Katowice 08.03

Transkrypt

Katowice 08.03
katowice.gazeta.pl 9
Piątek 8 marca 2013 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl
|
|
KATOWICE BIELSKO-BIAŁA Roztomajty
PÓŁ NA PÓŁ
Katowice – miasto otwarte
KAZIMIERZ
KUTZ
REŻYSER
Ś
ledzę w śląskich gazetach dyskusję o tym, co dzieje się w przestrzeni umownie nazywanej katowickim rynkiem, choć miejsce to nigdy czymś takim nie było i – jak widać
– nigdy nie będzie. Pamiętam ten obszar jeszcze sprzed wojny; było to rozdroże ulic 3 Maja i Warszawskiej. Przy
nim Niemcy wybudowali sto lat temu
teatr, w 1945 spaliły się dwie kamienice, powstała szczerba i zaistniał placyk, który zaczęto nazywać rynkiem.
Dzisiejsza aleja Korfantego nie istniała. Była oczywiście droga bita, ale szła
przez przemysłowe wertepy i nieużytki w stronę Bytkowa. Dopiero Jerzy
Ziętek ze swoim gospodarskim talentem zaczął poważnie myśleć o przestrzennym uporządkowaniu i rozwoju metropolii województwa. Należy
pod kre ślić: on zawsze my ślał o lu dziach i zawsze odwoływał się do kom-
petencji fachowców. Dla niego zarządzanie – a dokładnie administrowanie
– nie miało charakteru politycznego:
nie traktował obszaru, którym administrował, za rodzaj przedsiębiorstwa,
jak to dzisiaj ma miejsce. Takie myślenie wiedzie ku tandecie. Taniej, czyli
gorzej. Jerzy Ziętek był przede wszystkim społecznikiem, a współcześni macherzy stają się ofiarami myślenia marketingowego. Dawniej była jedna partia i ona pozwalała na coś czy nie, dziś
rządzą partyjniackie kluby oderwane
od społeczeństwa i w ramach politycznego uklepywania gorsze myślenie
wypiera lepsze. Jakość wszelaka zmarniała.
Z czasem powstała koncepcja osi
północnej miasta ze Spodkiem na rozwidleniu nowego traktu komunikacyjnego pomiędzy Chorzowem a Sosnowcem. Powstała dzisiejsza aleja Korfantego, szeroka arteria otwierająca przestrzeń, przy której stanęła awangardowa konstrukcja wielotysięcznej hali widowiskowej o wielorakiej funkcji.
I służy do dziś. Spodek jest pomnikiem
wielkiej odwagi urzędnika, który doprowadził do powstania budowli – jak
na czasy PRL – bardzo ekstrawaganckiej. A były to czasy o wiele trudniej-
sze niż te dzisiejsze. Już niedługo do
tego arcydzieła architektury – jakim
jest Spodek – dojdą oryginalne konstrukcje siedziby orkiestry narodowej
i Muzeum Śląskiego. Śmiem twierdzić,
że architektoniczne walory Spodka
wymusiły estetykę powstających budowli. One „doszlusują” do Spodka
– po zburzeniu biurowca PKP – i stworzą niepowtarzalny punkt centralny
miasta. Jego serce. Dlatego przestrzenność alei Korfantego musi pozostać
nietknięta, bo stanie się ramą dla widoku, kiedy wejdzie się od dworców
(starego i nowego) na tzw. rynek. Tego
miejsca nie można zapaskudzić. Dlatego mój pomysł platanowego buszu
Poroniona architektura,
jak każda, żyje długo.
Czasem setki lat.
Sknocona budowla
katowickiego dworca
i Spodek są symbolami
swojego czasu
w środku miasta dodałby mu urody
i mógłby być pociągnięty dalej, aż za
północne lica nowego pasma architektury. Wtedy zielenie przybliżyłyby się
do siebie i stworzyły atrakcyjne centrum miasta.
Póki co wycięto wszystkie drzewa
na alei Korfantego, bo zabrano się za
przebudowę arterii, jakby szykowano
się do budowy pasa startowego dla
awionetek i śmigłowców. Albo jego zabudowy. Wszystko jest możliwe w tym
kraju partaczy, choć z dwojga złego jestem za pasem startowym dla samolotów, bo łatwiej będzie wrócić do platanów jako wyrafinowanej architektury w kamiennym mieście. Nie ma
już Pałacu Ślubów, w którym dwukrotnie składałem przysięgi małżeńskie,
pogodziłem się z tym faktem, ale nie
przeboleję spieprzenia jedynej nieco
otwartej przestrzeni po czasach Jerzego Ziętka. Twórcy dzisiejszego porządku architektonicznego zostawili
po sobie zaczyn myślenia kreatywnego i dziś można iść w inne kombinacje. Zwłaszcza że w śródmieściu handlowanie stało się cechą marginalną
i otworzyło się pole do zupełnie innego myślenia. Jedno wiem na pewno:
przy nowej, supernowoczesnej pie-
rzei architektonicznej, którą tworzyć
będą Spodek, siedziba Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia
oraz gmach Muzeum Śląskiego, nie da
się nic wykombinować i nie należy tego robić. Powrót do zakomponowanej
natury ma w i e l k i sens, bo daje mieszkańcom niespodziewany komfort przebywania w swoim mieście, o którym
marzą.
Poroniona architektura, jak każda,
żyje długo. Czasem setki lat. Sknocona budowla katowickiego dworca i Spodek są symbolami swojego czasu. Poświadczają go. Budowla Ziętka stanąć
może – jako dokonanie myśli i odwagi
ludzkiej – obok gmachu władzy wojewódzkiej z 1929 roku. Przy czym stanąć może ten „pistacjowy wypiek”,
który wcisnął dworzec w skarpę pierwszego peronu?
Swego czasu wielki Józef Wissarionowicz Stalin obdarował Warszawę
Pałacem Kultury. Taki miał gest. Gigantyczny kutas stanął pośród zrujnowanego miasta. Już prawie 60 lat trwa
wielki wysiłek – już trzech pokoleń – by
ogrodzić go płotem modernistycznych
wysokościowców. A on ciągle trwa i jest
nadal równie natrętny jak na początku. Istna „piramida” Józka Stalina. f
CO SIĘ WYDAJE
Aż trudno uwierzyć, że na Górnym
Śląsku mieszkało mniej Żydów niż
w niejednym zagłębiowskim mieście.
Zostawili po sobie tak bogatą spuściznę, że hitlerowcy zdołali ich wymordować, ale nie dali rady tych śladów
wymazać.
Przyszło mi to na myśl, gdy czytałem wydaną właśnie wspólnymi staraniami Muzeum w Rybniku i Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego
w Katowicach książkę o epizodach
z dziejów górnośląskich Żydów w ostatnich dwóch stuleciach. Ponad 700-stronicowa praca jest pokłosiem konferencji zorganizowanej przez te placówki. Dobrze się stało, że choć w mikroskopijnym (zaledwie 200 egzemplarzy) nakładzie została wydana w takiej formie.
To opowieść o Atlantydzie – zaginionym lądzie, którego istnienia wielu z nas tu nie podejrzewa. Jeden z kawałków tej krainy przybliża Dariusz
R
KA
E
Walerjański, historyk z Zabrza, który
opisał dzieje synagogi w Wirku, dzisiejszej dzielnicy Rudy Śląskiej. Chociaż została rozebrana tak, że kamień
nie został na kamieniu (teraz jest w tym
miejscu parking), Walerjański ustalił
nazwiska jej budowniczych i fundatorów.
To opowieść o czasach, w których
Niemcy, Polacy i Żydzi potrafili z sobą
pokojowo współżyć, bo państwo pruskie (a potem zjednoczone Niemcy)
uznało, że opłaca im się wykorzystywać dorobek wszystkich swoich poddanych bez oglądania się na to, jakiego byli wyznania i narodowości. W 1812
roku Żydzi zostali zrównani wprawach
z innymi i zostali tego pozbawieni dopiero przez Hitlera. O tym, że część
górnośląskich Żydów utożsamiała się
z polskością, świadczy jednak artykuł
Pawła Parysa, historyka z Muzeum Śląskiego. Opisał Żydów, którzy wzięli
udział w powstaniach śląskich.
K
DAWID CHALIMONIUK
FILANTROPI I BUDOWNICZOWIE
To opowieść o pojedynczych bohaterach – ludziach przemysłu i nauki.
Adam Frużyński przedstawił fascynującą historię fortuny FriedlandeL
rów, rodziny, która w krótkim czasie
zbudowała potężny koncern, ale zaczynała od karczmy w Bytomiu. Podwaliny siły położył Szymon Friedlander, który dostarczał towary dla walczącego z Napoleonem wojska, zbudował hutę w Chropaczowie (dzisiaj
części Świętochłowic) i kilka kopalń
w okolicy. Jego syn, Moritz, działał już
z większym rozmachem i postawił
w Nowym Bytomiu Hutę Pokój, w pewnym momencie największy taki zakład na Górnym Śląsku.
Dzieje Maxa Boehma i Loebela Haendlera opisał z kolei Piotr Hnatyszyn.
Nie mogli się równać z Friedlanderami bogactwem, ale w Zabrzu zasłynęli
z powodu dobroczynności. Nic dziwnego, że w pogrzebie Boehma wzięło
udział prawie całe miasto. Jego skromny grobowiec przetrwał. Wystarczy poprosić Dariusza Walerjańskiego, na pewno każdego do niego zaprowadzi. f
JÓZEF KRZYK
A
Żydzi na Górnym Śląsku
w XIX i XX wieku. Praca zbiorowa
pod redakcją Barbary Kalinowskiej-Wójcik i Dawida Kellera.
Rybnik – Katowice 2012
R
E
M
K
L
A
M
A
32333221
A
32332935

Podobne dokumenty