Audio Research VSi75 Mariusz Malinowski

Transkrypt

Audio Research VSi75 Mariusz Malinowski
High-end wzmacniacz lampowy
Czarna dziura
Audio Research VS
i75
Mariusz Malin
owski
Trzon oferty Au
dio Researcha
zawsze stanow
iły drogie
wzmacniacze
dzielone.
Sukces przystę
pnej cenowo
integry VSi60 (o
koło 19 tys. zł
z lampami KT1
20) pokazał
jednak, że wart
o
się zainteresow
ać również
tym segmente
m rynku.
No, ale jak zw
ykle wyszło
po amerykańsk
u. Obecnie
model VSi60 je
st już
droższy o trzy
tysiące zł,
a druga w aktu
alnej ofercie
lampowa integ
ra VSi75
to jeszcze wyż
sza półka.
44
Hi•Fi i Muzyka 9/13
High-end wzmacniacz lampowy
jest nowością w ofercie ARC. Tak świeżą,
że na stronie producenta opis urządzenia w trakcie przygotowywania testu jeszcze się nie pojawił. Mało
tego, nie było ono tam w ogóle wymienione. Na szczęście, dystrybutor dysponował
zestawem podstawowych informacji technicznych. Skromnym, ale dobre i to.
VSi75 to konstrukcja bazująca na integrze VSi60. Ten model już dobrze znamy;
recenzowaliśmy go dwukrotnie, z różnymi
kompletami lamp mocy („HFiM 11/09”
i „HFiM 10/11”). W odsłuchach wypadł
świetnie. Był uniwersalny brzmieniowo,
muzykalny, a przy tym względnie „tani”
(jak na amerykański hi-end). Miał jedną
zasadniczą wadę – nieergonomiczną obsługę. Wynikała ona z dziwacznej i topornej przedniej ścianki.
VSi75 nie zastępuje sześćdziesiątki. Jest
nowym urządzeniem, wzorowanym na
tańszym modelu, ale droższym o 13 tys.
zł. Różnicę w cenie ma uzasadniać wykorzystanie kilku dobrodziejstw sprawdzonych w końcówce mocy Ref75, należącej
do wyższej linii Reference.
icyjnego. Najpierw, po wciśnięciu przycisku „power”, należy odczekać 40 sekund
(odmierzanych na wyświetlaczu), a potem odblokować tryb wyciszenia i ustawić
pożądany poziom głośności. Na wstępie
ma on zawsze wartość „0”, gdyż VSi75 nie
zapamiętuje stanu sprzed wyłączenia. Co
ciekawe, producent radzi jednak i tak wyzerować i wyciszyć wzmacniacz funkcją
„mute”, również przy wyłączaniu. Kilka
urządzeń tej firmy już w życiu przerobiłem i zawsze mnie dziwiła ta przesadna
troska o ochronę przed nagłymi impulsami. Ale nic to, inwestując w hi-end kupujemy także trochę ceremoniału. Na pewno
nie zaszkodzi.
Siłę głosu regulujemy w 103 krokach, co
wydaje się wystarczające. Producenci na
dole skali czasami programują kroki zbyt
duże (przynajmniej taką uwagę miał jeden
z naszych recenzentów VSi60), ale teraz
rozbieg przebiega łagodnie.
Z tyłu mamy do dyspozycji pięć wejść
RCA i jedno wyjście pętli magnetofonowej (w sześćdziesiątce tego ostatniego
nie było; było za to wyjście do subwoofera). Terminale głośnikowe (z oddzielnymi
odczepami dla 4 i 8 omów) nie przyjmują
bananów. Wyposażenie dopełniają gniazdo zasilania oraz bezpiecznik. No i…
całe mnóstwo ostrzegawczych napisów.
Ich ilość miałaby świadczyć o dbałości
o bezpieczeństwo, choć do takiej filozofii
nie pasuje brak kratki zasłaniającej lampy. Jak znam życie, będzie ona wkrótce
dostępna, zapewne za jedyne 3 tys. zł.
Budowa
VSi75 otrzymał całkowicie nowy front.
Znalazł się na nim wyświetlacz i sześć
przycisków. Dwa służą do regulacji siły
głosu; pozostałe do włączania, wyciszania, wyboru źródła oraz rozpoczęcia
kalibracji lamp. Ta ostatnia czynność została uproszczona, bo w odróżnieniu od
VSi60 nie potrzebujemy dodatkowego
przyrządu diagnostycznego. Teraz na wyświetlaczu odczytujemy aktualną wartość
prądu spoczynkowego danej lampy, a plastikowym śrubokrętem (jest w wyposażeniu) go regulujemy. Otwory ułatwiające
dostęp do śrub znajdują się przed samymi
lampami.
Włączanie wzmacniacza, jak zwykle
w Audio Researchu, jest dalekie od intu-
Między lampami sterującymi widać
tranzystory bufora wejściowego.
Wszystkie trafa rdzeniowe.
Standardowe wyposażenie
i mnóstwo napisów ostrzegawczych.
Z drugiej strony, należy firmie oddać,
że w porównaniu z tańszym modelem
doposażyła VSi75 w kratę zakrywającą
transformatory i kondensatory.
Obudowę wykonano z aluminium. Wariantów kolorystycznych nie przewidziano – jest tylko srebro.
Zestaw lamp jest identyczny jak w drugiej opcji VSi60. Wszystkie pochodzą
z Rosji. Są to dwie pary tetrod strumieniowych KT120 Tung-Sola oraz para
sterujących 6N30 Sovteka z pierścieniami antywibracyjnymi. Co ciekawe,
identyczny komplet znajduje się w stereofonicznej końcówce mocy Ref75.
Cóż to oznacza? Ano, że sekcja preampu
w testowanej integrze musi być tranzystorowa. Nic zaskakującego. ARC od
dawna (o ile nie od zawsze) robi stopień
wejściowy na J-FET-ach. Tak też jest tym
razem.
Hi•Fi i Muzyka 9/13
45
High-end wzmacniacz lampowy
Wzmacniacz dysponuje mocą 75 W
(VSi60 oddawał 50 W z lampami 6550
i 57 W z KT120).
Według materiałów informacyjnych
na stronie dystrybutora, w stosunku do
sześćdziesiątki zmieniono transformator
zasilający, podwojono ilość elektrolitów
filtrujących, trafa wyjściowe przejęto
z Ref75, podobnie jak kondensatory
sprzęgające. To wszystko prawda (choć
w przypadku transformatorów musimy
uwierzyć na słowo) i nie są to zmiany
kosmetyczne. Z drugiej strony, nie oszukujmy się – to nie jest żaden całkowicie
nowy układ. ARC od lat bazuje na sprawdzonych rozwiązaniach, zgodnie z zasadą: „lepsze wrogiem dobrego” i dba o to,
żeby zbyt ryzykownymi próbami niczego
nie zepsuć.
Dla porządku porównałem zdjęcia ze
swojego dawnego testu końcówki VS115,
wspomnianych już recenzji VSi60 oraz
tegorocznego testu Ref75 („HFiM 1/13”).
Oczywiście, widać różnice, ale jasne jest
też, że konstruktorzy pozostają wierni
wiodącemu paradygmatowi technologicznemu: tranzystorowe wejście, montaż
na płytkach, a nie przestrzenny, klasa AB,
układ przeciwsobny (push-pull), starannie dobrane komponenty i podporządkowana jednemu schematowi architektura wnętrza. Główne różnice to rodzaj
i ilość lamp, pojemność filtrująca w zasilaczu oraz szereg szczegółów, pomijalnych dla większości audiofilów. We
wnętrzu VSi75 znajdziemy jeszcze dodat-
46
Hi•Fi i Muzyka 9/13
kowy mały transformator, odpowiedzialny za tryb stand by i pracę wyświetlacza.
Z lewej strony głównej płytki umieszczono przycisk do resetowania licznika czasu pracy lamp.
Wszystkie urządzenia ARC powinny
podlegać 600-godzinnemu wygrzaniu.
Przy konstrukcjach lampowych proces
jest bardziej rozciągnięty w czasie, nie
zaleca się bowiem zostawiania ich włączonych przez cały czas. Na szczęście,
egzemplarz dostarczony do testu miał
na liczniku ponad 500 godzin, więc do
odsłuchów można było przystąpić już
Panel frontowy
zaprojektowany z klasą.
Kondensatory sprzęgające (te złote)
zainstalowano od spodu.
po kilku dniach. Potencjalny klient powinien jednak pamiętać, że żywotność
lamp mocy to około 2 tys. godzin – a zatem pierwszy komplet zużywa się w dużej części jeszcze w fazie docierania.
Konfiguracja
Odsłuch został przeprowadzony w systemie złożonym z odtwarzacza Naim 5X
z zasilaczem Flatcap 2X oraz, zamiennie, dwóch par kolumn: Dynaudio Contour 1.3 mkII oraz Chario Academy
Sonnet. Z tymi drugimi grało lepiej.
Okablowanie sygnałowe i głośnikowe to
Acrolink (7N-A2400 III oraz 6N-S3000),
natomiast sieciówki – PAL i Neel.
Wrażenia odsłuchowe
Wzmacniaczowi ARC można przypisać trzy zasadnicze cechy. Pierwsza – nie
ukrywa, że jest lampą. Druga – oferuje
zaskakująco bogaty wachlarz atrakcji
wychodzących poza stereotyp brzmienia
lampowego. I trzecia – mimo wyrazistego charakteru własnego, potrafi wytworzyć audiofilską czarną dziurę, której
sile wciągania nie sposób się oprzeć. Każdy z tych aspektów zasługuje na omówienie.
Lampowość brzmienia jest wyłożona
od razu. Mamy gęstą i nasyconą średnicę
o oleistych barwach, lekko zmiękczony
bas i pozbawioną agresji górę. Ujmującą
płynność dźwięku oraz plastyczny wokal.
W żadnym z tych aspektów urządzenie
nie przekracza jednak umownej granicy
kompromisu pomiędzy zwolennikami
grania lampowego i tranzystorowego.
Wiem, co mówię, bo sam należę do tych
drugich. Efekt delikatnego dogrzania
zdarza się nawet w piecach solid-state
i jeśli jest on częścią przemyślanej koncepcji brzmieniowej, to wszystko w porządku. Zresztą, klasyczne lampowe
High-end wzmacniacz lampowy
czary to raczej domena słabowitych konstrukcji na triodzie single-ended. Tutaj
mamy wydajny push-pull i klasę AB.
Lampową wartość dodaną urozmaicają
nieco zaskakujące elementy. Na pierwszy
plan wysuwa się charakterystyczna linia
rytmiczna – zaznaczona mocno, niemal
dobitnie. O ile słowo „kontrola” stosuje
się najczęściej do opisu niskich tonów, to
tutaj nie znajduję lepszego określenia dla
samego rytmu właśnie. Ma on silną fazę
ataku, bliską nawet efektowi utwardzenia.
Prowadzi muzykę, choć jeszcze jej nie dominuje. Bębny i talerze są jakby uczestnikami żołnierskiej musztry w elitarnej jednostce desantowej. Nie uświadczymy tu
dźwięków wibrujących ani na milisekundę poza komendami wybrzmień. Jeśli bas
i średnica ciągną w stronę rozmarzenia,
to rytm przywołuje towarzystwo do porządku. Podkreśla linię basową, ale do jej
lampowego nasycenia dodaje organizację
i dyscyplinę. Efekt jest bardzo wyważony
– dźwięk podbudowuje solidna podstawa
harmoniczna, a pomimo ożywczego efektu sekcji rytmicznej, nie słychać w nim
pośpiechu ani nerwowości.
Powyższe dwie cechy główne wzmacniacza (sygnatura lampowa i odważny
rytm) były zauważalne od samego początku odsłuchu. Chyba już
w drugim zdaniu brudnopisu zapisałem, że wzmacniacz sprawiał
wrażenie, jakby bardzo chciał
udowodnić, że potrafi zagrać
nie tylko romantyczne plumkanie, ale także pokazać pazur.
To solidny wyrób doświadczonego
mistrza-rzemieślnika, traktującego swoją
pracę profesjonalnie, unikającego przerysowań i zachowującego równowagę między skrajnościami. Widać podpis mistrza,
zaznaczony charakter własny, ale nie na
tyle, aby fałszować obraz muzyczny. Jakby urządzenie było produktem określonej
szkoły brzmienia, ale szkoły, w której powtarzalność i rutyna już dawno zastąpiły
pasję.
Taki wniosek okazał się jednak błędny. Odkrycie trzeciego i najważniejszego
elementu, czyli wciągania w czarną dziurę, przyszło z czasem. Na początku prawie
nic nie zapowiadało, że opinia końcowa
może być inna od „neutralnie pozytywnej”. No właśnie – prawie. Z tym, że to
„prawie” najpierw trzeba było zdefiniować. Zanim zrozumiałem brzmienie tego
wzmacniacza, musiałem wpaść na pomysł, jak je ugryźć. Ale jak to zrobić, gdy
wszystko wydaje się jasne? Tutaj opłacił
się brak pośpiechu. VSi75 grał u mnie
około miesiąca, a rozgryzłem go dopiero na początku trzeciego tygodnia. Oto
przybliżony zapis tej historii.
Po godzinnej rozgrzewce (krócej chyba
nie warto, bo na zimno dźwięk nie przypomina high-endowego), kiedy muzyka
grała „do kotleta”, siadałem na swoim stanowisku i uruchamiałem właściwą płytę.
Brzmienie ciągle przypominało, tak jak
dzień wcześniej, „lampę z doładowaniem” i odsłuch przebiegał bez większych
emocji. Ale – jakimś dziwnym trafem –
nigdy się nie kończył na pierwszej płycie. Jakby jakaś informacja podprogowa kazała słuchać dalej. Po drugim krążku informacja stawała się trochę silniejsza (identyczną historię mam z cukierkami truflowymi). Znacie to uczucie?
Ekstazy nie ma, ale można w muzyce
wyczuć jakiś niezidentyfikowany, intrygujący smak. Brzmienie nie męczy. Jest
element ciągłego
zainteresowania,
a podświadomość
sugeruje, że słuchaPilot poręczny
i funkcjonalny.
nie to coś w rodzaju nasycania umysłu wirtualnym paliwem muzycznym. Satysfakcja
rośnie powoli, ale za to z każdym
kwadransem. Wrażenie okazało się
powtarzalne. Codziennie działo się
to samo.
Gdy myślałem, że wpadłem w rutynę
odsłuchu standardowo zaprojektowanego wzmacniacza, przez krótką chwilę wydało mi się, że dostrzegam w tym
głębszy sens. I wtedy właśnie nastąpiło
olśnienie. Można je porównać do obserwacji stereogramu. Na pierwszy rzut oka
widać tylko powtarzalny wzór graficzny,
w którym nie wiadomo, o co chodzi. Gdy
jednak właściwie zogniskujemy wzrok,
zobaczymy trójwymiarową treść. Tutaj
to samo dzieje się z dźwiękiem. Gdy już
wiemy, jak słuchać, niczym za dotknięciem magicznej różdżki materializuje się
dodatkowy wymiar, w którym wszystko
jest niemal narkotycznie wciągające. Teraz wypadałoby wyjaśnić, jak „słuchać”.
Ale jak tu opisać wrażenie wciągania
przez czarną dziurę? Musimy „tylko”
wejść na odpowiedni poziom subtelności
odbioru, zgrać się z urządzeniem. Właściwie zogniskować percepcję; metodą
prób i błędów wyregulować swoje nastawienie.
VSi75 jest z pozoru niezłym urządzeniem, jednak dla wytrwałych rezerwuje przeżycie niemal kosmiczne. Gdy po
raz pierwszy wsiąkłem w ten właściwy
rodzaj słuchania, byłem przekonany, że
odkryłem audiofilską tajemnicę, którą zachowam tylko dla siebie. Jak widać, złamałem się. Bo ARC VSi75 to wzmacniacz, do którego można się autentycznie
przywiązać. Wcześniej zasugerowałem,
że mamy do czynienia z dziełem mistrza
rzemiosła. Teraz muszę to skorygować.
VSi75 jest arcydziełem artysty, który
stworzył dźwięk gęsty, żywy, duży i muzykalny. Zdecydowany, ale bez agresji.
Dociążony, ale zwinny. W którym pozornie nasycony i potężny bas jest tak naprawdę plastyczny i zróżnicowany. Gdzie
wtopiona w średnicę góra prezentuje rzadko spotykane bogactwo, a zaskakująco
rozciągnięta i perfekcyjnie lokalizowana
stereofonia dopełnia całości. To produkt
skończony, stworzony dla melomanów.
ARC potrafi wydobyć esencję z każdego
rodzaju muzyki i nie jest zanadto wybredny, jeżeli chodzi o jakość nagrań. Każde
zostaje ukazane w możliwie najlepszym
świetle. Czy można chcieć więcej?
Konkluzja
VSi75 to mistrz w maskowaniu swego
mistrzostwa. Odwdzięcza się słuchaczowi w wymiarze wprost proporcjonalnym
do poświęconej mu uwagi. Prawdziwe
oblicze pokazuje jednak dopiero w czarnej dziurze. I wciąga do niej razem
z portfelem.
Audio Research VSi75
Cena:
35400 zł
Dane techniczne:
Stopień końcowy:
Lampy mocy:
Moc:
Lampy sterujące:
Odczepy:
Pasmo przenoszenia:
Zniekształcenia:
Sygnał/szum:
Wejścia liniowe:
Wejścia phono:
Wyjścia:
Regulacja barwy:
Zdalne sterowanie:
Wymiary (w/s/g):
Te/PP
4 x KT120
75 W
2 x 6N30
4, 8
b.d.
bd.
bd.
5 x RCA
–
tape out
–
+
23,5/36,8/41,3 cm
Ocena:
Brzmienie:
hi-end
Hi•Fi i Muzyka 9/13
49

Podobne dokumenty