Zawierzenie Maryi

Transkrypt

Zawierzenie Maryi
Zawierzenie Maryi
- konferencja o. Przemysława Platy OSA (cz. 4)
Obecne wprowadzenie jest ostatnim w cyklu przygotowań do zawierzenia Maryi. W
tych czterech rozważaniach nie dało się poruszyć szeregu ważnych kwestii, mam jednak
nadzieję, że istotne elementy aktu zawierzenia są wyraźne i zrozumiałe. Dziś chciałbym
odpowiedzieć na kilka pytań, które pojawiły się w was lub mogą się pojawić.
Czy zawierzając się Maryi i zostawiając wszystko w Jej rękach, nic już nie robię, tzn. nie
zanoszę modlitwy prośby, nie planuję pewnych rzeczy itp.?
Oczywiście, odpowiedź brzmi „nie”. Zawierzenie Maryi nie oznacza postawy apatii,
swoistego stoicyzmu, braku zaangażowania z naszej strony, np.: „Jestem bez pracy, mam na
utrzymaniu rodzinę, ale nie angażuję się, żeby znaleźć zatrudnienie, bo zawierzyłem Maryi”.
Otóż nie – to byłaby karykatura zawierzenia. Wszystko oddaję Bogu przez ręce Maryi i
jednocześnie robię wszystko, co do mnie należy.
Czy to prawda, że gdy po zawierzeniu Maryi modlę się za znajomą osobę – o zdrowie,
pracę czy ofiaruję w jej intencji post – to Maryja może zadecydować, że wszystko to
„pójdzie” na zupełnie inny cel, tzn. dla innej osoby?
Otóż właśnie tak może być, choć nie musi. Podejmując zawierzenie Maryi wyrażam zgodę,
żeby dysponowała wszystkim, co mam, a więc również moimi modlitwami i moim postem.
One mogą „pójść” na taki cel, jaki Ona uzna za stosowne. Oczywiście, to wcale nie oznacza,
że nie ma sensu prosić, modlić się za kogoś, ofiarować post za bliską osobę. Jak najbardziej,
należy koniecznie czynić wszystko, co tylko jest możliwe! A więc proszę Maryję, szukam
pomocy, kołatam, a jednocześnie owoc, jaki to przyniesie, i to, komu on będzie służył,
zostawiam Maryi.
Ja nie muszę wiedzieć, jak Ona tym wszystkim zadysponuje. Ufnie czynię to, co do mnie
należy, bez wchodzenia w niepokój: „Na co to pójdzie, kto z tego skorzysta, kto będzie się
cieszył z tych owoców?”. Ufam, bez niepewności, że to, co Maryja zdecyduje, będzie zgodne
z wolą Bożą. Ona jest niepokalanie poczęta, więc Bóg jeszcze bardziej ucieszy się moim
trudem i zawierzeniem, i to przyniesie lepszy owoc. O to właśnie idzie. Bo przecież ja widzę
tylko cząstkę potrzeb, a Maryja patrzy szerzej, widzi całość, więc z Jej udziałem mój
duchowy wysiłek przyniesie piękniejszy owoc.
Czy zawierzenie Maryi, rozumiane jako oddanie się Jej w niewolę, nie dotyczy bardziej
osób w zakonach kontemplacyjnych niż rodzin, które muszą się zmagać z pracą,
utrzymaniem i wychowaniem dzieci?
Nie, zawierzenie Maryi, pełne oddanie Jej wszystkiego do dyspozycji, dotoczy każdej osoby.
Możemy tak subtelnie i serdecznie powiedzieć, że dotyczy ono osób żyjących właśnie w
rodzinie. Dlaczego? Bo Maryja żyła w Nazarecie w rodzinie i musiała się o nią troszczyć.
Józef musiał szukać pracy, mówiąc współczesnym językiem „zleceń”, żeby zarobić na
utrzymanie rodziny i zwyczajnie móc się utrzymać.
Co więcej, poparzmy: Maryja doświadczyła śmierci swojego męża, została sama z Jezusem.
W takiej sytuacji musiała się troszczyć, wraz z Jezusem, o utrzymanie siebie i Jego. To są
zwykle, codzienne sprawy, których doświadczają właśnie rodziny. A więc widać, że
zawierzenie dotyka spraw bardzo bliskich rodzinie, ludzi zmagających się z budowaniem tego
pięknego misterium, jakim jest domowy Kościół.
1
Czym różni się zawierzenie się Maryi od zawierzenia Bogu?
Z takim serdecznym uśmiechem można odpowiedzieć: niczym się nie różni, bo zawierzenie
Maryi oznacza zawierzenie Bogu.
Ale tutaj może pojawić się pytanie wprowadzające duży zamęt:
To dlaczego nie dokonać zawierzenia bezpośrednio Panu Bogu?
I tu dotykamy bardzo istotnej kwestii: do Boga nigdy nie idzie się „bez-pośrednio”, tzn. bez
jakiegoś pośrednictwa. Do Boga zawsze przychodzimy dzięki drugiemu człowiekowi. Moi
drodzy, zawsze jest to „pośrednictwo człowieczeństwa”.
Jako przykład: popatrz na historię własnego spotkania z Bogiem. Zauważ, to od drugiego
człowieka usłyszałeś o Jezusie Chrystusie, o tym, że narodził się z Maryi, że żył, umarł, że
zmartwychwstał, zesłał Ducha Świętego. Nie wiesz tego sam z siebie, nie odkryłeś tego w
głębinach samego siebie. To przyszło do ciebie przez drugiego człowieka, przez Kościół. Nikt
z nas nie zdobył wiary sam, każdy otrzymał ją od drugiego człowieka, choć
współpracowaliśmy z łaską.
I kolejny agrement, nadzwyczaj istotny: sam Syn Boży też nie przyszedł do ludzi „bezpośrednio”, ale za pośrednictwem. Kogo? Właśnie Maryi. A czy mógł przyjść inaczej? Tak,
mógł. Na tego typu pytanie odpowiedział św. Tomasz: zapewne mógł, jest Bogiem, lecz
chciał przyjść w taki właśnie sposób, bo to jest Mu miłe. Tak, moi drodzy, Bogu jest miły taki
sposób spotkania się z Nim, On tak wybrał. Miła Mu jest taka droga, a także moja postawa,
gdy przyjmuję Go przychodzącego w ten właśnie sposób. To wymaga ode mnie prostoty,
pokory, o tak. Wymaga takiej serdecznej pokory, że spotykam się z Nim za pośrednictwem
drugiego człowieka.
A więc przez Kościół i Maryję – bo przez Nią Bóg wszedł w historię – sam Bóg przychodzi
do nas. On chce się z nami spotykać w ten właśnie sposób, i poprzez tę drogę pokazuje nam,
jak sam działa. Robi to subtelnie, ale pięknie. Stąd nasze zawierzenie Maryi, oczywiście
mówiąc precyzyjnie, zawierzenie Bogu przez Maryję.
Gdyby ktoś chciał pogłębić czy ugruntować ten aspekt, warto wrócić do naszej pierwszej
konferencji.
Czy po decyzji zawierzenia się Maryi codzienna modlitwa „Pod Twoją obronę” jest
konieczna?
Tak, moi drodzy, ona jest konieczna. Jeśli wewnętrzna postawa zawierzenia ma w nas trwać,
wzrastać, kształtować się, rozwijać, to konieczne jest jej pielęgnowanie i odnawianie. Ta
wewnętrzna postawa, którą przyjmiemy podczas aktu zawierzenia, jest jak ziarno: trzeba ją
pielęgnować, bo inaczej, choć zakiełkuje, zginie, a więc nie wyda owocu.
Mówiliśmy o tym w trzeciej konferencji: wewnętrzne nastawienie, wewnętrzna postawa musi
się wyrażać zewnętrznie, musi być pielęgnowana przez styl życia, zewnętrzne gesty, postawy.
Te gesty mogą być bardzo drobne, tak właśnie, jak modlitwa „Pod Twoją obronę”. Są one
jednak konieczne, aby zawierzenie nie stało się jednorazowym aktem, ale było wyrazem
procesu: pozwalam Bogu na kształtowanie mnie od wewnątrz, żeby mnie nawracał,
przemieniał od środka. Dlatego każdego dnia, poprzez ten prosty, serdeczny gest, odnawiam
moją decyzję powierzenia się Maryi.
Jak wygląda związek zawierzenia Maryi i działania Ducha Świętego?
Maryja nazywana jest w Tradycji Pneumatophora, czyli „Niosąca Ducha Świętego”, a więc
Ta, która niesie, przynosi Ducha Świętego. Odnowienie Bożego Ducha w nas, wzrost Jego
owoców, będzie się w nas dokonywało za Jej udziałem.
2
Jeśli podejmiemy opisane wcześniej kroki ku wewnętrznej przemianie i będziemy szli
wytrwale, to będzie się ona w nas dokonywała w sposób niezauważalny i nieodczuwalny, ale
będzie bardzo realna: pojawi się wyraźne otwarcie na tchnienie Ducha Świętego, nastąpi
wzrost Jego owoców. To może się odbywać w sytuacjach dla nas bardzo trudnych. Często jest
tak, że gdy już się wydaje, iż wszystko się rozsypało, runęło, dokonuje się największe
otwarcie na Bożego Ducha. Ale żeby się to dokonało, trzeba mieć odpowiednie nastawienie
wewnętrzne, odpowiednie ukierunkowanie serca, odpowiednią dyspozycyjność serca –
zawierzenie, zaufanie.
Udział Maryi w tym procesie jest jak gdyby ukryty, niezauważalny, tak jak w historii
Zbawienia. Ale on jest realny i trzeba nam zauważyć, że tak się dzieje w historii Zbawienia.
Wtedy możemy bardziej świadomie i dobrowolnie otworzyć się na takie właśnie działanie
Ducha Świętego: niby niezauważalne, nieodczuwalne, ale piękne, mocne. Jeśli wytrwamy
serdecznie w zawierzeniu Maryi, wtedy owoce Ducha Świętego będą trwałe.
Konkludując: w tych czterech wprowadzeniach starałem się przedstawić, czym jest
zawierzenie Maryi. Oczywiście, zrobiłem to w podstawowym zarysie, to są tylko kontury.
Mam jednak nadzieję, że istota zawierzenia jest wyraźna, można ją zrozumieć.
Pamiętajmy przy tym, że głębię zawierzenie nie odkrywa się przez samą tylko wiedzę (na
czym ono polega, co robimy, dlaczego tak, a nie inaczej itp.), ale przez postawę i trwanie w
niej: nie odwołuję zawierzenia, podejmuję je codziennie i trwam. Pięknie to ujmuje jedna z
łacińskich formuł: Qvi tenet, teneat! („Kto to pojął, niech tego strzeże”) – a więc niech trwa w
tej postawie, wytrwale, serdecznie, ufnie, a owoc przyjdzie w swoim czasie. Owoc
przynosimy przez pokorną wytrwałość. A będzie to owoc przepiękny i powszechny, nawet
wtedy gdy dla nas nie będzie od razu zauważalny. Ale on będzie, i to rzeczywiście wspaniały.
Może będzie przed ludźmi ukryty, ale nie przed Bogiem, On widzi to piękno, które się w nas
wewnętrznie kształtuje.
3