Solaria to zło? - DolinaBIOtechnologiczna.pl
Transkrypt
Solaria to zło? - DolinaBIOtechnologiczna.pl
Solaria to zło? Niekoniecznie… – polemika Publikujemy polemikę Marii Wójtowicz z Martą Danch – autorką tekstu „Drugie dno solarium„. Solaria to zło? Niekoniecznie. Powszechnie krąży opinia, że solaria są szkodliwe, że są powodem wzrostu zachorowań na czerniaka, a także niesamowicie postarzają skórę. Lecz czy jest to powód żeby je likwidować? Są przecież też plusy, o których warto wspomnieć. Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi.. Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi. Podstawą jest odpowiednie dawkowanie promieniowania UV, którego dawka dla każdego przyjmuje inną, indywidualną wartość. W dużym stopniu bezpieczeństwo zależy od jakości urządzeń opalających i personelu obsługującego ten sprzęt. Personel nie powinien z uśmiechem przyjmować każdego „zamówienia” jak kasjerka w supermarkecie, ale powinien fachowo ocenić i doradzić, jak długo i jak często dana osoba powinna korzystać z tego typu zabiegów. Ludzie nie zawsze wiedzą co dla nich najlepsze. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nawet bardzo rzadko. Ten artykuł nie będzie skupiać się na minusach, do których należą: poparzenia skóry, przedwczesne starzenie się oraz rak skóry ( trzy rodzaje, niekoniecznie musi to być czerniak) oraz tanoreksja. Solarium jest zalecane przy chorobach górnych dróg oddechowych, długo gojących się ranach, owrzodzeniach skóry, łuszczycy a także podczas rekonwalescencji. Poza tym promieniowanie UV przyczynia się do większego wytwarzania melaniny odpowiadającej za wytwarzanie witaminy D3, która zapobiega krzywicy oraz ma kluczowy wpływ na odporność organizmu, zabezpieczając go przed wieloma groźnymi chorobami, również nowotworowymi. Ma ono swój udział przy unormowaniu przemiany materii czy większej aktywności gruczołów wytwarzających hormony. Dzięki niemu skóra jest lepiej ukrwiona a tlen efektywniej wykorzystywany przez płuca. Pomaga także w walce z sezonowymi wahaniami nastroju i depresją. Gdy często odczuwamy brak światła słonecznego, co się zdarza w naszym klimacie zwłaszcza zimą, nawet kilka minut w świetle sztucznego słońca może poprawić humor. Poza tym naukowcy dowiedli, że solarium w ciągu zaledwie kilku minut eliminuje wirusa grypy. Należy wspomnieć, że dość spora grupa osób nie może korzystać z solarium, miedzy innymi cukrzycy, osoby stosujące antykoncepcję, antydepresanty lub niektóre niesterydowe leki przeciwzapalne. Warto przed skorzystaniem poświęcić czas i sprawdzić czy przypadkiem nie należy się do tej grupy lub zasięgnąć porady dermatologa, który oceni, czy w ogóle możemy się opalać. Światło nadfioletowe stosowane w solarium występuje w trzech zakresach: A, B i C. Przez lampy w solarium emitowane jest promieniowanie A i B. UVB działa pobudzająco na układ odpornościowy organizmu, natomiast odnośnie UVA krążą różne opinie, zazwyczaj niekorzystne lub obojętne. Oczywisty jest fakt, że nadmiar słońca może zaszkodzić – tego negować nie należy i nie trzeba – myślę że większość osób doświadczyła tego na własnej skórze. Poza tym to świetny sposób by przyzwyczaić skórę do słońca, dzięki czemu będziemy mogli cieszyć się wyjazdem zamiast chować się w pokoju hotelowym z konkretnymi oparzeniami. Znalazłam parę opinii, i to nie byle kogo (dermatologów), którzy temu zaprzeczali, twierdząc, że UVA działa jedynie na głębsze warstwy skóry. Zgodzę się z tym, ale solarium to także UVB, które nie wnika głęboko w skórę, zatrzymując się głównie na poziomie naskórka – i to ono ma korzystne działanie na organizm, powodując także wzrost odporności skóry i jej zdolności do przyjmowania kolejnych dawek UV. Duże znaczenie też ma fakt w jakim solarium się opalamy, bezpieczniejsze są solaria nowej generacji. Poza tym wiele solariów oszczędza na zdrowiu pacjentów, przedłużając czas egzystencji lamp. Lecz by uniknąć promieniowania ze zużytych lamp wystarczy choćby zapytać o aktualny przegląd aparatów. Niezaprzeczalnym dobrodziejstwem korzystania z solarium jest uzupełnienie witaminy D, zapobiegającej krzywicy, osteoporozie, czy próchnicy zębów. Optymalny poziom witaminy D we krwi dorosłego człowieka (40 – 80 ng/ml) umożliwia tworzenie zdrowych komórek i utrzymywanie ich w dobrej kondycji. Należy ją dostarczać profilaktycznie, na przykład w postaci tranu, wątroby czy masła. Lub w postaci kąpieli słonecznych, o których w zimie większość osób może tylko pomarzyć – ze względu na brak funduszy lub czasu na zagraniczne podróże. Pozostaje więc solarium. Osoby o niskim poziomie witaminy D3 we krwi mają skórę średnio ok. 5 lat starszą biologicznie niż te osoby, które od czasu do czasu fundują sobie dawkę promieniowania. Poza tym im więcej witaminy, tym większa sprawność seksualna mężczyzn. Austriaccy naukowcy wykazali, że poziom testosteronu w męskim organizmie wzrasta proporcjonalnie do poziomu witaminy D3. Niedobór może być dużo bardziej groźny w skutkach niż poparzenie słoneczne czy łagodny rak. Dowodem na to jest spora pula pieniędzy (150 mln dolarów), którą Światowa Organizacja Zdrowia przeznaczyła na badania dotyczące roli witaminy D3. Nie był to wymysł WHO lecz odpowiedź na wyniki serii badań dotyczących rozszerzającej się epidemii niedoboru tejże witaminy. Witamina ta również chroni przed wieloma groźnymi nowotworami – w tym rakiem piersi, jajników, prostaty i okrężnicy. Znana w USA specjalistka w dziedzinie kobiecego zdrowia, doktor Christiane Northrup uważa, że można by uniknąć tysięcy przypadków raka piersi gdyby więcej kobiet dbało o odpowiednio wysoki poziom witaminy D3 we krwi. A poprzez nasłonecznianie, także w solarium, nie da się jej przedawkować. Badania profesora Moana, zaprezentowane na kongresu fotobiologii w Niemczech dowiodły, że osoby które korzystają z kąpieli słonecznych (więc utrzymują stale wysoki poziom witaminy D3) zmniejszają ryzyko zachorowania na czerniaka, a jeśli jednak zachorują to w porównaniu z osobami o niższym stężeniu D3 mają dużo większą szansę przeżycia. Rozwój wszystkich chorób nowotworowych uzależniony jest od pracy naszego układu immunologicznego. A on potrzebuje stałego, wysokiego poziomu witaminy D3, która w 90% pochodzi z syntezy w skórze poddanej promieniowaniu UVB. A więc solaria nie tylko powodują szkody – w odpowiedniej dawce mogą stanowić najlepsze i najbardziej efektywne lekarstwo oraz prewencję chorób nowotworowych. Ktoś w tym miejscu mógłby powiedzieć: tak, twierdzić sobie mogę, ale gdzie dowody? Najpierw należy przedstawić sprawę. Rak skóry jest w rzeczywistości grupą nowotworów znacznie różniących się pod względem objawów, rokowania, jak i leczenia. Najgroźniejszy i najbardziej znany to czerniak złośliwy (melanoma malignum) , który jest nowotworem inwazyjnym, wcześnie dającym przerzuty. Poza nim mamy do czynienia z rakiem kolczystokomórkowym, który daje przeżuty i może zabić, ale to zdecydowanie lepsza prognoza niż czerniak. Natomiast rak podstawnokomórkowy prawie nigdy nie daje przerzutów, i trzeba naprawdę nie lubić lekarzy by zaniedbać ten rodzaj raka i trafić do piachu. Problem z czerniakiem polega na tym, że czerniak jest najbardziej agresywnym z nowotworów skóry – około 18% pacjentów nim dotkniętych umiera. Stanowi on ok. 8% przypadków raka skóry i przeraża ludzi. Okazjonalne poparzenia – zwłaszcza wtórne – są jedną z przyczyn występowania czerniaka. Jest on nowotworem immunozależnym – jego rozwojowi sprzyja obniżona odporność. A doświadczenia wykazały, że promieniowanie UVA, które przecież emitują lampy w solarium obniża odporność w skórze, sprzyjając rozwojowi czerniaka. Jednakże profesor Uniwersytetu New Mexico, Marianne Berwick odkryła, że pacjenci z czerniakiem, regularnie zażywający kąpieli słonecznych mają większe szanse przeżycia niż ci, którzy słońca unikali. Okazało się także, że pora roku zdiagnozowania raka ma duży wpływ na wyleczalność. Pod koniec lata, kiedy poziom witaminy D3 w organizmie jest wysoki, pacjenci mieli może nieznacznie, ale odczuwalnie większe szanse na wyleczenie niż ci, którzy usłyszeli diagnozę z pod koniec zimy. Potwierdza to wyżej wspomniane badania profesora Moana. Duże znaczenie ma też fakt, że czerniak nacieka już przy wielkości mniejszej lub równej 0,75 mm (wg skali Breslowa). Zmiany te nie przekraczają warstwy naskórka, ale mogą świadczyć o istnieniu przerzutów. Jednak to nie koniec świata, około 50% osób ma szansę na wieloletnie przeżycie gdy ognisko pierwotne czerniaka skóry nacieka ją na głębokość około 4 mm. Przebieg czerniaka jest najczęściej przewlekły i postępujący, osiągając szczyt przerzutów po pierwszym i drugim roku od rozpoznania choroby. Choć należy zaznaczyć, że czasem zdarzają się przerzuty po 5 czy nawet 10 latach – czyli po teoretycznym uznaniu nowotworu za wyleczony. Problem stanowi także świadomość, że czerniak może dawać przerzuty do niemal każdego zakątka ciała ludzkiego – czyli ma najszerszy zakres przerzutowania spośród wszystkich rodzajów raków. Prawdopodobieństwo przerzutów do poniższych narządów jest następujące: węzły chłonne: 70% to 75% inne obszary skóry, tkanki tłuszczowej i mięśni: 65% to 70% płuca i obszar pomiędzy płucami: 70% to 87% wątroba i pęcherzyk żółciowy: 54% to 77% mózg: 36% to 54% kości: 23% to 49% przewód pokarmowy: 26% to 58% serce: 40% to 45% Trzustka: 38% to 53% nadnercza: 36% to 54% nerki: 35% to 48% śledziona: 30% tarczyca: 25% to 39% Przerzuty do mózgu zazwyczaj występują późno, w IV stopniu choroby i dają człowiekowi zazwyczaj jedynie 4 miesiące życia. Jest więc czego się bać. Fakt, że solaria trafiły na listę czynników kancerogennych, obok azbestu i nikotyny – więc mogą się przyczynić do wyżej opisanej choroby – wcale nie zachęca do korzystania z sztucznego słońca. Należy dodać, że specjalne kosmetyki solaryjne nie chronią przed szkodliwymi skutkami opalania. W ich skład często wchodzą substancje mające działanie przeciwzmarszczkowe, przyspieszające opalanie, no i oczywiście chroniące przed nadmiernym wysuszeniem. Pozwalają ograniczyć szkody a także skrócić czas kontaktu z lampami. Poza tym większość kremów chroni przed UVB (czyli eliminują jego pozytywne efekty), ignorując UVA, które także może być niebezpieczne. Jest jeszcze jedna sprawa o której nie mówi się szczególnie głośno – mianowicie finanse. Czerniak jest jednym z pięciu nowotworów, które są zbyt często diagnozowane przez lekarzy. Potwierdzają to badania umieszczone w „Journal of the National Cancer Institute”, w maju 2010r. Mimo iż usuwanych jest coraz więcej zmian skórnych, śmiertelność nie zmieniła się od 1975 roku. Wiąże się to z rozpoczęciem finansowania tego typu zabiegów przez firmy ubezpieczeniowe. Całkiem możliwe, że wzrost częstości zachorowań na raka skóry istnieje tylko w statystykach. Dermatolodzy usuwają znamiona, które nie są kancerogenne, ale zakwalifikowanie ich jako takich gwarantuje bezpłatny zabieg pacjentowi, a lekarzowi – pieniądze. Czasami nawet pacjent nie zdaje sobie sprawy, że wcale nie miał czerniaka. Na przestrzeni kilku ostatnich lat w USA przynajmniej kilkunastu dermatologów trafiło do więzień za defraudacje i wyłudzenia pieniędzy z ubezpieczeń. Nie ma wątpliwości, że ludziom po prostu brakuje wiedzy na temat korzystania z słońca i jego substytutu, czyli solarium. I zamiast obiektywnych informacji otrzymują jednostronną propagandę. Nie istnieje bezpieczne opalanie, ani na słońcu, ani w solarium. Nie sadzę, żeby parę minut solarium od czasu do czasu zaszkodziło mi bardziej niż jednorazowa 20-minutowa sesja tuż przed południem, niemal na równiku, która skończyła się dla mnie bolesnym poparzeniem i dwukrotnym „lnieniem”. Jednakże stosując się do pewnych zasad można zminimalizować szkody i cieszyć się dobrodziejstwami techniki. Inicjatywy takie jak ta, w którą zainwestował swój czas Jay Allen (www.sunbedban.com)dotyczące szkodliwości solarium oczywiście są konieczne. Moim zadaniem jest jedynie uświadomić ludzi, że wszystko ma dwie strony medalu, a decyzja odnośnie korzystania lub nie powinna być podjęta świadomie. Inaczej w niczym nie różniłaby się od opinii tłumów na temat szkodliwości GMO. Zainteresowanych poszerzeniem wiedzy polecam stronę www.solarium.pl Reforma nauki – wywiad z prof. Osiatyńskim W weekendowej Gazecie Wyborczej można było przeczytać bardzo ciekawy wywiad z prof. Wiktorem Osiatyńskim – „Profesor od 9 do 17” – o koniecznych reformach w nauce polskiej widzianych z perspektywy naukowca wykładającego na uczelniach polskich i zagranicznych. Wywiad warto przeczytać. Wywiad przeczytacie na stronach Gazety Wyborczej: http://wyborcza.pl/1,76498,9094584,Reforma_nauki__Profesor_od_9_do_17.html Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi.. Ministerstwo dofinansowuje aparaturę badawczą Pojawił się nowy „Program wspierania infrastruktury badawczej” w ramach Funduszu Nauki i Technologii Polskiej, ustanowiony przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Nabór wniosków odbywa się w trybie ciągłym. Celem programu jest wspieranie realizacji inwestycji służących potrzebom badań naukowych lub prac rozwojowych. W ramach programu będą finansowane lub dofinansowane koszty inwestycji polegających na zakupie lub wytworzeniu niezbędnej do badań aparatury naukowo-badawczej. Mogą być dofinansowane również inwestycje współfinansowane z innych źródeł, w szczególności w ramach regionalnych programów operacyjnych. Minimalny jednostkowy koszt aparatury naukowo-badawczej będącej przedmiotem inwestycji realizowanej w grupie: – nauk humanistycznych lub społecznych wynosi 150 000 zł – nauk inżynieryjnych i technicznych, nauk medycznych i nauk o zdrowiu, nauk przyrodniczych lub nauk rolniczych wynosi 500 000 zł. Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi.. W przypadku składania wniosku o dofinansowanie, jednostki naukowe dołączają: 1) ofertę handlową oraz uzupełniony Załącznik do wniosku na zakup aparatury naukowej i badawczej zawierający opinie Działu ds. Aparatury i Działów Technicznych 2) oświadczenie o dysponowaniu środkami lub o posiadaniu przyrzeczenia ich otrzymania, w przypadku, gdy inwestycja ma być współfinansowana ze środków funduszy strukturalnych lub z innych źródeł; 3) w przypadku inwestycji współfinansowanej z innej części budżetu państwa – opinię dysponenta tej części; 4) w przypadku inwestycji podejmowanej na podstawie umowy międzynarodowej – potwierdzoną za zgodność z oryginałem przez upoważnione osoby kopię tej umowy; Do oceny są kierowane wyłącznie wnioski kompletne, spełniające wymagania określone w Programie. Wnioski niekompletne zwraca się wnioskodawcy z zawiadomieniem o przyczynach zwrotu i o możliwości uzupełnienia w terminie 7 dni od dnia otrzymania zawiadomienia. Środki finansowe przekazywane są jednostkom naukowym na podstawie umowy, określającej warunki realizacji, finansowania i rozliczania inwestycji. Jednostka naukowa jest zobowiązana złożyć projekt umowy, sporządzony według wzoru zamieszczonego na stronie internetowej Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, w terminie 14 dni od dnia doręczenia decyzji o przyznaniu środków finansowych. Niedotrzymanie terminu jest równoznaczne z rezygnacją z zawarcia umowy. Więcej informacji i wzór wniosku dostępne są na stronie internetowej MNiSW http://www.nauka.gov.pl/ministerstwo/komunikaty/komunikaty/artykul/informacjao-naborze-wnioskow-w-ramach-programu-wspierania-infrastruktury-badawczej-wramach-fundu/ GMO – odpowiedź TVN Uwaga Poniżej publikujemy odpowiedź TVN Uwaga na zarzuty stowarzyszenia Naukowi.pl. Oceńcie sami Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi.. STANOWISKO REDAKCJI „UWAGI!” TVN W SPRAWIE LISTU OTWARTEGO POLSKIEGO STOWARZYSZENIA DZIENNIKARZY NAUKOWYCH Ze zdziwieniem przyjęliśmy list otwarty, sygnowany przez Polskie Stowarzyszenie Dziennikarzy Naukowych, dotyczący filmu „Obcy gen”. Atak zawarty w tym liście uważamy za bezprecedensowy, a podnoszone argumenty za całkowicie bezzasadne. Szkoda, że Stowarzyszenie nie umie szanować przeciwnika, jakiego w nas widzi – woli go niszczyć. Wątpliwości budzi również fakt, że Stowarzyszenie jest wspierane finansowo przez duże koncerny, m.in.: Roche, Merck, powiązane z branżą biotechnologiczną i stosujące inżynierię genetyczną. Nasz film niewątpliwie obnażał działanie lobby biotechnologicznego, a tym samym uderzał w interesy tych firm. W tej sytuacji nie ma sensu polemizować szczegółowo z zarzutami zawartymi w liście. Większość z nich świadczy o nieznajomości filmu lub próbie manipulacji, której celem jest zdyskredytowanie wniosków płynących z „Obcego genu”. Pragniemy uspokoić Stowarzyszenie, że sprawą organizmów genetycznie modyfikowanych Grzegorz Kuczek zajmował się na tyle długo i wnikliwie, by film „Obcy gen” był rzetelny. Jest rzeczą całkowicie uprawnioną podnoszenie istotnych pytań i poddawanie w wątpliwość potocznych prawd. Zdumiewa, że dziennikarze naukowi są na tyle bezkrytyczni wobec GMO, że nie wahają się pouczać kolegów i bronić lobby biotechnologicznego. Zadajmy sobie bowiem pytanie, czyje interesy narusza film „Obcy gen”? Czy tezy postawione w materiale godzą w społeczny interes, czy przeciwnie? Czy społeczeństwo ma prawo znać mankamenty manipulacji genetycznych, czy nie? Czy ma prawo dokonywać świadomych wyborów konsumenckich, czy może nie powinno mieć dostępu do wiedzy, powodującej rozterki? Naszym zdaniem, obowiązkiem dziennikarza jest dochodzenie prawdy. Nie wahamy się naruszać czyichkolwiek interesów, gdy tylko służy to interesowi społecznemu. Program „Uwaga!” dał tego wielokrotne dowody. Być może frontalny atak PSDN jest spowodowany tym, że prezes Stowarzyszenia, Sławomir Zagórski, od lat jest zdeklarowanym zwolennikiem modyfikacji genetycznych. Od dawna publikuje teksty przychylne GMO, opowiadając się za rozwiązaniami prawnymi, upowszechniającymi tę technologię. Na marginesie chcemy dodać, że nominacja do Grand Press nie tylko nas ucieszyła, co oczywiste w takich wypadkach, ale i bardzo podbudowała. Jest dla nas bardzo ważne, że jury potrafi odrzucić potoczne opinie i docenić wysiłek dziennikarza, który bezkompromisowo dąży do prawdy. Monika Szymborska-Wójcik Producent , „Uwaga!”, TVN SA Źródło press.pl GMO – Naukowi.pl kontra TVN Dziennikarze naukowi zrzeszeni w stowarzyszeniu Naukowi.pl protestują przeciwko nominacji do nagrody Grand Press 2010 materiału TVN o GMO. Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi.. Protest dziennikarzy naukowych wywołała nominacja do przyznawanej przez miesięcznik Press prestiżowej nagrody Grand Press filmu pt. „Obcy gen” autorstwa Grzegorza Kuczka z „Uwagi!” TVN, który został nominowany w kategorii Dziennikarstwo specjalistyczne. Członkowie Polskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Naukowych „Naukowi.pl” wystosowali do organizatorów konkursu a konkursu Grand Press list protestacyjny. LIST OTWARTY W SPRAWIE NOMINACJI DO NAGRODY GRAND PRESS 2010 MATERIAŁU TELEWIZYJNEGO PT. „OBCY GEN” Ze zdziwieniem przyjęliśmy decyzję jury konkursu Grand Press 2010 o nominowaniu do nagrody w kategorii „Dziennikarstwo specjalistyczne” materiału telewizyjnego „Obcy gen” autorstwa red. Grzegorza Kuczka („Uwaga!” TVN), poświęconego problemowi genetycznie modyfikowanych organizmów (GMO). Wprawdzie nagrodę tę zdobył artykuł prasowy Artura Włodarskiego („Gazeta Wyborcza”), to jednak sama nominacja w tak prestiżowym konkursie jest znaczącą nobilitacją. Poza tym nagrodzone i nominowane materiały (przynajmniej tak to się odbywało do tej pory) zamieszczone zostają w specjalnej publikacji zatytułowanej „Hity Dziennikarskie”, która, jak można przypuszczać, ma m.in. stanowić wzorzec dla młodych adeptów naszego zawodu. Otóż wbrew uzasadnieniu jury konkursu Grand Press 2010, w którym czytamy, że materiał red. Kuczka „wnikliwie analizuje skutki prowadzenia upraw żywności modyfikowanej, ujawnia niebezpieczeństwa toksycznych środków chemicznych oraz lobbing firm biotechnologicznych promujących GMO”, w rzeczywistości stanowi on rażący przykład nieobiektywności, braku profesjonalizmu i pogoni za sensacją. W sytuacji, gdy w środowisku dziennikarskim coraz częściej mówi się o szkodliwej „tabloidyzacji” polskich mediów, promowanie materiału telewizyjnego będącego doskonałym przykładem występowania tego zjawiska jest szczególnie niepokojące i musi budzić sprzeciw. Nie jesteśmy bezkrytyczni wobec GMO i uważamy, że należy dyskutować zarówno o związanych z tym korzyściach, jak i zagrożeniach. Ale nie można tego robić w sposób wręcz urągający zasadom rzetelnego dziennikarstwa. Zgadzamy się również, że ostateczna decyzja – jeść czy nie jeść GMO – należy do konsumentów. Jednak konsumentów jak najlepiej poinformowanych a nie straszonych jednostronnymi i nieraz fałszywymi bądź demagogicznymi argumentami. Tymczasem red. Kuczek postanowił za wszelką cenę swoich widzów przerazić – bo, niestety, emocje, a nie racjonalne debaty, to dziś dla telewizji chodliwy towar. Dlatego Polskie Stowarzyszenie Dziennikarzy Naukowych „Naukowi.pl” domaga się opublikowania na stronie internetowej www.grandpress.pl informacji o powyższym liście protestacyjnym i umieszczenia do niego linka (odsyłającego do strony internetowej www.naukowi.pl). Domagamy się również, by zrezygnować z umieszczania na płycie CD, będącej dodatkiem do wydawnictwa „Hity Dziennikarskie 2010”, materiału „Obcy gen” autorstwa red. Kuczka. Polskie Stowarzyszenie Dziennikarzy Naukowych „Naukowi.pl” istnieje od 2007 r. i liczy 51 członków, reprezentujących niemal wszystkie najważniejsze polskie media. UZASADNIENIE: Lista najważniejszych zarzutów wobec materiału red. G. Kuczka: 1) W początkowej części swojego materiału G. Kuczek wypowiada następujące zdanie: „Choć żywność genetycznie zmodyfikowana trafia na nasze stoły od dawna, to niewiele o niej wiedziałem. Gdy zacząłem czytać o roślinach z genami bakterii powstających w laboratoriach biotechnologicznych, byłem przerażony. Czy takie mutanty są dla nas bezpieczne?”. Pytanie o bezpieczeństwo jest jak najbardziej zasadne, skoro red. Kuczek o GMO wiedział niewiele. Dlaczego jednak nie próbuje tej wiedzy poszerzyć i wyjaśnić telewidzom, na czym owe modyfikacje genetyczne polegają, po co przeszczepia się roślinom gen bakterii, czy takie geny i ich białkowe produkty są niebezpieczne dla zdrowia człowieka i zwierząt, jaki mógłby być szkodliwy mechanizm ich działania? Red. Kuczek nie zadaje również pytania, dlaczego inne „mutanty” obecne od bardzo dawna na naszych stołach, jak choćby nektarynki czy pszenżyto, miałyby być bezpieczniejsze i tak bardzo go nie przerażają? Należy również zwrócić uwagę, że używanie przez red. Kuczka określenia „mutanty” w odniesieniu do GMO jest całkowicie błędne. Mutacje to przypadkowe zmiany w materiale genetycznym (mutanty są ich nosicielami), do których dochodzi na skutek działania czynników fizycznych lub chemicznych (np. promieniowania jonizującego). 2) W tej samej, początkowej części materiału red. Kuczek informuje telewidzów, iż usiłował namówić na rozmowę przed kamerą kilkunastu naukowców (co znamienne, niewymienionych z nazwiska). Podobno żaden się nie zgodził a na dodatek dziennikarz TVN „odniósł wrażenie, iż każda z tych osób czegoś się obawiała”. Czego konkretnie, można się jedynie domyślać z kontekstu… U każdego dziennikarza zajmującego się tematyką GMO takie stwierdzenia mogą wzbudzić jedynie powątpiewanie w warsztat zawodowy ich autora. Specjalistów wypowiadających się w mediach na temat organizmów transgenicznych jest bowiem wielu. Problem w tym, że trudniej jest znaleźć utytułowanych naukowców znających się na problematyce GMO, którzy byliby zdecydowanymi przeciwnikami organizmów transgenicznych. Można więc podejrzewać, że uspokajające, a co gorsza dowodzące bezpieczeństwa GMO wypowiedzi takich autorytetów, jak np. prof. Piotr Węgleński (biolog, genetyk, były rektor Uniwersytetu Warszawskiego), prof. Magdalena Fikus (genetyk, wybitny popularyzator nauki, współtwórca Festiwalu Nauki w Warszawie), prof. Piotr Stępień (znany biolog i genetyk molekularny z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN oraz Uniwersytetu Warszawskiego), prof. Ewa Bartnik (genetyk, IBiB PAN oraz UW, wiceprzewodnicząca Komisji ds. GMO przy Ministerstwie Środowiska) czy dr Lucjan Szponar (specjalista w zakresie bezpieczeństwa żywności i żywienia z Instytutu Żywności i Żywienia, członek Komisji ds. GMO) zaburzyłyby narrację „strachu i zagrożenia” przyjętą przez twórców materiału „Obcy gen”. I zapewne dlatego się w nim nie znalazły. Dziwi również, że red. Kuczek nie zainteresował się np. stanowiskiem Papieskiej Akademii Nauk, która poparła GMO. A jest to instytucja skupiająca najwybitniejsze autorytety naukowe o nieposzlakowanej opinii i jednocześnie bardzo odmiennych światopoglądach (zarówno osoby wierzące, jak i ateistów). W całym materiale wyemitowanym przez TVN o pozytywnych stronach GMO wypowiadają się tylko 4 osoby (dwóch lobbystów firm biotechnologicznych oraz sprzedawca środków ochrony roślin i rolnik wysiewający kukurydzę GMO). Dziennikarz oddaje za to chętnie i często głos trojgu uczonych, będących zdeklarowanymi przeciwnikami GMO oraz przedstawicielom organizacji zwalczających rośliny transgeniczne. W roli komentatorów wypowiadających się na temat bezpieczeństwa GMO występuje również bliżej nieznana matka z dzieckiem przechadzająca się po supermarkecie oraz kucharz. 3) Dziennikarz nie zadał sobie żadnego trudu, by zweryfikować negatywne opinie o GMO wygłaszane przez ową trójkę naukowców. Np. twierdzenia, że genetycznie modyfikowana żywność wywołuje bezpłodność. Tymczasem w świetle wyników badań opublikowanych w renomowanych czasopismach naukowych jest to informacja zwyczajnie nieprawdziwa. Co więcej, do tej pory nie udokumentowano ani jednego przypadku szkodliwego działania roślin transgenicznych na zdrowie człowieka i innych ssaków. Badania dowodzą również, że rośliny transgeniczne nie powodują większych szkód dla środowiska naturalnego niż tradycyjne uprawy (a według ogłoszonego w 2010 r. raportu pt. „The Impact of Genetically Engineered Crops on Farm Sustainability in the United States”, autorstwa prestiżowej Narodowej Akademii Nauk USA, rośliny transgeniczne oferują istotne przewagi nad tradycyjnymi, zarówno gdy chodzi o czynniki ekonomiczne, jak i środowiskowe). Dziennikarz TVN zadał sobie za to trud podróży do Francji, aby wysłuchać negatywnych opinii prof. Gillesa-Erica Séralini na temat dopuszczenia przez Komisję Europejską do sprzedaży na terenie Unii Europejskiej nasion transgenicznej kukurydzy MON 810 odpornej na szkodniki (larwy owada omacnicy prosowianki). Dlaczego red. Kuczce nie starczyło zapału, by zweryfikować te informacje w Europejskim Urzędzie ds. Bezpieczeństwa Żywności, który zarekomendował dopuszczenie kukurydzy MON 810 m.in. na podstawie badań dotyczących jej biobezpieczeństwa, na które wydano miliony euro? Dlaczego red. Kuczek nie zainteresował się też dokumentem, który w 2007 r. opublikował Komitet Ochrony Roślin Polskiej Akademii Nauk, rekomendujący dopuszczenie w Polsce upraw kukurydzy MON 810, jako odmiany korzystnej dla rolnictwa i środowiska naturalnego? 4) W materiale red. Kuczka występuje rolnik uprawiający w Polsce (na razie nie zabraniają tego przepisy) kukurydzę MON 810. Dziennikarz TVN w ogóle nie próbuje dowiedzieć się, dlaczego ów rolnik zdecydował się na taki krok. Najwyraźniej nie interesuje go fakt, iż uprawy kukurydzy atakuje omacnica prosowianka i roczne straty z tego powodu liczone są w dziesiątkach milionów złotych. Walka z tym owadem za pomocą środków chemicznych okazuje się nieefektywna i uciążliwa dla środowiska. Ponadto na osłabionych z powodu ataku szkodnika roślinach rozwijają się grzyby, które produkują niebezpieczne (m.in. rakotwórcze) substancje, tzw. mykotoksyny. Z ich powodu rolnicy mają problemy ze sprzedażą nasion kukurydzy. Tymczasem odmiana MON 810 jest w 100 proc. odporna na szkodnika. 5) W materiale TVN występuje Percy Schmeiser, kanadyjski rolnik przedstawiający się jako ofiara koncernu Monasanto i jego transgenicznego rzepaku. Tu również zabrakło jakiejkolwiek weryfikacji twierdzeń pana Schmeisera, który został skazany wyrokiem niezawisłych sądów kanadyjskich za naruszenie praw patentowych firmy Monsanto. 6) Red. Kuczek wykrył, że firma Monsanto w nieuprawniony sposób podawała na etykiecie herbicydu Roundup, iż jest on biodegradowalny. To niewątpliwie pozytywny fragment i sukces materiału TVN. Jednak fałszywie sugeruje on, że uprawianie roślin transgenicznych jest nierozerwalnie związane z używaniem tego właśnie herbicydu. Na Roundup odporne są bowiem tylko niektóre odmiany roślin transgenicznych firmy Monsanto. Dziennikarz TVN nie zweryfikował również informacji na temat szkodliwości tego preparatu dla zdrowia ludzi i bezkrytycznie przytoczył opinię jednego tylko naukowca. 7) Red. Kuczek konsekwentnie wrzuca do jednego worka GMO, środki chwastoi owadobójcze oraz wszelką szkodliwą chemię związaną z produkcją żywności, tworząc wrażenie, że są one ze sobą ściśle powiązane. Trudno nie ocenić tego jako manipulacji. Bardzo szkoda, że dziennikarz TVN nie spróbował rzetelnie potraktować problemu chemizacji rolnictwa i przemysłu spożywczego. Ale wówczas mogłoby się okazać, że dzięki zastosowaniu GMO spada zużycie środków chemicznych w rolnictwie (herbicydy i pestycydy), co przeczyłoby założonej w programie tezie. 8) Całkowitym wprowadzaniem w błąd widzów jest także próba łączenia GMO z chorobą pszczół nękającą od kilku lat pasieki m.in. w Polsce. Podłoże tego zjawiska do tej pory nie zostało dobrze poznane. Tu jednak dziennikarz nawet nie próbował znaleźć „eksperta”, który potwierdziłby tezę o zatruwaniu pszczół przez rośliny transgeniczne lub herbicydy. Dlatego w tej roli musiał wystąpić nikomu nieznany pszczelarz, głoszący jedynie, że na jego oko „w przyrodzie dzieje się coś złego i cywilizacja poszła za daleko”. 9) Red. Kuczek nie próbuje sprawdzić, poprzez rozmowy z ekspertami, czy wprowadzenie GMO mogłoby przynieść korzyści polskiemu rolnictwu czy też straty – tu aż prosiłoby się m.in. o rozmowę z prof. Andrzejem Aniołem z Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin, członkiem Komitetu ds. GMO przy Ministerstwie Środowiska i współautorem raportu oceniającego ewentualne skutki wpuszczenia do Polski upraw GMO. Dziennikarz TVN nie podjął również próby rzetelnej odpowiedzi na pytanie, czy rolnictwo ekologiczne nie mogłoby współistnieć z biotechnologicznym. 10) Red. Kuczek nie zastanawia się również, czy budząca jak najbardziej uzasadnione obawy dominacja na światowym rynku zaledwie kilku koncernów biotechnologicznych, np. Monsanto, nie jest m.in. rezultatem irracjonalnego strachu, który zapanował na naszym kontynencie w związku z GMO i znacznie spowolnił lub wręcz zahamował prace europejskich naukowców nad transgenicznymi organizmami. W imieniu członków Polskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Naukowych „Naukowi.pl”: Sławomir Zagórski prezes zarządu Źródło: Press.pl Kolejna nowelizacja uderza w najzdolniejszych Sejm przedstawił kolejny projekt nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym oraz ustawy o stopniach i tytule naukowym. Wśród propozycji zmian pojawiła się między innymi ta, aby wprowadzić opłaty za drugi kierunek studiów. Posłowie wnoszący projekt tłumaczą, że zwiększy to szanse dla osób, które gorzej zdały maturę, aby dostać się na studia, gdyż zdecydowanie mniej osób będzie chciało studiować dwa kierunki. Zaznaczają jednocześnie, że najzdolniejsi otrzymają stypendia, które umożliwią naukę bezpłatnie. Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi.. Pojawiają się liczne obawy, że takie rozwiązanie ograniczy wielu osobom możliwość podnoszenia kwalifikacji i skutecznie uniemożliwi zdobycie wymarzonej pracy. Ponadto istnieje ryzyko, że koniecznym stanie się zamknięcie wielu kierunków, wybieranych do tej pory jako dodatkowe, często hobbistycznie. Ponadto zwiększenie napływu osób o słabszych wynikach egzaminu maturalnego niechybnie przyczyni się do dalszego obniżania poziomu kształcenia na uczelniach wyższych. A czy na pewno o to nam chodzi? Nowelizacja miałaby wejść w życie z dniem 1 października br. Źródło: „Polska. The Times” Drugie dno solarium Moda jest czymś co przychodzi i odchodzi. Po jednej zostanie nam kilka ładnych sukienek w szafie, po innej, mniej lub bardziej estetyczne tatuaże. Jest też taka moda, której skutki będziemy obserwować przez najbliższe kilka jeśli nie kilkanaście lat… Opalenizna wdarła się do masowej kultury w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Wypromowana przez Coco Chanel, szybko stała się wyznacznikiem stylu. Po wielu latach europejskiego kultu bieli, do głosu doszły śniade przedstawicielki płci pięknej zza oceanu. Od tamtej pory człowiek jest tym atrakcyjniejszy, im bardziej opalony. Znany wszystkim wiesz Brzechwy z lekkim przymrużeniem oka, ale w pełni, oddaje zamysł tego trendu we współczesnej kulturze masowej. Na straganie mamy różne warzywa, te poukładane i te zbuntowane, „a pietruszka, z tą jest gorzej, blada, chuda, spać nie może”. Żeby nabrać kolorów, nie trzeba się specjalnie starać. Wystarczy spacer w słoneczny dzień. Są to jednak delikatne zmiany. Taka opalenizna wypada dość marnie w starciu z poprawionym w fotoshopie „ideałem”, których wokół nas nie brakuje. Stąd już niedaleka droga do kompleksów i usilnego poprawiania własnego wyglądu. Z pomocą jak zwykle przychodzi technika. Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi.. Pod sztucznym, solaryjnym słońcem można opalać się bez względu na porę dnia i roku, łudząc się, że to zatuszuje niedoskonałości. Obserwując klientów solariów ma się jednak wrażenie, że to nie opalenizna, jest tym, czego im brakuje najbardziej. Pęd za pięknem powoduje nie tylko zmiany w psychice (BBC określiło to schorzenie jako – tanoreksja). Powoduje również nieodwracalne starzenie się skóry (tu kolejne modne określenie – photoaging). W internecie roi się od stron prowadzonych przez dermatologów i nie tylko, na każdej można znaleźć informację, że nadmierna ekspozycja na słońce niszczy skórę. Entuzjaści łatwego opalania w solarium powiedzą, że nie zauważyli nic niepokojącego. Niestety, kiedy już te zmiany zauważą, będzie za późno. Młody organizm może się szybko regenerować, jednak im starszy, tym regeneracja jest wolniejsza. Jeśli do tego przez cały czas będziemy mu rzucać kłody pod nogi w postaci nadmiaru UV, zwłaszcza UVA, odwdzięczy nam się pięknymi, głębokimi zmarszczkami już po trzydziestce. Nie samo starzenie się skóry jest problemem. Zbyt duże dawki słońca (tak naturalnego, jak sztucznego) mogą powodować czerniaka. Jak donosi Międzynarodowa Agencja Badania Raka, w Polsce co rok wykrywa się ok. 2,3 tys nowych przypadków tego nowotworu. Wykrywany jest on najczęściej na etapie przerzutowania – chodzi głównie o przerzuty do mózgu, płuc, węzłów chłonnych czy kręgosłupa. Nieregularna, dwu lub trzykolorowa zmina na skórze, większa niż 6 mm, powinna skłonić do udania się do dermtologa.Badanie dermatoskopem pomoże określić rodzaj zmiany, jej stadium rozwoju i określić niebezpieczeństwo choroby. Jeśli jest to czermiak, a zmiana jest grubsza niż 1 mm i nacieka w głąb skóry – najprawdopodobniej wystąpiły już przerzuty (klasyfikacja wg parametrów TNM). W najlepszym przypadku pomoże operacja, jeśli nie, po wycięciu guza, chorego czeka jeszcze chemioterapia lub immunoterapia, najczęściej obie na raz, a i tak szanse na całkowite wyleczenie są niewielkie. To kolejna zła wiadomość – przerzuty czerniaka mają największą ze wszystkich nowotworów skłonności do wznowy. Statystyki nie napawają optymizmem, wg MABR przeżyć ma szansę około połowa chorych, którzy rozpoczną leczenie we wczesnym stadium choroby. Jak w takim razie ustrzec się przed czerniakiem? Wszechobecne kampanie przeciw solariom, czy jak lepiej brzmi „ kampanie prozdrowotne”, ostrzegają przed zdradliwymi skutkami korzystania z tego typu zabiegów upiększających. W wielu krajach został wprowadzony zakaz wstępu do solariów dla dzieci przed 18 rokiem życia. Oczywiście nie obeszło się bez protestów, ale czy papierosy lub inne używki nie mają podobnych ograniczeń wiekowych? Rząd USA postanowił ponad to wprowadzić 10% podatek „od opalania”, który wszedł w grupę tzw. „sintax”, czyli podatków od szkodliwości. (dosłownie – podatek od grzechu) Wszystkie te działania, nie bez powodu są skierowane przeciwko solariom. Światowa Organizacja Zdrowia bije na alarm. W ciągu ostatnich dziesięciu lat stwierdzono podwojenie liczby zachorowań na czerniaka. Co więcej to właśnie czerniak jest najczęstszym nowotworem złośliwym u kobiet pomiędzy 25 a 35 rokiem życia. Nie łudźmy się, to nie przypadek, że grupa ta pokrywa się z najwierniejszymi klientami solariów. W 2009 roku WHO zmieniła klasyfikację szkodliwości solariów z grupy II na I (z „potencjalnie kancerogennych” na „kancerogenne dla ludzi”). Modyfikacja ta nastąpiła po analizie wyników ponad dwudziestu projektów badawczych. Badania te dostarczają dowodów na powiązanie pomiędzy regularnym odwiedzaniem solariów, a występowaniem czerniaka (zarówno skóry jak i w obrębie gałki ocznej). Można mieć nadzieję, że czerniak mnie nie dotyczy. Podobnie przecież łudzą się palacze, gdy mówi się im o raku płuca. Można nie wierzyć w statystyki, bo nawet średnio-inteligentny student potrafi manipulować wynikami tak, by uzyskać potwierdzenie swoich tez. Można wmawiać sobie, że solarium jest mniej niebezpieczne niż chodzenie po ulicy, przecież tyle osób co dziennie ginie w wypadkach. Można mieć szczęście, pakować w siebie co dzień wysokie dawki promieniowania UV i całe życie nie zachorować. Jednak w tym przypadku brak tego szczęścia, zamanifestuje się powolną i bolesną śmiercią. O ironio, na łóżka solaryjne mówi się przecież trumny. Kto by pomyślał, że to potoczne określenie tak trafnie odda ich prawdziwe działanie. Jak radzić sobie ze stresem? Badania nad fizjologią stresu pozwalają na projektowanie i wdrażanie nowych technologii, które mogą mieć praktyczne zastosowanie w codziennym życiu. Dzięki badaniom nad z pozoru zupełnie niepotrzebnym antystresowym długopisem, współpracujący z fizjologami inżynierowie projektują systemy samochodowe, redukujące niebezpieczne zachowania agresywnych kierowców. Stres towarzyszy nam nieustannie podczas całego naszego życia. W większości przypadków uważany jest za zjawisko szkodliwe – jest tak w przypadku nadmiernego lub długotrwałego narażenia na stany napięcia emocjonalnego. Tymczasem umiarkowany stres zwiększa możliwości radzenia sobie z wymaganiami adaptacyjnymi otoczenia, umożliwiając rozwój psychiczny. Nasilenie zjawiska stresu w społeczeństwie skłoniło fizjologów do zajęcia się sposobami jego ograniczania. Wychodząc naprzeciw naszym potrzebom, Miguel Bruns wynalazł antystresowy długopis, którego zadaniem jest określenie poziomu stresu użytkownika, oraz minimalizacja tego zjawiska. Zamierzeniem naukowca było udowodnienie olbrzymiego potencjału w projektowaniu produktów, zdolnych do interpretacji odczuć użytkownika oraz wykorzystania tych informacji w mądry sposób. Bruns zauważył, że ludzie często bawią się długopisem w nerwowej sytuacji, stąd też postanowił umieścić w tym właśnie przedmiocie sensory, wykrywające stan napięcia. Długopis stanowi swoisty sposób przeciwwagi dzięki użyciu wbudowanej elektroniki i elektromagnesów. W przypadku wykrycia szybszych, nerwowych ruchów, długopis stopniowo ogranicza możliwość manipulacji. Fakt ten zachęca użytkownika do wykonywania mniej intensywnych ruchów i pozwala się zrelaksować. Efekt zaskoczył samego badacza: zabawa tym długopisem powodowała aż 5% spadek tętna u osób biorących udział w eksperymencie. Oprócz długopisu istnieją też inne urządzenia, które zaprojektowano w oparciu o badania nad Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi.. fizjologią stresu. Potrafią one wykryć, co w danej chwili robi i czuje ich użytkownik. Przykładem mogą być specjalne czujniki w samochodach, wyczuwające agresywną jazdę . Te świeżo opatentowane systemy elektroniczne przeciwdziałają agresywnemu zachowaniu na drodze. Wynikami badań fizjologow i ich patentami zainteresowane są już koncerny samochodowe. Jak podciągnąć się w rankingu uczelni? Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego znów spadło w rankingach. Władze uczelni wymyśliły sposób jak zmienić statystyki i podciągnąć się kilka oczek do góry. Oczywiście jak zwykle kosztem pracowników – tym razem naukowych i naukowo-technicznych, którzy dla podrasowania statystyk zostaną zwolnieni lub przesunięci na etaty techników. Obecnie większość Katedr CMUJ przechodzi tego typu ‚reorganizację’. Co było do przewidzenia Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego (CMUJ), które od kilku lat stacza się pod względem jakości i ilości publikowanych doniesień naukowych po równi pochyłej w dół, dramatycznie spadło w rankingach. Polityka w której najważniejszymi osobami na tej uczelni są urzędnicy, utrudnienia administracyjne przy zamówieniach, niedoinwestowanie jednostek, czy działanie które zniechęca do pisania grantów – jak na przykład zabieranie przez kwesturę odzyskiwanego vatu płaconego przez jednostki – to wszystko przynosi swoje owoce. Do tego dochodzą olbrzymie koszty pośrednie – szczególnie w przypadku programów ramowych, które powodują, że jednostki CMUJ muszą dokładać z własnych pieniędzy do wykonywanych projektów. Efektem tego stanu rzeczy jak i wszechogarniającego marazmu na CMUJ, jest bardzo mała ilość wysoko indeksowanych publikacji, która jest bezpośrednim miernikiem jakości prowadzonych tam badań. Wyniki rankingów na tyle wystraszyły władze CMUJ, że postanowiono wpłynąć na statystyki, które opierają się na stosunku liczby (i indeksu) publikacji do pracowników z etatami naukowymi i naukowo-technicznymi. W przypadku CMUJ ten stosunek był w ostatnich latach wręcz śmieszny. Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi.. Do czego posunęło się CMUJ, żeby podnieść się w rankingu? Otóż zaczęto zwalniać pracowników, głównie naukowo-technicznych (większość zatrudnionych biotechnologów i biologów molekularnych w CMUJ pracuje na tego typu etatach – oczywiście duży odsetek publikacji w CMUJ powstaje tylko dzięki tym osobom) lub przenosić ich na stanowiska o nazwie ‚technik’. Dzięki temu zabiegowi, pracowników naukowych będzie znacznie mniej, stosunek liczby publikacji do pracowników naukowych zmieni się na znacznie korzystniejszy, a CMUJ wkroczy w nowy rok z lepszymi statystykami… Szkoda, że zamiast rzetelnie zainwestować w jakość i ilość publikacji, władze CMUJ wykazują się tego typu kreatywnością. Oby inne uczelnie nie poszły tą drogą… Jak działa UPF1 ‚przycisnąć’ białko czyli jak Jak należy prowadzić badania nad funkcją białek – i jak zmusić białko do ‚mówienia’ – pokazują na przykładzie białka UPF1 w kapitalnym filmie autorzy publikacji, znalezionej przez nas w najnowszym numerze Cell: Tobias Franks i Jens Lykke-Andersen. Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi.. Publikacja pod tytułem „Upf1 ATPase-Dependent mRNP Disassembly Is Required for Completion of Nonsense- Mediated mRNA Decay” : http://www.cell.com/abstract/S0092-8674%2810%2901365-6 po raz pierwszy udowodniła, że aktywność ATP-azowa helikazy RNA – białka UFP1, jest kluczowym elementem w obrocie kompleksów mRNP (messenger ribonucleoprotein). Jak o rzeczach trudnych mówić łatwo i przejrzyście, pokazują bohaterowie filmu, jednocześnie dwaj autorzy publikacji. W roli hydrolizującego ATP białka UFP1 zamiast trzeciego współautora, który najprawdopodobniej nie miał odpowiednich warunków do przekonywującego zagrania białka – występuje aktor o znacznie odpowiedniejszej do tego celu aparycji. http://www.youtube.com/watch?v=ifKRVad4rIk