II Rajd Ptasiarzy 15.05.2010 czyli o czterech śmiałkach co chcieli
Transkrypt
II Rajd Ptasiarzy 15.05.2010 czyli o czterech śmiałkach co chcieli
II Rajd Ptasiarzy 15.05.2010 czyli o czterech śmiałkach co chcieli ukraść Słońce, ale cały dzień były chmury. Do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy czy weźmiemy udział w Rajdzie. Każdy miał mnóstwo pracy no i trudno było poświęcić 24 godziny tylko na beztroski twiching. Jednak skompletowaliśmy „dream team” i ruszyliśmy. Podczas jednej z rozmów w terenie przy ognisku omówiliśmy z grubsza jak będzie wyglądał nasz wyścig. Plan optymalny to 130 gatunków i może pierwsza dziesiątka. Przedyskutowaliśmy w jakie miejsca warto pojechać no i w jakiej kolejności. Jeszcze nie wiedzieliśmy jakie to ważne. Start. Planowaliśmy wyruszyć już przed północą i wystartować punkt 24.00 w ciekawym miejscu. Niestety w Poznaniu o dziewiątej zaczęło padać i zmieniliśmy nieco nasze plany. Ruszamy o 3.00 z Poznania. W strugach deszczu zbieram wszystkich chłopaków i lecimy. Najpierw na Wonieść. Po drodze – pierwszy gatunek – bocian biały na gnieździe w Jarogniewicach. Przystanek na stacji paliw i mały test, kto jest słabym ogniwem. Śpiewa słowik, trznadel i skowronek. Marcin cały zakatarzony nie słyszy skowronka – to on będzie naszym „słabym ogniwem”. Kupujemy papierosy i lecimy już prosto na zaporę Zbiornika Wonieść. Zb. Wonieść. Już jasno i przestaje padać. Przechadzka po tamie. Wpada kilka pospolitych gatunków, z ciekawszych – zielonka. Jedziemy dalej wzdłuż zbiornika i stopniowo dorzucamy nowe gatunki. Są rybitwy, mewy małe i inne wodno-błotne ptactwo. Z krzaków odzywa się „B A Ż A N T ! ! !” To będzie nasz okrzyk bojowy. Niestety, ku mojemu wielkiemu zdziwieniu, zauważamy, że schodzi powietrze z przedniego koła. Przecież wczoraj zmieniałem opony na letnie! Czyli będzie trzeba odwiedzić stację paliw lub wulkanizatora. Można jeszcze jechać więc jedziemy dalej wzdłuż Zbiornika. Następny punkt – stawy w Zglińcu. Przelatuje dzięcioł czarny i sójka – Marcin nie widział, na szczęście później nadrabia. Obchodzimy stawy i dorzucamy kolejnych kilka pospoliciaków. Z ciekawszych gatunków: lęgowy łabędź krzykliwy, turkawka, krzyżodzioby świerkowe. Dziwi nas jednak fakt braku strzyżyka, dziwonii, kormorana, podgorzałki, czapli białej, podróżniczka, sikory ubogiej i pleszki. Jeszcze nie wiemy, że większości z tych gatunków nie będzie dane nam dzisiaj zaobserwować. Ostatni punkt Zbiornika Wonieść – Dziki Staw – pewne miejsce na podróżniczka. Niestety zawodzi. Nagle słychać z daleka pisk opon i trzask. W odległości około jednego kilometra od nas samochód wypadł z zakrętu i wpadł do rowu. Na szczęście kierowca wychodzi z auta – chyba nic mu się nie stało. Nad rozbitym samochodem pojawia się drapieżnik i leci w naszym kierunku. To trzmielojad! krzyczy Paweł. Potwierdzamy ☺. Kormorana nadal brak. Ruszamy z kopyta w kierunku Leszna. I nagle: Buuuuum! Zapomniałem, że zaparkowałem przed studzienką. Na szczęście skończyło się tylko na wgniecionej rejestracji. Po drodze zaliczamy jeszcze dzierlatkę czyli honor Wielkopolski uratowany. Stajemy jeszcze w Drzeczkowie, gdzie kilka razy widziałem puszczyka, tuż przy drodze. Jest! Jest! Patrzcie, po prawej! – krzyczy Mati. Rzeczywiście, w pięknej świeżo zielonej scenerii – bajecznie! Ptak siedzi na gałęzi kasztanowca i obserwuje nas. Po chwili zrywa się do lotu. Kawałek dalej na drodze siedzi dudek. Jest pięknie. Pędzimy do Leszna. W Lesznie odwiedzamy stację paliw by zatankować i dopompować koło. Na stacji paliw – kopciuszek, gawron i kawka. Wpadamy jeszcze do Pawła Mamy po ciasto na podróż, potem jeszcze do moich rodziców do Kąkolewa. Przy okazji miała być pleszka, która tu jest lęgowa. Niestety pleszki jak na lekarstwo. Fot. 1. Paweł Szymański na rozlewiskach Rowu Polskiego Pędzimy dalej nad Rów Polski. W tym roku jest mnóstwo wody i bardzo ciekawe ptaki. Po drodze, pewne miejsce na kokoszkę (tzw. „nieśmiertelna kokoszka z Nowej Wsi”). Niestety kokoszki brak, ale przy okazji ortolan, paszkot, świergotek drzewny i jastrząb. Wszyscy: B A Ż A N T!!! Rów Polski. Zaczynamy od rozlewisk w okolicach Tarnowejłąki. Jeszcze nigdy, odkąd chodzimy na ptaki, nie było tu tyle wody. Napawamy się widokiem. Po prostu mała Biebrza: rybitwy białoskrzydłe, białowąse, czarne, cyranki, rożeńce, kolonia śmieszek, bekasy no i samiec hełmiatki... czyste piękno. Chłopaki, w końcu jakiś bonus od życia – kwituje Marcin. W zalanym lesie udaje się nam zwabić dzięcioła zielonosiwego, a na drzewie siedzi bielik. Przelatuje kania ruda. Dlaczego tylko nie ma strzyżyka?! Nie Fot. 2. Szopa na przejmujemy się jednak tym ptakiem, bo to pospoliciak. Ruszamy rozlewiskach dalej. Jest 10.00, a my mamy już 100 gatunków. Chłopaki chyba będzie dobrze, może będziemy w czołówce. Przejeżdżamy do Robczyska. Tutaj bajeczne biebrzańskie widoki. Rybitwy białoskrzydłe latają kilka metrów nad głowami, krzyki tokują, kilkanaście zauszników, kolonia śmieszek no i jeszcze siewki: bataliony, biegusy zmienne, łęczaki i mnóstwo czajek. Dlaczego tylko nie ma czapli białej, przecież zawsze tu się kręciły?! Objadamy Pawła z kanapek z ogórkiem i po chwili: Beeee, kurde czuję chlorofil. Jemy to samo, jeździmy jednym samochodem jesteśmy jak jeden organizm. Podjeżdżamy jeszcze do szopy, gdzie może być płomykówka, ale niestety nie ma. Tutaj jest również dużo ptaków. Tych rybitw będzie chyba ze dwie setki. Wszyscy zachwycamy się tym cudnym widokiem. Dorzucamy jeszcze sieweczkę rzeczną. Z łezką w oku opuszczamy to przepiękne miejsce i gnamy w kierunku doliny Baryczy. Przypominamy sobie jednak, że nie mamy kokoszki. Kluczymy więc po wioskowych stawkach w jej poszukiwaniu. W końcu, w Ziemlinie udaje nam się zaobserwować parę z młodymi. Piękne puchate maleństwa chowają się skutecznie w Fot. 3. Święta szuwarze, ale wszystkim udaje się je zaobserwować. Zaczyna mocniej Płomykówko przybądź! padać – teraz może sobie padać, bo i tak godzinę spędzimy w samochodzie. Po dłuższej trasie dojeżdżamy do Sulmierzyc. Tutaj pewne miejsce na białorzytkę – jest! Niestety, trzeba zmienić koło, mam już prawie flaka. Zatem szybko wyrzucamy wszystko z bagażnika i błyskawicznie zmieniamy koło. No to teraz już rura na Barycz. Na początek uderzamy na stawy Przygodzickie. Tutaj zaczęliśmy nieźle: rybołów, bocian czarny i nur rdzawoszyi. Jedziemy dalej, do lasu koło Antonina. Jest nieźle: muchołówka szara, żałobna, raniuszki, dzięcioł średni, mysikrólik, ale ciągle nie ma pleszki. Nie ma też zimorodka. O strzyżyku nie ma co już chyba marzyć. Trochę zdołowani jedziemy jeszcze dorzucić kilka pewniaków (derkacz, krętogłów, kuropatwa, słonka i może lelek). Nagle nad naszym samochodem przelatuje jakiś drapol. Prawie z piskiem opon (Omega ma ABS) zatrzymuję auto. Wyskakujemy z samochodu: krogulec, jest! jest! K... Ja p... B A Ż A N T!!!. Nasza reakcja wprawia w zakłopotanie gospodarza, który Fot. 4. Przymusowa zmiana koła wyszedł przed swój dom. Jego mina mówiła wszystko, chyba nie jesteśmy do końca normalni. Na wszelki wypadek schował się do domu. Ruszamy więc w poszukiwaniu pewniaków. Po drodze, nad Łąkami Odolanowskimi przelatują dwa kormorany, jedyne kormorany tego dnia. Kuropatwa niestety nie była łaskawa; krętogłów, uszatka i strumieniówka również. Dobra, to można chyba sobie wypić piwko. Jedziemy jeszcze na rozlewiska Baryczy. Tu, na szczęście, odezwała się samica przepiórki. Słonka również stanęła na wysokości zadania. Udaje się nam wywabić kropiatkę. Podjeżdżamy jeszcze do Odolanowa by coś zjeść. W sumie cały dzień nie jedliśmy nic konkretnego, a może płomykówka nam przeleci w miasteczku. Kupujemy pizzę o 22.50. Jemy przy sosnowym lasku, gdzie powinna być uszatka, niestety brak. Jesteśmy już bardzo zmęczeni, ale humory dopisują. Ruszamy więc powoli na miejsce noclegu z nadzieją, że jeszcze rzutem na taśmę usłyszymy kuropatwę. Marcin wysiada na chwilę z samochodu w celach fizjologicznych, my zostajemy w środku. Chłopaki! Kulik mniejszy! Niestety my nie usłyszeliśmy. Stajemy jeszcze posłuchać strumieniówek. Zaczyna jednak mocno wiać i już nic nie słychać. Dobra, nic już nie zdziałamy. Na pół przytomni dojeżdżamy na miejsce noclegu. To już koniec. Momentalnie zasypiamy na siedząco w aucie. Ja - z otwartym piwem między kolanami, zapominając nawet wyłączyć silnik, który chodzi jeszcze przez dwie godziny. Marcin - pisząc smsa do żony. Paweł i Mati śpią już od piętnastu minut. Fot 2. Tits Touchers - "wspaniała drużyna i ich wspaniała maszyna" dzień po. (Od lewej: Marcin Tobółka, Paweł Szymański, Mateusz Pyrc i Marcin Antczak, w tle Omega)