tutaj - Webd.pl

Transkrypt

tutaj - Webd.pl
Paulina Szałas
O słoniku Hipolicie
W grudziądzkim zoo żył sobie niby siwy, niby szary słonik o imieniu Hipolit. Miał
wielkie, rozłożyste uszyska, ponadmetrową trąbę i nie lada kły, słowem superwspaniały
supersłoń. Jednakże on sam, od stóp do głów, wzdłuż, wszerz i wzwyż, czuł się raczej jak
antysłoń. Drepcząc co dzień wokół mamy Hiacynty, tak się jej skarżył: „Co można by zrobić,
aby być różowy jak flaming, pomarańczowo-czarny jak tygrys, a najlepiej różnokolorowy jak
papuga? Szary to niechybnie najohydniejszy kolor w całym wszechświecie!”. Ogarniał go
bezbrzeżny smutek, gdy ponadsześćdziesięcioipółletni opiekun, z natury hipochondryk,
rozsypując pokarm dla ptaków, zachwycał się arcypięknym upierzeniem swoich
podopiecznych. Dostrzegłszy przygnębienie malca, hipopotam Horacy rach-ciach zwrócił się
do słonika takimi słowami: „Ależ to błahostka! Niektórzy mówią, że jestem jasnoniebieski,
bladoniebieski albo nawet brudnoniebieski, ale ja po prostu jestem szary. Zresztą słyszałem
od łosia Huberta, który wcześniej mieszkał w Borach Tucholskich, że nie wszystkie ptaki są
kolorowe. Choćby taka piegża czy gżegżółka”. Ale Hipolit już nie słuchał rozsądnych rad
Horacego, nie chciał być arcybanalnym słoniem i koniec kropka! Ujrzawszy przy magazynie
B puszki z zielonkawą farbą, naprędce zamoczył w nich trąbę i bez ładu i składu zaczął
chlustać mazią to na swój prawy, to na lewy bok. Na domiar złego pozbierał z ziemi ptasie
pióra i przylepiwszy je do farby na swojej skórze, ruszył dumnym krokiem w stronę zwierząt.
Dla niepoznaki przedstawiał się jako słoń Henryk, który dopiero co przyjechał z Kalifornii.
Takie było jego widzimisię. Chciał uchodzić za dżentelmena, więc przy wodopoju ustąpił
miejsca innym słoniom, te zaś wrzasnęły: „Ej, Hipolit, choryś? Zawsze pierwszy się pchasz
do picia, a teraz co z tobą? Nawiasem mówiąc, przydałby ci się mały prysznic, bo wyglądasz
jak pajac!”. Wybuchające salwy śmiechu zwróciły uwagę innych zwierząt. Zobaczywszy
naszego słonia poplamionego zieloną farbą i okrytego piórami, również zaczęły chichotać.
Hipolit zawstydził się i uciekł do znanej tylko sobie kryjówki i tam cichutko zaszlochał.
„Ach, tak bardzo chciałem być piękny, już-już wydawało mi się, że się udało, a tymczasem
stałem się pośmiewiskiem całego zoo! Głupcze, cóż żeś zrobił?” – szeptał, a z oczu płynęły
mu rzęsiste łzy. Nagle jakby znikąd przy Hipolicie pojawiła się żmija Hania, która
przypełzłszy do kryjówki, zaczęła pocieszać małego słonika. „Czy wiesz, że zawsze
najbardziej na świecie chciałam mieć nogi? Pragnęłam stawiać kroki wte i wewte, tup-tup do
przodu, tup-tup do tyłu. Jednak z czasem dostrzegłam, że co prawda nie mogę chodzić jak
inne zwierzęta, ale za to inne zwierzęta nie mają jadu i nie są tak zwinne jak ja”. Hipolit
pomyślał, że przecież słonie to największe stworzenia w całym zoo. Podziękował żmii i czym
prędzej udał się w kierunku człowieka opiekuna, który zobaczywszy umorusanego słonika,
natychmiast zarządził kąpiel. Hipolit odzyskał swój szary kolor i zrozumiał, że trzeba
zaakceptować siebie takim, jakim się jest. Nasz bohater stwierdził nawet, że woli być już
ultraszarym słoniem niż takim kameleonem, który ciągle zmienia swoje kolory.

Podobne dokumenty