Maj 2012 - Pomerania
Transkrypt
Maj 2012 - Pomerania
Rok Młodokaszubów CENA 5,00 ZŁ (w tym 5% VAT) NR 5 (454) MAJ 2012 MIESIĘCZNIK SPOŁECZNO-KULTURALNY ROK ZAŁOŻENIA 1963 http://www.kaszubi.pl/o/pomerania http://katalog.czasopism.pl/index.php/Pomerania Kaszubska droga Franciszka Fenikowskiego Ùdmùrckô biôtka ò jãzëk Antoni Tatuliński – kaszubski renegat? GDAŃSK STOLICĄ KASZUB? s. 7 okladka_maj_2012.indd 1 2012-04-26 20:58:30 Hitë pò kaszëbskù Na binie Dominika Chëlak z Zespòłu Pùblicznëch Szkòłów w Kòscérznie, III plac westrzód gimnazjalëstów. Na brawa mielë zasłużoné wszëtcë bëtnicë kònkùrsu. Ju trzecy rôz w Lëpińcach młodi Kaszëbi, òsoblëwie z pôłnia i zôpadu, szlë na miónczi w Kaszëbsczim Festiwalu Pòlsczich i Swiatowëch Hitów. 34 ùczãstników spiéwało na binie dokazë Michaela Jacksona, Marilë Rodowicz, Anë Jantar, Dodë i wiele jinëch znónëch ùtwórców. Dzãka najémù festiwalowi młodi lëdze widzą, że kaszëbizna mòże bëc leżnoscą, żebë zajistniec, pòkazac sã drëchóm z całëch Kaszëb, a mòże nawetka zrobic karierã – gôdô direktorka Zespòłu Szkòłów w Lëpińcach Lucyna Adamczik. Ti młodi lëdze pò taczim doswiôdczeniu nie bãdą sã pózni wstidzëc kaszëbiznë, a co wôżné, jich drësze i drëszczi w szkòle téż widzą, że kaszëbizna mòże cos w żëcym dac – dodôwô Ana Gliszczëńskô, szkólnô kaszëbsczégò sparłãczonô z kònkùrsã òd samégò zôczątkù. Kòżdégò rokù òb czas Festiwalu prezentëją sã téż karna spiéwë i tuńca z Gôchów. Latos bëłë to: Konnect ze Szlachecczégò Brzézna i Małe Gochy z Lëpińc. A hewò dobiwcowie III Festiwalu Pòlsczich i Swiatowëch Hitów: Direktorka szkòłë w Lëpińcach Lucyna Adamczik przëzérô sã robòce jurorów. Spòdleczné szkòłë 1. Marcelëna Szroeder 2. Aleksandra Kùjach 3. Józef Prądzyńsczi wëprzédnienié Mateùsz Taùbe Gimnazja 1. Magdaléna Jakùbek 2. Magdaléna Prądzyńskô 3. Dominika Chëlak wëprzédnienié Mariô Leszczińskô Laùreacë jesz do kùńca nie wierzą, że ùdało sã dobëc. Wëżigimnazjalné szkòłë 1. Katarzëna Zmùda Trzebiatowskô 2. Katarzëna Mańskô 3. Alicjô Depka Prondzyńskô. Nôdgrodã cządnika „Pomerania” za nôlepszą kaszëbiznã dobëła Katarzëna Mańskô, a nôlepszima tłomaczama òstelë Jiwóna i Wòjcech Makùrôtowie. Na kùńc wëstąpiło młodzëznowé karno Konnect ze Szlachecczégò Brzézna. okladka_maj_2012.indd 2 Wicy ò Festiwalu w czerwińcowi „Stegnie”. D.M. 2012-04-26 20:58:33 Numer wydano dzięki dotacji Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego. W NUMERZE: 2 Od redaktora 3 KSIĘŻE BISKUPIE, PAMIĘTAMY 4 Listy 5 Z drugiej ręki 6 Z dwutygodnika „Kaszëbë” 7 OCZYWIŚCIE GDAŃSK! Jacek Borkowicz 10 MŁODOKASZËBI Z WESTRZÓDKA I NORDË Krzysztof Korda, tłom. D.M. 13 ZRZESZENIE, QUO VADIS (2) Cezary Obracht-Prondzyński 16 KASZUBSKA DROGA FRANCISZKA FENIKOWSKIEGO (1) Józef Borzyszkowski 18 GAZETA OGŁOSZENIOWA Marek Adamkowicz 21 KASZUBSKI RENEGAT? Bogusław Breza 24 SWOJSKIE NAZWY Jerzy Nacel 25 SWIAT JE TEN SÓM Z Władisławą Gòłąbk gôdô Eùgeniusz Prëczkòwsczi 27 NIE SYGNIE SEDZEC DOMA... Dariusz Majkòwsczi 29 ÙDMÙRCKÔ BIÔTKA Ò JÃZËK Róman Drzéżdżón 32 TO CÃ MÙSZI DOBÒLEC Ana Gliszczëńskô 33 ÙCZBA 11. W GÒSPÒDZE Róman Drzéżdżón, Danuta Pioch I–VIII NAJÔ ÙCZBA 35 MIASTO PILNIE STRZEŻONE Marta Szagżdowicz 36 ÒRGANISTA, TEC NIÉ LENO Łukôsz Zołtkòwsczi 39 JAK PÒNÉGÒ PÒWIESËC NA SCANIE Maja Gelniôk, tłom. Karól Róda 42 JAK ZWABIĆ TURYSTĘ Kazimierz Ostrowski 42 JAK PRZËCHŁOSCËC LETNIKA Tłom. D.M. 44 STUDENCI AKADEMII MUZYCZNEJ W REPERTUARZE KASZUBSKIM Bogumiła Cirocka i Anna Tarnowska 45 SONNBERGÓWNY ZE SMOLNA Sławomir Lewandowski 48 BIELAWA Maria Pająkowska-Kensik 49 JEZDÓM KOCIEWIAKAM Maria Block 49 BRANDSZURE rd 50 XXVII KASZUBSKI SPŁYW KAJAKOWY ŚLADAMI REMUSA Edmund Szczesiak 51 Lektury 55 KOŚCIERZYNA ŚCIĘŁA GO Z NÓG Jadwiga Bogdan 58 Klëka 60 Z życia Zrzeszenia 63 NOCNÔ ZMIANA SZOFÉRË Słôwk Klôsa 64 WIÉRZTË. ALOJZY NÔDŻEL 65 PRZED SPÒWIEDZĄ Grégór J. Schramke 66 PÒMÒRANIJÔ `80 Bòbrowsczich Witôłd 67 DÔJTA BËC CHŁOPÃ ABÒ Ò FEMINYSTKACH Tómk Fópka 68 JO… NE-E… Rómk Drzéżdżónk pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 1 2012-05-02 10:36:42 Od redaktora Kiedy w ubiegłym roku na gdańskich rogatkach postawiono tablice z napisem „Gduńsk – stolëca Kaszëb witô”, na różnych forach internetowych pojawiły się setki komentarzy typu: „Niech siedzą u siebie w Kartuzach”, „Kaszubi przeginają, zapomnieli, że są tylko napływową tanią siłą roboczą”, „Gdańsk w ogóle nie kojarzy się z Kaszubami, to jakaś paranoja”. Tablice nie spodobały się również niektórym Kaszubom z Kartuz, Kościerzyny, Gdyni czy Wejherowa. Tym, którzy są przekonani, że stolica znajduje się właśnie w ich mieście. Spór zapewne będzie trwał jeszcze długo, ale głosy, w których podkreśla się rzekomą niekaszubskość Gdańska, wymagają odpowiedzi, na przykład w postaci lekcji historii. Udziela jej Jacek Borkowicz w tym numerze „Pomeranii”. Niestety, żadnej lekcji nie usłyszymy już od śp. ks. biskupa Jana Bernarda Szlagi. Ten znakomity mówca i wykładowca, znawca Pisma Świętego, pierwszy ordynariusz diecezji pelplińskiej zmarł w Kociewskim Centrum Zdrowia w Starogardzie Gdańskim 25 kwietnia 2012 r. Biskup Szlaga w swoich listach i felietonach potrafił barwnie, czasem także żartobliwie, opisywać otaczający nas świat. Teraz chciałoby się przeczytać Jego opis tej rzeczywistości, w której znalazł się obecnie. Z pewnością byłaby to niezwykła lektura. Ale najprawdopodobniej „Reportażu stamtąd nie będzie” (jak zatytułowała zbiór wywiadów z ks. biskupem Marzena Burczycka-Woźniak). Możemy jednak wczytywać się w słowa, które śp. biskup Szlaga napisał za życia, i pamiętać w modlitwie o tym synu kaszubskiej ziemi. Dariusz Majkowski Zaprenumeruj „Pomeranię”! Prenumeratę można zacząć od dowolnego numeru bieżącego lub przyszłego, z tym że minimalny okres prenumeraty to 3 miesiące. Cena miesięcznika w roku 2012 wynosi: 1 egz. – 5 zł. Prenumerata krajowa: cały rok – 55 zł. Prenumerata zagraniczna: cały rok – 150 zł. Wszystkie podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić prenumeratę, należy: • dokonać wpłaty na konto: ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, PKO BP S.A., nr r-ku: 28 1020 1811 0000 0302 0129 3513, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zama- 2 pomerania_maj_2012.indd 2 wiającej), dokładny adres oraz miesiąc rozpoczęcia prenumeraty. Konto dla przelewów zagranicznych: IBAN PL 28 1020 1811 0000 0302 0129 3513 Kod BIC (SWIFT): BPKOPLPW • zamówić w Biurze ZG ZKP, telefon: 58 301 27 31, e-mail: [email protected] „Pomeranię” można zaprenumerować na poczcie, a także na stronie internetowej: www.poczta.lublin.pl/gazety. Numery archiwalne w cenie 4 zł do nabycia w Biurze ZG ZKP. Wszelkie informacje podane w cenniku nie stanowią oferty w rozumieniu Kodeksu cywilnego. ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: [email protected] REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Danuta Pioch (Najô Ùczba) Karolina Serkowska (Klëka) Maciej Stanke (redaktor techniczny) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Wiktor Pepliński Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Dariusz Majkowski Danuta Pioch Karol Rhode Karolina Serkowska PROJEKT OKŁADKI Maciej Stanke ZDJĘCIE NA OKŁADCE Widok na kościół Mariacki w Gdańsku www.oldstratforduponavon.com WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 DRUK Grupa Plus Sp. z o.o. Redakcja zastrzega sobie prawo skracania artykułów oraz zmiany tytułów. Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim, zgodną z obowiązującymi zasadami, odpowiadają autorzy i tłumacze. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:43 ks. bp Jan Bernard Szlaga (24.05.1940 – 25.04.2012) pożegnania Księże Biskupie, pamiętamy Dał się poznać jako człowiek wyjątkowo oddany Kościołowi. Troszczył się o piękno liturgii i obiektów kościelnych. Pracowity. Spieszył z posługą wszędzie tam, gdzie był potrzebny. Samochód stanowił Jego narzędzie pracy i odpoczynku. Rocznie przemierzał nim 1,5 długości równika. Jan Bernard Szlaga podczas bierzmowania w chojnickiej bazylice. Fot. Maciej Stanke Byliśmy ostatnim rocznikiem, który otrzymał z Jego rąk święcenia i posłanie. Dzisiaj dostrzegam to wszystko jako wielkie wyróżnienie. To był wielki myśliciel, erudyta. Zakochany w Biblii, władający znakomicie „językiem aniołów”. Było w Księdzu Biskupie coś arystokratycznego, ale zarazem coś bardzo ciepłego i zwyczajnego. Nie stwarzał do siebie dystansu, choć czasem inni wokół niego próbowali go stwarzać. Pozostanie w pamięci jako wybitny Pasterz, nadzwyczajnie zatroskany o swoje seminarium. Bardzo dobrze się tu czuł. Kochał tę wspólnotę. Jako wykładowca, profesor, ale nade wszystko jako Ojciec. Chciał i lubił z nami być, rozmawiać, modlić się. Pozostanie jeszcze w mojej pamięci ten jego niezwykły tembr głosu, bardzo mocny i wyrazisty. Jego spojrzenie, przenikliwe, głębokie, ale zarazem pełne ojcowskiego ciepła. Humor i żarty, które się go trzymały. Ta ludzka serdeczność i pogoda ducha sprawiały, że spotkania z Nim nabierały rangi wydarzenia. Brakuje Go już teraz. To był nasz Biskup. Tyle spotkań jeszcze miał w kalendarzu. Poszedł na to najważniejsze, z samym Panem. Przeszedł na drugi brzeg zapracowany albo i przepracowany, ale w końcu odpocznie. W Bogu, na „wiecznym urlopie”. ks. Karol Ciesielski W zarządzaniu diecezją jasno były określone oczekiwania i linie działania. Prawy, otwarty i szczery. Biskup Jan wymagał od siebie, by potem innych mobilizować do pracy. Był zatroskany o prawdziwe dobro księży, a ich problemy polecał modlitwom sióstr w różnych domach zakonnych. Ceniony biblista. Piewca słowa. Kazań Biskupa wierni zawsze chętnie słuchali. Myślę też o tych, które miały szczególnych adresatów – Kaszubów. Głęboko zapadały w pamięć te głoszone podczas naszych zjazdów czy też z racji sianowskich odpustów. Biskup nie akceptował bylejakości i niedbałości, by nie powiedzieć: niechlujstwa, gdy czytania mszalne były przygotowywane w ostatniej chwili, „na kolanie”, albo czytane z kartek. Na uwagę zasługiwała troska Biskupa o właściwą pozycję kaszubszczyzny i normalną, uregulowaną prawnie, drogę jej wprowadzania do liturgii. W czasie spotkań z Ks. Biskupem zawsze wymienialiśmy parę zdań w języku kaszubskim. Znajdowałem w Biskupie wielkie oparcie, czemu dał wyraz w przedmowie do mojej książki Séw Bòżégò Słowa. Sercem był przy ziemi pomorskiej. W ogrodzie biskupim stanęła kapliczka MB Sianowskiej. Na nią spoglądał ze swojego okna, przy niej zatrzymywał się na modlitwę. Odszedł w środę – w dzień maryjny, w tygodniu biblijnym, w liturgiczne święto św. Marka ewangelisty. Za pełną oddania posługę głoszenia Słowa, niech odwieczne Słowo, Jezus Chrystus, wprowadzi Go do ogrodów nieba, a Królowa Kaszub niech wyprasza Mu wieczną radość… ks. Marian Miotk pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 3 Moje wspomnienie o śp. Biskupie Janie sięga czasów studenckich na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Był on wówczas prorektorem uczelni. Gdy pojawiła się możliwość uczestniczenia w prowadzonych przez Ks. Profesora wykładach, to został mianowany w 1988 r. biskupem. Jednak jako biskup nadal prowadził seminarium biblijne dla tych, którzy już wcześniej zaczęli pisać pod Jego kierunkiem prace naukowe. W drodze wyjątku, jako swoją diecezjankę, przyjął i mnie do tego grona. Ponieważ byłam jedyną osobą z mojego roku studiów piszącą u Niego pracę magisterską, bp Jan nazywał mnie niekiedy „swoją jedynaczką”. Zapewne nie wiedział nawet, jaka była to dla mnie nobilitacja… W pewnym sensie był dla mnie ojcem, wymagającym, ale jednocześnie umiejętnie kierującym i wspomagającym. Po raz drugi w relacji mistrz ‒ uczeń spotkałam się z Ks. Biskupem, gdy postanowiłam sfinalizować studia doktoranckie. Pisanie dysertacji o Bożym miłosierdziu w nauczaniu Jana Pawła II zajęło trochę czasu, ale w końcu wszelkie formalności zostały doprowadzone do końca. Parę dni przed komisyjną obroną spotkałam się jeszcze ze swoim Promotorem w celu omówienia szczegółów tego egzaminu. Na koniec rozmowy wyraziłam nadzieję, że chyba poradzę sobie z pytaniami egzaminatorów i nie przyniosę Ks. Biskupowi wstydu. Wówczas uśmiechnął się i powiedział: „Pani pamięta, bronimy się razem”. Wierząc, że życie nasze zmienia się, ale się nie kończy, pragnę wyrazić wdzięczność Ks. Biskupowi za to, że miałam zaszczyt i honor być Jego studentką. Dziękuję! dr Teresa Klein 3 2012-05-02 10:36:43 w Brusach? Kò przede wszëtczim fòlklor! Prôwdac, nijak bë mie to nawetka nie razëło, czejbë nié to, że w programie rzekłé bëło, że „ni ma na Kaszëbach rozegracji bez fòlkloru”. Z tim nijak zgòdzëc sã ni mògã. Kò jakno autór czile ju ksążków béł jem na rozmajitëch zéńdzeniach, na jaczich fòlkloru nie bëło, abò bëło gò czësto mało. A zéńdzenia bëłë baro ùdóné i baro kaszëbsczé! Móm nôdzejã, że jich bëtnicë wënioslë z nich cos dlô se, a do te na wiérzk mielë doma mòżnosc zgłãbic temat przë czëtanim ksążków nabëtëch na promòcji. Jesz barżi przerazëło mie pòsobné „Tedë jo”, w jaczim pòrëszony béł temat pòwszechnégò spisënkù. Tą razą redaktorka Karolëna Raszeja zajacha – jakbë mògło bëc jinaczi? – do mòji rodny gminë Serakòjce, bë ùdokaznic, że przëczëną dobrégò dlô Kaszëbów wënikù spisënkù je przërost nôtëralny ti gminë. Chcałobë sã rzec: Bògù dzãka, że w gminie Serakòjce rodzy sã wiele dzecy. Prôwdac, dopòwiédzmë, że doticzi to całëch Kaszëbów wnet pò równoscë. Równak drżéniã pòrëszony sprawë nie je tëli sóm przërost, le swiąda Kaszëbów, jakô w òstatnëch latach baro szła do górë. Kò w czasach Bieruta i Gòmùłczi przërost béł i tak ò wiele, wiele wëższi, a Kaszëbi nierôd sã tej do swòji kaszëbskòscë przëznôwelë. Tak tej tã swiądã nôleżało wëkôzac na pierszim môlu. Timczasã, żlë ò niã chòdzy, to w programie jem ùzdrzôł familiã, chtërnã redaktorka przedstawia jakno nierozmiejącą gadac pò kaszëbskù, ale téż nié za dobrze pò pòlskù (fele jãzëkòwé jakbë specjalnie òstałë wëapartnioné!). Do te gôdka nijak mia sã do tematu, a i na gwës nié do corôz wëższi niwiznë kaszëbsczi swiądë. A kò Kaszëbi dzys są lëdzama baro wësztôłconyma, czegò w „Tedë jo” ni mògã nijak zmerkac. Tegò jem przede wszëtczim mógł sã doznawac wnet w kòżdim dzélëkù „Rodny Zemi”. Temù tim barżi mie je żôl negò programù. Patriotizm (nen òglowò nôrodny, jak i nen lokalny) òpiérô sã na wespólnëch wôrtnotach, jaczima są: zamieszkónô zemia, dzeje, jãzëk, kùltura materialnô i dëchòwò. Nas, Kaszëbów łączëła i łączi bòkadnô wespólnota zamieszkónégò sztëczka pòlsczi zemi, wespólnô kaszëbskô kùltura, kaszëbsczi jãzëk, ale i szeroczé zdrzenié na to, co nas łączi z Pòlską. Mòwa rodnô, kùltura, a przedë wszëtczim jawernota i swiąda pòchòdzeniô (tożsamosc), jaką móm wëniosłé z rodnëch strón, je tim, czim mògã sã nié leno òkazyjno pòchwôlëc w jinëch stronach Pòlsczi, ale i ùdokaznic, pòkazac lëdzóm w jinszich dzélach kraju, że wôrt je znac, pòdtrzimëwac i bògacëc swòjã môłą tatczëznã dzejanim dlô ji sprawë i wespólnegò spòlecznégò dobra. A w mòjim i wielnëch mòjëch drëchów przetrôfkù ne dzejania wspiérałë i zachãcywałë deje ùkôzywóné chòcbële bez program „Rodnô Zemia” ò wielelatny tradicji dzejaniô, ò perspektiwie rozwiju. Za jegò sprawą zrodzëło sã wiele dobrégò! Podczas nagrywania programu „Rodnô zemia”. Fot. www.pryczkowski.com.pl Montaż materiału. Fot. www.pryczkowski.com.pl A równak szkòda „Rodny Zemi”! Przódë, czej le bëła do te leżnota, tej jô òbzérôł program „Rodnô Zemia”. Z piersza w zdrzélnikù, pòtemù w wersje jinternetowi w kòmpùtrze. Jesenią 2010 rokù nen baro wôżny dlô mie program zdżinął z antenë. Czemù tak sã stało – dëcht do kùńca nie wiém. Wiém leno, że na kaszëbsczich pòrtalach béł zapalczëwie szkalowóny przez anonimòwëch colemało młodzónków. Je wiedzec, że niejedne sprawë mòżna złożëc na chrzebt młodoscë. Równak je téż wiedzec, że programù dzys ni ma i kùńc. A szkòda! Wiôlgô szkòda! Kò wierã pò półtora rokù jô kąsk przëtrôfkã òbezdrzôł sobie „Tedë jo”, chtërno zastąpiło „Rodną Zemiã” i pòdług niechtërnëch miało bëc spòsobã na pòlepszenié jakòscë kaszëbiznë w telewizji pùbliczny, òsoblëwie dlô tëch, chtërny tak alergiczno reagòwelë na wszelejaczé tematë zrzeszoné z fòlklorã i Kòscołã. Në i cëż jem dozdrzôł w nym programie, jaczi przedstôwiôł relacjã ze Zjazdu Kaszëbów 4 pomerania_maj_2012.indd 4 Zbigórz Jóskòwsczi pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:44 Òbezdrzóné Telewizja Teletronik, Spiéwné Ùczbë, 30.03.2012 W przedkòwsczim mùzeùm – Dzysô më gòscymë Léóna Dejka. Jesmë w Przedkòwie, w Mùzeùm Pòżarnictwa, pierszim taczim w naszim wòjewództwie. Pan Léón je kùstoszã tegò mùzeùm i przez lata zbiérôł te wszëtczé eksponatë. Czedë sã to zaczãło? [LD] To sã zaczãło w latach szescdzesątëch – pòczątk zbiéraniô. Te eksponatë są zbiéróné trochã tu, z naszégò pòwiatu (...) le nôwiãcy je z centralny Pòlsczi. (...) Dëcht jesz zarô pò wòjnie to bëło tëlkò kòniama jachóné. Le gòspòdôrz przejéżdżôł, sprzãt béł ladowóny na wóz i tedë më jachalë w te kònie. Nierôz më jachalë i do Pòmieczëna, i za Pòmieczëno, pòd Łebno. – To bëło doch słabò, to bawiło, i czedë człowiek przejachôł, to tam marno wëzdrzało... [LD] Ale wiedno jesz tam bëło trochã do retowaniô, bò nierôz jaczes òbiektë, co bëłë òbòk, sã zaczinãłë pôlëc, jesz ti prôcë przë tim gaszenim trochã bëło. (...) W ti chwilë sprzãt je całkiem jiny. Tu ù nas më mómë trzë samochodë, dwa samochodë gasniczé i jeden dlô retownictwa drogòwégò specjalno przigòtowóny. (...) Më mómë wiãcy tëch wëjazdów do wëpadków niżlë do gaszenia pożaru (...). – Tu nie są blós te kònné ùrządzenia rozmajité, ale téż ò strażë są ksążczi. To je takô czekawòstka tegò mùzeùm, że mòżna tu i pòczëtac, i òbezdrzec stanicë, sztandarë... [LD] Są ksążczi, są (...) broszurki z jubileuszami. Kroniki z jednostek. Nasza kronika też tu jest. I są samochody. Tylko te samochody nie są udostępnione, dlatego że nie ma ich gdzie w tej chwili wprowadzić, żeby je udostępnić do zwiedzania. One są w prywatnych zagrodach (...), ale w tim rokù jidze tu rozbùdowa (...). To te samochody i pozostały sprzęt – są jeszcze sikawki, pompy – przejdzie do tej rozbudowy muzeum i to będzie wtedy udostępnione (...). – Lëdze chcą taczé cos miec, bò przëjéżdżają, òbzérają, sã ùczą... [LD] Baro wiele przëchòdzy. I lëdze zagraniczny (...) i òd niektórëch nawet jô móm eksponatë dostóné (...) z Niemiec: hełmy, pasy bojowe i drobny sprzęt, odzież (...), ze Szwajcarii (...). – Żëczimë, żebë Wë sã doczekelë, żebë to wszëtkò bëło tak, jak bë to miało richtich bëc, bò tak pò prôwdze to mùzeùm to je Wasza żëcowô robòta. [LD] Jo. To je mòje, to wszëtkò, co zbiérôł jem sóm jeden, ten sprzãt. Nicht mie do ti pòrë nie pòmôgôł w tim zbiéranim. I chcôłbëm, żebëm jesz przed zakùńczenim tegò mòjégò tu na tim swiece mógł to wszëtkò zabezpieczëc, żebë to bëło tak, jak pòwinno bëc. Ale jô ùwôżóm, że w tim rokù, a jakbë sã nie dało w tim, to na drëdżi rok, na pewno bãdze wszëtkò ùdostãpnioné do zwiedzaniô. Musica in Via dobëła Chùr z Òlsztëna je dobiwcą VI Pòmòrsczégò Festiwalu Wiôlgòpòstny Piesnie w Czelnie: Mùsica in Via dosta Grand Prix Festiwalu i nôdgrodã za nôlepszą piesniã ò krziżu. Nôdgrodã za nôlepszą kaszëbską piesniã dobëł chùr Jantarowô Nuta [Bursztynowa Nuta] z Gdini. Òlsztën, Szczëcëno, Grudządz, Elbląg, Trójgard a całé Kaszëbë – to z tëch môlów do Czelna przëjachało 16 chùrów (razã czileset bëtników), chtërne biôtkòwałë sã ò nôlepszé wëapartnienia w rozegracjach. Kònkùrs gmina Szemôłd a parafiô swiãtégò Wòjcecha w Czelnie robi ju òd 6 lat. (...) donëchczas w Pòmòrsczim Festiwalu Wiôlgòpòstny Piesnie w Czelnie bëtnikama bëło ju bez mała 80 chùrów, 3 tësące spiéwôków. Radio Gdańsk, Klëka, 26.03.2012 8-latny wiceméster z Kartuz Ùczëté Radio Kaszëbë, Klëka, 22.03.2012 Nôdgrodë dlô aùtorów i czëtińców Dwa Lëteracczé Grifë bëłë przeznóné przez mieszkańców wejrowsczégò krézu. Razã z ùroczëzną bëła téż inaùguracjô programë Kôrta do Kùlturë. Welowanié w pùblicznëch biblotekach rok w rok òrganizëje Krézowô a Miejskô Bibloteka miona Aleksandra Majkòwsczégò w Wejrowie. Czëtińcowie wëbiérają dobiwców westrzód wëdôwiznów sparłãczonëch z wejrowską zemią – przez témã abò przez pòchòdzenié aùtora. Pierszi rôz zdarzëło sã, że wëbrónëch bëło dwùch dobiwców. Lëteracczégò Grifa dostelë: Pioter Schmandt, aùtór kriminału Gdański depozyt, a téż Mariô Krosnickô a Genowefa Kasprzik, aùtorczi ksążczi Gerard Labuda – żeglarz na oceanie nauki. (...) Zarô pò ùroczëznie ùresznionô bëła téż systema Kôrta do kùlturë. Blós za złotówkã (tëli kòsztëje kôrta) mòżna dostac przistãp do ksążków z wiele bibloteków, midze jinyma we Gduńskù, a téż zwëskiwac z niższich prizów w môlach, chtërne nalazłë sã w programie – w teatrach czë Bôłtowi Òperze. pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 5 Radio Kaszëbë, Klëka, 26.03.2012 Je piąti na swiece. Mòże bëc pierszi w Europie. Òsmë lat stôri Paweł Teclaf z Kartuz zajął drëdżi plac na Mésterstwach Pòlsczi Młodëch Szachistów [w karnie do 10 lat]. Wënik dôł mù awans i w zélnikù pòjedze do Pradżi na Mésterstwa Eùropë. [PT] Zawody były fajne. Takie najlepsze. – Wygrałeś z 10-latkami, podczas gdy sam masz dopiero 8 lat. [PT] No było trudniej. Jakbym miał 10 lat, to bym na pewno lepiej wypadł. – Musisz i tak już dobrze grać, skoro jedziesz na Mistrzostwa Europy. [PT] Już byłem na Mistrzostwach Świata w Brazylii. – Jak Ci tam poszło? [PT] Byłem piąty. – Czy takim zawodom towarzyszy stres, czy raczej na spokojnie do tego podchodzisz? [PT] No denerwuję się. Czasem gryzę bluzkę. – Skąd u ciebie miłość do szachów? [PT] Tata mi kiedyś powiedział, że ja chcę grać. I ja chciałem. Miałem chyba z trzy, dwa i pół... – Syn troszkę nie farbuje? Naprawdę, gdy miał dwa i pół roku, zaczął grać? [Tatk PT] (...) No może nie dwa i pół... Ale kiedy miał trzecie urodziny, no to już większość zasad znał. Tatk Pawła mô ùdbã szëkac spònsorów, chtërny pómògą w ùdëtkòwienim rézë do Pradżi. 5 2012-05-02 10:36:44 z drugiej ręki Statczi z Lubianë trafią na rënk azjatëcczi. Jak donôszô „Bôłtecczi Dzénnik”, ju w łżëkwiace porcelana bãdze wëstawionô na tôrgach w Hong-Kongù. Nie mdze to pierszi môl za grańcą, gdze jidze jesc a pic ze statków robionëch na Kaszëbach. Dopiérze pòdjimizna realizëje zamówienia z Libanu i Jindiów. Statczi dobrze sã przedają téż w Egipce, a w swòjich fligrach kòrzëstô z nich m.jin. szpańskô familiô królewskô. Pòdjimizna zwiãksziwô téż zatrudnienié. Prawie mô złożoné wniosk do krézowégò Ùrządu Robòtë w Kòscérznie ò zrëchtowanié dwadzesce stażów. Ò bùdowanim taczégò môla gôdało sã w gminie Serakòjce ju òd dwùch lat. Nót bëło równak zrobic czile ùtropów, bò jak sã pòkazało, mało firmów w Pòlsce je doswiôdczonëch w bùdowanim skateparków. Nen w Serakòjcach zbùdëje za wnetka 370 tësący złotëch firma z Łodzë – dzél dëtków bãdze z eùropejsczi ùnie. Skatepark mdze miôł trzë równie. Móm nôdzejã, że mdze to czekawi môl dlô naji młodzëznë – gôdô wicewójt gminë Serakòjce Zbigniéw Fùlarczik. Skatepark (...) mdze w centrum Serakòjc, a bãdze dzélã Kùlturalno-SpòrtowòPòùczënowégò centrum, razã z Amfiteatrã „Szerokowidze”, môlã do zôbawë dlô dzecy, a téż bòjiszczama. Radio Kaszëbë, Klëka, 17.04.2012 Radio Gdańsk, Klëka, 28.03.2012 Nagriwô westrzédnëch Kaszëbów Przërównëje serbòłużëcczi i westrzédnokaszëbsczi jãzëk. Filolog z Ùniwersytetu w Lëpskù dochtór Lechosław Joć przejachôł w nym miesącu na Kaszëbë i nagriwôł pierszé brëkòwné do robòtë kôrbiónczi. Ùczałi zajimô sã fonetiką, dlôte brëkòwné mù są nagrania gôdczi lëdzy, jaczi òd ùrodzeniô kôrbią w rodny mòwie. Chòcô dzél materiałów je ju fertich, równak filolog pòdsztrichiwô, że to dopiérze pòczątk robòtë. (...) Lechosław Joć je ùrodzony w Pòlsce, równak chùdzy mało miôł wëspólnégò z Kaszëbama. [LJ] Kaszubskim interesuję się już dłuższy czas. Czytam sobie po kaszëbskù. Trochę się już uczyłem. (...) Literaturę do swoich badań już całą zebrałem. [...] ale żeby tak konkretnie tę fonetykę badać, to jestem na początku. (...) Chciałbym, żeby z tego wyszła jakaś książka. Ogólnie ta książka, ta praca naukowa miałaby wyglądać tak, że miałaby być część poświęcona opisowi całościowemu fonetyki serbołużyckiej, później – niezależnie – kaszubskiej. A potem rozdział porównawczy. Jeżeli to się uda napisać, to byłaby to moja habilitacja. Zakùńczenié badérowaniów ùdbóné je na kùńc przińdnégò rokù. Radio Kaszëbë, Klëka, 6.04.2012 Môl blós dlô młodzëznë? Jestkù bez chemicznëch dodôwków Dzewiąti ju Wòjewódzczi Turniej Karnów Wiejsczich Gòspòdëniów w Gduńsczim Starogardze. Chòcô plac, co prôwda, nie je na Kaszëbach, to kaszëbsczich akceńtów nie zafelowało. Strzód nôdgrodzonëch bëła stowôra Kaszëbiónczi [Kaszubianki] ze Szlachecczi Kamiéńcë. Miałesmë dzysô przërëchtowóné wiele smacznëch môltechów – gôdô przédniczka karna Mariô Birr. [MB] (...) kaczka w kapùsce, karkówka, mómë jesz bigos cëlëczi (...), swójsczi chléb Halinczi, në i kùchë rozmajité, rozmajité zortë. I sznaps, naléwczi (...). – Òpiekùje sã karnami kaszëbsczimi Genowefa Lehman... [GL] Ośrodek Doradztwa Rolniczégò w Kartuzach. To je baro wôżné wëdarzenié, bò z całégò wòjewództwa tu są (...) wszëtczé nôlepszé karna. Tu je przekazanié naszich tradicjów, naszich zwëków – naszich starków i òjców. Przekazywómë nasz jãzëk, nasze jadło, humor (...) përznã pò kaszëbskù, përznã pò pòlskù (...). Jo, z kartësczégò je jedno karno. Ale do Kaszëb nôleżi téż Kòscérzna, z Kòscérznë téż je przedstawiciel [karno z Dzemiónów], a to są Kaszëbë fùl gãbą (...). – (...) niechtërnëch produktów lëdze ni mògą kùpic w miastach... [GL] To je prôwda, że jich nie jidze kùpic w składach, gdze je wszëtkò robioné jinaczi. Tak że tu je bez chemii, robioné metodama najich starków, tradicyjnie, bez dodatków chemicznëch. W Serakòjcach zbùdëją nôbarżi nowòczasny skatepark w całi Pòlsce. (...) 6 pomerania_maj_2012.indd 6 Z dwutygodnika Kaszëbë Głośnik na rynku Puck. Ktoś z niezbyt rozsądnych mieszkańców miasta nad zatoką polecił uruchomić na puckim rynku potężny głośnik, który przez cały dzień – czy ktoś chce, czy nie chce – nadaje po kolei muzykę ludową, audycje dla dzieci i porady dla rolników. Nie pomyślano o tym, że nie wszyscy przecież mają ochotę przez cały dzień słuchać radia. Mieszkańcy okolicznych kamieniczek dostają od tego wręcz rozstroju nerwów, a ich prośby o „przymknięcie” chociaż w pewnych godzinach dnia nachalnej tuby pozostają bez echa. (h) „Kaszëbë”, 1959, nr 12, s. 3 Wypędzał złe duchy Lubiana. Do wsi Lubiana pow. Kościerzyna zgłosił się „kompetentny osobnik” do wypędzania złych duchów, które jak twierdził, są przyczyną, że krowy tej wsi zapadły na jakąś zarazę. Pertra ktacje z zainteresowa nymi chłopami przyniosły ten skutek, że jeden z miejscowych rolników poświęcił na ten cel ponad 8 tys. zł i dodał „czarownikowi” płaszcz, materiał i koce niezbędne do schwytania duchów. Wkrótce potem nieznajomy osobnik wraz z pieniędzmi znikł. Sprawą „czarownika” zajęła się MO w Kościerzynie. (ew.) „Kaszëbë”, 1959, nr 17, s. 7 OGŁOSZENIA DROBNE Potrzebna niewiasta samotna gospodyni do samotnego (dwie krowy i karmienie lisów). Zgłaszać się osobiście lub pisemnie Łeba, ul. Abrahama 11. „Kaszëbë”, 1959, nr 13, s. 7 Zebrał R. Drzeżdżon pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:44 zdjęcia w artykule: www.oldstratforduponavon.com Kaszëbskô porcelana za grańcą spór o stolicę zdjęcia w artykule: www.oldstratforduponavon.com Oczywiście Gdańsk! Miasto nad Motławą stolicą Kaszub? To oczywiste. Nie trzeba tego uchwalać, gdyż był nią właściwie od zawsze. I nie jest to wcale kaszubski punkt widzenia, ale wyraz obiektywnych i powszechnych procesów kulturowych. JAC E K B O R KO W I C Z Podnoszące się tu i ówdzie głosy, że Gdańsk to stolica kraju kaszubskiego, spotykają się z gorącą reakcją wielu gdańszczan. Czują się oni zaniepokojeni tym, że „odbiera się im” ich miasto. Wystarczy rzucić okiem na dyskusje w internecie. Życzenie, aby Kaszubi zostawili Gdańsk w spokoju i wynieśli się z powrotem do Kartuz i Kościerzyny, należy tam do łagodniejszych wypowiedzi. Znamiennym, powtarzającym się argumentem oponentów jest twierdzenie, jakoby „tutaj nigdy nie było Kaszubów”. Czy warto się w ten spór angażować? Jeśli tak, to na pewno nie w jego wersji internetowej, przeciwstawiającej Kaszubów nie-Kaszubom i spłaszczającej pojęcia kaszubskości i polskości, a także tego, co gdańskie. Od zawsze Zacznę od przypomnienia prawdy banalnej w swojej oczywistości: Kaszubi mieszkali w Gdańsku od początku jego istnienia. Przed tysiącem lat to właśnie ich przodkowie zaludniali gdański gród i jego podgrodzia, a przez pierwsze dwa wieki funkcjonowania miasta i portu nad Motławą nie kto inny, jak kaszubscy Pomorzanie byli jego jedynymi mieszkańcami – nie licząc kupców, pruskich jeńców i członków drużyny książęcej. Później Kaszubi dzielili mia- pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 7 sto z osadnikami przybyłymi z Niemiec. Ci ostatni prawdopodobnie dopiero na początku XIV wieku zdobyli w Gdańsku przewagę liczebną. Ludność kaszubska, zgromadzona przez Krzyżaków w przylegającym do zamku Osieku, cieszyła się tam znacznym samorządem, miała między innymi własny ratusz, zwany polskim. Ta autonomia, paradoksalnie, zakończyła się w momencie, gdy nowy władca Gdańska król Kazimierz Jagiellończyk oddał Osiek niemieckim mieszczanom Prawego Miasta (zwanego dziś, niezbyt poprawnie, Głównym). Koniec kaszubskiej odrębności nie oznaczał przecież wymarcia kaszubskiego języka i obyczaju, które przechowały się 7 2012-05-02 10:36:45 spór o stolicę w Gdańsku dość długo. Prawdopodobnie jeszcze w drugiej połowie XVII wieku, czyli w czasach po potopie szwedzkim, przybywający na Targ Rybny kaszubscy rybacy znad Zatoki Puckiej mogli rozmawiać w rodzimym języku z mieszkańcami starych nadmotławskich uliczek. Jak owad w bursztynie Kaszubscy niezamożni rybacy i rzemieślnicy stopniowo upodabniali się do swoich bogatszych niemieckich sąsiadów. Tak jak oni przyjęli naukę Lutra. Modlili się w kościołach pw. św. Bartłomieja i św. Jana z Biblii Gdańskiej, wydanej w 1632 roku w języku polskim. Był to ich język odświętny – w życiu codziennym trzymali się kaszubszczyzny. Jednak z czasem również i stara mowa wyszła z użycia. W osiemnastowiecznym Gdańsku na polskie luterańskie nabożeństwa, odprawiane w kaplicy świętej Anny, prz ychod zi l i głów n ie m a z u rsc y uczniowie studiujący w pobliskim Gimnazjum Akademickim. Kaszubscy gdańszczanie wtopili się w miejski proletariat Osieka, Grodziska, Starego Miasta i Starego Przedmieścia. Ich dzieci, wnuki i prawnuki żyły tutaj, na tych samych ulicach, aż do zagłady miasta w 1945 roku. Odróżniając się zarówno wyznaniem, jak i językiem od kaszubskiej większości z pomorskiego zaplecza, potomkowie najstarszych gdańskich Kaszubów zachowali przecież pewne cechy odróżniające ich od „standardowych” gdańskich Niemców. Wyróżniał ich konserwatyzm i przywiązanie do własnego podwórka. Wiązało się z tym respektowanie dawnych, pamiętających jeszcze czasy średniowiecza zasad regulujących życie arteli i bractw rzemieślniczych. Te resztki archaicznej kaszubsko-gdańskiej codzienności wymarły wraz z dojściem do władzy hitlerowców. Ostatnią pamiątką po tych ludziach pozostały nazwiska: Dettlaff, Retzlaff, Tetzlaff, Wentzlaff…, kaszubsko-pomorskie pamiątki, zastygłe w niemieckiej ortografii niczym owad w grudce bursztynu. Jeden z nich, Richard Teclav (tak odniemczył swoje nazwisko), był przed wojną reporterem sądowym „Danziger Volksstimme”, popularnego dziennika gdańskich socjaldemokratów. Pod pseudonimem Ricardo 8 pomerania_maj_2012.indd 8 opisywał barwne życie odchodzącego świata, z którego wyrósł: robociarskich zaułków, tawern nabrzeża Motławy i przedmiejskich spelunek. Ten szczery socjalista zmuszony był wyjechać z Gdańska w 1933 roku, zaraz po zwycięstwie nazistów. Był pierwszym emigrantem politycznym w Wolnym Mieście, które dotąd samo stanowiło mekkę dla wszelkiej maści uchodźców. Fala z Wyżyn Tuż obok tej zanikającej, najstarszej warstwy kaszubskiego Gdańska rosła w siłę nowa miejska wspólnota. Tworzyli ją Kaszubi przybyli z wyżynnego zaplecza portowej metropolii: z wiosek zaczynających się zaraz za miejskimi bramami, takich jak Suchanino, gdzie dzisiaj wznoszą się wielkopłytowe bloki, oraz dalszych, sięgających okolic Kartuz, Kościerzyny lub Wejherowa. W odróżnieniu od swoich starszych gdańskich krewniaków byli katolikami. Przybywali tu zrazu wąskim, choć stale napływającym strumykiem, jako uliczni handlarze, woźnice, tragarze, służący. Polskie, a wśród nich kaszubskie mamki bywały cenione w rodzinach patrycjuszy. Z pewnością niejeden z przedstawicieli najmłodszego pokolenia dobrze urodzonych gdańszczan, zanim w ogóle nauczył się mówić, po niemiecku, przyswajał sobie kaszubskie słowa, które chłonął od niańki. Na przełomie XIX i XX wieku strumyk ten zamienił się w prawdziwie rwącą rzekę. Do rozwijającego się miasta napłynęło wtedy kilkadziesiąt tysięcy Kaszubów oraz drugie tyle Kociewiaków. Można powiedzieć, że opanowali oni miasto: po dwudziestu latach tej wędrówki nie było w Gdańsku dzielnicy, w której nie mieszkaliby Kaszubi. Oczywiście najwięcej ich było w rejonach biedniejszych, robotniczych. Chętnie zajmowali się rzemiosłem i drobnym handlem. Gdyby na przykład ktoś szukał wtedy na Dolnym Mieście sklepiku z tytoniem i tabaką, którego nie prowadzi Kaszuba, musiałby sporo się nachodzić. Byli i tacy, którym w niemieckim Gdańsku udało się zrobić karierę. Prałat Magnus Bruski, wieloletni proboszcz kościoła św. Mikołaja, był osobą numer dwa w diecezji gdańskiej, zaraz po biskupie. Choć zmarł już po zdobyciu miasta w 1945 roku, jednak po jego grobie nie ma dziś nawet śladu: zniknął z powierzchni ziemi razem z cmentarzem przy Politechnice Gdańskiej. Drugie pokolenie tej społeczności czuło się już w pełni gdańszczanami, nie zatracając jednak do końca świadomości swojego pochodzenia. Kaszubscy mieszkańcy Gdańska w większości pamiętali o własnych korzeniach, niezależnie od tego, czy w kolejnych spisach ludności deklarowali się jako Kaszubi, Niemcy czy też Polacy, i niezależnie od stanu zachowania rodzimego języka. Można powiedzieć, że udział kaszubskiego komponentu radykalnie odmienił oblicze Gdańska. To jeszcze w połowie XIX wieku protestanckie miasto, w latach międzywojennych w około 40 procentach zaludnione było przez katolików. Zdecydowana większość owych katolików wywodziła się z kaszubskiego i kociewskiego Pomorza. Kaszubski udział w populacji przedwojennego Gdańska to jednak znacznie więcej niż tylko kwestia chłodnych z natury wyliczeń procentowych. Dość powiedzieć, że kaszubszczyzna przybyszów wywarła znaczący wpływ na ukształtowanie się Danziger Missingsch, gwary miejskiej, której rolę w panoramie gdańskiej kultury można porównać jedynie do roli bałaku w popularnej kulturze przedwojennego Lwowa. Warto o tym pamiętać, oceniając prawa Kaszubów do nazywania się gdańszczanami. Przecież trudno o bardziej gdański symbol niż bówka, odpowiednik lwowskiego batiara! Dzisiejszy kaszubski Gdańsk reprezentuje trzecią z kolei warstwę historyczną. Współcześni Kaszubi lub też ludzie o kaszubskich korzeniach (do grupy tej należy, szacując pobieżnie, prawie co trzeci mieszkaniec miasta) w zdecydowanej większości przybyli tutaj już po wojnie. Podobnie jak olbrzymia większość jego pozostałych mieszkańców. Kaszubski Gdańsk na tle Europy To prawda, że Gdańsk już od wieków jest miastem o przewadze ludności niekaszubskiej. Jednak należy pamiętać, że model małej wspólnoty etnicznej – a do takiej kategorii należy zaliczyć Kaszubów – ze stolicą, w której owa wspólnota jest mniejszością, nie stanowi wyjątku w skali euro- pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:45 spór o stolicę pejskiej. Co więcej, jest to reguła. Jak Europa długa i szeroka, od kraju Basków aż po Ural, mamy do czynienia z małymi narodami (niezależnie od ich politycznego statusu), których główne miasta albo zdecydowanie różnią się etnicznie od reszty obszaru, albo też przybrały podobne etnicznie oblicze dopiero w niedawnym czasie. Pierwszy z brzegu przykład odnosi się do naszych sąsiadów. Bratysława, stolica Słowacji, jeszcze sto lat temu była miastem zamieszkanym w zdecydowanej przewadze przez Niemców i Węgrów. Słowacy stanowili tam nieznaczną, kilkunastoprocentową mniejszość. Zresztą sama nazwa „Bratysława” jest sztuczna, ochrzczono nią tak miasto dopiero w 1919 roku. Mimo to nikt dzisiaj nie kwestionuje centralnej roli Bratysławy w historii słowackiego narodu, gdyż w ciągu wieków była ona siedzibą instytucji ważnych dla słowackiej kultury. Podobne relacje zachodzą w przypadku stosunku Kaszubów do Gdańska. Tutaj od dawna ukazują się kaszubskie czasopisma i książki (pierwsza w 1643 roku), tutaj też przyszło żyć i tworzyć kilku pokoleniom kaszubskich pisarzy, poetów i ludzi nauki. Jeszcze więcej analogii odnajdziemy w przypadku Strasburga. Gdy myślimy o Alzacji i Alzatczykach, wspólnocie etnicznej francusko-niemieckiego pogranicza, od razu przychodzi nam na myśl ta alzacka metropolia. A przecież Strasburg zawsze, zarówno w przeszłości jak i obecnie, był bardzo mało alzacki. W dawnych wiekach to dumne wolne miasto, którego obywatele wyznawali luteranizm, patrzyło z wyższością na otaczające je katolickie peryferie. W okolicach Strasburga prawie nikt już nie mówi po alzacku; regiony, gdzie nadal używa się tego dialektu, leżą bardziej na południe, w rejonie miasta Colmar. Tam też bije najżywszym rytmem puls alzackiego regionalizmu. Colmar to takie alzackie Kartuzy. Mimo to nikt rozsądny nie nazwie miasta Colmar stolicą Alzacji, gdyż ponad wszelką wątpliwość jest nią Strasburg. Zarówno w oczach samych Alzatczyków, jak i w opinii Francuzów, Niemców oraz reszty Europejczyków. Gdańsk jest dla Kaszubów czymś więcej niż Strasburg dla Alzatczyków, czy też Bratysława dla Słowaków. Żad- ne z tych miast nie może bowiem poszczycić się grobami alzackich lub słowackich książąt. A katedra w Oliwie skrywa grobowce książąt kaszubskich. Argumenty mieszczuchów Nie są też czymś wyjątkowym ani specyficznie polskim argumenty za obroną Gdańska przed „kaszubskimi roszczeniami”. Podobne zarzuty uzurpacji w przeszłości stawiano właściwie wszystkim małym narodom Europy. Można zrozumieć te reakcje, jeśli zważyć, że narody owe miały w większości „wiejską” genezę. Zarówno ich duchowi przywódcy, jak i szeregowi przedstawiciele wywodzili się z reguły ze środowisk wiejskich; wyniesione ze wsi wartości określały też kod ich etnicznej wspólnoty. Tymczasem zagrożeni mieszkańcy miast, do których realne lub rzekome pretensje „roszczą sobie” reprezentanci małych narodów, reprezentują z reguły „miejskie” narody polityczne, duże (jak Francuzi, Niemcy czy Rosjanie) oraz średnie (jak Szwedzi, Węgrzy oraz Polacy). Skądinąd Szwedom strach przed Finami zaludniającymi „ich” miasta w Finlandii przeszedł już dawno. Jeśli chodzi o pozostałe wymienione narody, to różnie z tym bywa. Typową bronią „mieszczuchów” jest w takim wypadku redukcja wizerunku kultury odmiennego etnicznie rywala do wąskich ram osobliwości folklorystycznej. Przybysza do miasta łatwiej pognębić i ośmieszyć, ubierając go w drewniane chodaki i wyszywany w ludowe wzory kaftan. Fałsz takiej postawy wychodzi na jaw, gdy pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 9 uświadomimy sobie, że w fenomenie kaszubszczyzny (podobnie jak w fenomenie każdej etniczności) zawiera się znacznie więcej, niż chcą dostrzegać jej prześmiewcy. Jest to przede wszystkim wspólnota kultury i wspólnota losów, w ich historycznym wymiarze. Ale „obrońcy Gdańska” to ignorują, podobnie zresztą jak fakt, że zdecydowana większość tych osób kulturę miejską, której tak broni, zna wyłącznie w jej zdegenerowanym, postkomunistycznym wydaniu. Nie przyjechali bowiem, jak ich kaszubscy poprzednicy na początku XX wieku, do miasta pielęgnującego od pokoleń lokalny model kultury. Ich rodzice osiedlili się w cywilizacyjnej pustce, na ruinach wypalonych domów, które musieli ponownie wznosić od fundamentów. Był to heroiczny wysiłek; heroizm sam w sobie nie jest jednak wystarczającym spoiwem przy budowie tkanki miejskiej kultury. Do tego trzeba co najmniej kilku pokoleń pracujących w warunkach nieprzerwanego pokoju i ładu społecznego. Kultura, właściwie pojmowana, jest przeciwieństwem zaborczego ekskluzywizmu. W jej algorytmach nie ma minusów – tu możliwe jest tylko dodawanie. Czy Gdańsk stanie się mniej polski, jeżeli pozwolimy Kaszubom uznawać go za swoją stolicę? Jak wyglądałby historyczny wizerunek tego miasta, gdybyśmy w yczyści li go z wszystkich „niepolskich” (wąsko pojmowanych) wątków? Zostałoby nam parę królewskich dyplomów, pastorał kujawskiego biskupa, szlacheckie zboże i tratwy flisaków… 9 2012-05-02 10:36:45 Rok Młodokaszëbów Młodokaszëbi z Westrzódka i Nordë Z Młodokaszëbama z Kòscérznë i Nordë donądka parłãczëlë sã przédno Aleksander Majkòwsczi i Léón Heyke. Równak na kartësczi, kòscersczi, pùcczi i wejrowsczi zemi ùrodzylë sã abò żëlë i robilë téż jiny, mni znóny Młodokaszëbi. K R Ë S Z TO F KÒ R DA [ K R Z YS Z TO F KO R DA ] W Kòscérznie òd zôczątkù XX wiekù pòjawiałë sã kaszëbsczé jinicjatiwë. Nôprzódka pòwstało, w 1907 rokù, Verein für Kaschubische Volkskunde (Kaszëbsczé Lëdoznôwczé Towarzëstwò). Jegò nôlëżnikama bëlë na pòczątkù téż Młodokaszëbi, w tim Aleksander Majkòwsczi. Równak pózni wëcopelë sã z ti stowôrë, bò bòjelë sã germanizacji Kaszub. Mòdłã i przikładã dlô młodëch Kaszëbów w tim cządze bëlë Gùlgòwsczi, chtërny nad wdzydzczima jezorama promòwelë i rozwijelë kaszëbiznã. W tim dzélu regionu wëchòdzył òd 1908 rokù „Grif” Majkòwsczégò, a w 1911 w Kòscérznie miôł plac kaszëbskò‒ -pòmòrsczi wëstôwk. Pòwstôwało òkrãżé, chtërno przëchłoscëło lubòtników Kaszub abò lëdzy, jaczi dopiérze pòd cëskã rësznotë zajinteresowelë sã swòjima stronama, swójszczëzną. Pòchòdzëlë z rozmajitëch môlëznów, w wiele z nich téż òstawilë swòje szlachë. Niżi przedstôwióm w skrócënkù òpisënczi wikszoscë Młodokaszëbów z tëch strón. Z westrzédnëch Kaszub Francëszk Sãdzëcczi (1882–1957) ùrodzył sã w Rotenbarkù pòd Kòscérzną. Béł gazétnikã, pùblicystą, pisarzã i kaszëbsczim dzejarzã. Ùcził sã w pòwszechny szkòle w Sarno10 pomerania_maj_2012.indd 10 wach krótkò Rotenbarkù, a pózni w Kòscérznie w tamecznym progimnazjum. Całowné strzédné wësztôłcenié ùdostôł na kòrespòndencyjny ôrt. Robił na gbùrstwie, a òd 1904 rokù béł kòrespòndentã pismiona „Gazeta Gdańska” i aùtorã lëteracczich dokazów. Wespółrobił z Majkòwsczim, chtëren wëdôwôł wnenczas „Drużbã”, dlôte czedë pòwstôł „Grif”, òstôł jegò wespółredaktorã. Zbiérôł lëdowé bôjczi i pùblikòwôł je w „Grifie”. Brôł ùdzél w zjezdze kaszëbsczich pisarzów w 1910 rokù, jaczégò célã bëło ùrównanié kaszëbsczégò pisënkù. Wespółòrganizowôł kaszëbskò-pòmòrsczi wëstôwk w Kòscérznie. Pózni dzejôł razã z Wiktorã Kùlersczim, m.jin. w pismionie „Gazeta Grudziądzka”. W midzëwòjnowim czasu mieszkôł i robił we Gduńskù, tam ùmarł. Francëszka Majkòwskô (1882– 1967) ùrodzëła sã w Kòscérznie, bëła sostrą Aleksandra Majkòwsczégò. Jinteresowa sã kaszëbizną, òsoblëwie wësziwkã. Pò skùńczenim edukacji w Kòscérznie robiła jakò szkólnô niemiecczégò jãzëka w Warszawie i Łodzë. W 1912 rokù zamieszka w Sopòce i włączëła sã w òrganizacjã kaszëbskò-pòmòrsczégò mùzeùm, równak ten dzél ji żëcô skùńcził sã razã z wëbùchniãcym wòjnë. W tim czasu żëła przédno z przedôwaniégò wësziwkù. W midzëwòjnowim czasu zòrganizowała pôrãdzesąt wëstôwków kaszëbsczégò lëdowégò kùńsztu. Pò drëdżi wòjnie robiła nôprzódka w Kar- Frãncëszk Sãdzëcczi. Òdj. ze zbiérów Mùzeùm Pismieniznë i Kaszëbskò-Pòmòrsczi Mùzyczi. tuzach (w kaszëbsczim mùzeùm), a pózni w Wejrowie. Je pòzywónô ùsôdzcą wejrowsczi szkòłë wësziwkù. Bòlesłôw Lipsczi pòchòdzył z Òdrów. Pò egzaminie dozdrzeniałotë, zdónym w Chełmnie, w 1910 rokù sztudérowôł prawò we Wrocławiu. W latach 1918–1920 béł Kòmendantã Kaszëbsczégò Òkrągù Wòjskòwi Òrganizacji Pòmòrzô [Organizacja Wojskowa Pomorza], a pózni òsobistim sekretérą wòjewòdë Sztefana Łaszewsczégò. pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:45 Rok Młodokaszëbów Òd 1920 rokù béł starostą w Pùckù, a pòtemù pierszim mòrsczim starostą w Wejrowie. W Zjezdze Młodokaszëbsczim brôł ùdzél ksądz Bernat Łosyńsczi (1865–1940) z Serakòjc, ale nie òstôł nôlëżnikã ti òrganizacji. Sparłãcził sã z procëmnym wedle Młodokaszëbów Towarzëstwã Drëchów Kaszub [Towarzystwo Przyjaciół Kaszub]. Zw iązóny z M łodokaszëba ma bëlë téż Léón Lnisczi z Kòscérznë, pòmòcniczi redaktór „Grifa” w kòscersczich czasach. W zjezdze w 1912 rokù we Gduńskù wzął téż ùdzél Henrik Tempsczi, zemiańsczi syn z Sobącza. Z nordowëch strón Léóna Heyczi (1885–1939) ùrodzonégò w Cerzni w wejrowsczim krézu, nie je mùsz szerzi przedstawiac. Je òn rechòwóny do „wiôldżi trójcë” Młodokaszëbów. Wiele ju òstało ò nim napisóné, téż w cządnikù „Pomerania”. Autór znónégò dokazu Dobrogòst i Miłosława w młodëch latach ùcził sã w wejrowsczim gimnazjum, do chtërnégò chòdzëlë téż jiny Młodokaszëbi, m.jin. Gùstôw Pòbłocczi (1840–1915). Pòchòdzył òn z Łãżëców niedalek Rëmi. Egzamin dozdrzeniałotë zdôł w Chełmnie w 1966 rokù. Pò kapłańsczich swiãceniach w Pelplënie w 1870 rokù béł wikarim w Tuchòlë i òd 1872 w Chełmnie. Robił téż jakno administratór w Kòronowie (òd 1887) i Dzałdowie (òd 1888), pózni béł probòszczã w Kòkòszkòwach (1889) i we Wtelnie òd 1905 rokù. Jegò miłotą bëła leksykògrafiô i lëteratura. W 1876 rokù przërëchtowôł Słownik Kaszubski, wëdôł gò jesz rôz w 1887 rokù jakò Słownik kaszubski z dodatkiem idiotyzmów chełmińskich i kociewskich. Ògłosył wiele artiklów w wëdôwiznach Nôù kòwégò Towa rzëst wa w Toruniu. Brôł ùdzél w zéńdzenim Młodokaszëbów we Gduńskù w 1912 rokù, a w „Grifie” òpùblikòwôł artikel „Doktor Cenôwa”. W Łãżëcach ùrodzył sã téż Édmùnd Roszczinialsczi (1888–1939). Sztôłcył sã w gimnazjum w Chònicach i w Wejrowie, dze zdôł maturã w 1907 rokù. Béł nôlëżnikã krëjamny filomacczi òrga nizacji. Sztudérowôł w Pelplënie, dze zapisôł sã do kòła kaszubòlogów. Òb czas jednégò z zéńdze- Édmùnd Roszczinialsczi. Òdj. ze zbiérów Irenë Becker. niów wëgłosył referat „Òdniesenia rolné na Kaszëbach”. Pò kapłańsczich swiãceniach béł wikarim w Drzëcymiu, w parafii czerowóny przez przédnika Młodokaszëbów ksãdza Jignacégò Cyrã. W czas pierszi wòjnë òstôł pòwòłóny do wòjska, a pò demòbilizacji robił w Grëdządzu (1918–1920). W latach 1920–1924 béł katechetą w seminarium dlô szkólnëch w Wejrowie, a òd séwnika 1924 probòszczã w Wejrowie. Wëdôł wnenczas mònografiã wejrowsczi kalwarii. Zdżinął, zabiti przez SS, w lëstopadnikù 1939 rokù w Cewicach kòl Lãbòrga. Wôżną rolã dlô Młodokaszëbów z wszëtczich strón òdegrôł Ferdi- pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 11 nand Bieszk (1854–1925). Ùrodzył sã w Kòleczkòwie. Sztôłcył sã w gimnazjum w Wejrowie, dze zdôł téż maturã. Ta m b é ł n ôl ë ż n i k ã , a n awe t k a prezesã krëjamnégò kòła filomatów Wiec. Pòzni sztudérowôł w Królewcu matematikã, fizykã i filozofiã. Za wëgłaszanié na Kaszëbach mòwë pò pòlskù nie dostôł zgòdë na skłôdanié państwòwégò egzaminu „pro facultate docendi”. Òd 1890 rokù mieszkôł w Badeńsczim Fribùrgù. Tam stôł sã dëchòwim prowadnikã Pòlôchów. Westrzód lëdzy, chtërnyma sã zajimôł, bëlë téż pózniészi Młodokaszëbi: Kamil Kantak, Jón Karnowsczi, Paweł Spandowsczi, Michôł Szuca czë Léón Heyke. 11 2012-05-02 10:36:46 Rok Młodokaszëbów Wiôldżi ùróbk dlô kaszëbiznë òstawił Jón Patock (1886–1940), pòchôdający ze Strzelna w pùcczi zemi. Béł fòlkloristą i szkólnym. Skùńcził w 1908 rokù seminarium dlô szkólnëch w Kòscérznie. Robił jakò szkólny w Strzelnie, Chiloni, Gòscëcënie, a pózni jakò czerownik elementarnëch szkòłów na Rãbie i w Żukòwie. Òd 1920 rokù béł zastãpcą szkòłowégò szpektora w Kartuzach, a òd 1925 rokù szkòłowim szpektorã w Sëlëczënie, òd 1925–1926 w Brodnicë, a òd 1930 rokù w Grëdządzu. Òd 1932 rokù ùcził w priwatnym gimnazjum założonym w Gdini przez Téófila Zegarsczégò (drëcha Jana Karnowsczégò, kaszubòloga). Òstatné lata robòtë spãdzył jakò rektór grëdządzczi pòwszechny szkòłë. 4 séwnika aresztowóny przez Niemców. Ùmarł 3 łżëkwiata 1940 rokù w Grëdządzu. Wiôldżi cësk na jegò dzejanié miôł Friedrich Lorentz, òbëdwaji bëlë nôlëżnikama Verein für Kaschubische Volkskunde. Patock spisywôł lëdowé spiéwë i przëspiéwczi do tuńców z pùcczi zemi. Òpùblikòwôł je m.jin. w młodokaszëbsczim „Grifie”. Za baro wôżny w jegò ùróbkù je ùznóny zbiér lëdowëch spiéwów Kòpa szãtopórk (wëdóny w 1936 rokù). Jegò dzejanié bëło pòdskôcënkã dlô ùtwórstwa kaszëbsczich pisarzów, taczich jak: Klémãs Derc, Francëszk Fenikòwsczi, Stanisłôw Janke. W Zjezdze Młodokaszëbów brelë téż ùdzél jiny ùczãstnicë z Nordë, m.jin. Witold Kùkòwsczi (1882–1939) ùrodzony w Chełmnie, ale sparłãczony z Kòlibkama (gimnazja lny drëch Kamila Kantaka) pòdjimca, załóżca Diskòntowégò Bankù w Bëdgòszczë (òd 1917 rokù miôł òddzél we Gduńskù, a jegò direktorã béł Michôł Szuca). Z Młodokaszëbama wespółrobił kòl kaszëbskò-pòmòrsczégò mùzeùm w Sopòce Antoni Miotk (1874–1942) – kùpc, spòlëznowi i partijny dzejôrz. Ùrodzył sã w Lewinkù krótkò Strzépcza. Béł jednym z aktiwnëch nôlëżników amatorsczich teatrów i rozmajitëch pòlsczich spòlëznowëch òrganizacjów. Z Towarzëstwã wespółdzejôł téż Józef Klebba, ùrodzony w 1860 rokù w Żelëstrzewie, méster kòwalsczi z Kòsôkòwa, kaszëbsczi dzejôrz, aùtór anegdotów, kaszëbsczich wiérztów i gôdków. 12 pomerania_maj_2012.indd 12 Sztudérowie we Fribùrgù. W westrzódkù profesór Ferdinand Bieszk. Z Nordë pòchòdzył Sztefón Dąbrowsczi (1882–1945). Ùrodzył sã w Strzebielënie. Pò skùńczenim gimnazjum w Wejrowie sztudérowôł prawò. Òb czas sztudiów w Mònachium nôlëżôł do Akademicczégò Towarzëstwa Vistula, jaczégò liderã béł Aleksander Majkòwsczi. Pózni sztudérowôł w Królewcu. Òd 1911 prowadzył familijny majątk w Dôlmiérzu. Gwës rëchlészô znajemnota z Majkòwsczim miała cësk na jegò wstąpienié do Młodokaszëbów. Béł w karnie òrganizatorów Młodokaszëbsczégò Zjôzdu w czerwińcu 1912 rokù, a pòtemù òstôł nôlëżnikã kòmisji (pózni kòmitetu), chtërna miała sã zajimac pòwstanim kaszëbsczégò mùzeùm w Sopòce (kùńc kùńców pòwstało òno w 1913 rokù, ale w pierszim dzélu dzãka staróm samégò Majkòwsczégò). Dąbrowsczi doradzywôł w sprawach prawny òbronë Pòlôchów. W latach 1918–1920 òstôł nôlëżnikã krézowi lëdowi radzëznë w Wejrowie. Òd 1920 rokù béł kòmisaricznym staro- stą w Wejrowie, a w midzëwòjnowim czasu nôleżôł do Sejmikù i Krézowégò Wëdzélu w Wejrowie, a téż do Sejmikù i Wòj e wó d z c z é gò Wë d z é lu kòl Krajewégò Starostwa w Toruniu. Òd 1928 do 1935 pòsélc na Sejm, nôprzódka sparłãczony z PSL „Piast”, a òd 1930 z Nôrodno-Chłopsczim Agrarnym Partã [Narodowo-Chłopskie Stronnictwo Agrarne (pózni: Chłopskie Stronnictwo Rolnicze)]. Przëtomny na Młodokaszëbsczim Zjezdze we Gduńskù béł téż doktór z Pùcka, Józef Żënda, chtëren òb czas zdënkù Pòlsczi z mòrzã witôł w miono kaszëbsczégò lëdztwa wëchôdającégò z banë gen. Józefa Hallera. W pòstãpnym dzélu przedstôwimë Młodokaszëbów z bùtna Pòmòrzô. Bëlë bò i taczi, co dzejalë w Pòznaniu, Warszawie, Łodzë i Krakòwie. Tłomaczenié D.M. pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:46 Zrzeszenie, quo vadis? Ruch kaszubsko-pomorski w sieci (część 2) Kaszubi z sieciami mieli do czynienia od zawsze. Teraz jednak mowa nie o sieciach rybackich, lecz społecznych. Kiedy mówimy o fragmentaryzacji, rozpraszaniu się światów społecznych, hybrydyzacji i indywidualizacji, przechodzimy siłą rzeczy do świata organizacji sieciowych. C E Z A RY O B R AC H T- P RO N DZ Y Ń S K I Sieciowanie, czyli co? W dotychczasowych organizacjach hierarchicznych impulsy szły z dołu do góry (czasami do tej „góry” nie docierając), a decyzje z góry na dół. Organizacje sieciowe działają zupełnie inaczej. Jedną z typowych dla nich cech stanowi niestabilność struktur. My jako Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie jesteśmy w zasadzie od zawsze organizacją quasi-sieciową (co pozwoliło nam przetrwać trudne lata PRL). I wiemy, jak takie organizacje działają, my to czujemy. Wiemy przecież, że gdy w jednym miejscu obumiera aktywność w ramach organizacji, to w tym samym czasie w innym rośnie, rozwija się. To jest takie – mówiąc metaforycznie – bąblowanie: na powierzchni Zrzeszenia ciągle wybuchają jakieś nowe bąble aktywności, choć w innych miejscach pozostają już po nich tylko nikłe ślady. To prowadzi także do niestabilności struktur i jest ona bardzo wyczuwalna w ZKP oraz w jego otoczeniu. Ponadto w procesie usieciowienia rozpraszają się struktury zarządzania. Kiedyś było tak, że podejmowaliśmy decyzję, impulsy szły na dół i były wykonywane (albo i nie). Dzisiaj możemy sobie decyzje podejmować i nie ma żadnej gwarancji, że będzie jakaś reakcja. Nie da się już niczego w prosty sposób zadekretować. Liczą się negocjacje i włączanie do partycypacji. Nie można niczego kazać, można tylko zachęcać, stymulować, podpowiadać, współorganizować. Samo funkcjonowanie struktur organizacyjnych, ko- Fot. D.M. munikowanie między nimi musi się już odbywać inaczej niż dawniej. Ale to oznacza też zdecentralizowanie odpowiedzialności. Kiedyś była ona zindywidualizowana, a dziś czasami nie wiadomo, kto podjął decyzję, kto za co odpowiada. To wymaga zupełnie innej technologii komunikacyjnej, opartej na reakcjach zwrotnych, wzajemnych przepływach informacji, negocjacji odpowiedzialności i podziału zadań. Pytanie o liderów Jeszcze inną konsekwencją usieciowienia jest to, że rodzi się zupełnie nowy rodzaj przywództwa. Niektórzy mówią, że przywództwo demokratyczne może być właściwie tylko przywództwem charyzmatycznym, bo to, że ktoś coś powie, bo jest prezesem albo dyrektorem (a więc pełni określoną funkcję), pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 13 jeszcze nic nie znaczy. Osoba ta musi mieć także osobisty autorytet, być obdarzona choćby namiastką charyzmy, wzbudzającej szacunek i posłuch. Jednocześnie wiemy, że przywództwo charyzmatyczne bywa niebezpieczne, bo może prowadzić do łamania procedur, przekraczania kompetencji, braku poszanowania dla struktur. Sprawa jest więc niezwykle delikatna: z jednej strony w organizacjach demokratycznych narzekamy, że brakuje osób z charyzmą (jakżeż narzekamy na brak mężów stanu), ale z drugiej strony się takiej sytuacji obawiamy, nauczeni przykrymi doświadczeniami historycznymi. W tym kontekście pojawia się pytanie: jakie jest nasze zrzeszeniowe przywództwo w sytuacji rozpraszania struktur, ich mnożenia, dzielenia kompetencji 13 2012-05-02 10:36:47 Zrzeszenie, quo vadis? i odpowiedzialności, kłopotów z komunikacją etc.? Czy wykształciliśmy własny krąg liderów, zintegrowany, lojalny względem siebie i obdarzony środowiskowym autorytetem (tak wewnątrz, jak i na zewnątrz organizacji)? Drugie pytanie jest takie: kto jest promotorem zmian? Do niedawna, w moim przekonaniu, wydawało się nam, że to my jako ludzie Zrzeszenia byliśmy promotorami zmian. Dzisiaj nie zawsze to się nam udaje. W sytuacji, gdy nasza społeczność się fragmentaryzuje i pluralizuje, potrzebni są promotorzy zmian z wizją i poczuciem odpowiedzialności. Rzeczywistość zmienia się bowiem szybciej, niż my na nią reagujemy. Dlatego potrzebni są nam ludzie, którzy myślą innowacyjnie, potrafią wymyślać nowe rzeczy, realizować „dziwne” projekty, odpowiadając tym samym na nowe oczekiwania. Niestety, przywództwo regionalne wydaje się słabe zarówno w wymiarze osobowym, jak i w wymiarze instytucjonalnym. Mówię o tym, bo my jesteśmy jednym z elementów tego przywództwa, traktowanego nie tylko w wymiarze wprost instytucjonalnym. Dzisiaj potrzebne jest nam przywództwo transformacyjne, transgresyjne, obdarzone umiejętnością przekraczania siebie, bo trzeba umieć zrobić więcej, niż potrafię, bo takie są nowe wyzwania, nowe oczekiwania… To nie może być tylko przywództwo reaktywne, czyli reagujące na zmiany, które niesie los. A więc jakiego chcemy przywództwa, jakich liderów? Czy wodzireja, który powie: ja jestem na przodzie, ja poprowadzę? A może takiego, który powie: „doch jô jem taczi, jak wa”, jestem jednym z was, taki sam, nie różnię się. Takiego nie potrzebujemy. To musi być ktoś, kto o jeden krok jest do przodu, ale też nie może to być wodzirej, który zawsze wie lepiej, w którą stronę iść i na tyły się nie ogląda. Zrzeszenie i jego sieć Kiedy się analizuje funkcjonowanie organizacji sieciowych, bardzo ważnym problemem, którym trzeba się zająć, jest ich kształt, struktura i zasięg. Tu moglibyśmy się zastanowić nad tym, jaki jest dzisiaj zasięg, struktura sieciowa ruchu kaszubsko-pomorskie14 pomerania_maj_2012.indd 14 go. Ileż tu: „odnóg”, struktur, podmiotów, organizacji, projektów, inicjatyw… Jest ich coraz więcej i są coraz bardziej zróżnicowane: niektóre są bardzo krótkotrwałe, wręcz incydentalne, inne przybierają kształt instytucjonalny. Jedne są chwilowe, inne trwałe; jedne powstają ad hoc, dla realizacji jakiegoś projektu, działania, inne tworzą rozbudowane struktury. A jak komplikują się zależności między nimi (tak instytucjonalne, jak i personalne)!? Istotna i nowa we współczesnych sieciach jest jednak nie tyle ich wielkość, stopień rozproszenia czy też złożoność struktur. Bodaj najważniejszą ich cechą jest… zaraźliwość. To dotyczy też idei, wartości, postaw. W świecie usieciowionym idee, czy też hasła rozprzestrzeniają się błyskawicznie, wręcz jak epidemia. Możemy się w tym kontekście zapytać, czy takie hasło, idea, jak „naród kaszubski” wywoła „reakcję zaraźliwą”? W sieci, w jakiej funkcjonujemy, nie tyle nie potrafimy tego kontrolować, ile raczej musimy założyć, że reakcję trudno przewidzieć. To jest jak z epidemią właśnie: nikt nie wie, jak ją kontrolować, choć daje się ją ograniczać, a w końcu czasami nawet pokonać (lub choćby ograniczyć albo zminimalizować skutki). Potrzeba struktur tworzących wartość dodaną ZKP musi się w tej zupełnie zmienionej sytuacji odnaleźć i zbudować (odbudować?) własną, skuteczną sieć kooperacji. Dokonać przeglądu struktur, inicjatyw, projektów, podmiotów – jednym słowem „odnóg” zrzeszeniowych i zastanowić się, czy i w jakim stopniu są one skuteczne we współczesnych realiach? Jakie winny realizować zadania i czy to, co robią, jest właściwą odpowiedzią na wyzwania, które przed nami stoją? A może potrzebne są nam nowe podmioty: edukacyjne? socjalne? ekologiczne? obywatelskie? strażnicze? Mamy tu też pozytywne doświadczenia, a najlepszym przykładem może być Instytut Kaszubski, który przyciągnął sporo ludzi. Ludzi, którzy nigdy w Zrzeszeniu nie byli, ale dzięki wejściu do Instytutu swoją pracą, swoim prestiżem coś dołożyli, wzmocnili nasze środowisko. Ten przykład pokazuje, że Zrzeszenie powinno tworzyć struk- tury, które tworzą wartość dodaną. Powinna moim zdaniem np. powstać jedna duża organizacja edukacyjna, aby nie dopuścić do rozproszenia pomysłów, ale także do sprzeczności interesów (np. wewnętrznej rywalizacji o deficytowe środki). Taka organizacja jest nam potrzebna, aby skupiać, tworzyć forum wymiany myśli, pomysłów, idei. Aby dawać wsparcie nauczycielom, ciągle przecież będącym pionierami edukacji kaszubskiej. Powinniśmy też zbudować taką sieć kooperacji ze środowiskiem dziennikarzy, muzealników, bibliotekarzy (kwestia przyszłości i kondycji książki kaszubskiej, czy szerzej: regionalnej, pomorskiej), muzyków (szerzej: artystów), ludzi biznesu. Sporo się tu już dzieje, ale trzeba nie tylko wykazywać chęć do współpracy, lecz także animować konkretne działania, być ich sprawcą, brać na siebie ciężar wykonawczy, a w ślad za tym także odpowiedzialność. Tymczasem jakże często ludzie z zewnątrz, z różnych środowisk i miejsc, mówią, że Zrzeszenie jest zamknięte, wsobne, skoncentrowane na sobie i swoich problemach. I jakże często mówią, że jesteśmy trudnym kooperantem. Funkcje Zrzeszenia Możemy powiedzieć, że autorytet Zrzeszenia w wymiarze lokalnym czy regionalnym wynika z tradycji, doświadczenia, dorobku, sprawności organizacyjnej, a jeszcze do niedawna z jasności celu – po prostu ludzie wiedzieli, po co jest Zrzeszenie. Od jakiegoś czasu mam wrażenie, że ta jasność celu się zamazuje. Jest rozbieżność między celami deklarowanymi a rzeczywistymi. Cele możemy rozpatrywać także przez pryzmat funkcji i dlatego trzeba na nowo przyjrzeć się funkcjom Zrzeszenia. Do tej pory patrzyliśmy głównie na funkcje wykonawcze: „Zrzeszenie (z)robi”. Ale w organizacjach sieciowych coraz bardziej liczy się: „inicjuje, animuje, kontroluje”, a nie tylko „przeprowadza” czy „wykonuje”. Wchodzimy w kooperację z różnymi organizacjami, podmiotami i tych kooperantów jest wielu, a przez to odpowiedzialność się rozmywa. Nasuwa się pytanie: czy za wszystko, co się dzieje na Kaszubach, możemy (musi- pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:47 Zrzeszenie, quo vadis? my) odpowiadać? Czy jesteśmy w stanie wszystko kontrolować? W kategoriach etycznych możemy powiedzieć: tak, za wszystko powinniśmy odpowiadać, bo czujemy się przecież zobowiązani do dbania o Kaszubów, ich los, miejsce na Pomorzu, tożsamość etc. Ale w kategoriach wykonawczych, pragmatycznych jest to bardzo trudne (o ile w ogóle wykonalne). Idee w sieci, sieci idei i wartości Przybyło nam nie tylko podmiotów, z którymi kooperujemy, ale też różnych idei. Funkcjonujemy na wysoce konkurencyjnym rynku idei! To już nie te czasy, gdy oferta ideowa, preferowane przez ZKP wartości i postawy były w świecie kaszubsko-pomorskim dominujące, jeśli nie jedyne. Dzisiaj także świat idei i wartości się spluralizował. Musimy więc i my dokonać przeglądu naszych oraz podjąć wysiłek budowania własnej sieci idei, wykorzystując nowe możliwości ich upowszechniania. Różnorodność struktur i idei jest również przejawem pluralizacji interesów. I my w tej nowej mozaice interesów musimy zdefiniować własny, organizacyjny, grupowy interes. To jest istotne, bo interes musi odpowiadać na społeczne oczekiwania, choć musimy też pamiętać o pewnej misyjności: my nie możemy tylko reagować na te oczekiwania. Naszym zadaniem jest kształtowanie postaw. Żeby jednak tak mogło być, musi być spełnione kilka warunków, przede wszystkim otwartość. Bez niej nie ma komunikacji, a bez komunikacji nie ma informacji zwrotnej. Gdy zamkniemy się we własnym kręgu, gdy będziemy się „gotować we własnym sosie”, gdy staniemy się „samocentryczni”, utracimy możliwość nie tylko odbierania informacji płynących z naszego środowiska, ale także umiejętność ich właściwego odczytywania i reagowania na nie. Już dziś należy pytać: czy dobrze rozpoznaliśmy zmiany, jakie w ostatnich latach zaszły na Kaszubach i Pomorzu? Czy wiemy, jak zmienił się świat wartości, postawy, oczekiwania, nastroje, aspiracje Kaszubów i Pomorzan? I czy nasza oferta im odpowiada? Czy ludzie różnych zawodów, pokoleń, doświadczeń życiowych, a także różnego pochodzenia znajdują Zrzeszenie, quo vadis? Na zdjęciu poczet sztandarowy partu z Jastarni. Fot. D.M. w programie i w działalności Zrzeszenia (i szerzej: całego ruchu kaszubsko-pomorskiego) ważne dla siebie, interesujące, atrakcyjne elementy? Czasami mam poważne wątpliwości… Myśląc o Zrzeszeniu, zadajmy sobie strategiczne pytanie: jakie dajemy produkty? My nie dajemy produktów w postaci imprezy, wydarzenia, przedsięwzięcia. To jest tylko środek. Naszym produktem są idee, wartości i postawy. A my czasami patrzymy na te produkty tylko przez pryzmat środków, które muszą do nich prowadzić. Idee mają znaczenie i słowa mają znaczenie. Nie możemy nimi manipulować. Odpowiadamy za kreowanie idei. Kto jest naszym odbiorcą? Na jakim rynku funkcjonujemy? Otóż na wspomnianym powyżej konkurencyjnym rynku idei, konkurencyjnym rynku wartości i konkurencyjnym rynku postaw. Jak się ludziom u nas nie spodoba, to mają tyle ofert dokoła… Kiedyś tak nie było. Teraz, zwłaszcza dla młodych ludzi, ofert jest niezwykle wiele. Mu musimy im dać jakiś atrakcyjny produkt. Jeśli ktoś myśli, że idea, która jest bardzo ostra, fundamentalistyczna musi być atrakcyjna, to się myli. Ona jest dysfunkcjonalna, bo konflikt prowadzi do dystansu: Nie chcę w tym uczestniczyć. Oczywiście, jest grupa ludzi, którzy za tym pójdą. Ale jakie mogą być konsekwencje ich działania? pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 15 Czy jeszcze zjednoczeni w idei? Oczywiście, nasuwa się jeszcze pytanie o styl działania. To jest bardzo ważne, bo liczy się nie tylko, co robimy, dla kogo robimy, ale i jak to robimy. Jako Zrzeszenie byliśmy identyfikowani, kojarzeni z pewnym stylem działania, z pewną jego formułą, którą można określić za pomocą kilku cech: otwartość, współpraca, refleksyjność, wzajemne mobilizowanie i wsparcie, opieka i… jedność (Zrzeszonëch naju nicht nie złómie). Co z tych cech pozostało do dziś? Co się stało choćby z tą ostatnią? Jest paradoksem, że im bardziej zaklina się jedność, tym mniej jej w praktyce życia. Im więcej „Jednoty”, tym mniej jedności… Gdy pisałem książkę o historii Zrzeszenia, ówczesny jego prezes zaproponował tytuł: „Zjednoczeni w idei”. Ładny, trafny, zgrabny. Dziś pytam: Prezesie, co z tego zostało? Gdzie jest to zjednoczenie w idei? Tak łatwo to odrzucić? To nie jest tylko kwestia wewnętrzna naszego środowiska. Funkcjonujemy bowiem na rynku aprobaty społecznej. A to jest bardzo ryzykowna, płynna i ulotna rzecz. Możemy łatwo przegapić moment, w którym ten element aprobaty społecznej zniknie. Pamiętajmy: bardzo długo trzeba działać i budować, aby aprobatę społeczną uzyskać. I bardzo szybko można ją utracić poprzez konflikty, pozorną rywalizację, wewnętrzne spory… Dokończenie artykułu w następnym numerze. 15 2012-05-02 10:36:47 w 90-lecie urodzin Kaszubska droga Franciszka Fenikowskiego (część 1) Życie i twórczość Franciszka Fenikowskiego, w tym jego związki z Kaszubami, morzem i Pomorzem, są wdzięcznym tematem, był to bowiem człowiek arcyciekawy, a jego bogata i różnorodna twórczość poetycka i pisarska jest godna najwyższego uznania. J ÓZ E F B O R Z YS Z KO W S K I O Fenikowskim napisano, co prawda, sporo*, ale wciąż daleko do pełniejszego ujęcia, zrozumienia i pełniejszej analizy jego twórczości. Będę zatem sięgać zarówno do własnej pamięci (poznałem pisarza w końcu lat 60. minionego wieku), jak i do fragmentów spuścizny przyjaciółki bohatera niniejszego tekstu, Marii Kowalewskiej (1921–2004), faktycznej dyrektorki Wydawnictwa Morskiego, w którym obok oficyn warszawskich (i wydawnictwa ZKP) Fenikowski publikował swoje powieści i tomiki poezji. Warto w tym miejscu dodać, że cała bogata spuścizna pisarza, poety i publicysty trafiła do Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie, gdzie wciąż czeka na wykorzystanie. Z Wielkopolski nad Bałtyk Franciszek Fenikowski urodził się 15 maja 1922 r. w Poznaniu jako syn Mariana, dra filologii klasycznej, profesora Gimnazjum św. Marii Magdaleny, i Zofii z Malkowskich (w latach panieńskich także nauczycielki). Wojna przerwała Franciszkowi naukę w tymże najsłynniejszym poznańskim gimnazjum. Wówczas to, pracując, zdobył doświadczenie robotnika, kreślarza, mierniczego, biuralisty. Kontynuował naukę dzięki pomocy ojca, do czasów jego aresztowa n ia przez gestapo, a potem uczył się sam. Dzięki temu w 1945 r. mógł zdać maturę i podjąć studia polonistyczne na Uniwersytecie Poznańskim, zwieńczone trzy lata później magisterium na podstawie pracy o mo16 pomerania_maj_2012.indd 16 tywach morskich w poezji Adama Mickiewicza. Tuż po studiach przyjechał do Gdyni, zamieszkał w Orłowie i podjął pracę jako kierownik działu literackiego w „Dzienniku Bałtyckim”, był też redaktorem jego dodatku „Rejsy”. Do 1955 r., kiedy to przeszedł na rentę inwalidzką, łączył pracę dziennikarską i literacką z intensywną działalnością społeczną. Później, nie stroniąc także od tej ostatniej, skupił się na twórczości literackiej i podróżach po świecie, z których wracał z nowymi pomysłami książek i z wierszami. Pisał bardzo wiele, wiele też jego dzieł wydawano. Utwory Fenikowskiego można było znaleźć w programach szkolnych. Współpracował z radiem i filmem. W roku 1970 zamieszkał na gdańskim Przymorzu. W 1976 ożenił się z Ireną z Hozakowskich Orzechowską, mieszkającą w Warszawie, dokąd się przeniósł, nie zrywając jednak kontaktów z Kaszubami i Gdańskiem. Zmarł 15 grudnia 1982 r. w Warszawie; pochowany został na cmentarzu parafii św. Katarzyny na Służewcu. Na początku było Oksywie Wróćmy do początków kaszubskiej drogi Franciszka Fenikowskiego. Przedstawienie jej całej to zadanie na osobną monografię. Idąc na skróty, trzeba wybrać jedną z trzech możliwości: 1. odkrywać ślady poetyckie, 2. skupić się na prozie lub 3. omówić reportaże. Wybieram poezję, nie odżegnując się od pozostałych rodzajów jego twórczości. Jako literat Fenikowski debiutował w 1951 r. tomikiem Lewy brzeg i powieścią o Stoczni Gdańskiej Zakręt Pięciu Gwizdków. Już od pierwszej książki w centrum jego zainteresowania jako poety i pisarza, a także dziennikarza-reportażysty i publicysty, znalazły się Kaszuby, morze i Pomorze z Gdynią i Gdańskiem. Jego pierwszy tom publicystyki, nieco socrealistyczny (wyd. w 1953 r. przez oficynę Czytelnik), nosi tytuł Przymorze, a powstawał „powoli w latach 1948–1953 podczas moich włóczęg reporterskich i podróży autorskich po tym skrawku ziemi, który rozciąga się nad Bałtykiem, między Fromborkiem a Świnoujściem” – jak napisał Fenikowski w Przedsłowiu. W zbiorze zwracają uwagę następujące tytuły: „Miasto bez pomników”, „Nad Motławą leżą Pompeje” i „Dwie twarze miasta Trzygłowa”. W tomie Morze u poetów, opracowanym przez Zbigniewa Jankowskiego (ukazał się w Wydawnictwie Morskim w 1977 r.) m.in. znajdziemy tekst Franciszka Fenikowskiego pt. „Uchwyt morza”, w którym wspominając rodzinne strony, wyjaśnił też, jak zaczęła się pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:47 w 90-lecie urodzin jego miłość do Pomorza: „I pozostałbym chyba wierny tej krainie przydrożnych wierzb, kominów cukrowni, poczerniałych od deszczu wiatraków, romańskich kościołów Strzelna, Inowrocławia, Kruszwicy – gdyby nie to, że kiedy ukończyłem drugi rok życia, znalazłem się w pełni pogodnego lata (1924 r.) na Oksywiu. Nie było jeszcze wtedy gdyńskich kamienic ani gdyńskiego portu. Na strzechach rybackich checz wiły gniazda bociany, po Starowiejskiej wałęsały się łaciate kozy, a tamtędy, gdzie dziś cumuje »Batory«, wiodła przez mokradła Chylonki grząska drożyna, owiewana przez wiatry tumanami strądowego piachu, ku gliniastym urwiskom »Wysokiego Kraju«. Zamieszkaliśmy właśnie tam, opodal sędziwego kościółka księcia Świętopełka, najstarszej świątyni na kaszubskim brzegu, w ceglastym domku Pani Borny, wdowy po rybaku, który utonął w czasie któregoś z połowów (…)”. Przywołując z pamięci tamte i kolejne pobyty na wybrzeżu oraz powrót w te strony po studiach, stwierdził: „Krótko mówiąc: zakochałem się bez reszty w kaszubskim przyczółku naszego kraju. Prawie wszystko, co wyszło spod mojego pióra, poświęcone jest morzu i Pomorzu. Kiedy kończę ten wypad w przeszłość, mewi wiatr po dawnemu szumi za oknem mej pracowni. Może kiedyś, po tylokrotnych próbach, uda mi się wreszcie uwięzić w słowie ten poszum, który po raz pierwszy niemal pół wieku temu zafascynował mnie na gołogórach wybiegającego w morze Oksywia”. A zatem Na początku było Oksywie i nie jest to tylko tytuł wiersza i tomiku, opublikowanego w 1978 r. przez oficynę wydawniczą ZKP (przygotowanego do druku przez Wojciecha Kiedrowskiego). W przywołanym tu zbiorku znajdziemy wiersze poświęcone wielu miejscom i miejscowościom z kaszubskiej drogi poety. Kilka tych utworów (w tym ten, który dał tomikowi tytuł) dotyczy Gdyni. Między nimi jest jeszcze jeden poświęcony Oksywiu pt. „Stary cmentarz oksywski”. To cmentarz, na którym obok kaszubskiego króla, Antoniego Abrahama, spoczęły w 1986 r. prochy wielkopolanina Bernarda Chrzanowskiego, który Poruszył wiatr od morza, a którego działalność, promocję morza i Kaszubów wśród Polaków, kontynuował Fenikowski. A oto tytuły innych gdyńskich wierszy poety: „Miasto w dolinie”, „Narodziny miasta”, „Na trawersie Orłowa”, „Echo”, „Na przystanku w Orłowie”, „Hak Kacewski”, „Światła Gdyni”. W wierszach Fenikowskiego pojawiają się kaszubskie zwyczaje (np. „Ballada o kaszubskich kolędnikach”, „Sobótki nad wielkimi wodami ”, „Zaduszki”), baśnie i legendy, miasta i wsie, np. Wielka Wieś w utworach „Pusta noc” i „Władysławowo”, Chmielno w „Balladzie o złotych drzwiach”, Kościerzyna w „Balladzie o kościerskim Judaszu”. Inne kaszubskie utwory to „Pomorska brzezina”, „Jeziorny krzyż” (o wdzydzkich jeziorach), „Piaśnica”, „Piaśnickie lasy”, „Kłusownicza noc”, „Kaszubskie zawilce”, „Żelazny wilk”, „Stara panna w puckim przytułku św. Jerzego” czy „Odpust w świętym Wejherowie”. A oto ten ostatni: Chorągwie w złotym kurzu. Wrzaskliwe stragany. Z trąb ochrypłych gardzieli marsz ku niebu dymi. Z tłumu patrzy Syn Cieśli, w mrowiu zabłąkany: Blaszane koguciki kupują pielgrzymi. Cóż, że znów dokonała się zbrodnia nieludzka, że na rojne miasteczko padł wielki cień krzyża? Umył już ręce Piłat – pan starosta z Pucka. Lud powraca do domów. Wietrzna noc się zbliża. W tę noc pod stację Męki przychodzą umarli, ślepi na blask krzyża, na poszum drzew głusi… Kto za życia nie obszedł kaszubskiej kalwarii, ten po śmierci na klęczkach obchodzić ją musi. Wśród wierszy z tomu Na początku było Oksywie uwagę zwracają również te, które dotyczą kraju ewangelickich Kaszubów zwanych Słowińcami: „Cmentarz w słowińskim kącie”, „Z miasteczka nad Łebą”, „Wędrujące wydmy”, „Nad Łebskim Jeziorem”. Są w zbiorku także „Słupskie impresje” i „Maszkary na świątyni św. Piotra i Pawła w Szczecinie”, które widziały wiele, także „Ostatniego pogrzeb Gryfity”. Już w jednym z pierwszych tomików poety odnajdujemy wiersze, które świadczą o poznaniu przez Fenikowskiego nie tylko tradycji i historii, ale pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 17 też symboli i mitów Kaszubów, dla których ojczyzną jest Wielkie Pomorze – „Od Gduńska tu, jaż do Rostoczi (a przynajmniej Strzałowa) bróm”. W tomiku Statek błaznów (Wydawnictwo Morskie, 1959) zwracają uwagę utwory zatytułowane „Stralsund”, „Arkona” i „Barwa rugijskiego morza”, obecne także w innych zbiorach (są w nim też „Freski w refektarzu stralsundzkiego klasztoru świętej Katarzyny”, „Stralsundzkie scherzo”, „Modlitwa wieczorna przed płaskorzeźbą na helskiej gospodzie” z 1954 r. oraz „Pod Redłowską Kępą”). Powstały one podczas wędrówek poety po Wielkim Pomorzu, także Przednim, zwanym też Zaodrzańskim, podejmowanych niejako w duchu idei i śladami Aleksandra Majkowskiego. Dostrzegając wiedzę Fenikowskiego o kraju, historii, literaturze, obrzędach i kulturze Kaszubów, nie zapominajmy o jego równie dobrej znajomości historii, literatury i kultury polskiej oraz antycznej. Wystarczy sięgnąć po jego tomik wierszy pt. Wlazł kotek na płotek czyli poezja polska w przekroju (Wydawnictwo Morskie, 1960). Dokończenie w następnym numerze. *Wykaz prac poświęconych F. Fenikowskiemu opublikujemy w drugiej części tego artykułu. 17 2012-05-02 10:36:48 z historii gdańskiej prasy Gazeta ogłoszeniowa Godziny otwarcia bram miejskich, anonse o kursie języka kurlandzkiego lub o wolnej krypcie w pobliżu ołtarza… Pismo „Danziger Erfahrungen” (Gdańskie Doświadczenia) informowało o najdrobniejszych sprawach ważnych dla mieszkańców nadmotławskiego miasta. Było jednym z najdłużej wydawanych tytułów prasowych w Gdańsku. Założone w roku 1739, pod różnymi nazwami ukazywało się aż do 1921. Dr Piotr Paluchowski z „Danziger Erfahrungen”. 18 pomerania_maj_2012.indd 18 pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:48 z historii gdańskiej prasy M A R E K A DA M KO W I C Z Dziejami czasopisma zainteresował się Piotr Paluchowski z Muzeum Historycznego Miasta Gdańska, który losom tego periodyku poświęcił swoją rozprawę doktorską (jej promotorem był prof. Edmund Kizik). W badaniach skoncentrował się na czasach poprzedzających zajęcie Gdańska przez Prusy w 1793 r. Chociaż to „tylko” pół wieku z blisko dwustuletniej historii gazety, jednak ciekawostek z życia dawnych gdańszczan nie brakowało. Papierowe dziecko Hanowa Twórcą „Gdańskich Doświadczeń” był Michael Christoph Hanow (1695– 1773), postać nietuzinkowa, a zarazem charakterystyczna dla XVIII-wiecznego Gdańska: oświecony mieszczanin, którego pasją była nauka. Poświęcał się jej jako profesor gdańskiego Gimnazjum Akademickiego i bibliotekarz Biblioteki Rady Miasta – poprzedniczki Biblioteki Gdańskiej Polskiej Akademii Nauk. Hanow należał do grona założycieli Towarzystwa Przyrodniczego, w którym działał obok tak wybitnych uczonych, jak fizyk Daniel Gralath czy lekarz Nataniel Mateusz Wolf. Zamierzeniem Hanowa było wydawanie czasopisma popularyzującego wiedzę – opowiada Piotr Paluchowski. Okazało się jednak, że tytuł, w którym są wyłącznie informacje naukowe, nie przyciągnie zbyt wielu czytelników, a tym samym pismo nie będzie w stanie się utrzymać. Stąd pojawiła się konieczność, by obok „poważnych” artykułów ukazywały się też ogłoszenia płatne. Pomysł wypalił, tyle że z czasem to wiadomości naukowe stanowiły dodatek do anonsów. Według szacunków dr Paluchowskiego pomiędzy rokiem 1739 a 1793 ukazało się ok. 35 tys. ogłoszeń. Rocznie było ich od tysiąca do 3,5 tys., najwięcej w latach 70. XVIII w. Te liczby wskazują jeśli nie na rozpowszechnioną wśród gdańszczan umiejętność czytania, to przynajmniej na świadomość znaczenia prasy w przekazywaniu ofert potencjalnym odbiorcom. Ogłoszenia u drukarza Nie wiadomo, jak w pierwszych dziesięcioleciach istnienia czasopisma funkcjonowała redakcja. Prawdopo- dobnie częścią merytoryczną zajmował się Hanow (oraz jego następcy: Christian Sendel i Gottfried Reyger), natomiast ogłoszenia przyjmował drukarz. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że „Gdańskie Doświadczenia”, jak również tytuły będące kontynuacją tego pisma, drukowano w znanych oficynach, m.in. Thomasa Johanna Scheibera na ul. Rzeźnickiej i Daniela Ludwiga Wedla na Piwnej. Częstotliwość wydawania periodyku była zmienna. Zrazu ukazywał się jako miesięcznik, potem wychodził raz na tydzień, a następnie dwa razy w tygodniu. Równolegle ewoluował układ czasopisma, a ogłoszenia pogrupowano w rubryki. Stałym elementem gazety były informacje użytkowe. Na przykład podawano temperaturę powietrza w obowiązującej wówczas skali Réaumura, głębokość Wisły przy ujściu czy godziny otwarcia bram miejskich – mówi Piotr Paluchowski. Nie były to rzeczy umieszczane po to, by zapełnić strony, ale informacje istotne, od których zależało funkcjonowanie gdańskiej społeczności. Godzin otwarcia i zamknięcia bram przestrzegano tak skrupulatnie, że osoby, które nie zdążyły dostać się do miasta o ustalonej porze, musiały nocować w którejś z gospód znajdujących się przed wałami – wyjaśnia historyk. Z czasem dostęp do Gdańska znacznie się poprawił. W latach 40. XIX w. bramy: Oliwską, Nowych Ogrodów, Peterszawską (na Zaroślaku – dop. MA) i Długich Ogrodów zamykano dopiero o godz. 11 wieczorem, ale można było uzyskać prawo przejścia przez nie na podstawie karty bramnej wydawanej na rok przez królewskiego gubernatora. Co więcej, bramy Wyżynna i Świętego Jakuba były otwarte przez całą noc. Z bramami wiążą się dane na temat osób odwiedzających miasto. Ich nazwiska podawano wraz z wymienieniem miejsca, przez które wjechały do Gdańska, niekiedy również zamieszczany był adres, pod którym się zatrzymały. Dotyczyło to, rzecz jasna, co znamienitszych osobistości. Kurlandzki dla początkujących Obok wiadomości ważnych dla ogółu, ukazywały się anonse skierowane do indywidualnego odbiorcy. Zakres tematyczny tych ogłoszeń był w zasadzie porównywalny z tym, co pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 19 znajdujemy we współczesnych gazetach. Były to więc informacje o rzeczach zgubionych i znalezionych oraz o osobach poszukujących pracy, a także oferty różnych fachowców. Proponowali oni np. naukę baletu, matematyki, historii, prowadzenia ksiąg rachunkowych czy jazdy konnej. W nader szerokim wyborze można było zgłębiać języki obce. Na zainteresowanych czekali nauczyciele m.in. francuskiego, polskiego, rosyjskiego, jidysz, łaciny, nadto duńskiego, norweskiego, a nawet kurlandzkiego (dziś już wymarłego). Jako swoistą ciekawostkę można natomiast potraktować zachętę do nauki fechtunku, którą proponował… mistrz krawiecki z ul. Ogarnej. W XVIII wieku umiejętność władania bronią białą nie była dla gdańszczan ekstrawagancją, lecz koniecznością. W razie zagrożenia miasta mieszczanie mieli obowiązek stawania do jego obrony. Tak zresztą się stało w czasie oblężenia w 1734 roku – przypomina dr Paluchowski. Poczesne miejsce na łamach zajmowały sprawy majątkowe. Podawano ceny zbóż i rozmaitych produktów. Także weksli, które w owym czasie odgrywały ważną rolę na rynku finansowym. Wekslami handlowano mniej więcej tak, jak dzisiaj obraca się wierzytelnościami. Miały swoje notowania, można więc było na nich zarobić, ale też stracić. Wszystko zależało od bieżących kursów w bankach Hamburga czy Amsterdamu – wyjaśnia historyk. Okazję do zrobienia dobrego interesu dawał oczywiście rynek nieruchomości, stąd obecność ogłoszeń o sprzedaży gruntów, domów, wiejskich posiadłości. Nie ograniczały się one do krótkiego opisu, lecz zawierały również szczegółowe wyliczenie inwentarza. Czytanie listy sztućców, kotar i dywanów znajdujących się w sprzedawanym domu może i było mało porywające, ale potencjalny nabywca miał przynajmniej pewność, że nie kupuje kota w worku. Dobre opisanie zbywanej nieruchomości mogło się okazać kluczem do sukcesu. Było więc poniekąd reklamą. Reklamę w pełnym tego słowa znaczeniu stanowiły natomiast zachęty do odwiedzania kawiarni. Jak przypomina znawca dziejów Gdańska, Andrzej Januszajtis, nadmotławskie miasto było jednym z pierwszych w Rzeczypospolitej, którego mieszkań19 2012-05-02 10:36:48 z historii gdańskiej prasy cy rozsmakowali się w kawie. W 1634 r. sprowadzono ją tutaj morzem za sumę porównywalną z ówczesnym budżetem Krakowa! Natomiast kawiarnie publiczne istniały w Gdańsku już w 1697 r. Niektóre kafehauzy, jak je nazywano, oferowały nie tylko „małą czarną”, ale też nowinkę w postaci bilardu. Innego rodzaju atrakcją była możliwość podziwiania ogrodowych iluminacji. Kryptę tanio sprzedam W anonsach nie zapominano o sprawach ostatecznych. Tak bowiem należy traktować chociażby propozycje wykupu miejsca pochówku w kościelnej krypcie. Zwyczaj grzebania zmarłych w świątyni utrzymywał się w Gdańsku do początku XIX w. Został zakazany przez Kodeks Napoleona, który w Wolnym Mieście wprowadzono w 1808 r. Wśród tego rodzaju ogłoszeń jest informacja z 1792 r., że miejsce w krypcie kościoła Mariackiego można było wykupić, zgłaszając się do organisty Johanna Syntowskiego. Nawet w interesie pogrzebowym dawały o sobie znać prawa podaży i popytu – zauważa Piotr Paluchowski. Świad- czy o tym chociażby anons o sprzedaży miejsca pochówku w kościele św. Elżbiety. Pomimo atrakcyjnej lokalizacji, blisko ołtarza, stosowne ogłoszenie ukazywało się przez ponad rok. Widać cena, jakiej żądano, była wygórowana… Wydaje się, że zasada, na jakiej kształtowały się ceny za grobowiec, była prosta. Im bliżej ołtarza, tym trzeba było zapłacić więcej. Tam, gdzie są zmarli, bywają i spadkobiercy. W ówczesnych realiach ich znalezienie nie zawsze było proste. Ludzie zakładali rodziny, przenosili się do innego miasta i słuch po nich przepadał. Majątek zmarłych gdańszczan, po który nikt się nie zgłosił, przechodził na rzecz „skarbu państwa”, czyli miasta. Potem był licytowany. Pod przysłowiowy młotek szły też rzeczy należące do dłużników czy osób skazanych na karę śmierci. Tego rodzaju aukcje zwyczajowo odbywały się przed Dworem Artusa. Dzięki informacji w gazecie ogłoszeniowej wiemy m.in. o licytacji przedmiotów należących do opata klasztoru w Oliwie Jacka Rybińskiego – mówi historyk. 29 czerwca 1782 roku w Starych Szkotach wystawiono na sprzedaż należącą do niego trzyosobową karetę oraz uprząż dla koni. Ciemna strona miasta Lektura czasopisma dowodzi, że w Gdańsku mieszkali nie tylko cnotliwi obywatele, ale że miasto miało też swoją ciemną stronę. Na łamach nie brakuje bowiem informacji o kradzieżach, rozbojach, oszustwach. Ich dopełnieniem są opisy rzeczy utraconych w wyniku przestępstwa, wraz z podaniem charakterystycznych cech danego przedmiotu. Łupem złodziei zazwyczaj padało wyposażenie domów – od wyrobów ze srebra po okienne zasłony. Niekiedy dochodziło do przestępstw cokolwiek komicznych, bo jakże się nie uśmiechnąć, czytając o słudze, który okradł swego chlebodawcę ze znacznej sumy pieniędzy, po czym wsiadł w gdańskim porcie na statek płynący w okolice dzisiejszej Gwatemali. Jednostka podobno nazywała się… Fortuna. Tytuły, pod jakimi ukazywała się gdańska gazeta ogłoszeniowa do czasu zagarnięcia Gdańska przez Prusy: 1739–1742 „Danziger Erfahrungen” (Gdańskie Doświadczenia), 1743 „Wiedervereinigter Danziger Erfahrungen” (Połączone Gdańskie Doświadczenia), 1744–1745 „Nützlicher Danziger Erfahrungen” (Przydatne Gdańskie Doświadczenia), 1746–1748 „Zum gemeinen Nutzen eingerichteter Danziger Erfahrungen” (Dla Wspólnych Korzyści Wyposażone Gdańskie Doświadczenia), 1749–1751 „Danziger Nachrichten, nebst gelehrten Anmerkungen allerey nützlicher Dinge und Seltenheiten” (Gdańskie Informacje wraz z Wszelkiego Rodzaju Przydatnymi Rzeczami i Ciekawostkami), 1752–17540 „Danziger Nachrichten, Erfahrungen und Erläuterungen allerey nützlicher Dinge und Seltenheiten” (Gdańskie Informacje, Doświadczenia i Wyjaśnienia Wszelkiego Rodzaju Przydatnych Rzeczy i Ciekawostek), 1758–1793 „Wöchentliche Danziger Anzeigen und dienliche Nachrichten” (Tygodniowe Gdańskie Ogłoszenia i Istotne Wiadomości). 20 pomerania_maj_2012.indd 20 pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:49 pomorskie historie Kaszubski renegat? Antoni Tatuliński był posłem na Sejm II RP (2. kadencji) wybranym w okręgu gdyńskim z listy mniejszości niemieckiej. Z powodu polsko brzmiącego nazwiska, polskich przodków, mieszkania w kaszubskim środowisku, biegłej znajomości języka polskiego i kaszubskiego zarówno w polskich źródłach międzywojennych, jak i we współczesnych opracowaniach historycznych jest nazywany „polskim renegatem” bądź „kaszubskim renegatem”. B O G U S Ł AW B R E Z A Urodził się 2 marca 1869 r. w Krotoszynie w powiecie lubawskim, jako syn Bartłomieja i Katarzyny z d. Krajewskiej. Po ukończeniu seminarium nauczycielskiego w Grudziądzu, od 1893 był nauczycielem i kierownikiem szkoły powszechnej w Lini w powiecie wejherowskim. W tej miejscowości miał też duże gospodarstwo rolne oraz próbował prowadzić różnorodną działalność gospodarczą. W okresie zaboru sprawował funkcję wójta. W międzywojennych sprawozdaniach władz administracyjnych oraz policji zaznaczano, że przed powrotem Pomorza do Polski w 1920 r. prowadził działania „germanizacyjne”, chociaż nie precyzowano, na czym miały one polegać. W międzywojniu był już emerytowanym nauczycielem, co może sugerować, że polskie władze obawiały się jego negatywnego wpływu na miejscowych uczniów i nie pozwoliły, by nadal pracował w szkolnictwie. Stale też go podejrzewały o sprzyjanie Niemcom, „germanofilizm”. Mimo to udzielał się w kilku polskich organizacjach, szczególnie w Towarzystwie Powstańców i Wojaków. Wchodził w skład organów samorządowych na poziomie gminnym i powiatowym. Kiedy w roku 1928 został posłem reprezentującym mniejszość niemiecką, zablokowano jednak jego wniosek (i jego syna) o wstąpienie do polskiego kółka rolniczego, odbierając to jako próbę infiltracji i rozbicia polskiej organizacji przez mniejszość niemiecką. Osądy, plotki i podejrzenia Z żoną Augustyną, z domu Szlas, miał dwóch synów: Alfonsa i Artura. Warto o tym wspomnieć, bo według opinii policji częstym gościem Tatulińskich był znany pisarz i działacz kaszubski Aleksander Labuda, który w połowie lat dwudziestych ubiegłego wieku (po ukończeniu kościerskiego seminarium nauczycielskiego) został zatrudniony w szkole w Lini. Dało to powód do sformułowania ciekawego policyjnego osądu stosunku mieszkańców tej wsi do Antoniego Tatuliń- pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 21 skiego i A. Labudy. Tego pierwszego podobno nie lubiano, „ponieważ był za czasów niemieckich germanizatorem”. Natomiast A. Labuda był „bardzo poważany” i cieszył się sympatią całej ludności, gdyż był „rodowitym Kaszubą, przejmującym się bardzo badaniem, pochodzeniem itd. ludu kaszubskiego”. Szczególne więzy miały łączyć Labudę z Arturem Tatulińskim, mieli współpracować ze sobą we władzach polskich organizacji społecznych i... wspólnie odwiedzać okoliczne karczmy. Wśród plotek o ich współdziałaniu była i taka, że z grupą innych osób zamierzali zbrojnie doprowadzić do włączenia do Polski znajdujących się wówczas w granicach Niemiec „ziem kaszubskich po Słupsk”. W tym celu m.in. zabiegali o broń. Cała ta sprawa wywołała zaniepokojenie polskich instytucji, które łączyły ją m.in. z podejrzeniami wobec strony niemieckiej o dążenie do stworzenia oddzielnego państwa kaszubskiego i z przeciwstawianiem się ludności kaszubskiej nowej władzy po zamachu majowym z 1926 r. Na pewno współdziałanie 21 2012-05-02 10:36:49 pomorskie historie nie tylko – na rzecz organizacji mniejszości niemieckiej i ich członków. W kolejnych wyborach parlamentarnych z 1930 r. Tatuliński został aresztowany pod zarzutem uprawiania „podstępnej” propagandy. Podejrzewano go też – prawdopodobnie zasadnie – o działalność szpiegowską na rzecz Niemiec. Nie wszczęto jednak wobec niego postępowania, lecz przymuszono go do rezygnacji z kariery politycznej i opuszczenia Polski. Schronił się na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Labudy z Arturem Tatulińskim było krótkotrwałe i omal – z nieznanych do końca przyczyn – nie skończyło się pojedynkiem. Wyraźnym potwierdzeniem rozdźwięków między nimi były donosy Aleksandra Labudy na niedawnego współpracownika, w których wykazywał jego podejrzane kontakty z Niemcami z drugiej strony granicy, liczącymi na wkroczenie wojsk niemieckich na Pomorze i ponowne włączenie go do Rzeszy. Niemiecki poseł z polskiego sejmu Kandydowanie Antoniego Tatulińskiego na posła z poparcia mniejszości niemieckiej wywołało prawdziwą burzę. Właściwie w powszechnej, oficjalnej opinii polskiego (kaszubskiego) społeczeństwa i polskich władz zostało to odebrane jako synonim zdrady narodowej, zaprzedania się obcym. Prawie każdy jego wiec przedwyborczy i inne przejawy agitacji spotykały się z natychmiastową ripostą. Niektóre 22 pomerania_maj_2012.indd 22 z jego spotkań wyborczych musiano przerwać, zbyt dużo bowiem było na nich zdeklarowanych przeciwników jego politycznej postawy. Mocno piętnowano – rzeczywiste i urojone – bezprawne i nieetyczne sposoby pozyskiwania przez niego zwolenników, w tym przypadki ich wspierania finansowego, częstowania wódką itp. Policja odnotowywała wszystkie osoby narodowości polskiej (kaszubskiej), o których się dowiedziała, że głosowały na „renegata”. Wśród publicznie krytykujących postawę A. Tatulińskiego – co warto zaznaczyć – był też Stefan Dąbrowski z pobliskiego Wielkiego Donimierza, pierwszy polski starosta wejherowski z 1920 r., również poseł na Sejm. Jako niemiecki poseł z polskiego sejmu A. Tatuliński dał się mocno we znaki polskim urzędnikom z terenu Kaszub, podejmując interwencje w wielu sprawach lokalnych w licznych urzędach, szczególnie – chociaż Okupacyjny wójt Lini W czasie okupacji na stałe wrócił do Lini. Nowe hitlerowskie władze musiały mieć do niego zaufanie i były pewne, że będzie realizował ich politykę, skoro powołały go ponownie na stanowisko wójta tej wsi. W 1942 r. wstąpił – jak podaje Czesław Brzoza, autor jego krótkiego biogramu – do NSDAP. W tym kontekście nie dziwi, że historycy przyjmowali, że w 1945 r., tak jak inne osoby sprawujące w czasie okupacji urząd wójta na Kaszubach, w obawie przed odpowiedzialnością za współudział w nazistowskich zbrodniach zbiegł on do Niemiec. Podawano jedynie różne informacje o tym, kiedy w nich zmarł. Otóż nie! Jeszcze co najmniej w roku 1948 był w Polsce i mieszkał w Lini. Mimo swojej przeszłości był na tyle mocno przekonany, że w niczym nie uchybił Polsce i Polakom (Kaszubom), że podjął walkę o prawo do pozostania w naszym kraju wraz z całym swoim majątkiem. „Człowiek tutejszy”? W roku 1948 toczyło się przeciwko niemu postępowanie za działanie na szkodę państwa polskiego i przynależność do faszystowskich organizacji. W jego trakcie złożył interesujące zeznania. Według nich nigdy nie czuł się Niemcem, lecz „człowiekiem tutejszym”. Zgodził się kandydować na posła z ramienia mniejszości niemieckiej w tajnym porozumieniu ze S. Dąbrowskim, kandydatem z polskiej listy: „szło nam o to, aby ułożyć stosunki między ludnością polską a niemiecką na terenie powiatu morskiego w taki sposób, by nie ucierpiała polska racja stanu”. Mógł tak spokojnie mówić, gdyż zweryfikowanie jego wersji wydarzeń było pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:49 pomorskie historie niemożliwe: Dąbrowski od trzech lat nie żył. Z satysfakcją podnosił, że głosowali na niego nie tylko Niemcy, ale też – i to według niego w większości – Kaszubi, czyli uznali go za bardziej swojego od wielu kandydatów z polskich list wyborczych. Ponadto podawał wiele przykładów pomocy, jakiej jakoby udzielał Polakom (Kaszubom). Wszystkie te informacje Antoniego Tatulińskiego łatwo można by uznać za celowe fałszowanie przeszłości, by przedstawić siebie w korzystnym świetle przed polskimi organami ścigania. Dlatego trzeba przywołać także inne dane. W 1948 r. Tatuliński nadal był obywatelem polskim, w przeciwieństwie do ogromnej większości Niemców i osób narodowości polskiej, które nagannie zachowywały się w czasie okupacji. Innymi słowy, organy polskich instytucji potwierdziły jego polskość (kaszubskość?), a przez to i poprawne zachowanie podczas okupacji. Więcej, udało mu się nawet doprowadzić do sądowego zwolnienia spod zajęcia swojego majątku (majątki Niemców i osób, które podczas wojny odstąpiły od polskiej narodowości, konfiskowano). Przedłożył też kilkanaście oświadczeń Kaszubów, że pomagał im podczas okupacji. Ponadto autorzy opracowań o okupacyjnych dziejach Kościoła katolickiego w powiecie wejherowskim wspominają o hitlerowskim wójcie Lini, który w przemyślny sposób uratował podczas wojny lińską plebanię przed przeznaczeniem jej na służbowe mieszkanie dla komendanta nazistowskiej żandarmerii. Mianowicie, doradził miejscowemu proboszczowi, by rozlał w niektórych pomieszczeniach gnojówkę. W ten sposób ówcześni decydenci uznali, że budynek ten „nie nadaje się do zamieszkania przez Niemca”. „Drugie dno” ocen i sporów Opisane przejawy działalności A. Tatulińskiego pokazują, jak trudno o jednoznaczną ocenę postaw po- szczególnych osób nie tylko w ekstremalnych sytuacjach, szczególnie na mieszanym narodowościowo obszarze Kaszub. Jednocześnie przejrzane przeze mnie dokumenty pośrednio ukazują też „drugie dno” niektórych powojennych sporów o właściwe zachowanie się danych ludzi podczas okupacji hitlerowskiej. Można bowiem odnieść wrażenie, że w toczącym się postępowaniu Tatulińskiemu nie tyle zależało na tym, by ochronić dobre imię i móc pozostać w Polsce, ile na tym, żeby zachować majątek w Lini, który w wypadku przegranej podlegałby konfiskacie. Ale wśród osób, które wykazywały jego antypolską, nieludzką wręcz postawę i podawały liczne jej przykłady, zwraca uwagę pewna zbieżność. Otóż wygląda na to, że jego najwięksi krytycy byli też najbardziej osobiście zainteresowani przejęciem jego pozostającego w Polsce majątku. No cóż. I niech mi ktoś powie, że historia nie jest ciekawa i wciągająca! - zakupach bez wychodzenia z domu. w godzinach od 9.00 do 15.00 pod adresem e-mail: [email protected] pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 23 23 2012-05-02 10:36:50 kaszubskie rośliny Swojskie nazwy Bogactwo form geologicznych, obfitość jezior i cieków wodnych na Pojezierzu Kaszubskim sprawiają, że szata roślinna na tym obszarze jest urozmaicona. Zachowanie się w naszej krainie różnorodnych siedlisk umożliwiło przetrwanie wielu rzadkim gatunkom przyrodniczym, w tym reliktowym. Dokładnej liczby występujących tu roślin nie znamy, można jednak przyjąć, że flora obejmuje około 1500 gatunków, a nad samym Jarem Raduni koło Babiego Dołu jest ich prawie 550. W rejonie kartuskim nagromadziło się, co rzadko sobie uprzytamniamy, wiele gatunków i zbiorowisk roślin o charakterze podgórsko-górskim, a jednocześnie nie ma w nim roślin ciepłolubnych. Ta silna indywidualność geobotaniczna sprawia, że okolice Kartuz są przyrodniczo jednostką jakby samodzielną, wyraźnie różniącą się od reszty Pomorza i oczywiście od obszaru Polski nizinnej. Flora Pojezierza Kaszubskiego odznacza się wieloma swoistymi cechami, co nie oznacza, że takie same rośliny nie występują w innych regionach. Kilka z nich nosi jednak nazwę związaną z naszą ziemią, m.in. wyka kaszubska, jaskier kaszubski i goździk zwany kartuzkiem. Na te rośliny często można się natknąć na naszych łąkach i w lasach. Zwięzły opis morfologiczny ułatwi nam ich rozpoznanie. Mogą też stać się ozdobą niejednego zielnika. Wyka kaszubska (Vicia cassubica L.) Jaskier kaszubski (Ranunculus cassubicus L.) Goździk kartuzek (Dianthus carthusianorum L.) Roślina względnie ciepłolubna, będąca reliktem postglacjalnym. Osiąga wysokość od 20 do 40 cm, skąpoowłosiona lub naga. Liście nerkowato-okrągławe. Kwiaty mają 1,5–2,5 cm średnicy; płatki są złocistożółte, zwykle bywa ich pięć. Jaskier w wielu swoich odmianach jest odnotowany w słownictwie kaszubskim. Jaskier to: maselnik, bolëòczë, jaskier żółty to gapinóżka, polny – żôłtczi, rozłogowy – jastrownik albo złocëńc. Siedliskiem jaskra kaszubskiego są lasy liściaste. W Bieszczadach Zachodnich rośnie nawet na wysokości 850 m n.p.m.. To roślina ozdobna. Została wprowadzona do naukowej systematyki roślinnej w XVIII wieku dzięki badaniom Jana i Fryderyka, mnichów kartuzów, którzy byli przyrodnikami. Kwiaty tej ładnej rośliny skupione są w zbitych główkowatych wierzchołkach, cylindryczny kielich złożony jest z pięciu purpurowych działek. Siedliskiem goździka kartuzka są suche lasy i łąki, piaski i skałki. Rośnie w Europie Środkowej i Południowej oraz w Azji Mniejszej. Nieliczne odmiany można spotkać w rejonie alpejskim, do wysokości 2400 m n.p.m. Na Kaszubach jest hodowany również w ogródkach. Goździk ma w kaszubskim wiele określeń, m.in. granôtka, grądëk, a goździk kartuzek to krzoska. J E R Z Y NAC E L Została odkryta i nazwana w drugiej połowie siedemnastego wieku przez Jakuba Breyna, wybitnego botanika gdańskiego, oraz opisana przez niego „jako roślina rosnąca na słowiańskich Kaszubach”. Jest to roślina o dość długiej łodydze (około 60 cm), sztywna, przeważnie rozgałęziona, wzniesiona lub pnąca się. Liście wyrastają dwurzędowo z łodygi, kwiatostany luźne, jednostronne. Kwiaty są zwisające, mają ok. 1,5 cm. Korona purpurowo-fioletowa. Siedliskami wyki kaszubskiej są suche lasy liściaste i iglaste, zarośla, wzgórza, zbocza i miejsca kamieniste. Rośnie w przeważającej części niżu polskiego, także na Litwie, Wołyniu i Kijowszczyźnie. W Słowniku polsko-kaszubskim Jan Trepczyk podaje, że odmianę wyka pstra Kaszubi zwą ptôszô wika, natomiast samej wyki kaszubskiej nie odnotowuje. Bernard Sychta w swoim Słowniku gwar kaszubskich podaje, że na Zaborach do westchnienia: Ach mój Boże, inni dopowiadają: Co za zbòże, sama wika, eszcze dzika! 24 pomerania_maj_2012.indd 24 Rośliny te są opisane w Illustrierte Flora von Mittel Europa (Ilustrowana Flora Europy Środkowej), dziele, które opracował Gustaw Hegi. Praca ta jest skarbnicą wiedzy o roślinach rosnących w tym obszarze Europy. Korzystałem również z dość bogatej polskiej literatury botanicznej zgromadzonej w Zakładzie Botaniki Wydziału Farmaceutycznego Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego. pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:51 wòjnowi Kaszëbi Swiat je ten sóm Władisława Gòłąbk (z dodomù Prëczkòwskô) ùrodza sã sto lat temù w Stążkach, w swiónowsczi parafii. Pamiãtô dwie swiatowé wòjnë. Mô òsmë praprawnuków, wicy jak sztërdzescë prawnuków, a dwadzesce òsmë wnuków. I baro wiele wspòminków… Dzysô ju baro mało lëdzy pamiãtô pierszą swiatową wòjnã. Z czim sã Wami parłãczi ten czas? Mój tata szedł na wòjnã, jak jô miała dwa lata. Tej jô wiãcy kòl starczi Weroniczi bëła, w Bùczënie. A mój brat béł dwie niedzele ùrodzony. Ten niebòrôk leżôł doma, a mëma wszëtkò sama mùszała òbrabiac – i chléw, i pòle, i doma, tej co to bëło. Tak to minãło. Tata przëjéżdżôł czasã na ùrlop. Òn le patrzôł, na nas wòłôł, bò – jak to na wòjnie – wszëtkò rozwleczoné bëło. Mëma miała mapã na stole i òna zdrza, gdze tata béł. Òni do se piselë. Czej tata przëszedł dodóm, tej jô mia sétmë lat. Béł schòrowóny, bez włosów przëszedł. Czej òn hełm zdjął, tej włosë razã z nim spadłë. Pò òfensywie, jak òni z bitwë przëszlë, te hełmë bëłë casné, włosë bëłë òdparzoné. Nodżi bòlącé. Wiém, że mëma gò dërch dozéra, a òn béł mòcno chòri. Ale jakòs przeżëlë. Tata wëzdrowiôł, bùdowôł, w las jezdzył, kònia kùpił. Jô nie wiém, jak òni to wszëtkò zrobilë, to bëło cëdowné. Co czëlë lëdze na Kaszëbach, czej skùńczëła sã wòjna i zaczãłë sã pòlsczé rządë? pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 25 Jak Pòlskô nasta, tej bëła ù nas wiôlgô ùroczëstosc. W Swiónowie, kòle smãtôrza, w kaplëcë, béł wiôldżi wôłtôrz i procesjô jak Swiónowò dłudżé! 25 2012-05-02 10:36:52 wòjnowi Kaszëbi blókł chùtuszkò i szedł do robòtë, żebë to nie pòdpadło. Bò czejbë Miemcë gò bëlë dostelë, tej bë gò zabilë. A tej pò wòjnie më szlë dodóm na òjczëznã chłopa, do Łebnia. Szesc dzecy më ju mielë. Tu znôwù bëło wszëtkò w ruderach, sama amùnicjô na pòlu. Lëchò bëło, ale jakòs cëdowno më przeżëlë na tëch klóskach. Bò Ruscë mielë wszëtkò zniszczoné, nie bëło zôrna niżódnégò. Pózni bëło jesz czwòro dzecy, razã dzesãc. Wszëtcë mają rodzëznë, dwòje mie ùmarło terô. Jedna bëła szkólną, a jeden béł szoférą, za grańcã jezdzył. Na II wòjną swiatową zacygniãti béł Waji brat, Antoni. Przë kółkù… Mùzyka na trąbach, jô jem gôda wiersz. Co to bëła za ùcecha, ò Miemcach ani mòwë nie bëło. Tata z mëmą mòglë tak biegle gadac pò miemieckù – pisac i czëtac, ale nas nie naùczëlë, bò kòżdi czekôł za Pòlską. Wë jesce bëlë nôstarszô w familii, tej gwës czas pò wòjnie béł dlô Was baro robòcy? To prôwda. A do te brat mój béł taczi përznã chòrowiti, miôł tã anielską chòrobã, to je krzëwica. Tej wszëtkò na mie spôdało, to sztôkòwanié na te fórë, a w stodole, wszãdze. Ale më so dôwelë radã, më bëlë wiesołi. Tata ùcził mie na fórã ùkładac snopë. Na pòczątkù mùszôł wiedno przeżegnac. A terô te traktorë chto żegnô? Jak òn szedł na pòle z płôchtą żëto sôc, nôpierwi òn ùklëkł i sã przeżegnôł na jimiã Bòsczé. Brót chleba béł krajóny ze znakã krziża i tak wszëtkò bëło robioné. A piechti do kòscoła më szlë bez łączi, bez Głusëno, bótë w rãkã, a na bòsôka i më sã òbloklë jaż kòle Swiónowa. A jô jesz chòdzëła do procesji, to bëło téż cãżkò, czasã dwa razë na dzéń w òktawã. To béł ekstra niszpór, terô tegò ni ma. Bëła reno procesja, na mszą téż, kòżdi dzéń – tej jô tam biega. Mëma mie wszãdze pòsłała, jô doch do kwiatów chòdzëła i znôwù do propòrca. Nierôz mie zawiało, ale jô sã nie zwróca z tim propòrcã, chòc to doch bëło cãżczé. 26 pomerania_maj_2012.indd 26 Lëdze na Kaszëbach przeżiwelë téż cud nad Wisłą? Jô ò tim ze wzrëszenim mùszã gadac. Chłopi jesz bëlë na wòjnach, a ti młodszi knôpi, co ùroslë, szlë òchòtniczo do wòjska, żebë tã Pòlską òdbic. Mój wùja Aùgùstin Maszota miôł setmënôsce lat, òn béł z nima. I òni wszëtcë bëlë taczi zniechãcony, skapitulowóny. A ksądz Jignacy Skòrupka pòdniósł krziż w rãkã i rzekł: Chłopacy, idziemy, zwyciężymy! I szedł na przódk. Przëszła seria strzélów z karabinów nieprzëjôcela i òn z miejsca pôdł trupã. A ta gôrstka żôłnérzów widzała tegò zabitégò ksãdza i dostelë taczi òtuchë, że szlë na całégò. I dobëlë. Òb czas II swiatowi wòjnë jesce ju bëlë pò żeńbie. Jo. Razã z chłopã më wëcygnãlë w 1939 rokù w łżëkwiace na szarwark do Kłosówka kòl Przedkòwa. Tam béł taczi miészi majątk. A ju w zélnikù mój chłop szedł na grańcã. Za Sëlëczëno òn béł zacygniony, bò to ju taczé szemrë bëłë ò ti wòjnie. Pierszégò séwnika sã zaczãło. Tej òni jakòs do Kartuz przëszlë, mój na kòle przëjachôł. Tam béł miemiecczi kòscół sw. Kazmiérza. Miemcë sobie mielë ùszëkòwóny w górze strzélbë. I stąd òni strzélelë w pòlsczé wòjskò. A mòjégò chłopa nie trafilë. W nocë òn przëjachôł dodóm do Kłosówka. Sã ze- Òn béł knôp młodi, czej wòjna wëbùchła i mëslôł, że òn nie pùdze nigdë. Në, a przëszedł 43. rok i gò wzãlë. Òn do nas, do Kłosówka, lëstë pisôł. Jô jich nie mògła czëtac, jô zarô płakała. Michôł, mój kùzyna, prawie ù nas béł, tej mie przeczëtôł. Tam na kùńcu Antoni pisôł: Kiedy umrę, kiedy skonam, kiedy już nie będzie mnie, niech ten liścik ci przypomni, że był ktoś, kto kochał cię. Tej òn jesz tim mòjim dzecóm różańce przësłôł do kòmónii. Jak òn przëjachôł z Włochów na ùrlop dodóm, pò tim jak béł reniony, tej òn òstôł ù nas w Kłosówkù. Më gôdelë: nie jidz nazôd, bò Ruscë ju wchòdzą. Tej òn òstôł i mùndur schòwôł. Tak Antoni tã wòjnã przeżił. Òn wiele ùcerpiôł, tak na nodżi chòri dërch béł. Jak dzysô zdrzice na swiat, jakò człowiek stalatny? To je wëjątkòwô sprawa. Jô nie bëła mòcnô, leno słabô, a jesz môłégò rostu. Jô nie wiém, jak jô to wszëtkò przetrzima, a wszëtkò robiła rãkama. Jem sã narobiła, a terô to doch nie je żódnô robòta. Kòżdi dzéń jô robia pranié, a kòżdi tidzéń wiôldżé pranié – riwką abò rãkama! Bùdink sã téż rozwôlôł, jô lepiała z glënë. To le bëłë dwie jizbë. Ale doch jakòs to bëło i wesoło bëło. Terô swiat je ten sóm, ale lëdze sã zmienilë. Gôdôł Eugeniusz Prëczkòwsczi Òdjimczi ze s. 25: 1. Władisława w 1923 r.; 2. W Kłosówkù ze swòją familią; 3. Òb czas zdënkù; 4. Nad grobã bracynë w Swiónowie. pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:52 Òrmùzdowô Skra 2011 Nie sygnie sedzec doma... „Takiego spokoju, jaki tu kiedyś był, nigdy już nie będzie” – napisôł jeden z jinternautów na starnie www.expresskaszubski.pl. I baro dobrze. Më prawie chcemë òbùdzëc naszã wies – klarëje Zyta Górnô, przédniczka Stowôrë Białków Zgòrzałégò, jakô òsta Òrmùzdową Skrą 2011. DA R I U S Z M A J KÒ W S C Z I Nié leno zôbawa Zgòrzałé, małô wies w gminie Stãżëca, jesz niedôwno niczim nie apartniła sã òd jinszich kaszëbsczich môlëznów. Równak w 2007 rokù zdarzëło sã tuwò cos, co jã wëprzédniło i wies mia trafioné do gazétów, radia, telewizji… Pòwstała stowôra białków, chtërne rozmiałë i chcałë wespół robic cos dobrégò. Wastnô Zyta na zôczątkù ni mia w iôld żich pla nów. Mësla ła leno ò tim, żebë w plac Kòła Wiejsczich Gòspòdëniów, jaczé ju òd wiele lat nie dzejało, założëc karno, w chtërnym sąsôdczi tej-sej sã pòtkają, ùpieczą kùchë, pògôdają. Felowało nama tak czegòs. Mieszkómë w jedny wsë, znajemë sã, to dlôcze nie zrobic cos razã? Kùli czasu mòżna sedzec doma? – wspò- minô Mariô Parackô, chtërny – jistno ja k pôrã nôsce jinym niastóm ze Zgòrzałégò – ùwidzała sã ùdba pòwòłaniô stowôrë. Przez piãc lat, jaczé minãłë òd te czasu, jedne nôlëżniczczi òdchôdałë, pòjôwiałë sã nowé. Dzysô òkróm môlowëch są téż jiné białczi, nié leno z òkòlégò, ale téż np. z Gduńska. W leżący krótkò Stãżëcë mieszkô Béjata Kąkòl, chtërna próbòwała jistną òrganizacjã zakłôdac w swòji wsë, ale nie nalazła chãtnëch. W Zgòrzałim wszetkò je jinaczi. Tuwò lëdze rozmieją sã zrzeszëc. A Stowôra to dlô naju nié leno zôbawa, ale i ùdba na żëcé, na rozwij najich zajinteresowaniów i spòsobnosców – pòdczorchiwô wastnô Béjata. Tak to szmakało Białczi spòtikają sã rôz na miesąc. Pijącë kôwkã, prawią ò rozmajitëch nowiznach, wëmieniwają sã receptama na bëlné jestkù. Mëslą téż nad tim, co pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 27 jesz zrobic, dze pòjachac i jak sã zaprezentowac, żebë lëdze doznelë sã czegòs wicy ò Kaszëbach, ò Zgòrzałim. Rok w rok jesmë na wnetka 30 jimprezach. Nôwôżniészé z nich to wiedno Zjôzd Kaszëbów, Truskawkobranie na Złoti Górze i Dzéń Jednotë Kaszëbów. Òb lato tak pò prôwdze jedzemë gdzes w kòżdą sobòtã i niedzelã – gôdô Zyta Górnô. Wëjéżdżają nié leno na Kaszëbë. Mają za sobą ju rozmajité rozegracje w Zakòpónym, Warszawie czë Pòznaniu. Wszãdze òblokłé w kaszëbsczé ruchna prezentëją wësziwk, òbrazë i przédno regionalną kùchniã. To prawie dzãka ti òstatny białczi ze Zgòrzałégò są tak wôżnym dzélã wiele jimprezów, że lëdze przëjeżdżiwają w pierszim dzélu dlô jich młodzowëch kùchów, plińców, chleba ze szmôłtã i rozmajitëch wërobinów z kaszëbsczi malënë. Wszëtkò to robią na spòdlim receptów swòjich mëmków i starków. 27 2012-05-02 10:36:52 Òrmùzdowô Skra 2011 Sparłãczoné Zgòrzałé Nimò ta k wiele wëjazdów nié blós na Kaszëbë, Stowôra pamiãtô téż ò swòji wsë. Tak prôwdã gôdającë, to prawie tuwò białczi robią nôwikszi ferment, je wiedzec: pòzytiwny. Pòmôgają w òrganizacji zôbawów i wôżnëch ùroczëznów, rëchtëją wëstôwczi, rôczą kaszëbsczé kapele. Wespółdzejałë przë òtemkniãcym w Zgòrzałim szasëji Lecha Wałãsë, na jaczé przëjachôł wasta prezydent z białką. Przëszëkòwałë téż Kònkùrs Jastrowi Jôdë, Sobótczi. W remize przërëchtowałë prezentacjã wësziwkù, genealogicznëch drzéw... Nick tej dzywnégò, że Zgòrzałé je bùszné ze swòjich białków i pòmôgô jima, jak le sã dô. Béjata Kąkòl wspòminô pòrëszenié z leżnoscë niłońsczi sobótkòwi jimprezë. Lëdze pòdchôdalë do naju i bédowelë pòmòc jeden przez drëdżégò. Jô móm kléj, jô gòzdze, jô kabel… W czim mògã wama pòmòc? To bëło nadzwëkòwé. Całô wies przëszła, żebë cos zrobic i pózni całô wies sã razã bawiła. To sã nazéwô prôwdzëwô jintegracjô! Na Sobótkach béł téż wójt Stãżëcë Tomôsz Brzoskòwsczi, chtëren je rôd, że w gminie dzejô takô stowôra. Fùl zala, kòl 160 lëdzy, czekawi program òd zôczątkù do kùńca. Jaż sã chcało płakac, że ju czas wëchadac dodóm – òpisywô swòje wrażenia wójt. Robòtã białków doceniwają téż letnicë, jaczich wkół 28 pomerania_maj_2012.indd 28 Zgòrzałégò òd lat nie felëje. Przëchòdzą pòmagac, wiele razy dadzą jaczégòs dëtka, żebë ùdało sã cos zòrganizowac. Chcą, żebë w Zgòrzałim cos sã dzejało, òsoblëwie òb lato. To, że wszëtcë wkół gôdają dobrze ò Stowôrze, pòmôgô w ùdostôwanim nowëch nôlëżniczków. Ana Las na zôczątkù nie chcała sã zapisac. Jem miała môłé dzecë i jô nie wiedzała, czë wôrt i czë dóm so radã – wspòminô wastnô Ana. Ale terô ju ni ma watplëwòtów, przekònałë jã mëmka i cotka, chtërne w Stowôrze są wnetka òd zôczątkù. Razem z nią, w pòtkaniach i wëjazdach bierze ùdzél ji córka, 8-latnô Daria, jakô ju terô głosno gôdô, że chcałabë òstac fùlprawną nôlëżniczką. Ò przińdnotã tej nicht sã nie jiscy. Co na to chłopi? Zyta Górnô je gwës, że jich karnu dobrze żëczi całi chłopsczi dzél Zgòrzałégò. Wspòminô, że na zôczątkù ògniarze përznã zdrzelë na nie jak na kònkùrencjã, ale chùtkò sã ùdało dogadac. A co ò tim wszëtczim mëslą chłopi białków ze Stowôrë? Jeżdżą z nama, pòmôgają w rëchtowanim najégò stojiszcza, szëkùją binã, rozstôwiają celtë. A jeżlë òstôwają doma, to bëlno sã bawią w swòjim towarzëstwie – gôdają nôlëżniczczi karna. Na dodôwk niejedny chłopi są dbë, że dzãka Stowôrze jich białczi stôwają sã bëlniészé. Wëjachała na tôrdżi do Pòznania, a wrócyła nié do pòznaniô. Lepszô – gôdô slëbnik wastnë Zytë. Òdjimczi pòchôdają ze zbiérów Stowôrë Białków Zgòrzałégò. pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:53 Katedra w Jiżewskù. Òdj. Richard Bartz (www.commons.wikimedia.com) Prôwdzëwim hitã òstatnëch lat stałë sã naléwczi z malënów. Jak gôdô Mariô Parackô, zrobienié taczégò wëpitkù nie je drãdżé. Malënë (ale je wiedzec, że te naje – kaszëbsczé, a nié warszawsczé abò chińsczé) zaléwómë bëlną wielëną cëkru, czekómë 10 dniów, dzéń w dzéń reno i wieczór mieszómë, a czedë ju sã wëklarëje, zaléwómë szpirtusã. Òb czas òstatnëch lat Stowôra zrobiła sã wiele wikszô. Białczi wcyg òdkrëwają cos nowégò. Òsoblëwie, żlë jidze ò zjestkù. A skądka ùdbë? Tej-sej chtos z mieszkańców wsë nadczidnie ò jaczims jedzenim, jaczé rëchtowa mù jegò mëmka abò starka. Wnenczas białczi zaczinają szëkac za receptą, żebë pózni wëpróbòwac jã w kùchni. Tak bëło chòcle z nadżima klóskama. Ekspertã, chtëren òceniwôł szmakã jôdë, bëła starka wastnë przédniczki Władisława Górnô. Próbòwa, doradza, jaż kù reszce rzekła: Dobré. Jo, tak to szmakało. môłé nôrodë ÙDMÙRCKÔ RÓ M A N D R Z É Ż DŻÓ N Katedra w Jiżewskù. Òdj. Richard Bartz (www.commons.wikimedia.com) BIÔTKA Ò JÃZËK Ùdmùrcjô – krëjamnô pòzwa krëjamnégò kraju leżącégò na zberkù Eùropë. Hen, dalek w Rusëji. Z kaszëbsczégò pòzdrzatkù je to môl zatacony dzes na kùńcu swiata. Mògą nen krôj a lëdze tam żëjący bëc czekawi dlô Kaszëbów? pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 29 29 2012-05-02 10:36:54 môłé nôrodë Mirela Na zôczątkù strëmiannika 2012 rokù na mòją mejlową kastkã przëszło wiadło z prosbą ò wëfùlowanié 10-minutowi anketë tikający sã kaszëbsczi gôdczi. Në jo, pòstãpnô sztudérka, co chce mie badérowac – ùsmiéwając sã do se, pòmëslôł jem, zdrzącë na témã mejla. Równak jegò zamkłosc òkôzała sã baro zajimającô… Aùtorka lëstu, Mirela Mazur, ùrodza sã w Gdinie. Pò skùńczenim liceùm wërézowała sztudérowac do Szpanëji. Bez trzë lata ùcza sã na wëdzélu dolmaczënków grenadzczégò ùniwersytetu. Na slédny rok sztudiów ùdbała so wëjachac na wëmianã do Rusëji. Chca tam „doszlifòwac” rusczi jãzëk. Ùdmùrcjã wëbrała bez przëtrôfk. Na Państwòwim Ùniwersytece w Jiżewskù – stolëcë repùbliczi, pòznała Pòlôcha, Piotra Pałgana. Òd niegò dowiedza sã ò sytuacji tamecznégò, òd tësąclat żëjącégò na ti zemi, lëdu Ùdmùrtów. „Ekspresowò” zaczã sã ùczëc ùdmùrsczi gôdczi. Ùczba jidze ji dosc drãgò, kò je to jãzëk z ùgrofińsczi familie (słëchają do ni m.jin. wãgersczi, estońsczi czë fińsczi). Je òn niepòdóbny do wszëtczich tëch, jaczich sã donëchczas ùczëła. Chòc dlô znającégò pòlską gôdkã wëmòwa zwãków nie je problemã, ale ne przëpôdczi, jaczich je 15, na czësto jinszô bùdacëjô zdaniów… Kò nawetka taczé prosté słowò „nié” w ùdmùrsczim mòże wërażëc na 10 ôrtów. Pòznôwając jãzëk a kùlturã Ùdmùrtów, Mirela przëbôczëła so ò swò-jim kaszëbsczim pòchôdanim. Tu jem zrozmia, że taczi môłi jãzëk to skôrb i mùsz je ò niegò biôtkòwac – napisa w jednym z mejlów. Badérëjąc dwajãzëkòwòsc Ùdmùrtów, wëmëszla so pòrównac jã do warënków, jaczé są na Kaszëbach. Chòc ne dwa môłé nôrodë dzelą tësące kilométrów, słëchają do jinszich kùlturów, równak, òsoblëwie żlë jidze ò jãzëkòwą sytuacjã, baro za sobą szlachùją. Jãzëk jednëch a drëdżich dżinie w mòrzu państwòwégò, òficjalnégò jãzëka. Ùdmùrcë niechają swòji gôdczi na rzecz rusczi mòwë. Wiele młodëch lëdzy sromô sã gadac „pò swòjémù”, bò to je „wiocha”, wstid. Starszi nie gôdają do dzecy w jãzëkù starków, „żebë ni miałë problemù w szkòle”, a lżi bëło jima zrobic karierã. Do te jesz mòże dodac słowama Mirelë: Ùdmùrsczi je czëc przede wszëtczim 30 pomerania_maj_2012.indd 30 Ùdmùrcczi w lëdowëch ruchnach. na wsach, w Jiżewskù baro rzôdkò mòże ùczëc nen jãzëk na szasëji. Nie je to jistno jak na Kaszëbach? We Gduńskù, Gdinie, Kòscérznie? Nôrodnëch szkòłów, w jaczich ùczi sã pò ùdmùrskù i ùdmùrsczégò, je mni jak 300. Wikszosc na wsach. W Jiżewskù dzejô blós jedna. Władze repùbliczi zamëkają te szkòłë. Tłomaczą sã tim, że starszi chcą, żebë jich dzecë bëłë ùczoné pò ruskù. Równak przëczëna je gwës jinô. Prezydeńt kraju Aleksander Wołkow jak téż premiéra Jurij Pietkiewicz są Ruskama, jaczi zamieszkalë w Ùdmùrcje w 70. latach. Nijak nie zanôlégô jima na rozwiju kùlturë ë jãzëka Ùdmùrtów. Pioter Pioter Pałgan je lektorã pòlsczégò jãzëka na Państwòwim Ùniwersytece w Jiżewskù. Jak pisze na swòji jinternetowi starnie, pòznôwając Ùdmùrcjã, jinaczi wzérô na dążeniô do òcaleniô môłëch jãzëków w Pòlsce – szląsczégò i kaszëbsczégò. Mirela òb czas wizytë w dodomù kùpia ksążkã z kaszëbsczima legeńdama w òriginalnym jãzëkù a z pòlsczim dolmaczënkã. Naji sztudérzë mielë nawetka jedną lekcjã ò kaszëbsczim, pòznelë himn, spiéwóny alfabét – chwôli sã Mirela. Mòże w przińdnoscë jaczi pakt drëszbë kaszëbskò-ùdmùrsczi? – rozmëszlô. Pioter aktiwno wspiérô nôrodny rëch Ùdmùrtów. Béł m.jin. produceńtã filmù, trzecégò w historëji, w ùdmùrsczi gôdce. Romanticznô kòmédiô pt. „Uzy-bory” nakrãconô w 2010 rokù pòwstała dzãka dëtkóm a technicznémù wspiarcu drëchów Ùdmùrtów z Pòlsczi. Òperatorama ë mòntażistama bëlë pòlsczi sztudérzë z filmòwëch szkòłów. Òbrôz spòtkôł sã z wiôldżim zajinteresowanim ë wdzãcznotą nôrodu. Pò premierze bëło wiele głosów òd lëdzy, jaczi gôdelë, że dopiérze bez nen film òprzestelë sã sromac swòjégò jãzëka ë ùwierzëlë w jegò przińdnotã. Film òstôł przetłomaczony na estońsczi, francësczi, szpańsczi ë rusczi. Mòże gò nalezc w serwisu Youtube. Na jiżewsczim ùniwersytece je wëdzél ùdmùrsczi filologie. Młodi lëdze mògą zrobic szpecjalizacjã dolmacza fińsczégò ë wãgersczégò jãzëka. Bez to mają leżnosc wëjachaniô w swiat. Wiele z nich dopiérze czedë wrôcô zeza grańcë, aktiwno włącziwô sã w òrganizacjã ùdmùrsczégò kùlturalnégò ë spòleznowégò żëcô. Młodi dzejają w lëdowëch karnach piesnie ë tuńca zwónëch ansamble, zakłôdają pismiona, piszą wiérztë, wëdôwają kòmiksë a ùsôdzają rozmajité starnë w jinternece. W sécë mòże nalezc corôz wicy blogów pò ùdmùrckù. Midzë jinszima z jinicjatiwë sztudérë pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:54 môłé nôrodë jinfòrmaticzi Romy Romanowa òstôł przetłomaczony pòpùlarny w Rusëji spòleznowi pòrtal W kòntakce (Facebook). Pioter ùdbôł so rozkòscérzac wiédzã ò nym czekawim kraju wëstrzód swòjich rodôków. Temù razã z drëchã założił starnã udmurcja.pl, na jaczi mòże nalezc rozmajité wiadła ò historëji, kùlturze a przede wszëtczim jãzëkù Ùdmùrtów. Nowim a nad`zwëk czekawim zjawiszczã są etnodiskòteczi Ùdmùrt Party, na chtërnëch DJ-e miksëją tradicëjné ùdmùrsczé piesnie z nowòmódną mùzyką. Są òne baro pòpùlarné westrzód ùdmùrsczi młodzëznë. Kòl tegò pòkazywają ji, że je to jãzëk wôrtny zachòwaniô a nie je nót sã jegò sromac. Kò pewno terôzka nôczãscy na etnodiskòtekach młodi mdą sã bawilë w ritm eurowizyjny frantówczi pt. Pòj tu i tuńcuj (znóny pòd anielską pòzwą Party for Everybody) spiéwóny bez starëszczi z Bùranowa. Babùszczi Ò Ùdmùrcje mało chto na Kaszëbach ë w Pòlsce czuł. Dopiérze czedë w rusczich eliminacjach do Eurowizje 2012 dobëłë Babùszczi – karno emeritków z môłi wsë Bùranowò (ùdm. Brangurt), kąsk rzekła ò nym kraju pòlskô telewizjô. Bëła to téma dnia, kò w rozmajitëch wiadłach ò bùranowsczich Babùszkach gôdało sã jakno ò czims òsoblëwim. Głosno ò nëch zrobiło sã téż w jinternece. Kò dzyw brôł jinternaùtów, że ne chwatczé a wiesołé starëszczi swòją mùzyką dobëłë nad profesjonalnyma a znónyma w Rusëji spiéwôkama, taczima jak Dima Biłan czë Juliô Wòłkòwô z karna Tatu. Słëchińców nié le wiek dzëwòwôł, ale téż nieznóny jãzëk piesnie. Refren pò anielskù to bëło pewné, ale zwrotczi? Tec rusczi to nie je. Pateńt na dobëcé béł prosti – sparłãczenié ùdmùrsczi piosenczi z refrenã pò anielskù. Do te skòcznô mùzyka, nôtërnosc, mòc a szczëri ùsmiéch Babùszków… ë Rusëjô bez SMS-ë wëbrała je na swòje reprezentantczi. Dlô Ùdmùrtów je to wiôldżé achtnienié. Wëstãp Babùszków jidze nalezc w jinternece chòcbë na Youtube. Mòże téż zazdrzec do bloga prowadzonégò bez Mirelã Mazur, w jaczim są wpisë pò szpańskù, pòlskù a ruskù (fotoudmurtia.blogspot.com). Za zarobioné dëtczi białczi chcą òdbùdowac cerczew we wsë. Dopiérze jeżdżą pò Rusëji a Europie z wëstãpama, temù na gwës jima sã to ùdô. Finał kònkùrsu mdze w maju w Bakù – stolëcë Azerbejdżanu. Kò mòże Babùszczi pòkôżą tima, co mają jãzëk swòjich òjców w zgardze, że kaszëbsczi… wëbaczëta, ùdmùrsczi, nie je le mòwą z „wiochë”. Tekst òstôł napisóny przë wespółrobòce Mirelë Mazur ë Piotra Pałgana. Òdjimczi ze zbierów M. Mazur. ÙDMÙRCJÔ Repùblika Ùdmùrckô je związkòwim krajã Rusczi Federacje. Leżi w eùropejsczim dzélu Rusëji. Wiôlgòscą repùblika szlachùje za Estonią. Je pòzywónô Krajã Zdrzódłów – tam bierzą swój pòczątk dwie wiôldżé rzéczi: Kama i Wiatka. Króm tegò je tam wiele rzéków, rzéczków a strëgów. całé żëcé w lasu Krôjòbrôz je pòwałowóny. Grzëpisati. Nôwëższi szczit mô 332 m. Stolëcą repùbliczi je Jiżewsk, w jaczim mieszkô 660 tësący lëdzy, z tegò 30 proceńt to Ùdmùrcë. Nen gard je ceńtrum rusczégò zbrojeniowégò przemësłu. Tu midzë jinszima robioné są karabinë Kałasznikòw. W repùblice mieszkô wicy jak 1,5 mëlióna lëdzy. Wedle spisënkù z 2002 rokù rodnëch mieszkańców, Ùdmùrtów, je 460 tësący, co dôwô 29% lëdzy. W 1929 rokù bëło jich 52% lëdztwa. Króm nich nôwicy je Rusków a Tatarów. Ùrzãdowima jãzëkama są rusczi a ùdmùrsczi. Ùdmùrsczi jãzëk z ùgrofińsczi familie zapisowóny je cyrilicą z dodôwkòwima znakama. Gramatika negò jãzëka òstała òpracowónô w XVIII stalatim. W XIX stalatim Ùdmùrtóm òstało narzëconé prawòsławié. Bez tak pózdną christianizacjã nie zadżinãłë do nédżi animisticzné wierzenia i prakticzi. Wcyg żëwi je kùlt przódków ë pògańsczich bògów. Ùdmùrcë są niższégò rostu jak Słowianowie, mają krągłé twarze ë szerok òsadzoné òczë. Są baro skrómny a kùlturalny. Chłopi są mùczkama. Widzec je kòl nich gòspòdarnosc ë znóny są z gòscënnoscë. ÙDMÙRCJÔ pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 31 31 2012-05-02 10:36:54 mëslë plestë To cã mùszi dobòlec... A N A G L I S Z C Z Ë Ń S KÔ Młodi stôrëch nie słëchają. Tak bëło, je i bãdze ju na wieczi wieków. Ale jakbë tak jima pôrã razy wëklarowôł, że to słëchanié czasã nawetka „dëtkòwò” lónëje i fëjn miesãczny zestôwk przed òczama pòkôzôł, tej bë mòże i jinaczi na to wezdrzelë, a sã kąsk przed pòstãpnym pieniãdzy na darmò wëwôlenim namëslëlë. Telewizjô i te wszëtczé reklamë mają młodim czëstą seczkã z mùsków zrobioné. Tej ni ma co sã dzewòwac, że òni we wszëtkò, co ti piãkny i wiedno młodi tam trzeszczą, wierzą. Zaczął sã zymkòwi czas. Razã z nim zôs òd nowa czas gripów (rozmajitëch zortów, bò tec – pòdług reklamów – wszëtkò, bez co z cebie górą i dołã wczorajszé jestkù a dzysészé picé wëchôdô, gwësno je gripą), anginów, sznëpów i klatów wëpôdaniô. Jô wnetka nie brëkùjã z dodomù wëlezc i bez òkno zdrzec, żebë wiedzec, że je kąsk pò abò kąsk przed zëmą. Sygnie le zdrzélnik na sztërk włączëc... I tej to sã zaczinô. Të ju nie wiész, czë klatów wëpôdanié czasã przë piąti reklamie witaminowëch cëd-preparatów narôz samò sã nie zaczãło, a paznokców łómanié mòckò zastónôwiający przë ti dzesąti sã stało. To gwësno jaczi chòróbskò je wëlãgniãti! Młodi człowiek natëchstopach sadzy do nôblëższi aptéczi, cobë za wszëtczé donëchczas òbôczoné i przeczëtóné reklamë bëlno zapłacëc. I tak to sã wszëtkò krący do czasu, jak to gò przë tim płacenim w aptéczny kasë richtich dobòli. Tej òn dopiérze zaczinô ùżiwac łepa. Mie taczi aptékòwi ból zlokalizowóny gdzes w òkòlim miészka doscygnął ju czile razy. Mie sã zdôwało, że pò pëlach na głowã – tëch jinteligeńtnëch, co to rozmieją wëszëkac a zabic przëczënã bólu – to samò przeńdze. I przechòdzëło. Do pò32 pomerania_maj_2012.indd 32 stãpnégò razu w aptéce. Ból béł corôz òstrzészi i òsoblëwie òd nowégò rokù nie dôwało sã z nim żëc. Cëż je lóz? Doch w latach jô nie jem jesz tak pòsëniãtô, a do emeriturë móm wiãcy, jak donëchczas chòdzã pò tim swiece. I wierã te wszëtczé aptékòwé cëda miałë dopòmòc. Jaż jednégò wieczora mie sã przëbôczëło, co mie mëma wiedno gôdała, jak jô sã z ji spòsobów na rozmajité chòroscë smiała: „Jak to cã dobòli, tej të przińdzesz!” Tak téż bëło. Jô pòszła. Aptékòwi ból chùtkò przeszedł, klatë téż jakbë cëdowną miksturą za cãżczé dëtczi wësmarowóné, òprzestałë wëpôdac... Leno chłop ja kòs dzywno na miã zdrzi i w pańsczi jizbie przë zdrzélnikù, nibë bez przëpôdk, corôz czãscy ùsniwô i sã nawetka nad renã do mie do wëra nie karëje. Czemù? Nié, nié, jinszi òn so nie nalôzł (tak mie sã przënômni wëdôwô). Òn wierã ni mòże strzëmac... Bò jô terô żëjã kąsk jinaczi. Jak przëchôdô wieczór, tej jô nôprzód smarëjã mòje pò całim dniu bòlącé gnôtë babską mascą (to je szmôłt z gãsë). Jak mie kąsk zaczinô pòbòlëwac gardło (to sã dosc czãsto trôfiô, bò jô robiã z dzecama i czasã rëknąc mùszã), tej zôs smarëjã tą mascą i dôwóm jesz na to òwczé stréfle bez całi tidzéń prãdzy na szpérach noszoné. Na włosë nôprzód kładzã pòtartą czôrną rzepã (smród je baro òsoblewi, ale czegò sã nie robi dlô pësznotë), pózni rozbijóm jesz dwa kùrzé jaja i wklepiã to w klatë, miech na łep i tak sedzã jaczis czas. Na kaszel plecë jesz szpritã trza natrzéc, taskã mléka z czosnkã i miodã wëpic, do te dwie łëżczi sokù z cebùlë i... mòżna jic spac. Reno jem czësto frësz i piãc lat młodszô. A jakbë chtos czedës miôł jiwer z brzëchã pò wieczerzë ù sąsada a za preparatama na zascygnienié – dosc terô drodżima – nie chcôł latac, tej téż móm radã. Miast gazówków a elektricznëch platów do jestkù warzeniô kùpic so maszina i pôlec w ni drewnã. Pózni z tëch ùkòcelonëch grôpków szôdz fëjn sczechlac i prosto do gãbë ladowac. Chilawica zarô sã skùńczi. I to za darmôka. Projekt dofinansowany przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:55 kaszëbsczi dlô wszëtczich ÙCZBA 11 W GÒSPÒDZE RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Przëbôczenié (przypomnienie): Ksążka to pò pòlskù książka. Czëtac znaczi czytać. Òpòwiedzë ò swòji ùlubiony ksążce, np. Jô baro lubiã roman Juliusza Verne’a Tajemnicza wyspa … Gòspòda/karczma/restauracjô to pò pòlskù gospoda, restauracja. Jesc to pò pòlskù jeść. Jedzenié, jestkù abò zjestkù to jedzenie. Szmaka to smak. Smaczné to smaczne, pyszne. Bòże przeżegnôj to smacznego. Cwiczënk 1 Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te kaszëbskò-pòlsczi słowôrz. (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski). W gòspòdze ‒ Witóm, tu je jôdnô kôrta. ‒ Bóg zapłac. Rzeczëta, co wa dzysô bédëjeta? ‒ Chcece wë zjesc dwa dania? ‒ Jo. ‒ Na pierszé mómë zupã z kùrë, tomatowô, gùrkòwô, ajntop abò nic. ‒ Nic? ‒ To je takô miodnô zupa. Baro dobrô. ‒ Eeee… Mëszlã, że na pierszé nic nie weznã. ‒ Na drëdżé bédëjã bùlwë sztãpóné z kwasnym mlékã, piekłé jaja z bùlwama, plińce, pùlczi ze sledzama, piekłą bańtkã… ‒ Eeeee… Taczé zjestkù jô móm na codzéń. Ni môta czegò dlô chłopa? ‒ Szmórowóné swinié miãso, bùlwë z zósã a salôtka z riwòwóny marchwi. Mòże bëc? ‒ Jo, ale bùlwów skòpicą. ‒ Bãdze dëbelt pòrcjô. Co do picô? Sok, kòmpòt, kwasné mlékò, wòda, bąbelwòda? ‒ Piwkò je? ‒ Piszã piwkò. Cos na deser? ‒ Jak zjém, tej pòmëszlã. (za sztócëk) ‒ Hewò waju zamówienié: zupa nic, kùrzé miãso z rizã a kómpòt z krëszków… ‒ Zarô, zarô… Jô doch zupë nic nie chcôł. Frikasé a kómpòtu z krëszków téż jem nie zamôwiôł! ‒ Nié? Matizernoga jo, kùchôrz mô sã pòmiloné. Wëbaczce, bãdzece mùszelë jesz sztócëk dożdac. ‒ Wiéta wa co. Jô jem tak głodny… To ce fejn wòniô… Mòże jô równak zjém to, co wa mie przëniosła. ‒ Bòże przeżegnôj a Bóg zapłac. ‒ Zapłacëc jô zapłacã, ale mni. Tec to wa jesta zmilony… ‒ Miast tegò bédëjã młodzowégò kùcha za darmôka. ‒ Młodzowi kùch je tegò wôrt! Më jesmë zgòdzony. ‒ Bòże przeżegnôj, Bòże pòmagôj a Bóg zapłac. Cwiczënk 2 Dôj bôczënk na zamiona zapisóné w drëdżi i trzecy linijce tekstu tłëstim drëkã. Czim òne sã òd se jinaczą, do kògò sã òdnôszają, czedë ùżiwómë fòrmë wë? (Zwróć uwagę na zaimki zapisane w drugiej i trzeciej linijce tekstu pogrubionym drukiem. Czym one się od siebie różnią, do kogo się odnoszą, kiedy używamy formy wë?). • Jak nôleżi przełożëc na pòlaszëznã taczé słowa: wëbaczce, bãdzece mùszelë. Czë pò prôwdze tikają sã òne wicy òdbiérôczów – jak na to wskazëje tłómaczenié jich na pòlsczi jãzëk – czë blós jedny òsobë? Przëbôczë z 3. ùczbë wiédzã na témat fòrmë pluralis maiestaticus. (Jak należy przetłumaczyć na polski takie słowa: wëbaczce, bãdzece mùszelë. Czy rzeczywiście odnoszą się one do kilku adresatów – jak na to wskazuje tłumaczenie na polski – czy raczej do jednej osoby? Przypomnij z lekcji 3 wiadomości o formie pluralis maiestaticus). pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 33 33 2012-05-02 10:36:55 kaszëbsczi dlô wszëtczich Cwiczënk 3 Drëch z tekstu je w karczmie i chce jesc. Zdrzë, jak wëzdrzi òdmiana nëch czasników przez òsobë w ternym czasu. (Kolega jest w restauracji i chce jeść. Przyjrzyj się odmianie tych czasowników w czasie teraźniejszym). jô të òn, òna, òno jem jes je jém jész jé wë jesce jéce më wa òni, òne jesmë jesta są jéme jéta On już wszystko zrobił. Przeczytałeś książkę? Kosiarze skosili już żyto. Wszystko już zjedliśmy. Czy wypiłeś już herbatę? Cwiczënk 6 Wëpiszë z gôdczi pòzwë jedzeniégò, zapiszë przë nich jich pòlsczé znaczenia. (Wypisz z dialogu nazwy potraw i przetłumacz je na język polski). Cwiczënk 7 • Przełożë tekst z pòlsczégò na kaszëbsczi: Zwëskùjącë z zebróny słowiznë, ùłożë jôdną kôrtã dlô swòji rodzënë na dzysészé pôłnié. (Korzystając ze zgromadzonego słownictwa, ułóż dla swojej rodziny jadłospis na dzisiejszy obiad). Jesteśmy teraz w karczmie. Jemy obiad. Z nami są dwaj koledzy i jedzą ciastka. Jakaś kobieta jest tu z dzieckiem. Ono je lody. Cwiczënk 8 Cwiczënk 4 Przeczëtôj tekst: Spróbùj òd słowa jesc ùtwòrzëc jiné czasniczi, np. przez dodanié do nich malinczich dzélëków z-, wë-, do-, na-. Napiszë, co ùtwòrzoné słowa znaczą pò pòlskù. Wëbierzë piãc z nich i ùłożë zdania. (Spróbuj utworzyć od słowa jesc inne czasowniki, np. przez dodanie do nich maleńkich cząstek z-, wë-, do-, na-. Napisz, co utworzone słowa znaczą w języku polskim. Wybierz pięć z nich i ułóż zdania). Cwiczënk 5 Dôj bôczënk na tekst zapisóny w gôdce pòchiłim drëkã. Są to cekawé kònstrukcje z nasebnym ùstôwã. Nasebny ùstôw twòrzi sã przez ùżëcé wëpòmòżnégò słowa i znankòwnikòwégò mionoczasnika czasników dokònónëch i niedokònónëch. Colemało w kaszëbiznie twòrzi sã równak nasebny ùstôw òd niedokònónëch czasników. (Zwróć uwagę na tekst zapisany w dialogu kursywą. Są to ciekawe konstrukcje z zastosowaniem strony biernej. Stronę bierną tworzy się przez użycie słowa posiłkowego i imiesłowu przymiotnikowego biernego czasowników dokonanych i niedokonanych. Jednak w kaszubszczyźnie stronę bierną tworzy się zzwyczaj od czasowników niedokonanych). Zdania, co są niżi, pòwiédz pò kaszëbskù. Ùżij w nich pòstacë nasebnégò ùstawù: Słyszałem o tym. Oni tam byli. 34 pomerania_maj_2012.indd 34 Pò słabim renikù jô jem baro głodny, ale nigdë nie jém midzë môltëchama. Mòże jô bë równak co zjôdł, bò do pôłniégò jesz je dalek. To bãdze taczi mój pòdpôłnik. Stôri lëdze mielë prôwdã z tim czãstim jedzenim. Najadłi człowiek mòże spòkójno żdac na kòżdé jestkù, a czekaniégò bãdze wiele, bò do pòdwieczórka i wieczerzë je wiele gòdzyn. Pòdsztrëchnij w przeczëtónym przed sztótã teksce pòzwë môltëchów. (Podkreśl w przeczytanym przed chwilą tekście nazwy posiłków). Cwiczënk 9 Dopiszë do zdaniów pasowné zwrotë. (Uzupełnij zdania odpowiednimi zwrotami): Bòże pòmagôj, Bóg zapłac, Bòże przeżegnôj Czedë dzãkùjemë, tedë gôdómë …………… Czedë żëczimë smacznégò, tedë gôdómë ……………… Czedë żëczimë dobri robòtë, tedë gôdómë ………………… Słowôrzk: bańtka – flądra, bédowac – proponować, bùlwë – ziemniaki, gùrka – ogórek, jôdnô kôrta – jadłospis, krëszka – gruszka, kùch – ciasto, matizernoga – ojej (wyraz zdziwienia, zaskoczenia), młodze – drożdże, môltëch – posiłek, pòdpôłnik – drugie śniadanie, pòdwieczórk – podwieczorek, pùlczi – ziemniaki w mundurkach, renik – śniadanie, riwòwac – ucierać, skòpicą – wiele, dużo, szmórowac – dusić (mięso), sztãpac – ugniatać, tomata – pomidor, wieczerza – kolacja, wòniô – zapach, woń, zgòdzëc – dogadać się. pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:56 Gdańsk mniej znany Miasto pilnie strzeżone Zapewne każdy miał okazję odwiedzić gdańskie Stare Przedmieście. To przecież dzielnica urzędów – Marszałkowskiego, Wojewódzkiego i Skarbowego. Okolica jest nie tylko bogata w ważne gmachy, ale i ma ciekawą historię. Zachowały się tu relikty systemu fortyfikacyjnego siedemnastowiecznego Gdańska. M A R TA S Z A G Ż D O W I C Z Zapomniany arsenał Dzisiejszy spacer zaczynamy na placu Wałowym. Stoi przy nim niepozorny, aczkolwiek zabytkowy budynek. To Mała Zbrojownia. Została zbudowana w 1645 roku. Był to drugi arsenał, jaki powstał w Gdańsku w XVII wieku. Wielka Zbrojownia, która zachwyca do dziś spacerujących po Głównym Mieście, okazała się niewystarczająca. Gdańszczanie tworzyli nowy system obronny. Potrzebny był budynek na działa i moździerze w południowym ciągu fortyfikacji. Mała Zbrojownia nie miała przyciągać uwagi wyglądem, ale służyć celom praktycznym. Mimo to budowla może się poszczycić imponującą ozdobą. Na fasadzie zachował się piękny herb miasta. Obiekt należy dziś do Akademii Sztuk Pięknych, mieści się tam Wydział Rzeźby, stąd przestrzeń dookoła ożywiają dzieła studentów. Tajemnice gigantów W pobliżu Małej Zbrojowni znajduje się pierwszy na naszym szlaku bastion. Nosi nazwę bastion św. Gertrudy, a jego historia sięga XVI wieku. Budowany na wzór włoski, posiada kazamaty, czyli ukryte we wnętrzu magazyny i schrony. Niestety nie są one udostępnione do zwiedzania. Kolejne bastiony wznoszone były w XVII stuleciu przez mistrzów z Niderlandów. W odróżnieniu od poprzednich umocnień bastiony holenderskie to po prostu kopce ziemi i… śmieci. Z czternastu otaczających miasto zachował się jedynie bastion Żubr. Warto wspiąć się na jego szczyt. Z góry można podziwiać wieże gdańskich kościołów oraz Ratusza Głównomiejskiego. Gdańska kolejka liniowa Gdańszczanie, by wznieść gigantyczne kopce, zastosowali nowatorski Mała Zbrojownia i herb na jej ścianie. pomysł kolejki linowej. Twórcą urządzenia był Adam Wijbe. Ziemię transportowano w ponad stu wiadrach z Biskupiej Górki. Materiał do budowy pokonywał 200-metrową drogę ponad Kanałem Raduni. Kolejka uruchomiona w 1644 roku stała się nie tylko praktycznym urządzeniem, ale i atrakcją turystyczną ówczesnego miasta. Do Gdańska przybywali ciekawscy, by popatrzeć na nietypową konstrukcję. Powstały nawet wiersze wychwalające Adama Wijbego. Przez lata tego holenderskiego inżyniera upamiętniała nazwa jednego z bastionów, a gdy został on rozebrany – ulica Wiebenwall (Wał Wijbego). Po 1945 roku przemianowano ją na Okopową. Niezawodna strażniczka Jednak fenomen systemu obronnego miasta to nie tylko bastiony. Gdańszczanie mogli czuć się bezpieczni także dzięki Kamiennej Śluzie. Została zbudowana przez Willema Jansza Benninga i Adriana Olbrantsa. Dzięki tej konstrukcji można było zatopić otaczające Gdańsk nizinne tereny. Mecha- pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 35 nizm wykorzystano skutecznie podczas potopu szwedzkiego w 1656 roku. Natomiast w czasach pokoju Kamienna Śluza chroniła Żuławy przed wylewami Wisły. Widoczne z mostku nad śluzą wieżyczki są nazywane czterema dziewicami. Nazwa nawiązuje do ich niedostępności, ponieważ zostały zbudowane na grodziach naprowadzających wodę. Bastiony inaczej Alternatywą dla spaceru może być wyprawa kajakowa. W Gdańsku przy ulicy Żabi Kruk działa wypożyczalnia sprzętu wodnego. To fantastyczny sposób na poznanie sieci wodnej miasta. Teren odkrywać można również na rowerach. Podejścia na bastiony nie są strome. A jadąc wzdłuż Opływu Motławy, odkryjemy szlak dawnych fortyfikacji Gdańska. Okolicę bastionów warto także odwiedzić w lipcu. Wtedy to organizowany jest tutaj Międzynarodowy Festiwal Teatrów Plenerowych i Ulicznych FETA. Przedstawienia odbywają się w idealnej scenografii, stworzonej przez historię. 35 2012-05-02 10:36:56 Gôchë w repòrtażach Òrganista, tec nié leno Grôł na chrzcënach, rëchtowôł dzecë do Kòmónii, szëkòwôł slëbné piestrzenie, robił za mùzykańta na wieselim, bëlno òdjimôł, czej mało chto sã na tim znôł, a w naddôwkù kòpôł kùle na smãtôrzù i stôwiôł pòmniczi. Ł U K Ô S Z Z O ŁT K Ò W S C Z I Zdanié w jedny gazéce „Òsoblëwie bëlno wspòminómë òrganistã z Zôpcenia, chtërny nôpiérwi przëszëkòwôł nóm slëbné piestrzenie, tej grôł w kòscele, a jesz pózni téż na wieselu” – jem przeczëtôł w jedny gazéce. Wej! Jubiler, òrganista a mùzykańt w jednym. To cë mùszôł bëc, kùti na wszëtczé stronë, prôwdzëwi Kaszëba – pòmëslôł jem. Taczich prawie brëkùją nasze czasë, czej wiele lëdzy, żebë ùdostac jaką robòtã, szmërgô w cemny nórt, co jima w szkòłach prawilë, a ùczi sã nowégò fachù. Widzec w Zôpceniu ju lata lateczné, jak sã na to szëkòwelë. Nick le tam jachac – chto wié, mòże i jô sã czegòs naùczã. Tak jem tam trafił na kùńc zëmë. Zôpcéń jak Zôpcéń. Dlô Gôcha, jak prawie jô, nick nadzwëkòwégò, na piôskach westrzód pòlów a chùjkòwëch lasów wies. Dodómë krótkò se, we wiãkszim dzélu pòwòjnowé. Starszi je kòscół, co z małi górczi na kraju wsë mô jã pilowóné. Jakbë w jegò céni stoją szkòła i zdebło dali jesz òsóbny bùdink. Plebaniô? Nié, kąsk za małi, żebë za nią szlachòwac. Zaklepôł jem na dwiérze. Doch kògòs mùszã spëtac ò negò òrganistã, a kòl kòscoła lëdze na gwës mielëbë cos wiãcy wiedzec. Lepi wëtrafic jem ni mógł! Witała mie Danuta Glëszczëńskô, córka negò òrganistë, za jaczim jem zazdrzôł do Zôpcenia. Tak jął jem pëtac ò ji òjca. Do Pelplëna na kòle Wiedno wdarzi mie sã jakno wiesołi, chãtny do smianiô – zaczãła wspòminac tatka. Chòc jak gôdóm ò nim z jinszima 36 pomerania_maj_2012.indd 36 Adóm Szëprit graje na òrganach. mieszkańcama Zôpcenia, tej mają na to czësto jinszi pòzdrzatk. Jeden, co za młodégò béł służkã, mie rzekł: „A jô le pamiãtóm, jak òn tą czôpką wëwijôł” – cygnãła wastna Danuta, tec czej dozdrzała, jak żem zaczął nerwés sznëkrowac w taszë za hëftã, żebë nick z ji pòwiôdaniô nie stracëc, chùtkò rze- kła: Jô wiém, że wiele gôdóm. Proszã do jizbë, tej na spòkójno wszëtkò òpòwiém. W jizbie dostôł jem kawã, kùcha i dosc placu na stole, żebë wëgódno pisac. Wastna Glëszczëńskô sadła naprocëm i jãła: Piérwi lëdze z ti stronë do kòscoła chòdzëlë jaż do Bòrëszk. To je dobrëch 10 kilométrów. Ale w 1927 r. pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:57 Gôchë w repòrtażach Piérwi lëdzóm wiele nie bëło trzeba, żebë sã fëjn bawic. pierszô mszã sw. mielë òdprôwioné w zôpcyńsczi szkòle. Tedë téż pòstawilë drzewianą kaplëcã. Në ju w 1935 r. pòswiãcëlë nórtowi kam pòd mùrowóną swiątiniã. Taczi béł zaczątk nowi parafie na Gôchach. To wedle ti parafie ji tatk dostôł nowi fach. Mój òjc Adóm Szëprit zaczął grac do mszë w 1932 r. Takô data je wstawionô w jegò òrganistowsczim kalãdôrzu – klarëje Danuta. Jak to sã stało, że bëniel z gbùrstwa wzął sã za granié? Adóm òd małégò béł chòrowiti. Temù w rodzëznie nie szëkòwelë gò na gbùra, a òn zaczął wëzerac za jinszim zôrobkã. Nôpiérwi grôł na wieselach, a dopiérze pózni w kòscele. A jeden z jegòmòsców pòradzył mù, żebë kùpił kawałk zemi kòl kòscoła i tam pòstawił chałëpã – gôdô wastna Danuta z dodómù Szëprit. Tedë we wsë bëło le czile mùrowónëch bùdinków. Tã chałëpã stôwiôł Kónrôd Chełmòwsczi, òjc Józefa – znónégò kaszëbsczégò artistë, tatë kùzyna – wëjasniwô. W tim prawie bùdinkù më sedzelë. Adóm sóm sã naùcził grac na rozmajitëch jinstrumentach. Kò to bëło mało, żebë òstac òrganistą. Nôpiérwi mùszôł zrobic kùrs. Na nôùczi jezdzył do Brus, a egzamin zdôwôł w Pelplënie. Rëgnął tam na kòle. W swòjim kalãdôrzu zapisôł môlëznë, jaczé wedle drodżi mijôł. Ta prowadzëła piôs- kòwima stegnama i szaséją. Z Zôpcenia przez Kôrsëno, Miedzno, Wòjtal, Ba rtel, Ka lëska, Strich, Bëtoniã, Zblewò, Starogard, Jabłowò, Lëpinczi i tak wjachôł do Pelplëna. Doma baro czãsto wspòminôł prof. Dreszlera. Béł dlô niegò wiôldżim aùtoritetã – gôda wastna Danuta. W archiwùm D. Glëszczëńsczi taczich sklanych filmów ji ojca je pôrãdzesąt. pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 37 Òdjimczi i ramë do òbrazów… Ju jakno òrganista Adóm prowadzył chùr, rëchtowôł dzëce do Kòmónii, a téż ùcził słùżków spiéwaniô ë łacyńsczich słowów, żebë mòglë òdpòwiadac ksãdzu we mszë swiãti. Tec nawetka z tegò wszëtczégò do grëpë nie dało sã ùtrzëmac rodzëznë. Brëkòwelë wiãcy dëtka. Czej tatk jezdzył do Brus, dostôł chãcë na fòtografòwanié. Pierszi aparat kùpił mù jegò òjc i tak zaczął òdjimac – klarowała. A òdjimôł baro wiele... Òd wieselów, bez kòmónie, kùńczącë na dokùmeńtach, a to jesz nié wszëtkò. Westrzód zaòstałégò do dzysô zbiéru są téż stôré, sklané filmë. Z córką aùtora jesmë zaczãlë òbzéranié na nich dôwnégò Zôpcenia. Przë òknie, do swiatła, z przëmrokù ùszłëch lat bëło widzec zapajiczoné przëtrôfczi. Zéndzenié młodzëznë we westrzódkù wsë, bùdowanié kòscoła, a téż wiele òbrôzków z normalnégò żëcô lëdzy. To cë je prôwdzëwi skôrb! – żem pòmëslôł. Lëdze w Zôpcenim pewno nawetka nie wiedzą, jaczé mają szczãscé. Kò są jedną z nôlepi òdjimónëch wsów na Gôchach! Në na tim sã nie skùńczëła òpòwiesc ò Adamie. Ten doch zajimôł sã téż òprôwianim òbrazów. Z tim bëło kąsk do smiéchù. Ksądz kùpił swiãté òbrazë, le bez ramów. Pózni z kôzalnicë nakôzôł, żebë w kòżdi chëczë co nômni 37 2012-05-02 10:36:58 Gôchë w repòrtażach jeden wisôł na scanie. Lëdze ù ksądza kùpialë, a ù òjca je òprôwialë ë sklëlë – wdarziwô sobie wastna Glëszczëńskô. Nié wiedno równak z ksãdzã jegòmòscã Szëprëcë żëlë bëlno. Tej-sej dało sztrid. Jednégò dnia tatk zajiscony wrócył z kòscoła. Ò cos sã z ksãdzã pòwadzył. I pamiãtóm jak dzys, mëma na chwilã stanãła i rzekła: „Jak mù sã nie widzy, kùńc graniô!”. Në, taczé wadzenié też ksãdzu nie bëło w nos. Doch òrganista w codzéń grôł na swòjim harmònium. Tec bëło cos jesz gòrszégò. Tedë ksãża ù sebie nie trzimelë nikògò do gòtowaniô. Na pôłnié chòdzëlë do Szëpritów. Tej nie dzywno, że żóden nie béł rôd, czej Szëpritka na niegò lëchò zdrzała. … grobë, piestrzenie, kòła, grôpë i swiéce Równak nawetka z òdjimanim i òbrazów òprawianim wcyg dëtka bëło mało. Pamiãtóm zôróbk òrganistë: 500 zł, a w szkòle za jinternat dzecka trzeba bëło dac 384 zł – przëbôcziwô so wastna Danuta. Tak zmëslny Kaszëba brôł sã za nowi wark. Zaczął kòpac grobë ë téż robic pòmniczi. Czasã jak chòdzã na smãtôrz, widzã, że grobë, jaczé robił, jesz stoją, a te nowé ju pôrã razy mùszelë wëmienic – chwôli robòtã òjca. Tec i tegò wzãtkù nie sygało. I tak Adóm òstôł zégarméstrã. Jak czegòs nie wiedzôł, jachôł do Lemańczika z Bòrowégò i razã mëslelë, mëslelë, jaż cos ùdbelë. Równak zôpcyńsczi òrganista jimôł sã téż wiãcy fachów. Krótkò pò wòjnie robił pierszé slëbné piestrzenie ze stôrëch pieniãdzy, a téż biżuteriã z jantara. A skądka gò tuwò mielë? – zapitôł jem. Mòj starëszk miôł spółdzelniô, tak sobie mëszlã, że jak jachôł pò towôr, to przë leżnoscë jaczis mógł kùpic – klarowa Glëszczëńskô. W òkòlim mielë téż jinszé zdrzódło. Niedalek, w Ùgòszczë, robiła cegelniô. Tam przë kòpanim glënë wiele mòżna bëło nalezc jantarów. Czasã jaż z nordë lëdze przëjeżdżiwalë je kùpiac – doszmërgnãła wastna Danuta. Ale to jesz nie je kùńc lëstë zajmów tatka. Doch Adóm Szëprit téż ùprôwiôł kòła. Nie bëło to taczé prosté. Niechtërne miast lińcucha miałë wał Cardana i z tima mielë ùczink. W naddôwkù òrganista narządzywôł grôpë. Zdarzało sã, że dno miało ju taczé dzurë, że nic nie szło zradzëc. Tej òjc stôré wëcynôł i nowé wprawiôł. Pamiãtóm téż, jak robił swiéce ë gromi38 pomerania_maj_2012.indd 38 Wastna Danuta Glëszczëńskô òpòwiôdô historiã swòjégò òjca. ce – córka Adama òpòwiôdô ò jegò nôstãpnym spòsobie na dodëtkòwienié jich familie. Doma pôrã jich nie òstało, niejedne trafiłë do mùzeùm we Wdzydzach. Nôpiérwi gnietlë wòsk. Jakno dzecë nierôz më w tim pòmôgalë. Pózni tatk kùlôł tak ùgniotłi wòsk délã. A tej przëcynôł w pół i wkłôdôł knot. Jeżlë to bëła gromica, tej na kùńcu sztëlowôł małą zôdzerzgã, żebë szło pòwiesëc nad łóżkã. To béł taczi tatowi pòmëslënk. Lëdze w òkòlim chcelë miec jã wiedno kòl se – chwôlała tatka. Co òstało pò òjcu? Bez 45 lat Adóm robił w Zôpcenim za òrganistã, a rozmajité rzeczë narządzywôł do sami smiercë. Akùratno robił kòmùs prodiż. Znerwòwôł sã, bò rozjãła mù sã grzôłka, jaż dostôł wëléwù do mùskù – zakòńczëła òpòwiesc ò tatkù wastna Danuta. Në pò òjcu òstałë ji nié le òdjimczi a wspòminczi. Nawetka, czej jidã z psã na szpacér, bierzã aparat – wëznała Glëszczëńskô, a czej na niegò sã przëzdrza, përzinkã sã ùsmiechnãła. Z nim to je cekawô historiô – zaczãła gadac dali. Wësłała jem zgłoszenié do jednégò kònkùrsu. Do wëlosowaniô mielë aùto i jinszé rzeczë. Jô na zgłoszenim jem napisa: „W żëcym jesz niczegò ni móm wëgróné. Aùta nie chcã, ale aparat bë mie sã przëdôł”. Pózni, czej zazwònilë z wiadłã, że wëgrałam, jô mëslała, że to jaczé szpòrtë – wëjasniwała wastna Danuta. Òkróm fòtografie jinteresëje sã téż lokalną historią. Piastëje dzeje Zôpcenia, a téż òpisywô w rozmajitëch gazétach. Lepi bës przëznała, że dzãka òjcu môsz chłopa – doszmërgnął na kùńc, jakbë ni mògł sã doczekac, Tadéùsz, slëbny òrganistów córczi. Në, prôwda. Jô bë wnet ò tim zabëła – kąsk zasromała sã białka. Wiedno chcôł jem miec taczégò starka, bò bez niegò wiedno mielë më wiesoło. Temù jem jã sobie wzął – szpòrtowno dolmacził wasta Tadéùsz. Në to ju béł kùńc mòji gòscënë. Tak pòznôł jem człowieka wiele fachów, ò chtërnym jem przeczëtôł w gazéce le jedno zdanié. Òrganista, mùzykańt, kòpôcz, stôwiôcz pòmników, jubiler, fòtograf, zégarméster, do te ùprôwiôcz kòłów a grôpów, rëchtowôcz gromiców, a na kùńcu jesz rôjca. Trza rzec, że Adóm Szëprit niżódny robòtë strachù ni miôł. pomerania môj 2012 2012-05-02 10:36:58 përznã jinszô fòtografiô Jak pònégò pòwiesëc na scanie Kaszëbsczi artista fòtograf òstôł òbwiniony ò mãczenié zwierzãtów. Na wëstôwkù we wrocławsczim Terôczasnym Mùzeùm (Muzeum Współczesne) wiele òbzérników bëło czësto òd se pò òbezdrzenim jegò dokazów… MAJA GELNIÔK Fòtografny wëstôwk „Swòją Miarą”, jaczi òdbiwôł sã w òbrëmienim Festiwalu Fòtografie TIF (Trochę Innej Fotografii – Përznã Jinszi Fòtografie) béł baro pòpùlarny. Wëstawioné tam òdjimczi bëłë òbzéróné bez wiele lëdzy. Nôwiãcy wseczëców dałë dokazë ùsadzoné bez Maceja Spersczégò. Òdjimniãca, chtërne pòkôzy wałë czôrnégò pònégò ë psë w dzywnëch dlô zwierzãtów sytuacjach. To pògòrcha! Przed tima òdjimkama òstro zatrzimałë sã dwie białczi. Stojałë bez sztërk, môłczącë, jakbë jima wzãło mòwã. Pòtemù òne wëbùchnãłë: Cëż to je? Widzyce Wë?! To pògòrcha! Wseczëca białków rosłë, wedle te jak òbeznôwałë sã z òpisënkã techniczi robieniégò nëch òdjimniãców. A tam, czôrno na biôłim, bëło napisóné: „Żebë zawiesëc pònégò na scanie, òstałë ùżëté dwie pòdkòwë. Do kòżdi béł przëszwésowóny hôk. Pòdkòwë òstałë przëbité blós do tilnëch kòpëtów. Dzãka linie przëmòcniony do hôka, jaczi béł przëszwésowóny do pòdkòwë, a téż przeplotłi bez òbrãcz ùmòcnioną w scanie, pòny òstôł wcygniony do górë. Kóń béł zawieszony na hôkù pòdkòwë zahaczonym ò òbrãcz ùmòcnioną w scanie. Pòny przëprawiony do scanë tilnyma nogama, przédné trzimôł na łóżkù, chtërne bëło niżi. Na czas robieniégò òdjimków pòny przédné nodżi òpiérôł ò scanã”. Kòl negò mòżno bëło ùzdrzec malënk, jaczi pòkôzywôł, jak pònégò wiészô sã na scanie, téż baro prôwdzëwą fòtografną dokùmentacjã z pòdkùwaniégò pònégò – pòdkòwama z hôkama. Mało chto sã zmerkôł, że nen òpisënk, jak téż malënczi ë òdjimczi z szëkòwaniégò sã do zrobieniégò richtich zdjãca, to szpòrt. Reakcje wikszoscë òbzérników bëłë taczé, jak rozgòrzonëch białków, fùl pasje: To je mãczenié biédnëch zwierzãtów!!! To je nót dzes zgłosëc! To nie je do pòmësleniégò! A proszã jesz to przeczëtac! „Przerzniãcé psa i zamiana przédnégò dzélu z tilnym to jiluzjô. Tósz òstôł rozcygniony. Nôprzód srąb psa béł òbłożony mòkrą watą ë przelgło òwiniãti fòlią. W taczim òbwiniãcym tósz òstôł kòle tidzenia, jaż do rozmitczeniégò. Rozmiã k niony pies b é ł z aw i e s z ony i r o z c y g n iony, a z dołu pòdpiãti miôł òn czãżôr. Pòlã òdjimniãcégò je plata, wkół jaczi òstôł òwiniãti tósz. Tôczel béł z òpôdanim wëcygłégò srãbù. Dzãka szpecjalny kònsztrukcje srąb psa òstôł pòdwieszony, bez co òdjimk prôwdzëwò wëzdrzi”. pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 39 To wòłô ò pòmstwã do nieba! Kùńc swiata! Cos taczégò! – òbëdwie białczi z gòrzã òbzérałë sã wkół, szukającë òczama za aùtorã – zycher wiôldżim sadistą. Czejbë òne gò pòtkałë, tej z nim bë bëło lëchò. Bëłë pò prôwdze nerwés. Aùtór nëch kòntrowersjowëch dokazów, fòtografa Macéj Spersczi, pòproszony ò kòmeńtar, rzekł: Jô jem rôd, czej widzã, że pierszą reakcją na widzenié mòjëch òdjimniãców je wseczëcé lëtoscë. I czej jô czëjã, tak jak tu – biédné zwierzãta. To znaczi, że lëdze czëją. To je klôr, że zawieszenié pònégò na scanie mògło bëc dlô niegò nieprzëjamné. Tak samò jak rozmitczenié ë wëcygnienié psa przë ùżëcym kòwadła téż ni mùszało bëc miłé… Równak artista zagwësnił mie, że nimò wëzdrzatkòwi òb czas robieniégò òdji m ków nie zrobi ł òn k rziwdë niżódnémù zwierzowi, ani pònémù, ani psowi. 39 2012-05-02 10:36:59 përznã jinszô fòtografiô Skùńcził kùrs pòdkùwacza, kùpił kòwalsczé nôrzãdła i zaczął nowé żëcé. Jô ùzdrza, jak wiôlgô je mòc òbiektu, chtëren naléze sã w pòwôżny jinstitucje. Jeżlë cos wisy w mùzeùm, mô tôflã z òpisënkã, to wiãkszosc lëdzy bezkriticzno w to wierzi. Kùmôcz-pòdkùwôcz Macéj Spersczi wiedno béł lubòtnikã kòniów, ale dopiérze czej miôł skùńczoné 10 lat, jegò starszi zgòdzëlë sã, żebë òn òb czas latnëch feriów chòdzył do òstrzódka dlô ridowników. Pò prôwdze: chòdzył, bò òd placu, dze òni mieszkelë, do òstrzódka szło sã 5 km bez las. Co dzéń ò pòrénkù Mack béł w kòniarnie na pòrenym wëpasu, a wëchôdôł z ni dopiérze pò wieczórnym òpòrządzenim. W tim kóńsczim chléwie spãdzył òn całą młodosc. Béł kòl ùrodzeniégò sã kònia, chtërnégò pò latach so kùpił. Pòznôł òn tu swòjã przińdną białkã. Tu pòwstałë jegò pierszé, baro òsoblëwé, òdjimniãca kòniów. Drãgò je westrzód nich nalezc chòcle jedno, na jaczim bë béł całi kóń. Mack robił òdjimczi wëjimkóm zwierzãtów: ùszóm, sztëkòwi grzëwë, nosowi, krzeptowi, nodze abò òkù. Albùmk pòd titlã „Mackòwé widzenié kòniów” do dzys sã tu pòkôzywô jakno wiôlgą czekawinkã. Kù reszce, w ti kòniarnie pòtkôł swòjã przińdną fòtomódelkã – Wiolã. Jô wiedno wiedzôł, że bãdã sã zajimôł zwierzãtama – gôdô artista. Długò jem béł gwës, że mòja przińdnota to robòta 40 pomerania_maj_2012.indd 40 w klinice dlô zwierzãtów. Bez wiele lat jô béł wòlontérą we weterinarnym gabinece. W kùńcu jem òstôł kùmaczapòdkùwacza. Miast sztudérowac weterinariã, wëbrôł òn Akademiã Snôżich Kùńsztów (A k adem i a Sz t u k Pięk nych) we Gduńskù, wëdzél rzezbë. Ale kùmôcz mùszi miec wiôlgą cerplëwòtã, a negò jemù felało. Òd projektu do kùńcowégò efektu czasã mijô pół rokù, czasã rok. Òkróm negò całima dniama sedzôł òn we warstace, słuńce widzącë leno bez òkno. Bënë niegò zbiéra sã stolëmnô energiô, a tu tëli gòdzënów jednotonowi robòtë. Czuł òn sã jak w sôdzë, a mëslama béł w lasu, kòl kòniów. Czej blós miôł wòlny sztót, to szukôł òn jaczégòs kóńsczégò chléwa, jaczégòs placu, bë pòridowac, chòcle na sztërk òderwac sã òd miastowëch realiów. Gòdzënama rozmësliwôł, jak to zrobic, żebë zamieszkac na kaszëbsczi wsë, żëc z negò, co sã rãkama ùrobi ë dërch bëc z kòniama. Mëslôł i mëslôł, jaż òdpòwiesc sama do niegò przëszła. Béł òn ju na trzecym rokù sztudérowaniégò, czej w jaczis kòniarnie ùczuł rozmòwã, z chtërny wëchôdało, że zaczãło felowac pòdkùwaczów… Kò to je to, za czim szukôł! Miast kùmac w drzewie czë kamieniu, mòże robic przë kóńsczich kòpëtach! Tuwò manualnô pòjãtnosc ë precyzjô zycher sã przëdadzą. Òn bë robił z kòniama ë mòże zamieszkac na wsë! Diploma z fòtografie Macéj Spersczi mieszkô we Widnie (w gminie Stëdzéńce), robi jakno kòwôl‒ ‒pòdkùwôcz. Ale nie szmërgnął kùńsztu. Jegò drëgą pasją je fòtografiô. Skùńcził òn zaòczné sztudium fòtografie na Artistnym Ùniwersytece (dôwni Akademiô Snôżich Kùńsztów) w Pòznanim. Ùdba, jak mô wëzdrzec mój diplomòwi dokôz, przëszła mie do głowë pòd kùńc studiów, òb czas wëstôwkù dokazów znónégò anielsczégò fòtografa – òpòwiôdô Spersczi. Pòkôzywelë nama całi tił jegò robòtë. Òdjimk miôł òkazowac módelkã na amerikańsczim bùflu. Fòtografòwi towarzëła wiôlgô gromada pòmòcników, òn sóm nawetka nie dotkł zwierza, pilowôł gò miéwca, farmôrz. I pòtemù òn mùszôł negò gbùra kòmpùtrowò wërzinac, żebë to za czims wëzdrzało. Mie to baro zajinspirowało. Jô so ùdbôł ùdokaznic, że sã dô samémù zrobic òdjimniãcé ze zwierzã, bez całi grëpë lëdzy. Ë bez kòmpùtrowégò òbrobieniégò. Jem wëmëslił cykel òdjimków z pònym. Módelka Wiola Wiola je szetlandzczim pònym. Macéj pòznôł jã w òstrzódkù do ridowaniégò, w jaczim spãdzył dzecné lata ë młodosc. W swòjim 24-latnym żëcym Wiola robiła wiele rzeczów. Czej òna mia sztërë lata, trafia do òstrzódka. Bëła òna darënkã na czwiôrti gebùrstach dlô córczi miéwców. Czedë dzéwczã ùrosło, Wiola zaczã ùczëc ridowaniégò jinszé môłé dzecë. Wòzëła je pò placu i lese. Ùrodza òna sztërë zgrzébiãta. Skôka bez zôwadë na miónkach dlô kòni. Niefùlsprôwné dzecë, smùkającë ji aksamińtné klatë ë dotikającë mitczich chrapków, przënãcywałë sã do kòni przed richtich hipòterapią. Wòżącë na krzepce dzéwczãta przezeblokłé w historëczné ruchna, bëła òna atrakcją Dniów Bëtowa, Watrë i wiele jinszich festinów. Co rok w zylwestrową noc, pò dwanôsti, wchôda na salonë, żebë jakno przedstôwca kòniów w miono całégò karna przëjimac żëczbë fùl kùmów w pòstãpnym rokù. Mia òna pité nawetka szampana. Czej òna w kùńcu dożda emeriturë, òsta etatową „damą do towarzëstwa” dlô kòni, chtërne òstôwałë w kòniarnie, czedë jinszé szłë biegac. Òkróm negò baro lubiła ro- pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:00 përznã jinszô fòtografiô bic za maszinkã do seczeniégò trôwë. Z aùtomatnym gnojenim. I gwës ji do głowë nie przëszło, że na stôré lata ostanie òna fòtomódelką, chtërny òdjimczi na rozmajitëch wëstôwkach dadzą tëli emòcjów… Jô nie brëkòwôł pòmòcë kòl robieniégò Wiolë òdjimniãców. Całą ùcechą bëło dobré przërëchtowanié – wëjasniwô artista. Sytuacjã, jaką jô chcôł sfòtografòwac, pierwi jem wëmalowôł na papiorze. Pòtemù jô przëszëkòwôł sztudio, chtërne je tak pò prôwdze przerobioną òbòrą. Jô ùstawił rekwizytë, richtich rozstawił widë, jem sprôwdzył, jak to w òbiektiwie wëzdrzi. Czedë wszëtkò bëło fardich, jô pòjachôł za pònym. Jem òstawił aùtół w òstrzódkù, bò jô ni miôł wòzu dlô kòni. A jegò jem brôł na linkã ë szedł abò biégôł z nim do se dodóm. Tam jô robił òdjimczi, módelkã jem òdprowadzywôł nazôd a sóm aùtã jachôł dodóm. Pierszô próba sã nie ùda, bò zdzëwòwóny artista zmerkôł sã, że pòny nie je jaż taczi môłi, jak òn mëslôł. Wiola prosto nie zmiescëła sã w kadrze. Macéj pòrobił próbné zdjãca ë òdprowadzył pònégò nazôd. Pòstãpnégò dnia bëła drëgô próba, tim razã sã ùdało. I tak òn biégôł z tim pònym donąd a nazôd (5 kilométrów w kòżdã stronã) czile razy za régą, bùdzącë zdzëwòwanié westrzód lesnëch robòtników ë Kaszëbów pòtkónëch pò drodze. Chòdzëc na tédórkù z psã, to je normalné, ale z pònym?! Kòmeńtarë bëłë rozmajité. ë béł kùńc sesje – ze smiechã tã sytuacjã òpisëje fòtograf. Magiô fòtografie Macéj mô ùdokaznioné, że dô radã zrobic òdjimniãcé ze zwierzã bez pòmòcë drëdżégò człowieka. Tak pò prôwdze pòmòcnik mógł módelkã blós zdekònceńtrowac… Fòtoaparat béł wëzwòliwóny z knypsnika, chtëren òn miôł w rãce. To bëło wôżné dlô psychicznégò kòmfòrtu mie i zwierza. Jem chcôł, żebë wszëtkò dobrze ë spòkójno szło. I cobë nie bëło nót òbrabiac nëch òdjimków. Całô mòc nëch zdjãców bëła w sytuacje, jakô pò prôwdze sã stała. I nôbarżi zaskòkło mie to, że tak wiele lëdzy dało wiarã ti sytuacje… To magiô fòtografie. Òdjimniãca, jaczé pòkazëją, jak jô szëkùjã pòdkòwë z hôkama ë jak pòdkùwóm Wiolã, są baro prôwdzëwé. Tak sã kònia pòdkùwô. Czãsto je tak, że artistowie, nie znającë do kùńca témë, mają starã cos scëganic i wëchôdają z negò dzywné rzeczë. Na przëmiôr jô widzôł film ò dzëwim kòniu, chtërnégò nibë jesz nigdë człowiek ni miôł dotkłé, a nen kóń béł tak piãkno pòdkùti… Sóm sã na ti prerie miôł pòdkùté?! Zdjãca Wiolë òkróm negò, że są diplomòwim dokazã Spersczégò, bëłë wëstawioné w 2011 rokù na trzech wëstôwkach – w Pòznanim, we Wrocławim ë w Sopòce. Òstałë téż òpùblikòwóné w kwartalnikù „Fòtografiô” (nr 37/2011). Macéj Spersczi mô jesz wiele ùdbów na òdjimczi z Wiolą. Gôdô òn: Je wiele kòniów, jaczé są fòtografòwóné na łąkach. Kóń w nietipicznëch dlô niegò warënkach, to ju czësto co jinégò. Temù téż jô bãdã chcôł jic dali w tã stronã. Na nen czas robiã krótką paùzã ë jidã nazôd do kòpëtów. A co na kùńc bë mògła rzeknąc módelka Wiola? Na kariérã nigdë nie je za pòzdze! Tłom. Karól Róda, òdj. M. Spersczi Problemë z wëmëslną módelką Pierszi tôkle pòkôzałë sã ju na samim zôczątkù, czej pòny scwierdzył, że dëcht czësto ni ma gôdczi, cobë òn wlôzł do sztudia. To nie je kóńsczi chléw, tuwò je za wiele dzywnëch zachów. Wiola ju wiele rzeczów mia w żëcym widzoné, ale to béł ju kùńc… Dzãka doswiôdczeniémù z robòtë ze zwierzãtama jô wiedzôł, że lónëje sã dożdac. Że wòlni znaczi chùdzy – gôdô fòtograf. Pò czile zdjãcowëch sesjach pòny przënãcył sã do Macejowégò sztudia ë zachòwiwôł sã w nim jak kòl se w kòniarnie. Czasã, czej artista za baro rozbùdowiwôł plan robieniégò òdjimków, Wiola scwierdzywa, że to czësto lëchô ùdba, że ji sã nie widzy, i nôleżi gò spùscëc. Jô planowôł wprowadzëc Wiolã do jizbë, w jaczi béł stół z porcelanowim nakrëcym… pò chwilë pòrcelanë ju nie bëło pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 41 41 2012-05-02 10:37:00 z południa FELIETON Jak zwabić turystę KAZIMIERZ OSTROWSKI W latach 60. i 70. ubiegłego wieku Miejska Rada Narodowa w Chojnicach każdej wiosny analizowała przygotowanie do sezonu turystycznego. Polegało to głównie na publicznej spowiedzi przedstawiciela spółdzielni Społem, która była monopolistą w handlu spożywczym w mieście, na temat prognozy letniego zaopatrzenia w podstawowe artykuły, jak napoje chłodzące, pieczywo itp. Od roztrząsania tematu jednak towarów nie przybywało. Latem przedstawiciel tej samej spółdzielni tłumaczył prasie, że dzienny przydział dla największej restauracji w mieście (o wdzięcznej nazwie Gastronomia) wynosi 9,1 kg mięsa, co nie wystarcza nawet na abonamentowe obiady pracownicze, o turystach nie mówiąc. W kwestii napojów można było usłyszeć: „Pogoda nas zaskoczyła. Produkujemy na trzy zmiany, 28 tys. butelek dziennie, ale zakłady pracy zaopatrują się hurtowo. Ponadto zaopatrujemy Konarzyny i Swornegacie, a tam trwają sianokosy. Zaniechaliśmy rozlewania piwa do butelek, piwo sprzedajemy tylko z beczek”. Oczywiście po 13.00. Anegdotycznie brzmi dzisiaj przypomnienie, że miejscowej wytwórni nie było wolno produkować zwyczajnej lemoniady, choć upominali się o nią spragnieni klienci, gdyż warszawska Jak przëchłoscëc letnika W 60. i 70. latach ùszłégò wiekù Miejskô Nôrodnô Radzëzna w Chònicach kòżdégò zymkù analizowa przërëchtowanié do turisticznégò sezonu. Przédno bëła to pùblicznô spòwiédz przedstôwcë spółd zel n i Społem, chtërna bëła mònopòlistą w zjôdnym hańdlu w gardze, na témã prognozë letnégò dotëgòwaniô w spòdleczné artikle, taczé jak znobiącé picé, pieczëzna i za tim szlachùjącé. Òd òbgadiwaniô témë równak towarów nie bëło wiãcy. Òb lato przedstôwca ti sami spółdzel42 pomerania_maj_2012.indd 42 ni klarowôł prase, że dniowi przëdzél dlô nôwiãkszi restauracji w miesce (ò wdzãczny pòzwie Gastronomia) to 9,1 kg miãsa, co nie sygnie nawetka na abònamentowé pôłnia dlô robòtników, ò letnikach nie gôdającë. Żlë jidze ò picé, mòżna bëło czëc: „Wiodro mô nas zaskòkłé. Wërôbiómë, na 3 pòzmianë, 28 tës. bùdelków òb dzéń, ale zakładë robòtë bierzą wszëtkò hùrtowò. Do te mùszimë zradzëc Kònôrzënë i Swòré, a tam warô seczenié łąków. Jesmë so delë pòkù z rozléwanim piwa do bùdlów, piwò przedôwómë blós z beczków”. Je wiedzec pò 1 pò pòłnim. Szpòrtowno brzëmi dzysô przëbôczenié, że môlowô wërobniô ni mògła produkòwac zwëczajny lemòniadë, chòc ji chcelë spragłi klieńtowie, bò warszawskô centrala Społem zaplanowa w Chònicach leno wërôbia nié słodczégò pitkù ò pòzwie mandarinka. Chléb béł piekłi le w jednym ôrce i w 2-kilowëch brótach, bò na nick wiãcy „spółdzelnia ni mia przerobòwëch mòców”. Tej mòże pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:00 z pôłnia FELIETÓN centrala Społem zaplanowała w Chojnicach tylko produkcję słodkiego napoju o nazwie mandarynka. Chleb wypiekano tylko w jednym gatunku i w 2-kilogramowach bochenkach, bo na nic więcej spółdzielnia „nie miała mocy przerobowych”. Zatem może lepiej, że turyści nas w sezonie słabo odwiedzali? Dziś chcielibyśmy, aby przybywali jak najliczniej. Rzecz w tym, jakich zachęt użyć, jakimi atrakcjami zaciekawić i wreszcie: jak odnieść z tego korzyść. Coraz więcej ludzi wybiera się teraz na wczasy do krajów wokół Morza Śródziemnego, gdzie słoneczna pogoda jest gwarantowana, a koszty bywają niższe aniżeli w Polsce. Mimo to nie brak jeszcze zwolenników spędzania urlopu w kraju, a jeśli tak, to w górach, na Mazurach i – coraz chętniej – na Kaszubach. Daje się zauważyć, że w niektórych środowiskach Kaszuby stały się modne, raz po raz jakiś znany warszawski artysta od niechcenia napomknie o wakacjach w naszych lasach i nad jeziorami. Jedni przyjeżdżają tu wypocząć, drudzy muszą im stworzyć odpowiednie warunki i uprzyjemnić pobyt. W minionej dekadzie zrobiono sporo, aby ziemia chojnicka stała się atrakcyjna dla turystów, którym nie wystarczają przysłowiowe grzyby i ryby. Zmienił się korzystnie wizerunek starego centrum Chojnic, zmodernizowano układ drogowy w mieście i trasę do Charzyków, powstał nowoczesny port jachtowy i promenada wzdłuż jeziora. Wielkie zmiany zaszły w Swornegaciach, gdzie swoi i obcy pielgrzymują do Kaszubskiego Domu Rzemiosła Ludowego i na rytuał pieczenia chleba. W amfiteatrach w obu wsiach nad jeziorami przez całe lato koncertują zespoły i rozmaici artyści. Przybyło w okolicy pensjonatów, restauracji, knajpek. Po wielu przygotowaniach i oporach (ekolodzy w natarciu!) ruszy w końcu budowa mostu zwodzonego na Brdzie w Małych Swornegaciach, co ułatwi swobodne rejsy większych jachtów z Charzykowskiego na Karsińskie i na odwrót. Zaczyna się także realizacja projektu Kaszubskiej Marszruty – budowa sieci (156 km) ścieżek rowerowych, łączących wszystkie gminy powiatu chojnickiego. Podpisano już porozumienie o sfinansowaniu przez marszałka województwa blisko połowy kosztów tego wielomilionowego zadania. Tak więc, choć w zmiennym tempie, idziemy jednak do przodu. Błędów i zaniedbań jest wciąż mnóstwo, choć niektóre przy dobrej woli można naprawić od razu. Trudno ścierpieć szalejące z wielkim rykiem na Jez. Charzykowskim szybkie łodzie motorowe i skutery wodne; ich właściciele przyjeżdżają tu dać upust swej namiętności, bo na pozostałych akwenach na szlaku Brdy obowiązuje strefa ciszy. Bezkarny ów proceder ma miejsce na terenie Zaborskiego Parku Krajobrazowego i w bezpośrednim sąsiedztwie Parku Narodowego „Bory Tucholskie”. Tenże park narodowy, choć istnieje już 16 lat, niewiele dotychczas uczynił dla promocji swych walorów przyrodniczych, a mógłby przecież odegrać rolę koła napędowego regionalnej turystyki. lepi, że letnicë òb sezón nas słabò nawiedzywelë? Dzysô bësmë chcelë, żebë przëcëgało jich jak nôwiãcy. Jidze ò to, jaczé zachãcenia są brëkòwné, jaczé atrakcje zaczekawią i kù reszce: jak miec z tegò zwësk. Corôz wiãcy lëdzy wëcygô terô na wczasë do krajów wkół Strzódzemnégò Mòrza, dze wiodro fùl słuńca je zagwësnioné, a kòsztë biwają niższé jak w Pòlsce. Nimò to nie felëje jesz przëstojników spãdzywaniô ù rlopów w k raju, a jeżlë jo, tej w górach, na Mazurach i – corôz barżi chãtno – na Kaszëbach. Je widzec, że w niejednëch òkrãżach Kaszëbë stałë sã módné, rôz za razã jaczis znóny warszawsczi artista niechcąco nadczidnie ò feriach w najich lasach i nad jezorama. Jedny przëjéżdżają tu òdetchnąc, drëdżi mùsza jima stwòrzëc pasowné warënczi i òmiodzëc bëcé. W ùszłi dekadze òstało wiele zrobioné, żebë chònickô zemia przëcygała letników, chtërnym nie sygną rzeklënowé grzëbë i rëbë. Zmienił sã na lepszé wëzdrzatk stôrégò centrum Chòniców, òstôł zmòdernizowóny drogòwi ùkłôd w miesce i drogã do Charzëków, pòwstôł nowòczasny jachtowi pòrt i promenada wedle jezora. Wiôldżé zmianë zaszłë w Swòrach, dze swòji i cëzy pielgrzimùją do Kaszëbsczégò Dodomù Lëdowégò Rzemiãsła i na òbrząd pieczeniô chleba. W amfiteatrach w òbëdwù wsach nad jezorama òb całé lato kòncertëją karna i rozmajiti artiscë. W òkòlim je wiãcy pensjonatów, restauracjów, karczmów niżlë przódë. Pò wiele przërëchtowaniach i òprzéczkach (biôtczi z ekòlogama!) kù reszce rëszi bùdowa spùstnégò mòstu na Brdze w Môłëch Swòrach, co zletczi swòbódné rejsë wikszich jachtów z Charzikòwsczégò na Kôrsyńsczé i w drëgą stronã. Zaczinô sã téż zjiscywanié projektu Kaszëbsczi Marszrutë – bùdowa sécë (156 km) kòłowëch stegnów, parłãczącëch wszëtczé gminë chònicczégò krézu. Òstôł ju pòdpisóny dogôdënk ò sfinancowanim przez marszôłka wòjewództwa wnetka pòłowë kòsztów tegò wielemilionowégò zadania. Tak tej, chòc z rozmajitą chùtkòscą, jidzemë równak wprzódk. Felów i niechaniów je dërch wiele, chòc niejedné przë dobrëch chãcach mòżna ùprawic dorazu. Drãgò strzimac szôlejącé z wiôldżim trzôskã na Charzikòwsczim Jezorze chùtczé mòtórowé bôtë i wòdné skùterë; jich miewcowie przëjéżdżają tuwò zjiscëc swòjã lubkòsc, bò na zaòstałëch akwenach na szlachù Brdë òbòwiązywô cóna cëszë. To niekôróné dzejanié mô plac na terenie Zabòrsczégò Krôjòbrôzowégò Parkù i w blësczim sąsedztwie Nôrod-négò Parkù Bory Tucholskie. Nen nôrodny park, chòc jistnieje ju 16 lat, nié za wiele donëchczas zrobił dlô promòcji swòjich nôtërnëch wôrtnotów, a mógłbë doch òdegrac rolã kòła, jaczé nëkô wprzódk regionalną turistikã. pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 43 Tłom. D.M. 43 2012-05-02 10:37:00 muzyka Pomorza Studenci Akademii Muzycznej w repertuarze kaszubskim „Mòje stronë” – tak zatytułowano dwa koncerty poświęcone kaszubskiej pieśni artystycznej, w których swoje umiejętności zaprezentowali studenci Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Gdańsku. Pierwszy z nich odbył się 15 marca w macierzystej uczelni wykonawców, drugi zaś dwa dni później w Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej w Wejherowie (w ramach cyklu „Spotkania z muzyką Kaszub”). Młodzi artyści ze swobodą i wdziękiem potrafili się odnaleźć zarówno w niełatwej interpretacji pieśni ludowych z południowych Kaszub, jak i w całkowicie nowym dla siebie repertuarze regionalnym, takim jak liryka wokalna Jana Trepczyka, Władysława Walentynowicza i Henryka H. Jabłońskiego. Niestraszne okazały się dlań również meandry kaszubskiej fonetyki. W Gdańsku i Wejherowie wystąpili: Jacek Batarowski, Małgorzata Bąk, Róża Borzdyńska, Michał Bronk, Przemysław Cierzniewski, Karolina Driemel, Karolina Karcz, Kamila Kmiecik, Maciej Kozłowski, Marcin Miloch, Agnieszka Roskal, Joanna Sobowiec-Jamioł i Katarzyna Wilk. Solistom towarzyszyły Natalia Brodzińska (skrzypce) i Witosława Frankowska (fortepian) – pomysłodawczyni i organizatorka koncertów. Słuchaczom, którzy licznie przybyli do pałacu Przebendowskich i Keyserlingków w Wejherowie bardzo podobała się brawurowa interpretacja pieśni „Weselé z kòstuchą” dokonana przez Karolinę Driemel i Przemysława Cierzniewskiego, ale zachwyt budziły także piękne duety wokalne w wykonaniu Agnieszki Roskal i Róży Borzdyńskiej („Hej, mòrze”, „Mòje stronë”), Małgorzaty Bąk i Macieja Kozłowskiego („Andzia w lese”, „Pożegnanié”), Kamili Kmiecik i Karoliny Driemel („Gęsôrka”). Zainteresowanie wywołała zarówno liryczna kreacja Marcina Milocha („Łodze mòje”, „Teskniączka”), jak i szlachetny patos wykonawczy Jacka Batarowskiego („Ga Léba”, „Król i wòjôrz”). Wielu widzów rozbawiło identyfikowanie się z wykonywanym utworem przez Michała Bronka („Ùpiarti Michôł”) i sprawiły przyjemność pastelowe interpretacje Joanny Sobowiec- 44 pomerania_maj_2012.indd 44 1 3 4 2 1. „Król i wòjôrz” w wykonaniu Jacka Batarowskiego; 2. Maciej Kozłowski zaśpiewał pieśń „Psota”; 3. Duet: Karolina Karcz – Marcin Miloch i „Kaczci na rzéce”; 4. Koncert zakończyła „Teskniączka” Jana Trepczyka. -Jamioł („Ptôszkòwie na lëpie”, „Jabłoneczka”), Katarzyny Wilk („Lipa, lipaneczka”, „Hafciarka z Żukowa”) i Karoliny Karcz („Leszczëna”, „Kaczci na rzéce”). Podczas studiów na Wydziale Wokalno-Aktorskim gdańskiej Akademii Muzycznej młodzi ludzie poznają zróżnicowany repertuar muzyczny. Do niedawna jednak brakowało w nim utworów osadzonych w pomorskiej tradycji wokalnej. Dzięki marcowym koncertom studenci z różnych stron Polski mogli bliżej poznać pomorską kulturę, i to w sposób czynny. Pogłębianiu ich wiedzy na ten temat sprzyja fakt, że na wydziale pracują artyści-pedagodzy, którzy mają w swoim repertuarze utwory z Kaszub i Pomorza: Aleksandra Kucharska-Szefler i Witosława Frankowska (ponad 100 kaszubskich pozycji), Alicja Rumianowska, Anna Fabrello, Ewa Marciniec, Ryszard Minkiewicz, Piotr Kusiewicz, Krzysztof Bobrzecki, Przemysław Stanisławski, Dariusz Paradowski i Piotr Lempa. Tekst: Bogumiła Cirocka, zdjęcia: Anna Tarnowska. pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:01 historie wojenne Sonnbergówny ze Smolna Ludzkie losy bywają zawiłe. Gdy zaś wpiszemy je w wojenne ramy, wówczas rzeczywistość może się okazać jeszcze bardziej skomplikowana. Tak było z bohaterkami mojej opowieści, siostrami Anną i Agnieszką. SŁAWOMIR LEWANDOWSKI Prolog Choć mają niemieckojęzyczne nazwisko, jednak są Polkami i tak jak tysiące innych polskich obywateli doświadczyły wysiedlenia oraz pracy przymusowej na rzecz III Rzeszy. Podczas II wojny światowej na ziemiach wcielonych do III Rzeszy polską ludność wysiedlano i przemieszczano, żeby przygotować tereny pod osadnictwo niemieckie. Z kolei przymusowe zatrudnienie Polaków w niemieckiej gospodarce wojennej stanowiło jeden z elementów hitlerowskiej polityki okupacyjnej wobec polskiego narodu: Polakom wyznaczono rolę sług czy niewolników wielkoniemieckiej Rzeszy. Dzisiaj, gdy obie kobiety wspominają lata wojny, podczas których były rozdzielone, i krótki czas tuż po jej zakończeniu, gdy się spotkały przed zamieszkaniem na dwóch krańcach Polski (dzieli je dziś kilkaset kilometrów), z ich opowieści wyłaniają się dwa scenariusze przedstawiające obraz bliski wielu polskim rodzinom żyjącym na Pomorzu. Najpierw zniewolenie przez roszczącą sobie prawo do Pomorza Gdańskiego III Rzeszę, następnie wyzwolenie przez armię radziecką, które okazało się złudne: w miejsce jednego oprawcy przyszedł bowiem kolejny – nieprzewidywalni barbarzyńcy ze wschodu. ...dann raus! Choć dwójka rodzeństwa Sonnbergów ze Smolna (wówczas powiat morski, dziś pucki) spodziewała się tej „wizyty”, to jednak oboje liczyli na to, że do niej nie dojdzie. Niestety 22 lutego 1942 roku ok. godziny 2 w nocy najpierw usłyszeli ujadanie psa, a potem walenie w okno i wykrzyczany rozkaz: Aufstehen!!! (Wstawać!!!). Portret Anny Sonnberg z lat czterdziestych. pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 45 45 2012-05-02 10:37:02 historie wojenne niem psa. Zwierzę umilkło dopiero wtedy, gdy Wolle wyjął pistolet i strzelił do niego. Łzy stanęły mi w oczach. Chciałam podbiec do tego szkopa i zadusić go gołymi rękami – wspomina pani Krupnicka. Teri był moim przyjacielem. To było straszne przeżycie. Tej nocy niemieccy policjanci „odwiedzili” w Smolnie jeszcze kilka rodzin. Wcześniej wytypowali największe i najlepiej prosperujące gospodarstwa. Informacji dostarczyli im szpicle. Gospodarstwo Sonnbergów było zadbane, na tyłach domu był duży ogród, stodoła i obora, spełniało więc kryteria, którymi kierowali się okupanci. Ojciec rodziny był przed wojną sołtysem Smolna, co z pewnością również miało wpływ na decyzję o zarekwirowaniu jego mienia. Agnieszka Sonnberg w latach pięćdziesiątych. Gdy do domu weszli niemieccy policjanci, kierujący nimi Wolle (według relacji świadków był wysoko postawionym policjantem w Pucku) wrzasnął: Sie haben 20 Minuten zu packen und dann raus! (Macie 20 minut na spakowanie się i potem wynocha!). Niespełna szesnastoletnia Agnieszka i jej o kilka lat starszy brat Franciszek wcześniej spakowali najpotrzebniejsze rzeczy, gdyż o tym, że przyjdą po nich niemieccy policjanci uprzedził ich ówczesny sołtys Smolna Hildebrandt, ale dla niepoznaki pospiesznie spakowali jeszcze kilka drobiazgów. Potem wyszli na zewnątrz. Kazano im przygotować wóz i zaprzęgnąć do niego konia z ich gospodarstwa. Gdy wykonali rozkaz, policjanci przyprowadzili mieszkającą w sąsiednim domu ich starszą siostrę z dwójką małych dzieci. Młodsze z dzieci miało niespełna dwa miesiące, drugie niecałe dwa lata. Jej także kazano się szybko spakować i opuścić dom. Trudno nam było zdecydować, co jest ważne, a co nie, co zostawić, a co zabrać. Nie dało się spakować na wóz całego dobytku – wspomina dzisiaj pani Agnieszka, obecnie Krupnicka). Zanim przyszli hitlerowcy, Franciszek ukrył w stodole pod stogiem siana żeliwne wahadełko ze starego zegara, licząc na to, że uszkodzony zegar nie wzbudzi zainteresowania szabrowników – dodaje. Tej nocy było wyjątkowo mroźno. Krzyki nazistów mieszały się z ujada46 pomerania_maj_2012.indd 46 Czy Polka nie sprawia kłopotów? Na wozie jadącym, jak się okazało, do Pucka nie było rodziców rodzeństwa Sonnbergów, którzy w tym czasie przebywali z młodszymi dziećmi w drugim gospodarstwie w Sławutówku, gdzie ojciec budował nowy dom dla licznej rodziny. Zabrakło też ich siostry Anny, która kilka godzin wcześniej opuściła dom. Nie było na nim również Franciszka, którego zabrano innym wozem w nieznanym wówczas siostrom kierunku. Tej nocy 10-osobowa rodzina Sonnbergów została rozdzielona na długie lata. Ich rodzinny dom w Smolnie zajęli tzw. Baltendeutsche, czyli Niemcy z północy, z dzisiejszych terenów Łotwy i Estonii. Dotarliśmy do Pucka nad ranem. Przed tamtejszym dworcem kolejowym kazali nam zejść z wozu i ustawić się w szeregu – wspomina po latach pani Agnieszka. Od pracowników miejscowego urzędu pracy dowiedziała się, że będzie pomagać w opiece nad dzieckiem u pewnej zniemczonej rodziny. Jak się później okazało, jej obowiązki były znacznie szersze. Jej pracę u nowych gospodarzy nadzorował Wolle, ten sam, który w nocy walił pięściami w okno ich domu i który zastrzelił psa pani Agnieszki. Przyjeżdżał rowerem niemal codziennie i wypytywał, jak się spra- wuje Polka, czy Polka nie sprawia kłopotów, czy Polka wykonuje wszystkie polecenia. Lotnisko Heligebiel Gdy Agnieszka Sonnberg jechała w stronę Pucka, jej siostra Anna ukrywała się przed hitlerowcami w Smolnie, u teściów ich brata Leona. Jak mówi dzisiaj niemal 90-letnia Anna (obecnie Gruba), bała się nieobliczalnych ludzi w mundurach, dlatego postanowiła się ukryć. Wkrótce potem zamieszkała u smoleńskiego gospodarza, któremu pomagała w prowadzeniu domu i przy wychowywaniu nastoletnich, osieroconych przez matkę synów. Po kilku miesiącach zdecydowała się opuścić Smolno. Pojechała do Pucka. Udała się tam do urzędu, aby dopełnić obowiązku meldunkowego. Sprawny niemiecki urząd szybko roztoczył nad nią „opiekę” i znalazł dla niej zajęcie. Wkrótce pani Anna wraz z trzema innymi kobietami: Różą z Mrzezina, Rozalią z Brudzewa i dziewczyną z Łebcza (pamięta dziś tylko jej nazwisko – Dettlaff) znalazła się w mieście Elbing (Elbląg) w ówczesnych Prusach Wschodnich. Skierowano je do prac przymusowych na terenie lotniska Heligebiel, miały składać samoloty. Mieszkałyśmy w drewnianych barakach podzielonych na kilka pokoi, w których stały piętrowe łóżka. Wprawdzie nie było żadnych wygód, ale warunki były całkiem znośne, podobnie jak jedzenie – wspomina pani Anna. Mieszkałam m.in. z trzema wspomnianymi dziewczynami, w sumie w pokoju było nas osiem. W obozie pracy, bo tak właściwie powinno się mówić o tym miejscu, od rana do wieczora pracowało bardzo dużo ludzi. Jak wielu? Tego Anna Gruba nie jest dziś w stanie określić. Do zadań pani Anny należało montowanie elementów z korpusu samolotu. W Elblągu, z dala od rodziny, Anna spędziła niemal trzy lata, do czasu wyzwolenia obozu przez Rosjan w marcu 1945 roku. Przez Żelistrzewo do Wrocławia Agnieszka Sonnberg ze służby u zniemczonych Pola ków została zwolniona za „pyskowanie”. Miała już pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:03 historie wojenne dość poleceń gospodyni, która kazała jej m.in. macać kury, aby sprawdzić, która zniesie jajko, miało to zapobiec późniejszemu ich zawieruszeniu się. Jajka były cennym towarem wymiennym w czasach, kiedy większość produktów była na kartki. Pojechała wówczas do rodziny do Żelistrzewa. Tam znalazła pracę w małej manufakturze produkującej części metalowe, prawdopodobnie do samolotów. Pracowała tam do momentu, w którym Armia Czerwona wkroczyła do Gdańska i Gdyni. Dobiegające z oddali odgłosy toczących się walk i świsty pocisków kierowanych w stronę Helu zatrzymały produkcję. Żołnierze radzieccy, którzy dotarli na Pomorze jako pierwsi, brali miejscową ludność za Niemców. Oprócz wyzwalania zajmowali się także zabijaniem oraz wyłapywaniem głównie młodych kobiet, których los był przypieczętowany. Pani Agnieszka niejednokrotnie chowała się przed Rosjanami w piwnicy, a raz nawet w kominie do wędzenia. Po ostatecznej kapitulacji III Rzeszy i odejściu Rosjan z Żelistrzewa i okolic pani Agnieszka wróciła do Smolna. Rodzinny dom, który musiała opuścić trzy lata wcześniej, był opustoszały, splądrowany i zniszczony, podobnie jak pozostałe budynki w gospodarstwie. Rodzina niemieckich Bałtów, która mieszkała w gospodarstwie Sonnbergów przez ponad trzy lata, nie zajmowała się rolnictwem, o czym świadczyło i zarośnięte perzem pole, i wciąż znajdujące się pod stogiem siana wahadełko od zegara, schowane tam w 1942 roku przez Franciszka. Tu nie ma czego szukać, trzeba iść w świat – pow ied zia ła wówczas Agnieszka Sonnberg, widząc bezmiar zniszczeń. Pojechała do Warszawy, gdzie trudniła się m.in. sprzedażą świeżych bułeczek i herbaty podczas wyścigów konnych. Kolejnym przystankiem w jej życiu był Wrocław. Poznała tam swojego męża i mieszka do dziś. Powrót do domu Po wejściu Rosjan do Elbląga Anna Sonnberg wraz z pozostałymi pracownikami lotniska Heligebiel trafiła do Bydgoszczy. Jak wspomina, nie wiedzieli, dokąd ich wiozą. Krążyły pogłoski, że Rosjanie wywożą przymu- Lotnisko w Elblągu w 1944 r. Anna Sonnberg w górnym rzędzie, pierwsza od lewej. sowych robotników w głąb Związku Radzieckiego. Z Bydgoszczy, w towarzystwie Róży z Mrzezina i pani Dettlaff z Łebcza, udało jej się dojechać do Gdańska, a stamtąd do Redy. Do rodzinnego Smolna pani Anna przyjechała wozem konnym, którego właściciel zgodził się zabrać podróżne. Był maj 1945 roku. Droga do domu nie była łatwa. Najpierw jechaliśmy kilka tygodni w bydlęcych zamkniętych od zewnątrz wagonach, potem zaś czekała nas jeszcze długa droga do domu, podczas której musieliśmy handlować tym, co mamy, choćby własną garderobą, aby zdobyć cokolwiek do jedzenia – wspomina. Pamięta, że gdy wróciła do rodzinnej miejscowości, od razu zbiegli się ludzie i pytali, gdzie była, co robiła i co widziała. Byli ciekawi, co się z nią działo przez lata nieobecności w Smolnie. Pytali również, czy widziała członków ich rodzin, którzy dotąd nie wrócili. Wśród pytających był ojciec Rozalii Okoń z Brudzewa, z którą pani Anna przyjechała do Elbląga pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 47 i z którą mieszkała w jednym pokoju przez niemal trzy lata. Według relacji pani Anny Rozalia podczas ewakuacji obozu dołączyła do innej niż ona grupy, z którą po dotarciu do Bydgoszczy udała się w nieznanym jej kierunku. Mieszkańcy Smolna, szczególnie w pierwszych miesiącach po zakończeniu działań wojennych, pomagali sobie wzajemnie odbudować gospodarstwa. Ci, co mieli więcej, dzielili się z tymi, którzy cierpieli niedostatek. Jak wspomina pani Anna, można było liczyć na sąsiedzką pomoc. Po powrocie do Smolna Anna spotkała się z Agnieszką, która wkrótce opuściła rodzinne strony. Po wojnie pani Anna z mężem Janem Grubą, komandorem podporucznikiem Marynarki Wojennej i dwoma synami: Zdzisławem (ur. 1948 r.) i Mieczysławem (ur. 1952 r.) mieszkała m.in. w Ustce i Świnoujściu, jednak sercem związana była z miejscem, w którym się urodziła i wychowała. Dziś mieszka z rodziną w Pucku, kilka kilometrów od rodzinnego Smolna. 47 2012-05-02 10:37:03 z Kociewia Bielawa MARIA PAJĄKOWSKA-KENSIK Magiczne słowo. Dla mnie (choć może też dla kogoś innego) magiczne. W pomorskich słownikach ma znaczenie neutralne. Teraz jest to już archaizm. Młodym trzeba tłumaczyć, co to jest bielawa lub bielnik. Ja do tego słowa uparcie wracam, bo ukryła się w nim długa starokociewska opowieść mojej matki – jak to trzeba było pilnować rozpostartych na czystej łące i przód wipranych jasnych ręczników, powłok, prześcieradeł, by w słońcu stały się jeszcze bielsze. Aby zwiększyć efekt, kilka razy polewano je czystą wodą. Gdy w po- bliżu było stadko gęsi, należało bielawę chronić przed nimi, bo nijak nie mogły zrozumieć, że to miejsce na łące nie jest dla nich. W pozimowej tęsknocie za gorącym słońcem warto sobie wyobrazić tę ludową praktykę, którą dziś zastępuje wszechobecna chemia. W swoich archiwalnych zbiorach mam też zachowaną gwarową opowieść mojej matki chrzestnej o tym, jak przebiegało dawne pranie z baliją, z tarą, z kijankami, sztukowaniem… Wracam do czynności wybielania. I myślę o powalanych słowach, o brudnych rzeczach i sprawach, które warto by wybielić, by wokół nas zrobiło się jaśniej, by w tym, co jasne, zagnieździła się nadzieja. A polityka? Boże, to są dopiero ciemne, zabrudzone obszary. Tu potrzebne są ogromne przestrzenie bielawy… Myślę, że każdy ma (może mieć) swoją życiową bielawę. Trzeba tylko znaleźć łąkę, a łąki bywają poetyckie. Miał taką znany kaszubski pisarz, Jan Drzeżdżon. Wiosną wybraliśmy się w jego rodzinne strony, by zatrzymać się przy domu, który go pamięta. Ktoś z rodziny zwrócił naszą uwagę na ceglany okrąg w ogródku, którym matka twórcy wyznaczyła przestrzeń dla minionych kwiatów. Jeszcze drzewa te same i fragmenty płotu, i zatrzymany dla nas, czyli wszystkich przeżywających „jego światy”, widok na jezioro Bielawa. Taki sam jak na okładce jego książki pt. Kòl Biélawë. Jak dobry znak na jeziorze pływały właśnie dwa białe łabędzie, dwa dni wcześniej przëlecóné; może z kolejnego pokolenia tych, które widział niepospolity Kaszuba. Teraz już nie tylko Mariczka, ale i on przebywa na swòji wieczny lące… Żałuję, że mam za mało czasu, by się do woli naczytać jego tekstów, w których pełno swojskich obrazów zwielokrotnionych przez magiczne odniesienia. Lubię to przechodzenie codzienności w odświętność, tajemnicę, magiczność. Może jeszcze nie zgasła zapalona zielona lampa, może nie zapodział się przyniesiony mu z Kociewia kamuszek. W realizmie magicznym wszystko może się zdarzyć. W tym roku znowu widziałam lecące dzikie gęsi. Rôczba Zaproszenie Z wiôlgą bùchą chcemë le wszëtczim wkół dac do wiédzë, że z leżnotë 50 lat dzejaniégò Karna Sztudérów „Pòmòraniô” Pòmòreńcowie ë lubòtnicë karna mdą fest fejrowac. Z ti téż przëczënë Zarząd KS „Pòmòraniô” serdeczno rôczi na wiôldżi bal i rechùje na zjachanié sã stolëmny gromadë naszich lëdzy. Wszem, wobec i każdemu z osobna wiadomym się czyni, iż z pałającą w sercach dumą z okazji jubileuszu 50-lecia działalności Klubu Studenckiego „Pomorania” świętować będą hucznie Pomorańcy i sympatycy klubu. Na uroczysty bal, serdecznie i z nadzieją osiągnięcia wysokiej frekwencji, zaprasza Zarząd KS „Pomorania”. Nen Pòmòreńsczi Bal zacznie sã 12 maja 2012 r. ò gòdz. 6 pò pôłnim w rozegracjowi zalë Kłosowò (wies Kłosowò kòl Przedkòwa). Ów Bal Pomorański zainicjowany zostanie 12 maja 2012 r. o godz. 18 w sali bankietowej Kłosowo (miejscowość Kłosowo k/Przodkowa). Je to apartnô leżnota do zabawë. Atrakcjów òb czas balu zycher nie zafelëje. Bãdze to òsoblëwé wëdarzenié, bo w jednym placu pòtkô sã czile pòkòleniów Pòmòreńców. Pòspólnô rozegracjô sparłãczonô z wspòminkama ë wëmianą doswiôdczeniów gwës mdze bëlnym dzélã baro bògati historie karna. Okazja do świętowania jest nie lada. Atrakcji podczas balu nie zabraknie. Wydarzenie będzie wyjątkowe, bo spotka się na nim kilka pokoleń Pomorańców. Wspólna zabawa, uwieńczona wspomnieniami i wymianą doświadczeń zapewne wpisze się pozytywnie w karty, jakże bogatej już, historii klubu. Kòntakt: Paweł Kòwalewsczi, tel. 601-616-125, [email protected]; Wioleta Dejk, tel. 723-935-073, [email protected]; Paùlina Szmidka, tel. 507-527-051, [email protected] 48 pomerania_maj_2012.indd 48 pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:03 opowiadanie kociewskie / zachë ze stôri szafë Jezdóm Kociewiakam MARIA BLOCK Deliberowała żam se niédawno, co Kociéwie na mnie znaczy i czamu ja w ogóle tutej wéw Anglji (bo tera wéw Anglji za moim chłopam i gzubami siedze) zamiast sia wéw jakiś film po angelsku gapsić, tera tu ślencze na komputerze i psisze ta bajka. Już żam chciała nasprawda to ciepnónć, arbata se przyrychtować abo ziuźkać do moich brojków lejcieć i pod pludry sia wkarować, ale dzie tam, do psisania żam sia wziéła. Toć tutaj to już nawet po polsku nié gadam a co dopsiéro po kociewsku, ino po angelsku coś tamoj szwargotam, jak chce kupsić mléko na dzieszczków czy mniaso. Bo zéz dzieszczkami calulki dziań se spendzam, łazimy se po parkach, na place zabaw żgamy non stop, ino jak pogoda psiankna, bo tu pada ciangam, wianc za dużo sia nié nalatamy. Ale knapkowi żam kupsiła take buksy gumowe zielone jak na rybaków, do tego kaloszki modre i jaczka żółta i może se po wodzie lejtać. Jo, i on lejta, ino na mnie to nié je take śmnieszne, bo ja żadnej frakety galancie na deszcz nimam. Ale co sia na gzuba nié zrobji, toć na niego to ja mogę nawet sia wéw téj plucie wykompać, ino żeby on béł szczanśliwy! Co je wéw tym Kociéwju, że ja wéw sercu je durcham czuja i mnie pika czansto, jak znówki dzieś trza przenosiny urzóndzać. Toć ja na Kociéwju już od dziewiańciu lat nié mnieszkam, a żam nié zabaczyła. Żam nié zabaczyła, bo nié moge zabaczyć tych łycajóncych wjérzbów, co wyjrzo jak stare baby przy drodze. Tych składów, co dwudziesty psiyrszy wiek niby je, a tamoj ino psiwo i chleb zéz zawczorym. Te rzeczki, zawalone jakimiś kamlotami i knorami, zéz bobrami i inszó gadzinó. Jo, wóm mówja wéw Uczbie na Kociéwju czytasz, że Wierzyca to najwalniéjsza (nié liczónc Wisły) rzeka na Kociéwju, jedziesz to oblukać, a tu pluta sia cióngnie bez jakiś biszong i walna mi rzeka. I tak wóm powjam, że nié wjém, co je takégo wéw Kociéwju, ale mnie ani morze, ani zamki angelske, ani jakeś tamoj szwedzkie muzeła nié ruszajó i ciangam ino te drzewka wjidza wéw duszy. Mój chłop to je Kaszub, a moje gzuby to só światowe jak nic, bo kto to wjidział, żeby trzy lata mnieć i po angelsku flefronić abo na pół roczku samolotem lejtać. I im to je wszytko jedno, ale ja jak ino moga, zara do Czarnéj Wody abo inszego Czczewa żgam, co by eszcze trocha poczuć ta kociewska ziamnia. SŁOWNICZEK: arbata – herbata; biszong – zagajnik; ciangam, durcham – zawsze; eszcze – jeszcze; flefronić – mówić niewyraźnie; frakety – tu: ubrania; gadzina – zwierzęta; galancie – elegancko; gzuby – dzieci; jaczka – kurteczka; knapek – chłopiec; knor – gałąź; łycać – płakać; pludry – pościel; pluta – kałuża; szwargotać – mówić, snuć opowieści; walny – duży; wyjrzeć – wyglądać; zabaczyć – zapomnieć; zawczorym – przedwczoraj. Brandszure Kò kòżdô białka bë chca bëc jak nôpëszniészô, nôsnôższô, nôpiãkniészô. Na codzéń a nôbarżi òd swiãta. Sobie a chłopóm sã widzec – wôżnô rzecz. Na niedzelã, wieselé, przëjãcé, roczëznã òblokałë sã białczi w nômódniészé ruchna. Òbleczënk wôżny, ale co z nyma włosama zrobic? Wëmëc, wësëszëc, a tej fejn wëfrézowac. Przódë mògła sã białeczka na przëmiôr fejn na głôdkò ùczosac i ju, ale… Mòże bë tak co jinszégò, módniészégò, mógł z nyma klatama zrobic? Do te bëła lokówka, z niemiecka zwónô brandszure. Sygło le jã bëlno nagrzôc, a fejn wałë z ji pòmòcą zrobic. Mùszôł le òpasowac, bë za mòckò lokówczi nie nagrzôc. Kò spôlëc klatë szło czësto letkò. Nó to bëła rada. Przed ùżecym robiło sã test na gazéce, żlë na sã nie spôlëła, tej i do włosów mógł lokówkã ùżëc. Ta na òdjimkù je z pòczątkù XX stalatégò. rd pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 49 49 2012-05-02 10:37:04 pod patronatem „Pomeranii” XXVII Kaszubski Spływ Kajakowy Śladami Remusa Serdecznie zapraszamy do udziału w spływie, który będzie trwać od 7 do 15 lipca 2012 roku i prowadzić rzeką Słupią z Sulęczyna (powiat kartuski) do Słupska. Organizatorem spływu jest Klub Turystyczny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Wanożnik, a realizatorem – na zlecenie Klubu – Biuro Turystyki Kwalifikowanej i Aktywnego Wypoczynku Glada. Patronat medialny sprawuje redakcja „Pomeranii”. go sprzętu. Udziału w spływie innych jednostek pływających niż 1-, 2- i 3-osobowe kajaki oraz kanu nie przewiduje się. Wiosłującym mogą towarzyszyć kolarze. Grupa rowerowa jest dla osób pełnoletnich i dla liczących 10–17 lat pod opieką osób pełnoletnich. Uczestnicy i sprzęt Spływ jest dla osób dorosłych, młodzieży i dzieci co najmniej 8-letnich. Będziemy dysponowali dla uczestników spływu kilkudziesięcioma kajakami, które dowieziemy na miejsce startu i odwieziemy z mety spływu. Nie zapewniamy natomiast przewozu prywatne- Przewidywane opłaty i terminy Wpisowe normalne od osoby wynosi 280 zł, zniżkowe – 230 zł; w tym 23 proc. VAT. Sumy powyższe pokrywają część kosztów organizacyjnych, m.in. ubezpieczenie osób, osiem posiłków polowych, przewozy bagaży między biwakami, opłaty za biwakowania, koszty imprez Zgłoszenie na XXVII Kaszubski Spływ Śladami Remusa ZAŁOGA: 1. Osoba prowadząca kajak (pełnoletnia) lub rower Imię i nazwisko Data urodzenia Nazwa i nr dowodu tożsamości PESEL Adres (z kodem) Tel. (+ kierunkowy): dom praca komórkowy e-mail Praca/nauka** (nazwa i miejscowość) Zawód/zajęcie Należy do: ZKP (podać oddział) KT Wanożnik 2. Członek załogi kajaka (minimum 8 lat) lub niepełnoletni rowerzysta Imię i nazwisko Data urodzenia Nazwa i nr dowodu tożsamości Nr karty rowerowej* Adres (z kodem) Tel. (+ kierunkowy): dom praca komórkowye-mail Praca/nauka** (nazwa i miejscowość) Zawód/zajęcie Należy do: ZKP (podać oddział) KT Wanożnik KAJAK: Chcemy pożyczyć kajak od organizatorów TAK Mamy własny: plastikowy składany ZGŁOSZENIE DO GRUPY: kajakarze NIE iluosobowy? kolarze Podpisy osób zgłaszających się (nie dotyczy wysyłających zgłoszenie e-mailem): *obowiązuje osoby niepełnoletnie w grupie rowerowej **zbędne skreślić 50 pomerania_maj_2012.indd 50 kulturalnych, wykonania pamiątkowej plakietki i informatora-regulaminu-przewodnika. Zniżka przysługuje członkom KT Wanożnik, którzy opłacili składki członkowskie do 2012 roku włącznie, członkom ZKP, którzy okażą podczas rejestracji zaświadczenie ze swego oddziału potwierdzające opłacenie składek do 2012 roku włącznie, studentom i uczniom. A ponadto – jeśli jednemu z dorosłych członków rodziny przysługuje zniżka, to z ulgowego wpisowego mogą skorzystać także pozostali członkowie rodziny, którym ona z innego tytułu się nie należy. Kajak wypożycza i płaci zań osoba go prowadząca. Opłata za jego wypożyczenie i przewożenie wynosi 180 zł. W razie nieodebrania go na starcie w sobotę 7 lipca wpłata ta nie będzie zwracana. Kaucja za kajak wynosi 50 zł (jako zabezpieczenie pokrycia ewentualnych kosztów jego drobnej naprawy) i będzie pobierana na starcie. Pisemne zgłoszenia udziału na załączonym wzorze (który należy powiększyć do rozmiaru A-4) będą przyjmowane do 3 czerwca. Można je wysyłać pocztą (uwaga: nie stosujemy urzędowej zasady daty stempla pocztowego!) pod adresem Biura Glada (adres poniżej), e-mailem: [email protected] lub złożyć w siedzibie Klubu Wanożnik (adres poniżej). Wszystkich zgłaszających się, którzy się posługują pocztą elektroniczną, prosimy o podanie – dla ułatwienia kontaktu – swego e-maila. Do 19 czerwca wyślemy pisemne powiadomienie o przyjęciu zgłoszenia, a osobom przyjętym na spływ – także informator-regulamin-przewodnik. Opłaty należy uiścić do 25 czerwca na konto BTKiAW Glada: Bank Multibank 88 1140 2017 0000 4702 0555 6339 z dopiskiem „Spływ Śladami Remusa”. Niedopełnienie tego będzie oznaczać rezygnację z udziału w spływie. Przewodniczący Komitetu Spływowego Edmund Szczesiak Realizator: Stefan Gorajek, tel. kom. 504 601 474, [email protected] Adres Biura Turystyki Kwalifikowanej i Aktywnego Wypoczynku Glada: ul. Płk. Dąbka 149/2, 81-107 Gdynia Adres Klubu Turystycznego Wanożnik: ul. Straganiarska 21–23, 80-837 Gdańsk z dopiskiem „Spływ”; tel. (58) 301 27 31, tel./faks (58) 346 26 13 pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:05 Nowe materiały dla kaszubistów Scenarniczi ùczbów kaszëbsczé-gò jãzëka pod red. Róży Wosiak-Śliwy zostały opublikowane jako pokłosie Pody plomow ych Stud iów Kwa lifikacyjnych Pedagogiczno-Metodycznych Nauczania Języka Kaszubskiego (rocznik 2010–2011). Studia współfinansowała Unia Europejska, a projekt zrealizował Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w partnerstwie z Akademią Pomorską w Słupsku. Ze wstępu do zbioru czytelnik dowiaduje się, że scenariusze lekcji (których jest 70) zostały napisane przez słuchaczy w ramach praktyk pedagogicznych pod opieką Felicji Baski-Borzyszkowskiej (11), Witolda Bobrowskiego (14), Jaromiry Labuddy (10), Iwony Makurat (15), Lucyny Sorn (9) i R. Wosiak-Śliwy (11). Walorami omawianej książki są: duży format (A4), twarda oprawa, przejrzyste rozplanowanie scenariusza lekcji na część zawierającą opis kształcenia i zarys pracy lekcyjnej (opracowanie graficzne Maciej Stanke) oraz kolorowe, wyraziste ilustracje (Joanny Koźlarskiej), które po właściwym przygotowaniu przez nauczyciela (kolorowe odbitki, usztywnione lub laminowane) mogą na długie lata być pomocą dydaktyczną w codziennej pracy. Większość projektów przeznaczona jest dla uczniów najmłodszych, tylko kilka to scenariusze lekcji, jakie można poprowadzić w szkole ponadpodstawowej. Dominują lekcje wprowadzające nowe słownictwo na tle treści kulturowych, rzadziej literackich; tekst literacki (częściej poetycki i to we fragmencie) jest w większości przypadków tylko źródłem słownictwa (wyjątek stanowi np. lekcja dotycząca pisarstwa A. Łajming). Brakuje ćwiczeń ortograficznych, ważkich dla kaszubszczyzny pisanej in statu nascendi, co dziwi w kontekście masowego udziału uczniów w dyktandzie kaszubskim i w realiach dbałości o poprawność pisania (nauka ortografii służy kształceniu umiejętności czytania!) w dydaktyce języka ojczystego na I i II etapie edukacyjnym. Dominacją tych okresów szkolnych w zebranych scenariuszach trzeba chyba tłumaczyć nieczęste występowanie ćwiczeń gramatycznych. Można też jednak podejrzewać niezrozumienie przez autorów samej istoty nauczania o języku dla nauki języka; od początków nauki każdego języka (psycholingwistyka odróżnia odmienność procesu przyswajania i uczenia się) – jeszcze bez wprowadzania pojęć i terminów językoznawczych! – należy dostrzegać wieloaspektowość kształcenia kompetencji komunikacyjnej, gdzie różne płaszczyzny się przenikają: 1) kształcenie sprawności nadawczych i odbiorczych, 2) sfera fonologiczna, leksykalna i składniowa, 3) odpowiedniość stylu i kontekst sytuacyjny, historyczny, społeczny, kulturowy itp. Szkoda, że w zbiorze 70 scenariuszy takiej zaplanowanej harmonijności brakuje. Analiza całego zgromadzonego materiału (niestety, książka nie ma spisu treści!) ujawnia, że praca grupy studentów podporządkowana była indywidualnej koncepcji animatora: 1) tematyce, np. J. Labudda – „profesje” (m.in. stolôrz, młënôrz, piekôrz, gòspòdôrz, krôwcka, frizér, ògniôrz, zwierzãcy doktór, urzãdnik), R. Wosiak-Śliwa – „Bënë pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 51 i bùten” (mòje chëczë, jizba dzénnô, wiôlgô jizba, w kùchni, na targù, kino, w krómie, nad wòdã), 2) celowi nauczania, tu: F. Baska-Borzyszkowska – kultura materialna i duchowa Kaszub, 3) bogaceniu słownictwa, tu: W. Bobrowski – z wykorzystaniem tekstu literackiego jako źródła leksyki, L. Sorn – różnorodne ćwiczenia motoryczne i sensoryczne, 4) znanemu w dydaktyce wczesnoszkolnej „chwytowi” metodycznemu, np. w grupie I. Makurat w świat nauki wprowadza uczniów pùpka Marzëbiónka. Zgromadzony w scenariuszach materiał leksykalny – obok wspomnianego wcześniej ikonograficznego – jest bezsprzecznym atutem książki. O wpływie opiekunów grup na pracę wychowanków świadczą nie tylko różnice w opisach celów lekcji czy działu, którego dotyczy projektowana jednostka dydaktyczna, ale także dobór pomocy dydaktycznych, sposób ich prezentacji, opracowanie bibliograficzne, a nade wszystko szczegółowość zapisu czynności ucznia na lekcji (to zapewne jest też wypadkową wcześniejszych umiejętności studentów): od projektów kilkustronicowych, zawierających poprawnie zbudowany system ćwiczeń, nawet z nadmiernie wyeksponowanym materiałem językowym (m.in. puste tabelki i krzyżówki, duże kolorowe ilustracje, miejsce na wypisanie wniosków), po lapidarne wypunktowanie czynności nauczyciela, opis kolejnych etapów pracy, co nie jest przydatne w działaniu lekcyjnym. Praktyczne zastosowanie znajdą scenariusze zawierające zapis polecenia, materiał, na którym uczeń ma wykonać czynności umysłowe i językowe, oraz zapis wniosków, do których trzeba w wyniku danego zadania dojść. Odrębność grup widoczna jest również w doborze lektury, np. w całej grupie powtarzają się te same tytuły podręczników do nauki kaszubskiego i słownik polsko-kaszubski J. Trepczyka. Zdumiewa powszechność wykorzystania w dydaktyce tego dzieła z 1994 r. (jest w bibliotekach?) przy nieobecności normatywnego słownika E. Gołąbka (wyjątkowo na s. 141, 143, 255) oraz Biuletynów Rady Języka Kaszubskiego (Biuletin z 2008 r. tylko w lekcji o imionach). Przecież zasady 51 2012-05-02 10:37:05 lektury pisania (ortografia, fleksja, morfologia) są ciągle modyfikowane, a ważnym zadaniem edukacji szkolnej jest wprowadzanie aktualnych ustaleń normatywnych. Przy okazji zasmuca okazjonalność użycia słownika B. Sychty oraz zupełny brak wydawnictw metodologicznych, w tym także dodatku edukacyjnego „Pomeranii” Najô Ùczba, i stron internetowych, które przy braku wydawnictw zwartych powinny być dobrze znaną skarbnicą pomysłów i doświadczeń kaszubisty. Mimo istotnej przewagi treści kulturowych nad innymi autorzy scenariuszy oprócz czytanek z Kaszëbsczégò abecadła Bobrowskiego i Kwiatkowskiej stosunkowo często wykorzystują własne tłumaczenia polskiej poezji dla dzieci, np. znane z podręczników szkolnych: Môłô krôwcka (s. 10, H. Golcowa, Mała krawcowa), Czas miłotë (s. 87, W. Woroszylski, Czas miłości; ćwiczenia do wiersza J. Ratajczaka Przed nocą w drugim scenariuszu autorki-tłumaczki, ale całego tekstu brak), Tãga w kroplë deszczu (s. 159, H. Zdzitowiecka, Tęcza w kropli wody); inne tłumaczenia z omyłkami bibliograficznymi: J. Wëbiéralsczi, Czarzoné słowa (s. 157, por. www.naszedziecko. net Jolanta Wybieralska, Magiczne słowa,), D. Gellner, Malowóné jaja (s. 275, właściwie H. Szayerowa, Pisanki; D. Gellner napisała inny wiersz o tym samym tytule). Przekłady te wzbogacają dorobek translatorski kaszubszczyzny, choć może nie zawsze utrzymują rytm, rym, układ wersów… Na marginesie rodzi się pytanie: czy słuchacze studiów poznali dorobek piśmiennictwa kaszubskiego dla dzieci? Wyjątkowo tylko pojawia się antologia wierszy dla dzieci Mësla dzecka (s. 56), opowiadanie Jak żółw ë zajc Kaszëbë zwiédzalë ze zbioru R. Drzéżdżónka Kòmpùtrowé krôsniã (s. 64), bajka A. Nagla ze zbioru W krainie baśni i bajek kaszubskich (s. 122) i tegoż Szadi Władi. Nic więcej! Dobrze, że zbiór scenariuszy lekcji języka kaszubskiego ukazał się jako jedna książka. Zgromadzenie materiałów i rozwiązań dydaktycznych w zwartym wydawnictwie ma oczywisty charakter praktyczny, zatem na pewno antologia stanie się pomocą dla całej rzeszy nauczycieli. Mając na uwadze adresata właśnie, redaktorzy i korektorzy powinni byli dołożyć 52 pomerania_maj_2012.indd 52 wszelkich starań, aby zapisy kaszubskie były bezbłędne, a niestety, wiele tu literówek. Opiekunowie grup – ze świadomością finalnej publikacji – mogli wymagać od podopiecznych większej rzetelności: w zapisie ćwiczeń, w kompletowaniu źródeł, w dokumentowaniu niewątpliwie wykorzystanych źródeł (niejeden pomysł znaleźć można w internecie…). Niejednolitość zapisu scenariuszy w pewnych okolicznościach staje się atutem – każdy belfer ma swoje upodobania co do sposobu zapisu działań dydaktycznych – ale brak cech różnorodności i wielofunkcyjności dla układu ćwiczeń szkodzi efektywności kształcenia. Dzięki skupieniu w jednym miejscu projektów kilkudziesięciu nauczycieli łatwiej zobaczyć aktualne tendencje i żywotne potrzeby dydaktyki języka kaszubskiego, a wśród nich za priorytetowe uważać można: wypracowanie zintegrowanych metod nauczania językowego i kulturowego, wzbogacenie warsztatu pracy nauczyciela szkoły ponadpodstawowej oraz zachęcanie kaszubistów do podejmowania wysiłku samokształcenia. Justyna Pomierska Scenarniczi ùczbów kaszëbsczégò jãzëka, red. Róża Wosiak-Śliwa, Wydawnictwo Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego, Gdańsk 2011 Kôrbiónka Rómka & Tómka We współczesnym piśmiennictwie kaszubskim można zaobserwować silną obecność jednego z gatunków publicystycznych – felietonu. Pojawia się on m.in. w „Pomeranii”, „Gazecie Kartuskiej” czy „Nordzie”, będąc wyrazistą częścią składową każdego numeru, przyciągając uwagę tematyką lub stylem narracji. Felietonista powinien umiejętnie nawiązywać do klasycznych znamion gatunku i urzeczywistniać przynajmniej kilka celów: informować o świecie, ocenić zachodzące w nim zjawiska i co szczególnie wyróżniające – wyrazić własny stosunek do rzeczywisto- ści. W kaszubskiej tradycji literackiej felietony zaczęły powstawać dopiero za czasów zrzeszeńców, dzięki Aleksandrowi Labudzie, który w rubryce „Guczów Mack gôdô” konsekwentnie przedstawiał czytelnikom periodyku „Zrzesz Kaszëbskô” swój punkt widzenia na kwestie polityczne, administracyjne i kulturowe. Można co prawda uważać Jana Karnowskiego, a może nawet i Floriana Ceynowę za autorów, którzy tworzyli publicystykę o formach zbliżonych do felietonistyki, lecz cele informacyjne lub naukowe, jakie im przyświecały, na dalszy plan usunęły elementy stylu artystycznego typowego dla wypowiedzi felietonowej. Natomiast Guczów Mack wykreowany przez Aleksandra Labudę w satyrycznym ujęciu świata, ze stale zaznaczoną kaszubskością, własnym głosem i bez skrępowania domagał się zmian, wartościował, manifestował i wyśmiewał fakty, ludzi i zjawiska. Nie zawsze były to teksty najwyższych lotów, nie zawsze żart trzymał się ram dobrego tonu, lecz mimo to felietony Labudy podobały się czytelnikom, a on nie uciekał przed odpowiedzialnością za swoje słowa. Wspominam tutaj o Aleksandrze Labudzie, ponieważ to jego publicystyczna twórczość leży u podstawy zbiorku felietonów Romana Drzeżdżona i Tomasza Fopkego Rómka & Tómka Kôrbiónka z felietónowi pòlëcë, który w 2010 roku opublikowało Wydawnictwo Region. Myślę tutaj nie tyle o sfe- pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:05 lektury rze ideologicznej, którą przede wszystkim podkreślał Labuda, ta bowiem jest u współczesnych felietonistów raczej drugoplanowa, co o żywiole humoru i satyry, z którego to źródła czerpią Drzeżdżon i Fopke często i udatnie. Nie bez powodu użyli oni w tytule swojego tomiku słowa kôrbiónka, co odwołuje do specyficznego żartu, rodzaju mądrości ludowej, przyprawionej drwiną oraz ironią polegającą na kreowaniu specyficznego, „naiwnego” odbioru świata. Ten sposób widzenia rzeczywistości niesie ze sobą filozofię życia przejawiającą się w nieufnym stosunku do z zewnątrz pochodzących nowości, w niechęci do kulturowych zmian, wreszcie w przekonaniu, że to, co własne, jest najcenniejsze i najbardziej odpowiednie. W książeczce Drzeżdżona i Fopkego znalazło się czterdzieści felietonów (dwadzieścia tekstów każdego autora) opatrzonych słowniczkiem kaszubsko-polskim, ułatwiającym zrozumienie tekstów. I jeden, i drugi autor reaguje na zdarzenia ze swojego życia, pisząc o nich w nawiązaniu do szerszych kręgów społeczności Kaszub, a czasami także przywołując problemy współczesnego świata. Mamy w zbiorku opowiastki związane z kaszubską obyczajowością (Baszka), ale także felieton, w którym owa obyczajowość została ukazana w procesie rozpadu (Dëgù, dëgù za 5 złotëch). Widzimy zarówno tradycyjny model kaszubskiej rodziny (Lëpa), jak i ciąg przemian mentalnościowych, który zmienia taki układ sił (Białczi kontra chłopi 1:0). Podobnie jest w innych felietonach, w których przebijają się i kaszubskie, i ogólnoludzkie dyskusje o ekologii (CO 2 ), sytuacji ekonomicznej (Europa) czy poprawności politycznej (Rasyscë z Pùpsowa Wiôldżégò). W niektórych utworach Drzeżdżon i Fopke szczególnie wyraźnie zajęli się sprawami kaszubskimi. Autorzy kilkakrotnie zdecydowali się na użycie pouczającej drwiny, kpią z wad Kaszubów, np. z nieumiarkowanego plotkowania (Codniowé żëcé na Kaszëbach), z zawiści i zajadłości (Jak Tusk z Katzã), z hipokryzji (Kòlãda kòl Marcochów) oraz z pijaństwa (Pò jednym, pò drëdżim). Robią to, aby uświadomić dzisiejszym mieszkańcom Pomorza, jak ważne są wybory życiowe, jak bardzo się one przekładają nie tylko na kondycję ich rodzin, ale także świadomość obywatelską i polityczną (Wëbiéranié). Jakimi rezultatami kończy się bezrefleksyjne życie, ukazuje zresztą opowiastka o ogłupiającej sile reklam (Głupi kùpi). Chociaż obaj autorzy, których felietony opublikowano w omawianym zbiorku, piszą o aktualnej sytuacji egzystencjalnej i kulturowej Kaszubów, jednak ich wypowiedzi zbudowane są za pomocą odmiennych poetyk. Roman Drzeżdżon mocniej osadzony jest w tradycyjnych formach gatunku, umiejętnie budując sytuacje życia codziennego, odwołując się do typowych relacji towarzyskich czy komentując powszechnie rozpoznawalne fakty. Stąd też jego żartobliwa opowiastka o mieszaniu się krwi chińskiej i kaszubskiej (Kaszëbi trzimią sã mòcno) łączy się z polskimi przygotowaniami do Euro 2012, satyra na powierzchowne znajomości (Nasza klasa) z internetową modą na portale społecznościowe. Drzeżdżon celnie krytykuje nowy zwyczaj świętowania niedzieli nie tyle w domach bożych, co domach handlowych (Niedzelnô réza do swiątnicë), jak też obnaża prawdziwe znaczenie retoryki politycznej (Tczëwôrtny Wëbòrcowie!). Tomasz Fopke jest bardziej nowatorski w podejściu do gatunku felietonu, co przejawia się przede wszystkim w wyczuleniu na dźwiękowy aspekt słowa i w odnajdowaniu w opisywanej codzienności znamion absurdu. Fopke zaznacza te cechy w swych felietonach wielokrotnie: koncept muzyczny polegający na żonglowaniu tytułami piosenek jest zawarty w utworze Chłopsczé gôdczi ò mùzyce, serie wyrazów dźwiękonaśladowczych imitujących audycję radiową wypełniają Co tak szëmi…, takież wyrazy złożyły się na luźną, skojarzeniową zabawę słowną w felietonie Ònomatopejowice Kaszëbsczé. Fopke wykorzystuje w swej żartobliwej publicystyce skróty (Na skrótë), szuka też inspiracji we współczesnych gatunkach literackich (Kaszëbi, òpòwiôstka s-f, wëjimk). Co szczególnie ciekawe, autor potrafi żartować również z siebie i ze swej kaszubskości (Gònic gena!). Kôrbiónka Drzeżdżona i Fopkego może pełnić pozytywną rolę w kształtowaniu współczesnego języka kaszubskiego. To samo można powie- pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 53 dzieć o innych felietonistach, którzy w ostatnich latach drukują choćby w „Pomeranii”, np. o Sławomirze Klasie lub Grzegorzu Schramkem. W tym miesięczniku Drzeżdżon i Fopke także są stale obecni. Z jednej strony twórczość autorów prezentowanego zbiorku pozwala ukazywać język potoczny, nieupiększony, nawet chropawy (Drzeżdżon), z drugiej zaś zaświadcza o możliwościach słowotwórczych i ekspresyjności dzisiejszej kaszubszczyzny (Fopke). Drzeżdżon i Fopke – wszak również znani ze swoich tomików poetyckich – wiedzą aż nadto dobrze, jaką wartością jest język, dlatego też negatywnie reagują na jego zaśmiecanie angielskimi formami (Dzãks mëm, dzãks tat) lub szukają kaszubskich odpowiedników nazw z zakresu nauk ścisłych (Czëjã chemiã). Czy tego typu felietonistyka jest szczytem możliwości literackich autorów tomiku Kôrbiónka? Mam nadzieję, że nie. Marzę o tym, że powstaną wreszcie formy dłuższe aniżeli tylko jednostronicowe… Mam nadzieję, że zaistnieją formy jeszcze bardziej zróżnicowane literacko, które będą się odwoływać do innych gatunków literackich. W końcu mogłyby zostać napisane felietony jawnie tendencyjne, zjadliwe i nieumiarkowane. Przecież rzeczywistość jest również taka: dynamiczna, agresywna… w ciągłej zmianie. Daniel Kalinowski (Rómk Drzéżdżónk / Tómk Fópka), Rómka & Tómka Kôrbiónka z felietónowi pòlëcë, Region, Gdiniô 2010 Wielcy podróżnicy rodem z Tczewa W kwietniu br. ukazała się książka Z Forsterami i Cookiem na kraniec świata autorstwa Józefa Ziółkowskiego i Małgorzaty Olczak, pracowników tczewskiej Fabryki Sztuk. W publikacji na 120 stronach, podzielonych na 10 rozdziałów, zostały zaprezentowane losy Jana Reinholda Forstera i jego syna Jerzego Adama ‒ pochodzących z Pomorza badaczy przyrody, a zarazem podróżników, 53 2012-05-02 10:37:06 lektury którzy brali udział w drugiej wyprawie kapitana Jamesa Cooka. W dwóch początkowych rozdziałach autorzy omawiają dzieje tczewskich Forsterów, począwszy od roku 1667, w którym w grodzie Sambora przy ulicy Mickiewicza 8 zamieszkał ich protoplasta, Adam Simon Ferster (późniejszy burmistrz tego miasta). Kolejny rozdział ‒ „Z kraju nadwiślańskiego nad Wołgę” ‒ rozpoczyna się od 1727 roku, kiedy to notariusz sądowy i sekretarz rady miejskiej Jerzy Reinhold się ożenił. W dwa lata później w Tczewie przychodzi na świat jego pierworodny syn i przyszły wielki podróżnik Jan Reinhold Forster. W 1753 roku z uwagi na śmierć ojca Jan Reinhold wraca z zagranicznych studiów do Tczewa i wkrótce potem przyjmuje posadę pastora w Mokrym Dworze na Żuławach. W następnym roku rodzi mu się syn Jerzy Adam, przyszły wybitny naukowiec. Następnie rodzina przeprowadza się do Rosji, w której Jan Reinhold przeprowadza wszechstronne badania, połączone ze spisem tamtejszej ludności, opisem fauny i flory, obserwacją miejscowych zwyczajów oraz wykonywaniem map kartograficznych. W rozdziale zatytułowanym „Jan Reinhold i Jerzy Adam Forsterowie w Anglii” autorzy relacjonują ich pobyt w tym kraju, do którego wyemigrowali w roku 1766. Jan Reinhold po54 pomerania_maj_2012.indd 54 czątkowo pracował na Uniwersytecie w Warrington, a potem przeniósł się do Londynu. Interesował się odkryciami naukowymi. Kiedy zaproponowano mu uczestnictwo w drugiej wyprawie Cooka i objęcie stanowiska przyrodnika ekspedycji, nie tylko się zgodził na tę propozycję, ale i zabrał w podróż syna Jerzego Adama. Następna część publikacji ukazuje losy obu Forsterów podczas trzyletniej – trwającej od 13 lipca 1772 do 30 lipca 1775 roku – podróży z Jamesem Cookiem. Badacze dotarli do wybrzeży Afryki i przylądka Dobrej Nadziei, poszukiwali terra Australis incognita, czyli Nieznanego Południowego Lądu, zwiedzili i opisali m.in. Nową Zelandię i Tahiti. W kolejnym rozdziale przedstawiono „Dalsze losy Jana Reinholda i Jerzego Adama Forsterów” po powrocie z wyprawy. A końcowe części książki zawierają „Rozmowę z Magdaleną Grzyb, pracownicą Biblioteki Gdańskiej Polskiej Akademii Nauk – autorką tłumaczenia listów Jerzego Adama Forstera, „Wybraną korespondencję rodziny Forsterów” (ze zbiorów Biblioteki Gdańskiej Polskiej Akademii Nauk) oraz krótki biogram kapitana Jamesa Cooka. Książka ma popularno-naukowy charakter i została napisana przystępnym językiem, dzięki temu oraz dzięki ciekawemu tematowi i dobrze prowa- dzonej narracji może zainteresować zarówno młodzież, jak i dorosłych. Jej kolejną zaletę stanowi fakt, że jest kolorowa, jak życie Forsterów i przyroda odkrywanych przez nich lądów. Silną stroną publikacji są zawarte w niej ilustracje – prace pani Barbary Motyl-Teclaw oraz pochodzące ze zbiorów Muzeum Misyjno-Etnograficznego Księży Werbistów w Pieniężnie. Przygotowując tę pracę, autorzy wykorzystali tylko literaturę dostępną w Polsce, co nie dziwi w przypadku książki popularno-naukowej. Warto jednak dodać, że materiałów do pełnej i naukowej biografii Forsterów należy poszukiwać w wielu miejscach, począwszy od Niemiec, przez Wielką Brytanię, a kończąc na Australii i Uniwersytecie Hawajskim w Honolulu. Tczewscy podróżnicy w swoim mieście byli znani do wybuchu drugiej wojny światowej. Po niej zmieniono nazwę ulicy, której patronowali, ponieważ budziła skojarzenia z gauleiterem Gdańska. Zapomniano o sławnych tczewianach. Publikacja Józefa Ziółkowskiego i Małgorzaty Olczyk może przywrócić pamięć o tczewskich wątkach w ich życiu. Krzysztof Korda Józef M. Ziółkowski, Małgorzata Olczak, Z Forsterami i Cookiem na kraniec świata, Pelplin 2011 Projekt dofinansowany przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:06 patron Muzeum Ziemi Kościerskiej Kościerzyna ścięła go z nóg Jerzy Knyba – pedagog i zapalony zbieracz pamiątek dokumentujących dzieje Kaszub – wpisał się w historię Kościerzyny jako jeden z jej największych miłośników. Od 21 kwietnia jest patronem Muzeum Ziemi Kościerskiej. J A D W I G A B O G DA N Zasłużony kościerzak z ziemi chełmińskiej Jerzy Knyba urodził się w roku 1932 w Królewskiej Nowej Wsi (pow. wąbrzeski), w rodzinie Bronisława i Wandy z domu Wilczyńskiej. W latach 1945–1951 uczęszczał do Państwowego Gimnazjum i Liceum w Pucku. W 1955 roku na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie uzyskał dyplom magistra historii. W tym samym roku rozpoczął pracę jako nauczyciel w Liceum Ogólnokształcącym w Kościerzynie. Tu poznał Halinę Skwierawską, swoją przyszłą żonę. W 1970 roku podjął studia doktoranckie na Uniwersytecie im. Mikołaja Kopernika w Toruniu. 7 lat później uzyskał stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie etnografii, obroniwszy dysertację pt. „Procesy rozwojowe tradycyjnego budownictwa na środkowych i południowych Kaszubach od XVIII do początku XX wieku”. Doktor Jerzy Knyba zrobił wiele dla ziemi kościerskiej. Zainicjował m.in. rozbudowę wdzydzkiego skansenu i utworzenie Muzeum – Kaszubskiego Parku Etnograficznego. Podjął się odtworzenia historycznego herbu Kościerzyny. Zawdzięczamy mu również istnienie kroniki miasta. Był przewodniczącym Komitetu Budowy Pomnika Partyzantów Kaszubskich, powołanego w 1984 roku z okazji 40. rocznicy bitwy pod Łubianą. Organizował obchody jubileuszu 600-lecia Kościerzyny w 1998 roku. Przez 27 lat był radnym. Za pracę zawodową i społeczną otrzymał wiele nagród i odznaczeń, m.in. Krzyż Kawalerski Orderu Odro- Jerzy Knyba z Haliną Skwierawską na wycieczce w poznańskiej Palmiarni, 1962 r. Fot. ze zbiorów Haliny Knyby dzenia Polski, Medal Komisji Edukacji Narodowej, Medal Stolema, Medal Tomasza Rogali, Medal 600-lecia Miasta Kościerzyny i Nagrodę Burmistrza Kościerzyny. Prawdopodobnie najbardziej pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 55 cenił ostatnie z wyróżnień – tytuł Honorowego Obywatela Miasta Kościerzyny, który przyznano mu uchwałą Rady Miasta z 25 sierpnia 2010 roku. Nie doczekał jednak chwili odebrania 55 2012-05-02 10:37:07 patron Muzeum Ziemi Kościerskiej W Krakowie podczas ostatniego roku studiów, J. Knyba stoi jako pierwszy od prawej. Fot. ze zbiorów Haliny Knyby zaszczytnego tytułu, co miało nastąpić 29 października podczas uroczystej sesji Rady. Zmarł osiem dni wcześniej. Został pochowany na miejscowym cmentarzu. Charyzmatyczny nauczyciel „Ścięło mnie z nóg! Kościerzyna?” – tak Jerzy Knyba wspominał swoją reakcję na nominowanie go na nauczyciela w kościerskim Liceum Ogólnokształcącym. Do tej pory niewiele wiedział o tym mieście. Pamiętał jedynie dworzec, który jako młodzieniec widywał z okien pociągu w czasie podróży do mieszkającej w Raduniu rodziny. Wiedział ponadto, że do miejscowego seminarium nauczycielskiego ponad 20 lat wcześniej uczęszczał jego ojciec. Sądził, że w Kościerzynie będzie mieszkał tylko tymczasowo, nie myślał o zapuszczeniu tutaj korzeni. W szkole objął stanowisko historyka, ale w pierwszych latach pracy, z powodu braków kadrowych, uczył również łaciny oraz geografii, w późniejszych – także języka niemieckiego. Od początku był uważany za pracowitego i sumiennego nauczyciela, pragnącego zarazić uczniów swoją historyczną pasją. Nie ograniczał się do prowadzenia zajęć lekcyjnych w szkolnych murach. Był organizatorem niezliczonych wycieczek po całej Polsce. Do najsłynniejszych należały spływy 56 pomerania_maj_2012.indd 56 kajakowe i rajdy rowerowe po Kaszubach, Warmii i Mazurach. Podczas z w ied za n ia Pomorza przeprowadzał niezapomniane dla swoich wychowanków lekcje historii na wolnym powietrzu. W ten sposób starał się nie tylko uatrakcyjnić przekaz wiedzy historycznej, lecz również wzbudzić w podopiecznych szacunek i miłość do małej ojczyzny. Z takim zamysłem Jerzy Knyba wprowadził także tzw. zeszyty wiedzy o regionie. Licealiści przez cztery lata edukacji gromadzili w nich zebrane informacje na temat Kaszub, ubogacone cennymi materiałami ikonograficznymi i archiwalnymi, które w wielu przypadkach dzięki temu zostały zachowane. Te słynne zeszyty, początkowo będące dla uczniów nie zawsze przyjemnym obowiązkiem, z czasem okazywały się przyczynkiem do późniejszego, samodzielnego już odkrywania historii i kultury zamieszkiwanego regionu. Zaangażowanie J. Knyby w regionalne wychowywanie podopiecznych zostało docenione. Jako pierwszy nauczyciel w Kościerzynie, w uznaniu za swoją pracę, uzyskał trzeci, najwyższy stopień specjalizacji zawodowej i honorowy tytuł Profesora Szkoły Średniej. Knyba był współtwórcą kółka teatralnego skupiającego licealną młodzież. A sam uczestniczył w występach słowno-muzycznych zespołu recytatorskiego stworzonego przez młodych nauczycieli pracujących w Liceum Pedagogicznym i Liceum Ogólnokształcącym. Podczas swojej 36-letniej pracy w kościerskim LO Jerzy Knyba obejmował różne dodatkowe funkcje: pracował jako szkolny bibliotekarz, był zastępcą dyrektora szkoły i przez dwanaście lat piastował stanowisko jej dyrektora. Miłośnik małej ojczyzny Ja k pisze we wspom nieniach, pierwsze wrażenie, jakie zrobiła na nim Kościerzyna, nie było najlepsze, szczególnie w porównaniu do Krakowa, który niedawno opuścił. Jednak już podczas pierwszych przechadzek po mieście zwrócił uwagę na zabytkowe gmachy, m.in. na budynki ówczesnego Liceum Pedagogicznego i starostwa oraz na oba kościoły. Rodzące się wówczas zainteresowanie wkrótce przekształciło się w jedną z największych życiowych pasji Jerzego Knyby, jaką było gromadzenie pamiątek i zabytków dokumentujących historię miasta oraz Kaszub. Ważnym przyczynkiem do zbieractwa stały się zarówno samodzielne, jak i odbywane z młodzieżą licealną wycieczki, podczas których u okolicznych gospodarzy znajdował cenne świadectwa materialnej kultury Kaszubów. Wraz z utworzonym w 1963 roku kółkiem historyczno-archeologiczno-turystycznym, w odpowiedzi na wezwania rolników, którzy podczas orki dokonywali nietypowych znalezisk, przemierzał środkowe i południowe rubieże regionu. Tak powstawała i rozrastała się Jerzy Knyba (w środku) z grupą teatralną uczniów LO w czasie wystawiania sztuki „Śluby Panieńskie”, 1957 r. Fot. ze zbiorów Haliny Knyby pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:07 patron Muzeum Ziemi Kościerskiej kolekcja, która stanowiła trzon Izby Re gionalnej, utworzonej w 1963 roku w nowym gmachu LO. Pod koniec lat 60. dzięki zgromadzonym pamiątkom można było założyć kolejną izbę – Pamięci Narodowej. W 1965 roku Jerzy Knyba stworzył Izbę Regionalną w Powiatowym Domu Kultury w Kościerzynie. Składała się z części zbiorów szkolnych. Była to pierwsza tego typu placówka kulturalna w ówczesnym województwie gdańskim. Przez kolejne dziesięciolecia J. Knyba organizował przeróżne wystawy poświęcone kaszubskiej kulturze materialnej, historii Kościerzyny oraz wybitnym przedstawicielom regionu. Pomysłodawca i twórca kościerskiego muzeum Będąc już na emeryturze, zajął się realizacją swojego największego marzenia – o utworzeniu muzeum, które by prezentowało historię Kościerzyny i dziedzictwo kulturowe mieszkańców Kaszub. W czerwcu 1992 roku po kilkumiesięcznych przygotowaniach i przeniesieniu wszystkich zbiorów z gmachu LO (z obu izb) do Kościerskiego Domu Kultury odbyło się uroczyste otwarcie „Ekspozycji Muzealnej Kościerzyna i Ziemia Kościerska”. Wystawa zajmowała trzy pomieszczenia, co jak się wkrótce okazało, nie wystarczało na zaprezentowanie wszystkich wartościowych zbiorów. Pragnieniem autora ekspozycji było umieszczenie ich w budynku opustoszałego już wów- W Sominach podczas wycieczki z uczniami kościerskiego LO, 1982 r. Fot. ze zbiorów Haliny Knyby czas ratusza. Marzenie to zostało zrealizowane w roku 2000. Po gruntownej renowacji ratusza w jego pomieszczeniach kolekcjonowane przez dziesięciolecia zabytki wreszcie znalazły godne miejsce. Uroczyste otwarcie ekspozycji odbyło się 17 lipca 2000 roku. Na początku 2006 roku władze miasta jednogłośnie opowiedziały się za utworzeniem muzeum samorządowego. W kilka miesięcy później, 27 października 2006 roku, Rada Miasta Kościerzyny powołała Muzeum Ziemi Kościerskiej w Kościerzynie. W ten sposób spełniło się jedno z najwięk- Z zespołem recytatorskim kościerskich nauczycieli w roku 1957 (drugi od lewej to J. Knyba). Fot. ze zbiorów Haliny Knyby pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 57 szych marzeń Jerzego Knyby. Jednak nie zakończył na tym swojej wystawienniczej działalności. Dążył do utworzenia jeszcze jednej ekspozycji – poświęconej chlubnej historii miejscowych sportowców. Wystawa pt. „Dzieje kościerskiego sportu do 1939 roku” została otwarta w hali sportowej Sokolnia 14 października 2009 roku. 24 sierpnia 2011 roku Rada Miasta Kościerzyna zatwierdziła projekt uchwały, zgodnie z którą Muzeum Ziemi Kościerskiej nadano imię jego twórcy – dra Jerzego Knyby. 21 kwietnia 2012 roku odbyły się oficjalne uroczystości nadania imienia. Podczas nich promowano najnowszy numer „Kościerskich Zeszytów Muzealnych”, poświęcony Jerzemu Knybie, oraz otwarto ekspozycję muzealną przybliżającą postać patrona kościerskiego muzeum. Wystawę można oglądać w siedzibie Muzeum Ziemi Kościerskiej im. dra Jerzego Knyby w Kościerzynie do 15 czerwca, w godzinach otwarcia placówki. Bibliografia: •Jerzy Knyba, Wspomnienia wpisane w historię Małej Ojczyzny – Kaszub, Stowarzyszenie Oświatowców Polskich, Toruń 2006. •„Kościerskie Zeszyty Muzealne”, 2011, nr 5, pod red. K. Jażdżewskiego. 57 2012-05-02 10:37:08 Kònkùrs na tczã Stolema Kaszëbsczi spiéw w Mùzyczny Akademii Nimò tegò, że młodzëzna nie znała kaszëbsczégò, bëlno spiéwała w tim jãzëkù. Òdj. Marika Jelińskô Kaszëbiznã corôz czãscy jidze ùczëc w gduńsczich wëższich szkòłach, np. na Gduńsczim Ùniwersytece ju czile lat mòże sztudérowac kaszëbistikã. Równak jãzëk kaszëbsczi w Mùzyczny Akademii to cos nowégò. Ò bëtnosc rodny mòwë na ti ùczbòwni mô starã Witosława Frankòwskô. 15 strëmiannika 2012 rokù w tim placu zòrganizowóny òstôł kòncert kaszëbsczich piesniów pt. „Mòje stronë”. Mùzyczné dokazë wëkònelë sztudérze czwiôrtégò rokù WòkalnoAktorsczégò Wëdzélu AM we Gduńskù, chtërny nie gôdają pò kaszëbskù. Nie bëło tegò równak czëc. Kaszëbsczé piesnie w jich jinterpretacji dostałë nowi mòcë, mòżna sã bëło nima na nowò òczarzëc. Dokazë wëkònëwóné bez sztudérów tikałë sã wszëlejaczich wseczëców, taczich jak miłota, zôzdrosc, smùtk. Takô tematika je wiedno aktualnô. Wiele bëtników kòncertu ùcwierdzëło sã w dbie, że kaszëbsczé piesnie, nimò że prosté, są jednakò baro snôżé i dô sã je òdczëtëwac na wiele rozmajitëch ôrtów. Ti, co nie bëlë na „Mòjich stronach” w gduńsczi Mùzyczny Akademii, mòglë pòsłëchac młodëch spiéwaków dwa dni pózni: w Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie. Wiãcy ò tim wëdarzenim przeczëtac jidze na 44. starnie. Marika Jelińskô 58 pomerania_maj_2012.indd 58 Latos bëła jubileùszowô edicjô kònkùrsu. Òdj. Paweł Kòwalewsczi Ju 25. rôz Karno Sztudérów Pomorania zebrało licealëstów z pòmòrsczich szkòłów, żebë sprôwdzëc jich wiédzã ò swòjim regionie. W sobòtã 31 strëmiannika w Gduńskù òdbéł sã finał Kònkùrsu Wiédzë ò Pòmòrzim. Młodzëzna, żebë zakwalifikòwac sã do finału, nôpiérwi mùszała przeńc szkòłowi etap, w jaczim pisała esej na wëbróną témã. Pòstãpno, ju w Gduńsku, ùczãstnicë na pismie òdpòwiôdelë na pëtania sparłãczoné z historią, geografią, lëteraturą i kùlturą Pòmòrzô. Spòmidzë 21 sztëk lëdzy, jaczi wzãlë ùdzél w tim etapie, do gãbny czãscë miónków przeszło 5 ùczniów. Bëlë to Magdaléna Bigùs, Damión Dampc, Dorota Kòtłowskô, Michôł Kanarkewicz, a téż Paùla Jankòwskô. Czãsc ta skłôdała sã z trzech pëtaniów dlô kòżdégò licealëstë. Pò slédny dogriwce dobëła Magdaléna Bigùs. Ten kònkùrs béł òsoblëwi nié blós z pòzdrzatkù jubileùszu jemù towarzącégò, le przede wszëtczim z przëczënë patrona ti edicji. Pòmòrańcë zadedikòwelë jã Stolemòwi naszich czasów – sp. Wòjcechòwi Czedrowsczémù, chtëren przez dłudżé lata wspiérôł jich przë zjiscëwanim tegò projektu, fùndowôł nôdgrodë dlô nôleżników, béł jedną z wiele dobrëch dëszów wspòmôgającëch dzejania Karna Sztudérów Pomorania. Żebë zachãcëc młodzëznã do ùdzélu w przińdnëch zadaniach Karna, sztudérzë ògłosëlë téż rekrutacjã do latosëch regionalnëch warkòwniów „Remùsowô Kara”. Warkòwnie òdbëłë sã w dniach 19–22 łżekwiata w Pùckù, a tikałë sã promòcji Kaszëb z wëzwëskónim przistãpnëch nowòczasnëch nôrzãdzów, taczich jak spòleznowé pòrtale czë jinternetowé fòra. Mónika Pék, tłom. KS Kaszëbsczi Tidzéń na Gduńsczim Ùniwersytece Sztudérze Gduńsczégò Ùniwersytetu pòznôwają kaszëbiznã nié blós na zajãcach. Òdj. Małgòrzata Klinkòsz W pòniedzôłk 19 strëmiannika na Filologicznym Wëdzélu Gduńsczégò Ùniwersytetu ju drëdżi rôz òdbéł sã Kaszëbsczi Tidzéń. Pierszi dzéń ùroczëznë pòkriwôł sã z Dniã Jednotë Kaszëbów. W tim czasu na ùczbòwnie warałë téż Tardżi Akademiô 2012. Pierszégò dnia Karno Sztudérów Pomorania pòkôzało, jaczi bëlë Kaszëbi dôwni, a jaczi są terô. Mòżno tam bëło ùczëc ò historie Kaszëb, wëwiedzec sã, jakô je dzys kaszëbskô mùzyka, jaczé Kaszëbi mają spòlëznowé ë kùlturowé òrganizacje. Téż gôdało sã ò kaszëbsczich mediach ë lëteraturze. Na kùńc KSP pòprowadzëło diskùsjã, jakô mia rozrzeszëc problemã: Kaszëbë – rezerwat czë wiôldżi plac bùdacje? Pòmòcny òkôzôł sã pòkôzk zrobiony przez KSP. We wtórk 20 strëmiannika zôs KSP przërëchtowało czekawą prezentacjã ò kaszëbsczich kùlturowëch alternatiwach. Bëła to m.jin. kôrbiónka ò dobëcach Kaszëbów w jinternece, ò òpòwiôdaniach science-fiction ë ò kaszëbsczim punk-rockù. Wiele lëdzy gôdało, że nôczekawszi béł czwiôrtk. Tedë òdbëło sã pòtkanié ze Zéńdzenim Młodëch Ùtwórców Kaszëbsczich Zymk, jaczé rozpòczãła Ludmiła Gòłąbk referatã ò titlu „Czerënczi rozwiju dzysdniowi kaszëbsczi pòézje”. Bëła to leżnosc do ùczëcégò wiérztów napisónëch przez Adama Hébla, Alicjã Dzerżôk, Sławòmira Jónkòwsczégò i Karolënã Serkòwską. Zymkòwcë gôdają ò se, że w jich dokazach ni ma reglów; je to alternatiwnô, terôczasnô pòézjô. Wiérztë bëłë rozmajitëch ôrtów: òd pòwôżnëch, filozofnëch pò szpòrtowné i miłotné. Òkróm negò wszëtczim ùtwórcóm mòżno bëło zadawac pëtania. Nataliô Lãdowskô pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:09 klëka Ò tuńcëjącëch królewiónkach Jolańta Nitkòwskô-Wãglôrz mô òsoblëwi dôr – rozmieje skùpic wkół sebie pòzytiwnëch lëdzy z pasją. Òdj. DS Słëpskô pisarka i gazétniczka Jolańta Nitkòwskô-Wãglôrz wëdała nowi zbiér pòwiôstków pt. Dwanaście tańczących księżniczek. Pòdług relacji aùtorczi jinspiracją do napisaniégò ti ksążczi bëłë przekazë ji òjca Mariana. W dzectwie wiele razy jem czëła pòwiôstkã ò dwanôsce królewiónkach, chtërne tuńcowałë nad brzegã Słëpi – wspòminô pisarka. Zbiérk òstôł wëdóny przez Pòligraficzny Zakłôd GRAWIPOL, a jegò dodôwkòwą mòcną starną są baro farwné malënczi Adama Wajerczika, chtërne są zachãcbą dlô nômłodszich czëtińców. Pùblikacjô adresowónô je do szeroczégò karna òdbiérców, przede wszëtczim słëpszczanów, bò fabùła pòwiôstków òsta òsadzonô w realiach tegò gardu. 28 strëmiannika tr. w Mùzeùm Westrzédnégò Pòmòrzégò w Słëpskù òdbëło sã pòtkanié pt. „Magicznô lirika – liricznô magiô”, jaczégò przédnym elemeńtã bëła promòcjô ksążczi Dwanaście tańczących księżniczek. Rycerskô Zala w Zamkù Pòmòrsczich Ksążãtów òkôza sã tegò dnia za casnô dlô lubòtników talentu Jolańtë Nitkowsczi-Wãglôrz. Na jinaùgùracji pòwiôstków pòtkelë sã lëdze z wiele strzodowisków: lëteracczich, artisticznëch, mùzycznëch, nôùkòwëch, biblotekarsczich i ksãgarsczich. Nie felowało nôleżników partu KaszëbskòPòmòrsczégò Zrzeszeniô w Słëpskù. Pisarka rôczëła na ùroczëznã téż artistów młodégò pòkòleniô ze Słëpska, jaczich mô starã promòwac. Tegò dnia swòje òsoblëwé spiéwné rozmiałoscë, przë akómpaniamence Tadéùsza Picza z Pòlsczi Filharmònii Sinfonia Baltica w Słëpskù, zaprezentowelë Adriana Kùczun, Kamila Lewickô i Òlaf Domaszkò. Program jimprezë òstôł wzbògacony ò promòcjã pòeticczégò tomikù Jolańtë Rubiniec pt. Jesienne igraszki z apartnyma òdjimkama Wally’égò Kùlaka, chtëren przërëchtowôł cekawi mùltimedialny pòkôz. Òk róm tegò w Za m kù òdbëło sã òtëmkniãcé jegò wëstôwkù „Jesenné jigrë” Danuta Sroka, tłom. Karolëna Serkòwskô Kaszëbsczé czëca w Rëmi 12 łżëkwiata 2012 rokù w Miejsczim Dodomù Kùlturë w Rëmi òdbéł sã wernisaż wëstôwkù malënkù Stowôrë Artistów Pasjonat pt. „Kaszëbsczé czëca”. Gòscynné prodżi Miejsczégò Dodomù Kùlturë dałë mòżlëwòsc pòkôzaniô swòjich dokazów wiôldżémù karnu malarzów-amatorów zrzeszonëch w pòwstałi pòd kùńc łońsczégò rokù Stowôrze. Malarze twòrzą w rozmajitëch technikach i kònwencjach. Nie wërobilë so jesz jednorodny szkòłë i wëzdrzi na to, że nie je to jich chãcą. Szesnôsce sztëk artistów przedstawiło 36 òbrazów, chtërne parłãczi blós ta sama kaszëbskô téma, bò na gwës nié technika. Westrzód malënków wë- pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 59 Taczé pòkôzczi są bëlnym zortã promòcji miasta. Òdj. ZZT przédniają sã dwa – malarza seniora, wnet fachówca, Alfónksa Zwarë. Wielné karno amatorów téż mô swòjich przédników. Są nima Zbigórz Fòrmela z kaszëbsczima krziżama, a téż Lészk Kitowsczi z rëbacczima jimpresjama. Wôrtné òbezdrzeniô są widzënczi Bronisława Melzera, Marii Michalsczi, Marii Sułkòwsczi, Riszarda Hinca, Janusza Zabłocczégò z apartnyma farwama czë Barbarë Zawilińsczi-Biernacyk. Stowôra Artistów Pasjonat òkróm malënkù zajimô sã téż rzezbą, dwa dokazë żłobiôrczi Magdalénë Gòlon téż nalazłë swój plac na pòkôzkù. Parłãczné malowónié dôwô widoczné skùtczi, a w niedaleczi przińdnoce, pò planowónym wnet plenerze w Rëmi, mô bëc brzadné w nastãpny wëstôwk. Wernisaż zaczął tenór Mark Gerwatowsczi – reczitalã òperetkòwëch arii i przedobëców rodã z midzëwòjnowëch czasów. Zdzysłôw Zmùda Trzebiatowsczi, tłom. KS Jidzemë wprzódk z kaszëbizną Pòd taczim zéwiszczã w I Òglowòsztôłcącym Liceùm w Kartuzach 16 łżëkwiata òdbéł sã pierszi Kaszëbsczi Dzéń zòrganizowóny przez dwòje szkólnëch: Jolańtã Czerwińską i Andrzeja Klasã. Jegò célã bëło zajinteresowónié wszëtczich ùczniów kaszëbską kùlturą przez pòdejmòwanié dzejaniów prowadzącëch do pòznaniô swòji juwernotë 59 2012-05-02 10:37:10 klëka Kartësczé Słunôszka ju òd 12 lat widzało propagùją kaszëbską kùlturã. Òdj. Wioletta Stoltmann i do zachòwaniô rodzynny spôdkòwiznë. Dlôte młodzëzna, chtërna ùczi sã w ti szkòle kaszëbsczégò jãzëka, przërëchtowała i przedstawiła baro czekawą „Scenkã z żëcô Floriana Cenôwë”. Nastãpno wzérôcze mòglë pòdzëwiac wëstãp Kaszëbsczégò Karna Piesni i Tuńca Słunôszka ze Spòdleczny Szkòłë nr 2 w Kartuzach, a téż tuńce i spiéw w wëkònanim kartësczégò Regionalnégò Karna Piesni i Tuńca Kaszuby. Pòtemù nôleżniczka Karna Sztudérów Pomorania (a téż „Kaszub”) Karolëna Serkòwskô przëblëżëła dzejnotã Pòmòrańców. Ùczniowie mielë téż leżnosc pòtkac sã z redaktorką miesãcznika „Pomerania” Bògùmiłą Cërocką, chtërna òpòwiedza ò historii tegò kaszëbsczégò cządnika i zachãcywa młodëch lëdzy do pisaniô do niegò. Na zakùńczenié rozdóné òstałë nôdgrodë i diplomë bëtnikóm plasticznégò kònkùrsu „Mòje Kaszëbë”, chtërny wëkònelë snôżé robòtë promùjącé Kaszëbë, pòkazëjącé kaszëbsczi krôjôbrôz i regionalną wërobiznã. J.C. Ks. abp Gocłowski i prof. Zbierski w pierwszej kaszubskiej instytucji badawczej Członkowie Instytutu Kaszubskiego 20 kwietnia 2012 roku przybyli do gdańskiej tawerny Mestwin na zebranie sprawozdawczo-wyborcze, którego głównym celem było omówienie działalności tej kaszubskiej akademii nauk – jak ją nazwał jej prezes prof. Józef Borzyszkowski – w latach 2009–2011. Zanim jednak przedstawiciele różnych dziedzin nauki i środowisk akademickich, których od 15 lat skupia Instytut, podsumowali swoją trzyletnią pracę badawczą oraz działalność popularyzatorską i wydawniczą na rzecz Kaszub i Pomorza, wzięli udział w podniosłej uroczystości. Na ten dzień zaplanowano bowiem także wręczenie dyplomów nowym członkom honorowym tej organizacji: arcybiskupowi dr. Tadeuszowi Gocłowskiemu i prof. Andrzejowi Zbierskiemu. Tytuł Honorowego Członka Instytutu Kaszubskiego nadano obu naukowcom i społecznikom w uznaniu ich wybitnych zasług dla Gdańska i całego Pomorza. O tym, co Kaszubi zawdzięczają arcybiskupowi seniorowi archidiecezji gdańskiej Tadeuszowi Gocłowskiemu, mówił prof. Cezary Obracht-Prondzyński. Postać wybitnego gdańskiego archeologa i historyka Andrzeja Zbierskiego przedstawił prof. Andrzej Romanow. Obaj laudatorzy zastrzegali się, że są w stanie wymienić tylko część nader licznych zasług przedstawianych przez siebie osób. Ks. arcybiskup z powodów zdrowotnych nie mógł, niestety, uczestniczyć w tym spotkaniu, zatem dyplom Honorowego Członka Instytutu Kaszubskiego zostanie mu wręczony przy innej okazji. Swoją obecnością zaszczycił uroczystość prof. Andrzej Zbierski, który odbierając dyplom, bardzo ciekawie i pięknie opowiedział o tym, jak po drugiej wojnie światowej zaczęła się jego gdańska i kaszubska (co podkreślał, nazywając Gdańsk i Pomorze ziemią Kaszubów) historia. patrona muzeum, a następnie o godz. 11 w kościele pw. św. Trójcy została odprawiona msza święta w Jego intencji oraz w intencji dobrodziejów i pracowników muzeum. Po mszy pod ratuszem będącym siedzibą Muzeum Ziemi Kościerskiej dokonano uroczystego aktu nadania imienia oraz odsłonięto pamiątkową tablicę poświęconą patronowi muzeum. Tutaj zabrała głos Halina Knyba, małżonka dra Jerzego Knyby, przybliżając sylwetkę męża i drogę do realizacji Jego marzenia, jakim było utworzenie muzeum prezentującego kulturę i dzieje ziemi kościerskiej oraz miasta Kościerzyny. Potem zgromadzeni przeszli do sali widowiskowej im. L. Szopińskiego, gdzie burmistrz miasta Zdzisław Czucha otworzył przygotowaną przez pracowników muzeum okolicznościową wystawę poświęconą Jerzemu Knybie. Kolejną odsłoną uroczystości była projekcja dokumentalnego filmu o patronie muzeum, a po niej prezentacje wspomnień kolegów, współpracowników i uczniów profesora Knyby, stanowiące element promocji piątego numeru Kościerskich Zeszytów Muzealnych w całości poświęconych dr Jerzemu Knybie. Uroczystość zakończył krótki koncert Chóru I Liceum Ogólnokształcącego w Kościerzynie pod dyrekcją Izabeli Hoffman-Fortuny. Redakcja „Nôród, chtëren ni mô w ùwôżanim swòji ùszłotë, nie je wôrt ùwôżaniô terôczasnotë i ni mô prawa do przińdnotë” – te słowa Józefa Piłsudsczégò pòtwierdzëłë sã òb czas finału Genealogicznégò Kònkùrsu „Mòja Pòmòrskô Familiô”. Przedstôwióné na nim robòtë pòkôzałë, że jich aùtorzë na gwës zasłużëlë na szacënk. Patron kościerskiego muzeum Prof. Andrzej Zbierski z dziełem Jana Pawła II „Pamięć i tożsamość“, które jego zdaniem (obok książki „Kaszubi a Gdańsk. Kaszubi w Gdańsku“) na Pomorzu powinno być szkolną lekturą obowiązkową. Fot. Jerzy Gajewicz 60 pomerania_maj_2012.indd 60 21 kwietnia Muzeum Ziemi Kościerskiej w Kościerzynie nadano imię dr Jerzego Knyby – jego twórcy. Uroczystość rozpoczęła się od złożenia kwiatów na grobie zmarłego w 2010 r. Rajmund Knitter Mòja Pòmòrskô Familiô pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:11 z życia Zrzeszenia we Gduńskù, Stowôra Pòlsczich Archiwistów part we Gduńskù, a téż Pòmòrsczé Genealogiczné Towarzëstwò. Krësztof Kòwalkòwsczi, tłom. KS Strëmiannik pò kaszëbskù Magdaléna Klinkòsz ze Spòdleczny Szkòłë nr 70 we Gduńskù dosta I nôdgrodã w kategòrie kòrzenie familie. Òdj. z archiwùm Gduńsczégò Partu KPZ. Sódmô ju edicjô kònkùrsu òdbëła sã 23 strëmiannika w Gimnazjum nr 1 miona Mikòłaja Kòpernika we Gduńskù, pòd patronatã Prezydenta Gardu Gduńska Pawła Adamòwicza. Na finał wpłënãło 45 robòtów z 16 szkòłów w trzech kategòriach: I – genealogiczné drzewò, II – kòrzenie familie, III – albùm „Historiô mòji familie”. Ò pierszą nôdgrodã biôtkòwalë sã dzecë i młodzëzna ze spòdlecznëch szkòłów, z klas IV–VI, a téż gimnazjalëscë. Kònkùrs miôł na célu zachãcenié jegò bëtników do pòznaniégò ùszłotë swòjich prastarków, a téż dzejów wiôldżi i môłi òjczëznë z pòzdrzatkù na kawle rodzëznë. Szëkającë jinfòrmacjów do stwòrzeniô genealogicznëch drzéw, czë téż òpisëjącë fa m i l iowé h istorie w albùmach, ùczniowie pòkazywelë kawle przodków, jich żëcé i panëjącą w rodzëznie tradicjã. Jak sã òkôzało, pòmòrskô familiô zaprezentowónô przez młodëch nie wiedno pòchòdzy z Pòmòrzô. Je wiedzec, że są zasedzałé pòmòrsczé, kaszëbsczé czë kòcewsczé rodë, le wiele bëło téż robòtów pòkazëjącëch pòchòdzenié prastarków z baro rozmajitëch regionów Pòlsczi, ti w dzysészich grańcach, le téż w grańcach sprzed 1939 r. Latos pierszi rôz wpłënãła na kònkùrs mùltimedialnô prezentacjô, chtërna sprôwiła, że jury rozsądzëło ò wprowadzenim do regùlaminu w nastãpny edicje kònkùrsu nowi kategòrie „Mùltimedialnô prezentacjô”. Òrganizatorã kònkùrsu béł Gduńsczi Part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, z jaczim wespółdzejałë Marszałkòwsczi Ùrząd we Gduńskù, Gimnazjum nr 1 m. Mikòłaja Kòpernika Òbzérnikóm widzała sã bëlackô gôdka aktorów. Òdj. Dark Sławińsczi Tak mòżna pòdrechòwac slédny zëmòwi miesąc, jaczi w Rëmi ùpłinął pòd znakã regionalëzmù. Tedë prawie òdbëłë sã dwie kaszëbsczé jimprezë. Nôpierwi w sedzbie Miejsczégò Dodomù Kùlturë miało plac kwartalné òglowé zéńdzenié nôleżników rëmsczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Bëłë sprôwë tipiczno òrganizacyjné, a òkróm tegò – wëstãp młodégò kabaretowégò trio Kùńda. Scenczi pòkazëjącé przëtrôfczi, chtërne na co dzéń nas nerwùją, w satiricznym wëdanim pò prôwdze ùdostôwałë do smiéchù. Dobrze téż bëło pòsłëchac młodëch lëdzy swòbódno gôdającëch pò kaszëbskù. Nastãpnym wôżnym wëdarzenim bëła Kaszëbskô Niedzela w Janowie, chtërna zòrganizowónô òsta 25 strëmiannika. Zamknãła òna òbchòdë latoségò VII Dnia Jednotë Kaszëbów. Pò mszë sw. z kaszëbsczima elementama w kòscele pw. sw. Jana z Kãtów, z ùd zélã chór u Ru m ia n ie, gòsce wëfùlowelë zalã Dodomù Kùlturë SM Janowò. Dzél placów na zdrzadni zajãlë starszi ùczniowie Priwatny Mùzyczny Szkòłë w Rëmi, bò to prawie òd jich wëkònaniô zaczãła sã artisticznô czãsc. Młodi, na skrzëpicach abò klawirze, grelë przédno kaszëbsczé melodie. Wszëtcë z niecerplëwòscą żdelë na zapòwiedzany téż teater. Nôzwëskò Józefa Roszmana je znóné na Kaszëbach. W Rëmi gòscył ju niejeden rôz. Jak je wiedzec, sëpie gôdkama, grô w kapeli, pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 61 spiéwô. Terô, razã z amatorsczim karnã ze Strzelna wëstąpił w szpëtôczlu „Testament II” (na spòdlim dokazu Jana Drzéżdżona). Zagrôł przédną rolã 84-lat stôrégò gnërowatégò starëszka. I chòc ani przedstawienié nie je redosné, ani żëcé na dôwny wsë nie bëło tak miodné, jak dzysô niechtërnym sã wëdôwô, Roszman i jinszi aktorzë rozmielë sprawic wiesołosc westrzód widzów. Widzałi ùstôw zéńdzonëch pòdtrzima pùckô kapela Klëka, grającô z płomnotą przede wszëtczim znóné kaszëbsczé melodie. J. H., tłom. KS Pomorańcy na Kociewiu Senator Kazimierz Kleina mówił m.in. o tym, jak wyglądały działania Pomoranii w przeszłości. Fot. Paweł Kowalewski Obecni oraz byli członkowie KSP wymieniali się poglądami na temat przyszłości klubu. Fot. Paweł Kowalewski Organizowanie spotkań i dyskusji zawsze było jednym z głównych celów Klubu Studenckiego Pomorania. Podtrzymując tę tradycję, Pomorańcy 61 2012-05-02 10:37:19 z życia Zrzeszenia współorganizowali konferencję stanowiącą część obchodów 50-lecia działalności Klubu, która odbyła się 14 kwietnia na Kociewiu. Pomysłodawcą przedsięwzięcia był Oddział Kociewski Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Tczewie reprezentowany przez byłych członków Klubu – Krzysztofa Kordę i Michała Kargula. Spotkanie poprzedziła wizyta w Pelplinie. Studenci zostali oprowadzeni po katedrze Pelplińskiej i Muzeum Diecezjalnym. Następnie organizatorzy wraz z gośćmi przenieśli się do tczewskiej Fabryki Sztuk. Motywem przewodnim rozmów były obchody 50-lecia działalności Klubu Studenckiego Pomorania oraz jego znaczenie dla Pomorza i Kociewia. Na spotkanie przyjechali byli Pomorańcy, m.in. senatorzy Kazimierz Kleina i Andrzej Grzyb, prof. Kazimierz Ickiewicz, wicestarosta starogardzki Kazimierz Chyła oraz prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego Łukasz Grzędzicki. Prelegenci przypomnieli m.in. kociewskie wątki w historii Klubu oraz Kociewiaków w nim działających. Obecni członkowie Pomoranii zaprezentowali swoje działania, stawiane sobie cele i perspektywy Klubu na przyszłość. Była to znakomita okazja do dyskusji na temat idei i działań regionalnych wśród dzisiejszych studentów. Mniej formalne rozmowy o studenckim regionalizmie w XXI wieku prowadzone były do późnych godzin wieczornych w domu prezesa ZKP. Sobotnia konferencja zaowocowała wymianą doświadczeń i utrwaleniem dobrych stosunków międzyludzkich w środowisku kaszubsko-pomorskim. Wioleta Dejk Pòtkanié Kaszëbów w Chònicach 15 strëmiannika w kònferencyjny jizbie Chònicczi Wszechnicë òdbëło sã Walné Zéńdzenié Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Chònicach. Gòscã chònicczich Kaszëbów béł przédny redaktór cządnika „Pomerania” Dark Majkòwsczi. Zéńdzenié zaczãło sã òd môlowi jinaùgùracji Rokù Młodokaszëbów. W artisticznym programie bëłë wëzwëskóné pùblicysticzny tekst „Czego chcieli Młodokaszubi”, òpùblikòwóny w gromicznikòwim numrze „Pome62 pomerania_maj_2012.indd 62 Wspòminkòwi krziż Wesołe Przedszkolaki. Òdj. D.M. ranii”, dzél romana A. Majkòwsczégò Żëcé i przigòdë Remùsa, wiérztë J. Karnowsczégò i L. Heyczi, a téż znóné kaszëbsczé spiéwë. Wëkònôwcama tegò programù bëłë dzecë ùczącé sã kaszëbsczégò jãzëka w Spòdleczny Szkòle nr 1, a téż ùczniowie i przed-szkòłownicë spiéwającé i tuńcejącé w dwùch karnach: Bławatki i Wesołe Przedszkolaki. Na zéńdzenim dwie nowé nôleżniczczi KPZ – Kristina Syper i Barbara Wòlnikòwskô – dostałë legitimacje. Nastãpno sprawòzdanié z dzejnotë partu w 2011 rokù złożił przédnik, Włodzmiérz Łangòwsczi, òsoblëwie pòdczorchiwającë pòtkania i jimprezë adresowóné òglowò do spòleznë, w tim Dnie Pòmòrsczi Kùlturë i przedstawienia Amatorsczégò Kaszëbsczégò Teatru. Finansową czãsc sprawòzdania przedstawił kaséra, Hilari Narloch, chtëren pòdsztrëchnął, że tak wiôlgô dzejnota partu je mòżlëwô m.jin. dzãka dëtkóm zwëskiwónym z grańtów i òd priwatnëch darczińców. Pòzytiwno òbta ksowa dzejnotã przédnictwa chònicczégò partu Rewizyjnô Kòmisjô, wnioskùjącë ò ùdzelenié mù absolutorium – i na skùtk welowaniô òno gò dostało. Przedstôwioné bëłë téż nôwôżniészé dbë na 2012 r. (m.jin. Dnie KaszëbskòPòmòrsczi Kùlturë, pòstãpnô premiera teatru, réza, ùdzél w òglowòzrzeszeniowim żëcym). Redaktór Dark Majkòwsczi przedstawił swòjã ùdbã redagòwóniégò „Pomeranii”, apelowôł ò wespółrobòtã i przësëłanié lëstów ò môlowëch wëdarzeniach, zachãcywôł do prenumeratë miesãcznika i zwëskiwóniégò nowëch czëtińców. Kòl drodżi prowadzący z Wãsorów do Sëlëczëna, w lese Ùrszulë i Zbigòrza Mielewczików, znôwù je mòrowi krziż. Jegò pòstawienié i ùroczëzna òdsłoniãcô mô ùpamiãtnic òfiarë epidemie, jakô bëła w òkòlim Wãsorów midzë XVIII i XIX wiekã. Aleksander z Jutrzenków Trzebiatowsczi – nôleżnik Radzëznë Familiów Trzebiatowsczich, ùszłi mieszkańc Wãsorów, wëstąpił do KaszëbskòPòmòrsczégò Zrzeszeniô w Sëlëczënie z bédënkã pòstawieniô krziża w môlu, w jaczim są pòchòwôné òfiarë zarazë. Dôł równoczasno dëtkòwą pòmòc, do chtërny za pòstrzédnictwã Zrzeszeniô przëłączëło sã pôrã lëdzy z gminë Sëlëczëno. Òrganizacyjné i wëkònôwczé robòtë kòòrdinowało sëlëczińsczé KPZ. Òb czas pôrã miesący krziż òstôł zrobiony i dzys stoji w tim samim môlu, gdze do kòl 1950 rokù béł pòprzédny. Wierã nen pierszi krziż pòstawilë dôwny miéwcowie zemi Ceszëca, Wãserscë. Òni téż zasadzelë tam dwie brzózczi, chtërne chronią i nowi mòrowi krziż. Janina Kòsedowskô, tłom. KS Zdzysłôw Zmùda Trzebiatowsczi, tłom. KS Bëtnicë ùroczëznë pòswiãceniô krziża. Òdj. Aleksander Trzebiatowsczi Krziż swiãcy probòszcz z Sëlëczëna ksądz kanonik Andrzéj Karlińsczi. Òdj. Aleksander Trzebiatowsczi pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:21 FELIETÓN swòjim òkã Nocnô zmiana szoférë SŁÔWK KLÔSA Nimò że dlô ùchòwaniô nôtërnégò strzodowiska przez slédné lata jesmë wiele zrobilë, to w ùprocëmnienim do krajów zôpadny Eùropë, jesz wiele mùszimë zdzejac. Pòdrzucanié smiecy czë nielegalné wësëpiszcza są ù naji czãstima òbrôzkama, z jaczima pòrządkòwé straże so nie radzą. Pòlskô je krajã, gdze nazôd dostôwô sã blós 7% biodegradowalnëch òdpadów, a na nen przikłôd Hòlandiô dostôwô jich 66%. Czë jesmë w sztãdze to zmienic òb czas nôblëższich pôrã lat? Przédny znajôrz gòspòdarzeniô òdpad a m a prof. Pioter Hewel ke z SGGW òb czas jednégò z telewizyjnëch wëwiadów miôł rzekłé, że Pòlskô „produkuje” kòl 15 mln ton smiecy, ale ewidencjonowónëch je le 10 mln. Trzecy dzél gdzes dżinie, pò wërobiszczach, rowach, rzmach i lasach. Miôł òn téż rzekłé, że w ewidencje ni ma wnetka widzec tëch nôbarżi trëjącëch. Mòże to nama dac do mëszleniô, że wnetka w całoscë są krëjamno składowóné, a jesz merkóm, że w wikszoscë są to płinë, temù lżi mòże je ùtacëc. Pò tëch spòstrzégach człowiek mòże so wëòbrazëc, jakô je wiôlgòsc tegò nielegalnégò partu gòspòdarczi, ale z ùrzasã mòże so człowiek doznac jesz czegòs gòrszégò. Jak pòdôwô Minysterstwò Strzodowiska RP, ju latos zmieni sã gòspòdarzënk òdpadama. Bùszno zagwësniwô ò kùńcu zasmieconégò òkòlégò, ale czë kòszt ti ùdbë nie mdze za wësoczi? Drżéniã nowégò ùstawù je przejãcé przez gminã dozéru nad pòrządkã na swòjim terenie. Nowi ùstôw jinaczi sã tim òd donëchczasnégò, że wszëtcë mieszkańcë gminów bãdą òbłożony jistnym pòdatkã za wëwòżenié smiecy, mni bãdą płacëc ti, co mdą rozapartniwac smiecë plastikòwé od skła ë makùlaturë. Ti, co donëchczas ùtcëwie płacëlë za wëwòżenié smiecy w ùprocëmnienim do niepłacącëch chitrzélców, ni mùszą sã nowim ùstawã jiscëc, bò pòdatk dlô nëch mòże bëc mniészi òd donëchczasnëch òpłatów – pòdôwô minysterstwò strzodowiska. Sprawą do kùńca niejasną ë drãgą do zjisceniô je òbrzészk dostaniô nazôd 50% biodegradowalnëch òdpadów, jaczi nakłôdô na nas EÙ. Czë gminë dadzą sã z tim radã (przëbôczã, że dzysô wskôz nen wichlô sã kòl 7%)? Czej gminë nie wëfùleją negò òbrzészkù, bãdą mùszałë zapłacëc sztrôfã. Mającë płacëc, gminë òbłożą swòjich mieszkańców wikszima pòdatkama, niżle to mielë ùdbóné w minysterstwie strzodowiska, cobë flotni narządzëc ù se jinfrasztrukturã recyklingù tëch òdpadów. Wątplëwòtë co do zamkłoscë ùstawù mają téż prawnicë, temù że òn nie je na zycher z kònstitucją RP, a nawetka z prawã EÙ, co mòże miec finał w Kònstitucyjnym Tribùnale. Czë w minysterstwie ni mielë bôcze- pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 63 niô na prôwdzëwi stón przetwôrzaniô gwësnëch òdpadów? Czë bë nie mógł do 50-proceńtowégò progù dochôdac pòmalëczno przez pôrã lat? 5 strëmiannika w cziskùlë we wsë Głobino pòd Stôłpskã, krótkò ùdôstôwaniô pitny wòdë dlô tegò gardu, òstôł nalazły szlim, pòòstałosc chemikaliów z piôskã z wierceniów do szëkaniô széfrowégò gazu. Jak mòglësmë przeczëtac na www.gp24.pl, miewca cziskù lë miôł dostóné ùrzãdow y zezwòlënk na składowanié i ùtilizacjô wëpłuczënów. Równak wëléwóné òne bëłë nié w placu do tegò namienionym i jesz miast mieszac szlim z cemeńtã, béł òn wëléwóny prosto do piôskù. Tej nie je dzyw, że robòtë w wërobiszczu warałë nocą, a wkół robòtów zrobił sã krëjamny ùstôw. Miéwca òdmówił wskôzaniô zdrzódła szlimù. Tec na kòżdą rézã aùtoła nót je miec pasowny cédel. Wëniczi badérowaniów szlimù miałë bëc znóné za czile dniów, a przecygnãło sã to do miesądza. Rapòrt z badérowaniów szlimù zawiérô blós dwie starnë. Jakbë cos w nim felało? Czemù nie òbjimô òn substancjów ropòpòchódnëch, jaczé na gwës bëłë w wëpłuczënach wiertniczich i szczelinującëch. Cemeńt nie je nôlepszim spòsobã ùtilizacje széfrowëch wëpłuczënów, bò i tak wiele szlimù ùcecze do piôskù. Znajôrze gôdają, że do te brëkòwné są òczëszczalnie, ale nié ù nas. Biorącë pòd ùwôgã pòzdrzatk prof. Hewelke, mòżemë założëc, że trzecy dzél szlimù pò széfrach i tak wrócy do zemi. Wzérającë na pòmalëczné dzejanié wëszëznów dozérającëch notërnégò strzodowiska, mòżemë bëc tegò gwësny. 63 2012-05-02 10:37:21 wiérztë Alojzy Nôdżel W maju ùrodzył sã Alojzy Nôdżel, pòéta i pisôrz, chtëren pùblikòwôł m.jin. w cządnikach „Kaszëbë”, „Litery”, „Pomerania”. Jegò dokazë òstałë téż wëdrëkòwóné w pôrãnôsce antologiach, np. L. Roppla Ma jesma òd mòrza, R. Rosiaka Od Bugu do Tatr i Bałtyku, F. Neureitera Kaschubische Anthologie. Nôdżel je téż autorã zbiérków wiérztów: Procëm nocë, Cassubia Fidelis, Astrë, Otemknij dwiérze, Nie spiéwôj pùsti nocë, Szadi Władi. Nie spiewôj pùsti nocë Wieszczi Nie spiewôj pùsti nocë Z dôlëka mërgô wid Kaszëbskò mòwa snôżô Jesz lepszich dożdô dni. Òdezwôł sã w nocë zwón Wszëtcë krewny pùdą w trón Delë jemù „Amen” w trëmã Knôp sã jiscy „Ùsna mëma” Mëma ùsna ju na wieczi Ùmarł knôp. Ju trup je trzecy. W trëmie leżi knôpa strëja Jemù kòsą ùca szëjã Smierc nicwôrtô. Je trup czwiôrti Ùmarł téż i strëji zãc Trupów terôz je ju piãc Nie skùńczëlë nocë pùsti I sã nalôzł ju trup szósti Zãców tatk Ùmarł téż i tatków brat Nôgle dzyrzczi jaczis chłop Midzë zãbë włożił grosz Wieszczi stôł sã czësto mëri Ùsta we wsë dzywnô chëra. (Astrë, 1975) Jak wòjôrz stojã z barnią Przez dłudżi, dłudżi cząd I barniã wiôldżé karna Słowiańsczich stôrëch słów. Kaszëbskô mòwa nasza Je pësznô tak jak zymk Ju dzys sã nie ùrzasnã Że stracã snôżosc ji. Chòc krzëkwë dmią i chaje To dzérzkò stoji dąb Chòc szor żałobno graje Nie ùzdrzi gdze ji grób. (Procëm nocë, 1970) Të kamie Czejbë të kamie gadac mógł Jak gadac mògą lëdze, Nie sygłobë cë, kamie, słów, Nie sygłobë cë, kamie, łzów Të, kamie płakôłbë jak drëdżé. Të, kamie dzysô z nama płacz Że chùtkò dżinie mòwa naj, Niech zmiãkną cwiardé serca ne Czej òne ùzdrzą kama łzë. (Astrë, 1975) pomerania_maj_2012.indd 64 • 2 V 1922 – Antoni Abraham, w uznaniu zasług, został odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. • 2 V 1992 – w Jastarni (przy ul. Rynkowej 10) z inicjatywy miejscowego oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego otwarto i poświęcono Chatę Rybacką. • 6 V 1972 – w Helu otwarto Muzeum Rybołówstwa. • 8 V 1972 – z inicjatywy działaczy Zarządu Głównego ZKP i koła Zrzeszenia w Łączyńskiej Hucie (pow. kartuski) w pobliskim Borzestowie odbył się Szkolny Konkurs Prozy i Poezji Kaszubskiej, co potem zaowocowało konkursami nazwanymi „Rodnô Mòwa” organizowanymi w Chmielnie (pierwszy 28 maja 1972 r.). • 15 V 1922 – urodził się Franciszek Fenikowski, poeta, powieściopisarz, publicysta, autor słuchowisk radiowych, scenariuszy filmowych i telewizyjnych. Jego dorobek pisarski prawie w całości był związany z Gdańskiem, Kaszubami, Pomorzem i morzem. Zmarł w 1982 r. • 18 V 2002 – na Wydziale Filologiczno-Historycznym UG odbyło się Kaszëbsczé Diktando. Tytuł „Méster Kaszëbsczégò Pisënkù” zdobył ówczesny współredaktor pisma „Òdroda” Paweł Szczypta. Pomysłodawczynią dyktanda była Wanda Kiedrowska, działaczka kaszubska ze Stężycy. • 25 V 1982 – w Stoczni Gdańskiej zwodowano drobnicowiec, który otrzymał imię Ceynowa. • 29 V 1932 – zmarł ks. dr Romuald Frydrychowicz, urodzony w 1850 r., jeden z wielkich historyków szkoły pelplińskiej, historyk Pomorza, autor ok. 600 haseł do Słownika geograficznego Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich. Dokazë òstałë wëdóné w antologii kaszëbsczi pòézji Dzëczé gãsë (wëdôwizna Region, Gdiniô 2004). Të, kamie, jes nôlepszi swiôdk, Jak dzérzkò barnił sã nasz lud Jak barnił swòji mòwë tu Jak barnił zemiã kòżdi lôsk. 64 OKRĄGŁE ROCZNICE pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:21 FELIETÓN ze szkòcczich përdëgónów Przed spòwiedzą GRÉGÓR J. SCHRAMKE Czej bãdzesz, drodżi Czëtińcu, czëtôł nen felietón, zymk ju mdze całą swą mòcą wëkwiecony, rozparmieniony a rozbrzãczony. Abò ë nié, bò doch ë môj czasã rozmajiti biwô ë mòże bëc kòmùdno, spiąco a zëmno. Niewôżné. Na zycher mdze ju pò Jastrach ë to tak, że w dzysdniowim swiece zdawac sã òne bãdą dôwnotą zabëtą. Jô za to, piszącë ten felietón, prawie do negò wiôlgònocnégò swiãta sã rëchtëjã. Ju jajka na farwòwanié kùpioné, zajk dlô dzecy przërëchtowóny, a dingówka… ùps, wcyg w bòrze. Në jo, biwô. Jak to w jastrowim cządze sã przënôlégò, pòszedł jem do spòwiedzë. Réga bëła długò a jesz, jak wiedno, taaaaak pòòòòòmaaaalëczno sã pòsuwa! „Z czegò to ti lëdze sã tak spòwiôdają? – pitôł jem sã sóm sebie – Z całégò żëcô? Z ùszłëch żëców? Z przińdnëch téż?”. Zdążił jem sëmienia rëchùnk w tã a wew tã z piãcdzesãt razy zrobic, pòżałowac za przewinë, mszã, jakô òb czas żdaniô sã zaczã, wësłëchac, a réga… wcyg długô jak pòkùta Lëcëpera. Cëż tu robic? Kò zmùdno. Doch ksążczi nie wëcygnã – to sã nie słëchô. W kùńcu… wiém! Wëmëszlã, ò czim felietón napiszã! Jak jem so ùdbôł, tak zrobił, ë hewò òn je, ò kòscele! (Ë tu, pò szpòrtownym wstãpie, zaczinô sã refleksyjno a pòwôżno). Przëcygającë do Edinbùrga w 2006 r., szczestlëwò jesz jem trafił w cząd zmianów, jaczé tegò czasu sprawiła wała emigracje, co wnet pòtopã wla sã do ÙK. Pamiãtóm, jak wcyg rosłë pòlsczé krómë w nym gardze, abò jak baro môlowi kònsulat béł nieprzërëchtowóny do òbsłudżi nowi rzmë brëkùjącëch (sorczi, òn wcyg nié za baro je!). Nôwiãkszé równak zmianë dozdrzôł jem w kòscele. Kò wej tedë, w 2006 r., swiat pòsłudżi dëcha z mni wiãcy „dlô grónka òstańców z czasów wòjnowi ùszłotë” ju zaczinął przesztôłcac sã przez nową wałã (ë dlô ni). Wdôrzóm so te pierszé niedzelné msze, cëché jesz a smãtné, czësto bez niżódny òprawë. Dejade ju òdprôwiôné w katédrze, a nié le w kaplëcë, chòc te w codzéń wcyg jesz w Dodomie Kòmbatanta. Béł le jeden ksądz w Edinbùrgù. Nie òdbiwałë sã jesz niżódné chrztë czë zdënczi… Dzysô je ju czësto jinaczi. Na placu pasturzów dwùch (ë w trzech kòs-cołach pòlsczé msze), w òkòlim wierã pòsobnëch trzech. Pierszą mszã w katédrze ùsnôżają òrganë, na drëdżi przëgriwają chłopi na gitarach, abò „misticëje” – kòldzesãcpersonowé karno mùzyczno-spiéwaczé. Béł jem swiôdkã rëchcënów ë przëjãca do I kòmónii swiãti, wiém téż ò zdënkù. Zrodzëłë sã nowé przë-kòscelné zdrëszenë, móma téż minystrantów ë przenômni jednégò nadzwëkòwégò szafarza kòmónii. Do te są òrganizowóné dodôwkòwé mòdlëtewné zéńdzenia, pòza tim np. wachtowania czë rekòlekcje. A ze trzë lata dowsladë nawetka rozbùchła ùdba, bë zebrac dëtczi ë kùpic so gwôsny kòscółk (kò swiątniców tu wnetk wiãcy jak wiernëch ë zdôrzô sã, że takô np. na hòstel biwô zmienionô!). Nawetka kòmitet sã zarzesził, równak tej cos wszëtkò pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 65 ùcëchło. Nimò to rzec nót: najô katolëckô zdrëszena tu żëje. Dejade… W Edinbùrgù mieszkô nômni 20 tes. Pòlôchów a Kaszëbów. W katédrze je cos kòl 600 placów do sedzeniô (jo, jo, môłô ta katédra), te dwa pòsobné kòscołë są mniészé. Dwie msze w ni gromadzą z 700 wiérnëch. Niech le z tima drëdżima swiątnicama mdze razã 1000 sztëk lëdzy kòżdi niedzelë w kòscele, to tak a tak dôwô to le 5% wszëtczich emigrantów! Prôwda, dzél wiérnëch czë wierzącëch téż chòdzy na szkòcczé msze, le wierã nié wiãcy jak 100–200 sztëk – tej dodôwkòwé 0,5–1%. Rzec bë sã chcało, że te pôrã procentów (przédno młodëch lëdzy), to je to zôrno, co „wëdô storazowi plón”. Taczim òptimistą równak bëc ni mògã. Kò widzã, że są taczi, co chòdzą do kòscoła np. le dlôte, „bò sã przënãcelë” ë msze mëslama przewanożiwają pò stegnach, jem dbë, barżi profanum jak sacrum. Ë nie je to doch nick òsoblëwégò, kò naje swiątnice na Kaszëbach, jaczé wcyg pãkają w rãbach, fùl są taczich samëch wiérnëch. Dejade jô sã ceszã nawetka z tëch „nieprzëtomnëch”. Doch mòże z taczégò jednégò (abò ë dwùch) dô nié le „mòże chòc trzedzescerazowi plón”, a nawetka „tësącrazowi”? „Milionowi”? Kò mòże przebùdzenié mdze? Abò dzecuszkò dzãkã taczim „przënãceniowim” starszim zapłomi sã Widã ë òstónie pòsobnym Janã Paùlã II abò drëgą Matką Terézą z Kalkùtë? Trójno lëdzy za to, pò prôwdze ùrzma, w Wiôlgą Sobòtã wëfùlowiwô katédrã na kòżdim (z trzech) swiãcenim jestkù. Równak czë téż ë z tegò sã ceszëc nôleżi? 65 2012-05-02 10:37:22 50 lat Klubù Sztudérów Pomorania Pòmòranijô ‘80 B Ò B RO W S C Z I C H W I TÔ Ł D - S Z KÓ L N Y W Pòmòraniji nalôzł jem sã przëtrôfkã. Baro czãsto jô odwiedzôł kaszëbsczi króm przë Szewsczi Gasë we Gduńskù. Kùpiwôł jem tam ksążczi dlô ùczniów w Stajszewie, drëchów ë dlô se. W kùńcu, z rekòmendacji białk, co w nym krómie przedôwałë, òstôł jem nôleżni kã gduńsczégò pa rtu KPZ. Rôz wieczór, òb jeséń 1980 rokù, przez króm do biura przechôdało karno młodëch lëdzy. Bëło to zéndzenié Pòmòrańców. Przëtomny w nym czasu w krómie Rulewsczich Barnim, chłop co òb czas sztrëjków 1980 rokù chòdzył z czôrno-żôłtą szléfą na remienim, miôł do mie rzekłé: Kò Wasta, jakno przindny prezes KPZ, mùszi bëc w Pòmòraniji! i mie wepchł do biura na zéndzenié. No proroctwò sã miało zjiscëc pôrãnôsce lat pózni, czej jem jem òstôł wiceprezesã Òglowégò Zarządu KPZ. Pò zéndzenim, na jaczim jô pòznôł swòjégò mùlka ë białkã Halinã, co w nym czasu bëła gòspòdôrza Chëczë, całé karno szło do Bòrzëszkòwsczich Felka na môłé alitëlé z lëżnotë jegò zdënkù z Pòmòranką Bòżeną. Òb drogã nasz prezes Kléinów Kazmiérz mie sã pitôł, czë jô jem lesny (chòdzył jem w amerikańsczim, wòjskòwim mańtlu) i skądka jô jem. Ni mòglë dorozmiec, jaczim jô jem „repatriantã”. Kò, jô jem pò prôwdze do tatczëznë warcył. Pò pôrã dniach òdbëłë sã w Chëczë andrzejczi, na jaczich jem dokôzôł cedownégò zwielëniô slëwiónczi. Òd te czasu mòja „kariera” w Pòmòraniji szła drawò. Na pòstãpnym zéndzenim karna òstôł jem szefã rewizjowi kòmisji klubù, a chwilã pózni zrobił ze mną interview do cządnika sóm redachtor „Pòmeranii”, dzys sp. Czedrowsczich Wòjk. Nonej na wdôr Wòjcecha, architekta-bùdownika chëczowégò szutuza, nen bëlny, bùtnowy ùsôdk béł nazwóny „wojtek”. Trzeba tuwò nadczidnąc, że czedës klubòwé żëcé bëło biédné, le wszëtcë 66 pomerania_maj_2012.indd 66 1981 – przed Chëczą. Òd lewi starne: Klawitrów Kazmiérz, Kléinów Kazmiérz (prezes), Łącczich Józwa, sp. Bëczkòwsczich Wiesłôw ë Bòbrowsczich Witôłd. trzimalë sã barżi razã. „Stôri” nôleżnicë dzén w dzéń bëlë z nama i łaskawim, òjcowsczim òkã zdrzëlë na naje młodeczné bùńtë. Wërazã taczégò bùńtu bëło niewëbranié w 1981 niżódnégò laùreata nôdgrodë Stolema, nimò bratecznëch „doradów” Trojanowsczich Jizë. Pòdskacënkã dlô prôcë béł robòcy Bòrzëszkòwsczich Józwa, co rozmiôł òszkalowac, ale téż nas młodëch na lëdzy wëprowadzëc. Na legeńdã Klubù skłôdałë sã dzeje pioniersczégò cządu odbùdowë Chëczë, ùdzél w bùdowlanëch prôcach, codniowé czurzenié przë ògródkù, halanié wòdë òd Antoniégò ë miesczi gón, szkółka kaszëbiznë prowadzonô przez E. Gòłąbka w redakcji „Pòmeranii” na Dłudżim Rénkù, ùdzél w zéndzeniach gduńsczégò partu KPZ, „Lëdowé Taleńtë” ë wëbòrë laùreatów Stolema abò dejowò-historiczné „Konwersatorium” prowadzoné przez Kazmiérza Klawitera. Do te trzeba dołożec rozriwkã – teater, jaczés pòspólné „piwkò”, gebùrstag, kùling, diskòtekã. Motto dlô rozriwkòwi klubòwi „frakcji” bëłë słowa „wiôldżégò załôżcë”, Lecha Bądkòwsczégò: Klub to nie je szpëtôl dlô bezdomôcëch dzéwczãtów. Czej zazéróm do ònczasnëch zapisënków w kalãdarzu, mie je dzyw, jak më mòglë to strzëmac. Wszëtkò to bëło na spòdlim historii, jakô sã stwôrza na naszich òczach – pòwstanié Òcmanotë (Solidarności), Zjôzd w Olivii, zakłôdanie Gbùrsczi Òcmanotë, a w kùńcu wòjnowi stón. Czej më zaczãlë „wërastac” z Pòmòraniji, sã żenic ë zaczinac swòje warkòwé żëcé, naszô drëszba ùtrzimiwa sã dali. Westrzód nas je wiele szkólnëch, dlôte jesmë założëlë karno Pùrtk w strukturach krëjamny Òcmanotë. Do dzysô etatowò robi tam nasz klubòwi „tatk”, Rambiertów Sztefón. Pòmòranijô ‘80 żëje – wiérnô kaszëbsczi deji ë słowóm Méstra Jana (Trepczika): Pòmòranijô, to miono naji bùchë je Pòmòranijô bëlnô je w ùczbie naszënë Rozwidniewac, rozskacëwac Pòjmë stegnë Kaszëbsczi! pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:22 FELIETÓN sëchim pãkã ùszłé Dôjta bëc chłopã abò ò feminystkach TÓMK FÓPKA Feminystczi. Chto to je? Colemało białczi. Ò co jima jidze? Chłopi nie widzą. Wikszi dzél białk wierã téż nié. Wëzdrzi na to, że to są taczé, co abò chłopa ni mają, abò miałë i nie wëszło. Jed ne są dobrze wësztud rowóné, jiné leno wëszkòloné.Wcyg nawijają ò równoùprawienim. Że białczi mùszą bëc jak chłopi. Że mùszą? Nié. Jima sã nôleżi jak chłopoma! Tak samò zarabiac, awansowac. Mòże sã nie znóm, ale mie sã zdôwô, że nie jesmë z białkoma równy. Białczi są lepszé. Mòcniészé. Piãkniészé. Dłëżi żëją. Pòtrafią wiele rzeczi robic narôz. A më? Më jesmë dzysô biédny. Czasã za białkoma barżi szlachùjemë niż òne same. Tak nas w kòedukacyjnëch szkòłach wëùczëlë. Tak jesmë wëchòwóny, téż przez białczi. Jesz përznã a bãdzemë dzecë rodzëc i piersą fùtrowac. Pielëchë ju pewno pòtrafimë mieniac. Dobrze jidze z òmiwanim statków. Co włączã reno zdrzélnik, to widzã pôrã prowadzącëch. Ale jaczichs dzywnëch. To òna w ti pôrze je sómcã alfa, òna nosy bùksë, òna je ùzdnicą. Je wëższô, czerëje nym chłopkã. Òn je môłi, sã ùsmiéchô, frisztëk zrobi, szlorczi przëniese... Kò to je jakôs Rzeczpòspòlitô Babskô prosto! A jesz jaczégò projektanta módë scygną abò jinégò artistã... Òni sã pewno za wiele „Seksmisje” naòbzérelë. Dlô nich Günter Grass gwësno je białką... Nie są to czasã pierszé òfiarë négò zapòw iôdónégò przez pòlsczi rząd chemicznégò kastrowaniô...? A mòże w nëch ùnijno numrowónëch jajach abò w tónym winie z bierdonczi są jaczé hòrmónë z Wenus? Nôlepi tej żódnégò wina nie pic. A jaja? Në, òne bãdą wiedno... Pòzwólta nama bëc chłopoma! Nié chłopùlkoma, chłopkoma, chłopikoma... Chłopoma! Chcemë bëc cwiardi! Chcemë bëc mòcny! Rizykòwac i zarabiac pieńdze! Chcemë Was zdobëwac. Was, swiat, nowé zemie, planétë. Chcemë sã Wama zajimac, Was dozerac, przepùszczac w dwiérzach i na trapë w górã. Miec Swiãté Słowò Tatka przë dzôtk wëchòwiwanim. Czasã taszã pòniesc, w całoscë z piwã. Dac tej-sej jaczé dwa tësące na drobné wëdatczi... Pò pëskù dac, czej zle ò mòji białce gôdają. Dlô Wa s, Bi a łecz k òst aw i më wszëtkò, co mitczé, snôżé, bezpieczné i dómë Wama te dëtczi wëdawac. Zgòda? Dali chceta równoùprawieniô? Chceta kònieczno nasze przepicé, gòlenié gãbë, noszenié kalesonów i pilotë òd TV, DVD i satelitë? I te kwitë za lëché pòstawienié autóła, pit-ë i zarosłé szpétë? Më nie chcemë Waszich królewëch dniów, krzëwëch nie-wiedzec-czemù pomerania maj 2012 pomerania_maj_2012.indd 67 mùniów, sedzeniô pół dnia kòl frizjérë i gôdaniô – dlô samégò gôdaniô. Mie sã mòckò wëdôwô, że ne feminystczi, tak jak ny „zelony” i „cepłi”, są przez jaką Amerikã Batorim naswóné, co jima grëbé grantë daje za to pëskòwanié a miészanié lëdzóm w głowach. Żebë òdwrócëc ùwôgã òd czegòs wôżniészégò – robią manifë i paradë. Pchają sã do telewizje i jinëch mediów. Krzëczą, że jima zle. A mòże jima je za dobrze? A mòże jô jem z Marsa, a nié z Chwaszczëna? SŁOWÔRZK: Colemało – zazwyczaj; dzél – część; wëzdrzi, szlachùje – wygląda; abò – albo; chłop – mężczyzna, mąż; wësztudrowóné – wykształcone; leno – tylko; wcyg – wciąż; białczi – kobiety, żony; përznã – trochę; fùtrowac – karmić; òmiwanié statków – mycie naczyń; zdrzélnik – telewizor; ùzdnica – kobieta dominująca w stadle, związku; bùksë – spodnie; frisztëk – (z niem.) śniadanie; szlorczi – pantof le; bierdonczi – sklepy z tanim towarem; kò – wszak; gwësno – pewnie; wiedno – zawsze; dozerac – opiekować się; trapë – schody; dzôtczi – dzieci; tasza – torba; mitczé – miękkie; snôżé – piękne; dëtczi – środek płatniczy, raczej monety; szpétë – kończyny dolne pośledniej urody; królewé dnie – (neolog.) czas menstruacji; mùnia – buzia. 67 2012-05-02 10:37:22 z bùtna FELIETÓN Jo… ne-e… RÓMK DRZÉŻDŻÓNK Brifka sedzôł markòtny na łôwce, jakô stoja kòle mòji chatińczi, a nick nie gôdôł. Cziwôł le banią a mòckò nad czims rozmëslôł. – Cëż të jes taczi òd se? – pòdzérôł jem zadzëwòwóny na niegò, a nen nick, le banią cziwôł. – To nie je do strzimaniô. Zwëczajno cebie sã flaba nie zamikô… a dzysô? Në kò rzeczë co! – krziknął jem mù do ùcha. – Jô ni móm słów – wëmùrmòlëł pòd knérą a bania lôta jemù corôz mòcni. Jô dostôł strach, że òna mù z szëji spadnie a pòkùlnie sã pòd stodołã. Żôl drëcha. Jesz je młodi, szkòda bë gò chòwac. Je òn jaczi je, ale doch JE! Tak ma dwaji sedzelë mùczkã na łôwce. Òn cziwôł banią, a jô zdrzôł w dôlą na Pëlckòwò skrëté za rzôdką dôką. – Bez ną dôkã naju Pëlckòwò je taczé bôjkòwé, krëjamné. Ne zataconé sztôłtë bùdinków a jidącëch donąd a nazôd lëdzy wëzdrzą jak zaczarzoné. Pëszno, przepëszno. Kò pòwiôdają, że w dôce to mòże letkò ùzdrzec dëchë najich przódków. Widzysz të mòże jaczégò? – Jô gówno widzã – òdrzekł smãtno brifka. – Fùj, në cëż të! Nie znajesz të jinszich słów. Czejbë tu dzecë bëłë? – Czejbë tu dzecë bëłë, tej òne… – drëch pôłkł slënã. – Kò ne pëlckòwsczé ùnuzle ë tak bë z naji gôdczi nic nie zrozmiałë… – Tec ne twòje nié le rozmieją, ale wszëtczé gôdają. – Mòje jo. Leno z kim òne mają gadac? Przecã nicht jinszi z dzecy w Pëlckòwie ani me, ani be… To je marné. – Cëż tobie dzysô je? Mô tobie chto zadóné? – Zadóné? – òn sã jaż tak strzãsł. – Jo, môsz prôwdã. Mie mô chtos zadóné… – Mariczënëbùksë jo! Chto cë zadôł? – terô to jô béł fest ùrzasłi. – Dwalatné dzeckò… a tak pò prôwdze jegò mëma. Të jã znajesz, òni tã… w nym fôrtlu za grzëpą mieszkają. Jô sã je na szasëji pitajã: „Chcesz të bómka? Jo?”. Ònkò sã ùsmiało a gôdô: „Tak”. Czej jô czëjã „tak”, tej mie sã lëchò robi. Kò pëlckòwsczé dzeckò bë mia òdrzec „jo”. „Chcesz? Jo?” ‒ spitôł jem sã jesz rôz. No wezdrzało na mëmã, łepã pòkrącyło, a pòwiôdô: „Jo… ne-e…”. Jô zôs do nie: „Nie rozmiejesz të prosto rzec jo?”, a òno wcyg łepã krący ë to swòje: „Jo… ne-e…”. Jô béł czësto baf. Wezdrzôł jem na jegò mëmã: „Czemùż òn jo nie gôdô?”. „Brifka. Jesce wë czësto. Kò tak co lepi môłëch dzecy nie ùczëc”. „Czemùż nié?” ‒ spitôł jem zadzëwòwóny, a ta mie nó to: „Nié, bò nié!”. – Òno sã jesz lëd z czi gôdczi naùczi… – Dze? Òd kògò? Òd mëmë? Òd tatka? Òd ómë? Ópë? Òd kògò? – Samò ze se. – Samò ze se? Sóm ze se to człowiek mòże sã w zark legnąc – brifka pòdskòkł do górë a téatralno zmieniwając głos, rzekł z wëszczérgą: – Przińdze czas, tej òno so samò naùczi, ale terô chcemë do niegò z wësoka gadac. Zmarachòwóny cãżkò sôdł na łôwkã, zamôłkł a banią cziwôł. Tak sedzôł, nic nie gôdającë do wieczora. Nié sznapsa nie chcôł, nié tobaczi, le sedzôł a rozmëslôł. Le czasã dało sã òd niegò czëc: – Jo, jo, to je marné, to je marné… Minã noc, dzéń, noc… tej ò trzecym pòrénkù brifka wstôł a sã strzãsł. Colemało wëzdrzôł jak jaczi patrijarcha. Mòcny, stolemny. Wsôdł na kòło a rëgnął przed se, rozwiéwając dôkã zakrëwającą Pëlckòwò. – To sã dô, to sã dô! – bez dôkã czëc sã dało jegò wiesołi głos. – Kò òno rozmiało, co jô do nie gôdôł! Dzãkã Bògù brifka zôs je brifką. XXVII Kaszubski Spływ Kajakowy Śladami Remusa Zaplanuj swój urlop z „Pomeranią”! s. 50 68 pomerania_maj_2012.indd 68 pomerania môj 2012 2012-05-02 10:37:22 Z NAMI WYPRZEDZISZ KONKURENCJĘ REKLAMA W POMERANII TEL. 58 301 90 16 / 697 001 422 okladka_maj_2012.indd 3 2012-04-26 20:58:35 okladka_maj_2012.indd 4 2012-04-26 20:58:36