Kałasznikow - czyli bezbłędne cyngle
Transkrypt
Kałasznikow - czyli bezbłędne cyngle
w dźwigni. Znamy to od lat jako Servo-Wave. Dozowanie siły, bez względu na sytuację w terenie, jest świetne - wyhamowanie bez poślizgu koła na oblodzonym i pokrytym liśćmi zjeździe z kostki granitowej jest możliwe nawet na oponach wytartych do charakterystycznego szlaczku na środku. Mechanizm wpierw bardzo szybko zbliża klocki do tarczy, a później z mniejszym przełożeniem pozwala precyzyjnie ją rozgniatać. By dopełnić zakresu regulacji, oprócz regulacji odległości dźwigni od kierownicy, możemy według upodobań ustawić martwy ruch klamki. Skok ze świetności do perfekcji poczułem dopiero, gdy między klocki trafiły właściwe tarcze. Chwilowy spadek mocy, praktycznie symboliczny, występował jedynie w krótkim czasie po rozpoczęciu dłuższego hamowania. Towarzyszyło mu też mikroskopijne puchnięcie. Potem, bez względu na intensywność hamowania, ceramiczne tłoki nie reagowały najmniejszym fadeingiem na długotrwałe tarcie. Shimano zleciło niezależnemu instytutowi Velotech.de badania. Skrupulatni Niemcy wykazali, że Ice Tech redukuje temperaturę układu o 100ºC (trójwarstwowe tarcze z uwagi na większą bezwładność temperaturową wewnętrznej warstwy aluminiowej) i kolejne 50ºC (klocki zaopatrzone w charakterystyczne radiatory). W praktyce oznacza to, że obie wersje we wszystkich możliwych konfiguracjach tarczy wytrzymały ponad 90 minut testu pod obciążeniem 1050W, generując w tym czasie ponad 500Wh i były gotowe na więcej. W tym samym czasie rekomendowane do zastosowań grawitacyjnych Saint zdołały przejść jedynie tzw. podwójny test DIN+, czyli sprostać 700W w 60 min. Porównawcze modele marek, których Shimano nie ujawniło w niektórych wypadkach, nie przebrnęły nawet tego etapu. W wypadku Saint należy dodać, że wygenerowana przez nie moc całkowita w teście była 5 (!) razy niższa niż ta, którą wygenerowało tarcie 988, ale i przeznaczonych do XC 985! Te ostatnie są nieznacznie lżejsze, cylindry pozbawiono ServoWave, a klocki nie mają radiatorów. Wymagają większej siły nacisku i troszeczkę szybciej zaczynają się grzać. Ale na przekór załadowaliśmy je do enduraka i... nie ma na nie bola. Praktycznie wystarczyło posłużyć się tarczą 180 mm, żeby zmieść każdą konkurencję, w tym referencyjnego Sainta, którym na dowolnym stoku potrafimy zatrzymać tandem z dwoma osobami na pokładzie. Kałasznikow - czyli bezbłędne cyngle Zaryzykuję stwierdzenie, że poprzednia edycja manetek M970 jeszcze długo nie zejdzie z czołówki listy popularności zmieniarek. Były ładne, śmiem powiedzieć, że nadal są to najładniejsze manetki rowerowe świata. M970 pracowały znacznie wyraźniej, niż wcześniejsze wersje „szarych eminencji”, a przede wszystkim w odróżnieniu od konkurencji miały dźwignię multiplikacyjną działającą w obie strony. Dla mnie najważniejsze było to, że trzy sezony w potwornym błocie nie miały większego wpływu na ich działanie i trwałość. Co prawda lewa po dwóch latach zaczęła się zacinać przy zrzucaniu ze środka na młynek (tylko przy pociąganiu dźwigni, nigdy przy jej pchaniu). Wyjęcie mechanizmu z obudowy i gruntowne czyszczenie całkowicie eliminowało ten problem, zaś ponowne włożenie w obudowę wywoływało kłopoty w obsłudze. Na szczęście wolałem pchać dźwignię kciukiem niż ciągnąć wskazującym. Najprawdopodobniej wytarły się tuleje, powstał większy boczny luz dźwigni, co powodowało blokowanie jej ruchu o korpus manetki. No a potem przesiadłem się na dwutarcz, więc używałem wyłącznie „górne” ustawienie, zatem problem zniknął. Nowe dźwignie są wygodniejsze, choć stare były szersze, płaskie, a przy tym matowe, więc teoretycznie powinny lepiej leżeć niż obłe z 980. A tu niespodzianka - „piłeczka golfowa” jest wygodniejsza, choć się nie wydaje. Nowe dźwignie multiplikacyjne są dłuższe i większe, mają więcej krzywizn i zagłębień, które włażą pod palce i można pociągać je i pchać w dziwaczny sposób - w sam raz na długie monotonne podjazdy, można z nudów kombinować. Z nudów też sprawdziliśmy, czy biorą więcej linki niż poprzednio i wyszło nam, że nieznaczna różnica jest, ale to tylko 12%. To eliminuje wprawdzie kompatybilność nowej przerzutki ze starymi manetkami, ale w twierdzeniu, że Shimano wydłuża skok linki przybliżając się do standardu 1:1, jest przesada. Jeśli chodzi o ergonomię cyngli, warto wspomnieć o tym, że kosztem nieco większego skoku jałowego (4° w M980 do 2,5° w M970) nowa dźwignia znacznie szybciej dokonuje redukcji w tylnej przerzutce. Nam ten trend odpowiada. Stare były błyskawiczne, ale nowe są jak katana w ręku Umy Thurman. Tylko że zamiast świstu opadającej głowni, stawy palców bardziej wyczuwają, niż uszy słyszą stuk. Jak przełącznik audiofilskiego wzmaka. Zmiana jest natychmiastowa i na dźwigni czuć, jak łańcuch przesuwa się po rampach, wspina na mikrowyżłobienia zębatek... no po prostu erozmysłowe wrażenia. Najnowsze cyngle wykazują większą wyrazistość niż poprzednie edycje, ale chodzą delikatniej. Przeskoki są lepiej wyczuwalne, szczególnie wrzucanie na większe tryby i blaty. Shimano coś tam wciska na temat technologii Vivid, jednak testerzy nie do końca wyczuwają różnice. Ponoć siła potrzebna do każdego kliknięcia w 970 różniła się, a teraz ma ona być identyczna przy każdym biegu. Jesteśmy chyba za mało wyrobieni i delikatni, żeby to poczuć. Dźwignie zrzucające są z racji większej powierzchni wygodniejsze w obsłudze. Bardzo spodobał mi się krótszy skok tylnej manetki w kierunku redukcji. Aby wykorzystać dostępny na raz zakres zmiany nie trzeba całkowicie nadwyrężać kciuka. I-Spec przyjęliśmy chłodno. Z perspektywy dłuższego testu można się przyzwyczaić, a dość szeroki zakres regulacji uchwytu pozwala dobrać pozytywne położenie. Jednak nie ma to jak niezależne uchwyty w połączeniu z regulacjami XTR-a, które nie są tylko 42 bikeBoar d #5 maj 2011