Styczeń - Ziarno Prawdy

Transkrypt

Styczeń - Ziarno Prawdy
I
A
R
N
O
Z RAWDY
P
w tym
Czasopismo chrześcijańskie · styczeń 2014 · Nie na sprzedaż
Numerze
Wzrastanie w poznaniu Boga
Wiara determinuje działanie rodziny
Zaledwie minuta
Wybrany na żołnierza
Jeszcze jeden rok?
Spis
Ziarno Prawdy
Treści
Wydawca:
Christian Aid Ministries
PO Box 360
Berlin, OH 44610 USA
Wydawane w Polsce
przez:
Międzynarodowa Misja
Anabaptystyczna
ul. Miłosza 8
05–300 Stara Niedziałka
[email protected]
www.ziarnoprawdy.pl
Komitet wykonawczy:
David Troyer | Paul Weaver Roman
B. Mullet | James R. Mullet
David King | Philip Troyer
Komitet rewizyjny:
James Mullet | Johnny Miller
Jonas Miller | Perry Troyer
Ernest Hochstetler
Clay Zimmerman
Redaktor naczelny:
Alvin Mast
Zastępca redaktora
naczelnego:
James K. Nolt
Skład komputerowy:
Kristi Yoder | SuAnn Troyer
Paweł Szczepanik
Korektorzy:
Jolanta Ławrynowicz
Ela Sokołowska
Szymon Matusiak
Zdjęcie na okładce:
© Istockphoto.com
Czasopismo jest bezpłatne.
Dobrowolne ofiary można wpłacać
na nasze konto:
Fundacja „Dziedzictwo”
ING Bank Śląski nr:
91 1050 1894 1000 0022 9084 2752
© 2014 Całość niniejszej
publikacji ani żadna jej część
nie może być reprodukowana
bez pisemnej zgody
Christian Aid Ministries.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Artykuł wstępny
Wzrastanie w poznaniu Boga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3
Nauczanie
Pewność zbawienia i trwanie w łasce. . . . . . . . . . . . . . . . . 5
„O czym mam głosić, Panie?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8
Miłość chrześcijańska w działaniu. . . . . . . . . . . . . . . . . . 10
Dla rodziców
Wiara determinuje działania rodziny. . . . . . . . . . . . . . . . 12
Machając przez całe życie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16
Aloes – aromat wierności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16
Część historyczna
Huteryci (część1). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18
Wybrany na żołnierza. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20
Część praktyczna
Klepsydra życia. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23
Zaledwie minuta. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25
Dla młodzieży
Uprzejmość w czasie rozmowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
„Odpowiednia pora”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Jeszcze jeden rok? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Krytyka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
26
26
27
28
Kącik dla dzieci
Piosenka szarego kota. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30
Nowa koleżanka Zuzi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32
Basia się niecierpliwi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34
Fragment książki
Rozkochani w prawdzie (część 3) . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36
Poezja
Przechodzi czas. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43
Ostatnia strona
Bóg ma moc!. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44
„Nie piszemy wam bowiem czegoś innego niż to, coście
czytali i coście zrozumieli. Mam nadzieję, że i do końca
będziecie nas rozumieć tak, jak już po części zostaliśmy
przez was zrozumiani: mianowicie, że w dzień Pana
naszego Jezusa ja będę waszą chlubą, tak jak i wy moją.”
2 Kor 1,13–14
Artykuł
wstępny
Wzrastanie w poznaniu Boga
—James K. Nolt
„C
zego się nauczyłeś dzisiaj
w szkole?” - pyta Jasia jego
tato, a Jaś odpowiada bez
namysłu: „Nie wiem”. Odpowiedź na tak
postawione pytanie nie zawsze przychodzi
mu z łatwością. Kiedy jednak tato zadaje
kilka kolejnych „pytań pomocniczych”, Jasio sobie przypomina: „O, tak, dowiedziałem się tego a tego...”.
A co ze mną? Co z Tobą? Czego nauczyłeś się dzisiaj? Czego nauczyliśmy się
w ubiegłym roku? Być może zapamiętałeś
coś po przeczytaniu książki, może studiowałeś jakiś szczególny temat lub przeżyłeś coś, co utkwiło Ci w pamięci. Jednak
mimo to, wszyscy możemy mieć trudności
z natychmiastowym przypomnieniem sobie rzeczy, których się nauczyliśmy. I choć
być może przeszliśmy jakąś życiową lekcję,
przeważnie dzieje się to tak, jak mówi prorok: Przepis za przepisem, przepis za przepisem, nakaz za nakazem, nakaz za nakazem,
trochę tu, trochę tam (Iz 28,10).
Oczywiście, lepiej próbować się więcej
nauczyć w roku 2014 niż tylko utwier-
dzać się w tym, czego dowiedzieliśmy się
w roku 2013. Niechaj 2014 będzie kolejnym rokiem nauki, szczególnie jeśli chodzi
o „wzrastanie w poznaniu Boga”.
W Liście do Kolosan czytamy piękne
zdanie o celach nauczania: Dlatego i my od
tego dnia, kiedy to usłyszeliśmy, nie przestajemy się za was modlić i prosić, abyście doszli
do pełnego poznania woli Jego we wszelkiej
mądrości i duchowym zrozumieniu, abyście
postępowali w sposób godny Pana ku zupełnemu Jego upodobaniu, wydając owoc w każdym dobrym uczynku i wzrastając w poznawaniu Boga (Kol 1,9-10).
My, chrześcijanie, powinniśmy wzrastać
w poznawaniu Boga (w. 10.) – oczywiście
chodzi tutaj o coś więcej niż tylko intelektualna wiedza; werset dziewiąty mówi
o poznaniu woli Jego we wszelkiej mądrości
i duchowym zrozumieniu.
Fakty i koncepcje mogą być bardzo interesujące, lecz nauka chrześcijańska posiada wyższe cele niż te, jakie stawiali sobie
Ateńczycy i zamieszkali tam cudzoziemcy,
którzy na nic innego nie mieli tyle czasu, co
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
3
na opowiadanie lub słuchanie ostatnich nowin (Dz 17,21). Cel nauki z perspektywy
chrześcijańskiej został określony w powyżej
cytowanym wersecie: Abyście postępowali
w sposób godny Pana ku zupełnemu Jego
upodobaniu, wydając owoc w każdym dobrym uczynku i wzrastając w poznawaniu
Boga (Kol 1,10).
Bóg pragnie, żebyśmy się karmili „mlekiem” Słowa. To wielkie błogosławieństwo
patrzeć, jak dzieci nasiąkają błogosławionymi historiami biblijnymi, a Duch Święty udzielając poznania Boga przekonuje
młodzież o grzechu i skłania ją do przyjęcia
Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Potem Bóg
chce, byśmy kopali głębiej i rozumieli więcej „stałego pokarmu”: Poiłem was mlekiem,
nie stałym pokarmem, bo jeszcze go przyjąć
nie mogliście, a i teraz jeszcze nie możecie
(1 Kor 3,2).
Obok bezcelowej ciekawości Ateńczyków, Biblia mówi również o innych problemach związanych z procesem uczenia się.
Niestety, istnieje wiele osób, które zawsze się
uczą, a nigdy do poznania prawdy dojść nie
mogą (2 Tm 3,7). Mimo powszechnie dostępnej i zaawansowanej wiedzy naukowej
o świecie, rzesze ludzi wykazują ignorancję
co do podstaw poznania Boga i prawdziwej
pobożności. Ludzkość rozwija wiele teorii
mających na celu zdyskredytowanie Bożego Słowa. Jednak nie podają one żadnego
rozwiązania, jak wskazać ludziom, by żyli
w pokoju z bliźnimi. Apostoł Paweł analizował ten problem już przed wieloma wiekami: Mienili się mądrymi, a stali się głupi
(Rz 1,22).
Innym problemem związanym z uczeniem się jest pycha wynikająca z poznania.
Zdobywanie wiedzy w celu wywyższenia
się może być pułapką: Poznanie nadyma,
ale miłość buduje (1 Kor 8,1b). Biblia przypomina, że prawdziwa mądrość i poznanie
Boga rodzi pokorę: Czy jest między wami
ktoś mądry i rozumny? Niech to pokaże
przez dobre postępowanie uczynkami swy-
4 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
mi, nacechowanymi łagodnością i mądrością
(Jk 3,13). Mądrość, która jest z góry, jest
przede wszystkim czysta, następnie miłująca
pokój, łagodna, ustępliwa, pełna miłosierdzia
i dobrych owoców, nie stronnicza, nie obłudna. Czy moja nauka w roku 2014 przełoży się na taki styl życia? Z drugiej strony,
mądrość przyziemna, cielesna i demoniczna
będzie rodzić zazdrość, walki i pychę (zob.
Jk 3,15-16).
Jezus wystosował piękne zaproszenie, które nadal jest aktualne w roku 2014: Pójdźcie
do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani
i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie
na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie,
że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych (Mt 11,28-29).
Takie jest zaproszenie od Jezusa Chrystusa,
w którym są ukryte wszystkie skarby mądrości
i poznania (Kol 2,3), w którym mieszka cieleśnie cała pełnia boskości (Kol 2,9).
Z pewnością istnieje ogromny zakres
wiedzy naukowej, której Biblia nie zawiera, lecz Słowo Boże objawione przez Ojca,
Syna i Ducha Świętego daje nam podstawę i ramy, w których powinniśmy wszelką wiedzę stosować. O głębokości bogactwa
i mądrości, i poznania Boga! (Rz 11,33a).
Kto mądry, niech słucha i pomnaża naukę, a rozumny niech zdobywa wskazówki
(Prz 1,5). Ufamy, że niniejszy numer Ziarna Prawdy pomoże Czytelnikom wzrastać
w poznaniu Boga. My wszyscy – nauczyciele, rodzice, młodzież i dzieci – mamy się
czego uczyć. Wierzymy, że Duch Święty
działał podczas pisania, selekcjonowania
i tłumaczenia artykułów. Niech to, co sobie przyswoimy podczas czytania teraz
i w całym roku 2014 pomoże nam postępować w sposób godny Pana ku zupełnemu
Jego upodobaniu, wydając owoc w każdym
dobrym uczynku (Kol 1,10).
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Twoje napomnienia są przedziwne,
dlatego przestrzega ich moja dusza.
Przystępność Twoich słów
naucza niedoświadczonych”
Psalm 119, 129–130
N auczanie
Instrukcje życia chrześcijańskiego i członkostwa w kościele
Pewność zbawienia i trwanie w łasce
J
ednym z najważniejszych doświadczeń
w naszym chrześcijańskim życiu jest
odczuwanie Bożego uśmiechu aprobaty
w związku codziennymi wyborami. Z taką
świadomością mamy moc, która nas podnosi i pozwala pokonywać trudności. Bez
niej narażamy się na porażkę. Bez niej nawet nie moglibyśmy być pewni zbawienia,
jeśli Pan nagle odwołałby nas do siebie.
Efektem tego jest strach i rozpacz.
Bałwochwalcy żyją w stałym strachu
przed swoimi bożkami. Myślą, że muszą ich zadowolić, aby nie narazić się na
ich okrutny gniew. Nasz Bóg jest inny –
nie zaplanował, żeby którekolwiek z Jego
dzieci musiało żyć w takim stanie. Chce,
żebyśmy byli pewni zbawienia. Jednym
z powodów napisania 1 Listu Jana było to,
żebyśmy wiedzieli, że mamy żywot wieczny
(1 J 5,13).
Chrześcijańska pewność zbawienia powinna nam towarzyszyć na co dzień. Powinniśmy posiadać stałą świadomość przynależności do Jezusa i gotowość na spotkanie
z Bogiem. Gdy Fanny Crossy usłyszała
po raz pierwszy muzykę do pieśni, która
nie miała jeszcze wtedy słów, zapytano ją,
z czym jej się to kojarzy. Jej twarz natychmiast się rozjaśniła, a odpowiedź brzmiała:
„Ta muzyka mówi: Jak błogo wiedzieć – Jezus jest mój!”.
Fragmenty do przestudiowania
J 8,31-32: Mówił więc Jezus do Żydów,
którzy uwierzyli w Niego: Jeżeli wytrwacie
w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi
będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi.
Rz 8,16-17: Ten to Duch świadczy wespół
z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy.
A jeśli dziećmi, to i dziedzicami, dziedzicami
Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa, jeśli
tylko razem z nim cierpimy, abyśmy także razem z nim uwielbieni byli
Hbr 10,22: Wejdźmy na nią ze szczerym
sercem, w pełni wiary, oczyszczeni w sercach
od złego sumienia i obmyci na ciele wodą czystą.
1 J 5,13: To napisałem wam, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że
macie żywot wieczny.
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
5
Prawdy do przemyślenia
Biblijna podstawa pewności
zbawienia
Być może najmocniejsze świadectwo pewności osobistego zbawienia wyszło z ust
Joba. Gdy szatan chciał, by „przeklął Boga
i umarł”, Hiob przez wiarę mógł ogłosić:
Uwolniony od swego ciała będę oglądał Boga.
Tak! Ja sam ujrzę go i moje oczy zobaczą go,
nie kto inny (Job 19,25-26).
Pierwszy List Jana podaje kilka testów,
dzięki którym możemy się upewnić, że jesteśmy zbawieni. Jeśli z Bożą pomocą nasze
życie będzie spełniać warunki tam podane,
możemy spokojnie stwierdzić, że jesteśmy
zbawieni. Oto niektóre z warunków, które
musimy spełnić, by odziedziczyć obietnice Boże. Jak ocenić wyniki tego testu? Jeśli
w którymkolwiek świadomie upadam, to
stracę pewność zbawienia i ostatecznie samo
zbawienie (Jk 4,17).
Warunki
Obietnice
1 J 1,7 Chodzenie w światłości.
1,9 Wyznawanie grzechów
2,3-5 Przestrzeganie przykazań
2,9-10 Miłowanie braci
2,15-17 Niemiłowanie świata
2,24-25 Słowo Boże w nas mieszka
2,28-29 Czynimy sprawiedliwość
Jego krew nas oczyszcza
On nam odpuszcza grzechy
Wiemy, że w Nim mieszkamy
Mieszkamy w światłości
Trwamy na wieki
Mamy żywot wieczny
Jesteśmy z Niego zrodzeni
Wyznawanie obietnicy pewności
zbawienia
Istnieją dwa ekstremalne stanowiska odnośnie pewności zbawienia. Z jednej strony,
wiele osób twierdzi, że są zbawione, nie mając żadnej biblijnej podstawy takiej pewności
– nie ma w ich życiu owocu zbawienia. Istnieje również możliwość, że ktoś może spełniać warunki zbawienia, lecz nie odczuwać,
że jest zbawiony. Pierwsza z tych opcji jest
bez wątpienia bardziej niebezpieczna (Mt
7,16-21).
Co może zrobić osoba, która po prostu
nie czuje, że jest zbawiona? Czy musi takie
uczucie dzielnie znosić? Nie! Jeśli się tak czuję, to przede wszystkim powinienem wejrzeć
w swoje serce, czy nie żyję w grzechu lub nieposłuszeństwie. Jeśli Pan objawi mi, że tak
jest, to załatwiam problem poprzez wyznanie, upamiętanie i poddanie Duchowi Świę-
6 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
temu, by żyć w świętości (Dz 24,16).
Wszystkiego przestrzegałem od młodości mojej; czegóż mi jeszcze nie dostaje? Jeśli właśnie
tak się czujesz, to pozwól uczuciom oprzeć
się na faktach i chwyć Boga za Jego Słowo.
Czy Twoje serce jest oczyszczone od złego
sumienia (grzech został wyznany, nastąpiło
upamiętanie i nic nie jest ukrywane)? Czy
Twoje ciało zostało obmyte wodą czystą
(krew Jezusa zadziałała swoją mocą w Twoim życiu wewnętrznym, czemu dałeś wyraz
poprzez chrzest)? Jeśli tak, to wypełnij resztę
tego wersetu. Zbliż się do Boga z czystym
sercem i wiarą (Mt 19,20; Hbr 10,22).
Zawsze powinniśmy po prostu ufać Słowu Bożemu. Gdy pokutujemy i wyznajemy
grzechy, Bóg odsuwa je od nas jak wschód
od zachodu. Nie zaglądajmy już ponownie
do tego kubła na śmieci i nie pozwólmy,
żeby dawne grzechy nas torturowały. Krew
Jezusa Chrystusa oczyszcza nas od wszelkiego
grzechu (1 J 1,9; Ps 103,12; 1 J 1,7).
Zależności między wiarą a uczynkami
Trwanie w życiu chrześcijańskim jest równie ważne jak jego rozpoczęcie. Każdy biegacz
musi wystartować, a następnie biec zgodnie
z przepisami. Cóż to jednak pomoże, jeśli nie
dobiegnie do mety? Podobnie jest z życiem
chrześcijanina (2 Tm 2,5; Hbr 12,1-2).
Dlaczego tak bardzo podkreślamy konieczność trwania w łasce? Czy wobec tego jesteśmy zbawieni z uczynków? Czyż Bóg nie jest
wystarczająco mocny, żeby nas zachować bez
stałej odpowiedzi z naszej strony? Podobne
pytania są podnoszone zwykle przez tych,
którzy nauczają zbawienia wyłącznie przez
wiarę. Jak brzmi biblijna odpowiedź na te
pytania?
Należy pamiętać, że istnieją dwie strony
zbawienia – Bóg i człowiek. Bóg zbawienie
daje, a człowiek je przyjmuje i przeżywa.
Jeśli chodzi o darowanie zbawienia, to jedynie Bóg może to uczynić. Nikt nie może być
tak dobry, żeby zbawić sam siebie. Wszelkie
dobre uczynki będące próbą zapracowania na
zbawienie są w oczach Bożych niczym splugawiona szata. Nikt nie może podnieść się do
góry, ciągnąc za sznurówki. Musimy przyjąć
przez wiarę fakt, że to Bóg dokonuje podniesienia (Ef 2,8-9; Iz 64,6).
Czy zatem uczynki w ogóle nie mają wartości? Niektórzy tak powiadają. Lecz Biblia
mówi inaczej. Uczynki są częścią doświadczania zbawienia. Są efektem zbawienia, a nie
środkiem zbawczym (Jk 2,17).
Odrodzony człowiek głęboko szanuje cenę,
jaką Bóg zapłacił za jego zbawienie i dlatego
stara się posłusznie pełnić wolę Bożą. Sprawuje swoje zbawienie z bojaźnią i drżeniem.
Rozumie zagrożenie związane z powrotem
do starego życia. Jest to właściwa równowaga między wiarą a uczynkami, która wiąże
się z trwaniem w Bożej łasce (Obj 22,14; Flp
2,12; Łk 9,62; J 8,31).
Wartość chrześcijańskiej służby
Pośród wielu rzeczy w królestwie Salomona, które zrobiły wrażenie na królowej Saby,
prawdopodobnie najważniejszą była postawa
jego sług. Przeczytajmy jej wniosek: Szczęśliwi twoi ludzie, szczęśliwi ci twoi słudzy, którzy
stoją przed tobą (1 Krl 10,8).
Skoro zatem służymy Komuś większemu
niż Salomon, jak powinniśmy traktować naszą służbę? Oczywiście, radując się z przywileju, jakim jest robienie dla Niego wszystkiego,
co najlepsze (Łk 11,31; Mt 25,19-23).
Wprawdzie służba nas nie zbawia, lecz stanowi bezcenną pomoc w sprawowaniu zbawienia i wytrwaniu w nim. Zajęci służbą dla
Niego, widzimy Go w nowy sposób. Oddając
nasz czas i talenty do Jego dyspozycji, głębiej
doceniamy ofiarę, jaką Chrystus dla nas złożył. Stając podczas służby w obliczu sytuacji
niemożliwych do rozwiązania, uczymy się polegać nie na ciele, lecz na Bożej mocy. To również jest konieczne, by utrzymać zbawienie
(Mt 24,45-51; Flp 3,3).
Wersety do zapamiętania
2 Tm 1,12: Z tego też powodu znoszę te
cierpienia, ale nie wstydzę się, gdyż wiem,
komu zawierzyłem, i pewien jestem tego, że
On mocen jest zachować to, co mi powierzono,
do owego dnia.
Pytania
1. Wyjaśnij własnymi słowami termin pewość zbawienia.
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
2. Dlaczego tak ważne dla chrześcijan jest
doświadczanie pewności zbawienia?
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
7
3. Podaj przynajmniej dwa powody, dla
których człowiek może nie posiadać pewności zbawienia.
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
4. Jakie często wypowiadane błogosławieństwa zawierają Bożą obietnicę utrzymania naszego zbawienia?
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
5. Czy jest możliwe, by ktoś był zbyt pewny swego zbawienia? Uzasadnij odpowiedź.
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
6. Czy jesteśmy zbawieni przez wiarę,
z uczynków czy jedno i drugie? Czy Twoja
odpowiedź zgadza się z Ef 2,8-9 i Jk 2,24-26?
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
7. Podaj dwa powody, dla których wierna służba chrześcijańska może nam pomóc
w utrzymaniu zbawienia.
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
Zagadnienia do omówienia
1. Co Paweł poświęcił Bogu i dlaczego był
taki pewny, że Bóg to podtrzyma (werset do
zapamiętania)?
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
2. Jaką rolę pełni Duch Święty w pewności
naszego zbawienia (Rz 8,16-17)?
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
3. Czym jest kalwinizm? W jaki sposób to
nauczanie może zagrażać naszemu zbawieniu?
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
__________________________________
Zaczerpnięto z Instructions for Christian
Living and Church Membership
Eastern Mennonite Publications
Ephrata, PA 17522
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„O czym mam głosić, Panie?”
J
ezus powiedział w prostych słowach:
Beze mnie nic uczynić nie możecie. Ta
pełna mocy wypowiedź powinna być naszym
mottem w doborze tematu kazania. Jako
kaznodzieje nie zawsze wiemy, jaka jest wola
8 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
—James Fox
Boża, jeśli chodzi o temat kazania. Biorąc
pod uwagę biblijną definicję kazania i to, jak
bardzo potrzebujemy Bożego kierownictwa
w tej sprawie, to Bóg powinien głosić kazanie.
Czym jest kazanie
zachęcają słabych w wierze i budzą tych, którzy
są w stanie letniości. Jezus napominał w słoKazanie jest dziełem Bożym wykonywanym
wach: Upamiętajcie się, albowiem przybliżyło
za pośrednictwem ludzkich ust. Jest pokasię Królestwo Boże.
zywaniem woli Bożej na podstawie Pisma.
[Apollos] dzielnie uchylał twierdzenia Żydów,
3. Do poprawy: Stosując całe Pisma, Bóg
wykazując publicznie z Pism, że Jezus jest Memoże użyć kazania do wyprostowania fałszysjaszem. Jeśli nie potrafimy wykazać na podstawego myślenia lub doktryny. Jakże często nawie Pism tego, co głosimy, to nie rozumiemy
sze myślenie jest prostowane przez nauczanie
definicji biblijnego kazania.
oparte na Słowie Bożym!
Nie jest ono powstrzymywaniem grupy
4. Do wychowywania w sprawiedliwości:
ludzi od zaśnięcia przez czterdzieści pięć miKazanie daje okazję do nauczania na tematy
nut, ani pokazem umiejętności oratorskich dla
praktyczne, takie jak wychowywanie dzieci,
własnej chwały. Kazanie, które nie odnosi się
wzajemne relacje, zaloty, czystość i funkcjowprost lub nie wprost do zbawienia ludzkich
nowanie rodziny. Przesłania nauczające nie
dusz, jest po prostu stratą
powinny być wygłaszane
czasu. Przeto upodobało się
z chęci publicznego przySkuteczne kazania nie
Bogu zbawić wierzących
wrócenia konkretnej osoby
pochodzą z codziennych
przez głupie zwiastowanie
do porządku – jeśli wszy(1 Kor 1,21).
gazet, świeckich
scy na sali wiedzą, kogo
Obowiązkiem kaznodziei
magazynów czy z ostatnio kaznodzieja ma na myśli,
jest głoszenie żywego Słoskuteczność kazania prawprzeczytanej książki –
wa. Duch Święty potężnie
dopodobnie będzie bliska
one rodzą się w wyniku
posługuje się ludźmi, któzeru. Nauczanie polega
zanurzenia
rych namaścił, głoszącymi
na wytyczeniu określonew Słowie Bożym.
Słowo Boże. Dzięki temu
go kierunku w sprawach
słuchacze są przekonywani,
dotyczących kościoła jako
dusze są zbawiane, a Bóg jest uwielbiony.
całości. Indywidualne pouczenie powinno być
Kazanie jest zastosowaniem Pisma do nauki
wygłaszane w rozmowie osobistej.
życia w sprawiedliwości. Całe Pismo przez Boga
jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykryKilka podpowiedzi dla kaznodziejów
wania błędów, do poprawy, do wychowywania
szukających tematów
w sprawiedliwości (2 Tm 3,16). Całe Pismo jest
Gorliwe studiowanie Słowa Bożego daje
potrzebne, by zaspokoić duchowe potrzeby
więcej tematów kazań, niż można ich wygłozgromadzeń. Regularne kazania na ulubiony
sić przez całe życie. Studium biblijne, które
temat lub z ulubionej księgi biblijnej to nie
ma wpływ na naszą duszę, może być źródłem
jest używanie całych Pism.
przesłania od Pana. Skuteczne kazania nie
Do czego możemy stosować wskazówki zapochodzą z codziennych gazet, świeckich mawarte w 2 Tm 3,16?
gazynów czy z ostatnio przeczytanej książki –
1. Do nauki: mówić o wspaniałych doktryone rodzą się w wyniku zanurzenia w Słowie
nach Bożych – o sprzeciwianiu się złu, o odBożym.
rzuceniu kompromisu, o kościele, o zbawieniu, o uświęceniu. Tematy te powinny być
Biblijny nakaz „wejścia do komory” jest ściregularnie wykładane.
śle związany z gorliwym studiowaniem Biblii.
2. Do wykrywania błędów: Kazania napoAle ty, gdy się modlisz, wejdź do komory swominające wzbudzają przekonanie o grzechu,
jej, a zamknąwszy drzwi za sobą, módl się do
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
9
Ojca swego, który jest w ukryciu, a Ojciec twój,
który widzi w ukryciu, odpłaci tobie (Mt 6,6).
Wiele razy wołanie o Bożą pomoc w znalezieniu tematu kazania dosięgło tronu Bożego,
a On nie jest głuchy na takie prośby. Przesłania
skąpane w modlitwietrafiają do serc słuchaczy
Słowa. Gdy modlimy się w tej sprawie, Bóg
kładzie brzemię na naszym sercu. Kazanie
może być doskonale logiczne i prawidłowo
wygłoszone, dopóki jednak nie towarzyszy
mu brzemię od Pana, jego skuteczność będzie
nikła. Bracia, proście Boga o to, żeby kazał
przez wasze usta. Noszenie w sobie tematu na
kazanie od początku tygodnia może dać okazję
do wielu przemyśleń, których nie dostarczy
nam przygotowanie na pół godziny przed nabożeństwem. Wielu kaznodziejów jest przeciążonych pracą na rzecz kościoła, lecz służba
kaznodziejska nie może ustępować miejsca
jakiejkolwiek innej na liście priorytetów. Jeśli
zaczniemy przygotowania do kazania na początku tygodnia, zaznaczając sobie w Biblii
fragmenty, którymi Bóg do nas przemawia,
całe zadanie będzie mniejszym obciążeniem.
Musimy być świadomi, jakie bieżące problemy stają przed naszym zgromadzeniem. Nie
muszą być one takie same jak choćby kilka lat
temu, a nawet, jeśli są podobne, to przecież
w gronie słuchaczy mamy nowe generacje.
Kazania odpowiadające aktualnym potrzebom
kościoła pomagają znaleźć właściwą drogę
w tym zepsutym świecie. Regularna, otwarta
komunikacja ze wszystkimi braćmi pomaga
dostrzec aktualne problemy całej społeczności.
Wreszcie, potrzebujemy wytrwałości, jeśli
temat przesłania wydaje się zmierzać donikąd. Większość kazań nie pojawia się nagle
i nie stanowi od razu doskonałej układanki,
w której każdy kawałek jest momentalnie na
właściwym miejscu – jeśli jednak okażemy
cierpliwość, Pan nagrodzi nas całością przesłania. Diabeł chce zniszczyć naszą pracę przez
rozgorączkowanie, nadmierne skupienie na
gromadzeniu materiałów do kazania, pokusy
grzesznych myśli i rozczarowanie w wyniku
porównywania się z innymi kaznodziejami.
Lecz gotowość do zanurzenia się w Słowie
Bożym, wejścia do komory modlitewnej, rozpoczynanie pracy nad kazaniem na początku
tygodnia i postanowienie wytrwania zaowocują przesłaniem od Pana. Apostoł Paweł napisał:
Jest to bowiem dla mnie koniecznością; a biada
mi, jeślibym ewangelii nie zwiastował (1 Kor
9,16). Powołanie jest jasne, stawką są ludzkie
dusze, a my jesteśmy jedynie słabymi ludźmi
potrzebującymi Bożej pomocy, by wiedzieć,
co mamy głosić.
Zaczerpnięto z The Christian Contender, luty 2012
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Miłość chrześcijańska w działaniu
—Steve Leid
T
o wydarzyło się w dolinie Ementhal w środkowej Szwajcarii, gdy
Piotr i jego żona spali. Oboje byli
anabaptystami. Wierzyli i głosili wiele rzeczy
niezrozumiałych dla lokalnej społeczności,
takich jak miłość nieprzyjaciół. Tej nocy gru-
10 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
pa młodych mężczyzn podeszła blisko domu
Piotra. Nie rozumieli, jak można opuścić
kościół państwowy, a jednocześnie żyć w tak
chrześcijański sposób. Przepełniała ich zawiść. Spodziewali się, że Piotr przestanie być
tak święty, jeśli ich plan się uda.
Zbliżyli się, wspięli się na dach i zaczęli
zrywać strzechę.
Hałas na dachu obudził Piotra i jego żonę.
Co to było? Piotr wyszedł na zewnątrz i od
razu zrozumiał, co się dzieje. Zamiast jednak
krzyczeć na młodzieńców, wrócił do domu
i powiedział żonie, żeby przygotowała posiłek dla pracowników. Kiedy już był gotowy,
zaprosił ich do środka i powiedział, że pewnie zgłodnieli podczas tej ciężkiej pracy.
Skonsternowani mężczyźni popatrzyli po
sobie z niepewnością, a potem weszli do
środka i zasiedli przy stole. Prawdopodobnie
żaden z nich nie zjadł wiele — trudno przechodził im przez gardło posiłek podany przez
kogoś, kogo chcieli pognębić. Gdy skończyli, odeszli od stołu i zebrali się na zewnątrz.
Za chwilę Piotr usłyszał, jak kładą ponownie
wyrwaną strzechę.
Ta reakcja Piotra wielokrotnie była dla
mnie wyzwaniem. Co musiał myśleć w momencie, gdy zobaczył młodych wandali na
swoim dachu? Zwróćmy uwagę na jego niesamowitą reakcję! Czy my zachowalibyśmy
się tak samo, gdyby ktoś przyszedł i uszkodził nasz dom?
To, co zrobił Piotr, jest prawdziwą miłością
chrześcijańską w działaniu. Moglibyśmy pomyśleć o wyrzekaniu się przemocy wyłącznie
w kontekście odmowy służby wojskowej, ale
jest to szerszy temat — obejmuje cały styl
życia polegający na chrześcijańskiej miłości,
włączając w to nasze reakcje na złe traktowanie. Jezus nigdy nie powiedział, że nasze
życie będzie łatwe i że zawsze będziemy traktowani fair. Przeciwnie, w Kazaniu na Górze mówił: Błogosławieni jesteście, gdy wam
złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na
mnie! Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata
wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami.
Mamy się spodziewać, że nie będziemy traktowani sprawiedliwie i mamy się radować,
gdy fałszywie nas będą oskarżać ze względu
na Niego. Powinniśmy trzymać się Prawdy
bez stawiania warunku, że będziemy traktowani uczciwie.
„Małe rzeczy” często pogarszają mój nastrój, bo czuję, że nie jestem traktowany tak
jak należy. Powinienem jednak traktować takie sytuacje jako okazję do pokazania światła
Chrystusowego zgubionemu, umierającemu
światu.
Apostoł Piotr pisze, że jesteśmy „obcymi
i pielgrzymami”. Powinniśmy żyć, okazując
na tej ziemi Bożą miłość.
Jak mamy odpowiadać na te wszystkie
przejawy niesprawiedliwości, jakie nas dotykają? Czy mamy jakąkolwiek przewagę nad
innymi dlatego, że możemy od nich uciec?
Jakie świadectwo dajemy jako ludzie wystrzegający się przemocy?
Jezus powiedział, że mamy miłować bliźnich jak siebie samych. Czy to nie znaczy,
że aby mieć pokój z Bogiem, musimy miłować bliźnich bez względu na to, jak oni nas
traktują? Jezus nie powiedział, że wyjątkiem
od tej zasady jest sytuacja, gdy jesteśmy źle
traktowani. Czasem poddajemy się impulsom ludzkiej natury, zapominając o miłości
bliźniego.
Jakie jest nasze świadectwo? Jest ono widoczne w sąsiedztwie, więc jeśli nie wywyższa Chrystusa, musi być tego zaprzeczeniem.
Nie jesteśmy jednak w stanie naśladować
Chrystusa w wyniku naszych własnych wysiłków — aby tak żyć, trzeba być blisko Niego, byśmy mogli odpowiadać Jego postawą
w każdej sytuacji. Obyśmy stale wystawiali
nasze serca na światło Bożej prawdy i skłaniali dusze do życia na wzór Świętego.
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
11
„Niech pozostaną w twym sercu te słowa,
które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom,
będziesz o nich mówił przebywając w domu,
w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu.”
Ks. Powtórzonego Prawa 6,6–7
D la
rodziców
Wiara determinuje działania rodziny
—Ray Wenger
W
ielu chrześcijan pragnie, by
ich dzieci były „wierzące”, lecz
mają oni zaledwie blade pojęcie, co to znaczy. Chcą, żeby dzieci należały
do ich własnej denominacji. Chcą, by wierzyły w prawowierne nauki chrześcijańskie.
Żeby prowadziły dobre, moralne życie.
Tacy rodzice nauczają dobrych zasad moralnych. Prowadzą dzieci do kościoła w każdą niedzielę. Posyłają je do chrześcijańskich
szkół w nadziei, że uzyskają tam mocny fundament prawowiernych poglądów. I doznają
szoku, gdy jedno z takich dzieci dorastając,
odrzuca to wszystko, idąc do świata.
W wielu przypadkach taka decyzja ma swój
korzeń w religijnym doświadczeniu rodziców. Dorastając dziecko widziało, jak bardzo
są oni zajęci działaniem w kościele. Widziało, jak podkreślają konieczność prowadzenia
moralnego życia. Słyszało ich argumenty na
rzecz religijnej prawowierności. Ale nigdy
nie widziało, żeby rodzice żyli wiarą w opozycji do popularnych filozofii dominujących
w otoczeniu. Dlaczego młody człowiek miałby wybrać jakiś system religijny, który nie
robi żadnej zasadniczej różnicy, jeśli chodzi
12 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
o życie codzienne? Rodzice mają po prostu
błędną koncepcję wiary. Ich dziecko nigdy
nie widziało ani nie doświadczało ich wiary
w Boga. Nic zatem dziwnego, że odrzuca zewnętrzne formy religijności.
Czym jest wiara?
Uniwersalny charakter wiary
Wiara jest uniwersalną cechą ludzkości.
Bóg obdarzył każdego zdolnością do uwierzenia jako częścią ludzkiej natury. Ludzie
zachowują się różnie, ponieważ ta powszechna zdolność nie jest skoncentrowana na tym
samym obiekcie wiary.
Niektórzy ufają sobie samym: swojemu
wyglądowi zewnętrznemu, sile fizycznej,
błyskotliwości intelektu, bogactwu czy reputacji. Inni pokładają ufność w ludzkich
osiągnięciach, które mają dostarczyć odpowiedzi na każdy problem: w nauce, technologii, teoriach ekonomicznych, działaniach
politycznych. Jeszcze inni wierzą w ludzi:
w znajomych, we współmałżonków, w dzieci,
w przywódców. Wiele osób ufa instytucjom:
rządom, partiom politycznym, a nawet wła-
snemu kościołowi.
Żaden z powyższych obiektów wiary nie
jest właściwy i w pewnym momencie każdy
z nich zawodzi, rozczarowując w najważniejszym momencie. Jedynie Bóg jest całkowicie
wiarygodny, niezależny od wszelkich okoliczności i zawsze działający dla naszego ostatecznego dobra.
Tysiące lat temu prorok Jeremiasz w prostych słowach opisał katastrofę, jaka grozi ludziom ufającym człowiekowi zamiast
Bogu. Początkowy sukces takiej postawy nieuchronnie prowadzi do skarlenia duchowego
życia. Przeciwieństwem jest zaufanie Panu,
które nawet w najtrudniejszych momentach
przynosi błogosławieństwo i korzyści otoczeniu.
Tak mówi Pan: Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie, a od
Pana odwraca się jego serce! Jest on jak jałowiec
na stepie i nie widzi tego, że przychodzi dobre;
mieszka na zwietrzałym gruncie na pustyni,
w glebie słonej, nie zaludnionej. Błogosławiony
mąż, który polega na Panu, którego ufnością jest
Pan! Jest on jak drzewo zasadzone nad wodą,
które nad potok zapuszcza swoje korzenie, nie
boi się, gdy upał nadchodzi, lecz jego liść pozostaje zielony, i w roku posuchy się nie frasuje,
i nie przestaje wydawać owocu. Podstępne jest
serce, bardziej niż wszystko inne, i zepsute, któż
może je poznać? (Jr 17,5-9).
Następne wersety mówią o tym, jak zepsute jest serce człowieka i zwodnicze, skłonne
do oszukiwania samego siebie, że ufa Bogu,
podczas gdy naprawdę pokłada ufność
w ludzkich przedsięwzięciach. Bóg łaskawie
przeprowadza nas przez próby w trudnych
okolicznościach (czasy suszy lub pustyni),
abyśmy wiedzieli, na czym tak naprawdę
opiera się nasza wiara (Jr 17,9-10).
Wiara okazuje się w działaniu
Jak zatem można opisać rodzinę żyjącą
przez wiarę? Jako rodzinę, która stale uczestniczy w przedsięwzięciach i programach swe-
go kościoła? Która dobrze zna teologiczne
podstawy swych przekonań? Która się modli
i otrzymuje przelew z potrzebną sumą dokładnie w dniu, kiedy jej potrzebuje?
Oczywiście, wszystkie opisane wyżej czynniki wymagają wiary, lecz ufność, która podoba się Bogu, to coś więcej niż każdy z nich.
Ona wykracza poza zestaw intelektualnych
poglądów czy znajomość dogmatów. Prawdziwa wiara zawsze przynosi owoce będące
jej dowodem (Jk 2,14-26).
Bóg podkreśla to bardzo wyraźnie w 11.
rozdziale Listu do Hebrajczyków. Zamiast
podawać rozbudowaną definicję wiary, pokazuje, w jaki sposób wpływała ona na życie
konkretnych ludzi. Ten obraz rodzin żyjących przez wiarę pozwala nam lepiej zrozumieć, czym ona jest, i zobaczyć, jak praktyczne życie wiarą pomaga wprowadzać dzieci
w aktywne uczestniczenie w Bożym programie. Wiara określa działania rodziny.
Tylko wtedy, gdy rodzice żyją w ufności
niewidzialnemu Bogu, mogą się spodziewać
od dzieci, że będą kiedyś tak samo w Niego
wierzyć.
Trzeba wierzyć, żeby się Bogu
podobać
Jedenasty rozdział Listu do Hebrajczyków
jest wielkim przeglądem życia świętych, którzy położyli ufność w Bogu. Rozpoczyna się
stwierdzeniem: wiara jest gruntem tych rzeczy, których się spodziewamy i dowodem rzeczy
niewidzialnych (werset 1, Biblia Gdańska).
Z definicji wiara w Boga wymaga ufności
w to, co jest niewidzialne. Po opisaniu wiary
Abla i Henocha autor listu wypowiada mocne słowa: Bez wiary zaś nie można podobać się
Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi
uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych,
którzy Go szukają (Hbr 11,6).
Wiara jest niezbędna, ponieważ człowiek
stoi tak naprawdę przed wyborem między
dwiema opcjami: uwierzyć Bogu albo uwierzyć czemuś innemu. Stając w obliczu trud-
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
13
ności, możemy albo uwierzyć, że Bóg dokona
cudu w odpowiedzi na nasze posłuszeństwo,
albo podjąć działania na podstawie ludzkiego
rozumowania opartego na wierze w coś innego niż Bóg. Człowiek wierzący Bogu opiera
swe działania na tym, co On powiedział – nawet jeśli dla naturalnego umysłu wydaje się
to nonsensem.
Bez wiary w Boga człowiekowi pozostaje
jedyne źródło, jakim jest cielesne rozumowanie, które przeciwstawia się Bogu (Rz 8,7-8)
i w ten sposób Go obraża. Wiele współczesnych porad serwowanych rodzinom pochodzi właśnie z naturalnego myślenia i dlatego
wprost sprzeciwia się Słowu Bożemu.
Wiara sprawia, że nie ulegamy
światu
Noe jest wspaniałym przykładem człowieka, który swą wiarą wpłynął na rodzinę.
Przez wiarę zbudował Noe, ostrzeżony cudownie o tym, czego jeszcze nie można było widzieć,
pełen bojaźni, arkę dla ocalenia rodziny swojej;
przez nią wydał wyrok na świat i odziedziczył
usprawiedliwienie, które jest z wiary (w. 7).
Wiara sprawia, że nie ulegamy światu. Noe
doświadczył tego w dwóch dziedzinach: posłuszeństwa Bogu nawet w sprawach, o których nigdy wcześniej nie słyszał i posłuszeństwa w sytuacji, gdy automatycznie czyniło
go to innym od wszystkich ludzi z jego otoczenia.
Wiara oznacza posłuszeństwo
nawet w sytuacjach niepojętych
Noe był posłuszny Bogu nawet wtedy, gdy
dotyczyło to rzeczy dla niego niepojętych.
Gdy Bóg ostrzegł go przed nadchodzącym
sądem i zatopieniem Ziemi, mógł zaprotestować: „Co? To znaczy, że w górze jest wystarczająca ilość wody, żeby pokryć nawet góry?
Nigdy jeszcze w historii woda nie padała
z nieba. A poza tym, jak ja wsadzę te wszystkie zwierzęta do arki? Jak je powstrzymam
14 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
w środku, żeby nie pożerały się nawzajem?”.
Podobnie jak apostoł Paweł (1 Kor 4,10),
Noe był gotowy wystawić się na pośmiewisko
z powodu swego posłuszeństwa Bogu. Wyobraźcie sobie nagłówki gazet w trakcie pracy nad arką i głoszenia nadchodzącego sądu
przez Noego: „Dzisiaj upływa 36. rocznica
rozpoczęcia budowy arki przez starego piernika Noego. Każdy kompetentny obserwator
widzi, że w tym czasie nie nastąpiły żadne
zmiany meteorologiczne i nie ma potrzeby
budowania arki, podobnie jak nie było jej
36 lat temu. Widząc rozmiary tego projektu
i ślimacze tempo prac, przewidujemy, że dokończenie zabierze jeszcze jakieś 70 lat. Kilku
młodych przedsiębiorców postawiło nieopodal miejsca budowy budki z informacjami dla
turystów pragnących odwiedzić ten przykład
głupoty archaicznego fundamentalizmu religijnego. Stary Noe i jego synowie dostarczą
nam jeszcze zabawy przez wiele dziesięcioleci”.
Prawdziwa mądrość jest dla naturalnego
umysłu głupotą. Człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego, bo
są dlań głupstwem, i nie może ich poznać, gdyż
należy je duchowo rozsądzać (1 Kor 2,14).
Głoszenie Krzyża jest głupstwem dla tych,
którzy giną (1 Kor 1,18). W zasadzie każdy,
kto uważa zwiastowanie Krzyża za głupotę,
sam siebie skazuje na katastrofę. Ci, którzy
ufają Bogu, są Mu posłuszni – nawet jeśli
oznacza to sprawy, o których nigdy wcześniej
nie słyszeli.
Wiara oznacza posłuszeństwo,
które z wierzącego czyni
dziwaka
Wiara oznacza posłuszeństwo, nawet jeśli
oznacza, że będziemy się odróżniać od wszystkich innych. Czasami chrześcijanie narzekają,
że świat jest coraz gorszy. Nie jest jednak jeszcze tak zły, jak za czasów Noego. Wtedy na
całym świecie żyła tylko jedna sprawiedliwa
rodzina. Wszyscy z wyjątkiem tych ośmior-
ga ludzi byli nikczemnikami. Ich krewni byli
zepsuci, podobnie jak wszyscy przywódcy
ówczesnego świata. Noe i jego rodzina byli
samotni.
Prawdopodobnie nawet oni czasem uginali
się pod presją. Opisując nieuchronność sądu,
jaki miał spaść na Judę, Bóg wspomina trzech
mężów: Noego, Daniela i Hioba. Następnie
powtarza kilka razy, że choćby wszyscy trzej
mieszkali w Judzie, to nie uratowaliby ani
swoich synów, ani córek, lecz jedynie własne
dusze (Ez 14,12-20).
Najwyraźniej rodzina Noego została uratowana ze względu na wiarę ojca. Choć jego
posłuszeństwo w budowaniu arki skutkowało odziedziczeniem obietnicy i potępieniem
świata, działał ze względu na swą rodzinę.
Przez wiarę zbudował Noe [...] arkę dla ocalenia rodziny swojej. Dzięki temu została ona
zachowana od niechybnej katastrofy. Przykład Noego jest wspaniałą zachętą dla rodziców, którzy chcą przez wiarę uratować swoje
rodziny żyjące w zepsutym świecie.
Wiara koncentruje się na
długofalowych korzyściach
W wersetach 8-10 przykład Abrahama pokazuje, że wiara koncentruje się na długofalowych korzyściach, a nie na krótkotrwałych
zyskach. Patrzymy na teraźniejszość oczami
wiary, ponieważ jest zakotwiczona w tym, co
Bóg obiecał na przyszłość.
Wiara rodzi posłuszeństwo bez
natychmiastowych rezultatów
Abraham jest doskonałą ilustracją takiej
postawy. Przez wiarę usłuchał Abraham, gdy
został powołany, aby pójść na miejsce, które
miał wziąć w dziedzictwo, i wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie (w. 8).
Abraham był człowiekiem bogatym i poważanym. Mógł zadać Bogu wszystkie pytania normalne w takich okolicznościach. „Jak
będę podróżował przez tereny pełne niebez-
pieczeństw ze strony włóczęgów i złodziei?
Co będzie, jeśli ta obiecana ziemia nie będzie
dobra dla moich trzód? Czy miejscowi są
tam przyjaźnie nastawieni do przybyszów?”.
Bóg nie udzielił Abrahamowi odpowiedzi na
tego rodzaju pytania. Oczekiwał od niego, że
uwierzy i wyruszy w drogę. Abraham okazał posłuszeństwo nie wiedząc, dokąd go to
wszystko zaprowadzi.
Życie przez wiarę w społeczeństwie XXI
wieku wymaga tego samego oddania. Niektórzy mogą lamentować: „Jeśli potraktuję
Słowo Boże dosłownie w tej kwestii, to nie
wiem, do czego mnie to doprowadzi!”. Ale na
tym właśnie polega chodzenie w wierze. Bóg
daje rozkazy i dostarcza łaski do natychmiastowego okazania posłuszeństwa, a nie zabezpieczenia na każdą możliwą okoliczność.
Jeśli nie chcemy być posłuszni Bogu bez
znajomości rezultatów, to tak naprawdę nie
pozwalamy Bogu, by nas prowadził. Po prostu prowadzimy sami siebie według naszych
preferencji i zgodnie z najlepszą wiedzą.
Życie przez wiarę oznacza takie samo oddanie się Bogu, jakie ślubujemy współmałżonkom. Obiecujemy miłość i uczciwość
małżeńską, nie wiedząc jeszcze, co nam się
w życiu przydarzy. „Na wozie i pod wozem”,
w dobrobycie i ubóstwie, w zdrowiu i chorobie będziemy się sobą nawzajem rozkoszować.
Życie wiarą jest stałym wyrazem podobnego
oddania Bogu: ślubujemy posłuszeństwo, nie
wiedząc, co jest przed nami.
Taki styl życia wywiera niezapomniany
wpływ na nasze dzieci. Trudności i presje, jakim stawiał czoła Abraham w swej podróży
do ziemi obiecanej, stanowiły dla Boga okazję
do objawiania łaski i mocy. Takie doświadczenia wpływały na członków jego rodziny
w sposób, który na zawsze w nich pozostał.
Zaczerpnięto z Divine Design For The Family
© 1990 Ray Wenger
Published by Plumb Line Press
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
15
P
Machając przez całe życie
omachajcie dzieciom od czasu do czasu
i obdarujcie je uśmiechem. Pomachajcie do swojego brzdąca, który przechodzi w pobliżu, ciągnąc swoją zabawkę na kółkach. A może by też pomachać przedszkolakowi
testującemu swój nowy samochodzik. Każdego
ranka machajcie swoim dzieciom, kiedy wychodzą do szkoły i kiedy wracają do domu. To je
wprawi w dobry humor.
Pomachaj swojemu synowi, kiedy wsiada
po raz pierwszy za
kierownicę po
zdanym egzaminie na prawo
jazdy. I w czasie meczu na
boisku – kiedy mu dobrze
idzie, albo kiedy mu idzie źle.
Machajcie dzieciom przez ich młodość, a one
będą machać w odpowiedzi do was, kiedy spoglądacie za nimi czasem, wzdychając do Pana za
nimi.
Potem one będą machać do innych – wasz
syn do swojej narzeczonej, wsadzając ją do autobusu, wasza córka do swojego męża, kiedy
rano rozstają się, idąc każde do swojej pracy.
Niedługo potem będą machać
do swojego malucha, który
będzie dreptał obok, ciągnąc zabawkę na kółkach. Uśmiechaj się
i machaj, obdarowując ich wszystkich
swoją pogodą ducha…
Zaczerpnięro z Family Life,
maj 2012
Pathway Publishers
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski:
Krzysztof Dubis
Aloes—Aromat wierności
A
loes jest rzadkim i cennym drzewem
rosnącym na Wschodzie. W czasach
biblijnych uprawiano go w starożytnym Izraelu w dolinie Jordanu. Żywiczny olejek odciągany z jego drzewa był używany do
wyrobu kosztownych perfum.
Czytamy, że kiedy Bileam oglądał obóz
izraelski z góry Peor, ogarnął go Duch Boży
i powiedział, co następuje: Jakże piękne są
twoje namioty, Jakubie, Twoje siedziby, Izraelu!
Jak doliny potoków się ciągną, jak ogrody nad
strumieniami, jak aloesy, które zasadził Pan [...]
(4 M 24,2.5-6). Spod pióra Dawida wyszło
takie oto proroctwo dotyczące przychodzą-
16 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
—Simeon Rudolph
cego Króla: [...] Wszystkie twoje szaty pachną
mirrą, aloesem i kasją [...] (Ps 45,9). Salomon
zaś śpiewał: Ogrodem zamkniętym jest moja
siostra, oblubienica, ogrodem zamkniętym [...]
z wybornymi owocami, kwiatami cyprysu i nardu. Nard i szafran, trzcina i cynamon z wszelkimi wonnymi krzewami, mirrą i aloesem, ze
wszystkimi wybornymi balsamami (Pnp 4,1214).
Nikodem przyszedł niosąc około stu funtów
mieszaniny i mirry i aloesu. Wzięli wtedy ciało
Jezusa i zawinęli je w prześcieradła z wonnościami, jak Żydzi mają zwyczaj chować umarłych (J 19,39-40).
Używanie wonnych olejków do wyrobu
perfum było w czasach biblijnych bardzo powszechne. Te substancje wchodziły też w skład
kadzidła, które spalano na zewnątrz przybytku, aby zniwelować przykry zapach mięsa ofiarnego. W ciepłym klimacie Bliskiego
Wschodu stosowanie pachnideł na szaty i we
wnętrzach domów było uważane za czynność
higieniczną. Praktyka umieszczania zabalsamowanych zwłok wewnątrz grobowca (zamiast grzebania w ziemi) wymagała obfitego
zastosowania tych aromatycznych substancji.
Obecnie chrześcijańskie rodziny nie potrzebują aż tylu wonnych pachnideł. Natomiast
kładziemy nacisk na czystość. Ponieważ naszym celem jest wolność od wszystkiego, co
skupiałoby uwagę na nas, ograniczamy stosowanie pachnideł do podstawowej potrzeby
użycia dezodorantu.
Za to rodziny nasze powinna otaczać wonność duchowa, czyli autentyczne chrześcijaństwo, które wypływa z naszych serc, dotyka
innych oraz jest radością dla Boga. Składniki
tej wonności to:
błogosławieństwie dla człowieka, kiedy chrześcijańskie rodziny gromadzą się przy rodzinnym ołtarzu każdego dnia.
Szczególną przyjemnością są dla Boga wyrazy czci i modlitwy dzieci (Mt 21,16). Bóg jest
uczczony, kiedy chwała dla Niego obejmuje
ich dziecięcy szczebiot. Pieśni śpiewane przez
dzieci i modlitwy w czasie rodzinnego uwielbienia przyczyniają się do większej chwały dla
Boga w wierzących rodzinach.
1. Szczera wiara. Bogata woń wiary najlepiej i najpełniej roztacza się w domu. Tak,
jak w rodzinie Tymoteusza, każde pokolenie
inspiruje i wzmacnia następne.
Dla kontrastu porównajmy to z rodziną
Lota. Niewielu z nich uniknęło siarki i ognia
Sodomy, jednak smród niewierności otacza
jego potomstwo aż do dzisiaj. Wiara naszej
rodziny „będzie cuchnąć” w taki sam sposób,
jeśli – jak w rodzinie Lota – będzie u nas brak
szacunku dla starszych, wymówka dla „konfliktu pokoleń” i brak oddzielenia od świata.
4. Chrześcijańska prostota i służba. Podczas gdy zachłyśnięcie się technologią mnoży
pustkę i bezczynność w goniącym za przyjemnościami świecie, chrześcijańskie rodziny
trwają w radości, bogactwie prostoty i służby. Wiara w rodzinie kwitnie, kiedy rodzice
i dzieci pracują razem, prowadząc na przykład rodzinny biznes, czy przycinając krzewy
w ogrodzie lub gotując razem w kuchni. Nieraz doskwierają nam braki finansowe w czasie
dojrzewania wiary, ale wydaje ona przyjemną
wonność, ofiarę mile widzianą, w której Bóg ma
upodobanie (Flp 4,18).
Figowiec zarumienia już swoje owoce, a winna latorośl zakwita i wydaje woń (Pnp 2,13).
Wszystkie wierne rodziny, w których dzieci
są wychowywane dla Pana, są dla Niego miłą
wonnością.
2. Codzienna modlitwa. Cześć dla Boga
jest kręgosłupem rodzinnej wiary. Siła duchowa i radość płyną z regularnej, rodzinnej
i wspólnotowej chwały dla Boga.
Kiedy samotna rodzina Noego zebrała się
wokół ołtarza u boku arki, „poczuł Pan miłą
woń” i pobłogosławił ich (1 M 8,21). Pomyślmy o większej radości dla Pana i pełniejszym
3. Boży wpływ. Pobożność jest cichą, przenikającą siłą płynącą od Bożego ludu, rozświetlającą i solącą nasz świat. Przestrzeganie
odpoczynku w dniu świętym, skromny ubiór,
powściągliwość języka nieustannie stanowią
zasady pobożnego życia pośród bezbożnego świata. Radosne chrześcijańskie rodziny
o niezachwianych małżeńskich fundamentach, zdyscyplinowane dzieci i pełna szacunku
młodzież, która idzie za przykładem wiernych
w wierze starszych, wywierają na społeczeństwo potężny wpływ, powstrzymując w ten
sposób rozprzestrzenianie się zła.
Zaczerpnięto z Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
17
„Wspomnij dni dawne, rozważcie lata
dawnych pokoleń, Zapytaj ojca twego,
a oznajmi ci, Starszych twoich, a powiedzą ci.”
5 M 32,7
Część
H istoryczna
Huteryci
Część 1
H
uteryci
reprezentowali
jedną
z największych grup wiernych anabaptystów. Wyróżniali się spośród
innych głównie praktyką życia wspólnotowego i żywotnością ewangelicznych przekonań.
Podczas gdy wielu braci szwajcarskich popadło
w duchową stagnację, a większość menonitów
holenderskich odeszło do świata, huteryci w bardzo wielu przypadkach wiernie świadczyli o Panu
i praktykowali biblijne uczniostwo. Z czasem ich
liczba również malała i ostatecznie pozostała jedynie resztka trzymająca się wiary ojców.
Morawy – kraj tolerancji religijnej
Dzisiaj Morawy są nizinnym, rolniczym i zalesionym regionem Republiki Czeskiej, zamkniętym z trzech stron górzystym terenem. Leży on
na wschód od południowych Niemiec i na południe od Polski. W XVI wieku Morawy były
podzielone na małe dzielnice rządzone przez miejscowych panów, które w poprzednich wiekach
miały nawet status niezależnych państewek. Jednak
w miarę wzrostu wpływów europejskich dynastii
i w wyniku tworzenia się większych organizmów
państwowych, morawscy władcy zostali uzależnieni politycznie od władców Świętego Cesarstwa
Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Nie oddali
jednak łatwo swej wolności i nadal starali się kon-
18 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
—Michael S. Martin
trolować własne interesy na miejscu. Nie czuli się
w obowiązku okazywać pełnej uległości cesarzowi, dopóki nie zostali do tego zmuszeni poważną
groźbą z jego strony.
Niektórzy panowie morawscy szczycili się tolerancją religijną. Przez wiele lat zwolennicy Jana
Husa1 i wielu innych małych odłamów religijnych
cieszyli się na Morawach zakresem tolerancji niespotykanym w innych częściach Europy. Rozciągała się ona również na anabaptystów.
Miejscowi władcy tolerowali anabaptystów
również dlatego, że byli ludźmi prawymi i rzetelnie pracowali. Miejscowa ludność, składająca się
głównie z katolików, miała skłonności do lenistwa,
nieuczciwości i niemoralnego życia. Anabaptyści
natomiast byli znani z uczciwości, szli przysłowiową „drugą milę”, gdy było trzeba, troszczyli
1. Jan Hus (1369-1415) był czeskim reformatorem.
Jego wpływy przeniknęły z Czech na Morawy. Za czasów pojawienia się ruchu anabaptystycznego na Morawach, zwolennicy Husa podzielili się na dwie grupy.
Jan Hus znajdował się pod wpływem nauczania innego reformatora, Johna Wycliffe’a (1320-1384), którego
uczniów nazywano lollardami. Występowali oni przeciwko nadużyciom władzy papieskiej i kleru rzymsko-katolickiego, uznając Biblię za jedyny standard
prawdy. Późniejsi reformatorzy podkreślali takie nauki
Husa jak sprzeciw wobec uznawania papieża za głowę
Kościoła i możliwość przynależności do ziemskiej organizacji kościelnej pomimo braku zbawienia.
się o ziemię, budynki i płacili podatki. Jako grupa
posiadali przedstawicieli w niemal każdym zawodzie i dostarczali wyroby wysokiej jakości na rynku
lokalnym i zagranicznym, które każdy z władców
traktował jako regionalne zalety.
Balthasar Hubmaier i wydarzenia w Nikolsburgu
Nikolsburg2 – miasteczko w południowych
Morawach – stał się centrum anabaptystycznym
pod koniec lat dwudziestych XVI wieku. Do roku
1566 tereny te należały do tolerancyjnego rodu
Liechtensteinów, a już w 1524 powstał tam kościół
luterański. W Nikolsburgu działało również kilka
grup zwolenników Jana Husa.
Balthasar Hubmaier, były ksiądz, przybył do
tego miasteczka na wiosnę roku 1526, około piętnastu miesięcy po tym, jak anabaptyści szwajcarscy
rozpoczęli działalność w Zurychu. Pod wpływem
reform Lutra i Zwingliego wprowadził wiele biblijnych nauk w swym kościele w Waldshut – małym
miasteczku na północ od Zurychu. Popierał chrzest
dorosłych i niektóre inne wierzenia anabaptystyczne, lecz w przeciwieństwie do nich nie odrzucił
składania przysiąg, czynnego oporu ani idei, że
władza świecka może należeć do chrześcijan. Miał
on już wcześniej kontakty z braćmi szwajcarskimi,
a Konrad Grebel i Wilhelm Reublin odwiedzali
go w Waldshut. Zanim przyjechał na Morawy, był
również w Zurychu jak i w Schaffhausen, gdzie
prawdopodobnie też kontaktował się z anabaptystami.
Po przyjeździe do Nikolsburga, Hubmaier został
przywódcą dużej grupy anabaptystów, przy okazji
skutecznie nawracając miejscową parafię luterańską na ich przekonania. W międzyczasie srogie
prześladowania w innych rejonach spowodowały
napływ dwunastu tysięcy anabaptystów na tereny
południowych Moraw.
Miejscowi anabaptyści różnili się, jeśli chodzi
o poglądy, co prowadziło do licznych dysput. Choć
w całej społeczności w Nikolsburgu służyli również
inni liderzy, wydaje się, że Hubmaier cieszył się
tam największym autorytetem. Akceptował on
stosowanie przemocy i płacenie podatków na cele
2. Nikolsburg jest znany obecnie pod nazwą Mikulov.
wojskowe. Co najmniej jeden z regionalnych władców był ochrzczonym członkiem jego kościoła.
Z kolei Jacob Wiedemann i Philip Jager przewodzili grupie sprzeciwiającej się używaniu przemocy
i nie płacącej podatków na cele militarne. Uważali
również, że sam Hubmeier przyjmuje do zgromadzenia ludzi bez uprzedniego upewnienia się co
do prawdziwości ich wiary. Oskarżali jego zwolenników o niedostateczne wspomaganie ubogich
braci w wierze, którzy napływali do Nikolsburga.
Wielu z nich opuściło wszystkie swoje dobra, ratując życie. Wiedemann i jego grupa wkrótce zaczęli
spotykać się osobno i rozstali się z macierzystym
zgromadzeniem.
W roku 1527 na wzburzone wody podziału
w Nikolsburgu wpłynął Hans Hut – gorliwy,
skuteczny misjonarz anabaptystyczny, który
w niektórych kwestiach nie zgadzał się z braćmi
szwajcarskimi3. Był dynamicznym kaznodzieją
i wkrótce wszczął dysputę z Hubmaierem
3. Hut wyrażał ekstremalne poglądy w kwestii proroctwa. Uważał, że wie, kiedy powróci Chrystus i czynił porównania współczesnej mu sytuacji z biblijnymi
opisami czasów ostatecznych. Kładł również nacisk na
znaczenie snów jako metody otrzymywania Bożego objawienia. Hut nauczał wyrzeczenia się przemocy, lecz
wydaje się, że opierał to zarówno na swoich poglądach
na proroctwo, jak i na Biblii. Uważał, że Turcy (który
zagrażali wtedy Europie) mieli zdobyć nasz kontynent.
Nie było sensu im się przeciwstawiać, bo po prostu
wykonywali Boży plan. Hut mocno podkreślał również
pomoc materialną dla ubogich. Idea była dobra, lecz
oparta na założeniu, że skoro Turcy zdewastują Europę,
to nie ma sensu troszczyć się o dobra materialne.
Czy Hut był anabaptystą? Jego przesłanie zawierało
wiele elementów anabaptystycznych, takich jak biblijne rozumienie Wieczerzy Pańskiej i chrztu wodnego.
Mimo że jego poglądy nie są do końca zbieżne z nauczaniem większości biblijnych anabaptystów jak bracia szwajcarscy we wczesnym stadium czy menonici
holenderscy, wydaje się słuszne zakwalifikowanie ich
do anabaptyzmu jako takiego. Był uczestnikiem Synodu Męczenników (spotkania przywódców anabaptystycznych w roku 1527, spośród których niektórzy
zginęli śmiercią męczeńską zaraz po zakończeniu zgromadzenia). Podczas tego synodu Hut zgodził się zmodyfikować swoje nauczanie na temat proroctwa.
W środkowych i południowych Niemczech, gdzie
głównie działał Hut, kościoły anabaptystów różniły się
w niektórych kwestiach w stosunku do braci szwajcarskich. Nie były również tak stabilne i wkrótce zostały
wyniszczone przez prześladowania i emigrację.
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
19
w sprawie konfliktu w Nikolsburgu. Ponieważ
Hut mocno wierzył w zakaz stosowania przemocy
i obowiązek wspomagania ubogich, poparł grupę Wiedemanna. Panowie Nikolsburga nie mieli
dobrego zdania o agresywności Huta i próbowali
utrzymać pokój między różnymi grupami anabaptystów, podczas gdy Hut wprowadzał zamieszanie.
Został aresztowany i uwięziony, lecz wkrótce udało
mu się uciec i opuścił ten teren na dobre.
Pod koniec roku 1527 władcy zdecydowali
wreszcie, że Wiedemann i jego grupa nie będą
mogli dłużej pozostać w swoich dobrach, jeśli
nie przyłączą się do jakiegoś większego kościoła4.
Władze nie były przeciwne ich poglądom, lecz
nie tolerowały podziałów w kościele. Pomimo tej
propozycji grupa Wiedemanna była zdecydowana
wyjechać, ponieważ władze chroniły jej członków
przy użyciu przemocy, co w ich przekonaniu było
nie do przyjęcia jako bunt wobec władzy cesarza.
Wiosną 1528 roku Wiedemann i jego zwolennicy sprzedali niektóre swoje dobra, inne zostawili
4. Władze austriackie aresztowały Hubmaiera niedługo po tym, jak Hut opuścił Morawy. Hubmaier
zginął śmiercią męczeńską w Wiedniu 10 marca 1528
roku. Jego kościół w Nikolsburgu uległ podziałom
i rozpadł się w kilka lat po jego śmierci.
i około dwustu dorosłych osób wraz z dziećmi
opuściło Nikolsburg, by osiedlić się w opustoszałej
pobliskiej wiosce. Tam podjęli decyzję, że zostaną
razem i będą żyć ze wspólnych pieniędzy. Skrajne
ubóstwo niektórych postawiło grupę przed decyzją, czy podzielić się wszystkim, czy pozostawić
najbardziej ubogich swojemu losowi. Kierując się
chrześcijańską miłością, postanowili zadbać o siebie nawzajem i nikogo nie opuszczać. W tym czasie
nie zamierzali jeszcze tworzyć zorganizowanego
i niezbędnego do zbawienia życia wspólnotowego,
jakie rozwinęli później.
Jeden z władców tamtych terenów podróżował
z nimi jakiś czas, dostarczając picia i uiszczając
za nich myto. Wkrótce znaleźli sobie nowe miejsce niedaleko miasta Austerlitz. Tamtejsi władcy
pozwolili im zamieszkać na swoich terenach, zachęcając do osiedlenia się na stałe. Dali nawet
imigrantom drewno do budowy domów i na sześć
lat zwolnili ich z odrabiania pańszczyzny, płacenia
komornego oraz podatków.
—ciąg dalszy nastąpi
Zaczerpnięto z Cup & Cross
Rod and Staff Publishers, Inc.
Box 3, Crockett, Kentucky 41413
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Wybrany na żołnierza
—Joanna F. Martin
Ta historia wydarzyła się około roku 1605 w mieście Haarlem
w północnej Holandii. Holandia
ogłosiła niepodległość wobec Hiszpanii w
1581, czego Hiszpania nie uznała aż do roku 1648.
W tym okresie holenderskie siły zbrojne próbowały
powstrzymywać Hiszpanów, którzy chcieli odzyskać kontrolę nad krajem. Opisywane wydarzenia
miały miejsce, zanim jeszcze część holenderskich
menonitów popadła w zwiedzenie.
J
an błąkał się po ulicach bez celu. Chłodna, wiosenna bryza bawiła się liśćmi na
holenderskich wiązach. Jan wpatrywał się
niewidzącym wzrokiem w spadziste dachy
starszych budynków i łagodniej nachylone
20 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
dachy nowszych domów. Kroczył po ceglanym krawężniku wybrukowanej ulicy. Przytłumiony odgłos odpowiadał melancholijnemu rytmowi jego myśli.
– Co ja właściwie robię? – mamrotał
gniewnie. – Biegam tu i tam, próbując wyrzucić Hiszpanów! Co przez to osiągnę? Co
mam z życia?
W wyobraźni zobaczył obraz farmy rodziców w niemieckiej Kolonii. Będąc jeszcze
chłopcem, chciał robić w życiu coś ważnego.
Gdy powiedział rodzicom, że zamierza zostać
księdzem, bardzo się ucieszyli i wysłali go do
katolickiego seminarium. Lecz – Jan skrzywił
się na samo wspomnienie – niekończące się
modlitwy, religijna obłuda i puste rytuały
napełniały go obrzydzeniem.
Wtedy Jan wymyślił sobie nowy ideał –
chciał być żołnierzem, bohaterem, zwycięzcą.
Musiał zatem uciec ze szkoły i zaciągnąć się
do wojska. „A teraz” – znów się skrzywił –
„nic lepszego nie osiągnąłem. Ta walka nie
ma sensu. Przeganiamy Hiszpanów, a oni za
tydzień wracają. To bezcelowe i nie warte
takich wysiłków”.
Spojrzał na swój żołnierski mundur. Szeroka kryza otulała jego szyję i ramiona. Kamizelka była wyszywana złotem i wykończona
szerokim satynowym pasem. Zawód żołnierza miał dwie zalety: dobre ubranie i status
społeczny. Mimo iż Jan nie był zadowolony
z żołnierskiego życia, pocieszała go nadzieja
na awans do stopnia kapitana miejscowego
oddziału.
Przechodząc obok jakiegoś kościoła reformowanego, usłyszał muzykę – nie była ona
jednak kojąca. Przywodziła na myśl rozszalałą burzę, która ucichła i przeszła w łagodne
tony. Jednak pierwsze usłyszane dźwięki nie
dawały mu spokoju. „Inni mogą sobie chodzić do kościoła, ale mnie tam nie zobaczą”
– mruknął do siebie.
Błąkał się nadal bez celu, próbując znaleźć
jakąś rozrywkę. Nagle przystanął i podniósł
głowę, jakby coś usłyszał. Przechodził właśnie obok budynku przypominającego magazyn. Dobiegała stamtąd miła muzyka. Bóg
naszą ucieczką i mocą, w uciskach najpewniejszą […] choćby rozszalała się burza […].
Jan nigdy wcześniej nie słyszał takiej muzyki. Jej spokojne piękno pociągało jego serce,
więc wszedł do środka. „Nabożeństwo!” –
westchnął cicho, czując wzniosłą atmosferę
i widząc zaangażowanie wiernych. Odruchowo zdjął kapelusz i usiadł w ławce.
Zaciekawiony, rozejrzał się po zgromadzeniu. Jakże skromnie byli ubrani! Kobiety miały na sobie ciemne suknie z białymi
fartuszkami i pelerynki. Na głowach nosiły
proste, białe czepki. Ubiory mężczyzn również były skrojone prosto, bez żadnych modnych dodatków.
Wkrótce śpiewy ustały i powstał kaznodzieja. Jan uważnie słuchał czytania z 2 Listu do Tymoteusza 2,3: Cierp wespół ze mną
jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa. Żaden
żołnierz nie daje się wplątać w sprawy doczesnego życia, aby się podobać temu, który go
do wojska powołał. Bo nawet jeśli ktoś staje
do zapasów, nie otrzymuje wieńca, jeżeli nie
walczy prawidłowo.
Po krótkiej przerwie kaznodzieja skomentował przeczytany tekst:
– Paweł porównuje życie chrześcijanina do
wojny. Musimy znosić niewygody – nie ze
względu na nasz kraj, lecz dla sprawy Chrystusa.
– Jako słudzy Chrystusowi nie dajemy
się wplątać w sprawy doczesnego życia, lecz
przestrzegamy poleceń naszego wodza, Jezusa Chrystusa.
– Rozważmy werset 5: Nie otrzymuje wieńca, jeżeli nie walczy prawidłowo. Nagroda
w niebie czeka tylko tych, którzy prowadzą
święte życie i są posłuszni naukom Chrystusa.
„I taka jest różnica między księżmi katolickimi a tymi ludźmi!” – zdał sobie sprawę
Jan. „Oni żyją w świętości. Kler katolicki
z pewnością nie”.
Mijały kolejne tygodnie, a Jan wciąż wracał
do tych, którzy ubierali się skromnie i żyli
w świętości. Był coraz bardziej przekonany,
że oni mają odpowiedzi, których poszukiwał.
„Gdybym tylko mógł do nich dołączyć”. Jego
serce pragnęło spełnienia, które wyczuwał
w ich życiu. „Ale teraz jestem żołnierzem”.
Jeszcze raz przyjrzał się ubraniom mężczyzn
i poczuł niesmak, świadomy własnego pięknego munduru.
Po jednym z nabożeństw Jan rozmawiał
z siedzącym obok mężczyzną, który przed-
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
21
stawił się jako Lorens.
– Co powinienem zrobić, żeby przyłączyć
się do waszego kościoła? – zapytał z wahaniem.
– I zostać dobrym żołnierzem Jezusa
Chrystusa? – odparł Lorens. – Widzisz, Królestwo Boże jest w stanie wojny z królestwem
tego świata. Jako chrześcijanie naśladujemy
Chrystusa; miłujemy nieprzyjaciół zamiast
ich nienawidzić.
Jan popatrzył na swój ubiór, który tak
bardzo lubił.
– Ale nie zostanę zwolniony z garnizonu.
Nie puszczą mnie – uśmiechnął się blado
do Lorensa. –Muszę to jeszcze przemyśleć.
Po czym cichutko wymknął się z sali.
Idąc w dół ulicy, Jan intensywnie myślał.
„Zrezygnować z dotychczasowych osiągnięć?
Myślałem, że po tych wszystkich latach zostanę wreszcie kapitanem. Nie mogę chodzić
po ulicy w takich zwykłych ciuchach. Wyglądałbym jak głupek”.
Jednak przez cały następny tydzień wewnętrzna pustka przypominała mu, że świat
nie daje tego, czego pragnął.
Następnej niedzieli odszukał nowego znajomego, Lorensa.
– Chcę być żołnierzem Jezusa Chrystusa – oznajmił szorstko. – Lecz jak mam się
zwolnić z wojska?
– Nasza społeczność mogłaby cię wykupić
– odparł Lorens. – Cieszylibyśmy się, mogąc
ci pomóc.
Jan był zdumiony. Ktoś w tym obcym mieście – ktoś, kto znał go tak krótko – oferował
mu pomoc!
– Naprawdę?
– Tak, naprawdę – potwierdził zdecydowanie Lorens. A potem objaśnił Janowi drogę
zbawienia.
W poniedziałek rano odrodzony Jan szedł
ulicami Haarlemu. Tym razem miał cel
i wewnętrzną pewność. Obok niego szedł
Lorens – jego brat w Chrystusie. Szli zwolnić
22 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
Jana ze służby wojskowej.
Jan odetchnął rześkim, wiosennym powietrzem. Całe miasto tętniło życiem: jakaś gospodyni wciągała worek mąki na piętro przy
pomocy kołowrotka, piekarz wieszał jakąś
reklamę w witrynie sklepu, jakiś kupiec odcumowywał łódź i wypływał na kanał.
– Nigdy nie wiedziałem – dziwił się Jan
– że życie może być tak pełne radości. Że
można mieć w nim prawdziwy cel. Jestem
żołnierzem Jezusa Chrystusa.
– Cieszę się razem z tobą – odrzekł Lorens. –To nowe życie nie będzie jednak łatwe. Mamy przeciwnika, diabła, a on nie
zostawi cię w spokoju. Musisz przejść przez
wiele trudów ze względu na Chrystusa.
Jan skinął głową ze zrozumieniem. Przypomniał sobie fragment z 2 Listu do Tymoteusza i słowa kaznodziei w dniu, gdy po raz
pierwszy wszedł do tego małego kościoła.
– Skręćmy tutaj – wskazał na jedną
z przecznic. Zwolnił kroku, gdy zbliżyli się
do domu kapitana.
Po wejściu Jan zdjął swój niegdyś ukochany płaszcz i wręczył go człowiekowi, który
jeszcze do niedawna był dla niego wzorem
kariery.
– Nie będę go już potrzebował – oświadczył łagodnie.
Kapitan wyglądał na zdziwionego, lecz nic
nie odpowiedział. Wziął płaszcz i spojrzał
na Lorensa.
– Przyszedłem, by wykupić go ze służby
wojskowej – rzekł Lorens, po czym krótko
wyjaśnił, dlaczego Jan nie zamierza już dłużej być żołnierzem.
– Ile to będzie kosztowało?
Jan patrzył, jak Lorens odlicza monety.
Następnie obaj bez zwłoki udali się do domu
Lorensa za miastem.
– Jak wam się odwdzięczę? – zapytał Jan.
– Nie mam pieniędzy.
– Bądź wierny – odparł Lorens. – To bęciąg dalszy na str. 25
„Zachęcam was jedynie, bracia, abyście
coraz bardziej się doskonalili i starali zachować spokój, spełniać własne obowiązki
i pracować własnymi rękami, jak to wam
nakazaliśmy.” 1 Tes 4,11
Część
Praktyczna
Klepsydra życia
—Timothy Stoltzfus
P
roste zadanie zdjęcia ze ściany ubiegłorocznego kalendarza i powieszenia
nowego zawsze powinno być związane z chwilą refleksji. Upłynął właśnie pewien
okres naszego życia, który już nie wróci. Kwiaty tak piękne w swej porze kwitnienia zwiędły
już i zmarniały. Czas biegnie naprzód i nikt nie
jest w stanie zwolnić jego kroku ani go
zatrzymać.
Gdybyśmy mogli pojąć skończoność czasu, zapewne wprawiłoby nas to
w drżenie. Żyjemy tak, jakby w górnej
połowie klepsydry naszego życia zawsze
było więcej piasku, niż jest w istocie.
Instynktownie jesteśmy świadomi własnej śmiertelności, a jednak trwonimy
chwile przeciekające w dół klepsydry, które już
nie wrócą. Oby Bóg pozwolił mi zobaczyć, jak
bardzo liczba moich lat, dni, godzin, minut –
a nawet sekund – jest ograniczona! Te, które
ulatują, już na zawsze są wyczerpane i nie da
się ich przywrócić.
Wiele wieków temu w oksfordzkim All Souls’ College postawiono zegar słoneczny, który
nad wskazówką posiada łaciński napis Pareunt et imputantur autorstwa rzymskiego poety
Martiala. Dosłownie można go przetłumaczyć:
„Przemijają i są zapisywane na nasze konto”. Mówi się, że te słowa wywarły niezwykły
wpływ na dorastanie wielu znanych absolwentów uczelni w Oksfordzie, przypominając im
o mądrym używaniu złotych godzin wskazywanych przez to urządzenie.
Platon napisał: „Stracony czas to zużyte istnienie – czyli życie”. Sir Walter Scott dodaje: „Zabijając czas pamiętaj, że on nie
zmartwychwstaje”. A Benjamin Franklin
wtóruje: „Żyjesz? Zatem nie trać czasu, bo
życie jest z niego złożone”. Zanim jednak
wszyscy ci mędrcy napisali te słowa, Bóg
natchnął autorów świętych Pism, by zapisali te myśli: Naucz nas liczyć dni nasze,
abyśmy posiedli mądre serce! (Ps 90,12)
oraz Daj mi, Panie, poznać kres mój i jaka
jest miara dni moich, abym wiedział, jak jestem
znikomy! (Ps 39,5).
Każdemu z nas dano tylko jedno życie. Nie
możemy wykonać próbnej rundy, zanim przystąpimy do właściwego biegu – ono samo jest
tym biegiem. Wy i ja jesteśmy stworzeniami
osadzonymi w czasie i jak barka na rzece nieuchronnie zbliża się do jej ujścia, tak my sami
posuwamy się do chwili, gdy znajdziemy się
poza czasem. Ta prawda uderzyła mnie bardzo
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
23
osobiście kilka tygodni temu, gdy siedziałem
przy łóżku mego ojca, trzymając go za rękę, gdy
odchodził do wieczności. Wciąż jestem pod
wrażeniem tej świętej chwili, gdy przechodził
z tego życia do chwały i pozostanie ona jednym
z najważniejszych doświadczeń w moim życiu.
Jest coś świętego w obecności dziecka Bożego
cicho i łagodnie opuszczającego śmiertelną powłokę. Jakże niesamowicie musi być po drugiej
stronie, gdy pielgrzym po zakończeniu ziemskiej wędrówki przechodzi na drugi brzeg! Gdy
Bóg skinie na nas palcem, żadna moc na ziemi
nie jest w stanie odwołać spotkania z Nim. Bóg
wezwał mego ojca do domu i musieliśmy pozwolić mu odejść.
Jakże cienka jest zasłona oddzielająca nasz
świat od przyszłego; jakże łatwo się rozdziera.
Ojciec odszedł w jednej chwili – klika ostatnich oddechów, przyspieszony puls. A potem,
tak nagle – święta chwila i tylko mogę sobie
wyobrazić, jaką porywającą scenę zobaczył
z drugiej strony, gdy jego oczy otworzyły się
ostatni raz i wpatrzyły się w sufit… co mówił,
gdy jego wargi poruszyły się po raz ostatni.
W jednej chwili my jako cała rodzina spontanicznie otoczyliśmy go i płakaliśmy wzruszeni
zwycięstwem: „Tato, idziesz do domu! Dokończyłeś biegu!”. A potem zdaliśmy sobie sprawę
ze smutkiem, że ten moment był również pożegnaniem, więc żegnaliśmy go przez łzy: „Żegnaj, Tato! Do widzenia w niebie!”. A potem
jego duch uleciał tam, gdzie śmiertelne oczy
już go nie zobaczą.
Tak będzie z każdym z nas, gdy piasek
w klepsydrze naszego życia przesypie się do
końca. Bóg wyznaczył już spotkanie i nie kupimy żadnego czasu poza tym, który nam wyznaczono. Mówi się, że umierając angielska
królowa Elżbieta powiedziała: „Wszystkie moje
bogactwa za jedną chwilę dłużej!” – lecz nawet
najpotężniejszy władca na ziemi nie może przekupić czasu, dlatego musiała odejść.
[…] Jednak jego dni są ustalone, a liczba jego
miesięcy postanowiona u ciebie, […]Ty wyznaczyłeś mu kres, którego nie może przekroczyć
(Hi 14,5).
24 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
Zaintrygowały mnie zapewnienia futurysty
Raya Kurzweila, według którego w ciągu 1020 lat nauka i medycyna osiągną taki postęp,
że będzie można naprawiać i leczyć ludzkie
ciało, co niemalże pozwoli żyć wiecznie. Uważa on, że jeśli ktoś dożyje kolejnej dekady, to
będzie miał dostęp do takiej technologii, która
nie tylko zatrzyma, lecz nawet odwróci proces
starzenia. Nie czytałem jego książek (i prawdopodobnie nigdy nie przeczytam), lecz na tylnej
okładce książki Fantastic Voyage: Live Long Enough to Live Forever (Fantastyczna podróż: Żyć
wystarczająco długo, by osiągnąć nieśmiertelność, (Plume Publishers, 2005), autor odważnie twierdzi, że „nieśmiertelność jest w zasięgu
naszej ręki”.
Cóż, to prawda, że człowiek może żyć wiecznie, lecz Kurzweil całkowicie się myli w ważnej sprawie – z pewnością nikt nie osiągnie
nieśmiertelności w ziemskim ciele, w którym
obecnie mieszkamy. My, chrześcijanie, znamy
sposób na osiągnięcie życia wiecznego, które
jest lepsze od tego tutaj. Jakże nieszczęsny jest
śmiertelnik próbujący przedłużyć swe istnienie
na tej upadłej planecie! My mamy błogosławioną obietnicę zmartwychwstania opartą na
obietnicy Chrystusa, który przemieni znikome
ciało nasze w postać, podobną do uwielbionego
ciała swego (Flp 3,21), albowiem to, co skażone,
musi przyoblec się w to, co nieskażone, a to, co
śmiertelne, musi przyoblec się w nieśmiertelność
(1 Kor 15,53).
Boże, obudź nasze zmysły, byśmy zdali sobie
sprawę z szybkości przemijania, mieli świadomość czekającej nas wieczności i żebyśmy
zdali sobie sprawę, jak cenna jest każda chwila
w naszym życiu! Wzbudź w nas święty zapał do
pracy dla Twego Królestwa, mądrego wykorzystywania czasu i gromadzenia skarbu w niebie.
Timothy jest członkiem zespołu pastorów East District Mennonite
Church w Watsontown, w stanie Pennsylvania i pracuje w biurze
Anabaptystycznej Fundacji Finansowej.
Zaczerpnięto z Keystone Mennonite Fellowship Messenger
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Zaledwie minuta
Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy posiedli
mądre serce! (Ps 90,12)
T
o zaledwie minuta. Minuta wydaje
się znikomą, nieważną rzeczą. Mija
bardzo szybko, kiedy spóźniamy
się na spotkanie, jednak wydłuża się okropnie, gdy na kogoś niecierpliwie czekamy.
Minuta jest czymś, co tak łatwo marnotrawimy i czego już nigdy nie odzyskamy.
Jest nam dana od Boga do konkretnego
użytku. Do nas należy wybór, jak ją wykorzystamy, jednak pewnego dnia będziemy rozliczeni z każdej minuty, jaką otrzymaliśmy.
Jeśli zechcemy wykorzystać nasze minuty
dla własnej ambicji, przyniesie nam to jedynie krótkotrwałą satysfakcję.
Jeśli zaś minuta po minucie szukamy woli
Bożej dla siebie, będziemy w stanie wieść życie ukierunkowane na konkretny cel, co da
nam pokój i trwałą satysfakcję wynikającą ze
świadomości, że każda minuta była wykorzystana w pożyteczny i budujący sposób. Wiemy, że w tych minutach, którymi Bóg nas
obdarzył, była wieczna wartość.
Psalmista prosi Boga, aby nauczył nas li-
czyć nasze dni. Wymaga to od nas konstruktywnego wysiłku w uczeniu się.
Liczenie naszych dni jest z pewnością łatwiejsze, niż liczenie każdej minuty. A jednak, każda z 1440 minut, które składają się
na pojedynczy dzień, mają swoją wagę w perspektywie wieczności.
Kiedy liczymy nasze dni, powinniśmy poddać swoje serca mądrości. I tutaj znowu potrzebny jest z naszej strony wysiłek.
Pokazuje to konieczność właściwego przeżywania każdej minuty, która powinna być
wykorzystywana z bojaźnią Bożą i na Bożą
chwałę.
Kiedy z naszego życia wycieknie ostatnia
minuta, możemy usłyszeć słowa z Ewangelii
Mateusza 25,21: Rzekł mu pan jego: Dobrze,
sługo dobry i wierny! Nad tym, co małe, byłeś wierny, wiele ci powierzę; wejdź do radości
pana swego.
Zaczerpnięto z Ontario Informer, maj 2011
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
wybrany na żołnieża
ciąg dalszy ze str. 22
dzie wystarczająca zapłata.
– Kiedy będę mógł przyłączyć się do waszego kościoła? – padło kolejne pytanie. – Co
mam teraz zrobić?
– Zostaniesz pouczony o naszym nauczaniu, a potem przyjmiesz chrzest jako potwierdzenie swej wiary – wyjaśniał cierpliwie
Lorens.
– Nie mogę się doczekać, żeby zostać członkiem kościoła. Tu jest moje miejsce.
– Tak, tu jest twoje miejsce – odparł Lo-
rens z uśmiechem. – Należysz do kompanii
żołnierzy Jezusa Chrystusa.
Okazałe holenderskie wiązy na przedmieściach zaczęły wypuszczać świeże liście. Jan
spojrzał na ich delikatne, zielone zawiązki –
obietnicę dumnego piękna lata. I poczuł, że
symbolizują nowe życie, które znalazł.
Fragment książki Konrad’s Choice
Eastern Mennonite Publications
Ephrata, PA 17522
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
25
„Baczcie, aby was kto nie sprowadził na
manowce filozofią i czczym urojeniem,
opartym na podaniach ludzkich i na
żywiołach świata, a nie na Chrystusie”
Kol 2,8
Dla
Młodzieży
Uprzejmość w czasie rozmowy
Z
niektórymi znajomymi lubimy rozmawiać
bardziej niż z innymi. Być może dlatego,
że mają więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia. Może też być inny powód: znajdujemy szczególną przyjemność w tych rozmowach, bo oni tak dobrze
umieją słuchać!
Najważniejszą umiejętnością w rozmowie
jest chęć słuchania. Nie chodzi o to,
żeby biernie słuchać do momentu,
aż przyjdzie nasza kolej na mówienie – powinniśmy słuchać i podążać
torem myśli. Oczywiście, nie należy
przerywać komuś, póki mówi, jednak
to nie wszystko. Powinniśmy okazywać zainteresowanie tym, co ktoś mówi. Jak niewielu z nas
umie to naprawdę robić!
Nauczmy się mówić o rzeczach, które interesują innych. Nie jest to trudne, ponieważ znajomi czy przyjaciele
w naturalny sposób dzielą wiele wspólnych tematów. Zawsze można poprowadzić rozmowę na tematy, w których
inni czują się swobodnie. W ten sposób nauczymy się
więcej o innych i ich zainteresowaniach.
F
—Robert Darrow
Nie krytykujmy i nie poprawiajmy tego, co powiedzieli,
ani nie zaprzeczajmy temu. Jest to niczym wrzucanie żwiru
w tryby maszyny. Można czasem wyrazić delikatnie wątpliwość: „A może to jest trochę inaczej?” lub powiedzieć:
„No cóż, niektórzy ludzie myślą na ten temat inaczej”.
Kiedy zgadzasz się lub aprobujesz to, co ktoś
mówi, powiedz mu to. Podkreślaj te sfery,
w których się zgadzacie, nie podkreślaj
różnic.
Dobrze jest jasno wyrażać swoje
myśli, unikać zbyt szybkiego mówienia lub zbyt głośnego. Nie zakładaj,
że ludzie będą wiedzieć, co masz na
myśli, dopóki im tego nie wyjaśnisz.
Grzeczność w rozmowie nie powinna nas krępować
lub sprawiać dyskomfort, ale powinna sprawić, że spędzimy z naszymi znajomymi wspaniały czas na budującej
rozmowie.
Zaczerpnięto z The Christian School Builder, styczeń 2012
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem.
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
“Odpowiednia pora”
eliks drżał wewnętrznie. Wiedział, że Paweł mówi prawdę i czuł, jak przeszywa
ona jego serce niczym miecz. Te słowa zaprowadziły go na rozdroże. Wiedział, co powinien
zrobić, lecz cena była wysoka. Lubił wykorzystywać
26 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
swoją władzę bez skrupułów i nie chciał zrezygnować z niemoralnych przyjemności.
„Nie teraz” – wyszeptał jakiś głos w jego umyśle.
I Feliks go posłuchał. Następnie usłyszał własną
odpowiedź:
– Porozmawiamy o tym innym razem; gdy nadejdzie odpowiednia pora, poślę po ciebie.
Nie wiemy, czy ta „odpowiednia pora” kiedykolwiek nadeszła (całą historię można przeczytać
w Dziejach Apostolskich 24).
Przekonywanie ludzi, żeby zaczekali na „odpowiednią porę” jest jednym z mocno już zużytych narzędzi szatana. Wiele dusz czekało na „odpowiednią
porę” i skończyło w piekle. Dlaczego? Bo ona nigdy
nie nadeszła. Ludzie czekający na „odpowiednią
porę” nigdy nie jednają się z Bogiem.
Na jaką „odpowiednią porę” czekasz, drogi Czytelniku, by pojednać się z Nim? Czy nastąpi taki
moment, że Twoja drastyczna decyzja o nawróceniu spowoduje mniej szyderstw ze strony rodziny
i znajomych? Może wolałbyś pojednać się z Bogiem,
gdy będziesz już stary i nie będziesz miał ani sił,
ani okazji, by nurzać się w grzechu? Czy Twoja
„odpowiednia pora” nastąpi na łożu śmierci, kiedy
nie będziesz miał już nic do stracenia? Wzywam
Cię, byś posłuchał, co mówi Biblia:
A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi
do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują.
Starajcie się wejść przez wąską bramę [...] (Mt 7,14;
Łk 13,24);
Do czasów Jana był zakon i prorocy, od tego czasu
jest zwiastowane Królestwo Boże i każdy się do niego
gwałtem wdziera (Łk 16,16);
A od dni Jana Chrzciciela aż dotąd Królestwo
Niebios doznaje gwałtu i gwałtownicy je porywają
(Mt 11,12).
Naga prawda wyłaniająca się z tych wersetów jest
taka, że „odpowiednia pora” jest ułudą. Bóg nie
uczynił z upamiętania nic trudnego, lecz żąda całkowitego poddania. Wąska droga pokuty wiodąca
do Królestwa Bożego i żywota wiecznego nie zostawia żadnego miejsca dla naszego „ja” i dla naszych
grzechów. Jedynie ci, którzy są gotowi porzucić
wszystko dla Chrystusa, będą mogli wejść (zob.
Mt 16,24-25).
To jest powód, dla którego Jezus powiedział, że
wielu będzie chciało wejść, lecz nie będą mogli (zob.
Łk 13,24). Dlatego właśnie musimy wdzierać się
do Królestwa. Wchodzą tylko ci, którzy zdają sobie sprawę, że wejście jest sprawą życia lub śmierci
i traktują je jako życiowy priorytet. Opinia rodziny
i znajomych, czy przyjemności związane z grzechem
stają się nieważne w porównaniu z doniosłością
pojednania z Bogiem.
Pozwól zatem, że będę naciskał: nie czekaj na
„odpowiednią porę”. To jest ułuda. Jeśli czytasz ten
tekst, to wiedz, że dzisiaj jest dzień zbawienia! Nie
przejmuj się szyderstwami rodziny, porzuć przyjemności grzechu i odrzuć wymówkę „odpowiedniej
pory”. Wdzieraj się do Królestwa dziś, bo jutro może
być za późno!
Mówi bowiem: W czasie łaski wysłuchałem cię,
A w dniu zbawienia pomogłem ci;
Oto teraz czas łaski,
Oto teraz dzień zbawienia (2 Kor 6,2).
[...] Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, Nie zatwardzajcie serc waszych (Hbr 4,7).
Zaczerpnięto z Star of Hope, czerwiec 2012
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Jeszcze jeden rok?
Z
wrotki znanej pieśni „Prawie przekonany” szybowały w balsamicznym powietrzu.
Szesnastoletni Konrad zmienił pozycję na krześle. Czuł ulgę na myśl, że tydzień nabożeństw
przebudzeniowych w jego zborze dobiegał końca.
Konrad wiedział, że nie żyje w pokoju z Bogiem
i przesłanie, które dzisiaj słyszał, poruszało znajome struny w jego upartym sercu. Ale nie – on,
—Emily Hewitt
Konrad Martin nie był gotowy, aby poddać się
łagodnej perswazji Pana. Koledzy mogliby nabijać
się z niego.
Jego myśli urwały się nagle, kiedy uświadomił
sobie, że wszyscy dookoła czekali na końcowe
błogosławieństwo. Brat Clifford pomodlił się,
błogosławiąc zgromadzenie w Willow Lake,
a szczególnie modlił się za tymi, którzy oddali serce
Jezusowi podczas spotkań w minionym tygodniu.
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
27
Po odśpiewaniu ostatniej pieśni ludzie zaczęli
wychodzić, nawiązując rozmowy z innymi. Konrad poszedł do tyłu sali, gdzie czekała grupka
jego rówieśników. Podchodząc do nich, zauważył spokojną twarz Jakuba. W czwartkowy wieczór Jakub powstał w odpowiedzi na wezwanie
do nawrócenia. Konrad i jego koledzy nie byli
w stanie nie zauważyć zmiany w Jakubie. Emanowała z niego radość i pokój. Ten rodzaj szczęścia
był czymś, czego Konrad pragnął dla siebie, ale
jeszcze nie teraz. Może za rok.
Właśnie teraz koledzy zaczęli się rozchodzić
razem ze zmęczonymi rodzinami do swoich domów. W uszach, niczym wyzwanie, dzwoniły
mu strzępy przesłania brata Clifforda. Przez jakiś
czas wracały do niego, ale w końcu pełne zajęć
wiosenne dni całkiem wyparły je.
Po szkole Konrad spędzał popołudnia na
traktorze przy pracach polowych, gdzie jego rodzina przygotowywała pole pod uprawy. Lubił
obserwować ciemne bruzdy wyorane przez pług
głęboko w wilgotnej ziemi.
Pewnego popołudnia, jakiś miesiąc po ewangelizacji, w domu zadzwonił telefon. Tata odebrał
i słychać było, jak rozmawia z kimś cicho. Rodzina usiadła przy stole, czekając w milczeniu
na koniec rozmowy. Kiedy tata wrócił do stołu, miał twarz mokrą od łez. Patrzyli na niego
z niepokojem.
– To był Dawid. Powiedział mi właśnie, że
syn Daniela, Jakub, zginął dzisiaj po południu.
Daniel wysłał go, żeby usunął kamienie z tego
stromego pola za ich stodołą. Kiedy Jakub nie
wrócił na kolację, Daniel poszedł go szukać. Oka-
zało się, że przejechał go traktor. Pewnie nigdy
nie dowiemy się, jak do tego doszło, jednak kiedy Daniel tam dotarł, Jakub już nie żył. Dawid
powiedział mi, że cieszy się, że Jakub był gotowy,
żeby odejść do Pana. Cała ich rodzina potrzebuje
teraz naszej modlitwy.
Wszyscy skłonili głowy w skupieniu. Tata modlił się o Boże pocieszenie dla całej rodziny Jakuba
w ich ciężkim doświadczeniu.
Kiedy skończyli, Konrad odsunął krzesło
w oszołomieniu. Przecież dosłownie kilka godzin
wcześniej widział Jakuba w szkole. Mieli za sobą
udany dzień, a Jakub nawet pobiegł do domu
w czasie dużej przerwy. Ale teraz nie miało to
znaczenia. Jakub był już w swoim nowym domu,
w niebie.
„A co, gdybym to był ja?” – myśli Konrada
kłębiły się gwałtownie. „Bóg nie podarował Jakubowi jeszcze jednego roku, a jednak był on wolny
od strachu. Dzięki Bożej łasce pozbył się ciężaru
swojego grzechu i otrzymał dar zbawienia”.
Łzy popłynęły mu po policzkach, gdy uświadomił sobie swoją własną potrzebę zbawienia
i to, jak ją zagłuszał. Tak bardzo będzie mu brakowało kolegi, któremu Bóg nie dał kolejnego
roku życia, ale Konrad nie zamierzał tracić ani
minuty. Poszedł poszukać taty, aby oznajmić mu
swoje pragnienie zbawienia.
Gdyby Bóg go miał odwołać z tego świata,
zanim minie jeszcze jeden rok, Konrad chciał
być w niebie z Jezusem i Jakubem.
Zaczerpnięto z Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Krytycyzm!
K
rytycyzm! Już samo słowo wygląda, jakby było zabarwione czymś negatywnym.
Wszyscy go unikamy, lecz Biblia zaleca
taką postawę. Od niej zależy nasze duchowe życie.
Jesteśmy powołani, by okazywać krytyczną postawę.
28 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
—David Faus
Jądrem prawdziwego krytycyzmu jest rozeznanie.
Polega ono na zdolności rozróżniania i wybierania
tego, co doskonałe, właściwe i prawdziwe. Bóg nakazuje, żebyśmy byli krytykami. Żebyśmy rozróżniali
między czystym a nieczystym (Ez 44,23) i pochwa-
la tych, którzy mają władze poznawcze zdolne do
rozróżniania dobrego i złego (Hbr 5,14). Sam Jezus
krytykował faryzeuszy i własnych uczniów. Biblia
zawiera szerokie spektrum krytycyzmu w stosunku
do ludzkości, wzywając do słuchania, rozważania,
rozumienia i wybierania między dobrem a złem.
Historia potwierdza wartość krytycyzmu. Bez
krytyków nadal poruszalibyśmy się na drewnianych
kołach i w pocie czoła przepisywalibyśmy ręcznie Pismo Święte. Krytycyzm stosowany w odpowiedzialny
sposób zawsze służył rozwojowi ludzkości.
Właściwy krytycyzm jest oparty na odpowiednich
punktach odniesienia. Król Salomon przede wszystkim prosił Boga o mądrość i zdolność rozróżniania
między dobrem a złem. Naturalny umysł człowieka
nie jest w stanie bezpiecznie krytykować innych, ani
nawet samego siebie. Musimy zatem zwrócić się do
Pana i Jego Słowa, by prawidłowo poddawać ocenom
własne życie.
Krytyk musi mieć pokorę, otwartość i gotowość
na korektę ze strony innych. Otwartość pomaga właściwie oceniać własne motywacje. Dlaczego chcemy
krytykować kogoś lub coś? Czy chodzi o wywyższenie
siebie samego, o poniżenie kogoś innego, o podważenie czyjegoś autorytetu czy może o to, że jesteśmy
niewdzięczni? Powinniśmy zadawać sobie następujące pytania: „Czy moje ‘ja’ jest ukrzyżowane? Czy
owoc Ducha we mnie rośnie?”. Takiej samoocenie
powinna towarzyszyć modlitwa.
Krytyk powinien również zadawać pytania i ‘rzecz
badać’ (Prz 25,2), by poznać fakty. Spróbuj przejść
kilometr w czyichś butach, zanim spróbujesz go
skrytykować. Czyniąc to, odkryjemy istotę problemu. Bóg ostrzega nas, byśmy ‘nie według widzenia
swoich oczu sądzili ani według słyszenia swoich uszu
rozstrzygali’ (Iz 11,3) – czyli żebyśmy nie robili tego
powierzchownie.
Innym warunkiem wstępnym skutecznego krytycyzmu jest akceptacja osoby, którą krytykujemy – czy
to siebie samego, czy innej osoby. Akceptujemy osobę
i zajmujemy się problemem. Świadomość Bożej akceptacji pełnej miłości i łaski jest dla nas doskonałym przykładem. Musimy patrzeć poza sam problem
i dostrzegać potencjał w danej osobie lub projekcie.
Następnie analizujemy kroki niezbędne do prze-
zwyciężenia problemu. Bóg nigdy nie wskazuje na
błędy bez podania rozwiązań. Mądrze wybierzmy
okazję do omówienia sprawy, a następnie zróbmy
to na osobności. Pamiętajmy, że prawda bez miłości
powoduje zranienia, lecz miłość bez prawdy pachnie
nieszczerością.
Aby skutecznie rozróżniać i krytykować, musimy
być świadomi pułapek zastawianych przez szatana
oraz jego chęć wypaczenia Bożych przykazań. Strzeżmy się pułapki krytykowania w złym celu, a często
nawet z powodów samolubnych; żeby wywyższyć
samego siebie, zapominając o tym, że jedynie dzięki
łasce Bożej jesteśmy tym, kim jesteśmy.
Strzeżcie się postawy krytycznej spowodowanej
brakiem przebaczenia. Oddając zniewagą za zniewagę, zapominamy o belce we własnym oku i o tym, że
inni mogą potrzebować jeszcze jakiegoś czasu, żeby
osiągnąć nasz poziom dojrzałości. Budujemy mur
goryczy i wciąż wspominamy krzywdy wyrządzone
nam w przeszłości. Pragnienie zemsty staje się pożywką dla naszej krytyki.
Strzeżcie się pułapki krytycyzmu spowodowanego brakiem wdzięczności. My, podobnie jak dzieci
Izraela, stale w nią wpadamy.
Strzeżcie się krytycyzmu opartego na nieporozumieniach. Może to być spowodowane brakiem
komunikacji i odmiennymi punktami widzenia.
Zapominamy, że istnieją czynniki, których możemy nie znać.
Strzeżcie się samolubnego strachu przed człowiekiem, który nie pozwala nam w ogóle na jakąkolwiek
ocenę czy krytykę!
Podsumowując, jakakolwiek krytyka, która ma
służyć wprawieniu w zakłopotanie, zastawieniu sideł czy uwikłaniu w dyskusję dla dyskusji, nie może
mieć Bożego błogosławieństwa. Samolubny krytycyzm rujnuje serca, domy i kościoły. Rani innych
i nas samych. Zatacza coraz szersze kręgi, zatruwając
wszystko, czego dotknie. Lecz krytyka według woli
Bożej, pokorna i pełna miłości, umacnia relacje, pomaga rozwiązywać problemy i zachęca nas wszystkich. Żelazo ostrzy się żelazem, a zachowanie swojego
bliźniego wygładza człowiek (Prz 27,17).
Zaczerpnięto z Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
29
„Zachowuj, synu mój, przykazanie swego ojca i nie odrzucaj nauki swojej matki!
Utrwal je na zawsze w swoim sercu,
i owiń nim swoją szyję.”
Księga Przysłów 6,20–21
Kącik dla
D zieci
Piosenka szarego kota
—Sarah Kraybill
L
eszek siedział na schodach od ganku. Po palcach u nóg przebiegały
tam i z powrotem refleksy porannego światła. A cóż to? Coś zaszeleściło w krzaku bzu w pobliżu. Czy to Szaruś?
– Kici, kici – zawołał Leszek, poruszając
zachęcająco palcami. – Hej, kiciuś!
Jak łatwo było przewidzieć, mały szary nosek wysunął się spod krzaka. Okrągłe oczka
zamrugały, patrząc na Leszka i Szaruś ostrożnie wysunął się z kryjówki.
– Wiedziałem, że to ty, Szarusiu – roześmiał się Leszek. – Czemu się chowasz przede
mną? – pochylił się i złapał kociaka.
– Ale tu fajnie tak wcześnie rano, co nie?
Pośpiewajmy razem!
Chłopiec zaczął głośno śpiewać, poruszając kotem tak, jakby zwierzak tańczył do rytmu: – To szczęśliwy dzień, dziękuję Bogu za
pogodę....
– Miauuuu! – narzekał Szaruś, usiłując się
wyrwać łapkami.
– Nie! Zaraz, jeszcze nie skończyliśmy
śpiewać – zaprotestował Leszek. – …To
szczęśliwy dzień i dla Pana przeżywam go…
– Leszek? – głos mamy dobiegł go z kuchennego okna. – Proszę cię, przyjdź tutaj.
Chłopiec wstał szybko a Szaruś spadł na
30 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
ziemię z hukiem. Wszedł do kuchni, głośno
otwierając drzwi.
– O co chodzi? – zapytał ochoczo.
Mama spojrzała na niego znad kawałka
masła topiącego się na patelni a jej oczy zamrugały wesoło.
– Czy Szaruś nie potrzebuje przypadkiem
śniadania? Masz tu trochę mleka dla niego.
– O, super! – ucieszył się Leszek. – Zaniosę
mu śniadanko.
Mama opłukała ręce i przytrzymała otwarte drzwi przed synem, zaś on bardzo ostrożnie niósł na zewnątrz miseczkę z mlekiem.
Gdy tylko jego bose stopy zaczęły dreptać
przez ganek, puszysty ogon Szarusia śmignął
jak błyskawica i znikł na dobre pod gankiem.
– Hej, kiciuś! – wołał głośno Leszek. –
Chodź no tu! Mam coś dla ciebie!
Cisza była jak makiem zasiał. Leszek się
nadąsał. Postawił miseczkę z mlekiem i klęknął. Pod gankiem było ciemno, ale daleko
w kącie świeciły dwa błyszczące ślepia.
– Chodź tu zaraz! – zażądał chłopiec. –
Masz zjeść swoje śniadanie.
Ale Szaruś siedział nieruchomo pod gankiem.
– Mam cię wreszcie! – wysapał Leszek,
gramoląc się spod ganku i wlokąc kociaka za
łebek.
– Miauuuu! – jęczało zwierzątko.
Jego małe szare łapki próbowały się opierać, ale Leszek trzymał go mocno.
– Nie ma co się tak awanturować! Przecież nic ci nie zrobię! – mówiąc to, chłopiec
wsadził na siłę pyszczek kota do miseczki. –
Masz, jedz swoje śniadanie.
Jednak szary kociak nawet nie wysunął
małego różowego języczka, aby spróbować
mleka.
– Miauuu! – krzyczał znowu, próbując się
wydostać z rąk swojego właściciela.
– Nic z tego! Masz pić i już! – upierał się Leszek. – To jest dobre
mleczko dla ciebie – po
czym jedną ręką wcisnął
znowu jego szary nosek do miski. – No,
pij!
Ale Szaruś nie
pił. Kichał i szamotał się tak,
że krople mleka pryskały z
jego wąsików.
– Miauu! –
protestował
znowu,
po
czym zrobił
unik i mało
brakowało, a
wyrwałby się z
rąk chłopca, ale
ten mocno go
trzymał.
– O, nie. Nie
uciekniesz!
Wtedy jednak nagle
jedna łapka wysunęła się
błyskawicznie i ostre pazurki
przejechały po jego ręce.
– Auuuu! – wrzasnął, puszczając kotka,
który błyskawicznie czmychnął w kierunku
domu.
– Ty wstrętny kocie! – krzyknął ze złością.
Powoli wspiął się po schodach do kuchni
i zawołał:
– Mamo!!!
Drzwi od zamrażarki trzasnęły z hukiem
i mama weszła do kuchni.
– O co chodzi? – zapytała ze zdziwieniem.
– Szaruś nie chce jeść śniadania – odpowiedział ponuro. – Po prostu mnie podrapał
i uciekł!
– No cóż – skwitowała mama, wrzucając
garść mrożonego groszku do zupy.
– Próbowałem go zmusić do jedzenia i nic!
– dodał Leszek.
Mama odwróciła się do niego.
– Mam rozumieć, że wepchnąłeś na siłę jego pyszczek do
mleka? Chciałbyś, żeby
tobie ktoś wepchnął
twarz do talerza, po
to żebyś chciał jeść?
Leszek zwiesił
głowę i uśmiechnął się niewyraźnie:
– Nieee...
– No widzisz,
synku – zaczęła
mama łagodnie – Szaruś
się ciebie boi.
Żaden zwierzak
nie znosi, kiedy
się na niego krzyczy albo wlecze
go za łebek. Biblia
mówi, że sprawiedliwy człowiek dba
o życie swoich zwierząt. Czyli że powinniśmy
dobrze traktować zwierzęta.
Słyszałam, jak Szaruś miauczał,
kiedy śpiewałeś „To szczęśliwy dzień”.
Musisz być bardziej delikatny w stosunku
do młodych kociaków, inaczej wyrządzisz
im krzywdę. Ich małe łapki nie są ani trochę
tak mocne jak twoje ręce.
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
31
Leszek spojrzał na podłogę. Wsadził ręce
do kieszeni.
– Ale… ale Szaruś już się gdzieś schował!
Mama uśmiechnęła się.
– Chyba nie uciekł zbyt daleko. Chodź,
przekonajmy się, czy uda się znowu z nim
zaprzyjaźnić – to powiedziawszy, wzięła syna
za rękę i razem wyszli z kuchni po rozświetlonych schodach.
– Kici, kici – zawołała łagodnie.
Szary, delikatny nosek wysunął się zza rogu
domu a za nim dwa szpiczaste uszka. Szary kociak spojrzał na mamę i jego srebrzyste
wąsiki poruszyły się lekko. Po chwili zamiauczał, ale nie podszedł dalej.
– Złapmy go – zaproponował Leszek.
Mama jednak potrząsnęła głową.
– Nie, Leszek, nie goń za nim teraz, tylko
go wystraszysz. Po prostu czekaj. Jeżeli kot
zobaczy, że nic mu nie chcemy zrobić, sam
może przyjść.
– Kiciuś, chodź malutki – zawołała znowu.
Szaruś ponownie miauknął, a następnie
pomalutku zbliżał się, podnosząc wysoko
łapki ponad mokrą od rosy trawą.
Mama delikatnie pomuskała jego łebek.
– Widzisz, kociaki lubią takie łagodne głaskanie.
Leszek obserwował spokojnie, jak Szaruś
małym języczkiem wylizuje całe mleko do
ostatniej kropelki. Potem bardzo starannie
umył srebrne wąsiki a wreszcie zwinął się
w kłębek w świetle słońca obok kolana
chłopca.
Bardzo ostrożnie Leszek wyciągnął rękę
i delikatnie pogładził jedwabisty łebek.
– Mrrrrrr – zamruczał radośnie kot.
– Słyszysz, mamo? – roześmiał się chłopiec. – Posłuchaj, jak Szaruś śpiewa.
– On mruczy – powiedziała mama
z uśmiechem. – To jego sposób na wyrażenie
szczęścia.
Leszek przebiegał palcami delikatnie po
głowie kota i pod jego mięciutkim podbródkiem.
– Taki jesteś szczęśliwy, Szarusiu? – zapytał.
– Podoba ci się takie mięciutkie głaskanie?
A kot zamknął oczy i zamruczał swoją piosenkę szczęścia:
– Mrrrrrr ...
Zaczerpnięto z Home Horizons
Eastern Mennonite Publications
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
—S. L.
Z
uzia poruszała kolorowym sznurem plastikowych grzechotek przed
oczami malutkiego braciszka. Lubiła obserwować, jak Danielek wodzi oczami za kolorowymi kulkami, którymi powoli
kołysała.
W tym momencie mama właśnie weszła do
salonu.
– Cieszę się, że zabawiałaś Danielka przez
32 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
chwilę, dzięki temu mogłam porozmawiać
przez telefon – powiedziała mama z uśmiechem. – Wsadzimy go teraz do fotelika i zabierzemy do kuchni. Przymocuję kulki do
rączki od fotelika, żeby mógł je obserwować,
a my zmyjemy naczynia. Będę potrzebowała mojej małej pomocnicy do wycierania, bo
zrobił się spory stos.
Zuzia zauważyła błysk w oczach mamy.
– Kiedy będziemy zmywać, opowiem ci
najnowsze, niezwykłe wieści.
– Ojejku! O czym? – pisnęła Zuzia.
Podreptała do kuchni, wdrapała się na swój
stołeczek i chwyciła ścierkę.
– Pamiętasz skarbie, jak opowiadałam ci, że
wprowadziła się tu niedaleko nowa rodzina –
Kevin i Liza Derstinowie?
Zuzia pokiwała głową potakująco, a mama
mówiła dalej.
– Byli u nas na nabożeństwie w niedzielę.
Ale my wtedy pojechaliśmy odwiedzić kościół wujka Mirona, więc nie mogliśmy ich
poznać. Zadzwoniłam do cioci Eugenii, żeby
zapytać o imiona i wiek ich dzieci. Mają córeczkę w twoim wieku, ma dokładnie pięć
lat.
– Ojejku! Tak? – wykrzyknęła Zuzia. Czuła takie emocje, że zapomniała o wycieraniu
naczyń.
– A jak się nazywa?
– Marysia – odpowiedziała mama. Następnie dodała:
– Ci ludzie zaadoptowali Marysię, kiedy
była dzidziusiem.
Dziewczynka zmarszczyła czółko.
– Co to znaczy zaadoptowali?
– To jest, córeczko, coś niezwykłego –
powiedziała mama. – Marysia urodziła się
w dalekim kraju. Miała inną mamusię i innego tatusia, którzy nie mogli z jakiegoś powodu jej wychowywać. Ale Bóg miał specjalny
plan dla życia Marysi. Wiedział, że ona potrzebuje chrześcijańskiej rodziny. Dlatego dał
Marysię Kevinowi i Lizie, a oni ją zaadoptowali. Teraz to oni są jej rodzicami, a ona
jest całkowicie ich własną córeczką – mama
uśmiechnęła się ciepło do Zuzi. – Rozumiesz
już teraz?
– No, chyba – pokiwała głową Zuzia.
Mama ciągnęła dalej.
– Marysia wygląda inaczej niż jej rodzina,
ponieważ ma brązową skórę. Ale wiesz, Zuziu – mama popatrzyła córce prosto w oczy
– chcę, żebyś zawsze pamiętała, że Bóg stworzył każdego i wybrał mu taki kolor skóry,
jaki sam chciał. Bóg kocha każdego człowieka. Biała skóra nie jest ani trochę lepsza dla
Niego niż brązowa. Dasz radę to zapamiętać?
Zuzia skinęła głową.
– To jak w tej piosence: „Jezus kocha dzieci
małe”?
– Dokładnie tak – potwierdziła mama. –
A jeżeli Jezus kocha każdego, to i my też kochamy, prawda?
Dziewczynka znowu przytaknęła w zamyśleniu.
– W takim razie Marysia będzie fajną koleżanką, bo co z tego, że ma brązową skórę?
– dziewczynka spojrzała pytająco na mamę.
– Absolutnie tak – zapewniła ją mama. –
Pod swoją brązową skórą Marysia jest taką
samą dziewczynką, jak ty pod twoją białą
skórą. Będzie świetną koleżanką, jeśli będziesz dla niej zawsze miła. Myślę, że to niezwykła rzecz mieć brązowo-skórą koleżankę.
– Tak! – zgodziła się z entuzjazmem Zuzia.
– Kiedy spotkam się z Marysią?
– Jej rodzina planuje sprowadzić się tu za
trzy tygodnie od dzisiaj – powiedziała mama.
–Więc możesz ją zobaczyć wtedy w niedzielę.
Dla Zuzi te trzy tygodnie wlokły się jak
żółwie, ale w końcu nadeszła „ta” niedziela. Weszła za mamą do budynku kościoła
i wkrótce zobaczyła, jak do środka wchodzi
jakaś kobieta z małą, brązową dziewczynką.
„To jest na pewno Marysia” – pomyślała
i nagle poczuła się onieśmielona. Popatrzyła
na brązową skórę Marysi, na jej kędzierzawe,
czarne włosy i ciemne oczy.
Przypomniała sobie jednak, że mama ją
upominała, aby nie gapiła się na Marysię, ale
była dla niej miła. Więc Zuzia uśmiechnęła
się do Marysi, a Marysia też uśmiechnęła się
do Zuzi i Zuzia była szczęśliwa!
Po nabożeństwie mama Zuzi rozmawiała
z mamą Marysi i wtedy mama uścisnęła rączkę Marysi.
– Ty jesteś na pewno Marysia – powiedziała ciepło. Położyła rękę na ramieniu Zuzi:
– Powiedz jej, jak się nazywasz – zachęciła.
– Jestem Zuzia – oznajmiła dziewczynka
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
33
wyraźnie.
– Zuzia nie mogła się doczekać, kiedy cię
pozna, bo ona też ma pięć lat, tak jak ty –
zwróciła się mama do Marysi.
Marysia uśmiechnęła się i skinęła głową.
Obydwie dziewczynki były zbyt nieśmiałe,
żeby rozmawiać ze sobą, ale Zuzia słyszała,
jak jej mama zaprasza mamę Marysi do nich
do domu, na kolację, w piątek.
– Och, dziękujemy, z przyjemnością do
was wpadniemy – powiedziała mama Marysi. – Nasze dziewczynki będą mogły się lepiej
zapoznać – uśmiechnęła się do Zuzi i Marysi.
Zuzia była szczęśliwa. Będzie wspaniale,
kiedy Marysia przyjdzie do niej do domu.
Nadszedł piątkowy wieczór i przyszli też
goście. Zuzia i Marysia usiadły obok siebie
przy stole, a kiedy kolacja się skończyła, pomogły sprzątnąć ze stołu. Potem mama podziękowała im za pomoc i powiedziała, że
mogą iść bawić się.
– Chcesz pobawić się ze mną lalkami? – zapytała Zuzia koleżankę.
– No pewnie! – ucieszyła się Marysia.
Przez resztę wieczoru dziewczynki bawiły
się zgodnie razem. Ubrały swoje lalki i nakarmiły z butelek. Potem je ukołysały do snu.
A kiedy laleczki sobie spały, zrobiły dom
z koca zwieszonego na czterech kuchennych
krzesłach. To był pomysł Marysi i Zuzia
uznała, że bardzo dobry. Potem udawały, że
urządzają podwieczorek dla gości z zastawą
do herbaty.
Później znów spakowały pieluszki do toreb
i zabrały swoje lalki na nabożeństwo. Właśnie skończyły śpiewać: „Jezus kocha dzieci
małe”, kiedy tata Marysi zajrzał do pokoju.
– Cieszę się, że tak świetnie się razem bawicie – powiedział z uśmiechem. – Ale czas
już na nas.
– Fajnie, że do mnie przyszłaś – Zuzia
uśmiechnęła się do nowej koleżanki.
– Było super – oznajmiła Marysia. – Ty też
przyjdź i zobacz mój nowy dom.
– Bardzo chcę! – ucieszyła się Zuzia. – Pa,
pa, Marysiu.
– Pa, pa!
Zuzia stała przy oknie i machała, aż światła
samochodu Derstinów zniknęły za zakrętem.
– Świetnie się bawiłaś, co? – mama
uśmiechnęła się do Zuzi.
– No pewnie! – zawołała Zuzia. Była taka
szczęśliwa!
– Podoba mi się Marysia i jej brązowa skóra.
Kiedy układała swoje laleczki w łóżeczkach, śpiewała: „Czerwone, brązowe, żółte
i białe. Jezus kocha wszystkie dzieci małe. Jezus kocha dzieci całego świata”.
Zaczerpnięto z Wee Lambs, styczeń 2012
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis
Basia się niecierpliwi
B
asia weszła do kuchni, gdzie mama
piekła ciasto.
– Mamusiu, chciałabym tak bardzo mieć małą siostrzyczkę albo braciszka,
żeby mieć się z kim bawić. Wszyscy moi koledzy mają – rozpłakała się.
Mama pomyślała chwilę, a potem powie-
34 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
—Juanita
działa:
– Chciałabyś? Może Bóg podaruje nam
dziecko pewnego dnia. Na ten moment po
prostu trwaj w modlitwie. Jak tylko skończę
to ciasto, poczytam ci książeczkę.
– O tak! Lubię książeczki! – i Basia pobiegła poszukać swojej lektury.
– No, to poczytajmy coś – zaproponowała
mama i Basia usiadła jej na kolanach.
W miarę upływu czasu Basia zapomniała o swoich tęsknotach za braciszkiem lub
siostrą. Aż pewnego słonecznego poranka
zaskoczyła ją niespodzianka.
– Ciocia Janka! Co tu, ciociu, robisz? –
zdziwiła się Basia.
– Dzisiaj rano urodził ci się braciszek
i twój tatuś z mamusią są
w szpitalu razem z nim –
powiedziała ciocia.
– Cudownie! –
krzyknęła Basia.
– Jak ma na imię?
Kiedy go zobaczę?
– zawołała podekscytowana.
– Ma na imię Jakub Marek. I jak dobrze pójdzie, zobaczysz
go dzisiaj wieczorem – odparła ciocia.
Nagle Basia zwołała:
– Nie mogę się doczekać, kiedy wrócą.
Tak chcę zobaczyć naszego dzidziusia!
– Wiem – odrzekła ciocia – ale na razie
zjedz śniadanie.
– Prawie mi się nie chce jeść! Nie mogę
się doczekać! – Basia podskoczyła i klasnęła
w ręce. A potem usiadła przy stole z ciocią.
Dzień mijał powoli i Basia pomogła cioci
przygotować wszystko na przyjazd mamy,
taty i braciszka. Tuż przed kolacją cały czas
wyglądała przez okno, aż w końcu prawie
zajęczała:
– Ciociu, kiedy oni wreszcie przyjadą?
– Popatrz przez okno jeszcze raz – powiedziała ciocia z wesołą iskierką w oczach.
– O! Już są! Są! – krzyknęła Basia wniebowzięta.
Biegnąc do samochodu, zapytała tatusia:
– Gdzie Kubuś?
– Mama go trzyma.
– O, tu jest – mama odsunęła kocyk
z buzi Kubusia.
Basia stała na czubkach palców.
– Jaki słooodziutki! Mogę go potrzymać?
– Poczekaj, tylko wejdziemy do domu.
Basia gorliwie trzymała otwarte drzwi
domu dla mamy.
– No, masz Basiu, teraz
możesz go potrzymać –
powiedziała mama. –
Usiądź sobie w tym
fotelu.
Basia potrzymała braciszka trochę,
a potem mama zabrała go znowu.
Dni mijały szybko i Basia
pomagała mamie w opiece nad
małym Kubusiem. Pewnego dnia zapytała
mamę:
– Mamusiu, poczytasz mi bajeczkę?
– Teraz nie mogę – powiedziała mama. –
Powinnam położyć spać Kubusia najpierw,
a potem mogę ci trochę poczytać.
– Ale ja chcę teraz! Mamo! – nudziła Basia.
– Basiu – upomniała ja mama łagodnie –
nie spieraj się ze mną. Pamiętasz, kiedy modliłaś się o braciszka albo siostrzyczkę? Teraz
Bóg ci dał braciszka i musisz podzielić się
z nim swoją mamą. Poczekaj, dobrze?
– Dobrze – zgodziła się Basia, przyglądając się Kubusiowi, który prawie już zasypiał.
– Tak bardzo go kocham.
– Wszyscy go kochamy. A już za chwilę
poczytam ci twoją książeczkę – uśmiechnęła
się mama.
Zaczerpnięto z Wee Lambs, luty 2012
Rod and Staff Publishers, Inc.
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis.
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
35
„Wiemy zaś, że wszystko przyczynia
się do pomnażania dobra u tych,
którzy miłują Boga i zgodnie z Jego
postanowieniem są powołani.”
Rz 8,28
Fragment
K siążki
Rozkochani
w
Część 3
prawdzie
—Naomi Rosenberry
Rozdział 6
S
Podróż do Tesaloniki
tefan odczuwał narastające dudnienie
w głowie. Z każdym krokiem pęta, którymi był połączony z Antonem, obcierały jego nadgarstek. Niemożliwym było poruszać się bez utykania. Lecz oficerowie na koniach
zmuszali więźniów do morderczego marszu na
południe.
– Szur... szur... szur… – niziny zostały za ich
plecami. Większość terenu stanowiły teraz wzgórza. Stefan był zmęczony i spragniony. Woda!
Jeśli tylko mógłby się napić, od razu poczułby
się lepiej. Chciwie utkwił wzrok w manierce jednego z oficerów.
– Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego,
jak dobrze było podróżować rzeką – westchnął.
36 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
– Nie przywykliśmy do podróżowania piechotą
cały dzień, szczególnie pod górę – wysapał Anton w odpowiedzi. – Moje stopy jeszcze nigdy
w życiu nie były pokryte tak wieloma pęcherzami!
W tym momencie Stefan potknął się. Uderzenie batem przecięło powietrze i trafiło go w plecy. Tylko wzdrygnął się, nie dając żadnej innej
oznaki bólu.
– Obawiam się, że to dopiero przedsmak tego,
jak okrutni potrafią być Turcy – wymamrotał
Anton. – Ale głowa do góry. Niebawem będziemy iść w dół zbocza.
– Szus, trach, szus! – bat uderzał bezlitośnie
za nimi.
Stefan rzucił spojrzenie za siebie w kierunku
końca pochodu, by zobaczyć Rafała, który pomagał wstać na równe nogi swemu towarzyszowi
niedoli.
– Ten gość z Austrii nie czuł się za dobrze dziś
rano. Turcy mogliby okazać mu trochę litości.
Cień bólu przeszedł po szlachetnej twarzy Antona.
– Masz rację, ale jak dotąd nikt z nas nie wycierpiał tyle co anabaptyści.
Niebieskie oczy Stefana otworzyły się szeroko.
– Jesteś jednym z nich?
– Nieee... Ale ich nauczanie i codzienne postępowanie są zgodne ze Słowem Bożym. Muszę
przyznać, że wykonują dosłownie nakazy Pisma.
Pewnie byłbym jednym z nich, gdybym nie musiał dać głowy za wiarę tak jak oni.
Stefan westchnął głęboko.
– Co daje im taką wiarę? – droga prowadziła
teraz w dół wzgórza, dzięki czemu poruszanie się
i rozmowa znowu stały się łatwiejsze. Cienie lip
osłaniały drogę, co dawało odrobinę wytchnienia od sierpniowego słońca.
Anton wyjaśnił wiarę anabaptystów na tyle,
na ile mógł zrobić to ktoś, kto nigdy jej nie doświadczył.
– Oczywistym jest, że musiałeś uczęszczać na
ich spotkania! – powiedział entuzjastycznie Stefan.
– Tak, to prawda. Paru z nich odwiedzało
sklep, w którym pracowałem. Twój wuj Józef
należał do nich.
– Gdzie pracowałeś?
– Dla Simprechta Sorge, drukarza w Nikolsburgu.
– O, słyszałem o nim! To on wydrukował niemieckojęzyczną wersję Biblii Lutra. W jakim
dziale pracowałeś?
– W drukarni. Nakładałem atrament na
czcionkę.
– Czy miałeś okazję przeczytać Biblię po niemiecku?
– Niecałą. Chodząc wcześnie rano do pracy
i zostając do późna, mogłem przeczytać większość z Nowego Testamentu.
– Czy może wiesz, czy w tej części Europy są
jacyś anabaptyści?
– Nie, nie wiem. Ale jeśli skończymy tutaj,
dowiemy się. Ludzie, którzy kochają swoich
wrogów i czynią dobro tym, którzy ich nienawidzą, nie zdołają się ukryć.
Stefan był zbyt zmęczony, by dalej konwersować. Maszerował najlepiej, jak potrafił, aż do
momentu, kiedy Turcy zatrzymali się około rzeki
Morawy na noc. Mimo pęt, więźniowie natychmiast rzucili się, by ugasić pragnienie, nabierając
wody z rzeki rękoma.
Nad wodą zabrzmiał świergot i chmura kosów
obsiadła pobliskie drzewa. Chwilami kilka czarnogłowych mew dryfowało na południe.
Następnego ranka kilka kobiet o szerokich
twarzach i okrytych chustami głowach przyszło
nad rzekę, trzymając w dłoniach kosze wypełnione ubraniami. Rozmawiały ze sobą, szorując
i płucząc odzież. Przez cały czas jedna z nich kątem oka obserwowała więźniów.
Stefan czuł się więcej niż tylko zawstydzony
swoim wyglądem. Nie strzygł się, ani nie czyścił
odzienia, odkąd opuścił dom.
– Od momentu, kiedy opuściliśmy Budę,
zauważyłem, że większość kobiet nosi chusty –
skomentował.
Anton wzruszył ramionami.
– Tak to już jest na Wschodzie.
Wielkie połacie trawy wiodły w kierunku sadów i pastwisk, kiedy to pochód ruszył w drogę.
Ściśnięte stada owiec i kozłów pasły się na zbrązowiałej od słońca trawie. Anton uniósł swój
obolały nadgarstek.
– Ten pasterz, tam po prawo, to ma lekko.
Popatrz, jak siedzi z rękami na kolanach i ze
słomianym kapeluszem na głowie; wydaje się
kompletnie nie przejmować tym, co dzieje się na
świecie.
Stefan przeczesał dłonią swoje zmierzwione
blond włosy.
– Tak, widzę go. Myślę, że nędza jest jego stałym towarzyszem, gdyż te strony są częścią tureckiego systemu feudalnego.
Po upływie kilku kolejnych dni teren stał się
bardziej nierówny. Świerki oraz sosny wyrastały
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
37
niczym milczący strażnicy na wzgórzach. Gdzieniegdzie występowały wypiętrzające się skały.
Gaje pełne wiązów, sykomor i kasztanowców
przeplatały dzikie róże oraz inna niska roślinność.
Stefan i Anton zaczęli przyzwyczajać się do
podróżowania piechotą. W końcu dotarli do
Skopje, gdzie kontynenty rozdzielały się, a rzeka
Wardar płynęła na południe. Podróż na południe
stała się łatwiejsza, a nawet bardziej interesująca.
Małe, kamienne wioski pojawiały się niedaleko, wtulone w górskie zbocza. Winnice i drzewa
owocowe – grusze, jabłonie, śliwy, wiśnie – wypełniały tarasowe wzgórza. Skoszone zboże zalegało na dolnych terenach, wzdłuż nurtu rzeki.
Jałowce, dęby, drzewa terpentynowe wyrastały
tam, gdzie teren był jeszcze nie uprawiany.
Tumany czerwonego pyłu wzbijały się w powietrze, gdy pochód dotarł do wybrzeża. Mewy
stały się liczniejsze, a w powietrzu czuć było sól
morską.
Pogoda stawała się coraz bardziej upalna. Szarozielone sady oliwne i gaje ciemnozielonych fig
kwitły na łagodnych stokach. Woda w kamienistej rzece prawie wyschła. Wzdłuż niej rosły
wonne drzewka. Przepiękne, czerwone oleandry
wyrastały poniżej.
Poniżej więźniowie mogli dostrzec miasto
zbudowane z białych i brązowych kamieni,
z domami o płaskich dachach. Wielkie rozlewisko wody znajdowało się u podnóża miasta.
Kilka łodzi rybackich pływało nieopodal brzegu.
Parę statków handlowych stało zacumowanych
w dokach.
Stefan westchnął lekko.
– Spójrz na te minarety! Nie ma wątpliwości.
Turcy kontrolują to miejsce.
– Musi być to miasto wielu religii, gdyż są tam
także katedry – zauważył Anton. – Sądząc po
kierunku, z którego nadchodzimy, jest to Tesalonika.
Turcy pędzili więźniów przez wąskie ulice wyłożone kamieniem i otoczone przez podwórza,
domy oraz sklepy. Brązowe twarze wyglądały zza
okiennic. Niskie, ciemnowłose postacie schodziły z drogi tłumowi więźniów. Niektórzy wskazywali na nich palcami, inni kiwali głowami
z sympatią.
Nagle kamienne domy i ulice dały miejsce
brukowanym ulicom i drewnianym domom.
Stefan zrozumiał, że są w tureckiej części miasta,
gdyż większość mężczyzn nosiła turbany.
Po chwili oficerowie umieścili więźniów na
dużym podwórzu, zamkniętym z jednej strony
przez drewniany dom, z drugiej zaś małym sklepem. Strażnik pilnował bramy znajdującej się za
nimi.
Było późne popołudnie, tureccy handlarze
rozsiedli się na szerokich werandach. Wynędzniali więźniowie o czarnej, białej i brązowej skórze siedzieli na matach pod drzewem.
– Anton, jesteśmy na targu niewolników! –
Stefan szepnął ochryple.
rozdział 7
S
Targ niewolników
tefan, Anton i Rafał oddalili się w kierunku balustrady werandy, na skraju targu
niewolników, podczas gdy reszta schwytanych
siedziała na matach, jedni w słońcu, inni w cieniu. Turcy wyprali ubrania więźniów tuż przed
przybyciem i pozwolili im skorzystać ze swoich
38 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
kąpielisk, więc Morawianie czuli się czyści i odświeżeni.
Stefan wziął głęboki wdech.
– To wielkie błogosławieństwo, że mamy już
zdjęte pęta.
– Zgadzam się! – potwierdził Rafał.
Anton zaciskał sznury w swoim dublecie.
– Nigdy nie miałem tak dokładnego strzyżenia jak to, które zaserwował mi fryzjer dziś
rano. Znowu czuję się jak mężczyzna.
Jasne, poranne słońce świeciło na zwrócone
ku wschodowi domy. Stefan zauważył cienie
poruszające się za osłoniętym kratką oknem, na
drugim piętrze domu. Nie wiedział, oczywiście,
że to tureckie kobiety obserwowały handel odbywający się na podwórzu.
Sprzedawca niewolników, ubrany w luźny turecki strój, mający gęste, czarne wąsy, skupiał
całą uwagę na sobie.
– Obserwuj go – szepnął Rafał, osłaniając
usta dłonią. – Jest pełen wdzięku, niemalże
dworskich manier, kiedy wita potencjalnych
klientów, ale zauważ, jak bystre są jego oczy.
Stefan zachował skupienie i trzeźwość umysłu. Nie tylko obserwował sprzedawcę, ale także
potencjalnych kupujących wchodzących przez
bramę. Przyszło wielu noszących turbany Turków. Niektórzy rozglądali się, po czym zalegali
na jednej z werand albo odwiedzali któryś ze
sklepów, jeszcze inni rozmawiali z handlarzem
niewolników, jak gdyby byli znajomymi.
Greccy mężczyźni także przybywali na targ
niewolników. Łatwo można było ich rozpoznać,
gdyż nie nosili nakrycia głów. Sprawiali wrażenie dość dumnych i wyniosłych. Turcy osmańscy podbili ich kraj, ale nie złamali ich ducha.
Kiedy bogaty pasza wjechał na białym koniu,
handlarz niewolników skłonił się ceremonialnie
i przemówił do niego w łagodnych, przyjaznych
słowach. Stefanowi nie udało się odgadnąć celu,
z jakim przybył pasza, gdyż ten szybko odjechał.
Surowy Turek sprawdzał liczbę młodych
mężczyzn. Kiedy dotarł do Stefana, zmusił go
do otworzenia ust palcem, by obejrzeć jego zęby.
– To jest hańba – parsknął Stefan, gdy tamten
postąpił dalej. – Niektórzy handlarze traktują
nas jak bydło.
Anton kiwnął głową w kierunku przerażającego, rudobrodego żeglarza, który wszedł przez
bramę.
– Mam nadzieję, że ten barbarzyńca nie kupi
żadnego z nas! – wszyscy trzej Morawianie z zapartym tchem patrzyli, jak marynarz oceniał od
stóp do głów gromadę niewolników.
Stefan uniósł podejrzliwie brwi.
– Szuka niewolników na galerę! Jestem tego
pewien, gdyż sprawdza tylko muskularnych
mężczyzn.
Rafał przykucnął zgarbiony naprzeciw okratowanej werandy i złożył głowę na kolanach.
Krańce jego ust i oczu opadły w dół. Mimo
całego wysiłku, który włożył, aby wyglądać na
słabego, nadal widać było w nim siłę i zdrowie.
Wiatr i słońce doliny Dunaju nadały jego policzkom rumieńców. Jego muskularna sylwetka
dodatkowo zyskała w trakcie przepraw przez
góry północnej Grecji.
Marynarz o bystrych oczach i orlim nosie nie
omieszkał tego zauważyć. Szorstko pociągnął
Rafała, by ten wstał, ściskając jego bicepsy tak
okrutnie, że młody kowal jęknął. Rafał stał się
blady i zaczął się trząść jak przerażone, zaszczute zwierzę. Budzący grozę żeglarz owinął liną
jego nadgarstek i kazał mu iść za sobą.
– Ten żeglarz wyglądał w każdym calu jak pirat – syknął Stefan.
Brązowe oczy Antona poruszały się.
– Zastanawiam się, czy to był Rudobrody, dowódca floty Sulejmana, który podbił wybrzeża
Morza Śródziemnego. Nawet Doria, admirał
imperatora, nie jest dla niego wyzwaniem.
Dwóch Morawian nigdy nie dowiedziało się,
że admirał Rudobrody miał wielu braci i syna,
którzy byli znani pod tym samym imieniem, co
on. Ale zauważyli, że pirat wybrał też – oprócz
Rafała – dobrze zbudowanego, czarnego więźnia, zanim zapłacił i odszedł.
– Będzie mu ciężko! – powiedział Stefan.
– Nie wydaje mi się, byśmy mieli jeszcze
kiedykolwiek go ujrzeć – lamentował Anton.
– Najprawdopodobniej dopełni swego żywota
jako nieszczęsny galernik.
Krępy, ubrany w czerwone obuwie Grek
wszedł na targ. Był mężczyzną w średnim wieku, łysiejącym, z brodą, wesołą twarzą i największym nosem, jaki Stefan kiedykolwiek wi-
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
39
dział w życiu. Widać było w nim szlachetność,
gdyż oglądając jeńców, żadnego z nich nie traktował z pogardą charakterystyczną dla handlarza końmi. W końcu kupił Antona.
W południe targ niewolników został zamknięty. Stefan zastanawiał się, co tureccy
kupcy zrobią z tymi więźniami, których nikt
nie chciał kupić. Czy sprzedadzą nas do innego handlarza? Albo utopią, tak jak sułtan utopił tych, których towarzystwem się znudził?
Te i więcej niepokojących myśli osaczyło jego
umysł.
„Gdzie jest Bóg? Czy On widzi całą tę niesprawiedliwość, jaka się tu dzieje? Czy się o nas
troszczy?”.
Stefan nie mógł wiedzieć, jak bardzo Bóg go
kochał albo jak gorliwie jego ojciec się za niego modlił. Nie wiedział też o tym, że wytrwała
modlitwa sprawiedliwego może zdziałać wiele.
Następnego poranka pasza na białym koniu
przyprowadził trzech dobrze ubranych więźniów i zostawił ich tam. Niedługo po tym,
Turek w wysadzanym drogimi kamieniami turbanie i niebieskim, jedwabnym kaftanie kupił
dwóch z nich.
Około południa przybył Grek o średniej posturze. Miał świdrujące czarne oczy i dziwny
kształt kanciastej szczęki. Loki czarnych włosów opadały mu na czoło.
Stefan patrzył na niego, kiedy delikatnie oglądał dłonie pozostałych chłopców. Kiedy zbliżył
się do Stefana, obejrzał także jego dłonie. Potem
spojrzał mu prosto w jego oczy i zaczął mówić.
Musiał mówić po grecku, gdyż młody Niemiec
nic nie rozumiał.
Kupujący przeszedł na łacinę.
– Czym się zajmowałeś? – zapytał całkiem
uprzejmie.
– Byłem krawcem.
Grek pokiwał z zadowoleniem głową.
– Jak się nazywasz?
– Stefan Kempten.
– Ile masz lat?
– Dziewiętnaście.
– Dobrze, Stefanie, pójdziesz ze mną. Ja na-
40 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
zywam się Aleksander Solomos.
Stefan skrzywił się na sposób, w jaki Grek
wypowiedział swoje nazwisko. Nie miał wyboru, musiał za nim pójść.
Aleksander rozmawiał z tureckim handlarzem przez kilka minut. Kiedy doszło do negocjacji biznesowych, sprzedawca uśmiechnął
się lekko i pokręcił głową. Jego łagodna mowa
zamieniła się w tony bardziej ostre. Z pewnością
był trudnym partnerem w interesach.
Aleksander rozpostarł ramiona, a potok słów
popłynął. Gdyby Stefan rozumiał ich język,
usłyszałby, jak Aleksander mówi:
– Musisz mieć mnie za kogoś, kto śpi na pieniądzach. Oferuję ci uczciwą zapłatę, a ty ją odrzucasz.
Gdyby mógł czytać w myślach Aleksandra,
dowiedziałby się, że Grek uważa sprzedawcę
niewolników za oszusta i łgarza. Jednak udało
im się dobić targu.
W drodze do domu Aleksander zatrzymał się
w sklepie krawieckim i zamówił nowy strój dla
Stefana – tunikę i szatę podobną do tej, którą
sam nosił. Następnie udał się do szewca, gdzie
kupił mu parę sandałów.
Dom Solomosa był zbudowany z białego kamienia, z otwartym podwórkiem pośrodku.
Aleksander przedstawił Stefana swojej żonie
i dzieciom, tak jakby uważał swojego nowego
niewolnika za kogoś, kto zna się na manierach.
Irena, żona Aleksandra, była kobietą pełną
wdzięku, o złotej cerze. Większość ciemnych,
brązowych i kręconych włosów przykrywała
chustą. Jej przyjacielski uśmiech ukazywał rząd
białych zębów, a jej sympatyczny wzrok świadczył, że ma ona wyrozumiałe serce.
Terens miał siedem lat i ten sam rodzaj pewności siebie, co jego ojciec. Ciemnooka Larysa,
która wprost uwielbiała swego ojca, nie bała się
Stefana, ale Teodora o okrągłej twarzy trzymała
się z tyłu, ściskając swoją szmacianą lalkę. Stefan zrozumiał, że nigdy dotąd nie miała okazji widzieć jasnowłosego Niemca o niebieskich
oczach.
Podczas gdy Irena ustawiła dwa stoły na ko-
lację, Aleksander pokazał Stefanowi parter.
Kuchnia i salon wychodziły od zachodu na podwórze, a sklep i mała sypialnia były usytuowane od strony wschodniej.
Kolacja składająca się z ryby i ryżu smakowała zupełnie inaczej niż cokolwiek, co Stefan
jadł w życiu.
rozdział 8
Stefan w kościele
z rodziną Solomos
S
tefan rozpostarł stertę pledów, które
stanowiły jego posłanie. Kupa szmat!
Czy to właśnie niewolnicy w całej Grecji dostają zamiast łóżka? Bez pościeli, albo chociaż nocnej koszuli. Jakie to upokarzające!
Musiał spać na podłodze w tureckiej niewoli, ale spodziewał się bardziej ludzkiego
traktowania ze strony Aleksandra.
Rodzina Solomos miała swoje sypialnie na
drugim piętrze, nad kuchnią i salonem. Nie
widział ich pokoi, więc nie miał możliwości dowiedzieć się, że podobnie jak on, spali
na stosie koców. Nie zdawał sobie również
sprawy z tego, że Aleksander spał na macie
rozłożonej na podłodze. Aczkolwiek była to
dobra, aksamitna mata o czerwonym kolorze.
Stefan zmienił swoją pozycję. Łóżko, które miał w domu, było wygodniejsze.
„Dom! Czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę?” – jego serce zabiło mocniej. „Mogę
stąd uciec!”. Zarówno okno, jak i drzwi jego
pokoju obok sklepu wychodziły na podwórze. Żadne z okien w domu rodziny Solomos
nie miało szyb – tylko okiennice. Ucieczka
byłaby prosta!
Stefan podreptał do okna swej sypialni
i odsłonił rąbek ciężkiej zasłony. Ciemność
zalewała podwórko. Przez kilka minut nasłuchiwał. Gdzieś odezwał się puchacz. Na
wyciągnięcie dłoni bzyczały komary, ale
nikt nie poruszał się na piętrze wyżej. Nie
słychać było też żadnych kroków na zewnątrz.
„Mogę prześlizgnąć się na podwórko
i wspiąć się przez jedno z zewnętrznych
okien”. Serce Stefana zaczęło bić szybciej.
„Ale które to powinno być? Te w sklepie są
za wysoko i są za małe, ale to w kuchni powinno być idealne”.
Było największym i najniżej osadzonym
oknem w całym domu. Stefan myślał intensywnie.
„Nie mam pieniędzy. Co będę jadł? Jest
sierpień, a Morawy są daleko. Czym się
odzieję, jeśli nadejdzie zima?”. Wiedział, że
jako uciekinier nie miał co liczyć na pomoc
od Turków, którzy kontrolują tereny i rzeki
pomiędzy Tesaloniką i Morawami. „Ale co
z Grekami i Węgrami? Czy oni udzieliliby
mi pomocy?”.
Wtem Stefan otrzeźwiał.
„Jeśli Turcy zobaczą mnie podróżującego
na północ albo na zachód, domyślą się, że
jestem jednym ze zbiegłych niewolników”.
Pamiętał ostrzeżenie Dimriła co do zbiegów.
Ze swoimi blond włosami i jasną cerą nie
dotarłby nawet do granic Grecji. Niemalże
wszyscy, których widział tutaj na południu,
mieli ciemniejszą skórę niż on.
Straciwszy otuchę, Stefan wrócił do łóżka. Cała nadzieja, że zobaczy jeszcze kiedyś
„Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b).
41
rodzinny dom, umarła w nim. Ukrył twarz
w dłoniach. Minęły długie godziny, nim zasnął.
Śniadanie składało się z zupy grochowej,
chleba przyprawionego koprem i pieczonej
rzepy. „Dziwne śniadanie” – pomyślał Stefan. Ale nabierał jedzenie ze środka stołu,
tak jak reszta rodziny Solomos.
– Możesz pójść z nami do kościoła – zaproponował Stefanowi Aleksander zaraz po
porannym posiłku i brzmiało to bardziej jak
rozkaz, niż zaproszenie. Pierwszy raz powiedział po łacinie, następnie powtórzył swoje
słowa po grecku, tak jak to robił jeszcze wiele razy w ciągu nadchodzących tygodni.
Starodawna katedra świętej Zofii, do
której uczęszczała rodzina Solomos, była
wspaniałym, wysokim budynkiem. Przed
wejściem do sanktuarium Solomosowie
całowali udekorowane ikony powieszone
wzdłuż ścian, tak jak inni przybyli.
„Czy to jest Kościół rzymskokatolicki?”
– zastanawiał się Stefan, czując się bardzo
wyobcowany w tym miejscu. Miał mętne
wspomnienia tego, co matka i ojciec mówili o ich religii, zanim reformy Lutra dotarły
na Morawy. Nie wiedząc, co dalej czynić,
ruszył za Aleksandrem i Terensem, którzy
dołączyli do grupy mężczyzn zebranych pod
kopułą. Irena oraz dziewczęta stały wraz
z kobietami i małymi dziećmi na końcu
zgromadzenia.
Kapłan, ubrany w czarną szatę i kaptur,
prowadził zgromadzonych w śpiewach.
Aleksander i Terens brali udział w nabożeństwie, ale niektóre z kobiet plotkowały między sobą. Tłum się zmieniał, gdyż niektóre
rodziny wychodziły, inne przybywały.
„Bardzo nieformalny obrządek” – pomyślał Stefan. „Nie pamiętam, by ojciec opowiadał o czymś podobnym”.
Rodzina Solomos wyszła, nim długa uroczystość dobiegła końca. W drodze na zewnątrz Stefan zauważył, że starsze kobie-
42 Ziarno Prawdy • styczeń 2014
ty są ubrane w ponure kolory, a młodsze
w haftowane szaty o jaśniejszych odcieniach.
Wszystkie nosiły chusty, tak jak Irena.
– Nie znajdę tu Boga – stwierdził Stefan,
kiedy Aleksander zamknął ciężkie drzwi katedry. Nabożeństwo wydawało mu się pogańskim rytuałem.
Aleksander i Terens odpoczywali w salonie, grając w warcaby, podczas gdy Irena
przygotowywała popołudniowy posiłek.
– Jak nazywa się wasz kościół? – Stefan zapytał Aleksandra.
– Grecki prawosławny – odpowiedział
dumnie.
– Czy jest on podobny do Kościoła rzymskokatolickiego?
Aleksander odparł.
– Nasz kościół oddzielił się od niego
w ósmym wieku. Greccy myśliciele nie byli
na tyle głupi, by uwierzyć w to, że papież
z Rzymu jest nieomylny. Mamy własnego
patriarchę i nie potrzebujemy Rzymu, by
mówił nam, co mamy robić – mówił tak
wyraziście, że Stefan bał się zadawać więcej
pytań.
Po dłuższej chwili Irena wezwała ich na
obiad. Stoły były zastawione gotowanymi jajami, ryżem przyprawionym szafranem, ciemnym pieczywem i figami. Stefan,
wciąż pamiętając dni ubogiej owsianki, był
wdzięczny za ten posiłek, mimo że wydawał
mu się on zupełnie nieznany.
Jutro zacznie się uczyć greckiego, ponieważ będzie szył tureckie dywany.
—ciąg dalszy nastąpi
Fragment książki Lovers of The Truth
Eastern Mennonite Publications
40 Wood Corner Road
Ephrata, PA 17522
Wykorzystano za pozwoleniem
Przekład na język polski: Mateusz Jędrys
Przechodzi czas
Przechodzi czas, on zmienia nas,
co rok, co dzień i co godzinę,
zmienia twarz, okrada z kras,
i szczęście, radość gdzieś zamiera.
Nasz każdy krok, i każdy rok,
Przybliża nas do mety,
I każdy dzień tępieje wzrok,
Tak, przyjacielu, niestety.
Jest jednak Moc zatrzymać lot
Nie ograniczona czasem –
To Stwórca, Pan, wszechmocny Bóg
Połączyć chce ze Sobą razem.
I tylko w Nim, gdy przyjdzie czas,
Nie zmienisz się na wieki,
On pragnie zbawić, ubogacić nas,
I dać nam skarbiec wielki.
Wincenty Bryćko,
z tomu WIERSZE. Moja wdzięczność Chrystusowi za Ewangelię.
Wykorzystano za zgodą poety.
Bóg ma moc!
—J. F. Willing
S
łońce Sprawiedliwości niesie uzdrowienie w swoim świetle.
Kiedy uczymy się radować w każdy czas, modlić bezustannie
i wyrażać dziękczynienie – ponieważ taka jest wola Boża
w Jezusie Chrystusie odnośnie każdego z nas – odkryjemy, że możemy
wznosić się na skrzydłach jak orły, biec bez ustawania, iść a nie tracić sił.
Nie ma potrzeby, abyśmy popadali w zdenerwowanie, ponieważ
wszystkie okoliczności działają ku dobremu dla tych, którzy miłują
Pana. Nie musimy się martwić; bo wszelkie troski możemy złożyć na
Niego. Bóg ma moc uczynić to, co najlepsze w każdej powierzonej Mu
sprawie. Możemy swobodnie prosić Go o to, aby uczynił wszystko,
czego potrzebujemy dla zdrowia i kondycji fizycznej, dopóki jesteśmy
w stanie wyznać: „Ku Twojej chwale, bo to zależy od Ciebie.”
Zaczerpnięto z Fifteen to Twenty Five
Public Domain
Przekład na język polski: Krzysztof Dubis

Podobne dokumenty