Listy kazania do chorych 2007

Transkrypt

Listy kazania do chorych 2007
Część 1
Styczeń 2013
1
Serdecznie pozdrawiam Was kochani Chorzy i wszystkich czytających ten list.
Jezus rodzi się w Betlejem. Nie musimy się już lękać, że Bóg nas nie słyszy.
Nie musimy się już bać prawdy o nas samych. Pan Bóg bowiem jest Kimś, komu bardzo
zależy na nas. On przekroczył wszelkie granice, by stać się człowiekiem i być jednym
z nas. Przez Swe Narodzenie stał się dla nas dostępny, bliski, niemalże w zasięgu ręki.
Narodził się dla nas jako "Dziecię", abyśmy bez trwogi mogli przystąpić do Boga.
Któż lęka się dziecięcia? Kto oprze się Bożemu Dzieciątku?
W stajence betlejemskiej widzimy to Słowo, które Ciałem się stało.
Idźmy więc do stajenki, choćby duchowo, aby poznać Brata Naszego - Jezusa.
Ukochajmy Go! Wyśpiewujmy Mu swoje kolędowe kołysanki. Tutaj uczmy się
miłości, skromności i synowskiego posłuszeństwa wobec Boga i Jego ziemskich
zastępców, czyli rodziców i Kościoła. Tu, w żłóbku bowiem poznajemy cud godności
dziecka Bogiem napełnionego i odkrywamy tajemnicę powszechnego ojcostwa Bożego.
Boże Dziecię jest dla nas Wielkim Darem, który trzeba nam powitać i przyjąć…
Zazwyczaj witamy ludzi wielkich, słynnych, wpływowych, bo świat czeka na to,
co zachwyca, przerasta i imponuje. Świat natomiast pogardza tym, co małe, ubogie,
słabe i kruche. Tymczasem Jezus zjawił się w skrajnej biedzie, w otoczeniu pasterzy
i ich zwierząt. Przyszedł w taki sposób, jaki nie przystoi Królowi, a tym bardziej Bogu.
W Betlejemską Noc zrodziła się prawdziwa miłość. Ona przyszła do nas, by przyciągnąć
swą pokorą i ubóstwem. To wydarzenie jednoczy ludzi dobrej woli na całym świecie.
Chrystus z betlejemskiego żłóbka mówi, że „nas potrzebuje”, i nalega, abyśmy żyli
prawdziwie po chrześcijańsku, życiem pełnym poświęcenia, modlitwy, pracy i radości.
Kochani Chorzy! Niech okres Bożego Narodzenia upływa Wam w modlitwie,
pokoju i radości, w skromności i trzeźwości, w braterskiej uczynności i miłości.
Pamiętajmy o naszych braciach bezdomnych, głodnych, chorych i smutnych.
Niech ten czas podnosi nas wszystkich na duchu, niech zbliży do Boga i do bliźnich,
byśmy wszyscy stali się ludźmi pełnymi Bożego pokoju.
Dziś przed Bożą Dzieciną, zanosząc pokorną prośbę:
"Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław Ojczyznę miłą, w dobrych radach,
w dobrym bycie, wspieraj jej siłę swą siłą; dom nasz, naszych chorych i majętność całą,
i nasze wioski z miastami! A Słowo ciałem się stało i mieszkało między nami!"
Zawsze, ilekroć uśmiechasz się do swojego brata i wyciągasz do niego ręce - jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy milkniesz, aby słuchać innych - jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rezygnujesz z zasad, które jak żelazna obręcz uciskają ludzi w samotności
- jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy dajesz odrobinę nadziei "więźniom", tym, którzy są przytłoczeni ciężarem
fizycznego, moralnego i duchowego ubóstwa - jest Boże Narodzenie.
Zawsze, kiedy rozpoznajesz w pokorze, jak bardzo znikome są twoje możliwości i jak wielka jest
twoja słabość - jest Boże Narodzenie.
Zawsze, ilekroć pozwolisz, żeby Bóg pokochał innych przez ciebie, zawsze wtedy
- JEST B O Ż E N A R O D Z E N I E .
2
Świadectwo: „Warto modlić się!”
Tadeusza Urbańskiego, chorego na raka, odwiedziłem dnia 22-go września 2012 r.
Wyspowiadałem go i udzieliłem Komunii św. Wiedząc, że około dwa tygodnie wcześniej
odprawił generalną spowiedź w Kalwarii Zebrzydowskiej i przyjął Sakrament Chorych, dlatego
przyniosłem relikwie św. Stanisława Kazimierczyka. Po odprawieniu krótkiego nabożeństwa,
tj. odmówieniu modlitwy wstawienniczej do Świętego, udzieliłem mu specjalnego
błogosławieństwa. Następnie dałem Tadeuszowi tę odmówioną modlitwę z wklejoną relikwią,
oraz modlitwę za chorych i o pojednanie między pokoleniowe.
Ofiarowałem także ”Listy do chorych” z 2012 r., które co miesiąc piszę już od 2007 r.
Za niecałe dwa tygodnie (4 października) ponownie odwiedziłem Tadeusza. Chory zażądał
spowiedzi. Z chęcią to uczyniłem. Powiedział mi, że nie mógł od razu odmówić modlitwy
o pojednanie, ponieważ nad każdym jej „punktem” starannie się zastanawiał. Odmówienie jej
zajęło mu cały dzień, a mnie zwykle zajmuje 10 minut. Następnie opowiedziałem Tadeuszowi
o Objawieniach Gietrzwałdzkich i dałem mu wodę ze Źródełka, z Gietrzwałdu. Natomiast
z okazji 23 rocznicy ślubu państwa Urbańskich (25 X) odprawiłem w ich domu Mszę św.
W następnym miesiącu, 7-go listopada 2012 r. ponowie przyszedłem do Tadeusza.
Chory ponownie chciał odprawić generalną spowiedź.
Powiedziałem: „Pan taki pobożny, dlaczego Pan pragnie jeszcze raz spowiedzi generalnej?
Pan tak często się spowiada!” Odpowiedział: „Nie zawsze taki byłem. To rozmowy z księdzem
i listy tak mnie nastroiły. Ksiądz jest dobrym człowiekiem, dlatego chcę u księdza odbyć
generalną spowiedź.” Światkiem tych naszych rozmów była jego żona, pani Halina.
Oczywiście później odbyła się spowiedź, ale już bez udziału żony.
W grudniu przed wizytą zadzwoniła do mnie żona Tadeusz z prośbą o przyniesienie
cudownej wody z Gietrzwałdu, gdyż skończyła się poprzednia, półtora litrowa butelka.
„Mąż – dodała – już nie je tylko tę wodę pije”. Tadeusz od samego rana, w pierwszy czwartek
miesiąca (6 grudnia), co chwilę pytał żoną o moje przyjście i cieszył się na myśl o spotkaniu.
Przyszedłem. Udzieliłem mu namaszczenia, odmówiłem spontaniczną modlitwę dziękczynną
nad wodą Gietrzwałdzką i podałem mu. Następnie udzieliłem Komunii Świętej.
Chwilę porozmawialiśmy i poszedłem do następnych chorych.
Na drugi dzień, w Pierwszy Piątek, kiedy byłem u innego chorego otrzymałem telefon od żony
Tadeusza.
„Co mam robić? Chyba trzeba wezwać egzorcystę!
Mąż mówi, że będzie umierał, że widzi szatana.”
Odpowiedziałem: „Egzorcysty nie trzeba. Pani mąż odbył szczerą, generalną spowiedź.
Był namaszczony. To jest nie możliwe, aby był opętany. Proszę odmówić Koronkę
do Miłosierdzia Bożego! Ja też się pomodlę. Serdecznie pozdrawiam.”
W sobotę dokładnie dowiedziałam się o tym, co wczoraj wydarzyło się po naszej telefonicznej
rozmowie.
Tadeusz zmarł w Pierwszy Piątek miesiąca o godzinie 18 07 , czyli w wigilię
Uroczystości Niepokalanego Poczęcia NMP.
Około 12-tej godziny Tadeusz powiedział, że będzie umierał i żeby go pokropić wodą
z Gietrzwałdu. Potem zaczął z przerażeniem i coraz agresywniej wołać: „Odpędź go! Odpędź!
„Kogo” – pyta żona. „No jego, no wiesz! Ale kogo? No szatana!” Wtedy przestraszona żona
zadzwoniła do mnie. Potem zaczęła odmawiać Koronkę a mąż przycisnął do serca obrazek
Jezusa Miłosiernego z Koronką, uspokoił się i już szatana nie widział. O godzinie 12-tej
w czasie „Anioł Pański” wziął różaniec zaczął tracić świadomość. Żona zadzwoniła na
pogotowie. Przyjechało szybko. Tadeusz całkiem stracił świadomość, której już nie odzyskał.
Zmarł 7 grudnia w domu, o godzinie 18 07, w Pierwszy Piątek miesiąca, w wigilię Uroczystości
Niepokalanego Poczęcia NMP, z różańcem w ręku, którego potem nie można było wyciągnąć.