczewica, fasola, groch) i warzywa (cebula, por). Używano ocet jabłkowy, cytryny, orientalne zioła (czosnek, majeranek, kminek, cząber). Podstawowym tłuszczem była oliwa z oliwek. Jezus pił czystą wodę i wino. Mógł pić również soki wyciskane z owoców i już popularne w tamtym czasie ziołowe napary. Czy Jezus jadł w samotności i pośpiechu? Jezus nie jadał w samotności, zawsze biesiadował w towarzystwie apostołów, wyznawców i zwykłych ludzi. Czy Jezus się objadał? Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu to jeden z siedmiu grzechów głównych. W czasach biblijnych nie najadano się do syta. Było to dozwolone wyłącznie podczas uczt i świąt. Post był ważnym elementem życia tamtych czasów, ale miał znaczenie głównie religijne, a nie wyłącznie odchudzające. 21 Nie samym chlebem ...Edyta Stępnik Bakłażan zapiekany z pomidorami Bakłażan: psianka podłużna, oberżyna, gruszka miłości - to tylko niektóre z określeń fioletowego warzywa o sprężystej skórce i charakterystycznym w smaku miąższu. Bakłażan jest dobrym źródłem błonnika i wspomaga trawienie tłustych mięs. Ma również sporo magnezu potasu, wapnia oraz witamin C i A. Wiele osób zniechęca gorzkawy posmak potraw z bakłażana, ale jest na to prosty sposób, o którym wspomnę przy sposobie wykonania dzisiejszego dania. Bardzo polecam bakłażana zapiekanego z pomidorami. Przygotowanie: Umyty bakłażan kroimy na plastry grubości ok. 1 cm i solimy. Odkładamy na około 20 min. Potem płuczemy i odsączamy na ręczniku papierowym. Właśnie ten zabieg pozbawia bakłażany gorzkiego posmaku. Plastry bakłażana smarujemy olejem i krótko podsmażamy z obu stron na patelni (najlepiej grilowej). Układamy je w naczyniu żaroodpornym. Suszone pomidory odsączamy z zalewy, kroimy w paseczki i kładziemy na bakłażany (również i kapary, jeśli są). Następnie kładziemy pomidory z puszki, tak, aby pokryły dokładnie suszone pomidory, które odkryte, mogą się przypalić. Całość posypujemy solą, pieprzem i ziołami. Na wierzchu układamy grube plastry świeżych pomidorów, starty ser i skrapiamy odrobiną oleju (możemy użyć zalewy z suszonych pomidorów). Zapiekamy w piekarniku przez 20 min w 180°C. Gotowe danie przybieramy listkami bazylii. SMACZNEGO! Składniki: • 1 średniej wielkości bakłażan • 1/2 słoika (około 150 ml) suszonych pomidorów (mogą być z kaparami, jeśli lubimy) • 1 do 2 puszek lub kartoników krojonych pomidorów • 2 średnie świeże pomidory ulubione zioła (prowansalskie, włoskie itp.) • tarty ser typu parmezan • garść świeżych liści bazylii • sól, pieprz, olej Jedni drugich brzemiona noście 22 Śluby Chrzty Łukasz Wieczorek i Paulina Czerwińska Mateusz Piaścik i Kamila Bogucka Sam Poppe i Sylwia Tempczyk Krzysztof Sitarz i Edyta Golisz Marcin Lasocki i Dorota Dubielecka Dawid Woźny i Karolina Markiewicz Krzysztof Sowa i Aleksandra Zadrożna Patryk Wąsowski i Anna Lesiewicz Torsen Dickel i Aneta Gorzelewska Michał Stanisław Wojtaszek Katarzyna Anna Warda Mikołaj Nowak Gabriela Grad Michał Lasocki Gabriela Lasocka Wojciech Kurmanowski Stefan Trojanowski Jakub Kula Emma Kszczot Wiktoria Gąstuł Olga Wieczorowska Pola Łumińska Krzysztof Pałucki Bartosz Kwiatkowski Nicola Dickel Odeszli do Pana Ryszard Wdowiak l. 90 Franciszek Kraszewski l. 84 Janina Żołądek l.74 Jadwiga Kruszewska l. 80 Jerzy Jędrzejewski l, 71 Zenon Kuran l.59 Irena Pawłowska l. 92 Maria Wołdańska l. 65 Mirosław Skrzypek l. 83 Jadwiga Gontarczyk l. 57 Adam Więckowski l. 44 Krystyna Stolarska - Łuniewska l. 92 Jerzy Kamiński l. 76 Jan Wiśniewski l. 84 Alicja Potocka l. 72 Krystyna Michalska l. 92 Hass Antonina l. 46 Jacek Grabarek l. 46 Eugeniusz Gębicki l. 78 Irena Mikusek l. 81 Janina Kędzierska l. 84 „Rodzice i szkoła – wychowanie i edukacja” – Wrzesień 2015 Konkurs fotograficzny IV edycja denta w Wiśle – Marcin Chmielecki II miejsce – W sercu santorińskiego nieba – Sławomir Karolak Wyróżnienia: Kat. III – I miejsce – Kaplica przy Zamku... – Marcin Chmielecki Foto-Komisja, działająca na podstawie Regulaminu Konkursu i z upoważnienia Redakcji kuriera parafialnego „Jadwiżanka”, po rozpatrzeniu nadesłanych prac – zdjęć i opisów – przyznała następujące nagrody: w kategorii I. - zdjęcia osób (portrety, ślubne, z wycieczek) I miejsce – Zaduma szkraba – Marcin Chmielecki oraz Radość po spektaklu - Kaja Abramczuk-Kalinowska II miejsce – Moje dwa światełka – Sławomir Karolak Wyróżnienia: - Zatopieni w makach – Paulina Smorawińska - Tam, gdzie Narew wpada do Wisły - Izabela Uziak - Zbożowy pejzaż – Gabrysia Chmielecka w kategorii III - zdjęcia obiektów sakralnych i zabytków architektury I miejsce – Kaplica przy Zamku Prezy- - Turczynek – genius loci – Kaja Abramczuk-Kalinowska - Pomnik na Powązkach – Marcin Chmielecki - Brama Żuraw w Gdańsku – Darek Florczak Nagrodzone i wyróżnione zdjęcia będą opublikowane na stronie internetowej parafii św. Jadwigi Śląskiej. Foto-Komisja działała w składzie: Paulina Krysińska, Zbigniew Nowacki oraz Anna Orłowska. Łącznie nadesłano rekordową liczbę zdjęć, bo aż 38 od 8 osób, biorących udział w konkursie. Dziękujemy wszystkim autorom zdjęć i liczymy na udział w kolejnych edycjach także innych osób. Zdjęcia do V edycji prosimy nadsyłać do 25 września 2015 roku na adresy mejlowe: jadwizanka1928@ gmail.com z kopią do z.nowacki333@ gmail.com lub złożyć do kancelarii u s. Teresy Górczyńskiej. Nie zapominajmy o krótkim opisie zgodnie z Regulaminem, a także o tym, że do zdjęć portretowych (osób) potrzebna jest zgoda tych osób na upublicznienie. Wyróżnienia: - Zadumana – Izabela Uziak - Lata 20-te – Kaja Abramczuk-Kalinowska w kategorii II - zdjęcia plenerowe (pejzaże, obiekty zielone) I miejsce – Łódeczka nad Zalewem Solińskim – Beata Starzyńska Pokazy lotnicze – Darek Florczak II miejsce – Bałtycki grzywacz – Marcin Chmielecki Kat. III – II miejsce – W sercu santorińskiego nieba - Sławomir Karolak milanowekswjadwiga.pl 23 Kat. I – I miejsce Radość po spektaklu – Kaja Abramczuk-Kalinowska Kat. I - I miejsce - Zaduma szkraba – Marcin Chmielecki Kat. II - I miejsce – Łódeczka nad Zalewem Solińskim – Beata Starzyńska Kat. II - I miejsce – Pokazy lotnicze – Darek Florczak Kat. I - II miejsce - Moje dwa światełka – Sławomir Karolak Kat. II - II miejsce – Bałtycki grzywacz – Marcin Chmielecki