Wirtualny Nowy Przemys\263 - W

Transkrypt

Wirtualny Nowy Przemys\263 - W
Wirtualny Nowy Przemysł - Wiadomości
1z2
Saryusz-Wolski: Z Rosją stanowczy zyska więcej
Jan Bazyl Lipszyc, Adam Brzozowski - 2008-09-12
Konflikt na Kaukazie pokazał krótkowzroczność niemieckiej polityki i uświadomił całej Unii, że z Rosją "po dobroci" niewiele się załatwi, także
w kwestii polityki energetycznej - mówi Jacek Saryusz-Wolski, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Parlamentu Europejskiego.
- Jak pan prognozuje rozwój nowej zimnej wojny?
- To nie jest jeszcze zimna wojna, ale największy kryzys, jaki powstał na linii Wschód- Zachód od 1989 roku. Przebieg konfl iktu będzie zależał od tego, w jaki
sposób zachowa się Rosja, czy będzie akceptowała plan zawieszenia broni i wycofa się z Gruzji.
- A jeśli się nie wycofa?
- Jak wspomniałem, nie ma zimnej wojny, jest lekki przymrozek. Są poważne wątpliwości w Unii Europejskiej, nie mówiąc o NATO, czy można Rosję traktować jako wiarygodnego partnera,
skoro nie wywiązuje się z przyjętych zobowiązań. Najbliższe tygodnie pokażą, jak sytuacja się rozwinie.
- Między innymi Francja, która przewodzi Unii Europejskiej, twierdzi, że nie należy stosować sankcji wobec Rosji. Czy pan się z tym zgadza?
- Słyszeliśmy deklarację ministra Kouchnera (szefa francuskiej dyplomacji - przyp. NP), że nie należy stosować sankcji. Rodzi się pytanie: jakich sankcji? Nawet, jeśli się tylko mówi o
sankcjach, jest to już sygnał polityczny dla Rosji. NATO zajęło podobne stanowisko jak Francja, tzn. że nic nie będzie już w stosunkach z Rosją tak jak wcześniej, jeśli Rosja nie spełni
warunków rozejmu z Gruzją.
- Czy jest ryzyko, że "wariant gruziński" Rosja będzie próbowała rozszerzyć na inne kraje? Wróciła już sprawa Krymu.
- Może być eskalacja konfl iktów i paradoksalnie będzie to zależało od stanowiska USA, Unii Europejskiej i oczywiście NATO. Wszystko zależy teraz od stopnia stanowczości, od zachowania
się tych trzech partnerów Rosji. Kryzys kaukaski jest w jakimś sensie testem - jak daleko może się Rosja posunąć. Eskalacja pójdzie dalej, m.in. na Ukrainę, jeśli będzie sygnał, że jest na to
przyzwolenie.
- Czy świadomość, że jest to swego rodzaju test, jest wśród przywódców zachodniej Europy dostatecznie powszechna?
- Ta świadomość rośnie. Sytuacja rozwija się z dnia na dzień. Początkowo przyczyny i przebieg sytuacji w Gruzji nie dawały jasnej sytuacji, teraz się to zmienia. Wynikiem zmiany
świadomości jest zakończony niedawno szczyt NATO oraz szczyt Unii Europejskiej na temat Rosji i pomocy dla Gruzji. To świadczy, że sprawa została potraktowana poważnie.
- Czy obecny konflikt może się odbić na handlu ropą i gazem?
- Myślę, że konsekwencje gospodarcze będą ostatnimi. Najpierw zostaną wykorzystane instrumenty presji politycznej i dyplomatycznej, co się już dzieje.
- Czyli zbyt duże interesy są zaangażowane po obu stronach, aby konflikt dotknął stosunków gospodarczych?
- Tak. Ale błędna byłaby logika, że słabość reakcji UE spowoduje, iż w stosunkach gospodarczych z Rosją będzie lepiej. Rosja nie może bezkarnie zakłócać swobody przepływu towarów, w
tym ropy i gazu, przez południowy Kaukaz, nie może bezkarnie blokować portu w Poti, który ma znaczenie handlowe. Nie może też bezkarnie nakładać embarga na eksport europejskich
produktów.
- Spośród przywódców europejskich polski prezydent wypowiadał się najbardziej twardo...
- Premier Łotwy oraz prezydenci Estonii, Litwy i Polski wypowiadali się w jednym tonie.
- Czy twarde stanowisko Polski i krajów nadbałtyckich spowoduje, że nasze stosunki z Rosją będą trudniejsze niż do tej pory?
- Odkąd Unia stanęła po naszej stronie w sporze z Rosją o produkty żywnościowe, trudno sobie wyobrazić, aby Rosja potraktowała wybiórczo niektóre kraje. Wystąpienie przywódców w
Tbilisi było sygnałem solidarności. Ważne jest, że stanowisko krajów najbardziej doświadczonych i bliskich sprawie zostało wyartykułowane. Polska mądrze zrobiła, przekazując teraz
pałeczkę Brukseli. Jest właściwy moment, aby Unia Europejska wystąpiła jako blok, jednogłośnie i stanowczo.
- Czyli polscy eksporterzy i inwestorzy działający w Rosji nie muszą się obawiać pogorszenia relacji, jednak nie ma mowy o żadnej poprawie?
- Tak, to właściwa ocena. Pogorszenie stosunków przez stronę rosyjską wywołałoby symetryczne działania po stronie Unii, co byłoby dla Rosji bolesne. Ponieważ nie ma klimatu dla
polepszenia kontaktów, trzeba mieć nadzieję, że ten stan nie będzie trwał nadmiernie długo.
- Widać zmianę stanowiska niektórych państw, np. Francji i Niemiec, w sprawie Rosji. Czy teraz, gdy to stanowisko jest twardsze, można się spodziewać zmian w
polityce energetycznej Unii?
- Na pewno wzmocnią się tendencje do konstruowania tej polityki, do mówienia jednym głosem wobec dostawców i krajów tranzytowych. Wydaje mi się, że ewolucja podejścia polega na
tym, że niektóre kraje członkowskie zrozumiały, iż "po dobroci" z Rosją nie uda się zyskać więcej, niż będąc stanowczym. Wydarzenia pokazały, że Unia musi być jednolita w materii
bezpieczeństwa energetycznego i więcej można zyskać stanowczością, także w kwestiach gospodarczych. Polityka niektórych krajów, m.in. Niemiec, okazała się krótkowzroczna. W interesie
gospodarki rosyjskiej musi być respektowanie reguł gry.
- Coś się zmieni w sprawie bałtyckiej rury?
- Trudno powiedzieć, sprawa jest zbyt świeża. Jeśli okaże się, że interwencja Rosji miała na celu podważenie roli Gruzji jako kraju tranzytu dla ropy i gazu, to być może pewne przemyślenia
w Unii, głównie w Niemczech, będą miały miejsce.
- Czy rola Polski w konfl ikcie gruzińskim została w Unii zauważona?
- Została zauważona rola Polski jako kraju, który głośno powiedział: "uwaga, sprawa jest poważna". Nie jest jednak tak, że Polska i kraje bałtyckie miały wyłączną siłę sprawczą. Wszędzie
była reakcja na wydarzenia w Gruzji, ale w różnym czasie i o różnym natężeniu. Konkluzja jest jedna - jeśli chcemy coś zyskać, to tylko via Bruksela.
- W efekcie istotniejszy był plan prezydenta Francji?
- Nie. Francja go negocjowała, ale Unia Europejska po raz pierwszy (od czasu wybuchu konfl iktu w Iraku) zareagowała szybko i stanowczo, szybciej niż Stany Zjednoczone. Plan pokojowy
ma wady, są pewne szare obszary. Później próbowano dodatkowo określić, doprecyzować pewne sprawy, m.in. dotyczące udziału wojsk rosyjskich w procesie pokojowym, ale ważne, że on
szybko powstał.
- Jak skomentowano w Unii podpisanie przez Polskę i USA umowy o budowie tarczy antyrakietowej?
- Rzecz się wydarzyła w czasie wakacji parlamentarnych, więc nie było wielu komentarzy politycznych. Ale kraje NATO, które są jednocześnie członkami UE, poparły w Bukareszcie
koncepcję budowy tarczy. Czyli pośrednio większość krajów Unii popiera instalację. Pomijając niektóre odłamy polityczne czy opinię publiczną. Unia jako Unia w sprawach takich jak tarcza
wypowiada się w ramach NATO.
- Na ile sprawa gruzińska zaważyła na porozumieniu w sprawie tarczy?
- Porozumienie zinterpretowano jako coś, co wydarza się w ostrej fazie stosunków EU-NATO-Rosja. Ale według mnie był to finał długotrwałych negocjacji. Nastąpił w momencie, gdy Stany
Zjednoczone przyjęły warunki oczekiwane przez Polskę.
- Pojawiają się głosy, że trzeba wzmocnić siły zbrojne Unii Europejskiej. Czy teraz ten pomysł będzie miał więcej zwolenników?
- Teraz zyskuje on coraz większe poparcie, ale plan jest daleki od realizacji. Na razie w trakcie realizacji są tzw. Europejskie Grupy Bojowe, których liczebność ma osiągnąć 60 tysięcy
żołnierzy. Polska w tym planie uczestniczy. Europejska armia była jednym z priorytetów prezydencji Sarkozy'ego. Nie wykluczam, że kryzys kaukaski nada temu procesowi dynamiki.
- Co stoi na przeszkodzie w realizacji tych planów?
- Nie chodzi o utworzenie armii europejskiej, jak sądzili niektórzy. Chodzi o mechanizm, aby występując razem stworzyć jednostki armii krajów członkowskich na zasadzie "able and willing",
czyli "chcących i zdolnych', współdziałające dobrowolnie. Wyznaczone jednostki będą posiadały tę samą łączność i logistykę. Aby mogły zacząć funkcjonować, musi zapaść decyzja
polityczna. UE ma oddziały m.in. w Czadzie, Kongu i Kosowie. Realizują tam cywilnomilitarne operacje. W rezolucji Parlamentu Europejskiego jest projekt wysłania misji Europejskiej Polityki
Bezpieczeństwa i Obrony do Gruzji. Nie jest jeszcze jasne, na jakich warunkach mogą być wysłane wojska, z jakim mandatem, ale użycie tej misji jest poważnie rozważane.
- Czy UE popierając odłączenie od Serbii Kosowa, nie dała Rosji pretekstu do działań w Osetii Południowej?
- Rosja używa argumentu Kosowa jako pretekstu. Lecz nie ma między tymi sprawami żadnej paraleli. Unia od początku mówiła, że Kosowo to przypadek specyficzny, który zaistniał jako
efekt długiego i trudnego procesu pokojowego. Dokonywał się pod osłoną sił ONZ i NATO. W przypadku Gruzji nastąpiła inwazja na niepodległy kraj. Nie można mówić o parasolu
stabilizacji sytuacji.
- Czy jest szansa, że w listopadzie będzie przyjęty przegląd wspólnej polityki rolnej, zanim wejdzie w życie nowy traktat z Lizbony?
- Przyszłość traktatu z Lizbony jest niepewna. Sądzę, że proces reformy wspólnej polityki rolnej będzie trwał dłużej niż do listopada. Pogłoski o jej szybkiej śmierci są przedwczesne.
- Polska będzie przekonywała kraje UE, aby podtrzymywały interwencje na rynku rolnym?
- Polskim obiektywnym interesem jako beneficjenta netto jest utrzymanie dotychczasowej polityki rolnej, a zwłaszcza zasady finansowania z budżetu UE, a nie z budżetów krajowych.
Wirtualny Nowy Przemysł - Wiadomości
2z2
Inaczej dla krajów takich jak Polska byłaby to katastrofa, ale także podważyłoby to zasadę równej konkurencji w obszarze jednego rynku. Dopuszczono by pomoc państwa na innych
zasadach niż obecne reguły. Zasady pomocy państwa są stanowczo egzekwowane, co odczuwamy na przykładzie Stoczni Gdańskiej. Pomoc państwa w rolnictwie jest taka sama i
klarowana. Generalnie interwencje powinny się dziać na poziomie UE i Polska powinna tego strzec jak źrenicy oka.
- Kto może być naszym sojusznikiem?
- Francja, Hiszpania i nie lekceważyłbym Niemiec, które mają pokaźne rolnictwo, zwłaszcza w Bawarii. Również południowe Włochy. Cichych sojuszników nienaruszania wspólnej polityki
rolnej może być więcej niż byśmy sądzili. Musimy do tego podejść praktycznie.
Jacek Saryusz-Wolski Urodzony w 1948 roku. Pierwszy polski negocjator i minister ds. europejskich (w latach 1991-96 i 2000-01). W latach 80. zaangażowany w ruch NSZZ
Solidarność. Sekretarz międzynarodowy i wiceprzewodniczący Platformy Obywatelskiej. Od marca 2006 r. wiceprzewodniczący Europejskiej Partii Ludowej. Studiował na Uniwersytecie w
Łodzi (doktor nauk ekonomicznych). Wykładowca i pracownik naukowy na uniwersytetach w Łodzi, Lyonie, Grenoble, Oksfordzie, Edynburgu i Paryżu. Wiceprzewodniczący Parlamentu
Europejskiego (2004-07). Przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych (od 2007 r.). Zasiada w Komisji Spraw Zagranicznych oraz Komisji Budżetowej (zastępca). Jest członkiem delegacji
Parlamentu Europejskiego na Rosję i Afganistan.
Materiał wydrukowany z portalu www.wnp.pl. © Polskie Towarzystwo Wspierania Przedsiębiorczości 1997-2008

Podobne dokumenty