“Podgarbiony”, wyd. Rebis, Poznań 2003 Często chodzę do parku

Transkrypt

“Podgarbiony”, wyd. Rebis, Poznań 2003 Często chodzę do parku
“Podgarbiony”, wyd. Rebis, Poznań 2003
Często chodzę do parku. Znajduję tam swoich słuchaczy.
Bardzo uważam, aby nikt mnie nie podsłuchał, nikt niepożądany.
Opowiadam im różne historyjki, jesienią jesienne, zimą zimowe.
Bardzo są mi bliskie ze swoją chropowatą korą, łzami, głowami
pełnymi myśli.
Kocham was, drzewa, za to wszystko, co nieludzkie. Czy
rozumiecie mnie? Czasami spotyka się podobnie nieludzkie jak wy
istoty w magazynach teatru. Są to nikomu juz niepotrzebne części
jakichś dawnych całości. Kiedyś to wszystko grało, błyszczało,
kpiło, uwodziło, kochało, zdradzało, drwiło. Teraz to tylko
bezwartościowe części. Za to właśnie je kocham i w tym są
podobne do was. Teraz nie można z nich mieć żadnego pożytku, a
więc nie można od nich niczego wymagać, tylko wielbić takimi,
jakimi są. Części dawnej całości. To może być kawałek sukienki,
ale nie w roli fetyszu, broń Boże, po prostu jako kawałek materiału.
Może to być włos, laska, oko szklane, ząb, klawisz z fortepianu,
struna, .złamana rurka, pinceta, fajka, szprycha, piłka, krótka
nogawka, guzik, cały świat drobiazgów. Kocham je za to. Za nic.
Za mądrość bez mądrości i za moją przyszłość. Proszę, nie
dziwcie się. Tak, tak, mówię o przyszłości. Tylko wam. Nie gańcie
mnie za to, taki juz jestem. Cha, cha, wy mi swoje, a ja wam swoje
i tak w kółko. Powiem jeszcze coś w tajemnicy: ja w przyszłość nie
wierzę, to znaczy w daleką przyszłość. Ja nie wierzę w to, czego
nie wiem. A wierzę w to, co wiem. A wiem, ze mam nadzieję. Cha,
cha, śmiejecie się, co? Ja mam nadzieję, cha, cha. Skąd to się u
niego wzięło - myślicie. - Skąd on to wydrapał? Czy może spod
ziemi, czy z nieba? Cha, cha. A tak, wydrapałem, wydrapałem, już
nawet nie pamiętam skąd. Z tych kawałków, kochane wy moje,
wydrapałem. Próbowałem i tak, i siak. Przymierzałem oko do rurki,
do laski, do struny, do fajki. Szprychę do włosa, do krótkiej
nogawki. Próbowałem na milion sposobów i nie udało się sklecić
żadnej całości. Odczekałem cierpliwie jakiś czas i znów próbuję
poskładać jakaś całość, i znowu nic. Po roku próbuję, za rok
jeszcze raz. Cale moje życie próbują i nic. A na końcu, na samym
końcu, wiecie, co mi wyszło? A właśnie to: nadzieja. Cha, cha,
śmiejcie się. A mnie tak wyszło, tak a nie inaczej, i tak zostanie.
Myślicie, że ja tak tylko gadam. A to gadanie jest bardzo ważne.
Powiem wam, między Bogiem a prawdą, że ja nigdy nie słyszałem,
żeby ktoś pięknie gadał tak na co dzien. Nie wtedy, gdy jak bierze
pióro i pisze, a potem czyta, albo jak deklamuje, albo nawet jak
mówi od siebie do grona słuchaczy, tak to się nie liczy.
Pomyślałem sobie, że ja będę pięknie gadał, ot tak, po prostu.
Pomyślałem: będę pięknie gadał, ale żeby nikt nie słyszał.
Rozumiecie mnie? Bo można też pięknie milczeć, ot, nie mówić
albo nie zabierać głosu, ale wtedy jest za pięknie, za dobrze i za
dosłownie. A gadać, żeby nikt nie słyszał - o, to jest
bezinteresowność, to jest wielka bezinteresowność, a żadne
poświęcenie, bo przecież jak ja sobie pogadam, to mi Iżej. A wam,
czy lepiej? Eee, gdzie by tam, co wam do mnie, mruka robaka.
Tyle ze kory nie obgryzę, cha, cha. A co to za robak, co kory nie
obgryzie? Może po prostu nie jest pasożytem. A czas leci. Cha,
cha, czas leci mnie, ale nie wam. Mógłbym z wami całą wieczność
przegadać. Tak stać przy was i gadać. Byłbym szczęśliwy. Ale
mnie się czas inaczej liczy, kochanki wy moje. Żegnajcie!

Podobne dokumenty