Kataryna czyli „wredny babsztyl” Kim jest osoba, którą syn ministra
Transkrypt
Kataryna czyli „wredny babsztyl” Kim jest osoba, którą syn ministra
Kataryna czyli „wredny babsztyl” Kim jest osoba, którą syn ministra sprawiedliwości nazwał „wrednym babsztylem"? Najsłynniejsza w Polsce polityczna blogerka Kataryna - bo to ją zaatakował syn Andrzeja Czumy - nigdy nie ujawniła, kim jest ani jak się nazywa. Ocenia polityków i dziennikarzy i od lat intryguje internautów. Według wielu teorii spiskowych Kataryną mieli być m.in. dziennikarze: Robert Mazurek, Katarzyna Kolenda-Zaleska, Luiza Zalewska, Mikołaj Lizut, Rafał Ziemkiewicz, albo politycy: Iwona ŚledzińskaKatarasińska czy Jan Rokita. Swego czasu Krzysztof Leski ocenił, Ŝe Kataryną jest być moŜe nawet kilka osób. Jak się okazało Kataryna to kobieta mieszkająca pod Warszawą. Pochodzi z Rzeszowa, ma 38 lat i intrygujący, tajemniczy głos. Zarówno zwolennicy, jak i polemiści blogerki przyznają, Ŝe charakteryzuje ją analityczny umysł, duŜa spostrzegawczość, sprawne pióro, Ŝelazna logika, umiejętność wyszukiwania informacji w internetowych archiwach największych gazet, ich porównywania i wyłapywania nieścisłości. Często do informacji podanych w Internecie lub gazetach dopisuje po prostu własne analizy, wskazuje wątpliwości - uzupełnia dziennikarskie materiały o interesujące spostrzeŜenia. Jest bystra i podobno bardzo wraŜliwa. Czyta kryminały. Twierdzi, Ŝe nie zna polityków, nie rozmawia z nimi i jej oceny wynikają głównie z analizy dostępnych informacji. Internet okazał się dla niej świetnym i powszechnie dostępnym źródłem. Z racji swoich fascynacji klubem Polonia Warszawa zaczynała od polemik na forach kibiców piłkarskich. Mówi, Ŝe oczy otworzyły się jej dopiero po skandalu z aferą Rywina w 2002 r. Wtedy trafiła na szczyty blogerskiej popularności. Jej komentarze czytali politycy, dziennikarze, linkowały fora internetowe. Ostatnio Czumie juniorowi nie spodobały się wpisy znanej z ciętego pióra Kataryny, która krytykowała jego ojca ministra sprawiedliwości. Krzysztofa Czumę rozjuszył wpis pt. „Czuma znowu daje czadu", w którym Kataryna przytoczyła dementi ministra do informacji „GW" podanej za „Newsweekiem”. Wynikało z niej, Ŝe szef resortu sprawiedliwości w dokumencie skierowanym do Lisy Madigan - Prokurator Generalnej Stanu Illinois, domagał się, aby amerykańskie władze doprowadziły do usunięcia ze stron portalu ProgressForPoland dokumentów sądowych dotyczących jego długów. Kataryna całą sprawę skomentowała tak: „Jestem dziwnie przekonana, Ŝe lada dzień informacje "Newsweeka" się potwierdzą i okaŜe się, Ŝe minister sprawiedliwości kolejny raz minął się z prawdą. Czuma musi mieć jakieś głęboko ukryte za to wyjątkowo cenne na tym stanowisku zalety, Ŝe go Donald jeszcze trzyma". Minister w sprostowaniu twierdził, Ŝe są to informacje nieprawdziwe. W e-mailach do administratorów serwisu Salon24.pl syn ministra domagał się usunięcia wpisu - jego zdaniem – „kłamliwego i obraźliwego". I Ŝądał ujawnienia danych Kataryny, Ŝeby pozwać ją do sądu. W przeciwnym razie – groził - przed oblicze Temidy zaciągnie administrację portalu. Do ataku na popularną blogerkę włączył się Dziennik, zarzucając Katarynie, Ŝe skrywając się pod pseudonimem, uniemoŜliwia powaŜną polemikę atakowanym przez nią autorom. Zdaniem gazety, na podstawie jej wpisów internauci wyrabiają sobie zdanie na temat dziennikarstwa i konkretnych dziennikarzy, a ona nie ponosi przy tym Ŝadnej odpowiedzialności. Kiedy Kataryna odmówiła podjęcia współpracy z redakcją Dziennika, ta ujawniła (prawie!) jej prawdziwe dane. Dlaczego anonimowość blogerki tak bardzo dokucza środowisku dziennikarskiemu, Ŝe decyduje się ono nie tylko na wyśledzenie jej, ale na naciski, szantaŜ oraz „bezpieczne dla środowiska" ujawnienie toŜsamości Kataryny, gdy ta nie ugięła się pod presją. Na czym polega „bezpieczeństwo dziennikarzy"? PoniŜej publikujemy interesujący dwugłos w tej bulwersującej sprawie, a właściwie wojnie, którą wywołał jeden SMS… „Pani Katarzyno bardzo proszę o powaŜne rozwaŜenie naszej propozycji. Nie chcemy bezpardonowo ujawniać Pani toŜsamości i iść na rękę Czumom. Wolimy by zgodziła się Pani na ten coming out na Pani warunkach włącznie z zatrudnieniem Pani jako naszej publicystki. Ale proszę nas zrozumieć to "frustrujące wiedzieć i nie móc napisać". Wiem, Ŝe Pani toŜsamość zna Fakt a przez nich nie zostanie Pani tak dobrze potraktowana - proszę tego nie traktować jako szantaŜu. Naprawdę nie chcemy Pani skrzywdzić. SMSa tej treści dostałam od dziennikarki Dziennika Sylwii Czubkowskiej we wtorek o 19.05 po tym jak zadzwoniła do mnie oznajmiając, Ŝe wiedzą jak się nazywam a ja się rozłączyłam. Przyznacie, Ŝe to uroczy sposób rekrutacji publicystów - ujawnij się u nas to cię zatrudnimy a jak nie to inna gazeta naleŜąca do naszego wydawnictwa potraktuje cię znacznie gorzej. Nie jest tajemnicą mój krytyczny stosunek do mediów ale bezpośrednie doświadczenie dziennikarskiego warsztatu z którego wychodzą głośne materiały śledcze nawet na mnie zrobiło wraŜenie. A autorzy są zdziwieni, Ŝe po tym smsie przestałam odpowiadać na smsy i odbierać telefonu. Naprawdę było z kim i o czym rozmawiać?”. To relacja naszej internetowej Heleny Trojańskiej, pardon Kataryny, która opublikowała na swoim blogu w Salonie24.pl W obronę Kataryny, której toŜsamość niemal ujawnił "Dziennik", zaangaŜowali się inni anonimowcy. Wspierają ich właściciele stron internetowych, którzy Katarynę i jej ukrytych za pseudonimami kolegów publikują w sieci. Obie te grupy wyznają pogląd, Ŝe ukrywanie swojego nazwiska jest prawem autora - uczestnika debaty publicznej. A próba ujawnienia jego danych to zamach na demokrację i wolność słowa. Ogólnodostępny internetowy blog jest takim samym środkiem masowego przekazu jak drukowana gazeta czy media elektroniczne. Tak jak w innych mediach autorzy blogów korzystają z podobnych praw i mają podobne obowiązki. Te prawa to: krytyka władzy, głoszenie własnych poglądów, ujawnianie faktów istotnych z punktu widzenia interesu publicznego. To równieŜ konstytucyjnie zagwarantowana wolność od cenzury. Obowiązki to: pisanie prawdy, zachowanie staranności, sprawdzanie faktów, oddawanie głosu drugiej stronie. Wyobraźmy sobie teraz, Ŝe pod gazetowymi artykułami dziennikarze zaczynają podpisywać się pseudonimami. Publikując komentarze, teksty śledcze, ujawniając afery, nie firmują tego własnym nazwiskiem a redakcje oświadczają, Ŝe wara wszystkim od toŜsamości autora. Taka sytuacja jest dopuszczalna tylko w kraju totalitarnym, gdzie za pisanie prawdy dziennikarze ponoszą cenę utraty pracy, wolności, a nawet Ŝycia. W demokracji anonimowość uczestnika debaty publicznej nie jest Ŝadną wartością i nie ma nic wspólnego z wolnością słowa. Jest tej wolności karykaturą. Wmawianie ludziom, Ŝe jest inaczej to robienie im wody z mózgu i psucie pojęcia o demokracji. Powinna o tym wiedzieć pani Kataryna, słuŜbowo ponoć zajmująca się społeczeństwem obywatelskim. W demokracji odwaga cywilna wymaga, by własne poglądy i opinie wygłaszać z otwartą przyłbicą. To podstawowy warunek wiarygodności i szacunku, którego tak domagają się ukryci za pseudonimami blogerzy. Społeczeństwo obywatelskie to społeczeństwo ludzi wolnych a więc takich, którzy nie boją się odpowiedzialności za własne słowa. W PRL marzenie opozycji o wolnych mediach, było nie tylko marzeniem o wolności słowa, ale i o prawie do otwartego głoszenia swoich poglądów. W prasie podziemnej podpisywanie się własnym nazwiskiem stanowiło nie tylko akt odwagi ale i gest sprzeciwu. Czym innym są rozwaŜania o skutkach anonimowości w mediach, a czym innym bandycki szantaŜ, jaki wobec Kataryny zastosowano. Co gorsze później usprawiedliwiany moralizującymi felietonami. Smutne, Ŝe takie rzeczy trzeba przypominać. Smutne, Ŝe anonimowość, czyli zwykłe tchórzostwo, ma dziś w wolnej Polsce tylu obrońców. śal mi was i tego społeczeństwa, które budujecie a które obywatelskie jest tylko z nazwy – skomentował rzecz całą Paweł Wroński na internetowych łamach Gazety.pl A tak „polemizuje” z blogerami redaktor naczelny Dziennika Pocałujcie mnie w dupę... - tak powinien zaczynać się list do Was, gdybym się chciał trzymać Waszej konwencji. Przeczytałem wpisy na Dzienniku.pl, nie znalazłem argumentów, a tylko chamskie inwektywy. Z reguły z Wami nie rozmawiam, ale tym razem odpowiem. Podobno lubicie szczerość, więc szczerze - pisze do oburzonych internautów Robert Krasowski. Od lat zmuszony jestem czytać wpisy pod tekstami Dziennika.pl. Osobiście nie mogę narzekać, piszę nudne komentarze do "Europy", pod nimi znajduję więc kompetentnych ludzi, którzy chcą powaŜnie porozmawiać. Ale widzę, co się dzieje pod innymi artykułami - i DZIENNIKA, i Wyborczej, czy Onetu. Mający coś do powiedzenia forumowicze są w mniejszości, dominują natomiast frustraci. Małe ludziki z Gogola czy Dostojewskiego, którzy wylewają Ŝółć na cały świat. Nienawidzicie wszystkich za wszystko. Nie wchodzicie na fora, by dyskutować, ale aby kaŜdego, kto się nawinie, wdeptać w ziemię. Myślicie, Ŝe jestem dziennikarskim biurokratą. Starym prykiem, którego oburza Wasz jędrny język. Błąd. Lubię internet, lubię internautów i lubię ostry język. Nie lubię tylko Was, zawistników, którzy się stali plagą polskiego internetu. Wejdźcie na strony gazet zachodnich, nawet w bulwarówkach nie ma tak debilnych wpisów, jak Wasze. Witajcie komuszki... Niemieckie sługusy... śydowskie pachołki... Lokaje Tuska... Tak zaczynają się Wasze wpisy i na tym się kończą. Zero myśli, zero finezji, zero dowcipu. Czujecie się rycerzami wolności. Czujecie się teŜ bohaterami. Pozdrawiacie się na postach jak wojownicy po wygranej walce. Znowu przypieprzyliście dziennikarzowi, politykowi czy aktorowi. Trafiony, zatopiony. Jednak choć raz spójrzcie na siebie chłodnym okiem. Niczego wielkiego jeszcze nigdy nie zrobiliście, niczego waŜnego nie odkryliście, Ŝadnej afery nie ujawniliście. KaŜdego dnia czujecie się jak Neo z Matrixa, włączacie komputery i myślicie, Ŝe walczycie z całym światem. Ale jaki cios temu światu zadaliście? Wymieńcie jeden Wasz sukces, jedną ranę, która zadaliście elitom, których tak nie znosicie. Nie ma Ŝadnej. Brak wam do tego kompetencji, siły i odwagi. Jedynie anonimowo opluwacie wszystko i wszystkich. Jesteście jak Lucuś z opowiadania MroŜka, który codziennie wracał do domu i czuł się bohaterem, bo na drzwiach kibla wypisywał buntownicze hasła. Nie wierzycie? To jak wygląda Wasze ryzyko? Gdzie są Wasze ofiary, gdzie te straszne rany, jakie zadał Wam Matrix? Jak rozumiem DZIENNIK zadał pierwszą w historii. A polega na tym, Ŝe jednemu z Was zdarto przyłbicę, pozbawiając maski anonimowości. SkarŜycie się, Ŝe to wielki dramat, bo ktoś się dowie w Waszej pracy, kim anonimowo jesteście w sieci. Boicie się, bo po raz pierwszy w Waszym heroicznym Ŝyciu pod własnym nazwiskiem wypowiecie swoje poglądy. Drodzy bohaterowie, my dziennikarze codziennie to robimy. Piszemy dzień w dzień pod nazwiskiem. Szydzicie z nas, ale czy wiecie, Ŝe dwa przegrane procesy oznaczają odpowiedzialność karną? Wiecie, Ŝe większość z nas ma na głowie wiele takich procesów? A mimo to piszemy demaskujące władzę teksty. Macie nas za sługusów władzy, bo tych tekstów jest za mało. Napiszcie więc sami choć jeden. Wyjaśnijmy teŜ sobie kwestię anonimowości w sieci. Jestem za. W wielu krajach, takŜe w Polsce, jednostka jest za słaba w porównaniu z władzą, z potęŜnymi koncernami, prawo często jest tylko iluzją. Internet jest więc siłą, która moŜe patrzeć władzy na ręce. Ale Wy władzy na ręce nie patrzycie. Nie próbujecie ustalać faktów, szukać dowodów, dociskać. Wy się tylko mądrzycie. Kłopot w tym, Ŝe większość z Was nawet w tej roli nie jest groźna, a jedynie komiczna. Przyjrzyjcie się wpisom na stronach angielskich czy francuskich gazet. Tamci internauci mają inteligencję i wigor, przy nich jesteście zwykłymi nielotami. Na koniec kwestia Kataryny. DZIENNIK nie chciał jej wystawić władzy. Wiecie dobrze, Ŝe sama Kataryna powiedziała, Ŝe jeśli Czuma się zgłosi, to ona się ujawni i stanie przed sądem. Macie pretensję, Ŝe szantaŜowaliśmy Katarynę, ale prawda jest taka Ŝe wysłaliśmy jej informację o tym, Ŝe wiemy kim jest i chcemy pogadać. Dla "Lucusiów" to koniec świata, ale drodzy bohaterowie, tak właśnie wygląda prawdziwe dziennikarstwo. Tak się namawia ludzi do przekazywania informacji. Mówicie, Ŝe nie mamy prawa ujawniać Kataryny. OtóŜ mamy, nie zrobiliśmy tego tylko dlatego, Ŝe nie chcieliśmy wystąpić w roli sojuszników władzy. Ale jeśli zechcemy, kaŜdego moŜemy ujawnić. Jesteśmy dziennikarzami, a nie pluszowymi misiami, jak Wy. Mamy prawo wchodzić wszędzie tam, gdzie rozpościera się sfera publiczna. Bijecie we władzę, w opozycję, rozliczacie nas, analizujecie nawet nasze myśli i rzekomo brudne intencje. Piszecie, kto nam płaci i za co. Dlaczego nie moŜemy pogrzebać w Waszych Ŝyciorysach i sprawdzić, kto z kolei Wam płaci? Budzi to w Was przeraŜenie? śe jutro taki sam sms, jak do Kataryny, przyjdzie do Was? Bo tego się właśnie boicie, stąd ten cały wielki szum w sieci, wielki bój o anonimowość. Uspokoję was, sms do Was nie przyjdzie, bo jesteście za mali. Podobno kultowym filmem w Waszym światku jest Matrix. Więc zrozumiecie metaforę. Nie ma w Was nic z wielkości Neo. Jesteście Cypherami, małymi tchórzliwymi kolaborantami, którzy walkę z Matrixem przy pierwszym ryzyku zamienią na słuŜbę. Demaskowanie Was to jak grzebanie w błocie, dlatego wolimy po staremu pisać o politykach. To teŜ bagno, ale jego mieszkańcy przynajmniej nie płaczą ze strachu. Robert Krasowski, redaktor naczelny DZIENNIKA PS. Przepraszam większość internautów za powyŜszy list. Oczywiście nie jest on skierowany do nich, a tylko do tej wąskiej i hałaśliwej grupy, która samozwańczo nadała ton polskiej sieci. Co do tytułu listu wyjaśniam, Ŝe nie kieruję go do wszystkich obrońców Kataryny. Wielu z nich to powaŜni blogerzy i forumowicze, którzy posługują się rzeczowymi argumentami. Spór dotyczy jedynie tej hałaśliwej grupki, która za chwilę zacznie mnie wyzywać od zdrajców, Ŝydów, pedałów, komuchów i szwabów. Jak sądzę, wszyscy mamy ich dość.