Zabłudów i Okolice nie zapomnimy
Transkrypt
Zabłudów i Okolice nie zapomnimy
ISSN 2082-8284 Zabłudów i Okolice Miesięcznik bezpłatny Nr 7 (86) Lipiec 2016 Tej zbrodni nie zapomnimy 23 czerwca 1941 roku miała miejsce zbrodnia sowiecka pod Zabłudowem. Dokładnie w 75 rocznicę tej tragedii odsłonięto i poświęcono pamiątkowy obelisk z imionami i nazwiskami osób, które zginęły w tym miejscu. Uroczystość odbyła się na rozstaju leśnych dróg, w lesie nazywanym „Moskiewski Most”, niedaleko od drogi łączącej Zabłudów z Folwarkami Małymi. Zgromadziła rodziny osób zamordowanych, liczne grono samorządowców z Ciechanowca, Brańska, Klukowa, Grodziska, Rudki i Zabłudowa, kapłanów obu wyznań, uczestników rajdu motocyklowego oraz mieszkańców naszej gminy. – Przez wiele lat krążyły różne informacje na temat tego, co się tu wydarzyło. Powstawały jakieś zapiski. Nawet przyjechałem tutaj do sołtysa Folwarków Tylwickich z prośbą o rozmowę. Niestety nikt nic nie wiedział – mówił Mirosław Reczko, burmistrz Ciechanowca, inicjator powstania obelisku oraz współautor książki o tej tragedii. – Wszystko zaczęło się w marcu br., kiedy spotka- Obelisk poświęcony osobom zamordowanym przez Sowietów Wśród osób, które dokonały uroczystego odsłonięcia pomnika był Henryk Niemyjski, syn zgładzonego przez NKWD Jana Niemyjskiego (po lewej) łem się ze Zbyszkiem Romaniukiem, historykiem i sekretarzem Brańska i uzmysłowiliśmy sobie, że w tym roku obchodzić będziemy 75-rocznicę tej tragedii. Dla nas jest ona ważna, ponieważ tutaj zginęli ludzie z okolic Ciechanowca i Brańska. – Udaliśmy się do archiwum IPN, gdzie znaleźliśmy cztery tomy akt. Na tej podstawie rozpoczęliśmy prace nad publikacją. Nie było tam dokumentów o wszystkich. Dotarliśmy do nich poprzez ludzi i krewnych zamordowanych osób. Narzuciliśmy sobie szybkie tempo. Pracowaliśmy dniem i nocą, na kolejne dopiski szukaliśmy świadków, zrobiliśmy wiele wywiadów. Udało się odtworzyć cały przebieg tej tragicznej historii. Poznaliśmy nazwiska wszystkich polecd. na str. 2 IX Międzynarodowy Festiwal Muzyki, Sztuki i Folkloru „Podlaska Oktawa Kultur” Zabłudów 29 lipca 2016 r. (piątek), skwer – Planty, godz. 18.30. Wystąpią zespoły: IGEM FOLK DANCE GROUP (Cypr Północny), NIVA (Białoruś), FIII CAMARASULUI (Rumunia) 2 Zabłudów i Okolice czyński, Marszałek Województwa Podlaskiego, który podziękował wszystkim za upamiętnienie tej tragicznej zbrodni i postawienie obelisku. Jednym z mężczyzn uczestniczących w odsłonięciu pomnik był Henryk Niemyjski. Jemu to Sowieci zamordowali pod Zabłudowem ojca, Jana Niemyjskiego. – Miałem wtedy cztery lata, kiedy naprawdę ciężko – stwierdził Henryk Niemyjski i dodał: – Po pogrzebie poszliśmy na cmentarz na grób ojca. Matka zaczęła płakać. Spytałem ją dlaczego mamo to robisz. Zaraz odkopię grób i zacząłem rozkopywać go swoimi małymi rączkami. Matka powiedziała mi, że tatuś już nigdy nie wróci i zaczęła głośno płakać. Ludzie przebywający na cmentarzu musieli ją odprowadzić do domu. Na uroczystości był obecny Jerzy Leszczyński, Marszałek Województwa Podlaskiego głych. Choć na pomniku zapisano, że jednej osoby nie rozpoznano, to już wiemy, kto nią jest – dodał Mirosław Reczko. Obecny na uroczystości Adam Tomanek, burmistrz Zabłudowa zaznaczył, że udało się ocalić od zapomnienia fragment tragicznej historii naszej gminy. – Dla mnie osobiście jest to ważne wydarzenie, ponieważ na co dzień mieszkam w Ciechanowcu a właśnie z tamtych okolic zamordowane zostały tu osoby – zauważył Jerzy Lesz- Wieniec z biało – czerwonych kwiatów złożyli Adam Tomanek, burmistrz Zabłudowa wraz z Mirosławem Reczko, burmistrzem Ciechanowca Sowieci zabrali mi ojca. Po tragedii mój dziadek przyjechał tutaj gdzie się znajdujemy i zabrał ciało. Zostaliśmy sami, mama, trzy siostry i ja. Było Jak zaznaczył burmistrz Ciechanowca w 20 minut zebraliśmy całą kwotę potrzebną na sfinansowanie postawienia obelisku. Wśród ofiarodawców jest i Gmina Zabłudów. PW Pomóżmy Marcinowi Radna Agnieszka Dołęgiewicz serdecznie zaprasza na festyn charytatywny pod hasłem „Pomóżmy Marcinowi”. Odbędzie się on 24 lipca br. o godz. 14.00 w Parku Zamkowym w Zabłudowie. Na odsłonięcie obelisku licznie stawiły się rodziny pomordowanych 3 Nr 7 (86) • Lipiec 2016 Naszym obowiązkiem pamiętać Uroczystość upamiętniająca deportację mieszkańców Zacisza na Syberię 19 czerwca 2016 r. Przy pomniku – obelisku zabłudowscy harcerze zaciągnęli wartę W uroczystości wzięło udział wielu mieszkańców gminy i Sybiracy Część artystyczną zaprezentowały dzieci ze Szkoły Podstawowej im. Sybiraków w Rafałówce Kwiaty i znicze ustawili radni gminy na czele z przewodniczącym Maciejem Roguckim Adam Tomanek został nagrodzony Srebrną Odznaką Honorową za zasługi dla Związku Sybiraków Gehenna przesiedleńców Zacisze koło Zabłudowa to osada założona przez żołnierzy, którzy służyli w legionach Piłsudskiego. Za udział w wojnie 1920 roku piętnastu z nich otrzymało tu właśnie ziemię. Każdy po osiem hektarów. Miejscowość szybko zyskała dobrą opinię w okolicy a jej mieszkańcy byli stawia- Taką samą odznakę otrzymała również Edyta Szóstko – Łapińska, dyrektor Szkoły Podstawowej w Rafałówce ni za wzór nowoczesnego gospodarowania. Wieś szybko się rozwijała. Niestety 1939 rok a potem luty 1940 roku diametralnie zmieniły życie tych ludzi. To wówczas, w nocy 1940 roku wojska rosyjskie okrążyły Zacisze. Wszystkich spędzono i załadowano w lutowy, mroźny dzień na sanie a następnie przewieziono w stronę stacji kolejowej Żednia. Zapakowano ich do bydlęcych, nie posiadających Uroczystość swoim śpiewem uświetnił chór leśników z Białowieży żadnych urządzeń sanitarnych wagonów zaryglowując za nimi drzwi. Taki był początek gehenny przesiedleńców z Zacisza. Ich niewola dobiegła końca wiosną 1946 roku. Wydane im zostały dokumenty repatriacyjne, uprawniające do powrotu do kraju. Fragment przemówienia wygłoszonego przez Adama Tomanka, burmistrza Zabłudowa podczas uroczystości upamiętniającej deportacje mieszkańców Zacisza na Syberię 4 Zabłudów i Okolice Słaba płeć na wystawie „Kobieta pracująca” - taki tytuł nosi wystawa, którą otwarto 16 czerwca br. w galerii „Ścianka 22” mieszczącej się w zabłudowskim gimnazjum. Można ją oglądać do końca października br. – Ostatnio prezentowaliśmy w naszej galerii w większości mężczyzn, czy to strażaków czy piłkarzy Rudni. Kobiety zwróciły mi uwagę na swoją płeć. Obiecałem im, że poświęcę jedną z wystaw paniom i dotrzymałem słowa – mówi Jarosław Sieradzki, pomysłodawca wystawy. – Najpierw zrobiłem fotografie kobietom pracującym w gimnazjum i szkole podstawowej: nauczycielkom, kucharkom, intendentkom czy sprzątaczkom. Ich oblicza można właśnie podziwiać na wystawie. Okazało się, że trudno pokazać nauczycielkę pracującą w szkole. Najczęściej jest to pani stojąca przy tablicy. – Następnie wyruszyłem na Rynek i tam wykonałem kolejne fotografie, które mam nadzieję, że zobaczymy pod koniec roku. Zrobiłem już zdjęcia ekspedientkom w sklepie, zamierzam w dalszej kolejności uwiecznić pielęgniarki, lekarki i urzędniczki – dodaje autor fotografii. – Pomysł kobiet pracujących jest bardzo ciekawy. Zanim te zdjęcia znalazły się na wystawie, to uzyskały naszą akceptację. Myślę, że Jarosław Sieradzki wykazał się bardzo dużą umiejętnością pokazania kobiet w ciekawym świetle – zaznacza Barbara Korolczuk, wychowawca świetlicy szkolnej. – Jestem mieszkanką gminy, pracuję w gimnazjum, dlatego tu się znalazłam. Wyglądam na zdjęciu bardzo naturalnie. Widać, że praca którą wykonuję sprawia mi dużą przyjemność – zwraca uwagę Beata Nauczycielka Bogumiła Mielech na tle Przymierska, pedagog gimnazjalny. swojej fotografii – Znalazłam się na jednym ze zdjęć, ponieważ uczę wychowania fiNa wystawie można obejrzeć zycznego w gimnazjum. Na co dzień dwadzieścia dwa zdjęcia. – Starałem chodzę w dresie. Ta fotografia bar- się pokazać kobiety przede wszystdzo mi się podoba, ponieważ jestem kim zawodowo, myślę, że częściowo inaczej ubrana niż zazwyczaj i stoję udało mi się to – mówi na zakończeprzy tablicy, a przecież wiadomo, że nie Jarosław Sieradzki. PW moje miejsce pracy to sala czy boisko – zaznacza Bogumiła Mielech. Burmistrz z absolutorium Obradująca 28 czerwca br. Rada Miejska w Zabłudowie zatwierdziła sprawozdanie finansowe gminy Zabłudów za 2015 rok oraz udzieliła burmistrzowi absolutorium z tytułu wykonania budżetu. Wcześniej pozytywne opinie do sposobu wykonania budżetu wydały Regionalna Izba Obrachunkowa w Białymstoku oraz Komisja Rewizyjna. (Poniżej prezentujemy opinię Komisji). Opinia Komisji Rewizyjnej Rady Miejskiej w Zabłudowie z 8 czerwca 2016 r. w sprawie wykonaniu budżetu Gminy Zabłudów. Uchwalony przez Radę Miejską budżet, po uwzględnieniu zmian w ciągu roku, przewidywał realizację dochodów w kwocie 27.293.776,30 zł. Dochody wykonano w kwocie 27.699.099,88 zł, co Radni głosują nad udzieleniem absolutorium burmistrzowi Zabłudowa 5 Nr 7 (86) • Lipiec 2016 Jerzy Hoffman w Zabłudowie stanowiło 101,49 % planu. Planowane dochody własne bieżące na kwotę 22.798.504 zł. Wykonane zostały w wysokości 23.313.364,20 zł, co stanowi 102,46% planu, dochody majątkowe – plan 1.598.272 zł, wykonanie: 1.637.220,95 zł, co stanowi 102,44% planu, a dochody na realizację zadań zleconych – plan 2.897.000,30 zł, wykonanie: 2.748.514,73 zł, co stanowi 94,87% planu. Uchwalony przez Radę Miejską plan wydatków budżetowych po zmianach dokonanych w ciągu roku przewidywał kwotę 28.834.776,30 zł. Wydatki zrealizowano w kwocie 26.485.053,42 zł, co stanowi 91,85% ogółu planu. Na realizację wydatków majątkowych zaplanowano w budżecie Gminy kwotę 3.901.001 zł, co stanowiło 13,53% ogółu planu wydatków. Wydatkowano kwotę 3.107.334,24 zł, co stanowi 79,65% planowanych wydatków na inwestycje i wydatki majątkowe. Budżet Gminy zamknął się na dzień 31 grudnia 2015 roku wynikiem dodatnim w wysokości 1.214.046,46 zł, a skumulowany wynik budżetu na koniec 2015 roku wynosi 8.265.009 zł i uległ wzrostowi w porównaniu do 2014 o ok. 11,77%, jednakże po przeksięgowaniu nadwyżki budżetowej za 2015 rok ulegnie znacznemu obniżeniu do kwoty 7.050.963 zł. Ze środków budżetu Gminy w 2015 roku spłacono raty zaciągniętych pożyczek w kwocie 638.000 zł, co stanowi 100% zaplanowanych spłat. Zadłużenie Gminy na koniec 2015 roku z tytułu zaciągniętych pożyczek wyniosło kwotę 9.950.000 zł z terminem spłaty na lata 2016 – 2027. Gmina na 31 grudnia 2015 roku posiadała zobowiązania z terminem płatności do 31 grudnia 2015 roku w wysokości 312 zł. Powyższe zobowiązanie zostało opłacone po terminie z uwagi korektę podatku dochodowego oraz przedłożoną po terminie zapłaty fakturą zakupu. Skutki obniżenia górnych stawek podatków za 2015 rok wyniosły 2.044.080 zł. Skutki udzielonych ulg i zwolnień z podatków za 2015 rok wyniosły 2.043.253 zł, skutki wydanych decyzji umorzeń, rozłożenia na raty i odroczenia terminu płatności – 129.207,70 zł. Łącznie stanowi to kwotę 4.216.540,70 zł, tj. 18,09 % zrealizowanych bieżących własnych dochodów budżetowych. Burmistrz Zabłudowa, realizując zadania związane z wykonaniem budżetu, kierował się zasadą celowości, legalności, rzetelności i oszczędności w gospodarowaniu środkami publicznymi. PW 6 Zabłudów i Okolice Prezentujemy Państwu fragment książki Mirosława Reczko i Zbigniewa Romaniuka pt. „Zbrodnia Sowiecka pod Zabłudowem. 23 czerwca 1941 roku”. Ukazała się ona w 75 rocznicę tragicznej masakry ludności cywilnej z Ciechanowca, Brańska i okolicznych gmin w lesie na kolonii Folwarki Małe. Zbrodnia sowiecka pod Zabłudowem 22 czerwca, o świcie, gdy trwały już działania wojenne, a wojska hitlerowskie zbliżały się w szybkim tempie, grupę kilkunastu aresztowanych wyprowadzono przed siedzibę NKWD w Ciechanowcu. Ustawionych w dwójki, pod konwojem uzbrojonych w karabiny, pieszo poprowadzono do Brańska. Mężczyźni pozbawieni pasków do spodni, całą drogę musieli trzymać je, aby nie spadły. To miało zapobiegać ewentualnym próbom ucieczki. Konwojentami na tym etapie byli sowieccy funkcjonariusze NKWD, w tym milicjanci Wacław Pleszczyński z ul. Polnej w Ciechanowcu oraz Pietka Kondraciuk pochodzący spod Drohiczyna lub Siemiatycz. Kolumnę po drodze widziano w Rudce, gdzie przypadkowi obserwatorzy wypatrzyli i pozdrawiali swoich krewnych. Po pokonaniu 25 km, koło godziny 13 konwojowani dotarli do brańskiego aresztu. Niemcy po walce z czołgami sowieckimi pod Olendami, przed godziną 19 byli już na grobli przed mostem na Nurcu w Brańsku. Trochę wcześniej, około godziny 17 lub 18, połączone grupy aresztantów z Ciechanowca i z Brańska załadowano na konne wozy po cztery osoby i konwojent na każdym. Więźniom zakazano jakichkolwiek rozmów. Jechali w ciszy. Drogi były zapchane przemieszczającymi się wojskami i uciekinierami. Po przebyciu 54 km, w poniedziałek (23 czerwca) nad ranem konwój kilku furmanek dotarł do Zabłudowa, położonego na trasie do Białegostoku. Tutaj widziano aresztantów eskortowanych przez pięciu enkawudzistów. Grupę tę wpędzono na ogrodzony plac koło plebanii, zajętej w tym czasie na potrzeby sowieckich okupantów. Na terenie niewielkiego, wspomnianego już tymczasowego obozu na placu kościelnym, było już około 70 ludzi. Dla dalszego losu ludzi pędzonych Okładka książki o zbrodni pod Zabłudowem w nieznane były to kluczowe godziny. Zapewne tutaj eskorta dowiedziała się, że 22 czerwca 1941 roku Biuro Polityczne Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii (bolszewików) Białorusi podjęło uchwałę, zobowiązującą NKWD Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej do wykonania wyroków śmierci na więźniach z zachodnich obwodów. Założyć więc można, że 23 czerwca w Zabłudowie odebrano ową decyzję w formie telefonogramu. To przesądziło los więźniów. Po dwóch godzinach, w czasie których słyszano nieodległe bombardowanie i widziano niemieckie samoloty, aresztantów z Ciechanowca i Brańska wyprowadzono przez bramę tymczasowego aresztu i skierowano w prawo. Jeden z nich, Bolesław Matanowski, wykorzystał zamieszanie i przekraczając bramę uciekł, kierując się w lewo. Nie wiemy czy komuś jeszcze udało się zbiec w drodze, ale jest to prawdopodobne, gdyż wspomina się inne osoby, które miały być w tym samym konwoju. Kolumnę poprowadzono drogą za kościołem, obok cmentarza, kierując się na Żednię. Prowadzeni zapewne myśleli, że wobec zbliżających się wojsk niemieckich, planowano ich dostarczyć do tamtejszej stacji kolejowej, by wywieźć w głąb ZSRR. Po przejściu około 1800 metrów prowadzonych ostrzelał samolot niemiecki. Skręcono więc w prawo, do lasu, kierując się duktem na Folwarki Małe. Po przejściu czterystu metrów, w miejscu zwanym Moskiewskim Mostem, w lesie Józefa Kamińskiego, kazano więźniom kłaść się na ziemi. Było około 11 przed południem. Powstało zamieszanie, w wyniku którego niektórzy próbowali ucieczki. Stanisław Wójcik klęcząc błagał o litość. Konwojent miał tylko warknąć – „Łożis, job twoja mać!”. Ucieczka udała się Janowi Łupińskiemu. Pozostałych dosięgły kule, choć nie wszyscy mieli rany śmiertelne. Sprawcy zbrodni opodal, za stodołą Sanejków, zasiedli do śniadania. Usłyszeli jęki rannej Zofii Marcinkowskiej, którą próbował uciszyć Stanisław Akacki. Niestety, nie tylko usłyszano jęki, ale zauważono też ruchy Akackiego. Dobito ich strzałami w głowę. Do konwojentów docierały coraz głośniejsze odgłosy wojenne (nadlatujący samolot?). 7 Nr 7 (86) • Lipiec 2016 Pozostawili ciała porozrzucane po okolicy i uciekli. Po pewnym czasie okazało się, że kilka kolejnych osób było tylko rannych. Wśród nich Mateusz Rybak z Ciechanowca, Piotr Zaręba z kolonii Klukowo i Borys Sokółkow z kolonii Ciechanowiec. Oprócz nich masakrę przeżył wspominany już Jan Łupiński z Mierzynówki. Kazimierz Szarejko z kolonii Folwarki Małe wspominał: „... około godziny jedenastej słyszałem strzały, od mojego mieszkania 600-700 metrów i widziałem jak się ludzie rozbiegali, w tym dwie niewiasty, to były chyba dwie nauczycielki. U nas był wtedy na kwaterze ksiądz z Zabłudowa, którego sowieci wygnali z plebanii. Po jakimś czasie wlatuje do mieszkania jakiś człowiek [Jan Łupiński] i mówi: Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Widzę, że mieszkanie katolickie. Odpowiedzieliśmy mu... Wiadomo, jak z takiej ucieczki uciekł – to jak niespełna mądry był. Ale doszedł do przytomności (nie był na szczęście ranny) i mówi, że taka i taka sprawa: było nas czternastu, został jeden ja żywym. A wszystko inne zostało zabite przez sowietów […]. Jak to trochę przyschło, uspokoiło się po kilku godzinach to ten człowiek mówi: Idziem Panowie, zobaczymy. Poszliśmy na to miejsce kaźni. Zachodzim – to kilku leżało zaraz na miejscu – niedaleko odlecieli. Poszli my szukać reszty ludzi. Każdy jeden był – widać było – dobity z tyłu. Każdy postrzelony był z erkaemu, to po nogach dostał, to po żołądku dostał... Widać, najpierw strzelali seriami, ludzie im uciekli, który przewrócił się, podobijali i każdego dobijali w tył głowy. Nawet trzynasty był na końcu lasu, jakieś przeszło tysiąc metrów od miejsca, gdzie rozstrzeliwali. To jeden trzymał się tego Łupińskiego. Łupiński opowiadał – to ten prosił: Puść człowieku, bo i tobie będzie śmierć i dla mnie. Puścił i upadł i też był dobijany, a Łupiński uciekł. Zwłoki porozrzucane po lesie, każdy poje- dynczo leżał. Kobiety leżały niedaleko, mężczyźni dalej. Enkawudziści to zostawili i uciekli, bo sami uciekali przed Niemcami. My ich pogrzebali, wykopali dół na miejscu, w lesie. Poznosili ich w to miejsce. Ze mną był brat, był sąsiad i Łupiński. Ubranie Łupińskiego porozwieszał na płocie, na naszym podwórku – takie zimowe, bo zabicie mieli ze sobą jakieś bagaże. Łupiński zabierał też dokumenty zabitych, kto co miał to zbierał. Pogrzebali my ich, bez księdza, bo on już był staruszek i nie był przy tym pogrzebie. Drewniane krzyże postawili... Tego samego dnia Łupiński przenocował u nas, przyszli Niemcy, on zgłosił się do nich – dali jemu zezwolenie, że on miał prawo zatrzymać jadący wóz w tamtym kierunku, żeby podwieźli go. I zaraz za parę dni, zaczęli zjeżdżać ludzie z zabierać te zwłoki. Niemcy nie zrobili żadnej komisji, nic. Rodziny zabierały swoich, ale nazwisk nikogo nie pamiętam...”. Najlepsza drużyna to nasza rodzina Co roku dyrektor i rada pedagogiczna Szkoły Podstawowej w Dobrzyniówce organizują Festyn Rodzinny. W tym roku po raz pierwszy, odbył się on w niedzielę, a dokładnie 19 czerwca br. – Wybraliśmy ten dzień, ponieważ to najlepszy czas na rodzinne spotkania, a społeczność Dobrzyniówki, nauczyciele i dzieci tworzą właśnie wspólną rodzinę – mówi Barbara Trusiuk, dyrektor szkoły. Tegoroczny Festyn Rodzinny pod hasłem „Najlepsza drużyna to nasza rodzina” połączono z Przeglądem Piosenki Rodzinnej, na który przybyli uczniowie ze Szkół Podstawowych w Rafałówce i Białostoczku oraz władze gminy, w osobie burmistrza Ada- ma Tomanka. Wszyscy występujący w piątek, 17 czerwca przez gminę otrzymali upominki a słuchacze ze Zabłudów przeszła nawałnica, powzruszeniem słuchali pięknych pio- wodująca mnóstwo szkód i zniszsenek o mamie, tacie i rodzinie. Na- czeń – dodaje Barbara Trusiuk. Na stępnie odbyły się konkursy, pokazy szczęście dzięki staraniom dyrekcji uczniów ze szkół mundurowych, za- wypożyczono szkole agregaty prąwody zapaśnicze. Można było wziąć dotwórcze. Festyn odbył się dzięki udział w loterii fantowej, zjeść pyszną kiełbaskę z ogniska, sprawdzić swoją tężyznę fizyczną czy rozegrać mecz piłki nożnej rodzice – dzieci. Rada Rodziców zadbała o dodatkowe atrakcje, Zwycięska drużyna rodziców takie jak dmuchana zjeżdżalnia. Dobry humor dopisywał hojności sponsorów, za co serdeczwięc wszystkim, zarówno małym, jak nie dziękują nauczyciele, rodzice i dużym. – Wspólnie spędzony czas i dzieci. SPD był wyjątkowo cenny zwłaszcza, że 8 Zabłudów i Okolice Publikujemy fragmenty wspomnień Stanisława Strzałkowskiego, 95-letniego mieszkańca Protas. Rozpoczął je spisywać w 1997 roku i prowadzi je do chwili obecnej. Pomimo, że skończył tylko cztery klasy w przedwojennej szkole, to jego zapiski są kopalnią informacji o tamtych, trudnych czasach. Zarabiałem tylko 80 groszy dziennie 4.02.1997 W 1914 roku jak wybuchła wojna niemiecko – ruska to niektórzy ludzie uciekali przed Niemcami w głąb Rosji, również i brat mojej matki Maciej z trojgiem dzieci, żoną i moją matką Anastazją, która była już dorosłą panienką, wyjechali furą konną z jako-takim dobytkiem w kierunku Rosji. Dojechali do Baranowicz i tam musieli pozbyć się konia z furą i dobytkiem, wzięli tylko ile mogli w ręce z sobą i pociągiem towarowym podążyli w głąb Rosji. I tak z przesiadkami, po iluś tam tygodniach dotarli aż do Nowomikołajewska (obecnie Nowosybirsk) i zatrzymali się u niejakiego Chwojko, dalekiego krewnego z rodziny matki, który pochodził z Białegostoku i miał tam wytwórnię drożdży i swój duży dom. Więc tam zatrudnili się przy różnych pracach. Moja matka pracowała jako robotnik fizyczny, gdyż nie miała żadnego wykształcenia. A mój ojciec zaangażował się do pracy na kolei jako palacz na parowozach towarowych. Później został pomocnikiem maszynisty. To wszystko działo się przed Rewolucją Stanisław Strzałkowski Październikową za panowania cara. Już nie pamiętam opowiadania rodziców w jaki sposób zapoznali się i pobrali. Wiem, że ślub był w kościele rzymsko – katolickim w Nowomikołajewsku. Po roku urodziła się im córka, nazwali ją Maria, która umarła po dziewięciu miesiącach. Następnie 1 kwietnia 1921 roku urodził się syn, to znaczy ja Stanisław, który to wszystko opisuję. Było to już za rządów komunistycznych, za których nastało okropne pogorszenie życia ludzi. Ojciec opowiadał, gdyż jeździł parowozem po całym kraju, jak na dworcach w zimie leżały stosy trupów, umarłych z głodu i zimna. W 1921 roku wyszło rozporządzenie, że Polacy mogą wracać do swojego kraju. Mój ojciec z matką i ze mną a miałem wtedy kilka miesięcy i brat 50 lat wsi Krynickie Sołtys i Rada Sołecka Wsi Krynickie oraz Wiejski Dom Kultury w Krynickich serdecznie zapraszają na obchody z okazji 500-lecia założenia wsi Krynickie. Rozpoczną się one o godz. 12.00 Mszą św. w kaplicy pw. św. Anny, w trakcie której ks. Adam Szot, kustosz Muzeum i Archiwum Archidiecezjalnego zaprezentuje rys historyczny o półwieczu tej wsi. Natomiast o godz. 15.00 rozpocznie się tzw. część artystyczna, czyli odbędą się występy zespołów, gry, zabawy i konkursy dla dużych i małych. PW 9 Nr 7 (86) • Lipiec 2016 mojej matki z rodziną postanowili wrócić do Polski. Podróż była uciążliwa, gdyż jechali nieogrzewanym wagonem towarowym a już zaczynała się zima. Jechali kilka miesięcy, jak postawią na bocznicy na jakiejś tam stacji to nieraz kilka dni stał albo i tydzień. (…) Po ciężkiej podróży przyjechaliśmy do Protas, a było to przed Bożym Narodzeniem 1921 roku. 19.11.1998 I tak nastąpił rok 1928. Zacząłem chodzić do szkoły mając 7 lat a mieściła się ona w Zwierkach i była 5-klasowa. Był problem z posłaniem mnie do szkoły, gdyż nie miałem ciepłego ubrania w zimie. Nosiłem portki z własnego wyrobu, czyli utkane na krosnach przez matkę i takąż kurtkę. Zimą bardzo było zimno a do szkoły było 2 km. Na śniadania zabierałem kawałek czarnego chleba upieczonego we własnym piecu. I tak dobrnąłem do czwartej klasy a uczyłem się średnio. W czwartej klasie nawet dobrze i zdałem do klasy piątej. Ale okazało się, w piątej klasie jest bardzo mało dzieci, więc inspektor szkolny postanowił ją zlikwidować i dzieci przenieść do Zabłudowa albo do Rafałówki. Bogatsi rodzice zakupili swoim dzieciom rowery i one dojeżdżały do Rafałówki. A ja musiałem chodzić jeszcze dwa lata do klasy czwartej do Zwierek, gdyż była ustawa, że każde dziecko musi uczęszczać do szkoły do 14. roku życia. I tak skończyłem szkołę z niepełnym podstawowym wykształceniem. 1.02.1999 Jak kończyłem chodzić do czwartej klasy to zacząłem pracować w folwarku „Białostoczek”, którego to właścicielem był dziedzic Malinowski. Posiadał on około 300 hektarów ziemi, miał dwóch synów i jedną córkę. Jeden syn był lekarzem, drugi rolnikiem. Ziemię uprawiało z osiem rodzin parobków, ale jeszcze zatrudniał ludzi przy wykopkach czy koszeniu zboża. I ja też mając 15-16 lat chodziłem do tego folwarku do pracy przy zrywaniu jabłek, wyrywaniu buraków czy wykopkach kartofli. Zarabiałem bardzo mało, bo tylko 80 groszy dziennie, a 1 kg cukru kosztował 1 zł. Na obiad ze sobą do pracy matka dawała czasem placek z mąki razowej upieczony na płycie pieca i kilka jabłek. A jeszcze raz muszę się cofnąć do lat szkolnych. Otóż do szkoły w Zwierkach uczęszczały dzieci z czterech wiosek: Zwierek, Zagruszan, Łubnik i Protas. Były to dzieci mieszane pod względem wyznania, prawie pół na pół, prawosławni i katolicy. Tylko z Protas wszyscy byli katolikami. Religia w szkole były obowiązkowa. Do dzieci katolickich przyjeżdżała pani katechetka z Zabłudowa, pani Szelęgowicz, a do dzieci prawosławnych przyjeżdżał ksiądz (Baciuszka). Oceny z religii były wstawiane na świadectwo. Jak nadszedł czas przygotowania do pierwszej komunii św. to musieliśmy chodzić pieszo aż do Zabłudowa, dwa razy w tygodniu. Było nas chyba sześciu chłopaków z Protas (Kulikowski Wincenty, Dąbrowski Antoni, Horodeński Antoni, Dakowicz Wacław, Minko Józef i ja Strzałkowski Stanisław). Zawsze nas prowadziła jedna z naszych matek. A do pierwszej komunii św. przygotowywał nas kleryk Godlewski, mieszkaniec Zabłudowa, a proboszczem parafii zabłudowskiej był wtedy ks. Kuźmicki. Już nie pamiętam daty pierwszej komunii św. tylko przypominam sobie, że była chyba w dzień powszedni i bez żadnych uroczystości. Pamiętam, że moja matka dostała dla mnie ubranko, krótkie spodenki i marynarkę siwą w kratkę, oczywiście było używane. Otrzymała je od jakiejś pani z Białegostoku. 5.03.1999 W 1937 roku wstąpiłem do Stowarzyszenia Młodzieży Polskiej. Po jakimś czasie powierzyli mi funkcję sekretarza, pisałem sprawozdania z obrad. Wystawialiśmy przedstawienia, w których występowałem jako kobieta, która przynosi len i wełnę do fabrykanta, który miał fabrykę tkacką. To przedstawienie prezentowaliśmy u nas mieszkańcom Zwierek, a także w Henrykowie, w Rafałówce i na Zaciszu. Należałem też do bractwa kościelnego. W procesji nosiłem chorągwie z Ziutkiem Podlaskim, Wackiem Dąbrowskim i Michasiem Ostaszewskim ze Zwierek. Rok 1939. Wkraczają wojska niemieckie, wszystko rozwiązuje się, lecz po tych dwóch tygodniach wojska niemieckie w pośpiechu wycofują się na zachód a 17 września 1939 roku zajmują nasze tereny wojska sowieckie. W 1940 roku chłopców w moim wieku powołują na ćwiczenia wojskowe, które odbywały się w Rafałówce, pod kierownictwem oficera NKWD tow. Prusowa. Ale nas nie zdążyli powołać do wojska, tylko z naszej wsi Protasy zabrali czterech chłopców z rocznika 1917, 1918 i 1919. Po wojnie wrócił tylko jeden – Antoni Dakowicz. Kazimierz Dąbrowski zginął pod Moskwą, Józef Karpowicz dostał się do Portugalii a Antoni Strzałkowski trafił do Afryki. Rok 1941. Niemieckie wojska niespodziewanie napadają na wojska sowieckie, które okupowały Polskę. Teraz mamy nowego okupanta. Poszedłem do pracy na szosę, bo kto pracował to miał większą nadzieję, że nie wywiozą do Niemiec do pracy. Oprócz tego, jeszcze przyjmowaliśmy mleko, które było obowiązkowe z każdej wsi. (…) Władze niemieckie dały nam 20 konewek 20-litowych, do których mieszkańcy Protas przynosili mleko. Sołtys wyznaczał furę i gospodarz przyjeżdżał i zabierał to mleko do zlewni w Kamionce. Wpadłem na pomysł, aby z tego mleka jak ustoi się, zbierać śmietanę a na to miejsce wlewać wodę. I tym mlekiem poiliśmy okupanta. (…) W dalszym ciągu pracowałem na szosie. Bezpośrednim moim przełożonym był dozorca drogowy, nazywał się Fodorow, miał żonę, dwie córki i matkę na utrzymaniu a zarabiał bardzo mało. Więc ja z nim dogadałem się, że kilka razy w tygocd. na str. 10 10 dniu nie przyjdę do pracy a zapłatą za te dni podzielimy się na dwóch. Te wolne dni wykorzystałem na produkcję samogonu, gdyż z Wackiem Dąbrowskim i Ziutkiem Podlaskim kupiliśmy w Rafałówce aparat do Zabłudów i Okolice produkcji bimbru. I tak produkowaliśmy 20 litrów tygodniowo i ten samogon sprzedawaliśmy po 40 marek za jeden litr, a na szosie zarabiałem 3,40 marek dziennie. Ale niestety pomimo dobrych zarobków bardzo rozpiliśmy się i to był największy błąd w moim życiu. Popełniałem dużo różnych głupstw, których bardzo się dziś wstydzę. Czas dla zdrowia Samorządowcy z Gminy Zabłudów mogą być z siebie dumni. Podczas tegorocznej Spartakiady Sportowo – Rekreacyjnej Powiatu Białostockiego, która odbyła się 10 czerwca br. w Michałowie zajęli trzecie miejsce. Zwyciężyli gospodarze, a na drugim miejscu uplasowali się reprezentanci Gminy Gródek. – W biegu na 60 metrów uzyskałam czas 9,98 sek. i to był trzeci wynik zawodów. W skoku w dal również zajęłam trzecie miejsce z wynikiem 3,31 metra. Całkiem nieźle jak na moje możliwości. W biegu na rencji, ale przede wszystkim liczył się ruch na świeżym powietrzu – zaznaczył Adam Tomanek, burmistrz Zabłudowa, który świetnie wypadł w trójboju władz, gdyż uplasował się na drugim miejscu. Bogumiła Mielech nie miała problemów ze strzelaniem na bramkę 400 metrów niestety nie znalazłam się w czołówce. Duma mnie jednak rozpiera, że dobiegłam do końca – mówi Małgorzata Zieniewicz, jedna z reprezentantek Zabłudowa. – Pierwszy raz brałem udział w przetaczaniu opony od traktora. Nie było trudno, lecz nie mam w tym doświadczenia. Dlatego uplasowałem się dopiero na czwartej pozycji. Okazało się, że w tej konkurencji liczy się nie tylko siła, lecz technika – stwierdził Jan Omelianowicz. – Po raz trzynasty organizowana była spartakiada i po raz trzynasty Zabłudów był jej uczestnikiem. Mieliśmy tam sporo ciekawych konku- Jan Omelianowicz pierwszy raz brał udział w przetaczaniu opony dwanaście drużyn. Na stadionie miejskim w Michałowie spotkały się ekipy z Zabłudowa, Supraśla, Juchnowca Kościelnego, Choroszczy, Gródka, Łap, Suraża, Tykocina, Wasilkowa, Zawad, Starostwa Powiatowego w Białymstoku oraz gospodarze. Zawodnicy rywalizowali w siedemnastu konkurencjach sportowo-rekreacyjnych, m.in. w piłce nożnej i siatkowej, przeciąganiu liny, biegach, pływaniu, sztafecie mieszanej czy w slalomie sprawnościowym. – W tej spartakiadzie nie najważniejszy jest wynik, lecz wspólna zabawa z kolegami z innych gmin i aktywnie spędzony czas dla zdrowia – dodał na zakończenie Jarosław Leończuk, reprezentant Zabłudowa. Inni przedstawiciele Zabłudowa również pokazali się swoje umiejętności sportowe. Marek Muklewicz był drugi w biegu na 100 metrów mężczyzn, Anita Jurska zajęła trzecie miejsce w rzucie do kosza. Na najniższym podium znalazły się również osoby uczestniczące w sztafecie mieszanej 4 x 100 metrów. Spartakiada powiatu białostoc- Jeden z banerów witających przybyłych kiego zgromadziła samorządowców PW 11 Nr 7 (86) • Lipiec 2016 Deszcz im nie straszny Mecz ojcowie kontra synowie, kule zderzaki, strzelnice, gry i zabawy – to tylko niektóre z atrakcji, które odbyły się podczas pikniku rodzinnego w Rafałówce. – Co roku na pikniku mieliśmy upalną pogodę, niestety w tym roku deszcz częściowo pokrzyżował nam plany. Jednak część z przygotowanych atrakcji odbyła się bez problemu – mówi Barbara Kulikowska z Wiejskiego Domu Kultury w Rafałówce. – Szczególnym zainteresowa- niem wśród młodzieży cieszyły się kule zderzaki. Chłopcom tak się one spodobały, że pomimo deszczu nie przerywali zabawy. Dużą atrakcją była też możliwość strzelania z łuku. Dzieci nie miały problemów z naciągnięciem cięciwy i oddaniem strzału. Dorosłym bar- Z łuku strzelali dorośli i dzieci dziej przypadła do gustu strzelnica wiatrówkowa. Kolejnym punktem pikniku były gry, zabawy i konkursy. Część z nich odbyło się na świeżym powietrzu, a cześć przeniesiono do budynku wiejskiego domu kultury. – Osoby, które dotarły na piknik z pewnością mile spędziły czas – dodaje na zakończenie Barbara Kulikowska. PW Kule zderzaki – to świetna zabawa nawet podczas padającego deszczu Pamiętają o Żydach 15 czerwca br. zabłudowscy uczniowie uczestniczyli w gali finałowej VIII edycji programu „Przywróćmy Pamięć”, która odbyła się w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin w Warszawie. „Przywróćmy Pamięć” to ogólnopolski program edukacyjny, który propaguje wśród młodzieży wiedzę na temat historii i kultury Żydów oraz zachęca ich do działań na rzecz przywracania pamięci o społeczności w swoich miejscowościach. Uczniowie z naszej gminy oraz reprezentanci z innych szkół Polski przedstawili swoje projekty przygotowane w ramach programu. Zaproszeni goście i eksperci zapoznawali się z pracami uczniów. Jedną z atrakcji gali finałowej była ceremonia wręczenia Medali Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Dzieci zwiedziły wystawę Dzieci prezentują swoje prace o zabłudowskich Żydach główną przedstawiającą historię Żydów od ich przybycia na ziemie polskie, aż po historię najnowszą. Obejrzały również wystawę czasową pt. “Frank i Stella i synagogi dawnej Polski” oraz film o powstaniu w getcie warszawskim. Co ciekawe galę finałowa prowadziła znana dziennikarka i prezenterka telewizyjna Magda Mołek, która na zakończenie wręczyła uczestnikom pamiątkowe dyplomy i upominki. Anna Zdanowicz 12 Zabłudów i Okolice Rudnia spadła z IV ligi – Nie wierzyliśmy w to, co się stało. Sami sobie jesteśmy winni, bo ostatni mecz mogliśmy spokojnie wygrać a niestety przegraliśmy i spadliśmy do okręgówki – mówi Radosław Klepacki, trener Rudni Zabłudów. – Pomimo, że zdobyliśmy czterdzieści trzy punkty, to było zbyt mało, aby się utrzymać. Przyczyniła się również do tego reorganizacja IV ligi. Na półtorej tygodnia przed zakończeniem sezonu 2015/2016 ustalono w Podlaskim Związku Piłki Nożnej, że w przyszłym sezonie liga ta składać się będzie tylko z 16 ze- społów (obecnie 18 drużyn). Ta decyzja spowodowała spadek aż sześciu zespołów, wśród których i my się znaleźliśmy – podsumowuje trener. Zdaniem Radosława Klepackiego ten czas gry w IV lidze nie jest stracony, a wręcz przeciwnie stali się lepszym zespołem. – Stykaliśmy się z dużo lepszymi zespołami i na pewno ta nauka nie poszła w las – dodaje selekcjoner Rudni. Pomimo, że klub chciał za wszelką cenę utrzymać się, nie udało się. Taki jest sport, że raz się wygrywa, raz przegrywa. – Nie załamujemy się i patrzymy z optymizmem w przyszłość. Ustaliliśmy niedawno z zawodnikami cele na przyszłość. Chcemy po rundzie jesiennej zająć jak najwyższe miejsce w tabeli. Zimą pomyślimy o wzmocnieniu i będziemy walczyć o powrót do IV ligi – zaznacza Radosław Klepacki. Ostatecznie w sezonie 2015/2016 klub z Zabłudowa w trzydziestu czterech meczach zdobył czterdzieści trzy punkty. Wygrał dwanaście a przegrał piętnaście spotkań, siedem razy zremisował. Strzelił pięćdziesiąt pięć bramek, stracił sześćdziesiąt osiem. Na osiemnaście zespołów zajął trzynaste, spadkowe miejsce. PW Pokaz maszyn pod Zabłudowem 5 czerwca br. nieopodal Zabłudowa odbyły się manewry łąkowe. W ich trakcie zaprezentowano ciągniki rolnicze firmy John Deere i maszyny rolnicze SaMASZu. – Manewry łąkowe - to impreza pokazowa zorganizowana wspólnie z firmą Contractus, naszym dilerem, który zaprezentował ciągniki o różnych mocach roboczych – powiedział Norbert Pawluczuk, kierownik marketingu w SaMASZu. – My jako firma pokazujemy różne maszyny do zbioru zielonki, począwszy od kosiarek tylnych, bocznych i czołowych po przetrząsacze, zgrabiarki i prasy belujące. – Po raz pierwszy zorganizowaliśmy taką imprezę dla rolników z gminy Zabłudów i okolicznych miejscowości i jesteśmy z niej bardzo zadowoleni. Myślę, że wpisze się ona w nasz coroczny kalendarz. Frekwencja dopisała. Z naszym obserwacji wynika, że wzięło w niej udział około 400 osób – dodał przedstawiciel SaMASZu. Zabłudów i Okolice Co ciekawe, rolnicy sami mogli przejechać się i sprawdzić jak funkcjonuje dana maszyna. – Taki pokaz to dobra rzecz, ponieważ można zobaczyć maszynę jak pracuje i co się z nią dzieje podczas prac polowych. Na swoim przykła- towa. Maszyny pokazane tutaj są bajeczne. Kosiarki z Samaszu to rewelacja – stwierdził Mirosław Zakrzewski, sołtys z Krynickich. – Niestety kosztują sporo, czyli nie każdego rolnik na nie stać. Ale najważniejsze, że SaMASZ inwestuje u nas, przez co Pokaz maszyn rolniczych nieopodal Zabłudowa dzie wiem, że jednej z maszyn bym teraz nie kupił, ponieważ nie miałem okazji sprawdzić jej podczas pracy – zaznaczył Sławomir Jakoniuk, rolnik z gminy Zabłudów – Pomysł zaprezentowania maszyn w naszej gminie uważam za bardzo dobry. Nie muszę jechać na Polagrę do Poznania czy do Szepie- gmina pójdzie w górę w rankingach. Warto przypomnieć, że SaMASZ eksportuje swoje maszyny do ponad 50 krajów na całym świecie. Jest obecnie na wszystkich kontynentach, nawet w tak egzotycznych krajach jak Nowa Zelandia, Japonia czy Korea. PW Wydawca: Miejski Ośrodek Animacji Kultury w Zabłudowie Redaktor naczelny: Piotr Woroniecki Adres redakcji: ul. Rynek 8, 16-060 Zabłudów, tel. 85 71 88 443, e-mail: [email protected] Nakład: 500 egz. Czasopismo dostępne na www.moak-zabludow.pl Skład i druk: Drukarnia Biały Kruk, tel. 85 74 04 704.