Kuryer Gdański - Archiwum czasopism
Transkrypt
Kuryer Gdański - Archiwum czasopism
Listopad 2013 Nr 11 (58) ISSN 2080 - 4121 Chleb Pellowskiego znowu w stoczni filmie "Wałęsa. Człowiek z nadziei", najnowszym dziele Andrzeja Wajdy, znalazł się epizod, którego nie było w jego pierwotnym scenariuszu. Jest nim dopisana scena przywiezienia do Stoczni Gdańskiej chleba, przeznaczonego dla stoczniowców strajkujących w sierpniu 1980 roku. Pieczywo było darem gdańskiej piekarni Józefa Pellowskiego. Dziś firmę tę prowadzi jego syn Grzegorz, który dowoził pieczywo do stoczni. Rolę ojca zagrał w filmie Łukasz Pellowski, syn Grzegorza i wnuk Józefa. *** Podczas sierpniowego strajku na obszarze stoczni przebywało około 16 tys. osób. Musieli oni coś jeść. W stołówce stoczniowej było trochę zapasów. Żywność przynosiły też stoczniowcom rodziny. Ale akcja protestacyjna przedłużała się i konieczne było wsparcie z zewnątrz. - Strajk, który zaczął się w połowie sierpnia, trwał dwa tygodnie - wspomina Grzegorz Pellowski, właściciel firmy Piekarnia - Cukiernia "Pellowski" w Gdańsku. - Przed bramą nr 2 Stoczni Gdańskiej gromadziły się codziennie tłumy ludzi. Ja także uczestniczyłem w tych zgromadzeniach. W jednym z komunikatów komitetu strajkowego, nadawanych przez głośniki przy bramie, powiadomiono, że stoczniowcom i licznym przedstawicielom strajkujących zakładów pracy potrzebne są produkty żywnościowe. Gdy wróciłem do domu, postanowiliśmy z ojcem, że będziemy wspierać strajkujących, dostarczając im pieczywo. Jeździłem do stoczni wielokrotnie naszym dostawczym żukiem, załadowanym koszami wypełnionymi półkilogramowymi bochenkami pszenno żytniego chleba sandomierskiego. Podjeżdżałem pod Bramę nr 2, którą otwierano, a po wyładunku bo- podjechaniu samochodem dostawczym żuk pod bramę, przy której pilnujący jej stoczniowcy zapytali: "Do kogo?". Ja odpowiadam: "Pellowski, chleb przywiozłem" i słyszę "Można jechać". Ludzie stojący przed bramą rozstępują się, brama zostaje uchylona i wjeżdżam na teren stoczni. Następnie kamera pokazuje tył żuka z widocznymi na nim koszami wypełnionymi chlebem. Chleb był ułożony w drucianych koszach, jakich używano w latach 70. i 80. Mieszczą one po 40 bochenków, z którymi ważą razem po 25 kilogramów. Zastąpiły je dawno lekkie kosze z tworzywa sztucznego. Stare zachowały W się jeszcze w naszej firmie, co umożliwiło wykorzystanie ich w filmie jako autentycznych rekwizytów. Cała scena przywiezienia chleba trwa w filmie kilka sekund. Natomiast na przygotowania do niej i nakręcanie potrzeba było 8 godzin. Łukasz Pellowski i statyści musieli być ucharakteryzowani i przebrani w odzież z końca lat 70. Po każdym ujęciu następowały przegląd nakręconego materiału i konsultacje z reżyserem. Potem powtarzano ujęcie z uwzględnieniem uwag Wajdy, przekazywanych przez drugiego reżysera. Jacek Sieński Piekarnia-Cukiernia “Pellowski” poleca Grzegorz Pellowski z drucianymi koszami, tymi samymi, w których przewoził chleb do stoczni w 1980 roku Fot. Przemysław Świderski chenków wyjeżdżałem ze stoczni Bramą nr 3, znajdującą się przy ulicy Wałowej. Wyjazd był o tyle stresujący, że za bramą stał kordon zomowców i nie wiadomo było, czy przepuszczą samochód, czy go zatrzymają, co mogło skończyć się dla mnie źle. Oglądając na planie filmowym nakręcanie sceny sprzed 33 lat, gdy dowoziłem do stoczni chleb, wzruszyłem się i zarazem odczuwałem satysfakcję z tego, co zrobiliśmy z ojcem. - Chleb dostarczaliśmy stoczniowcom ze Stoczni Gdańskiej również podczas strajków w 1988 roku. Bramy stoczni były wtedy jednak obstawione patrolami ZOMO. Bochenki przekazywaliśmy więc harcerzom, którzy przenosili je w plecakach pod płot stoczni i przerzucali w miejscach niepilnowanych przez milicję - dodaje Grzegorz Pellowski. *** Maria Pellowska, która dowiedziała się, że w Gdańsku będą nakręcane sceny filmu Wajdy, ukazujące strajk sierpniowy, zwróciła się listownie do niego, pisząc m.in. "Chciałabym, żeby historia o tym, że mój ojciec ofiarowywał strajkującym za darmo tony chleba, znalazła się w Pana filmie. Chciałabym w ten sposób złożyć mu hołd". Korespondencja przyniosła pozytywny rezultat. Ewa Brodzka, zajmująca się w ekipie filmowej współpracą reżyserską i castingiem, zwróciła się z pytaniem, czy ich rodzinna piekarnia nadal działa i czy może dostarczyć na plan taki chleb, jaki wypiekała przed laty. Maria Pellowska potwierdziła. Dowiedziała się też, że w filmie będzie uwzględniona scena przywożenia chleba do stoczni, z udziałem statysty. Uznała, iż mógłby w niej zagrać jej bratanek Łukasz. Fil- mowcy uwzględnili jej sugestię. *** - Zapewne twórcy filmu uznali, że krótki epizod ukazujący naszą rzemieślniczą rodzinę, pomagającą strajkującym i wciąż prowadzącą piekarnię, może być atrakcyjny i jest warty pokazania - opowiada Łukasz Pellowski. Chleb pojawia się nie tylko w scenie przywożenia go do stoczni, ale i w innych ujęciach, jako znaczący symbol. Dostarczała go nasza piekarnia. Był to taki sam tradycyjny chleb pszenno-żytni, jaki wypiekaliśmy przed laty. Choć dziś nazywa się oliwski. Przed zjawieniem się na planie podpisałem umowę dotyczącą wystąpienia w filmie. Zrzekłem się proponowanego mi honorarium, bo wystarczającą satysfakcję stanowiła dla mnie możliwość zagrania w nim roli mojego ojca. Nie wypadało mi brać za to pieniędzy. Moja rola polegała na Firma Piekarnia - Cukiernia "Pellowski" Grzegorz Pellowski poleca na św. Marcina - rożki marcjanki. Rożki sprzedawane będą na sztuki - oraz mniejsze na wagę. 11 listopada obchodzimy dzień św. Marcina. Jak nakazuje zwyczaj, w tym dniu każdy powinien zjeść przynajmniej jednego rogala marcińskiego. Firma "Pellowski" już oferuje rożki marcjanki - tradycyjne słodkie rogale drożdżowe z nadzieniem z maku białego i czarnego oraz bakalii. Ich nazwa wywodzi się od kaszubskiego określenia rogala, jakim jest rożek, i połączenia imion Marcin i Jan. Legendę o dwóch przyjaciołach, których połączyły dwa kaszubskie rożki do tabaki i dały formę rogalowi, opracował prof. Jerzy Samp. Zapraszamy do sklepów firmowych "Pellowski" przy ulicach: Podwale Staromiejskie 82, Długa 40/42, Rajska 5, Rajska 10, Długie Ogrody 11, Nowe Ogrody 36, Podwale Grodzkie (tunel do dworca PKP), Łagiewniki 8/9, plac Dominikański (Hala Targowa). Przyjmujemy zamówienia na nasze wyroby piekarskie i cukiernicze we wszystkich naszych sklepach oraz telefonicznie - tel. 58 301 45 20 Piekarnia - Cukiernia "Pellowski" Grzegorz Pellowski, ul. Podwale Staromiejskie 82, 80-844 Gdańsk. tel. 58 301 45 20, fax 301 04 24, e-mail: [email protected] 2 listopad 2013 (57) Wieprze pośród pereł iadomo, że świątynia Mariacka zbudowana została na planie wielkiego krzyża. Chociaż słowo "bazylika" zwykło kojarzyć się z budowlami starożytnego, a jeszcze bardziej średniowiecznego Rzymu, to nadanie jej tytułu tzw. bazyliki mniejszej bardziej dotyczy godności, aniżeli terminu architektonicznego. *** Świątynie zwane w świecie chrześcijańskim bazylikami zwykle były wielonawowe, zaś ta środkowa, uważana za najważniejszą, przewyższała początkowo pozostałe swą wysokością. W przypadku największego z gdańskich kościołów wszystkie nawy pozostają tej samej wysokości i odnosi się to również do "ramion" krzyża, na rzucie którego świątynia ta ostatecznie została wzniesiona i na trwałe zachowała swój kształt architektoniczny. Przecinają one główną nawę w poprzek i biegną z południa na północ, od ulicy zwanej dziś Chlebnicką (niegdyś w tłumaczeniu Ław Chlebowych) aż do tej, która nosi miano Grobli I. Obie posiadają oczywiście własne bramy, niegdyś otwarte dla wiernych przez cały dzień. Cechą charakterystyczną pierwszej z nich była przykościelna nekropolia. Przypomina ją zachowana do dziś Brama Cmentarna z charakterystycznym łukiem i bogatymi kamiennymi zdobieniami z okresu wczesnego renesansu. Obecnie o starym miejscu pochówku dawnych mieszkańców Głównego Miasta prawie nikt tu nie ma pojęcia. Jakby na przekór pierwotnemu przeznaczeniu nekropolii żyjących przed wiekami gdańszczan organizatorzy jednego z ostatnich Jarmarków św. Dominika nazwali zaś wspomniane resztki budowli tu prowadzącej - "Bramą Zakochanych", zapominając chyba dodać "w śmierci" lub też "w pamięci o zmarłych". *** Osobliwością natomiast Bramy Groblowej jest niewątpliwie wznosząca się wysoko nad nią i z daleka widoczna tarcza zegara. Należy do największych w Polsce i ma liczącą ponad pięć metrów średnicę. Są na niej W wielkie wskazówki i podobnie jak one bogato złocone rzymskie cyfry godzinowe. Są też gwiazdy i data powstania czasomierza (1637 rok), zdobiąca najwyższą partię tarczy. Zegar jest dziełem Hansa Connata (według Praetoriusa - Konaanke) z Augsburga. Ciekawe szczegóły na temat funkcjonującego niegdyś (zamiast obecnej wskazówki minutowej), "ramienia" lunarnego, które pokazywało aktualne fazy księżycowe, jak również o zawartości blaszanej kuli przytwierdzonej do tej wskazówki przypomniał w swej publikacji z roku 2003 Andrzej Januszajtis. Przez wiele lat Brama Groblowa była traktowana jako główne wejście do kościoła Mariackiego. Przekraczając ją, pierwszą ozdobą olbrzymiego wnętrza był kamienny grobowiec rodziny Bahrów usytuowany po prawej stronie wchodzących osób. O wiele większe zaciekawienie budził jednak zdobiący przeciwległą ścianę, słynny i legendą owiany zegar astronomiczny, piętnastowieczne dzieło Hansa Düringera. *** W zasadzie każdemu zabytkowi, jaki znalazł swoje miejsce w transepcie, można by poświęcić osobne studium, poczynając od gotyckich fresków z kaplicy św. Jerzego, a kończąc na niewielkim olejnym obrazie, ukazującym to wnętrze. Wykonał go zatrudniony w Gdańsku dziewiętnastowieczny malarz Aleksander Gryglewski. A mimo to boczne "ramiona" bazylikowego krzyża uważane były za coś nieporównanie niższej rangi aniżeli nawa główna. Co było tego powodem, można tylko przypuszczać. Odkąd jednakże na środku nawy głównej, pod wielkim kompleksem organowym umieszczono baptysterium z odlaną w spiżu chrzcielnicą o kształcie wielkiego kielicha, drożność tego "traktu" została nieco utrudniona, z czym musiały mieć problem uroczyste procesje. Nie można tego powiedzieć natomiast o transepcie przecinającym świątynię niejako w poprzek, i to blisko głównego ołtarza. Ta dobra komunikacja miała wszakże i swoje gorsze strony. Wielu bowiem gdańszczan i przyjezdnych wykorzystywało to święte miejsce jako rodzaj skrótu, pomijając zupełnie podstawowe, sakralne jego znaczenie. Pół biedy, jeśli chodziło wyłącznie o drogę "na skróty". Gorzej, gdy czynili to przekupnie udający się w ten sposób na któreś z licznych gdańskich miejsc targowych i to z wielkimi tobołami lub to- warem załadowanym na prymitywnych skrzypiących wózkach. Najgorzej zaś, gdy właśnie w którejś z kaplic bocznych odbywało się nabożeństwo, a transept przemierzali zdążający na pobliski Targ Prosięcy, drobni handlarze z żywym towarem w workach, wydającym nieprzyjemne dla ucha dźwięki. - Oto doczekaliśmy się wieprzy wśród pereł - mruczeli do siebie półgłosem na ich widok dostojni patrycjusze. I nie wiadomo, czy bardziej chodziło im o pokwikujący inwentarz, czy też o bezczeszczących mariacką przestrzeń przekupniów. Ostatecznie powtarzające się skargi na handlarzy trafiły gdzie trzeba i gospodarze świątyni ostro zakazali takiego procederu, pod groźbą zamknięcia na dobre wrót kościelnych z jednej strony bazyliki. *** Zapewne w kręgach patrycjuszowskich korzystanie przez gdański i podmiejski plebs z osobliwego skrótu w celach bynajmniej niereligijnych budziło od początku niesmak i pogardę dla tego rodzaju plebejuszy. Jednak ci prości ludzie nie pozostali dłużni i na swój sposób bronili się tak, jak tylko potrafili. To właśnie w tych kręgach przekazywano sobie osobliwe podanie. Z jego treści powtarzanej sobie na zasadach plotki wynika, że jeden z przekupniów zmierzając w poprzek świątyni z umieszczonym wewnątrz żywym prosiakiem został na środku kościoła nie tylko przyłapany przez kościelną służbę, ale i srogo ukarany. Nie dość, że zarekwirowano mu zawartość worka, to jeszcze postawiono przed sądem. Tam zarzucono mu, iż dopuścił się zbezczeszczenia świętego miejsca, resztą zaś, czyli publicznym wymierzeniem mu kary chłosty na pręgierzu Wieży Więziennej, miał się zająć kat i jego pachołkowie. Jak każdej osądzonej osobie, tak i winowajcy przysługiwało prawo ostatniego słowa. Przekupień jednak dobrze był do niej przygotowany, skoro w obronie własnej odwołał się do tradycji herbowej jednego z najznamienitszych gdańskich rodów. Chodziło zaś o Ferberów. Zaczął od pytania, czy świnia to gorsze od innych zwierząt hodowlanych. Oczywiście przyznał rację, że uchodzi ona za stworzenie nieczyste. Jednak biblijny syn marnotrawny, zanim powrócił do swego wielce wyrozumiałego ojca, wcześniej musiał pracować jako świniopas. Był człowiekiem, a żywił się resztkami tego, czego nie Fragment XVI-wiecznego portalu nad wejściem do plebanii zjadły w polu wieprze. Dodał, iż mięsem tych zwierząt żywią się całe narody, którym pozwala na to wyznanie i zwyczaj. Na koniec zaś poruszył sumienie samych Ferberów. To przecież trzy świńskie łby zdobią herb tego rodu, ten zaś nie tylko widnieje nad wejściem do Mariackiej plebanii, ale można go także oglądać na kilku malowanych bądź rzeźbionych tarczach herbowych we wnętrzu samej świątyni i nikomu tam nie przeszkadza, że owe łby świń, czy też jak wolą inni - dzików, jawią się pośród duchownych odzianych w ornaty z nanizanymi na nie perłami. Jego argument odwracający kolejność znanego porzekadła o perłach rzuconych pośród wieprze silnie poruszyć miał ambicje dostojnej familii gdańskich patrycjuszy. Winowajca jednak na tym nie zakończył swojej mowy. Nawiązując do powszechnie tu znanej legendy herbowej, przypomniał o mądrości protoplasty znakomitego rodu. Wedle bowiem przekazu tenże, gdy wrogowie oblegając bogate i dobrze uzbrojone miasto chcieli je wyniszczyć głodem, nakazał wystrzelić z działa armatniego w ich stronę głowy trzech ostatnich w mieście wieprzy. Fortel się udał, wróg przekonany o wciąż jeszcze zasobnych w mięsiwo magazynach odstąpił od swoich zamiarów, zaś mądry burmistrz Ferber umieścił motyw świńskich łbów w swoim herbie. Przekupniowi darowano całą winę, jednak na wszelki wypadek bramę kościoła Mariac- Fot. Christian Samp kiego prowadzącą ku Ratuszowi Głównego Miasta, w którego cieniu znajdował się Targ Prosiąt, otwierano jedynie z okazji niedziel i świąt. Tak jest zresztą aż do dziś, choć o istnieniu wspomnianego rynku - części obecnego Długiego Targu dawno zapomniano. Tarcza z herbem Ferberów w kościele Mariackim Jerzy Samp Fot. Christian Samp listopad 2013 (57) 3 Wokół Starego Przedmieścia (3) iejscem naszej przechadzki będzie plac Wałowy. Nazwa, w postaci plac Wałowy przy Nowej Zbrojowni (Wallplatz bei dem Neuen Zeughaus), pojawiła się w roku 1805. Miała związek z Dworem Wałowym (Wallhof) - warsztatami budowy fortyfikacji, założonymi w XVII wieku między wylotem Żabiego Kruku i Motławą, ale przede wszystkim z dzisiejszą Małą Zbrojownią. *** Zacznijmy więc od Małej Zbrojowni. "Tę Zbrojownię wybudowano w roku 1644 na wielkim placu blisko Bramy Nizinnej, przy wale, a wymurowany jest na jedno piętro wysokości i na dole, jak też na wszystkich narożach i szczytach wyłożony kamieniarką. Ma dwa szczyty od północy i dwa od południa. Długi bok od wielkiego placu ma dwa wjazdy, drugi długi bok przy wale ma również dwa wjazdy". Tak pisał w 1709 roku Bartłomiej Ranisch. Bardzo cenny jest opis wnętrz: "Piętro jest wysoko wymurowane i niesklepione, tylko przykryte belkami, a M Domy przy placu Wałowym w środku ma mocny sosręb, spoczywający na drewnianych słupach. W tej dolnej sali stoi w gotowości wiele dział żelaznych na lawetach, także nowe mosiężne, jak również naskładanych jest mnóstwo kul różnej wielkości. Wewnątrz na długiej ścianie (przy wale) zawieszone są wszelkie zbroje i hełmy dla wielu jeźdźców oraz ponadto karabiny i pistolety. Na środku sosrębu u góry wisi po obu stronach wielka ilość siodeł i pochew pistoletowych (…). Na drugiej wewnętrznej długiej stronie od ulicy jest wszystko podobnie do pełna obwieszone. U dołu stoją zbrojni mężowie (kukły), którzy, gdy się ich mija, palą z pistoletów. (…) Nad tą kondygnacją jest poddasze, mające od wału dwa mosty, na które prowadzą w wykuszach dachu dwie bramy i mieszczą się tam różne lekkie rzeczy z królewskich bram triumfalnych wraz z wyrżniętymi z drewna figurami i innymi ozdobami. Składa się tam też pięknie rzeźbione piramidy i postumenty używane do królewskich fajerwerków. Przechowuje się też wiele innych rzeczy". Autor wylicza wszystkie wjazdy (bramy) - po dwa z każdej strony, a w innym miejscu dodaje: "Dookoła całego cekhauzu jest mocny płot ze sztachet, na 15 stóp (4,3 m), dobrze zamknięty." Taką Małą Zbrojownię oglądamy na sztychu Willera. Dodajmy, że jej twórcą był Jerzy Strakowski. Po odbudowie ze zniszczeń ostatniej wojny słu- żyła przez pewien czas jako baza Przedsiębiorstwa Taksówkowego, a od 1993 roku mieści Wydział Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych. Odbudowy zresztą nie dokończono, do dziś brakuje boniowania i elementów dekoracyjnych w postaci wybuchających granatów na szczytach, a piękny kartusz herbowy z datą ukończenia budowy - 1645 - otrzymał przy odnawianiu błędną czarną barwę srebrnych gdańskich krzyży. Wewnątrz próżno szukalibyśmy owych belek stropowych z największą z nich sosrębem - w środku. Ważne jednak jest, że budynek żyje, jest wykorzystywany, a owe "niedoróbki" przy odrobinie dobrej woli nietrudno będzie naprawić. *** Przy Małej Zbrojowni zaczynała się numeracja, obiegająca plac dokoła, zgodnie z wprowadzonymi w 1853 roku zasadami przeciwnie do wskazówek zegara. Ona sama jako budynek wojskowy nie miała numeru. W okresie zdemilitaryzowanego Wolnego Miasta przypisano jej nr 15. Dzisiejszy Dom Studencki Akademii Muzycznej na zapleczu, wybudowany około 1911 roku dla Oddziału Karabinów Maszynowych, nosi nr 15 a. Następnych numerów nie zmieniono, więc pójdziemy ich śladem. Numeru 1 dziś brak. Pod nr. 2 mieści się firma produkująca systemy alarmowe. Neorenesansowy domek nr 3 na dawnej kurtynie (odcinku wału) między Bastionem Fot. Andrzej Januszajtis Mała Zbrojownia w 1687 roku (P. Willer) św. Gertrudy i Bramą Nizinną należał do Zarządu Fortyfikacji. Dziś działa w nim gabinet okulistyczny. Obiekt nr 4 nie istnieje. Po drugiej stronie uliczki prowadzącej do Bramy Nizinnej zaczyna się malowniczy ciąg kamieniczek, które przetrwały wojnę i dopiero po niej popadły w zaniedbanie. Jest to niezwykle cenna, autentyczna starogdańska "mieszkaniówka", zasługująca na troskliwą opiekę. Narożna kamieniczka nr 5 ma schodkowy szczyt z początków XIX stulecia. Fasadę szpecą brzydkie nowe okna, na każdym piętrze inne. Następny nr 6 to jeden z ostatnich gdańskich domów wielorodzinnych, w których każde mieszkanie, niezależnie od piętra, ma własne Ten pałacyk to dawny lombard Reprodukcja: Andrzej Januszajtis wejście od ulicy. Niestety i tu szpecą fasadę niejednolite okna. Przydałby się nadzór konserwatorski! Remont domu nr 7 - 8, z wielką bramą wjazdową, stwarza nadzieję uniknięcia w nim tego rozpowszechnionego błędu. *** Kamieniczce nr 9, także z bramą, pilnie potrzebny jest remont. Wystrój wyższej od innych, bogato dekorowanej fasady nr 10, świadczy o zamożności dawnych właścicieli, majstrów fabrycznych. Dalej następują podobne domy nr 11 i 12 c, b, a - te ostatnie z odwróconą kolejnością liter (przed rokiem 1945 była prawidłowa!). Dom nr. 13 niestety, rozebrano. Nr 14 (w południowej czę- ści placu) nosi przypominający pałacyk budynek lombardu miejskiego z 1868 roku, do niedawna wykorzystywany jako skład książek, dziś opuszczony. Można by go zaadaptować na hotelik z restauracją. Widzę oczyma wyobraźni stojące przed nim stoliki od strony odrestaurowanego zieleńca na środku placu. Założony w 1872 roku, był pełen kwiatów i miał fontannę (zamienioną po 1945 roku na piaskownicę!), którą dobrze byłoby znowu uruchomić. Zlikwidowano też pomnik poległych w wojnie z Francją (na północnym końcu placu), mimo że ci pruscy grenadierzy nosili często - jak "Bartek Zwycięzca" Sienkiewicza - polskie nazwiska. Andrzej Januszajtis Fot. Andrzej Januszajtis 4 listopad 2013 (57) Jesienny jadłospis Dieta zgodna z porą roku ie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że nasz organizm ściśle współpracuje z otaczającą nas przyrodą i przemianami, jakie w niej zachodzą. Ma więc on inne wymagania i potrzeby latem, jesienią i zimą. A my, chociaż często o tym zapominamy, jesteśmy nierozłączną częścią przyrody. Matka natura niegdyś miała o wiele większy wpływ na nasze życie, potrzeby, poczynania i jadłospis. *** Niestety, nasz styl życia radykalnie zmienił się w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat i to niekoniecznie na lepsze. A zatem, aby dbać o zdrowie, mieć wpływ na kondycję fizyczną i psychiczną, a także właściwy stan naszej skóry, włosów i paznokci, dobre samopoczucie, odporność na infekcje, ale także na codzienny stres, warto obserwować przyrodę i poznać pewne jej zasady. Niegdyś jadło się tylko to, co dawała ziemia i oczywiste było, że każda pora roku wiązała się z odmiennym jadłospisem. I tym razem specjaliści od żywienia i dietetyki są zgodni, że wraz ze zmianą pory roku należy zmodyfikować codzienną dietę, wprowadzić produkty sezonowe. Należy spożywać więcej dań serwowanych na ciepło, wzbogaconych świeżymi warzywami i pełnymi witamin owocami oraz wybierać produkty pełnowartościowe, zarówno z grupy węglowodanów, białek, jak i tłuszczy. Oczywiście trzeba unikać potraw tłustych oraz ciężkostrawnych, smażonych, dużych ilości słodyczy i wyrobów mącznych, gotowych półproduktów, dań wysoko przetworzonych i pozbawionych wartości odżywczych. Pamiętajmy również o orzechach włoskich, laskowych, brazylijskich, migdałach, pestkach dyni, ziarnach słonecznika i codziennej porcji N błonnika. Zawierają one duże ilości witamin i minerałów niezbędnych dla zdrowia fizycznego i psychicznego, między innymi magnez, żelazo, selen, cynk, wapń, jod, potas, witaminy A, z grupy B oraz C. W okresie jesiennym najzdrowsza będzie dieta skomponowana z dużej ilości rodzimych warzyw i owoców: sałaty, marchwi, buraków, kapusty, fasoli i innych strączkowych, pomidorów, pietruszki, cukinii, patisonów, kabaczków, pysznej dyni, cebuli, kiszonej kapusty i ogórków, jabłek, gruszek, śliwek, będących darami naszej strefy klimatycznej. A witaminy i minerały w nich zawarte stanowią iskry za- mią. Dlatego też jesień jest najlepszym okresem, aby na co dzień wprowadzić zasady zdrowego stylu życia i sprecyzować nowe postanowienia, które chcemy zrealizować do końca obecnego roku, a zostało już tylko około 50 dni! Nasz organizm posiada bowiem szczególną predyspozycję do gromadzenia tkanki tłuszczowej zwłaszcza w tym okresie roku. Zatem niezbędne będzie określenie efektów, jakie pragniemy zrealizować do końca obecnego roku kalendarzowego, utrzymać masę ciała na stałym poziomie, zrzucić 5 kg do sylwestra, a może powitać Nowy Rok o 10 kg lżejszym? przy niedoborze kilokalorii w diecie! Wtedy też większość naszych wysiłków związanych z odchudzaniem nie przynosi oczekiwanych efektów redukcji masy ciała, bowiem ilość wytwarzanego tłuszczu w organizmie jest wyższa niż ta zużywana w trakcie aktywności codziennych i treningów ukierunkowanych na spalanie tkanki tłuszczowej. Mechanizm tego zjawiska jest bardzo prosty, bowiem produktem końcowym przemian wszystkich cukrów i węglowodanów jest glukoza - podstawowe źródło energii dla komórek, a organizm zużywa ją w pierwszej kolejności. Jeśli glukoza pojawi Owoce i warzywa są naturalnymi antybiotykami, chroniącymi nasz organizm przed wieloma chorobami Fot. archiwum płonowe dla naszego organizmu, regulują przemianę materii, szczególnie w komórkach nerwowych, mięśniach i gruczołach dokrewnych. Powinny być stałym elementem każdego posiłku - zjadajmy ich przynajmniej 1 / 3 całego pożywienia. *** Owoce i warzywa są także naturalnymi antybiotykami, chroniącymi nasz organizm przed niektórymi nowotworami, chorobami serca. Ponadto wzmacniają one system immunologiczny, chronią nas przed przeziębieniami, złym samopoczuciem, stanami depresyjnymi, niedożywieniem witaminowym, a nawet - przed ane- Pamiętajmy, iż to, co jemy, ma istotny wpływ na nasze samopoczucie, energię, pamięć, koncentrację, a szczególnie na masę ciała. Gdy za oknem szaro, wietrznie, siąpi deszcz jest nam często źle, smutno i żeby poprawić nastrój, wiele osób sięga po czekoladę - ale nie jej kawałek, tylko... całą tabliczkę. I to jest błąd! Słodkości poprawiają humor tylko na chwilę, a taki sposób podnoszenia nastroju może przyczynić się do szybkiego wzrostu masy ciała. Słodycze spożywane w zbyt dużych ilościach powodują wytwarzanie 3 - 4 razy większej ilości tkanki tłuszczowej, a tak dzieje się nawet się w krwiobiegu w momencie, gdy krążą tam już kwasy tłuszczowe z trawienia wcześniejszego posiłku, zostaną one skierowane wprost do rezerw tkanki tłuszczowej zapasowej w obrębie jamy brzusznej i bioder, u panów natomiast w okolice klatki piersiowej. Nawet mały batonik czy ciasteczko zjedzone po głównym posiłku sprzyja tyciu! By temu zapobiec, należy spożywać produkty zawierające cukier przed głównym posiłkiem lub 2 - 2,5 godziny po nim, ale należy również uwzględniać ich kaloryczność w całodziennym bilansie energetycznym lub jako zamiennik zastosować owoce: świeże, w formie sałatek, suszonych owoców lub jako sorbety, a z pewnością zauważymy spadek masy ciała! *** U wielu osób jesienią pojawia się spadek formy fizycznej. Stąd powinniśmy w tym okresie regularnie ćwiczyć, bo ruch to najlepszy sposób na długie jesienne wieczory i poprawę nastroju. Zajęcia ruchowe, a szczególnie te grupowe oraz na świeżym powietrzu, dotleniają i wzmacniają organizm, poprawiają ukrwienie tkanek oraz podnoszą odporność organizmu, likwidują stany depresyjne, złe samopoczucie, a zwiększają produkcję tzw. hormonów szczęścia! Podnosząc tempo przemiany materii, podwyższamy równocześnie spożycie energii przez nasz organizm, czyli spalamy więcej kilokalorii. Jeśli do tej pory nie doprowadziliśmy do podniesienia swojej aktywności fizycznej, czas to zrobić właśnie teraz! Aby jak najlepiej wykorzystać predyspozycje naszego organizmu, musimy skoncentrować się na treningu, który powinien łączyć ze sobą elementy treningu kardio z ćwiczeniami siłowymi. Kardio pozwoli na szybszą utratę masy tłuszczowej, czyli ćwiczenia w salach gimnastycznych w pozycjach wysokich, aerobiki, zajęcia terenowe, szybkie marsze, jogging, nordic walking, zajęcia aqua w basenie - to specjalne modyfikacje tradycyjnych treningów wytrzymałościowych ukierunkowanych na zużywanie tkanki tłuszczowej. A w trakcie tak skonstruowanych zajęć ruchowych, kiedy to nasze serce pracuje w przedziale od 120 do 140 uderzeń na minutę i czas trwania jest wydłużony do 60, a nawet 75 minu, efekt redukcji masy ciała jest gwarantowany. Zadaniem ćwiczeń siłowych jest rzeźbienie, modelowanie sylwetki, kształtowanie ciała, rozbudowa masy mięśniowej i wzmocnienie ogólnoustrojowe. Poprzez systematyczne ćwiczenia fizyczne i nieustanne podnoszenie poprzeczki zwiększamy szybkość przemian metabolicznych i zmuszamy nasz organizm do większego zużycia energetycznego. WydaWca: Piekarnia-cukiernia “Pellowski” Grzegorz Pellowski ul. Podwale Staromiejskie 84, 80-844 Gdańsk RedaktoR naczelny: Jacek Sieński, tel. kom. 692 005 718 dRuk: drukarnia B3Project 80-216 Gdańsk Wrzeszcz ul. Sobieskiego 14 nakład 1500 egz. “kuryer Gdański” w internecie na portalu trojmiasto.pl: wwwtrojmiasto.pl/kuryer-gdanski lub wpisując w wyszukiwarkę Google: kuryer gdański W okresie jesiennym, oprócz tradycyjnych zajęć ruchowych mamy do wyboru wiele imprez biegowych na różnych dystansach, a więc dla osób o różnej kondycji i wydolności organizmu. Bardziej zaawansowani biegacze wybiorą maraton lub półmaraton. Natomiast rodzinnie możemy brać udział wspólnie z dziećmi w biegach krótszych w trójmiejskich parkach lub po plaży, a zmierzyć się z samym sobą możemy w corocznym Biegu Niepodległości na dystansie 10 km. *** Przy okazji biegów, zgodnie z tradycją - w Dniu Świętego Marcina zachęcam do skosztowania smakowitych rogalików - rożków marcjanków, wypiekanych przez Piekarnię-Cukiernię „Pellowski” w Gdańsku, według własnej receptury z pysznego ciasta drożdżowego, i z nadzieniem makowym albo orzechowym. A Dzień św. Marcina jest to kolejny dietetyczny wyjątek. Bo tak, jak nie wyobrażamy sobie rezygnacji z pączka w tłusty czwartek, tak 11 listopada kojarzy się nam z innymi rarytasami słodkimi rogalikami. Pamiętajmy jednak o dozowaniu wysokokalorycznych pyszności, spożywając je ostrożnie i z umiarem. Aby w dobrej formie przetrwać trudne dla naszego organizmu jesienne miesiące, pozbawione promieni słonecznych, naturalnego światła, kiedy towarzyszą nam niskie temperatury zewnętrzne, nawet ujemne, należy skoncentrować się na właściwie zbilansowanej diecie. Bazujmy na zdrowych i urozmaiconych produktach i systematycznie spożywanych posiłkach, w miarę możliwości o stałych porach. A najskuteczniejszym naturalnym lekarstwem na długie jesienne wieczory będzie aktywność fizyczna, skutecznie poprawi nasze samopoczucie, wzmocni organizm, pozwoli optymistyczniej spojrzeć w przyszłość, doda energii i pozytywnych działań, przyspieszy przemiany metaboliczne, a także ułatwi utrzymanie bilansu energetycznego w stanie równowagi. Maria Fall - Ławryniuk