Rodzina katolicka - Lichwa a „nauczanie społeczne”
Transkrypt
Rodzina katolicka - Lichwa a „nauczanie społeczne”
Rodzina katolicka - Lichwa a „nauczanie społeczne” wtorek, 20 stycznia 2009 13:43 Lichwa, czyli udzielanie pożyczek na procent, kiedyś uważane za grzech, obecnie „w zmienionych warunkach gospodarczych” nie budzi już moralnych zastrzeżeń Kościoła. Czy słusznie? Co się zmieniło, skoro nie możemy przyjąć, że zmieniło się dobro i zło? Potępienie lichwy ma swoje głębokie, moralne uzasadnienie. Otóż za zjawisko oprocentowania kredytu odpowiada ludzka skłonność przedkładania bieżącej konsumpcji nad konsumpcję odłożoną. Wolimy dobro już obecne niż dobro obiecane. Im dłużej mamy czekać, tym więcej oczekujemy. Procent jest zatem wynagrodzeniem za powściągliwość i zmniejsza się wraz z jej wzrostem. Powściągliwość należy do cnoty umiarkowania a najkrótszą drogą zdobycia cnoty jest, jak wiadomo, miłość. Widzimy jak szybko stajemy się powściągliwi, pożyczając pieniądze najbliższym. Nie chcemy od nich procentu, bo ich dobro traktujemy tak, jak swoje własne. Otóż według ekonomisty Hermanna Hooppe'ego, stopa procentowa kredytu maleje wraz z nieskrępowanym rozwojem cywilizacji. W Grecji VI w. przed Chrystusem wynosiła ok. 15%, w okresie hellenistycznym ok. 8%. Rzym w okresie od republiki do cesarstwa zszedł z 8% do 4%. Poniżej 4% osiągnęło późne średniowiecze. Pod koniec XIX wieku wynosiła 2,5% - najmniej w historii cywilizacji. Wynika z tego, że cywilizacja Zachodu dążyła do urzeczywistnienia doskonałości moralnej (umiarkowania i powściągliwości), zgodnie zresztą ze znaną tezą o dobroczynnym działaniu „niewidzialnej ręki rynku”. Jednak od jakiegoś czasu stopa kredytowa stale rośnie. Dlaczego się cofamy? Dochody mamy przecież większe niż kiedykolwiek wcześniej, zatem powinniśmy mieć i większe oszczędności. Pożyczanie nie powinno być trudniejsze, lecz łatwiejsze. Skąd zatem wzrost ceny kredytu? To jest pokłosie socjalizmu. O ile kapitalizm zwiększał poziom cnót i sprawności osobistych, to socjalizm, nazywany teraz "społeczną gospodarką rynkową", czy „państwem dobrobytu”, owocuje moralną degeneracją osoby ludzkiej. Zgodnie zresztą ze słowami samego Keynesa, twórcy ekonomii popytu, patrona obecnego końca naszej cywilizacji: „w dłuższej perspektywie i tak wszyscy będziemy martwi”. Oczywiście moraliści Kościoła, potępiając lichwę, nie mieli zielonego pojęcia o przyczynach tego zjawiska, tak jak i nie mają pojęcia teraz, kiedy ją akceptują. Św. Tomasz, nie podejrzewając cywilizacji o istnienie gospodarczego rozwoju, opisywał niezmienne, społeczne status quo. Twierdził, że pieniądz nie zużywa się, więc ponad zwrot pożyczonej kwoty nic się nie należy. Merytorycznie mylił się. Nie pisał bowiem o zjawisku procentu, tylko o właściwościach pieniądza, od których procent nie zależy. Ale w jakiś dziwny sposób ostatecznie miał rację. Widocznie nie od parady ma tytuł Doctor Communis. 1/2 Rodzina katolicka - Lichwa a „nauczanie społeczne” wtorek, 20 stycznia 2009 13:43 Włodzimierz Kowalik Źródło: Konserwatyzm.pl 2/2