Chrześcijanin a poczucie własnej wartości Apostoł Paweł ostrzegł

Transkrypt

Chrześcijanin a poczucie własnej wartości Apostoł Paweł ostrzegł
Chrześcijanin a poczucie własnej wartości
Apostoł Paweł ostrzegł nas, że ludzi żyjących w dniach ostatecznych cechować będzie
"miłość do samych siebie" czyli "będą samolubni" II Tym. 3:2
Chrześcijanin a wysokie poczucie własnej wartości.
Czy dzieci i dorośli naprawdę potrzebują większego poczucia własnej wartości?
Czy niska samoocena rzeczywiście prowadzi do poważnych życiowych problemów?
Czy rodzice powinni kłaść nacisk na podbudowywanie poczucia własnej wartości u swojego
potomstwa? Czy Biblia zachęca chrześcijan do koncentrowania się na naszym "ego"?
Wielu ludzi wierzących ma już wyrobione zdanie na temat rzekomej roli, jaką odgrywa w naszym
życiu poczucie własnej wartości. Ale co ma na ten temat do powiedzenia Słowo Boże?
I co stwierdziły wyniki badań?
Geneza powstania "ruchu poczucia własnej wartości". Ruch postulujący ważną rolę poczucia
własnej wartości w ludzkim życiu wywodzi się z psychologii klinicznej - nauki, która powstała
stosunkowo niedawno.
Mowa tu konkretnie o pewnych teoriach na temat różnych osobowości, wypracowanych
przez Williama Jamesa, Alfreda Adlera, Ericha Fromma, Abrahama Maslowa i Carla Rogersa.
Zostały one następnie rozpowszechnione przez ich uczniów. Jednak rzeczywiste korzenie tego
ruchu sięgają znacznie dalej w historię rozwoju ludzkości. Nauka na temat poczucia własnej
wartości tak naprawdę ma swoje początki już w trzecim rozdziale I Księgi Mojżeszowej.
Kiedy Adam i Ewa zostali stworzeni, byli bardziej świadomi Boga, siebie nawzajem oraz tego,
co ich otaczało, niż swojej własnej osoby. Jeśli już myśleli o sobie, miało to raczej marginalne
znaczenie w stosunku do tego, jak ważny dla każdego z nich był Bóg czy ich "druga połowa".
Adam zdał sobie sprawę, że Ewa była "kością z jego kości i ciałem z jego ciała", ale nie
rozmyślał na swój temat w taki sam sposób, jak by to czynili jego potomkowie. Własne "ja" nie
sprawiało człowiekowi żadnego problemu - aż do momentu, gdy popadł w grzech.
Spożycie owocu z "drzewa poznania dobra i zła" nie obdarzyło pierwszych ludzi Bożą mądrością.
Wręcz przeciwnie: przyniosło poczucie winy, strach i oddzielenie od Boga. Dlatego też Adam
i Ewa usłyszawszy, że nadchodzi Bóg, schowali się przed Nim w zaroślach. Ale On ich tam
widział i zapytał Adama o powód ucieczki: "Kto ci powiedział, że jesteś nagi? Czy zjadłeś
z drzewa, z którego zakazałem ci jeść?" I Mojż. 3:11.
Grzeszne "ja"
Odpowiedź Adama i Ewy jest pierwszym przykładem typowego ludzkiego samo-usprawiedliwiania
się. Najpierw Adam obwinił za swój grzech Ewę i Boga, po czym Ewa zrzuciła winę na węża.
Owocem poznania dobra i zła był grzech oraz jego skutki, jakimi są obecnie m.in.. egoizm,
wysokie mniemanie o sobie, kładzenie nacisku na samoakceptację, samousprawiedliwienie się,
poczucie własnej sprawiedliwości, przesadne poniżanie samego siebie, samorealizacja,
użalanie się nad sobą i wszelkie inne formy egocentryzmu.
Obecny ruch, promujący nadmierne zainteresowanie własnym "ja", tak naprawdę wywodzi się
z grzechu Adama i Ewy. Na przestrzeni wieków, rodzaj ludzki nadal "spożywał owoce z drzewa
znajomości dobra i zła", którego gałęzie nabrały ogromnych rozmiarów, stając się źródłem
upadłej ludzkiej mądrości.
Skutkami tego wzrostu "poznania" są próżne filozofie humanistyczne i - rozwinięte szczególnie
w ostatnich latach - "naukowe" metody oraz metafizyka współczesnej psychologii.
Niemal bez przerwy jesteśmy bombardowani zarówno w telewizji, radiu, jak i poprzez różne
formy reklamy, nawoływaniem religijnych przywódców, abyśmy nareszcie "docenili samych
siebie" i "nauczyli się kochać oraz akceptować własną osobę". Samozwańczy "guru", obiecują
zaradzić wszystkim problemom w społeczeństwie poprzez aplikowanie obywatelom
zwiększonych dawek poczucia własnej wartości, samoakceptacji i obdarzania miłością samego
siebie. I niemal wszyscy powtarzają ten sam refren: "Po prostu musisz pokochać i zaakceptować
siebie takim, jakim jesteś. Musisz "wybaczyć samemu sobie". "Musisz siebie zaakceptować.
Jesteś cenny. Zasługujesz na miłość, jesteś wartościowy i musisz sam sobie wybaczyć to, co złe".
Chrześcijańska reakcja na świecką propagandę. Jako chrześcijanie, powinniśmy umieć zwalczać
tego rodzaju myślenie, które gloryfikuje człowieka i stawia go w centrum wszechświata - ale jak
to robić? Jak się zachowywać wobec tego wszechobecnego trendu, postępując zgodnie
z przykazaniem naszego Pana, iż mamy "być w świecie, lecz nie z tego świata"? Czy człowiek
wierzący może i powinien dostosować się do panującego ogólnie filozoficzno-psychologicznego
sposobu myślenia, czy też należy się od niego zdystansować i żyć inaczej, jak to przykazał nam
Bóg w swoim Słowie?
Jezus powiedział:
"Przyjdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam
ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego
serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.
Albowiem jarzmo moje jest miłe, a brzemię moje lekkie" [Mat. 11:28-30].
Jest to zachęta, by człowiek porzucił własny sposób życia i oddał się pokornie Bogu jako Jego
sługa - nacisk kładzie się tutaj na "nałożenie jarzma". Mowa tu o żywej więzi, dzięki której
ciągle się czegoś uczymy.
Jezus opisywał powołanie swoich uczniów na wiele sposobów, ale za każdym razem miał
na myśli tę samą zasadę i cel:
"Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i niech
idzie za mną. Bo kto by chciał życie swoje zachować, utraci je, a kto by utracił życie swoje
dla mnie, odnajdzie je" Mat. 16:24-25.
W Biblii nie ma przykazania, aby kochać samego siebie. Jezus nie nakazał nam kochać samych
siebie, ale miłować Boga i bliźniego. Biblia przedstawia zupełnie inną podstawę miłości niż ta,
którą głosi humanistyczna psychologia. Zamiast promować miłość własną jako źródło miłości do
innych, Pismo Święte mówi, że to Boża miłość jest prawdziwą przyczyną zdolności kochania
bliźniego. Ludzka miłość jest zmieszana z egoizmem i w rezultacie ma na celu własne szczęście.
Natomiast miłość Boża jest bezwarunkowa i obdarza ludzi bezinteresownie.
Dlatego też, gdy Jezus nawołuje swoich uczniów do zaparcia się samych siebie i nałożenia Jego
jarzma oraz niesienia krzyża, ma na myśli taką właśnie bezinteresowną miłość, troszczącą się
o innych, a nie dbającą tylko o własne samopoczucie. Zanim owa humanistyczna psychologia
na dobre nie zadomowiła się w Kościele, chrześcijanie zwykle traktowali tego rodzaju
egocentryczną postawę jako grzech. Chociaż Biblia nic nie mówi o samoakceptacji czy
samorealizacji jako zaletach pomocnych w życiu i celach samych w sobie, sporo ludzi wierzących
w dzisiejszych czasach dało się oszukać psychologii promującej podobne hasła. Zamiast
odeprzeć ów świecki sposób myślenia, ulegają mu. I nie tylko nie zwalczają tego trendu, lecz
nawet sami go rozpowszechniają poprzez nauczanie innych na temat ważności poczucia własnej
wartości i akceptacji, tudzież kochania samego siebie. Trudno zauważyć różnicę pomiędzy
ludźmi wierzącymi a świeckimi, jeśli chodzi o tę sferę życia, która dotyczy koncentrowania się
na samych sobie - tyle tylko, że chrześcijanie dodają jeszcze Boga jako główne źródło poczucia
własnej wartości, samoakceptacji i miłości własnej.
Dzięki wielu sloganom, ciągle powtarzanym hasłom i przekręconym wersetom z Biblii, pewna
grupa chrześcijan ustanowiła swoją specyficzną odmianę współczesnej psychologii. Dlatego też
wszelka krytyka "ruchu poczucia własnej wartości" jest traktowana przez jego zwolenników jako
zamach na szczęście i dobre samopoczucie człowieka. Co więcej, jest uważana za społecznie
niebezpieczną - wszak poczucie własnej wartości stanowi lekarstwo na wszelkie zło! Dlatego,
jeśli w kościele znajdzie się ktoś, kto nie "kupił" tej idei i nie chce jej promować, jest oskarżany
o głoszenie tzw. "robaczej teologii" ("jestem tylko prochem i nic nie znaczę").
Psychologia i wywodzący się z niej "ruch poczucia własnej wartości" jest z pewnością jedną
z tych nauk, które są wspólne dla świata i Kościoła. Oczywiście nie wszyscy chrześcijanie
zgadzają się z każdym szczegółem promowanym przez świecką psychologię i jej niektórymi
praktykami, jednakże wielu z nich przyjęło jej założenia i połączyło z nią siły w walce z [ich
zdaniem] największym wrogiem człowieka, jakim rzekomo jest "niska samoocena". Ale nawet
świeckie badania i metody nie są w stanie usprawiedliwić aż tak wielkiego nacisku na rolę, jaką
odgrywa w życiu człowieka poczucie własnej wartości.
Badania nie potwierdzają zależności pomiędzy wzrostem poczucia własnej wartości a spadkiem
przestępczości. Kilka lat temu władze Kalifornii zatwierdziły ustawę, w wyniku której powstała tzw.
"Kalifornijska grupa państwowa do spraw promowania poczucia własnej wartości
i odpowiedzialności osobistej oraz społecznej". Otrzymała ona środki finansowe w wysokości
245 tysięcy dolarów rocznie na okres 3 lat, czyli łączne koszty tego przedsięwzięcia wyniosły
735 tysięcy dolarów.
Dwa główne cele badawcze tej grupy wynikały z czystej spekulacji nie potwierdzonej faktami.
Nikt nigdy nie zdołał udowodnić, że poczucie własnej wartości pozytywnie wpływa na
odpowiedzialność społeczną i osobistą obywateli. Nikt też nie potwierdził, że ludzie wykazujący
się moralnością społeczną mają równocześnie wysokie poczucie własnej wartości. Łatwiej jest
udowodnić tezę przeciwną: że zależność pomiędzy wysokim mniemaniem o sobie a poziomem
odpowiedzialności społecznej i osobistej jest odwrotnie proporcjonalna.
Oto podstawowe założenia grupy badawczej:
"Postaramy się stwierdzić, czy zależność pomiędzy wzrostem poczucia własnej wartości
a wzrostem odpowiedzialności osobistej i społecznej obywateli stanowi klucz do rozwiązania
głębokich ludzkich problemów; dzięki umożliwieniu ludziom zdrowego rozwoju mamy nadzieję
zapobiec poważnym konfliktom społecznym i udostępnić każdemu Kalifornijczykowi najnowsze
odkrycia naukowe oraz metody służące budowaniu poczucia własnej wartości, w tym również
odpowiedzialności osobistej i społecznej.
[1]. Grupa badawcza uważa, że wysokie mniemanie o sobie i wzrastanie w poczuciu własnej
wartości "w dramatyczny sposób zredukuje epidemiczne wręcz problemy społeczne, z jakimi się
obecnie borykamy"
[2]. Czy istnieje jakaś zależność pomiędzy wysoką lub niską samooceną a stopniem
odpowiedzialności społecznej obywateli? Aby to sprawdzić, zatrudniono ośmiu profesorów
z Uniwersytetu Kalifornijskiego, których zadaniem było zbadanie zależności pomiędzy brakiem
poczucia własnej wartości, a konkretnymi problemami społecznymi, jakimi są:
1. Przestępczość, gwałty i recydywa
2. Alkoholizm i narkomania
3. Notoryczne życie na zasiłku państwowym
4. Ciąża u nastolatek
5. Maltretowanie dzieci i współmałżonka
6. Niezdatność do nauki w szkole
Siedmiu profesorów ustaliło zależność powyższych zjawisk społecznych od stanu poczucia
własnej wartości badanych, a ósmy podsumował wyniki. Zostały one opublikowane w książce
zatytułowanej "Społeczna rola poczucia własnej wartości u jednostki".
("The Social Importance of Self-Esteem")
[3]. Czy zależność pomiędzy problemami społecznymi a brakiem poczucia własnej wartości
człowieka została nareszcie ustalona?
David L. Kirk, publicysta pisujący dla San Francisco Examiner
[4]. zrecenzował tę pracę następująco:
"Ta (...) naukowa księga pt. "Społeczna rola poczucia własnej wartości u jednostki" ("The Social
Importance of Self-Esteem") napisana przez pseudo-naukowców w sposób drętwy i nudny,
podsumowuje wszystkie wyniki badań na ten temat. Zaoszczędźcie sobie 40 dolarów, które
musielibyście wydać na tę książkę i sprawdźcie tylko sam wniosek na końcu. Nie ma tu żadnego
konkretnego dowodu na to, że brak poczucia własnej wartości jest powodem większości
problemów, z jakimi boryka się nasze społeczeństwo".
Zatem, mimo że próbowano powiązać te dwie sprawy ze sobą, nie udało się znaleźć
bezpośredniego, pozytywnego wpływu jednego na drugie.
(Jednakże warto dodać, iż ostatnie badania wykazują wyraźną zależność pomiędzy brutalnym
zachowaniem, a wysoką samooceną przestępcy).
Tak czy inaczej, społeczeństwu trudno jest przestać wierzyć w rolę, jaką odgrywa w życiu
człowieka poczucie własnej wartości, skoro w szkołach nadal uważa się je za podstawę
wychowania, ustawicznie podbudowując "ego" uczniów [ma to szczególnie miejsce w USA
i Europie Zachodniej - przyp. tłum.].
O ile popularność tej teorii w świecie nie jest niczym dziwnym, o tyle niepokój wzbudza fakt,
że chrześcijanie wciąż w nią wierzą i niestrudzenie ją propagują. Świecki ruch promocji poczucia
własnej wartości jest dla nich sojusznikiem, a nie jawnym wrogiem atakującym naukę Biblii, która
wyraźnie określa granice między prawdą a fałszem. Mamy tutaj do czynienia z subtelną taktyką
wprowadzania do Kościoła nauk i sposobu myślenia zaprzeczających Bożemu Słowu.
Jest to w istocie walka nie z krwią i ciałem, lecz z mocami ciemności, nadziemskimi władzami,
zwierzchnościami i złymi duchami w okręgach niebieskich, o czym wspomina apostoł Paweł
w Liście do Efezjan. Przykro to stwierdzić, ale wielu chrześcijan nie ma świadomości
niebezpieczeństwa i daje się zwieść poprzez tę fałszywą ewangelię głoszącą miłość do samego
siebie.
Miłość według modelu biblijnego. Jezus powołał swoich uczniów do relacji z Bogiem i ludźmi.
Nasze spełnienie i radość mają być odnalezione w Nim, a nie w nas samych. Źródłem tej miłości
jest fakt, że to Bóg pierwszy nas umiłował. Dlatego nasza zdolność kochania innych nie wywodzi
się z miłości własnej, czy też z poczucia własnej wartości, nie ma również na celu podbudowania
naszego "ego"? Biblia kładzie nacisk na więź duchową, owoc godny upamiętania i gotowość na
odrzucenie przez świat. Wierzący człowiek identyfikuje się ze Zbawicielem do tego stopnia,
że gotów jest dla Niego cierpieć, a nawet pójść z Nim na krzyż. Jeśli ktoś chciałby udowodnić,
że teoria promująca poczucie własnej wartości jest biblijna i zgodna z ortodoksyjną nauką
Kościoła, musiałby się bardzo napracować przekręcając Słowo, naginając jego interpretację do
własnych tez, a wszelkie logiczne konkluzje zastąpić własnymi - humanistycznymi.
Miłość według modelu biblijnego jest ukierunkowana na zewnątrz, a nie do wewnątrz. Mowa tu
o postawie serca wyrażającej się czynem. I chociaż może ona zawierać pewne sentymenty oraz
gorące uczucia, to jej podstawą ma być wola człowieka, by czynić dobrze bliźniemu i w ten
sposób oddawać chwałę Bogu. Kiedy Jezus powiedział:
"Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego i z całej duszy swojej
i z całej myśli swojej, i z całej siły swojej" Mar. 12:30, chodziło Mu o to, że cała nasza istota
ma się koncentrować na oddaniu i miłości do Stwórcy, w wyniku czego nasze życie będzie
podobać się Bogu. Miłość do Boga wypływa z wdzięcznego serca, które pragnie czynić to, co On
nam przykazał według objawienia zawartego w Jego Słowie. Nie jest to rodzaj wymuszonego
posłuszeństwa, lecz szczere pragnienie wykonywania Jego woli i uznanie Boga za kogoś, kto
ustalił pewne normy i uczy nas, co jest dobre, a co złe.
Drugie przykazanie wynika z pierwszego: "Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie
samego" [Mar. 12:31]. Apostoł Jan pisze więcej na ten temat - m.in. określając kolejność, jaka
ma miejsce w okazywaniu miłości według modelu biblijnego. W przeciwieństwie do nauczycieli
"ruchu poczucia własnej wartości" (którzy twierdzą, iż ludzie nie potrafią kochać Boga i innych
jeśli nie nauczą się najpierw kochać samych siebie) Jan stwierdza, że miłość ma swoje źródło
w Bogu, a następnie zostaje przekazana bliźnim.
"Miłujmy więc, gdyż On nas przedtem umiłował. Jeśli kto mówi: Miłuję Boga, a nienawidzi
brata swego, kłamcą jest; albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może
miłować Boga, którego nie widzi. A to przykazanie mamy od Niego, aby ten, kto miłuje
Boga, miłował brata swego" [I Jana 4:19-21].
To Bóg pierwszy obdarzył ludzi miłością, co z kolei uzdolniło nas do miłowania Jego, a następnie
pozwoliło nam kochać innych ludzi. Od pierwszego momentu życia Adama, przeznaczeniem
człowieka była nierozerwalna więź z Bogiem - nie miał się on stać autonomiczną jednostką
skoncentrowaną na sobie. Cała treść Biblii opiera się na tym założeniu - po tym, jak Jezus
odpowiedział uczonemu w Piśmie, iż największym przykazaniem jest kochać Boga, a drugim
kochać bliźniego swego, rzekł również: "Na tych dwóch przykazaniach opiera się cały zakon
i prorocy" Mat. 22:40.
Jezus przyszedł, aby nas zbawić właśnie od nas samych i odnowić tę miłosną więź, dla której
zostaliśmy stworzeni. Na przestrzeni historii napisano wiele książek o miłości do Boga i bliźniego.
Dzisiaj jednak na rynku chrześcijańskim znajdujemy coraz więcej pozycji mówiących nam, jak
mamy nauczyć się kochać samych siebie, wzrastać w poczuciu własnej wartości
i samoakceptacji bez względu na wszelkie przeciwności oraz podbudowywać własne "ja".
Przypisy:
1. "California Task Force to Promote Self-Esteem and Personal and Social Responsibility". 1987 Annual Report
to the Governor and the Legislature, str. V
2. Andrew M. Mecca, "Chairman's Report" Esteem, Vol. 2, Nr 1, luty 1988, str. 1
3 Andrew M. Mecca, Neil J. Smelser, i John Vasconcellos, wyd. The Social Importance of Self-Esteem. Berkeley:
University of California Press, 1989.
4 David L. Kirk, "Lack of Self Esteem is Not the Root of All Ills." Santa Barbara News-Press, 15 styczeń 1990.
.......
Jednym z pionierów wprowadzania do Kościoła nauki o poczuciu własnej wartości [self-esteem]
jest Robert Schuller - pastor kalifornijskiego zboru Crystal Cathedral ["Kryształowa katedra"]
i gospodarz programu telewizyjnego "Hour of Power" ["Godzina mocy"] o wielomilionowej
oglądalności.
Zasiada w honorowej radzie programowej periodyku "Church Growth" wydawanego przez Davida
Yonggi Cho. Jego wypowiedzi można uznać za reprezentatywne dla całego ruchu promującego
w Kościele wysokie poczucie własnej wartości.
Jego okultystyczne nauki o pozytywnym myśleniu oraz teorie zakładające konieczność wysokiego
mniemania o sobie przeniknęły już głęboko do świadomości chrześcijan. Jak głęboko?
Przekonajcie się sami, czytając poniższe jego wypowiedzi oraz wywiad radiowy. Czytając
zastanówcie się, czy Wam to czegoś nie przypomina... .
.......
Ewangelia głoszona przez Roberta Shullera polega na zastąpieniu negatywnych myśli na swój
temat myślami pozytywnymi. Wg Shullera, definicja grzechu to "brak poczucia własnej wartości".
"Co nazywam grzechem? Odpowiedź: jakikolwiek stan lub czyn człowieka, który ograbia Boga
z należnej mu chwały poprzez odebranie jednemu z Jego dzieci ich prawa do boskiej godności.
Mógłbym też zaoferować inną odpowiedź uzupełniającą tę poprzednią: grzech to głęboki brak
zaufania oddzielający mnie od Boga i sprawiający, że czuję się niegodny i nic nie wart. Jest
jeszcze inna odpowiedź: grzech to każdy czyn, który ograbia mnie lub inną istotę ludzką z jej
poczucia własnej wartości" (Self-Esteem: The New Reformation, str. 14).
W liście zaadresowanym do czasopisma Christianity Today z dn. 05.10.1984 r. Shuller napisał:
"Moim zdaniem największą szkodą wyrządzoną w imieniu Chrystusa i pod szyldem wiary
chrześcijańskiej, jaka stała się udziałem ludzkiej psychiki i osobowości - a przez to
przeciwdziałającą skutecznej ewangelizacji - są prymitywne, okrutne i niechrześcijańskie próby
pokazania ludziom ich grzesznego i beznadziejnego stanu" [por. Rzymian 1,18-3,20 - przypis
redakcji].
W odpowiedzi na pytanie Paula Croucha w jego chrześcijańskim programie telewizyjnym
nadanym w Trinity Broadcasting Network dn. 08.12.1987, który zacytował krytykę jednego
z widzów, zarzucającego Robertowi Schulerowi brak nauczania o potrzebie pokuty, ten odparł:
"Nauczam na temat pokuty w sposób tak pozytywny, że większość ludzi nie jest w stanie tego
zauważyć" [por. Ezechiel 18,30-32. Jeśli ludzie nie zauważają nauki o pokucie, to jak mają
pokutować?]
Oto kilka innych wypowiedzi [ustnych i pisanych] Roberta Schullera: "Jezus miał ego. Sam
powiedział: "Jeśli Ja będę wywyższony, pociągnę wszystkich do siebie" [12.08.1980 w programie
TV Phil Donahue Show].
"Wierzę w pozytywne myślenie. Jest to niemal tak ważne jak zmartwychwstanie Jezusa
Chrystusa". [Michael Nason i Donna Nason, "Robert Schuller: The Inside Story", 1983, str. 152].
"I czuję teraz jak moje poczucie wartości wzrasta we mnie i wokół mnie. 'Rzeki wody żywej będą
wypływać z wnętrza każdego, kto we mnie wierzy' (Jana 7:38). Będę się czuł naprawdę dobrze"
["Self-Esteem: The New Reformation", str. 80].
"(...) Tym, co różni mnie od fundamentalnych chrześcijan, jest fakt, że oni próbują wszystkich
nawrócić tak, aby wierzyli jak oni (...). Wiemy, że religie świata mają pewne cechy wspólne.
Staramy się więc skoncentrować na tych podobieństwach, zamiast obrażać ludzi, którzy mają
odmienny punkt widzenia (...)" (23.03.1989, czasopismo USA Today).
"Już czas, aby protestanci zwrócili się do Pasterza (papieża) i zapytali: 'Co mamy zrobić, aby
wrócić do domu?" (15.11.1987, Calvary Contender Off-site link).
Wywiad radiowy z Robertem Schullerem przeprowadzony w listopadzie 1992 roku
PYTANIE: Czy zwróciłby się pan do swego zgromadzenia jako do grupy grzeszników?
SCHULLER: Nie, nie sądzę, żeby to było konieczne. Nie chcę przecież jeszcze bardziej ich
zniechęcić! Mówię ludziom, jak wielkie są ich grzechy i zmartwienia. Jak to robię? Nie czynię
tego zza kazalnicy, głosząc im, jakimi są grzesznikami (...). Mój sposób to zadawanie pytań:
Czy jesteś szczęśliwy? Czy masz jakieś problemy - a jeśli tak, to jakie? Wtedy widzą, że się
o nich troszczę (...). Sposób, w jaki głoszę o grzechu, polega na zwracaniu uwagi na to, co on
czyni w ich życiu tu i teraz oraz jak bardzo potrzebują Bożej łaski! (...). Wierzę w niebo. Wierzę
w piekło. Ale nie wiem, co tam jest. Nie traktuję tego dosłownie, że jest tam ogień, który nigdy
nie zgaśnie.
PYTANIE: Jak to możliwe, że krzyż "uświęcił nasz egocentryzm" - jak się pan wyraził - i "dodaje
nam dumy", skoro w Biblii wyraźnie jest napisane: "Nienawidzę buty i pychy" [Przyp. Sal. 8:13];
"Pycha chodzi przed upadkiem, a wyniosłość ducha przed ruiną" [Przyp. Sal. 16:18];
"Nie bądźcie wyniośli" [Rzym. 12:16]; "Miłość się nie nadyma" [I Kor. 13:4]. Apostoł Paweł wręcz
ostrzegł Tymoteusza, że w dniach ostatecznych ludzie będą "samolubni" [II Tym. 3:2]. Dlaczego
mamy ich teraz zachęcać, by stali się egocentrykami, skoro Paweł napisał już wcześniej,
iż będzie to jeden z grzechów ludzi żyjących w dniach ostatecznych?"
SCHULLER: Mam nadzieję, że tak nie nauczasz, ponieważ mógłbyś spowodować tym wiele
szkód ogromnej liczbie wspaniałych osób (...). Jeśli już głosisz kazanie oparte na tym tekście,
to mam nadzieję, że twoja interpretacja przypomina moją - w przeciwnym wypadku tylko ich
odstraszysz i osiągniesz jedynie to, że się na ciebie obrażą, wyrzucą Biblię, wyłączą radio lub
zmienią kanał, żeby sobie zamiast tego posłuchać muzyki rockowej lub Madonny. To, że podobny
tekst znajduje się w Biblii nie oznacza, że mamy go głosić (...). Naprawdę, trudno mówić kazania
oparte na podobnych wersetach i nie sprawiać wrażenia kogoś, komu po prostu brak pokory."
........
Tekst oryginalny ukazał się na stronie www.inplainsite.org i niestety,
nie udało nam się ustalić autora. Przetłumaczyła Ewa S. Moen

Podobne dokumenty