Pobierz PDF

Transkrypt

Pobierz PDF
„Nowa Konfederacja” nr 39, 3–9 lipca 2014
To nie jest fair play!
www.nowakonfederacja.pl
Z Tomaszem Leśniakiem
rozmawia Krzysztof Wołodźko
TomasZ LeśniaK
Socjolog, aktywista,
koordynator inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom
Motywy sprzeciwu są jasne, zarówno w przypadku igrzysk zimowych i letnich, jak i mundialu: albo inwestujemy w usługi publiczne (zdrowie, edukacja), albo w sportowy biznes.
Często w ostatnich miesiącach słyszał
pan, że jest pan, jako koordynator inicjatywy Kraków Przeciw Igrzyskom,
przeciwnikiem pięknych sportowych
emocji?
Zaraz, zaraz, przecież jest jeszcze telewizja. Zawsze można obejrzeć mecz
na plazmie. Niektóre sieci handlujące
sprzętem RTV obniżały nawet ich ceny
na okoliczność mundialu.
Jako organizatorzy i uczestnicy protestów
przeciw zimowym igrzyskom olimpijskim
w Krakowie nieraz słyszeliśmy, że w ogóle
nie uprawiamy sportu. Co było kompletnie
nietrafne, bo jasno widzimy różnicę między
sportem masowym, który mogą uprawiać
różne grupy społeczne, a sportem zawodowym.
Igrzyska to impreza dla wąskiej grupy
ludzi: zarówno jeśli chodzi o sportowców,
jak i o tych, którzy mogą uczestniczyć
w wydarzeniach jako widzowie na stadionach, bo bilety na takie wydarzenia są
bardzo drogie. W przypadku krakowskich
igrzysk najtańsze bilety na zawody carlingu
miały kosztować ok. 100 zł. A nie jest to
sport, który pasjonuje miliony Polaków.
Ale zaczęliśmy rozmowę od kwestii
uprawiania sportu. Stąd dodam, że małe
krakowskie kluby sportowe są lekceważone
przez włodarzy Krakowa. Podam przykład
podgórskiej „Korony”. Z tego klubu miesięcznie korzysta około dziesięciu tysięcy
dzieci, a miasto nie chciało dać stu tysięcy
złotych na wymianę filtra do basenu, gdy
się zepsuł. Najlepiej radzą sobie „Wisła”
i „Cracovia”, mocno dotowane z pieniędzy
publicznych, które w mniejszym stopniu
zajmują się szkoleniem młodzieży. „Wisła”
Bogusława Cupiała nie bierze na siebie
niemal żadnych obowiązków związanych
z popularyzacją sportu, ma profesjonalną
drużynę sportową. A Cupiał jest w stanie
lobbować na tyle skutecznie, że miasto
1
„Nowa Konfederacja” nr 39, 3–9 lipca 2014
www.nowakonfederacja.pl
za 540 mln zł zbudowało mu stadion.
I okazało się, że to w większości mieszkańcy Krakowa płacą dziś z podatków
koszta utrzymania całej infrastruktury.
Jednak nie dotyczy to tylko Polski.
Badania przeprowadzone w Londynie pokazują, że przeznaczanie dużych środków
finansowych na igrzyska powoduje, iż
tracą małe kluby sportowe, szkolenia młodzieży. Zatem efekt igrzysk dla sportu
masowego, amatorskiego jest negatywny.
przy pesymistycznym scenariuszu, mogłyby kosztować ok. 17 mld zł (a to same
koszty organizacyjne!). A do nas, do Krakowa Przeciw Igrzyskom, anonimowo pisali ludzie z rodzimego środowiska biathlonowego, że są przeciwni zimowym igrzyskom w Krakowie, ponieważ widzieli,
co się działo po Euro 2012: związki sportowe, oprócz PZPN, dostały mniej pieniędzy choćby na szkolenie.
mKoL jest bardzo sprytną
Ile kosztują sportowe czy ściślej: sportowo-komercyjne emocje związane
z igrzyskami?
instytucją. W Karcie
olimpijskiej mamy wyraźny
Jako KPI przyglądaliśmy się zimowym
igrzyskom w Vancouver, Nagano, Turynie.
Koszty związane z organizacją imprezy,
budową obiektów sportowych na jej potrzeby i obiektów pozasportowych, typu
wioska olimpijska, to kwota pomiędzy 7
a 12 mld zł. Zwykle zakładano dużo mniej.
Bardzo rzadko jednak liczy się koszty
utrzymania dużych obiektów po zakończeniu imprezy. W Krakowie planowano
choćby tor do łyżwiarstwa szybkiego, który
miał być później utrzymywany z pieniędzy
ministerialnych. To był bardzo nierozsądny
pomysł na inwestycję, bo w Zakopanem
wystarczyło zadaszyć istniejący tor za dużo
mniejsze pieniądze, żeby służył na cele
szkoleniowe. Miały także powstać hale dla
„Wisły” i „Cracovii”. Koszt ich utrzymania
szacowano razem na 20 mln zł rocznie.
Istotne jest to, że oba kluby nie podjęły
żadnych formalnych zobowiązań co do
tych obiektów. Miały je rzekomo utrzymywać, ale wspomniałem już, jak wygląda
sytuacja ze stadionem „Wisły”. Deklaracje
niewiele znaczą i niewiele kosztują.
Wiemy ponadto, że faktyczne koszta
igrzysk są wyższe o średnio 135 proc. od
szacowanych. Zatem igrzyska w Krakowie,
zapis o tym, że różnice
między szacunkami
a kosztami faktycznymi
zobowiązane są pokryć
miasto i komitet
organizacyjny igrzysk
Przesadza pan ze złymi wiadomościami.
Niekoniecznie. Wspomnę jeszcze o infrastrukturze, związanej choćby z drogami.
Sytuacja z Euro 2012 pokazała, że gdy
duże inwestycje realizuje się w krótkim
czasie, to rosną różnorakie koszta. Problemem jest nie tylko jakość infrastruktury
– wielka wpadka na Stadionie Narodowym, gdy podczas meczu Polska–Anglia
nie zamknął się dach, obrosła legendą.
Problemem były także bankructwa firm,
które początkowo zaniżały koszta, żeby
wygrać przetarg. Bardzo szybko rosły ceny
ziemi i artykułów budowlanych. To dość
mocno destabilizowało rynek budowlany.
2
„Nowa Konfederacja” nr 39, 3–9 lipca 2014
www.nowakonfederacja.pl
Ponadto niemal wszystkie duże inwestycje przy okazji Euro 2012 były przeprowadzane praktycznie bez pomysłu na
późniejsze zagospodarowanie. Dopiero
po czasie miasta zastanawiały się, co
zrobić z wybudowanymi obiektami. Efekt
jest taki, że Warszawa, Wrocław, Poznań,
Gdańsk mają duże problemy nawet z wyjściem na zero w kwestii utrzymania tych
obiektów. A to zwyczajowo przekłada się
na duże cięcia w usługach publicznych,
które dotyczą przede wszystkim edukacji.
pis o tym, że różnice między szacunkami
a kosztami faktycznymi zobowiązane są
pokryć miasto i komitet organizacyjny
igrzysk. I bardzo często zobowiązania finansowe po olimpiadach spadają właśnie
na instytucje publiczne.
Ale miasta, które organizują duże wydarzenia sportowe, mają jednak szansę
zmodernizować swoją infrastrukturę.
Temu pan nie zaprzeczy.
W przypadku Euro 2012 między 2008
a 2012 r. powstało 50 proc. planowanych
dróg. Natomiast budżet został wykorzystany w ponad 80 proc.!
I naprawdę nikogo nie obchodzi, co
będzie po igrzyskach?
Skupię się znów na zimowych igrzyskach.
Teoretycznie Międzynarodowy Komitet
Olimpijski (MKOL) wymaga monitorowania takich rzeczy, ale równocześnie to
organizacja, która ma interes w tym, żeby
obraz imprezy sportowej po jej zakończeniu był pozytywny. Nawet za cenę
przemilczenia niewygodnych faktów. To
nie jest fair!
Wiemy jednak, że Nagano miało duże
problemy z utrzymaniem obiektów sportowych, przełożyło się to na znaczny wzrost
zadłużenia miasta. Jedno gospodarstwo
domowe było tam zadłużone na blisko
28 tys. dol.! W Turynie zadłużenie po igrzyskach sięgało 215 mln dol. W tym mieście po igrzyskach zdemontowano tor
bobslejowy, bo nie miał żadnego wykorzystania. Vancouver, które organizowało
igrzyska w szczycie kryzysu gospodarczego,
w 2010 r., miało problemy z wioską olimpijską. Miasto zadłużyło się na 800 mln
do jednego miliarda dolarów na jej budowę. W międzyczasie wycofał się inwestor
i miasto wzięło te zobowiązania finansowe
na siebie.
MKOL jest bardzo sprytną instytucją.
W Karcie Olimpijskiej mamy wyraźny za-
Co się stało z kwotą, która wskazuje
na dysproporcję między wykorzystaniem środków a efektami?
Wspominałem już o tym: koszta szybko
zaczęły rosnąć. Ale polskie firmy i tak
traciły, bo zlecenia dostawały duże, zagraniczne koncerny. A ostatecznie tym,
który bankrutował, był mały rodzimy podwykonawca. Problem wynika choćby z niedoskonałości naszego systemu dotyczącego
zamówień publicznych, bo w praktyce
głównym czynnikiem selekcji przy przetargach są ceny. Firmy celowo je zaniżały,
by wygrać zlecenia.
Dodajmy do tego, że nawet jeśli branża budowlana przeżywa krótkoterminowy
wzrost zatrudnienia w czasie realizacji
projektów olimpijskich, to nierzadko ceną
bywa brak wypłacanych wynagrodzeń.
Dużo pan mówi o kosztach. Ale ktoś
musi zarabiać na wielkich wydarzeniach sportowych.
Często umowy zawierane między państwem a organizacjami typu Międzyna3
„Nowa Konfederacja” nr 39, 3–9 lipca 2014
www.nowakonfederacja.pl
Twierdzi pan, że ten biznes odbywa
się ponad głowami zwykłych ludzi.
Znów wrócę do wielkich mediów – nie
tylko Polacy lubią oglądać igrzyska
w telewizji.
rodowa Organizacja Piłkarska (FIFA) czy
Unia Europejskich Związków Piłkarskich
(UEFA) czy MKOL są niejawne. A tak
naprawdę są to wielkie przedsiębiorstwa,
w dodatku zwalniane z podatków. Prof.
Marek Kozak szacuje, że zysk UEFA z Euro
2012 wynosił blisko 2 mld euro.
Zaraz po MKOL jednym z głównych beneficjentów dużych wydarzeń sportowych
są wielkie media, które zarabiają na reklamie. Ale podkreślę, że w przypadku
protestów w sprawie igrzysk w Krakowie
środki przekazu były dość rzetelne. Oprócz
pojedynczych mediów, ściśle związanych
z władzą samorządową, nawet ogólnopolskie środki masowego przekazu traktowały ruch protestu uczciwie. Może wpłynęły na to doświadczenia z Euro 2012.
Nie zapominałbym również o politykach, dla których wielkie wydarzenia
sportowe to świetna okazja, by pokazać
się przy przecinaniu wstęg. Dla polityków
takie imprezy to marketingowa szansa
na ocieplanie wizerunku. W przypadku
Krakowa żadna większa partia nie opowiedziała się przeciw igrzyskom: Platforma
Obywatelska, Prawo i Sprawiedliwość,
Twój Ruch i Sojusz Lewicy Demokratycznej głosowały w Sejmie jednomyślnie za
zimowymi igrzyskami. Politycy stawali
się przeciwnikami igrzysk, dopiero gdy
opinia publiczna była już mocno „na nie”.
A ile zarobiły polskie firmy?
Niezależnych szacunków nie mamy
[śmiech]. Owszem, czasem przybywa turystów. Ale to nie znaczy, że zarabiają
mali przedsiębiorcy, lokalni sklepikarze.
A to dlatego, że konsumpcja „turystów
sportowych” koncentruje się wokół centrów zarządzanych przez wielkie korporacje. Jeśli Coca-Cola organizuje „strefę
kibica”, to wiadomo, że większość ludzi
je i pije tam, a nie w małych barach. Ponadto, szczególnie w przypadku igrzysk
letnich, część mieszkańców miast, w których odbywają się te wydarzenia, decyduje
się na wyjazd w tym właśnie czasie, gdyż
obawiają się tłumów. Traci na tym najbardziej elementarna siatka usług czy lokalnego handlu. Zarabiają z kolei wielkie
sieci hotelowe. To w nich zresztą wykupywane są miejsca dla działaczy MKOL.
A ta instytucja robi wszystko, by samemu
zyskać jak najwięcej i jak największe
ryzyko przenieść na miasta, które igrzyska
organizują. A miasta to także ich mieszkańcy…
Warto też wspomnieć o „efekcie barcelońskim”. Porównano ruch turystyczny
w Barcelonie, która organizowała igrzyska
w 1992 r., z innymi metropoliami, choćby
Dublinem czy Pragą. Okazało się, że te
ostatnie miasta i tak odnotowały szybszy
wzrost turystyki po 1992 r., mimo że nie
poniosły takich kosztów organizacyjnych.
Wielokrotnie w naszej rozmowie pojawia się raz po raz wątek MKOL. Nie
stygmatyzuje pan aby tej organizacji?
W wielu miastach opór przeciw igrzyskom
uderzał wprost w MKOL jako organizację
która jest mocno skorumpowana. W ostatnich latach afer było tam mnóstwo: w Salt
Lake City, w Nagano. Poza tym to instytucja, która działa nie na rzecz lokalnych
4
„Nowa Konfederacja” nr 39, 3–9 lipca 2014
www.nowakonfederacja.pl
społeczności, lecz w celu pozyskania dla
siebie jak największych pieniędzy. Widzieliśmy to nawet w przypadku Krakowa.
Tutejszą aplikację obsługiwała szwajcarska
firma, która jest tzw. spin-off z MKOL,
czyli została wydzielona z tej organizacji,
i pracują w niej ludzie wcześniej zatrudnieni w Międzynarodowym Komitecie
Olimpijskim.
Polscy politycy płaszczyli się przed
MKOL. Tymczasem w Norwegii, w Oslo
jasno powiedziano, że miasto nie zapłaci
za hotele dla działaczy Komitetu… Więcej,
w Norwegii, z różnych przyczyn, zarówno
tamtejsze partie lewicowe, jak i prawicowe
stwierdziły, że trzeba inwestować publiczne
środki choćby w politykę mieszkaniową,
a igrzyska w tym przeszkadzają.
Motywy sprzeciwu są jasne, zarówno
w przypadku igrzysk zimowych i letnich,
jak i mundialu: albo inwestujemy w usługi
publiczne (zdrowie, edukacja), albo w sportowy biznes. W Brazylii widzimy nie tylko
przemoc policyjną. Warto wspomnieć
o masowych eksmisjach mieszkańców.
Ten temat w kontekście wielkich wydarzeń
sportowych dobrze przeanalizowała szwajcarska organizacja Center on Housing
Rights and Evictions. Okazuje się, że
w ciągu ostatnich kilkunastu lat w związku
z igrzyskami eksmitowano i przesiedlono
ok. 2,5 mln mieszkańców różnych miast.
Pokazywał to choćby film o Soczi.
Z tego wszystkiego dobrze widać, że
masowe wydarzenia sportowe niemal pod
każdym względem nie realizują założeń
czy celów, które są zwykle szumnie zapowiadane. A negatywne koszta są skrupulatnie ukrywane, żeby nie zakłócać globalnej fiesty, wielkiego chrupania czipsów
przed telewizorami. Zbyt wielu ludzi płaci
za te komercyjne emocje.
Tegoroczny mundial, zanim rozpoczął
się na stadionach, rozgrywał się na
ulicach brazylijskich miast – w formie
gwałtownych protestów.
Rafał maTyja
Stały współpracownik „Nowej Konfederacji”
5