kurier pszczelarski nr 4
Transkrypt
kurier pszczelarski nr 4
ONLINE NR ISSN 2450 - 8659 WRZESIEŃ - PAŹDZIERNIK 4 /2016 w numerze: . MATKA BOŻA OPIEKUNKA PSZCZELARZY I kona Matki Bożej opiekunki Pszczelarzy została napisana na lipowej desce przez malarkę panią Bogumiłę Murdzek, która przyjęła zlecenie napisania ikony przedstawiającej postać Matki Bożej miłującej, tulącej czule Pana Jezusa, spoglądającej na Syna i na pszczołę. Pszczoła, wracając z pyłkiem na odnóżach w chwili odpoczynku usiadła na palcu wskazującym Maryi. W tym miejscu znalazła ona chwilę kojącego spokoju i bezpieczeństwo. Została otulona spojrzeniem Matki Bożej pełnym szacunku dla Stwórcy. Siadanie pszczół na palcu jest zjawiskiem często zauważanym wiosną kiedy to zmęczona pszczoła po przebytej zimowli wykonuje swoje ostatnie zadanie. Wykarmia czerw i wychowuje nowe pokolenie pszczół, które musi je zastąpić.To od kondycji zimowego pokolenia zależy, czy nowe wiosenne pokolenie da radę z pożytkiem wiosennym. Ikona Matki Bożej Opiekunki Pszczelarzy była malowana przez dwa miesiące maj i czerwiec 2016 roku.W maju omadlana podczas nabożeństw majowych w czerwcu powierzana podczas nabożeństw Najświętszemu Sercu Pana Jezusa. Maj i czerwiec dla pszczelarzy to bardzo ważne miesiące gdyż wtedy występuje obfity pożytek rzepakowy i wielokwiatowy dla tego też malarka zgodziła się aby za jej pracę zapłacić miodem. Prace nad projektem i zatwierdzenie wizerunku końcowego nadzorował pszczelarz ks. Józef Knapczyk 07.07.2016 roku. Ikona została poświęcona przez proboszcza parafii pod wezwaniem Najświętszego Serca Jezusowego w Świdnicy, ks. kanonika Pawła Wróblewskiego. Ikona z wizerunkiem Matki Bożej Opiekunki Pszczelarzy powstała z potrzeby serca pszczelarzy. W zamierzeniu ma być wizerunkiem pielgrzymującym po rodzinach pszczelarzy i nie tylko. 2 www.kurierpszczelarski.pl PSZCZOŁY I ŚW. RITA Rita lub Ryta za Cascii a z włoskiego - Margherita Lotti urodziła się między rokiem 1360 a 1380 we Włoszech w Roccaporenie w gminie Cascia. Żyła w ubogiej wieśniaczej rodzinie, która utrzymywała się z pracy na roli. Była to rodzina bardzo religijna. Również Rita była osobą bardzo pobożną i pragnęła wstąpić do zakonu. Jednak rodzice zdecydowali inaczej i wydali ją za mąż. W wieku dwunastu lat została żoną Paula Manciniego. Małżeństwo to nie było szczęśliwe. Paulo był człowiekiem rozpustnym i awanturnikiem. Rita urodziła dwóch synów: Jakuba Antoniego i Pawła Marię. Pomimo starań matki synowie nie wyrośli na katolików i odziedziczyli charaktery po ojcu. Pod koniec życia Mancini za sprawą żony poprawił zmienił się na lepsze. Może właśnie dlatego jego przyjaciele zdradzili go i Mancini został zamordowany. Tuż przed śmiercią przeprosił Ritę i poprosił Kościół o wybaczenie. Po śmierci ojca synowie postanowili pomścić śmierć Manciniego zgodnie z włoskim prawem wendety. Rita wielokrotnie usiłowała im to wyperswadować, jednak nie udało jej się to – dlatego w modlitwie prosiła Boga o to, aby uniemożliwił On popełnienie im grzechu morderstwa. Rok później obaj synowie zmarli na dyzenterię. Osamotniona wstąpiła do zakonu sióstr Augustianek. Wcześniej starała się o wstąpienie do innego zgromadzenia ale spotkała się z kilkakrotną odmową. W chwili wstąpienia do zakonu miała 36 lat. W tamtych czasach był to dość poważny wiek. Rita była stygmatyczką. Nosiła znamiona męki Chrystusa na czole. Dostrzeżemy to na przedstawiających ją obrazach - rozmodloną i z krwawiącym kolcem cierniowym na czole. Oto jak została stygmatyczką: w Wielki Piątek, który wyjaśniał z wielkim realizmem boleści Zbawiciela, siostra Rita błagała Pana, by móc odczuć ból przynajmniej jednego z cierni Jego korony... I nagle jeden z gipsowych cierni wielkiego krucyfiksu oderwał się i spadł na sam środek jej czoła. Ból był tak straszny, że siostra Rita straciła przytomność. Nazajutrz rana powiększyła się i zaczęła wydzielać nieprzyjemną woń. Rana nie goiła się. Odpychający zapach pozostawał. Przeorysza ze względu na pozostałe siostry przeznaczyła jej więc celę w głębi korytarza. Dalsze lata Rity były pełne cierpienia. Współcierpiała z Chrystusem. Odepchnięta, wyśmiewana przez innych, w tym przez siostry z jej zgromadzenia. Zmarła 22 maja 1457 w Cascii. Kanonizowana czyli ogłoszona świętą kościoła katolickiego przez papieża Leona XIII w 1900 roku. Jej wspomnienie obchodzimy w dniu śmierci czyli 23 maja. W tym dniu w wielu krajach święci się róże. Jej kult rozprzestrzenił się we Włoszech, Francji i Hiszpanii. W ikonografii święta przedstawiana jest w stroju zakonnym - w czarnym habicie i w białym welonie, z cierniem na czole. Jej atrybutami są: dwoje dzieci, krucyfiks, cierń, figa, pszczoły, róża. Pszczoła z tego względu, że Rita doznała we wczesnym dzieciństwie niezwykłego doświadczenia. Kiedy dziewczynka miała zaledwie rok, a pogoda była sprzyjająca rodzice zabierali ją ze sobą i kładli spać w cieniu w wiklinowym koszyku. Pewnego dnia pracujący w polu wieśniak, zraniwszy się sierpem spieszył do domu opatrzyć ranę. Przechodząc obok dziewczynki stanął zaskoczony widokiem roju pszczół latającego nad nią. Wchodziły nawet do ust, nie czyniąc jej krzywdy. Mała Rita uśmiechała się tylko. Przerażony wieśniak wyciągnął jednak zranioną rękę, aby je odgonić. Kiedy odsunął rękę, zobaczył, że został całkowicie uzdrowiony. Nie miał potrzeby wracać do domu. Pobiegł więc opowiedzieć o wydarzeniu rodzicom Rity, którzy pracowali w pobliżu. Rodzice i cała wioska zadawali sobie pytanie kim będzie to dziecko? Tak samo pytano o życie św. Jana ponad czternaście wieków wcześniej. Karol Uliasz facebook/kurierpszczelarski 3 Wrzesień w polskiej pasiece jest pod każdym względem zróżnicowany jeśli chodzi o: - czas zakarmiania - ilość podawanego pokarmu - sposobu jej poddawania - rodzaju podawanego pokarmu Zaleca się ( z wykładu pana Tomasza Kędziory) aby rodzina pszczela na okres zimowli otrzymała 15 kg pokarmu w postaci inwertu, czyli gotowych pasz przeznaczonych do zdrowego zakarmiania pszczół. Jeżeli pszczelarz używa cukru to niech to będzie dobrej jakości gruboziarnisty cukier, który po rozpuszczeniu daje klarowny roztwór wody z cukrem koloru słomkowego. Jeżeli na powierzchni tego roztworu pojawi się biały osad to świadczy on o złym gatunkowo cukrze, który może zaszkodzić naszym pszczołom. Pod koniec sierpnia na klonach, lipach i akacjach pojawia się spadź liściasta. Spadź ta nie powinna być pokarmem zimujących pszczół, gdyż przyczynia się do powstania wiosną nosemozy. Należy więc zakarmić pszczoły po wcześniejszym wykręceniu spadzi. Nasuwa się pytanie : co zrobić jeżeli pszczoły naniosą spadź po wcześniejszym zakarmieniu? Pszczelarze, którzy wywożą swoje rodziny na wrzos robią to po zakarmieniu. Rodziny te muszą być tak silne by czerw był zauważalny na wszystkich ramkach gniazdowych a wianuszki z pokarmem nad czerwiem. Rodziny wywożone na wrzos, wiosną następnego roku są w bardzo dobrej kondycji- zdrowe i silne. Pewien pszczelarz zauważył w tym roku zasklepione ramki pod koniec sierpnia z miodem słonecznikowym, ale wcześniej podał paski na warrozę. W tym przypadku miodnię tę musi zostawić pszczołom na zimę jako pokarm, gdyż po podaniu leku należy zachować odpowiedni okres karencji. Zaleca się, by leki podawać jesienią, aby pożytki na wiosnę były wolne od leków.Leki, które są zatwierdzone w Polsce to Apiwarol tabletki do odymiania i paski Biowar. Ważne, aby zachować wszelką ostrożność przy podawaniu tych leków. Używać gumowych rękawic i maski, gdyż lekarstwa te szkodzą człowiekowi wchłaniając się przez skórę i błony śluzowe. Ten sezon jak każdy inny był niepowtarzalny. To znaczy, że każdy 4 sezon w Polsce jest inny i pozyskiwany miód za każdym razem jest inny. Rzepak dopisał, akacja kwitła cztery dni, zmieszała się z wielokwiatem, lipy jedni nie uświadczyli inni mają dostatek lub zmieszała się z gryką, pokazał się słonecznikowy, wrzosowy dopisuje i spadź.W naszym kraju pozyskuje się miody zróżnicowane gatunkowo i smakowo. www.kurierpszczelarski.pl Podkarmiaczki powałowe W Spadź na klonie 28.08.16. Kanadzie miodobranie trwa do ok. 15 września. Tak długi czas spowodowany jest wieloma czynnikami, między innymi okresem kwitnięcia roślin poużytkowych innym niż w Polsce, klimatem oraz dużą liczbą pni pszczelich. Znam pszczelarzy, którzy kończą miodobranie nawet pod koniec października. Jest to możliwe dzięki temu, iż duże kompanie pszczelarskie posiadają „hot room” czyli pomieszczenie do przetrzymywania miodu, które jest cały czas ogrzewane. Podczas odbierania ostatnich korpusów na początku września, równolegle do ula wstawiane są 20- litrowe podkarmiaczki powałkowe. Przystępujemy do podkarmiania pszczół od około 10 września i trwa to przez trzy tygodnie. Na pasieki wyjeżdża duży truck z cysterną, w której znajduje się syrop cukrowy. W Kanadzie nie stosuje się inwertów do podkarmiania. Po dotarciu na pasieki, otwieramy wszystkie ule, po czym jedna osoba, z rozwiniętym Truck z syropem i lekami. wężem chodzi od palety do palety i nalewa syrop pod dużym ciśnieniem, dlatego cała operacja wykonywana jest bardzo szybko. Do podakrmiaczek trafia ok 20 litrów syropu. Jest to duża ilość, zapewniająca pszczołom spokojne przezimowanie. Pogoda czasami płata figle i siarczyste zimy trwają niekiedy nawet do końca kwietnia. W podkarmiaczkach znajdują się specjalne płytki z wyciętymi oczkami zapewniające pszczołom swobodny i bezpieczny dostęp do syropu. Podczas podkarmiania bezpośrednio do ula trafia lek przeciw ź nosemie (flumagilin).który jest zakazany w Unii Europejskiej. Lek ten podaje się rozpuszczony w syropie cukrowym.Jeśli chodzi o leczenie warrozy, to w mojej kompanii używane są paski Apivar, które podawane są do ula tylko wczesną wiosną. Jesienią stosuje się natomiast „Acid”- kwas mrówkowy, który podawany jest na specjalnych chusteczkach. Trafia on do ula dwukrotnie. . ź ź ź ź ź ź ź ź ź ź ź ź ź ź ź Rodziny szykowane do karmienia. Napełnianie podkarmiaczek syropem. Rodziny zimujemy bardzo silne. Wydawanie zamawianego inwertu. facebook/kurierpszczelarski 5 Teofil Ciesielski (1847 -1916) W KANADYJSKIEJ PASIECE c.d. NATURALNE LECZENIE PSZCZÓŁ DOKŁADNA DATA URODZIN Chusteczki z kwasem. Do rodzin produkcyjnych podajemy dwie chusteczki natomiast do odkładów zimujących na jednym korpusie tylko jedną. Zasadę mamy taką, że zimujemy tylko rodziny silne. Jeśli podczas podkarmiania znajdziemy rodziny nie rokujące, nie zimuje się ich. W każdej pasiece zimowane jest równo 40 uli czyli 10 palet. W takim układzie łatwiej rodziny przygotować do zimowli, ponieważ ocieplane są dużymi matami. Na jedną paletę trafia jedna mata. Rodziny produkcyjne zimowane są na swoich miejscach stacjonarnych, natomiast z nastaniem pierwszych mrozów a czasami już pierwszego śniegu, odkłady zwożone są na farmę i ustawiane są w specjalnie do tego przygotowanej hali, w której panuje odpowiednia temperatura. W takim pomieszczeniu odkłady mają zapewniony spokój do marca kolejnego roku. Na zakończenie zdradzę Państwu jaka jest przybliżona średnia z jednego ula. Przykładem będzie rok 2015, w którym zbiory miodu były obfite i na naszej farmie pozyskano 2,5 tysiąca beczek po 300 kg każda. Średnia z jednego ula to około 80 kg . Pszczelarz zawodowy Piotr Szyszko, Kanada. Pszczelarz zabezpieczony podaje leki do ula. Za datę urodzeniaTeofila Ciesielskiego przyjęto uważać dzień 17 listopada 1846 roku. Tymczasem na podstawie Księgi Chrztów udało się ustalić, że Teofil Ludwik Józef Ciesielski - pierworodny syn Anny z domu Strybel i Józefa Ciesielskiego urodził się 13 listopada 1847 roku w Grabowie nad Prosną i został wpisany do Księgi Chrztów pod numerem 1847/77. Rodzicami chrzestnymi byli Ludwika i Jan Kiliński –zarządca dóbr w nieodległym Torzeńcu. Po ceremonii odsłonięcia tablicy pamiątkowej w holu pofranciszkańskiego konwiktu, w którym niegdyś na parterze mieściły się izby lekcyjne szkoły elementarnej, a na piętrze zamieszkiwała rodzina Ciesielskich i gdzie przyszedł na świat Teofil, w otwartej w tym dniu Izbie Pamięci prof. Teofila Ciesielskiego wystawiono do publicznego wglądu dawną Księgę Chrztów biura parafialnego przy kościele parafialnym w Grabowie. Dotarł do niej i wypożyczył ją na ten dzień dr Jasiński. Mając dowód rzeczowy sprostował w ten sposób podawaną do tamtego czasu informację o dacie narodzin prof. T. Ciesielskiego. W ramach dziennikarskiej powinności redaktor Zofia Chomińska dołączyła do treści swego artykułu ilustrację, na której widać,jak demonstruje osobom zwiedzającym Izbę tą stronę Księgi Chrztów, na której zapisany został fakt udzielenia Teofilowi Sakramentu Chrztu i wszelkich związanych z tym wydarzeniem danych osobowych o dziecku, jego biologicznych rodzicach i rodzicach chrzestnych. Pomimo to, w wydanej w 1989 roku polskiej Encyklopedii Pszczelarskiej przy haśle Ciesielski Teofil widnieje tylko częściowo sprostowana data urodzin, tj. 13 listopada, natomiast rok urodzenia nadal jest błędny, bo zamiast roku1847 autorzy podają rok 1846 . Mógł o tym nie wiedzieć także Seweryn Krzemieniewski - autor noty biograficznej profesora Teofila Ciesielskiego w Polskim Słowniku Biograficznym, który podał, że żył w latach 1846-1916 . Podobne błędy spotkamy w wydawnictwach zagranicznych,przykładowo w leksykonie rosyjskim , Encyklopedii Uniwersytetu Lwowskiego czy w Wikipedii . Jerzy Gnerowicz 6 www.kurierpszczelarski.pl MIESZANKI ZIOŁOWE Mieszanki przygotowane do wysyłki C oraz częściej wmawia się nam, że bez środków chemicznych i antybiotyków nie da się być zdrowym, bardzo często jest to bzdura, raczej taki chwyt marketingowy i interesy tych, którzy mają na tym największy zysk. Bardzo wiele zdziałać można poprzez dary natury. Przecież nikomu tłumaczyć nie trzeba że miód to lek i pokarm. Już Arystoteles żyjący w starożytności zaznacza jak ważny jest pokarm gdy jest także lekiem. Produkty pszczele nie tylko żywią ale i leczą. To każdy pszczelarz wie, ale dlaczego nie stosujemy innych naturalnych środków w leczeniu ludzi i zwierząt, w tym pszczół? Odpowiedź jest oczywista i wiadoma. O to właśnie chodzi, żeby społeczeństwo było uzależnione od koncernów farmaceutycznych. Uważam że każdy pszczelarz powinien wrócić do natury, tej którą starsi pamiętają sprzed lat. Często babcia suszyła dziurawiec, czy dziadek pił len. W domu wisiała zasuszona lipa, mięta, chrzan, liście kapusty... Jedni się śmieją- inni wierzą. Pamiętajmy, że zanim leki syntetyczne wymyślono w laboratoriach, ich pierwowzory pochodziły z roślin. Pomyślmy co dla nas jest lepsze.... Oczywiście wszystko z umiarem. W wielu chorobach leki syntetyczne są niezbędne, ale można było zapobiec tym chorobom właśnie środkami roślinnymi. Lepiej zapobiegać niż leczyć. P i czerwiu w każdym stadium rozwoju. Mieszanki są pakowane w paczki odpowiadające 1 kg. Jest to odpowiednio przygotowany zestaw próchn drzewnych i ziół leczniczych, z których podczas spalania, uwalniają się olejki lotne- eteryczne, które porażają pasożyta varroa destructor. Środki naturalne działają skutecznie ale wolniej niż chemiczne, z tym że są zupełnie bezpieczne. Aby efekt leczenia ziołami był skuteczny należy je stosować przez cały sezon pszczelarski mniej więcej od kwietnia do października przy pracy z podkurzaczem, czyli podczas przeglądów. Mieszanka dodatkowo powoduje oczyszczanie się pszczół. Innym walorem tej mieszanki jest ciepły ale nie gorący- bezpieczny dym o przyjemnym zapachu, który uspokaja pszczoły. feruję także zioła zapobiegające biegunce wiosennej pszczół czyli nosemozie. Stosujemy je jako wywar na wodę, z którą mieszamy cukier ( karmienie na zimowlę). Jestem pszczelarzem z zamiłowania, więc dbam o bezpieczeństwo pszczół. Karol Uliasz O Starannie dobrane składniki. Zainteresowanych proszę o kontakt , chętnie służę radą. tel. 798733416 email: [email protected] ragnę zaoferować naturalne, ziołowe mieszanki do podkurzacza, służące zapobieganiu i zwalczaniu warrozy drogą jak najbardziej przyjazną naturze, a co najważniejsze nieszkodliwą dla człowieka, pszczół facebook/kurierpszczelarski 7 TAJEMNICE OGRODU JASNOGÓRSKIEGO c.d. Mała pracownia pasieczna. W pierwszej kolejności słychać bęben a następnie około pięcioro trębaczy. Z prawej strony kamery gra nasz brat, jedyny pszczelarz Jasnogórski- Józef Tryniecki. To jedna z uroczystych funkcji, którą sprawuje na Jasnej Górze. Ten bardzo pracowity Paulin opiekuje się dwoma pasiekami Jasnogórskimi i ma pod opieką około 20 pni. Jego priorytetem jest zachowanie łagodnej rasy matek wyselekcjonowanych przez przyjaciela pszczelarza, śp. o. Augustyna Łazura. Łagodność ich jest zauważalna od pierwszego kontaktu człowieka z tymi pszczołami.Wszelkie prace przy gniazdach wykonywane są bez rękawic. Kiedy brat Józef zauważy rodzinę agresywną to nie pozwala jej dojść do siły tylko stara się odnaleźć matkę i wymienić ją na matecznik na wygryzieniu z łagodnej rodziny. Metoda ta jest najskuteczniejsza przy wymianie matek . Matecznik powinien być podłożony od 2 do 6 godzin od zabrania matki. Pszczelarstwo i gra na trąbce to nie jedyne zajęcia naszego brata zakonnego. Zarządza On grupą pracowników świeckich pracujących przy utrzymaniu czystości, zieleni przyklasztornej, do której należy koszenie i pielęgnacja trawników i łąk Kolejnym szczególnym obowiązkiem jest opieka nad Wieżą Jasnogórską. Do Jego obowiązków C odziennie o godzinie 21. 00 Paulini wraz z pielgrzymami meldują się na Apelu Jasnogórskim, by oddać hołd Matce Bożej, Królowej Polski na Jasnej Górze. Od wieków pielgrzymi z całego kraju i wszystkich stron świata zdążają do Matki powierzyć Jej swoje troski, problemy, prośby lub dać wyraz swojej wdzięczności. Modlą się przez wstawiennictwo Maryi do Boga o opiekę nad narodem i prosić o pokój na świecie. Oczy Maryi patrzą łaskawie z cudownego wizerunku na królów, prezydentów, rzemieślników... Na dzieci, ich rodziców i na każdą duszę cierpiącą, udzielając łaski ukojenia by wskazać drogę , natchnąć wiarą, utulić czule. Daje cząstkę Siebie, by wzmocnić każde serce, które ufnie się do Niej zwraca. Święty Ambroży i kuszka pszczela. Prace wykonuje się bez rękawic i kapelusza. należy także konserwacja mechanizmu zegara z 1904 roku połączonego z 36 dzwonami, które dzięki specjalnemu automatycznemu urządzeniu odgrywają melodię mechanicznie, chociaż kiedyś można ją było wygrywać na klawiaturze ( taki zespół dzwonów nazywany jest carillonem). Obecnie mechanizm ten jest nieczynny i jest szykowany do remontu. Brat Józef dba również o punktualność zegara . Pod jego opieką jest również instalacja oświetleniowa w środku i na zewnątrz wieży. To on osobiście wymienia wszystkie zewnętrzne żarówki, nawet te na szczycie wieży. Nasz brat swoją pracę wykonuje tak, by była miła Bogu i ludziom a swoje zdrowie i bezpieczeństwo podczas wykonywania tych trudnych i często niebezpiecznych zadań powierza Bogu przez wstawiennictwo Najświętszej Maryi Królowej Polski. Niedawno jeden z dziennikarzy czasopisma „Pszczelarstwo” opisując św. Ambrożego napisał, że na wieży Jasnogórskiej znajduje się figura tego świętego. Brat Józef przeszukał całą wieżę i z całą odpowiedzialnością stwierdza, że na wieży nie ma figury św. Ambrożego. Figura św. Ambrożego wraz z kuszką pszczelą (bardzo rzadko spotykaną) wyrzeźbioną w białym marmurze znajduje się wewnątrz świątyni po lewej stronie nawy Bazyliki Jasnogórskiej. Świętego Ambrożego mamy jeszcze w innym miejscu na Jasnej Górze, o czym napiszę w następnym artykule. . Nietypowa ramka w ulu leżakowym. 8 www.kurierpszczelarski.pl facebook/kurierpszczelarski To był dobry sezon. 9 Czynienie kłody bartnej. Fotoreportaż. BARTNICTWO NA DOLNYM ŚLĄSKU WARTOŚĆ ROŚLIN DLA PSZCZÓŁ I CZŁOWIEKA W itam, nazywam się Konrad Bajger, pszczelarstwem zacząłem się interesować w wieku 10 lat, gdyż pasiekę prowadził mój dziadek. Niestety moja przygoda skończyła się równie szybko jak się zaczęła, gdyż okazało się, że po użądleniu przez pszczołę dostałem takiej reakcji alergicznej, że trafiłem do szpitala. Do pszczelarstwa wróciłem 20 lat później po śmierci dziadka uzbrojony w kombinezon, dłuto i podkurzacz.Ruszyłem od razu na głęboką wodę z wiedzą prawie znikomą, strachem przed powrotem do szpitala. Cała sterta książek z biblioteczki dziadka oraz pomoc okolicznych kolegów z Koła Pszczelarzy w Lubinie pomogła mi stanąć na wysokości zadania. Po kilku sezonach postanowiłem poszerzyć swoją wiedzę na temat historii pszczelarstwa. Pierwsze kroki w kierunku bartnictwa stawiałem u Szymona Głogowskiego ze Stowarzyszenia TREC, który pokazał mi swoje kłody bartne oraz sposób ich wykonywania. Od Szymona dostałem namiary na Piotra Pałasiewicza z Bractwa Bartnego w Augustowie,od którego otrzymałem informacje na temat bartnictwa w Polsce. Postanowiłem zająć się bartnictwem w naszym rejonie i okazało się, że mó j pomysł zyskał szerokie poparcie. Po podpisaniu porozumienia z Nadleśnictwem Lubin i dzięki pomocy ze strony Wo l o n t a r i a t u K G H M , k t ó r y p o m ó g ł w sfinansowaniu narzędzi bartniczych oraz niezbędnych materiałów potrzebnych do wykonania tego zadania, mogłem rozpocząć pracę nad wykonaniem kłód bartnych. Staram się wykorzystywać tradycyjne metody bartnicze, jak również korzystać z narzędzi dostępnych współcześnie. W maju do podciągania kłody na drzewo wykorzystałem wielokrążek, co znacznie ułatwiło pracę. W tym roku planuję jeszcze wykonanie jednej barci oraz dwóch kłód. Przeprowadziłem pogadanki w szkołach podstawowych i gimnazjum na terenie Lubina, Rudnej i Chobieni na temat znaczenia pszczół w życiu człowieka oraz historii pszczelarstwa i bartnictwa. W ten sposób najlepiej można uświadomić młodzieży, jak ważne dla człowieka są pszczoły i dlaczego warto o nie dbać. Mam jeszcze parę pomysłów na nowinki w bartnictwie, ale są jeszcze w fazie projektów. Z głową pełną pomysłów na nowe działania na wiosnę planuję poszerzyć zakres działania w tym kierunku. Osoby chętne do działania proszę o kontakt na facebooku Konrad Bajger Tel 605393990 email: [email protected] 10 www.kurierpszczelarski.pl DZIEWANNA WIELOKWIATOWA ( Verbascum densiflorum ) Inaczej zwana dziewanną lekarską. Surowcem leczniczym oraz pyłkodajnym są kwiaty. Zawierają śluzy oraz flowonoidy a także saponiny i irydoidy. Wywar z suszonych kwiatów dziewanny spożywana kilka razy dziennie łagodzi podrażnienia błon śluzowych, upłynnia gęsty śluz i w ten sposób ułatwia odkrztuszanie oraz działa przeciwzapalnie a więc jest doskonała przy przeziębieniach. Ma też właściwości hamujące biegunkę. Łagodzi także ból ucha. Aby sporządzić wyciąg z dziewanny to należy garść jej kwiatów zalać pół filiżanką oliwy i odstawiamy na miesiąc. Po miesiącu możemy używać. Nasączony olejem z dziewanny wacik wkładamy płytko do ucha. Dziewanna wielokwiatowa. OGÓRECZNIK LEKARSKI Ogórecznik lekarski. ( Borago officinalis) Inaczej zwany ogórecznikiem zwyczajnym. Właściwości lecznicze zawiera cała kwitnąca roślina, nasiona oprócz korzenia. Jej kwiaty są chętnie obsiadane przez pszczoły. Ogórecznik zawiera olejki lotne,krzemionkę a świeży dużo witaminy C. Nasiona zawierają kwas gammainolenowy.Spożywczo warto dodawać posiekany do mizerii.Ogórecznik pobudza układ nerwowy, łagodzi choroby skórne, wzmacnia tkankę łączną, włosy i paznokcie.Jest łatwo przyswajalny dla organizmu. Dodawany do nabiału wpływa pozytywnie na nadnercza.Łagodzi melancholię i nerwowość. Należy stosować z przerwami i z umiarem. Karol Uliasz. facebook/kurierpszczelarski 11 GOSPODARKA PASIECZNA W DOBIE ZAGROŻEŃ c.d. B ioróżnorodność ma podstawowe znaczenie dla ewolucji oraz trwałości układów podtrzymujących życie w biosferze.W celu ochrony bioróżnorodności konieczne jest przewidywanie, zapobieganie oraz zwalczanie przyczyn zmniejszania się lub jej zanikania. Ubożenie bioróżnorodności wyraża się poprzez: - utratę siedlisk, - wymieranie gatunków, - zmniejszanie zróżnicowania genowego w populacjach. Dla zachowania i wzbogacania różnorodności biologicznej duże znaczenie ma zróżnicowanie siedlisk i oddziaływania człowieka, w szczególności ochrona siedlisk słabo lub wcale nieprzekształconych (naturalnych).Kluczowe znaczenie dla zachowania różnorodności biologicznej w przestrzeni rolniczej mają: - zadrzewienia śródpolne, - oczka wodne i torfowiska, - miedze, - ekstensywnie użytkowane łąki i pastwiska. onokultura – system rolniczy lub leśny, polegający na wieloletnim uprawianiu na tym samym obszarze roślin jednego gatunku, bądź o podobnych wymaganiach glebowych, np. rzepaku, kukurydzy, zbóż. Powoduje to szybkie wyjałowienie gleb nawet bardzo żyznych oraz zmianę ich struktury. W polowej produkcji roślinnej monokultura to uprawianie roślin tego samego gatunku przez wiele kolejnych lat na tym samym polu, prowadzące do zmęczenia gleby i obniżki plonu. Negatywne skutki monokultury: - jednostronne wyczerpanie składników pokarmowych z gleby, - ciągłe pobieranie wody z tych samych warstw, - nadmierny rozwój agrofagów, - po przekwitnięciu upraw roślin miododajnych brak pożytku.Większość roślin uprawnych nie znosi uprawy w monokulturze.Pojawienie się wielkoobszarowych gospodarstw rolnych z kilkuset hektarowymi uprawami rzepaku czy gryki są łakomym kąskiem dla pszczelarzy,ale bezpośrednio po przekwitnięciu tych upraw, pasieki należy koniecznie przewozić na inne pożytki. W dotychczasowym miejscu powstaje „pustynia bez pyłku i nektaru”.Poważnym zagrożeniem dla pszczół są także ich choroby. Najgłośniej mówimy o pasożycie - roztoczu Varroa destructor rozwijającym się na czerwiu i dorosłych osobnikach naszych pszczół. Występująca w każdym ulu choroba sieje dość duże spustoszenie. Większość pszczelarzy M 12 nauczyła się z nią walczyć. Niestety zapominając, że samo zastosowanie środka varrozobójczego nie gwarantuje skutecznego zabiegu. Zawsze po zastosowaniu leku należy sprawdzić jego skuteczność np. przez zastosowanie samoprzylepnej wkładki pod plastrami gniazdowymi. Bardzo niepokojące są dane związane z występowaniem zgnilca amerykańskiego w naszych pasiekach. Choroba, z którą nie mieliśmy większych problemów przybiera na sile i w niektórych rejonach Polski mówi się, iż ponad 50% pasiek zetknęło się z nią. Kolejną groźną chorobą jest nosemoza, wywoływana przez sporowce Nosema apis lub Nosema ceranae. W pierwszej odmianie wywołuje nosemę mokrą – biegunkę wczesną wiosną. Druga, wywołana przez Nosema ceranae nazywana jest nosemą suchą, której objawów nie widzimy lub nie rozpoznajemy. Najnowszym zagrożeniem dla pasiek europejskich zaczyna być Aethina tumida – gatunek małego chrząszcza ulowego z rodziny łyszczynkowatych (Nitidulidae). Oficjalnie stwierdzony w południowych Włoszech, rozprzestrzenia się dosyć szybko, potrafi latać w promieniu nawet do 25 km w poszukiwaniu rodzin pszczelich. Kierując się zapachem rodziny pszczelej, przedostaje się do ula. Coraz bardziej zindustrializowane rolnictwo zapomina o pszczole, o jej potrzebach i korzyściach jakie płyną z jej funkcji w środowisku. Pszczelarze i ekolodzy a także sami rolnicy powinni ciągle przypominać sobie i konsumentom, że nadmierne uprzemysłowienie nie prowadzi do niczego dobrego. Pierwsze przypadki niekorzystnych zmian na szeroką skalę już przecież mamy. W jednym z regionów rolniczych Chin, pszczoły już nie mogą żyć w swoim naturalnym ekosystemie. Jaka jest tego przyczyna? Odpowiedź jest bardzo prosta drastyczne skażenie środowiska środkami ochrony roślin. Rolnicy obecnie ręcznie muszą zapylać sady. W takiej sytuacji bardzo szybko docenili pracę jaką wykonywały pszczoły. www.kurierpszczelarski.pl Wartość produkcji produktów pszczelich stanowi zaledwie jedną dziesiątą, a według niektórych obliczeń tylko jedna setną tego, co dają one jako zapylacze roślin uprawnych i dziko rosnących. Warto więc zwrócić uwagę na to zagadnienie. Dane naukowe dowodzą, że większość roślin uprawnych bez udziału pszczół zawiązuje znikomą liczbę owoców i nasion. Poza tym owoce są drobniejsze, mało kształtne i plony ich są niższe oraz gorsza jest jakość użytkowa nasion. Nasiona powstałe z takich kwiatów nie tylko słabo kiełkują, ale także wydają słabsze rośliny potomne. Zapylanie entomofilnych ogrodniczych i rolniczych upraw przez pszczoły jest jednym z podstawowych i najtańszych czynników zwiększających produkcyjność roślin, bowiem bez dobrego zapylenia nie można liczyć na wysokie plony wartościowych owoców i nasion. Ponad 80% roślin do rozmnażania, czyli wydawania owoców, potrzebuje pomocy owadów. W naszych warunkach są to pszczoły samotnice, trzmiele i w bardzo dużym stopniu pszczoły miodne. Coraz intensywniejsza chemizacja rolnictwa wpływa niekorzystnie na stan dzikiej entomofauny zapylającej, toteż jeszcze bardziej wzrasta rola pszczół. Nasza pszczoła miodna też jest w tych warunkach zagrożona. Na szczęście pszczelarze potrafią w dosyć prosty sposób odnawiać pogłowie swoich podopiecznych. Ten mały owad często mylony z osą jest bardzo niedoceniany przez współczesnego człowieka. Nie zdajemy sobie sprawy, że praca jaką wykonują pszczoły podczas zapylania przynosi gospodarce Unii Europejskiej wartość kilkunastu miliardów euro rocznie. Wracając na nasze podwórko musimy uświadomić sadownikom i rolnikom, że obecność pszczół w pobliżu ich upraw jest bardzo istotna i zawsze przynosi im wymierne korzyści. Brak zapylaczy powoduje, że po obfitym kwitnieniu zawiązanie owoców jest znikome.To samo dzieje się, gdy posadzimy niewłaściwą odmianę zapylającą. Na drzewie widnieją jedynie pojedyncze, dobrze wyrośnięte zawiązki, które mają szansę dojrzeć i dotrwać do zbiorów. Pozostałe będą drobne i zaczną masowo opadać, niwecząc nasze nadzieje na obfite zbiory. Jeżeli chcemy osiągać zadowalające plony owoców z roślin owadopylnych, musimy zadbać o odpowiednie napszczelenie okolicy upraw. Przeciętnie na 1 ha upraw sadowniczych wystarczą 2-3 rodziny pszczele. Przy uprawach polowych takich roślin jak rzepak, gryka czy słonecznik musimy zadbać o to, by w pobliżu tych upraw było około 4-5 rodzin na 1 ha powierzchni plantacji rośliny uprawnej. Te bezsprzeczne walory pszczoły miodnej wymagają, aby całe społeczeństwo popierało tę dość specyficzną gałąź produkcji. Należy przede wszystkim unikać nieuzasadnionego likwidowania drzew i krzewów nektarodajnych. Ściśle przestrzegać zaleceń przy stosowaniu zabiegów ochrony roślin środkami trującymi dla pszczół. Na koniec jeszcze raz trzeba podkreślić, że choćbyśmy od pszczół nie pozyskiwali ani miodu, ani wosku, ani innych produktów, to trzeba byłoby o nie dbać tak samo pieczołowicie jak obecnie, gdyż jako zapylacze roślin entomofilnych są niezbędne przyrodzie i człowiekowi. Już Albert Einstein stwierdził, że bez pszczół człowiekowi pozostaną jedynie 4 lata życia. Trudno to precyzyjnie obliczyć, ale według różnych prognoz i analiz wynika, że ludzkości zostanie nie więcej niż 10 lat. Bez pszczół nie ma zapylania roślin, a bez roślin nie ma zwierząt i nas. mgr inż.Tomasz Kędziora Technikum Pszczelarskie w Pszczelej Woli Źródła: www.greenpeace.org/poland https://pl.wikipedia.org http://www.miesiecznik-pszczelarstwo.pl facebook/kurierpszczelarski 13 D A R KRÓLOWEJ Władysława łabus B yło to dawno temu. Tak dawno, że już nikt nie pamięta, czy zdarzyło się naprawdę . W małym, lichym domku poza wsią żył staruszek a z nim chłopiec niewielki. Staruszkowi było Barnaba a chłopcu Wojtek. Nikt ich tak jednak nie nazywał. Ludzie ze wsi mówili o nich „dziadoki” ale przeważnie nie mówili wcale. Nikt też ich nie odwiedzał, bo w lichej izbie nawet przysiąść nie było na czym a i poczęstunku żadnego spodziewać się darmo. Najważniejszym sprzętem był piec wylepiony starannie przez Barnabę a najpiękniejszym- obraz święty przed którym dziad i wnuk klękali każdego poranka i wieczora. Na obrazie Matka Boża z Dziecięciem na ręku i aniołowie i litery obce jakieś, wyblakłe. Wojtek codziennie wpatrywał się w twarz Matki na obrazie i tak przylgnęło mu serce do niej, że patrząc szeptał nieraz-mamo. Dziadek karcił go łagodnie ale i on nieraz wzdychał do Matki jak do rodzonej, której nie pamiętał. Im ciężej było im żyć tym mocniej obaj wzdychali i jakoś tak się stawało, że najgorsze biedy nie dały im rady. Całowali w podzięce ręce Matki na obrazie i dbali bardzo, by lśniła barwami na całą nędzną izbę. Barnaba od wiosny do jesieni chodził do wsi i pomagał w gospodarstwach. Dostawał za to czasem grosz czy dwa a częściej koszyk ziemniaków, woreczek kaszy czy czego tam, co gospodarzom zbyło. Wojtek chodził w druga stronę-do lasu. Zbierał chrust, znosił pod strzechę, by przewiał go wiatr i osuszyło słońce. Od wiosny do późnej jesieni wydeptywał coraz to inne ścieżki, by oprócz chrustu zbierać to, czym las darzył: maliny, jagody, grzyby czy choćby ziele jakie, które cieszyło Barnabę. Kiedy już nadto bieda przypiekała szedł Wojtek do miasteczka-do klasztoru na górce, biednego jak oni sami. Przygarniali braciszkowie sierotę i dzielili się z nim czym mogli. Wdzięczne chłopię w podzięce pomagało im jak umiało. Właził Wojtek na wysokie drzewa, by zdjąć jabłek parę , biegał na posyłki , szorował piaskiem sagany ale najchętniej pomagał przy uprzątaniu i strojeniu kaplicy. Znosił naręcza polnych kwiató i ziół i układał tak, że uboga kaplica stawała się niczym cudna łąka. Braciszkowie w zamian odkładali dla niego pajdę 14 chleba z własnego posiłku, którą on niósł d z i a d k o w i j a k s k a r b . I tak się wspomagali dziad i wnuk lato za latem, zima za zimą aż któregoś majowego dnia zdarzyło się coś, co odmieniło ich los. Ranek wstał piękny. Barnaba wybierał się, jak zawsze, do wsi. Z trudem jednak dźwignął się z łóżka po ciężkim wczorajszym dniu i zmartwiony swoją niemocą przysiadł na progu. Wojtkowi żal było dziadka. Nie był już prosty i silny jak kiedyś. Twarz pobruździł mu wiatr i mróz, siwe oczy wyblakły a proste plecy przygarbiły. Chłopiec postanowił, że teraz on będzie chodził i do wsi i do lasu. Dziadek zaś zostanie w chacie. Jak postanowił, tak zrobił. Ludzie we wsi zdziwili się widząc rosłego chłopaka, który dzielnie kopał, kosił, nosił wodę, czyścił oborę … a wszystko to zgrabnie i porządnie. Chłopcu jednak przykro było słuchać jak nazywają go „dziadokiem” i służba mu brzydła. Żeby nie troska o dziadka rzuciłby wszystko i poszedł w świat. Lepsze były dni, kiedy szedł do lasu. Wstawał o świcie, kładł kawal chleba za pazuchę i ruszał jedną ze ścieżek, które sam wydeptał. Pozdrawiał budzące się ptaki, witał się ze znajomymi drzewami i pełen otuchy szedł na polanę na której rosły poziomki od wiosny aż pokąd ich przymrozek nie zwarzył. Trawa mokra od rosy pachniała pięknie. Bywało, że rozmarzony, pełen zachwytu nad każdą trawką, nad mocą drzew, nad złotem słonecznych promieni wpatrywał się w wysokie niebo pełen słodkiej wdzięczności Bogu za to całe piękno. Gadał z żukami i mrówkami, ratował muszki przed zdradliwą pajęczyną rozpiętą na gałązce, odpowiadał ptakom trelem najpiękniejszym, jaki tylko potrafił z siebie wydobyć . Czasem spotykał w lesie ludzi ze wsi. Ci do miana „dziadoka” dodawali teraz kolejne -„durnowaty”. Oni widzieli w lesie tylko to, co mogli z niego wynieść z pożytkiem dla siebie. On tak nie umiał i nie chciał. Coraz rzadziej szedł do wsi i coraz częściej do lasu. Do chaty zajrzała rozpaczliwa bieda. Jagody i grzyby czy ziele lada jakie mogło wystarczyć za pożywienie na chwilę. Nie wracały sił dziadkowi a i Wojtek choć młody przecież wychudł i z sił opadł. Coraz częściej też zamyślał się nad ich losem. W ów majowy poranek przebiegł już kawał lasu. Uzbierał chrustu i poziomek dla dziadka, wreszcie zmęczony usiadł w gąszczu jak najdalej od ścieżki. Nie chciał znów usłyszeć tego, co ludzie o nim mówią. Rozmyślał patrząc na pracę mrówek i postanowił, że schowa dumę do kieszeni i pójdzie jutro do wsi. Nie może pozwolić, by głodem pomarli. Tymczasem oparł głowę na łokciu i patrzył na żyjątka uwijające się w trawie. Po chwili ciszę przerwał donośny brzęk i duża, piękna www.kurierpszczelarski.pl pszczoła zakołysała gałązką mniszka. Złoty kwiat aż się ugiął pod jej ciężarem a pszczoła niemal cała ukryła się w jego żółtych piórkach. Wojtek patrzył z podziwem i gadał do siebie… „ jakie to zwinne , jakie pracowite. I mrówki i te żuczki dookoła i ta piękna pszczoła… a ja?” I tym mocniej postanowił iść jutro do wsi na zarobek. Niech tam gadają co chcą Pszczoła tymczasem opuściła kwiatek i bucząc jeszcze głośniej próbowała odfrunąć. Lecz czy to skrzydełka rosa zmoczyła, czy zbyt dużo skarbów zebrała , dość, że opadała ciężko na trawę ilekroć podrywała się do lotu. Jej brzęczenie prawie ucichło. Króciutkie bzz było bardzo smutne i brzmiało jak prośba o pomoc. -Prosi pomocy, pomyślał Wojtek. Co mam zrobić pszczółko? Zaniósłbym cię do twojego domu , ale gdzie on? Kto to wie? Ja, zabzyczało cichutko spod trawy. Wojtek popatrzył wokoło. Nikogo. Przeraził się trochę. - Nie darmo ludzie mówią, żem durnowaty, kiedy głosy słyszę. Zdawało mi się, że pszczoła po ludzku gada. Gada. Znów usłyszał jak ktoś czy coś powtarza jego słowa. Pszczółko, czy ty mówisz do mnie? Do ciebie. Usłyszał , chociaż nie mógł pojąć. Teraz jednak już był pewien, że to nie przywidzenie. Złapał się za głowę ze zdziwienia ale wnet przyszło mu na myśl, że pszczółka zaczęła gadać ludzkim głosem ze strachu i zmartwienia. Zpragnienia wielkiego, by ktoś jej pomógł. Nie chce przecież zginąć. Pochylił się niziutko i wpatrzył w niebogę. Wydało mu się, że na główce owada widzi malutką koronę. Zamrugał oczami. – To słońce tak mami, zamruczał. – Jakże ja ci mam pomóc maleństwo? Toż sam pragnę pomocy .Pomóż. A ja pomogę tobie, usłyszał w odpowiedzi.-A gdzieżby. Takieś maleństwo a obiecujesz pomoc takiemu dryblasowi. Obejdzie się. Powiedz raczej co mam robić. Zerwij dzwonek leśny i liść babki. Usiądę na listku, ty mnie połóż na dłon i nieś. Dzwonkiem zaś podzwaniaj co chwilę. Po tych poleceniach zamilkł cieniutki głosik. -Pewnie bardzo się zmęczyła tym ludzkim gadaniem, pomyślał Wojtek. Zrobił to, co mu poleciła. Zerwał liść babki i dzwonek leśny, dziwiąc się, że trafił się taki wielki i piękny. Położył liść na dłoni a dłoń na trawie. Pszczółka wnet się wgramoliła na liść a on zrobił z dłoni łódkę i ruszył przed siebie. Co jakiś czas potrząsał dzwoneczkiem a on dźwięczał tak cicho, że Wojtek go nie słyszał. Robił jednak to o co pszczółka prosiła. Dziwiło go tylko, że ilekroć potrząsnął kwiatem to gdzieś w pobliżu odzywał się cichutki dźwięk podobny do trelu słowika wskazując mu kierunek. Natężał więc słuch pilnie. Pszczoła siedziała cicho na jego dłoni do chwili, kiedy po potrząśnięciu dzwonkiem odezwał się nie trel ptasi a donośne brzęczenie. Przestraszył się . Pokłują go, pożądlą i jak jutro pójdzie do wsi? Odruchowo zamknął dłoń z pszczołą. Może to nie jej rodzina? Może to nawet nie pszczoły? Kto to wie? Niczego nie widać, za to brzęczenie aż w uszach dudni! Potrząsnął znowu dzwonkiem i ze zdumieniem stwierdził, że brzęczenie cichnie. Pszczoła w jego ręku poruszyła się niecierpliwie. Otworzył więc dłoń i czekał. Nie odlatywała. Idź dalej, usłyszał. - Idź do nich. Szedł więc ostrożnie przez gęste zarośla w stronę, skąd dochodziło brzęczenie. Dobrą chwilę przedzierał się przez gąszcz uważając, by nie zgubić ni pszczoły ni dzwonka. Po chwili groźne buczenie odezwało się znowu, lecz teraz brzmiało inaczej. – Niczym organy w kościele, pomyślał. Już się nie obawiał żądeł. Słuchał i szedł w stronę tego grania aż zobaczył chmurę złocistą , która falowała w słońcu.To od niej szła ta dziwna muzyka. Ciekawość, lęk i zachwyt tak mieszały mu myśli, że przykląkł na trawie i słuchał. Złota chmura oderwała się od pnia i teraz grając głośno otoczyła chłopca wykonując jakiś szalony taniec. Wojtek odruchowo schował głowę w ramiona , zamknął oczy i uniósł dłoń z dzwonkiem w obronnym geście. Drugą, tą z pszczołą trzymał nadal przed sobą. Chwilę dobrą trwał w tym owadzim graniu nie wiedząc czy to sen czy jawa. Nagle wszystko ucichło. Otworzył oczy i rozejrzał się dokoła. Wielki rój pszczół obsiadł pobliski pień i tylko nikłe drganie wskazywało, że jest tam życie. Pszczoły na jego dłoni nie było. Tylko zwiędły liść babki pozostał i dzwonek błękitny. Opuścił ręce i patrzył jak maleńkie owady, pomagając sobie skrzydełkami sadowią się coraz wyżej na pniu w ciszy i skupieniu jakimś. -Niczym ludzie w kościele, pomyślał. Wpatrzony w to dziwne zjawisko dostrzegł w samym środku „swoją” pszczółkę. Była większa i –jak mu się wydałobardziej złota. – A więc trafiliśmy-szepnął uśmiechając się szeroko. –To od tej korony tak błyszczy-pomyślał i zaraz druga myśl przyszła-że niechybnie jest „durnowaty”, bo jakaż korona mogła być na pszczelim łebku? Wstał i rozejrzał się za ścieżką.- Trzeba wracać. Dziadek będzie niespokojny. Zaledwie jednak odszedł kilka kroków nad jego głową znów rozległo się buczenie. Kilkanaście pszczół szybkim, kolistym ruchem migało mu przed oczyma. I czegóż wy małe jeszcze chcecie? Wracajcie, bo znów się którejś przygoda zła zdarzy. Ale pszczoły nie słuchały. Uparcie krążyły mu tuż przed oczyma. -Chcecie bym zawrócił ? Stało się znowu co? Nie mogę kochane. Dziadek sam w chałupie. Pewnie się martwi, że tak długo nie wracam. I głodny pewnie. O, laboga! Toż poziomki na łące zostały! facebook/kurierpszczelarski 15 Co ja dam dziadkowi? Umorzy się! Ciche brzęczenie nie ustawało. Pszczoły za nic miały jego protesty. Odlatywały na parę łokci w las i uparcie powracały krążąc nad jego głową. – Choćby te poziomki zabiorę, pomyślał. Ruszył jak mógł najszybciej popędzany obawą o dziadka. Wkrótce dotarł do łąki i odnalazł rożek z łopianu w który nazbierał poziomek. Pszczoły nie ustawały. Przyleciały wraz z nim i krążyły wciąż i wciąż kusząc go w powrotną drogę. Zmęczył się już tą zabawą. – Daleko mnie nie poprowadzą, pomyślał i ruszył za nimi. Teraz rozpoznawał już miejsca, które widział niedawno. – Kraina pszczółek, rzekł do siebie. Po chwili był już w takiej gęstwie, że z trudem stawiał stopy pomiędzy zbutwiałymi pniami, suchymi gałęziami zarosłymi krzakami i zielskiem wszelakim. Wcześniej, przejęty rolą i trochę przestraszony, niewiele widział. – Co za głusza, pomyślał. Potknął się o zbutwiały pień i przysiadł. Umilkł szelest jego kroków i wtedy usłyszał znowu równe, donośne brzęczenie. Pszczoły znów grają, szepnął do siebie. - I jak pięknie basują. Podniósł głowę i rozejrzał się. Ogromne świerki, sosny i buki prześwietlało słońce. Na jednym ze strzelistych pni w słonecznym promieniu rozbłyskiwało coś złociście. Podszedł bliżej i zobaczył ze zdziwieniem, że po chropowatej korze naprawdę spływa złoty, skrzący potok rozlewając się tu i tam na drobniejsze strumyczki. Miód! Leśny miód!zawołał. Sece podskoczyło mu z radości –Zaniosę dziadkowi , oznajmił głośno. –Hej! Pszczółki! Użyczycie mi swego miodu dla dziadka? Podniósł głowę i rozejrzał się za nimi. Siedziały rządkiem na wysokiej gałęzi i przypatrywały mu się ciekawie. – Pozwalacie, prawda? Odpowiedział mu cichy brzęk. – Ale w co ja wezmę tego skarbu?, zawołał zmartwiony tą nagłą przeszkodą. Tuż pod nogami dostrzegł duży płat brzozowej kory. Zwinął ją w spory rożek, utkał mchem, związał witką brzozową i oto miał już naczynie. Kiedy złota struga napełniła je, skłonił się pszczółkom i pognał co sił do chaty. Dziadek siedział na progu ze zwieszoną głową, za słaby, by iść szukać wnuka a serce wypełniał mu lęk o niego. Jakże się ucieszył widząc go całym i zdrowym. Siwe oczy rozbłysły a serdeczny uśmiech jeszcze bardziej pobruździł twarz. Wojtek czym prędzej wysypał poziomki do miski i nalał w nie miodu. Jedli pospołu te wspaniałości żałując, że nie ma do nich choć glonka chleba. Będzie i chleb dziadku, będzie! Zapewniał Wojtek mając jeszcze przed oczyma pszczele królestwo. Następnego ranka pszczółki przyszły po Wojtka pod samą chatę. Wziął z sobą gliniak niewielki i poszedł śmiało za nimi. Tym razem wystarczyło miodu i dla nich i na sprzedaż w miasteczku. Tego wieczoru jedli już chleb z 16 miodem. I tak było każdego dnia. Wydobrzał dziadek, siły odzyskał i krzątał się wesoło w chacie, w której nie bywało już głodno. Lato chyliło się już powoli ku jesieni gdy pszczółki wskazały Wojtkowi barć wysoko na sośnie. Wydało mu się przez chwilę, że wśród przewodniczek dostrzega „swoją” pszczółkę. –Może to ona a może nie, dumał. Patrzył w górę i dumał jak tak wysoko wleźć. Przecież nie może spaść ani krzywdy nijakiej sobie zrobić, bo to obiecał dziadkowi. Stawiał stopy ostrożnie na gałązkach i sękach i aż się zdumiał, że tak zgrabnie mu szło. Począł wybierać miód do uwiązanych u pasa gliniaków, kiedy nagle z głębi barci coś tak zaświeciło mu w oczy, że aż je zmrużył. Pod ostatnim plastrem skrzyło się coś wielkim blaskiem. – Ej, miód się wylał i świeci w słonecznym promyku, zamruczał Wojtek. Ciekawość jednak kazała mu sięgnąć do owego blasku. –To nie miód, szepnął, dotykając czegoś twardego i chłodnego. Wydobył na światło kamień-nie kamień, bryłkę tak cudną, że oślepiony tysiącem promyków, co biły od niego o mało nie puścił gałęzi na której wisiał. Zszedł powoli, odwiązał gliniaczki od pasa i ustawił w trawie. Dopiero teraz usiadł pod drzewem, wyjął znalezisko zza pazuchy wpatrywał się w nie oszołomiony jego urodą. Tymczasem do miodu dobierały się leśne mrówki i muchy. Wojtek nie widział nic, tylko kamień. Siedziałby pewnie tak długo, gdyby nie groźne brzęczenie nad głową. Tak pszczółki. Macie rację. Gapa ze mnie. Marnuję waszą pracę. Wybaczcie. Już i ja się biorę do roboty. Wrzucił kamień za pazuchę , pozbierał gliniaki i ruszył do chaty. O kamieniu zmilczał nawet przed dziadkiem. W nocy spać mu nie dawała myśl o nim. Co to jest? Kto mu powie, co to za piękny kamień? Do tego znaleziony nie na ścieżce, nie nad strumieniem ale w barci leśnej. Kogo pytać, by biedy sobie nie napytać. Tylko jedno przychodziło mu do głowy. Klasztor. Świtem poszedł do miasteczka ale zamiast jak zwykle na rynek, udał się do braciszków. Zdziwili się braciszkowie, bo dawno ich nie odwiedzał, ale przyjęli go serdecznie, jak zawsze. Zdziwili się jeszcze bardziej, kiedy poprosił, by go zaprowadzili do przeora-ojca Laurenta. Ojciec Laurent, który zawsze zwracał się do niego-synu, przywitał go życzliwie ale czekać kazał, bo pisał coś pilnie. Czekał więc Wojtek i coraz bardziej wątpił w to, że jego pragnienie się spełni. Umyślił sobie w nocy, że ten piękny kamień odda Najświętszej Panience, której obraz cudny wisi w kaplicy. Widział wota wszelakie pod jej wizerunkiem i zapragnął oddać jej to, co miał najpiękniejszego. Teraz, czekając pomyślał, że może kamień nie wart takiej łaski www.kurierpszczelarski.pl -Gdybym miał mamę pewnie by mi powiedziała, czy tej Matce –Najwspanialszej godzi się dać taki ot sobie kamień. Tyle, że zacnej urody. Dumając tak doczekał ojca Laurenta . Wyjął zawiniątko zza pazuchy , odwinął kamień z liścia łopianu imartwił się. Kamień wydał mu się tutaj jakby mniej piękny. Ojciec Laurent przyglądał mu się w milczeniu. Wojtek wyciągnął ku niemu dłoń ze swoim skarbem i rzekł nieśmiało. Chciałbym, ja… chciałem to… ten kamyk ofiarować Mateczce… co w kaplicy ale nie wiem… czy godzi się? Przeor sięgnął po kamień i dobrą chwilę oglądał go pod światło, patrząc jak łamie je w tysiące kolorowych promyków. Wojtek bladł i czerwieniał na przemian czekając na jakieś jego słowo. Długo to trwało, w końcu przeor zapytał: - skąd to masz, synu? Głos mu drżał odrobinę. Wydał się Wojtkowi jakiś zaniepokojony. Chcąc go czym prędzej uspokoić chłopiec pokrótce opowiedział mu wszystko, co mu się przydarzyło: o pszczółce i o innych jej siostrach i o tym, jak użyczały mu miodu tak, że w chacie lepiej się dziać poczęło i o tej ostatniej barci, na wysokim drzewie. Przeor wysłuchał uważnie i już spokojny ale jakich uroczysty i poważny rzekł:- Nie znam się dobrze na tym ale wydaje mi się chłopcze, żeś został obdarowany skarbem. Ten kamień jak go nazywasz, to może być diament. Bardzo piękny i bardzo drogi. Nie mogę cię jednak darmo łudzić. Trzeba, by ktoś znający się, zaufany i nie papla ocenił czy tak jest w istocie. Gdybyś sam poszedł z tym kamieniem do kogo, niechybnie okradziono by cię, oszukano, a co gorsze jeszcze, oskarżono o kradzież i uwięziono. Jeśli mi ufasz zdaj się na mnie. Za trzy dni będziemy wiedzieć, co to za kamyk. No co, zgoda? Wojtek słuchał słów przeora jak baśni. Może tak sobie z niego żartuje? Ale nie, przecież nigdy nie wyśmiano go tutaj. Był tak zdumiony, że nie pytał już o nic. Kiwnął głową i pożegnał się pośpiesznie. Braciszkowie usta pootwierali ze zdumienia, patrząc jak biegnie nie widząc i nie słysząc nic. Trzy dni zbiegły Wojtkowi na codziennych zajęciach i na marzeniach. Jakby to było cudnie gdyby tak poprawić chatę, ziemi skrawek mieć, chleba dostatek i piec ciepły zimą i łachy jakieś przystojniejsze… Karcił sam siebie za te myśli.- Toż to pewnie zwykły kamyk. Po co się mamić lepszą chatą czy odzieniem nowym. Potem biegł jak zawsze do lasu, do pszczół i barci. Tak mu zeszło do dnia, kiedy miał znów pójść do klasztoru.Braciszkowie już nie dziwiąc się niczemu zaprowadzili go prosto do przeora. Stanął przed nim Wojtek i pokornie pozdrowił. Ojciec Laurent posadził go przed sobą, za ramiona wziął i w oczy mu patrząc rzekł: - No jak Wojtku? Trwasz przy tym, by ten kamyk ofiarować naszej Matce Najświętszej? – Trwam, szepnął Wojtek. – To powiem ci chłopcze, że i cały piękny kościół możesz Jej wybudować! Ale najpierw wybuduj chatę sobie i dziadkowi. Ona, Matka też by tak wolała. Umilkł przeor a Wojtek nie śmiał o nic pytać. Po chwili dopiero, kiedy zrozumiał słowa , które usłyszał wstał raptownie i do nóg się rzucił przeorowi. – Jak to? Co to za kamyk, że i kościół … i chatę… ? Mówcie dla Boga, bo mi się w głowie miesza. Ojciec Laurent podniósł chłopca i wszystko mu szczegółowo opowiedział. Powiózł on kamień do dużego miasta, do skarbca, którym opiekował się jego przyjaciel, braciszek zakonny jak i on ale kształcony tak, by strzec, zdobić i naprawiać złote kielichy, monstrancje i wszelkie precjoza służące Bogu na chwałę. Tenże braciszek szybko rozpoznał w kamieniu diament ale dla większej pewności zaniósł go jeszcze do miejskiego jubilera. Nie było w tym nic dziwnego. Wszyscy wiedzieli , że jest to braciszek od skarbów. Jubiler potwierdził , że rzeczywiście jest to wielki, piękny diament i określił bardzo wysoko jego wartość. Pałał też chęcią wielką, by kupić go od braciszka ale ten kazał mu czekać na właściciela owego skarbu. A właściciel to ty Wojtku, zakończył opowieść przeor. Jeszcze tej jesieni pod lasem za wsią stanęła nowa, jasna chata z wielkim kominem i dachem spadzistym. Większa i ładniejsza od chat najbogatszych gospodarzy we wsi. Za chatą , stanęła stodółka i obora dla krowy , która muczała wesoło na widok dziadka. W miasteczku zaś zwożono drewno i kamień na kościół. Składano wszystko na wielkim placu pod dachem, by z wiosna zaraz ruszyć z budową. Wszystkiego pilnował młody jasnowłosy chłopak na zmianę z klasztornymi braciszkami. Chłopaka rozpoznawano jako „ dziadoka” spod lasu ale nikt go już tak nie nazywał. Gadano za to o cudach i czarach. Wojtek nie przeczył. Tylko latem następnego roku, kiedy niewielki ale piękny kościołek był gotów, poprosił przeora, by patronowała mu Matka Boża , opiekunka pszczół i pszczelarzy. Tak bardzo był wdzięczny tym małym owadom, że je także chciał uczcić. Zafrasował się przeor, bo o takim imieniu Matki Bożej nie słyszał ale pomyślał, że przecie ta Matka opiekuje się każdym Bożym stworzeniem i nie ma w tym nic zdrożnego. Wkrótce na jednej ze ścian kościółka zawisł wizerunek Matki Bożej z Dzieciątkiem na ręku i pszczołą na palcu wyciągniętej ku ludziom dłoni. Tuli Syna i na pszczółkę spogląda z miłością, bo wszystko, co stworzone przez Boga godne jest miłości. Wierni do dziś tłumnie nawiedzają świątynię Matki Bożej „od pszczółek” , by za Jej wstawiennictwem dziękować Bogu za piękno i dobra jakimi darzy świat. facebook/kurierpszczelarski 17 RODZINNE TRADYCJE PSZCZELARSKIE J estem młodą stażem pszczelarką i zapewne innistarsi stażem wiedzą więcej. Od dzieciństwa mam styczność z pszczołami, ale tak na poważnie pracę w pasiece ( 30 rodzin) pod kierunkiem ojca rozpoczęłam kilka lat temu. Praktycznego doświadczenia mam o wiele mniej niż wszyscy znani mi pszczelarze. Praca przy pszczołach zawsze kojarzyła się mi z potem zalewającym oczy i plecy ( kombinezon w 40- stopniowym upale, strach przed użądleniem ze względu na alergię na jad pszczeli). Dopiero z biegiem czasu nabrałam większej pewności i śmiałości w pracach przy ulu. Przestałam bać się, że coś zrobię źle i np. skrzywdzę niechcący pszczelą matkę. Obecnie obserwacja życia pszczół, isłuchanie ich brzęczenia działa na mnie uspokajająco i wyciszająco. Swoją wciąż wzrastającą fascynację pszczołami staram się przekazywać innym. Wraz z rodzicami -Heleną i Mieczysławem, umożliwiamy dzieciom i ich opiekunom bezpieczne i bezpośrednie oglądanie życia i pracy pszczół. Największą nagrodą są ich zdumione i pełne podziwu twarze. Podobnie jak z pszczołami od dzieciństwa miałam styczność z prawdziwymi domowymi piernikami zawsze z dodatkiem miodu lipowego- wg babci „niezastąpionego". Jej przepis bez zmian jest wykorzystywany do dzisiaj. Wypiekanie pierników jest dla mnie naturalną kontynuacją tradycji rodzinnych. OGŁOSZENIA Jedynie formę wypieku i sposób dekoracji tworzę wg potrzeb. Inspiracją dla mnie są stare koronki, hafty ze zbiorów domowych a przede wszystkim piękno otaczającej natury. Pierniczki babuni- z ciasta dojrzewającego o. 1-go miesiąca: 60 dag. dobrej pszennej mąki 1 duże lub 2 małe jaja (świeże wiejskie) 13 dag masła 25 dag miodu lipowego 25 dag cukru 0,5 szklanki mleka 1 czubata łyżeczka przyprawy do piernika otarta skórka cytryny 1 łyżeczka sody oczyszczonej Wykonanie: Przygotować karmel, dodać do niego miód , cukier, tłuszcz i stale mieszając rozpuścić. Po przestudzeniu utrzeć w makutrze wszystkie składniki. Utarte ciasto przełożyć do kamiennego garnka, obwiązać gazą i odstawić w chłodne miejsce na ok. 1 miesiąc. Po tym czasie można piec ciasto. Niesamowite właściwości produktów pszczelich wykorzystuję w życiu codziennym. Polecam je również rodzinie, znajomym i odwiedzającym nas gościom. Informuję również o najlepszym sposobie wykorzystania ich bezcennych właściwości . Elżbieta Malinowska. BLACHARSTWO SAMOCHODOWE KOMPLEKSOWE NAPRAWY POWYPADKOWE RAMA NAPRAWY BIEŻĄCE ŚWIDNICA, ul. BYSTRZYCKA 33 A tel. 604 286 587 lub 74 853 79 23 OGŁOSZENIE DOLNOŚLĄSKIEGO ZWIĄZKU PSZCZELARZY WE WROCŁAWIU WYNIKI KONKURSU NA WZOROWĄ PASIEKĘ : I MIEJSCE: II MIEJSCE: I HELENA,ELŻBIETA, MIECZYSŁAW MALINOWSCY CIEPŁOWODY UL..BOCZNA1, K. STRZELINA. ANDRZEJ DRESSLER K. STRZELIN. WZOROWE GOSPODARSTWO PASIECZNE : I MIEJSCE : JUSTYNA I JACEK BEDNARKOWIE MILICZ PASIEKA KATARZYNOWO 2, K. JUTROSIN II MIEJSCE : ROBERT SAMEK , POGORZAŁA 7, K. ŚWIDNICY WYDAWCA I REDAKTOR NACZELNY: Adam Prusaczyk tel. 604 28 65 87 ADRES REDAKCJI: 58-100 Świdnica, ul. Bystrzycka 33 A e-mail: [email protected] NR KONTA: 27 1750 0012 0000 0000 3291 682 Wypiekane pierniki są niepowtarzalne i zachwycają. 18 www.kurierpszczelarski.pl facebook/kurierpszczelarski 19