Styczeń - Ziarno Prawdy
Transkrypt
Styczeń - Ziarno Prawdy
I A R N O Z RAWDY P w tym Czasopismo chrześcijańskie · styczeń 2014 · Nie na sprzedaż Numerze Wzrastanie w poznaniu Boga Wiara determinuje działanie rodziny Zaledwie minuta Wybrany na żołnierza Jeszcze jeden rok? Spis Ziarno Prawdy Treści Wydawca: Christian Aid Ministries PO Box 360 Berlin, OH 44610 USA Wydawane w Polsce przez: Międzynarodowa Misja Anabaptystyczna ul. Miłosza 8 05–300 Stara Niedziałka [email protected] www.ziarnoprawdy.pl Komitet wykonawczy: David Troyer | Paul Weaver Roman B. Mullet | James R. Mullet David King | Philip Troyer Komitet rewizyjny: James Mullet | Johnny Miller Jonas Miller | Perry Troyer Ernest Hochstetler Clay Zimmerman Redaktor naczelny: Alvin Mast Zastępca redaktora naczelnego: James K. Nolt Skład komputerowy: Kristi Yoder | SuAnn Troyer Paweł Szczepanik Korektorzy: Jolanta Ławrynowicz Ela Sokołowska Szymon Matusiak Zdjęcie na okładce: © Istockphoto.com Czasopismo jest bezpłatne. Dobrowolne ofiary można wpłacać na nasze konto: Fundacja „Dziedzictwo” ING Bank Śląski nr: 91 1050 1894 1000 0022 9084 2752 © 2014 Całość niniejszej publikacji ani żadna jej część nie może być reprodukowana bez pisemnej zgody Christian Aid Ministries. Wszelkie prawa zastrzeżone. Artykuł wstępny Wzrastanie w poznaniu Boga . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 3 Nauczanie Pewność zbawienia i trwanie w łasce. . . . . . . . . . . . . . . . . 5 „O czym mam głosić, Panie?”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 8 Miłość chrześcijańska w działaniu. . . . . . . . . . . . . . . . . . 10 Dla rodziców Wiara determinuje działania rodziny. . . . . . . . . . . . . . . . 12 Machając przez całe życie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16 Aloes – aromat wierności . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 16 Część historyczna Huteryci (część1). . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 18 Wybrany na żołnierza. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 20 Część praktyczna Klepsydra życia. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 23 Zaledwie minuta. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 25 Dla młodzieży Uprzejmość w czasie rozmowy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . „Odpowiednia pora”. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Jeszcze jeden rok? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . Krytyka. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 26 26 27 28 Kącik dla dzieci Piosenka szarego kota. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 30 Nowa koleżanka Zuzi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 32 Basia się niecierpliwi. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 34 Fragment książki Rozkochani w prawdzie (część 3) . . . . . . . . . . . . . . . . . . 36 Poezja Przechodzi czas. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 43 Ostatnia strona Bóg ma moc!. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 44 „Nie piszemy wam bowiem czegoś innego niż to, coście czytali i coście zrozumieli. Mam nadzieję, że i do końca będziecie nas rozumieć tak, jak już po części zostaliśmy przez was zrozumiani: mianowicie, że w dzień Pana naszego Jezusa ja będę waszą chlubą, tak jak i wy moją.” 2 Kor 1,13–14 Artykuł wstępny Wzrastanie w poznaniu Boga —James K. Nolt „C zego się nauczyłeś dzisiaj w szkole?” - pyta Jasia jego tato, a Jaś odpowiada bez namysłu: „Nie wiem”. Odpowiedź na tak postawione pytanie nie zawsze przychodzi mu z łatwością. Kiedy jednak tato zadaje kilka kolejnych „pytań pomocniczych”, Jasio sobie przypomina: „O, tak, dowiedziałem się tego a tego...”. A co ze mną? Co z Tobą? Czego nauczyłeś się dzisiaj? Czego nauczyliśmy się w ubiegłym roku? Być może zapamiętałeś coś po przeczytaniu książki, może studiowałeś jakiś szczególny temat lub przeżyłeś coś, co utkwiło Ci w pamięci. Jednak mimo to, wszyscy możemy mieć trudności z natychmiastowym przypomnieniem sobie rzeczy, których się nauczyliśmy. I choć być może przeszliśmy jakąś życiową lekcję, przeważnie dzieje się to tak, jak mówi prorok: Przepis za przepisem, przepis za przepisem, nakaz za nakazem, nakaz za nakazem, trochę tu, trochę tam (Iz 28,10). Oczywiście, lepiej próbować się więcej nauczyć w roku 2014 niż tylko utwier- dzać się w tym, czego dowiedzieliśmy się w roku 2013. Niechaj 2014 będzie kolejnym rokiem nauki, szczególnie jeśli chodzi o „wzrastanie w poznaniu Boga”. W Liście do Kolosan czytamy piękne zdanie o celach nauczania: Dlatego i my od tego dnia, kiedy to usłyszeliśmy, nie przestajemy się za was modlić i prosić, abyście doszli do pełnego poznania woli Jego we wszelkiej mądrości i duchowym zrozumieniu, abyście postępowali w sposób godny Pana ku zupełnemu Jego upodobaniu, wydając owoc w każdym dobrym uczynku i wzrastając w poznawaniu Boga (Kol 1,9-10). My, chrześcijanie, powinniśmy wzrastać w poznawaniu Boga (w. 10.) – oczywiście chodzi tutaj o coś więcej niż tylko intelektualna wiedza; werset dziewiąty mówi o poznaniu woli Jego we wszelkiej mądrości i duchowym zrozumieniu. Fakty i koncepcje mogą być bardzo interesujące, lecz nauka chrześcijańska posiada wyższe cele niż te, jakie stawiali sobie Ateńczycy i zamieszkali tam cudzoziemcy, którzy na nic innego nie mieli tyle czasu, co „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 3 na opowiadanie lub słuchanie ostatnich nowin (Dz 17,21). Cel nauki z perspektywy chrześcijańskiej został określony w powyżej cytowanym wersecie: Abyście postępowali w sposób godny Pana ku zupełnemu Jego upodobaniu, wydając owoc w każdym dobrym uczynku i wzrastając w poznawaniu Boga (Kol 1,10). Bóg pragnie, żebyśmy się karmili „mlekiem” Słowa. To wielkie błogosławieństwo patrzeć, jak dzieci nasiąkają błogosławionymi historiami biblijnymi, a Duch Święty udzielając poznania Boga przekonuje młodzież o grzechu i skłania ją do przyjęcia Jezusa jako Pana i Zbawiciela. Potem Bóg chce, byśmy kopali głębiej i rozumieli więcej „stałego pokarmu”: Poiłem was mlekiem, nie stałym pokarmem, bo jeszcze go przyjąć nie mogliście, a i teraz jeszcze nie możecie (1 Kor 3,2). Obok bezcelowej ciekawości Ateńczyków, Biblia mówi również o innych problemach związanych z procesem uczenia się. Niestety, istnieje wiele osób, które zawsze się uczą, a nigdy do poznania prawdy dojść nie mogą (2 Tm 3,7). Mimo powszechnie dostępnej i zaawansowanej wiedzy naukowej o świecie, rzesze ludzi wykazują ignorancję co do podstaw poznania Boga i prawdziwej pobożności. Ludzkość rozwija wiele teorii mających na celu zdyskredytowanie Bożego Słowa. Jednak nie podają one żadnego rozwiązania, jak wskazać ludziom, by żyli w pokoju z bliźnimi. Apostoł Paweł analizował ten problem już przed wieloma wiekami: Mienili się mądrymi, a stali się głupi (Rz 1,22). Innym problemem związanym z uczeniem się jest pycha wynikająca z poznania. Zdobywanie wiedzy w celu wywyższenia się może być pułapką: Poznanie nadyma, ale miłość buduje (1 Kor 8,1b). Biblia przypomina, że prawdziwa mądrość i poznanie Boga rodzi pokorę: Czy jest między wami ktoś mądry i rozumny? Niech to pokaże przez dobre postępowanie uczynkami swy- 4 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 mi, nacechowanymi łagodnością i mądrością (Jk 3,13). Mądrość, która jest z góry, jest przede wszystkim czysta, następnie miłująca pokój, łagodna, ustępliwa, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, nie stronnicza, nie obłudna. Czy moja nauka w roku 2014 przełoży się na taki styl życia? Z drugiej strony, mądrość przyziemna, cielesna i demoniczna będzie rodzić zazdrość, walki i pychę (zob. Jk 3,15-16). Jezus wystosował piękne zaproszenie, które nadal jest aktualne w roku 2014: Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych (Mt 11,28-29). Takie jest zaproszenie od Jezusa Chrystusa, w którym są ukryte wszystkie skarby mądrości i poznania (Kol 2,3), w którym mieszka cieleśnie cała pełnia boskości (Kol 2,9). Z pewnością istnieje ogromny zakres wiedzy naukowej, której Biblia nie zawiera, lecz Słowo Boże objawione przez Ojca, Syna i Ducha Świętego daje nam podstawę i ramy, w których powinniśmy wszelką wiedzę stosować. O głębokości bogactwa i mądrości, i poznania Boga! (Rz 11,33a). Kto mądry, niech słucha i pomnaża naukę, a rozumny niech zdobywa wskazówki (Prz 1,5). Ufamy, że niniejszy numer Ziarna Prawdy pomoże Czytelnikom wzrastać w poznaniu Boga. My wszyscy – nauczyciele, rodzice, młodzież i dzieci – mamy się czego uczyć. Wierzymy, że Duch Święty działał podczas pisania, selekcjonowania i tłumaczenia artykułów. Niech to, co sobie przyswoimy podczas czytania teraz i w całym roku 2014 pomoże nam postępować w sposób godny Pana ku zupełnemu Jego upodobaniu, wydając owoc w każdym dobrym uczynku (Kol 1,10). Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Twoje napomnienia są przedziwne, dlatego przestrzega ich moja dusza. Przystępność Twoich słów naucza niedoświadczonych” Psalm 119, 129–130 N auczanie Instrukcje życia chrześcijańskiego i członkostwa w kościele Pewność zbawienia i trwanie w łasce J ednym z najważniejszych doświadczeń w naszym chrześcijańskim życiu jest odczuwanie Bożego uśmiechu aprobaty w związku codziennymi wyborami. Z taką świadomością mamy moc, która nas podnosi i pozwala pokonywać trudności. Bez niej narażamy się na porażkę. Bez niej nawet nie moglibyśmy być pewni zbawienia, jeśli Pan nagle odwołałby nas do siebie. Efektem tego jest strach i rozpacz. Bałwochwalcy żyją w stałym strachu przed swoimi bożkami. Myślą, że muszą ich zadowolić, aby nie narazić się na ich okrutny gniew. Nasz Bóg jest inny – nie zaplanował, żeby którekolwiek z Jego dzieci musiało żyć w takim stanie. Chce, żebyśmy byli pewni zbawienia. Jednym z powodów napisania 1 Listu Jana było to, żebyśmy wiedzieli, że mamy żywot wieczny (1 J 5,13). Chrześcijańska pewność zbawienia powinna nam towarzyszyć na co dzień. Powinniśmy posiadać stałą świadomość przynależności do Jezusa i gotowość na spotkanie z Bogiem. Gdy Fanny Crossy usłyszała po raz pierwszy muzykę do pieśni, która nie miała jeszcze wtedy słów, zapytano ją, z czym jej się to kojarzy. Jej twarz natychmiast się rozjaśniła, a odpowiedź brzmiała: „Ta muzyka mówi: Jak błogo wiedzieć – Jezus jest mój!”. Fragmenty do przestudiowania J 8,31-32: Mówił więc Jezus do Żydów, którzy uwierzyli w Niego: Jeżeli wytrwacie w słowie moim, prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi. Rz 8,16-17: Ten to Duch świadczy wespół z duchem naszym, że dziećmi Bożymi jesteśmy. A jeśli dziećmi, to i dziedzicami, dziedzicami Bożymi, a współdziedzicami Chrystusa, jeśli tylko razem z nim cierpimy, abyśmy także razem z nim uwielbieni byli Hbr 10,22: Wejdźmy na nią ze szczerym sercem, w pełni wiary, oczyszczeni w sercach od złego sumienia i obmyci na ciele wodą czystą. 1 J 5,13: To napisałem wam, którzy wierzycie w imię Syna Bożego, abyście wiedzieli, że macie żywot wieczny. „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 5 Prawdy do przemyślenia Biblijna podstawa pewności zbawienia Być może najmocniejsze świadectwo pewności osobistego zbawienia wyszło z ust Joba. Gdy szatan chciał, by „przeklął Boga i umarł”, Hiob przez wiarę mógł ogłosić: Uwolniony od swego ciała będę oglądał Boga. Tak! Ja sam ujrzę go i moje oczy zobaczą go, nie kto inny (Job 19,25-26). Pierwszy List Jana podaje kilka testów, dzięki którym możemy się upewnić, że jesteśmy zbawieni. Jeśli z Bożą pomocą nasze życie będzie spełniać warunki tam podane, możemy spokojnie stwierdzić, że jesteśmy zbawieni. Oto niektóre z warunków, które musimy spełnić, by odziedziczyć obietnice Boże. Jak ocenić wyniki tego testu? Jeśli w którymkolwiek świadomie upadam, to stracę pewność zbawienia i ostatecznie samo zbawienie (Jk 4,17). Warunki Obietnice 1 J 1,7 Chodzenie w światłości. 1,9 Wyznawanie grzechów 2,3-5 Przestrzeganie przykazań 2,9-10 Miłowanie braci 2,15-17 Niemiłowanie świata 2,24-25 Słowo Boże w nas mieszka 2,28-29 Czynimy sprawiedliwość Jego krew nas oczyszcza On nam odpuszcza grzechy Wiemy, że w Nim mieszkamy Mieszkamy w światłości Trwamy na wieki Mamy żywot wieczny Jesteśmy z Niego zrodzeni Wyznawanie obietnicy pewności zbawienia Istnieją dwa ekstremalne stanowiska odnośnie pewności zbawienia. Z jednej strony, wiele osób twierdzi, że są zbawione, nie mając żadnej biblijnej podstawy takiej pewności – nie ma w ich życiu owocu zbawienia. Istnieje również możliwość, że ktoś może spełniać warunki zbawienia, lecz nie odczuwać, że jest zbawiony. Pierwsza z tych opcji jest bez wątpienia bardziej niebezpieczna (Mt 7,16-21). Co może zrobić osoba, która po prostu nie czuje, że jest zbawiona? Czy musi takie uczucie dzielnie znosić? Nie! Jeśli się tak czuję, to przede wszystkim powinienem wejrzeć w swoje serce, czy nie żyję w grzechu lub nieposłuszeństwie. Jeśli Pan objawi mi, że tak jest, to załatwiam problem poprzez wyznanie, upamiętanie i poddanie Duchowi Świę- 6 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 temu, by żyć w świętości (Dz 24,16). Wszystkiego przestrzegałem od młodości mojej; czegóż mi jeszcze nie dostaje? Jeśli właśnie tak się czujesz, to pozwól uczuciom oprzeć się na faktach i chwyć Boga za Jego Słowo. Czy Twoje serce jest oczyszczone od złego sumienia (grzech został wyznany, nastąpiło upamiętanie i nic nie jest ukrywane)? Czy Twoje ciało zostało obmyte wodą czystą (krew Jezusa zadziałała swoją mocą w Twoim życiu wewnętrznym, czemu dałeś wyraz poprzez chrzest)? Jeśli tak, to wypełnij resztę tego wersetu. Zbliż się do Boga z czystym sercem i wiarą (Mt 19,20; Hbr 10,22). Zawsze powinniśmy po prostu ufać Słowu Bożemu. Gdy pokutujemy i wyznajemy grzechy, Bóg odsuwa je od nas jak wschód od zachodu. Nie zaglądajmy już ponownie do tego kubła na śmieci i nie pozwólmy, żeby dawne grzechy nas torturowały. Krew Jezusa Chrystusa oczyszcza nas od wszelkiego grzechu (1 J 1,9; Ps 103,12; 1 J 1,7). Zależności między wiarą a uczynkami Trwanie w życiu chrześcijańskim jest równie ważne jak jego rozpoczęcie. Każdy biegacz musi wystartować, a następnie biec zgodnie z przepisami. Cóż to jednak pomoże, jeśli nie dobiegnie do mety? Podobnie jest z życiem chrześcijanina (2 Tm 2,5; Hbr 12,1-2). Dlaczego tak bardzo podkreślamy konieczność trwania w łasce? Czy wobec tego jesteśmy zbawieni z uczynków? Czyż Bóg nie jest wystarczająco mocny, żeby nas zachować bez stałej odpowiedzi z naszej strony? Podobne pytania są podnoszone zwykle przez tych, którzy nauczają zbawienia wyłącznie przez wiarę. Jak brzmi biblijna odpowiedź na te pytania? Należy pamiętać, że istnieją dwie strony zbawienia – Bóg i człowiek. Bóg zbawienie daje, a człowiek je przyjmuje i przeżywa. Jeśli chodzi o darowanie zbawienia, to jedynie Bóg może to uczynić. Nikt nie może być tak dobry, żeby zbawić sam siebie. Wszelkie dobre uczynki będące próbą zapracowania na zbawienie są w oczach Bożych niczym splugawiona szata. Nikt nie może podnieść się do góry, ciągnąc za sznurówki. Musimy przyjąć przez wiarę fakt, że to Bóg dokonuje podniesienia (Ef 2,8-9; Iz 64,6). Czy zatem uczynki w ogóle nie mają wartości? Niektórzy tak powiadają. Lecz Biblia mówi inaczej. Uczynki są częścią doświadczania zbawienia. Są efektem zbawienia, a nie środkiem zbawczym (Jk 2,17). Odrodzony człowiek głęboko szanuje cenę, jaką Bóg zapłacił za jego zbawienie i dlatego stara się posłusznie pełnić wolę Bożą. Sprawuje swoje zbawienie z bojaźnią i drżeniem. Rozumie zagrożenie związane z powrotem do starego życia. Jest to właściwa równowaga między wiarą a uczynkami, która wiąże się z trwaniem w Bożej łasce (Obj 22,14; Flp 2,12; Łk 9,62; J 8,31). Wartość chrześcijańskiej służby Pośród wielu rzeczy w królestwie Salomona, które zrobiły wrażenie na królowej Saby, prawdopodobnie najważniejszą była postawa jego sług. Przeczytajmy jej wniosek: Szczęśliwi twoi ludzie, szczęśliwi ci twoi słudzy, którzy stoją przed tobą (1 Krl 10,8). Skoro zatem służymy Komuś większemu niż Salomon, jak powinniśmy traktować naszą służbę? Oczywiście, radując się z przywileju, jakim jest robienie dla Niego wszystkiego, co najlepsze (Łk 11,31; Mt 25,19-23). Wprawdzie służba nas nie zbawia, lecz stanowi bezcenną pomoc w sprawowaniu zbawienia i wytrwaniu w nim. Zajęci służbą dla Niego, widzimy Go w nowy sposób. Oddając nasz czas i talenty do Jego dyspozycji, głębiej doceniamy ofiarę, jaką Chrystus dla nas złożył. Stając podczas służby w obliczu sytuacji niemożliwych do rozwiązania, uczymy się polegać nie na ciele, lecz na Bożej mocy. To również jest konieczne, by utrzymać zbawienie (Mt 24,45-51; Flp 3,3). Wersety do zapamiętania 2 Tm 1,12: Z tego też powodu znoszę te cierpienia, ale nie wstydzę się, gdyż wiem, komu zawierzyłem, i pewien jestem tego, że On mocen jest zachować to, co mi powierzono, do owego dnia. Pytania 1. Wyjaśnij własnymi słowami termin pewość zbawienia. __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ 2. Dlaczego tak ważne dla chrześcijan jest doświadczanie pewności zbawienia? __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 7 3. Podaj przynajmniej dwa powody, dla których człowiek może nie posiadać pewności zbawienia. __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ 4. Jakie często wypowiadane błogosławieństwa zawierają Bożą obietnicę utrzymania naszego zbawienia? __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ 5. Czy jest możliwe, by ktoś był zbyt pewny swego zbawienia? Uzasadnij odpowiedź. __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ 6. Czy jesteśmy zbawieni przez wiarę, z uczynków czy jedno i drugie? Czy Twoja odpowiedź zgadza się z Ef 2,8-9 i Jk 2,24-26? __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ 7. Podaj dwa powody, dla których wierna służba chrześcijańska może nam pomóc w utrzymaniu zbawienia. __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ Zagadnienia do omówienia 1. Co Paweł poświęcił Bogu i dlaczego był taki pewny, że Bóg to podtrzyma (werset do zapamiętania)? __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ 2. Jaką rolę pełni Duch Święty w pewności naszego zbawienia (Rz 8,16-17)? __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ 3. Czym jest kalwinizm? W jaki sposób to nauczanie może zagrażać naszemu zbawieniu? __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ __________________________________ Zaczerpnięto z Instructions for Christian Living and Church Membership Eastern Mennonite Publications Ephrata, PA 17522 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „O czym mam głosić, Panie?” J ezus powiedział w prostych słowach: Beze mnie nic uczynić nie możecie. Ta pełna mocy wypowiedź powinna być naszym mottem w doborze tematu kazania. Jako kaznodzieje nie zawsze wiemy, jaka jest wola 8 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 —James Fox Boża, jeśli chodzi o temat kazania. Biorąc pod uwagę biblijną definicję kazania i to, jak bardzo potrzebujemy Bożego kierownictwa w tej sprawie, to Bóg powinien głosić kazanie. Czym jest kazanie zachęcają słabych w wierze i budzą tych, którzy są w stanie letniości. Jezus napominał w słoKazanie jest dziełem Bożym wykonywanym wach: Upamiętajcie się, albowiem przybliżyło za pośrednictwem ludzkich ust. Jest pokasię Królestwo Boże. zywaniem woli Bożej na podstawie Pisma. [Apollos] dzielnie uchylał twierdzenia Żydów, 3. Do poprawy: Stosując całe Pisma, Bóg wykazując publicznie z Pism, że Jezus jest Memoże użyć kazania do wyprostowania fałszysjaszem. Jeśli nie potrafimy wykazać na podstawego myślenia lub doktryny. Jakże często nawie Pism tego, co głosimy, to nie rozumiemy sze myślenie jest prostowane przez nauczanie definicji biblijnego kazania. oparte na Słowie Bożym! Nie jest ono powstrzymywaniem grupy 4. Do wychowywania w sprawiedliwości: ludzi od zaśnięcia przez czterdzieści pięć miKazanie daje okazję do nauczania na tematy nut, ani pokazem umiejętności oratorskich dla praktyczne, takie jak wychowywanie dzieci, własnej chwały. Kazanie, które nie odnosi się wzajemne relacje, zaloty, czystość i funkcjowprost lub nie wprost do zbawienia ludzkich nowanie rodziny. Przesłania nauczające nie dusz, jest po prostu stratą powinny być wygłaszane czasu. Przeto upodobało się z chęci publicznego przySkuteczne kazania nie Bogu zbawić wierzących wrócenia konkretnej osoby pochodzą z codziennych przez głupie zwiastowanie do porządku – jeśli wszy(1 Kor 1,21). gazet, świeckich scy na sali wiedzą, kogo Obowiązkiem kaznodziei magazynów czy z ostatnio kaznodzieja ma na myśli, jest głoszenie żywego Słoskuteczność kazania prawprzeczytanej książki – wa. Duch Święty potężnie dopodobnie będzie bliska one rodzą się w wyniku posługuje się ludźmi, któzeru. Nauczanie polega zanurzenia rych namaścił, głoszącymi na wytyczeniu określonew Słowie Bożym. Słowo Boże. Dzięki temu go kierunku w sprawach słuchacze są przekonywani, dotyczących kościoła jako dusze są zbawiane, a Bóg jest uwielbiony. całości. Indywidualne pouczenie powinno być Kazanie jest zastosowaniem Pisma do nauki wygłaszane w rozmowie osobistej. życia w sprawiedliwości. Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykryKilka podpowiedzi dla kaznodziejów wania błędów, do poprawy, do wychowywania szukających tematów w sprawiedliwości (2 Tm 3,16). Całe Pismo jest Gorliwe studiowanie Słowa Bożego daje potrzebne, by zaspokoić duchowe potrzeby więcej tematów kazań, niż można ich wygłozgromadzeń. Regularne kazania na ulubiony sić przez całe życie. Studium biblijne, które temat lub z ulubionej księgi biblijnej to nie ma wpływ na naszą duszę, może być źródłem jest używanie całych Pism. przesłania od Pana. Skuteczne kazania nie Do czego możemy stosować wskazówki zapochodzą z codziennych gazet, świeckich mawarte w 2 Tm 3,16? gazynów czy z ostatnio przeczytanej książki – 1. Do nauki: mówić o wspaniałych doktryone rodzą się w wyniku zanurzenia w Słowie nach Bożych – o sprzeciwianiu się złu, o odBożym. rzuceniu kompromisu, o kościele, o zbawieniu, o uświęceniu. Tematy te powinny być Biblijny nakaz „wejścia do komory” jest ściregularnie wykładane. śle związany z gorliwym studiowaniem Biblii. 2. Do wykrywania błędów: Kazania napoAle ty, gdy się modlisz, wejdź do komory swominające wzbudzają przekonanie o grzechu, jej, a zamknąwszy drzwi za sobą, módl się do „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 9 Ojca swego, który jest w ukryciu, a Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odpłaci tobie (Mt 6,6). Wiele razy wołanie o Bożą pomoc w znalezieniu tematu kazania dosięgło tronu Bożego, a On nie jest głuchy na takie prośby. Przesłania skąpane w modlitwietrafiają do serc słuchaczy Słowa. Gdy modlimy się w tej sprawie, Bóg kładzie brzemię na naszym sercu. Kazanie może być doskonale logiczne i prawidłowo wygłoszone, dopóki jednak nie towarzyszy mu brzemię od Pana, jego skuteczność będzie nikła. Bracia, proście Boga o to, żeby kazał przez wasze usta. Noszenie w sobie tematu na kazanie od początku tygodnia może dać okazję do wielu przemyśleń, których nie dostarczy nam przygotowanie na pół godziny przed nabożeństwem. Wielu kaznodziejów jest przeciążonych pracą na rzecz kościoła, lecz służba kaznodziejska nie może ustępować miejsca jakiejkolwiek innej na liście priorytetów. Jeśli zaczniemy przygotowania do kazania na początku tygodnia, zaznaczając sobie w Biblii fragmenty, którymi Bóg do nas przemawia, całe zadanie będzie mniejszym obciążeniem. Musimy być świadomi, jakie bieżące problemy stają przed naszym zgromadzeniem. Nie muszą być one takie same jak choćby kilka lat temu, a nawet, jeśli są podobne, to przecież w gronie słuchaczy mamy nowe generacje. Kazania odpowiadające aktualnym potrzebom kościoła pomagają znaleźć właściwą drogę w tym zepsutym świecie. Regularna, otwarta komunikacja ze wszystkimi braćmi pomaga dostrzec aktualne problemy całej społeczności. Wreszcie, potrzebujemy wytrwałości, jeśli temat przesłania wydaje się zmierzać donikąd. Większość kazań nie pojawia się nagle i nie stanowi od razu doskonałej układanki, w której każdy kawałek jest momentalnie na właściwym miejscu – jeśli jednak okażemy cierpliwość, Pan nagrodzi nas całością przesłania. Diabeł chce zniszczyć naszą pracę przez rozgorączkowanie, nadmierne skupienie na gromadzeniu materiałów do kazania, pokusy grzesznych myśli i rozczarowanie w wyniku porównywania się z innymi kaznodziejami. Lecz gotowość do zanurzenia się w Słowie Bożym, wejścia do komory modlitewnej, rozpoczynanie pracy nad kazaniem na początku tygodnia i postanowienie wytrwania zaowocują przesłaniem od Pana. Apostoł Paweł napisał: Jest to bowiem dla mnie koniecznością; a biada mi, jeślibym ewangelii nie zwiastował (1 Kor 9,16). Powołanie jest jasne, stawką są ludzkie dusze, a my jesteśmy jedynie słabymi ludźmi potrzebującymi Bożej pomocy, by wiedzieć, co mamy głosić. Zaczerpnięto z The Christian Contender, luty 2012 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Miłość chrześcijańska w działaniu —Steve Leid T o wydarzyło się w dolinie Ementhal w środkowej Szwajcarii, gdy Piotr i jego żona spali. Oboje byli anabaptystami. Wierzyli i głosili wiele rzeczy niezrozumiałych dla lokalnej społeczności, takich jak miłość nieprzyjaciół. Tej nocy gru- 10 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 pa młodych mężczyzn podeszła blisko domu Piotra. Nie rozumieli, jak można opuścić kościół państwowy, a jednocześnie żyć w tak chrześcijański sposób. Przepełniała ich zawiść. Spodziewali się, że Piotr przestanie być tak święty, jeśli ich plan się uda. Zbliżyli się, wspięli się na dach i zaczęli zrywać strzechę. Hałas na dachu obudził Piotra i jego żonę. Co to było? Piotr wyszedł na zewnątrz i od razu zrozumiał, co się dzieje. Zamiast jednak krzyczeć na młodzieńców, wrócił do domu i powiedział żonie, żeby przygotowała posiłek dla pracowników. Kiedy już był gotowy, zaprosił ich do środka i powiedział, że pewnie zgłodnieli podczas tej ciężkiej pracy. Skonsternowani mężczyźni popatrzyli po sobie z niepewnością, a potem weszli do środka i zasiedli przy stole. Prawdopodobnie żaden z nich nie zjadł wiele — trudno przechodził im przez gardło posiłek podany przez kogoś, kogo chcieli pognębić. Gdy skończyli, odeszli od stołu i zebrali się na zewnątrz. Za chwilę Piotr usłyszał, jak kładą ponownie wyrwaną strzechę. Ta reakcja Piotra wielokrotnie była dla mnie wyzwaniem. Co musiał myśleć w momencie, gdy zobaczył młodych wandali na swoim dachu? Zwróćmy uwagę na jego niesamowitą reakcję! Czy my zachowalibyśmy się tak samo, gdyby ktoś przyszedł i uszkodził nasz dom? To, co zrobił Piotr, jest prawdziwą miłością chrześcijańską w działaniu. Moglibyśmy pomyśleć o wyrzekaniu się przemocy wyłącznie w kontekście odmowy służby wojskowej, ale jest to szerszy temat — obejmuje cały styl życia polegający na chrześcijańskiej miłości, włączając w to nasze reakcje na złe traktowanie. Jezus nigdy nie powiedział, że nasze życie będzie łatwe i że zawsze będziemy traktowani fair. Przeciwnie, w Kazaniu na Górze mówił: Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczyć i prześladować was będą i kłamliwie mówić na was wszelkie zło ze względu na mnie! Radujcie i weselcie się, albowiem zapłata wasza obfita jest w niebie; tak bowiem prześladowali proroków, którzy byli przed wami. Mamy się spodziewać, że nie będziemy traktowani sprawiedliwie i mamy się radować, gdy fałszywie nas będą oskarżać ze względu na Niego. Powinniśmy trzymać się Prawdy bez stawiania warunku, że będziemy traktowani uczciwie. „Małe rzeczy” często pogarszają mój nastrój, bo czuję, że nie jestem traktowany tak jak należy. Powinienem jednak traktować takie sytuacje jako okazję do pokazania światła Chrystusowego zgubionemu, umierającemu światu. Apostoł Piotr pisze, że jesteśmy „obcymi i pielgrzymami”. Powinniśmy żyć, okazując na tej ziemi Bożą miłość. Jak mamy odpowiadać na te wszystkie przejawy niesprawiedliwości, jakie nas dotykają? Czy mamy jakąkolwiek przewagę nad innymi dlatego, że możemy od nich uciec? Jakie świadectwo dajemy jako ludzie wystrzegający się przemocy? Jezus powiedział, że mamy miłować bliźnich jak siebie samych. Czy to nie znaczy, że aby mieć pokój z Bogiem, musimy miłować bliźnich bez względu na to, jak oni nas traktują? Jezus nie powiedział, że wyjątkiem od tej zasady jest sytuacja, gdy jesteśmy źle traktowani. Czasem poddajemy się impulsom ludzkiej natury, zapominając o miłości bliźniego. Jakie jest nasze świadectwo? Jest ono widoczne w sąsiedztwie, więc jeśli nie wywyższa Chrystusa, musi być tego zaprzeczeniem. Nie jesteśmy jednak w stanie naśladować Chrystusa w wyniku naszych własnych wysiłków — aby tak żyć, trzeba być blisko Niego, byśmy mogli odpowiadać Jego postawą w każdej sytuacji. Obyśmy stale wystawiali nasze serca na światło Bożej prawdy i skłaniali dusze do życia na wzór Świętego. Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 11 „Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu.” Ks. Powtórzonego Prawa 6,6–7 D la rodziców Wiara determinuje działania rodziny —Ray Wenger W ielu chrześcijan pragnie, by ich dzieci były „wierzące”, lecz mają oni zaledwie blade pojęcie, co to znaczy. Chcą, żeby dzieci należały do ich własnej denominacji. Chcą, by wierzyły w prawowierne nauki chrześcijańskie. Żeby prowadziły dobre, moralne życie. Tacy rodzice nauczają dobrych zasad moralnych. Prowadzą dzieci do kościoła w każdą niedzielę. Posyłają je do chrześcijańskich szkół w nadziei, że uzyskają tam mocny fundament prawowiernych poglądów. I doznają szoku, gdy jedno z takich dzieci dorastając, odrzuca to wszystko, idąc do świata. W wielu przypadkach taka decyzja ma swój korzeń w religijnym doświadczeniu rodziców. Dorastając dziecko widziało, jak bardzo są oni zajęci działaniem w kościele. Widziało, jak podkreślają konieczność prowadzenia moralnego życia. Słyszało ich argumenty na rzecz religijnej prawowierności. Ale nigdy nie widziało, żeby rodzice żyli wiarą w opozycji do popularnych filozofii dominujących w otoczeniu. Dlaczego młody człowiek miałby wybrać jakiś system religijny, który nie robi żadnej zasadniczej różnicy, jeśli chodzi 12 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 o życie codzienne? Rodzice mają po prostu błędną koncepcję wiary. Ich dziecko nigdy nie widziało ani nie doświadczało ich wiary w Boga. Nic zatem dziwnego, że odrzuca zewnętrzne formy religijności. Czym jest wiara? Uniwersalny charakter wiary Wiara jest uniwersalną cechą ludzkości. Bóg obdarzył każdego zdolnością do uwierzenia jako częścią ludzkiej natury. Ludzie zachowują się różnie, ponieważ ta powszechna zdolność nie jest skoncentrowana na tym samym obiekcie wiary. Niektórzy ufają sobie samym: swojemu wyglądowi zewnętrznemu, sile fizycznej, błyskotliwości intelektu, bogactwu czy reputacji. Inni pokładają ufność w ludzkich osiągnięciach, które mają dostarczyć odpowiedzi na każdy problem: w nauce, technologii, teoriach ekonomicznych, działaniach politycznych. Jeszcze inni wierzą w ludzi: w znajomych, we współmałżonków, w dzieci, w przywódców. Wiele osób ufa instytucjom: rządom, partiom politycznym, a nawet wła- snemu kościołowi. Żaden z powyższych obiektów wiary nie jest właściwy i w pewnym momencie każdy z nich zawodzi, rozczarowując w najważniejszym momencie. Jedynie Bóg jest całkowicie wiarygodny, niezależny od wszelkich okoliczności i zawsze działający dla naszego ostatecznego dobra. Tysiące lat temu prorok Jeremiasz w prostych słowach opisał katastrofę, jaka grozi ludziom ufającym człowiekowi zamiast Bogu. Początkowy sukces takiej postawy nieuchronnie prowadzi do skarlenia duchowego życia. Przeciwieństwem jest zaufanie Panu, które nawet w najtrudniejszych momentach przynosi błogosławieństwo i korzyści otoczeniu. Tak mówi Pan: Przeklęty mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie, a od Pana odwraca się jego serce! Jest on jak jałowiec na stepie i nie widzi tego, że przychodzi dobre; mieszka na zwietrzałym gruncie na pustyni, w glebie słonej, nie zaludnionej. Błogosławiony mąż, który polega na Panu, którego ufnością jest Pan! Jest on jak drzewo zasadzone nad wodą, które nad potok zapuszcza swoje korzenie, nie boi się, gdy upał nadchodzi, lecz jego liść pozostaje zielony, i w roku posuchy się nie frasuje, i nie przestaje wydawać owocu. Podstępne jest serce, bardziej niż wszystko inne, i zepsute, któż może je poznać? (Jr 17,5-9). Następne wersety mówią o tym, jak zepsute jest serce człowieka i zwodnicze, skłonne do oszukiwania samego siebie, że ufa Bogu, podczas gdy naprawdę pokłada ufność w ludzkich przedsięwzięciach. Bóg łaskawie przeprowadza nas przez próby w trudnych okolicznościach (czasy suszy lub pustyni), abyśmy wiedzieli, na czym tak naprawdę opiera się nasza wiara (Jr 17,9-10). Wiara okazuje się w działaniu Jak zatem można opisać rodzinę żyjącą przez wiarę? Jako rodzinę, która stale uczestniczy w przedsięwzięciach i programach swe- go kościoła? Która dobrze zna teologiczne podstawy swych przekonań? Która się modli i otrzymuje przelew z potrzebną sumą dokładnie w dniu, kiedy jej potrzebuje? Oczywiście, wszystkie opisane wyżej czynniki wymagają wiary, lecz ufność, która podoba się Bogu, to coś więcej niż każdy z nich. Ona wykracza poza zestaw intelektualnych poglądów czy znajomość dogmatów. Prawdziwa wiara zawsze przynosi owoce będące jej dowodem (Jk 2,14-26). Bóg podkreśla to bardzo wyraźnie w 11. rozdziale Listu do Hebrajczyków. Zamiast podawać rozbudowaną definicję wiary, pokazuje, w jaki sposób wpływała ona na życie konkretnych ludzi. Ten obraz rodzin żyjących przez wiarę pozwala nam lepiej zrozumieć, czym ona jest, i zobaczyć, jak praktyczne życie wiarą pomaga wprowadzać dzieci w aktywne uczestniczenie w Bożym programie. Wiara określa działania rodziny. Tylko wtedy, gdy rodzice żyją w ufności niewidzialnemu Bogu, mogą się spodziewać od dzieci, że będą kiedyś tak samo w Niego wierzyć. Trzeba wierzyć, żeby się Bogu podobać Jedenasty rozdział Listu do Hebrajczyków jest wielkim przeglądem życia świętych, którzy położyli ufność w Bogu. Rozpoczyna się stwierdzeniem: wiara jest gruntem tych rzeczy, których się spodziewamy i dowodem rzeczy niewidzialnych (werset 1, Biblia Gdańska). Z definicji wiara w Boga wymaga ufności w to, co jest niewidzialne. Po opisaniu wiary Abla i Henocha autor listu wypowiada mocne słowa: Bez wiary zaś nie można podobać się Bogu; kto bowiem przystępuje do Boga, musi uwierzyć, że On istnieje i że nagradza tych, którzy Go szukają (Hbr 11,6). Wiara jest niezbędna, ponieważ człowiek stoi tak naprawdę przed wyborem między dwiema opcjami: uwierzyć Bogu albo uwierzyć czemuś innemu. Stając w obliczu trud- „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 13 ności, możemy albo uwierzyć, że Bóg dokona cudu w odpowiedzi na nasze posłuszeństwo, albo podjąć działania na podstawie ludzkiego rozumowania opartego na wierze w coś innego niż Bóg. Człowiek wierzący Bogu opiera swe działania na tym, co On powiedział – nawet jeśli dla naturalnego umysłu wydaje się to nonsensem. Bez wiary w Boga człowiekowi pozostaje jedyne źródło, jakim jest cielesne rozumowanie, które przeciwstawia się Bogu (Rz 8,7-8) i w ten sposób Go obraża. Wiele współczesnych porad serwowanych rodzinom pochodzi właśnie z naturalnego myślenia i dlatego wprost sprzeciwia się Słowu Bożemu. Wiara sprawia, że nie ulegamy światu Noe jest wspaniałym przykładem człowieka, który swą wiarą wpłynął na rodzinę. Przez wiarę zbudował Noe, ostrzeżony cudownie o tym, czego jeszcze nie można było widzieć, pełen bojaźni, arkę dla ocalenia rodziny swojej; przez nią wydał wyrok na świat i odziedziczył usprawiedliwienie, które jest z wiary (w. 7). Wiara sprawia, że nie ulegamy światu. Noe doświadczył tego w dwóch dziedzinach: posłuszeństwa Bogu nawet w sprawach, o których nigdy wcześniej nie słyszał i posłuszeństwa w sytuacji, gdy automatycznie czyniło go to innym od wszystkich ludzi z jego otoczenia. Wiara oznacza posłuszeństwo nawet w sytuacjach niepojętych Noe był posłuszny Bogu nawet wtedy, gdy dotyczyło to rzeczy dla niego niepojętych. Gdy Bóg ostrzegł go przed nadchodzącym sądem i zatopieniem Ziemi, mógł zaprotestować: „Co? To znaczy, że w górze jest wystarczająca ilość wody, żeby pokryć nawet góry? Nigdy jeszcze w historii woda nie padała z nieba. A poza tym, jak ja wsadzę te wszystkie zwierzęta do arki? Jak je powstrzymam 14 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 w środku, żeby nie pożerały się nawzajem?”. Podobnie jak apostoł Paweł (1 Kor 4,10), Noe był gotowy wystawić się na pośmiewisko z powodu swego posłuszeństwa Bogu. Wyobraźcie sobie nagłówki gazet w trakcie pracy nad arką i głoszenia nadchodzącego sądu przez Noego: „Dzisiaj upływa 36. rocznica rozpoczęcia budowy arki przez starego piernika Noego. Każdy kompetentny obserwator widzi, że w tym czasie nie nastąpiły żadne zmiany meteorologiczne i nie ma potrzeby budowania arki, podobnie jak nie było jej 36 lat temu. Widząc rozmiary tego projektu i ślimacze tempo prac, przewidujemy, że dokończenie zabierze jeszcze jakieś 70 lat. Kilku młodych przedsiębiorców postawiło nieopodal miejsca budowy budki z informacjami dla turystów pragnących odwiedzić ten przykład głupoty archaicznego fundamentalizmu religijnego. Stary Noe i jego synowie dostarczą nam jeszcze zabawy przez wiele dziesięcioleci”. Prawdziwa mądrość jest dla naturalnego umysłu głupotą. Człowiek zmysłowy nie przyjmuje tych rzeczy, które są z Ducha Bożego, bo są dlań głupstwem, i nie może ich poznać, gdyż należy je duchowo rozsądzać (1 Kor 2,14). Głoszenie Krzyża jest głupstwem dla tych, którzy giną (1 Kor 1,18). W zasadzie każdy, kto uważa zwiastowanie Krzyża za głupotę, sam siebie skazuje na katastrofę. Ci, którzy ufają Bogu, są Mu posłuszni – nawet jeśli oznacza to sprawy, o których nigdy wcześniej nie słyszeli. Wiara oznacza posłuszeństwo, które z wierzącego czyni dziwaka Wiara oznacza posłuszeństwo, nawet jeśli oznacza, że będziemy się odróżniać od wszystkich innych. Czasami chrześcijanie narzekają, że świat jest coraz gorszy. Nie jest jednak jeszcze tak zły, jak za czasów Noego. Wtedy na całym świecie żyła tylko jedna sprawiedliwa rodzina. Wszyscy z wyjątkiem tych ośmior- ga ludzi byli nikczemnikami. Ich krewni byli zepsuci, podobnie jak wszyscy przywódcy ówczesnego świata. Noe i jego rodzina byli samotni. Prawdopodobnie nawet oni czasem uginali się pod presją. Opisując nieuchronność sądu, jaki miał spaść na Judę, Bóg wspomina trzech mężów: Noego, Daniela i Hioba. Następnie powtarza kilka razy, że choćby wszyscy trzej mieszkali w Judzie, to nie uratowaliby ani swoich synów, ani córek, lecz jedynie własne dusze (Ez 14,12-20). Najwyraźniej rodzina Noego została uratowana ze względu na wiarę ojca. Choć jego posłuszeństwo w budowaniu arki skutkowało odziedziczeniem obietnicy i potępieniem świata, działał ze względu na swą rodzinę. Przez wiarę zbudował Noe [...] arkę dla ocalenia rodziny swojej. Dzięki temu została ona zachowana od niechybnej katastrofy. Przykład Noego jest wspaniałą zachętą dla rodziców, którzy chcą przez wiarę uratować swoje rodziny żyjące w zepsutym świecie. Wiara koncentruje się na długofalowych korzyściach W wersetach 8-10 przykład Abrahama pokazuje, że wiara koncentruje się na długofalowych korzyściach, a nie na krótkotrwałych zyskach. Patrzymy na teraźniejszość oczami wiary, ponieważ jest zakotwiczona w tym, co Bóg obiecał na przyszłość. Wiara rodzi posłuszeństwo bez natychmiastowych rezultatów Abraham jest doskonałą ilustracją takiej postawy. Przez wiarę usłuchał Abraham, gdy został powołany, aby pójść na miejsce, które miał wziąć w dziedzictwo, i wyszedł, nie wiedząc, dokąd idzie (w. 8). Abraham był człowiekiem bogatym i poważanym. Mógł zadać Bogu wszystkie pytania normalne w takich okolicznościach. „Jak będę podróżował przez tereny pełne niebez- pieczeństw ze strony włóczęgów i złodziei? Co będzie, jeśli ta obiecana ziemia nie będzie dobra dla moich trzód? Czy miejscowi są tam przyjaźnie nastawieni do przybyszów?”. Bóg nie udzielił Abrahamowi odpowiedzi na tego rodzaju pytania. Oczekiwał od niego, że uwierzy i wyruszy w drogę. Abraham okazał posłuszeństwo nie wiedząc, dokąd go to wszystko zaprowadzi. Życie przez wiarę w społeczeństwie XXI wieku wymaga tego samego oddania. Niektórzy mogą lamentować: „Jeśli potraktuję Słowo Boże dosłownie w tej kwestii, to nie wiem, do czego mnie to doprowadzi!”. Ale na tym właśnie polega chodzenie w wierze. Bóg daje rozkazy i dostarcza łaski do natychmiastowego okazania posłuszeństwa, a nie zabezpieczenia na każdą możliwą okoliczność. Jeśli nie chcemy być posłuszni Bogu bez znajomości rezultatów, to tak naprawdę nie pozwalamy Bogu, by nas prowadził. Po prostu prowadzimy sami siebie według naszych preferencji i zgodnie z najlepszą wiedzą. Życie przez wiarę oznacza takie samo oddanie się Bogu, jakie ślubujemy współmałżonkom. Obiecujemy miłość i uczciwość małżeńską, nie wiedząc jeszcze, co nam się w życiu przydarzy. „Na wozie i pod wozem”, w dobrobycie i ubóstwie, w zdrowiu i chorobie będziemy się sobą nawzajem rozkoszować. Życie wiarą jest stałym wyrazem podobnego oddania Bogu: ślubujemy posłuszeństwo, nie wiedząc, co jest przed nami. Taki styl życia wywiera niezapomniany wpływ na nasze dzieci. Trudności i presje, jakim stawiał czoła Abraham w swej podróży do ziemi obiecanej, stanowiły dla Boga okazję do objawiania łaski i mocy. Takie doświadczenia wpływały na członków jego rodziny w sposób, który na zawsze w nich pozostał. Zaczerpnięto z Divine Design For The Family © 1990 Ray Wenger Published by Plumb Line Press Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 15 P Machając przez całe życie omachajcie dzieciom od czasu do czasu i obdarujcie je uśmiechem. Pomachajcie do swojego brzdąca, który przechodzi w pobliżu, ciągnąc swoją zabawkę na kółkach. A może by też pomachać przedszkolakowi testującemu swój nowy samochodzik. Każdego ranka machajcie swoim dzieciom, kiedy wychodzą do szkoły i kiedy wracają do domu. To je wprawi w dobry humor. Pomachaj swojemu synowi, kiedy wsiada po raz pierwszy za kierownicę po zdanym egzaminie na prawo jazdy. I w czasie meczu na boisku – kiedy mu dobrze idzie, albo kiedy mu idzie źle. Machajcie dzieciom przez ich młodość, a one będą machać w odpowiedzi do was, kiedy spoglądacie za nimi czasem, wzdychając do Pana za nimi. Potem one będą machać do innych – wasz syn do swojej narzeczonej, wsadzając ją do autobusu, wasza córka do swojego męża, kiedy rano rozstają się, idąc każde do swojej pracy. Niedługo potem będą machać do swojego malucha, który będzie dreptał obok, ciągnąc zabawkę na kółkach. Uśmiechaj się i machaj, obdarowując ich wszystkich swoją pogodą ducha… Zaczerpnięro z Family Life, maj 2012 Pathway Publishers Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Aloes—Aromat wierności A loes jest rzadkim i cennym drzewem rosnącym na Wschodzie. W czasach biblijnych uprawiano go w starożytnym Izraelu w dolinie Jordanu. Żywiczny olejek odciągany z jego drzewa był używany do wyrobu kosztownych perfum. Czytamy, że kiedy Bileam oglądał obóz izraelski z góry Peor, ogarnął go Duch Boży i powiedział, co następuje: Jakże piękne są twoje namioty, Jakubie, Twoje siedziby, Izraelu! Jak doliny potoków się ciągną, jak ogrody nad strumieniami, jak aloesy, które zasadził Pan [...] (4 M 24,2.5-6). Spod pióra Dawida wyszło takie oto proroctwo dotyczące przychodzą- 16 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 —Simeon Rudolph cego Króla: [...] Wszystkie twoje szaty pachną mirrą, aloesem i kasją [...] (Ps 45,9). Salomon zaś śpiewał: Ogrodem zamkniętym jest moja siostra, oblubienica, ogrodem zamkniętym [...] z wybornymi owocami, kwiatami cyprysu i nardu. Nard i szafran, trzcina i cynamon z wszelkimi wonnymi krzewami, mirrą i aloesem, ze wszystkimi wybornymi balsamami (Pnp 4,1214). Nikodem przyszedł niosąc około stu funtów mieszaniny i mirry i aloesu. Wzięli wtedy ciało Jezusa i zawinęli je w prześcieradła z wonnościami, jak Żydzi mają zwyczaj chować umarłych (J 19,39-40). Używanie wonnych olejków do wyrobu perfum było w czasach biblijnych bardzo powszechne. Te substancje wchodziły też w skład kadzidła, które spalano na zewnątrz przybytku, aby zniwelować przykry zapach mięsa ofiarnego. W ciepłym klimacie Bliskiego Wschodu stosowanie pachnideł na szaty i we wnętrzach domów było uważane za czynność higieniczną. Praktyka umieszczania zabalsamowanych zwłok wewnątrz grobowca (zamiast grzebania w ziemi) wymagała obfitego zastosowania tych aromatycznych substancji. Obecnie chrześcijańskie rodziny nie potrzebują aż tylu wonnych pachnideł. Natomiast kładziemy nacisk na czystość. Ponieważ naszym celem jest wolność od wszystkiego, co skupiałoby uwagę na nas, ograniczamy stosowanie pachnideł do podstawowej potrzeby użycia dezodorantu. Za to rodziny nasze powinna otaczać wonność duchowa, czyli autentyczne chrześcijaństwo, które wypływa z naszych serc, dotyka innych oraz jest radością dla Boga. Składniki tej wonności to: błogosławieństwie dla człowieka, kiedy chrześcijańskie rodziny gromadzą się przy rodzinnym ołtarzu każdego dnia. Szczególną przyjemnością są dla Boga wyrazy czci i modlitwy dzieci (Mt 21,16). Bóg jest uczczony, kiedy chwała dla Niego obejmuje ich dziecięcy szczebiot. Pieśni śpiewane przez dzieci i modlitwy w czasie rodzinnego uwielbienia przyczyniają się do większej chwały dla Boga w wierzących rodzinach. 1. Szczera wiara. Bogata woń wiary najlepiej i najpełniej roztacza się w domu. Tak, jak w rodzinie Tymoteusza, każde pokolenie inspiruje i wzmacnia następne. Dla kontrastu porównajmy to z rodziną Lota. Niewielu z nich uniknęło siarki i ognia Sodomy, jednak smród niewierności otacza jego potomstwo aż do dzisiaj. Wiara naszej rodziny „będzie cuchnąć” w taki sam sposób, jeśli – jak w rodzinie Lota – będzie u nas brak szacunku dla starszych, wymówka dla „konfliktu pokoleń” i brak oddzielenia od świata. 4. Chrześcijańska prostota i służba. Podczas gdy zachłyśnięcie się technologią mnoży pustkę i bezczynność w goniącym za przyjemnościami świecie, chrześcijańskie rodziny trwają w radości, bogactwie prostoty i służby. Wiara w rodzinie kwitnie, kiedy rodzice i dzieci pracują razem, prowadząc na przykład rodzinny biznes, czy przycinając krzewy w ogrodzie lub gotując razem w kuchni. Nieraz doskwierają nam braki finansowe w czasie dojrzewania wiary, ale wydaje ona przyjemną wonność, ofiarę mile widzianą, w której Bóg ma upodobanie (Flp 4,18). Figowiec zarumienia już swoje owoce, a winna latorośl zakwita i wydaje woń (Pnp 2,13). Wszystkie wierne rodziny, w których dzieci są wychowywane dla Pana, są dla Niego miłą wonnością. 2. Codzienna modlitwa. Cześć dla Boga jest kręgosłupem rodzinnej wiary. Siła duchowa i radość płyną z regularnej, rodzinnej i wspólnotowej chwały dla Boga. Kiedy samotna rodzina Noego zebrała się wokół ołtarza u boku arki, „poczuł Pan miłą woń” i pobłogosławił ich (1 M 8,21). Pomyślmy o większej radości dla Pana i pełniejszym 3. Boży wpływ. Pobożność jest cichą, przenikającą siłą płynącą od Bożego ludu, rozświetlającą i solącą nasz świat. Przestrzeganie odpoczynku w dniu świętym, skromny ubiór, powściągliwość języka nieustannie stanowią zasady pobożnego życia pośród bezbożnego świata. Radosne chrześcijańskie rodziny o niezachwianych małżeńskich fundamentach, zdyscyplinowane dzieci i pełna szacunku młodzież, która idzie za przykładem wiernych w wierze starszych, wywierają na społeczeństwo potężny wpływ, powstrzymując w ten sposób rozprzestrzenianie się zła. Zaczerpnięto z Home Horizons Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 17 „Wspomnij dni dawne, rozważcie lata dawnych pokoleń, Zapytaj ojca twego, a oznajmi ci, Starszych twoich, a powiedzą ci.” 5 M 32,7 Część H istoryczna Huteryci Część 1 H uteryci reprezentowali jedną z największych grup wiernych anabaptystów. Wyróżniali się spośród innych głównie praktyką życia wspólnotowego i żywotnością ewangelicznych przekonań. Podczas gdy wielu braci szwajcarskich popadło w duchową stagnację, a większość menonitów holenderskich odeszło do świata, huteryci w bardzo wielu przypadkach wiernie świadczyli o Panu i praktykowali biblijne uczniostwo. Z czasem ich liczba również malała i ostatecznie pozostała jedynie resztka trzymająca się wiary ojców. Morawy – kraj tolerancji religijnej Dzisiaj Morawy są nizinnym, rolniczym i zalesionym regionem Republiki Czeskiej, zamkniętym z trzech stron górzystym terenem. Leży on na wschód od południowych Niemiec i na południe od Polski. W XVI wieku Morawy były podzielone na małe dzielnice rządzone przez miejscowych panów, które w poprzednich wiekach miały nawet status niezależnych państewek. Jednak w miarę wzrostu wpływów europejskich dynastii i w wyniku tworzenia się większych organizmów państwowych, morawscy władcy zostali uzależnieni politycznie od władców Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Nie oddali jednak łatwo swej wolności i nadal starali się kon- 18 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 —Michael S. Martin trolować własne interesy na miejscu. Nie czuli się w obowiązku okazywać pełnej uległości cesarzowi, dopóki nie zostali do tego zmuszeni poważną groźbą z jego strony. Niektórzy panowie morawscy szczycili się tolerancją religijną. Przez wiele lat zwolennicy Jana Husa1 i wielu innych małych odłamów religijnych cieszyli się na Morawach zakresem tolerancji niespotykanym w innych częściach Europy. Rozciągała się ona również na anabaptystów. Miejscowi władcy tolerowali anabaptystów również dlatego, że byli ludźmi prawymi i rzetelnie pracowali. Miejscowa ludność, składająca się głównie z katolików, miała skłonności do lenistwa, nieuczciwości i niemoralnego życia. Anabaptyści natomiast byli znani z uczciwości, szli przysłowiową „drugą milę”, gdy było trzeba, troszczyli 1. Jan Hus (1369-1415) był czeskim reformatorem. Jego wpływy przeniknęły z Czech na Morawy. Za czasów pojawienia się ruchu anabaptystycznego na Morawach, zwolennicy Husa podzielili się na dwie grupy. Jan Hus znajdował się pod wpływem nauczania innego reformatora, Johna Wycliffe’a (1320-1384), którego uczniów nazywano lollardami. Występowali oni przeciwko nadużyciom władzy papieskiej i kleru rzymsko-katolickiego, uznając Biblię za jedyny standard prawdy. Późniejsi reformatorzy podkreślali takie nauki Husa jak sprzeciw wobec uznawania papieża za głowę Kościoła i możliwość przynależności do ziemskiej organizacji kościelnej pomimo braku zbawienia. się o ziemię, budynki i płacili podatki. Jako grupa posiadali przedstawicieli w niemal każdym zawodzie i dostarczali wyroby wysokiej jakości na rynku lokalnym i zagranicznym, które każdy z władców traktował jako regionalne zalety. Balthasar Hubmaier i wydarzenia w Nikolsburgu Nikolsburg2 – miasteczko w południowych Morawach – stał się centrum anabaptystycznym pod koniec lat dwudziestych XVI wieku. Do roku 1566 tereny te należały do tolerancyjnego rodu Liechtensteinów, a już w 1524 powstał tam kościół luterański. W Nikolsburgu działało również kilka grup zwolenników Jana Husa. Balthasar Hubmaier, były ksiądz, przybył do tego miasteczka na wiosnę roku 1526, około piętnastu miesięcy po tym, jak anabaptyści szwajcarscy rozpoczęli działalność w Zurychu. Pod wpływem reform Lutra i Zwingliego wprowadził wiele biblijnych nauk w swym kościele w Waldshut – małym miasteczku na północ od Zurychu. Popierał chrzest dorosłych i niektóre inne wierzenia anabaptystyczne, lecz w przeciwieństwie do nich nie odrzucił składania przysiąg, czynnego oporu ani idei, że władza świecka może należeć do chrześcijan. Miał on już wcześniej kontakty z braćmi szwajcarskimi, a Konrad Grebel i Wilhelm Reublin odwiedzali go w Waldshut. Zanim przyjechał na Morawy, był również w Zurychu jak i w Schaffhausen, gdzie prawdopodobnie też kontaktował się z anabaptystami. Po przyjeździe do Nikolsburga, Hubmaier został przywódcą dużej grupy anabaptystów, przy okazji skutecznie nawracając miejscową parafię luterańską na ich przekonania. W międzyczasie srogie prześladowania w innych rejonach spowodowały napływ dwunastu tysięcy anabaptystów na tereny południowych Moraw. Miejscowi anabaptyści różnili się, jeśli chodzi o poglądy, co prowadziło do licznych dysput. Choć w całej społeczności w Nikolsburgu służyli również inni liderzy, wydaje się, że Hubmaier cieszył się tam największym autorytetem. Akceptował on stosowanie przemocy i płacenie podatków na cele 2. Nikolsburg jest znany obecnie pod nazwą Mikulov. wojskowe. Co najmniej jeden z regionalnych władców był ochrzczonym członkiem jego kościoła. Z kolei Jacob Wiedemann i Philip Jager przewodzili grupie sprzeciwiającej się używaniu przemocy i nie płacącej podatków na cele militarne. Uważali również, że sam Hubmeier przyjmuje do zgromadzenia ludzi bez uprzedniego upewnienia się co do prawdziwości ich wiary. Oskarżali jego zwolenników o niedostateczne wspomaganie ubogich braci w wierze, którzy napływali do Nikolsburga. Wielu z nich opuściło wszystkie swoje dobra, ratując życie. Wiedemann i jego grupa wkrótce zaczęli spotykać się osobno i rozstali się z macierzystym zgromadzeniem. W roku 1527 na wzburzone wody podziału w Nikolsburgu wpłynął Hans Hut – gorliwy, skuteczny misjonarz anabaptystyczny, który w niektórych kwestiach nie zgadzał się z braćmi szwajcarskimi3. Był dynamicznym kaznodzieją i wkrótce wszczął dysputę z Hubmaierem 3. Hut wyrażał ekstremalne poglądy w kwestii proroctwa. Uważał, że wie, kiedy powróci Chrystus i czynił porównania współczesnej mu sytuacji z biblijnymi opisami czasów ostatecznych. Kładł również nacisk na znaczenie snów jako metody otrzymywania Bożego objawienia. Hut nauczał wyrzeczenia się przemocy, lecz wydaje się, że opierał to zarówno na swoich poglądach na proroctwo, jak i na Biblii. Uważał, że Turcy (który zagrażali wtedy Europie) mieli zdobyć nasz kontynent. Nie było sensu im się przeciwstawiać, bo po prostu wykonywali Boży plan. Hut mocno podkreślał również pomoc materialną dla ubogich. Idea była dobra, lecz oparta na założeniu, że skoro Turcy zdewastują Europę, to nie ma sensu troszczyć się o dobra materialne. Czy Hut był anabaptystą? Jego przesłanie zawierało wiele elementów anabaptystycznych, takich jak biblijne rozumienie Wieczerzy Pańskiej i chrztu wodnego. Mimo że jego poglądy nie są do końca zbieżne z nauczaniem większości biblijnych anabaptystów jak bracia szwajcarscy we wczesnym stadium czy menonici holenderscy, wydaje się słuszne zakwalifikowanie ich do anabaptyzmu jako takiego. Był uczestnikiem Synodu Męczenników (spotkania przywódców anabaptystycznych w roku 1527, spośród których niektórzy zginęli śmiercią męczeńską zaraz po zakończeniu zgromadzenia). Podczas tego synodu Hut zgodził się zmodyfikować swoje nauczanie na temat proroctwa. W środkowych i południowych Niemczech, gdzie głównie działał Hut, kościoły anabaptystów różniły się w niektórych kwestiach w stosunku do braci szwajcarskich. Nie były również tak stabilne i wkrótce zostały wyniszczone przez prześladowania i emigrację. „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 19 w sprawie konfliktu w Nikolsburgu. Ponieważ Hut mocno wierzył w zakaz stosowania przemocy i obowiązek wspomagania ubogich, poparł grupę Wiedemanna. Panowie Nikolsburga nie mieli dobrego zdania o agresywności Huta i próbowali utrzymać pokój między różnymi grupami anabaptystów, podczas gdy Hut wprowadzał zamieszanie. Został aresztowany i uwięziony, lecz wkrótce udało mu się uciec i opuścił ten teren na dobre. Pod koniec roku 1527 władcy zdecydowali wreszcie, że Wiedemann i jego grupa nie będą mogli dłużej pozostać w swoich dobrach, jeśli nie przyłączą się do jakiegoś większego kościoła4. Władze nie były przeciwne ich poglądom, lecz nie tolerowały podziałów w kościele. Pomimo tej propozycji grupa Wiedemanna była zdecydowana wyjechać, ponieważ władze chroniły jej członków przy użyciu przemocy, co w ich przekonaniu było nie do przyjęcia jako bunt wobec władzy cesarza. Wiosną 1528 roku Wiedemann i jego zwolennicy sprzedali niektóre swoje dobra, inne zostawili 4. Władze austriackie aresztowały Hubmaiera niedługo po tym, jak Hut opuścił Morawy. Hubmaier zginął śmiercią męczeńską w Wiedniu 10 marca 1528 roku. Jego kościół w Nikolsburgu uległ podziałom i rozpadł się w kilka lat po jego śmierci. i około dwustu dorosłych osób wraz z dziećmi opuściło Nikolsburg, by osiedlić się w opustoszałej pobliskiej wiosce. Tam podjęli decyzję, że zostaną razem i będą żyć ze wspólnych pieniędzy. Skrajne ubóstwo niektórych postawiło grupę przed decyzją, czy podzielić się wszystkim, czy pozostawić najbardziej ubogich swojemu losowi. Kierując się chrześcijańską miłością, postanowili zadbać o siebie nawzajem i nikogo nie opuszczać. W tym czasie nie zamierzali jeszcze tworzyć zorganizowanego i niezbędnego do zbawienia życia wspólnotowego, jakie rozwinęli później. Jeden z władców tamtych terenów podróżował z nimi jakiś czas, dostarczając picia i uiszczając za nich myto. Wkrótce znaleźli sobie nowe miejsce niedaleko miasta Austerlitz. Tamtejsi władcy pozwolili im zamieszkać na swoich terenach, zachęcając do osiedlenia się na stałe. Dali nawet imigrantom drewno do budowy domów i na sześć lat zwolnili ich z odrabiania pańszczyzny, płacenia komornego oraz podatków. —ciąg dalszy nastąpi Zaczerpnięto z Cup & Cross Rod and Staff Publishers, Inc. Box 3, Crockett, Kentucky 41413 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Wybrany na żołnierza —Joanna F. Martin Ta historia wydarzyła się około roku 1605 w mieście Haarlem w północnej Holandii. Holandia ogłosiła niepodległość wobec Hiszpanii w 1581, czego Hiszpania nie uznała aż do roku 1648. W tym okresie holenderskie siły zbrojne próbowały powstrzymywać Hiszpanów, którzy chcieli odzyskać kontrolę nad krajem. Opisywane wydarzenia miały miejsce, zanim jeszcze część holenderskich menonitów popadła w zwiedzenie. J an błąkał się po ulicach bez celu. Chłodna, wiosenna bryza bawiła się liśćmi na holenderskich wiązach. Jan wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w spadziste dachy starszych budynków i łagodniej nachylone 20 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 dachy nowszych domów. Kroczył po ceglanym krawężniku wybrukowanej ulicy. Przytłumiony odgłos odpowiadał melancholijnemu rytmowi jego myśli. – Co ja właściwie robię? – mamrotał gniewnie. – Biegam tu i tam, próbując wyrzucić Hiszpanów! Co przez to osiągnę? Co mam z życia? W wyobraźni zobaczył obraz farmy rodziców w niemieckiej Kolonii. Będąc jeszcze chłopcem, chciał robić w życiu coś ważnego. Gdy powiedział rodzicom, że zamierza zostać księdzem, bardzo się ucieszyli i wysłali go do katolickiego seminarium. Lecz – Jan skrzywił się na samo wspomnienie – niekończące się modlitwy, religijna obłuda i puste rytuały napełniały go obrzydzeniem. Wtedy Jan wymyślił sobie nowy ideał – chciał być żołnierzem, bohaterem, zwycięzcą. Musiał zatem uciec ze szkoły i zaciągnąć się do wojska. „A teraz” – znów się skrzywił – „nic lepszego nie osiągnąłem. Ta walka nie ma sensu. Przeganiamy Hiszpanów, a oni za tydzień wracają. To bezcelowe i nie warte takich wysiłków”. Spojrzał na swój żołnierski mundur. Szeroka kryza otulała jego szyję i ramiona. Kamizelka była wyszywana złotem i wykończona szerokim satynowym pasem. Zawód żołnierza miał dwie zalety: dobre ubranie i status społeczny. Mimo iż Jan nie był zadowolony z żołnierskiego życia, pocieszała go nadzieja na awans do stopnia kapitana miejscowego oddziału. Przechodząc obok jakiegoś kościoła reformowanego, usłyszał muzykę – nie była ona jednak kojąca. Przywodziła na myśl rozszalałą burzę, która ucichła i przeszła w łagodne tony. Jednak pierwsze usłyszane dźwięki nie dawały mu spokoju. „Inni mogą sobie chodzić do kościoła, ale mnie tam nie zobaczą” – mruknął do siebie. Błąkał się nadal bez celu, próbując znaleźć jakąś rozrywkę. Nagle przystanął i podniósł głowę, jakby coś usłyszał. Przechodził właśnie obok budynku przypominającego magazyn. Dobiegała stamtąd miła muzyka. Bóg naszą ucieczką i mocą, w uciskach najpewniejszą […] choćby rozszalała się burza […]. Jan nigdy wcześniej nie słyszał takiej muzyki. Jej spokojne piękno pociągało jego serce, więc wszedł do środka. „Nabożeństwo!” – westchnął cicho, czując wzniosłą atmosferę i widząc zaangażowanie wiernych. Odruchowo zdjął kapelusz i usiadł w ławce. Zaciekawiony, rozejrzał się po zgromadzeniu. Jakże skromnie byli ubrani! Kobiety miały na sobie ciemne suknie z białymi fartuszkami i pelerynki. Na głowach nosiły proste, białe czepki. Ubiory mężczyzn również były skrojone prosto, bez żadnych modnych dodatków. Wkrótce śpiewy ustały i powstał kaznodzieja. Jan uważnie słuchał czytania z 2 Listu do Tymoteusza 2,3: Cierp wespół ze mną jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa. Żaden żołnierz nie daje się wplątać w sprawy doczesnego życia, aby się podobać temu, który go do wojska powołał. Bo nawet jeśli ktoś staje do zapasów, nie otrzymuje wieńca, jeżeli nie walczy prawidłowo. Po krótkiej przerwie kaznodzieja skomentował przeczytany tekst: – Paweł porównuje życie chrześcijanina do wojny. Musimy znosić niewygody – nie ze względu na nasz kraj, lecz dla sprawy Chrystusa. – Jako słudzy Chrystusowi nie dajemy się wplątać w sprawy doczesnego życia, lecz przestrzegamy poleceń naszego wodza, Jezusa Chrystusa. – Rozważmy werset 5: Nie otrzymuje wieńca, jeżeli nie walczy prawidłowo. Nagroda w niebie czeka tylko tych, którzy prowadzą święte życie i są posłuszni naukom Chrystusa. „I taka jest różnica między księżmi katolickimi a tymi ludźmi!” – zdał sobie sprawę Jan. „Oni żyją w świętości. Kler katolicki z pewnością nie”. Mijały kolejne tygodnie, a Jan wciąż wracał do tych, którzy ubierali się skromnie i żyli w świętości. Był coraz bardziej przekonany, że oni mają odpowiedzi, których poszukiwał. „Gdybym tylko mógł do nich dołączyć”. Jego serce pragnęło spełnienia, które wyczuwał w ich życiu. „Ale teraz jestem żołnierzem”. Jeszcze raz przyjrzał się ubraniom mężczyzn i poczuł niesmak, świadomy własnego pięknego munduru. Po jednym z nabożeństw Jan rozmawiał z siedzącym obok mężczyzną, który przed- „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 21 stawił się jako Lorens. – Co powinienem zrobić, żeby przyłączyć się do waszego kościoła? – zapytał z wahaniem. – I zostać dobrym żołnierzem Jezusa Chrystusa? – odparł Lorens. – Widzisz, Królestwo Boże jest w stanie wojny z królestwem tego świata. Jako chrześcijanie naśladujemy Chrystusa; miłujemy nieprzyjaciół zamiast ich nienawidzić. Jan popatrzył na swój ubiór, który tak bardzo lubił. – Ale nie zostanę zwolniony z garnizonu. Nie puszczą mnie – uśmiechnął się blado do Lorensa. –Muszę to jeszcze przemyśleć. Po czym cichutko wymknął się z sali. Idąc w dół ulicy, Jan intensywnie myślał. „Zrezygnować z dotychczasowych osiągnięć? Myślałem, że po tych wszystkich latach zostanę wreszcie kapitanem. Nie mogę chodzić po ulicy w takich zwykłych ciuchach. Wyglądałbym jak głupek”. Jednak przez cały następny tydzień wewnętrzna pustka przypominała mu, że świat nie daje tego, czego pragnął. Następnej niedzieli odszukał nowego znajomego, Lorensa. – Chcę być żołnierzem Jezusa Chrystusa – oznajmił szorstko. – Lecz jak mam się zwolnić z wojska? – Nasza społeczność mogłaby cię wykupić – odparł Lorens. – Cieszylibyśmy się, mogąc ci pomóc. Jan był zdumiony. Ktoś w tym obcym mieście – ktoś, kto znał go tak krótko – oferował mu pomoc! – Naprawdę? – Tak, naprawdę – potwierdził zdecydowanie Lorens. A potem objaśnił Janowi drogę zbawienia. W poniedziałek rano odrodzony Jan szedł ulicami Haarlemu. Tym razem miał cel i wewnętrzną pewność. Obok niego szedł Lorens – jego brat w Chrystusie. Szli zwolnić 22 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 Jana ze służby wojskowej. Jan odetchnął rześkim, wiosennym powietrzem. Całe miasto tętniło życiem: jakaś gospodyni wciągała worek mąki na piętro przy pomocy kołowrotka, piekarz wieszał jakąś reklamę w witrynie sklepu, jakiś kupiec odcumowywał łódź i wypływał na kanał. – Nigdy nie wiedziałem – dziwił się Jan – że życie może być tak pełne radości. Że można mieć w nim prawdziwy cel. Jestem żołnierzem Jezusa Chrystusa. – Cieszę się razem z tobą – odrzekł Lorens. –To nowe życie nie będzie jednak łatwe. Mamy przeciwnika, diabła, a on nie zostawi cię w spokoju. Musisz przejść przez wiele trudów ze względu na Chrystusa. Jan skinął głową ze zrozumieniem. Przypomniał sobie fragment z 2 Listu do Tymoteusza i słowa kaznodziei w dniu, gdy po raz pierwszy wszedł do tego małego kościoła. – Skręćmy tutaj – wskazał na jedną z przecznic. Zwolnił kroku, gdy zbliżyli się do domu kapitana. Po wejściu Jan zdjął swój niegdyś ukochany płaszcz i wręczył go człowiekowi, który jeszcze do niedawna był dla niego wzorem kariery. – Nie będę go już potrzebował – oświadczył łagodnie. Kapitan wyglądał na zdziwionego, lecz nic nie odpowiedział. Wziął płaszcz i spojrzał na Lorensa. – Przyszedłem, by wykupić go ze służby wojskowej – rzekł Lorens, po czym krótko wyjaśnił, dlaczego Jan nie zamierza już dłużej być żołnierzem. – Ile to będzie kosztowało? Jan patrzył, jak Lorens odlicza monety. Następnie obaj bez zwłoki udali się do domu Lorensa za miastem. – Jak wam się odwdzięczę? – zapytał Jan. – Nie mam pieniędzy. – Bądź wierny – odparł Lorens. – To bęciąg dalszy na str. 25 „Zachęcam was jedynie, bracia, abyście coraz bardziej się doskonalili i starali zachować spokój, spełniać własne obowiązki i pracować własnymi rękami, jak to wam nakazaliśmy.” 1 Tes 4,11 Część Praktyczna Klepsydra życia —Timothy Stoltzfus P roste zadanie zdjęcia ze ściany ubiegłorocznego kalendarza i powieszenia nowego zawsze powinno być związane z chwilą refleksji. Upłynął właśnie pewien okres naszego życia, który już nie wróci. Kwiaty tak piękne w swej porze kwitnienia zwiędły już i zmarniały. Czas biegnie naprzód i nikt nie jest w stanie zwolnić jego kroku ani go zatrzymać. Gdybyśmy mogli pojąć skończoność czasu, zapewne wprawiłoby nas to w drżenie. Żyjemy tak, jakby w górnej połowie klepsydry naszego życia zawsze było więcej piasku, niż jest w istocie. Instynktownie jesteśmy świadomi własnej śmiertelności, a jednak trwonimy chwile przeciekające w dół klepsydry, które już nie wrócą. Oby Bóg pozwolił mi zobaczyć, jak bardzo liczba moich lat, dni, godzin, minut – a nawet sekund – jest ograniczona! Te, które ulatują, już na zawsze są wyczerpane i nie da się ich przywrócić. Wiele wieków temu w oksfordzkim All Souls’ College postawiono zegar słoneczny, który nad wskazówką posiada łaciński napis Pareunt et imputantur autorstwa rzymskiego poety Martiala. Dosłownie można go przetłumaczyć: „Przemijają i są zapisywane na nasze konto”. Mówi się, że te słowa wywarły niezwykły wpływ na dorastanie wielu znanych absolwentów uczelni w Oksfordzie, przypominając im o mądrym używaniu złotych godzin wskazywanych przez to urządzenie. Platon napisał: „Stracony czas to zużyte istnienie – czyli życie”. Sir Walter Scott dodaje: „Zabijając czas pamiętaj, że on nie zmartwychwstaje”. A Benjamin Franklin wtóruje: „Żyjesz? Zatem nie trać czasu, bo życie jest z niego złożone”. Zanim jednak wszyscy ci mędrcy napisali te słowa, Bóg natchnął autorów świętych Pism, by zapisali te myśli: Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy posiedli mądre serce! (Ps 90,12) oraz Daj mi, Panie, poznać kres mój i jaka jest miara dni moich, abym wiedział, jak jestem znikomy! (Ps 39,5). Każdemu z nas dano tylko jedno życie. Nie możemy wykonać próbnej rundy, zanim przystąpimy do właściwego biegu – ono samo jest tym biegiem. Wy i ja jesteśmy stworzeniami osadzonymi w czasie i jak barka na rzece nieuchronnie zbliża się do jej ujścia, tak my sami posuwamy się do chwili, gdy znajdziemy się poza czasem. Ta prawda uderzyła mnie bardzo „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 23 osobiście kilka tygodni temu, gdy siedziałem przy łóżku mego ojca, trzymając go za rękę, gdy odchodził do wieczności. Wciąż jestem pod wrażeniem tej świętej chwili, gdy przechodził z tego życia do chwały i pozostanie ona jednym z najważniejszych doświadczeń w moim życiu. Jest coś świętego w obecności dziecka Bożego cicho i łagodnie opuszczającego śmiertelną powłokę. Jakże niesamowicie musi być po drugiej stronie, gdy pielgrzym po zakończeniu ziemskiej wędrówki przechodzi na drugi brzeg! Gdy Bóg skinie na nas palcem, żadna moc na ziemi nie jest w stanie odwołać spotkania z Nim. Bóg wezwał mego ojca do domu i musieliśmy pozwolić mu odejść. Jakże cienka jest zasłona oddzielająca nasz świat od przyszłego; jakże łatwo się rozdziera. Ojciec odszedł w jednej chwili – klika ostatnich oddechów, przyspieszony puls. A potem, tak nagle – święta chwila i tylko mogę sobie wyobrazić, jaką porywającą scenę zobaczył z drugiej strony, gdy jego oczy otworzyły się ostatni raz i wpatrzyły się w sufit… co mówił, gdy jego wargi poruszyły się po raz ostatni. W jednej chwili my jako cała rodzina spontanicznie otoczyliśmy go i płakaliśmy wzruszeni zwycięstwem: „Tato, idziesz do domu! Dokończyłeś biegu!”. A potem zdaliśmy sobie sprawę ze smutkiem, że ten moment był również pożegnaniem, więc żegnaliśmy go przez łzy: „Żegnaj, Tato! Do widzenia w niebie!”. A potem jego duch uleciał tam, gdzie śmiertelne oczy już go nie zobaczą. Tak będzie z każdym z nas, gdy piasek w klepsydrze naszego życia przesypie się do końca. Bóg wyznaczył już spotkanie i nie kupimy żadnego czasu poza tym, który nam wyznaczono. Mówi się, że umierając angielska królowa Elżbieta powiedziała: „Wszystkie moje bogactwa za jedną chwilę dłużej!” – lecz nawet najpotężniejszy władca na ziemi nie może przekupić czasu, dlatego musiała odejść. […] Jednak jego dni są ustalone, a liczba jego miesięcy postanowiona u ciebie, […]Ty wyznaczyłeś mu kres, którego nie może przekroczyć (Hi 14,5). 24 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 Zaintrygowały mnie zapewnienia futurysty Raya Kurzweila, według którego w ciągu 1020 lat nauka i medycyna osiągną taki postęp, że będzie można naprawiać i leczyć ludzkie ciało, co niemalże pozwoli żyć wiecznie. Uważa on, że jeśli ktoś dożyje kolejnej dekady, to będzie miał dostęp do takiej technologii, która nie tylko zatrzyma, lecz nawet odwróci proces starzenia. Nie czytałem jego książek (i prawdopodobnie nigdy nie przeczytam), lecz na tylnej okładce książki Fantastic Voyage: Live Long Enough to Live Forever (Fantastyczna podróż: Żyć wystarczająco długo, by osiągnąć nieśmiertelność, (Plume Publishers, 2005), autor odważnie twierdzi, że „nieśmiertelność jest w zasięgu naszej ręki”. Cóż, to prawda, że człowiek może żyć wiecznie, lecz Kurzweil całkowicie się myli w ważnej sprawie – z pewnością nikt nie osiągnie nieśmiertelności w ziemskim ciele, w którym obecnie mieszkamy. My, chrześcijanie, znamy sposób na osiągnięcie życia wiecznego, które jest lepsze od tego tutaj. Jakże nieszczęsny jest śmiertelnik próbujący przedłużyć swe istnienie na tej upadłej planecie! My mamy błogosławioną obietnicę zmartwychwstania opartą na obietnicy Chrystusa, który przemieni znikome ciało nasze w postać, podobną do uwielbionego ciała swego (Flp 3,21), albowiem to, co skażone, musi przyoblec się w to, co nieskażone, a to, co śmiertelne, musi przyoblec się w nieśmiertelność (1 Kor 15,53). Boże, obudź nasze zmysły, byśmy zdali sobie sprawę z szybkości przemijania, mieli świadomość czekającej nas wieczności i żebyśmy zdali sobie sprawę, jak cenna jest każda chwila w naszym życiu! Wzbudź w nas święty zapał do pracy dla Twego Królestwa, mądrego wykorzystywania czasu i gromadzenia skarbu w niebie. Timothy jest członkiem zespołu pastorów East District Mennonite Church w Watsontown, w stanie Pennsylvania i pracuje w biurze Anabaptystycznej Fundacji Finansowej. Zaczerpnięto z Keystone Mennonite Fellowship Messenger Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Zaledwie minuta Naucz nas liczyć dni nasze, abyśmy posiedli mądre serce! (Ps 90,12) T o zaledwie minuta. Minuta wydaje się znikomą, nieważną rzeczą. Mija bardzo szybko, kiedy spóźniamy się na spotkanie, jednak wydłuża się okropnie, gdy na kogoś niecierpliwie czekamy. Minuta jest czymś, co tak łatwo marnotrawimy i czego już nigdy nie odzyskamy. Jest nam dana od Boga do konkretnego użytku. Do nas należy wybór, jak ją wykorzystamy, jednak pewnego dnia będziemy rozliczeni z każdej minuty, jaką otrzymaliśmy. Jeśli zechcemy wykorzystać nasze minuty dla własnej ambicji, przyniesie nam to jedynie krótkotrwałą satysfakcję. Jeśli zaś minuta po minucie szukamy woli Bożej dla siebie, będziemy w stanie wieść życie ukierunkowane na konkretny cel, co da nam pokój i trwałą satysfakcję wynikającą ze świadomości, że każda minuta była wykorzystana w pożyteczny i budujący sposób. Wiemy, że w tych minutach, którymi Bóg nas obdarzył, była wieczna wartość. Psalmista prosi Boga, aby nauczył nas li- czyć nasze dni. Wymaga to od nas konstruktywnego wysiłku w uczeniu się. Liczenie naszych dni jest z pewnością łatwiejsze, niż liczenie każdej minuty. A jednak, każda z 1440 minut, które składają się na pojedynczy dzień, mają swoją wagę w perspektywie wieczności. Kiedy liczymy nasze dni, powinniśmy poddać swoje serca mądrości. I tutaj znowu potrzebny jest z naszej strony wysiłek. Pokazuje to konieczność właściwego przeżywania każdej minuty, która powinna być wykorzystywana z bojaźnią Bożą i na Bożą chwałę. Kiedy z naszego życia wycieknie ostatnia minuta, możemy usłyszeć słowa z Ewangelii Mateusza 25,21: Rzekł mu pan jego: Dobrze, sługo dobry i wierny! Nad tym, co małe, byłeś wierny, wiele ci powierzę; wejdź do radości pana swego. Zaczerpnięto z Ontario Informer, maj 2011 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis wybrany na żołnieża ciąg dalszy ze str. 22 dzie wystarczająca zapłata. – Kiedy będę mógł przyłączyć się do waszego kościoła? – padło kolejne pytanie. – Co mam teraz zrobić? – Zostaniesz pouczony o naszym nauczaniu, a potem przyjmiesz chrzest jako potwierdzenie swej wiary – wyjaśniał cierpliwie Lorens. – Nie mogę się doczekać, żeby zostać członkiem kościoła. Tu jest moje miejsce. – Tak, tu jest twoje miejsce – odparł Lo- rens z uśmiechem. – Należysz do kompanii żołnierzy Jezusa Chrystusa. Okazałe holenderskie wiązy na przedmieściach zaczęły wypuszczać świeże liście. Jan spojrzał na ich delikatne, zielone zawiązki – obietnicę dumnego piękna lata. I poczuł, że symbolizują nowe życie, które znalazł. Fragment książki Konrad’s Choice Eastern Mennonite Publications Ephrata, PA 17522 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 25 „Baczcie, aby was kto nie sprowadził na manowce filozofią i czczym urojeniem, opartym na podaniach ludzkich i na żywiołach świata, a nie na Chrystusie” Kol 2,8 Dla Młodzieży Uprzejmość w czasie rozmowy Z niektórymi znajomymi lubimy rozmawiać bardziej niż z innymi. Być może dlatego, że mają więcej ciekawych rzeczy do powiedzenia. Może też być inny powód: znajdujemy szczególną przyjemność w tych rozmowach, bo oni tak dobrze umieją słuchać! Najważniejszą umiejętnością w rozmowie jest chęć słuchania. Nie chodzi o to, żeby biernie słuchać do momentu, aż przyjdzie nasza kolej na mówienie – powinniśmy słuchać i podążać torem myśli. Oczywiście, nie należy przerywać komuś, póki mówi, jednak to nie wszystko. Powinniśmy okazywać zainteresowanie tym, co ktoś mówi. Jak niewielu z nas umie to naprawdę robić! Nauczmy się mówić o rzeczach, które interesują innych. Nie jest to trudne, ponieważ znajomi czy przyjaciele w naturalny sposób dzielą wiele wspólnych tematów. Zawsze można poprowadzić rozmowę na tematy, w których inni czują się swobodnie. W ten sposób nauczymy się więcej o innych i ich zainteresowaniach. F —Robert Darrow Nie krytykujmy i nie poprawiajmy tego, co powiedzieli, ani nie zaprzeczajmy temu. Jest to niczym wrzucanie żwiru w tryby maszyny. Można czasem wyrazić delikatnie wątpliwość: „A może to jest trochę inaczej?” lub powiedzieć: „No cóż, niektórzy ludzie myślą na ten temat inaczej”. Kiedy zgadzasz się lub aprobujesz to, co ktoś mówi, powiedz mu to. Podkreślaj te sfery, w których się zgadzacie, nie podkreślaj różnic. Dobrze jest jasno wyrażać swoje myśli, unikać zbyt szybkiego mówienia lub zbyt głośnego. Nie zakładaj, że ludzie będą wiedzieć, co masz na myśli, dopóki im tego nie wyjaśnisz. Grzeczność w rozmowie nie powinna nas krępować lub sprawiać dyskomfort, ale powinna sprawić, że spędzimy z naszymi znajomymi wspaniały czas na budującej rozmowie. Zaczerpnięto z The Christian School Builder, styczeń 2012 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem. Przekład na język polski: Krzysztof Dubis “Odpowiednia pora” eliks drżał wewnętrznie. Wiedział, że Paweł mówi prawdę i czuł, jak przeszywa ona jego serce niczym miecz. Te słowa zaprowadziły go na rozdroże. Wiedział, co powinien zrobić, lecz cena była wysoka. Lubił wykorzystywać 26 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 swoją władzę bez skrupułów i nie chciał zrezygnować z niemoralnych przyjemności. „Nie teraz” – wyszeptał jakiś głos w jego umyśle. I Feliks go posłuchał. Następnie usłyszał własną odpowiedź: – Porozmawiamy o tym innym razem; gdy nadejdzie odpowiednia pora, poślę po ciebie. Nie wiemy, czy ta „odpowiednia pora” kiedykolwiek nadeszła (całą historię można przeczytać w Dziejach Apostolskich 24). Przekonywanie ludzi, żeby zaczekali na „odpowiednią porę” jest jednym z mocno już zużytych narzędzi szatana. Wiele dusz czekało na „odpowiednią porę” i skończyło w piekle. Dlaczego? Bo ona nigdy nie nadeszła. Ludzie czekający na „odpowiednią porę” nigdy nie jednają się z Bogiem. Na jaką „odpowiednią porę” czekasz, drogi Czytelniku, by pojednać się z Nim? Czy nastąpi taki moment, że Twoja drastyczna decyzja o nawróceniu spowoduje mniej szyderstw ze strony rodziny i znajomych? Może wolałbyś pojednać się z Bogiem, gdy będziesz już stary i nie będziesz miał ani sił, ani okazji, by nurzać się w grzechu? Czy Twoja „odpowiednia pora” nastąpi na łożu śmierci, kiedy nie będziesz miał już nic do stracenia? Wzywam Cię, byś posłuchał, co mówi Biblia: A ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do żywota; i niewielu jest tych, którzy ją znajdują. Starajcie się wejść przez wąską bramę [...] (Mt 7,14; Łk 13,24); Do czasów Jana był zakon i prorocy, od tego czasu jest zwiastowane Królestwo Boże i każdy się do niego gwałtem wdziera (Łk 16,16); A od dni Jana Chrzciciela aż dotąd Królestwo Niebios doznaje gwałtu i gwałtownicy je porywają (Mt 11,12). Naga prawda wyłaniająca się z tych wersetów jest taka, że „odpowiednia pora” jest ułudą. Bóg nie uczynił z upamiętania nic trudnego, lecz żąda całkowitego poddania. Wąska droga pokuty wiodąca do Królestwa Bożego i żywota wiecznego nie zostawia żadnego miejsca dla naszego „ja” i dla naszych grzechów. Jedynie ci, którzy są gotowi porzucić wszystko dla Chrystusa, będą mogli wejść (zob. Mt 16,24-25). To jest powód, dla którego Jezus powiedział, że wielu będzie chciało wejść, lecz nie będą mogli (zob. Łk 13,24). Dlatego właśnie musimy wdzierać się do Królestwa. Wchodzą tylko ci, którzy zdają sobie sprawę, że wejście jest sprawą życia lub śmierci i traktują je jako życiowy priorytet. Opinia rodziny i znajomych, czy przyjemności związane z grzechem stają się nieważne w porównaniu z doniosłością pojednania z Bogiem. Pozwól zatem, że będę naciskał: nie czekaj na „odpowiednią porę”. To jest ułuda. Jeśli czytasz ten tekst, to wiedz, że dzisiaj jest dzień zbawienia! Nie przejmuj się szyderstwami rodziny, porzuć przyjemności grzechu i odrzuć wymówkę „odpowiedniej pory”. Wdzieraj się do Królestwa dziś, bo jutro może być za późno! Mówi bowiem: W czasie łaski wysłuchałem cię, A w dniu zbawienia pomogłem ci; Oto teraz czas łaski, Oto teraz dzień zbawienia (2 Kor 6,2). [...] Dziś, jeśli głos jego usłyszycie, Nie zatwardzajcie serc waszych (Hbr 4,7). Zaczerpnięto z Star of Hope, czerwiec 2012 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Jeszcze jeden rok? Z wrotki znanej pieśni „Prawie przekonany” szybowały w balsamicznym powietrzu. Szesnastoletni Konrad zmienił pozycję na krześle. Czuł ulgę na myśl, że tydzień nabożeństw przebudzeniowych w jego zborze dobiegał końca. Konrad wiedział, że nie żyje w pokoju z Bogiem i przesłanie, które dzisiaj słyszał, poruszało znajome struny w jego upartym sercu. Ale nie – on, —Emily Hewitt Konrad Martin nie był gotowy, aby poddać się łagodnej perswazji Pana. Koledzy mogliby nabijać się z niego. Jego myśli urwały się nagle, kiedy uświadomił sobie, że wszyscy dookoła czekali na końcowe błogosławieństwo. Brat Clifford pomodlił się, błogosławiąc zgromadzenie w Willow Lake, a szczególnie modlił się za tymi, którzy oddali serce Jezusowi podczas spotkań w minionym tygodniu. „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 27 Po odśpiewaniu ostatniej pieśni ludzie zaczęli wychodzić, nawiązując rozmowy z innymi. Konrad poszedł do tyłu sali, gdzie czekała grupka jego rówieśników. Podchodząc do nich, zauważył spokojną twarz Jakuba. W czwartkowy wieczór Jakub powstał w odpowiedzi na wezwanie do nawrócenia. Konrad i jego koledzy nie byli w stanie nie zauważyć zmiany w Jakubie. Emanowała z niego radość i pokój. Ten rodzaj szczęścia był czymś, czego Konrad pragnął dla siebie, ale jeszcze nie teraz. Może za rok. Właśnie teraz koledzy zaczęli się rozchodzić razem ze zmęczonymi rodzinami do swoich domów. W uszach, niczym wyzwanie, dzwoniły mu strzępy przesłania brata Clifforda. Przez jakiś czas wracały do niego, ale w końcu pełne zajęć wiosenne dni całkiem wyparły je. Po szkole Konrad spędzał popołudnia na traktorze przy pracach polowych, gdzie jego rodzina przygotowywała pole pod uprawy. Lubił obserwować ciemne bruzdy wyorane przez pług głęboko w wilgotnej ziemi. Pewnego popołudnia, jakiś miesiąc po ewangelizacji, w domu zadzwonił telefon. Tata odebrał i słychać było, jak rozmawia z kimś cicho. Rodzina usiadła przy stole, czekając w milczeniu na koniec rozmowy. Kiedy tata wrócił do stołu, miał twarz mokrą od łez. Patrzyli na niego z niepokojem. – To był Dawid. Powiedział mi właśnie, że syn Daniela, Jakub, zginął dzisiaj po południu. Daniel wysłał go, żeby usunął kamienie z tego stromego pola za ich stodołą. Kiedy Jakub nie wrócił na kolację, Daniel poszedł go szukać. Oka- zało się, że przejechał go traktor. Pewnie nigdy nie dowiemy się, jak do tego doszło, jednak kiedy Daniel tam dotarł, Jakub już nie żył. Dawid powiedział mi, że cieszy się, że Jakub był gotowy, żeby odejść do Pana. Cała ich rodzina potrzebuje teraz naszej modlitwy. Wszyscy skłonili głowy w skupieniu. Tata modlił się o Boże pocieszenie dla całej rodziny Jakuba w ich ciężkim doświadczeniu. Kiedy skończyli, Konrad odsunął krzesło w oszołomieniu. Przecież dosłownie kilka godzin wcześniej widział Jakuba w szkole. Mieli za sobą udany dzień, a Jakub nawet pobiegł do domu w czasie dużej przerwy. Ale teraz nie miało to znaczenia. Jakub był już w swoim nowym domu, w niebie. „A co, gdybym to był ja?” – myśli Konrada kłębiły się gwałtownie. „Bóg nie podarował Jakubowi jeszcze jednego roku, a jednak był on wolny od strachu. Dzięki Bożej łasce pozbył się ciężaru swojego grzechu i otrzymał dar zbawienia”. Łzy popłynęły mu po policzkach, gdy uświadomił sobie swoją własną potrzebę zbawienia i to, jak ją zagłuszał. Tak bardzo będzie mu brakowało kolegi, któremu Bóg nie dał kolejnego roku życia, ale Konrad nie zamierzał tracić ani minuty. Poszedł poszukać taty, aby oznajmić mu swoje pragnienie zbawienia. Gdyby Bóg go miał odwołać z tego świata, zanim minie jeszcze jeden rok, Konrad chciał być w niebie z Jezusem i Jakubem. Zaczerpnięto z Home Horizons Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Krytycyzm! K rytycyzm! Już samo słowo wygląda, jakby było zabarwione czymś negatywnym. Wszyscy go unikamy, lecz Biblia zaleca taką postawę. Od niej zależy nasze duchowe życie. Jesteśmy powołani, by okazywać krytyczną postawę. 28 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 —David Faus Jądrem prawdziwego krytycyzmu jest rozeznanie. Polega ono na zdolności rozróżniania i wybierania tego, co doskonałe, właściwe i prawdziwe. Bóg nakazuje, żebyśmy byli krytykami. Żebyśmy rozróżniali między czystym a nieczystym (Ez 44,23) i pochwa- la tych, którzy mają władze poznawcze zdolne do rozróżniania dobrego i złego (Hbr 5,14). Sam Jezus krytykował faryzeuszy i własnych uczniów. Biblia zawiera szerokie spektrum krytycyzmu w stosunku do ludzkości, wzywając do słuchania, rozważania, rozumienia i wybierania między dobrem a złem. Historia potwierdza wartość krytycyzmu. Bez krytyków nadal poruszalibyśmy się na drewnianych kołach i w pocie czoła przepisywalibyśmy ręcznie Pismo Święte. Krytycyzm stosowany w odpowiedzialny sposób zawsze służył rozwojowi ludzkości. Właściwy krytycyzm jest oparty na odpowiednich punktach odniesienia. Król Salomon przede wszystkim prosił Boga o mądrość i zdolność rozróżniania między dobrem a złem. Naturalny umysł człowieka nie jest w stanie bezpiecznie krytykować innych, ani nawet samego siebie. Musimy zatem zwrócić się do Pana i Jego Słowa, by prawidłowo poddawać ocenom własne życie. Krytyk musi mieć pokorę, otwartość i gotowość na korektę ze strony innych. Otwartość pomaga właściwie oceniać własne motywacje. Dlaczego chcemy krytykować kogoś lub coś? Czy chodzi o wywyższenie siebie samego, o poniżenie kogoś innego, o podważenie czyjegoś autorytetu czy może o to, że jesteśmy niewdzięczni? Powinniśmy zadawać sobie następujące pytania: „Czy moje ‘ja’ jest ukrzyżowane? Czy owoc Ducha we mnie rośnie?”. Takiej samoocenie powinna towarzyszyć modlitwa. Krytyk powinien również zadawać pytania i ‘rzecz badać’ (Prz 25,2), by poznać fakty. Spróbuj przejść kilometr w czyichś butach, zanim spróbujesz go skrytykować. Czyniąc to, odkryjemy istotę problemu. Bóg ostrzega nas, byśmy ‘nie według widzenia swoich oczu sądzili ani według słyszenia swoich uszu rozstrzygali’ (Iz 11,3) – czyli żebyśmy nie robili tego powierzchownie. Innym warunkiem wstępnym skutecznego krytycyzmu jest akceptacja osoby, którą krytykujemy – czy to siebie samego, czy innej osoby. Akceptujemy osobę i zajmujemy się problemem. Świadomość Bożej akceptacji pełnej miłości i łaski jest dla nas doskonałym przykładem. Musimy patrzeć poza sam problem i dostrzegać potencjał w danej osobie lub projekcie. Następnie analizujemy kroki niezbędne do prze- zwyciężenia problemu. Bóg nigdy nie wskazuje na błędy bez podania rozwiązań. Mądrze wybierzmy okazję do omówienia sprawy, a następnie zróbmy to na osobności. Pamiętajmy, że prawda bez miłości powoduje zranienia, lecz miłość bez prawdy pachnie nieszczerością. Aby skutecznie rozróżniać i krytykować, musimy być świadomi pułapek zastawianych przez szatana oraz jego chęć wypaczenia Bożych przykazań. Strzeżmy się pułapki krytykowania w złym celu, a często nawet z powodów samolubnych; żeby wywyższyć samego siebie, zapominając o tym, że jedynie dzięki łasce Bożej jesteśmy tym, kim jesteśmy. Strzeżcie się postawy krytycznej spowodowanej brakiem przebaczenia. Oddając zniewagą za zniewagę, zapominamy o belce we własnym oku i o tym, że inni mogą potrzebować jeszcze jakiegoś czasu, żeby osiągnąć nasz poziom dojrzałości. Budujemy mur goryczy i wciąż wspominamy krzywdy wyrządzone nam w przeszłości. Pragnienie zemsty staje się pożywką dla naszej krytyki. Strzeżcie się pułapki krytycyzmu spowodowanego brakiem wdzięczności. My, podobnie jak dzieci Izraela, stale w nią wpadamy. Strzeżcie się krytycyzmu opartego na nieporozumieniach. Może to być spowodowane brakiem komunikacji i odmiennymi punktami widzenia. Zapominamy, że istnieją czynniki, których możemy nie znać. Strzeżcie się samolubnego strachu przed człowiekiem, który nie pozwala nam w ogóle na jakąkolwiek ocenę czy krytykę! Podsumowując, jakakolwiek krytyka, która ma służyć wprawieniu w zakłopotanie, zastawieniu sideł czy uwikłaniu w dyskusję dla dyskusji, nie może mieć Bożego błogosławieństwa. Samolubny krytycyzm rujnuje serca, domy i kościoły. Rani innych i nas samych. Zatacza coraz szersze kręgi, zatruwając wszystko, czego dotknie. Lecz krytyka według woli Bożej, pokorna i pełna miłości, umacnia relacje, pomaga rozwiązywać problemy i zachęca nas wszystkich. Żelazo ostrzy się żelazem, a zachowanie swojego bliźniego wygładza człowiek (Prz 27,17). Zaczerpnięto z Home Horizons Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 29 „Zachowuj, synu mój, przykazanie swego ojca i nie odrzucaj nauki swojej matki! Utrwal je na zawsze w swoim sercu, i owiń nim swoją szyję.” Księga Przysłów 6,20–21 Kącik dla D zieci Piosenka szarego kota —Sarah Kraybill L eszek siedział na schodach od ganku. Po palcach u nóg przebiegały tam i z powrotem refleksy porannego światła. A cóż to? Coś zaszeleściło w krzaku bzu w pobliżu. Czy to Szaruś? – Kici, kici – zawołał Leszek, poruszając zachęcająco palcami. – Hej, kiciuś! Jak łatwo było przewidzieć, mały szary nosek wysunął się spod krzaka. Okrągłe oczka zamrugały, patrząc na Leszka i Szaruś ostrożnie wysunął się z kryjówki. – Wiedziałem, że to ty, Szarusiu – roześmiał się Leszek. – Czemu się chowasz przede mną? – pochylił się i złapał kociaka. – Ale tu fajnie tak wcześnie rano, co nie? Pośpiewajmy razem! Chłopiec zaczął głośno śpiewać, poruszając kotem tak, jakby zwierzak tańczył do rytmu: – To szczęśliwy dzień, dziękuję Bogu za pogodę.... – Miauuuu! – narzekał Szaruś, usiłując się wyrwać łapkami. – Nie! Zaraz, jeszcze nie skończyliśmy śpiewać – zaprotestował Leszek. – …To szczęśliwy dzień i dla Pana przeżywam go… – Leszek? – głos mamy dobiegł go z kuchennego okna. – Proszę cię, przyjdź tutaj. Chłopiec wstał szybko a Szaruś spadł na 30 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 ziemię z hukiem. Wszedł do kuchni, głośno otwierając drzwi. – O co chodzi? – zapytał ochoczo. Mama spojrzała na niego znad kawałka masła topiącego się na patelni a jej oczy zamrugały wesoło. – Czy Szaruś nie potrzebuje przypadkiem śniadania? Masz tu trochę mleka dla niego. – O, super! – ucieszył się Leszek. – Zaniosę mu śniadanko. Mama opłukała ręce i przytrzymała otwarte drzwi przed synem, zaś on bardzo ostrożnie niósł na zewnątrz miseczkę z mlekiem. Gdy tylko jego bose stopy zaczęły dreptać przez ganek, puszysty ogon Szarusia śmignął jak błyskawica i znikł na dobre pod gankiem. – Hej, kiciuś! – wołał głośno Leszek. – Chodź no tu! Mam coś dla ciebie! Cisza była jak makiem zasiał. Leszek się nadąsał. Postawił miseczkę z mlekiem i klęknął. Pod gankiem było ciemno, ale daleko w kącie świeciły dwa błyszczące ślepia. – Chodź tu zaraz! – zażądał chłopiec. – Masz zjeść swoje śniadanie. Ale Szaruś siedział nieruchomo pod gankiem. – Mam cię wreszcie! – wysapał Leszek, gramoląc się spod ganku i wlokąc kociaka za łebek. – Miauuuu! – jęczało zwierzątko. Jego małe szare łapki próbowały się opierać, ale Leszek trzymał go mocno. – Nie ma co się tak awanturować! Przecież nic ci nie zrobię! – mówiąc to, chłopiec wsadził na siłę pyszczek kota do miseczki. – Masz, jedz swoje śniadanie. Jednak szary kociak nawet nie wysunął małego różowego języczka, aby spróbować mleka. – Miauuu! – krzyczał znowu, próbując się wydostać z rąk swojego właściciela. – Nic z tego! Masz pić i już! – upierał się Leszek. – To jest dobre mleczko dla ciebie – po czym jedną ręką wcisnął znowu jego szary nosek do miski. – No, pij! Ale Szaruś nie pił. Kichał i szamotał się tak, że krople mleka pryskały z jego wąsików. – Miauu! – protestował znowu, po czym zrobił unik i mało brakowało, a wyrwałby się z rąk chłopca, ale ten mocno go trzymał. – O, nie. Nie uciekniesz! Wtedy jednak nagle jedna łapka wysunęła się błyskawicznie i ostre pazurki przejechały po jego ręce. – Auuuu! – wrzasnął, puszczając kotka, który błyskawicznie czmychnął w kierunku domu. – Ty wstrętny kocie! – krzyknął ze złością. Powoli wspiął się po schodach do kuchni i zawołał: – Mamo!!! Drzwi od zamrażarki trzasnęły z hukiem i mama weszła do kuchni. – O co chodzi? – zapytała ze zdziwieniem. – Szaruś nie chce jeść śniadania – odpowiedział ponuro. – Po prostu mnie podrapał i uciekł! – No cóż – skwitowała mama, wrzucając garść mrożonego groszku do zupy. – Próbowałem go zmusić do jedzenia i nic! – dodał Leszek. Mama odwróciła się do niego. – Mam rozumieć, że wepchnąłeś na siłę jego pyszczek do mleka? Chciałbyś, żeby tobie ktoś wepchnął twarz do talerza, po to żebyś chciał jeść? Leszek zwiesił głowę i uśmiechnął się niewyraźnie: – Nieee... – No widzisz, synku – zaczęła mama łagodnie – Szaruś się ciebie boi. Żaden zwierzak nie znosi, kiedy się na niego krzyczy albo wlecze go za łebek. Biblia mówi, że sprawiedliwy człowiek dba o życie swoich zwierząt. Czyli że powinniśmy dobrze traktować zwierzęta. Słyszałam, jak Szaruś miauczał, kiedy śpiewałeś „To szczęśliwy dzień”. Musisz być bardziej delikatny w stosunku do młodych kociaków, inaczej wyrządzisz im krzywdę. Ich małe łapki nie są ani trochę tak mocne jak twoje ręce. „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 31 Leszek spojrzał na podłogę. Wsadził ręce do kieszeni. – Ale… ale Szaruś już się gdzieś schował! Mama uśmiechnęła się. – Chyba nie uciekł zbyt daleko. Chodź, przekonajmy się, czy uda się znowu z nim zaprzyjaźnić – to powiedziawszy, wzięła syna za rękę i razem wyszli z kuchni po rozświetlonych schodach. – Kici, kici – zawołała łagodnie. Szary, delikatny nosek wysunął się zza rogu domu a za nim dwa szpiczaste uszka. Szary kociak spojrzał na mamę i jego srebrzyste wąsiki poruszyły się lekko. Po chwili zamiauczał, ale nie podszedł dalej. – Złapmy go – zaproponował Leszek. Mama jednak potrząsnęła głową. – Nie, Leszek, nie goń za nim teraz, tylko go wystraszysz. Po prostu czekaj. Jeżeli kot zobaczy, że nic mu nie chcemy zrobić, sam może przyjść. – Kiciuś, chodź malutki – zawołała znowu. Szaruś ponownie miauknął, a następnie pomalutku zbliżał się, podnosząc wysoko łapki ponad mokrą od rosy trawą. Mama delikatnie pomuskała jego łebek. – Widzisz, kociaki lubią takie łagodne głaskanie. Leszek obserwował spokojnie, jak Szaruś małym języczkiem wylizuje całe mleko do ostatniej kropelki. Potem bardzo starannie umył srebrne wąsiki a wreszcie zwinął się w kłębek w świetle słońca obok kolana chłopca. Bardzo ostrożnie Leszek wyciągnął rękę i delikatnie pogładził jedwabisty łebek. – Mrrrrrr – zamruczał radośnie kot. – Słyszysz, mamo? – roześmiał się chłopiec. – Posłuchaj, jak Szaruś śpiewa. – On mruczy – powiedziała mama z uśmiechem. – To jego sposób na wyrażenie szczęścia. Leszek przebiegał palcami delikatnie po głowie kota i pod jego mięciutkim podbródkiem. – Taki jesteś szczęśliwy, Szarusiu? – zapytał. – Podoba ci się takie mięciutkie głaskanie? A kot zamknął oczy i zamruczał swoją piosenkę szczęścia: – Mrrrrrr ... Zaczerpnięto z Home Horizons Eastern Mennonite Publications Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis —S. L. Z uzia poruszała kolorowym sznurem plastikowych grzechotek przed oczami malutkiego braciszka. Lubiła obserwować, jak Danielek wodzi oczami za kolorowymi kulkami, którymi powoli kołysała. W tym momencie mama właśnie weszła do salonu. – Cieszę się, że zabawiałaś Danielka przez 32 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 chwilę, dzięki temu mogłam porozmawiać przez telefon – powiedziała mama z uśmiechem. – Wsadzimy go teraz do fotelika i zabierzemy do kuchni. Przymocuję kulki do rączki od fotelika, żeby mógł je obserwować, a my zmyjemy naczynia. Będę potrzebowała mojej małej pomocnicy do wycierania, bo zrobił się spory stos. Zuzia zauważyła błysk w oczach mamy. – Kiedy będziemy zmywać, opowiem ci najnowsze, niezwykłe wieści. – Ojejku! O czym? – pisnęła Zuzia. Podreptała do kuchni, wdrapała się na swój stołeczek i chwyciła ścierkę. – Pamiętasz skarbie, jak opowiadałam ci, że wprowadziła się tu niedaleko nowa rodzina – Kevin i Liza Derstinowie? Zuzia pokiwała głową potakująco, a mama mówiła dalej. – Byli u nas na nabożeństwie w niedzielę. Ale my wtedy pojechaliśmy odwiedzić kościół wujka Mirona, więc nie mogliśmy ich poznać. Zadzwoniłam do cioci Eugenii, żeby zapytać o imiona i wiek ich dzieci. Mają córeczkę w twoim wieku, ma dokładnie pięć lat. – Ojejku! Tak? – wykrzyknęła Zuzia. Czuła takie emocje, że zapomniała o wycieraniu naczyń. – A jak się nazywa? – Marysia – odpowiedziała mama. Następnie dodała: – Ci ludzie zaadoptowali Marysię, kiedy była dzidziusiem. Dziewczynka zmarszczyła czółko. – Co to znaczy zaadoptowali? – To jest, córeczko, coś niezwykłego – powiedziała mama. – Marysia urodziła się w dalekim kraju. Miała inną mamusię i innego tatusia, którzy nie mogli z jakiegoś powodu jej wychowywać. Ale Bóg miał specjalny plan dla życia Marysi. Wiedział, że ona potrzebuje chrześcijańskiej rodziny. Dlatego dał Marysię Kevinowi i Lizie, a oni ją zaadoptowali. Teraz to oni są jej rodzicami, a ona jest całkowicie ich własną córeczką – mama uśmiechnęła się ciepło do Zuzi. – Rozumiesz już teraz? – No, chyba – pokiwała głową Zuzia. Mama ciągnęła dalej. – Marysia wygląda inaczej niż jej rodzina, ponieważ ma brązową skórę. Ale wiesz, Zuziu – mama popatrzyła córce prosto w oczy – chcę, żebyś zawsze pamiętała, że Bóg stworzył każdego i wybrał mu taki kolor skóry, jaki sam chciał. Bóg kocha każdego człowieka. Biała skóra nie jest ani trochę lepsza dla Niego niż brązowa. Dasz radę to zapamiętać? Zuzia skinęła głową. – To jak w tej piosence: „Jezus kocha dzieci małe”? – Dokładnie tak – potwierdziła mama. – A jeżeli Jezus kocha każdego, to i my też kochamy, prawda? Dziewczynka znowu przytaknęła w zamyśleniu. – W takim razie Marysia będzie fajną koleżanką, bo co z tego, że ma brązową skórę? – dziewczynka spojrzała pytająco na mamę. – Absolutnie tak – zapewniła ją mama. – Pod swoją brązową skórą Marysia jest taką samą dziewczynką, jak ty pod twoją białą skórą. Będzie świetną koleżanką, jeśli będziesz dla niej zawsze miła. Myślę, że to niezwykła rzecz mieć brązowo-skórą koleżankę. – Tak! – zgodziła się z entuzjazmem Zuzia. – Kiedy spotkam się z Marysią? – Jej rodzina planuje sprowadzić się tu za trzy tygodnie od dzisiaj – powiedziała mama. –Więc możesz ją zobaczyć wtedy w niedzielę. Dla Zuzi te trzy tygodnie wlokły się jak żółwie, ale w końcu nadeszła „ta” niedziela. Weszła za mamą do budynku kościoła i wkrótce zobaczyła, jak do środka wchodzi jakaś kobieta z małą, brązową dziewczynką. „To jest na pewno Marysia” – pomyślała i nagle poczuła się onieśmielona. Popatrzyła na brązową skórę Marysi, na jej kędzierzawe, czarne włosy i ciemne oczy. Przypomniała sobie jednak, że mama ją upominała, aby nie gapiła się na Marysię, ale była dla niej miła. Więc Zuzia uśmiechnęła się do Marysi, a Marysia też uśmiechnęła się do Zuzi i Zuzia była szczęśliwa! Po nabożeństwie mama Zuzi rozmawiała z mamą Marysi i wtedy mama uścisnęła rączkę Marysi. – Ty jesteś na pewno Marysia – powiedziała ciepło. Położyła rękę na ramieniu Zuzi: – Powiedz jej, jak się nazywasz – zachęciła. – Jestem Zuzia – oznajmiła dziewczynka „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 33 wyraźnie. – Zuzia nie mogła się doczekać, kiedy cię pozna, bo ona też ma pięć lat, tak jak ty – zwróciła się mama do Marysi. Marysia uśmiechnęła się i skinęła głową. Obydwie dziewczynki były zbyt nieśmiałe, żeby rozmawiać ze sobą, ale Zuzia słyszała, jak jej mama zaprasza mamę Marysi do nich do domu, na kolację, w piątek. – Och, dziękujemy, z przyjemnością do was wpadniemy – powiedziała mama Marysi. – Nasze dziewczynki będą mogły się lepiej zapoznać – uśmiechnęła się do Zuzi i Marysi. Zuzia była szczęśliwa. Będzie wspaniale, kiedy Marysia przyjdzie do niej do domu. Nadszedł piątkowy wieczór i przyszli też goście. Zuzia i Marysia usiadły obok siebie przy stole, a kiedy kolacja się skończyła, pomogły sprzątnąć ze stołu. Potem mama podziękowała im za pomoc i powiedziała, że mogą iść bawić się. – Chcesz pobawić się ze mną lalkami? – zapytała Zuzia koleżankę. – No pewnie! – ucieszyła się Marysia. Przez resztę wieczoru dziewczynki bawiły się zgodnie razem. Ubrały swoje lalki i nakarmiły z butelek. Potem je ukołysały do snu. A kiedy laleczki sobie spały, zrobiły dom z koca zwieszonego na czterech kuchennych krzesłach. To był pomysł Marysi i Zuzia uznała, że bardzo dobry. Potem udawały, że urządzają podwieczorek dla gości z zastawą do herbaty. Później znów spakowały pieluszki do toreb i zabrały swoje lalki na nabożeństwo. Właśnie skończyły śpiewać: „Jezus kocha dzieci małe”, kiedy tata Marysi zajrzał do pokoju. – Cieszę się, że tak świetnie się razem bawicie – powiedział z uśmiechem. – Ale czas już na nas. – Fajnie, że do mnie przyszłaś – Zuzia uśmiechnęła się do nowej koleżanki. – Było super – oznajmiła Marysia. – Ty też przyjdź i zobacz mój nowy dom. – Bardzo chcę! – ucieszyła się Zuzia. – Pa, pa, Marysiu. – Pa, pa! Zuzia stała przy oknie i machała, aż światła samochodu Derstinów zniknęły za zakrętem. – Świetnie się bawiłaś, co? – mama uśmiechnęła się do Zuzi. – No pewnie! – zawołała Zuzia. Była taka szczęśliwa! – Podoba mi się Marysia i jej brązowa skóra. Kiedy układała swoje laleczki w łóżeczkach, śpiewała: „Czerwone, brązowe, żółte i białe. Jezus kocha wszystkie dzieci małe. Jezus kocha dzieci całego świata”. Zaczerpnięto z Wee Lambs, styczeń 2012 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis Basia się niecierpliwi B asia weszła do kuchni, gdzie mama piekła ciasto. – Mamusiu, chciałabym tak bardzo mieć małą siostrzyczkę albo braciszka, żeby mieć się z kim bawić. Wszyscy moi koledzy mają – rozpłakała się. Mama pomyślała chwilę, a potem powie- 34 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 —Juanita działa: – Chciałabyś? Może Bóg podaruje nam dziecko pewnego dnia. Na ten moment po prostu trwaj w modlitwie. Jak tylko skończę to ciasto, poczytam ci książeczkę. – O tak! Lubię książeczki! – i Basia pobiegła poszukać swojej lektury. – No, to poczytajmy coś – zaproponowała mama i Basia usiadła jej na kolanach. W miarę upływu czasu Basia zapomniała o swoich tęsknotach za braciszkiem lub siostrą. Aż pewnego słonecznego poranka zaskoczyła ją niespodzianka. – Ciocia Janka! Co tu, ciociu, robisz? – zdziwiła się Basia. – Dzisiaj rano urodził ci się braciszek i twój tatuś z mamusią są w szpitalu razem z nim – powiedziała ciocia. – Cudownie! – krzyknęła Basia. – Jak ma na imię? Kiedy go zobaczę? – zawołała podekscytowana. – Ma na imię Jakub Marek. I jak dobrze pójdzie, zobaczysz go dzisiaj wieczorem – odparła ciocia. Nagle Basia zwołała: – Nie mogę się doczekać, kiedy wrócą. Tak chcę zobaczyć naszego dzidziusia! – Wiem – odrzekła ciocia – ale na razie zjedz śniadanie. – Prawie mi się nie chce jeść! Nie mogę się doczekać! – Basia podskoczyła i klasnęła w ręce. A potem usiadła przy stole z ciocią. Dzień mijał powoli i Basia pomogła cioci przygotować wszystko na przyjazd mamy, taty i braciszka. Tuż przed kolacją cały czas wyglądała przez okno, aż w końcu prawie zajęczała: – Ciociu, kiedy oni wreszcie przyjadą? – Popatrz przez okno jeszcze raz – powiedziała ciocia z wesołą iskierką w oczach. – O! Już są! Są! – krzyknęła Basia wniebowzięta. Biegnąc do samochodu, zapytała tatusia: – Gdzie Kubuś? – Mama go trzyma. – O, tu jest – mama odsunęła kocyk z buzi Kubusia. Basia stała na czubkach palców. – Jaki słooodziutki! Mogę go potrzymać? – Poczekaj, tylko wejdziemy do domu. Basia gorliwie trzymała otwarte drzwi domu dla mamy. – No, masz Basiu, teraz możesz go potrzymać – powiedziała mama. – Usiądź sobie w tym fotelu. Basia potrzymała braciszka trochę, a potem mama zabrała go znowu. Dni mijały szybko i Basia pomagała mamie w opiece nad małym Kubusiem. Pewnego dnia zapytała mamę: – Mamusiu, poczytasz mi bajeczkę? – Teraz nie mogę – powiedziała mama. – Powinnam położyć spać Kubusia najpierw, a potem mogę ci trochę poczytać. – Ale ja chcę teraz! Mamo! – nudziła Basia. – Basiu – upomniała ja mama łagodnie – nie spieraj się ze mną. Pamiętasz, kiedy modliłaś się o braciszka albo siostrzyczkę? Teraz Bóg ci dał braciszka i musisz podzielić się z nim swoją mamą. Poczekaj, dobrze? – Dobrze – zgodziła się Basia, przyglądając się Kubusiowi, który prawie już zasypiał. – Tak bardzo go kocham. – Wszyscy go kochamy. A już za chwilę poczytam ci twoją książeczkę – uśmiechnęła się mama. Zaczerpnięto z Wee Lambs, luty 2012 Rod and Staff Publishers, Inc. Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Krzysztof Dubis. „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 35 „Wiemy zaś, że wszystko przyczynia się do pomnażania dobra u tych, którzy miłują Boga i zgodnie z Jego postanowieniem są powołani.” Rz 8,28 Fragment K siążki Rozkochani w Część 3 prawdzie —Naomi Rosenberry Rozdział 6 S Podróż do Tesaloniki tefan odczuwał narastające dudnienie w głowie. Z każdym krokiem pęta, którymi był połączony z Antonem, obcierały jego nadgarstek. Niemożliwym było poruszać się bez utykania. Lecz oficerowie na koniach zmuszali więźniów do morderczego marszu na południe. – Szur... szur... szur… – niziny zostały za ich plecami. Większość terenu stanowiły teraz wzgórza. Stefan był zmęczony i spragniony. Woda! Jeśli tylko mógłby się napić, od razu poczułby się lepiej. Chciwie utkwił wzrok w manierce jednego z oficerów. – Nawet nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak dobrze było podróżować rzeką – westchnął. 36 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 – Nie przywykliśmy do podróżowania piechotą cały dzień, szczególnie pod górę – wysapał Anton w odpowiedzi. – Moje stopy jeszcze nigdy w życiu nie były pokryte tak wieloma pęcherzami! W tym momencie Stefan potknął się. Uderzenie batem przecięło powietrze i trafiło go w plecy. Tylko wzdrygnął się, nie dając żadnej innej oznaki bólu. – Obawiam się, że to dopiero przedsmak tego, jak okrutni potrafią być Turcy – wymamrotał Anton. – Ale głowa do góry. Niebawem będziemy iść w dół zbocza. – Szus, trach, szus! – bat uderzał bezlitośnie za nimi. Stefan rzucił spojrzenie za siebie w kierunku końca pochodu, by zobaczyć Rafała, który pomagał wstać na równe nogi swemu towarzyszowi niedoli. – Ten gość z Austrii nie czuł się za dobrze dziś rano. Turcy mogliby okazać mu trochę litości. Cień bólu przeszedł po szlachetnej twarzy Antona. – Masz rację, ale jak dotąd nikt z nas nie wycierpiał tyle co anabaptyści. Niebieskie oczy Stefana otworzyły się szeroko. – Jesteś jednym z nich? – Nieee... Ale ich nauczanie i codzienne postępowanie są zgodne ze Słowem Bożym. Muszę przyznać, że wykonują dosłownie nakazy Pisma. Pewnie byłbym jednym z nich, gdybym nie musiał dać głowy za wiarę tak jak oni. Stefan westchnął głęboko. – Co daje im taką wiarę? – droga prowadziła teraz w dół wzgórza, dzięki czemu poruszanie się i rozmowa znowu stały się łatwiejsze. Cienie lip osłaniały drogę, co dawało odrobinę wytchnienia od sierpniowego słońca. Anton wyjaśnił wiarę anabaptystów na tyle, na ile mógł zrobić to ktoś, kto nigdy jej nie doświadczył. – Oczywistym jest, że musiałeś uczęszczać na ich spotkania! – powiedział entuzjastycznie Stefan. – Tak, to prawda. Paru z nich odwiedzało sklep, w którym pracowałem. Twój wuj Józef należał do nich. – Gdzie pracowałeś? – Dla Simprechta Sorge, drukarza w Nikolsburgu. – O, słyszałem o nim! To on wydrukował niemieckojęzyczną wersję Biblii Lutra. W jakim dziale pracowałeś? – W drukarni. Nakładałem atrament na czcionkę. – Czy miałeś okazję przeczytać Biblię po niemiecku? – Niecałą. Chodząc wcześnie rano do pracy i zostając do późna, mogłem przeczytać większość z Nowego Testamentu. – Czy może wiesz, czy w tej części Europy są jacyś anabaptyści? – Nie, nie wiem. Ale jeśli skończymy tutaj, dowiemy się. Ludzie, którzy kochają swoich wrogów i czynią dobro tym, którzy ich nienawidzą, nie zdołają się ukryć. Stefan był zbyt zmęczony, by dalej konwersować. Maszerował najlepiej, jak potrafił, aż do momentu, kiedy Turcy zatrzymali się około rzeki Morawy na noc. Mimo pęt, więźniowie natychmiast rzucili się, by ugasić pragnienie, nabierając wody z rzeki rękoma. Nad wodą zabrzmiał świergot i chmura kosów obsiadła pobliskie drzewa. Chwilami kilka czarnogłowych mew dryfowało na południe. Następnego ranka kilka kobiet o szerokich twarzach i okrytych chustami głowach przyszło nad rzekę, trzymając w dłoniach kosze wypełnione ubraniami. Rozmawiały ze sobą, szorując i płucząc odzież. Przez cały czas jedna z nich kątem oka obserwowała więźniów. Stefan czuł się więcej niż tylko zawstydzony swoim wyglądem. Nie strzygł się, ani nie czyścił odzienia, odkąd opuścił dom. – Od momentu, kiedy opuściliśmy Budę, zauważyłem, że większość kobiet nosi chusty – skomentował. Anton wzruszył ramionami. – Tak to już jest na Wschodzie. Wielkie połacie trawy wiodły w kierunku sadów i pastwisk, kiedy to pochód ruszył w drogę. Ściśnięte stada owiec i kozłów pasły się na zbrązowiałej od słońca trawie. Anton uniósł swój obolały nadgarstek. – Ten pasterz, tam po prawo, to ma lekko. Popatrz, jak siedzi z rękami na kolanach i ze słomianym kapeluszem na głowie; wydaje się kompletnie nie przejmować tym, co dzieje się na świecie. Stefan przeczesał dłonią swoje zmierzwione blond włosy. – Tak, widzę go. Myślę, że nędza jest jego stałym towarzyszem, gdyż te strony są częścią tureckiego systemu feudalnego. Po upływie kilku kolejnych dni teren stał się bardziej nierówny. Świerki oraz sosny wyrastały „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 37 niczym milczący strażnicy na wzgórzach. Gdzieniegdzie występowały wypiętrzające się skały. Gaje pełne wiązów, sykomor i kasztanowców przeplatały dzikie róże oraz inna niska roślinność. Stefan i Anton zaczęli przyzwyczajać się do podróżowania piechotą. W końcu dotarli do Skopje, gdzie kontynenty rozdzielały się, a rzeka Wardar płynęła na południe. Podróż na południe stała się łatwiejsza, a nawet bardziej interesująca. Małe, kamienne wioski pojawiały się niedaleko, wtulone w górskie zbocza. Winnice i drzewa owocowe – grusze, jabłonie, śliwy, wiśnie – wypełniały tarasowe wzgórza. Skoszone zboże zalegało na dolnych terenach, wzdłuż nurtu rzeki. Jałowce, dęby, drzewa terpentynowe wyrastały tam, gdzie teren był jeszcze nie uprawiany. Tumany czerwonego pyłu wzbijały się w powietrze, gdy pochód dotarł do wybrzeża. Mewy stały się liczniejsze, a w powietrzu czuć było sól morską. Pogoda stawała się coraz bardziej upalna. Szarozielone sady oliwne i gaje ciemnozielonych fig kwitły na łagodnych stokach. Woda w kamienistej rzece prawie wyschła. Wzdłuż niej rosły wonne drzewka. Przepiękne, czerwone oleandry wyrastały poniżej. Poniżej więźniowie mogli dostrzec miasto zbudowane z białych i brązowych kamieni, z domami o płaskich dachach. Wielkie rozlewisko wody znajdowało się u podnóża miasta. Kilka łodzi rybackich pływało nieopodal brzegu. Parę statków handlowych stało zacumowanych w dokach. Stefan westchnął lekko. – Spójrz na te minarety! Nie ma wątpliwości. Turcy kontrolują to miejsce. – Musi być to miasto wielu religii, gdyż są tam także katedry – zauważył Anton. – Sądząc po kierunku, z którego nadchodzimy, jest to Tesalonika. Turcy pędzili więźniów przez wąskie ulice wyłożone kamieniem i otoczone przez podwórza, domy oraz sklepy. Brązowe twarze wyglądały zza okiennic. Niskie, ciemnowłose postacie schodziły z drogi tłumowi więźniów. Niektórzy wskazywali na nich palcami, inni kiwali głowami z sympatią. Nagle kamienne domy i ulice dały miejsce brukowanym ulicom i drewnianym domom. Stefan zrozumiał, że są w tureckiej części miasta, gdyż większość mężczyzn nosiła turbany. Po chwili oficerowie umieścili więźniów na dużym podwórzu, zamkniętym z jednej strony przez drewniany dom, z drugiej zaś małym sklepem. Strażnik pilnował bramy znajdującej się za nimi. Było późne popołudnie, tureccy handlarze rozsiedli się na szerokich werandach. Wynędzniali więźniowie o czarnej, białej i brązowej skórze siedzieli na matach pod drzewem. – Anton, jesteśmy na targu niewolników! – Stefan szepnął ochryple. rozdział 7 S Targ niewolników tefan, Anton i Rafał oddalili się w kierunku balustrady werandy, na skraju targu niewolników, podczas gdy reszta schwytanych siedziała na matach, jedni w słońcu, inni w cieniu. Turcy wyprali ubrania więźniów tuż przed przybyciem i pozwolili im skorzystać ze swoich 38 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 kąpielisk, więc Morawianie czuli się czyści i odświeżeni. Stefan wziął głęboki wdech. – To wielkie błogosławieństwo, że mamy już zdjęte pęta. – Zgadzam się! – potwierdził Rafał. Anton zaciskał sznury w swoim dublecie. – Nigdy nie miałem tak dokładnego strzyżenia jak to, które zaserwował mi fryzjer dziś rano. Znowu czuję się jak mężczyzna. Jasne, poranne słońce świeciło na zwrócone ku wschodowi domy. Stefan zauważył cienie poruszające się za osłoniętym kratką oknem, na drugim piętrze domu. Nie wiedział, oczywiście, że to tureckie kobiety obserwowały handel odbywający się na podwórzu. Sprzedawca niewolników, ubrany w luźny turecki strój, mający gęste, czarne wąsy, skupiał całą uwagę na sobie. – Obserwuj go – szepnął Rafał, osłaniając usta dłonią. – Jest pełen wdzięku, niemalże dworskich manier, kiedy wita potencjalnych klientów, ale zauważ, jak bystre są jego oczy. Stefan zachował skupienie i trzeźwość umysłu. Nie tylko obserwował sprzedawcę, ale także potencjalnych kupujących wchodzących przez bramę. Przyszło wielu noszących turbany Turków. Niektórzy rozglądali się, po czym zalegali na jednej z werand albo odwiedzali któryś ze sklepów, jeszcze inni rozmawiali z handlarzem niewolników, jak gdyby byli znajomymi. Greccy mężczyźni także przybywali na targ niewolników. Łatwo można było ich rozpoznać, gdyż nie nosili nakrycia głów. Sprawiali wrażenie dość dumnych i wyniosłych. Turcy osmańscy podbili ich kraj, ale nie złamali ich ducha. Kiedy bogaty pasza wjechał na białym koniu, handlarz niewolników skłonił się ceremonialnie i przemówił do niego w łagodnych, przyjaznych słowach. Stefanowi nie udało się odgadnąć celu, z jakim przybył pasza, gdyż ten szybko odjechał. Surowy Turek sprawdzał liczbę młodych mężczyzn. Kiedy dotarł do Stefana, zmusił go do otworzenia ust palcem, by obejrzeć jego zęby. – To jest hańba – parsknął Stefan, gdy tamten postąpił dalej. – Niektórzy handlarze traktują nas jak bydło. Anton kiwnął głową w kierunku przerażającego, rudobrodego żeglarza, który wszedł przez bramę. – Mam nadzieję, że ten barbarzyńca nie kupi żadnego z nas! – wszyscy trzej Morawianie z zapartym tchem patrzyli, jak marynarz oceniał od stóp do głów gromadę niewolników. Stefan uniósł podejrzliwie brwi. – Szuka niewolników na galerę! Jestem tego pewien, gdyż sprawdza tylko muskularnych mężczyzn. Rafał przykucnął zgarbiony naprzeciw okratowanej werandy i złożył głowę na kolanach. Krańce jego ust i oczu opadły w dół. Mimo całego wysiłku, który włożył, aby wyglądać na słabego, nadal widać było w nim siłę i zdrowie. Wiatr i słońce doliny Dunaju nadały jego policzkom rumieńców. Jego muskularna sylwetka dodatkowo zyskała w trakcie przepraw przez góry północnej Grecji. Marynarz o bystrych oczach i orlim nosie nie omieszkał tego zauważyć. Szorstko pociągnął Rafała, by ten wstał, ściskając jego bicepsy tak okrutnie, że młody kowal jęknął. Rafał stał się blady i zaczął się trząść jak przerażone, zaszczute zwierzę. Budzący grozę żeglarz owinął liną jego nadgarstek i kazał mu iść za sobą. – Ten żeglarz wyglądał w każdym calu jak pirat – syknął Stefan. Brązowe oczy Antona poruszały się. – Zastanawiam się, czy to był Rudobrody, dowódca floty Sulejmana, który podbił wybrzeża Morza Śródziemnego. Nawet Doria, admirał imperatora, nie jest dla niego wyzwaniem. Dwóch Morawian nigdy nie dowiedziało się, że admirał Rudobrody miał wielu braci i syna, którzy byli znani pod tym samym imieniem, co on. Ale zauważyli, że pirat wybrał też – oprócz Rafała – dobrze zbudowanego, czarnego więźnia, zanim zapłacił i odszedł. – Będzie mu ciężko! – powiedział Stefan. – Nie wydaje mi się, byśmy mieli jeszcze kiedykolwiek go ujrzeć – lamentował Anton. – Najprawdopodobniej dopełni swego żywota jako nieszczęsny galernik. Krępy, ubrany w czerwone obuwie Grek wszedł na targ. Był mężczyzną w średnim wieku, łysiejącym, z brodą, wesołą twarzą i największym nosem, jaki Stefan kiedykolwiek wi- „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 39 dział w życiu. Widać było w nim szlachetność, gdyż oglądając jeńców, żadnego z nich nie traktował z pogardą charakterystyczną dla handlarza końmi. W końcu kupił Antona. W południe targ niewolników został zamknięty. Stefan zastanawiał się, co tureccy kupcy zrobią z tymi więźniami, których nikt nie chciał kupić. Czy sprzedadzą nas do innego handlarza? Albo utopią, tak jak sułtan utopił tych, których towarzystwem się znudził? Te i więcej niepokojących myśli osaczyło jego umysł. „Gdzie jest Bóg? Czy On widzi całą tę niesprawiedliwość, jaka się tu dzieje? Czy się o nas troszczy?”. Stefan nie mógł wiedzieć, jak bardzo Bóg go kochał albo jak gorliwie jego ojciec się za niego modlił. Nie wiedział też o tym, że wytrwała modlitwa sprawiedliwego może zdziałać wiele. Następnego poranka pasza na białym koniu przyprowadził trzech dobrze ubranych więźniów i zostawił ich tam. Niedługo po tym, Turek w wysadzanym drogimi kamieniami turbanie i niebieskim, jedwabnym kaftanie kupił dwóch z nich. Około południa przybył Grek o średniej posturze. Miał świdrujące czarne oczy i dziwny kształt kanciastej szczęki. Loki czarnych włosów opadały mu na czoło. Stefan patrzył na niego, kiedy delikatnie oglądał dłonie pozostałych chłopców. Kiedy zbliżył się do Stefana, obejrzał także jego dłonie. Potem spojrzał mu prosto w jego oczy i zaczął mówić. Musiał mówić po grecku, gdyż młody Niemiec nic nie rozumiał. Kupujący przeszedł na łacinę. – Czym się zajmowałeś? – zapytał całkiem uprzejmie. – Byłem krawcem. Grek pokiwał z zadowoleniem głową. – Jak się nazywasz? – Stefan Kempten. – Ile masz lat? – Dziewiętnaście. – Dobrze, Stefanie, pójdziesz ze mną. Ja na- 40 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 zywam się Aleksander Solomos. Stefan skrzywił się na sposób, w jaki Grek wypowiedział swoje nazwisko. Nie miał wyboru, musiał za nim pójść. Aleksander rozmawiał z tureckim handlarzem przez kilka minut. Kiedy doszło do negocjacji biznesowych, sprzedawca uśmiechnął się lekko i pokręcił głową. Jego łagodna mowa zamieniła się w tony bardziej ostre. Z pewnością był trudnym partnerem w interesach. Aleksander rozpostarł ramiona, a potok słów popłynął. Gdyby Stefan rozumiał ich język, usłyszałby, jak Aleksander mówi: – Musisz mieć mnie za kogoś, kto śpi na pieniądzach. Oferuję ci uczciwą zapłatę, a ty ją odrzucasz. Gdyby mógł czytać w myślach Aleksandra, dowiedziałby się, że Grek uważa sprzedawcę niewolników za oszusta i łgarza. Jednak udało im się dobić targu. W drodze do domu Aleksander zatrzymał się w sklepie krawieckim i zamówił nowy strój dla Stefana – tunikę i szatę podobną do tej, którą sam nosił. Następnie udał się do szewca, gdzie kupił mu parę sandałów. Dom Solomosa był zbudowany z białego kamienia, z otwartym podwórkiem pośrodku. Aleksander przedstawił Stefana swojej żonie i dzieciom, tak jakby uważał swojego nowego niewolnika za kogoś, kto zna się na manierach. Irena, żona Aleksandra, była kobietą pełną wdzięku, o złotej cerze. Większość ciemnych, brązowych i kręconych włosów przykrywała chustą. Jej przyjacielski uśmiech ukazywał rząd białych zębów, a jej sympatyczny wzrok świadczył, że ma ona wyrozumiałe serce. Terens miał siedem lat i ten sam rodzaj pewności siebie, co jego ojciec. Ciemnooka Larysa, która wprost uwielbiała swego ojca, nie bała się Stefana, ale Teodora o okrągłej twarzy trzymała się z tyłu, ściskając swoją szmacianą lalkę. Stefan zrozumiał, że nigdy dotąd nie miała okazji widzieć jasnowłosego Niemca o niebieskich oczach. Podczas gdy Irena ustawiła dwa stoły na ko- lację, Aleksander pokazał Stefanowi parter. Kuchnia i salon wychodziły od zachodu na podwórze, a sklep i mała sypialnia były usytuowane od strony wschodniej. Kolacja składająca się z ryby i ryżu smakowała zupełnie inaczej niż cokolwiek, co Stefan jadł w życiu. rozdział 8 Stefan w kościele z rodziną Solomos S tefan rozpostarł stertę pledów, które stanowiły jego posłanie. Kupa szmat! Czy to właśnie niewolnicy w całej Grecji dostają zamiast łóżka? Bez pościeli, albo chociaż nocnej koszuli. Jakie to upokarzające! Musiał spać na podłodze w tureckiej niewoli, ale spodziewał się bardziej ludzkiego traktowania ze strony Aleksandra. Rodzina Solomos miała swoje sypialnie na drugim piętrze, nad kuchnią i salonem. Nie widział ich pokoi, więc nie miał możliwości dowiedzieć się, że podobnie jak on, spali na stosie koców. Nie zdawał sobie również sprawy z tego, że Aleksander spał na macie rozłożonej na podłodze. Aczkolwiek była to dobra, aksamitna mata o czerwonym kolorze. Stefan zmienił swoją pozycję. Łóżko, które miał w domu, było wygodniejsze. „Dom! Czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę?” – jego serce zabiło mocniej. „Mogę stąd uciec!”. Zarówno okno, jak i drzwi jego pokoju obok sklepu wychodziły na podwórze. Żadne z okien w domu rodziny Solomos nie miało szyb – tylko okiennice. Ucieczka byłaby prosta! Stefan podreptał do okna swej sypialni i odsłonił rąbek ciężkiej zasłony. Ciemność zalewała podwórko. Przez kilka minut nasłuchiwał. Gdzieś odezwał się puchacz. Na wyciągnięcie dłoni bzyczały komary, ale nikt nie poruszał się na piętrze wyżej. Nie słychać było też żadnych kroków na zewnątrz. „Mogę prześlizgnąć się na podwórko i wspiąć się przez jedno z zewnętrznych okien”. Serce Stefana zaczęło bić szybciej. „Ale które to powinno być? Te w sklepie są za wysoko i są za małe, ale to w kuchni powinno być idealne”. Było największym i najniżej osadzonym oknem w całym domu. Stefan myślał intensywnie. „Nie mam pieniędzy. Co będę jadł? Jest sierpień, a Morawy są daleko. Czym się odzieję, jeśli nadejdzie zima?”. Wiedział, że jako uciekinier nie miał co liczyć na pomoc od Turków, którzy kontrolują tereny i rzeki pomiędzy Tesaloniką i Morawami. „Ale co z Grekami i Węgrami? Czy oni udzieliliby mi pomocy?”. Wtem Stefan otrzeźwiał. „Jeśli Turcy zobaczą mnie podróżującego na północ albo na zachód, domyślą się, że jestem jednym ze zbiegłych niewolników”. Pamiętał ostrzeżenie Dimriła co do zbiegów. Ze swoimi blond włosami i jasną cerą nie dotarłby nawet do granic Grecji. Niemalże wszyscy, których widział tutaj na południu, mieli ciemniejszą skórę niż on. Straciwszy otuchę, Stefan wrócił do łóżka. Cała nadzieja, że zobaczy jeszcze kiedyś „Dziś jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr 4,7b). 41 rodzinny dom, umarła w nim. Ukrył twarz w dłoniach. Minęły długie godziny, nim zasnął. Śniadanie składało się z zupy grochowej, chleba przyprawionego koprem i pieczonej rzepy. „Dziwne śniadanie” – pomyślał Stefan. Ale nabierał jedzenie ze środka stołu, tak jak reszta rodziny Solomos. – Możesz pójść z nami do kościoła – zaproponował Stefanowi Aleksander zaraz po porannym posiłku i brzmiało to bardziej jak rozkaz, niż zaproszenie. Pierwszy raz powiedział po łacinie, następnie powtórzył swoje słowa po grecku, tak jak to robił jeszcze wiele razy w ciągu nadchodzących tygodni. Starodawna katedra świętej Zofii, do której uczęszczała rodzina Solomos, była wspaniałym, wysokim budynkiem. Przed wejściem do sanktuarium Solomosowie całowali udekorowane ikony powieszone wzdłuż ścian, tak jak inni przybyli. „Czy to jest Kościół rzymskokatolicki?” – zastanawiał się Stefan, czując się bardzo wyobcowany w tym miejscu. Miał mętne wspomnienia tego, co matka i ojciec mówili o ich religii, zanim reformy Lutra dotarły na Morawy. Nie wiedząc, co dalej czynić, ruszył za Aleksandrem i Terensem, którzy dołączyli do grupy mężczyzn zebranych pod kopułą. Irena oraz dziewczęta stały wraz z kobietami i małymi dziećmi na końcu zgromadzenia. Kapłan, ubrany w czarną szatę i kaptur, prowadził zgromadzonych w śpiewach. Aleksander i Terens brali udział w nabożeństwie, ale niektóre z kobiet plotkowały między sobą. Tłum się zmieniał, gdyż niektóre rodziny wychodziły, inne przybywały. „Bardzo nieformalny obrządek” – pomyślał Stefan. „Nie pamiętam, by ojciec opowiadał o czymś podobnym”. Rodzina Solomos wyszła, nim długa uroczystość dobiegła końca. W drodze na zewnątrz Stefan zauważył, że starsze kobie- 42 Ziarno Prawdy • styczeń 2014 ty są ubrane w ponure kolory, a młodsze w haftowane szaty o jaśniejszych odcieniach. Wszystkie nosiły chusty, tak jak Irena. – Nie znajdę tu Boga – stwierdził Stefan, kiedy Aleksander zamknął ciężkie drzwi katedry. Nabożeństwo wydawało mu się pogańskim rytuałem. Aleksander i Terens odpoczywali w salonie, grając w warcaby, podczas gdy Irena przygotowywała popołudniowy posiłek. – Jak nazywa się wasz kościół? – Stefan zapytał Aleksandra. – Grecki prawosławny – odpowiedział dumnie. – Czy jest on podobny do Kościoła rzymskokatolickiego? Aleksander odparł. – Nasz kościół oddzielił się od niego w ósmym wieku. Greccy myśliciele nie byli na tyle głupi, by uwierzyć w to, że papież z Rzymu jest nieomylny. Mamy własnego patriarchę i nie potrzebujemy Rzymu, by mówił nam, co mamy robić – mówił tak wyraziście, że Stefan bał się zadawać więcej pytań. Po dłuższej chwili Irena wezwała ich na obiad. Stoły były zastawione gotowanymi jajami, ryżem przyprawionym szafranem, ciemnym pieczywem i figami. Stefan, wciąż pamiętając dni ubogiej owsianki, był wdzięczny za ten posiłek, mimo że wydawał mu się on zupełnie nieznany. Jutro zacznie się uczyć greckiego, ponieważ będzie szył tureckie dywany. —ciąg dalszy nastąpi Fragment książki Lovers of The Truth Eastern Mennonite Publications 40 Wood Corner Road Ephrata, PA 17522 Wykorzystano za pozwoleniem Przekład na język polski: Mateusz Jędrys Przechodzi czas Przechodzi czas, on zmienia nas, co rok, co dzień i co godzinę, zmienia twarz, okrada z kras, i szczęście, radość gdzieś zamiera. Nasz każdy krok, i każdy rok, Przybliża nas do mety, I każdy dzień tępieje wzrok, Tak, przyjacielu, niestety. Jest jednak Moc zatrzymać lot Nie ograniczona czasem – To Stwórca, Pan, wszechmocny Bóg Połączyć chce ze Sobą razem. I tylko w Nim, gdy przyjdzie czas, Nie zmienisz się na wieki, On pragnie zbawić, ubogacić nas, I dać nam skarbiec wielki. Wincenty Bryćko, z tomu WIERSZE. Moja wdzięczność Chrystusowi za Ewangelię. Wykorzystano za zgodą poety. Bóg ma moc! —J. F. Willing S łońce Sprawiedliwości niesie uzdrowienie w swoim świetle. Kiedy uczymy się radować w każdy czas, modlić bezustannie i wyrażać dziękczynienie – ponieważ taka jest wola Boża w Jezusie Chrystusie odnośnie każdego z nas – odkryjemy, że możemy wznosić się na skrzydłach jak orły, biec bez ustawania, iść a nie tracić sił. Nie ma potrzeby, abyśmy popadali w zdenerwowanie, ponieważ wszystkie okoliczności działają ku dobremu dla tych, którzy miłują Pana. Nie musimy się martwić; bo wszelkie troski możemy złożyć na Niego. Bóg ma moc uczynić to, co najlepsze w każdej powierzonej Mu sprawie. Możemy swobodnie prosić Go o to, aby uczynił wszystko, czego potrzebujemy dla zdrowia i kondycji fizycznej, dopóki jesteśmy w stanie wyznać: „Ku Twojej chwale, bo to zależy od Ciebie.” Zaczerpnięto z Fifteen to Twenty Five Public Domain Przekład na język polski: Krzysztof Dubis