III władca IV RP

Transkrypt

III władca IV RP
SCHERTETCHNIE FITAMY!
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 21 (325) 1 CZERWCA 2006 r. Cena 2,80 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 2, 12, 13
iedyś krążyło po Polsce ironiczne hasło: „Emeryci! Popierajcie partię czynem, umierajcie przed terminem”. Dziś
w IV RP zmieniło się wszystko: i ustrój, i władza… Tylko
prześmiewczy slogan stał się dramatycznie aktualny, choć już
innej partii dotyczy. Panie ministrze Religa – olej pan lekarzy
i pielęgniarki! Niech sobie strajkują. Ich miejsce przy łóżkach
chorych mogą zająć kapelani szpitalni.
Ü Str. 11
K
III władca IV RP
Marek Kuchciński, wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS, to prawa ręka Jarosława Kaczyńskiego. Ten technik ogrodnik – wielokrotnie skompromitowany karierowicz – za całe referencje do bycia wiceszefem
kraju ma starą znajomość z Bliźniakami. Polska płaci dziś
stare długi wdzięczności braci Kaczyńskich.
Ü Str. 6, 7
Ü Str. 8
2
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
POLSKA W przeddzień Dnia Matki polskie sieroty po JPII
Wizyta-ccja
nawiedził nowy ojciec, a dokładnie niemiecki ojczym. Sparaliżuje to Polskę skuteczniej niż strajk generalny i odchudzi
o 50 milionów zł, ale ile przy tym ludziska mają radochy!
Tylko gdzie jest 96 proc. katolików, skoro – według sondażu wp.pl
– aż 56 proc. respondentów ma w nosie cały ten papieski cyrk?
Kazimierz Górski zmarł przed mistrzostwami świata. Jakby
przewidywał, że występu „polskich orłów” i tak nie przeżyje...
Do tej pory Polacy mówili: ale mieliśmy reprezentację...! Od wtorku dodajemy: ...i trenera.
Im dłużej trwa władza PiS, tym więcej dowiadujemy się
o tym, czyimi rękami przeprowadzana jest „moralna rewolucja” Kaczyńskich. I tak Tomasz Prus, doradca szefa Agencji
Bezpieczeństwa Wewnętrznego, czyli dawnego UOP, historyk, dawny działacz radykalnie prawicowego i przykościelnego Niezależnego Zrzeszenia Studentów, okazał się zwykłym
bandytą zamieszanym w napad na pocztę. Posłowi Ryszardowi, nomen omen, Kaczyńskiemu z PiS zdarzyło się natomiast
po pijaku zaparkować swój samochód na płocie.
Poprzednie elity nie zatrudniały kiboli, bojówkarzy i facetów chodzących na pocztę z pończochą na twarzy. Ale to były łże-elity.
Nowy szef TVP, Bronisław Wildstein, wycina szefów anten, także tych popierających Platformę Obywatelską. Jednym z zastępców Wildsteina został wszechpolak Piotr Farfał, lat 28...
Jeszcze kilka razy ktoś powtórzy hasło: „oni już byli, oni muszą
odejść”, a do władzy dojdą gimnazjaliści, nekrofile i mordercy.
IPN wytrwale ściga „zorganizowany związek przestępczy o charakterze zbrojnym”, czyli władze PRL, które wprowadziły stan
wojenny. Tym razem zarzuty przedstawiono generałowi Czesławowi Kiszczakowi, byłemu szefowi MSW.
Kto odpowie za stan eutanazji emerytów i bezrobotnych III RP?
Minister Religa chce zmienić prawo tak, aby zakazać służbie
zdrowia strajkowania. W zamian obiecuje 5 miliardów zł.
Po ostatnich rozmowach z rządem zostały “szpitalnym” tylko puste obietnice; teraz jest jeszcze szansa na zmianę w prawie...
Trybunał Europejski w Strasburgu rozpatrzy skargę Fundacji
Równości na władze Polski. Chodzi o warszawską Paradę Równości z roku 2005, którą zdelegalizował Lech Kaczyński.
I znowu za decyzję Kaczora, który – zamiast kierować się prawem
– posłuchał Kościoła, karę zapłacą podatnicy, czyli my wszyscy.
WARSZAWA Poseł PiS Marek Suski (lat 48) został przyjęty
w poczet… Armii Krajowej. AK-owcom tak spodobało się bredzenie Suskiego o „genetycznym patriotyzmie” prawdziwych
inteligentów (patrz „FiM” 13/2006), że zapragnęli go mieć.
Akowcom, ze względu na wiek i przejścia, wybaczamy.
ŁÓDŹ Karami – od grzywny do 3 lat więzienia – zakończył
się proces w sprawie wręczania łapówek inspektorowi kontroli skarbowej oraz szefowi Izby Skarbowej w Łodzi. Pośrednikiem łapówkarzy był ksiądz Piotr Turek, skazany na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata.
Księdza od wyższej kary uratowały okoliczności łagodzące: pięć
lat temu został on „Łodzianinem Roku 2001” i prowadzi duszpasterstwo głuchoniemych.
GDAŃSK Spłonął dach na zabytkowym kościele św. Katarzyny. Minister kultury Michał Ujazdowski, który wizytował miejsce „tej wielkiej tragedii”, obiecał kilka milionów z budżetu
państwa na odbudowę dachu.
W ramach rewanżu – właściciel kościoła Benedykt XVI da podwyżki polskim pielęgniarkom.
ŁOWICZ Ksiądz Franciszek Augustyński (lat 63), wikariusz
generalny diecezji łowickiej (drugi po biskupie) i proboszcz
od Świętego Ducha, stwierdził, że Kościół to mu lotto i wyjechał za granicę, porzuciwszy samochód przy lotnisku. Wcześniej zaciągnął mnóstwo kredytów u sponsorów, wiernych i w
bankach. W kasie parafialnej zostawił całe 100 złotych...
Złe języki mówią, że wyjechał do konkubiny i dorosłego już syna.
My nie dajemy wiary – z pewnością udał się do Afryki na misje.
POLSKA/ŚWIAT Wejście do rządu faszyzującej LPR może
doprowadzić do izolacji naszego kraju. Izraelskie MSZ rozważa bojkot ministra Giertycha, jako szefa antysemickiej partii. Ambasada Izraela w Polsce informuje, że Giertych i tak
od dawna jest bojkotowany przez jej pracowników – jako członek LPR. Jakby tego było mało, nasz błyskotliwy premier
Kazio sam porównał obecną sytuację w Polsce do czasów Austrii Heidera (w 2000 r.), twierdząc, że już w Unii raz było
tak, że populiści byli u władzy i nic się nikomu nie stało...
...poza tym tylko, że Austria straciła dobre imię i miliardy euro,
gdyż jej produkty były bojkotowane przez miliony mieszkańców Unii.
ŻALNO Na pogrzebie zabitego księdza Krolla wystąpił wicepremier Giertych. Oznajmił, że ksiądz został zamordowany
przez komunistów w rocznicę zamachu na papieża. Powód?
Kapłan był człowiekiem prawicy. Na przykład w 2001 roku odmówił przekazania parafianom znaku pokoju, aby nie dotknąć
zdrajców głosujących na SLD; w Internecie pisał o „zdrajcach
przy Okrągłym Stole”; chciał też w parafii wprowadzić godzinę policyjną dla młodzieży. Policja ma pewność, że księdza zabito podczas napadu rabunkowego. Ze splądrowanej plebanii
zginęła gotówka i biżuteria o dużej wartości.
Co znaczy pewność policyjnych psów wobec pewności samego ministra edukacji!
U
śmiechy, całusy, przyklęki. Wreszcie przyleciał: Przywódca Kościoła, Władca skarbów Watykanu, Autorytet milionów. Dla katolików – także pośrednik między Bogiem i ludźmi. Dla tych polskich – jednak zaledwie namiastka i cień Karola Wielkiego. Wielkiego aktora, który mógłby zrobić karierę w Hollywood, choć nie tak wielką jak
zrobił w Watykanie. Ludzie lubią iluzję, a Polacy jeszcze
dodatkowo bardzo chcą wierzyć w cuda.
Benedykt XVI – nawet gdy wykłada drętwą kościelną doktrynę – jest naturalnie miły, ciepły, rozważny. U Wojtyły te cechy widać było na trzecim
planie. Dominował w nim słowiański romantyzm
ubrany w aktorską, dramatyczną powierzchowność i konserwatywną treść. Twór dziwny,
zwłaszcza dla Anglosasa trudny do strawienia. Dlatego Jan Paweł II był
najbardziej popularny w Polsce i krajach Ameryki Łacińskiej. Był
popularny
– to najlepsze
określenie. Na Wojtyłę patrzono, ale go
nie słuchano. Podobne
wrażenie robią wielkie
gwiazdy popkultury. Sławni beatlesi w swoich wspomnieniach napisali zgodnie,
że w okresie tzw. beatlemanii, czyli ogólnoświatowego
szału na ich punkcie, mieli
przemożne wrażenie, że ludzie
przychodzą ich zobaczyć, a niekoniecznie słuchać.
Wojtyła był niewolnikiem dogmatów. Katolizację świata prowadził
– choć za pomocą samolotu i telebimów – z okopów tradycji i doktryny. Jej owocem jest wzrost liczby katolików w Trzecim Świecie, odwrót
od Kościoła i wartości watykańskich w krajach rozwiniętych,
radykalny spadek tzw. powołań kapłańskich, przy jednoczesnym pogłębieniu ignorancji religijnej. Niemiecki papież, abstrahując od jego oficjalnych poglądów, ma otwarty umysł,
co potwierdził, na przykład zapraszając do Watykanu swego przyjaciela Hansa Kuenga, postępowego teologa, któremu Wojtyła zabronił wykładać na Uniwersytecie w Tybindze. Nie zdziwię się, jeśli Benedykt wywinie numer, o jaki
nigdy nie podejrzewaliby go kardynałowie, którym na konklawe wydawało się, że w jego osobie wybrali obyczajowe
i katechizmowe status quo. Tymczasem on już wyraził zgodę na używanie prezerwatyw. Następnie może np. zaaprobować wszelkie (poza wczesnoporonnymi) środki antykoncepcyjne. A w końcu nawet znieść przymusowy celibat
– główny powód tysięcy skandali seksualnych z udziałem
duchownych; obiekt szyderstw wśród większości katolików i samych księży. Uzależnienie święceń kapłańskich od
złożenia ślubów bezżenności wkrótce doprowadzi do takiej
posuchy na duchownych, że ich eksporterem zostanie wyłącznie ogarnięta bezrobociem Polska, a importerem – reszta świata. To przecież jedna z największych bolączek Kościoła, a zapełnić plebanie można tylko w jeden sposób. Celibat i inne „uświęcone tradycją zwyczaje”, sprowadzające
się głównie do zakazów, nie mają sankcji niewzruszonych
dogmatów i każdy papież jest władny zmienić je jednym
podpisem. Pytanie tylko, czy takie zewnętrzne, kosmetyczne zabiegi uratują Kościół. Uważam, że wprowadzenie
racjonalizmu – czy to do życia jednostki, czy społeczności
– jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Nie jest to jednak sposób
na wielkie nawrócenia i sławetną „wiosnę Kościoła”, którą
papież Wojtyła przemienił w grudniowy wieczór. Kościoły
protestanckie na Zachodzie – mimo że biblijne i kierujące
się zasadami humanizmu – są w nie mniejszym odwrocie
niż papiestwo. Ale to już temat na inny komentarz.
Józef, tak bardzo różny od Karola – z pewnością w wielu kwestiach mający od niego inne zdanie – staje teraz przed Polakami i do znudzenia wychwala swego poprzednika pod niebiosa, i to dosłownie. Być
może po części nawet szczerze, bo przeciwstawne charaktery się przyciągają i podziwiają. Benedykt chce jednak przede wszystkim zjednać
sobie uczuciowych Polaków i cały nasz kraj;
jakkolwiek by było – ostoję katolicyzmu w Europie. Faktycznie przyjechał nie tylko duchowy
ojciec, ale także pan do
swoich poddanych, na inspekcję własnych dóbr. Jest
papież Ratzinger największym
właścicielem i obszarnikiem polskim, żeby nie rzec – najbogatszym
spośród Polaków. Kościół polski – za
sprawą Jana Pawła II – nigdy nie był
tak bogaty (wielokrotnie bogatszy od zadłużonego państwa!) jak obecnie. Trzeba
go więc szanować, pochlebiać mu, pielęgnować niczym stado tłustych baranów. Papież w imię troski o polskich katolików – oprócz
apelów i upokorzeń w Oświęcimiu – mógłby zatem wykonać kilka podniosłych gestów, a nawet jeden bardzo wymierny...
Wiadomo, że Benedykt nie zostawi u nas
swego złota ani nawet euro. Jednak dla pokolenia JPII o wiele ważniejsze byłoby zdjęcie
z Polski papieskiej klątwy. Tak, tak! Faktem
historycznym jest, że prawie 600 lat temu,
po bitwie pod Grunwaldem, ówczesny papież Marcin V obłożył klątwą króla polskiego i wszystkich Polaków „za walkę przeciw Kościołowi Świętemu”. Pisałem już
o tym w komentarzu trzy lata temu:
„Tamtej klątwy ani ten, ani żaden inny
papież nigdy nie zniósł. Zgodnie z katolickim prawem kanonicznym, obowiązuje więc ona nadal. Drodzy Bracia Katolicy, jako wyklęci nie jesteście już katolikami, a dokładnie – nigdy nimi nie byliście. Ja nie byłem księdzem,
bo przyjąłem święcenia nie od biskupa, lecz od poganina
najzwyklejszego! Nieważne są Wasze chrzty, komunie,
rozgrzeszenia, bierzmowania oraz śluby kościelne (sic!).
(...) Sakramenty święte udzielone wyklętemu nie mają
– zgodnie z doktryną Watykanu – żadnej mocy”.
To najświętsza prawda. Nadeszła jednak wiekopomna
okazja, aby uwolnić Polaków z tej sześćsetletniej niełaski
i upodlenia. Czyż nie powinien tego uczynić papież Niemiec,
spadkobierca zarówno papieża Marcina, jak i niemieckiego
mistrza krzyżackiego? Boć to chyba nie przypadek, że po
Jagiellonach zawsze było nam pod górkę. A to swawola
szlachecka, a to potop szwedzki, chan krymski, rozbiory,
przegrane powstania, dwie wojny, okupacja, pół wieku komuny, Balcerowicz i wreszcie Bliźniaki. Tak właśnie działa
klątwa papieży! Chyba nikt spośród wyznawców rzymskiej
religii w to nie wątpi, bo byłby to poważny brak zaufania
do mocy płynącej z Watykańskiego Wzgórza.
Tak więc pozostajemy mocni w wierze, że w końcu
papież Niemiec klątwę cofnie, gdyż doceni i doliczy się,
jak wiele – zwłaszcza od 1989 roku – zrobili, zarobili i oddali Polacy dla Watykanu. Nie biadolcie więc i nie szumcie, bo jeszcze nam się ta wizytacja papieża Benedykta
bardzo może opłacić.
JONASZ
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
PO
tuskali, POtuskali
i Donalda zaś wybrali – napisał jakiś
dowcipny internauta z portalu
ONET (rychło zresztą zdjęty).
Pisałem już w tym miejscu, że Jarosław Kaczyński, zatopiony w powodzi biało-czerwonych flag szybujących pod sufitem Sali Kongresowej,
gromiący „łże-elity”, jako żywo przypominał Władysława Gomułkę
deklaruje swoje poparcie. Rzecz jednak w imponderabiliach. Kto bowiem
– poza wąskim kręgiem specjalistów
– wie, że proponowane przez PiS rozwiązania zawarte w projekcie ustawy
o sądach 24-godzinnych są rodem
z Polski gomułkowskiej właśnie? Mało tego – „chuligaństwo”, o którym
tam się mówi, wywodzi się z ustawodawstwa radzieckiego z lat 30. Czy
ktoś z głosujących na PiS przypusz-
GORĄCE TEMATY
– Nie jest to najbardziej demokratyczny statut, jaki znamy. Ale musimy zwierać szeregi w rywalizacji z PiS.
Potrzebna jest dyscyplina – tłumaczyli dziennikarzom tuskowcy...
Znacie ten ton? Znacie te argumenty? Że nie pora na dyskusję, gdy
wróg u bram, że sytuacja wymaga,
by Umiłowany Wódz miał możliwość
nieskrępowanego działania... Porównanie Tuska do Największego Demo-
COŚ NA ZĄB
Człowiek z papier mâché
w tym samym miejscu gromiącego syjonistów. Na kongresie PO porównanie podchwycił pan Stefan Niesiołowski, co mnie raduje, bo to znaczy, że nie mam obsesji, tylko że porównanie samo się narzuca. Stefan
Niesiołowski upatruje wspólnych cech
Gomułki i Jarosława Kaczyńskiego
w zewnętrznym podobieństwie, skrzekliwym głosie i podobnej argumentacji. Moim zdaniem, groźniejsze są jednak tożsamości głębiej ukryte, gdzieś
w głowie, a może nawet w podświadomości. Oto pod pretekstem umocnienia państwa, które ma bronić porządnych obywateli, ludzie Kaczyńskiego lepią teraz właśnie przepisy
prawa, na których ma być posadowiony nowy gmach sądów 24-godzinnych.
I bardzo dobrze! Sam już nie wiem,
czego mam bardziej dość: bezkarności bandziorów czy bezsilności władzy.
W pierwszym odruchu więc każdy normalny człowiek da swoje przyzwolenie na takie sądy. Nawet SLD, który
programowo jest z PiS-em „na noże”,
czał, że głosuje za partią wzorującą
się na stalinizmie? Nie chodzi więc
o to, by sądów 24-godzinnych nie było; chodzi o to, by PiS nie zapominał, że żyjemy w XXI wieku. Pan minister Ziobro jeździł przecież specjalnie do Anglii, więc powinien wiedzieć,
że ze stadionowymi bandziorami można sobie dać radę skutecznie, a jednocześnie w sposób godny współczesności; bez uciekania się do najgorszych tradycji prawnokarnych.
Ale nie tylko PiS ma problemy z politycznymi atawizmami. Oto na kongresie Platformy Obywatelskiej otwarcie protestowano przeciwko zamordyzmowi w tej na zewnątrz ostentacyjnie liberalnej partii. Protestowali tzw. piskorczycy, mówiąc, że Tusk
pozbył się konkurencji politycznej, niczym Stalin Zinowiewa i Kamieniewa. Protestowano również przeciwko niedemokratycznym zapisom statutu, które dają Tuskowi wodzowskie
wręcz uprawnienia.
kraty Ludzkości jest oczywiście
niesprawiedliwe. Jak mówił Antoni Słonimski, był kult, ale
była i jednostka... Jeśli chodzi
o Tuska, wszystko jest na
opak. Gdy mówi, że mył
szklane domy, to szkli,
bo nie on wisiał na
linach, tylko kolega. Gdy mówi:
„Tak mi dopomóż Bóg”, to
dowiadujemy się,
że ślub kościelny wziął
niemal na srebrne wesele.
No, ale Tusk się nie zraża.
Guzik mnie to w gruncie rzeczy powinno obchodzić – nie mój Tusk, nie mój
kłopot. Tym bardziej że może
GŁASKANIE JEŻA
„Kod” rozkodowany
W niemal stuprocentowo katolickiej Polsce
przypadkowy naród olał grzmoty dochodzące z Episkopatu i Watykanu i wali do kin
na „Kod da Vinci” drzwiami i oknami. I to
wszystko w przededniu wizyty B16. A fe!
„Wielki knot, czyli »Kod da Vinci«”, „Głupi, fałszywy obraz Kościoła”, „»Kod« nienawiści”, „Film dla idiotów”, „Paranoja »Kodu«”,
„»Kod« – kicz” to tylko niektóre tytuły artykułów, którymi karmi nas prasa, od kiedy obraz Rona Howarda wszedł na ekrany. Takiej
zbiorowej histerii, takiej negatywnej kampanii jak ta – jeszcze w Polsce nie było.
Do tej pory powieść Browna uważałem za
świetnie napisane czytadło, oparte w połowie
na historycznych przesłankach, w połowie na
literackiej fikcji. I nic więcej. Teraz jednak zaczynam się zastanawiać, czy aby „Kod” nie stał
się kościelną puszką Pandory, wieszczącą nieszczęścia dla Watykanu.
Tym bardziej że opluwany, znienawidzony
i wyśmiewany przez hierarchów pisarz nie odkrył żadnej Ameryki. Przecież każdy rzetelny
historyk religioznawca musi przyznać, że dla
chrześcijan pierwszych wieków naszej ery Chrystus nie był Bogiem, tylko człowiekiem przezeń
wybranym i namaszczonym. Tak naprawdę
(i zgodnie z treścią „Kodu”) dogmat o boskości
Jezusa zaczął się rodzić na soborze nicejskim
w roku 325 za sprawą cesarza Konstantyna. Ów
Konstantyn spośród kilkudziesięciu dostępnych
wówczas ewangelii (pisanych w latach 60–110
naszej ery) wybrał cztery wchodzące dziś do kanonu, a pozostałe odrzucił. Te wzgardzone dokumenty Kościół uznał później za apokryfy,
tropiąc i niszcząc rękopisy. Nieliczne egzemplarze zachowały się w kopiach do dziś. Podobno
jedenaście z nich pokrywa kurz w niedostępnych
światu archiwach watykańskich. Poczesne wśród
nich miejsce zajmuje ponoć Ewangelia Marii
Magdaleny, której ewentualne ujawnienie zatrzęsłoby fundamentami Kościoła.
Także kwestia małżeństwa Jezusa z Magdaleną i narodzonego z niego potomstwa nie
jest jakimś chorym pomysłem Browna. W ten
związek wierzyły liczne Kościoły gnostyczne
pierwszych wieków (zwane dziś pogardliwie
sektami), m.in. walentynianie. Ich członkowie
to on trafniej ocenia koniunkturę, może dobrze wyczuwa, że jest w społeczeństwie zapotrzebowanie na Wodza? Jeśli nawet tak jest, to przepowiadam, że Tusk nic nie zrobi. Tusk
jako Wielki Przywódca wzbudza politowanie takie samo, jak ten jego
pomysł na budowę ogólnopolskiego
ruchu społecznego sprzeciwu wobec
rządzącej koalicji. Tusk własnego kongresu nie porwał, a bajdurzy o porwaniu... Poza tym nie jest oryginalny. Takie ruchy wielokrotnie już budowano.
Ostatni nazywał się „Komitety Obywatelskie” i przydał się do wygrania
przez „Solidarność” wyborów w 1989
roku. Ale to było 17 lat temu! Tusk
odgrzewa stary kotlet, jakby nie zauważył, że czas płynie. „Komitety Obywatelskie” miały już swoją szansę,
ale ją roztrwoniły. Pożarli się o to, co
się komu za zwycięstwo należy.
A zwłaszcza – ile się należy. Jedni chapali jako Porozumienie Centrum, drudzy – jako Kongres Liberałów... Tylko UW-ole byli nosicielami wartości, ale przecież też nie gołodupcami, bynajmniej. Jeśli
Tusk myśli, że nie pamiętamy, to rychło się przekona, jak bardzo się myli.
Nic z tego jego „ruchu społecznego” nie będzie. Nawet Jarosław Kaczyński nie
może już porwać tłumów,
choć przecież on jest o wiele bardziej żywiołową
i krwistą kopią Wielkiego
Nauczyciela. W nim jest jakiś ogień – groźny, niszczący,
ale jest. W Tusku jest wyłącznie
pulpa papierowa, woda i klej.
Z tego robi się papier mâché,
czyli mazię, z której nie sposób ulepić Wielkiego Przywódcy. Chyba że na akademię...
MAREK BARAŃSKI
opierali się na Ewangelii Filipa – jasno ów mariaż opisującej.
Wiara w to, że Zbawiciel połączył swoje
geny z kobietą (mężczyzna niezwiązany z kobietą w czasach Jezusa uchodziłby za niepełnowartościowego), jest tak stara jak chrześcijaństwo, a Brown całość tylko odgrzał i sprzedał w arcyatrakcyjnej formie w milionach egzemplarzy. Film Howarda jeszcze bardziej spopularyzował przesłanie i sprawił, że trafiło ono
pod strzechy.
I w tym sęk oraz całe nieszczęście współczesnego Kościoła. To, co było do tej pory
przedmiotem polemik i historycznych dysput
badaczy, stało się powszechnie dostępne i świetnie, po hollywoodzku, podane.
Tego Watykańczycy przeżyć nie mogą. Wiedza zastrzeżona dla nielicznych została ujawniona maluczkim. Zgroza! Jeśli jeszcze hierarchowie mogli ścierpieć „Ostatnie kuszenie
Chrystusa” – film o podobnym przesłaniu, ale
elitarny – to już z dziełem Howarda trzeba było coś zrobić.
Przypuszczono więc atak dwojakiego rodzaju. Po pierwsze – bojkot. Setki milionów katolików dowiedziało się, że obejrzenie „Kodu” jest
grzechem, z którego trzeba będzie się spowiadać. To dobry chwyt, choć nie na wszystkich działa. Lwia część bezkrytycznych wiernych, z IQ
nieprzekraczającym setki, nakazu posłucha bez
szemrania. Lecz co zrobić z wcale niemałą
3
Boscy aferzyści
Do legnickiego Sądu Rejonowego
trafił wreszcie akt oskarżenia przeciwko salezjańskiemu gangowi. Na
ławie oskarżonych zasiądzie łącznie 13 osób, w tym dziewięciu księży, dwaj finansiści oraz były dyrektor legnickiego Kredyt Banku.
Salezjanie oraz ich poplecznicy w latach 1999–2001 wyłudzili
z banków 430 mln zł, z tego 130
mln nie zwrócili do dziś. Część
z tych kredytów spłacają dziś ufni
parafianie, którzy byli poręczycielami. Mózgiem całego megaprzekrętu był były szef Fundacji Salezjańskiej, ksiądz Ryszard M.
Pieniądze trafiały do graczy
giełdowych, którzy obracali nimi
w USA i Austrii. Część szła na remonty i budowy kościołów. Prokuratura Apelacyjna we Wrocławiu
uznała, że oskarżeni tworzyli zorganizowaną grupę przestępczą.
Trzech z nich odpowie także za
pranie brudnych pieniędzy. Wykantowane przez salezjanów pieniądze trafiły do nieżyjących już:
byłego ministra sportu Jacka Dębskiego, polsko-austriackiego gangstera Jeremiasza Barańskiego
pseudonim Baranina, jak również
do siedzącego w więzieniu byłego
posła AWS, Marka Kolasińskiego. Świdnicka prokuratura bada
okoliczności udzielenia salezjanom
pożyczki w wysokości ponad 600
tys. dolarów przez burmistrza Świebodzic Jana Wysoczańskiego.
W Jeleniej Górze badane są kontakty, jakie z salezjanami utrzymywał senator PO Tadeusz Maćkała.
PIOTR TWARDYSKO
rzeszą intelektualistów, którzy muszą najpierw
dotknąć, by uwierzyć... Którzy chcą mieć własne zdanie? Dla tych przygotowano działa innego kalibru, a armaty odlali członkowie i sympatycy Opus Dei, których długie ręce sięgają telewizyjnych korporacji i gazetowych koncernów.
Z dnia na dzień w setkach programów i tysiącach gazet ukazały się recenzje, które można
by streścić jednym zdaniem: „Tylko idioci i ludzie pozbawieni jakiegokolwiek smaku i gustu
pójdą do kina na »Kod«. To szmira i rzecz niewarta uwagi myślącego człowieka”.
I to też poskutkowało. Ot, choćby PiS-owiec
Przemysław Gosiewski... Zapytany przez
dziennikarza o „Kod”, odparł bez zmrużenia
oka:
– To szmira, bardzo nieudany, niedobry
i nudny film.
– A oglądał go pan?
– Nie. Słyszałem i to mi wystarczy!
W oparciu o podobne przesłanki zdanie
na ten temat wyrobili sobie Giertych, Cymański, Niesiołowski i wielu im podobnych „luminarzy” intelektu.
Ja jednak namawiam Państwa i do przeczytania książki, i do obejrzenia filmu. Choćby po to tylko, by wyrobić sobie WŁASNE zdanie. Historia pokazuje bowiem, że niegdyś sporządzono spis najciekawszych dzieł w historii
kultury. Ten spis to... kościelny indeks ksiąg
zakazanych.
MAREK SZENBORN
4
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Bierz, koleś, konewkę!
Można urodzić słonia uszami, kiedy się czyta pytania zadawane
księżom, a dotyczące seksu. Jest
tam ciasno jak w czołgu, a panienki i kawalerowie aż się rwą,
aby dowiedzieć się od znawców
o problemach z własnym libido.
Portal „Sakrament pojednania”
ma aż cztery części poświęcone seksowi. Wielebni odpowiadają na pytania bardzo poważnie i nie wiem dlaczego, ale cieszę się z tego jak nagi
w pokrzywach. Oj, czarno widzę swą
przyszłość, skoro wydaje mi się, że
wielebnym słonko główki przygrzało. Sam już nie wiem, skąd u nich takie rozeznanie w seksie. Chyba im cycuszki rosną, a jak rosną, to bolą!
Aby nie być gołosłownym... Naiwna pyta: „Dlaczego całowanie się
z chłopakiem to grzech? Ksiądz kiedyś tłumaczył, że całowanie to grzech,
bo prowadzi do złego. A jeśli się wie,
że nie prowadzi do złego?”. Odpowiedź jest prosta jak konstrukcja młota: „To w takim razie czym jest? Chyba ktoś zapomniał o słowach naszego Pana, Jezusa Chrystusa, że kto pożądliwie patrzy na kobietę, ten już dopuścił się z nią cudzołóstwa. Całowanie i inne pieszczoty powodujące podniecenie seksualne dozwolone jest
po ślubie”. Z kolei Jan ma bardzo
poważny kłopot, więc pisze: „Mam
23 lata, małżonka 20. Ze swoją żoną
W
współżyję, używając prezerwatywy. Jak
wyznać swój grzech na spowiedzi? Czy
wyklucza to możliwość przystępowania
do najświętszego sakramentu?”. No,
grzeszny Jaśku, dupnąłeś jak łysy
o kant globusa. Tak sobie myślałem,
ale okazuje się, że ksiądz jest bardziej
tolerancyjny, bo odpowiedział tak:
„Radziłbym przedtem wybrać się na
rozmowę z jednym, drugim księdzem,
a to dlatego, że (przy spowiedzi również) każdy człowiek powinien być traktowany indywidualnie”. Mnie się podoba rozmowa aż z dwoma wielebnymi na temat kondomów. Oni wiedzą najlepiej. Było też pytanie, czy
używanie wibratora (panienka dostała go w dowcipnym prezencie na
„osiemnastkę”) jest grzechem. Innej
– podczas podlewania ogrodu – szyjka konewki... kojarzy się. Opuśćmy
zasłonę miłosierdzia na pytające. Jak
raz z wejściem do rządu bojówkarzy z Młodzieży Wszechpolskiej nasza polityka weszła
w nowy etap. Żeby go nazwać, na usta ciśnie mi
się słowo: zbydlęcenie.
Nie mam żadnych zahamowań ani wahań, aby
wszechpolaków nazywać bojówką. Wszak współczesna
Młodzież Wszechpolska dumnie kontynuuje tradycje
swojego przedwojennego imiennika, który zajmował się
m.in. fizycznym i psychicznym nękaniem żydowskich i ukraińskich
studentów. Widziałem na własne
oczy, i to wielokrotnie, poddanych wodza Giertycha biorących
udział w nielegalnych zbiegowiskach, które kończyły się napadami na legalne i pokojowe manifestacje. Jeśli nie tym
właśnie, to w takim razie czym zajmują się formacje,
które zwykliśmy nazywać bojówkami?
Wraz z wszechpolakami do władzy dotarły nowe obyczaje. Okazuje się, że kandydatami najbardziej odpowiednimi do przejmowania tek ministerialnych są dwudziestokilkuletni chłopcy, do niedawna biorący udział
w ulicznych burdach albo wymachujący po meczach
pięściami w stronę fotoobiektywów. Dla tych chłopców
ministrowanie jest często pierwszą pracą zarobkową. Zachodni obserwatorzy nie wierzą własnym oczom, że taki cyrk jest możliwy w XXI wieku w kraju należącym
do Unii Europejskiej. Dwa pokolenia temu też był taki kraj, gdzie bojówkarze wchodzili do rządu. Był to rząd
kanclerza Adolfa Hitlera. Szczęśliwie historia powtarza się na ogół w wersji operetkowej – miejmy nadzieję, że tak będzie i tym razem.
Wszechpolacy dali już odczuć, że mają władzę. Nabrali odwagi i animuszu. Ustami posła Wierzejskiego
wzywają do bicia... Na razie gejów i lesbijek oraz zagranicznych polityków, którzy w Polsce dodają otuchy
to mówią u mnie na wsi: Kto się torbą urodził, ten walizką nie umrze!
Rady wielebnych są podobne do
tej, jakiej ongiś udzielił biskup swojemu podwładnemu: Pewien młody
proboszcz podczas spotkania z biskupem poprosił o radę, jak prawić kazanie, aby nie było nudne. Doświadczony duchowny rzekł:
– Zacznij tak: „Zakochałem się...”.
Zrób krótką przerwę i kontynuuj: „...w
panience...”. Potem poczekaj, aż ludzie poszemrają, i dodaj: „...z dzieckiem”. I po chwili dokończ: „Na imię
jej Maryja”. I właśnie tym przyciągniesz ich uwagę. Proboszcz wrócił
i w niedzielę na mszy zastosował się
do rady, głosząc z ambony:
– Biskup się zakochał... w pannie... z dzieckiem... Mówił, jak ma
na imię, ale zapomniałem...
Kościół chce takim „wujek seksik
– dobra rada” przyciągnąć do siebie
ludzi młodych, no bo wprawdzie jajko mądrzejsze od kury, ale i tak wyląduje na patelni (kościelnej). Więc
wdzięczą się do tych wszystkich tumanków, którzy chcą u nich rozwiązywać własne problemy seksualne.
Natomiast wielebni erotomani cieszą
się ze swoich odpowiedzi jak głupi
z bateryjki. Aż ma się ochotę powiedzieć: bierz, koleś, konewkę
i wibratory podlewaj!
ANDRZEJ RODAN
nie tym obywatelom, co trzeba. Bojówkarze zastraszają uczestników anty-Giertychowych demonstracji i fotografują młodzież biorącą udział w protestach uczniowskich. Jacyś „nieznani sprawcy” próbowali nawet zasztyletować warszawskiego działacza antyfaszystowskiego.
Na szczęście nieskutecznie, jednak chłopak leży w szpitalu z przebitym płucem. Zastępca Giertycha, Orzechowski (niestety – z Łodzi. Polsko, przebacz!), zdążył
już pomówić jedną z organizacji
pozarządowych o sianie „deprawacji” i „zachęcanie młodzieży
do wielokrotnej zmiany płci” tylko dlatego, że zorganizowała ona
spotkania na temat płci i jej uwarunkowań kulturowych. Jest już
z tego afera międzynarodowa, bo szkolenia były przeprowadzane z udziałem hiszpańskich, estońskich i bułgarskich partnerów i oni także poczuli się urażeni pomówieniami Orzechowskiego. Tym bardziej że wiceminister zasugerował również, jakoby część pieniędzy została zdefraudowana. Rafał Wiechecki, minister-kibol
od gospodarki morskiej, wprowadził tymczasem niemieckich partnerów w osłupienie sugestią, że uniemożliwi im rozbudowę ich portu w okolicach Szczecina
– mimo wcześniejszych polskich zobowiązań.
To obrazki z zaledwie kilku dni. Kaczyńscy bezradnie rozkładają ręce. Ponoć nie chcą, ale muszą współpracować z chłopcami Giertycha. Dla dobra Polski. Wiedzą,
co robią, cwaniacy. Podczas gdy cały kraj będzie się emocjonował ekscesami Giertycha i jego drużyny, oni po cichu wszystko urządzą po własnej myśli. Już bez większych
protestów wsadzili do telewizji Wildsteina, który – zamiast na fotelu prezesa – winien siedzieć w więzieniu za
pomówienie tysięcy ludzi ze swojej „listy”. Kontemplując
brzydotę Giertycha, nie zapominajmy więc o poczynaniach Bliźniaków.
ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Zbydlęcenie
Prowincjałki
Trzej młodzi mieszkańcy Zamościa postanowili rozerwać się i wpadli na
pomysł, żeby dla draki odegrać scenę zatrzymania bandyty przez policjantów. 17-latek był „bandytą”, a pozostali – 19- i 22-latek – odgrywali gliniarzy. Dla picu mieli atrapy pistoletu i kajdanek. Zamojszczanie nie pozostali bierni wobec tego, co rozgrywało się na ich oczach – ktoś zadzwonił do komendy i poinformował, że właśnie porywają człowieka. Policja,
jak to policja – na żartach się nie zna. Zamiast chłopakom pogonić kota,
a z rodzicami pogadać, wolała poprawić sobie statystykę. Cała trójka stanie przed sądem za „chęć wywołania niepotrzebnej czynności policji”. Polszczyzna taka jak poczucie humoru.
KC
„MAMY CIĘ”
W okolicach Hrubieszowa patrol policji zatrzymał opla corsę. Samochód
przekroczył dozwoloną prędkość o 24 km na godzinę. Za kierownicą siedział 46-letni ksiądz Jan J. z parafii w Buśnie (powiat chełmski). Miał we
krwi 0,8 promila. Tłumaczył, że wypił „tylko” piwo. A spieszył się na
mszalne.
AH
PIWO 30-PROCENTOWE
2,5 promila alkoholu we krwi miał
kierowca busa szkolnego w Gdańsku,
który rozwoził dzieci po mieście. Policja ustaliła, że we włożeniu kluczyków do stacyjki pomogli mu jego mali i trzeźwi pasażerowie.
AH
SZKOLNY PIRAT
We wsi pod Skierniewicami samochód potrącił wracającego do domu
środkiem szosy 45-letniego pijanego mężczyznę. Przeżył, mimo że aż trzykrotnie przekroczył dawkę alkoholu uznawaną za śmiertelną. We krwi miał...
12,3 promila alkoholu. To nowy rekord Polski, czyli świata!
AH
PODWÓJNY CUD
W nocy na rynku w Krakowie biło
się dwóch Włochów. Poszło o kobietę. Próbował ich rozdzielić przechodzący patrol. Jeden z policjantów dostał
w papę. Włoch był absolutnie trzeźwy, co z niemałym zdziwieniem odnotowali policjanci, przyzwyczajeni do obrywania od pijanych Polaków. AH
WŁOSKI TEMPERAMENT
Nietypową akcję ratowniczą przeprowadzili strażacy w Stargardzie Szczecińskim. Wydobywali z toalety 72-latka, który zaklinował się między sedesem a ścianą. Żeby wydostać nieszczęśnika, trzeba było zdemontować
część instalacji sanitarnej.
AH
NIE TRAFIŁ NA KIBEL?
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
Zbliża się oczekiwana pielgrzymka Ojca Świętego Benedykta XVI do Polski (...). Nasz wygląd powinien wyrażać szacunek (...). Możemy to wyrazić właśnie przez skromny, godny ubiór, który nie sprzeciwia się naszej wewnętrznej czystości. Na Eucharystii z Ojcem Świętym panowie na pewno
najlepiej zaprezentują się w tradycyjnych garniturach, panie natomiast
w eleganckich, letnich kostiumach – żakiet plus spódnica. Jeśli pogoda
będzie upalna, warto zabrać ze sobą słomkowy kapelusz dla ochrony przed
słońcem. W razie deszczu zabierzmy płaszcze przeciwdeszczowe, a nie parasole, by nie zasłaniać innym widoku.
(„Nasz Dziennik” 119/2006)
¶¶¶
Skłamałbym, mówiąc, że nigdy nie żałuję, że zostałem prezydentem. Czasem każdy człowiek żałuje.
(Lech Kaczyński)
¶¶¶
Niestety, co bym nie zrobił, proszę państwa, to jest źle, więc robię to, co
robię, i będę robił.
(Andrzej Lepper)
¶¶¶
Według mnie, istnieje takie założenie, że najłatwiej werbować informatorów wśród homoseksualistów, bo oni mają coś na sumieniu.
(Wojciech Wierzejski, LPR)
¶¶¶
(...) niespodzianką zgotowaną naszej współczesności jest rozpowszechniające się żądanie stworzenia instytucji związków seksualnych jednopłciowych
(...). Chociaż homoseksualizm jest zjawiskiem towarzyszącym ludzkim dziejom od początku – na co wskazuje chociażby biblijna historia Sodomy
i Gomory oraz kara śmierci przewidziana za te praktyki w prawie Mojżesza – to nigdy wcześniej homoseksualiści takich ambicji nie zgłaszali.
(„Nasz Dziennik” 118/2006)
Wybrała OH
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
NA KLĘCZKACH
POCIĄG DO PAPIEŻA
Spółki kolejowe postanowiły
uhonorować Benedykta XVI i obniżyły ceny przejazdów specjalnymi „pociągami papieskimi”. Gdy
parafia zamówi pociąg dla 190 podróżnych, to przy trasie do 200 km
zapłaci od 5,63 zł (podróż wagonami podmiejskimi) do 21,11 zł
(podróż normalnymi wagonami
drugiej klasy) od głowy. Inny podarunek to specjalny pociąg papieski, który Papa sam sobie poświęci. Jeszcze nie wiadomo, co PKP
Przewozy Regionalne zrobią z tą
relikwią po pielgrzymce. O kolejnym prezencie opowiadał z przejęciem sam pan prezes PKP SA
– Andrzej Wach. Jest to plastikowy model owego papieskiego pociągu w skali 1:87. Upominek wzbogacono o napis: „Polscy kolejarze
na pamiątkę pierwszej wizyty Papieża Benedykta XVI w ojczyźnie Jana Pawła Wielkiego. Maj A.D. 2006
– Polska”.
MP, WZ
PISMAKI POD NÓŻ
Przeprowadzi się lustrację
dziennikarzy – ogłosiło „Życie
Warszawy”, w ostatnich tygodniach
drugi po „Naszym Dzienniku” pas
transmisyjny od władzy do społeczeństwa, służący do przekazywania wiadomości pewnych, choć nieoficjalnych. Przy okazji usłużne
„Życie” podrzuciło publiczności
wiadomostkę, że do tej pory w jednym z najbardziej liczących się tygodników opiniotwórczych pracuje jeszcze pięciu współpracowników dawnych służb specjalnych.
Dlaczego nie, mógł pracować taki w „Więzi”, to może i w „Niedzieli”...
JS
KONKURS
PREWENCYJNY
Urzędnicy samorządowi w całej Polsce prześcigają się w rywalizacji, jak najdostojniej upamiętnić Jana Pawła II. Jacek Matuszek, dyrektor Wydziału Edukacji
Urzędu Miasta Krakowa, wysłał
list do dyrektorów wszelkich placówek oświatowych – od przedszkoli po domy dziecka. Zaprasza
w nim na niedzielny finał małopolskiego konkursu dla uczniów
szkół ponadgimnazjalnych pt. „Moje spotkania z Ojcem Świętym Janem Pawłem II – Teatralia, Muzykalia”. Aby konkurs wypalił, Matuszek podjął działania prewencyjne. W jego liście skierowanym do
dyrektorów czytamy: „Mam nadzieję, że Państwo dołożą starań, aby
przedstawicielstwa Waszych szkół
licznie uczestniczyły w imprezie na
Rynku”. Obywatelom mającym
więcej niż 35 lat polecenie pana
Jacka kojarzy się z pewnymi imprezami z przeszłości, a obecnie
także w Korei Północnej.
MP
WZ
RYDZYK DO TABLICY
Już wkrótce ojciec Tadeusz Rydzyk będzie musiał (!) odpowiedzieć nam na kilka pytań...
i zaklinanie wiernych, by go nie
oglądali, na niewiele się zdaje.
W katolickich Włoszech już
w pierwszym dniu film zarobił
2 miliony euro, zaś na świecie trzy
się międzynarodowa grupa jurorów,
których kompetencje znacznie przewyższają upodobania artystyczne
prezesa Adama. Kompromisem ze
strony galerii jest zasłonięcie najbardziej obrazoburczych prac kotarą. Odsłaniają ją tylko ci, którym religia nie ogranicza rozwoju
artystycznego, oraz widzowie nieobawiający się, że zza parawanu wyskoczy diabeł z ogonem.
OG
POD SUTANNĄ
No chyba że zrezygnuje z kariery naukowej, w co głęboko wątpimy, znając jego zamiłowanie do
tytułów: „rektor Wyższej Szkoły
Kultury Społecznej i Medialnej”,
„profesor” tejże uczelni oraz jej
„członek Rady Naukowej” – takie
oto godności ojca dyrektora widnieją na stronie internetowej WSKSiM oraz w Informatorze Nauki
Polskiej. Należy podkreślić, że godności całkowicie nieuzasadnione.
Otóż ustawa o szkolnictwie wyższym nie pozostawia wątpliwości
interpretacyjnych: „Rektorem uczelni niepublicznej może być osoba posiadająca co najmniej stopień naukowy doktora, zatrudniona w uczelni jako podstawowym miejscu pracy” (art. 72. ust. 2).
Również zatrudnienie na stanowisku profesorskim wymaga co najmniej stopnia doktora habilitowanego. Tymczasem Rydzyk może się
poszczycić jedynie kwitem ukończenia Seminarium Duchownego w Tuchowie i – podobno – „magisterką”
na Akademii Teologii Katolickiej.
Z Torunia dochodzą nas słuchy, że najlepsi fachowcy z Radia
Maryja już przygotowali śliczną
i bardzo uczoną rozprawę doktorską. Nie będzie wszakże tak łatwo:
obrona pracy jest kilkustopniowa
i może się odbywać z udziałem publiczności. Chcąc być rektorem, tatko musi nie tylko zgodzić się na
egzaminowanie przez wszystkich
chętnych, ale też odpowiedzieć
– choćby na nędzną trójczynę
– na zadawane pytania. Ostrzmy
więc sobie intelekty na ten epokowy spektakl...
AT
REKORD DA VINCI
Dla Polaków katolików – przeciwników ekranizacji „Kodu Leonarda da Vinci” – mamy bardzo złą
wiadomość. Bojkotowanie obrazu
pierwsze dni projekcji przyniosły
dochód szacowany na 224 miliony dolarów. To absolutny rekord,
który daje filmowi Rona Howarda miejsce zaraz po trzecim epizodzie „Gwiezdnych wojen”.
Nie pomagają nawet protesty
fanatyków, którzy wystają pod kinami, odmawiają różaniec i wymachują plakatami.
OH
SUTANNIE WSTĘP
WZBRONIONY
Łańcuszek ze strzykawek, sutanna z emblematami SS... Nie, to
nie obraz współczesnej apokalipsy, tylko prace z wystawy „Skandale” 15 Festiwalu Sztuki Złotniczej w Legnicy. Dwóch sponsorów
przedsięwzięcia dostało drgawek
na widok kościelnych sugestii i wycofało się z finansowania wystawy.
Przykład dało Ministerstwo
Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a w jego ślady poszedł KGHM
Polska Miedź. Prezesi spółki uznali, że wizje artystów godzą w uczucia religijne odbiorców.
Sprawa jest poważna, bo festiwal kosztuje rocznie 100 tys. zł,
a dyrektor galerii spodziewa się
dalszych konsekwencji finansowych. Sponsorzy może by i nie pękli, lecz doniesienie na wystawę
złożył sam prezes lokalnego Stowarzyszenia Rodzin Katolickich,
legnicki radny Adam Wierzbicki.
Pan ów dał prokuraturze wytyczne, że prezentowane prace depczą
symbole małżeństwa i namawiają
do brania narkotyków. Dyrektor
galerii próbował jeszcze prosić
KGHM o przywrócenie dotacji, ale
pismo pozostało bez odpowiedzi.
Nieszczęścia ducha artystom
nie zgasiły i kontrowersyjne prace nie zostały wycofane, gdyż – jak
mówi rzecznik galerii Agnieszka
Piwko – ich doborem zajmowała
Pod latarnią najciemniej, co
potwierdza ostatni przykład z Łodzi. Tamtejsi policjanci namierzyli i zakuli w kajdanki 53-letniego
Henryka P., który już przed 5 laty powinien trafić za kratki z powodu zabójstwa kobiety, dokonanego ze szczególnym okrucieństwem. Mężczyzna ukrywał się na
terenie Wyższego Seminarium Duchownego, gdzie pracował jako robotnik fizyczny. Po aresztowaniu
szef WSD zaprotestował przeciwko bezprawnemu – jego zdaniem
– wejściu stróżów prawa na teren
kościelny. Zapewne nie obejdzie
się bez przeprosin...
PR
Z ŻYCIA
WYŻSZYCH SFER
Importowana z Lublina do Łodzi wojewodzina łódzka Helena
Pietraszkiewicz tyra, aż podziw
bierze. 13 maja uczestniczyła we
mszy świętej z okazji zakończenia pielgrzymki do grobu błogosławionego Rafała Chylińskiego, a dzień później dzielnie kroczyła wśród pątników zmierzających z Bełchatowa do Parzna, do
miejsca pochówku Wandy Malczewskiej, sługi bożej. „W trakcie
drogi wojewoda H. Pietraszkiewicz
wygłosiła wykład o służbie publicznej w koncepcji Tomasza Moore’a,
patrona polityków” – informuje
Urząd Wojewódzki w Łodzi.
Mało tego – ledwo się nachodziła i nawygłaszała, obowiązki pognały ją na łódzkie XIII Dni Rodziny, a konkretnie – na Szczyt
w sprawie Rodzin. Szczytowała
5
m.in. w towarzystwie arcybiskupa
Władysława Ziółka i ks. Jarosława Jęczenia z KUL. Ci wybitni specjaliści od posiadania dzieci w towarzystwie starej panny lublinianki wymądrzali się na temat
udziału rodziców w edukacji dziecka. Jak to w obecnym sezonie jest
przyjęte, całość odbywała się pod
czujnym okiem komisarza politycznego z PiS. Był nim poseł Dariusz
Antoni Kłeczek. Ale ten przynajmniej ma trzy córki.
KC
PEDOFIL
W TRAWNIKACH
Na pięć lat do więzienia pójdzie 38-letni ksiądz z Trawnik koło Lublina za gwałty na dziesięcioletniej dziewczynce. Doszło do tego latem 2003 r. oraz zimą roku
następnego.
W lutym br., po zgłoszeniu
w prokuraturze przez rodziców,
Mirosław W. został aresztowany.
Oskarżony sam wystąpił o wymierzenie takiej kary. Wyrok nie jest
prawomocny.
TC
MARYJA
BEZ OCHRONY
Aż dziesięć lat Edward J. Bezner z Bytomia musiał czekać na
ostateczną decyzję w sprawie rejestracji partii pod nazwą Sztandar Matki Boskiej Licheńskiej Bolesnej Królowej Polski („FiM”
28/2003). Decyzja warszawskiego
Sądu Okręgowego w tej sprawie
właśnie się uprawomocniła. Wcześniej na wniosek Episkopatu sąd
konsekwentnie odmawiał rejestracji, zasłaniając się – jak mówiono
oficjalnie – „potrzebą ochrony wizerunku Matki Boskiej Licheńskiej”. Naprawdę zaś chodziło
o to, że Bezner podjął walkę z państwem i Kościołem akceptującym
krzywdę i poniżenie ludzi, domagając się jednocześnie od księży
m.in. świadczenia wszystkich posług bezpłatnie. Teraz, kiedy partia bytomianina stała się ciałem,
odnowa moralna Krk jest tylko
kwestią czasu.
PS
6
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
Prawą i sprawiedliwą IV RP braci
Kaczyńskich budują totalnie skompromitowani karierowicze. Wystarczy, że przed
laty dali Kaczorom na taksówkę...
Prawa ręka Jarosława Kaczyńskiego to wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego PiS Marek
Kuchciński (na zdjęciu – z prawej).
Ratownik Kaczyńskich, kiedy byli na
politycznym marginesie – organizował im „wykłady” opłacane z kasy
miejskiej i przez prywatny biznes.
Tyle tylko, że jedną ręką od biznesmenów brał, a drugą pisał „tajne memoranda”, w których określał ich jako „grupę przestępczą o charakterze gospodarczym”. Od 13 lat lekceważy wyrok sądu. Oto ideał czystej moralnie IV RP.
Marek Kuchciński pochodzi
z Przemyśla. W tym mieście jest legendą. Edukację zakończył na tech-
się w mieście jedynie na kilkanaście
minut. Odczytał list i wyjechał. Ale
to nie wszystko – dodatkowo upokorzył miasto i lokalną władzę kościelną, bo miejscowego biskupa Pelczara wyniósł na ołtarze podczas mszy
w Rzeszowie.
Andrzej Zapałowski, były poseł LPR, obecnie eurodeputowany
tej partii (zastąpił zmarłego Filipa
Adwenta – przyp. red.), podczas XX
Zjazdu Żołnierzy 27. Wołyńskiej Dywizji AK 2 września 2000 roku
w Warszawie powiedział: „Marek
Kuchciński (ówczesny wicewojewoda podkarpacki – przyp. red.), narodowości ukraińskiej, protegowany
Unii Wolności, znany ze swych sym-
Fot. WHO BE
III władca IV RP
nikum ogrodniczym. Nie garnął się
do pracy. W czasach kiedy praca była obowiązkiem, milicja odwiedzała dom Kuchcińskiego, aby mu
o tym przypomnieć. Poseł PiS w swoim życiorysie napisał: „(...) byłem
współzałożycielem »Solidarności« rolników w województwie przemyskim”
(to by częściowo wyjaśniało nieróbstwo). Być może dzisiejszy poseł był
zakonspirowany totalnie – w
każdym razie internowany nie
był. Dziś chce uchodzić za herosa podziemia. Sprawdziliśmy – SB się facetem nie interesowała. Przynajmniej wówczas i nie w sprawach politycznych. To zdaje się jest największy problem Kuchcińskiego
– nie zaliczył styropianu.
Na początku lat 90. w Przemyślu wybuchła wojna o „Karmel”, czyli klasztor Karmelitów.
Arcybiskup Tokarczuk dogadał się z papieżem, że odda „Karmel” prawowitym właścicielom,
czyli grekokatolikom. Karmelici
nie zgodzili się z decyzją papieża, a poparli ich miejscowi „patrioci”. Nie chcieli słyszeć, aby
Ukraińcy odzyskali swoją dawną
świątynię. Doszło niemalże do zamieszek na tle narodowościowym...
– Wśród tych „patriotów” był ojciec Kuchcińskiego. Pamiętam, jak
kiedyś spotkał mnie na ulicy i prosił, abym w opisie tych wydarzeń nie
podał „broń Boże” jego nazwiska.
Marek Kuchciński też się tam pojawiał. Przynosił jedzenie – mówi
Zdzisław Besz, znany przemyski
dziennikarz.
Efekt rozróby był taki, że Jan
Paweł II, który w 1991 roku miał
odprawić mszę w Przemyślu, pojawił
patii banderowsko-upowskich, szczególną aktywność wykazał w załatwianiu pochówku na cmentarzu wojennym strzelców siczowych w Przemyślu, ludobójców z UPA zabitych podczas napadu na Birczę”.
Już w demokratycznej Polsce na
początku lat 90. Marek Kuchciński
założył Przemyskie Towarzystwo
Kulturalne. Ówczesny prezydent miasta Mieczysław Napolski hojnie wspierał PTK miejską
kasą. To były duże pieniądze. Działalność „kulturalna” sprowadzała się
do tego, że ta jawnie polityczna organizacja prawicowa podczas spotkań potępiała rząd oraz inne konstytucyjne organa państwa. Aktywnie wspierali PTK zapraszani przez
nich „spadochroniarze” z Polski, którzy trafili akurat na polityczny aut.
To byli ludzie z PC, w tym
obaj bracia Kaczyńscy, a także np.
Adam Glapiński. Jako szef PTK
Kuchciński nie płacił za lokal Towarzystwa. Gdy w 2001 roku został posłem, obiecał właścicielowi budynku, że będzie spłacał kilkutysięczny
dług po stówie miesięcznie. Płacił
nieregularnie. Później wymieniono
szefostwo miejskiej firmy, do której
budynek należał, i było po sprawie.
Kuchciński na początku lat 90.
był szefem przemyskiego PC. W 1991
roku, trzy dni przed wyborami do
Sejmu, na łamach „Życia Przemyskiego” Kuchciński podał, że jego
przeciwnik polityczny – Józef Kalinowski – jest klientem prokuratury. Doniósł mu o tym jeden z myśliwych, zresztą wyrzucony z koła łowieckiego. Sensacja okazała się
bzdurą. Kalinowski oddał sprawę
do sądu. Liczył na przeprosiny.
Przeliczył się. Kuchciński nie pojawił się w sądzie ani razu. Po kilkunastu rozprawach, 9 listopada
1993 r., Sąd Wojewódzki w Przemyślu wydał wyrok (I C 127/92).
Sędzia Marek Klimczak nakazał działaczom Zarządu Wojewódzkiego Porozumienia Centrum w Przemyślu – Zygmuntowi Grzesiakowi i Markowi
Kuchcińskiemu – odwołać „nieprawdziwe zarzuty opublikowane w dodatku wyborczym do tygodnika »Życie Przemyskie« nr
43 z dnia 23.10.1991 r. pod adresem powoda Józefa Kalinowskiego” i oddać pokrzywdzonemu ponad 24 tys. złotych
tytułem zwrotu kosztów procesu. Nakazał im też dokonanie wpłat na konto PCK
i inne świadczenia. Mija 13
rok od tego wyroku. Kuchciński nie
zapłacił Kalinowskiemu ani grosza
i do dziś go nie przeprosił.
12.08.1996 roku Kuchciński napisał do przemyskiego oddziału
Niezależnego Forum Prywatnego
Biznesu: „Przemyskie Towarzystwo
Kulturalne zwraca się z uprzejmą
prośbą o wsparcie finansowe (...),
w ostatnich bowiem miesiącach rozpoczęliśmy cykl spotkań o tematyce
kulturalnej i społecznej ze znanymi
osobistościami”. Biznesmeni chcieli mieć spokój, więc szmal dawali.
Pieniądze dostawał do ręki Kuchciński. Niekiedy dostawał je też
jako upoważniony przez skarbnika
przemyskiego Zarządu Wojewódzkiego PC, czyli przez tego samego
Zygmunta Grzesiaka, z którym
wspólnie zostali skazani. Redakcja
„Faktów i Mitów” dysponuje rachunkami wystawionymi przez Niezależne Forum Prywatnego Biznesu w latach 1996–1997. Biznesmeni wyłożyli oficjalnie ponad 12 tys.
zł na Przemyskie Towarzystwo Kulturalne i PC. Zdarzało się i tak, że
biznesmeni dawali szmal bez pokwitowania. Kasa miała służyć PC.
Kuchciński ściągał też do Przemyśla m.in. panów Kaczyńskich, którzy przędli wtedy bardzo cienko
i tutaj znaleźli przystań.
– To było przeważnie po kilka
stówek, choć zdarzały się i kilkutysięczne datki, przekazywane jako
darowizny dla Przemyskiego Towarzystwa Kulturalnego, którym kierował Kuchciński. Dawaliśmy też
pieniądze na działalność PC: wyjazd
na kongres, zjazd wojewódzki oraz
wizyty polityków odwiedzających
Przemyśl i chałturzących na spotkaniach organizowanych przez PTK.
Kilkanaście razy płaciliśmy za taksówkę do Warszawy, na co też są
rachunki – wspomina jeden z biznesmenów.
Kuchciński jedną ręką brał szmal
od biznesmenów, a drugą pisał poufne „memoranda” do ówczesnego
przemyskiego szefa AWS, Krzysztofa Kłaka. Skarżył się, że polityka
personalna wojewody jest niedobra,
bo... wojewoda nie korzysta z porad
fachowców z PC. Kluczowe instytucje pozostają niezmienione: „Urząd
Celny – kierują nim osoby politycznie
skompromitowane, niejednokrotnie
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
z powiązaniami przekraczającymi
rządy prawa, których od lat domaga się PC”. Donosił też na wojewodę: „Wojewoda dotąd nie ogłosił
kierunków rozwoju województwa.
Opracowane przez ekspertów PC
przed kampanią wyborczą materiały na potrzeby AWS nie spotkały się
z żadnym zainteresowaniem”.
Te zlekceważone materiały to
„Kierunki polityki prorodzinnej”
opracowane przez Dorotę Mech
(żona Kuchcińskiego!) i „Polityka
narodowościowa (stosunki polsko-ukraińskie)” pod redakcją Marka
Kuchcińskiego.
Kuchciński skarżył się, że AWS
bierze ludzi z PC, ale skompromitowanych, wyrzuconych z partii za
„uprawianie prywaty, klikowatość,
kontakty z układami nomenklatury
postkomunistycznej i grupami gospodarczymi o charakterze przestępczym”.
Do tych ostatnich zaliczył Kuchciński Niezależne Forum Prywatnego Biznesu, od którego dostawał
szmal na każde żądanie. Gdyby biznesmeni znali ten kwit, pewnie skończyłoby się finansowanie Kaczyńskich i ich kolegów. Nie znali.
Okazało się, że pisanina opłaciła się. W 2000 roku Kuchciński został AWS-owskim wicewojewodą województwa podkarpackiego. Z miejsca zażądał mieszkania służbowego. Ówczesny prezydent Rzeszowa
Andrzej Szlachta, obecny poseł PiS,
bez zmrużenia oka mieszkanie dał.
Sprawę zwąchała prasa i zrobił się
skandal. Kuchciński z bólem musiał z mieszkania zrezygnować.
Gdy prominentni działacze AWS
zobaczyli wspólne miłe zdjęcie Kuchcińskiego z szefem Urzędu Celnego,
opisanym przez niego w tajnym „memorandum” i określanym jako „postkomunista”, zatkało ich. Ale Kuchcińskiemu jakoś się upiekło – stanowisko wicewojewody ocalił.
W wyborach parlamentarnych
roku 2001 Kuchcińskiego poparło
4741 spośród 316 618 głosujących
w okręgu przemysko-krośnieńskim,
czyli 1,49 proc. wyborców. W rodzinnym Przemyślu zebrał 1732 głosy (7,09 proc.), a w 70-tysięcznym
powiecie – 523. To nie wynik, to
kompromitacja, jednak dzięki ordynacji wyborczej Kuchciński zajął
miejsce w ławach na Wiejskiej.
Nadal nie brakuje w jego życiu
wydarzeń zastanawiających – nawet
jak na normalne standardy etyczne,
a co dopiero jeśli zechce się pamiętać o tych wszystkich moralno-etycznych wyniosłościach głoszonych przez
PiS! Przed wyborami parlamentarnymi „zapomniał” wpisać w swoim
oświadczeniu majątkowym, że ma 89
hektarów ziemi „przygotowywanej do
upraw ekologicznych”. Kiedy sprawę
ujawniła lokalna prasa, Kuchciński tłumaczył się, że nie musiał hektarów
ujawniać, bo nie był właścicielem,
a jedynie dzierżawcą gruntów AWRSP.
Rolnicy z podprzemyskich Wapowic
pamiętają do dziś, jak przyjechał do
nich i namawiał, aby oddali swoją ziemię pod pensjonat. W zamian ich życie miało się zmienić w bajkę. Zgodzili się. Pensjonat „Niva” powstał,
ale ich życie nie zmieniło się.
– A ileż nam wówczas naobiecywał – wspominają. Pamiętają też,
jak ich Kuchciński wyrzucał, kiedy
chcieli nazbierać trawy na jego nieużywanym polu. Nawet policja była w to zaangażowana.
Jedyną instytucją, która nie tolerowała go przez całe lata, był Kościół katolicki. Kuchciński żył bowiem w grzechu, bez ślubu. Ale
wystarczyło, że się ożenił. Teraz już
dla wszystkich w tym Przemyślu jest
wporzo. Z dumą patrzą, gdy w telewizji opowiada o naprawie państwa. Jak jakiś nowy Lepper.
TOMASZ ŻELEŹNY
POLSKA PARAFIALNA
K
ilka dni temu prawicowe wyrocznie z IPN-u
oraz prawicowa prasa
dokonały publicznej rozprawy z jednym z najbardziej godnych szacunku polskich księży.
Dziwnym zbiegiem okoliczności
ksiądz ów był solą w oku Radia
Maryja i ulubieńcem liberalnych
mediów pozostających w konflikcie z braćmi Kaczyńskimi.
Można powiedzieć paradoksalnie,
że polskie media nie mają dobrej prasy. Od kilkunastu lat dziennikarze nazbyt chętnie wysługują się wielkiemu
biznesowi, wyrabiając sobie opinię
środowiska wyjątkowo skorumpowanego. W ostatnich dniach media prawicowe przekroczyły kolejną granicę
braku przyzwoitości – w sposób niebywale okrutny, zniszczyły jedną z najsympatyczniejszych postaci polskiego
Kościoła – księdza profesora Michała Czajkowskiego (na zdjęciu – po
prawej) – oskarżając go o wieloletnią i dobrowolną współpracę z PRL-owską
służbą
bezpieczeństwa.
Okrzyczano go
zdrajcą bez żadnych wątpliwości,
czego dowodem
mają być dokumenty zbierane
przez SB, a znajdujące się obecnie
w Instytucie Pamięci Narodowej.
Nikt chyba
tak gorąco nie
wierzy w prawdomówność funkcjonariuszy SB, jak
politycy i dziennikarze prawicy. Ileż
to już w Polsce po roku 1989 wydano wyroków publicznej śmierci na
podstawie kartek zapisanych przez
urzędników PRL-owskich służb bezpieczeństwa? Pomawiano ludzi, aby
potem się z owych pomówień wycofywać... Wystarczy przypomnieć sobie
sprawy Mariana Jurczyka, działacza szczecińskiej „Solidarności”, i Janusza Tomaszewskiego, wicepremiera w rządzie Buzka.
Nie wiem, czy ksiądz Czajkowski
współpracował z SB, czy nie. Nie mam
zamiaru tego dociekać, bo na podstawie dokumentacji SB nie sposób
dojść dziś do prawdy. Nie ma żadnej
gwarancji, że te papiery są autentyczne; nie wiadomo także, czy osoby widniejące jako dobrowolni współpracownicy w ogóle wiedziały, że nimi
są. Jedno jest pewne: SB na pewno
interesowała się Czajkowskim – jak
każdym, kto w czasach PRL coś znaczył. Zapewne wzywano go także na
rozmowy – jak setki tysięcy innych
osób. Ale od tego do bycia płatnym
agentem droga jest bardzo daleka.
Wiem natomiast, co ksiądz Michał Czajkowski sobą prezentuje i prezentował, bo miałem przywilej, jeszcze jako student w czasach PRL, zetknąć się z nim osobiście, uczestniczyć w rekolekcjach i spotkaniach, jakie organizował. To człowiek niezwykłej szlachetności, rzadkiej skromności i wielkiej odwagi. Ta ostatnia
7
Po egzekucji
cecha raczej wyklucza możliwość, aby
donosił na kogoś ze strachu lub pod
wpływem szantażu. Nie był chciwy,
żył skromnie. Byłem w jego mieszkaniu, które składało się głównie
z książek i mocno sfatygowanych mebli. Jeżeli, jak twierdzi prawica, Czajkowskiemu płaciło za donosy SB, to
firma ta była bardzo marnym pracodawcą. Czajkowski pomagał każdemu, kto o pomoc się do niego zwrócił, był (czy będzie nadal?) zaangażowany ekumenicznie, jako jedyny
polski ksiądz znany z nazwiska duszpasterzował katolickim gejom i lesbijkom, którymi Kościół gardzi. On
się ich nie bał i nie wstydził. Zachowywał się tak, jakby chciał osobiście
naprawić wszystko to, w czym polski
Kościół niedomagał, czym przynosił
ujmę Ewangelii. Jeżeli tak żyją ci, którzy współpracowali ponoć z SB, to
– na Boga! – starymi esbekami trzeba by obsadzić wszystkie seminaria
duchowne, może ich absolwenci żyliby wreszcie jak prawdziwi chrześcijanie! Ale dość kpin, nie wypada na
pogrzebie żartować! Wszak na naszych oczach dokonano na człowieku moralnej egzekucji...
Za wspomnianą działalność,
a przede wszystkim za odważne zaangażowanie w zwalczanie kościelnego antysemityzmu, nienawidziła go
prawica i jej media. Czajkowski nie
bał się nazwać Radia Maryja „radiostacją niechrześcijańską” i podobnie
określił Rydzykowy „Nasz Dziennik”.
Krytykował za tolerowanie zła także
biskupów. Nie znosił go na przykład
antysemita kardynał Józef Glemp,
który ostatnio powiedział, że „Czajkowski mógł donosić do SB”.
Za mówienie prawdy spotkały go
najgorsze wyzwiska i pomówienia, nie
trzeba dodawać, że przypisano mu
także żydowskie pochodzenie... Ale
to norma w prawicowych mediach.
Pisano, że uwiódł studentkę, że ma
kochankę, dlatego musiał czasem znosić osobiste połajanki od spotkanych
na ulicy fanatyków. Wreszcie – na
tydzień przed wizytą papieża – postanowiono go raz na zawsze zlikwidować, wymazać z życia publicznego.
Rolę kata przyjęło na siebie „Życie
Warszawy”, gazeta, która już od lat
publikuje teksty dziwnie zbieżne z potrzebami politycznymi braci Kaczyńskich. Kiedy PiS ma z kimś na pieńku, kiedy trzeba kogoś uderzyć, natychmiast w „Życiu Warszawy” pojawia się artykuł atakujący daną osobę.
Zbieg okoliczności?
W napastliwości „Życie Warszawy” przelicytował jednak „Dziennik”
– nowa gazeta, które chce uchodzić
za bezstronną i opiniotwórczą. Znając biografie jej redaktorów, czekałem tylko, kiedy pokażą prawicowe
zęby. Gdy tylko poczuli krew Czajkowskiego rozrywanego przez „Życie
Warszawy”, natychmiast zapomnieli
o umiarze i postanowili przyłączyć się
do uczty na żerowisku rekinów. Na
pierwszej stronie zestawili
zdjęcie Czajkowskiego i Popiełuszki i dali
taki tytuł: „Donosiciel i ofiara.
Ksiądz Czajkowski pomógł
Służbie Bezpieczeństwa zniszczyć księdza Popiełuszkę”. Innymi słowy, zrobiono z niego
współwinnego
Fot. PAP/Tomasz Gzell
morderstwa.
Niszczeniu Czajkowskiego poświęcono jeszcze dwie kolejne strony, gdzie
nazwano go m.in. kapusiem moralistą, agentem pełnym pychy. Bardzo
to wszystko eleganckie, obiektywne
i bezstronne, bez wyroku sądu – prawda? W stylu opiniotwórczej gazety,
czy raczej brukowej szmaty?
Godnie zachowała się natomiast
„Wyborcza”, dystansując się od nagonki. Ale, prawdę mówiąc, nie miała innego wyjścia. Bo atak na Czajkowskiego to nie tylko eliminacja
niewygodnego, bo myślącego i krytycznego księdza. Jest to również
atak na te wszystkie gazety i programy telewizyjne, które go zapraszały, udostępniały mu łamów. Tak się
składa, że te środowiska, które chętnie powoływały się na Czajkowskiego, są obecnie w opozycji do rządu
i do samych Kaczyńskich. Publiczna i nagła egzekucja księdza Michała ma być ostrzeżeniem: „Jeżeli będziecie za dużo pyskować, to czeka
was ten sam los. Z każdego potrafimy zrobić agenta”.
Historia zniszczenia księdza Czajkowskiego ponownie uświadamia bezsens lustracji, instytucji z natury bezprawnej, niesprawiedliwej i szkodliwej. A do jej legalizacji i moralnej legitymizacji w Polsce przyczynili się
politycy nie tylko prawicowi, ale także ci z lewa i z centrum. Jak się teraz czujecie, Panie i Panowie?
ADAM CIOCH
8
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
POLSKA PARAFIALNA
W
arszawska Straż Miejska
od kilkunastu tygodni żyje papieżem. Tym zmarłym i tym
niemieckim, który przyjeżdża
na wizytację.
Strażą Miejską w stolicy rządzi Bogdan Sakowicz. Człowiek
po KUL-u. Nauczyciel polskiego
i historii. Pracował w UOP, Głównym Inspektoracie Celnym i Urzędzie Kontroli Skarbowej. W 2003
roku znalazł spokojną przystań
w Straży. To człek bogobojny. Podczas ostatnich uroczystości z okazji pierwszej rocznicy śmierci Jana Pawła II wysłał 250 strażników na mszę. W tym Kompanię
Reprezentacyjną SM. Ale to był
dopiero początek jasełek. Od 11
maja warszawiacy nie mogą się
połączyć z numerem alarmowym
straży – 986. Zamiast zgłaszać problemy, można pod tym telefonem
Straż
kościelna
dowiedzieć się szczegółów o wizytacji papieskiej w Warszawie
w dniach 25–26 maja. Na przykład
jeśli komuś drzewo zwaliło się na
dom i zrobiło dziurę w dachu, to
poszkodowany może się dowiedzieć, czy przez tę dziurę zobaczy B16. Straż posadziła przy telefonach kilkunastu ludzi. Nie jest
tajemnicą, że wizytację warszawską będzie obsługiwać ponad 1500
funkcjonariuszy straży. Komendant wymyślił, że podczas mszy
200 kobitek mundurowych będzie
stać obok ołtarza. Dlaczego mają to być kobitki – trudno powiedzieć, bo niezbadane są wyroki
komendanta.
Strażnicy praktycznie od roku szykują się na tę wiekopomną
wizytę. Ostatnio oddawali krew.
Straż Miejska w Warszawie to
armia ludzi. Zresztą tak tę instytucję traktował Kaczyński, kiedy jeszcze Warszawą rządził. I nic
się nie zmieniło. Nowy szef formacji zapowiedział już pracownikom, że w najlepszym okresie
urlopowym, czyli na przełomie lipca i sierpnia, wstrzymuje im
wszystkim urlopy. Powód jest oczywisty: uroczystości rocznicy powstania warszawskiego. Strażnicy szeregowi nie kryją swego oburzenia. Wstrzymywać urlopy w taki sposób można jedynie w sytuacji szczególnej, na przykład podczas wizyty głowy państwa czy klęski żywiołowej. Tracący popularność prezydent Kaczyński planuje kolejny, niezwykle kosztowny
i uroczysty jubel z okazji zburzenia stolicy. W końcu jedyny sukces, jakim może się pochwalić prezydent, to oddanie do użytku świecącego pustkami Muzeum Powstania Warszawskiego.
TŻ
C
o w Łodzi najlepiej wychodzi? Burzenie zabytków i przenoszenie mogił. Teraz, za sprawą prezydenta Jerzego Kropiwnickiego
i kurii, planuje się przeniesienie
w inne miejsce Grobu Nieznanego Żołnierza.
W latach 90. prezydent Jerzy Palka doprowadził do zburzenia mauzoleum żołnierzy radzieckich poległych w styczniu 1945 r. Mimo protestów łodzian, trumny wyzwolicieli
wyrzucono z krypty i pochowano na
cmentarzu. To właśnie wtedy przylgnęło do Palki określenie „grabarz”.
Jakby za karę, cmentarz szybko upomniał się i o samego prezydenta...
Następca Palki – Kropiwnicki
– wespół z kurialnymi urzędnikami
zapragnął przebudować teren wokół łódzkiej katedry. A że przed frontem świątyni stoją aż trzy monumenty z JPII włącznie, jeden z nich
– Grób Nieznanego Żołnierza – postanowiono przenieść w inne miejsce.
Konkretnie – na zaplecze katedry.
Rzecz w tym, że Grób znajduje się
na honorowym miejscu przed katedrą od połowy lat dwudziestych ubiegłego wieku!
– Nie widzę powodu, by ruszać
pomnik chwały polskiego żołnierza
– mówi Edmund K., emerytowany
żołnierz, uczestnik walk nad Bzurą
w 1939 r. – To jedyne takie miejsce
w Łodzi, gdzie spotykają się wszyscy
mieszkańcy – niezależnie od opcji politycznej czy wyznania, oddając hołd
bezimiennym ofiarom wojny.
Głos w tej sprawie zabrała również RACJA Polskiej Lewicy w Łodzi, wystosowując apel do mieszkańców Łodzi oraz list do prezydenta
N
Orka na mogile
Kropiwnickiego i do abp. Władysława Ziółka. W swym dokumencie
RPL zwraca uwagę, że od ponad 80
lat przy grobie znajdującym się przy
głównej ulicy miasta zawsze odbywały się uroczystości państwowe. „Czy
i zapyziałych miejsc ogrodzonych dechami, to „Kropa” woli dogadzać klerowi. Dlatego niedawno w Urzędzie
Miasta Łodzi bez rozgłosu rozstrzygnięto konkurs na koncepcję zagospodarowania okołokatedralnego frag-
mamy się wstydzić tych nieznanych
bohaterów – żołnierzy – że musimy
ten symbol pamięci Polaków przenosić z centralnego punktu miasta na
tyły kościoła?”. Nawet w czasie okupacji hitlerowskiej nie zlikwidowano
grobu, zniszczono tylko jego płytę.
Dopiero Kropiwnicki do spółki z kurią wpadł na pomysł schowania Grobu. Ale jest to fragment większej przebudowy placu Katedralnego, bo choć
w centrum miasta nie brakuje ruin
mentu miasta. Według zapewnień architekta Marka Lisiaka, nowy kształt
i znaczenie zyska zachodnia część placu, właśnie za katedrą, gdzie ma być
przeniesiony Grób Nieznanego Żołnierza. W pobliżu planuje się ustawienie wielkiego krzyża i ołtarza polowego. Od strony południowej, dotychczas najbardziej zaniedbanej, powstaje monumentalny Wydział Teologiczny Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Magistraccy
ie ma w Polsce kapłana katolickiego,
który nie kochałby dzieci – taka jest kościelna teoria. Wiadomo nie od dzisiaj, że niektórzy duchowni posuwają się w tej miłości
do przestępstwa. Mieliśmy już pedofilów, przyszła pora na kidnaperów...
Ksiądz Piotr Tomaszewski, 37-letni proboszcz
z Dębnicy koło Człuchowa (woj. pomorskie, diecezja pelplińska), zbiegł z parafii. Nie sam. Na
wspólny „gigant” namówił
Dawida W., piętnastoletniego ucznia Gimnazjum
nr 2 w Starogardzie Gdańskim. Przez kilka dni balował z chłopakiem w ośrodku wczasowym pod Szczecinem. Małolat szczęśliwie wrócił do rodziców,
pleban w dalszym ciągu się ukrywa.
¤¤¤
– Z naszych dotychczasowych ustaleń wynika,
że Dawid wraz z kolegą [Tomkiem] wyjechał ze
Starogardu do Dębnicy 9 maja. Mieli spotkać się
z księdzem i pobyć u niego przez kilka dni. Dzieciak był kiedyś ministrantem w jednej ze starogardzkich parafii [św. Katarzyny], w której ksiądz
Piotr był wikariuszem – stąd ich znajomość. Gdy
nieobecność Dawida przedłużyła się do tygodnia,
a zarówno on, jak i ksiądz nie dawali znaku życia,
ojciec zgłosił uprowadzenie syna – mówi „FiM”
komisarz Bogusław Ziemba, zastępca komendanta powiatowego policji w Starogardzie.
Wyszło wówczas na jaw, że już 15 maja (poniedziałek) parafianie w Dębnicy zgłosili policji
w Człuchowie zaginięcie swojego proboszcza.
Byli zaniepokojeni faktem, że w niedzielę zastali kościół zamknięty na cztery spusty, a ksiądz nikogo nie informował o możliwej nieobecności. Policjanci poprosili przedstawiciela kurii pelplińskiej
o zgodę na wejście na plebanię. Trupa nie znaleźli, podobnie zresztą, jak i śladów włamania,
plądrowania czy walki. Nazajutrz lokalna prasa
ogłosiła wezwanie: „Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie...” i rozpoczęto poszukiwania księdza
urzędnicy spieszą się, by jeszcze przed
wyborami samorządowymi sfinansować najkosztowniejsze roboty.
Wspomniana koncepcja budzi wiele zastrzeżeń, m.in. ze strony środowisk kombatanckich. Projekt modernizacji placu jeszcze bardziej bowiem
wzmocni jego kościelny charakter, co
w przyszłości będzie rzutowało na charakter tutejszych celebracji. Uroczystości państwowe, które powinny odbywać się wedle ceremoniału zgodnego ze świeckim charakterem państwa, nie będą miały zagwarantowanego takiego statusu, skoro będą się
odbywały w cieniu ołtarza. Uroczystości przy Grobie Nieznanego Żołnierza, które miały dotąd charakter
patriotyczny, siłą rzeczy będą teraz
miały wymowę religijną. Na koniec
wreszcie – zabytek tego rodzaju, co
grób Nieznanego Żołnierza powinien
zajmować najbardziej godne i jednocześnie eksponowane miejsce – przy
głównej ulicy.
Ale włodarzy Łodzi nie musi ogarniać smutek. Ani dlatego, że ktoś protestuje, bo tym przejmują się najmniej,
ani na myśl, co będą robić, gdy już
uporają się z „problemem” Grobu
Nieznanego Żołnierza. Czekają przecież na ich inwencję inne cmentarze
paskudnych żołnierzy radzieckich
i największa w Europie nekropolia
żydowska... Aż się proszą, żeby je
zaorać...
BARBARA SAWA
Fot. WHO BE
wspaniały kontakt z młodzieżą”. Parafianie przystąpili wtedy do strajku okupacyjnego plebanii
w Dębnicy, więc wystraszony ordynariusz szybko
zwrócił im ks. Tomaszewskiego.
¤¤¤
Zanim jeszcze policjanci z Człuchowa rozpoczęli poszukiwania zaginionego proboszcza, 11
maja obaj chłopcy widziani byli w Starogardzie.
Przywiózł ich ks. Piotr. Tomek stawił się grzecznie w domu, a jego współbalangowicze – Dawid wraz
z duszpasterzem – ruszyli
samochodem w nieznane.
Choć Dawid nie dawał później znaku życia, jego ojciec Janusz W. na tyle ufał
księdzu, że dopiero 16 maja zdecydował się zgłosić zaginięcie syna. Złożył zawiadomienie, gdy od
innych małolatów, bywalców parafii, usłyszał, że
proboszcz zamienił plebanię w pijacką melinę.
¤¤¤
Dawid sam się odnalazł. Uprzedziwszy rodziców SMS-em: „Już jadę”, pojawił się w domu nazajutrz – 19 maja wieczorem.
– Ksiądz podwiózł go samochodem tylko do
Kościerzyny, dalej chłopiec pojechał pociągiem.
Okazuje się, że bawili w ośrodku wypoczynkowym
w województwie zachodniopomorskim. Szczegóły
pomińmy, dla dobra dziecka... Ale wkrótce dorwiemy tego drania w sutannie – zapewnia nas policjant ze Starogardu... Oby tylko nie schwytali go
w trakcie wizyty papieża, bo znowu będzie, że jakieś „ciemne siły” chcą zakłócić pielgrzymkę...
DOMINIKA NAGEL
Proboszcz na gigancie
Piotra oraz jego niebieskiego volkswagena o numerach rejestracyjnych CSW 99FM.
Tuż po wizji lokalnej na plebanii ordynariusz
pelpliński biskup Jan Bernard Szlaga mianował
nowym proboszczem w Dębnicy ks. Andrzeja
Wierzchowskiego. Dlaczego nie poczekał na odnalezienie zwłok lub inne wyjaśnienie przyczyn zniknięcia podwładnego?
– Jednemu z księży udało się dodzwonić do
księdza Piotra i usłyszał, że po aferze sprzed kilku miesięcy, kiedy to biskup Jan najpierw go odwołał z parafii [Podwyższenia Krzyża Świętego
w Dębnicy], a następnie przywrócił z powrotem,
ma już dość sutanny i ekscelencja może mu naskoczyć – twierdzi nasz informator z kurii.
Mówi o wydarzeniach ze stycznia 2006 r.,
kiedy to trzy wsie zbuntowały się przeciwko odebraniu im „ukochanego duszpasterza mającego
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
MITY KOŚCIOŁA
9
Ci, którzy twierdzą, że to film antyreligijny
– kłamią. Tacy co mówią, że obraz Howarda
jest szmirą – zapewne go nie oglądali.
Entuzjastom powieści Browna trzeba powiedzieć wprost: książka znowu przebiła film.
Film „Kod da Vinci” skazany był
na gigantyczny sukces, zanim jeszcze wszedł na ekrany. Gwarantował
mu to sprzedany w ponad czterdziestu milionach egzemplarzy literacki pierwowzór Dana Browna oraz
kilka magnetyzujących nazwisk,
w tym reżyser Ron Howard („Piękny umysł”) i aktorzy: Tom Hanks
(„Forrest Gump”), Audrey Tautou
(„Amelia”) i Jean Reno („Leon zawodowiec”). Powodzenie obrazu zapewniała też darmowa reklama zafundowana przez Kościół katolicki,
który wcześniej książkę, a później
jej ekranizację uznał za atak na religię, Jezusa i wszystkich świętych.
Pojawiły się kościelne nawoływania
do bojkotu obrazu, co musiało przynieść efekt dokładnie odwrotny. Od
się freskowi, konstatujemy, że przy
stole obok Chrystusa wcale nie siedzi święty Jan, tylko urodziwa, rudowłosa kobieta. To Maria Magdalena – jak utrzymywały sekty gnostyckie pierwszych wieków chrześcijaństwa – żona Mesjasza i zarazem...
Święty Graal. Ale nie kielich z wieczerzy, tylko matka dziecka Jezusa.
Potomkowie tego związku żyją ponoć do dziś. To tych potomków (potomka?) oraz grobu Magdaleny szukają Sophie i Robert.
Streszczanie filmu dla czytelników książki Browna jest zbyteczne,
zaś widzom, którzy z „Kodem”
pierwszy raz spotkają się w kinie,
odebrałoby dobrą zabawę.
Teraz o samym dziele i o języku, jakim do nas przemawia.
Langdon, choć sceptyk, opowiada Sophie o swoim traumatycznym
przeżyciu z dzieciństwa. Gdy wpadł
do studni i stracił wszelką nadzieję, poczuł, że na dnie tej śmiertel-
Byliśmy na „Kodzie”
Adama i Ewy wiadomo bowiem,
że nic tak wspaniale nie smakuje jak zakazany owoc.
A jednak pomimo tego „handicapu wejścia” (premiera 19 maja) film Howarda otrzymał i otrzymuje nadal fatalne recenzje krytyków, którzy szermują słowami:
kicz, tandeta i szmira dziesięciolecia. Podobno w salach kinowych
słychać gwizdy, tupanie i drwiące śmiechy widzów.
Ja niczego podobnego nie odnotowałem, a „Kod” obejrzałem
z przyjemnością i zainteresowaniem, choć przyznaję: na kolana
mnie nie rzucił. Ale po kolei...
Akcja filmu, podobnie jak
książki, rozpoczyna się w Luwrze,
gdzie główni bohaterowie: Sophie
Neveu i Robert Langdon, zostają uwikłani w labirynt wielkiej
tajemnicy. Tajemnicy, którą układem własnego ciała i krwawymi
inskrypcjami chce im przekazać
zamordowany kustosz jednego z największych muzeów świata. To taki
swoisty, zakodowany list z zaświatów. Z minuty na minutę liczba zagadek rośnie wykładniczo, a piękna
pani kryptolog i jej partner – specjalista od symboli religijnych – muszą stawić czoła nie tylko rozszyfrowaniu łamigłówki... Na ich życie dybie bowiem szalony mnich i fanatyczny komisarz policji (obaj z Opus Dei).
Osią intrygi jest słynny obraz Leonarda da Vinci „Ostatnia wieczerza”, a dokładniej – podtekst, który wielki mistrz starał się w swoim
dziele przekazać potomnym. Rzeczywiście, po bliższym przyjrzeniu
Pomiędzy bajki należy włożyć
liczne, pełne furii doniesienia przykościelnych znawców kina, że film
Howarda (oraz pierwowzór Browna) jest z założenia antychrześcijański. Wprost przeciwnie. Człowiek
wątpiący, poszukujący, agnostyk
i wolnomyśliciel, jeśli tylko uwierzy
w przesłanie „Kodu”, może się nawet nawrócić, zaś osoby religijne tylko umocnią się w wierze. Mamy tu
bowiem liczne odniesienia do Chrystusa, który dla głównych bohaterów jest bezdyskusyjnie wielką postacią w całej historii – jednostką,
która swoje piętno odciska do dziś
na każdym człowieku.
nej pułapki jest z nim ktoś jeszcze,
że ktoś go wspiera i nie da mu
umrzeć. Łatwo zgadnąć, o kogo panu Robertowi chodzi – nieprawdaż?
Podobnych religijnych odniesień
i ingerencji jest w obrazie Howarda
co niemiara. W angielskiej świątyni
przed niechybną śmiercią od kuli
szaleńca ratuje Sophie stado gołębi, które, podrywając się nagle, łoskotem skrzydeł wypełniają nawę,
co zupełnie dezorientuje mordercę.
W końcowej scenie Langdon odnajduje w końcu grób Marii Magdaleny (notabene – w Luwrze), klęka i modli się. Trzeba czegoś więcej?
Może w takim razie filmowy
„Kod” jest antywatykański, antypa-
pieski? Jeśli nawet trochę,
to też nie do końca. Odnajdujemy bowiem scenę,
w której tajna rada Opus
Dei zastanawia się, co by było, gdyby Watykan dowiedział się o jej knowaniach.
Mnisi dochodzą do jednej
konkluzji: czekałaby ich natychmiastowa ekskomunika.
Bujdy opowiadają ci, co
twierdzą, że film zionie nienawiścią do religii. Wprost
przeciwnie, chwilami dzieło jest nawet mistyczne i alegoryczne w swej wymowie.
Próżno by szukać też
w filmie dowodów, które
tak licznie w pierwowzorze
literackim przytacza Brown. Dowodów na niesłychane kłamstwa i oszustwa, jakimi posługiwał się Kościół
katolicki na przestrzeni wieków, żeby umocnić swoją władzę i stan
posiadania. Ostrze obrazu Howarda jest wyraźnie stępione w porównaniu z książką. Czy zatem może się podobać, czy robi wrażenie?
I tak, i nie. Dla widzów, którzy nie
znają książki Browna, będzie zapewne odkrywcze, zaś dla jej czytelników i entuzjastów – mocno
okrojone i powierzchowne, a nawet
ciut wstrzemięźliwe.
¤¤¤
Na uwagę zasługują znakomite
zdjęcia. Tak modna ostatnio w Hollywood „latająca kamera” jest w filmie zjawiskowa i sama z siebie
podnosi do kwadratu
tempo akcji.
Rewelacyjna – podkreślam: rewelacyjna!
– jest też muzyka Hansa Zimmera. Nie są
to oklepane przy tego
typu produkcjach chóry gregoriańskie, lecz
całkiem nowa przestrzeń dźwięku nie tylko ilustrująca fabułę,
ale dodająca jej nowych znaczeń.
Jeśli coś w filmie
„Kod da Vinci” denerwuje i nuży, to z całą pewnością światło. A problem wziął się stąd, że
akcja książki dzieje się głównie
w nocy, a jeśli już w dzień, to w nawach średniowiecznych kościołów.
Tego nie dało się zmienić i złotego
środka, niestety, nie znaleziono. Prawie wszystko odbywa się więc w półmroku, w przenikających się półcieniach, co może i dodaje tajemniczości, ale po godzinie staje się nużące. I właśnie dobrnęliśmy do jeszcze jednego aspektu – dość istotnego. Dziełu Howarda nie zaszkodziłyby nożyczki. Myślę, że ciachnięcie
taśmy o dobre dwadzieścia minut
wyszłoby obrazowi na dobre.
W sumie o entuzjazmie i zachwytach nad filmem nie może być
mowy, jednak na pytanie, czy warto pójść, odpowiadam: WARTO!
Choć – jak zwykle – książka jest
stokroć lepsza.
MAREK SZENBORN
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
POD PARAGRAFEM
JeZUS, ale afera!
Prokuratura zamierza postawić
zarzuty 250 osobom. Policja zatrzymała 93 podejrzanych. Wśród
nich są lekarze sądowi i orzecznicy ZUS-u, prawnicy, były wojewoda wałbrzyski, a później dyrektor generalny z Ministerstwa
Sprawiedliwości w rządzie Buzka, oraz dwie pracownice Sądu
Okręgowego w Świdnicy.
Jak do tej pory, nikt w Polsce nie
ujawnił ZUS-owskiej afery łapówkarskiej o takiej skali. Na tym procederze Skarb Państwa stracił miliony złotych. Wszystko odbywało się według określonego schematu.
Sytuacja pierwsza: Osoba zainteresowana otrzymaniem renty dzwoniła do pośrednika: „Mam 10 tysięcy złotych, potrzebuję rentę”. Pośrednik kontaktował klienta (klientkę) z lekarzem, który fałszował historię choroby oraz ułatwiał kontakt z orzecznikiem ZUS-u, który potwierdzał zły
stan zdrowia. Listonosz zaczynał przynosić rentę.
Sytuacja druga, kiedy lekarz orzecznik z ZUS uznał, że renta się nie należy. „Mam problem z orzecznikiem”
– „pokrzywdzony” dzwonił wtedy gdzie
trzeba. Pracownica sądu kierowała akta do przekupionego biegłego, który
– wbrew orzecznikowi – potwierdzał
fatalny stan pacjenta. Urzędniczka ZUS
przyspieszała procedury. Listonosz zaczynał przynosić rentę.
Akcję przeprowadziło stu dolnośląskich policjantów, którzy w ciągu
dwóch dni zatrzymali 93 osoby, z których 13 zostało tymczasowo aresztowanych i postawiono im zarzuty.
Jest wśród nich 10 lekarzy, orzecznicy, biegli sądowi, pracownice Sądu
Okręgowego w Świdnicy oraz prawnicy: Jerzy Ś. i Wojciech K.
Na przełomie lat 2004 i 2005 Najwyższa Izba Kontroli przeprowadziła
kontrolę systemu przyznawania świadczeń z ubezpieczenia społecznego. Wyniki są porażające. Niemal we wszystkich powiatowych zespołach orzekających ZUS-u system przyznawania
rent jest korupcjogenny. W co piątym
orzeczenie było wydane nielegalnie,
ponieważ w skład zespołu wchodziły
osoby, które nie posiadały wymaganych kwalifikacji. NIK alarmował pracowników resortu pracy i polityki socjalnej. Krzyczeli na puszczy – ich raport nikogo nie zainteresował.
Polskę każdego dnia przemierzają
tysiące komiwojażerów korupcji, oferując swe usługi. Zgoda na handel alkoholem? – 2 tysiące złotych. Szybkie
założenie księgi wieczystej? – 500 złotych. Lewe zwolnienie lekarskie? – 300
złotych. Renta? – 10 tysięcy złotych.
Nasz kraj stacza się na dno najbardziej skorumpowanych krajów
świata wcale nie przez pomyłkę ani
nie przez przypadek. To skorumpowani lub nieudolni politycy od lat produkują tysiące krupcjogennych przepisów, z których potem korzystają
tysiące skorumpowanych urzędników, celników, policjantów i lekarzy. Już 9 milionów obywateli, czyli
aż 34 proc., przyznało się do zapłacenia łapówki!
Jak uzdrowić tę chorą sytuację?
Z pewnością należy maksymalnie wykluczyć wszelkie okazje do dawania
wziątek. Z pewnością nie pomogą
w tym pomysły PiS-uarów, którzy
mnożą tylko korupcjogenne instytucje
i przepisy. PIOTR TWARDYSKO
Wontor – bye, bye...
Minister edukacji Giertych zapowiedział, że wywodzący się z Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej ZSMP nie dostanie już od
MEN ani złotówki dotacji. Co na
to szef ZSMP, Bogusław Wontor?
Załkał: pan minister tkwi w PRL,
my nie jesteśmy przybudówką żadnej partii, nie angażujemy się w politykę, organizujemy wakacje i imprezy kulturalne... No, po prostu ręce
opadają! Przywódca Związku Socjalistycznej Młodzieży Polskiej prosi
twórcę i szefa Młodzieży Wszechpolskiej, żeby ich nie krzywdził, bo oni
nie interesują się polityką... Tego dnia
wystąpili również członkowie Młodzieży Wszechpolskiej; też, jak ten
Wontor, posłowie. Oni nie pękali: Nie
wpuszczą nas do szkół? My już tam
jesteśmy, codziennie nasza młodzież
przekracza mury szkoły... Kogo mają się bać? Wontora? Przecież człowiek, który przewodzi 50-tysięcznej
organizacji z przymiotnikiem „socjalistyczny” w nazwie, sam mówi, że
nie angażuje się w politykę...
Czy naprawdę młodzież, która jest
w ZSMP, jest tam tylko po to, by jeździć na wakacje? Dziś wakacje każdy może sobie sam zorganizować...
Więc może przyszli do tej organizacji z innych powodów? Może właśnie dlatego, że podoba im się socjalizm? Może słowo „socjalizm” wcale ich nie odstręcza? Dziś na rynku
politycznym jest pełna oferta możliwości, jeśli zatem ktoś wybiera organizację socjalistyczną, to dlatego,
że właśnie z tą chce się utożsamić,
tam dobrze się czuje. Ten wybór
z istoty swej jest polityczny. Trwanie w ZSMP to także polityczny wybór... Ale przecież nie wystarczy
trwać, żeby zmieniać świat. Widać
Wontor niczego nie chce zmieniać.
Jest posłem SLD, jest przewodniczącym ZSMP i to mu wystarczy. O lewicowości przypomni sobie zapewne przed następnymi wyborami. Po
co jednak tak długo czekać? Członkowie ZSMP nie muszą; mogą go
wcześniej pogonić, żeby dłużej nie
kompromitował ich organizacji. JS
Porady prawne
Mój wnuk,
wspólnie ze
swoją dziewczyną, kupił kawalerkę. Gdy kupiłam sobie drugie
mieszkanie, zaproponowałam, że
przepiszę na niego swoje stare
M3, pod warunkiem że on przepisze na swoją siostrę należącą
do niego część kawalerki. Gdy byliśmy u notariusza, wnuk niespodziewanie oświadczył, że przepisał swoją część kawalerki nie na
siostrę, a na swoją dziewczynę.
Obiecał mi jednak, że spłaci siostrę w okresie pięciu lat. Warunek ten nie został wprawdzie
umieszczony w akcie notarialnym,
ale wnuk obiecał, że złoży mi pisemne zobowiązanie. Pomimo moich próśb nie zrobił tego. Czy
w tej sytuacji mogę cofnąć darowiznę? (Kazimiera S., Szczecin).
Przepisy prawa zezwalają na to,
aby darczyńca odwołał darowiznę,
nawet już wykonaną, w sytuacji gdy
obdarowany dopuścił się względem
niego rażącej niewdzięczności. Za
rażąco niewdzięczne mogą być uznane, w zależności od sytuacji życiowej, rozmaite zachowania, jak również zaniechania. Sąd Najwyższy
przyjął, że darowizna może zostać
odwołana także wówczas, kiedy wysoce naganne zachowanie się obdarowanego skierowane jest bezpośrednio przeciwko osobie bliskiej
darczyńcy. Warunkiem jest tu, aby
zachowanie to dotykało jednocześnie odczuć samego darczyńcy
w taki sposób, że ocena postawy obdarowanego może być uznana jako
rażąco niewdzięczna. O istnieniu
podstaw do odwołania darowizny decydują konkretne okoliczności, rozważane na tle zwyczajów panujących
w określonym środowisku społecznym. Istotne znaczenie mają motywy i intencje obdarowanego. Wnuk
Pani nie dotrzymał ważnej obietnicy, od której spełnienia uzależniała
Pani dokonanie na jego rzecz darowizny. Dlatego uważam, że są podstawy do odwołania przez Panią tej
darowizny. W tej sytuacji powinna
Pani złożyć wnukowi pisemne
oświadczenie odwołujące darowiznę.
Powyższe spowoduje taki skutek,
że wnuk będzie zobowiązany do
przeniesienia na Panią własności darowanego mieszkania. Powinno to
nastąpić w drodze umowy. Jeżeli
wnuk tego nie uczyni, to może Pani wystąpić do sądu z powództwem
o zobowiązanie wnuka do dokonania takiej czynności. Gdy sąd stwierdzi zasadność Pani żądania, to wyda orzeczenie, które zastąpi wymagane prawem oświadczenie wnuka
(podstawa prawna: Kodeks cywilny,
DzU z 23.04.1964 r. Nr 16, poz. 93,
Wyrok SN z 7.04.1998 r., II CKN
688/97, Wyrok SN z 18.12.1996 r.,
I CKU 44/96, Wyrok SN z 22.03.2001
roku, V CKN 1599/2000, Wyrok SN
z 11.08.1998 r., II CKN 218/98).
¤¤¤
Od 1972 r. mieszkam w Domu Nauczyciela, gdzie zamieszkują obecnie dwie nauczycielskie
rodziny. Budynek ten najpierw
należał do szkoły, a od kilku lat
jest budynkiem komunalnym.
Druga rodzina wykupiła już swój
lokal. Dowiedziałam się, że jeżeli nie wykupię lokalu, to zostanę eksmitowana do lokalu socjalnego w innej wiosce w obrębie
gminy. Dodam, że płacę za mieszkanie regularnie, a żadna z lokatorek nigdy nie zwracała się
na piśmie do Urzędu Gminy
o wykup lokalu. Czy w sytuacji
UG ma prawo eksmitować mnie
do lokalu socjalnego? (Wanda
K., Adamówka)
Nie ma podstaw prawnych, aby
UG eksmitował Panią do lokalu socjalnego tylko z tego powodu. Wypowiedzenie umowy najmu może bowiem nastąpić tylko z przyczyn określonych w ustawie, m.in. gdy lokator
używa lokalu w sposób sprzeczny
z umową, doprowadza do powstawania szkód, podnajmuje lokal bez zgody właściciela lub jest w zwłoce z zapłatą czynszu i innych opłat za lokal
za co najmniej trzy pełne okresy płatności. W każdym wypadku Urząd
Gminy musi dokonać wypowiedzenia na piśmie na miesiąc naprzód,
określając przyczynę wypowiedzenia.
Lokale socjalne mają często obniżony standard i mogą ubiegać się
o nie jedynie osoby znajdujące się
w trudnej sytuacji życiowej, które spełniają warunki do otrzymania takiego lokalu (podstawa prawna: Ustawa z 21.06.2001 r. o ochronie praw
lokatorów, mieszkaniowym zasobie
gminy i o zmianie Kodeksu cywilnego, DzU 2005 r. Nr 31 poz. 266).
¤¤¤
Spółdzielnia Mieszkaniowa,
powołując się na Ustawę o ochronie danych osobowych, odmówiła nadesłania wykazu zawierającego informacje dotyczące jednostek zużycia ciepła przez poszczególnych lokatorów w roku 2004/05
i wysokości ustalonej dla nich
nadpłaty lub niedopłaty. Czy jest
to słuszne, skoro lokatorzy wspólnie pokrywają koszty energii
cieplnej, a przy tym jedni mieszkańcy otrzymują wysokie nadpłaty, a drudzy – mimo oszczędzania – muszą pokrywać niedopłaty? (Sabina W., Suwałki)
Spółdzielnia słusznie odmówiła
Pani udostępnienia wykazu zużycia
ciepła przez poszczególnych lokatorów. Ustawa o ochronie danych osobowych zabrania bowiem udostępniania danych osobowych bez wyraźnej zgody osoby, której te dane dotyczą. Za dane osobowe uważa się
§
wszelkie informacje dotyczące zidentyfikowanej lub możliwej do zidentyfikowania osoby fizycznej, a więc również informacje dotyczące ilości zużytych przez nią jednostek ciepła
w danym okresie rozliczeniowym. Pisze Pani, że lokatorzy wspólnie pokrywają koszty energii cieplnej. Gdyby tak faktycznie było, to wszyscy lokatorzy płaciliby za ogrzewanie stałą
opłatę ryczałtową, której wysokość zależałaby od ilości zajmowanych metrów kwadratowych. Z Pani listu wynika jednak wyraźnie, że w każdym
mieszkaniu zużycie ciepła jest opomiarowane, a zatem wiadomo, kto
i ile ciepła zużył w danym okresie.
Spółdzielnia odmówiła wprawdzie
udzielenia Pani informacji, ale może
Pani przecież sama zapytać sąsiadów,
jakie było u nich zużycie ciepła oraz
ustalone niedopłaty i nadpłaty. O niektórych przyczynach wysokiego zużycia ciepła w mieszkaniach pisaliśmy
szerzej w poprzednim numerze „FiM”
(podstawa prawna: Ustawa o ochronie danych osobowych z 29.08.1997 r.,
DzU 2002 r. Nr 101 poz. 926).
¤¤¤
Mieszkam w domu dwurodzinnym z rodziną mojego brata, gdzie działka jest współwłasnością. Brat wypuszcza dwa
swoje psy na wspólne podwórko
o różnych porach dnia. Są agresywne wobec osób, które chcą
wejść na posesję i nie pozwalają dostać się do domu. Brat nie
reaguje na moje prośby. Na jakiej podstawie prawnej mogę
zmusić współwłaściciela do respektowania moich wymagań?
(Barbara H., Iwaniska)
Kwestie dotyczące współwłasności regulują przepisy Kodeksu cywilnego. Przepis art. 206 stanowi, iż
każdy ze współwłaścicieli jest uprawniony do współposiadania rzeczy
wspólnej oraz do korzystania z niej
w takim zakresie, jaki daje się pogodzić ze współposiadaniem i korzystaniem z rzeczy przez pozostałych współwłaścicieli. Oznacza to, iż
brat Pani musi respektować fakt, że
nie jest jedynym właścicielem podwórka. Ma Pani prawo żądać od
brata, aby sprawował opiekę nad
psami w taki sposób, aby ich obecność nie była zagrożeniem. Jeżeli
brat nie uczyni tego dobrowolnie,
to może Pani wystąpić z takim żądaniem do sądu (podstawa prawna: Kodeks cywilny, DzU z 23.04.1964
roku Nr 16, poz. 93).
¤¤¤
Drodzy Czytelnicy!
Nasza rubryka zyskała wśród Was
uznanie. Otrzymujemy dziesiątki pytań tygodniowo. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Odpowiedzi szukajcie tylko na łamach „FiM”.
Opracował MECENAS
§
10
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
R
ząd wyraźnie liczy na
to, że pielgrzymka papieska spacyfikuje wojownicze nastroje medyków. Pielęgniarki zostaną przy
swoich zasiłkach, zwanych pensją, a lekarze nadal będą tyrać
na kilku etatach, żeby zarobić
sensowne pieniądze...
Protesty w służbie zdrowia nie
ustają, bo lekarze i pielęgniarki coraz bardziej stanowczo domagają się
natychmiastowego podniesienia pensji o 30 proc. i zwiększenia nakładów
na opiekę zdrowotną, jakby zapominając, że rząd dopiero co okropnie
wykosztował się na zaspokojenie apetytów koalicjantów. Mnożą się też
niepokojące sygnały, że specjaliści
¤ w 2004 r. ponad połowa obywateli (57 proc.) przyznała się do dawania takich „wziątek” (źródło: „Barometr korupcji” Fundacji Batorego),
a służba zdrowia z 37 proc. wskazań
plasowała się na czwartym miejscu
w rankingu „Dziedzin życia społecznego, w których – zdaniem badanych
– korupcja występuje najczęściej”, za
politykami (64 proc.), sądami (42
proc.) oraz urzędami centralnymi (39
proc.). Cóż jednak mają zrobić ci, którzy nie biorą, albo ci, którzy lewizny
nie dostają (bo i takich jest wielu)?
¤¤¤
Jaka jest prawda o zarobkach
w służbie zdrowia, skoro większość
pielęgniarek zapewnia, że to, co dostają „na rękę”, oscyluje wokół tysią-
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Statystyczna pensja dysponującego wyższym wykształceniem „specjalisty pielęgniarstwa i położnictwa” sięgała 1710 zł, na które nie miały znaczącego wpływu godziny nadliczbowe,
lecz ponad 10 proc. było dodatkiem
za staż, a 6,5 proc. – za pracę zmianową. Pielęgniarki i położne ze średnim wykształceniem uzyskiwały ok.
1660 zł (prawie 10 proc. stanowiło
dodatek stażowy, 7 proc. – „zmianowy”), czyli wyraźnie mniej niż panie
z okienka na poczcie bądź urzędniczki. Co ciekawe: siostry zajmowały wówczas trzecią lokatę (za profesorem uniwersytetu i górnikiem, a wiele długości przed księdzem) w rankingu zawodów cieszących się w Polsce najwyższym prestiżem.
pielęgniarki (tylko 8 proc. pracuje
w więcej niż jednym miejscu), tuż za
położnymi (14 proc.).
Nie ulega zatem kwestii, że w miarę przyzwoity poziom wynagrodzenia
osiąga się w służbie zdrowia kosztem
co najmniej 10-, a nawet 12-godzinnego dnia pracy, na co – choćby ze
względów rodzinnych – nie wszyscy
mogą sobie pozwolić.
¤¤¤
Statystyki mają to do siebie, że
wyliczona wśród 10 osób średnia płaca 5 tys. zł może również oznaczać,
że dwie z nich zarabiają po 20 tys.
zł, a osiem – po 1250 zł. Istniejące
w służbie ogromne rozwarstwienie
majątkowe ilustruje ranking płac
opracowany przez branżowe czasopismo „Puls Medycyny”. Popatrzmy:
¤ 1100 zł zarabia
pielęgniarka, absolwentka pomaturalnego studium z wyuczonym zawodem położnej, pracująca od 11 lat
w mieście wojewódzkim na południu kraju
(pełny etat w specjalistycznym ośrodku opieki dla dzieci z głębokim stopniem niepełnosprawności fizycznej
i psychicznej). Mogłaby jeszcze mieć 600 zł
za pół etatu w poradni, niestety – jej własne
dzieci też wymagają
opieki;
¤ 1200 zł to pensja lekarza z sześcioletnim stażem, w trakcie
specjalizacji w warszawskim szpitalu akademickim;
¤ w przedziale
1400–2200 zł mieści
zdrowia...?
się podstawowe wynagrodzenie anestezjologa z II stopniem
specjalizacji w szpitalu powiatu częstochowskiego;
¤ 1430 zł ma na miesiąc 28-letnia doktorantka z Lublina (3 lata stażu), specjalizująca się w radiologii. Na
kwotę tę składają się: 600 zł za pół
etatu w szpitalu klinicznym, 750 zł stypendium doktoranckiego z uczelni
i 80 zł za korepetycje.
Przejdźmy szczebel wyżej, na
który już nie ma szans wspiąć się pielęgniarka, niebędąca posłem (jak np.
Jolanta Szczypińska z PiS, która
zarabia w Sejmie 11,9 tys. zł miesięcznie):
¤ 2200 zł zarabia lekarz pediatra z II st. specjalizacji, pracujący
w kilkudziesięciotysięcznym mieście
na pełnym etacie w NZOZ-ie;
¤ 2500 zł to uposażenie młodego lekarza (3 lata stażu), będącego
w trakcie specjalizacji z neurologii
i pracującego na etacie w pogotowiu ratunkowym (system 12-godzinny, 1400 zł wynagrodzenia podstawowego i 140–170 zł za dodatkowe
dyżury);
¤ za 2600 zł pracuje asystent
w laboratorium genetycznym (Warszawa), tuż przed doktoratem i z
Pora na znachora
– świetnie wykwalifikowani za publiczne pieniądze – wyjeżdżają do
pracy za granicę (dotychczas zdecydowało się na ten krok ok. 5 proc.
praktykujących lekarzy). Wiadomo
nam też, że wiele osób studiujących
pielęgniarstwo na długo przed dyplomem podpisuje kontrakty gwarantujące godziwe zarobki w szpitalach niemieckich i brytyjskich.
A minister Zbigniew Religa?
Ostatnio znalazł podobno wspólny język (choć tylko na 95 procent
– jak zastrzega) z kierownictwem
Prawa i Sprawiedliwości, które dotychczas nie chciało gadać o leczeniu służby zdrowia, wykręcając się
wizytą Benedykta XVI.
¤¤¤
Rząd ma pewien komfort, gdyż
trwające w całym kraju „ostre dyżury” medyków spotykają się z niejednoznacznym odbiorem społecznym, czemu zresztą trudno się dziwić, skoro – przyznajmy uczciwie
– mało kto w Polsce zna lekarza
przymierającego głodem.
Ot, weźmy pierwszy z brzegu
(z listy alfabetycznej posłów-lekarzy)
przykład wcale nie najbogatszej Danieli Chrapkiewicz (PiS), która przed
ubiegłorocznym debiutem parlamentarnym wykonywała w Starogardzie
Gdańskim zawód anestezjologa-pediatry. Jej zadeklarowany stan posiadania to: 120 tys. zł w akcjach, nowy
dom o powierzchni 230 mkw. (oszacowała go zaledwie na 400 tys. zł),
dwie duże działki budowlane (w sumie ponad 3 tys. mkw.) plus jedna letniskowa (500 mkw.), daewoo matiz
(1999 r.), mercedes klasy A (2004 r.)
oraz zero zadłużeń... Przy oficjalnym
dochodzie 6,3 tys. zł miesięcznie.
Wspomniany „niejednoznaczny
odbiór” nie zaskakuje, skoro:
¤ według Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Prywatnej Służby
Zdrowia, za przyjęcie do szpitala, przesunięcie w kolejce na zabieg, bardziej czułą opiekę itp. Polacy wkładają w „koperty” 8–10 miliardów
złotych rocznie;
Dokąd idziesz, służbo
ca złotych, a z ust demonstrujących
ulicami Warszawy lekarzy słyszeliśmy,
że mają niewiele więcej? Na ilu etatach muszą pracować, żeby zarobić
choćby średnią krajową? Dlaczego nie
strajkują prywatne szpitale i gabinety? Czy wierzyć ulotce kolportowanej podczas Ogólnopolskiej Akcji Protestacyjnej Lekarzy, w której czytamy wyznanie: „Pracuję miesięcznie 438
godzin. Na sen i życie rodzinne zostaje 7,5 godziny na dobę. W tym czasie
powinienem czytać jeszcze fachową literaturę, wzbogacać wiedzę medyczną,
aby leczyć jak najlepiej...”?
¤¤¤
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego z grudnia 2004 r.,
przeciętne miesięczne wynagrodzenie
w sektorze przedsiębiorstw wynosiło
2748,11 zł (ta i wszystkie niżej wymienione są kwotami brutto), a średnia
płaca pełnoetatowego lekarza to ok.
3120 zł, z czego aż 12 proc. pochodziło z godzin nadliczbowych. Zdecydowanie lepiej zarabiali m.in. prawnicy, ekonomiści, informatycy, inżynierowie, nauczyciele szkół wyższych.
Mniej: nauczyciele szkół średnich
i podstawowych, matematycy, biologowie, archiwiści, socjologowie...
Gwoli przypomnienia zauważmy
jeszcze, że z „brutto” pozostaje człowiekowi na przeżycie reszta, po odjęciu 18,71 proc. składki na ZUS, tudzież 19 proc. podatku, zaś przez minione dwa lata medykom nic nie przybyło, jeśli nie liczyć krzyżyków na karku ułamkowo wpływających na dodatki stażowe.
¤¤¤
Sięgnijmy teraz do innego źródła, a mianowicie raportu „Finansowanie ochrony zdrowia w Polsce
– Zielona Księga”, opracowanego
w 2004 r. przez zespół kilkudziesięciu ekspertów na zlecenie ministra
Marka Balickiego. Z dokumentu
dowiadujemy się m.in. w jakim stopniu osoby wykonujące poszczególne
zawody medyczne zatrudniają się
w wielu miejscach pracy.
I tak: 85 proc. ogółu polskich lekarzy pracuje w co najmniej dwóch
miejscach, a rekordy biją w woj. śląskim i łódzkim, gdzie nie ma statystycznego lekarza, który nie pracowałby choćby na 2 posadach (chirurg – na 2,5; fachowcy o „innej
specjalności zabiegowej” – na 3).
Na końcu ogólnopolskiego rankingu medycznych multietatowców są
11
7-letnim stażem. Na pełnym etacie
(30 godz. ze względu na warunki
szkodliwe dla zdrowia) otrzymuje wynagrodzenie 2100 zł plus ok. 500 zł
za udział w projektach badawczych.
W „strefie stanów średnich”:
¤ od 3450 do 3600 zł otrzymuje specjalista II st. z ginekologii na
etacie w akademii medycznej na
wschodzie Polski;
¤ 3550 zł to pensja specjalisty
chorób zakaźnych (12 lat stażu) w dużym mieście północnej Polski (etat
w szpitalu wraz z wysługą lat – 1750
zł, 3–4 dyżury w miesiącu – 1800 zł);
¤ 5000 zł uzyskuje lekarz rodzinny, właściciel NZOZ-u pod Białymstokiem. Tyle samo – średniego szczebla przedstawiciel medyczny (5 lat stażu) zachodniej firmy farmaceutycznej,
któremu dodatkowo przysługuje premia za wyniki sprzedaży (30 proc. rocznych zarobków), samochód i telefon
służbowy, budżet na wydatki reprezentacyjne (ok. 600 zł miesięcznie).
¤ Przeskakując coraz wyżej, m.in.
przez pobory dyrektora szpitala powiatowego (10 tys. zł), rektora akademii medycznej II kategorii (10 770
zł), profesora chirurgii w Białymstoku (ok. 11 tys. zł), dotrzemy do lekarza specjalisty zabiegowego (II stopnia) zatrudnionego na pełnym etacie
w prywatnej klinice (17 tys. zł),
a wreszcie do profesora o specjalności zabiegowej, będącego właścicielem
niepublicznego ZOZ-u, w którym konsultuje i operuje (na jego 24 330 zł
składa się 6 tys. zł pensji w klinice, ok.
5 tys. zł za konsultacje prywatne i 12,5
tys. zł za zabiegi oraz ok. 830 zł z honorariów autorskich i recenzji).
Cóż to zestawienie płac przypomina? Czyż nie piramidę
egipską?
Jej „podstawę” muszą irytować zarobki szczęściarzy, którym udało się
znaleźć robotę za granicą. Na przykład: polski lekarz podstawowej opieki zdrowotnej zatrudniony w Wielkiej
Brytanii ma (po przeliczeniu na złotówki) 23 200–35 200 zł. Specjalista
II st. w szpitalu publicznym – w zależności od stażu pracy i doświadczenia – wyciąga od 31,5 do 46 tys. zł.
Nieco gorzej polskiemu specjaliście
pracującemu w szpitalu płacą Duńczycy – średnio 17,6 tys. zł (łącznie
z dodatkami i dyżurami).
¤¤¤
Wszyscy pamiętamy, jak w obliczu protestów służby zdrowia wicepremier Ludwik Dorn zagroził możliwością brania lekarzy w kamasze
(konferencja prasowa z 30 grudnia
2005 r.). Sami zainteresowani nie mają wątpliwości, że „PiS absolutnie i w
żadnym wypadku nie będzie w stanie
zrealizować swojego programu ani
w całości, ani nawet w większej jego
części, a w szczególności – w zakresie
reformy systemu opieki zdrowotnej”
– czytamy na stronie internetowej
Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy (Biuletyn ORL w Białymstoku, nr 4/2005).
W tej niewesołej sytuacji pozostaje życzyć sobie, obyśmy tylko zdrowi
byli...
ANNA TARCZYŃSKA
Fot. WHO BE
12
KOŚCIÓŁ ÜBER ALLES
Cierpienia
młodego
Josepha
Przez kilka najbliższych dni strach
będzie nie tylko włączyć telewizor,
ale nawet otworzyć konserwę – a nuż
wyskoczy z niej papież... Dla higieny
psychicznej popatrzmy na jego niepublikowany nad Wisłą wizerunek.
Wizyty papieskie w Polsce nadają
przysłowiu „Gość w dom, Bóg w dom”
szczególny sens. Bo choć zdaniem wielu naszych rodaków Joseph Alois Ratzinger nie dorasta do pięt Karolowi
Wojtyle, to przecież bożkiem jest zadekretowanym, więc czcić go należy, na
kolana padać i w rączki całować, choćby nie wiem co.
No, ale nawet Benedykt XVI ma
w życiorysie całkiem ziemskie epizody,
wygadywane głupstwa i śmiesznostki.
Ba, nawet momenty wyraźnie przeciwstawiające go umiłowanemu santo subito Janowi Pawłowi II. Przypominać
te historie dzisiaj... mediom nie wypada, ale my akurat jesteśmy zwolnieni
od autocenzury.
¤¤¤
Mały Józio przyszedł na świat
w Merktl am Inn (Bawaria) o jeden
dzień za wcześnie. 16 kwietnia 1927 r.
wypadała akurat Wielka Sobota i gdyby poczekał tych
parę godzin do
Wielkiej
Nocy, data urodzin byłaby niewątpliwie „twardym” dowodem w jego
procesie beatyfikacyjnym.
Ale i tak dobrze, że poród odbył się bez komplikacji, bo rodzice
nie zaliczali się do młodzieniaszków:
ojciec Joseph miał wówczas 50 lat, matka Maria – siedem wiosen mniej. Józio był ich najmłodszą pociechą, wypatrywaną z ciekawością przez 6-letnią
Marię i 3-letniego Georga.
Tata służył w żandarmerii, mama
(z zawodu kucharka) zajmowała się domem. Ta bardzo zaradna i oszczędna
kobieta nawet mydło potrafiła wyrabiać
sposobem chałupniczym.
W 1929 r. Ratzingerowie przenieśli się do graniczącego z Austrią miasteczka Tittmoning. Tamtejsza kwatera żandarmów mieściła się w siedzibie zlikwidowanego probostwa, ale Józiowi nie zaszkodziło, że sypialnię miał
w poświęconej kiedyś przez biskupa
sali kapitulnej.
Żyjącym z jednej emerytury Ratzingerom nie przelewało się (matka
musiała nawet podjąć pracę sezonową jako kucharka w Reit im Winkl),
więc rodzina oddała najmłodszego do
szkoły średniej prowadzonej przez archidiecezję (Studienseminar St. Michael Traunstein).
Gdy ukończył 14 lat, został zgłoszony przez szkołę do Hitlerjugend (fot.
2). Przynależność była w zasadzie obowiązkowa, ale opornych wcale nie rozstrzeliwano. Ziutek nie chciał chodzić
na zebrania... „Nie było to takie proste,
Ammersee ważne stanowisko, ponieważ
Amerykanie nadlatywali nad Monachium
z południa, od strony jezior. Szedł tutaj
atak za atakiem” – czytamy w jego wspomnieniach wojennych.
We wrześniu 1944 r. został oddelegowany do młodzieżowej służby pracy.
Przez dwa miesiące stacjonował nad
granicą austriacko-węgierską, gdzie kopał rowy i zapory przeciwczołgowe, później trafił do jednostki piechoty w rodzimym Traunstein. Tam właśnie na początku czerwca 1945 r. schwytali go
Amerykanie i osadzili w obozie jenieckim urządzonym na
lotnisku w Aibiling,
skąd po sześciu tygodniach wyszedł na
wolność.
2
1
Później mieszkali jeszcze w Aschau am Inn (tu
zaczął szkołę podstawową, fot. 1), a po przejściu
ojca na emeryturę (1937
roku) zakotwiczyli w Hufschlag koło Traunstein.
„Zamiast wody z kranu
mieliśmy tam studnię, co
było niebywale romantyczRatzingerowie i ich latorośle
ne, a w starej stodole oddawaliśmy się najwspanialszym marzeponieważ obniżka czesnego, której rzeniom i cudownym zabawom” – wspoczywiście potrzebowałem, wiązała się
minał po latach nasz bohater.
z przynależnością do organizacji” – przyMarząc w tej stodole o przyszłości,
znaje. Ostatecznie jakoś wywinął się
Józio ponad wszystko pragnął zostać
wtedy od zbiórek, ale od wojska już nie.
malarzem pokojowym, co wydaje się
Dla porównania papieskich dróg
całkowicie zrozumiałe, jeśli pamiętać,
życiowych przypomnijmy, że Karol
jaką karierę robił wówczas w NiemWojtyła pracował wówczas jako roczech inny malarz...
botnik w kamieniołomie i aktywnie
Później zapragnął nosić tak piękny
pomagał ratować Żydów zagrożonych
purpurowy strój, jaki miał kardynał Mieksterminacją.
chael von Faulhaber (ówczesny meW lipcu 1943 r. szesnastoletni Rattropolita Monachium, zmarł w 1952 r.),
zinger został wcielony do artylerii przektóry olśnił małego Ratzingera podczas
ciwlotniczej w Monachium, gdzie poza
wizytacji pasterskiej miejscowej parafii.
służbą mógł wraz z kolegami z wojska
„Powiedziałem sobie wówczas: chciałkontynuować naukę w tamtejszym Gimbym zostać kimś takim” – zdradził
nazjum Maksymiliana. „Oczywiście, syw jednym z wywiadów.
tuacja nie napawała nas radością, ale
Bujanie w obłokach skończyło się,
z drugiej strony, koleżeńskie stosunki
gdy wyrósł na Ziutka i poszedł do gimnadały temu okresowi niezatarty urok”
nazjum w Traunstein. Zamieszkał w in– zwierzał się, będąc już kardynałem.
ternacie, gdzie w czasie wolnym od
Jako młodzieniec nadzwyczaj bynauki strasznie dostawał w tyłek dwiestry, należał w tej artylerii do drużyny
ma codziennymi godzinami sportu („Bypomiarowej, której zadaniem było wyło to dla mnie największe obciążenie”
krywanie nadlatujących maszyn wroga
– przyznaje). Na szczęście po 2 latach
i przekazywanie danych baterii ognioobiekt przekształcono w wojenny lazawej, żeby skutecznie zestrzeliła agresoret i chłopiec wrócił do domu.
rów: „Zajmowaliśmy w Gilching koło
D
Czy Joseph miewał młodzieńcze romanse? Zakosztował seksu? Nie ukrywa, że tak, choć swoje inicjacje określa
eufemistycznym stwierdzeniem „poznałem, co to przyjaźń”, a jeśli chodzi
o założenie rodziny, wyznaje: „Moje plany nigdy nie sięgały tak daleko”.
Gdy trochę odpoczął od trudów wojennych, zdał maturę w Chiemgau-Gymnasium w Traunstein i w 1946 r. – wraz
z bratem Georgem – postanowili przywdziać sutannę.
„Nie było tu jakiejś chwili nagłego olśnienia, w której poznałbym oto,
że mam zostać księdzem. Nie potrafiłbym też powiedzieć, kiedy podjąłem
ostateczną decyzję” – mówi o swoim
wyborze.
Studiował równolegle filozofię
i teologię na Uniwersytecie Monachijskim, gdzie na młodego mężczyznę czyhało mnóstwo pułapek rodzących wątpliwości (czego Ratzinger nie ukrywa),
czy będzie umiał wytrwać w celibacie.
„Przez dwa lata naszą [uniwersytetu]
siedzibą był położony na skraju miasta
zamek Fuerstenried z przyległościami.
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
Zawiązała się tam prawdziwa wspólnota pomiędzy studentami i studentkami,
tak że pośród codziennych spotkań problem wyrzeczenia miał najzupełniej praktyczny kształt” – wyznaje.
I choć nieraz słyszał: „Józek, nie daruję ci tej nocy”, jakoś poradził sobie
z myślą o celibacie. 29 czerwca 1951 r.
obaj bracia (fot. 3, Joseph z prawej)
otrzymali święcenia kapłańskie z rąk
kardynała von Faulhabera. O jego późniejszej karierze trąbią wszyscy dookoła, więc darujmy sobie powtarzanie opisów wspinaczki po szczeblach, wiodących księdza Josepha do miana Benedykta XVI. Jako ciekawostkę dodajmy
jedynie, że tuż przed konklawe na ten
właśnie przydomek przyszłego papieża,
bukmacherzy przyjmowali zakłady
w stosunku 3:1, podczas gdy
JPII chodził po 7:2, a stawiając na Sykstusa – można było
za jedno euro wygrać aż 66.
¤¤¤
Przyjrzyjmy się teraz dorosłym upodobaniom naszego
dostojnego gościa.
Otóż jeśli chodzi o muzykę, to pieśni kościelne raczej
nie są gatunkiem powalającym
go na kolana. Jest bowiem absolutnie zakochany w twórczości Wolfganga Amadeusza
„Największą jest jego zapominalstwo.
Wciąż coś gubi. Nigdy nie wie, gdzie położył zegarek, klucze czy jakiś dokument”
– ujawnił gazecie „Bild am Sonntag”
jego starszy brat Georg.
A jak postrzega – tak w Polsce typowe – demonstrowanie przez polityków ich żarliwej religijności pod okiem
kamer telewizyjnych?
„W demokratycznym społeczeństwie
pluralistycznym polityk nie może narzucać swej wiary współobywatelom. Dyskrecja powinna dyktować ludziom polityki umiejętność takiego postępowania,
które by pozwoliło uszanować struktury
demokratyczne i pluralistyczne, a zarazem odsłonić to, czym kierują się osobiście w swym życiu” – apelował na łamach francuskiego „L’Express”.
Nominacja na arcybiskupa Monachium
I gdyby jeszcze Benedykt XVI tu,
nad Wisłą, powtórzył kilku oszołomom
swoje credo: „W sprawach politycznych nie bezkompromisowość, lecz
kompromis jest prawdziwą moralnością”, z pewnością nie dostałby już
zaproszenia do kolejnej wizyty w Polsce, póki wszystkie w niej sznurki trzymają Bliźniacy.
Innymi słowy – musi być z niego teraz całkiem porządny i mądry facet...
ANNA TARCZYŃSKA
PS W tekście wykorzystano m.in. fragmenty książki „Sól ziemi”, wywiadu-rzeki przeprowadzonego z kard. Ratzingerem przez niemieckiego dziennikarza Petera Seewalda.
3
Strażnik doktryny u boku JPII
Dom rodzinny
Mozarta, znanego masona, którego
muzyka już od wczesnej młodości „wnikała w nas gdzieś od samych korzeni
i wciąż do głębi mnie porusza”.
Organicznie natomiast nie znosi
hard rocka oraz heavy metalu, które
„niszczą duszę, bo zawierają sataniczne
i diaboliczne przesłania”. Tak mówił
w 1996 r. do członków słynnej orkiestry rzymskiej Akademii św. Cecylii.
Wyklucza również koncerty podczas
mszy „grzecznych” zespołów rockowych, gdyż takie występy są „prostytucją uprawianą z antykulturą”.
Książką darzoną największym sentymentem i wielokrotnie przez Ratzingera czytaną jest „Wilk stepowy”
Hermanna Hesse, w którym znajduje klucz do zrozumienia „problematyki wyizolowanego i izolującego się
człowieka epoki nowożytnej”.
Do lektur, które bez prawa łaski
powinny trafić na stos, zalicza „Harry’ego Pottera”, gdyż – jak stwierdził,
będąc szefem watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary – „mamy w tej książce
do czynienia z podstępnym omotaniem,
które nieświadomie i głęboko wypacza
chrześcijaństwo w duszy, zanim się ono
na dobre rozwinie”.
Czy ma jakieś słabostki, oprócz słodyczy z marcepanu?
Wszystko w niemieckich rękach
A pamięta eminencja, jak zestrzeliliśmy tego B-29...?
Georg Ratzinger: Józek to, czy nie Józek...?
13
14
20 lat, a może mniej
B
lisko 39-letnia kobieta z Teksasu została skazana na 20 lat
więzienia za utrzymywanie stosunków seksualnych ze swym
14-letnim pasierbem, który w końcu zrobił jej dzidziusia.
Seks był dobrowolny. Kiedy macocha zaszła w ciążę, odesłała chłopaka do matki, której ten wyznał,
co się stało. Ponieważ wśród skazanych za pedofilię księży trudno
znaleźć kogokolwiek z tak wysokim
wyrokiem, to i macocha domaga się
w apelacji łagodniejszej kary.
Więcej szczęścia przed sądem
w USA miał 23-letni fetyszysta Joseph Weir z Nowego Jorku.
Aresztowano go za to, że od 3 lat
grasował w metrze, gdzie całował
i lizał po nogach pasażerki, prawiąc im przy tym komplementy.
Niektóre kobiety przechodziły do
innego wagonu, inne kopały go
i wrzeszczały. Joseph Weir oskarżany jest teraz o pogwałcenie nietykalności cielesnej, przemoc seksualną i nielegalne zatrzymanie.
Pod to ostatnie podciągnięto trzymanie za nogę. Może za to dostać
rok kicia.
PZ
Atak szatana
T
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
ZE ŚWIATA
ragiczny błąd popełnił ks. Demetros Kavouras, od 8 lat proboszcz
parafii kościoła prawosławnego w Cape Coral na Florydzie.
Mimo że duchownym tego wyznania wolno mieć żony i zażywać
z nimi wszelkich uciech, 68-letniemu kapłanowi rozpusta do tego stopnia uderzyła do głowy, że poszedł
na dziewczynki... Jednak – zamiast
na uczciwą, chętną do wykonania
płatnego zlecenia prostytutkę – nadział się na przebraną policjantkę...
Gliny akurat tego wieczora robiły
obławę i boży człowiek był jednym
z 14 zgarniętych nieszczęśników. Jego fotkę opublikowała skrzętnie gazeta, więc wierni wpadli w szok,
a rada parafialna zawiesiła proboszcza w obowiązkach. Wsadzić go nie
wsadzą, ale będzie się musiał nagimnastykować, żeby przekonać parafian, że ten atak szatana więcej się
nie powtórzy.
TW
Czapka niewidka
N
iewidzialny człowiek to jeden z najstarszych rekwizytów
fantastyki rozrywkowo-naukowej. Jednak w szóstym roku
XXI wieku okazuje się, że coś takiego jest w zasięgu nauki. Ogłosił to właśnie periodyk „Proceedings of the Royal Society”.
Matematycy australijscy z Sydney University of Technology odkryli materiał, który umieszczony
w pobliżu fizycznego obiektu czyni go niewidzialnym. No, prawie...
W ograniczonej częstotliwości
świetlnej materiał zachowuje się
w niecodzienny sposób, powodując zakrzywienie odbitego światła.
Pozwala ukryć przed okiem ludzkim obiekt o dowolnych kształtach.
Jak zawsze, odkrycie znajdzie najpierw zastosowanie w technice militarnej. Ale za jakiś czas zwykli
śmiertelnicy będą zapewne mogli
posługiwać się współczesną czapką niewidką. Lepiej nie myśleć, do
jakich celów...
TN
K
iedy w grudniu 2005 r. „The
New York Times” ujawnił
bezprawne podsłuchiwanie
telefonicznych rozmów Amerykanów z zagranicą, obrona ekipy Busha przekonywała, że inwigilacja
telefoniczna jest legalna, bo prezydentowi wolno wszystko dla obrony kraju przed terrorystami; podsłuchy mają bardzo ograniczony zasięg i dotyczą tylko terrorystów; jeden z interlokutorów zawsze znajduje się poza granicami USA.
11 maja bieżącego roku dziennik
„USA Today” dopisał ciąg dalszy do
tej historii, ujawniając, że 3 największe amerykańskie firmy telekomunikacyjne (AT&T, Verizon, Bell South)
na prośbę agencji federalnej National Security Agency (NSA) – bohatera afery ujawnionej w grudniu
– przekazały dane o łączności telefonicznej swych klientów. Szacuje się,
że sprawa może dotyczyć nawet 200
mln obywateli. Przeciek ten zadał
kłam twierdzeniom Busha i jego ludzi, że program ma bardzo ograniczony zasięg i wymierzony jest w obcokrajowców – członków Al-Kaidy.
„Czy dziesiątki milionów obywateli
USA należą do Al-Kaidy?” – pytał
12 maja w Senacie sen. Patrick Leahy, dodając: „Wstydźmy się, że jako członkowie Kongresu USA nie
uczyniliśmy nic, by kontrolować zapędy Białego Domu”.
Oburzenie w parlamencie jest
znaczne. Wyraża je nie tylko opozycja demokratów, ale i liczni wpływowi kongresmani republikańskiej partii rządzącej. Grupa dyżurnych, dyspozycyjnych apologetów poczynań
Busha po raz kolejny się skurczyła.
Badanie opinii publicznej pokazało
najnowszy rekord niepopularności:
już tylko 29 proc. Amerykanów aprobuje to, co robią z USA Bush i republikanie.
Zgodnym potępieniem i oburzeniem zareagowała prasa lewicowa
i konserwatywna. „To kolejna przyczyna, by być zmartwionym i podenerwowanym tym, jak głęboko sięgają
macki rządu” („NYT”). „Szeroko rozprzestrzenione gwałcenie osobistej prywatności” („Washington Post”). „Bardzo nas martwi ten kolejny akt podkopywania wolności, który zagraża
nam wszystkim” („USA Today”).
„W obecnej sytuacji nikt, a szczególnie Kongres, nie powinien wierzyć słowom ekipy rządzącej na temat jej
Ś
poczynań i intencji” („Los Angeles
Times”). „Ogromne, niekontrolowane naruszenie wolności. Zapewnienia
Busha wcale nie są przekonujące”
(„Chicago Tribune”). „Są podstawy,
by przypuszczać, że każdy nasz krok,
każdy telefon, każdy ruch – będą obserwowane” („Detroit Free Press”).
Do oganiania się od krytyki Bushowi został ostatni już argument:
wszystko jest zgodne z prawem, cho-
mogą zapłacić 10 miliardów dolarów
kary”. To nie są tylko spekulacje: Do
sądu na Manhattanie wpłynął już pozew przeciw firmie Verizon, domagający się 50 miliardów odszkodowania.
Ta sama kancelaria adwokacka planuje wszczęcie podobnych procesów
przeciw AT&T i BellSouth.
Nastroje opinii publicznej nie
sprzyjają ekipie Busha: wedle najnowszego sondażu „Newsweeka”, tyl-
Wielkie ucho Busha
dzi tylko o zabezpieczenie kraju przed
terrorystami. Apelowanie o ślepe zaufanie to jedyne, na co prezydent może liczyć, oczywiście założywszy, że
Amerykanie są stadem baranów i dają się raz po raz straszyć widmem 11
września. Twierdzenie, że analiza billingów ok. miliarda rozmów telefonicznych (ich treść – jak mówią informatorzy „USA Today” – nie była
podsłuchiwana) umożliwi schwytanie
terrorystów, jest obraźliwe nawet dla
przeciętnie wydolnych umysłowo. Al-Kaida od dawna zdaje sobie sprawę, że nie może używać łączności
telefonicznej i satelitarnej, bo jest na
podsłuchu. Po ujęciu sprawców zamachu w Madrycie wyszło na jaw,
że stosowali oni wyrafinowany, praktycznie niewykrywalny system komunikowania się poprzez Internet bez
przesyłania e-maili, które dałoby się
przechwycić.
Znaczna większość ekspertów wypowiadających się w sprawie przechwytywania setek milionów numerów telefonicznych w obrębie USA
(po zestawieniu ich z innymi bazami
danych można się bez trudu dowiedzieć, kto, do kogo, jak często i kiedy telefonował) uważa, że akcja nie
ma legalnych podstaw. Cała seria aktów prawnych (w latach 1934–1986)
jednoznacznie zakazuje koncernom
telekomunikacyjnym udostępniania
bez zgody sądu informacji o klientach. Kara za ujawnienie billingu jednej osoby wynosi 1000 dolarów. Ekspert Orin Kerr, były prokurator
i wykładowca w George Washington
University, stwierdza: „Nie jest to radosny dzień dla prawników firm telekomunikacyjnych. Jeśli zbiorowe pozwy o pogwałcenie prywatności obejmą 10 mln Amerykanów, koncerny
rodki poprawiające potencję, pobudzające seksualność i mające potęgować doznania są stare
jak rozpustna ludzkość. Róg nosorożca, penis tygrysa, korzenie wodorostów, „mucha hiszpańska” – długo by wyliczać. Wszystkie afrodyzjaki miały wspólną
cechę: były – oględnie mówiąc – przereklamowane.
Do luftu! Przełom przyniosła dopiero viagra.
Dzięki niej i preparatom jej podobnym oldboye-playboye złapali wiatr w żagle, a właściwie – w żagiel.
Niestety, panie nadal pozostawały ze swoimi problemami same. Ale w końcu nauka i im wyszła naprzeciw.
Wybawienie zwie się roboczo PT-141. W porównaniu z nacelowaną wyłącznie na prącie viagrą działanie
ko 41 proc. ankietowanych uważa, że
rząd ma prawo do takiej penetracji
strefy prywatności. Wkrótce w parlamencie mają ruszyć przesłuchania
kandydata na nowego dyrektora CIA.
Jest nim gen. Michael Hayden. Przeciw jego kandydaturze głośno za-
gen. Michael Hayden
protestowali nawet wpływowi republikanie, jeszcze przed wyjściem na
jaw ostatniej afery. A to właśnie Hayden był dyrektorem NSA odpowiedzialnym za program podsłuchów
i zbierania danych o Amerykanach.
Kongresmani zapowiadają, że Hayden będzie musiał odpowiedzieć na
wiele trudnych pytań. Jeśli odmówi,
zasłaniając się tajemnicą, utrącenie
jego kandydatury stanie się kolejną
poważną porażką Busha.
Ludzie i komentatorzy coraz częściej zastanawiają się, jakie jeszcze
tajemnice ukrywa przed opinią publiczną rząd Busha. Bardzo mało znana agencja wywiadowcza National
Geospatial Intelligence Agency otrzymała ostatnio spory zastrzyk finansowy i skupia się na zwiadzie satelitarnym obszaru USA. Urządzenia obserwacyjne jej satelitów mają rozdzielczość mniejszą niż metr...
PIOTR ZAWODNY
PT-141 jest o wiele rozleglejsze: potęguje podniecenie i pożądanie. Próbnie produkowany (nie ma jeszcze atestu umożliwiającego legalną sprzedaż) w postaci bezbarwnego
sprayu do nosa – działa bezpośrednio na
mózg. Kobiety mówią, że już po 15 minutach czuje się ciepło w lędźwiach i silną potrzebę seksu. Działa również na mężczyzn. I oni mówią
o poprawie samopoczucia, podnieceniu, przypływie
energii i witalności. Dieta i alkohol nie zakłócają
działania nowego środka. PT-141 ma więc szansę
zmieść z rynku leki viagropodobne, które zresztą nie
działają na połowę pacjentów i miewają groźne skutki uboczne.
CS
Viagra dla pań
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
Trzeba było 30 lat, aby
Watykan wymierzył
namiastkę sprawiedliwości członkowi swej
elity. Doszło do tego,
bo zmienił się papież.
Kongregacja Nauki Wiary i Benedykt XVI, który jej orzeczenie zatwierdził, poinstruowali (we frazeologii kościelnej: „zaprosili”) 86-letniego Marciala Maciela Degollado, założyciela zakonu Legioniści
Chrystusa, najwyższego rangą z dotychczas osądzonych dostojników watykańskich, by zaniechał odprawiania publicznych mszy, wygłaszania
odczytów i udzielania wywiadów. Ma
prowadzić życie „wypełnione modlitwą i pokutą”. Wyrok został zatwierdzony przed Wielkanocą, ale
ujawniono go dopiero 18 maja.
preseminaryjnej. Po trzech latach powrócił na stanowisko lidera zakonu,
który założył w 1941 roku.
Z pewnością nie doszłoby do
sankcji dyscyplinarnych wobec Maciela, gdyby żył i urzędował Jan Paweł II, który był jego aniołem stróżem. Maciel towarzyszył papieżowi
w jego podróżach do Meksyku w latach 1979, 1990 i 1993. Karol Wojtyła publicznie chwalił go jako „efektywnego przyjaciela młodzieży”. Określenie to sprowokowało pokrzywdzonych do wyniesienia sprawy poza mury kościelne: bazujący na ich informacjach artykuł oskarżający pojawił się
po raz pierwszy na łamach dziennika
„The Fartford Courant” w roku 1997.
Jego autorzy, Jason Berry i Gerald
Renner, poświęcili się dogłębnemu
zbadaniu sprawy i tak powstała ich
książka „Zmowa milczenia: nadużycie władzy za pontyfikatu Jana Pawła II”. Zawiera ona wiele szokujących
ZE ŚWIATA
sankcji dyscyplinarnych anonimowy
kardynał wyznał, że „liczba ofiar Maciela była większa niż 20, a mniejsza
niż 100”. Przemoc, jakiej poszkodowani doświadczali, trwała do lat 80.).
Kiedy Jan Paweł II umierał, Ratzinger wysłał do Meksyku i USA głównego śledczego, ks. Charlesa Sciclunę, by odbył rozmowy z poszkodowanymi. Jeszcze w maju 2005 roku biuro kardynała Sodano opublikowało oświadczenie stwierdzające,
że nie toczy się żadne postępowanie
kanoniczne w sprawie Maciela ani nie
jest planowane w przyszłości. Legioniści Chrystusa prezentowali to jako
świadectwo niewinności swego przywódcy. Ale sprawa nie podlegała sekretariatowi stanu; Kongregacja Nauki Wiary kontynuowała własne dochodzenie aż do obecnego finału.
Sprawa Maciela od dawna uważana była w Watykanie za wyjątkowo delikatną w związku z nieustę-
Koniec świętokrowia
Maciel nie został zlaicyzowany.
Zrezygnowano nawet z oficjalnego
procesu przed trybunałem prawa kanonicznego z powodu – jak stwierdzono – złego stanu zdrowia i podeszłego wieku oskarżonego. Jeden z kardynałów z Kongregacji Nauki Wiary
powiedział Johnowi Allenowi, najlepiej poinformowanemu watykańskiemu korespondentowi amerykańskiego tygodnika „National Catholic Reporter”, że proces taki mógłby być
utrudniony, bo zachodzi podejrzenie, że Maciel nie w pełni zdaje sobie sprawę z tego, co czynił, a świadomość czynu jest jednym z kryteriów
w takim postępowaniu. W oparciu
o informacje uzyskane ze swych źródeł Allen zapewnia, że wyrok Watykanu oznacza, iż przynajmniej niektóre zarzuty uznano za prawdziwe.
Oskarżyciele – 9 byłych uczniów
szkoły seminaryjnej Legionu Chrystusa (niektórzy byli potem księżmi)
– ujawnili, że 30 lat temu, gdy byli
w wieku 10–16 lat, Maciel ich gwałcił. Jeden z nich – Juan Vaca, były
ksiądz, a obecnie profesor psychologii na uniwersytecie – opowiadał, jak
Maciel, który go zgwałcił, zareagował na oświadczenie Vacy, że musi się
teraz wyspowiadać. „Nie musisz, ja cię
rozgrzeszam”, rzekł zakonnik i uczynił znak krzyża nad jego głową. Inne
ofiary miały identyczne doświadczenia. Dwie spośród nich przekazały watykańską pocztą dyplomatyczną listy
na ręce Jana Pawła II. Najpierw
w roku 1978, a potem znów, w roku
1989. Odpowiedzią była... jeszcze większa troska Wojtyły o przyjaciela.
Już w roku 1956 Maciel został
zawieszony i wysłany do Madrytu,
gdy prowadzono przeciw niemu kanoniczne dochodzenie. Wtedy jednak zarzucano mu malwersacje finansowe, kradzież, używanie narkotyków oraz przesadnie rygorystyczną kontrolę nad uczniami szkoły
szczegółów... Na przykład: Maciel wyjaśniał gwałconym dzieciom, że dostał od papieża Piusa XII dyspensę
na stosunki seksualne, bo przynoszą
mu ulgę w schorzeniach żołądkowych.
Gdy w roku 2002 Jan Paweł II gościł w Mexico City, Maciel siedział
podczas odprawianej przez niego mszy
w pierwszym rzędzie. Szereg razy zapraszany był na wspólne posiłki z papieżem, czym chwali się w wywiadzie-rzece dla watykańskiej agencji Zenit.
W liście z okazji 60-lecia działalności
Jan Paweł II gratulował mu „intensywnej, szczodrej i owocnej pracy duszpasterskiej”. Oświadczył, że pragnie
„dołączyć się do chóru pochwał i podziękowań” za jego dokonania. Karol Wojtyła trzykrotnie wysyłał Maciela jako delegata na synody biskupów i raz na spotkanie biskupów latynoamerykańskich na Dominikanie.
W roku 1994 mianował go konsultantem Kongregacji ds. Kleru.
Maciel był ulubieńcem także innych dostojników watykańskich. Sekretarz stanu kard. Angelo Sodano
podczas spotkania w Regina Apostolarum 20 maja 2005 roku uściskał go
ze słowami: „Drogi ojcze, widzę ogrom
pracy, jaką wykonałeś”. Kardynał
Franc Rode, najwyższy oficjel zajmujący się zakonami, celebrując w styczniu 2005 r. mszę poświęconą legionistom, nazwał Maciela „instrumentem
wybranym przez Boga, by realizować
największe przesłania duchowe Kościoła w XX wieku”.
Formalne dochodzenie w Kongregacji Nauki Wiary – rozpoczęte
w roku 1998 za zgodą jej szefa, kard.
Ratzingera – zostało w roku 1999 niespodziewanie zastopowane bez podania przyczyn. Komentatorzy mówili
wówczas, że tylko jedna osoba w Watykanie mogła wydać takie polecenie.
Śledztwo zostało wznowione w roku
2004, kiedy okazało się, że zarzuty
stawiają nowe ofiary (po ogłoszeniu
pliwym poparciem i uporczywą ochroną Wojtyły. Od roku stała się kwestią szczególnie drażliwą, bo negatywne osądzenie twórcy Legionistów
Chrystusa może zaszkodzić operacji
wynoszenia JPII na ołtarze. Publiczna akceptacja przez Ratzingera sankcji dyscyplinarnych w tej sytuacji wydaje się dowodzić jego autentycznej
determinacji „wyrugowania brudu
z Kościoła”. Większość zagranicznych
relacji o ukaraniu Maciela podkreśla, że cieszył się on zawsze względami byłego papieża i że to, co zrobił Benedykt, stanowi przełom. Jason Berry oświadczył, że sprawa ta
jest „skazą na dorobku” Wojtyły. Survivors Network, amerykańskie ugrupowanie reprezentujące interesy ofiar
kleru, określiło decyzję obecnego papieża jako mądrą i dowodzącą współczucia dla pokrzywdzonych. „Jesteśmy głęboko wdzięczni, że najwyższy
hierarcha Kościoła zainicjował postępowanie przeciw tak wyjątkowo
wysoko postawionemu w hierarchii
liderowi katolickiemu” – stwierdza
ich oświadczenie.
Decyzja Watykanu jest druzgocącym ciosem dla Legionistów Chrystusa, najdynamiczniej rozwijającego się
zakonu katolickiego, i jego świeckiej
przybudówki Regnum Christi, gdzie
obowiązuje kult jednostki założyciela. Na stronie internetowej legionistów pojawił się komunikat stwierdzający: „Ojciec Maciel był w ciągu życia
wielokrotnie atakowany. Stojąc w obliczu oskarżeń, deklaruje swą niewinność i – idąc drogą Jezusa – postanawia nie bronić się w żaden sposób.
W duchu posłuszeństwa Kościołowi,
który zawsze go charakteryzował, akceptuje werdykt Watykanu, z wiarą, całkowitą pogodą ducha i spokojnym sumieniem, wiedząc, że to nowy krzyż,
który Bóg pozwala mu nieść i pozwala mu cierpieć”.
JOHN FREEMAN
15
Zwyrodniałe miłosierdzie
N
awet w katolickiej Irlandii to skandal i wstyd. Śledztwu i przesłuchaniom przed rządową Komisją do Badania Przestępstw
na Dzieciach poddawane są liderki zakonu sióstr miłosierdzia.
Sisters of Mercy od dziesięcioleci prowadziły sierocińce i domy poprawcze w Irlandii. Prowincjałka zakonu, siostra Margaret Casey,
i jej współpracowniczki przyznają, że
w domu w Neftonforbes stosowano
kary fizyczne. Nie mogą zaprzeczyć
dokumentacji departamentu edukacji, która stwierdza, że dzieci miały
sińce na całym ciele, wszy, przewlekłe choroby, były nieleczone. Małe
dzieci nie miały butów. „Już za to
przepraszałyśmy” – mówią ze zdziwieniem siostrzyczki. W zakonie nikt
nie dbał o edukację dzieci, a okazywanie im uczuć było zakazane. Kluczową sprawą było posłuszeństwo,
które wymuszano biciem.
Siostry nie wiedzą, jak to się
stało, że po takim biciu pięcioro dzieci zmarło.
Z kolei siostry przełożone ze „szkoły przemysłowej” św. Wincentego w Goldenbridge zaprzeczają,
aby celowo powodowały poważne rany u dzieci. Prowincjałka siostra Helena O’Donoghue zaprzecza, jakoby
dzieci były określane numerami. Jeśli nie dawano im wody, to z obawy, by nie moczyły pościeli. Ślady od
oparzeń na całym ciele dzieci były
przypadkowe. Na szczęście siostrę
prowincjałkę wsypuje była kierowniczka św. Wincentego, siostra
Fabiana. Twierdzi, że „generalną zasadą było okrutne postępowanie
i karanie przesadne nawet jak na
standardy owego czasu”. Siostra Fabiana mówi: siostra Bernardine była „paranoidalną schizofreniczką, kobietą kostyczną i twardą, która prowadziła rządy terroru”. Opinię Fabiany potwierdza inna kierowniczka obiektu, siostra Xaviera, przedstawiająca szefową jako osobę
„szorstką, agresywną, nieobliczalną”.
Na pytanie, dlaczego wystosowały przeprosiny do byłych wychowanków, skoro
wszystko było w porządku,
odpowiadają:
„Jak
wszędzie indziej dzieci cierpiały i nie
można było temu
zapobiec”. Cóż,
ziemia to nie raj.
TN
Adwokaci na celowniku
W
kolejnej rundzie afery pedofilskiej toczącej się od czterech
lat na oczach publiczności hierarchia Kościoła katolickiego
w USA przechodzi do ataku. Celem są adwokaci ofiar przestępstw
seksualnych księży.
Liderzy Kościoła w Ameryce nie
na żarty przerażeni są rozmiarami
strat finansowych, które już ponieśli i które jeszcze są przed nimi.
Z tytułu odszkodowań wypłacono
dotąd ponad 1,5 miliarda dolarów;
tylko w ubiegłym roku wpłynęły 783
nowe, wiarygodne oskarżenia. 3 diecezje ogłosiły bankructwo, inne obcięły budżet, likwidowały parafie
i wysprzedawały nieruchomości.
Przerażenie przeistoczyło się w panikę, gdy legislatura stanowa Kalifornii zatwierdziła prawo dające poszkodowanym szansę wnoszenia
przez rok zarzutów, które normalnie objęte były przedawnieniem. Gdy
w ślady Kalifornii chciało pójść kilka innych stanów, hierarchowie postanowili do tego nie dopuścić. Arcybiskup Denver – konserwatysta
Charles Chaput – oskarżył adwokatów o spisek zawiązany z organizacjami reprezentującymi ofiary pedofilii, mający na celu zniszczenie
Kościoła. Naczelny prawnik konferencji biskupów USA zaapelował do
ofiar, by nie brały adwokatów, tylko zawierały ugody z diecezjami, bo
w ten sposób oszczędzą 25–40 proc.
kwoty odszkodowania, które trzeba
zapłacić prawnikom. Nie wspomniał, że wywalczone przez nich
kwoty są wielokrotnie wyższe od tego, co poszkodowani mogą uzyskać
na własną rękę.
Aby odrzucić zarzut o tajemnym
spisku, senatorka stanowa z Kolorado, która była inicjatorką ustawy
zawieszającej na rok przedawnienia,
ujawniła całą dokumentację, w której nie ma śladów aktywnego współdziałania z adwokatami. Dyrektor
organizacji ofiar Survivors Network,
David Clohessy, stwierdził, że dotacje prawników stanowią 18 proc.
kosztów potrzebnych na funkcjonowanie ugrupowania i wypłacenie
pensji dla 4 pracowników. Steven
Lubet, profesor prawa z Northwestern University specjalizujący się
w etyce prawnej, stwierdził, że nie
ma w tym nic złego.
„Jesteśmy małą, luźno powiązaną grupką cierpiących ofiar, usiłujących pomóc sobie wzajemnie i złagodzić ciężar horroru, jakiego doznaliśmy. Codziennie kopią nas
w zęby setki świetnie opłacanych
profesjonalistów prawnych i ekspertów PR, najętych przez Kościół”
– oświadczył Clohessy.
ZW
16
ŻYDZI POLSCY (cz. 35)
Bojowcy lewicy
Socjaliści żydowscy nie ograniczali swych rewolucyjnych
działań do manifestacji i strajków. Ramię w ramię
z polskimi bojowcami stosowali terror indywidualny
– organizowali akcje bojowe i zamachy
na przedstawicieli carskiej władzy.
W drugiej połowie XIX w. w społecznościach żydowskich wszystkich
ziem dawnej Rzeczypospolitej dokonywały się głębokie zmiany ideowe.
Nie przez przypadek utworzenie Bundu – żydowskiej partii socjalistycznej
– i powstanie organizacji syjonistycznej przypadło na ten sam rok 1897.
Obie orientacje wywodziły się z XIX-wiecznego kryzysu żydowskiej tożsamości. Obie też wyciągnęły szczególnie radykalne wnioski z konieczności znalezienia nowej odpowiedzi na
wyzwania czasów i z przekonania, że
do poprawy stosunków, czy wręcz
osiągnięcia zbawienia, może dojść jedynie dzięki aktywnemu uczestnictwu
w dążeniach na jego rzecz, nie wyłączając rozwiązań siłowych, a nawet
aktów terroru. Prekursorów działań
terrorystycznych można wszak doszukiwać się wśród żydowskich zelotów
i sykariuszy oraz arabskich asasynów.
Za broń chwytano w organizacjach stricte żydowskich, jak również
w rosyjskich i polskich partiach, do
których wstępowali zasymilowani socjaliści żydowscy (tzw. Żydzi krawatowi). Pod koniec XIX w. pojawiła
się pierwsza duża organizacja stosująca działania terrorystyczne, rosyjska Narodnaja Wola (Wolność Ludu).
Organizacje spiskowo-bojowe istniały w ramach wielu partii politycznych w Królestwie Polskim. W Polskiej Partii Socjalistycznej – w łonie
której istniała Żydowska Organizacja
L
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
DRZEWIEJ BYWAŁO
– w latach 1904–1911 działała Organizacja Bojowa (OB PPS), utworzona z inicjatywy Józefa Piłsudskiego. Powstała ona w trakcie wojny rosyjsko-japońskiej, gdy część przywódców PPS-u zmierzała do oderwania
Królestwa Polskiego od Rosji poprzez
powstanie zbrojne, a przy poparciu
Japonii (z planem tym do Kraju Kwitnącej Wiśni udał się Piłsudski). OB
PPS liczyła około 2 tys. członków,
w tym 700 kadrowych bojowców
(w latach 1904–1905 walczyło w szeregach OB PPS 417 Żydów). Walczyła z władzami carskimi i kolaborantami, organizowała manifestacje, osłaniała strajkujących i szerzyła nastroje rewolucyjne. Akcjami kierował Wydział Spiskowo-Bojowy, przekształcony następnie w Wydział Bojowy, którego kierownikiem był Piłsudski. Szacuje się, że Organizacja Bojowa tylko w latach 1904–1907 przeprowadziła około 2,5 tys. akcji. Najgłośniejsze
z nich to: zamach na komisariat policji na warszawskiej Pradze (1905),
uwolnienie dziesięciu więźniów z Pawiaka (1906), zamachy na dwóch generałów-gubernatorów warszawskich
(1906), tzw. krwawa środa (15 sierpnia 1906 r.), podczas której zabito lub
zraniono 80 carskich policjantów, żołnierzy i szpiclów, ekspropriacje pieniędzy z wagonów pocztowych pociągów pod Rogowem (1906) oraz pod
Bezdanami na Wileńszczyźnie, kiedy
to zrabowano prawie pół miliona
iczby fascynowały ludzi od zawsze.
Tysiące lat temu mędrcy zgłę biali ich znaczenie, szukając
w ten sposób odpowiedzi na najważniej sze pytania dotyczące sensu istnienia
świata, a także ich wpływu na życie czło wieka. I znaleźli.
Numerologia sięga czasów starożytnych
– kultury Babilonu i Majów. Jednak jej prawdziwą kolebką są Chiny. To właśnie chińscy
mędrcy wysnuli teorię, że za każdą energią
stoi jakaś liczba, a wszystko, co istnieje, poprzez liczby można opisać. Badając ich symbolikę i znaczenie, stworzyli naukę na tyle
spójną i ciekawą, że przetrwała do ery komputerów i lotów kosmicznych.
O ogromnym oddziaływaniu liczb na ludzi świadczyć może także mnóstwo przesądów i przekonań dotyczących liczb. Przekonania te często nie mają żadnego uzasadnienia w numerologii. Na początek – znienawidzona TRZYNASTKA, która w całej
cywilizacji zachodniej oznacza nieszczęście.
Negatywna konotacja tej liczby tak głęboko
rubli (do kasy partyjnej trafiło ponoć tylko 300 tys.). Tą ostatnią operacją kierował Piłsudski (1908). Z polskich bojowców PPS-u, którego nazwisko wciąż jeszcze noszą niektóre
ulice miast polskich, na szczególną
pamięć zasłużył Stefan Okrzeja, który 26 marca 1905 r. wrzucił bombę
do kancelarii komisariatu policji przy
ulicy Wileńskiej na warszawskiej Pradze. Był to zamach wymierzony
w oberpolicmajstra Nolkena. W wyniku eksplozji Okrzeja odniósł rany,
został aresztowany i stracony na stokach warszawskiej Cytadeli.
Od lipca 1904 r. z polecenia
WKR PPS Żydzi organizowali Koła Bojowe Samoobrony Robotniczej.
Pierwsze takie koło powstało w Warszawie na Woli. Żydzi należeli także do innych organizacji. W kadrze
centralnej, zaangażowanej w działalność bojową, znaleźli się m.in. Michał Król, Łejba Burgin i Anna
Wortman-Posnerowa, opiekująca
się z ramienia Centralnego Komitetu Robotniczego PPS kołami podporządkowanymi tzw. Centralnej Bojówce PPS. Inicjatorem i organizatorem słynnej demonstracji zbrojnej PPS-u na placu Grzybowskim
w Warszawie (13 listopada 1904 r.)
był Józef Kwiatek – członek Komitetu Żydowskiego CKR PPS, natomiast Odziałem Bojowym dowodził wówczas Bolesław Berger. Żydzi OB PPS z Wołówki przeprowadzili z kolei nieudany zamach na
generała-gubernatora Konstantina Maksymowicza.
Zamachowcy zostali schwytani i aresztowani. Udał się
za to zamach tzw. piątki,
kiedy to w maju 1906 r.
Baruch
Szulman
(1885–1906) zastrzelił N.
Konstantionowa – podkomisarza policji w Warszawie – ponosząc przy tym
śmierć. Bojówki żydowskie
brały również udział we
wspomnianej „krwawej
środzie”, kiedy to OB
zakorzeniła się w świadomości społeczeństw,
że w wielu hotelach i ogromnych biurowcach
w ogóle nie ma trzynastych pięter i pokojów
oznakowanych liczbą zawierającą trzynastkę.
Skąd ta zła sława trzynastki? Bo jest przeciwieństwem archetypowej (bezpiecznej i harmonijnej) dwunastki, która służy odmierza-
PPS dokonała w 18 miejscowościach
Królestwa Polskiego serii skoordynowanych zamachów. Według danych
carskiej policji politycznej, w zamachach wzięło wtedy udział co najmniej 30 bojowców żydowskich.
W trakcie przeprowadzanych akcji rewolucjoniści żydowscy niejednokrotnie ponosili dotkliwe straty. Stracony został między innymi Chila Krauze, aresztowany w Łodzi, oraz Abraham Chmielnicki – ujęty z bronią
w ręku w Warszawie. W akcji zginął
też instruktor OB PPS – Adolf Heyman. Według statystyki Stowarzyszenia Byłych Więźniów Politycznych, co
najmniej 107 bojowców żydowskich
PPS-u zostało skazanych na długoletnie więzienie lub katorgę.
Spór o charakter OB i różnica
stanowisk między „starymi” (Piłsudski, Wojciechowski, Jodko-Narkiewicz i inni) a „młodymi” (Bielecki,
Kwiatek, Horowitz-Walecki) doprowadziły na IX Zjeździe partii w 1906
roku do rozłamu na PPS-Lewicę i PPS
Frakcję Rewolucyjną. Lewica dążyła
do ścisłego podporządkowania OB
partii, Piłsudski zaś chciał jej nadać
charakter autonomicznej i zakonspirowanej organizacji, jako przyszłej siły powstania zbrojnego. Ponieważ kierownictwo OB nie podporządkowało się, zarządzeniem
numerologiczna czwórka (1+3=4), kojarzona przede wszystkim z równowagą, a symbolizująca cztery strony świata i choćby cztery pory roku.
I w taki właśnie pozytywny sposób postrzegają trzynastkę Chińczycy i Indianie z Ameryki Południowej. Dla nich to liczba najszczę-
Magia liczb
niu czasu i wiąże się z cyklem życia na ziemi (rok ma 12 miesięcy). W astrologii istnieje 12 znaków zodiaku, Stary Testament
mówi o 12 plemionach Izraela, z Nowego natomiast wiemy, że było 12 apostołów... Jednak w Ostatniej Wieczerzy uczestniczyło już
13 osób. W tarocie trzynasta karta Wielkich
Arkanów to Śmierć. Nie ma się zatem co dziwić, że trzynastka jako, podkreślę raz jeszcze, przeciwieństwo dwunastki cieszy się tak
złą sławą. A przecież trzynastka to także
śliwsza ze wszystkich. W mitologii Indian występuje trzynastu bogów, a to już wystarczy,
by liczba ta kojarzyła się ze szczęściem.
Za szczęśliwą na Zachodzie uchodzi siódemka. Między innymi dlatego, że Bóg przez
siedem dni tworzył Ziemię i życie na niej.
W kontekście biblijnej Apokalipsy, w której
roi się od siódemek (pieczęcie, plagi, trąby
etc.), zastanawiające jest, dlaczego siódemka
zachowała swój pozytywny wizerunek. Trójka
w kulturze chrześcijańskiej także postrzegana
CKR PPS z partii zostali wykluczeni
działacze Wydziału Bojowego i jego
zwolennicy. Dodatkowym czynnikiem,
który zmniejszył aktywność Organizacji Bojowej były aresztowania i represje. W 1911 r. aktywność OB PPS
całkowicie wygasła. Ostatnia akcja została przeprowadzona pod Turkiem
w Wielkopolsce.
Żydzi walczyli także w organizacjach bojowych SDKPiL. Wywiadem
bojowym Biura Bojowego ZG SDKPiL kierował Abraham Lempert.
Organizacje bojowe Bundu, których
tradycje w ochronie przed pogromami sięgają lat 90. XIX w., liczyły, podobnie jak w SDKPiL, około 800
bojowców.
Faktem pozostaje, że większość
Żydów żyjących na ziemiach polskich
odcinała się od wszelkiej rewolucji,
a zwłaszcza rewolucji związanej z gwałtownym obaleniem istniejącego porządku rzeczy. Dotyczyło to przede
wszystkim chasydów i zwolenników
tradycyjnego rabinicznego judaizmu
(a więc tzw. Żydów chałatowych), którzy z reguły ignorowali politykę i świat
poza obrębem własnej gminy.
Związek Izraela (Agudas Izroel)
– konserwatywna partia polityczna
utworzona w 1912 r. – deklarował
lojalność wobec każdej władzy
państwa, na którego terytorium
zamieszkiwali
Żydzi, pod
warunkiem że
władze
umożliwią przestrzeganie
zasad judaizmu i nie
będą ingerować w wewnętrzne życie gmin wyznaniowych. Przesłanką dla takiej postawy była talmudyczna sentencja:
„Rzekł rabi Szemuel: »Prawo państwa
jest Prawem [żydowskim]«”.
ARTUR CECUŁA
jest pozytywnie, bo symbolizuje Trójcę Świętą. Jest jeszcze jedna liczba, która silnie na
nas oddziałuje. To szóstka, która – jako odwrócenie boskiej dziewiątki – symbolizuje zło,
szatana. Tymczasem numerologiczna szóstka
to uosobienie miłości, erotyki i piękna.
Jak widać, przesądy to jedno, a faktyczne działanie liczb to często zupełnie co innego. Numerolodzy twierdzą, że działania
te determinują wszystkie dziedziny życia. Od
związków partnerskich po biznes. Niektórzy
właśnie numerologią tłumaczą sukcesy jednych i porażki innych produktów, firm, przedsięwzięć. Zdaniem numerologów, o sukcesie decyduje nie tylko data wprowadzenia
na rynek, ale także sama nazwa, bo przecież
na każdą literę działa energia którejś z liczb.
Życie człowieka też ponoć zdeterminowane
jest nie tylko przez datę urodzenia, ale również przez imię i nazwisko, a nawet własnoręczny podpis. Jego zmiana – mówią numerolodzy – to początek nowego.
No, to czas na zmiany!
MK
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
P
odstawowa tego przyczyna
była oczywista: nauka
i kształcenie to dziedziny
z gruntu „pogańskie” – nie
było ani szkół, ani też myślicieli czy
badaczy chrześcijańskich, którzy zaprzątaliby sobie głowę rozmyślaniami nad stricte świeckimi badaniami
i umiejętnościami. Inne przyczyny
miały głębsze źródła, rzec by można
– doktrynalno-teologiczne (biblijne
potępienie mądrości „tego świata”).
Wreszcie nie bez znaczenia dla triumfu nowych ruchów religijnych pozostaje klimat mentalny i intelektualny. Osłabienie krytycyzmu i propaganda antynaukowa sprzyjają warunkom inkubatorowym dla rozpowszechniania nowych dogmatów. Stąd
i której hołdownicy, gdy się oddalają
od Ciebie, giną – istnieje też w duszy
popęd do posługiwania się tymi samymi zmysłami już nie do cielesnych
przyjemności, lecz do zaspokojenia
próżnej, nieuzasadnionej ciekawości,
okrytej – niby płaszczem – mianem
wiedzy (...). Jakąż może dać przyjemność widok rozdartych, budzących trwogę zwłok?”. Jak wiemy, dzięki Kościołowi przez całe wieki zakazane było
w Europie przeprowadzanie sekcji
zwłok (z tej przyczyny kłopoty z inkwizycją miał Vesalius).
Dalej czytamy u Augustyna: „Tej
samej chorobie pożądliwości służą pokazywane w teatrach przedziwności
różne. Stąd też wynika pęd ludzi do
poznania takich tajemnic natury, któ-
PRZEMILCZANA HISTORIA
sławnym medykiem starożytności,
kontynuatorem dzieła Hipokratesa. Chrześcijanie przez długi czas
sceptycznie odnosili się do medycyny konwencjonalnej, bo przecież Biblia mówi wyraźnie o istocie chorób,
a Jezus pokazywał, jak należy je leczyć. Wedle Ewangelii choroby to złe
duchy, zaś uzdrawianie polegało na
przeganianiu owych czartów. Określenie „chory” stosuje Jezus zamiennie z określeniem „opętany” lub „diabelstwo mający”. Jeśli stan chorego
jest ciężki, pisze się, że ma w sobie
wielką liczbę czartów trapiących go.
Epilepsja i lunatyzm to „duch niemy”
(Mk 9. 13), niemowa to „czart niemowy” (Łk 11. 14), artretyzm to „duch
niemocy” (Łk 13. 10). W przypadku
za niemoralną, pisał, że sztuka lecznicza jest dziełem złych duchów: „Demony podstępnie odciągają ludzi od
czci boskiej, nakłaniając ich, by wierzyli w moc ziół i korzeni (...). Dlaczego ludzie, którzy pokładają ufność
w rzeczywistości materialnej, nie chcą
zaufać Bogu? Dlaczego nie przyjdziesz
do mocniejszego Pana i wolisz leczyć
się jak pies ziołami (...). Sztuka lekarska i wszystko, co się z nią łączy, pochodzi z tego samego oszukańczego
warsztatu”. Na marginesie warto wspomnieć, że „demony” po kilkunastu
wiekach założyły w łonie Kościoła
swoją agendę, bo za taką, w świetle
świadectwa Tacjana, z pewnością może być uznany zakon bonifratrów, który specjalizuje się w ziołolecznictwie
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (6)
Agonia ciekawości
Od samych początków pisarze kościelni, ojcowie Kościoła
i teologowie – niemal jednogłośnie i zwartym szeregiem
– wystąpili z potępieniem nauki, wykształcenia, wiedzy
(„ludzkiej”), a nawet... ciekawości.
też polemiczne z gruntu pisma teologów wczesnochrześcijańskich kładą na to wyraźny nacisk.
Laktancjusz (ok. 250–330) uważa nauki przyrodnicze za oczywiste
głupstwa. Św. Ambroży (ok. 339–397),
biskup, ojciec i doktor Kościoła, uważał je za obrazę majestatu boskiego.
„Co mają wspólnego Ateny i Jerozolima, Akademia i Kościół? Od czasu
Chrystusa nie odczuwamy już żadnej
ciekawości i nie potrzebujemy badań
od czasu Ewangelii” – pisał Tertulian
(ok. 160–230).
Pismo Święte miało dawać całościowy obraz świata lub co najmniej
mówiło tyle, ile wiedzieć potrzeba:
„Ilekroć zauważam, że jakiś brat chrześcijanin nie zna tych zagadnień i plącze w nich jedne rzeczy z drugimi, cierpliwie słucham jego wywodów i myślę sobie, że nic mu nie zaszkodzi taka niewiedza o układach i procesach
materialnego świata, byleby tylko o Tobie, Panie, Stwórco wszechrzeczy, nie
myślał rzeczy niegodnych” – pisze
w swych „Wyznaniach” św. Augustyn (354–430), największy filozof
i teolog chrześcijański. Ciekawość
świata potępiał jednoznacznie.
W swym dziele „O państwie Bożym”
dowodzi, że słowo „demon” od wiedzy się wywodzi, czyli jej pragnienie
– ciekawość – diabelską ma naturę.
Najpełniej wyraził to w księdze
dziesiątej „Wyznań”, gdzie dowodzi,
że ciekawość jest złem najgorszym,
już choćby przez to, że mąci błogość
modlitwy: „A jest jeszcze inny rodzaj
pokusy [poza pokusami zmysłów], kryjący w sobie rozliczne niebezpieczeństwa. Oprócz owej pożądliwości, która pociąga do napawania się wszelkimi rodzajami przyjemności zmysłowych
re nie dotyczą naszego życia; wiedza
ta nie przynosi żadnego pożytku, ludzie chcą ją zdobywać tylko dla niej
samej (...). A czym to usprawiedliwić, że nieraz, kiedy siedzę w domu,
nie mogę oderwać oczu od jaszczurki łowiącej muchy albo od pająka
oplątującego je pajęczyną? (...). Jeśli
bowiem serce nasze jest naczyniem,
w którym owe rzeczy się gromadzą, jeśli jest aż tak zatłoczone niesłychanymi głupstwami, to przecież z tego powodu modlitwy nasze nieraz się przerywają albo zamącają. Kiedy, stojąc
przed Twoim obliczem, wznosimy ku
Tobie głos z głębi serca, nagle nie wiadomo skąd takie niedorzeczne myśli
się wyłaniają – i oto tak wielkie uniesienie się roztrwania”. Dlatego też wiedza ma być posłuszna wierze, bo jeśli „jakaś teza rozumu ludzkiego zwraca się przeciwko autorytetowi pism natchnionych, to w jakikolwiek sposób
byłaby ona przemyślna, zwodzi jedynie naśladownictwem prawdy, prawdą jednak być nie może”. O matematykach Augustyn pisał: „Dobry
chrześcijanin powinien wystrzegać się
matematyków i tych, którzy głoszą puste nauki. Istnieje niebezpieczeństwo,
że matematycy zawarli ugodę z diabłem, aby zaciemnić ducha i pogrążyć człowieka w odmętach piekieł”.
Podobną pogardę wyrażał Euzebiusz z Cezarei (ok. 260–ok. 340),
teolog, biskup i historyk kościelny:
„Gardząc świętymi pismami Boga, zajmują się geometrią, bo są ludźmi związanymi z ziemią, mówią po ziemsku
i nie znają tego, który przychodzi
z góry. Pilnie studiują geometrię Euklidesa. Podziwiają Arystotelesa i Teofrasta. Niektórzy modlą się, być może,
do Galena”. Claudius Galenus był
Medycyna w średniowieczu – usuwanie „kamieni szaleństwa”
chłopca chorego na epilepsję Jezus
wyjaśnia: „Ten rodzaj żadnym sposobem wyniść nie może, jeno za modlitwą i postem” (zob. Mk 9. 13nn.). Jest
więc zrozumiałe, że przez długi czas
chrześcijanie podejrzliwie lub niechętnie traktowali medycynę.
Carl Sagan pisze: „W średniowieczu medycyna rozwijała się w świecie islamu, podczas gdy w Europie
był to mroczny okres. Większość wiedzy o anatomii i chirurgii została utracona. Rozkwitała wiara w modlitwę
i cudowne uzdrowienia. Zanikła działalność laickich lekarzy. Powszechnie
stosowano modły, cudowne mikstury,
horoskopy i amulety. Ograniczono lub
całkowicie zakazano sekcji zwłok, co
pozbawiło osoby trudniące się medycyną najważniejszego źródła wiedzy
o ludzkim ciele. Badania medyczne zamarły”. Aż do końca XVIII wieku
utrzymywano pogląd, że przyczyną
obłędu jest opętanie przez demony.
Z wielką niechęcią odnoszono się
również do leczenia ziołami. W ten
sposób wyrażali się m.in. patriarcha
Sewer z Antiochii i Eznik z Kolb.
Chrześcijański apologeta Tacjan Syryjczyk (ok. 130–ok. 193), uczeń św.
Justyna, uważający kulturę grecką
i do dziś oferuje w specjalnych aptekach tanie leki ziołowe „na wszystko” – o dość mizernej skuteczności.
Tacjan potępiał tych, którzy za pomocą geofizyki wyjaśniali trzęsienia
ziemi. Gromił też zajmowanie się
astronomią: „Jak można wierzyć komuś, kto twierdzi, że Słońce jest rozżarzoną masą, a Księżyc ciałem takim jak Ziemia? Są to sporne hipotezy i niedowiedzione fakty... Jaką korzyść przynoszą... pomiary ziemi, badania pozycji gwiazd i ruchu Słońca?
Żadną”. Była to niejako antycypacja
procesu Galileusza.
Utrzymywanie ignorancji w zakresie wiedzy o naturalnych czynnikach
fenomenów przyrodniczych nie było
powodowane czystą nienawiścią do
„pogańskiej” nauki, ale miało jasno
określony cel. Jak zauważyli badacze
analizujący pod tym kątem pisma
wczesnochrześcijańskie, zawierają one
wielkie nagromadzenie odwołań do
najrozmaitszych zjawisk atmosferycznych, które miały być argumentem
w sporze z „pogaństwem” czy z „heretykami”. Przekonywano więc, że na
przykład za pośrednictwem klęsk, powodzi, tsunami, gradów, komet czy
piorunów Bóg pokazuje, po której
17
jest stronie. Bóg złości się na pogan,
stosując „boską chłostę”. Każdy większy pomór czy zaraza radowały apologetów, gdyż pracowały na rzecz
„sprawy chrześcijańskiej”. Każdy deszczyk w czasie bitwy wojsk chrześcijańskich urastał w apologetyce do rangi znaku Bożego.
Tymczasem już przed naszą erą
grecki historyk Polibiusz pisał: „Tam,
gdzie poznanie przyczyny jest dla człowieka niemożliwe lub nazbyt trudne,
możemy w naszej niewiedzy odwołać
się do jakiegoś boga lub do Tyche; na
przykład kiedy zdarzają się obfite i długotrwałe deszcze czy śniegi albo z drugiej strony susze czy mrozy”.
Tymczasem chrześcijanie ciskają
piorunami i zarazami nie tylko w pogan, ale i między sobą. I tak – relacjonując wydarzenia związane z kształtowaniem się doktryny Trójcy Św. na
soborze nicejskim – proariański historyk Filostrogios odnotowuje, że
w czasie soboru, opanowanego według niego w większości przez „homouzjonistów”, wydarzyło się trzęsienie ziemi (znak od Boga), które spowodowało śmierć piętnastu biskupów,
co z wyraźną satysfakcją odnotowuje autor. Inne obrady soborowe,
w Nikomedii, dotyczyły tej samej materii i – według Filostrogiosa – miały być przerwane przez potężne tsunami. Aby żywioły mogły być skutecznie zaprzęgnięte do propagandy, należało tłumić wszelkie zainteresowanie ich naturalnymi przyczynami.
Istota wiary, wedle Tertuliana, implikowała konieczność pozostawienia
poznania racjonalnego poza obrębem
zainteresowań człowieka wierzącego.
„Wierzę, bo niedorzeczne” – kwitował
Tertulian. „Umarł Syn Boga – to całkiem wiarygodne, gdyż jest to niedorzeczne. Został pogrzebany i zmartwychwstał, to pewne, gdyż jest to niemożliwe”. W wyniku tego pogardliwego stosunku do wiedzy ludzkiej
i uświęcenia „pobożnego głuptactwa”,
rzymski filozof Celsus tak pisał
o chrześcijanach około 170 roku:
„Takie są ich nauki: nikt wykształcony, mądry, roztropny nie zbliża się do
nich (cechy te bowiem uważają za złe),
lecz jeśli znajdzie się jakiś nieuk, szaleniec, nieokrzesaniec, głupiec, to taki
ufnie przychodzi do nich. Wyznając,
że tacy ludzie są godni ich Boga, sami przyznają, że chcą i mogą zjednywać sobie wyłącznie głupców, prostaków, szaleńców, niewolników, proste
kobiety i małe dzieci”.
Nie wydaje się jednak słuszne
twierdzenie, że antyintelektualne idee
chrześcijaństwa miały jedyny wpływ
na zapaść nauki i edukacji, która zaczęła postępować wraz z rozpowszechnieniem się chrześcijaństwa w Cesarstwie Rzymskim (II–IV w.). Dawny naukowy impet świata grecko-rzymskiego uległ załamaniu ok. III
wieku n.e. i odtąd następował upadek tego sposobu twórczego myślenia, który możemy określić mianem
naukowego. Dogmatyczne chrześcijaństwo opierające się na objawieniu
bardziej na tym skorzystało.
MARIUSZ AGNOSIEWICZ
www.racjonalista.pl
18
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
ZAMIAST SPOWIEDZI
Z
Rajmundem Moricem, posłem
Samoobrony, przewodniczącym Sejmowej Komisji Polityki
Społecznej, rozmawiamy o trudnych sprawach społeczno-politycznych i Kościele.
Jarosław Rudzki: – Po blisko
siedmiu miesiącach bałaganu politycznego PiS podzielił się władzą. Czy Samoobrona jest zadowolona ze stołków, które jej przypadły w udziale?
Rajmund Moric: – Boję się, że
Samoobrona przejęła trudne resorty.
PiS-owi udało się pozbyć najbardziej
gorzkich kawałków z tego tortu władzy. Rolnictwo, choć zabałaganione
ze względu na opóźnione dopłaty dla
rolników i różne inne zaległości, jest
jeszcze w najlepszej sytuacji. Jednak
w polityce tak naprawdę o sukcesie
decydują pieniądze. Można tworzyć
programy, ale i tak skończą się fiaskiem, gdy nie ma na nie środków. Na
szczęście na rolnictwo są środki unijne. Trzeba je tylko mądrze rozdysponować. Gorzej jest z polityką społeczną. W programie Samoobrony jest
podniesienie najniższej płacy, ja postuluję do 150 proc. w stosunku do
minimum socjalnego, co realnie daje
ok. 1400 zł. To jednak kosztuje. Wciąż
nierozwiązana jest kwestia emerytur
pomostowych. Inny problem to znalezienie miejsc pracy dla 3 mln bezrobotnych. Kolejna mina, którą nam
podstawia PiS, to budownictwo.
Jestem realistą i twardo stąpam po
ziemi. Samo hasło, że budownictwo
uruchomi nam gospodarkę, to za mało. Wszystko zależy od PiS-u, który
trzyma kasę, czyli od Ministerstwa Finansów i Ministerstwa Gospodarki.
Czy będzie trochę dobrej woli, by uruchomić nasze programy prospołeczne? Wkrótce się przekonamy.
ogromne obszary biedy. Kiedyś za wywózkę żywności przy głodującym społeczeństwie przyspawano pociągi do
torów. Niestety, nie mamy swojej krajowej marki tak jak Niemcy (samochody) czy Holandia (elektronika).
Mamy za to potężne zasoby energe-
Gorzki kawałek tortu
– Nie obawiacie się, że staniecie się kozłem ofiarnym wszelkich
niepowodzeń rządu, a PiS będzie
was przy każdej okazji wystawiał
niczym chłopca do bicia i mówił:
to oni są winni bezrobocia, małych
zarobków, bo obiecywali wielkie reformy, a rzeczywistość skrzeczy?
– Każdy, kto wchodzi w koalicję,
boi się takiej postawy rozdającego
karty. Wiemy, że znaleźliśmy się
u władzy nie z miłości PiS-u do Samoobrony czy Leppera, tylko z czystej kalkulacji. Mam świadomość, że
jak będą jakieś problemy społeczne
lub w sektorze rolnictwa, premier powie: to wasz człowiek jest ministrem,
niech sobie radzi.
– Program społeczny i gospodarczy Samoobrony jest bardzo
socjalny. Skąd zamierzacie wziąć
pieniądze na jego realizację?
– LPR liczy tylko na rozdawnictwo. PiS wierzy, że to budownictwo
pozwoli ożywić gospodarkę. My na
początek myślimy o wykorzystaniu
środków z rezerw państwowych,
Buda dla Rockefellera
Milion złotych za budę ze smażalnią kurczaków – tyle żąda
miasto Szczecin.
Dziesięć lata temu pani Ewa
Nowak urządziła w budzie na samochodzie kurczakowe rożno i zaczęła zarabiać na życie. Zgodnie ze
starą kupiecką zasadą: byle jaki interes, ale przy głównej ulicy – swą
jadłodajnię na kołach ulokowała przy
pętli autobusowej. Wszyscy byli zadowoleni, także podległy magistratowi Zarząd Dróg i Transportu Miejskiego (dawniej MZK), któremu Nowakowa solennie płaciła czynsz. Kłopoty zaczęły się w 2001 roku – czynszu już nie przyjęto, za to kazano
się wynosić. Ni z tego, ni z owego
buda zaczęła zagrażać bezpieczeństwu drogowemu, w przeciwieństwie
do innej, o wiele większej, też karmiącej ludność, która nagle wyrosła obok Nowakowej.
Dotknięta urzędniczą znieczulicą pani Nowak poszła do zawsze
czułego na ludzkie kłopoty prezydenta Szczecina – Mariana Jurczyka. Przyjął ją, wysłuchał i zapewnił, że sprawę załatwi. Niczego nie
załatwił. Przyszedł za to inkasent
i zażądał 560 złotych za... każdy
dzień. Taką stawkę za handel w tym
w tym NBP, które pozwoliłyby uzdrowić gospodarkę. Więcej miejsc pracy
i pobudzenie gospodarki chcemy uzyskać poprzez wpuszczenie pieniądza
na rynek. Inaczej niż Balcerowicz i liberałowie – chcemy dać ludziom pieniądze, co pobudzi popyt wewnętrz-
miejscu ustaliła Rada Miasta. Wystraszona Nowakowa znów pobiegła do prezydenta Jurczyka, ale tym
razem skierowali ją do zastępcy.
Zastępca powiedział, że sprawę załatwi, niech spokojnie handluje. No,
to nie płaciła. Zwróciła się do Społecznej Komisji Odwoławczej. Werdykt jednak brzmiał: płacić! Pojawił się poborca, co przekonało kobietę, że to nie przelewki.
Nowakowa
ma
zapłacić
MZDiTM zaległe „placowe”
w kwocie 917 tysięcy złotych. Żadnych tłumaczeń! Wiedziała przecież, że ma się wynosić albo płacić
560 zł dziennie. To czego teraz?
– Pan prezydent nie musi pamiętać wszystkich swoich interesantów i wszystkiego – wyjaśnił rzecznik władcy Szczecina. Święta prawda – nie musi.
Nowakowa poprosiła więc o pomoc konkurencję, czyli posła Jacka Piechotę – oficjalnego kandydata na prezydenta miasta w najbliższych wyborach samorządowych, popartego przez lewicową koalicję
SLD, SdPl, Demokratów i Zielonych. Na początek on też obiecał,
że pomoże. Dopilnujemy tej obietnicy.
EWA KUBIK
ny. Samoobrona widzi też źródło polepszenia sytuacji kraju w rozwoju infrastruktury dróg i autostrad.
– Co, Pana zdaniem, trzeba
zrobić w obecnej sytuacji społeczno-gospodarczej kraju? Jakie będą wasze pierwsze kroki
w rządzie?
– Najważniejszy problem Polski
to ponad 3-milionowe bezrobocie
i ucieczka tysięcy ludzi za chlebem za
granicę. Jak tak pójdzie dalej, wyludnimy kraj. Trzeba więc szybko
uruchomić budownictwo i całą infrastrukturę. Poza tym
należy powrócić do tworzenia miejsc pracy
w obszarze górnictwa.
Inna ważna sprawa
to wzrost eksportu żywności,
choć wolałbym, by nadwyżka była
skonsumowana w kraju,
który ma tak
tyczne, które możemy zaoferować Europie. Mamy również największe
w Europie pokłady węgla. Wystarczy
wspomnieć, że produkcja energii
z węgla jest kilkakrotnie tańsza niż
z innych nośników.
Trzeba też zainwestować na przykład w produkcję paliw
z węgla.
P
nad funduszami unijnymi będzie jedynym narzędziem do dłubania
w każdym zakątku kraju, do promowania swoich i Kościoła. Przy pomocy pani minister panowie Kaczyńscy będą mogli niemiłemu politycznie sejmikowi sypać piach w tryby.
Ciekawe propozycje dla samorządów przygotowała także Zyta Gilowska. Dzięki jej manipulacjom
olitycy z rządu Kazimierza
Marcinkiewicza chcą powrotu czasów, gdy o skrzyżowaniu
drogi w Poniatowej decydował
ważny urzędnik w Warszawie.
Pani minister od rozwoju – Grażyna Gęsicka – wymyśliła na przykład, że wszystkie regionalne programy operacyjne przygotowywane przez
samorządy wojewódzkie i klepnięte
– Samoobrona kojarzona jest
raczej z lewicą. Jak czujecie się
w doborowym towarzystwie narodowo-katolickim?
– W Samoobronie są ludzie o różnych poglądach. Nie jesteśmy religijnymi fanatykami, czego nie można
powiedzieć o niektórych naszych
współkoalicjantach. Są u nas tacy, którzy regularnie uczestniczą w mszach
w kościele, ale i nieprzywiązujący do
wiary większej wagi. Ale rzeczywiście mamy poglądy lewicowe, np. gdy
chodzi o stosunek do własności prywatnej czy pozostawienia przemysłu
strategicznego w rękach państwa.
Mam nadzieję, że sprawy ideologiczne nie przeważą.
– Nie obawiacie się większej ingerencji hierarchów kościelnych
w rząd nie tylko dusz, ale i w politykę naszego państwa? Już dziś
stanowisko niektórych biskupów
i księży jest dla sprawujących władzę ważniejsze niż głos wyborców.
– Hierarchowie kościelni skorzystali ogromnie na przeobrażeniach
ustrojowych w państwie. Trzeba jednak wiedzieć, że to z inspiracji ludzi
dawnej lewicy wzmocniła się rola kleru. Uważam za patologiczne wykorzystywanie stanowiska w Kościele do
robienia prywatnych interesów czy
zamienianie ambony na polityczną
tubę. Mam nadzieję, że ostudzimy
zapędy co niektórych ministrów,
którzy chcą uczynić z rządu kościelną ambonę. Rozmawiał
JAROSŁAW RUDZKI
Fot. Autor
Jak wynika z doświadczenia i analiz
statystycznych – łatwiej jest zdobyć
stołek wójta, burmistrza czy prezydenta niż większość w radzie gminy
lub miasta. Dorn doskonale pamięta, jakie kłody wstrętni radni Warszawy rzucali pod nogi Lechowi Kaczyńskiemu w latach 2002–2005. Postanowił więc znacznie ograniczyć
uprawnienia radnych. I tak pensję
Samorząd na smyczy
przez wojewodów dodatkowo muszą zostać zaakceptowane przez Radę Ministrów. Inny jej pomysł to specjalny program dla ściany wschodniej. Dzięki niemu pieniądze z Unii
Europejskiej dla wybranych powiatów z Podlasia, Warmii i Mazur, Lubelszczyzny, Podkarpacia czy ziemi
świętokrzyskiej wydawać będzie... osobiście pani minister Gęsicka, która
przecież wie lepiej, gdzie w Mielcu
lub Sokółce należy wybudować drogę. Taka centralizacja jest niespotykana w UE. Dlaczego więc w Polsce? Ano może dlatego, że PiS myśli przyszłościowo. Sondaże przed wyborami samorządowymi wskazują, że
partia bliźniąt nie da rady przejąć całej kontroli nad krajem. Będą rejony, gdzie będzie musiał podzielić się
władzą, a może nawet przejść do opozycji. W tej sytuacji pełna kontrola
wskaźnikami ekonomicznymi spośród polskich miast tak zwaną zdolność kredytową zachowała tylko Warszawa, co oznacza, że inne miasta
nie mogłyby już zaciągać kredytów
ani emitować obligacji. Ratunkiem
dla nich jest pomysł pani minister,
aby zakaz ich dalszego zadłużania
nie dotyczył kredytów na realizację
projektów europejskich. Pomocy
udzielałby kontrolowany przez rząd
Bank Gospodarstwa Krajowego,
dzięki czemu rząd uzyskałby bezpośredni wpływ na decyzje samorządów. A kasa jest przecież najlepszym
środkiem dyscyplinującym.
Ludwik Dorn, szef MSWiA, nie
chciał być gorszy. Zdawał sobie sprawę z tego, że PiS nie ma szans na
zdobycie większości w radach gmin,
gdyż liczba mandatów przewyższa
dziesięciokrotnie stan kadrowy partii.
prezydenta miasta ustalać będzie...
prezydent miasta. Takie rozwiązanie
testuje z sukcesem wojewoda śląski,
który zabrał się za unieważnianie
uchwał rad gmin ustalających wysokość pensji lokalnego włodarza. Powód: radni nie uzyskali jego zgody na
taką operację. Inna propozycja Dorna to odebranie radnym prawa wyboru sekretarza i skarbnika gminy.
Oznacza to, że rady stracą jakąkolwiek kontrolę nad wójtami, burmistrzami czy prezydentami. Gdy całość
gminnej władzy znajdzie się w rękach
jednego człowieka, zniknie ostatnie
zabezpieczenie lokalnych pieniędzy.
Jak widać, dla polityków Prawa
i Sprawiedliwości Polska samorządna oznacza państwo lokalnych kacyków trzymanych za mordę przez ministrów swojaków.
WZ
MICHAŁ POWOLNY
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
LISTY
Apokalipsa
Szlag mnie trafił i czara goryczy
się przelała po przeczytaniu opinii
(p)osłów Reszke i Bendera, żeby zakazać projekcji filmu „Kod da Vinci”. PARANOJA! Skoro cenzura powróciła (nie można już iść spokojnie do kina), śpieszę poinformować,
jakie mam „genialne” pomysły dla
(nie)rządu i Episkopatu. Oto one:
nie majstrować przy konstytucji, nie
zakazywać projekcji filmu, a nawet
zachęcać. Po każdym seansie otoczyć wszystkie kina w kraju policją,
wojskiem, Młodzieżą Wszechpolską oraz moherowymi beretami, wyłapać wszystkich widzów, a przy okazji również homoseksualistów, humanistów, byłych działaczy PZPR,
UB, SB, żołnierzy LWP, żydów, masonów, Murzynów, Romów, gen. Jaruzelskiego, Jonasza i całą redakcję
„FiM” oraz ludzi inaczej myślących,
tzw. wrogów Kościoła, którzy niechybnie pójdą masowo na ten bezbożny film. Wywieźć ich bez procesów do więzień i obozów koncentracyjnych itp. Za jednym zamachem
zrobi się porządek w kraju. Ale to
nie koniec. Znane osoby można by
spalić na stosie przed Pałacem Kultury i Nauki, nieletnich, którzy byli
na filmie, sprzedać do burdeli Europy Zachodniej, haremów itp.
Szczęściarze, których rodzina zdoła
wykupić z obozów, będą musieli publicznie oświadczyć w Telewizji
Trwam, że w danym dniu zbłądzili
i resztę życia odpracują przy budowie ŚBO albo w sklepach Biedronki. W ten oto sposób zostanie zaprowadzony porządek.
BA
Panie Ziobro!
Kiedy ujawni Pan „legalne” finansowanie „Solidarności” w latach
80. przez „sponsorów” z Zachodu?
Ci z PZPR to byli złodzieje, a ci
z „S” to kto? Sposób „transmisji” tych
pieniędzy do Polski, wykorzystanie,
rozliczenie. Dobrze by było przypomnieć młodej wchodzącej w życie opinii publicznej o „Porozumieniu Centrum”, spółce „Telegraf” i roli w niej
obecnych polityków z PiS-u. W końcu obiektywność jest podstawą państwa prawa!
Czytelnik
tylko wizyta duchowo-religijna, a tym
samym dla kraju mało istotna? Dlaczego idą na tę papieską hucpę państwowe, a nie kościelne pieniądze?
O oprawę wizyty papieża powinien zatroszczyć się kler. Przypuszczam, że gdyby tak księżulkowie raz
i drugi pokryli wszelkie koszty papieskich wizyt z własnej kieszeni,
to kolejnych już by nie wyglądali
z takim namaszczeniem. Ale – jak
wspomniałem – nie w tym kraju. Tu
kler przyczepił się do państwowej
kasy jak pasożyt i ssie ile wlezie, nie
bacząc na nic ani na nikogo, a rząd
hojną ręką na to wszystko łoży.
Gdzieś wyczytałem, że koszt tej papieskiej imprezy wyniesie grubo ponad 24 miliony zł. Pięknie, nie ma
co! Dziecko przyniosło mi ze szkoły kartkę dla rodziców z pytaniem,
czy dziecko będzie brało udział we
wszystkich uroczystościach papieskich i będzie pod opieką rodziców,
czy będzie brało udział tylko w głównej mszy papieskiej, również pod
opieką rodziców, czy na czas wizyty będzie uczęszczać do szkoły i w
tym czasie będzie pod opieką nauczycieli. Siłą rzeczy trzeba było wybrać wariant pierwszy lub drugi,
a ponieważ mamy to szczęście, że
oboje pracujemy, to nie będziemy
mieli czasu na papieskie zajęcia
(a gdybyśmy nawet ten czas mieli,
to nie mielibyśmy ochoty). Tak czy
siak – dziecko spędzi ten czas z babcią. Boże, w jakich czasach przyszło
żyć! Polsko, ojczyzno nasza, jak długo jeszcze będziesz to wszystko znosić?
Zbyszek, Warszawa
Siła złego...
A ja, głupi, naiwnie myślałem,
że jak Wojtyła umarł, to ta papieska histeria stopnieje. Gdzie tam,
nie w tym kraju! Jeden przestał
– zaczął drugi, i to po roku od objęcia urzędu. Ciągle się zastanawiam,
czym ten nasz biedny kraj zasłużył
sobie, żeby podejmować co jakiś czas
papieża...
Dlaczego „przy okazji” stawiani
są na nogi dostojnicy państwowi, kręgi rządowe i politycy, skoro jest to
Dziecko Religa
Zbigniew Religa nie schodzi
z łamów ani anten. Nic dziwnego,
to jedyny minister, który ma na głowie tak długotrwałe strajki i protesty. Ostatnio był gościem Radia Maryja. Minister zdrowia pozostawał
z sutannowym redaktorem w kontakcie telefonicznym. Niezwykłość
rozmowy polegała na tym, że profesor konsekwentnie tytułował ojca
LISTY OD CZYTELNIKÓW
dziennikarza „panem”: „panie redaktorze”, „skoro pan redaktor”,
„pana redaktora” itd.
„To jest prawdziwy gość”, pomyślałem o profesorze, mając przed
oczami dziennikarzy z tzw. mediów
publicznych, którzy – rozmawiając
z księżmi – tytułują swoich sukienkowych rozmówców wyłącznie per
„proszę księdza” lub „proszę ojca”. Niestety, rychło okazało się,
że i Religa wpasował się w schemat – po kilkunastu minutach, niczym syn marnotrawny, zajął pokornie pozycję klęczącą i zwracał się
już do redaktora „proszę ojca”.
Dziecko profesor! Humanista!
Z. Dunek
Nie jestem Polakiem
Na skutek karmienia się mediami, które bez przerwy pokazują jak nie Kaczora, to Leppera albo Giertycha, doszedłem do przerażającego wniosku, że nie jestem
Polakiem!
Co z tego, że posiadam obywatelstwo polskie, a moi przodkowie,
zarówno od strony matki, jak i ojca, byli rdzennymi Polakami? Nie
jestem Polakiem, bo – według tych
panów – prawdziwy Polak powinien
być katolikiem. Nie uważam się za
katolika, chociaż jestem ochrzczony i przyjąłem sakramenty, a nawet
czasami ludzie zobaczą mnie w kościele. Wierzę jednak w Boga jako
istotę ze wszech miar dobrą i kochającą ludzi. Nie jest to czysto katolicki Bóg, przedstawiany jako starszy facet siedzący na chmurce i za
nieposłuchanie ojca dyrektora skazujący na wieczne męki w piekle.
Nie jestem Polakiem, bo – według tych panów – prawdziwy Polak powinien być przeciwny aborcji. Ja nie chciałbym, aby moja przyszła żona usunęła ciążę. Jednak
uważam, że ludzie mają wolną wolę i jeśli sobie życzą skrobankę, to
jest ich sprawa i oni będą musieli
się tłumaczyć ze swego życia, a nie
ja czy ktoś inny.
Nie jestem Polakiem, bo – według tych panów – prawdziwy Polak powinien być zwolennikiem
ograniczania swobód obywatelskich.
Ja jestem zwolennikiem jak najszerszej swobody w wyrażaniu swoich
poglądów. Moim mottem stały się
słowa Woltera: „Nienawidzę cię za
to, co mówisz, ale zabiłbym, abyś
mógł to mówić”. Dlatego też nigdy
nie zamierzam nikomu zabraniać
wyrażania swoich poglądów, choćby wydawały mi się najgłupsze.
Nie jestem Polakiem, bo – według tych panów – prawdziwy Polak powinien być zaślepionym słuchaczem Radia Rydzyka. Bez komentarza, bo na kogoś takiego jak
pan Rydzyk szkoda mi tuszu
w drukarce.
Nie jestem Polakiem, bo – według tych panów – prawdziwy Polak powinien popierać okupację Polski przez czarnych funkcjonariuszy.
Ja nie mogę tego zrobić, bo kocham
ten kraj i serce mi się kraje, gdy
patrzę na naszych czarnych okupantów, którzy od biednej staruszki wyciągają ostatni grosz, a następnie
wydają te pieniądze w salonach samochodowych lub w agencjach towarzyskich.
Nie jestem Polakiem, bo – według tych panów – prawdziwy Polak nie powinien czytać „Faktów
i Mitów” i tygodnika „NIE”.
To jest najgorszy mój grzech.
Najgorszy, bo „wchłaniam” te gazety niemalże od razu po kupieniu,
a co gorsza – popieram walkę Jonasza i Urbana o normalność. Najgorszy grzech, ale najsłodszy.
Grzesiek
19
Sprostowanie
W związku z zamieszczeniem na
łamach „Faktów i Mitów” (19/2006)
artykułu pt. „Bezpartyjny fachowiec”
autorstwa Michała Powolnego, wnoszę o opublikowanie następującego
sprostowania.
1. Nieprawdziwa jest informacja, iż byłem prezesem państwowej
firmy Bumar Waryński-Grupa Holdingowa.
W spółce Bumar Waryński-Grupa Holdingowa nie pełniłem funkcji prezesa ani też członka Zarządu, a jedynie funkcję dyrektora finansowego.
2. Nieprawdziwa jest informacja, iż o wyborze prezesa Bumar Waryński SA-Grupa Holdingowa decydował wojewoda mazowiecki Antoni Pietkiewicz. Bumar Waryński SA-Grupa Holdingowa jest spółką
z udziałem Skarbu Państwa, a wybór władz spółki następuje zgodnie
z obowiązującymi przepisami prawa i postanowieniami statutu.
Członek Zarządu
Waldemar Milewicz
Zgodnie z prawem prasowym, redakcja odniesie się do powyższego
sprostowania w następnym numerze.
Życzenia
Wszystkim naszym drogim Czytelniczkom, które są lub spodziewają się zostać Matkami – dużo zdrowia, wielu uśmiechów, satysfakcji
z dzieci i spełnienia marzeń
życzy załoga „Faktów i Mitów”
Niniejsza publikacja jest syntetyczną kompozycją myśli wielu autorów,
powiązanych przemyśleniami i doświadczeniami autora – Czesława
Sieradzana, wieloletniego nauczyciela i wychowawcy.
Książka wydana przez Jonasza
Sprzedaż wysyłkowa:
Wydawnictwo Niniwa, 90-601 Łódź,
ul. Zielona 15, tel. 0-42 630-70-66.
e-mail [email protected]
Cena 8 zł + koszty wysyłki.
KSIĄŻKA WYDANA PRZEZ JONASZA
Książka jest zapisem wspomnień Stanisława Leszkowicza (ur. 1928), wieloletniego pracownika Ministerstwa Handlu Zagranicznego oraz instytucji
i przedsiębiorstw współpracujących z zagranicą.
Autor podejmuje próbę ukazania powojennej rzeczywistości z punktu widzenia człowieka, który
chce do czegoś dojść, kimś być w nie zawsze
zdrowym systemie. Dzięki zawartości pikantnych
szczegółów z ówczesnych realiów politycznych
i gospodarczych, takich jak: permanentna walka
o władzę w MSZ, mafijne powiązania i wymuszenia haraczy od sprzedawców węgla do Austrii i szynek do USA czy polskich importerów
chemikaliów z Europy Zachodniej, książka stanowi swoisty, branżowy dokument minionej epoki.
Sprzedaż wysyłkowa:
Wydawnictwo Niniwa, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15.
Cena 12 zł + koszty wysyłki.
20
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
CZUCIE I WIARA
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Pismo Święte
a jego przekłady
W naszym kraju istnieje wiele dostępnych przekładów
Pisma Świętego, m.in.: katolickie, protestanckie,
świadków Jehowy, ekumeniczny. Które z nich
są najbardziej wierne i wiarygodne?
Odpowiedź na pytanie o najbardziej wiarygodny polski przekład Pisma Świętego nie jest ani prosta, ani
łatwa. Chcąc to uczynić, należy przede
wszystkim przybliżyć Czytelnikom
przekłady najważniejsze – te, które
zasługują na szczególną uwagę.
Pomijając najstarsze polskie przekłady – takie jak Biblia Królowej Zofii, Biblia Leopolity (ks. Jana Nicza), Biblia Brzeska, Biblia Szymona Budnego – niemały wpływ na różne dziedziny życia ludzkiego wywarła przede wszystkim Biblia ks. Jakuba Wujka, która została wydana
w 1599 r. w Krakowie. Jego przekład
opiera się na łacińskiej Wulgacie, tekście greckim, a także wcześniejszych
tłumaczeniach Leopolity i protestantów. Jak podaje Witold Tyloch, był
to przekład tak znakomity zarówno
pod względem językowym, jak i merytorycznym, że zyskał sobie uznanie
i pierwsze miejsce wśród ówczesnych
tłumaczeń Biblii (,,Leksykon religioznawczy”, str. 38). Niestety, przekład ks. J. Wujka został poddany rewizji, a nawet cenzurze kościelnej (jezuici) i był wielokrotnie modyfikowany aż po XX wiek.
Kolejnym polskim przekładem
zasługującym na uznanie jest tzw. Biblia Gdańska, która została opracowana przez Daniela Mikołajewskiego – tłumacza protestanckiego.
Jego przekład został oparty na tekstach greckich, hebrajskich, Septuagincie, Wulgacie oraz przekładach
czeskich, francuskich i niemieckich
(M. Lutra). Przekład ten ukazał
się drukiem 18 listopada 1632 r.
w Gdańsku. Był i nadal jest przekładem bardzo cenionym, szczególnie
ze względu na jego wierność tekstom
pierwotnym. Jego tekst również kilkakrotnie poddawano rewizji. Przekład ten przez wielu porównywany
jest z anglojęzycznym klasycznym tłumaczeniem The King James Version
(Biblia Króla Jakuba). Obecnie przygotowuje się współczesną wersję tłumaczenia tej Biblii.
W 1965 r. z okazji tysiąclecia
„chrztu Polski” ukazała się Biblia Tysiąclecia. Przekładu z języków oryginalnych dokonał zespół biblistów
rzymskokatolickich. Oprócz powszechnie uznanych ksiąg kanonicznych Biblia Tysiąclecia zawiera jednak tzw. apokryfy, czyli księgi napisane w okresie III–I w. przed Chrystusem, których Żydzi nie uznawali
za natchnione i dlatego też nie zawiera ich Biblia hebrajska (Tanach
– Stary Testament). Jak podaje wspomniany prof. Witold Tyloch – pod
względem filologicznym Biblia Tysiąclecia nie należy do najlepszych przekładów. Chociaż
w następnych wydaniach
podejmowano próby udoskonalenia tego przekładu, wciąż przez wielu
nazywana jest ,,Biblią
tysiąca błędów”
(„Midrasz”, luty 2006).
Dużym powodzeniem cieszy
się również tzw. Biblia Warszawska,
nazywana też Biblią Polską, która
została
wydana
w 1975 roku przez
Brytyjskie i Zagraniczne Towarzystwo
Biblijne w Warszawie. Ten nowy protestancki przekład z języków hebrajskiego i greckiego jest owocem
współpracy tłumaczy kilku kościołów
protestanckich w Polsce. W ocenie
wielu badaczy jest to przekład wierny pod względem filologicznym i rzetelnie oddający myśli oryginału. Do
dziś jest to najpopularniejszy (kilkakrotnie wznawiany) polski przekład, wykorzystywany głównie w kościołach protestanckich.
W 1997 r. ukazało się w Polsce
Pismo Święte w Przekładzie Nowego Świata, wydane przez Strażnicę
– Towarzystwo Biblijne i Traktatowe. Według publikacji pt. ,,Prowadzenie rozmów na podstawie Pism”,
przekładu Pism hebrajskich dokonano z języka hebrajskiego, aramejskiego i greckiego na współczesny język
angielski przez anonimowy komitet
świadków Jehowy. Zaś pisma NT tłumaczono z dość kontrowersyjnego
przekładu Westcotta i Horta z 1881
roku. Przekład Nowego Świata wyróżnia się tym, że zawiera imię Jehowa wszędzie tam, gdzie w Starym
Testamencie występuje tetragram
JHWH. Imię to zostało użyte również w Nowym Testamencie. Przekład Nowego Świata jest popularny
przede wszystkim w środowisku
świadków Jehowy.
Oprócz różnych kontrowersyjnych przekładów Biblii na języki gwarowe, w 2001 r. z okazji milenijnego jubileuszu wydany został ekumeniczny Nowy
Testament
i Psalmy. W tłumaczeniu z języków
oryginalnych wzięli udział przedstawiciele poszczególnych kościołów
należących do Polskiej Rady Ekumenicznej oraz Kościoła rzymskokatolickiego i Kościoła Adwentystów
Dnia Siódmego. Mimo uwspółcześnienia tekstu, ekumeniczny przekład nie zyskał szerszej aprobaty
– przynajmniej w środowisku protestanckim. Być może stało się tak
dlatego, że pod wpływem przedstawicieli Kościoła rzymskiego w wydaniu zamieszczono kontrowersyjne
dla wielu protestantów wstępy do
ksiąg oraz przypisy typowe dla Biblii Tysiąclecia.
I na koniec, pomijając szereg
innych wydań, głównie Nowego
Testamentu, na szczególną uwagę zasługuje „Komentarz żydowski do Nowego Testamentu” w opracowaniu
Davida H. Sterna, który przywraca pismom NT żydowski charakter.
Warto przypomnieć, że nie tylko tzw.
Stary Testament, ale Nowy Testament również – to księgi żydowskie.
Dzięki tłumaczeniu Davida H. Sterna – podobnie jak w przypadku wydania kolejnych tomów Tory przez
Stowarzyszenie Pardes – można zapoznać się nie tylko z żydowskim komentarzem, ale przede wszystkim
z samym żydowskim tekstem (w przypadku Tory) i tłumaczeniem tego tekstu w obu wspomnianych dziełach.
Porównując te tłumaczenia z wyżej
wymienionymi przekładami, można
uchwycić te fragmenty, które w polskich przekładach zostały oddane
błędnie. Dotyczy to nie tylko szczegółów, lecz kwestii mających poważne znaczenie doktrynalne. Dla przykładu: w przekładzie Davida H. Sterna nie spotkamy określenia ,,kościół”,
lecz ,,zgromadzenie” lub ,,wspólnota mesjaniczna”; ,,łamanie chleba”
(por. Dz 2. 42; 20. 7) to nie eucharystia, jak podają przypisy do tych
tekstów w Biblii Tysiąclecia, lecz
wspólny posiłek; pierwszy
dzień po szabacie to nie niedzielne nabożeństwo, lecz
spotkanie
w Moca’ei–Szabbat, czyli w sobotni wieczór (por. Dz 20.
7); greckie telos to nie ,,koniec” czy
,,kres” (Tora), lecz ,,cel”, ,,zamysł”,
,,spełnienie” (por. Rz 10. 4); ,,Dzień
Pański” (por. Ap 1. 10 to nie niedziela, jak podają niektóre współczesne przekłady Nowego Testamentu oraz przypis do tego tekstu
w Biblii Tysiąclecia, lecz ,,Dzień
Pański” w znaczeniu apokaliptycznych wydarzeń końca. Jak widzimy,
warto sięgnąć po ten przekład, żeby nie tylko z perspektywy żydowskiej spojrzeć na treść NT, ale – korzystając z objaśnień trudniejszych
kwestii z punktu widzenia mesjanicznego Żyda – zrewidować własne stanowisko zarówno w kwestiach wiary, jak i obyczajów i obrzędów kościelnych, które w wielu
przypadkach niewiele mają wspólnego z Pismem Świętym.
Który więc przekład wybrać? Który jest najbardziej wiarygodny?
Kiedy zadajemy tego rodzaju pytania, przede wszystkim musimy być
świadomi, że nie dysponujemy doskonałym przekładem Biblii. Chociaż reformatorzy i współcześni tłumacze zadbali o to, abyśmy dysponowali dobrym przekładem Pisma
Świętego w języku zrozumiałym, to
jednak żaden przekład nie posiada
tej samej rangi, co tekst oryginalny.
W pewnym sensie przekład zawsze
jest komentarzem tekstu oryginalnego, świadectwem zrozumienia tego
tekstu, a także wynikiem poglądów
tłumacza. David H. Stern mówi
o tym tak: „Tłumacz pewny swojej
neutralności i tego, iż jest całkowicie
bezstronnym przekaźnikiem idei z języka źródłowego na język adresatów,
oszukuje i siebie, i czytelników swego
przekładu. Każda bowiem decyzja co
do przekładu greckiego słowa czy sformułowania jest wynikiem poglądów
tłumacza” (tamże, str. 25). Ponadto
każda zmiana języka jest zmianą pojęć, a tym samym zastosowaniem
ekwiwalentów słownych jedynie
o przybliżonym znaczeniu.
Niezależnie od oceny polskich
przekładów Pisma Świętego przeciętny katolik – jeśli w ogóle sięga po
Biblię – zazwyczaj korzysta z Biblii
Tysiąclecia oraz z Biblii Warszawskiej, czyli z przekładu najpopularniejszego i najbardziej
rozpowszechnionego w naszym kraju. Z kolei w większości domów protestanckich
korzysta się z tzw. Biblii
Gdańskiej i Biblii Warszawskiej. Bez względu na osobiste upodobania, nie deprecjonowałbym żadnego
z wyżej wspomnianych
przekładów. Każdy z nich
ma swoje plusy i minusy. Dopóki więc polskie przekłady Biblii będą się różnić (z powodów czysto
konfesyjnych), najlepiej dany tekst
przekładu – w przypadku wątpliwości lub trudności związanych
z jego zrozumieniem – porównać
z innymi dostępnymi, a również
z kontekstem najbliższym, potem
rozdziału, następnie danej księgi,
a wreszcie całej Biblii.
Apostoł Paweł napisał: ,,Wszystkiego doświadczajcie, co dobre, tego
się trzymajcie” (1 Tes 5. 21). Najważniejsze jest więc to, aby korzystać
z przywileju czytania Biblii po polsku. Bowiem nieczytana Biblia to coś
o wiele gorszego od najgorszych przekładów.
BOLESŁAW PARMA
Drodzy Czytelnicy!
Do działu religijnego przychodzi
bardzo wiele pytań dotyczących
rozmaitych zagadnień biblijnych.
Staramy się na nie wszystkie
odpowiadać, zainteresowanych
Czytelników prosimy więc o cierpliwość.
Redakcja
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
P
od dębem Mamre Abra ham ugościł trzech ta jemniczych wędrowców.
Zdaniem ojców Kościoła – Trój cę Przenajświętszą.
Malowniczo i żywo opowiada ST
o licznych objawieniach, jakich miał
doświadczyć patriarcha Abraham.
Szczególnym miejscem objawień był
„dąb wieszczków” (Sdz 9. 37) koło
Hebronu, w pobliżu którego znajdowało się słynne w starożytności pogańskie sanktuarium Mamre.
SZKIEŁKO I OKO
z opowiadaniami rozpowszechnionymi na całym świecie, a mówiącymi
o wędrówkach bogów po ziemi. Często przybierali oni ziemską postać,
aby zobaczyć, jacy są ludzie, dostrzec
zarówno ich przewrotność, jak i pobożność. Można by tu wspomnieć
choćby gościnne przyjęcie Jowisza
i Merkurego przez Filemona i Baucys, uratowanych z zagłady potopu
(Owidiusz, „Metamorfozy”, 8. 606),
a także przyjęcie bogini Demeter
w domu Keleosa w Eleuzis czy przyj-
NIEŚWIĘTE PISMO
Jahwe na gościnie
W Księdze Rodzaju napisano, że
pewnego razu „ukazał się mu [Abrahamowi] Jahwe w pobliżu dębu Mamre, gdy siedział u wejścia do swego
namiotu w skwarne południe. A gdy
podniósł swe oczy, ujrzał trzech mężów, którzy stanęli przed nim”. Abraham wschodnim zwyczajem hojnie
przyjął gości, podał im wodę do obmycia nóg, kazał sługom naprędce
zabić i przyrządzić cielę, zaś żonie
swej, Sarze, napiec placków z trzech
miar mąki. Gdy się nasycili wyjawili patriarsze cel swej wizyty – zapowiedź narodzin Izaaka. Abraham
i Sara byli ludźmi w podeszłym wieku; zwłaszcza bezpłodna Sara nie
mogła powstrzymać się od ironicznego śmiechu. Opowiadanie kończy się w ten sposób, że Abraham odprowadził tajemniczych wędrowców w kierunku Sodomy
(Rdz 18. 1–16).
Wielu cenionych biblistów
(m.in. H. Gunkel, G. von
Rad) zwróciło uwagę na pokrewieństwo biblijnej historii
K
ście trzech bogów: Zeusa, Posejdona
i Hermesa do bezdzietnego Hyrikusa z Beocji, który dziewięć miesięcy
później był już ojcem. Powszechną
w starożytności wiarę w zjawianie się
bogów między ludźmi prezentuje
również arcydzieło literatury antycznej – „Odyseja” Homera, w której
tak napisano: „Źleś zrobił, Antinoju,
ciskając w nędzarza / Nużby to był
to mógł się spodziewać, że w Polsce tak szyb ko nastanie antyklerykalna wiosna? I to
w samym środku Kaczej zimy!
Wejście do rządu polskiego katolicko-nacjonalistycznych radykałów spod znaku Giertychjugend podkręciło
antyklerykalne nastroje do rozmiarów w ostatnich latach niespotykanych. Właściwie każdego dnia mamy w kraju jakąś anty-Giertychową manifestację, a na każdej z nich
antyklerykalne transparenty w rodzaju: „Wolna szkoła, religia do
kościoła!”. Albo: „Katecheza do kościołów, edukacja seksualna do szkół!”. Hasła takie i podobne zawdzięczamy
nie tylko obecności członków antyklerykalnej ze swej natury partii RACJA Polskiej Lewicy, ale także wolnościowo nastawionej młodzieży oraz innych środowisk.
Antyklerykalizm, czyli walkę o świeckie państwo, udało się więc zaszczepić poza wąski stosunkowo krąg świadomych klerykalnego zagrożenia środowisk związanych
z „Faktami i Mitami” czy Ruchem NIE. Mieli rację Jonasz i profesor Maria Szyszkowska, pisząc na naszych
łamach („FiM” 42/2005), że zwycięstwo Kaczyńskich doprowadzi wkrótce do zwiększenia się społecznego oporu
przeciwko uciskowi światopoglądowemu. Właśnie ów opór
oglądamy, a wielu z nas aktywnie w nim uczestniczy.
Nie mniej ważne jest to, że nikt już haseł antyklerykalnych nie krytykuje jako skrajnych lub przesadnych.
Za niekończącymi się protestami stanęła życzliwie
niebianin, jak się nieraz zdarza / Że
bóg przybrawszy postać wędrownego
dziada / Grody, włości przebiega i naocznie bada / Zbrodnie ludzkie i cnoty bogobojnej duszy” (17. 495).
Z kolei w poemacie religijnym z Ugarit jego bohater Daniel poleca swej
żonie przyrządzić baranka i napój
dla ugoszczenia boga Kaszir, który
przyniósł łuk dla ich narodzonego
syna. Ze słowiańskiego kręgu kulturowego można wspomnieć o wizycie aniołów u Popiela i Piasta.
Oczywiście – trudno jest wykazać
bezpośrednią zależność biblijnego opowiadania od mitów greckich czy bliskowschodnich. H. Gunkel – między
innymi na podstawie użycia w opowiadaniu zarówno liczby pojedynczej,
jak i mnogiej w odniesieniu do trzech
mężów (Rdz 18. 1–3; 9–14) – widział
w nim przeróbkę starej sagi o trzech
bogach. Sądził, że pochodzi ono z czasów przedjahwistycznych i że legenda ta została następnie przekształcona w duchu monoteistycznym.
Zdaniem ojców Kościoła, w osobie trzech mężów należy upatrywać
Trójcy Przenajświętszej, gdyż autor
biblijny zaznacza, że Abraham, choć
widział trzech, mówił do jednego
– „Panie mój” (Rdz 18. 3). Faktem
jest, że rażący antropomorfizm opowiadania (Jahwe fizycznie przychodzi pod dąb, obmywa sobie nogi, je
sowitą ucztę) był dla jego komentatorów problemem. W powstałej później Księdze Sędziów (13. 16) rodzice Samsona na próżno już oferują
aniołowi Jahwe pożywienie. Natomiast
w Księdze Tobiasza archanioł Rafał
oświadcza Tobiaszowi, że tylko pozornie jadł i pił, gdyż w rzeczywistości nie
używa ludzkich pokarmów. Podobnie w odniesieniu do tajemniczych gości Abrahama przyjęto, iż jedli jedynie pozornie (Józef Flawiusz, „Starożytności żydowskie” 1.22).
ARTUR CECUŁA
prasa opozycyjnie nastawiona wobec obozu Kaczyńskich i inne media. Wiele osób zdało sobie sprawę, że
pełzająca klerykalizacja Polski – nie niepokojona niemal przez nikogo oprócz „FiM” – osiągnęła niebezpieczne rozmiary i że zagraża podstawom istnienia naszego kraju, a także podstawowym prawom obywatelskim.
Cieszy zwłaszcza wzrastający
opór wśród młodzieży, która do
niedawna uchodziła za grupę zupełnie niezaangażowaną i niezainteresowaną działaniami społecznymi czy politycznymi. Podejrzewano ją także o klerykalizm, jako że pokolenie to niemal w całości uczęszcza na szkolne katechezy i ma umysł ukształtowany
przez klerykalne media, papieżomanię itp. Rachuby te
jednak okazały się niezbyt trafione. Nastolatki, ramię
w ramię ze studentami i jeszcze starszymi osobami,
wychodzą w całym kraju na ulice, piszą petycje, organizują barwne happeningi.
Obok siebie idą przedstawiciele rozmaitych organizacji politycznych i stowarzyszeń, do niedawna jeszcze skłóconych, a teraz połączonych świadomością potrzeby solidarnego oporu.
Wygląda na to, że chociaż czasy są trudne, a sytuacja zdaje się pogarszać, to wchodzimy w jakiś nowy
etap, nową jakość świadomości społecznej w Polsce.
Ponoć także w przyrodzie największa ciemność jest
tuż przed świtem...
MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Nowa jakość
W
październiku 1517 r.
w Wittenberdze wy kładowca teologii au gustianin Marcin Luter napi sał list ze słynnymi 95 tezami
i wysłał go arcybiskupowi Mo guncji Albrechtowi (według tradycji – swoje tezy przybił do
drzwi zamkowego kościoła).
Napisał między innymi, że pa pież nie może odpuszczać grzechów, a prawdziwym skarbem
Kościoła jest tylko Ewangelia
i boża łaska.
Bezpośrednią przyczyną wystąpienia Lutra była działalność dominikanina Tetzela – wysłannika
papieża Leona X (1513–1521). Leon słynął z zamiłowania do bogactwa i z niebywałej pychy, nic
więc dziwnego, że chciał zbudować
nową, imponującą Bazylikę Świętego Piotra na Watykanie i wspaniały pałac dla siebie. Rzecz w tym,
że nie miał na to dość pieniędzy,
a więc postanowił uruchomić ogól-
21
i oburzony postawą papieża publicznie spalił bullę w Wittenberdze (10 grudnia 1520 r.), co oznaczało, że uznaje papieża za wroga
prawdziwej wiary i odmawia mu
prawa do głoszenia zasad chrześcijaństwa. Odpowiedzią Watykanu
było oczywiście wyklęcie Lutra
(3 stycznia 1521 r.).
Tak zaczęła się jedna z największych ideowych rewolucji Europy
i świata. Kolejni badacze Pisma
Świętego odkrywają sprzeczności
lub wręcz fałszerstwa w katolicyzmie i odchodzą, tworząc dziesiątki kościołów protestanckich. Głoszą prymat Pisma Świętego, odrzucają władzę papieża i księży, a zbawienie przypisują wyłącznie łasce
Boga. Te w istocie konserwatywne
idee stały się elementem składowym nowoczesnego, zachodniego
etosu pracy, bo – według kalwińskiego nurtu reformacji – sukces
na ziemi oznacza błogosławieństwo
Boga, a finansowe niepowodzenie
HISTORIA WOLNEJ MYŚLI
Rewolucjonista
mimo woli
noeuropejską sprzedaż odpustów.
I właśnie to wzbudziło oburzenie
wielu teologów, a Lutra natchnęło do otwartego wystąpienia. Trzeba przy tym zaznaczyć, że augustianin z Wittenbergi początkowo nie
myślał o buncie przeciw papiestwu.
Jego żądania szły w kierunku pogłębienia wiary. Chciał ją oprzeć
nie na typowym dla późnego średniowiecza zastraszaniu wiernych,
lecz na przekonaniu ich o wszechogarniającej łasce Boga wybaczającego, który sądzi według wiary.
Innymi słowy – zakonnik Luter miał
wszelkie dane, aby stać się fanatykiem modlitewnie zapatrzonym
w zaświaty. W innych okolicznościach być może stałby się jeszcze
jednym świętym. Zwłaszcza że jego kariera duchownego bardzo pasuje do hagiograficznych legend.
Był synem skromnego górnika
z Eisleben. Świetnie się uczył i zapowiadał jako dobry prawnik, lecz
2 czerwca 1505 r. w Stotternheim
przeżył burzę i przerażony piorunami złożył obietnicę, że wstąpi do
zakonu. Następne lata spędził,
ucząc się, modląc i umartwiając.
Dominikanie w Rzymie potępili jego tezy (1518), a on sam został oskarżony o herezję (czerwiec
1518) i przesłuchany przez papieskiego legata Kajetana w Augsburgu (jesień 1518). Kiedy mimo
nacisków pozostał przy swoich poglądach, spadła na niego groźba
papieskiej klątwy (bulla z 15 czerwca 1520 r.). Jednak Luter, przekonany do swoich racji, nie ugiął się
jest widomym znakiem niechęci niebios. Protestantyzm sprzyja też indywidualizmowi, skoro każdy może samodzielnie czytać Pismo Święte, nie czekając na interpretację
duchownych. W rezultacie protestanci są dużo aktywniejsi od katolików, chętniej podejmują ryzyko związane z nowymi technologiami i z zapałem pracują, pomnażając swoje bogactwo. W tym samym czasie katolik jest uczony
o marności tego świata, a jego wzorce to asceci bezczynnie spędzający życie na medytacjach.
Protestanci budują potęgę najbogatszych państw Europy: anglikanie na Wyspach Brytyjskich, kalwini w Niderlandach, luteranie
w państwach niemieckich i skandynawskich. Tradycyjnie katolickie Polska, Irlandia i Italia w XVII–XVIII
wieku stają się coraz bardziej zacofane i biedne. W tym czasie arcykatolickie Hiszpania i Portugalia
utrzymują niezły stan finansowy tylko dzięki koloniom, lecz i one pozostają w tyle za krajami protestanckimi. Nieprzypadkowo w XIX i XX
wieku większość najbogatszych
państw jest protestancka. Niezłą ilustracją tego zjawiska jest Nowy
Świat – kolonizowana i wychowana przez anglikańskich Brytyjczyków bogata Ameryka Północna oraz
biedna, katolicka Ameryka Łacińska. Co więcej, kraje protestanckie są kolebką demokracji akcentującej indywidualizm, prawa człowieka i wolności obywatelskie.
LESZEK ŻUK
22
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA RACJI PL
Augustów – Bogdan Nagórski, tel. 601 815 228;
Bełchatów – Marek Szymczak, tel. 603 274 363,
[email protected];
Będzin – zebrania w każdy trzeci poniedziałek miesiąca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29;
Białystok – dyżury: wt.–czw., godz. 16–18, DH „Koral”, ul. Wyszyńskiego 2, lok. 309, tel. 502 443 985;
Bolesławiec – Wiesław Polak, tel. (75) 734 34 25;
Brzeg – zebrania w każdy ostatni czwartek miesiąca, godz. 19, restauracja „Laguna” (przy obwodnicy). Koordynator na Brzeg: Zenon Makuszyński,
tel. 696 078 240;
Busko Zdrój – kontakt: Kamil Oliwkiewicz, tel. 600
121 793; [email protected];
Bydgoszcz – ul. Garbary 24. Dyżury w każdy czwartek, godz. 17–19;
Bytom – dyżury w czwartki, godz. 17–19, ul. Dworcowa 2;
Chełm – zebrania w każdą ostatnią niedzielę m-ca,
ul. Stephensona 5a, godz. 15. Tel. (82) 563 51 93,
501 711 386;
Cieszyn – kontakt tel.: 661 210 589;
Dąbrowa Górnicza – zebrania w każdą trzecią
środę m-ca, godz. 17, w siedzibie Polskiego Związku Wędkarskiego przy ul. Wojska Polskiego 35;
Dąbrowa Tarnowska – koordynator: Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93;
Dębica – kontakt: Małgorzata Król-Gierczak, tel. 601
548 707;
Gdańsk – kontakt: (58) 302 64 93, 691 943 633;
Gdynia – 4.06, godz. 12, restauracja „Arkadia”, ul.
Władysława IV; kontakt tel.: 604 906 246;
Gliwice – kontakt: Andrzej Rogusz, tel. 600 26 70
76; e-mail: [email protected];
Gorlice – koordynator: Zbigniew Bosek, tel. (18)
540 71 35;
Gorzów Wlkp. – Czesława Król, tel. 604 939 427;
Gryfice – Henryk Krajnik, tel. 603 947 963;
Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 600 872 683;
Jasło – Józef Juszczyk, tel. 600 288 627;
Jastrzębie – 27.05, godz. 17, ul. Jasna, bar „Caro” – zebranie członków i sympatyków RACJI PL;
kontakt: Jan Majewski: 512 203 524 lub (32) 476
55 64;
Jelenia Góra – kontakt: Mieczysław Bronowicz,
tel. (75) 647 54 91, 887 231 740;
Kalisz – Stanisław Sowa, tel. (62) 599 88 15, 512
471 675;
Katowice – dyżury w każdą pierwszą sobotę m-ca
od godz. 16. w siedzibie miejskiej SLD przy ul. św.
Jana 10, (III p.); Ryszard Pawłowski, tel. (32) 203
20 83, 606 202 093;
Kielce – Zarząd Województwa Świętokrzyskiego
– dyżury we wtorki w godz. 14–18, ul. Warszawska 6, p. 7; tel. (41) 344 72 73, 609 483 480;
Kluczbork – Dariusz Sitarz, tel. (77) 414 20 47;
Kołobrzeg – dyżury członków zarządu powiatowego w każdy poniedziałek w godz. 16–18 w siedzibie, ul. Rybacka 8, tel. 505 155 172;
Konin – 29.05, godz. 18, salka konferencyjna w Hali Sportowej, ul. Popiełuszki 4 – zebranie członków
i sympatyków z Konina i powiatu. Zbigniew Górski,
tel. 601 735 455;
Kostrzyn – Andrzej Andrzejewski, tel. 502 076 244;
Kraków – Zarząd Wojewódzki RACJI PL, 31-300
Kraków 64, skr. poczt. 36, tel. (12) 636 73 48; (12)
626 05 07; 695 052 835. Spotkania w trzeci czwartek miesiąca o 17, korty WKS Wawel, budynek nr
38, ul. Podchorążych 3. Zarząd RACJI PL w Krakowie poszukuje chętnych do organizacji struktur powiatowych w Niepołomicach, Wieliczce, Suchej Beskidzkiej, Wadowicach, Andrychowie, Nowym Targu, Bochni i Brzesku. Zgłoszenia prosimy kierować
na nr tel. (12) 636 73 48;
Legnica – 5.06, godz. 17, ul. Rynek 32 (siedziba
SLD) – zebranie RACJI PL. Zapraszamy członków
i sympatyków. Krzysztof Lickiewicz, tel. 854 86 55,
tel. kom. 607 375 631;
Łowicz – Mirosław Iwański, tel. 837 78 39;
Łódź – cotygodniowe zebrania odbywają się we
wtorki w godzinach 16–18, ul. Zielona 15, I piętro,
pokój nr 10, tel. (42) 632 17 84. Kontakt: Jolanta
Komorowska, tel. (42) 684 47 55;
Lublin – 3.06, godz. 16, ul. Beliniaków 7 (siedziba
SLD). Zebranie organizacyjne Koła Lublin;
Mielec – Zbigniew Maruszak, tel. (17) 788 91 01;
Mysłowice – druga sobota każdego m-ca w Brzęczkowicach, lokal „Alf” (naprzeciwko Mini Kliniki),
godz. 17, Remigiusz Buchalski, tel. 508 496 086;
Myszków – Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233;
Niemodlin – Bogdan Kozak, tel. 694 512 707;
Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. (68) 388 76 20;
Nowy Sącz – koordynator: Andrzej Idzik, tel. (18)
443 62 61;
Nowy Targ – każdy 3 piątek m-ca, godz. 17, bar
„Omega”, ul. Szaflarska 25, Stanisław Rutkowski,
tel. (18) 275 74 04;
Nowy Tomyśl – Barbara Kryś, tel. (68) 386 84 37;
Nysa – Andrzej Piela, tel. (77) 435 79 40;
Olkusz – kontakt tel.: (32) 642 49 48;
Olsztyn – tel. kontaktowy: 693 656 908;
Opatów – tel. (15) 868 46 76;
Ostrowiec Świętokrzyski – Arkadiusz Frejlich,
tel. 697 264 490;
Piła – Henryk Życzyński – tel. (67) 351 02 85;
Pińczów – kontakt tel. 888 656 655;
Płock – Jerzy Paczyński, tel. 603 601 519;
Poznań – 5.06, godz. 17.30, klubokawiarnia „Proletaryat”, ul. Wrocławska 9 – zebranie członków
i sympatyków z Poznania i powiatu. Witold Kayser,
tel. (61) 821 74 06. Koordynator na powiaty jarociński, pleszewski i krotoszyński – Marcin, tel. 692
675 579; powiat słupecki – Włodzimierz Frankiewicz, tel. 692 157 291;
Radom – Maciej Tokarski – przewodniczący Koła
RACJI PL w Radomiu, tel. 660 687 179;
Rybnik – Bożena Wołoch, tel. (wieczorami) 880
754 928;
Rzeszów – dyżury w drugi i ostatni poniedziałek
miesiąca, godz. 18–19, pub „Korupcja” ul. Króla Kazimierza 8 (boczna Słowackiego), tel. 606 870 540;
Sanok – kontakt: Klaudiusz Dembicki, e-mail: [email protected], tel. 606 636 273;
Siedlce – zebranie członków i sympatyków RACJI
PL w każdy pierwszy piątek miesiąca o godz. 17
w barze „Smaczek”, ul. Kazimierzowska 7. Kontakt: Kozak Marian, tel. 606 153 691; adres: Siedlce 6, skr. poczt. 9;
Siemianowice Śląskie – każdy drugi poniedziałek
miesiąca, godz. 16, ul. Szkolna 7, kontakt: Zygmunt Pohl 501 797 260;
Słupsk – kontakt: 505 010 972;
Starachowice – tel. (41) 274 15 76;
Stargard Szczeciński – kontakt: Marian Przyjazny,
tel. 601 961 034;
Staszów – Dariusz Klimek, tel. 606 954 842;
Sucha Beskidzka – koordynator: Andrzej Lenik, tel.
607 988 061;
Szczecin – 27.05 godz. 15 pod pomnikiem Czynu
Polaków odbędzie się manifestacja pod hasłem
„O świeckie państwo” połączona z rozdawaniem
ulotek i egzemplarzy „FiM”. Dnia 28.05 o godz. 11
zapraszamy na PIKNIK ANTYKLERYKALNY. Zbiórka
na pętli na Głębokiem; e-mail: [email protected];
Świnoujście – zebrania członków i sympatyków
RACJI PL w każdą ostatnią sobotę miesiąca o godz.
17 w lokalu przy ul. Grunwaldzkiej 62C;
Tarnów – Bogdan Kuczek, tel. (14) 624 27 93;
Toruń – zapraszamy do naszego biura, przy ul. Broniewskiego 15/17 od poniedziałku do piątku w godz.
10–12 i 16–18; Przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego J. Ziółkowski zaprasza w każdy piątek w godz..
16–18; tel. 607 811 780, e-mail: [email protected];
Turek – Wiesław Szymczak, tel. kom. 605 094 491;
Wałcz – zebrania w każdy pierwszy piątek m-ca,
godz. 17, ul. Dworcowa 14. Kontakt: Józef Ciach,
tel. 506 413 559;
Warszawa (Mazowsze) – osoby zainteresowane
organizowaniem struktur terenowych w powiatach:
mławskim, ostrołęckim, wyszkowskim, pułtuskim,
sokołowskim, wołomińskim, mińskim, garwolińskim,
otwockim, lipskim, białobrzeskim, grójeckim, piaseczyńskim, pruszkowskim, żyrardowskim, sochaczewskim, płońskim i ciechanowskim, proszone są o kontakt z Krzysztofem Mróziem w celu uzyskania pełnomocnictw. Tel. 608 070 752, (22) 646 82 12,
mail: [email protected];
Wrocław – kontakt: Jerzy Dereń, tel.: (71) 392 02
02; (71) 392 07 53;
Zawiercie – Daniel Ptaszek, tel. 508 369 233;
Zielona Góra – Bronisław Ochota, tel. 602 475 228;
Żary – Andrzej Sarnowski, tel. 507 150 177.
Prostujmy sondaże
Zarząd Krajowy RACJI PL apeluje do wszystkich członków i sympatyków
partii o bezkompromisowe wskazywanie naszej partii podczas badań preferencji politycznych. Z naszych informacji wynika, że bardzo często respondentom
prezentowana jest do wyboru zamknięta lista partii politycznych, wśród których
oczywiście nie ma RACJI. Dlatego też, jeżeli zwróci się do Państwa osobiście
lub telefonicznie ankieter ośrodka badania opinii społecznej, prosimy nieustępliwie wskazywać RACJĘ Polskiej Lewicy i żądać zanotowania jej nazwy.
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
RP specjalnej troski
Motto:
Koń i kaczki
są z tej paczki,
co buraczki.
Za nieboszczki komuny byliśmy
najweselszym barakiem w obozie. Nowe czasy przyniosły wolność nie tylko od pieniędzy. Także od wesołości.
O poczuciu humoru nie wspominając. Zastąpiła je wszechogarniająca
troska. Martwimy się o wszystko
i wszystkich. Przede wszystkim o demokrację. Choć to władza ludu... Najsilniej wtedy, kiedy lud ją przejmuje. Większość Polaków bardziej denerwują nowe, modne buty Leppera niż pełnoletnie, niemiłosiernie wykrzywione kamasze Kaczyńskiego.
Z obrzydliwymi, porwanymi sznurowadłami. Powinno być akurat na odwrót. Ale logika nie rządzi emocjami. W Polsce – niczym.
W drugiej kolejności troszczymy
się o władzę. Kiedyś III RP. Teraz niedoszłej IV. Głównie,
że za dużo kosztuje. Pieniędzy i nerwów. Poniżej
krótki przegląd, co, kto
i dlaczego doprowadza Polaków do
rozpaczy.
Prezydenci. Byli – dlatego, że nie byli. Jaruzelski – nasz.
Wałęsa – Mazowieckim. Kwaśniewski – magistrem. Ten, który jest, bo
nie jest. Jedynakiem. Prezydentem
też słabo. Dodatkowo generałowi bez
przerwy wypominano, że został wybrany jednym głosem. Wszystkim pozostałym, że nic nie robią. Lech Aleksander – nawet wrażenia. Dobrego.
Premierzy. Większość Polaków
nie pamięta ich nazwisk. Większości
słusznie. Jak sobie przypomną, głosują, żeby wysłać z kraju. Najlepiej na
emigrację zarobkową. Jak Buzka do
Brukseli. Chwilowo pod ochroną jest
Marcinkiewicz. Z wdzięczności, że
nie jest Jarosławem K.
Rządy. Wszystkie podpadają za
jeżdżenie limuzynami, premie i niedostateczną produkcję projektów
ustaw. W aspekcie jakościowym lub
ilościowym. Naprawdę lenistwo obecnego rządu powinno cieszyć. Wiechecki, minister od połowów, nie
odróżnia kutra od flądry. Tylko nic
nie robiąc, nie wyrządzi szkód. Podobnie Giertych, Fotyga. Nie wy-
magajmy od nich działań. Niech tańczą, śpiewają, gotują. Jak ich szef
– premier. Niech nawet jeżdżą maybachami. Pomni słów swego duchowego ojca Rydzyka, że trudno jeździć na krowie. Wszak taxi-Jurgiel
zlikwidowane. Przynajmniej w Ministerstwie Rolnictwa.
Sejm. Za to co rząd i za pustą
salę obrad. Dodatkowo posłowie za
robienie pod osłoną immunitetu tego, co większość Polaków robi bez
osłony, a chciałaby też z.
Senat, że ciągle jest. Lepsze niż
Sejm notowania zawdzięcza wyłącznie brakowi telewizyjnych transmisji z obrad.
Radio Maryja. Aksamitne kapelusze oburza, że nadaje. Zwłaszcza
na nie. Moherowe berety, że za mało. Watykan, bo nie wypada wciąż
udawać, że tylko deszcz pada. Dziwisza, z zazdrości o Rydzykowe wpływy. Na władzę i gotówkowe. Trudno
ocenić, o które bardziej.
Wyrazicielem i nagłaśniaczem tych
trosk są media. Poziom przekazu jest
zasadniczo odwrotnie proporcjonalny
do nakładu i oglądalności. O chlubnych wyjątkach strach mówić, bo Kruk
im oko wykole, a Wildstein umieści
na liście. Już nie w Internecie. Z mocy urzędu każe ją czytać w każdym
odcinku „M jak miłość”. Doda bliźniego. Elektroda za wulgarna.
Krytykując władzę, również
czwartą, nie przyjmujemy do wiadomości, że mamy to, na co zasługujemy. Sami sobie zgotowaliśmy los. Tylko dla nielicznych
wygrany. Na szczęście każdy
medal ma dwie strony.
W oczach Unii Europejskiej jesteśmy krajem specjalnej troski. Chce
nam dać kilkadziesiąt miliardów euro. Na leczenie. Jeśli będą wydawane pod specjalnym nadzorem prawicy, tylko pogłębią chorobę. Przed nami wybory samorządowe. Potem parlamentarne. Można odwrócić zły los.
Bądźmy mądrzy choć po szkodzie.
I nie wierzmy Tuskowi, że „po” ma
być pisane dużymi literami.
JOANNA SENYSZYN
Reaktywacja RACJI na Mazowszu
Po kilku miesiącach niestabilności mazowiecka organizacja RACJI Polskiej Lewicy wyszła na prostą. Zjazd wojewódzki, jaki odbył się w sobotę 20 maja, reaktywował oddział, wybrał nowe władze i nakreślił zadania na przyszłość.
W styczniu br. uchwałą Rady Krajowej organizacja mazowiecka została zlikwidowana. Przestały funkcjonować organy
statutowe, choć wszyscy członkowie zachowali pełnię praw członkowskich. Jednocześnie rada wybrała kilkuosobową komisję z pełnomocnikiem Krzysztofem Mróziem na czele, której powierzono zadanie odbudowy struktur na Mazowszu. Sobotni
zjazd był podsumowaniem i zwieńczeniem blisko półrocznej pracy komisji. Obecnie silna, odmłodzona i zbudowana od podstaw RACJA mazowiecka ma nową radę wojewódzką, zarząd, sąd partyjny i komisję rewizyjną. Kilkudziesięciu delegatów
na zjazd zadecydowało demokratycznie o obsadzie tych gremiów i wskazało najważniejsze zadania dla partii na przyszłość.
Nową przewodniczącą partii na Mazowszu została Teresa Jakubowska z Warszawy. Wiceprzewodnicząca partii i rzeczniczka, absolwentka Wydziału Handlu Zagranicznego SGPiS, działaczka i publicystka lewicowa. Jej zastępcą jest pochodzący z Siedlec Marian Kozak, emerytowany funkcjonariusz policji, działacz społeczny. Sekretarzem został Jerzy Wrzesiński (Warszawa) – absolwent studiów wojskowych, Akademii Spraw Wewnętrznych i Politechniki Warszawskiej, ppłk rezerwy, były
oficer Biura Ochrony Rządu. Natomiast nową skarbniczką jest Małgorzata Świątek – aktywistka ruchu antywojennego i ekologicznego, członkini stowarzyszenia ATTAC, wiele lat zaangażowana w działalność partii lewicowych w Australii, w walkę
o prawa Kurdów i Palestyńczyków oraz we współpracę z Greenpeace.
Pozostali członkowie Zarządu Wojewódzkiego RACJI to: Grzegorz Magdziarski (Warszawa), Joanna Gajda (Warszawa),
Marcin Jakubik (Warszawa), Jerzy Paczyński (Płock) i Maciej Tokarski (Radom).
– Nasza organizacja wojewódzka powstawała niemal od podstaw. Odmłodzenie organizacji, dynamizm i entuzjazm członków partii to walory, na których będziemy budować jej przyszłość. Jesteśmy nowoczesną, lewicową partią. Uważamy, że
każdy człowiek lewicy z definicji powinien być zwolennikiem państwa neutralnego światopoglądowo, świeckiego oraz państwa, które dba o swoich obywateli – powiedziała nam Teresa Jakubowska.
Osoby z Mazowsza, które chciałyby wstąpić do RACJI, mogą się zgłaszać do T. Jakubowskiej telefonicznie: (22) 621
41 15 lub mailem: [email protected]. Telefony do innych osób z powiatów można znaleźć w kolumnie „Zebrania”
oraz na stronie www.racja.org.pl.
Daniel Ptaszek
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
Trzy pary...
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
nowożeńców zatrzymały się na swój miesiąc
miodowy w tym samym hotelu. Wszystkie trzy były obsługiwane przez tego
samego boya hotelowego o imieniu Darek.
Pierwszy mężczyzna poślubił pielęgniarkę... Darek pokazał parze pokój i pomyślał: „Co za
szczęściarz. Pielęgniarki to bardzo gorące kobiety”. Drugi facet ożenił się z konsultantką telefoniczną. „Następny szczęściarz – pomyślał Darek. – Te kobiety mają takie seksowne głosy, muszą być wspaniałe w łóżku!”.
Trzeci mężczyzna wziął sobie za żonę nauczycielkę. Tym razem Darka ogarnęła litość.
„Co za biedny facet! Nauczycielki są takie oziębłe...” – pomyślał.
Następnego dnia Darek stawił się w pracy jak zwykle o 5.30. Był pewien, że pierwszym,
który poprosi o śniadanie, będzie mąż nauczycielki, bo tylko on musiał spać przez całą noc.
O 6.00 zadzwonił telefon. „Szczęściarz” od pielęgniarki zażyczył sobie śniadanie. Kiedy boy
stanął przed drzwiami, zobaczył uczesanego, wypoczętego gościa w niepomiętej piżamie.
– Co się stało? Przecież poślubił pan pielęgniarkę...
– Chłopcze, nigdy nie żeń się z pielęgniarką. Jedyne, co usłyszysz w nocy, to: „Nie jesteś sterylny, nie jesteś sterylny!”.
O 6.30 o śniadanie poprosił mąż konsultantki. Darek stanął przed drzwiami i znowu zobaczył wypoczętego mężczyznę.
– Co się stało? – zapytał. – Przecież pana żona ma taki seksowny głos...
– Nigdy nie żeń się z konsultantką telefoniczną! Wczoraj w nocy usłyszałem tylko: „Czas
przeznaczony dla ciebie upłynął. Spróbuj jutro!”.
Darek wrócił do swojego pomieszczenia i czekał na telefon od męża nauczycielki. W końcu o godzinie 16.00 facet zadzwonił z prośbą o śniadanie. Darek ujrzał w drzwiach rozczochranego, zaspanego mężczyznę, ubranego tylko w bokserki. Na ramionach i nogach miał
ślady zadrapań.
– Co się stało? – zapytał Darek. – Czy doszło do jakiejś sprzeczki?
Facet uśmiechnął się i odpowiedział:
– Chłopcze. Najlepsza rzecz, jaką możesz zrobić, to ożenić się z nauczycielką. Przez całą
noc powtarzała: „Będziemy to robić, aż się nauczysz!”.
KRZYŻÓWKA
Poziomo: 1) „Co to jest: po stawie pływa i kaczka się nazywa?”,
5) śledzik wyrolowany, 9) przemawia do konia, 10) przy nich wszystko niskie się staje, 11) koń w paski z przeczeniem stworzą zgromadzenie, 13) pies, co poszedł w las, 14) pity w Rumunii, 15) ni pion,
ni poziom, 17) w nie swój nosa lepiej nie wtykać, 18) ważne podanie, choć bez podpisu, 20) prosi się, by go skrócić, 21) gdy brak
ochoty i do zabawy, i do roboty, 22) broń z płotu, 25) dyskusyjny
kontrast, 26) gra na akord, 27) niziny dla tych z wyżyny, 29) auto mydelniczka, 32) tyran z atrapą, 35) gania klientów, 36) objaw radości
publiczności, 39) wyjazd za granicę, 43) biały koń w cieniu płotu,
44) w każdym porcie ma dziewczynę, 46) po Wadze, 47) strzela
w gaz, 50) wszystko smakuje, gdy dopisuje, 52) bon ton z Ładą,
53) w kompanii, 54) rewolucyjna bogini brzasku, 55) przeżyła potop
w marynarce, 57) był z Lechem za pan brat, 58) wyrasta z rozwiązania, 59) święto za kratkami, 60) za plecami, 61) warzy dla marynarzy, 62) realny – do przybrania, 63) z igłą na ramieniu.
Pionowo: 1) typek znany z ciemnej bramy, 2) rysuje plan dyżurów,
3) po co przychodzi baba do lekarza?, 4) niechętny wariant A, 5) rozhuśtana przedsiębiorczość, 6) sejmowy „namawiacz”, 7) skwarki od
kucharki, 8) treści w powieści, 10) głośna zgraja, 12) na prawo od
prawicy, 13) zaborca z kupą, 16) gdzie rumaki stoją bez kulbaki?,
17) najlepszy z potworów, 19) broń paparazzich, 22) oferuje numerek
za pieniądze, 23) z elektrownią w sarkofagu, 24) pierwsza na dzidziusia zerka, 27) z kopytami nad obłokami, 28) z lawy cała, 30) ... nie wyrok, 31) dusiciel w toalecie, 33) muza w tarapatach, 34) kolega selera, 36) przez przypadki, 37) w ręku podglądacza, 38) zarządza razem
z synem, 40) potok wariata, 41) zabawa z bawełną, 42) robi mur na
szaro, 45) patrzy na wódkę z góry, 46) trąci na starość, 48) między
aktami, 49) chustka znad Sekwany, 51) naczynie perkusisty, 52) ekspress do Stambułu, 56) szał malajskich ciał, 58) idealny motyw.
Litery z pól oznaczonych w prawym dolnym rogu utworzą rozwiązanie krzyżówki
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 19/2006: „Im bliżej Kościoła, tym dalej od Boga”. Nagrody (koszulka + czapka „FiM”) wylosowali: Regina Wołos z Bydgoszczy, Andrzej Małek z Tarnowa, Krzysztof Kowalczyk z Wrocławia.
Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na: [email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika, wybrany wzór (do obejrzenia na www.faktyimity.pl), rozmiar koszulki oraz adres, na który mamy wysłać nagrodę.
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Barański, Marek Szenborn; Sekretarz redakcji: Adam Cioch
– tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Hubert Pankowski; Dział
promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat:
tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 maja na trzeci kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 maja na trzeci kwartał 2006 r. Cena prenumeraty – 36,40 zł kwartalnie.
Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005
lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających
w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok;
pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA:
New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.
Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 maja na trzeci kwartał 2006 r. Cena 36,40 zł. Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 21 (325) 26 V – 1 VI 2006 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Polska wita papieża
N
ie ma pracownika, który
nie narzekałby na warunki
w swojej firmie. Ale pamiętajmy, że zawsze może być gorzej...
W co się ubrać
Do pracy należy ubierać się zgodnie z wysokością płacy. Jeżeli przy-
Zwolnienia
okolicznościowe
Pamiętaj, że nie ma żadnego
usprawiedliwienia na niestawienie się
do pracy. Nawet jeśli potrzebujesz
iść na pogrzeb. W końcu dla zmarłych kolegów czy członków rodziny
i tak nie możesz już nic zrobić.
Toaleta
To miejsce, w którym każdy pracownik spędza stanowczo za dużo
czasu. Dlatego też wprowadzono
3-minutowy limit użytkowania toalety. Pamiętaj, że po tym czasie włączy się syrena alarmowa, a papier
toaletowy zostanie schowany. Kie-
Elementarz pracownika
Fot. D.F.
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Bóg mówi do Adama:
– Adamie, daj żebro.
– Nie dam!
– No, Adam, daj!
– Nie dam.
– No proszę, daj!
– Nie dam, cholera, mam jakieś
złe przeczucie...
¤¤¤
Młoda zakonnica podchodzi do konfesjonału:
– Ojcze, zgrzeszyłam tym, że pod
habit nie założyłam dzisiaj majtek...
– To nie jest wielki grzech, córko
– uspokaja ją spowiednik. – Za pokutę masz zmówić dwa razy Litanię
do wszystkich świętych, a w drodze
do ołtarza zrobić gwiazdę i trzy koziołki...
chodzisz w butach Prady i kostiumie
Versace, zakładamy, że powodzi ci się
dobrze i nie potrzebujesz podwyżki.
Jeżeli ubierasz się skromnie, to znaczy, że powinieneś nauczyć się lepiej
dysponować swoimi pieniędzmi, żeby kupić sobie lepsze ubranie.
W związku z tym – również nie potrzebujesz podwyżki. Jeżeli twój strój
jest średniej klasy, to znaczy, że twoja płaca jest na odpowiednim poziomie i... nie potrzebujesz podwyżki.
Zwolnienia lekarskie
Uważaj! Jeżeli byłeś w stanie pójść do lekarza, to równie
dobrze mogłeś przyjść do pracy!
Urlop
Każdy pracownik ma prawo
do 104 dni urlopu w ciągu roku. Terminy zostały już ustalone: są to wszystkie soboty i niedziele.
A jeśli przyjdzie ci do głowy
wziąć ślub, to lepiej zaplanuj go
w godzinach wieczornych i nie zapraszaj gości. A skoro już musisz,
to tylko takich, którzy podobnie jak
ty muszą następnego ranka odliczyć
się w robocie.
dy otworzą się drzwi od kabiny,
uśmiechnij się, bo właśnie robią ci
zdjęcie. Jeżeli dwukrotnie zdarzy
ci się przekroczyć czas, to zdjęcie
zostanie umieszczone na firmowej
tablicy ogłoszeń.
Przerwa na posiłek
Czas, jaki masz na
zjedzenie posiłku, zależy od
tego, jak wyglądasz. Wychudzeni mają 30 minut,
żeby zjeść więcej i nabrać
zdrowego wyglądu. Pracownicy z normalną wagą mają na zjedzenie lunchu 15
minut. To wystarczy, aby
zjeść posiłek pozwalający
utrzymać stałą wagę. Grubasy mają 5 minut. Akurat tyle potrzeba, aby wypić slim
fast.
Opracowała @

Podobne dokumenty