kurier pszczelarski nr 4

Transkrypt

kurier pszczelarski nr 4
ONLINE
NR ISSN 2450 - 8659
WRZESIEŃ - PAŹDZIERNIK
4 /2016
w numerze:
.
MATKA BOŻA
OPIEKUNKA
PSZCZELARZY
I
kona Matki Bożej opiekunki Pszczelarzy
została napisana na lipowej desce przez
malarkę panią Bogumiłę Murdzek, która
przyjęła zlecenie napisania ikony
przedstawiającej postać Matki Bożej miłującej,
tulącej czule Pana Jezusa, spoglądającej na
Syna i na pszczołę. Pszczoła,
wracając z
pyłkiem na odnóżach w chwili odpoczynku
usiadła na palcu wskazującym Maryi. W tym
miejscu znalazła ona chwilę kojącego spokoju i
bezpieczeństwo. Została otulona spojrzeniem
Matki Bożej pełnym szacunku dla Stwórcy.
Siadanie pszczół na palcu jest zjawiskiem
często zauważanym wiosną kiedy to zmęczona
pszczoła po przebytej zimowli wykonuje swoje
ostatnie zadanie. Wykarmia czerw i wychowuje
nowe pokolenie pszczół, które musi je
zastąpić.To od kondycji zimowego pokolenia
zależy, czy nowe wiosenne pokolenie da radę z
pożytkiem wiosennym. Ikona Matki Bożej
Opiekunki Pszczelarzy była malowana przez
dwa miesiące maj i czerwiec 2016 roku.W maju
omadlana podczas nabożeństw majowych w
czerwcu powierzana podczas nabożeństw
Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Maj i
czerwiec dla pszczelarzy to bardzo ważne
miesiące gdyż wtedy występuje obfity pożytek
rzepakowy i wielokwiatowy dla tego też
malarka zgodziła się aby za jej pracę zapłacić
miodem.
Prace nad projektem i zatwierdzenie
wizerunku końcowego nadzorował pszczelarz
ks. Józef Knapczyk 07.07.2016 roku. Ikona
została poświęcona przez proboszcza parafii
pod wezwaniem Najświętszego Serca
Jezusowego w Świdnicy, ks. kanonika Pawła
Wróblewskiego. Ikona z wizerunkiem Matki
Bożej Opiekunki Pszczelarzy powstała z
potrzeby serca pszczelarzy. W zamierzeniu
ma być wizerunkiem pielgrzymującym po
rodzinach pszczelarzy i nie tylko.
2
www.kurierpszczelarski.pl
PSZCZOŁY I ŚW. RITA
Rita lub Ryta za Cascii a z włoskiego - Margherita
Lotti urodziła się między rokiem 1360 a 1380 we
Włoszech w Roccaporenie w gminie Cascia. Żyła
w ubogiej
wieśniaczej rodzinie, która
utrzymywała się z pracy na roli. Była to rodzina
bardzo religijna. Również Rita była osobą bardzo
pobożną i pragnęła wstąpić do zakonu. Jednak
rodzice zdecydowali inaczej i wydali ją za mąż.
W wieku dwunastu lat została żoną Paula
Manciniego. Małżeństwo to nie było szczęśliwe.
Paulo był człowiekiem rozpustnym i
awanturnikiem. Rita urodziła dwóch synów:
Jakuba Antoniego i Pawła Marię. Pomimo starań
matki synowie nie wyrośli na katolików i
odziedziczyli charaktery po ojcu. Pod koniec życia
Mancini za sprawą żony poprawił zmienił się na
lepsze. Może właśnie dlatego jego przyjaciele
zdradzili go i Mancini został zamordowany. Tuż
przed śmiercią przeprosił Ritę i poprosił Kościół o
wybaczenie.
Po śmierci ojca synowie postanowili pomścić
śmierć Manciniego zgodnie z włoskim prawem
wendety. Rita wielokrotnie usiłowała im to
wyperswadować, jednak nie udało jej się to –
dlatego w modlitwie prosiła Boga o to, aby
uniemożliwił On popełnienie im grzechu
morderstwa. Rok później obaj synowie zmarli na
dyzenterię. Osamotniona wstąpiła do zakonu
sióstr Augustianek. Wcześniej starała się o
wstąpienie do innego zgromadzenia ale spotkała
się z kilkakrotną odmową. W chwili wstąpienia do
zakonu miała 36 lat. W tamtych czasach był to
dość poważny wiek. Rita była stygmatyczką.
Nosiła znamiona męki Chrystusa na czole.
Dostrzeżemy to na przedstawiających ją
obrazach - rozmodloną i z krwawiącym kolcem
cierniowym na czole. Oto jak została
stygmatyczką: w Wielki Piątek, który wyjaśniał z
wielkim realizmem boleści Zbawiciela, siostra
Rita błagała Pana, by móc odczuć ból
przynajmniej jednego z cierni Jego korony... I
nagle jeden z gipsowych cierni wielkiego
krucyfiksu oderwał się i spadł na sam środek jej
czoła. Ból był tak straszny, że siostra Rita straciła
przytomność. Nazajutrz rana powiększyła się i
zaczęła wydzielać nieprzyjemną woń. Rana nie
goiła się. Odpychający zapach pozostawał.
Przeorysza ze względu na pozostałe siostry
przeznaczyła jej więc celę w głębi korytarza.
Dalsze lata Rity
były
pełne cierpienia.
Współcierpiała z Chrystusem. Odepchnięta,
wyśmiewana przez innych, w tym przez siostry z
jej zgromadzenia.
Zmarła 22 maja 1457 w Cascii. Kanonizowana
czyli ogłoszona świętą kościoła katolickiego przez
papieża Leona XIII w 1900 roku.
Jej
wspomnienie obchodzimy w dniu śmierci czyli 23
maja. W tym dniu w wielu krajach święci się róże.
Jej kult rozprzestrzenił się we Włoszech, Francji i
Hiszpanii. W ikonografii święta przedstawiana
jest w stroju zakonnym - w czarnym habicie i w
białym welonie, z cierniem na czole. Jej
atrybutami są: dwoje dzieci, krucyfiks, cierń, figa,
pszczoły, róża. Pszczoła z tego względu, że Rita
doznała we wczesnym dzieciństwie niezwykłego
doświadczenia. Kiedy dziewczynka miała
zaledwie rok, a pogoda była sprzyjająca rodzice
zabierali ją ze sobą i kładli spać w cieniu w
wiklinowym koszyku. Pewnego dnia pracujący w
polu wieśniak, zraniwszy się sierpem spieszył do
domu opatrzyć ranę. Przechodząc obok
dziewczynki stanął zaskoczony widokiem roju
pszczół latającego nad nią. Wchodziły nawet do
ust, nie czyniąc jej krzywdy. Mała Rita uśmiechała
się tylko. Przerażony wieśniak wyciągnął jednak
zranioną rękę, aby je odgonić. Kiedy odsunął
rękę, zobaczył, że został całkowicie uzdrowiony.
Nie miał potrzeby wracać do domu. Pobiegł więc
opowiedzieć o wydarzeniu rodzicom Rity, którzy
pracowali w pobliżu. Rodzice i cała wioska
zadawali sobie pytanie kim będzie to dziecko?
Tak samo pytano o życie św. Jana ponad
czternaście wieków wcześniej.
Karol Uliasz
facebook/kurierpszczelarski
3
Wrzesień w polskiej pasiece jest pod każdym
względem zróżnicowany jeśli chodzi o:
- czas zakarmiania
- ilość podawanego pokarmu
- sposobu jej poddawania
- rodzaju podawanego pokarmu
Zaleca się ( z wykładu pana Tomasza
Kędziory) aby rodzina pszczela na okres
zimowli otrzymała 15 kg pokarmu w postaci
inwertu, czyli gotowych pasz
przeznaczonych do zdrowego zakarmiania
pszczół. Jeżeli pszczelarz używa cukru to
niech to będzie dobrej jakości gruboziarnisty
cukier, który po rozpuszczeniu daje klarowny
roztwór wody z cukrem koloru słomkowego.
Jeżeli na powierzchni tego roztworu pojawi
się biały osad to świadczy on o złym
gatunkowo cukrze, który może zaszkodzić
naszym pszczołom. Pod koniec sierpnia na
klonach, lipach i akacjach pojawia się spadź
liściasta. Spadź ta
nie powinna być
pokarmem zimujących pszczół, gdyż
przyczynia się do powstania wiosną
nosemozy. Należy więc zakarmić pszczoły
po wcześniejszym wykręceniu spadzi.
Nasuwa się pytanie : co zrobić jeżeli pszczoły
naniosą spadź po wcześniejszym
zakarmieniu? Pszczelarze, którzy wywożą
swoje rodziny na wrzos robią to po
zakarmieniu. Rodziny te muszą być tak silne
by czerw był zauważalny na wszystkich
ramkach gniazdowych a wianuszki z
pokarmem nad czerwiem. Rodziny
wywożone na wrzos, wiosną następnego
roku są w bardzo dobrej kondycji- zdrowe i
silne. Pewien pszczelarz zauważył w tym
roku zasklepione ramki pod koniec sierpnia z
miodem słonecznikowym, ale wcześniej
podał paski na warrozę. W tym przypadku
miodnię tę musi zostawić pszczołom na zimę
jako pokarm, gdyż po podaniu leku należy
zachować odpowiedni okres karencji.
Zaleca się, by leki podawać jesienią, aby
pożytki na wiosnę były wolne od leków.Leki,
które są zatwierdzone w Polsce to Apiwarol
tabletki do odymiania i paski Biowar.
Ważne, aby zachować wszelką ostrożność
przy podawaniu tych leków. Używać
gumowych rękawic i maski, gdyż lekarstwa te
szkodzą człowiekowi wchłaniając się przez
skórę i błony śluzowe. Ten sezon jak każdy
inny był niepowtarzalny. To znaczy, że każdy
4
sezon w Polsce jest inny i pozyskiwany miód
za każdym razem jest inny. Rzepak dopisał,
akacja kwitła cztery dni, zmieszała się z
wielokwiatem, lipy jedni nie uświadczyli inni
mają dostatek lub zmieszała się z gryką,
pokazał się słonecznikowy, wrzosowy
dopisuje i spadź.W naszym kraju pozyskuje
się miody
zróżnicowane gatunkowo i
smakowo.
www.kurierpszczelarski.pl
Podkarmiaczki powałowe
W
Spadź na klonie 28.08.16.
Kanadzie miodobranie trwa do ok. 15
września. Tak długi czas spowodowany
jest wieloma czynnikami, między innymi
okresem kwitnięcia roślin poużytkowych innym niż
w Polsce, klimatem oraz dużą liczbą pni pszczelich.
Znam pszczelarzy, którzy kończą miodobranie
nawet pod koniec października. Jest to możliwe
dzięki temu, iż duże kompanie pszczelarskie
posiadają „hot room” czyli pomieszczenie do
przetrzymywania miodu, które jest cały czas
ogrzewane.
Podczas odbierania ostatnich korpusów na
początku września, równolegle do ula wstawiane są
20- litrowe podkarmiaczki powałkowe.
Przystępujemy do podkarmiania pszczół od około
10 września i trwa to przez trzy tygodnie. Na pasieki
wyjeżdża duży truck z cysterną, w której znajduje się
syrop cukrowy. W Kanadzie nie stosuje się inwertów
do podkarmiania. Po dotarciu na pasieki, otwieramy
wszystkie ule, po czym jedna osoba, z rozwiniętym
Truck z syropem i lekami.
wężem chodzi od palety do palety i nalewa syrop
pod dużym ciśnieniem, dlatego cała operacja
wykonywana jest bardzo szybko. Do
podakrmiaczek trafia ok 20 litrów syropu. Jest to
duża ilość, zapewniająca pszczołom spokojne
przezimowanie. Pogoda czasami płata figle i
siarczyste zimy trwają niekiedy nawet do końca
kwietnia. W podkarmiaczkach znajdują się
specjalne płytki z wyciętymi oczkami zapewniające
pszczołom swobodny i bezpieczny dostęp do
syropu. Podczas podkarmiania bezpośrednio do ula
trafia lek przeciw
ź nosemie (flumagilin).który jest zakazany w Unii
Europejskiej. Lek ten podaje się rozpuszczony w
syropie cukrowym.Jeśli chodzi o leczenie warrozy,
to w mojej kompanii używane są paski Apivar, które
podawane są do ula tylko wczesną wiosną. Jesienią
stosuje się natomiast „Acid”- kwas mrówkowy, który
podawany jest na specjalnych chusteczkach. Trafia
on do ula dwukrotnie. .
ź
ź
ź
ź
ź
ź
ź
ź
ź
ź
ź
ź
ź
ź
ź
Rodziny szykowane do karmienia.
Napełnianie podkarmiaczek syropem.
Rodziny zimujemy bardzo silne.
Wydawanie zamawianego inwertu.
facebook/kurierpszczelarski
5
Teofil Ciesielski
(1847 -1916)
W KANADYJSKIEJ PASIECE c.d.
NATURALNE LECZENIE PSZCZÓŁ
DOKŁADNA DATA
URODZIN
Chusteczki z kwasem.
Do rodzin produkcyjnych podajemy dwie
chusteczki natomiast do odkładów zimujących na
jednym korpusie tylko jedną.
Zasadę mamy taką, że zimujemy tylko rodziny
silne. Jeśli podczas podkarmiania znajdziemy
rodziny nie rokujące, nie zimuje się ich. W każdej
pasiece zimowane jest równo 40 uli czyli 10 palet.
W takim układzie łatwiej rodziny przygotować do
zimowli, ponieważ ocieplane są dużymi matami.
Na jedną paletę trafia jedna mata.
Rodziny produkcyjne zimowane są na swoich
miejscach stacjonarnych, natomiast z nastaniem
pierwszych mrozów a czasami już pierwszego
śniegu, odkłady zwożone są na farmę i ustawiane
są w specjalnie do tego przygotowanej hali, w
której panuje odpowiednia temperatura. W takim
pomieszczeniu odkłady mają zapewniony spokój
do marca kolejnego roku.
Na zakończenie zdradzę Państwu jaka jest
przybliżona średnia z jednego ula. Przykładem
będzie rok 2015, w którym zbiory miodu były
obfite i na naszej farmie pozyskano 2,5 tysiąca
beczek po 300 kg każda. Średnia z jednego ula to
około 80 kg .
Pszczelarz zawodowy Piotr Szyszko, Kanada.
Pszczelarz zabezpieczony podaje leki do ula.
Za datę urodzeniaTeofila Ciesielskiego przyjęto
uważać dzień 17 listopada 1846 roku. Tymczasem
na podstawie Księgi Chrztów udało się ustalić, że
Teofil Ludwik Józef Ciesielski - pierworodny syn
Anny z domu Strybel i Józefa Ciesielskiego urodził
się 13 listopada 1847 roku w Grabowie nad
Prosną i został wpisany do Księgi Chrztów pod
numerem 1847/77. Rodzicami chrzestnymi byli
Ludwika i Jan Kiliński –zarządca dóbr w
nieodległym Torzeńcu. Po ceremonii odsłonięcia
tablicy pamiątkowej w holu pofranciszkańskiego
konwiktu, w którym niegdyś na parterze mieściły się
izby lekcyjne szkoły elementarnej, a na piętrze
zamieszkiwała rodzina Ciesielskich i gdzie
przyszedł na świat Teofil, w otwartej w tym dniu Izbie
Pamięci prof. Teofila Ciesielskiego wystawiono do
publicznego wglądu dawną Księgę Chrztów biura
parafialnego przy kościele parafialnym w
Grabowie. Dotarł do niej i wypożyczył ją na ten
dzień dr Jasiński. Mając dowód rzeczowy
sprostował w ten sposób podawaną do tamtego
czasu informację o dacie narodzin prof. T.
Ciesielskiego. W ramach dziennikarskiej
powinności redaktor Zofia Chomińska dołączyła do
treści swego artykułu ilustrację, na której widać,jak
demonstruje osobom zwiedzającym Izbę tą stronę
Księgi Chrztów, na której zapisany został fakt
udzielenia Teofilowi Sakramentu Chrztu i
wszelkich związanych z tym wydarzeniem danych
osobowych o dziecku, jego biologicznych
rodzicach i rodzicach chrzestnych. Pomimo to, w
wydanej w 1989 roku polskiej Encyklopedii
Pszczelarskiej przy haśle Ciesielski Teofil widnieje
tylko częściowo sprostowana data urodzin, tj. 13
listopada, natomiast rok urodzenia nadal jest
błędny, bo zamiast roku1847 autorzy podają rok
1846 . Mógł o tym nie wiedzieć także Seweryn
Krzemieniewski - autor noty biograficznej
profesora Teofila Ciesielskiego w Polskim
Słowniku Biograficznym, który podał, że żył w
latach 1846-1916 . Podobne błędy spotkamy w
wydawnictwach zagranicznych,przykładowo w
leksykonie rosyjskim , Encyklopedii Uniwersytetu
Lwowskiego czy w Wikipedii .
Jerzy Gnerowicz
6
www.kurierpszczelarski.pl
MIESZANKI ZIOŁOWE
Mieszanki przygotowane do wysyłki
C
oraz częściej wmawia się nam, że bez
środków chemicznych i antybiotyków nie
da się być zdrowym, bardzo często jest to
bzdura, raczej taki chwyt marketingowy i interesy
tych, którzy mają na tym największy zysk. Bardzo
wiele zdziałać można poprzez dary natury.
Przecież nikomu tłumaczyć nie trzeba że miód to
lek i pokarm. Już Arystoteles żyjący w
starożytności zaznacza jak ważny jest pokarm gdy
jest także lekiem. Produkty pszczele nie tylko
żywią ale i leczą. To każdy pszczelarz wie, ale
dlaczego nie stosujemy innych naturalnych
środków w leczeniu ludzi i zwierząt, w tym
pszczół? Odpowiedź jest oczywista i wiadoma. O
to właśnie chodzi, żeby społeczeństwo było
uzależnione od koncernów farmaceutycznych.
Uważam że każdy pszczelarz powinien wrócić do
natury, tej którą starsi pamiętają sprzed lat. Często
babcia suszyła dziurawiec, czy dziadek pił len. W
domu wisiała zasuszona lipa, mięta, chrzan, liście
kapusty... Jedni się śmieją- inni wierzą.
Pamiętajmy, że zanim leki syntetyczne wymyślono
w laboratoriach, ich pierwowzory pochodziły z
roślin. Pomyślmy co dla nas jest lepsze....
Oczywiście wszystko z umiarem. W wielu
chorobach leki syntetyczne są niezbędne, ale
można było zapobiec tym chorobom właśnie
środkami roślinnymi. Lepiej zapobiegać niż leczyć.
P
i czerwiu w każdym stadium rozwoju. Mieszanki
są pakowane w paczki odpowiadające 1 kg. Jest
to odpowiednio przygotowany zestaw próchn
drzewnych i ziół leczniczych, z których podczas
spalania, uwalniają się olejki lotne- eteryczne,
które porażają pasożyta varroa destructor. Środki
naturalne działają skutecznie ale wolniej niż
chemiczne, z tym że są zupełnie bezpieczne. Aby
efekt leczenia ziołami był skuteczny należy je
stosować przez cały sezon pszczelarski mniej
więcej od kwietnia do października przy pracy z
podkurzaczem, czyli podczas przeglądów.
Mieszanka dodatkowo powoduje oczyszczanie się
pszczół. Innym walorem tej mieszanki jest ciepły
ale nie gorący- bezpieczny dym o przyjemnym
zapachu, który uspokaja pszczoły.
feruję także zioła zapobiegające biegunce
wiosennej pszczół czyli nosemozie.
Stosujemy je jako wywar na wodę,
z którą mieszamy cukier ( karmienie na zimowlę).
Jestem pszczelarzem z zamiłowania, więc dbam
o bezpieczeństwo pszczół.
Karol Uliasz
O
Starannie dobrane składniki.
Zainteresowanych proszę o kontakt , chętnie
służę radą.
tel. 798733416
email: [email protected]
ragnę zaoferować naturalne, ziołowe
mieszanki do podkurzacza, służące
zapobieganiu i zwalczaniu warrozy drogą
jak najbardziej przyjazną naturze, a co
najważniejsze nieszkodliwą dla człowieka, pszczół
facebook/kurierpszczelarski
7
TAJEMNICE OGRODU JASNOGÓRSKIEGO c.d.
Mała pracownia pasieczna.
W
pierwszej kolejności słychać bęben a
następnie około pięcioro trębaczy. Z
prawej strony kamery gra nasz brat,
jedyny pszczelarz Jasnogórski- Józef Tryniecki. To
jedna z uroczystych funkcji, którą sprawuje na
Jasnej Górze. Ten bardzo pracowity Paulin opiekuje
się dwoma pasiekami Jasnogórskimi i ma pod
opieką około 20 pni. Jego priorytetem jest
zachowanie łagodnej rasy matek
wyselekcjonowanych przez
przyjaciela
pszczelarza, śp. o. Augustyna Łazura. Łagodność
ich jest zauważalna od pierwszego kontaktu
człowieka z tymi pszczołami.Wszelkie prace przy
gniazdach wykonywane są bez rękawic. Kiedy brat
Józef zauważy rodzinę agresywną to nie pozwala jej
dojść do siły tylko stara się odnaleźć matkę i
wymienić ją na matecznik na wygryzieniu z
łagodnej rodziny. Metoda ta jest najskuteczniejsza
przy wymianie matek . Matecznik powinien być
podłożony od 2 do 6 godzin od zabrania matki.
Pszczelarstwo i gra na trąbce to nie jedyne zajęcia
naszego brata zakonnego. Zarządza On grupą
pracowników świeckich pracujących przy
utrzymaniu czystości, zieleni przyklasztornej, do
której należy koszenie i pielęgnacja trawników i łąk
Kolejnym szczególnym obowiązkiem jest opieka
nad Wieżą Jasnogórską. Do Jego obowiązków
C
odziennie o godzinie 21. 00 Paulini
wraz z pielgrzymami meldują się na
Apelu Jasnogórskim, by oddać hołd
Matce Bożej, Królowej Polski na Jasnej
Górze. Od wieków pielgrzymi z całego kraju
i wszystkich stron świata zdążają do Matki
powierzyć Jej swoje troski, problemy, prośby
lub dać wyraz swojej wdzięczności. Modlą się
przez wstawiennictwo Maryi do Boga
o opiekę nad narodem i prosić o pokój na
świecie. Oczy Maryi patrzą łaskawie
z cudownego wizerunku na królów,
prezydentów, rzemieślników...
Na dzieci, ich rodziców i na każdą duszę
cierpiącą, udzielając łaski ukojenia by
wskazać drogę , natchnąć wiarą, utulić
czule. Daje cząstkę Siebie, by wzmocnić
każde serce, które ufnie się do Niej zwraca.
Święty Ambroży i kuszka pszczela.
Prace wykonuje się bez rękawic i kapelusza.
należy także konserwacja mechanizmu zegara z 1904
roku połączonego z 36 dzwonami, które dzięki
specjalnemu
automatycznemu urządzeniu
odgrywają melodię mechanicznie, chociaż kiedyś
można ją było wygrywać na klawiaturze ( taki
zespół dzwonów nazywany jest carillonem). Obecnie
mechanizm ten jest nieczynny i jest szykowany do
remontu. Brat Józef dba również o punktualność
zegara . Pod jego opieką jest również instalacja
oświetleniowa w środku i na zewnątrz wieży. To on
osobiście wymienia wszystkie zewnętrzne żarówki,
nawet te na szczycie wieży. Nasz brat swoją pracę
wykonuje tak, by była miła Bogu i ludziom a swoje
zdrowie i bezpieczeństwo podczas wykonywania tych
trudnych i często niebezpiecznych zadań powierza
Bogu przez wstawiennictwo Najświętszej Maryi
Królowej Polski. Niedawno jeden z dziennikarzy
czasopisma „Pszczelarstwo”
opisując św.
Ambrożego napisał, że na wieży Jasnogórskiej
znajduje się figura tego świętego. Brat Józef
przeszukał całą wieżę i z całą odpowiedzialnością
stwierdza, że na wieży nie ma figury św. Ambrożego.
Figura św. Ambrożego wraz z kuszką pszczelą
(bardzo rzadko spotykaną) wyrzeźbioną w białym
marmurze znajduje się wewnątrz świątyni po lewej
stronie nawy Bazyliki Jasnogórskiej. Świętego
Ambrożego mamy jeszcze w innym miejscu na Jasnej
Górze, o czym napiszę w następnym artykule.
.
Nietypowa ramka w ulu leżakowym.
8
www.kurierpszczelarski.pl
facebook/kurierpszczelarski
To był dobry sezon.
9
Czynienie kłody bartnej. Fotoreportaż.
BARTNICTWO
NA DOLNYM ŚLĄSKU
WARTOŚĆ ROŚLIN
DLA PSZCZÓŁ I CZŁOWIEKA
W
itam, nazywam się Konrad Bajger,
pszczelarstwem zacząłem się
interesować w wieku 10 lat, gdyż
pasiekę prowadził mój dziadek. Niestety moja
przygoda skończyła się równie szybko jak się
zaczęła, gdyż okazało się, że po użądleniu przez
pszczołę dostałem takiej reakcji alergicznej, że
trafiłem do szpitala. Do pszczelarstwa wróciłem
20 lat później po śmierci dziadka uzbrojony w
kombinezon, dłuto i podkurzacz.Ruszyłem od
razu na głęboką wodę z wiedzą prawie znikomą,
strachem przed powrotem do szpitala. Cała
sterta książek z biblioteczki dziadka oraz pomoc
okolicznych kolegów z Koła Pszczelarzy w
Lubinie pomogła mi stanąć na wysokości
zadania. Po kilku sezonach postanowiłem
poszerzyć swoją wiedzę na temat historii
pszczelarstwa. Pierwsze kroki w kierunku
bartnictwa stawiałem u Szymona Głogowskiego
ze Stowarzyszenia TREC, który pokazał mi
swoje kłody bartne oraz sposób ich
wykonywania. Od Szymona dostałem namiary
na Piotra Pałasiewicza z Bractwa Bartnego w
Augustowie,od którego otrzymałem informacje
na temat bartnictwa w Polsce. Postanowiłem
zająć się bartnictwem w naszym rejonie i
okazało się, że mó j pomysł zyskał szerokie
poparcie. Po podpisaniu porozumienia z
Nadleśnictwem Lubin i dzięki pomocy ze strony
Wo l o n t a r i a t u K G H M , k t ó r y p o m ó g ł w
sfinansowaniu narzędzi bartniczych oraz
niezbędnych materiałów potrzebnych do
wykonania tego zadania, mogłem rozpocząć
pracę nad wykonaniem kłód bartnych. Staram się
wykorzystywać tradycyjne metody bartnicze, jak
również korzystać z narzędzi dostępnych
współcześnie. W maju do podciągania kłody na
drzewo wykorzystałem wielokrążek, co znacznie
ułatwiło pracę. W tym roku planuję jeszcze
wykonanie jednej barci oraz dwóch kłód.
Przeprowadziłem pogadanki w szkołach
podstawowych i gimnazjum na terenie Lubina,
Rudnej i Chobieni na temat znaczenia pszczół w
życiu człowieka oraz historii pszczelarstwa i
bartnictwa. W ten sposób najlepiej można
uświadomić młodzieży, jak ważne dla człowieka
są pszczoły i dlaczego warto o nie dbać. Mam
jeszcze parę pomysłów na nowinki w bartnictwie,
ale są jeszcze w fazie projektów. Z głową pełną
pomysłów na nowe działania na wiosnę planuję
poszerzyć zakres działania w tym kierunku.
Osoby chętne do działania proszę o kontakt na
facebooku
Konrad Bajger
Tel 605393990 email: [email protected]
10
www.kurierpszczelarski.pl
DZIEWANNA WIELOKWIATOWA
( Verbascum densiflorum )
Inaczej zwana dziewanną lekarską. Surowcem leczniczym
oraz pyłkodajnym są kwiaty. Zawierają śluzy oraz flowonoidy
a także saponiny i irydoidy. Wywar z suszonych kwiatów
dziewanny spożywana kilka razy dziennie łagodzi
podrażnienia błon śluzowych, upłynnia gęsty śluz i w ten
sposób ułatwia odkrztuszanie oraz działa przeciwzapalnie
a więc jest doskonała przy przeziębieniach. Ma też
właściwości hamujące biegunkę. Łagodzi także ból ucha. Aby
sporządzić wyciąg z dziewanny to należy garść jej kwiatów
zalać pół filiżanką oliwy i odstawiamy na miesiąc. Po miesiącu
możemy używać. Nasączony olejem z dziewanny wacik
wkładamy płytko do ucha.
Dziewanna wielokwiatowa.
OGÓRECZNIK LEKARSKI
Ogórecznik lekarski.
( Borago officinalis)
Inaczej zwany ogórecznikiem zwyczajnym. Właściwości
lecznicze zawiera cała kwitnąca roślina, nasiona oprócz
korzenia. Jej kwiaty są chętnie obsiadane przez pszczoły.
Ogórecznik zawiera olejki lotne,krzemionkę a świeży dużo
witaminy C. Nasiona zawierają kwas gammainolenowy.Spożywczo warto dodawać posiekany do
mizerii.Ogórecznik pobudza układ nerwowy, łagodzi choroby
skórne, wzmacnia tkankę łączną, włosy i paznokcie.Jest łatwo
przyswajalny dla organizmu. Dodawany do nabiału wpływa
pozytywnie na nadnercza.Łagodzi melancholię i nerwowość.
Należy stosować z przerwami i z umiarem.
Karol Uliasz.
facebook/kurierpszczelarski
11
GOSPODARKA PASIECZNA W DOBIE ZAGROŻEŃ c.d.
B
ioróżnorodność ma podstawowe znaczenie
dla ewolucji oraz trwałości układów
podtrzymujących życie w biosferze.W celu
ochrony bioróżnorodności konieczne jest
przewidywanie, zapobieganie oraz zwalczanie
przyczyn zmniejszania się lub jej zanikania.
Ubożenie bioróżnorodności wyraża się poprzez:
- utratę siedlisk,
- wymieranie gatunków,
- zmniejszanie zróżnicowania genowego w
populacjach.
Dla zachowania i wzbogacania różnorodności
biologicznej duże znaczenie ma zróżnicowanie
siedlisk i oddziaływania człowieka, w
szczególności ochrona siedlisk słabo lub wcale
nieprzekształconych (naturalnych).Kluczowe
znaczenie dla zachowania różnorodności
biologicznej w przestrzeni rolniczej mają:
- zadrzewienia śródpolne,
- oczka wodne i torfowiska,
- miedze,
- ekstensywnie użytkowane łąki i pastwiska.
onokultura – system rolniczy lub leśny,
polegający na wieloletnim uprawianiu na
tym samym obszarze roślin jednego
gatunku, bądź o podobnych wymaganiach
glebowych, np. rzepaku, kukurydzy, zbóż.
Powoduje to szybkie wyjałowienie gleb nawet
bardzo żyznych oraz zmianę ich struktury.
W polowej produkcji roślinnej monokultura to
uprawianie roślin tego samego gatunku przez
wiele kolejnych lat na tym samym polu,
prowadzące do zmęczenia gleby i obniżki plonu.
Negatywne skutki monokultury:
- jednostronne wyczerpanie składników
pokarmowych z gleby,
- ciągłe pobieranie wody z tych samych warstw,
- nadmierny rozwój agrofagów,
- po przekwitnięciu upraw roślin miododajnych
brak pożytku.Większość roślin uprawnych nie
znosi uprawy w monokulturze.Pojawienie się
wielkoobszarowych gospodarstw rolnych z
kilkuset hektarowymi uprawami rzepaku czy
gryki są łakomym kąskiem dla pszczelarzy,ale
bezpośrednio po przekwitnięciu tych upraw,
pasieki należy koniecznie przewozić na inne
pożytki. W dotychczasowym miejscu powstaje
„pustynia bez pyłku i nektaru”.Poważnym
zagrożeniem dla pszczół są także ich choroby.
Najgłośniej mówimy o pasożycie - roztoczu
Varroa destructor rozwijającym się na czerwiu i
dorosłych osobnikach naszych pszczół.
Występująca w każdym ulu choroba sieje dość
duże spustoszenie. Większość pszczelarzy
M
12
nauczyła się z nią walczyć. Niestety
zapominając, że samo zastosowanie środka
varrozobójczego nie gwarantuje skutecznego
zabiegu. Zawsze po zastosowaniu leku należy
sprawdzić jego skuteczność np. przez
zastosowanie samoprzylepnej wkładki pod
plastrami gniazdowymi.
Bardzo niepokojące są dane związane z
występowaniem zgnilca amerykańskiego w
naszych pasiekach. Choroba, z którą nie
mieliśmy większych problemów przybiera na sile
i w niektórych rejonach Polski mówi się, iż ponad
50% pasiek zetknęło się z nią. Kolejną groźną
chorobą jest nosemoza, wywoływana przez
sporowce Nosema apis lub Nosema ceranae. W
pierwszej odmianie wywołuje nosemę mokrą –
biegunkę wczesną wiosną. Druga, wywołana
przez Nosema ceranae nazywana jest nosemą
suchą, której objawów nie widzimy lub nie
rozpoznajemy. Najnowszym zagrożeniem dla
pasiek europejskich zaczyna być Aethina tumida
– gatunek małego chrząszcza ulowego z rodziny
łyszczynkowatych (Nitidulidae). Oficjalnie
stwierdzony w południowych Włoszech,
rozprzestrzenia się dosyć szybko, potrafi latać w
promieniu nawet do 25 km w poszukiwaniu
rodzin pszczelich. Kierując się zapachem rodziny
pszczelej, przedostaje się do ula. Coraz bardziej
zindustrializowane rolnictwo zapomina o
pszczole, o jej potrzebach i korzyściach jakie
płyną z jej funkcji w środowisku. Pszczelarze i
ekolodzy a także sami rolnicy powinni ciągle
przypominać sobie i konsumentom, że
nadmierne uprzemysłowienie nie prowadzi do
niczego dobrego. Pierwsze przypadki
niekorzystnych zmian na szeroką skalę już
przecież mamy. W jednym z regionów rolniczych
Chin, pszczoły już nie mogą żyć w swoim
naturalnym ekosystemie. Jaka jest tego
przyczyna? Odpowiedź jest bardzo prosta drastyczne skażenie środowiska środkami
ochrony roślin. Rolnicy obecnie ręcznie muszą
zapylać sady. W takiej sytuacji bardzo
szybko docenili pracę jaką wykonywały pszczoły.
www.kurierpszczelarski.pl
Wartość produkcji produktów pszczelich stanowi
zaledwie jedną dziesiątą, a według niektórych
obliczeń tylko jedna setną tego, co dają one jako
zapylacze roślin uprawnych i dziko rosnących.
Warto więc zwrócić uwagę na to zagadnienie.
Dane naukowe dowodzą, że większość roślin
uprawnych bez udziału pszczół zawiązuje
znikomą liczbę owoców i nasion. Poza tym
owoce są drobniejsze, mało kształtne i plony ich
są niższe oraz gorsza jest jakość użytkowa
nasion. Nasiona powstałe z takich kwiatów nie
tylko słabo kiełkują, ale także wydają słabsze
rośliny potomne. Zapylanie entomofilnych
ogrodniczych i rolniczych upraw przez pszczoły
jest jednym z podstawowych i najtańszych
czynników zwiększających produkcyjność roślin,
bowiem bez dobrego zapylenia nie można liczyć
na wysokie plony wartościowych owoców i
nasion. Ponad 80% roślin do rozmnażania, czyli
wydawania owoców, potrzebuje pomocy owadów.
W naszych warunkach są to pszczoły samotnice,
trzmiele i w bardzo dużym stopniu pszczoły
miodne.
Coraz intensywniejsza chemizacja rolnictwa
wpływa niekorzystnie na stan dzikiej
entomofauny zapylającej, toteż jeszcze bardziej
wzrasta rola pszczół. Nasza pszczoła miodna też
jest w tych warunkach zagrożona. Na szczęście
pszczelarze potrafią w dosyć prosty sposób
odnawiać pogłowie swoich podopiecznych. Ten
mały owad często mylony z osą jest bardzo
niedoceniany przez współczesnego człowieka.
Nie zdajemy sobie sprawy, że praca jaką
wykonują pszczoły podczas zapylania przynosi
gospodarce Unii Europejskiej wartość kilkunastu
miliardów euro rocznie. Wracając na nasze
podwórko musimy uświadomić sadownikom i
rolnikom, że obecność pszczół w pobliżu ich
upraw jest bardzo istotna i zawsze przynosi im
wymierne korzyści. Brak zapylaczy powoduje, że
po obfitym kwitnieniu zawiązanie owoców jest
znikome.To samo dzieje się, gdy posadzimy
niewłaściwą odmianę zapylającą. Na drzewie
widnieją jedynie pojedyncze, dobrze wyrośnięte
zawiązki, które mają szansę dojrzeć i dotrwać do
zbiorów. Pozostałe będą drobne i zaczną masowo
opadać, niwecząc nasze nadzieje na obfite zbiory.
Jeżeli chcemy osiągać zadowalające plony
owoców z roślin owadopylnych, musimy zadbać o
odpowiednie napszczelenie okolicy upraw.
Przeciętnie na 1 ha upraw sadowniczych
wystarczą 2-3 rodziny pszczele. Przy uprawach
polowych takich roślin jak rzepak, gryka czy
słonecznik musimy zadbać o to, by w pobliżu tych
upraw było około 4-5 rodzin na 1 ha powierzchni
plantacji rośliny uprawnej.
Te bezsprzeczne walory pszczoły miodnej
wymagają, aby całe społeczeństwo popierało tę
dość specyficzną gałąź produkcji. Należy przede
wszystkim unikać nieuzasadnionego likwidowania
drzew i krzewów nektarodajnych. Ściśle
przestrzegać zaleceń przy stosowaniu zabiegów
ochrony roślin środkami trującymi dla pszczół.
Na koniec jeszcze raz trzeba podkreślić, że
choćbyśmy od pszczół nie pozyskiwali ani miodu,
ani wosku, ani innych produktów, to trzeba byłoby
o nie dbać tak samo pieczołowicie jak obecnie,
gdyż jako zapylacze roślin entomofilnych są
niezbędne przyrodzie i człowiekowi. Już Albert
Einstein stwierdził, że bez pszczół człowiekowi
pozostaną jedynie 4 lata życia. Trudno to
precyzyjnie obliczyć, ale według różnych prognoz i
analiz wynika, że ludzkości zostanie nie więcej niż
10 lat. Bez pszczół nie ma zapylania roślin, a
bez roślin nie ma zwierząt i nas.
mgr inż.Tomasz Kędziora
Technikum Pszczelarskie w Pszczelej Woli
Źródła:
www.greenpeace.org/poland
https://pl.wikipedia.org
http://www.miesiecznik-pszczelarstwo.pl
facebook/kurierpszczelarski
13
D
A
R
KRÓLOWEJ
Władysława łabus
B
yło to dawno temu. Tak dawno, że już nikt
nie pamięta, czy zdarzyło się naprawdę . W
małym, lichym domku poza wsią żył
staruszek a z nim chłopiec niewielki. Staruszkowi
było Barnaba a chłopcu Wojtek. Nikt ich tak
jednak nie nazywał. Ludzie ze wsi mówili o nich
„dziadoki” ale przeważnie nie mówili wcale. Nikt
też ich nie odwiedzał, bo w lichej izbie nawet
przysiąść nie było na czym a i poczęstunku
żadnego spodziewać się darmo. Najważniejszym
sprzętem był piec wylepiony starannie przez
Barnabę a najpiękniejszym- obraz święty przed
którym dziad i wnuk klękali każdego poranka i
wieczora. Na obrazie Matka Boża z Dziecięciem na
ręku i aniołowie i litery obce jakieś, wyblakłe.
Wojtek codziennie wpatrywał się w twarz Matki
na obrazie i tak przylgnęło mu serce do niej, że
patrząc szeptał nieraz-mamo. Dziadek karcił go
łagodnie ale
i on nieraz wzdychał do Matki
jak do rodzonej, której nie pamiętał. Im ciężej było
im żyć tym mocniej obaj wzdychali i jakoś tak się
stawało, że najgorsze biedy nie dały im rady.
Całowali w podzięce ręce Matki na obrazie i dbali
bardzo, by lśniła barwami na całą nędzną izbę.
Barnaba od wiosny do jesieni chodził do wsi i
pomagał w gospodarstwach. Dostawał za to
czasem grosz czy dwa a częściej koszyk
ziemniaków, woreczek kaszy czy czego tam, co
gospodarzom zbyło. Wojtek chodził w druga
stronę-do lasu. Zbierał chrust, znosił pod
strzechę, by przewiał go wiatr i osuszyło słońce.
Od wiosny do późnej jesieni wydeptywał coraz to
inne ścieżki, by oprócz chrustu zbierać to, czym las
darzył: maliny, jagody, grzyby czy choćby ziele
jakie, które cieszyło Barnabę. Kiedy już nadto
bieda przypiekała szedł Wojtek do miasteczka-do
klasztoru na górce, biednego jak oni sami.
Przygarniali braciszkowie sierotę i dzielili się z nim
czym mogli. Wdzięczne chłopię
w podzięce
pomagało im jak umiało. Właził Wojtek na
wysokie drzewa, by zdjąć jabłek parę , biegał na
posyłki , szorował piaskiem sagany ale najchętniej
pomagał przy uprzątaniu i strojeniu kaplicy.
Znosił naręcza polnych kwiató i ziół i układał tak,
że uboga kaplica stawała się niczym cudna łąka.
Braciszkowie w zamian odkładali dla niego pajdę
14
chleba z własnego posiłku, którą on niósł
d z i a d k o w i
j a k
s k a r b .
I tak się wspomagali dziad i wnuk lato za latem,
zima za zimą aż któregoś majowego dnia zdarzyło
się coś, co odmieniło ich los. Ranek wstał piękny.
Barnaba wybierał się, jak zawsze, do wsi. Z
trudem jednak dźwignął się z łóżka po ciężkim
wczorajszym dniu i zmartwiony swoją niemocą
przysiadł na progu. Wojtkowi żal było dziadka. Nie
był już prosty i silny jak kiedyś. Twarz pobruździł
mu wiatr i mróz, siwe oczy wyblakły a proste plecy
przygarbiły. Chłopiec postanowił, że teraz on
będzie chodził i do wsi i do lasu. Dziadek zaś
zostanie w chacie. Jak postanowił, tak zrobił.
Ludzie we wsi zdziwili się widząc rosłego
chłopaka, który dzielnie kopał, kosił, nosił wodę,
czyścił oborę … a wszystko to zgrabnie i
porządnie. Chłopcu jednak przykro było słuchać
jak nazywają go „dziadokiem” i służba mu
brzydła. Żeby nie troska o dziadka rzuciłby
wszystko i poszedł w świat. Lepsze były dni, kiedy
szedł do lasu. Wstawał o świcie, kładł kawal
chleba za pazuchę i ruszał jedną ze ścieżek, które
sam wydeptał. Pozdrawiał budzące się ptaki, witał
się ze znajomymi drzewami i pełen otuchy szedł
na polanę na której rosły poziomki od wiosny aż
pokąd ich przymrozek nie zwarzył. Trawa mokra
od rosy pachniała pięknie. Bywało, że
rozmarzony, pełen zachwytu nad każdą trawką,
nad mocą drzew, nad złotem słonecznych
promieni wpatrywał się w wysokie niebo pełen
słodkiej wdzięczności Bogu za to całe piękno.
Gadał z żukami i mrówkami, ratował muszki przed
zdradliwą pajęczyną rozpiętą na gałązce,
odpowiadał ptakom trelem najpiękniejszym, jaki
tylko potrafił z siebie wydobyć . Czasem spotykał
w lesie ludzi ze wsi. Ci do miana „dziadoka”
dodawali teraz kolejne -„durnowaty”. Oni widzieli
w lesie tylko to, co mogli z niego wynieść z
pożytkiem dla siebie. On tak nie umiał i nie chciał.
Coraz rzadziej szedł do wsi i coraz częściej do lasu.
Do chaty zajrzała rozpaczliwa bieda. Jagody i
grzyby czy ziele lada jakie mogło wystarczyć za
pożywienie na chwilę. Nie wracały sił dziadkowi a
i Wojtek choć młody przecież wychudł i z sił opadł.
Coraz częściej też zamyślał się nad ich losem.
W ów majowy poranek przebiegł już kawał lasu.
Uzbierał chrustu i poziomek dla dziadka, wreszcie
zmęczony usiadł w gąszczu jak najdalej od ścieżki.
Nie chciał znów usłyszeć tego, co ludzie o nim
mówią. Rozmyślał patrząc na pracę mrówek i
postanowił, że schowa dumę do kieszeni i pójdzie
jutro do wsi. Nie może pozwolić, by głodem
pomarli. Tymczasem oparł głowę na łokciu i
patrzył na żyjątka uwijające się w trawie. Po chwili
ciszę przerwał donośny brzęk i duża, piękna
www.kurierpszczelarski.pl
pszczoła zakołysała gałązką mniszka. Złoty kwiat
aż się ugiął pod jej ciężarem a pszczoła niemal cała
ukryła się w jego żółtych piórkach. Wojtek patrzył
z podziwem i gadał do siebie… „ jakie to zwinne ,
jakie pracowite. I mrówki i te żuczki dookoła i ta
piękna pszczoła… a ja?” I tym mocniej
postanowił iść jutro do wsi na zarobek. Niech tam
gadają co chcą Pszczoła tymczasem opuściła
kwiatek i bucząc jeszcze głośniej próbowała
odfrunąć. Lecz czy to skrzydełka rosa zmoczyła,
czy zbyt dużo skarbów zebrała , dość, że opadała
ciężko na trawę ilekroć podrywała się do lotu. Jej
brzęczenie prawie ucichło. Króciutkie bzz było
bardzo smutne i
brzmiało jak prośba
o pomoc. -Prosi pomocy, pomyślał Wojtek. Co
mam zrobić pszczółko? Zaniósłbym cię do
twojego domu , ale gdzie on? Kto to wie? Ja,
zabzyczało cichutko spod trawy. Wojtek popatrzył
wokoło. Nikogo. Przeraził się trochę. - Nie darmo
ludzie mówią, żem durnowaty, kiedy głosy słyszę.
Zdawało mi się, że pszczoła po ludzku gada. Gada.
Znów usłyszał jak ktoś czy coś powtarza jego
słowa. Pszczółko, czy ty mówisz do mnie? Do
ciebie. Usłyszał , chociaż nie mógł pojąć. Teraz
jednak już był pewien, że to nie przywidzenie.
Złapał się za głowę ze zdziwienia ale wnet przyszło
mu na myśl, że pszczółka zaczęła gadać ludzkim
głosem ze strachu i zmartwienia.
Zpragnienia wielkiego, by ktoś jej pomógł. Nie
chce przecież zginąć. Pochylił się niziutko i
wpatrzył w niebogę. Wydało mu się, że na główce
owada widzi malutką koronę. Zamrugał oczami. –
To słońce tak mami, zamruczał. – Jakże ja ci mam
pomóc maleństwo? Toż sam pragnę pomocy .Pomóż. A ja pomogę tobie, usłyszał w
odpowiedzi.-A gdzieżby. Takieś maleństwo a
obiecujesz pomoc takiemu dryblasowi. Obejdzie
się. Powiedz raczej co mam robić. Zerwij dzwonek
leśny i liść babki. Usiądę na listku, ty mnie połóż na
dłon i nieś. Dzwonkiem zaś podzwaniaj co chwilę.
Po tych poleceniach zamilkł cieniutki głosik.
-Pewnie bardzo się zmęczyła tym ludzkim
gadaniem, pomyślał Wojtek. Zrobił to, co mu
poleciła. Zerwał liść babki i dzwonek leśny,
dziwiąc się, że trafił się taki wielki i piękny. Położył
liść na dłoni a dłoń na trawie. Pszczółka wnet się
wgramoliła na liść a on zrobił z dłoni łódkę i ruszył
przed siebie. Co jakiś czas potrząsał
dzwoneczkiem a on dźwięczał tak cicho, że
Wojtek go nie słyszał. Robił jednak to o co
pszczółka prosiła. Dziwiło go tylko, że ilekroć
potrząsnął kwiatem to gdzieś w pobliżu odzywał
się cichutki dźwięk podobny do trelu słowika
wskazując mu kierunek. Natężał więc słuch pilnie.
Pszczoła siedziała cicho na jego dłoni do chwili,
kiedy po potrząśnięciu dzwonkiem odezwał się
nie trel ptasi a donośne brzęczenie. Przestraszył
się . Pokłują go, pożądlą i jak jutro pójdzie do wsi?
Odruchowo zamknął dłoń z pszczołą. Może to nie
jej rodzina? Może to nawet nie pszczoły? Kto to
wie? Niczego nie widać, za to brzęczenie aż w
uszach dudni! Potrząsnął znowu dzwonkiem i ze
zdumieniem stwierdził, że brzęczenie cichnie.
Pszczoła w jego ręku poruszyła się niecierpliwie.
Otworzył więc dłoń i czekał. Nie odlatywała. Idź
dalej, usłyszał. - Idź do nich. Szedł więc ostrożnie
przez gęste zarośla w stronę, skąd dochodziło
brzęczenie. Dobrą chwilę przedzierał się przez
gąszcz uważając, by nie zgubić ni pszczoły
ni dzwonka. Po chwili groźne buczenie odezwało
się znowu, lecz teraz brzmiało inaczej. – Niczym
organy w kościele, pomyślał. Już się nie obawiał
żądeł. Słuchał i szedł w stronę tego grania aż
zobaczył chmurę złocistą , która falowała w
słońcu.To od niej szła ta dziwna muzyka.
Ciekawość, lęk i zachwyt tak mieszały mu myśli, że
przykląkł na trawie i słuchał. Złota chmura
oderwała się od pnia i teraz grając głośno otoczyła
chłopca wykonując jakiś szalony taniec. Wojtek
odruchowo schował głowę w ramiona , zamknął
oczy i uniósł dłoń z dzwonkiem w obronnym
geście. Drugą, tą z pszczołą trzymał nadal przed
sobą. Chwilę dobrą trwał w tym owadzim graniu
nie wiedząc czy to sen czy jawa. Nagle wszystko
ucichło. Otworzył oczy i rozejrzał się dokoła.
Wielki rój pszczół obsiadł pobliski pień i tylko nikłe
drganie wskazywało, że jest tam życie. Pszczoły na
jego dłoni nie było. Tylko zwiędły liść babki
pozostał i dzwonek błękitny. Opuścił ręce i patrzył
jak maleńkie owady, pomagając sobie
skrzydełkami sadowią się coraz wyżej na pniu w
ciszy i skupieniu jakimś.
-Niczym ludzie w
kościele, pomyślał. Wpatrzony w to dziwne
zjawisko dostrzegł w samym środku „swoją”
pszczółkę. Była większa i –jak mu się wydałobardziej złota. – A więc trafiliśmy-szepnął
uśmiechając się szeroko. –To od tej korony tak
błyszczy-pomyślał i zaraz druga myśl przyszła-że
niechybnie jest „durnowaty”, bo jakaż korona
mogła być na pszczelim łebku? Wstał i rozejrzał się
za ścieżką.- Trzeba wracać. Dziadek będzie
niespokojny. Zaledwie jednak odszedł kilka
kroków nad jego głową znów rozległo się
buczenie. Kilkanaście pszczół szybkim, kolistym
ruchem migało mu przed oczyma. I czegóż wy
małe jeszcze chcecie? Wracajcie, bo znów się
którejś przygoda zła zdarzy. Ale pszczoły nie
słuchały. Uparcie krążyły mu tuż przed oczyma.
-Chcecie bym zawrócił ? Stało się znowu co? Nie
mogę kochane. Dziadek sam w chałupie. Pewnie
się martwi, że tak długo nie wracam. I głodny
pewnie. O, laboga! Toż poziomki na łące zostały!
facebook/kurierpszczelarski
15
Co ja dam dziadkowi? Umorzy się! Ciche
brzęczenie nie ustawało. Pszczoły za nic miały
jego protesty. Odlatywały na parę łokci w las i
uparcie powracały krążąc nad jego głową. –
Choćby te poziomki zabiorę, pomyślał. Ruszył jak
mógł najszybciej popędzany obawą o dziadka.
Wkrótce dotarł do łąki i odnalazł rożek z łopianu w
który nazbierał poziomek. Pszczoły nie ustawały.
Przyleciały wraz z nim i krążyły wciąż i wciąż
kusząc go w powrotną drogę. Zmęczył się już tą
zabawą. – Daleko mnie nie poprowadzą, pomyślał
i ruszył za nimi. Teraz rozpoznawał już miejsca,
które widział niedawno. – Kraina pszczółek, rzekł
do siebie. Po chwili był już w takiej gęstwie, że z
trudem stawiał stopy pomiędzy zbutwiałymi
pniami, suchymi gałęziami zarosłymi krzakami i
zielskiem wszelakim. Wcześniej, przejęty rolą i
trochę przestraszony, niewiele widział. – Co za
głusza, pomyślał. Potknął się o zbutwiały pień i
przysiadł. Umilkł szelest jego kroków i wtedy
usłyszał znowu równe, donośne brzęczenie. Pszczoły znów grają, szepnął do siebie.
- I jak
pięknie basują. Podniósł głowę i rozejrzał się.
Ogromne świerki, sosny i buki prześwietlało
słońce. Na jednym ze strzelistych pni w
słonecznym promieniu rozbłyskiwało coś
złociście. Podszedł bliżej i zobaczył ze
zdziwieniem, że po chropowatej korze naprawdę
spływa złoty, skrzący potok rozlewając się tu i tam
na drobniejsze strumyczki. Miód! Leśny miód!zawołał. Sece podskoczyło mu z radości –Zaniosę
dziadkowi , oznajmił głośno. –Hej! Pszczółki!
Użyczycie mi swego miodu dla dziadka? Podniósł
głowę i rozejrzał się za nimi. Siedziały rządkiem na
wysokiej gałęzi i przypatrywały mu się ciekawie. –
Pozwalacie, prawda? Odpowiedział mu cichy
brzęk. – Ale w co ja wezmę tego skarbu?, zawołał
zmartwiony tą nagłą przeszkodą. Tuż pod nogami
dostrzegł duży płat brzozowej kory. Zwinął ją w
spory rożek, utkał mchem, związał witką
brzozową i oto miał już naczynie. Kiedy złota
struga napełniła je, skłonił się pszczółkom i pognał
co sił do chaty. Dziadek siedział na progu ze
zwieszoną głową, za słaby, by iść szukać wnuka a
serce wypełniał mu lęk o niego. Jakże się ucieszył
widząc go całym i zdrowym. Siwe oczy rozbłysły a
serdeczny uśmiech jeszcze bardziej pobruździł
twarz. Wojtek czym prędzej wysypał poziomki do
miski i nalał w nie miodu. Jedli pospołu te
wspaniałości żałując, że nie ma do nich choć
glonka chleba. Będzie i chleb dziadku, będzie!
Zapewniał Wojtek mając jeszcze przed oczyma
pszczele królestwo. Następnego ranka pszczółki
przyszły po Wojtka pod samą chatę. Wziął z sobą
gliniak niewielki i poszedł śmiało za nimi. Tym
razem wystarczyło miodu i dla nich i na sprzedaż
w miasteczku. Tego wieczoru jedli już chleb z
16
miodem. I tak było każdego dnia. Wydobrzał
dziadek, siły odzyskał i krzątał się wesoło
w chacie, w której nie bywało już głodno. Lato
chyliło się już powoli ku jesieni gdy pszczółki
wskazały Wojtkowi barć wysoko na sośnie.
Wydało mu się przez chwilę, że wśród
przewodniczek dostrzega „swoją” pszczółkę.
–Może to ona a może nie, dumał. Patrzył w górę
i dumał jak tak wysoko wleźć. Przecież nie może
spaść ani krzywdy nijakiej sobie zrobić, bo to
obiecał dziadkowi. Stawiał stopy ostrożnie na
gałązkach i sękach i aż się zdumiał, że tak zgrabnie
mu szło. Począł wybierać miód do uwiązanych u
pasa gliniaków, kiedy nagle z głębi barci coś tak
zaświeciło mu w oczy, że aż je zmrużył. Pod
ostatnim plastrem skrzyło się coś wielkim
blaskiem. – Ej, miód się wylał i świeci w
słonecznym promyku, zamruczał Wojtek.
Ciekawość jednak kazała mu sięgnąć do owego
blasku. –To nie miód, szepnął, dotykając czegoś
twardego i chłodnego. Wydobył na światło
kamień-nie kamień, bryłkę tak cudną, że
oślepiony tysiącem promyków, co biły od niego o
mało nie puścił gałęzi na której wisiał. Zszedł
powoli, odwiązał gliniaczki od pasa i ustawił
w trawie. Dopiero teraz usiadł pod drzewem,
wyjął znalezisko zza pazuchy wpatrywał się w nie
oszołomiony jego urodą. Tymczasem do miodu
dobierały się leśne mrówki i muchy. Wojtek nie
widział nic, tylko kamień. Siedziałby pewnie tak
długo, gdyby nie groźne brzęczenie nad głową.
Tak pszczółki. Macie rację. Gapa ze mnie. Marnuję
waszą pracę. Wybaczcie. Już i ja się biorę do
roboty. Wrzucił kamień za pazuchę , pozbierał
gliniaki i ruszył do chaty. O kamieniu zmilczał
nawet przed dziadkiem. W nocy spać mu nie
dawała myśl o nim. Co to jest? Kto mu powie, co
to za piękny kamień? Do tego znaleziony nie na
ścieżce, nie nad strumieniem ale w barci leśnej.
Kogo pytać, by biedy sobie nie napytać. Tylko
jedno przychodziło mu do głowy. Klasztor.
Świtem poszedł do miasteczka ale zamiast jak
zwykle na rynek, udał się do braciszków. Zdziwili
się braciszkowie, bo dawno ich nie odwiedzał, ale
przyjęli go serdecznie, jak zawsze. Zdziwili się
jeszcze bardziej, kiedy poprosił, by go
zaprowadzili do przeora-ojca Laurenta. Ojciec
Laurent, który zawsze zwracał się do niego-synu,
przywitał go życzliwie ale czekać kazał, bo pisał
coś pilnie. Czekał więc Wojtek i coraz bardziej
wątpił w to, że jego pragnienie się spełni. Umyślił
sobie w nocy, że ten piękny kamień odda
Najświętszej Panience, której obraz cudny wisi w
kaplicy. Widział wota wszelakie pod jej
wizerunkiem i zapragnął oddać jej to, co miał
najpiękniejszego. Teraz, czekając pomyślał, że
może kamień nie wart takiej łaski
www.kurierpszczelarski.pl
-Gdybym miał mamę pewnie by mi powiedziała,
czy tej Matce –Najwspanialszej godzi się dać taki
ot sobie kamień. Tyle, że zacnej urody. Dumając
tak doczekał ojca Laurenta . Wyjął zawiniątko zza
pazuchy , odwinął kamień z liścia łopianu
imartwił się. Kamień wydał mu się tutaj jakby
mniej piękny. Ojciec Laurent przyglądał mu się w
milczeniu. Wojtek wyciągnął ku niemu dłoń ze
swoim skarbem i rzekł nieśmiało. Chciałbym, ja…
chciałem to… ten kamyk ofiarować Mateczce… co
w kaplicy ale nie wiem… czy godzi się? Przeor
sięgnął po kamień i dobrą chwilę oglądał go pod
światło, patrząc jak łamie je w tysiące kolorowych
promyków. Wojtek bladł i czerwieniał na
przemian czekając na jakieś jego słowo. Długo to
trwało, w końcu przeor zapytał: - skąd to masz,
synu? Głos mu drżał odrobinę. Wydał się
Wojtkowi jakiś zaniepokojony. Chcąc go czym
prędzej uspokoić chłopiec pokrótce opowiedział
mu wszystko, co mu się przydarzyło: o pszczółce i
o innych jej siostrach i o tym, jak użyczały mu
miodu tak, że w chacie lepiej się dziać poczęło i o
tej ostatniej barci, na wysokim drzewie. Przeor
wysłuchał uważnie i już spokojny ale jakich
uroczysty i poważny rzekł:- Nie znam się dobrze
na tym ale wydaje mi się chłopcze, żeś został
obdarowany skarbem. Ten kamień jak go
nazywasz, to może być diament. Bardzo piękny i
bardzo drogi. Nie mogę cię jednak darmo łudzić.
Trzeba, by ktoś znający się, zaufany i nie papla
ocenił czy tak jest w istocie. Gdybyś sam poszedł z
tym kamieniem do kogo, niechybnie okradziono
by cię, oszukano, a co gorsze jeszcze, oskarżono o
kradzież i uwięziono. Jeśli mi ufasz zdaj się na
mnie. Za trzy dni będziemy wiedzieć, co to za
kamyk. No co, zgoda? Wojtek słuchał słów
przeora jak baśni. Może tak sobie z niego żartuje?
Ale nie, przecież nigdy nie wyśmiano go tutaj. Był
tak zdumiony, że nie pytał już o nic. Kiwnął głową
i pożegnał się pośpiesznie. Braciszkowie usta
pootwierali ze zdumienia, patrząc jak biegnie nie
widząc i nie słysząc nic. Trzy dni zbiegły Wojtkowi
na codziennych zajęciach i na marzeniach. Jakby
to było cudnie gdyby tak poprawić chatę, ziemi
skrawek mieć, chleba dostatek i piec ciepły zimą i
łachy jakieś przystojniejsze… Karcił sam siebie za
te myśli.- Toż to pewnie zwykły kamyk. Po co się
mamić lepszą chatą czy odzieniem nowym.
Potem biegł jak zawsze do lasu, do pszczół i barci.
Tak mu zeszło do dnia, kiedy miał znów pójść do
klasztoru.Braciszkowie już nie dziwiąc się
niczemu zaprowadzili go prosto do przeora.
Stanął przed nim Wojtek i pokornie pozdrowił.
Ojciec Laurent posadził go przed sobą, za ramiona
wziął i w oczy mu patrząc rzekł: - No jak Wojtku?
Trwasz przy tym, by ten kamyk ofiarować naszej
Matce Najświętszej? – Trwam, szepnął Wojtek. –
To powiem ci chłopcze, że i cały piękny kościół
możesz Jej wybudować! Ale najpierw wybuduj
chatę sobie i dziadkowi. Ona, Matka też by tak
wolała. Umilkł przeor a Wojtek nie śmiał o nic
pytać. Po chwili dopiero, kiedy zrozumiał słowa ,
które usłyszał wstał raptownie i do nóg się rzucił
przeorowi. – Jak to? Co to za kamyk, że i kościół … i
chatę… ? Mówcie dla Boga, bo mi się w głowie
miesza. Ojciec Laurent podniósł chłopca i
wszystko mu szczegółowo opowiedział. Powiózł
on kamień do dużego miasta, do skarbca, którym
opiekował się jego przyjaciel, braciszek zakonny
jak i on ale kształcony tak, by strzec, zdobić
i naprawiać złote kielichy, monstrancje i wszelkie
precjoza służące Bogu na chwałę. Tenże braciszek
szybko rozpoznał w kamieniu diament ale dla
większej pewności zaniósł go jeszcze do
miejskiego jubilera. Nie było w tym nic dziwnego.
Wszyscy wiedzieli , że jest to braciszek od
skarbów. Jubiler potwierdził , że rzeczywiście jest
to wielki, piękny diament i określił bardzo wysoko
jego wartość. Pałał też chęcią wielką, by kupić go
od braciszka ale ten kazał mu czekać na
właściciela owego skarbu. A właściciel to ty
Wojtku, zakończył opowieść przeor. Jeszcze tej
jesieni pod lasem za wsią stanęła nowa, jasna
chata z wielkim kominem i dachem spadzistym.
Większa i ładniejsza od chat najbogatszych
gospodarzy we wsi. Za chatą , stanęła stodółka i
obora dla krowy , która muczała wesoło na widok
dziadka. W miasteczku zaś zwożono drewno i
kamień na kościół. Składano wszystko na wielkim
placu pod dachem, by z wiosna zaraz ruszyć z
budową. Wszystkiego pilnował młody jasnowłosy
chłopak na zmianę z klasztornymi braciszkami.
Chłopaka rozpoznawano jako „ dziadoka” spod
lasu ale nikt go już tak nie nazywał. Gadano za to o
cudach i czarach. Wojtek nie przeczył. Tylko latem
następnego roku, kiedy niewielki ale piękny
kościołek był gotów, poprosił przeora, by
patronowała mu Matka Boża , opiekunka pszczół i
pszczelarzy. Tak bardzo był wdzięczny tym małym
owadom, że je także chciał uczcić. Zafrasował się
przeor, bo o takim imieniu Matki Bożej nie słyszał
ale pomyślał, że przecie ta Matka opiekuje się
każdym Bożym stworzeniem i nie ma w tym nic
zdrożnego. Wkrótce na jednej ze ścian kościółka
zawisł wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem na
ręku i pszczołą na palcu wyciągniętej ku ludziom
dłoni. Tuli Syna i na pszczółkę spogląda z miłością,
bo wszystko, co stworzone przez Boga godne jest
miłości. Wierni do dziś tłumnie nawiedzają
świątynię Matki Bożej „od pszczółek” , by za Jej
wstawiennictwem dziękować Bogu za piękno
i dobra jakimi darzy świat.
facebook/kurierpszczelarski
17
RODZINNE
TRADYCJE
PSZCZELARSKIE
J
estem młodą stażem pszczelarką i zapewne innistarsi stażem wiedzą więcej. Od dzieciństwa mam
styczność z pszczołami, ale tak na poważnie pracę w
pasiece ( 30 rodzin) pod kierunkiem ojca rozpoczęłam
kilka lat temu. Praktycznego doświadczenia mam o wiele
mniej niż wszyscy znani mi pszczelarze. Praca przy
pszczołach zawsze kojarzyła się mi z potem zalewającym
oczy i plecy ( kombinezon w 40- stopniowym upale,
strach przed użądleniem ze względu na alergię na jad
pszczeli). Dopiero z biegiem czasu nabrałam większej
pewności i śmiałości w pracach przy ulu. Przestałam bać
się, że coś zrobię źle i np. skrzywdzę niechcący pszczelą
matkę. Obecnie obserwacja życia pszczół,
isłuchanie ich brzęczenia działa na mnie uspokajająco i
wyciszająco. Swoją wciąż wzrastającą fascynację
pszczołami staram się przekazywać innym. Wraz z
rodzicami -Heleną i Mieczysławem, umożliwiamy
dzieciom i ich opiekunom bezpieczne i bezpośrednie
oglądanie życia i pracy pszczół. Największą nagrodą są
ich zdumione i pełne podziwu twarze. Podobnie jak z
pszczołami od dzieciństwa miałam styczność z
prawdziwymi domowymi piernikami zawsze z
dodatkiem miodu lipowego- wg babci
„niezastąpionego". Jej przepis bez zmian jest
wykorzystywany do dzisiaj. Wypiekanie pierników jest
dla mnie naturalną kontynuacją tradycji rodzinnych.
OGŁOSZENIA
Jedynie formę wypieku i sposób dekoracji tworzę wg
potrzeb. Inspiracją dla mnie są stare koronki, hafty ze
zbiorów domowych a przede wszystkim piękno
otaczającej natury.
Pierniczki babuni- z ciasta dojrzewającego o. 1-go
miesiąca:
60 dag. dobrej pszennej mąki
1 duże lub 2 małe jaja (świeże wiejskie)
13 dag masła
25 dag miodu lipowego
25 dag cukru
0,5 szklanki mleka
1 czubata łyżeczka przyprawy do piernika
otarta skórka cytryny
1 łyżeczka sody oczyszczonej
Wykonanie:
Przygotować karmel, dodać do niego miód , cukier,
tłuszcz i stale mieszając rozpuścić. Po przestudzeniu
utrzeć w makutrze wszystkie składniki. Utarte ciasto
przełożyć do kamiennego garnka, obwiązać gazą i
odstawić w chłodne miejsce na ok. 1 miesiąc. Po tym
czasie można piec ciasto.
Niesamowite właściwości produktów pszczelich
wykorzystuję w życiu codziennym. Polecam je
również rodzinie, znajomym i odwiedzającym nas
gościom. Informuję również o najlepszym sposobie
wykorzystania ich bezcennych właściwości .
Elżbieta Malinowska.
BLACHARSTWO SAMOCHODOWE
KOMPLEKSOWE
NAPRAWY POWYPADKOWE
RAMA
NAPRAWY BIEŻĄCE
ŚWIDNICA, ul. BYSTRZYCKA 33 A
tel. 604 286 587 lub 74 853 79 23
OGŁOSZENIE DOLNOŚLĄSKIEGO ZWIĄZKU PSZCZELARZY WE WROCŁAWIU
WYNIKI KONKURSU NA WZOROWĄ PASIEKĘ :
I MIEJSCE:
II MIEJSCE:
I
HELENA,ELŻBIETA, MIECZYSŁAW MALINOWSCY CIEPŁOWODY UL..BOCZNA1, K. STRZELINA.
ANDRZEJ DRESSLER K. STRZELIN.
WZOROWE GOSPODARSTWO PASIECZNE :
I MIEJSCE : JUSTYNA I JACEK BEDNARKOWIE MILICZ PASIEKA KATARZYNOWO 2, K. JUTROSIN
II MIEJSCE :
ROBERT SAMEK , POGORZAŁA 7, K. ŚWIDNICY
WYDAWCA I REDAKTOR NACZELNY:
Adam Prusaczyk
tel. 604 28 65 87
ADRES REDAKCJI:
58-100 Świdnica, ul. Bystrzycka 33 A
e-mail: [email protected]
NR KONTA: 27 1750 0012 0000 0000 3291 682
Wypiekane pierniki są niepowtarzalne i zachwycają.
18
www.kurierpszczelarski.pl
facebook/kurierpszczelarski
19

Podobne dokumenty