Zaczyna się gra Rozmowa z Grzegorzem Onichimowskim

Transkrypt

Zaczyna się gra Rozmowa z Grzegorzem Onichimowskim
Rozmowa
Zaczyna się gra
Rozmowa
z Grzegorzem Onichimowskim,
prezesem Zarządu
Towarowej Giełdy Energii S.A.
– Jak postrzega Pan aktualną kondycję polskiego rynku
energii elektrycznej? Swego czasu wskazywał Pan na mały
obszar konkurencyjności i zbytnią konsolidację pionową.
– Branża sama w sobie ma się nieźle. Stanowi źródło dochodu budżetu, o czym świadczy podnoszenie poziomu
fiskalizmu w energetyce, jak choćby zmiany w kierunku
przerzucenia akcyzy z producenta na spółki dystrybucyjne.
Natomiast na poziomie konkurencji w energetyce niewiele
się zmieniło – podejmowane były i są rozmaite próby monopolizacji, czy też stworzenia pewnego rodzaju duopolu.
Generalnie w gospodarce rynkowej występuje pokusa
tworzenia układów monopolistycznych, ale jest to efektem
pewnej gry, wzmacniania się struktur gospodarczych i naturalnej tendencji do łączenia się celem wzmocnienia swojej
siły rynkowej. W Polsce natomiast istnieje zagrożenie, że
tak naprawdę będzie to efekt działań mających na celu nie
budowanie mocnych rynkowo firm, a próba administracyjnego zawłaszczenia części rynku, przy okazji której realizowane będą inne cele.
Sama integracja pionowa jako taka jest już niekorzystna
dla konsumenta, ale zabójcze dla rynku i konkurencji jest
administracyjne budowanie układów monopolistycznych.
Na całym świecie administracja jest od tego, żeby walczyć
z monopolem, a nie by go budować.
Niektórzy producenci dążą do integracji pionowej, aby
przejąć niezadłużone aktywa i w oparciu o nie podejmować
decyzje inwestycyjne co do rozbudowy bazy produkcyjnej,
28
P
R
Z
E
S
Y
Ł
,
D Y S
T
R Y
B
U
C
J A
zadłużając te aktywa. Obawiam się, że te decyzje podejmować się będzie bez rzetelnej analizy opłacalności ekonomicznej przedsięwzięcia.
Nie obawiam się natomiast ograniczonej integracji pionowej jako efektu pewnych działań rynkowych, szczególnie
w sytuacji oddzielenia działalności regulowanej od konkurencyjnej.
Powinniśmy dać sobie spokój z działaniami administracyjnymi w energetyce. Firmy powinny zostać sprywatyzowane, trafić na giełdę lub do inwestora branżowego. Jeżeli
będą zachowywać standardy spółek publicznych, to można
być spokojnym, że o ile dojdzie do konsolidacji pionowej, to
na zasadach takich, jakie obowiązują na całym świecie, kiedy inicjatywa wynika z układu rynkowego, a nie nacisków
politycznych.
– Skoro mowa o prywatyzacji, to jak ocenia Pan jej dotychczasowy przebieg?
– Co do aktywów wytwórczych, przez pewien czas można
było obserwować na tym rynku bessę. W minionych latach
kolejni ministrowie stali przed możliwością sprywatyzowania kilku elektrowni. Otwarto procesy prywatyzacyjne.
Brakło jednak inwestorów, którzy zaoferowaliby za nie dostatecznie duże pieniądze. Dzisiaj to się zmienia i są chętni
na Dolną Odrę, Kozienice czy Ostrołękę. Natomiast to, że
prywatyzacja podsektora dystrybucji jest obecnie wstrzymana, wydaje się naturalną konsekwencją przyjętej drogi
– konsolidacji.
Byłem i jestem sceptyczny wobec konsolidacji. Uważam,
że jeśli proces zmian ma zakończyć prywatyzacja, to konsolidacja nie jest w tym przypadku najlepszym rozwiązaniem.
Wówczas zmusza się potencjalnych inwestorów – szczególnie jeśli mówimy o inwestorze strategicznym – do pewnego
zakupu wiązanego: tego, co im się podoba, i zarazem tego,
co podoba się niekoniecznie. Wiadomo, że mieliśmy różne
spółki – lepsze i gorsze – z których w procesie konsolidacji
powstały konglomeraty. Skoro tak, to wydawałoby się naturalne, że zanim się je sprzeda, to aby wykluczyć sprzedaż
wiązaną, należy te spółki wzmocnić, zrestrukturyzować
I
O
B
R
Ó
T
E
N
E
R
G
I
Ą
2
0
0
5
Rozmowa
i dopiero wtedy iść w kierunku giełdy czy szukać inwestora
strategicznego. Jeśli tego nie zrobiliśmy, to dzisiaj nie jest
czas na prywatyzację sektora dystrybucji.
Prawda jest taka, że odwrotu od prywatyzacji sektora nie
ma. Dopóki będzie możliwość zasilania budżetu środkami
z prywatyzacji, to będziemy to robić. I prędzej czy później
sięgniemy po pozostałe firmy elektroenergetyczne. A lepiej
po nie sięgnąć wtedy, kiedy jest dobra koniunktura, szansa
satysfakcjonującej sprzedaży, niż wtedy, gdy nic innego nam
nie pozostanie i będziemy do tego zmuszeni. Nie powinniśmy jednak iść tylko w stronę prywatyzacji przez GPW. Należy próbować różnych sposobów, także szukać inwestorów
strategicznych. Oferta publiczna ostatecznie i tak nie uchroni firm przed późniejszym przejęciem ze strony silnej konkurencji europejskiej, a takie przypadki przejęcia kontroli
niejednokrotnie występowały na warszawskiej giełdzie.
– Patrząc z innej strony – do stworzenia i funkcjonowania efektywnego rynku energii potrzebne są też odpowiednie uregulowania, ale dotychczas mówiło się o niedostatku nowoczesnych rozwiązań prawnych.
– Jesteśmy po nowelizacji prawa energetycznego, która
zdecydowanie poszła w dobrym kierunku. Zwiększyła się
regulacyjna rola prezesa URE. Przykładowo – dotychczas
rozporządzenia i instrukcje jako akty niższego rzędu od ustawy, w rzeczywistości mające istotne i często decydujące znaczenie, były wydawane przez operatora po negocjacjach ze
wszystkimi podmiotami. Często stanowiły nie najlepszy kompromis, czy wręcz były narzucane przez niektórych uczestników rynku. Teraz będą one zatwierdzane przez prezesa URE.
Co ważne, nie ma przy tym niebezpieczeństwa przeregulowania, bo URE zawsze dążył do liberalizacji rynku w interesie
konsumenta. Jest to jedyna instytucja, która ma bardzo duży
wpływ na energetykę, a jednocześnie funkcjonuje na styku
energetyka–klient i musi działać w interesie konsumentów.
Szkoda, że konsekwencje tych zmian będą widoczne dopiero
za klika miesięcy, a może nawet lat, bo nowe dokumenty – jak
np. zmiany na rynku bilansującym – dopiero powstają.
Zresztą resort gospodarki i URE pracują już nad kolejną
nowelizacją, idącą w tym samym kierunku, ale o krok dalej.
Dzisiaj uregulowaliśmy problemy tych instrukcji czy energetyki odnawialnej – a przynajmniej bazowego mechanizmu
wsparcia – a za chwilę będzie trzeba rozwiązać np. problem
energetyki skojarzonej.
Natomiast bardzo złe, jeśli chodzi o infrastrukturę prawną, jest to, że do tej pory nie uchwalono ustawy rozwiązującej kontrakty długoterminowe i obecny sejm, prawdopodobnie, też z tym nie zdąży przed jesiennymi wyborami
parlamentarnymi. Nierozwiązane KDT-y to porażka wszystkich rządów, które próbowały się z tym uporać. A z punktu
widzenia społeczeństwa niezmiernie ważne jest, czy będzie
nas to kosztowało kilka miliardów mniej czy też nie. Tę sprawę należało załatwić przed wejściem do UE. Nie starczyło
odwagi czy wyobraźni? Dzisiaj kwestia ta jest znacznie bardziej skomplikowana i obawiam się, że te zaniechania długo
jeszcze będą na nas ciążyły.
– Jaka jest Pańska ocena tempa dostosowywania naszej
energetyki do standardów unijnych i efektów pierwszego
roku członkostwa?
– Przede wszystkim w samej Unii są różne nurty i kierunki myślenia o energetyce. UE nie jest w stanie jasno i precyzyjnie zdeklarować, w którym kierunku zmierza. Wpływają
na to m.in. zbyt daleko idące zobowiązania poszczególnych
P
R
Z
E
S
Y
Ł
,
D Y S
T
R Y
B
U
C
J A
krajów członkowskich wobec własnych firm czy inwestorów, a w wielu działaniach brak jest konsekwencji lub hamuje je unijna biurokracja.
My też jesteśmy tego ofiarami. Weźmy choćby mechanizm
handlu emisjami, który w Polsce musi zaistnieć, bo jest kluczowy dla przedstawienia rzeczywistego rachunku inwestycji energetycznych. Z jednej strony Unia domaga się wprowadzenia tych mechanizmów, i my to robimy, a z drugiej
nie możemy z nimi uzgodnić kwot emisyjnych, które będą
punktem wyjścia do uruchomienia mechanizmu handlu.
O pewne sprawy musimy sami zadbać, czego przykładem
jest energetyka odnawialna. Unia wymaga pewnych działań, ale gdyby wprowadzić tylko to unijne minimum, to nie
ruszylibyśmy do przodu. Dokładnie to samo dotyczy energetyki skojarzonej.
Na pewno dobrze, że wprowadziliśmy mechanizm aukcji
na transgraniczne zdolności przesyłowe, choć w tej kwestii
też jesteśmy jeszcze na początku drogi.
– Koncentrując się na samej Giełdzie Energii – jak ocenia
Pan ostatni rok, jeśli chodzi o udział TGE w obrocie wolnorynkowym i wolumen obrotu na podstawowym parkiecie – Rynku Dnia Następnego?
– Jesteśmy niezadowoleni – można powiedzieć, że straciliśmy rok. Nie udało się zwiększyć wolumenu obrotów,
a jedynie zatrzymaliśmy jego spadek, który w pewnym
momencie nastąpił. Zaważyły na tym obiektywne procesy, o których już wspominałem – jak konsolidacja spółek
dystrybucyjnych, która spowodowała dramatyczny spadek
liczby członków giełdy. Spadek liczby uczestników był dla
nas bardzo odczuwalny z uwagi na fakt, że nasze dochody
czerpiemy z dwóch źródeł – są zależne od wolumenu obrotów i liczby podmiotów uczestniczących w obrocie.
Były też i pozytywy w postaci dopuszczenia spółek obrotu. Oczywiście mają w tym swój udział, przychylne nam,
PSE i URE. Dzięki spółkom obrotu częściowo nadrobiliśmy
straty, ale to nas absolutnie nie satysfakcjonuje, bo w warunkach konsolidacji nie było możliwości rozwoju giełdy. Pół
roku po dopuszczeniu spółek obrotu – a znalazły się tu tylko
najmocniejsze z nich – 60–70% obrotu giełdy jest realizowane przez te firmy, a wielkie zintegrowane przedsiębiorstwa
będące spółkami dystrybucyjnymi śladowo uczestniczą
w rynku. Oczywiście mają one swoje powody. W czasie gdy
spółka jest skoncentrowana na własnych problemach, bo
np. bierze udział w konsolidacji, naturalny staje się proces
osłabienia jej aktywności na rynku.
Po nowelizacji prawa energetycznego polska giełda prawdopodobnie będzie giełdą dość specyficzną. Jeśli chodzi
o rynek towarowy – oparty o fizyczne dobro, jakim jest energia elektryczna – RDN pozostanie rynkiem podstawowym.
Ale z punktu widzenia wolumenu obrotów, czy też przychodów, będziemy prawdopodobnie zarabiać na innych
rodzajach działalności. Jak wspomniałem, uruchamiany
jest obszar energetyki odnawialnej. To my będziemy prowadzić rejestr świadectw pochodzenia i obrót wynikającymi
z nich prawami majątkowymi. Mówi się też o naszej ewentualnej roli w rozwoju energetyki skojarzonej. Będziemy też
zmieniać RDN, ale tylko dzięki nowym obszarom, bo sam
z siebie nie wygenerowałby zmian. Podobnie jest w kilku
krajach, gdzie przy niedostatku rynku utrzymuje się giełdę
i powierza się jej pewne funkcje administracyjne.
Długo byliśmy zapatrzeni w superliberalny model, licząc,
że TGE utrzyma się z samego tylko rynku. Zapomnieliśmy,
I
O
B
R
Ó
T
E
N
E
R
G
I
Ą
2
0
0
5
29
Rozmowa
że to wprawdzie się udaje, ale na rynkach kilkukrotnie
większych niż polski. Dopiero postawienie nowych zadań
pozwala nam myśleć, że na giełdzie będzie ruch.
– Częściowo wskazał Pan już na bariery rozwojowe TGE
– jak spadek liczby uczestników. A czy w dalszym ciągu na
rynku występuje zjawisko spłaszczenia cen energii?
– Spółki obrotu zdecydowanie próbują rozhuśtać rynek
i widać tego pozytywy – obserwujemy, że zaczyna się gra.
Mam na myśli różnice w dobowych cenach, to, co jest charakterystyczne dla rynków liberalnych – zmiany na rynku
dnia następnego, zarówno między doliną i szczytem, jak
i pomiędzy poszczególnymi dniami. Zaczyna się tutaj coś
dziać, choć na razie na nie za dużym wolumenie. Inna sprawa, że jest to rozłożone na inne rynki, bo jak wiadomo, nie
jesteśmy jedynym miejscem, gdzie ta gra się odbywa – istnieją też elektroniczne platformy obrotu. Wszędzie jednak
widać aktywność graczy w kierunku rozruszania rynku.
Myślę, że kolejnym przełomowym krokiem będą zmiany
na samej giełdzie, dzisiejsza konstrukcja RDN nie do końca
sprzyja grze rynkowej. Jeszcze nie mamy na nim notowań
ciągłych, ale to się zmieni przed końcem tego roku, wraz
z wprowadzeniem nowego systemu giełdowego. Zamierzamy też rozciągnąć w czasie notowania, żeby na RDN duży
wpływ miały wyniki aukcji dobowych zdolności przesyłowych. To bardzo istotna kwestia, która przykładowo na
giełdzie w Amsterdamie decydująco wpływa na ceny i wolumen obrotów. Żeby to wprowadzić, konieczne są pewne
nasze zmiany wewnętrzne, ale jestem spokojny, że kiedy te
instrumenty zostaną uruchomione, to osoby zajmujące się
w Polsce handlem na rynku energii będą potrafiły je wyko30
P
R
Z
E
S
Y
Ł
,
D Y S
T
R Y
B
U
C
J A
rzystać. Pozostanie tylko przełamanie bariery w mentalności, bo niestety jest to biznes związany z ryzykiem i to ryzyko trzeba będzie podjąć. Również w spółkach państwowych,
gdzie naturalne jest raczej unikanie ryzyka.
– Dopuszczenie na giełdę spółek obrotu było oczekiwane i poprzedzone długimi negocjacjami, ale wciąż jest ich
chyba mniej, niż mogłoby być?
– Spółek obrotu na TGE nie jest już wcale tak mało. Część
firm posiadających fizyczne aktywa wydzieliło obrót – podmioty te nie są typowymi spółkami obrotowymi. Trudno
powiedzieć, czy gdyby dalej prowadziły obrót przez swoje
stare struktury, to czy byłyby równie, czy też mniej aktywne. Zaryzykuję jednak stwierdzenie, że mentalność tych ludzi jest już zupełnie inna. Ich interes nawet wewnątrz konglomeratu jest identyfikowany z ich miejscem pracy, czyli
spółką obrotu.
Jednak typowo obrotowych spółek mamy już kilka i są
one naprawdę bardzo aktywne. Łącznie jedne i drugie już
dziś realizują znacznie ponad połowę obrotu giełdowego.
Naturalnie dla nas poziom ten w dalszym ciągu jest niezadowalający, ale daje wyraźne sygnały rynkowe co do ceny
i pozwala na konstruowanie już w miarę obiektywnych indeksów, a to jest najważniejsza rzecz dla rynku. Po drugie,
same zachowania graczy są bardziej agresywne, poszukujące, bliższe standardom na wiodących giełdach.
Bardzo liczymy m.in. na uruchomienie parkietów związanych z tzw. „zieloną energią” – głównie dlatego, że po raz
pierwszy tworzy się szansa na powstanie działających w obszarze energetyki towarowych domów maklerskich. Dla nas
to kluczowa sprawa, bo bezpośrednio naszymi uczestnikami mogą być tylko największe podmioty, a wtedy nawet te
najmniejsze będą mogły pośrednio działać na rynku. Oczekujemy, że powstanie domów maklerskich przy okazji uruchamiania rynków energii odnawialnej, czy w przyszłości
skojarzonej, pozwoli uaktywnić także podstawowe rynki.
– Pojawiają się zarzuty, że koszt uczestnictwa w TGE jest
zbyt wysoki, m.in. sama opłata członkowska.
– Zgadzam się, że w Polsce koszty te są obecnie zbyt duże.
Ale same koszty giełdy nie są barierą w jej rozwoju, bo gdyby tak było, to już dziś na alternatywnych platformach obrót
byłby kilkukrotnie większy niż na TGE, a tak nie jest.
Jeśli zdecydowaliśmy się, że giełda ma być całkowicie
niezależna – nie ma być częścią operatora czy podmiotem
opartym o jakąś inną wielką firmę, jak np. POEE – to musi
zapewnić sobie przychody. Jako firma prowadzimy i tak
bardzo oszczędną gospodarkę finansową. Przykładowo konsolidacja postawiła nas wobec klasycznego dylematu, co
zrobić z pobieraną od wszystkich uczestników stałą opłatą
giełdową. Czy w sytuacji, kiedy trzykrotnie spadła liczba
uczestników, należało trzykrotnie ją podnieść? Teoretycznie
tak, duże spółki byłoby na to stać, ale w takiej sytuacji definitywnie zamknęlibyśmy rynek dla małych spółek obrotowych, od których nie możemy pobierać niższej opłaty, bo
musimy wszystkich traktować jednakowo.
Uruchomienie nowych produktów i nowych rynków: energii
odnawialnej, skojarzonej, być może rynku gazowego – jesteśmy
w trakcie rozmów z PGNiG – także rynku obrotu uprawnień
do emisji, spowoduje, że będzie taniej. Taki jest też interes naszych akcjonariuszy. To spółki energetyczne, których głównym
celem nie jest generowanie zysku dzięki udziałom w TGE. Oni
oczekują od nas stworzenia narzędzi, które pozwolą im osiągać
większe zyski z ich podstawowej działalności.
I
O
B
R
Ó
T
E
N
E
R
G
I
Ą
2
0
0
5
Rozmowa
– W jakim terminie na TGE mogłyby być notowane limity emisji CO2 lub SO2?
– Kiedy będą znane kwoty, od których rozpoczynają
uczestnicy rynku. To jest pewna wirtualna wartość – musi
być ustalona, żeby można było ten rynek uruchomić.
Jednak o ile w Polsce można prawdopodobnie mówić
o pewnym szczątkowym rynku w dziedzinie emisji SO2, to
w zakresie CO2 na pewno nie będzie rynku wewnętrznego.
Trzeba nastawić się na działanie w układzie pewnego międzynarodowego sojuszu giełd, bo robienie tego tylko w oparciu o polski rynek chyba nie da żądanych efektów.
Pomijając to, jak duża będzie nasza nadwyżka, do rangi
problemu urasta przeprowadzenie takich transakcji – np.
pomiędzy polską elektrociepłownią a zakładem metalurgicznym w Grecji – i ich rozliczenie. To są często transakcje
typu forward, na parę lat. Nie mamy więc nawet gwarancji,
że oba te podmioty będą istniały za rok czy dwa.
Za granicą tego typu transakcje są już notowane, ale wszystko musi być realizowane w oparciu o pewien międzynarodowy mechanizm clearingowy, jak i notowań. Jesteśmy po
wstępnych rozmowach z różnymi podmiotami i potencjalnie
możemy uruchomić polski „hub”. Pozostaje kwestia wdrożenia mechanizmu, który wstępnie jest już zaprojektowany.
– Pod koniec marca podpisaliście umowę z firmą OMX
na wdrożenie nowego systemu informatycznego. Jakie
przyniesie on korzyści?
– OMX oferuje rozwinięty system CONDICO, ale dla
nas będzie on znacznie zmodyfikowany i uzupełniony. Po
pierwsze – o system rejestru świadectw pochodzenia, bo
przyjęliśmy na siebie zobowiązanie ustawowe w zakresie
wprowadzenia rejestru świadectw pochodzenia na energię
odnawialną. Świadectwa te są źródłem praw majątkowych,
które też mają być notowane na giełdzie. Rejestr pozwoli
prowadzić otwartą grę na rynku energii odnawialnej, dopuszczać wielokrotny obrót, bez zagrożeń, że ta sama porcja
energii rozliczy obowiązek kilku firm.
Z drugiej strony, CONDICO powstało w kanadyjskiej firmie jako system handlu gazem, do tego jest przygotowane
i pod tym samym kątem – uruchomienia notowań rynku
gazu – będziemy chcieli go wykorzystywać.
Uruchomienie notowań ciągłych na RDN planujemy
jeszcze w tym roku. Kwestią dyskusji z operatorem jest, jak
długo będziemy prowadzili te notowania, ale na pewno będziemy chcieli wydłużyć je poza horyzont aukcji na dobowe
zdolności przesyłowe. Tym samym będziemy mogli jakby
z jednej strony otwierać rynek na następny dzień poprzez
swój fixing, jak i potem zamykać te notowania.
Na pewno będziemy myśleli o standaryzowanych kontraktach typu forward, jeśli chodzi o prawa majątkowe.
Mamy tu do czynienia z długim horyzontem czasu i inwestor, który chciałby uruchomić jakieś źródło odnawialne,
chce mieć możliwość zawarcia umowy na dłuższy okres
z odbiorcą, który mając obowiązek zakupu energii z takiego
źródła, będzie taką umową zainteresowany.
System umożliwia też wpisanie w niego i rozliczenie
kontraktów bilateralnych, a więc będziemy mogli zarówno
na rynku fizycznym rozliczać kontrakty, jak i przyjmować,
notyfikować zawarte kontrakty, chociażby na rynku praw
majątkowych, do świadectw pochodzenia.
System jest na tyle uniwersalny, że umożliwia tworzenie
prawie dowolnych produktów, tak finansowych, jak i fizycznych, oraz oczywiście ich rozliczenia. Będzie pozwalał
P
R
Z
E
S
Y
Ł
,
D Y S
T
R Y
B
U
C
J A
na bardzo elastyczne formy obrotu – tak poprzez sesję jak
i pozasesyjnie. Pozostaje kwestia naszej wyobraźni i sygnałów, jakie płyną z rynku.
– Czy znane są terminy wdrożeń?
– Są wspomniane już zobowiązania ustawowe odnośnie
do rynku „zielonej energii” – zarówno rejestru, jak i prowadzenia notowań – i do października musimy to wprowadzić. Rejestr musi nawet powstać nieco wcześniej, bo należy wprowadzić do niego świadectwa pochodzenia wydane
przez URE już w tym roku. Tak więc pierwszy element sys-
temu będzie działał od września, a drugi, czyli notowania –
od października. Od listopada wdrożymy zmiany na RDN.
Zatem całość będzie działać w tym roku, a do tego dochodzi oczywiście olbrzymia akcja promocyjna i szkoleniowa.
Jest to największe wyzwanie, jakie TGE do tej pory przyjęła – chociażby poprzez rejestr będziemy współpracowali mniej więcej z tysiącem podmiotów – ale motywuje nas
myśl, że giełda będzie wkrótce wyglądała zupełnie inaczej.
Pod względem infrastruktury nie będziemy w tyle za żadną
z europejskich giełd.
Nie udało się uczynić TGE spółką zyskowną w sensie bilansowym, ale wykreowaliśmy wystarczające środki, aby
można było myśleć o tej nowej inwestycji. Zaznaczę, że odbyło się to bez podnoszenia kapitału przez akcjonariuszy.
Otwieramy więc uczestnikom nową szansę i od nich zależy, czy będą chcieli z niej skorzystać. A w tym względzie
jestem raczej optymistą.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Bogusław Zator
I
O
B
R
Ó
T
E
N
E
R
G
I
Ą
2
0
0
5
31