Przegląd teatrów tańca Festiwal wzbogacił o kilka artystycznych
Transkrypt
Przegląd teatrów tańca Festiwal wzbogacił o kilka artystycznych
Przegląd teatrów tańca Festiwal wzbogacił o kilka artystycznych doświadczeń z innych dziedzin. Uczestniczyliśmy w dwóch wernisażach fotograficznych, mogliśmy zapoznać się z pierwszą w Polsce publikacją na temat tańca współczesnego, zasiedliśmy także w kameralnej sali kinowej, biorąc udział w przeglądzie filmów tanecznych. Wyboru prezentowanych etiud filmowych dokonała Sonia Nieśpiałowska-Owczarek - producentka, menadżerka kultury, prezeska Fundacji „Kino Tańca”. Podczas pierwszego, z czterech filmowych spotkań wprowadziła publiczność w zagadnienia filmu tańca, zwracając uwagę na szczególnę rolę choreografa –operatora-reżysera, widzianego z bliska tancerza-aktora, na nowe ujęcie tańca nieograniczonego przestrzenią sceny, na wpływ technologii cyfrowych, a przede wszystkim na pojawienie się odrębnej poetyki. Pierszego wieczoru zobaczyliśmy prawdziwy przegląd form i nurtów tej na wskroś nowoczesnej sztuki. Były to niezwykłe przedstawienia. Wiele z nich, co charakterystyczne, umiejscawia tancerza w codziennych, nieteatralnych przestrzeniach, lub w plenerze, od inscenizacji których twórca automatycznie się wyzwala. Stający za kamerą choreograf zespala tancerza z tą przestrzenią i pozwala mu na ruch, który z jednej strony zestraja się z dramatyzmem miejsca, z drugiej formalnie gra z jego fizyczną naturą. Filmowe medium pozwala na fascynujące artystyczne zabiegi. W szwedzkim obrazie „Weightless” Erici Janunger tancerka porusza się motywowana siłą ciążenia oddziałującą na nią z różnych stron. Sile tej ulega łóżko, na którym śpi, zalegająca na ścianie woda, zwisające z okna lampy. Widz całkowicie ulega złudzeniu. Na nowozelandzkich wzgórzach uczy się latać młody Ikar w etiudzie „Fly” Shony McCullagh. W wirtualnej przestrzeni „Shake of” Hansa Beenhakkera podziwiamy Prince’a Credella - doskonałego nowojorskiego tancerza cyfrowo powielonego i odpornego na siłę pędu, na mijający czas. Na prosektoryjnym stole rozgrywa się makabrycznie piękne memento mori w sugestywnym solo zrealizowanym przez Piedro Piresa „Dance macabre”. Nie zabrakło także animacji autorstwa Magali Charrier „Tralala” – zabawnej, czarno-białej, jakby dwuwymiarowej historyjki o życiowej podróży. Akcja taneczna w plenerze i granie z naturalną przestrzenią były tematem filmów pokazanych 8 pażdziernika. „Reines d’un jour” – zrealizowany w szwajcarskich Alpach film Pascala Magnin uhonorowany w 1996 r nagrodą Camera West Festiwal w Los Angeles to opowieść osnuta na motywach legendy o trzech dziewicach, które nie przepuszczając żadnej tanecznej zabawy zostają pewnego dnia znalezione martwe – ukarane przez Boga za swoją nieskromność. Akcja filmu, wraz z tancerzami toczy się po zielonych alpejskich pastwiskach. Ich taneczną obecność obserwują pasące się krowy, włączają się w nią dzieci pasterzy. Bohaterowie – nieomal turyści – spotykają się na tradycjnej potańcówce z góralami, gdzie piją wino, tańczą, bawią się i ulegają lokalnej obyczajowości. Dziewczęta biegną nad ranem wykąpać się w jeziorze. Tańczą w wodzie. Tracimy je z pola widzenia wraz z kładącymi się na jeziorze promieniami wschodzącego słońca. Poruszający się w górskim obuwiu tancerze, naśladujący krowy , naturalni w choreograficznym spotkaniu z mieszkańcami lokalnej społeczności sprawili oglądającym prawdziwą przyjemność. Ten subtelny i pełen wdzięku obraz został tego samego wieczoru skontrastowany produkcją Vima Vandekeybusa „Blush”. Zrealizowany z tancerzami Ultima Vez spektakl filmowy jest niezwykłą trawestacją mitu o Orfeuszu i Eurydyce. Drążenie w zakamarkach ludzkiej duszy, rozprawianie się z powierzchownością, na wskroś fizyczne obrazowanie ludzkich emocji popędów, konfrontowanie wyższych potrzeb z atawistyczą naturą człowieka – wszystko to przełożył Vandekeybus najpierw na oszałamiający swoją dynamiką i siłą ruch, dla którego ani fizyczny ból, ani osobista godność nie są granicą, a następnie na obraz, w którym tancerze pokonują przetrzeń nieomal na oślep, w szaleńczym tempie goniąc za niezaspokojonymi pragnieniami. Bohaterowie nie spotykają się, lecz popychani wewnętrzną siłą wpadają na siebie, nie łączą się lecz dziko ze sobą walczą. Intensywności i ciężaru dodaje spektaklowi psychodeliczna muzyka Davida Eugene Edwardsa, którego muzycy na równi z tancerzami biorą udział w przedstawieniu. Całość jest genialną, choć nie łatwą w odbiorze fuzją dramatu, teatru tańca i filmu. Tutaj ruch nie jest choreografowany do historii, która ma być w filmie przedstawiona. Ujęcia doskonale wynikają z charaketru ruchu, a kamera poddaje się napięciu i angażuje w historię, na równi z bohateram. Ten film eksploruje ciemną, trudniejszą do przyjęcia stronę miłości – nie ma tu uniesień, ani kwiatów. Jest wręcz manifestacyjne odejście od „ładności”. Bohaterowie są nieomal zwierzęcy, co w zestawieniu z recytowanymi, wtrącanymi czy szptanymi w niektórych scenach wersami poezji Petera Verhelst’a, niezwykłą przyrodą poraża, szokuje i gorszy – zwłaszcza nieprzygotowanego do tak złożonej strawy widza. Akcja toczy się na najwyższych obrotach i przez godzinę nie ustaje. Po projekcji wszyscy są zmęczeniu i wstrząśnięci. A to jeszcze nie koniec mocnych przeżyć... Natasza Moszkowicz