Powroty taty

Transkrypt

Powroty taty
Powroty taty. Do czego służy tata?
Nieobecni, choć na wyciągnięcie ręki. Bliscy, choć z daleka. Synowie. Ojcowie.
Dla siebie są jak lustro, w którym obserwują własny lęk, odwagę, niepewność,
radość. Kobieta nie zrozumie mężczyzny, jeśli nie spróbuje zrozumieć jego
relacji z ojcem i synem. Synowie i ojcowie… Dwa rozdziały jednej opowieści,
która dla matek, żon i córek bywa tajemnicą. Jak ją odczytać?
Gdyby zapytać ojca „do czego służy tata?” zapewne nie umiałby
odpowiedzieć. Jednak zazwyczaj ojcowie intuicyjnie realizują zalecany przez
psychologów „program równowagi”, zgodnie z którym zarówno obecność ojca,
jak i matki jest tak samo ważna dla rozwoju dziecka, a kto wie, czy w przypadku
syna obecność ojca nie jest nawet ważniejsza. Dlaczego? Bo relacja ojca z
synem stanowi przeciwwagę dla bliskich, czasami nawet zbyt bliskich,
zagarniających relacji z matką. To właśnie z nią, przez pierwsze pół roku syn
tworzy bliską, pełną emocji więź, zwaną symbiozą, gdzie ma poczucie, że
tworzy z matką jedność i razem mogą wszystko. Po pół roku jednak, jak zakłada
Teoria Relacji z Obiektem, aby się narodzić jako odrębna osoba i rozwinąć
własną tożsamość, trzeba tę więź poluzować, przejść proces od symbiozy do
separacji, stopniowo oddalić się od matki. A łatwiej się oddalić, jeśli jest do
kogo. To dlatego synom wychowywanym przez samotne matki trudniej przejść
ten proces. Matki nie chcą ich „puścić”, synowie są dla nich bowiem wszystkim,
a oni nie mają ku komu się zwrócić. Zdarza się jednak, że ojcowie – z różnych
powodów – znikają z życia synów. Znikają, bo nie wytrzymują próby narodzin
dziecka bo trzeba zarobić na rodzinę, bo czują się odsunięci przez kobiety, bo
nie radzą sobie z miękkimi, czułymi emocjami, jakie małe dziecko w nich
wyzwala… Są nieobecni w życiu syna, nawet jeśli siedzą tuż obok niego, gapiąc
się w ekran. Również dlatego, że nie mają kontaktu ze sobą, z własnymi
emocjami.
Dan Kindlon i Michael Thompson, amerykańscy psychologowie
dziecięcy, w książce „Sposób na Kaina” piszą: „(…) między większością ojców i
synów rozpościera się przepaść emocjonalna. Jest to szczególnie bolesne dla
chłopców, ponieważ postać ojca wywiera zasadniczy wpływ na sposób, w jaki
postrzegają samych siebie. Dla licznych, nazbyt licznych chłopców, owa
przepaść dzieląca ich od ojca pozostaje do końca życia źródłem smutku, gniewu,
goryczy i wstydu. Dystans emocjonalny przeszkadza wielu wartościowym
mężczyznom w lepszym pełnieniu ojcowskich obowiązków, nie osłabia to jednak
synowskiej tęsknoty za serdecznym kontaktem. Choćby ojciec był zupełnie nie do
zniesienia, w najgłębszych pokładach swojej istoty syn pragnie go kochać oraz
odzyskać jego zainteresowanie i miłość”. Psycholog Irena Obuchowska w
książce „Nasze dzieci”, pisze: „(…) ojcowie uczestnicząc w wychowaniu,
wywierają duży wpływ na rozwój dziecka we wszystkich dziedzinach. (…)
Wprawdzie tatusiowie mniej mówią do dzieci niż to czynią mamusie, za to
zabawa z tatusiem wyzwala więcej radości i śmiechu. Jeżeli w jej przebiegu
tatusiowie dają wyraz swojej dominacji, te zazwyczaj nie wywołują u dziecka
buntu, ale wręcz przeciwnie – ono chętnie się podporządkowuje, a jego stosunek
do taty jest pełen uwielbienia”.
W relacji z ojcem, momentów kiedy ojciec reaguje złością może być
wiele. Gdy ojciec nie bardzo wie, jak zareagować, usztywnia się i przyjmuje
najczęściej postawę „obrażalsko-zasadniczo-milczącą”. Sam przed sobą nie
potrafi się przyznać, że nie wie, jak zareagować, więc reaguje w sposób
najprostszy: złością. Najprostszy, bo najlepiej mu znany, również z własnego
dzieciństwa, najprostszy, bo najbardziej dopuszczalny przez kulturę: mężczyzna
nie powinien ulegać zbytnio emocjom, ale ma prawo się wściec, więc wścieka
się i złości, gdy czuje różne emocje – gdy się lęka, gdy coś wymyka mu się spod
kontroli, gdy jest bezradny, albo rozczulony. Wszystko to pokrywa maską
złości.
- Złość sama w sobie nie jest zła, pojawia się, gdy coś nie idzie po naszej myśli.
Chodzi o to, aby ojciec tę złość kontrolował i aby nie przekraczała ona poziomu,
którego syn nie jest w stanie przyjąć – mówi Kuba Jabłoński, psycholog i
psychoterapeuta. Często ojciec patrzy przez pryzmat siebie: „Nic się przecież
nie stało, podniosłem tylko głos” – mówi. Owszem, z jego punktu widzenia nic
się nie stało, ale syn może mieć całkiem inny poziom wrażliwości. Dla syna
ojciec jest bogiem, a każda jego reakcja jest zwielokrotniona przez znaczenie,
jakie syn ,mu przypisuje.
Zdarza się, że wola ojca zderza się z wolą syna. Co więcej, kilkuletni
synek czasem buntuje się i upiera wręcz absurdalnie, na zasadzie „nie, bo nie”
odrzuca nawet to, czego sam chce. Taki protest nie jest skierowany przeciwko
ojcu, ale jest przejawem kształtowania się własnej autonomii i woli syna. To
znak, że rozwija się jego odrębne „ja”.
- Jeśli ojciec na bunt syna reaguje złością, spirala się nakręca. To ojciec jest
odpowiedzialny za przerwanie tego łańcucha. Dziecko w konfrontacji z ojcem
może czasem wycofywać się, płakać, milknąć i wówczas ojciec pod żadnym
pozorem nie może potraktować tego jako swojego „zwycięstwa”, jako zgody
syna na podyktowane przez siebie warunki. Gdy ojciec podnosi głos, a syn
płacze i usiłuje mu – poprzez swój płacz i krzyk taty – coś wytłumaczyć, to
ojciec powinien zatrzymać się i posłuchać, nie forsować za wszelką cenę swoich
rozwiązań – uważa Kuba Jabłoński.
- Ojciec w stosunku do syna musi być stanowczy, w wychowaniu nie ma
demokracji. Musi być wyraźnie zaznaczony podział: osoba silniejsza, która
decyduje i słabsza, która z silniejszą może się kłócić, dyskutować, ale na której
może też polegać – mówi Kuba Jabłoński. Dziecko musi mieć wyraźnie
wytyczone granice, są one gwarantem jego poczucia bezpieczeństwa – i właśnie
ojciec zazwyczaj te granice wprowadza. Kiedy dziecku wszystko wolno, to gubi
się w chaosie i traci zaufanie do świata i samego siebie. Jak jednak odróżnić
ojca stanowczego od despoty? – Despota nie przyjmuje niczego do wiadomości,
tylko wydaje rozkazy. Stanowczego ojca charakteryzuje natomiast jakiś rodzaj
elastyczności, umiejętności wycofania się i odłożenia na pewien czas wykonania
czegoś po to, aby syn miał czas na oswojenie się z myślą, że innego wyjścia nie
ma – uważa Kuba Jabłoński. W jego opinii despotyzm to nic innego, jak dbanie
o swoje własne, ojcowskie emocje i spokój, szybkim zlikwidowaniem swojego
napięcia, ale nie problemu. Ale wycofać się, gdy syn maże się i płacze? Jak
piszą w „Sposobie na Kaina”: „(…) wbrew dość częstym obawom, że pobłażając
emocjonalności chłopca, wychowuje się go na <beksę>, ojcowie, którzy
akceptują i wspierają przygnębionego syna, pomagają mu stać się silniejszym
emocjonalnie. Są to ojcowie, którzy wiedzą, że – jak pisał Mark Twain –
„odwaga jest stawianiem lękowi oporu, panowaniem nad lękiem, a nie brakiem
lęku”. Są to ojcowie, którzy łagodnie pomagają synom w trudnym zadaniu
dorastania, a nie usiłują ich hartować, aby dobrze radzili sobie w bezwzględnym
świecie. Jak wynika z naszej praktyki terapeutycznej, chłopcy najłatwiej
załamujący się wobec przeciwności to ci, którym wpajano pogląd, że przyznać
się – nawet przed samym sobą – do smutku, bólu czy wzruszenia, to okazać
słabość”.
Dobrze, gdy ojciec z synem mają swój świat i tajemnice, do których
nawet mama nie ma dostępu. Wspólne gry, zabawy, rytuały cementują ich
wzajemne relacje, ale też uczą i rozwijają umiejętności , których syn nie
nabędzie od matki. „Zazwyczaj bowiem większe znaczenie ma ojciec niż matka
w przekazywaniu wiedzy o społecznym świecie, o jego drogach i bezdrożach.
Bliska więź z ojcem – co udowodniono w badaniach – jest najskuteczniejszym
czynnikiem chroniącym przed tym, co określamy jako <zejście na manowce>” –
pisze Irena Obuchowska. Takie męskie inicjacje nie tylko zbliżają ojca z synem,
ale też są doskonałym momentem, w którym syn może ojca podziwiać, a ojciec
wyraźnie syna obserwować po to, by móc nim w odpowiedniej chwili delikatnie
„posterować”. – Ojciec powinien unikać za wszelką cenę brylowania i
popisywania się przed synem, bo w efekcie syn wyrobi w sobie poczucie, że on
nigdy ojcu nie dorówna . Powinien też unikać bycia świętym, lepiej, by czasem
przyznał się do błędu, ale jednocześnie nie powinien on tego prawa nadużywać,
bo syn nie jest po to, by udzielać mu rozgrzeszenia – mówi Kuba Jabłoński.
Tyle tylko, że tak naprawdę to syn, a nie ojciec, decyduje o tym, co mu
zostanie „przekazane”, co wybierze. Ojciec może mu tylko zarówno te dobre jak
i złe rzeczy pokazać, ale to od syna zależy, czy to wybierze, czy będzie chciał
właśnie taki być – podsumowuje Kuba Jabłoński.
źródło: Charaktery, kwiecień 2012
Opracowała: Małgorzata Markowska