Wojna i okupacja

Transkrypt

Wojna i okupacja
Wojna i okupacja
STANISŁAW BANACHurodzony w 1919 roku w Olszewnicy
To było w lutym 1943 roku, chyba 4 lutego. Tutaj w Olszewnicy słychać było strzały, ale każdy się bał i nie szedł w
tamtym kierunku. Potem przyleciał do nas Kuclzio Stefan, sąsiad Zająców i powiedział, że Niemcy ich zastrzelili.
Zającowa to była rodzona siostra mojej mamy. Jak zaszedłem tam do nich, a było już przed wieczorem (bo w zimie
wcześnie robi się ciemno), to zastałem 5 osób zastrzelonych.
Wujek dostał strzał w głowę, nie miał połowy czaszki. Ciocię trafili z automatu przez piersi (były jeszcze kulki za
pazuchą) i w twarz (chyba dobijali). Obok wuja i ciotki leżało dwoje dzieci: syn Roman (ok. 11 lat) i córka Anna (ok. 9
lat), a z drugiej strony wnuczek, nazywał się chyba Tadzio, a na nazwisko Ilczuk. To było dziecko ich córki Eugenii. Ankę
i Romana strzelali chyba po piersiach, bo ich głowy nie były naruszone, a wnuczek tojeszcze był postrzelony w nogi.
Niemcy nakazali Kotowi (to był sołtys) zakopać ciała za obórką, aleja mówię: Tego me róbmy, trzeba na cmentarz.
Poznosiliśmy ich do mieszkania na rozścielaną słomę. Pamiętam, że jeszcze był chleb w dzieży, bo ciotka miała w tym
dniu piec.
Trudno było ich ubrać, bo to był mróz, tylko kości trzeszczały. Ludzie uciekli na dwór, nie mogli na to patrzeć, a ja
poubierałem zabitych. Wszystko to odstrzelone - mózg i te kawałki - pozbierałem i włożyłem do tej naruszonej,
częściowo pustej czaszki wuja, żeby się nie walało. O trumnach nie było mowy. Sąsiad doradził, żeby pozbijać skrzynie.
Powyjmowaliśmy drzwi do komory, powyszukiwaliśmy inne deski i zbiliśmy dwie skrzynie. Do jednej włożyliśmy wuja,
ciotkę i w nogi ich wnuczka - tego Tadzia, drugiej - dwoje pozostałych. Zaprzęgliśmy konie do sań i powieźliśmy do Woli
na cmentarz. Pochówek był w nocy, ale my mieliśmy wtedy oczy jak koty. Pomagali nam ludzie z Woli: Deleżuch Józef i
inni, nie wszystkie nazwiska pamiętam.
Niemcy nakazali chałupę rozebrać i zawieźć na opał do Kocka. Na drugi dzień ja z sołtysem i z takim wysiedlonym
Haczykiem - pojechaliśmy do Kocka. Haczyk dotarł do komendanta. Potem poszedł sołtys i urobili żandarma, żeby nie
rozbierać tej chałupy, bo pozostali jeszcze inni z rodziny (jeden syn był w niewoli w Niemczech) i nie będą mieli gdzie
mieszkać. Szkop się zgodził. Chciał się z nami wybrać na kolację, to poszliśmy.Dlaczego tak się stało?Różnie ludzie
mówili. Że to niby ich syn w Międzyrzecu pobił się z Janickimi (z tymi, co tu mieli młyn), że wujo i ciotka przetrzymywali
Ruskich w brogu. Nie wiem dokładnie.
Ale tamto wydarzenie do dziś stoi mi w oczach: w domu wszystko poprzewracane do góry nogami, splądrowane, z
kufrów wszystko powyciągane. Ich sąsiadka Jasiowa Kudziowa mówiła, że Niemcy oddawali tego chłopczyka, ale nie było
komu go przyjąć. Ta Kudziowa była wtedy staruszką.
http://gok.superhost.pl
Powered by Joomla Open Source
Utworzony: 08. 03. 2017, 12:38