O, Francziszek M. jako wychowawca
Transkrypt
O, Francziszek M. jako wychowawca
O, Francziszek M. jako wychowawca Zmieniony Czwartek, 20 Lutego 2014 19:23 Wychowanie opiera się na określonej wizji człowieka. Stawia sobie mniej lub bardziej konkretne cele, do których dąży, posługując się pewnymi metodami i środkami. W całym tym określonym procesie jest jeszcze margines, który zależy od osobowości wychowawcy, jego dojrzałości, talentu i współdziałania z łaską Bożą. Św. Paweł, apostoł, a zarazem znakomity wychowawca ludów pogańskich, był świadom tego, że niewiele można uczynić bez Boga: ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost (1Kor 3,6). Czy Franciszek M. był wychowawcą? Ci, którzy znali go osobiście lub z opowiadań, bez wahania odpowiadają, że tak. Wydaje się, że w jego byciu wychowawcą ważne są szczególnie dwa momenty: osobowość wychowawcy i miłość pedagogiczna. Każda dojrzała osobowość nabiera rysów osobowości pedagogicznej, zdolnej do wpływania na drugich, poprzez przykład. Wychowawca powinien być żyjącym wzorem tego, czego uczy, ale na to trzeba, żeby prace zaczął od samego siebie. Troska o wewnętrzna formację towarzyszy Franciszkowi M. przez całe życie. Wyraża ją w poezji. Dziękuje Matce Bożej za jej obecność w radosnych i trudnych chwilach życia, prosząc jednocześnie, by była z nim w godzinę śmierci. W sonetach o śmierci, sądzie ostatecznym i niebie, próbuje stanąć twarzą w twarz przed rzeczami ostatecznymi i wyraża uczucia mu towarzyszące: strach, niepokój, ale także radość i pragnienie nieba. Franciszek M. jako jedyną towarzyszkę swego życia chce wybrać Wolę Bożą, dla niej żyć i dla niej umrzeć. Chce kochać Boga miłością bez miary. Podstawą pracy nad sobą jest prawda o człowieku. U Franciszka M. w patrzeniu na siebie na pierwszy plan wysuwa się pokora. Zauważamy to w wypowiedziach zapisanych przez niego samego, przez innych, oraz we wspomnieniach. Kimże my jesteśmy – pyta – tylko Bóg jest wielki, powierzmy się Jemu, On jest Ojcem dobroci. Powierza się modlitwom innych: Proszę pamiętać w swoich modlitwach o mnie, biednym grzeszniku. Przyjmuje nominacje na zaszczytne stanowiska, nie jest to jednak powodem do chluby, tłumaczy uśmiechając się. Arcybiskup tego dnia był bardzo przeziębiony i nie czuł zapachu mojej brzydoty, w przeciwnym razie wysłałby mnie tarzać się w błocie. Jest przekonany, że to Chrystus uczy pokory. On ją ukazał swoim przykładem: żyjmy –mówi- w tej pokorze, która uczy nie wynosić się nad innych, ale uniżać się i radować zniewagami. Rozmawiając ze swoimi krewnym mówił, że czuje się niezdatny do niczego. Nie zauważał czci, którą otaczali go ludzie. Był kochany przez wszystkich dzięki swej pokorze i cichości. Był prosty i pokorny, chętnie do niego szliśmy, gdyż wzbudzał ufność. 1/3 O, Francziszek M. jako wychowawca Zmieniony Czwartek, 20 Lutego 2014 19:23 Rozumiejąc wartość tej cnoty, chciał wpoić ją siostrom: Wasze Zgromadzenie ma być najuboższym, najpokorniejszym narzędziem w rękach Boga. Najpierw trzeba założyć fundament pokory i ugruntować się w nim. Córki moje, ukochajcie skupienie i ukrycie (w czynieniu dobra), widzi was i słyszy Pan, niech to wam wystarczy. Z pokorą łączy się głęboka ufność, która sprawia, iż w trudnościach Franciszek M. zachowuje pokój duszy wiedząc, że w swoim czasie Bóg wszystkiemu zaradzi Dużo się modli, często spędzał noc na żarliwej modlitwie. Hostia, która codzienne rano, mocą Ducha Świętego, stawała się Ciałem Chrystusa, a którą spożywał, czyniła zeń tabernakulum. Gdy się modlił, wydawało się, że niebo schodzi na ziemię. Po modlitwie rozpoczynał swe prace apostolskie. Szedł do swych braci, by pocieszać strapionych, nawiedzać chorych, uzdrawiać skruszonych w sercu. Wieczorem, lub późną nocą wracał do modlitwy. Zanosił przed Serce Jezusa dramaty tylu serc, cierpienia duchowe i moralne, ubóstwo wielu. Modlitwę łączył z pokutą i umartwieniem, by bardziej upodobnić się do Chrystusa i wyprosić nawrócenie braci. Zrozumiał w pełni słowa Jezusa: Cokolwiek uczyniliście jednemu z braci Moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25,40) i realizował je w swoim życiu. Biednych nazywał swoimi skarbami, zapraszał na posiłek, zasiadał z nimi do stołu, usługiwał im. I chociaż skromne środki, którymi dysponował, okazywały się często niewystarczające, on jednak nie zwątpił w pomoc Bożej Opatrzności. Życie Franciszka M., dobre, piękne i prawdziwe, stawało się światłem dla innych. Taka postać pozostaje w pamięci wychowanków i jej przewodnictwo w ich życiu nie kończy się wraz z rozstaniem z wychowawcą, tylko inne formy przybiera. Ojcze, jestem twoja sierotką – powtarza Maria Tirendi w swoim dorosłym już życiu – zawsze byłeś moim ojcem, módl się za mnie. Drugim momentem charakteryzującym Franciszka Marie Di Francia jako wychowawcę, jest miłość pedagogiczna, która jest podstawą i najbardziej znaczącą metodą wychowania. Można powiedzieć, że urodził się, by ukazać ludziom cnotę miłości. Żył, cierpiał i umarł dla innych, realizując miłość ewangeliczną. Nawiązanie relacji interpersonalnej, opartej na miłości, która ma stanowić o klęsce lub powodzeniu w wychowaniu, było podstawą i pierwszym krokiem w kontaktach. Dotyczy to zarówno relacji z siostrami i dziewczętami w sierocińcu; z chorymi, których odwiedzał; z 2/3 O, Francziszek M. jako wychowawca Zmieniony Czwartek, 20 Lutego 2014 19:23 wiernymi, którym głosił Słowo Boże; ze spotkanymi w pociągu, na drogach. W udzielaniu pomocy i otuchy był pełen miłości i subtelnej intuicji. Był jak najlepsza matka, tak troskliwy, że potrafił zauważyć potrzeby i udzielić pomocy, zanim o nią poproszono. Dla dzieci osieroconych był ojcem dbającym o ich potrzeby biologiczne, psychiczne i duchowe. Ojcem kochającym, słuchającym zwierzeń i rozumiejącym, a jednocześnie wymagającym. Dla chorych i umierających był przyjacielem mającym moc jednania z Bogiem, znakiem miłosiernej miłości dla grzeszników, dla wszystkich bratem. Miłość, która jest dobra i cierpliwa, znosi wszystko, ale tez ma nadzieję na wszystko i pokonuje wszelkie przeszkody, jest miłością wychowującą. Miłość prowadzi dalej do zdobywania wartości, których istnienia wcześniej nawet się nie podejrzewało. Akceptacji i asymilacji wartości sprzyja w dużej mierze stworzenie rodzinnego środowiska. Jeśli Pan nas powołał, byśmy tworzyli jedna wielką rodzinę, uczynił to ze względu na nas i na Swoja wielką Miłość. Franciszek M. chce, by dziewczynki czuły się jak w rodzinie, by siostry starały się zastąpić im rodziców. Należy też kochać to, co dzieci kochają: wspólne zabawy, spacery, pracę, modlitwę; by nauczyły się kochać to, co sprawia trudności: np. dyscyplinę, zachowywanie regulaminu, samoumartwienie. Przede wszystkim należy jednak być z wychowankami, rozmawiać i słuchać uważnie. Dziewczynki ze swymi niepokojami zwracały się do ojca i zawsze wracały do siebie zadowolone. Franciszek M. był wychowawcą pokornym, widział swoją małość i wielkość Boga, któremu z ufnością wszystko powierzał. Był pełen nadziei, cierpliwie czekał na owoce swej pracy, wykorzystując w niej dostępne mu środki (por. Łk 13, 6-9), tak naturalne, jak nadprzyrodzone. Darzył szacunkiem wychowanków, świadomy, że właśnie za nich Jezus oddał swoje życie. 3/3