Solaria to zło? - DolinaBIOtechnologiczna.pl

Transkrypt

Solaria to zło? - DolinaBIOtechnologiczna.pl
Solaria to zło? Niekoniecznie… –
polemika
Publikujemy polemikę Marii Wójtowicz z Martą Danch – autorką tekstu „Drugie
dno solarium„.
Solaria to zło? Niekoniecznie.
Powszechnie krąży opinia, że solaria są szkodliwe, że są powodem wzrostu
zachorowań na czerniaka, a także niesamowicie postarzają skórę. Lecz czy jest to
powód żeby je likwidować? Są przecież też plusy, o których warto wspomnieć.
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi..
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi. Podstawą jest odpowiednie
dawkowanie promieniowania UV, którego dawka dla każdego przyjmuje inną,
indywidualną wartość. W dużym stopniu bezpieczeństwo zależy od jakości
urządzeń opalających i personelu obsługującego ten sprzęt. Personel nie powinien
z uśmiechem przyjmować każdego „zamówienia” jak kasjerka w supermarkecie,
ale powinien fachowo ocenić i doradzić, jak długo i jak często dana osoba powinna
korzystać z tego typu zabiegów. Ludzie nie zawsze wiedzą co dla nich najlepsze.
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że nawet bardzo rzadko.
Ten artykuł nie będzie skupiać się na minusach, do których należą: poparzenia
skóry, przedwczesne starzenie się oraz rak skóry ( trzy rodzaje, niekoniecznie
musi to być czerniak) oraz tanoreksja.
Solarium jest zalecane przy chorobach górnych dróg oddechowych, długo
gojących się ranach, owrzodzeniach skóry, łuszczycy a także podczas
rekonwalescencji. Poza tym promieniowanie UV przyczynia się do większego
wytwarzania melaniny odpowiadającej za wytwarzanie witaminy D3, która
zapobiega krzywicy oraz ma kluczowy wpływ na odporność organizmu,
zabezpieczając go przed wieloma groźnymi chorobami, również nowotworowymi.
Ma ono swój udział przy unormowaniu przemiany materii czy większej aktywności
gruczołów wytwarzających hormony. Dzięki niemu skóra jest lepiej ukrwiona a
tlen efektywniej wykorzystywany przez płuca. Pomaga także w walce z
sezonowymi wahaniami nastroju i depresją. Gdy często odczuwamy brak światła
słonecznego, co się zdarza w naszym klimacie zwłaszcza zimą, nawet kilka minut
w świetle sztucznego słońca może poprawić humor. Poza tym naukowcy dowiedli,
że solarium w ciągu zaledwie kilku minut eliminuje wirusa grypy.
Należy wspomnieć, że dość spora grupa osób nie może korzystać z solarium,
miedzy innymi cukrzycy, osoby stosujące antykoncepcję, antydepresanty lub
niektóre niesterydowe leki przeciwzapalne. Warto przed skorzystaniem poświęcić
czas i sprawdzić czy przypadkiem nie należy się do tej grupy lub zasięgnąć porady
dermatologa, który oceni, czy w ogóle możemy się opalać.
Światło nadfioletowe stosowane w solarium występuje w trzech zakresach: A, B
i C. Przez lampy w solarium emitowane jest promieniowanie A i B. UVB działa
pobudzająco na układ odpornościowy organizmu, natomiast odnośnie UVA krążą
różne opinie, zazwyczaj niekorzystne lub obojętne. Oczywisty jest fakt, że nadmiar
słońca może zaszkodzić – tego negować nie należy i nie trzeba – myślę że
większość osób doświadczyła tego na własnej skórze. Poza tym to świetny sposób
by przyzwyczaić skórę do słońca, dzięki czemu będziemy mogli cieszyć się
wyjazdem zamiast chować się w pokoju hotelowym z konkretnymi oparzeniami.
Znalazłam parę opinii, i to nie byle kogo (dermatologów), którzy temu zaprzeczali,
twierdząc, że UVA działa jedynie na głębsze warstwy skóry. Zgodzę się z tym, ale
solarium to także UVB, które nie wnika głęboko w skórę, zatrzymując się głównie
na poziomie naskórka – i to ono ma korzystne działanie na organizm, powodując
także wzrost odporności skóry i jej zdolności do przyjmowania kolejnych dawek
UV.
Duże znaczenie też ma fakt w jakim solarium się opalamy, bezpieczniejsze są
solaria nowej generacji. Poza tym wiele solariów oszczędza na zdrowiu pacjentów,
przedłużając czas egzystencji lamp. Lecz by uniknąć promieniowania ze zużytych
lamp wystarczy choćby zapytać o aktualny przegląd aparatów.
Niezaprzeczalnym dobrodziejstwem korzystania z solarium jest uzupełnienie
witaminy D, zapobiegającej krzywicy, osteoporozie, czy próchnicy zębów.
Optymalny poziom witaminy D we krwi dorosłego człowieka (40 – 80 ng/ml)
umożliwia tworzenie zdrowych komórek i utrzymywanie ich w dobrej kondycji.
Należy ją dostarczać profilaktycznie, na przykład w postaci tranu, wątroby czy
masła. Lub w postaci kąpieli słonecznych, o których w zimie większość osób może
tylko pomarzyć – ze względu na brak funduszy lub czasu na zagraniczne podróże.
Pozostaje więc solarium.
Osoby o niskim poziomie witaminy D3 we krwi mają skórę średnio ok. 5 lat starszą
biologicznie niż te osoby, które od czasu do czasu fundują sobie dawkę
promieniowania. Poza tym im więcej witaminy, tym większa sprawność
seksualna mężczyzn. Austriaccy naukowcy wykazali, że poziom
testosteronu w męskim organizmie wzrasta proporcjonalnie do poziomu
witaminy D3.
Niedobór może być dużo bardziej groźny w skutkach niż poparzenie słoneczne czy
łagodny rak. Dowodem na to jest spora pula pieniędzy (150 mln dolarów), którą
Światowa Organizacja Zdrowia przeznaczyła na badania dotyczące roli witaminy
D3. Nie był to wymysł WHO lecz odpowiedź na wyniki serii badań dotyczących
rozszerzającej się epidemii niedoboru tejże witaminy.
Witamina ta również chroni przed wieloma groźnymi nowotworami – w tym
rakiem piersi, jajników, prostaty i okrężnicy. Znana w USA specjalistka w
dziedzinie kobiecego zdrowia, doktor Christiane Northrup uważa, że można by
uniknąć tysięcy przypadków raka piersi gdyby więcej kobiet dbało o odpowiednio
wysoki poziom witaminy D3 we krwi. A poprzez nasłonecznianie, także w solarium,
nie da się jej przedawkować.
Badania profesora Moana, zaprezentowane na kongresu fotobiologii w Niemczech
dowiodły, że osoby które korzystają z kąpieli słonecznych (więc utrzymują stale
wysoki poziom witaminy D3) zmniejszają ryzyko zachorowania na czerniaka, a jeśli
jednak zachorują to w porównaniu z osobami o niższym stężeniu D3 mają dużo
większą szansę przeżycia.
Rozwój wszystkich chorób nowotworowych uzależniony jest od pracy
naszego układu immunologicznego. A on potrzebuje stałego, wysokiego
poziomu witaminy D3, która w 90% pochodzi z syntezy w skórze poddanej
promieniowaniu UVB. A więc solaria nie tylko powodują szkody – w
odpowiedniej dawce mogą stanowić najlepsze i najbardziej efektywne
lekarstwo oraz prewencję chorób nowotworowych.
Ktoś w tym miejscu mógłby powiedzieć: tak, twierdzić sobie mogę, ale gdzie
dowody?
Najpierw należy przedstawić sprawę. Rak skóry jest w rzeczywistości grupą
nowotworów znacznie różniących się pod względem objawów, rokowania, jak i
leczenia. Najgroźniejszy i najbardziej znany to czerniak złośliwy (melanoma
malignum) , który jest nowotworem inwazyjnym, wcześnie dającym przerzuty.
Poza nim mamy do czynienia z rakiem kolczystokomórkowym, który daje przeżuty
i może zabić, ale to zdecydowanie lepsza prognoza niż czerniak. Natomiast rak
podstawnokomórkowy prawie nigdy nie daje przerzutów, i trzeba naprawdę nie
lubić lekarzy by zaniedbać ten rodzaj raka i trafić do piachu.
Problem z czerniakiem polega na tym, że czerniak jest najbardziej agresywnym z
nowotworów skóry – około 18% pacjentów nim dotkniętych umiera. Stanowi on
ok. 8% przypadków raka skóry i przeraża ludzi. Okazjonalne poparzenia –
zwłaszcza wtórne – są jedną z przyczyn występowania czerniaka. Jest on
nowotworem immunozależnym – jego rozwojowi sprzyja obniżona odporność. A
doświadczenia wykazały, że promieniowanie UVA, które przecież emitują lampy w
solarium obniża odporność w skórze, sprzyjając rozwojowi czerniaka. Jednakże
profesor Uniwersytetu New Mexico, Marianne Berwick odkryła, że pacjenci z
czerniakiem, regularnie zażywający kąpieli słonecznych mają większe szanse
przeżycia niż ci, którzy słońca unikali. Okazało się także, że pora roku
zdiagnozowania raka ma duży wpływ na wyleczalność. Pod koniec lata, kiedy
poziom witaminy D3 w organizmie jest wysoki, pacjenci mieli może nieznacznie,
ale odczuwalnie większe szanse na wyleczenie niż ci, którzy usłyszeli diagnozę z
pod koniec zimy. Potwierdza to wyżej wspomniane badania profesora Moana.
Duże znaczenie ma też fakt, że czerniak nacieka już przy wielkości mniejszej lub
równej 0,75 mm (wg skali Breslowa). Zmiany te nie przekraczają warstwy
naskórka, ale mogą świadczyć o istnieniu przerzutów. Jednak to nie koniec świata,
około 50% osób ma szansę na wieloletnie przeżycie gdy ognisko pierwotne
czerniaka skóry nacieka ją na głębokość około 4 mm. Przebieg czerniaka jest
najczęściej przewlekły i postępujący, osiągając szczyt przerzutów po pierwszym i
drugim roku od rozpoznania choroby. Choć należy zaznaczyć, że czasem zdarzają
się przerzuty po 5 czy nawet 10 latach – czyli po teoretycznym uznaniu
nowotworu za wyleczony.
Problem stanowi także świadomość, że czerniak może dawać przerzuty do niemal
każdego zakątka ciała ludzkiego – czyli ma najszerszy zakres przerzutowania
spośród wszystkich rodzajów raków. Prawdopodobieństwo przerzutów do
poniższych narządów jest następujące:
węzły chłonne: 70% to 75%
inne obszary skóry, tkanki tłuszczowej i mięśni: 65% to 70%
płuca i obszar pomiędzy płucami: 70% to 87%
wątroba i pęcherzyk żółciowy: 54% to 77%
mózg: 36% to 54%
kości: 23% to 49%
przewód pokarmowy: 26% to 58%
serce: 40% to 45%
Trzustka: 38% to 53%
nadnercza: 36% to 54%
nerki: 35% to 48%
śledziona: 30%
tarczyca: 25% to 39%
Przerzuty do mózgu zazwyczaj występują późno, w IV stopniu choroby i dają
człowiekowi zazwyczaj jedynie 4 miesiące życia. Jest więc czego się bać. Fakt, że
solaria trafiły na listę czynników kancerogennych, obok azbestu i nikotyny – więc
mogą się przyczynić do wyżej opisanej choroby –
wcale nie zachęca do korzystania z sztucznego słońca.
Należy dodać, że specjalne kosmetyki solaryjne nie chronią przed szkodliwymi
skutkami opalania. W ich skład często wchodzą substancje mające działanie
przeciwzmarszczkowe, przyspieszające opalanie, no i oczywiście chroniące przed
nadmiernym wysuszeniem. Pozwalają ograniczyć szkody a także skrócić czas
kontaktu z lampami. Poza tym większość kremów chroni przed UVB (czyli
eliminują jego pozytywne efekty), ignorując UVA, które także może być
niebezpieczne.
Jest jeszcze jedna sprawa o której nie mówi się szczególnie głośno – mianowicie
finanse. Czerniak jest jednym z pięciu nowotworów, które są zbyt często
diagnozowane przez lekarzy. Potwierdzają to badania umieszczone w „Journal of
the National Cancer Institute”, w maju 2010r. Mimo iż usuwanych jest coraz
więcej zmian skórnych, śmiertelność nie zmieniła się od 1975 roku. Wiąże się to z
rozpoczęciem finansowania tego typu zabiegów przez firmy ubezpieczeniowe.
Całkiem możliwe, że wzrost częstości zachorowań na raka skóry istnieje tylko w
statystykach. Dermatolodzy usuwają znamiona, które nie są kancerogenne, ale
zakwalifikowanie ich jako takich gwarantuje bezpłatny zabieg pacjentowi, a
lekarzowi – pieniądze. Czasami nawet pacjent nie zdaje sobie sprawy, że wcale nie
miał czerniaka. Na przestrzeni kilku ostatnich lat w USA przynajmniej kilkunastu
dermatologów trafiło do więzień za defraudacje i wyłudzenia pieniędzy z
ubezpieczeń.
Nie ma wątpliwości, że ludziom po prostu brakuje wiedzy na temat korzystania z
słońca i jego substytutu, czyli solarium. I zamiast obiektywnych informacji
otrzymują jednostronną propagandę. Nie istnieje bezpieczne opalanie, ani na
słońcu, ani w solarium. Nie sadzę, żeby parę minut solarium od czasu do czasu
zaszkodziło mi bardziej niż jednorazowa 20-minutowa sesja tuż przed południem,
niemal na równiku, która skończyła się dla mnie bolesnym poparzeniem i
dwukrotnym „lnieniem”. Jednakże stosując się do pewnych zasad można
zminimalizować szkody i cieszyć się dobrodziejstwami techniki.
Inicjatywy takie jak ta, w którą zainwestował swój czas Jay Allen
(www.sunbedban.com)dotyczące szkodliwości solarium oczywiście są konieczne.
Moim zadaniem jest jedynie uświadomić ludzi, że wszystko ma dwie strony
medalu, a decyzja odnośnie korzystania lub nie powinna być podjęta świadomie.
Inaczej w niczym nie różniłaby się od opinii tłumów na temat szkodliwości GMO.
Zainteresowanych poszerzeniem wiedzy polecam stronę www.solarium.pl
Reforma nauki – wywiad z prof.
Osiatyńskim
W weekendowej Gazecie Wyborczej można było przeczytać bardzo ciekawy
wywiad z prof. Wiktorem Osiatyńskim – „Profesor od 9 do 17” – o koniecznych
reformach w nauce polskiej widzianych z perspektywy naukowca wykładającego
na uczelniach polskich i zagranicznych. Wywiad warto przeczytać.
Wywiad przeczytacie na stronach Gazety Wyborczej:
http://wyborcza.pl/1,76498,9094584,Reforma_nauki__Profesor_od_9_do_17.html
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi..
Ministerstwo
dofinansowuje
aparaturę badawczą
Pojawił się nowy „Program wspierania infrastruktury badawczej”
w ramach Funduszu Nauki i Technologii Polskiej, ustanowiony przez
Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Nabór wniosków odbywa się
w trybie ciągłym.
Celem programu jest wspieranie realizacji inwestycji służących potrzebom badań
naukowych lub prac rozwojowych. W ramach programu będą finansowane lub
dofinansowane koszty inwestycji polegających na zakupie lub wytworzeniu
niezbędnej do badań aparatury naukowo-badawczej. Mogą być dofinansowane
również inwestycje współfinansowane z innych źródeł, w szczególności w ramach
regionalnych programów operacyjnych.
Minimalny jednostkowy koszt aparatury naukowo-badawczej będącej
przedmiotem inwestycji realizowanej w grupie:
– nauk humanistycznych lub społecznych wynosi 150 000 zł
– nauk inżynieryjnych i technicznych, nauk medycznych i nauk o zdrowiu,
nauk przyrodniczych lub nauk rolniczych wynosi 500 000 zł.
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi..
W przypadku składania wniosku o dofinansowanie, jednostki naukowe dołączają:
1) ofertę handlową oraz uzupełniony Załącznik do wniosku na zakup aparatury
naukowej i badawczej zawierający opinie Działu ds. Aparatury i Działów
Technicznych
2) oświadczenie o dysponowaniu środkami lub o posiadaniu przyrzeczenia ich
otrzymania, w przypadku, gdy inwestycja ma być współfinansowana ze środków
funduszy strukturalnych lub z innych źródeł;
3) w przypadku inwestycji współfinansowanej z innej części budżetu państwa –
opinię dysponenta tej części;
4) w przypadku inwestycji podejmowanej na podstawie umowy międzynarodowej –
potwierdzoną za zgodność z oryginałem przez upoważnione osoby kopię tej
umowy;
Do oceny są kierowane wyłącznie wnioski kompletne, spełniające wymagania
określone w Programie. Wnioski niekompletne zwraca się wnioskodawcy
z zawiadomieniem o przyczynach zwrotu i o możliwości uzupełnienia w terminie 7
dni od dnia otrzymania zawiadomienia.
Środki finansowe przekazywane są jednostkom naukowym na podstawie umowy,
określającej warunki realizacji, finansowania i rozliczania inwestycji.
Jednostka naukowa jest zobowiązana złożyć projekt umowy, sporządzony według
wzoru zamieszczonego na stronie internetowej Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa
Wyższego, w terminie 14 dni od dnia doręczenia decyzji o przyznaniu środków
finansowych. Niedotrzymanie terminu jest równoznaczne z rezygnacją z zawarcia
umowy.
Więcej informacji i wzór wniosku dostępne są na stronie internetowej MNiSW
http://www.nauka.gov.pl/ministerstwo/komunikaty/komunikaty/artykul/informacjao-naborze-wnioskow-w-ramach-programu-wspierania-infrastruktury-badawczej-wramach-fundu/
GMO – odpowiedź TVN Uwaga
Poniżej publikujemy odpowiedź TVN Uwaga na zarzuty stowarzyszenia
Naukowi.pl. Oceńcie sami
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi..
STANOWISKO REDAKCJI „UWAGI!” TVN W SPRAWIE LISTU
OTWARTEGO
POLSKIEGO STOWARZYSZENIA DZIENNIKARZY NAUKOWYCH
Ze zdziwieniem przyjęliśmy list otwarty, sygnowany przez Polskie
Stowarzyszenie Dziennikarzy Naukowych, dotyczący filmu „Obcy gen”. Atak
zawarty w tym liście uważamy za bezprecedensowy, a podnoszone argumenty
za całkowicie bezzasadne.
Szkoda, że Stowarzyszenie nie umie szanować przeciwnika, jakiego w nas widzi
– woli go niszczyć. Wątpliwości budzi również fakt, że Stowarzyszenie jest
wspierane finansowo przez duże koncerny, m.in.: Roche, Merck, powiązane z
branżą biotechnologiczną i stosujące inżynierię genetyczną. Nasz film
niewątpliwie obnażał działanie lobby biotechnologicznego, a tym samym
uderzał w interesy tych firm.
W tej sytuacji nie ma sensu polemizować szczegółowo z zarzutami zawartymi w
liście. Większość z nich świadczy o nieznajomości filmu lub próbie manipulacji,
której celem jest zdyskredytowanie wniosków płynących z „Obcego genu”.
Pragniemy uspokoić Stowarzyszenie, że sprawą organizmów genetycznie
modyfikowanych Grzegorz Kuczek zajmował się na tyle długo i wnikliwie, by
film „Obcy gen” był rzetelny. Jest rzeczą całkowicie uprawnioną podnoszenie
istotnych pytań i poddawanie w wątpliwość potocznych prawd.
Zdumiewa, że dziennikarze naukowi są na tyle bezkrytyczni wobec GMO, że nie
wahają się pouczać kolegów i bronić lobby biotechnologicznego. Zadajmy sobie
bowiem pytanie, czyje interesy narusza film „Obcy gen”? Czy tezy postawione w
materiale godzą w społeczny interes, czy przeciwnie? Czy społeczeństwo ma
prawo znać mankamenty manipulacji genetycznych, czy nie? Czy ma prawo
dokonywać świadomych wyborów konsumenckich, czy może nie powinno mieć
dostępu do wiedzy, powodującej rozterki?
Naszym zdaniem, obowiązkiem dziennikarza jest dochodzenie prawdy. Nie
wahamy się naruszać czyichkolwiek interesów, gdy tylko służy to interesowi
społecznemu. Program „Uwaga!” dał tego wielokrotne dowody.
Być może frontalny atak PSDN jest spowodowany tym, że prezes
Stowarzyszenia, Sławomir Zagórski, od lat jest zdeklarowanym zwolennikiem
modyfikacji genetycznych. Od dawna publikuje teksty przychylne GMO,
opowiadając się za rozwiązaniami prawnymi, upowszechniającymi tę
technologię.
Na marginesie chcemy dodać, że nominacja do Grand Press nie tylko nas
ucieszyła, co oczywiste w takich wypadkach, ale i bardzo podbudowała. Jest dla
nas bardzo ważne, że jury potrafi odrzucić potoczne opinie i docenić wysiłek
dziennikarza, który bezkompromisowo dąży do prawdy.
Monika Szymborska-Wójcik
Producent , „Uwaga!”, TVN SA
Źródło press.pl
GMO – Naukowi.pl kontra TVN
Dziennikarze naukowi zrzeszeni w stowarzyszeniu Naukowi.pl protestują
przeciwko nominacji do nagrody Grand Press 2010 materiału TVN o GMO.
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi..
Protest dziennikarzy naukowych wywołała nominacja do przyznawanej przez
miesięcznik Press prestiżowej nagrody Grand Press filmu pt. „Obcy gen”
autorstwa Grzegorza Kuczka z „Uwagi!” TVN, który został nominowany w
kategorii Dziennikarstwo specjalistyczne.
Członkowie Polskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Naukowych „Naukowi.pl”
wystosowali do organizatorów konkursu a konkursu Grand Press list
protestacyjny.
LIST OTWARTY W SPRAWIE NOMINACJI DO NAGRODY GRAND PRESS
2010 MATERIAŁU TELEWIZYJNEGO PT. „OBCY GEN”
Ze zdziwieniem przyjęliśmy decyzję jury konkursu Grand Press 2010 o
nominowaniu do nagrody w kategorii „Dziennikarstwo specjalistyczne”
materiału telewizyjnego „Obcy gen” autorstwa red. Grzegorza Kuczka
(„Uwaga!” TVN), poświęconego problemowi genetycznie modyfikowanych
organizmów (GMO). Wprawdzie nagrodę tę zdobył artykuł prasowy Artura
Włodarskiego („Gazeta Wyborcza”), to jednak sama nominacja w tak
prestiżowym konkursie jest znaczącą nobilitacją. Poza tym nagrodzone i
nominowane materiały (przynajmniej tak to się odbywało do tej pory)
zamieszczone zostają w specjalnej publikacji zatytułowanej „Hity
Dziennikarskie”, która, jak można przypuszczać, ma m.in. stanowić wzorzec dla
młodych adeptów naszego zawodu.
Otóż wbrew uzasadnieniu jury konkursu Grand Press 2010, w którym czytamy,
że materiał red. Kuczka „wnikliwie analizuje skutki prowadzenia upraw
żywności modyfikowanej, ujawnia niebezpieczeństwa toksycznych środków
chemicznych oraz lobbing firm biotechnologicznych promujących GMO”, w
rzeczywistości stanowi on rażący przykład nieobiektywności, braku
profesjonalizmu i pogoni za sensacją. W sytuacji, gdy w środowisku
dziennikarskim coraz częściej mówi się o szkodliwej „tabloidyzacji” polskich
mediów, promowanie materiału telewizyjnego będącego doskonałym
przykładem występowania tego zjawiska jest szczególnie niepokojące i musi
budzić sprzeciw.
Nie jesteśmy bezkrytyczni wobec GMO i uważamy, że należy dyskutować
zarówno o związanych z tym korzyściach, jak i zagrożeniach. Ale nie można
tego robić w sposób wręcz urągający zasadom rzetelnego dziennikarstwa.
Zgadzamy się również, że ostateczna decyzja – jeść czy nie jeść GMO – należy
do konsumentów. Jednak konsumentów jak najlepiej poinformowanych a nie
straszonych jednostronnymi i nieraz fałszywymi bądź demagogicznymi
argumentami. Tymczasem red. Kuczek postanowił za wszelką cenę swoich
widzów przerazić – bo, niestety, emocje, a nie racjonalne debaty, to dziś dla
telewizji chodliwy towar.
Dlatego Polskie Stowarzyszenie Dziennikarzy Naukowych „Naukowi.pl” domaga
się opublikowania na stronie internetowej www.grandpress.pl informacji o
powyższym liście protestacyjnym i umieszczenia do niego linka (odsyłającego do
strony internetowej www.naukowi.pl). Domagamy się również, by zrezygnować
z umieszczania na płycie CD, będącej dodatkiem do wydawnictwa „Hity
Dziennikarskie 2010”, materiału „Obcy gen” autorstwa red. Kuczka.
Polskie Stowarzyszenie Dziennikarzy Naukowych „Naukowi.pl” istnieje od 2007
r. i liczy 51 członków, reprezentujących niemal wszystkie najważniejsze polskie
media.
UZASADNIENIE:
Lista najważniejszych zarzutów wobec materiału red. G. Kuczka:
1) W początkowej części swojego materiału G. Kuczek wypowiada następujące
zdanie: „Choć żywność genetycznie zmodyfikowana trafia na nasze stoły od
dawna, to niewiele o niej wiedziałem. Gdy zacząłem czytać o roślinach z genami
bakterii powstających w laboratoriach biotechnologicznych, byłem przerażony.
Czy takie mutanty są dla nas bezpieczne?”. Pytanie o bezpieczeństwo jest jak
najbardziej zasadne, skoro red. Kuczek o GMO wiedział niewiele. Dlaczego
jednak nie próbuje tej wiedzy poszerzyć i wyjaśnić telewidzom, na czym owe
modyfikacje genetyczne polegają, po co przeszczepia się roślinom gen bakterii,
czy takie geny i ich białkowe produkty są niebezpieczne dla zdrowia człowieka i
zwierząt, jaki mógłby być szkodliwy mechanizm ich działania?
Red. Kuczek nie zadaje również pytania, dlaczego inne „mutanty” obecne od
bardzo dawna na naszych stołach, jak choćby nektarynki czy pszenżyto, miałyby
być bezpieczniejsze i tak bardzo go nie przerażają?
Należy również zwrócić uwagę, że używanie przez red. Kuczka określenia
„mutanty” w odniesieniu do GMO jest całkowicie błędne. Mutacje to
przypadkowe zmiany w materiale genetycznym (mutanty są ich nosicielami), do
których dochodzi na skutek działania czynników fizycznych lub chemicznych
(np. promieniowania jonizującego).
2) W tej samej, początkowej części materiału red. Kuczek informuje telewidzów,
iż usiłował namówić na rozmowę przed kamerą kilkunastu naukowców (co
znamienne, niewymienionych z nazwiska). Podobno żaden się nie zgodził a na
dodatek dziennikarz TVN „odniósł wrażenie, iż każda z tych osób czegoś się
obawiała”. Czego konkretnie, można się jedynie domyślać z kontekstu…
U każdego dziennikarza zajmującego się tematyką GMO takie stwierdzenia
mogą wzbudzić jedynie powątpiewanie w warsztat zawodowy ich autora.
Specjalistów wypowiadających się w mediach na temat organizmów
transgenicznych jest bowiem wielu. Problem w tym, że trudniej jest znaleźć
utytułowanych naukowców znających się na problematyce GMO, którzy byliby
zdecydowanymi przeciwnikami organizmów transgenicznych. Można więc
podejrzewać, że uspokajające, a co gorsza dowodzące bezpieczeństwa GMO
wypowiedzi takich autorytetów, jak np. prof. Piotr Węgleński (biolog, genetyk,
były rektor Uniwersytetu Warszawskiego), prof. Magdalena Fikus (genetyk,
wybitny popularyzator nauki, współtwórca Festiwalu Nauki w Warszawie), prof.
Piotr Stępień (znany biolog i genetyk molekularny z Instytutu Biochemii i
Biofizyki PAN oraz Uniwersytetu Warszawskiego), prof. Ewa Bartnik (genetyk,
IBiB PAN oraz UW, wiceprzewodnicząca Komisji ds. GMO przy Ministerstwie
Środowiska) czy dr Lucjan Szponar (specjalista w zakresie bezpieczeństwa
żywności i żywienia z Instytutu Żywności i Żywienia, członek Komisji ds. GMO)
zaburzyłyby narrację „strachu i zagrożenia” przyjętą przez twórców materiału
„Obcy gen”. I zapewne dlatego się w nim nie znalazły.
Dziwi również, że red. Kuczek nie zainteresował się np. stanowiskiem Papieskiej
Akademii Nauk, która poparła GMO. A jest to instytucja skupiająca
najwybitniejsze autorytety naukowe o nieposzlakowanej opinii i jednocześnie
bardzo odmiennych światopoglądach (zarówno osoby wierzące, jak i ateistów).
W całym materiale wyemitowanym przez TVN o pozytywnych stronach GMO
wypowiadają się tylko 4 osoby (dwóch lobbystów firm biotechnologicznych oraz
sprzedawca środków ochrony roślin i rolnik wysiewający kukurydzę GMO).
Dziennikarz oddaje za to chętnie i często głos trojgu uczonych, będących
zdeklarowanymi przeciwnikami GMO oraz przedstawicielom organizacji
zwalczających rośliny transgeniczne. W roli komentatorów wypowiadających się
na temat bezpieczeństwa GMO występuje również bliżej nieznana matka z
dzieckiem przechadzająca się po supermarkecie oraz kucharz.
3) Dziennikarz nie zadał sobie żadnego trudu, by zweryfikować negatywne
opinie o GMO wygłaszane przez ową trójkę naukowców. Np. twierdzenia, że
genetycznie modyfikowana żywność wywołuje bezpłodność. Tymczasem w
świetle wyników badań opublikowanych w renomowanych czasopismach
naukowych jest to informacja zwyczajnie nieprawdziwa. Co więcej, do tej pory
nie udokumentowano ani jednego przypadku szkodliwego działania roślin
transgenicznych na zdrowie człowieka i innych ssaków.
Badania dowodzą również, że rośliny transgeniczne nie powodują większych
szkód dla środowiska naturalnego niż tradycyjne uprawy (a według ogłoszonego
w 2010 r. raportu pt. „The Impact of Genetically Engineered Crops on Farm
Sustainability in the United States”, autorstwa prestiżowej Narodowej Akademii
Nauk USA, rośliny transgeniczne oferują istotne przewagi nad tradycyjnymi,
zarówno gdy chodzi o czynniki ekonomiczne, jak i środowiskowe).
Dziennikarz TVN zadał sobie za to trud podróży do Francji, aby wysłuchać
negatywnych opinii prof. Gillesa-Erica Séralini na temat dopuszczenia przez
Komisję Europejską do sprzedaży na terenie Unii Europejskiej nasion
transgenicznej kukurydzy MON 810 odpornej na szkodniki (larwy owada
omacnicy prosowianki). Dlaczego red. Kuczce nie starczyło zapału, by
zweryfikować te informacje w Europejskim Urzędzie ds. Bezpieczeństwa
Żywności, który zarekomendował dopuszczenie kukurydzy MON 810 m.in. na
podstawie badań dotyczących jej biobezpieczeństwa, na które wydano miliony
euro?
Dlaczego red. Kuczek nie zainteresował się też dokumentem, który w 2007 r.
opublikował Komitet Ochrony Roślin Polskiej Akademii Nauk, rekomendujący
dopuszczenie w Polsce upraw kukurydzy MON 810, jako odmiany korzystnej dla
rolnictwa i środowiska naturalnego?
4) W materiale red. Kuczka występuje rolnik uprawiający w Polsce (na razie nie
zabraniają tego przepisy) kukurydzę MON 810. Dziennikarz TVN w ogóle nie
próbuje dowiedzieć się, dlaczego ów rolnik zdecydował się na taki krok.
Najwyraźniej nie interesuje go fakt, iż uprawy kukurydzy atakuje omacnica
prosowianka i roczne straty z tego powodu liczone są w dziesiątkach milionów
złotych. Walka z tym owadem za pomocą środków chemicznych okazuje się
nieefektywna i uciążliwa dla środowiska. Ponadto na osłabionych z powodu
ataku szkodnika roślinach rozwijają się grzyby, które produkują niebezpieczne
(m.in. rakotwórcze) substancje, tzw. mykotoksyny. Z ich powodu rolnicy mają
problemy ze sprzedażą nasion kukurydzy. Tymczasem odmiana MON 810 jest w
100 proc. odporna na szkodnika.
5) W materiale TVN występuje Percy Schmeiser, kanadyjski rolnik
przedstawiający się jako ofiara koncernu Monasanto i jego transgenicznego
rzepaku. Tu również zabrakło jakiejkolwiek weryfikacji twierdzeń pana
Schmeisera, który został skazany wyrokiem niezawisłych sądów kanadyjskich za
naruszenie praw patentowych firmy Monsanto.
6) Red. Kuczek wykrył, że firma Monsanto w nieuprawniony sposób podawała
na etykiecie herbicydu Roundup, iż jest on biodegradowalny. To niewątpliwie
pozytywny fragment i sukces materiału TVN. Jednak fałszywie sugeruje on, że
uprawianie roślin transgenicznych jest nierozerwalnie związane z używaniem
tego właśnie herbicydu. Na Roundup odporne są bowiem tylko niektóre
odmiany roślin transgenicznych firmy Monsanto. Dziennikarz TVN nie
zweryfikował również informacji na temat szkodliwości tego preparatu dla
zdrowia ludzi i bezkrytycznie przytoczył opinię jednego tylko naukowca.
7) Red. Kuczek konsekwentnie wrzuca do jednego worka GMO, środki chwastoi owadobójcze oraz wszelką szkodliwą chemię związaną z produkcją żywności,
tworząc wrażenie, że są one ze sobą ściśle powiązane. Trudno nie ocenić tego
jako manipulacji. Bardzo szkoda, że dziennikarz TVN nie spróbował rzetelnie
potraktować problemu chemizacji rolnictwa i przemysłu spożywczego. Ale
wówczas mogłoby się okazać, że dzięki zastosowaniu GMO spada zużycie
środków chemicznych w rolnictwie (herbicydy i pestycydy), co przeczyłoby
założonej w programie tezie.
8) Całkowitym wprowadzaniem w błąd widzów jest także próba łączenia GMO z
chorobą pszczół nękającą od kilku lat pasieki m.in. w Polsce. Podłoże tego
zjawiska do tej pory nie zostało dobrze poznane. Tu jednak dziennikarz nawet
nie próbował znaleźć „eksperta”, który potwierdziłby tezę o zatruwaniu pszczół
przez rośliny transgeniczne lub herbicydy. Dlatego w tej roli musiał wystąpić
nikomu nieznany pszczelarz, głoszący jedynie, że na jego oko „w przyrodzie
dzieje się coś złego i cywilizacja poszła za daleko”.
9) Red. Kuczek nie próbuje sprawdzić, poprzez rozmowy z ekspertami, czy
wprowadzenie GMO mogłoby przynieść korzyści polskiemu rolnictwu czy też
straty – tu aż prosiłoby się m.in. o rozmowę z prof. Andrzejem Aniołem z
Instytutu Hodowli i Aklimatyzacji Roślin, członkiem Komitetu ds. GMO przy
Ministerstwie Środowiska i współautorem raportu oceniającego ewentualne
skutki wpuszczenia do Polski upraw GMO. Dziennikarz TVN nie podjął również
próby rzetelnej odpowiedzi na pytanie, czy rolnictwo ekologiczne nie mogłoby
współistnieć z biotechnologicznym.
10) Red. Kuczek nie zastanawia się również, czy budząca jak najbardziej
uzasadnione obawy dominacja na światowym rynku zaledwie kilku koncernów
biotechnologicznych, np. Monsanto, nie jest m.in. rezultatem irracjonalnego
strachu, który zapanował na naszym kontynencie w związku z GMO i znacznie
spowolnił lub wręcz zahamował prace europejskich naukowców nad
transgenicznymi organizmami.
W imieniu członków
Polskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Naukowych „Naukowi.pl”:
Sławomir Zagórski
prezes zarządu
Źródło: Press.pl
Kolejna nowelizacja uderza w
najzdolniejszych
Sejm przedstawił kolejny projekt nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie
wyższym oraz ustawy o stopniach i tytule naukowym. Wśród propozycji zmian
pojawiła się między innymi ta, aby wprowadzić opłaty za drugi kierunek studiów.
Posłowie wnoszący projekt tłumaczą, że zwiększy to szanse dla osób, które gorzej
zdały maturę, aby dostać się na studia, gdyż zdecydowanie mniej osób będzie
chciało studiować dwa kierunki. Zaznaczają jednocześnie, że najzdolniejsi
otrzymają stypendia, które umożliwią naukę bezpłatnie.
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi..
Pojawiają się liczne obawy, że takie rozwiązanie ograniczy wielu
osobom możliwość podnoszenia kwalifikacji i skutecznie uniemożliwi zdobycie
wymarzonej pracy. Ponadto istnieje ryzyko, że koniecznym stanie się zamknięcie
wielu kierunków, wybieranych do tej pory jako dodatkowe, często hobbistycznie.
Ponadto zwiększenie napływu osób o słabszych wynikach egzaminu maturalnego
niechybnie przyczyni się do dalszego obniżania poziomu kształcenia na uczelniach
wyższych. A czy na pewno o to nam chodzi?
Nowelizacja miałaby wejść w życie z dniem 1 października br.
Źródło: „Polska. The Times”
Drugie dno solarium
Moda jest czymś co przychodzi i odchodzi. Po jednej zostanie nam kilka
ładnych sukienek w szafie, po innej, mniej lub bardziej estetyczne tatuaże.
Jest też taka moda, której skutki będziemy obserwować przez najbliższe
kilka jeśli nie kilkanaście lat…
Opalenizna wdarła się do masowej kultury w latach dwudziestych ubiegłego
wieku. Wypromowana przez Coco Chanel, szybko stała się wyznacznikiem stylu.
Po wielu latach europejskiego kultu bieli, do głosu doszły śniade przedstawicielki
płci pięknej zza oceanu. Od tamtej pory człowiek jest tym atrakcyjniejszy, im
bardziej opalony.
Znany wszystkim wiesz Brzechwy z lekkim przymrużeniem oka, ale w pełni,
oddaje zamysł tego trendu we współczesnej kulturze masowej. Na straganie
mamy różne warzywa, te poukładane i te zbuntowane, „a pietruszka, z tą jest
gorzej, blada, chuda, spać nie może”.
Żeby nabrać kolorów, nie trzeba się specjalnie starać. Wystarczy spacer w
słoneczny dzień. Są to jednak delikatne zmiany. Taka opalenizna wypada dość
marnie w starciu z poprawionym w fotoshopie „ideałem”, których wokół nas nie
brakuje. Stąd już niedaleka droga do kompleksów i usilnego poprawiania
własnego wyglądu. Z pomocą jak zwykle przychodzi technika.
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi..
Pod sztucznym, solaryjnym słońcem można opalać się bez względu na porę dnia i
roku, łudząc się, że to zatuszuje niedoskonałości. Obserwując klientów solariów
ma się jednak wrażenie, że to nie opalenizna, jest tym, czego im brakuje
najbardziej.
Pęd za pięknem powoduje nie tylko zmiany w psychice (BBC określiło to
schorzenie jako – tanoreksja). Powoduje również nieodwracalne starzenie się
skóry (tu kolejne modne określenie – photoaging). W internecie roi się od stron
prowadzonych przez dermatologów i nie tylko, na każdej można znaleźć
informację, że nadmierna ekspozycja na słońce niszczy skórę.
Entuzjaści łatwego opalania w solarium powiedzą, że nie zauważyli nic
niepokojącego. Niestety, kiedy już te zmiany zauważą, będzie za późno. Młody
organizm może się szybko regenerować, jednak im starszy, tym regeneracja jest
wolniejsza. Jeśli do tego przez cały czas będziemy mu rzucać kłody pod nogi w
postaci nadmiaru UV, zwłaszcza UVA, odwdzięczy nam się pięknymi, głębokimi
zmarszczkami już po trzydziestce.
Nie samo starzenie się skóry jest problemem. Zbyt duże dawki słońca (tak
naturalnego, jak sztucznego) mogą powodować czerniaka. Jak donosi
Międzynarodowa Agencja Badania Raka, w Polsce co rok wykrywa się ok. 2,3 tys
nowych przypadków tego nowotworu. Wykrywany jest on najczęściej na etapie
przerzutowania – chodzi głównie o przerzuty do mózgu, płuc, węzłów chłonnych
czy kręgosłupa.
Nieregularna, dwu lub trzykolorowa zmina na skórze, większa niż 6 mm, powinna
skłonić do udania się do dermtologa.Badanie dermatoskopem pomoże określić
rodzaj zmiany, jej stadium rozwoju i określić niebezpieczeństwo choroby.
Jeśli jest to czermiak, a zmiana jest grubsza niż 1 mm i nacieka w głąb skóry –
najprawdopodobniej wystąpiły już przerzuty (klasyfikacja wg parametrów
TNM).
W najlepszym przypadku pomoże operacja, jeśli nie, po wycięciu guza, chorego
czeka jeszcze chemioterapia lub immunoterapia, najczęściej obie na raz, a i tak
szanse na całkowite wyleczenie są niewielkie.
To kolejna zła wiadomość – przerzuty czerniaka mają największą ze wszystkich
nowotworów skłonności do wznowy. Statystyki nie napawają optymizmem, wg
MABR przeżyć ma szansę około połowa chorych, którzy rozpoczną leczenie
we wczesnym stadium choroby. Jak w takim razie ustrzec się przed
czerniakiem?
Wszechobecne kampanie przeciw solariom, czy jak lepiej brzmi „ kampanie
prozdrowotne”, ostrzegają przed zdradliwymi skutkami korzystania z tego typu
zabiegów upiększających. W wielu krajach został wprowadzony zakaz wstępu do
solariów dla dzieci przed 18 rokiem życia. Oczywiście nie obeszło się bez
protestów, ale czy papierosy lub inne używki nie mają podobnych ograniczeń
wiekowych? Rząd USA postanowił ponad to wprowadzić 10% podatek „od
opalania”, który wszedł w grupę tzw. „sintax”, czyli podatków od szkodliwości.
(dosłownie – podatek od grzechu)
Wszystkie te działania, nie bez powodu są skierowane przeciwko solariom.
Światowa Organizacja Zdrowia bije na alarm.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat stwierdzono podwojenie liczby zachorowań na
czerniaka. Co więcej to właśnie czerniak jest najczęstszym nowotworem
złośliwym u kobiet pomiędzy 25 a 35 rokiem życia. Nie łudźmy się, to nie
przypadek, że grupa ta pokrywa się z najwierniejszymi klientami solariów. W
2009 roku WHO zmieniła klasyfikację szkodliwości solariów z grupy II na I (z
„potencjalnie kancerogennych” na „kancerogenne dla ludzi”). Modyfikacja ta
nastąpiła po analizie wyników ponad dwudziestu projektów badawczych.
Badania te dostarczają dowodów na powiązanie pomiędzy regularnym
odwiedzaniem solariów, a występowaniem czerniaka (zarówno skóry jak i w
obrębie gałki ocznej).
Można mieć nadzieję, że czerniak mnie nie dotyczy. Podobnie przecież łudzą się
palacze, gdy mówi się im o raku płuca. Można nie wierzyć w statystyki, bo nawet
średnio-inteligentny student potrafi manipulować wynikami tak, by uzyskać
potwierdzenie swoich tez. Można wmawiać sobie, że solarium jest mniej
niebezpieczne niż chodzenie po ulicy, przecież tyle osób co dziennie ginie w
wypadkach. Można mieć szczęście, pakować w siebie co dzień wysokie dawki
promieniowania UV i całe życie nie zachorować. Jednak w tym przypadku brak
tego szczęścia, zamanifestuje się powolną i bolesną śmiercią.
O ironio, na łóżka solaryjne mówi się przecież trumny. Kto by pomyślał, że to
potoczne określenie tak trafnie odda ich prawdziwe działanie.
Jak radzić sobie ze stresem?
Badania nad fizjologią stresu pozwalają na projektowanie i wdrażanie
nowych technologii, które mogą mieć praktyczne zastosowanie w
codziennym życiu. Dzięki badaniom nad z pozoru zupełnie niepotrzebnym
antystresowym długopisem, współpracujący z fizjologami inżynierowie
projektują systemy samochodowe, redukujące niebezpieczne zachowania
agresywnych kierowców.
Stres towarzyszy nam nieustannie podczas całego naszego życia. W większości
przypadków uważany jest za zjawisko szkodliwe – jest tak w przypadku
nadmiernego lub długotrwałego narażenia na stany napięcia emocjonalnego.
Tymczasem umiarkowany stres zwiększa możliwości radzenia sobie z
wymaganiami adaptacyjnymi otoczenia, umożliwiając rozwój psychiczny.
Nasilenie zjawiska stresu w społeczeństwie skłoniło fizjologów do zajęcia się
sposobami jego ograniczania.
Wychodząc naprzeciw naszym potrzebom, Miguel Bruns wynalazł antystresowy
długopis, którego zadaniem jest określenie poziomu stresu użytkownika, oraz
minimalizacja tego zjawiska. Zamierzeniem naukowca było udowodnienie
olbrzymiego potencjału w projektowaniu produktów, zdolnych do interpretacji
odczuć użytkownika oraz wykorzystania tych informacji w mądry sposób.
Bruns zauważył, że ludzie często bawią się długopisem w nerwowej sytuacji, stąd
też postanowił umieścić w tym właśnie przedmiocie sensory, wykrywające stan
napięcia.
Długopis stanowi swoisty sposób przeciwwagi dzięki użyciu wbudowanej
elektroniki i elektromagnesów. W przypadku wykrycia szybszych, nerwowych
ruchów, długopis stopniowo ogranicza możliwość manipulacji. Fakt ten zachęca
użytkownika do wykonywania mniej intensywnych ruchów i pozwala się
zrelaksować.
Efekt zaskoczył samego badacza: zabawa tym długopisem powodowała aż 5%
spadek tętna u osób biorących udział w eksperymencie.
Oprócz długopisu istnieją też inne urządzenia, które zaprojektowano w oparciu o
badania nad
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi..
fizjologią stresu. Potrafią one wykryć, co w danej chwili robi i czuje ich
użytkownik. Przykładem mogą być specjalne czujniki w samochodach,
wyczuwające agresywną jazdę . Te świeżo opatentowane systemy elektroniczne
przeciwdziałają agresywnemu zachowaniu na drodze.
Wynikami badań fizjologow i ich patentami zainteresowane są już koncerny
samochodowe.
Jak podciągnąć się w rankingu
uczelni?
Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego znów spadło w
rankingach. Władze uczelni wymyśliły sposób jak zmienić statystyki i
podciągnąć się kilka oczek do góry. Oczywiście jak zwykle kosztem
pracowników – tym razem naukowych i naukowo-technicznych, którzy dla
podrasowania statystyk zostaną zwolnieni lub przesunięci na etaty
techników. Obecnie większość Katedr CMUJ przechodzi tego typu
‚reorganizację’.
Co było do przewidzenia Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego
(CMUJ), które od kilku lat stacza się pod względem jakości i ilości publikowanych
doniesień naukowych po równi pochyłej w dół, dramatycznie spadło w rankingach.
Polityka w której najważniejszymi osobami na tej uczelni są urzędnicy,
utrudnienia administracyjne przy zamówieniach, niedoinwestowanie jednostek,
czy działanie które zniechęca do pisania grantów – jak na przykład zabieranie
przez kwesturę odzyskiwanego vatu płaconego przez jednostki – to wszystko
przynosi swoje owoce. Do tego dochodzą olbrzymie koszty pośrednie – szczególnie
w przypadku programów ramowych, które powodują, że jednostki CMUJ muszą
dokładać z własnych pieniędzy do wykonywanych projektów.
Efektem tego stanu rzeczy jak i wszechogarniającego marazmu na CMUJ, jest
bardzo mała ilość wysoko indeksowanych publikacji, która jest bezpośrednim
miernikiem jakości prowadzonych tam badań.
Wyniki rankingów na tyle wystraszyły władze CMUJ, że postanowiono wpłynąć na
statystyki, które opierają się na stosunku liczby (i indeksu) publikacji do
pracowników z etatami naukowymi i naukowo-technicznymi. W przypadku CMUJ
ten stosunek był w ostatnich latach wręcz śmieszny.
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi..
Do czego posunęło się CMUJ, żeby podnieść się w rankingu? Otóż zaczęto
zwalniać pracowników, głównie naukowo-technicznych (większość
zatrudnionych biotechnologów i biologów molekularnych w CMUJ pracuje
na tego typu etatach – oczywiście duży odsetek publikacji w CMUJ
powstaje tylko dzięki tym osobom) lub przenosić ich na stanowiska o nazwie
‚technik’.
Dzięki temu zabiegowi, pracowników naukowych będzie znacznie mniej, stosunek
liczby publikacji do pracowników naukowych zmieni się na znacznie
korzystniejszy, a CMUJ wkroczy w nowy rok z lepszymi statystykami…
Szkoda, że zamiast rzetelnie zainwestować w jakość i ilość publikacji, władze
CMUJ wykazują się tego typu kreatywnością. Oby inne uczelnie nie poszły tą
drogą…
Jak działa UPF1
‚przycisnąć’ białko
czyli
jak
Jak należy prowadzić badania nad funkcją białek – i jak zmusić białko do
‚mówienia’ – pokazują na przykładzie białka UPF1 w kapitalnym filmie autorzy
publikacji, znalezionej przez nas w najnowszym numerze Cell: Tobias Franks i
Jens Lykke-Andersen.
Opalanie w solarium może szkodzić, ale nie musi..
Publikacja pod tytułem „Upf1 ATPase-Dependent mRNP Disassembly Is
Required for Completion of Nonsense- Mediated mRNA Decay” :
http://www.cell.com/abstract/S0092-8674%2810%2901365-6 po raz pierwszy
udowodniła, że aktywność ATP-azowa helikazy RNA – białka UFP1, jest
kluczowym elementem w obrocie kompleksów mRNP (messenger
ribonucleoprotein).
Jak o rzeczach trudnych mówić łatwo i przejrzyście, pokazują bohaterowie filmu,
jednocześnie dwaj autorzy publikacji. W roli hydrolizującego ATP białka UFP1
zamiast trzeciego współautora, który najprawdopodobniej nie miał odpowiednich
warunków do przekonywującego zagrania białka – występuje aktor o znacznie
odpowiedniejszej do tego celu aparycji.
http://www.youtube.com/watch?v=ifKRVad4rIk

Podobne dokumenty