więc moja
Transkrypt
więc moja
Piotr Frączek- Fizyka Techniczna Dnia 29.06.2010 o godzinie wyjechaliśmy z drobnym opóźnieniem na praktyki na Sardynie, podróż miała trwać dwa dni. Niestety drugiego dnia niedaleko portu mieliśmy stłuczkę, W jednej chwili cały nasz wyjazd w moich oczach legł w gruzach, ok. 3h do odpłynięcia promy na Sardynię a my stoimy na małej stacji we Włoszech. Całe szczęście że jacyś włosi chcieli nam pomóc i jako świadkowie rozmawiali z tamtejszą straż miejską, wszystko było dobrze póki nie pojechali wtedy zaczęła się zabawa i wpędzanie nas i kierowców w koszta, telefony do ambasady nie pomagały gdyż panie albo nas zbywały albo mówiły, że coś załatwią i oddzwonią a potem nie raczyły nawet odbierać już telefonów, kiedy funkcjonariusze pojechali bo mieli dosyć tej sytuacji, zaczęła się zabawa z opłaceniem dwóch lawet które rzekomo zamówiliśmy i taksówek które też zamówiliśmy. Taksówki opłaciliśmy z własnej kieszeni mimo że nigdzie nas nie zawiozły. Problem był z lawetami bo za dużo chcieli a jak kierowca powiedział ze nie zapłaci wezwali policje, dopiero jak ona przyjechała złagodziła sprawę i obniżyła koszt do zapłaty oraz pomogła nam przemieścić się na boczną uliczkę na której myślałem ze nam pomogą a zostaliśmy opuszczeni. Oczywiście prom uciekł kierowcy mieli tylko podstawowe narzędzia i nie byli wstanie naprawić szkody. Całe szczęście że mamy zaradnego kolegę który uratował sytuacje. Załatwił jakieś klucze i udało nam się jakoś odjechać załatwiać kolejny prom. Po dotarciu na miejsce byliśmy uziemieni przez zepsuty bus który się rozpadł po dojechaniu na miejsce. Trzy dni musieliśmy przesunąć rozpoczęcie praktyk ale nie było z tym problemu gdyż firma wiedziała o naszym wypadku. Mieliśmy czas na ochłonięcie po podróży zapoznanie się z mieszam w którym mieszkaliśmy oraz przyzwyczajeniem do cieplejszego klimatu. Zaraz po przyjeździe do firmy zapytaliśmy się czy była by możliwość wcześniejszego powrotu gdyż pare osób miało jeszcze poprawki więc żebyśmy przerobili cały program praktyk kierownik zgodził się żebyśmy przez kilka weekendów pracowali. Po rozpoczęciu praktyk mieliśmy podstawowe szkolenie BHP i zapoznanie się z firmą po czym zostaliśmy podzieleni na dwie grupy ze względu na to ze panował by za duży chaos jak byśmy byli całością. Moja grupa na początku została w firnie zapoznawaliśmy się z jej funkcjonowaniem w rożnych dziedzinach takich jak finanse, projektowanie, dystrybucja. Na szęście w firmie znajomość angielskiego była na dość wysokim stopniu czego nie można było powiedzieć o kontaktowaniu się poza firma gdyż sporo Włochów jak się ich pytaliśmy czy rozmawiają po angielsku odpowiadało ze tak coś tam rozumieją po czym powiedzieli dwa słowa w zdaniu po angielsku a resztę po włosku. Ale jakoś sobie dawaliśmy radę. Było bardzo ciekawie a nawet czasami nie chciało się wychodzić z firmy ze względu na to ze wszędzie była klima a na dworze ponad 40C. Niestety po pewnym czasie nadszedł czas zamieniany się grupami więc moja grupa wyruszyła w teren. Dzięki czemu mogliśmy w praktyce zobaczyć jak to działa wszystko. Zdziwiony byłem jak okazało się że wszystkimi wiatrakami zarządza jeden program w komputerze wiec są one prawie samo wystarczalne chyba że nastąpi w nich awaria co czasem się zdarzało i wtedy byliśmy dzieleni na mniejsze grupki cześć zostawała w pomieszczeniu monitorującym a cześć jechała do awarii. Było tez tak że nic się nie działo więc tylko obserwowaliśmy monitory albo sprawdzaliśmy napięcie przesyłowe. Od czasu do czasu trzeba było pojechać sprawdzić wiatraki czy nic się nie dzieje w nich co nie mogą zasygnalizować przez czujniki albo czy przypadkiem czujniki nie były uszkodzone. Zdecydowanie bardziej podobały mi się te praktyki bo coś się działo można było coś podziwiać, jak robi się coś prawie z niczego. Było to bardzo fajne uczucie. W wolnych chwilach poza praktykami głównie spaliśmy bo było zdecydowanie za gorąco. Ale też chyba było to spowodowane tamtejszą sjestą kwestia przyzwyczajenia która sprawiła ze w Polowie dnia prawie nic się nie robi tylko odpoczywa. Bardzo mi się to podobało ale nie umiał bym żyć we Włoszech to nie dla mnie zbyt dziwni ludzie tam mieszkają były sytuację że 2 samochody potrafiły zatrzymać się na środku skrzyżowania tylko po to żeby kierowcy sobie pogadali i nie interesowali ich inni, Kolejną dziwną rzeczą dla mnie była cieknąca rura którą włosi reperowali przez prawie miesiąc, ciekaw jestem ile wody poszło w czyszczenie ulicy dzięki temu. U nas taki wyciekł był by nie do pomyślenia zaraz przyjechała by ekipa i go naprawiła i zalała dziurę a nie pozostawiła na miesiąc żeby sobie była. W weekendy jeździliśmy po wyspie na różne wycieczki do innych miast albo po prostu zęby coś zobaczyć. Dzięki za wszystko dostępowi do Internetu z pobliskiej szkoły która nadawała niezabezpieczony sygnał byliśmy na bieżąco z tym co się dzieje w kraju albo każdy z nas mógł się skontaktować z rodziną bez problemów i ponoszonych dodatkowych kosztów. Niestety musieliśmy wrócić tydzień wcześniej gdyż kilka osób miało poprawki. Więc powrót nastąpił 22.09.2010 i tym razem podróż przebiegła bez problemów. Cały wyjazd był bardzo ciekawy i pouczający na pewno w jakimś stopniu staliśmy się bardziej zgrani lecz też nastąpił podział na mniejsze grupki wynikający z kłótni do jakich dochodziło lecz, i tak nie żałuje tego czasu spędzonego na Sardynii.