Warszawa, 10 lipca 203 roku - Europejskie Forum Nowych Idei
Transkrypt
Warszawa, 10 lipca 203 roku - Europejskie Forum Nowych Idei
EUROPEJSKIE FORUM NOWYCH IDEI Debata obiadowa, czwartek 2 października 2014, godz. 13:45-15:15 Partner: POLITYKA INSIGHT Polska w strefie euro: lepiej szybciej czy później? Po 10 latach członkostwa w Unii Polska stoi przed strategicznym wyborem: czy, a jeśli tak, to kiedy przyjąć wspólną walutę? Decyzja, która przed kryzysem gospodarczym wydawała się prosta, dziś jest o wiele bardziej złożona. Względy polityczne przemawiają za tym, by wejść do strefy jak najszybciej – to jej członkowie podejmują dziś najważniejsze decyzje w Unii i pogłębiają współpracę, a krajom poza strefą grozi polityczna marginalizacja. Ekonomia wskazuje jednak, by do euro się nie spieszyć – unia walutowa nie wyszła z kryzysu, największe spustoszenia poczynił on w krajach, które weszły do strefy za wcześnie, a złoty pomógł ocalić wzrost gospodarczy w Polsce. Wobec euro polski rząd obrał politykę „trzymania nogi w drzwiach”: deklaruje zamiar wejścia do strefy, dba o to, by kraje pozostające poza nią zachowały wpływ na reformy wewnętrzne unii walutowej, ale jednocześnie nie mówi, kiedy Polska miałaby do niej przystąpić, ani nie prowadzi przygotowań. Decyzja o członkostwie została zamrożona do czasu, gdy Polacy zaczną popierać wspólną walutę, a w Sejmie znajdzie się większość zdolna dokonać niezbędnych zmian w konstytucji. Żadna z tych zmian nie nastąpi jednak samoczynnie – temat euro musiałby najpierw wrócić na polityczną agendę. Tymczasem ani rząd ani żadna partia polityczna nie są zainteresowane podjęciem tematu euro. Wystraszeni zwolennicy, ukryci przeciwnicy Przed kryzysem w Polsce istniał szeroki konsens za wejściem do strefy – wprowadzenie euro popierała większość ekonomistów, duża część polityków, media i osoby opiniotwórcze w kwestiach europejskich. Poparcie dla wspólnej waluty było naturalnym następstwem poparcia dla Unii, a samo euro jawiło się jako symbol zachodniego dobrobytu. Jednocześnie perspektywa członkostwa 1 wydawała się stosunkowo odległa – do 2009 r. Polska nie była postrzegana w Europie jako silna gospodarka, od Francji czy Niemiec dzielił ją duży dystans rozwojowy, w Unii miała też status nowego kraju członkowskiego, zbyt dużego i problemowego, by miał zostać szybko zaproszony do unii walutowej. Kryzys zresetował myślenie o członkostwie Polski w strefie. Z jednej strony w 2009 r., gdy kraje rozwinięte dotknęła globalna recesja po upadku Lehman Brothers, polska gospodarka jako jedyna odnotowała wzrost. To diametralnie zmieniło jej percepcję w strefie – Polska zaczęła być postrzegana jako pożądany przyszły członek, także dlatego, że Niemcy znalazły w niej sojusznika w apelach o dyscyplinę fiskalną w Unii. Ale kryzys wywołał też zmianę w samej Polsce – zerwał konsens elit polityczno-gospodarczych wokół euro. Upadek Hiszpanii i Irlandii, dwóch krajów-wzorów udanej akcesji, polityczny bezwład strefy i wysokie koszty ratowania państw podważyły zasadność szybkiego przyjmowania euro. Elity podzieliły się z grubsza na dwa obozy: wystraszonych zwolenników i ukrytych przeciwników euro. Pierwsi to zwolennicy szybkiej akcesji, którzy w obliczu kryzysu w samej strefie znaleźli się w defensywie. Drudzy to dawni zwolennicy, którzy pod wpływem kryzysu zmienili zdanie. Uważają, że zwlekanie z przyjęciem euro okazało się błogosławieństwem, a Polska powinna wyciągnąć wnioski z doświadczeń Hiszpanii czy Irlandii i nie spieszyć się do unii walutowej. Między obozami panuje mimowolna zmowa milczenia – zwolennicy nie forsują euro, widząc blokadę polityczną, z kolei większość przeciwników nie głosi swoich poglądów z obawy przed posądzeniem ich o generalny eurosceptycyzm. Rosnąca presja polityczna Kryzys zmienił nie tylko postawy wobec euro, ale także samą istotę członkostwa w strefie. Przynależność do niej przestała być kwestią jedynie gospodarczą, zyskała również wymiar polityczny. By zaradzić deficytom unii walutowej ujawnionym przez kryzys, państwa strefy musiały zacieśnić koordynację fiskalną, utworzyć wspólny nadzór i system restrukturyzacji banków. Ze względu na sprzeciw niektórych państw spoza strefy części tych mechanizmów nie udało się wprowadzić na szczeblu unijnym lub zapisać w traktatach. Tym samym unia walutowa weszła na ścieżkę pogłębionej integracji we własnym gronie. Ponieważ największe kraje Unii są zarazem członkami strefy, oznacza to przesunięcie środka ciężkości w stronę unii walutowej. Polskiej polityce unijnej ostatnich lat przyświecał jeden nadrzędny cel taktyczny: nie dopuszczenie do budowy Europy dwóch prędkości, w której strefa euro jednoczyłaby się szybciej, a pozostałe kraje 2 Unii, w tym Polska, pozostałyby poza głównym kręgiem decyzyjnym. Te wysiłki przyniosły wymierny efekt: Polska przystąpiła do unii fiskalnej; zapewniła sobie głos przy budowie unii bankowej, choć do niej nie przystąpiła; zablokowała też dotychczasowe próby utworzenia odrębnego budżetu dla krajów strefy. Blokując powstanie unii dwóch prędkości, Polska pilnowała jednocześnie, by mieć opcję późniejszego wejścia do nowo tworzonych instytucji, np. unii bankowej. Taktyka „trzymania nogi w drzwiach” była właściwa na czas kryzysu, ale nie zastąpi całościowej strategii wobec członkostwa w euro. Polska musi zarządzać nie tylko swoją ewentualną akcesją, ale także oczekiwaniami państw strefy, które spodziewają się przystąpienia Polski do unii walutowej. Dotyczy to zwłaszcza Berlina, który nalega na polskie członkostwo i oczekuje, że Warszawa wzmocni jego wpływy w strefie. Rosnąca waga, jaką przypisują Polsce inne kraje, to po części zaliczka na poczet znaczenia, jakie może zyskać, jeśli wejdzie do strefy – ta premia zostanie cofnięta, jeśli Polska nie przyjmie euro lub nie przedstawi przekonywujących argumentów, by dalej odraczać akces do strefy. Nawet z silnymi argumentami Polsce może nie udać się powstrzymać narodzin Europy dwóch prędkości. Wraz z wyłonieniem nowej Komisji Europejskiej w strefie przyspieszą prace nad głębszą integracją, a jeśli stagnacja w eurolandzie przerodzi się w nowy kryzys, unia walutowa może stworzyć własne instytucje – tym razem nie zważając na sprzeciw krajów poza nią. Taki rozwój wypadków byłby podwójnie niekorzystny dla Polski: zostałaby poza głównym kręgiem decyzyjnym Unii, a kryteria wejścia mogą zostać zaostrzone, co jeszcze bardziej opóźniłoby polski akces do strefy. Ewentualne wystąpienie z Unii Wielkiej Brytanii, najważniejszego państwa unijnego spoza strefy, dostarczy jej członkom kolejnego argumentu za integracją we własnym gronie. Niepoliczone ryzyka gospodarcze W długim okresie członkostwo Polski w strefie euro byłoby korzystne dla gospodarki – spadłyby stopy procentowe i wydatki na obsługę długu, wzrósłby napływ inwestycji, zniknęłyby koszty wymiany walut, a w efekcie polskie firmy miałyby jeszcze łatwiejszą drogę na rynki wspólnotowe. Ale kryzys pokazał, że euro niesie też zagrożenia, zwłaszcza dla gospodarek nieprzygotowanych na wspólną walutę. Wiele osób, w tym ekonomistów, zadaje sobie pytanie, czy szanse związane z przyjęciem euro są warte ryzyk wynikających z akcesji. Odpowiedź miał dać raport NBP o korzyściach i kosztach przyjęcia euro, ale jego publikacja, planowana pierwotnie na koniec 2013 r., została odłożona. Raport byłby odebrany jako otwarcie debaty o euro, a bank nie chce wyprzedzać kierunkowej decyzji rządu w tej sprawie. Ryzyka, choć dokładnie niepoliczone, są dobrze znane. 3 Najważniejsze to groźba utraty konkurencyjności przez rodzime firmy. Jak pokazuje przykład Grecji czy Portugalii, które do strefy przystąpiły jako państwa o względnie niskim poziomie rozwoju, szybkie nadganianie dystansu rozwojowego może oznaczać degradację branż eksportowych. Rozwój za pieniądze pożyczone od innych państw Unii powoduje bowiem nieproporcjonalnie szybki wzrost wynagrodzeń, w rezultacie rośnie import i kuleje eksport, a kraj coraz bardziej uzależnia się od bogatszych sąsiadów. Gdy przychodzi kryzys, nie jest w stanie sam go opanować i potrzebuje wsparcia finansowego z zagranicy. Z punktu widzenia ewentualnej akcesji Polski powstaje zatem pytanie, jaki dystans rozwojowy do strefy euro jest bezpieczny i nie grozi utratą konkurencyjności. Drugim ryzykiem związanym z przyjęciem euro jest nagły spadek oprocentowania kredytów, zwłaszcza mieszkaniowych. Kiedy towarzyszy temu szybki wzrost gospodarczy lub boom demograficzny, to na rynku nieruchomości może wystąpić bańka cenowa. Tak właśnie stało się w Hiszpanii, gdzie branża mieszkaniowa była katalizatorem kryzysu i do tej pory nie otrząsnęła się po nagłym załamaniu koniunktury w 2008 r. Aby uniknąć powtórki, Polska musi opracować szereg instrumentów ostrzegających przed narastaniem baniek, a także dostosować otoczenie instytucjonalne rynku mieszkaniowego, by zminimalizować ryzyko boomu kredytowego – np. poprzez kontrolę jakości udzielanych kredytów hipotecznych, ograniczenie dopłat z budżetu do zakupu mieszkań, czy stymulowanie rozwoju prywatnego rynku najmu. Perspektywa przystąpienia do strefy euro rodzi też obawy o stabilność systemu finansowego. Wspólna waluta ułatwia bowiem ekspansję zagranicznych banków, które dzięki wsparciu bankówmatek mogą wygryzać z rynku rodzime instytucje. W efekcie system finansowy staje się bardziej podatny na szoki zewnętrzne, takie jak ostatni kryzys w Irlandii czy Hiszpanii, gdyż krajowy nadzór ma mniejszy wpływ na globalne instytucje finansowe niż na rodzime banki. Ponadto zagrożeniem dla stabilności systemu są boomy kredytowe, które towarzyszą bańkom na rynku mieszkaniowym. Duża skłonność do udzielania pożyczek w czasach dobrej koniunktury odbija się często na wypłacalności banków po załamaniu gospodarczym – spada wartość zabezpieczeń kredytów, a konsumenci częściej tracą pracę i nie mają pieniędzy, by spłacić zaciągnięte pożyczki. Kluczowe pytania Co powinno być wiodącym kryterium przy ustalaniu terminu akcesji Polski do strefy euro: względy polityczne czy gospodarcze? Czy sama naprawa strefy euro wystarczy, by Polacy odzyskali zaufanie do wspólnej waluty? Czy polscy przedsiębiorcy wciąż chcą, by Polska wchodziła do strefy euro? 4 Czy istnieje realna groźba, że Polska straci na politycznym znaczeniu w Unii, jeśli pozostanie poza strefą euro? Czy można ograniczyć ryzyko utraty konkurencyjności przez firmy w inny sposób niż poprzez odroczenie członkostwa? Co należy zrobić, by zminimalizować ryzyko wystąpienia bańki cenowej po przyjęciu euro? Czy po przyjęciu euro polski sektor finansowy pozostanie stabilny, a banki konserwatywne w swojej polityce? Autorzy: Wawrzyniec Smoczyński, Adam Czerniak, Ignacy Niemczycki, POLITYKA INSIGHT 5