całość tekstu tutaj
Transkrypt
całość tekstu tutaj
AGRO TRENDY 2010-08-01 REGULACJA USTAWOWA VS. KODEKS DOBRYCH PRAKTYK: Węgierska gra wyobraźni i kalkulatora Wakacyjne media zajmują się nie tylko sprawami umilają cymi urlopy - z nadmiaru wolnego od newsów czasu próbują też podsumować i nadać pewien refleksyjny kształt sprawom trudnym, konfliktom, kwestiom nierozwiązanym, czy nierozwią zywalnym. Dotyczy to wielu dziedzin życia, w tym ekonomii, a w niej handlu detalicznego i jego relacji z otoczeniem społeczno-ekonomicznym. W tej szczególnej, a bliskiej memu sercu i pióru dziedzinie, ukazują się teksty i wypowiedzi świadczące o nieskuteczności, lub wręcz o braku dialogu w wielu istotnych sprawach. Argu menty wiszą w powietrzu i nie przekonują stron - tak dzieje się w kwestiach relacji dostawców i sieci handlowych, czy też w „odwiecznym" sporze o rolę wielkich systemów detalicznych w przekształceniach (a niekoniecznie anihilacji) tradycyjnego handlu detalicznego. Powie ktoś - i co z tego?! A odpowiedź wcale nie musi być sztampowa i głosić, że „nic z tego", bo obie sprawy zapowiadają nieuniknione chyba i kolejne zderzenie ekonomii z polityką, grożące wylewaniem całej czeredy dzieci wraz z kąpielą. Słyszy się z wielu stron o planowanej akcji legislacyjnej w sprawie uregulowania - i to modo hungarico - kwestii praktyk handlowych, pomiędzy dostawcą żywności do sieci, a samą siecią. OK, jeśli to ma uzdrowić cokolwiek, to niech uzdrawia, ale, czy aby na pewno jest tu co uzdrawiać w sposób restryk cyjny wobec dystrybutora i reglamentujący swobodę umów obu stronom? Nie przytaczam - już milion razy podnoszonych argumentów. Pytam jedynie, czy aby na pewno ci, którzy dziś tak gorąco popierają rozwiązania węgierskie do końca wiedzą, co mogą one oznaczać w praktyce handlowej? I czy nie będzie trzeba aby zarobić mniej, przy wyższych cenach dla konsumen ta? Zamiast bojowego zagrzewania się walki o „węgierskie" ju tro w handlu sieciowym, polecam głębszą współpracę z kalku latorem i grę z wyobraźnią, pod tytułem: jak to będzie napraw dę? Dziś, obie strony świadomie przystępują do współpracy biznesowej i wiedzą, co to oznacza, co jest za co i czym się to kończy. Wiedzą też, że nie jest to gra dla wszystkich, tylko dla tych, którzy to potrafią i na ten sposób handlowania po prostu ich stać. Nagrodą jest dostęp do systemu sieciowego, który bez względu na narzekania, wzajemne „wypominki" i tak daje naj niższe koszty sprzedaży dostawcy i najniższe ceny konsumen towi, czyli ruch w interesie. Oczywiście, trafiają się kamikadze, którzy rwą się do sieci, by po czasie stwierdzić, że mnie na to nie stać. Logika reakcji tych firm jest prosta: Me zarobiłem (inni tak, ja nie!), więc - dawaj, w krzyk o pomoc polityków i me diów, którzy w przedwyborczym zapale chętniej przysłuchają się co bardziej „ludowym" zawołaniom. Nie twierdzę, że na tej linii współpracy nie ma patologii, ale upieram się przy tezie, że patologiczne zachowanie, czy to po stronie sieci, czy produkcji, nie jest w żadnym wypadku prze słanką wystarczającą do demontażu systemu, co następuje już na Węgrzech - polecam tamtejszą publicystykę, szczególnie w części opisującej skutki dla mniejszych firm handlowych, słab szych producentów, dla konsumentów i makroekonomii (in flacja). Dodam, że restrykcyjnie ustawione regulacje tego, co powinno być przedmiotem swobodnych decyzji stron, skutkuje zawsze najboleśniej dla słabszych uczestników rynku oraz - w systemie prawa europejskiego - skargą do KE o dyskryminację. Czy, zwolennicy pomysłu na węgierskie uzdrowienie relacji do stawczych są do końca pewni, że węgierskie zmiany zgadzają się z europejskim acquis i - w polskim wcieleniu - z Konstytu cją RP? Ja bym to sprawdził, ale nie nalegam... Handel w Polsce to nie tylko wielkie sieci wielkopowierzchniowych obiektów handlowych, to także małe (mniejsze) pol skie obiekty, na bardzo konkurencyjnym rynku sieciujące się na rozliczne sposoby, by sprostać wyzwaniu tych wielkich. Jak dotychczas radziły sobie owe mniejsze obiekty? Świetnie, łącząc się w wielosetnych, czy nawet wielotysięcz nych systemach detalicznych, świetnie, ale... Czy aby pomysł węgierski, w polskich realiach, nie zatrzyma ich wzrostu i nie pozbawi dzielności konkurencyjnej? Przecież systemy kupiec kiej franczyzy, systemów partnerskich, grup zakupowych, czy nawet polskie sieci jednorodnych supermarketów, podwieszo ne pod ofertę nowoczesnego, polskiego hurtu, mają bardzo płytkie zasoby kapitałowe, a reglamentacja sposobu współpra cy z dostawcami dotknie wszystkich - hurtu i jego satelitarnych partnerów też. Czy autorzy zbawienia dostawców poprzez wę gierski model restrykcji zadali sobie trud systemowej kalkulacji? Zasadne staje się pytanie, czy polscy i zwycięscy konkurenci zagranicznych sieci, dziś mający znaczącą część rynku detalicz nego (polski handel sieciowy ma tu ok. 58 proc, choć mniej go widać niż zagraniczny) nie staną się jedną z pierwszych ofiar planowanej reformy prawa „o handlu"? Zagraniczne sieci, póki co, nie dały im rady, więc może rodzima reforma...? Sądzę, że na miejscu jest zakończyć stwierdzeniem - oby nie. o Andrzej Maria Faliński - Dyrektor Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji