str. 1
Transkrypt
str. 1
Piątek 25 lipca 2014 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl 4 olsztyn.gazeta.pl MAGAZYN OLSZTYŃSKI Redaguje Przemysław Prais [email protected] JOAN NA MŁOT KOW SKA Państwo Kopaczewscy mieszkają wIławie. Pani Anna pracuje worganizacji pozarządowej, a jej mąż Dawid – w samorządzie powiatu. Od dawna ich największą pasją są podróże. Od trzech lat zabierają ze sobą synka Gabriela. Nie wyjeżdżają jednak z biurami, które oferują określony program i każą sobie za to słono płacić. Organizują wycieczki na własną rękę. Zwiedzają najróżniejsze zakątki Europy, dowodząc, że zagraniczny wyjazd wcale nie musi być drogi. Na pierwszą wspólną wyprawę wyruszyli w 2002 roku, jeszcze jako studenci. Chcieli przełamać lęk przed nieznanym, jako cel obrali sobie Paryż. Dziś wspominają ten wyjazd z uśmiechem. Pojechali pociągiem, bo tak było najtaniej. Czekało ich wiele przesiadek, a podróż w jedną stronę trwała aż 48 godzin. – W kieszeniach mieliśmy po sto euro. Wystarczyło na trzy dni w stolicy Francji. Sporo pieniędzy wydaliśmy na spanie, bo wtedy jeszcze nic nie wiedzieliśmy o tanim nocowaniu – opowiada pan Dawid. Dziś na ten temat wiedzą dużo więcej. Bo przez ostatnie 12 lat podróżowali wróżne miejsca. Na początku we dwoje. Gdy cztery lata temu urodził się ich syn Gabriel, nie chcieli zmieniać trybu życia. Kiedy chłopiec miał niecały rok, spakowali walizki i wyruszyli z nim do Szwecji. Wiele osób odradzało im ten wyjazd. Dziecko było przecież małe, a w długiej podróży wiele może się wydarzyć. Pan Dawid żartuje, że czasami miał wrażenie, że wybierają się w Himalaje lub do dżungli amazońskiej. Obawiali się trochę tej wyprawy, a szczególnie samego dojazdu. Najpierw musieli spędzić dwie godziny w pociągu, następnie 40 minut w autobusie, który dowiózł ich na lotnisko. Lot trwał kolejne 40 minut, a potem blisko godzinę jechali z lotniska do celu, czyli do Malmö. Na każdy środek transportu trzeba się było oczywiście naczekać. Obawy okazały się jednak niepotrzebne, bo Gabryś spisał się na medal i zniósł podróż wyjątkowo dobrze. Ta wycieczka uświadomiła im, że pojawienie się na świecie dziecka nie jest powodem do rezygnowania z pasji. Od tej pory zabierali synka w różne miejsca, tylko raz zdecydowali się na wyjazd tylko we dwoje. W swoim krótkim życiu Gabryś zobaczył już więcej świata niż niejeden dorosły. Oprócz Szwecji odwiedził z rodzicami również m.in. Węgry, Walię i Szkocję. Teraz przyszedł czas na Bałkany. O wyprawie w tę część Europy państwo Kopaczewscy marzyli od dawna. Wyruszają we wrześniu w miesięczną podróż. Chcą odwiedzić Chorwację, Bośnię i Hercegowinę, Czarnogórę oraz Albanię. Ale szczegółowego planu robić nie będą. – To będzie spontaniczna wycieczka. Tam, gdzie będzie nam się bardziej podobało, zostaniemy dłużej. Nie da się też wszystkiego zaplanować ze względu na Gabrysia. Od czasu, gdy zaczął z nami jeździć, jesteśmy dużo bardziej elastyczni – mówi pani Anna. Pojadą samochodem. ROBERT ROBASZEWSKI TANIE I PRZYJEMNE PODRÓŻE Anna, Dawid i Gabriel Kopaczewscy chwalą sobie wspólne zwiedzanie Są bardzo młodzi, nie mają stałej pracy. Połączyło ich uczucie i wspólna pasja. Oboje opiekują się psem, którego szkolą na ratownika. Razem tworzą drużynę – nie tylko podczas dyżurów, ale i w codziennym życiu. MATERIAŁY PRASOWE W TRÓJKĘ POMAGAJĄ WYPOCZYWAJĄCYM NAD WODĄ MARTY NA ZAGÓR SKA Luna to 2,5-letni pies w typie nowofundlanda. Inaczej: pies wodołaz. Czworonogi te słyną ze swej sprawności w wodzie. Ułatwia im to budowa ciała: masywny ogon, szerokie łapy, a także bardzo mocny korpus. Luna, jako że nie jest stuprocentowym nowofundlandem, jest nieco mniejsza. Nie przeszkadza jej to jednak w pracy w wodzie i na lądzie. – Dla mnie nie jest istotne, że nie ma rodowodu. Ważne, że dobrze pracuje – mówi Marek Połomski, drużynowy grupy. Luna pracuje bowiem w miejsko-powiatowym oddziale WOPR w Iławie. Jest również częścią drużyny z Nowego Miasta Lubawskiego, skąd pochodzą jej opiekunowie: Dominika Suchocka i Mateusz Połomski. Mateusz od piętnastego roku życia należał do WOPR-u. Od zawsze chciał być ratownikiem. Dominika już jako dziecko marzyła o dużym psie. – Podobały mi się owczarki podhalańskie, ale traf chciał, że pojawiła się Luna. Była prezentem wielkanocnym od moich rodziców – wspomina. Z ich wspólnych za interesowań zrodziła się prawdziwa pasja. – Od razu wiedzieliśmy, że będziemy chcieli ją szkolić – dodaje dziewczyna. Zaczę li więc czy tać, poznawać ra sę i przede wszystkim ludzi, którzy nakierowali ich właśnie na pracę z psem. Przełomem był dla nich 2012 rok i obóz pracy wodnej w Okoninach. Do wyjazdu zachęciła ich Beata Kemesies Dominika z Luną z olsztyńskiego WOPR. Sama jest właścicielką dwóch nowofundlandów. O Dominice i Mateuszu mówi pozytywnie. – Młodzi ludzie pełni zaangażowania, którzy chcą coś robić – podsumowuje krótko. Na obozie w Okoninach Luna miała sześć miesięcy. – Nie mieliśmy żadnego doświadczenia i popełnialiśmy bardzo dużo błędów w pracy z psem, ale na tych błędach się uczyliśmy – opowiada Dominika. – Zaprzyjaźniliśmy się też tam z wieloma osobami. Od tamtej pory minęły już prawie dwa lata. Dzięki wspólnym staraniom ich pies zdobył certyfikat pracy wodnej w grupie młodzieży. Posiada też potwierdzenie przydatności pracy edukacyjnej i terapeutycznej. Luna to pies wspomagający ratownika, a nie pies ratownik. – Różnica jest taka, że pies ratownik tak samo jak człowiek musi uzyskać uprawnienia, by pomagać tonącym – tłumaczy Mateusz. Pies wspomagający ma kilka umiejętności. Przede wszystkim patroluje i obserwuje teren. Poza tym może ase- kurować ratownika wwodzie. Jego przewaga tkwi wtym, że ma więcej siły. – Taki pies może holować do brzegu nawet trzy osoby – mówi Dominika. Pomaganie kilku tonącym jednocześnie to dobry przykład na ukazanie możliwości czworonożnych ratowników. Gdy mamy na plaży dwóch ratowników i psa, to ratownicy płyną do osoby, która bardziej potrzebuje pomocy, apsa wysyłają do tej, która sobie łatwiej poradzi. Są psy szkolone tak, że łapią za nadgarstek iwten sposób wyciągają tonącego. Inne mają specjalną kamizelkę, która umożliwia osobie potrzebującej pomocy zaczepienie się ozwierzę. Luna należy do tej drugiej grupy. Opiekunowie zracji częstych pokazów zdziećmi zrezygnowali zmetody szkolenia za nadgarstek. Luna nie brała jeszcze udziału wprawdziwej akcji, bo bardzo rzadko zdarzają się takie sytuacje. – To działa na takiej samej zasadzie jak praca ratownika WOPR. Taka osoba może być całe lato na plaży inie mieć żadnej poważnej akcji, ale patroluje ipilnuje – mówi Mateusz. Pies za to wspomagał już swoją drużynę przy zabezpieczeniu regat żeglarskich, wtym Mistrzostw Polski Osób Niepełnosprawnych czy Mistrzostw Polski Jachtów Kabinowych. Ostatnio patrolował ze swoimi opiekunami zawodników podczas triathlonu w Suszu. – Lunka świetnie sprawdza się na łódce. Najbardziej lubi płynąć na motorówce na pełnej prędkości – dodaje zuśmiechem Dominika. Mateusz w tym roku zrobił sobie uprawnienia trenerskie i może szkolić inne psy. Swoje umiejętności wykorzystuje też w treningach z Luną. Ich podstawą jest kontakt i szkolenia na bazie posłuszeństwa. – Naszą pracę opieramy na metodach pozytywnych: wspo ma ga my je za bawka mi i smakołykami – tłumaczy Dominika. Luna sprawdza się podczas pokazów w szkołach, gdzie jej opiekunowie opowiadają uczniom o bezpiecznej zabawie nad wodą, prawidłowym podejściu i postępowaniu wobec zwierząt. – Gdy dzieci widzą psa, który jeszcze dodatkowo pokazuje jakieś sztuczki i wykonuje polecenia, lepiej wszystko zapamiętują – mówi Mateusz. A sztuczki są naprawdę imponujące. Furorę wśród dzieci robi pokaz liczenia przez Lunę. Szczeka wtedy tyle razy, ile wynosi liczba wskazana słownie przez opiekuna. Poza wykonywaniem podstawowych komend takich jak m.in. „siad” czy „waruj” podopieczna Dominiki i Mateusza potrafi się przywitać, przybić piątkę czy przytulić właścicielkę na polecenie „kochaj mnie”. W okresie letnim często bierze udział w pokazach w wodzie. – Zazwyczaj wtedy ktoś z nas jest pozorantem, który tonie – tłumaczy Dominika. – Luna wtedy podpływa i pomaga wydostać się na brzeg. Drużyna zNowego Miasta prócz pokazów propaguje też inne działania. Często podczas zajęć w szkołach dzie- ci przygotowują jakieś smakołyki dla Luny. Ratownicy zachęcają też, by pojechać do schroniska i np. wyprowadzić psy na spacer lub zostawić im jakąś karmę. – Zawsze przypominamy, że posiadanie zwierzaka to duża odpowiedzialność – dodaje Dominika. Być może poprzez ich zainteresowanie powstaną w Nowym Mieście Lubawskim pojemniki na psie nieczystości. Opiekunowie Luny działają non profit. 21-letnia Dominika obecnie jest na stażu w Lokalnej Grupie Działania Ziemia Lubawska. To stowarzyszenie, które wspiera obywatelskie inicjatywy mieszkańców ośmiu gmin. Dwa lata starszy Mateusz skończył niedawno studia licencjackie na kierunku ratownictwo medyczne iszuka pracy. Za szkolenia iobozy płacą sami. Czasami dostają zwroty za paliwo, jeżeli jadą na pokaz czy obstawę gdzieś poza swoje miasto. Zgodnie twierdzą, że to kosztowna pasja. – Inne zainteresowania trzeba odłożyć na dalszy plan, bo po prostu dwojgu młodym ludziom nie starcza na wszystko pieniędzy – przyznaje Dominika. Ich praca daje jednak efekty. Zawarli wiele wspaniałych przyjaźni, m.in. z drużynami z Tczewa, Gdańska czy Dąbrowy Górniczej. – One bardzo prężnie działają. Niesamowite, jak ich psy pracują. To są nasze autorytety – mówi opiekunka Luny. Jakiś czas temu dostali zaproszenie na zjazd szkoleniowy nad morze z mistrzami iwicemistrzami Polski. Planują 25 lipca pojawić się we Władysławowie. Cały czas wspólnie pracują. Luna jest jeszcze bardzo młoda i wiele szkoleń przed nią. Cieszą się, kiedy ich działalność przynosi efekty. – Powoli spełniają się nasze marzenia, poznajemy niesamowitych ludzi, akażde dobre słowo wzmacnia nas w naszej pasji – mówi Dominika. OL 1