Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna

Transkrypt

Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
poniedziałek, 23 lutego 2009 16:07
Teraz, gdy już miałem za sobą trochę nauki i przystąpiłem do swojej Pierwszej Komunii świętej,
moi rodzice uznali, że dosyć już przebywałem u ciotki Małgorzaty i że powinienem wrócić do
Dardilly.
– Jesteś dużym chłopcem, Janku – powiedział mi ojciec. – Nadeszła pora, żebyś pomagał przy
ciężkich pracach w domu.
I tak jedenastoletniej Gothon i dziewięcioletniemu Franciszkowi powierzono pieczę nad owcami,
ja zaś zacząłem pomagać mojemu piętnastoletniemu bratu (który też miał na imię Franciszek)
przy różnych zajęciach. W niektóre dni oraliśmy pole jęczmienia albo pracowaliśmy przy
winorośli. Kiedy indziej kopaliśmy rowy, przycinaliśmy drzewka, zbieraliśmy drewno,
ładowaliśmy widłami siano, zajmowaliśmy się bydłem, zbieraliśmy owoce, szukaliśmy orzechów
albo obsługiwaliśmy prasę do winogron. Naprawdę żaden z nas nie miał ani chwili wolnego i z
początku poczułem się odrobinę zniechęcony.
– Bez względu na to, jak mocno się staram, nie mogę pracować tak szybko jak ty –
powiedziałem do brata któregoś dnia. – I jestem taki zmęczony!
Franciszek roześmiał się.
– A kto spodziewa się czegoś innego? No cóż, jestem prawie dwa lata starszy od ciebie i
jestem wyższy i silniejszy. To normalne, że mogę zrobić więcej.
– Tak. Ale byłoby miło, gdybym mógł troszkę bardziej nadążać...
Mijały tygodnie, a Franciszek wciąż wykonywał znacznie większą pracę niż ja. A potem nagle
wpadł mi do głowy pomysł. Poproszę o pomoc Najświętszą Pannę! Każdego ranka, kiedy
pójdziemy na pole, zabiorę ze sobą Jej małą figurkę, schowam ją daleko przed nami, w miejscu
gdzie będziemy pracować, a później naprawdę się postaram, żeby szybko dotrzeć do figurki.
1/9
Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
poniedziałek, 23 lutego 2009 16:07
– Droga Matko Najświętsza, proszę, spraw, by ten pomysł okazał się skuteczny – błagałem
żarliwie.
Od samego początku nowy pomysł się sprawdzał, i to tak dobrze, że dla odmiany wkrótce to
Franciszek był zmęczony i zniechęcony. Pewnego dnia, kiedy usuwaliśmy chwasty z pola,
popatrzył na mnie z prawdziwym podziwem.
– Wykonujesz znacznie większą pracę niż kiedyś – zauważył. – Co się stało, Janku? Na czym
polega twój sekret?
Najpierw nie bardzo się paliłem, by wyjaśniać mu, że każdego ranka odmawiam specjalną
modlitwę do Najświętszej Maryi Panny, całuję stopy Jej małej figurki i rzucam ją na pole,
najdalej jak tylko zdołam, potem biorę motykę i zaczynam wycinać chwasty, jak gdyby od tego
zależało moje życie, a kiedy dotrę do figurki, powtarzam to wszystko od początku. Ale w końcu
mu to opowiedziałem. Matka Najświętsza mi pomagała. O wiele łatwiej było pracować, nawet
przy tak skromnych zajęciach jak usuwanie chwastów, kiedy Ona była natchnieniem i celem.
Przez chwilę Franciszek milczał. Potem jego oczy zajaśniały.
– Masz rację – powiedział powoli. – Od tej chwili ja też będę prosił Matkę Najświętszą, żeby mi
pomagała.
W końcu prześladowania, które na tyle lat zamknęły francuskie kościoły i klasztory, dobiegły
końca. Wiosną 1802 roku, kiedy miałem szesnaście lat, katolicy w całym kraju znowu mogli
wyznawać swoją wiarę bez lęku. Księża i zakonnice powrócili na swoje dawne miejsca.
Kościelne dzwony, duże i małe, rozbrzmiewały radośnie, kiedy znów odprawiano ofiarę Mszy
świętej z odpowiednio uroczystą i okazałą oprawą.
Ależ byłem tym przejęty! I jak się cieszyłem, kiedy w pobliskim Ecully ksiądz Balley ogłosił, że
szuka chłopców, którzy pragną uczyć się do stanu kapłańskiego! Tak wielu oddanych
2/9
Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
poniedziałek, 23 lutego 2009 16:07
duszpasterzy zostało zamordowanych podczas Rewolucji, że teraz strasznie brakowało księży.
Do czasu, aż kryzys nie minie, ksiądz Balley miał przyjmować każdego zasługującego na to
ucznia na swoją plebanię i osobiście nadzorować pierwszą część jego długiej i trudnej nauki.
„Może mnie przyjmie”, pomyślałem z nadzieją. „Och, ale byłoby cudownie!”
Tak, od czasu tamtych chwil z dzieciństwa, kiedy na polach odprawiałem udawane
nabożeństwa dla Gothon i naszych małych przyjaciół pastuszków, żarliwie marzyłem o stanie
kapłańskim. Jakież to było chwalebne życie! Dzięki kapłaństwu jeden człowiek mógł otworzyć
oczy niezliczonym ludzkim istotom na wiedzę o Bogu i na Jego miłość. I to nie tylko na
zwyczajną wiedzę i miłość. Ach, nie! Godny ksiądz mógł uczynić o wiele więcej. Dlatego że
zdobył przywilej ofiarowywania Ojcu Niebieskiemu Ciała i Krwi Jego Syna w ofierze Mszy
świętej, posiadł stały i wyjątkowy dostęp do wszelkich łask, jakie Ojciec Niebieski przygotował
dla ludzi. Mówiąc prosto (jak to często robiła moja matka podczas tych nocnych wypraw na
potajemne Msze), ksiądz jest przekaźnikiem Bożej miłości i miłosierdzia. Jest drugim
Chrystusem i jeżeli pragnie w pełni wykorzystać udzielone mu cudowne moce, to może zdziałać
cuda w ludzkich sercach. Obojętnych, a nawet grzeszników, może uczynić świętymi.
Ale ja, szesnastoletni Jan Maria Vianney, umiałem tak niewiele! No cóż, ledwie potrafiłem pisać
i czytać! Jak mogłem choćby mieć nadzieję, że nauczę się łaciny i filozofii, teologii i wszystkich
tych innych rzeczy, wymaganych od kandydata do stanu kapłańskiego? No i był jeszcze ojciec.
Przy kilku okazjach, kiedy ośmieliłem się rozmawiać z nim o mojej skrywanej nadziei, burkliwie
odmawiał jakiegokolwiek w tym udziału. Byłem chłopakiem ze wsi, jak mówił, z wyraźnie
określonymi obowiązkami w domu.
– Myślałem, że to rozumiesz i że nie będziesz mi zawracał głowy niemądrymi wymysłami –
oznajmił z wyrzutem. – Przecież twoja siostra Katarzyna wychodzi za mąż i potrzebuje posagu,
a twój starszy brat Franciszek stara się wykupić zwolnienie z armii, więc powinieneś zdawać
sobie sprawę, że wkrótce zostanie mi bardzo mało pieniędzy... i na pewno nie na to, żeby je
marnować na posyłanie do szkoły takiego dużego chłopca jak ty.
Starałem się nie czuć urażony słowami ojca. To był dobry chrześcijanin, zawsze gotów służyć
strawą, odzieżą i noclegiem nieznajomym w potrzebie, którzy zatrzymywali się w naszej
zagrodzie. Ale on naprawdę wierzył – i któż mógłby go winić? – że stan kapłański to dla mnie
cel niemożliwy do osiągnięcia. Bądź co bądź, nie byłem taki jak inni kandydaci do seminarium.
Całym moim wykształceniem było to, jakie uzyskałem podczas tych kilku miesięcy spędzonych
3/9
Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
poniedziałek, 23 lutego 2009 16:07
u ciotki Małgorzaty w Ecully, gdy przygotowywałem się do Pierwszej Komunii świętej. A to było
tak dawno – trzy lata temu!
Jednak upierałem się przy swoim, przynajmniej jeszcze przez chwilę.
– Ojcze, nie kosztowałoby wiele, gdybym zaczął naukę – nalegałem z szacunkiem w głosie. –
Mógłbym znowu mieszkać z ciotką Małgorzatą i pracą płacić za pokój i utrzymanie. A jeżeli
chodzi o księdza Balleya, to nie sądzę, żeby pobierał jakieś opłaty od swoich uczniów. Bo
widzisz, jemu tak zależy, żeby w naszym kraju było wielu księży...
W oczach ojca pojawił się groźny błysk.
– Milcz – powiedział surowym tonem. – Już mówiłem, że nie pozwolę ci jechać do Ecully, i nie
zmienię zdania. A więc niech już więcej o tym nie słyszę.
Cóż mogłem zrobić wobec takiego rozkazu? Ojciec naprawdę uważał, że powinienem zostać w
domu. Do tej pory nabrałem już doświadczenia w pracy w gospodarstwie. Moja obecność
pozwalała mu oszczędzić wydatki na wynajmowanie parobka. A i on, i matka starzeli się.
Pozostanie z rodzicami w ostatnich latach ich życia na pewno było moją powinnością.
Ale matka się z tym nie zgadzała. Jej serce przepełniała radość na myśl, że Bóg mógłby
wezwać jej syna do stanu kapłańskiego. Nic nie mogło stanąć na drodze tak cudownej łasce.
Wszystkie przeszkody, nieważne jak wielkie, musiały zostać przezwyciężone.
– Będziemy się modlić – powiedziała do mnie z ufnością. – Będziemy prosić dobrego Boga, by
odmienił serce twojego ojca. Och, Janku! Diabeł zawsze bardzo mocno się stara, żeby
powstrzymać chłopca od osiągnięcia Bożego ołtarza, ale coś mi mówi, że tobie zamierza
szczególnie utrudnić drogę.
Matka miała rację. Minął rok, potem kolejny, a życie na wsi stawało się dla mnie coraz
4/9
Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
poniedziałek, 23 lutego 2009 16:07
trudniejsze. Kochałem ojca, więc mogłem zrozumieć jego punkt widzenia – pragnienie
zatrzymania mnie w domu, niechęć do wydawania ciężko zarobionych pieniędzy w niemądry
sposób, usprawiedliwioną obawę, że nie jestem dość dobry w nauce, by zdać egzaminy
prowadzące do stanu kapłańskiego. Ale jak ciężko było mi spędzać każdy dzień na okopywaniu
pól albo zajmowaniu się bydłem, kiedy całym sercem pragnąłem pogrążyć się w innych
obowiązkach – uczeniu się i modlitwie, i poznawaniu tych rzeczy, które pomogłyby mi zostać
księdzem! Naprawdę, w miarę jak umykały kolejne miesiące, często bywałem zupełnie przybity.
– Ojciec nigdy nie zmieni zdania – mówiłem sobie ze smutkiem. – Ja po prostu to wiem. Och,
drogi Boże, co ja mam robić?
Ale matka miała w sobie prawdziwą wiarę.
– Janku, pamiętaj, co ci powiedziałam o diable – powiadała często. – Nic nie cieszy go bardziej
niż sytuacje, kiedy młodzi ludzie popadają w grzech i obrażają tym dobrego Boga. Ale kiedy mu
się nie powiedzie, robi, co w jego mocy, żeby przygnębić ich w taki czy inny sposób. I wkrótce
sprawia, że szemrają przeciwko woli Bożej. Nie chcesz tego, prawda?
Pokręciłem głową.
– Nie, oczywiście, że nie, matko.
– A więc dobrze. Odmówmy Różaniec i raz jeszcze poprośmy Najświętszą Pannę, żeby
pomogła ci zostać dobrym i świątobliwym księdzem.
I raptem, pod koniec kolejnego trudnego roku oczekiwania, wydarzył się cud. Ojciec oznajmił,
że nie będzie dłużej stał mi na drodze, jeżeli pragnę uczyć się do stanu kapłańskiego. Mogę
udać się do Ecully i to z jego błogosławieństwem.
– Jesteś dobrym chłopcem – powiedział mi. – I myślę, że to, co chcesz zrobić ze swoim życiem,
5/9
Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
poniedziałek, 23 lutego 2009 16:07
to bardziej twoja sprawa niż moja. Wybacz mi, synu, jeżeli byłem surowy.
Na te słowa moje serce aż podskoczyło z radości. A zatem ja, teraz już dziewiętnastolatek,
mimo wszystko, mogę uczyć się do stanu kapłańskiego? Och, jakże dobry był Bóg, że dał mi
łaskę, niedostępną nawet aniołom!
– Ojcze, po prostu nie wiem, jak mam ci dziękować – zawołałem. – Po prostu nie wiem!
Przez długą chwilę ojciec spoglądał na mnie dziwnym wzrokiem. Potem odwrócił się nagle.
– Nie mnie dziękuj – mruknął. – Podziękuj swojej matce.
Ale kiedy się cieszyłem, na mojej drodze już pojawiły się nowe przeszkody. Ojciec rzeczywiście
udzielił mi zgody na wyjazd do Ecully, ale diabeł nie miał zamiaru dać za wygraną w swych
staraniach, by powstrzymać mnie od stanu kapłańskiego. Kilka dni później matka ochoczo
wybrała się do miasteczka, by poczynić ustalenia dotyczące przyjęcia mnie na naukę do
księdza Balleya. Jednak wróciła do domu bardziej zmęczona i zniechęcona niż kiedykolwiek.
Dobry ksiądz z Ecully powiedział, że nie sądzi, abym miał powołanie do stanu kapłańskiego, i
że odmawia przyjęcia mnie na ucznia.
Nie mogłem uwierzyć własnym uszom.
– Ale dlaczego, przecież ksiądz Balley prawie mnie nie zna – wybuchnąłem. – On... ledwo co
pamięta mnie z tamtych kilku miesięcy, jakie spędziłem w Ecully, przygotowując się do mojej
Pierwszej Komunii. A ja miałem wtedy tylko czternaście lat i byłem taki ciemny! Och, matko!
Czy nie powiedziałaś mu, że od tamtej pory uczyłem się sam? Że przeczytałem większą część
Naśladowania Chrystusa i mnóstwo z Ewangelii i Żywotów świętych!
– Tak, powiedziałam mu, Janku – matka odparła przez łzy.
6/9
Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
poniedziałek, 23 lutego 2009 16:07
– A on ci nie uwierzył?
– Oczywiście, że mi uwierzył. Ale... cóż, domyślam się, że on sądzi, iż to nie wystarczy. Poza
tym wyjaśnił mi, że jego uczniowie są o wiele młodsi od ciebie. To chłopcy dwunasto– i
czternastoletni. Powiedział, że czułbyś się wśród nich nie na miejscu.
Pogrążyłem się w jeszcze większej rozpaczy, kiedy pomyślałem, że proboszcz z Ecully – w
którym pokładałem takie nadzieje – to człowiek uczony i świątobliwy. Jeżeli naprawdę uważał,
że jestem za stary i za głupi, żeby się czegokolwiek nauczyć... Jeżeli naprawdę nie chciał
zawracać sobie mną głowy...
Ale moje zniechęcenie nie trwało długo, gdyż tej samej nocy, zanim położyłem się do łóżka,
matce wróciła typowa dla niej pogoda ducha.
– Jeszcze raz pojadę spotkać się z księdzem Balleyem – oznajmiła stanowczo. – A ty i ja
będziemy się modlić jak nigdy dotąd. Och, Janku! Nie wolno nigdy pozwolić diabłu, żeby nas
pokonał! Nigdy, nigdy, nigdy!
cdn.
Mary Fabyan Windeatt
Powyższy tekst jest fragmentem książki Mary Fabyan Windeatt Św. Proboszcz z Ars .
Czytaj więcej z tej książki:
7/9
Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
poniedziałek, 23 lutego 2009 16:07
Św. Proboszcz z Ars. Mały pastuszek
Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
Św. Proboszcz z Ars. Walka trwa
Św. Proboszcz z Ars. Ucieczka
Św. Proboszcz z Ars. Nowe postanowienie
Św. Proboszcz z Ars. Z powrotem do pracy
Św. Proboszcz z Ars. Pożegnanie z Ecully
Św. Proboszcz z Ars. Zasiewanie ziarna
Św. Proboszcz z Ars. Nowe przeszkody
Św. Proboszcz z Ars. Nocny gość
Św. Proboszcz z Ars. Kapłan
Św. Proboszcz z Ars. Cuda w Ars
8/9
Rodzina katolicka - Św. Proboszcz z Ars. Walka się rozpoczyna
poniedziałek, 23 lutego 2009 16:07
Św. Proboszcz z Ars. Nowi przyjaciele Filomeny
Św. Proboszcz z Ars. Niedoszły pustelnik
Św. Proboszcz z Ars. Stracony tydzień
Św. Proboszcz z Ars. Powrót
Św. Proboszcz z Ars. Zmiany
Św. Proboszcz z Ars. Trzecia ucieczka
Oglądaj ilustracje z tej książki:
Św. Proboszcz z Ars - galeria
Przedruk tekstu jest możliwy jedynie za podaniem klikalnego źródła.
9/9