reklama - Życie Olsztyna

Transkrypt

reklama - Życie Olsztyna
REKLAMA
nr 2 (173) 2015 ISSN 1734-7076
NOWE
Życie
REKLAMA
(18.01.2016-1.02. 2016)
www.zycieolsztyna.pl
REKLAMA
NAKŁAD 25 000
Olsztyna
REKLAMA
2
z olsztyna
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
Dwa centra nauki
w mieście? Nierealne,
ale możliwa współpraca
Warszawa ma jedno centrum nauki – Kopernik. Okazuje się,
że w Olsztynie taki pomysł mają dwa podmioty: ratusz oraz
UWM.
Już od co najmniej kilku dni wiadomo było, że uniwersytet chciałby w Kortowie wybudować obiekt podobny do Centrum Nauki Kopernik. Budynek miałby mieć powierzchnię 2,5
tys. mkw. i kosztować 10 mln zł. Uniwersytecka koncepcja centrum nauki opiera się na popularyzowaniu wiedzy z obszarów
badawczych, dzięki którym uczelnia się wyróżnia, czyli akwakultury, rybactwa, nauki o żywności czy weterynarii.
Tymczasem dowiedzieliśmy się, że urząd miasta miał podobne plany – i to już od 2013 roku. Projekt miejskiego centrum
nauki miałby mieć powierzchnię ok. 2 tys. mkw., a zlokalizowany byłby w Olsztyńskim Parku Naukowo-Technologicznym.
Jego budowa kosztowałaby 20 mln zł, dlatego też miasto stara
się o dofinansowanie. I w tym przypadku chodziłoby o popularyzację osiągnięć naukowych olsztyńskich uczelni. Dlatego też
wydaje się, że dwa tego typu obiekty nie powstaną, a – co więcej – urzędnicy miejscy chcieliby współpracować w tej kwestii
z władzami uniwersytetu.
morzu po drugiej wojnie światowej. Nagroda starostwa olsztyńskiego trafiła do red. Grażyny Bochenek z Radia Rzeszów za
reportaż „Nasi Ukraińcy”, w którym opowiada historię trzech
Polek mieszkających na dawnych Kresach.
Gala odbyła się w salach kopernikowskich olsztyńskiego
zamku. Konkurs „Pogranicze” organizuje Radio Olsztyn od
2002 roku. Stanowi jedną z najbardziej prestiżowych imprez
dziennikarskich w Polsce.
Olsztynianie wybrali
projekt ekociepłowni
Głosowanie trwało szesnaście dni. Można było wybrać jedną z trzech koncepcji architektonicznych. Wygrał projekt architekta Macieja Powązki. Na zwycięską koncepcję głosowało ponad 2,7 tys. mieszkańców. Dwie pozostałe uzyskały łącznie ok.
2,1 tys. głosów. Laureat nazwał swój projekt „Źdźbło trawy”.
Dlaczego?
– Elementy instalacji stanowią w przenośni szare, nieregularne wielościany, kojarzące się z jednej strony z cywilizacją,
a z drugiej z naturą – wytłumaczył Maciej Powązka. – Kształty brył przypominają porozrzucane w terenie kamienie. Elewacje zostały poprzecinane dynamicznymi wcięciami w kolorze zieleni, przywodzącymi na myśl wyrastające spod leżących
brył źdźbła traw. Natomiast kominy zostały jakby zamknięte w
drewnianych skrzyniach.
Ekociepłownia ma zostać uruchomiona w 2020 roku.
40 mln na nową
„Uranię”
Taki budżet przeznaczy miasto na budowę nowej hali
sportowej. Minął już termin nadsyłania projektów. Zgłosiło
się 67 pracowni architektonicznych z całej Polski. Z pewnością takiego zainteresowania nie spodziewali się ani organizatorzy konkursu ze Stowarzyszenia Architektów Polskich,
ani urzędnicy. Wszystkie wnioski są sprawdzane. Ostateczne ogłoszenie listy podmiotów biorących udział w konkursie już 19 stycznia. Następnie architekci będą mieli czas na
nadesłanie gotowych projektów do 15 marca. A nieco ponad tydzień później, czyli 24 marca zostaną ogłoszone wyniki konkursu na nową „Uranię” i dowiemy się, jak będzie
ona wyglądała.
WOŚP. Rekord
w Olsztynie
Nagrody trafiły do utalentowanych reportażystek
Pogranicze 2015
Rozstrzygnięto Ogólnopolski Konkurs na Reportaż Radiowy „Pogranicze”. Spośród zgłoszonych 24 reportaży jury (dr
hab. Joanna Szydłowska, red. Wojciech Ogrodziński i red. Mariusz Borsiak) wybrało trzy równorzędne wyróżnienia. Nagroda marszałka województwa warmińsko-mazurskiego przypadła red. Joannie Sikorze z Radia Białystok za reportaż „Zadanie”,
w którym porusza ona problem uchodźców. Nagrodę prezydenta Olsztyna otrzymała red. Grażyna Preder z Radia Koszalin za reportaż „Po wojnie w niemieckiej szkole”. W reportażu
przedstawia sposób funkcjonowania niemieckich szkół na Po-
– Staramy się docierać do naszych mieszkańców wszelkimi możliwymi kanałami – powiedział Piotr Grzymowicz, prezydent Olsztyna. – Teraz proponujemy kolejny instrument, aby
forma dialogu związanego z rozwojem naszego miasta była cały czas rozwijana.
Do udziału w panelu zostanie wylosowanych 10 tys. pełnoletnich mieszkańców Olsztyna. Urzędnicy przyznają, że dołączyć do grupy mogą także inne osoby, bo najważniejsze jest dotarcie do jak najszerszego forum.
Unikalna inicjatywa
w skali kraju
Olsztyńscy urzędnicy mają pomysł na większe zainteresowanie mieszkańców sprawami stolicy Warmii i Mazur. W tym
celu ma powstać Olsztyński Panel Obywatelski. Jest to inicjatywa w skali Polski wyjątkowa, choć samorządy na całym świecie
z niej korzystają. Dzięki panelom mieszkańcy przejawiają większe zainteresowanie lokalnymi sprawami oraz chętniej angażują się we współdecydowanie o swoim mieście.
Ponad 311 tys. zł zebrali wolontariusze w stolicy regionu
w trakcie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Przypomnijmy, że obecna edycja WOŚP służyła zebraniu pieniędzy
na zakup urządzeń medycznych dla oddziałów pediatrycznych oraz dla zapewnienia godnej opieki medycznej seniorów.
W Olsztynie na ulice wyszło 410 kwestujących. Już po pierwszych godzinach kwestowania pojawiła się nadzieja, że mieszkańcy wykażą się większą hojnością niż rok temu, kiedy do puszek trafiło łącznie 240 tys. zł. – Jesteśmy bardzo pozytywnie
zaskoczeni, że do puszek wrzucanych jest wiele banknotów
o nominale 50 zł i 100 zł – mówił w niedzielę jeden ze sztabowców Orkiestry.
Te spostrzeżenia przełożyły się na kwotę, którą uzbierano.
Już dzień po olsztyńskim finale okazało się, że to ponad 311 tys.
zł, co oznacza, że rekord z 2015 roku został zdecydowanie pobity. A pieniądze spływają z organizowanych jeszcze różnego rodzaju licytacji.
red.
REKLAMA
NOWE
Życie
Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza
INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik,
“
redaktor naczelny: Leszek Lik, [email protected];
redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik,
dziennikarze: Andrzej Zb. Brzozowski, Cezary Kapłon, Jacek Panas, Jerzy Pantak,
Mirosław Rogalski, Mariusz Wadas;
Okładka: materiał powierzony;
Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273;
(r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji.
Redakcja nie odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie
prawo adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Edytor Sp. z o.o.
Olsztyna
Nakład 25 000
aglomeracja olsztyńska
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
3
Jaki budżet w gminie Dywity na 2016 rok
Budżet rekordowy i proinwestycyjny!
Ponad 47,1 mln zł dochodów, 48,1 mln zł wydatków, w tym około 12,5 mln zł wydatków na inwestycje, deficyt na poziomie 1 mln zł – to najważniejsze liczby uchwalonego na XV sesji Rady
Gminy Dywity budżetu gminy na 2016 rok! Za budżetem głosowało 10 radnych, 5 było przeciwnych. – To budżet prorozwojowy, bo ponad 1/4 środków jest przeznaczona na inwestycje, co
plasuje nas w czołówce gmin Warmii i Mazur – podkreśla Jacek Szydło, wójt gminy Dywity.
Pod względem wysokości dochodów i wydatków
budżet na 2016 rok będzie
najwyższym w historii gminy Dywity. W stosunku do
poprzedniego budżetu dochody gminy zwiększyły się
o około 2 mln zł do kwoty
47,1 mln zł, a wydatki o ponad 5 mln zł do kwoty 48,1
mln zł. Znacząco wzrosły
wydatki na inwestycje, bo
w 2016 roku zaplanowana
została realizacja inwestycji na poziomie ponad 12,5
mln zł, co stanowi ponad 26
proc. wszystkich środków.
Dla porównania wydatki na
inwestycje w 2015 roku wyniosły 8 mln zł.
– Jest to zdecydowanie budżet proinwestycyjny i prorozwojowy – uważa Jacek
Szydło, wójt gminy Dywity.
– Biorąc pod uwagę udział
procentowy, to przeznaczamy na inwestycje najwięcej
środków spośród sąsiednich
gmin. Podchodzimy do budżetu optymistycznie, choć
z pewnością wymaga on zaangażowania całej Rady Gminy. Jego realizacja będzie wy-
prognozie finansowej” oraz
możliwości
sfinansowania
deficytu.
–
Pozytywne
opinie
w sprawie projektu budżetu
na 2016 rok wydały również
Komisja Budżetu i Komisja
Inwestycji Rady Gminy Dywity – podkreśla Teresa Kuptel,
skarbnik gminy Dywity.
Jakie inwestycje
Za historycznym, rekordowym budżetem gminy Dywity na 2016 rok zagłosowało 10 radnych, 5 było przeciwnych
magała sporego wysiłku, bo
zaplanowaliśmy w nim pozyskanie znaczących środków
z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich i Regionalnego Programu Operacyjnego
„Warmia Mazury 2014-20”
(plan na 2016 rok zakłada pozyskanie prawie 4 mln zł ze
źródeł zewnętrznych).
RIO i komisje
zaopiniowały pozytywnie
Radni omawiali projekt
budżetu podczas kilku grudniowych komisji, a samo głosowanie nad uchwaleniem budżetu na 2016 rok odbyło się
podczas XV sesji Rady Gminy Dywity 15 grudnia. Ostatecznie za przyjęciem budże-
tu zagłosowało 10 radnych,
przeciwnych było 5 radnych.
Wcześniej projekt budżetu, przygotowany przez wójta i służby finansowe gminy
Dywity, pozytywnie zaopiniowała Regionalna Izba Obrachunkowa, która wydała również pozytywne opinie
o przygotowanej „Wieloletniej
Wśród najważniejszych
inwestycji, jakie będą realizowane lub rozpoczęte w 2016
roku, trzeba wymienić rozbudowę Zespołu Szkół w Dywitach, która w latach 2016-17
ma pochłonąć około 6,8 mln
zł, budowę sieci kanalizacyjnej Barkweda-Bukwałd z lokalną oczyszczalnią ścieków,
modernizację stacji uzdatniania wody w Sętalu, a także
kontynuowanie budowy dróg
o priorytetowym znaczeniu
dla gminy.
– W 2016 roku chcemy też
rozpocząć budowę świetlic
wiejskich w Różnowie i Ługwałdzie – mówi wójt Jacek
Szydło. – Dodatkowo wspólnie z powiatem opracowuje-
my projekt przebudowy drogi ze Spręcowa przez Sętal,
Nowe Włóki, Tuławki, Gady,
Słupy aż do granic Olsztyna,
co pozwoli na wprowadzenie
tam miejskiej komunikacji publicznej. Jak widać do realizacji inwestycji podchodzimy
odważnie i bez asekuracji.
Dobrą wiadomością jest
również to, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Olsztynie, po licznych
naciskach i zaangażowaniu
finansowym gminy, zdecydowała uwzględnić w swoich planach budowę chodnika z Dywit do cmentarza
komunalnego.
W 2016 roku zapoczątkowana ma być też II edycja programu budowy przydomowych oczyszczalni ścieków
głównie w zabudowie rozproszonej, kolonijnej. W latach
2016-18 z budżetu gminy na
ten cel ma być przeznaczona
kwota 2 mln zł. Sporo inwestycji zaplanowano też w nowe oświetlenie i uzupełnienie
tego istniejącego już na terenie
gminy.
4
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
wspomnienia
Andrzeja Rojka wspomina
Andrzej Brzozowski
Andrzej Rojek - Wafel
szych olsztyńskich zespołów
rockowych i jazz-rockowych
tamtego okresu, takich jak Banici, Kometes Aster, Mag czy
Suita. Miał także swój epizod, jak większość muzyków
w tamtych latach, w olsztyńskiej
kapeli grającej na dancingu w restauracji „Pod Żaglami”.
Jego kabaretowy życiorys
miał początek w zespole Trzeci Oddech Kaczuchy (sierpień
1981 – maj 1982), w którym był
perkusistą. Można było go już
wtedy zobaczyć w niektórych
skeczach zespołu. Po rozpadzie pierwszego składu „Kaczuch” (odejściu Zbigniewa
Rojka) został współzałożycielem, solistą, perkusistą, a nawet basistą kabaretu „Kaczki z Nowej Paczki” (kwiecień
1982 – listopad 2006). Ale ponad wszelką wątpliwość zasłynął dowcipnym „językiem
migowym” w jednym z największych przebojów kabaretu „Przysłowie niedźwiedzie”, znanego także pod
nazwą „Bolek i Lolek”.
Jako perkusista „Kaczek”
(w pierwszym składzie zespołu) doczekał się wymarzonego prezentu od swojego taty, przebywającego już wtedy
w USA. Otrzymał nowy kom-
fot Jerzy Szymanek
Swoją artystyczną drogę
rozpoczął w 1959 roku, wraz
z siostrą Jolą i bratem Zbyszkiem, od nauki tańca w Domu
Kultury Dzieci i Młodzieży
w Olsztynie. W 1964 roku
wstąpił do zespołu tanecznego „Krusyna”. Taniec nie był
jego powołaniem. Od lipca
1969 roku zaczęła się fascynacja grą na perkusji. Same chęci
jednak nie wystarczyły. Podstawowy problem tamtych
czasów to profesjonalne instrumenty. Bardzo trudne do
zdobycia, także ze względu na
cenę. Mimo to trzeba było jakoś sobie radzić.
Razem z bratem Zbyszkiem (gitara elektryczna własnej roboty) oraz Zbigniewem
Leszczyńskim (gitara basowa) założyli udergroundowy
zespół rockowy Strait Jacket.
Perkusja Andrzeja to wtedy stare walizki i elektryczny
grzejnik „słoneczko” jako jedyna blacha. Tak wspomina te
czasy Zbyszek Rojek w swojej
(i J.J. Rojka) „Antologii satyry
& satyryków Warmii i Mazur
1945- 2010”.
Niedługo potem marzenia zaczęły się spełniać i powoli skompletował prawdziwą perkusję. Był samoukiem,
ale szybko opanował grę na
tym instrumencie na tyle, by
stać się „bębniarzem” najlep-
fot z arch. zespołu
7 stycznia 2016 roku odszedł na zawsze współzałożyciel, były wokalista i muzyk zespołu „Kaczki z Nowej Paczki” – Andrzej „Wafel” Rojek (1955 r.). Pozostanie w naszych sercach i pamięci
jako wspaniały kolega i przyjaciel, pełen werwy, humoru oraz fascynacji muzycznych. Miał w sobie to coś, co pozwalało go polubić od pierwszego kontaktu, dlatego skupiał wokół siebie
wielu życzliwych mu ludzi.
Kaczki 1989 - Ostatnie takie trio
plet blach do perkusji legendarnej firmy Paiste. Zrobił
do nich specjalny pokrowiec,
strzegł jak oka w głowie i zabierał ze sobą do hotelowego
pokoju na trasie. Śmialiśmy
się, że chyba nawet zabiera je
do łóżka. Jednak w tamtych
czasach nikogo takie zachowanie nie dziwiło.
Podczas studenckiego festiwalu FAMA w Świnoujściu
w 1986 roku organizatorzy poprosili Andrzeja, aby udostępnił swoją perkusję zespołowi
Mr. Zoob. Zrobił to, chociaż
z duszą na ramieniu. Obawy nie były bezpodstawne.
Perkusista Mr. Zooba zagrał
odwróconymi
pałeczkami
i zrobił w tych nowiutkich blachach głębokie wgniecenia.
Andrzej obserwował to, siedząc na widowni. Po występie musieliśmy go powstrzymywać, bo kariera Mr. Zooba
mogła zakończyć się bardzo
wcześnie.
Od 2006 roku do 2015
przebywał w Chicago, gdzie
współpracował z polonijnym
kabaretem „Bocian”, grał imprezy dla dzieci (wykorzystując repertuar „Kaczek”)
oraz założył własny coverowy zespół muzyczny pod nazwą Rojek Band. Występował
na największych polonijnych
imprezach w Chicago, udzielił także wielu wywiadów telewizyjnych i radiowych.
Z jego inicjatywy w 2007 roku odbyło się kilka koncertów zespołu Kaczki z Nowej
Paczki z okazji 25-lecia w Chicago. Między innymi w Irish
American Heritage Center
oraz popularnym polonijnym
klubie DD.
Coraz bardziej szwankujące zdrowie nie pozwoliło
zrealizować mu wszystkich
artystycznych planów. Jego
charakterystyczny niski głos
można usłyszeć na kilku płytach i wielu nagraniach radiowych czy telewizyjnych zespołu Kaczki z Nowej Paczki.
Andrzej Rojek był członkiem Stowarzyszenia Artystów Wykonawców Utworów
Muzycznych i Słowno-Muzycznych SAWP. W 2001 roku
minister kultury i dziedzictwa
narodowego przyznał mu odznakę „Zasłużony Działacz
Kultury”.
Niebiańska Orkiestra zyskała nie tylko znakomitego
muzyka, ale również wspaniałego kompana. Żegnaj,
Andrzeju.
Andrzej Zb. Brzozowski
kto ma rację?
Niekompetencją
do klienta
Dawno, dawno temu w niektórych zawodach obowiązywały pewne stopnie kwalifikacji. I tak
byli mistrz, czeladnik oraz uczeń. Mistrz, jak sama nazwa wskazuje, to wzór do naśladowania. Czeladnik osiągał pewien zasób wiedzy i umiejętności, a uczeń był dopiero na początku
tej drogi. Trzymano go więc z daleka od klientów, aby nie kompromitował siebie i firmy.
Dlatego też, drogi Jacku,
kiedy naszedł czas zakończenia umowy z operatorem mojej sieci komórkowej, udałem
się do jednego z salonów, aby
zasięgnąć informacji na temat
propozycji kontynuacji kontraktu. Powitały mnie trzy
młode panie. Jedna z nich poprosiła, abym usiadł i zaproponowała koleżance, aby się
mną służbowo zajęła.
Zacząłem zadawać pytania, ale na żadne z nich nie
mogłem uzyskać od razu odpowiedzi. Pani konsultantka
cały czas szukała informacji
w Internecie lub prosiła o pomoc koleżankę. Wtedy szukały razem. Po trzydziestu minutach miałem już tego dosyć.
Delikatnie zwróciłem uwagę, wyszedłem, zmieniłem
operatora i zrezygnowałem
z usług poprzedniej firmy
z powodu braku profesjonalizmu. W tym drugim przypadku konsultant odpowiedział
na wszystkie moje pytania
i doskonale orientował się
w propozycjach swojej sieci
komórkowej.
Operatorzy mają do zaproponowania klientom kilka
wersji oferty. Czy tak trudno
się tego nauczyć na pamięć?
Osoba zasiadająca w salonie obsługi klienta powinna przejść chyba jakieś przeszkolenie oraz sprawdzian ze
znajomości oferowanych produktów. Dopiero wtedy można ją dopuścić do sprzedaży.
Przecież przez swoją niekompetencję może wprowadzić
klienta w błąd. Zdarzyło mi
się to kiedyś. Okazało się, że
po miesiącu włączyły się dodatkowe usługi, które były
darmowe tylko przez pierwszy miesiąc. Nikt mi tego jednak wcześniej nie powiedział.
Można oczywiście zapoznać
się z ofertą każdej firmy w Internecie, ale skoro idę do salonu obsługi klienta, to chyba
mogę się spodziewać profesjonalnej obsługi, podpartej rzetelną wiedzą?
Na koniec jeszcze jedna
sprawa. Czy nie dziwi Cię to,
Jacku, że dzwoniąc do biura
obsługi klienta swojej sieci ko-
mórkowej, musisz uiścić opłatę? A przecież nie dzwonisz
tam dla własnej przyjemności.
Trzeba coś wyjaśnić, reklamować i bardzo często są to problemy niewynikające z winy
klienta. Wisisz na linii kilkanaście minut, bo konsultanci
jak zwykle są zajęci, a licznik
cały czas bije. Taki ukłon
w stronę swoich klientów?
Andrzej Zb. Brzozowski
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
5
Prawda
niejedno ma imię
To były czasy, kiedy obywatele mieli tylko telefony stacjonarne, a rozmowa bez względu na
długość kosztowała 50 groszy. Kto by wtedy myślał o słuchawce przy uchu w każdym miejscu,
w jakim w danej chwili się człowiek znajdował. Spraw nie załatwiało się telefonicznie, tylko
trzeba było się pofatygować do biura obsługi klienta i zawsze sprawa była załatwiona – przeważnie po myśli operatora. Miałeś telefon, to musiałeś się zgodzić na warunki dyktowane
przez jedyną słuszną w kraju firmę telekomunikacyjną. I fajnie było.
Czasy się zmieniły. Operatorów przybyło, konkurencja ogromna. Wszystko jest
dobrze, kiedy człowiek gada,
potem płaci i wszyscy są zadowoleni. Schody zaczynają
się, jak nam się coś nie podoba
w opłatach. Mój przyjacielu
Andrzeju! Jesteś przewrażliwiony. Dasz sobie palec uciąć,
że to nie Twoja wina? Koniecznie chcesz, aby operator był
winny. A pracownicy! Czy jesteś pewien, że zadałeś właściwie sformułowane pytanie?
Pewnie konsultant Cię nie zrozumiał, a nawet jeżeli tak, to
przecież nie może działać na
niekorzyść firmy. Sprzedający
usługi telefoniczne tak sporządza umowy, abyś nieświadomie miał coś, o czym nie wiesz,
a nawet jeśli Cię o tym informuje, to Ty po dwóch, trzech
miesiącach zapominasz. Nie
blokujesz usług i musisz płacić do końca umowy – i kto
winny? Ślepi w karty nie grają. Nie musisz podpisywać
umowy z danym operatorem.
To jest Twoja wola, a może wina. Jak i wielu posiadaczy nowoczesnych telefonów za złotówkę, którzy dzięki rzekomo
korzystnej umowie zmuszeni
są później do płacenia za coś,
czego nie chcą. Nie musisz być
u takiego operatora, możesz
wybrać innego i nie narzekaj.
A jestem pewny, że panie są tak
przeszkolone, aby klienci podpisywali cyrograf i korzystali
z usług danego operatora.
Jesteś
niezadowolony
i dlatego zarzucasz niewiedzę
biednym konsultantkom, które często po ogólniaku i kilkudniowym kursie muszą doradzać klientom z dziedziny,
jakiej często nawet fachowcy
dokładnie nie znają. Na pewno jedna ze stron jest z takiej
rozmowy zadowolona. Nie
zawsze musi to być klient.
A jeżeli chodzi o telefoniczne biuro usług. Zastanów
się, co by się działo, gdyby ta
usługa nie była płatna. Ludzie
dzwoniliby bez przerwy, gadając długo i namiętnie. Z tej
usługi przeważnie korzystają tylko zdesperowani. I sprawy załatwiają szybko. A przecież operatorzy chcą zarobić
na płacę dla pracowników
i w ten sposób niezdecydowani, a często niezadowoleni
klienci dają możliwość utrzymania armii konsultantów.
Mam radę dla Ciebie, Andrzeju i innych rozczarowanych
abonentów. Jak macie pretensje do operatorów, kontaktujcie się z nimi przy pomocy Internetu. Ta usługa jest na razie
za darmo.
Jacek Panas
6
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
nasze osiedle
Wojska Polskiego
W ostatnich latach o swoim istnieniu przypomniało Zatorze, zaniedbana część Olsztyna, sztucznie oddzielona torami od reszty miasta. Miejscowi mieszkańcy domagają się zrównoważonego
rozwoju swej dzielnicy. Trzeba ją w znacznym stopniu zrewitalizować, by nadrobić dziesiątki lat zaniedbań, nie tylko w infrastrukturze komunalnej, lecz i społecznej. To rozległy teren: bardzo
zielony, z urokliwym parkiem Jakubowym przylegającym do płuc miasta, czyli Lasu Miejskiego z legendarnym Stadionem Leśnym oraz z dawnymi koszarami.
Koszary, stadion i park leżą na terenie osiedla Wojska
Polskiego. Obejmuje ono część
Lasu Miejskiego na północy
i graniczy na zachodzie z Łyną, na wschodzie z ulicami
Oficerską, Sybiraków, Puszkina i Jagiellońską, a na południu z torami. To ponad 5 km
kwadratowych samych zabytków. Dlatego powstało tu wiele grup obywatelskich, których członkowie głoszą miłość
do miejsca swego zamieszkania. Ci ludzie to prawdziwy
skarb: wielu mieszka tu od
urodzenia! Są to członkowie
Stowarzyszenia „Nasze Jakubowo”, grupy inicjatywnej
Stowarzyszenia Wspierania
Aktywności
Obywatelskiej
„Zatorze” (SWAO jednak upadło), Uniwersytetu Nowoczesnego Obywatela, a ostatnio
– także nieformalnej, ale mocnej personalnie „Koalicji dla
Zatorza”. Należą do niej członkowie Rady Osiedla Wojska
Polskiego, z jej przewodniczącą Mają Antosik, a także osoby z innych stowarzyszeń niemieszkające na Zatorzu.
Miejsca magiczne
Nazwa osiedla pochodzi
od jednej z najdłuższych ulic
Olsztyna, będącej jego rdze-
Koszary Funka
Staw Browarny w parku Jakubowym
niem: nawiązuje też do dawnych koszarów poniemieckich,
zwanych dziś koszarami Dragonów i Funka. I to one oraz
park i tranzyt ciężkich samochodów ulicami Wojska Polskiego i Sybiraków wzbudzają ostatnio najwięcej emocji. Bo
mieszkańcy uważają, że Zatorze ma wiele magicznych
miejsc, nie tylko park i koszary.
Po II wojnie było jednak
coraz gorzej: znikły oryginalne obiekty sportowe, w tym
stadion i wieża do skoków
spadochronowych, przepadły
ogrody i tramwaje, niszczeją koszary… Została stara zabudowa, cmentarze, pomniki i szpitale. Za to zaczęła się
deweloperska zabudowa tych
magicznych miejsc i wzmożony ruch samochodowy, zmora
mieszkańców.
Ratujmy Jakubowo
Jakubowo (Wzgórze św.
Jakuba, niem. Jacobsbeg)
z parkiem, jeziorem Mumel
i Stawem Browarnym – po
browarze zostały tylko wspomnienia – jest swoistą perełką całego Olsztyna. Już
w połowie XIX wieku były to
rekreacyjne tereny z wieloma
boiskami sportowymi i kręgami do tańca. Wszędzie było sporo ogrodów. W 1907 roku Jakubowo połączono ze
śródmieściem linią tramwajową! W1910 r. była tam wystawa przemysłowa, po któ-
rej został budynek restauracji
– dzisiejszy CEiIK.
Gdy w 2012 r. powstało
Stowarzyszenie „Nasze Jakubowo”, któremu przewodniczy Zdzisława Łukaszewska
– wówczas także członek rady osiedla, zapalona turystka
– jego członkowie postanowili ożywić park festynami i rajdami oraz ratować go przed
dewastacją. Zgłosili projekt
odnowy do pierwszej edycji
Olsztyńskiego Budżetu Obywatelskiego, jako ogólnomiejski. Projekt wygrał, ale Zdzisława Łukaszewska nie może
odżałować, że wnioskowano o połowę dostępnej kwoty, czyli tylko o pół miliona
złotych. Bo to wystarczyło ledwie na dokumentację i ko-
smetykę parku. W II OBO wybrano boisko piłkarskie dla
Gimnazjum nr 12 przy ul. Sybiraków, którego realizacja też
się ślimaczy. Ostatnio zderzyło się to z planami odnowy leżącego naprzeciwko stadionu
„Warmii”, które miasto wytargowało od PKP. Dwie podobne inwestycje w pobliżu siebie
chyba nie mają sensu. W III
edycji OBO (2015 r.) projekt
parkowy też przepadł: był na
3. miejscu.
Precz z tirami
W 2013 r. mieszkańcy
zbuntowali się na wieść, że
miasto chce dopuścić do ruchu na przebudowanej ul.
Wojska Polskiego samochody
cięższe niż 7,5 t. Po wielu pro-
nasze osiedle
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
7
– osiedle z charyzmą
Widok na koszary Funka przy ul. Kasprowicza
Stajnie w koszarach Dragonów przed spaleniem. Zdjęcie archiwalne, jesień 2008 r.
testach, petycjach i konsultacjach (brylowali w tym członkowie „Naszego Jakubowa”,
SARP i „Świętej Warmii”) doszło do kompromisu – inwestycję wstrzymano, a do ruchu
dopuszczono pojazdy o tonażu do 18 t. Teraz temat odżył
przy okazji projektów przebudowy wiaduktu nad torami
w ciągu ul. Limanowskiego, ul.
Sybiraków i dalej Wojska Polskiego, bo tamtędy idzie tranzyt ku granicy z Rosją. Zmobilizowała się „Koalicja dla
Zatorza”, której członkowie,
jak np. Paweł Szczur z FRO
i Jerzy Żyngiel, z zawodu projektant, mają autorskie (i moim zdaniem sensowne) pomysły na przeprowadzenie tych
inwestycji. Pan Żyngiel jest nawet członkiem miejskiej komisji ds. opracowania planu rewitalizacji Olsztyna do 2020 r.,
ale czy miejscy planiści zechcą
posłuchać jego racji?
Koszmar koszar
Równie wiele energii społecznicy poświęcili rewitalizacji koszar Dragonów, które powstały w zakolu Łyny
w połowie lat 80. XIX wieku.
Sto lat później, po opuszczeniu ich przez wojsko – polskie
już – koszary służyły różnym
gospodarczym celom. Ale nikt
z użytkowników tej poniemieckiej spuścizny nie szanował, kilka budynków spłonęło. Powstała więc nieformalna
koalicja kilkunastu organizacji
na rzecz kompleksowej rewitalizacji koszar (m.in. stowarzyszenia: Nasze Jakubowo,
Borussia, Święta Warmia, Sadyba, FRO, SARP i Związek Stowarzyszeń „Razem
w Olsztynie”).
W latach 2010-2015 zorganizowano w koszarach kilkanaście debat, „wzorowych
konsultacji” oraz prezentacji krajowych i zagranicznych
Ul. Wojska Polskiego przed polikliniką
Popadający w ruinę Klub Przyczółek
specjalistów zajmujących się
rewitalizacją. Ponieważ wciąż
nie ma planów zagospodarowania przestrzennego tego terenu, powstała społeczna wizja i konkretny program
odnowy koszar, w którym
zaproponowano wielofunkcyjne, raczej społeczno-kulturalno-turystyczne ich wykorzystanie. I? Zapadła cisza.
Tymczasem miasto sprzeda-
ło jeden z budynków prywatnej osobie, która ma niejasne
cele jego wykorzystania. Koalicjanci przygotowali nawet
projekt uchwały Rady Miasta w sprawie specjalnego potraktowania koszar (w ramach
tzw. obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej). Urzędnicy ratusza uważają jednak,
że uchwała nie ma sensu, bo
koszary to ledwie cząstka
problemu rewitalizacji miasta i należy z tym poczekać
na kompleksowe opracowanie. Jednak na stronie Stowarzyszenia „Warnija” można
znaleźć zachętę z 15 grudnia
2015 r. do podpisywania apelu do władz miasta, by dać
priorytet koszarom. Bo mogą
nie doczekać kompleksowego
programu.
A przecież można by iść za
przykładem resztek tzw. koszar Funka, czyli odnowionego budynku przy ul. Kasprowicza. Notabene kontrastuje
on teraz z przylegającym doń
i rozwalającym się klubem
„Przyczółek”. Do niedawna
był on siedzibą rady osiedla
i kilku zaprzyjaźnionych organizacji, w tym unikatowego
Uniwersytetu Nowoczesnego Obywatela, prowadzonego
przez Zbigniewa Majchrzaka,
członka RO WP.
– Ale mamy już nowy lokal – cieszy się przewodnicząca rady Maja Antosik, która
jest pełna nadziei: – Efektem
współpracy ze Stowarzyszeniem „Współtworzę Zatorze”
i Radą Osiedla Zatorze oraz
Stowarzyszeniem „Nasze Jakubowo” było np. wspólne
zorganizowanie „Kolędowania dużych i małych mieszkańców Zatorza”. Nasza rada
osiedla przeznaczyła również
pieniądze na nagrody noworoczne dla UNO. W tym roku planuję poszerzać współpracę z innymi organizacjami
i stowarzyszeniami. Uczestniczę w spotkaniach Koalicji
dla Zatorza, jest to wspaniała inicjatywa. Oczekuję zaangażowania członków rady
i mieszkańców, zapraszam
w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca w godz. 17-18 do
nowej siedziby przy ul. Wojska Polskiego 69/73 (w pobliżu
„Kolorowej”).
***
Uff! Jedno średnie osiedle, a tyle problemów, bo nie
o wszystkich tu wspomniałem.
Jerzy Pantak
Zdjęcia: JJP
8
dom
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
Jak odmienić wnętrze?
Niektóre mieszkania mają duszę. Wyczuwa się ją od razu, gdy kogoś odwiedzamy i momentalnie zostajemy oczarowani. Nagle okazuje się, że nie potrzeba mebli z najnowszego katalogu,
aby wnętrze miało w sobie to coś. Co tworzy ten klimat? Drobiazgi, dobrane z niezwykłym smakiem, wyeksponowane w przestrzeni pozbawionej chaosu. Jak uzyskać wnętrze z charakterem
w naszych czterech kątach?
Każde mieszkanie ma potencjał, by być gustownie
urządzone. I nie potrzeba nam
do tego dużych pieniędzy. Połowa sukcesu to oczyszczenie
przestrzeni. Drugą zaś połowę stanowi nasza pomysłowość. Mamy przed sobą duży
pokój dzienny ze starymi meblami. Wszystko wydaje się
w nim ciężkie i nudne. Brakuje
powiewu świeżości. Pomysłu.
Oto, co możemy zrobić, aby
szybko i tanio wnętrze stało
się bardziej stylowe.
Oczyszczenie
Na początek potrzeba nam
dwóch dużych worków na
śmieci i kilku pudełek o różnej wielkości. Po co? Po to,
aby usunąć z regału niemal
wszystko. Na widoku zostawiamy tylko zdjęcia naszych
bliskich i kilka przedmiotów, które uważamy za piękne. Reszta ląduje albo w worku na śmieci, albo w drugim
worku, do którego wkładamy
to, co szkoda nam wyrzucić,
ale co nie pasuje do koncepcji.
Jeśli coś koniecznie musi być
w tym pokoju, a nie np.
w piwnicy, to przełóżmy te
rzeczy do pudełek, by łatwiej
nam było przechowywać je
pogrupowane. Niech więc
znikną z regału stare pamiątki z wakacji, porcelanowe figurki, zakurzone wazony,
a przede wszystkim rzeczy,
których miejsce jest gdzieś indziej, np. dokumenty, klucze,
śrubki, pudełka, ładowarki do
telefonów itd.
Dlaczego powinno zależeć
nam na pustym regale? Czy
mebel, na którym prawie nic
nie stoi, nie będzie smutny,
bez duszy? Otóż nie. Nic tak
nie psuje estetyki wnętrza, jak
przeładowanie. A to niestety
norma w większości polskich
domów. Każdy mebel oszpe-
ci wnętrze, jeśli będzie zagracony książkami, szklankami,
dewocjonaliami, zdjęciami,
porcelanowymi
figurkami.
Wydaje się wtedy nie dostojny, ale ciężki, stary, zmęczony. Odgracony zaprezentuje się lepiej, zwłaszcza gdy na
koniec ustawimy na nim kilka
pasujących do siebie ozdób.
Jaki styl wprowadzić?
Oczyszczenie przestrzeni zakończmy wyniesieniem
z pokoju wszystkiego, co stoi
tam niepotrzebnie. I co nam
się już nie podoba. Może mamy żaluzje sprzed dekady?
A po rogach pokoju lub gdzieś
obok szafy gromadzą się przypadkowe rzeczy? Mając w salonie znacznie mniej zbędnych
przedmiotów, łatwiej spojrzeć
na niego świeżym okiem.
Pomyślmy, jakie kolory
wprowadzimy do pomieszczenia i jaki efekt pragniemy
osiągnąć. Ma być przestronnie, schludnie i harmonijnie?
Jeśli tak, to będziemy musieli pozostać przy minimalizmie
– usuwać z przestrzeni wszelkie niepotrzebne przedmioty,
a pozostawić tylko kilka obiektywnie eleganckich ozdób.
A może wolimy, by nasz salon był przytulny? Wtedy może być w nim mnóstwo osobistych drobiazgów, a do tego
np. kilka lampek i poduszek,
by bawić się światłem i kolorem w celu stworzenia pożądanej atmosfery. Warto przejrzeć
katalogi meblowe i czasopisma tematyczne, kiedy brakuje
nam pomysłu. Dajmy się zainspirować lub zwyczajnie podkradnijmy kilka rozwiązań.
Pomysł jest,
czas na akcję
Po oczyszczeniu przestrzeni i wybraniu stylu czas na
urządzenie pokoju na nowo.
Załóżmy, że postanowiliśmy,
aby duży pokój zyskał nowoczesny, minimalistyczny styl.
Chcemy, aby kolorem przewodnim był np. błękit. Zdejmujemy z okien zasłony lub firany,
które się nam znudziły. Zwijamy stary chodnik. Zastanawiamy się, jakie elementy naszych
mebli nie pasują do wybranego
koloru przewodniego.
Zaczynamy od przemalowania ścian. Można je zmienić np. na błękit lub szarość.
By nie było zbyt monotonnie i chłodno, warto pobawić
się kolorem. Możemy łączyć
barwy, na przykład trzy ściany pomalować jasnym kolorem, a jedną – znacznie ciemniejszym. Warto przemyśleć
połączenie farby z tapetą. Jeśli zależy nam na harmonii
i lekkości, to unikamy ściągających wzrok ciężkich wzorów.
Stosujemy raczej barwy jasne
i pastelowe. Przełamiemy je
REKLAMA
wyrazistymi dodatkami, które
nadadzą wnętrzu pazura.
Jakie to dodatki? Czas uruchomić wyobraźnię w sklepie
z artykułami aranżacji wnętrz
lub siedząc przed komputerem. Musimy wiedzieć, co będzie pasowało do nowego stylu. Może granatowe, długie
wazony, które ustawimy na
regale? Może luzurowa lampa, która stanie przy kanapie?
Może szklane łabędzie, kule albo inny piękny przedmiot? Pomysłów jest bez liku, ale pamiętajmy o tym, by zachować
konsekwencję. Linia działania
ma być spójna – albo do ścian
i mebli, będących tylko tłem,
dobieramy wyraziste, przyciągające oko dodatki. Albo na
odwrót. Do majestatycznych
mebli i odważnie pomalowanych ścian dobieramy dodatki, które nie rzucają się w oczy,
a jedynie dyskretnie i estetycznie wypełniają przestrzeń.
Czy takie przedmioty są
drogie? Niestety raczej tak.
W modnych sklepach z artykułami dekoracyjnymi zwykły wazonik czy obraz potrafią
kosztować majątek. Dlatego
lepiej odwiedzić mniejsze firmy, skromniejsze, bo w nich
można
znaleźć
perełki
w przystępnej cenie. Poszukajmy też okazji w Internecie. Jest wiele sklepów internetowych, w których kupimy
końcówki kolekcji o wiele taniej. Zasłony, firanki, dywany, piękne poduszki albo kapa mogą kosztować tu ułamek
ceny. A tymi dodatkami zbudujemy pożądany klimat.
Część ozdób można wykonać samemu. Farbami
akrylowymi pomalujmy dotychczasowe ramki zdjęć, by
prezentowały wspólny styl.
To proste i zabawne zajęcie.
A z dużej puszki można stworzyć piękny wazon, jeśli... ciasno owiniemy ją sznurkiem
w kolorze naszego wnętrza.
Wystarczy nam do tego klej
w sztyfcie i sznurek. Smarujemy klejem puszkę i starannie owijamy ją sznurkiem. Zyskujemy oryginalny wazon za
grosze. Wykonać samodzielnie można także niebanalne
poduszki na sofę. Jeśli nasza
kanapa lub kapa są w jednolitym kolorze, to poduszki
o różnych wielkościach i teksturach będą na niej intrygować.
Poszperajmy w szafie, wyciągnijmy nienoszone już swetry
czy bluzki, które rozetniemy
i ciekawie obszyjemy nimi
poduszki.
Dajmy się ponieść fantazji. Chcemy mieć na ścianach
półki, a może wolimy obraz
lub duże zdjęcie? Niech wyobraźnia nasuwa nam rozmaite pomysły, a umysł poszuka
rozwiązania, jak je nagiąć do
myśli przewodniej.
finanse
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
9
Podatek bankowy w wersji hardcore
Wiele się mówi o wprowadzeniu tzw. podatku bankowego. O szczegółach tego projektu rozmawiamy z Krzysztofem Rzymskim – niezależnym doradcą kredytowym.
Po drugie – kredytów będzie
mniej. Mniejsza rentowność to
mniejsze kapitały banków, co
doprowadzi do mniejszej liczby kredytów.
Co to jest podatek bankowy?
Tzw. podatek bankowy
dotyczy ustawy o wprowadzeniu nowego typu podatku od banków, ale opodatkowanie obejmie również firmy
ubezpieczeniowe.
A co z depozytami klientów?
I tu banki będą szukały
oszczędności, więc zapłacą niższe oprocentowanie za lokaty.
Stosunkowo łatwo to będzie
przeprowadzić. Może też dojść
do prób przeniesienia depozytów do funduszy inwestycyjnych i przeniesienia aktywów
polskich banków za granicę.
Czy wszystkie banki
i SKOK-i będą objęte jednakowym podatkiem?
Podatek będzie wynosił
0,44% aktywów banków (do
aktywów zaliczamy m.in. kredyty i lokaty). Będą nim objęte wszystkie banki… poza tymi zwolnionymi. Zwolnieni
będą mali, których aktywa są
stosunkowo niskie. Założenie
słuszne – mali powinni być niżej opodatkowani, by móc się
rozwijać.
Jakie mogą być konsekwencje wprowadzenia
podatku bankowego?
Podstawową sprawą będzie automatyczne i natychmiastowe obniżenie zysków sektora bankowego. I to
w sposób dość poważny, mianowicie zyski banków mogą
spaść o 40%.
Banki i tak miały bardzo
wysokie dochody, co nas
więc interesuje ich spadek?
Banki to instytucje zaufania publicznego, stanowią
nieodzowny element systemu gospodarek narodowych.
Wszelkie drastyczne zmiany
w tej branży grożą rykoszetem na całe sektory gospodarki. Proszę mi pokazać firmy,
A co z opłatami za karty,
rachunki?
które bez problemu przeżyją
spadek rentowności o kilkadziesiąt procent.
Chyba nie chce Pan powiedzieć, że banki upadną?
Nie chcę być złym prorokiem, ale niektóre z nich mogą
być w poważnych tarapatach.
Zyski kilku banków skurczą
się o ponad 90%, a część z nich
wykaże stratę. Należy zwrócić uwagę na fakt, że banki już
poniosły niespotykane w historii koszty związane z pokryciem depozytów upadłego
banku spółdzielczego SK Banku, stworzono fundusz stabilizacyjny na pomoc kredytobiorcom hipotecznym.
Który bank zapłaci najwyższą składkę?
Największy, czyli PKO
BP, potem Pekao SA, BZ WBK
i mBank. Przypomnę, że
udziałowcem
pierwszego
z tych banków jest Skarb Państwa, do którego w konsekwencji trafi mniej środków
z dywidendy.
Przecież podatek bankowy jest powszechny
w Europie...
Tak, ale w Polsce będzie
absolutnie największy. Podobny podatek mają Węgry
– lecz już się z niego wycofują. Podczas gdy w Polsce aktywa banków w ciągu 5 lat
wzrosły z 290 mld euro do
360 mld euro, to na Węgrzech
spadły ze 120 do 100 mld euro. Wartość kredytów spadła
w tym czasie o 30%. W Polsce opodatkowanie banków
ma przynieść większe wpływy do budżetu. W takich krajach jak Niemy czy Belgia
– z podatku zasilany jest fundusz stabilizacyjny.
Podobno w Wielkiej Brytanii i Francji wpływy też
trafiają do budżetu.
Zgadza się, lecz wymienione kraje opodatkowały
w części pasywa, a nie aktywa. I jeszcze jedna rzecz. GB
i Francja planują stopniowe
obniżanie stawki podatku.
Jakie przełożenie będzie
miało wprowadzenie podatku na zwykłego
Kowalskiego?
Możemy domniemywać,
że banki podzielą się utratą zysków ze swoimi klientami. Pierwsze pod nóż trafią kredyty hipoteczne. Są
dla banku produktem specyficznym, o małej rentowności. Część banków już wprowadziło zmiany, zwiększając
marże na kredytach hipotecznych na przełomie roku. Czyli już są realne konsekwencje.
Te już od jakiegoś czasu rosną, jednak to nie konie wzrostów. Niebawem zapewne będzie kolejna fala wzrostowa.
To pewne, że banki będą podnosić opłaty i prowizje za różnorakie czynności bankowe.
Na giełdzie banki już
spadły.
Rzeczywiście wydaje się,
że sama zapowiedź wprowadzenia podatku kilka miesięcy
temu zdyskontowała spadki
na giełdach. Niższe zyski banków to niższe dywidendy dla
właścicieli. Pragnę nadmienić,
że właścicielem banku może
być każdy z nas poprzez wykupienie akcji na giełdzie.
Według Pana czeka nas
prawdziwy armagedon?
Nie, banki sobie poradzą. Ba,
ta sytuacja wymusi na nich większą innowacyjność. Niestety na
razie ta „innowacyjność” polega
na likwidacji oddziałów i zwolnieniach grupowych, zapowiedzianych przez kilka banków.
Czy zatem są grupy, które będą zadowolone
z opodatkowania banków?
Tak. Większe podatki to
większe wpływy do wspólnego worka, zwanego budżetem
państwa. Będzie więcej pieniędzy do podziału. Jednak
wpływy z tego podatku w stosunku do wpływów z podatku PIT, CIT, akcyzy czy VAT
to mały pikuś.
A co na to społeczeństwo?
Według badań „Dziennika Gazety Prawnej” 41% Polaków cieszy się z wprowadzenia podatku bankowego.
A to nastąpi błyskawicznie
– już w lutym 2016 roku. By
nie wprowadzać Czytelników
w czarnowidztwo, pragnę zakończyć cytatem obecnego ministra finansów Pawła Szałamachy: „Wyobrażam sobie
sytuację, w której prezes banku PKO BP, który jest kontrolowany przez Skarb Państwa,
złoży oświadczenie publiczne,
w którym zaprasza klientelę
konkurencji, w przypadku gdy
tamte banki próbowałyby podwyższyć swoje opłaty. Wówczas działając w takiej logice,
stracą biznes. Po to Skarb Państwa ma narzędzia, jakimi są
jego aktywa, aby osiągać rozsądne cele gospodarcze”. Co
istotne – powiedział to, zanim
został ministrem.
10
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
ślady przeszłości
Jak Pawełek historię Olsztyna poznaje
W nowym roku do naszej redakcji dotarł list od jednego z Czytelników. Pan Mirosław (nazwisko i adres znane redakcji) napisał następującą wiadomość.
„Panie Pawle! Z zainteresowaniem czytam artykuły
dotyczące dawnego Olsztyna. Są one – a to nie tylko moje zdanie – bardzo pouczające.
Można się z nich dowiedzieć
dużo o mieście, które w czasie
ostatniej wojny zostało prawie doszczętnie spalone. Miałem przyjemność znać jednego Warmiaka, który mieszkał
w pobliżu miasta i jako młody człowiek uczył się w jednej z olsztyńskich szkół średnich. Niestety już jej nie ma,
choć jeszcze w styczniu 1945
roku odbywała się tam nauka.
Jego szkoła została zamknięta dopiero 18 stycznia. Nic nie
zapowiadało, że do Olsztyna zbliżają się radzieckie wojska. Miasto funkcjonowało
normalnie. Mimo potężnych
mrozów (w nocy temperatura spadała poniżej -30 stopni)
jeździły tramwaje i trolejbus.
Otwarte były sklepy i restauracje. Mniej było tylko mieszkańców. Spora część wyjechała. Wszystko stało się nagle.
Tak oto opowiadał mój znajomy Warmiak.
– Najpierw był nalot samolotów, a może jednego samolotu, bo spadły tylko dwie
albo trzy bomby w okolicach
dworca. Nie wyrządziły w zasadzie żadnych szkód. Nie było lekcji, postanowiłem więc
wybrać się do domu. Mieszkałem na stancji u dalekiej krewnej, u której również stołowałem się, ale od czasu do czasu
chodziłem coś zjeść do restauracji. Pamiętam, że na drugi dzień po zamknięciu szkoły jadłem jeszcze ciepłą zupę
w restauracji Centralhalle.
Niedzielę spędziłem u cioci.
Rosjanie zjawili się w Olsztynie w nocy z 21 na 22 stycznia. Bez jednego strzału. Najpierw zajęli dworzec, a potem
opanowali miasto. Nie było
żadnych walk, bo w Olsztynie
poza rannymi w lazaretach
i kilkunastoma żołnierzami nie było wojska. Miasto
w ogóle nie było przygotowane do obrony. Kiedy zobaczyłem Rosjan, uciekłem pieszo, przekradając się lasami
do swojego rodzinnego domu.
Panie Pawle! Rozpisałem
się, bo chciałem prosić o zlokalizowanie w Olsztynie restauracji, w której ten mój znajomy
jadł ostatni posiłek przed wkroczeniem Rosjan. Mówił mi, że
to było na Górnym Przedmieściu i dał mi nawet takie małe zdjęcie, ale ja nie mogę tego
miejsca ustalić. Chyba tych budynków już nie ma? Wiem, że
Górne Przedmieście to ulice za
Wysoką Bramą, czego dowiedziałem się z pana artykułów,
do których ciekawostek dostarcza Jacek Panas. Może poprosi pan tego waszego redakcyjnego miłośnika dawnego
Olsztyna o kilka informacji na
temat tej restauracji i tego miejsca na zdjęciu?”
Oczywiście zaraz po przeczytaniu list ten przesłałem
Jackowi. Nim skończyłem
mówić, o co chodzi, on odpowiedział: Oj! Pawełku, ty mnie
zamęczysz! Ale więcej nie gderał, tylko obiecał, że coś ciekawego napisze. Dotrzymał słowa i na drugi dzień miałem
materiał gotowy. A oto on.
„Pawełku, tych budynków, co są na zdjęciu, już dawno nie ma. Ten mniejszy, z lewej strony, z dużymi oknami
był jeszcze chyba do lat 80.
Jak przyjechałem do Olsztyna
w latach 50. ubiegłego wieku, to wyglądał trochę inaczej. Był niższy. Jak pamiętam,
mieściła się tam jakaś hurtownia, a może magazyn. W podziemiach była stacja transformatorowa, z której zasilano
sieć tramwajową. Ten budynek postawiono w 1913 roku
z przeznaczeniem na miejską
halę sportowo-wystawienniczą. Trenowali w niej olsztyńscy sportowcy, jak również
mieszkańcy, którzy chcieli zażyć trochę ruchu. Obok były
boisko do gry w piłkę, bieżnia
i inne urządzenia lekkoatletyczne. W sali odbywały się
kiermasze, wystawy i pokazy.
Budynek „wyzwoliciele” spalili, ale został szybko odbudowany i przez długi czas służył
jeszcze miastu. Obecnie w tym
miejscu, na jako tako wyrównanym gruzowisku, jest parking. Ten obok, duży budynek
na zdjęciu stał przy skrzyżowaniu na nieistniejących już
ulicach Młyńskiej i Zepellinstrasse (11 Listopada). Teraz
w tym miejscu jest taki duży
skwer koło Wysokiej Bramy
z nieczynnym w głębi szaletem, a dokładnie to róg ulic
11 Listopada i Nowowiejskiego. W 1945 roku ten wysoki obiekt ze zdjęcia uległ
zniszczeniu.
A wybudowany został
w 1910 roku przez Augusta
Hergotta. Miał tam być ekskluzywny hotel z restauracją. Hotelu nie otwarto, a zamiast restauracji powstała tam
na wzór wiedeński elegancka
kawiarnia Schloss Cafe, sala bilardowa, sala taneczna
i salka klubowa. To miejsce
w Olsztynie cieszyło się popularnością wśród mieszkańców
i przyjezdnych. Poza zjedzeniem ciastek i wypiciem kawy
można było w kawiarni potańczyć, pograć w karty i inne
gry stołowe, jak również wysłuchać ciekawych koncertów.
Na piętrach były czynszowe
mieszkania.
Zastanawiasz się, gdzie
jest lokal, w którym zupkę
jadł znajomy pana Mirosława.
Niestety na tym zdjęciu zasłania go budynek Schloss Cafe.
A ten w głębi to drukarnia Artura Hariha. Restauracja Centralhalle, jedna z 70 działających w Olsztynie, mieściła się
w narożnej jednopiętrowej kamienicy naprzeciwko drukar-
ni. Obecnie patrząc to na rogu
ulic Nowowiejskiego i Skłodowskiej-Curie. Została spalona w 1945 roku. Należała do
Ottona Goertza. Dom wzniesiono na początku XX wieku.
Na jego gruzach w latach 60.
powstał kompleks gastronomiczny „Inka”. Na parterze
była pierwsza w Olsztynie po
wojnie prawdziwa piwiarnia
i na piętrze kawiarnia. Co to
była za piwiarnia, kiedy jasne
z pianką podawano od godziny 13 i to przeważnie w butelkach, a o 18 już nie było! Żeby podelektować się złocistym
płynem, zamawiało się od razu kilkanaście butelek. Pamiętam, gdy jako student z kolegą kupiliśmy od razu dwie
skrzynki takich beczułek
z piwem. Siedzieliśmy i wesoło rozmawialiśmy. Bez przerwy podchodzili do nas inni amatorzy piwka z prośbą
o odsprzedanie chociaż jednej butelczyny. Dokładnie nie
pamiętam, ale dzięki transakcjom pod stolikiem piwo
wypiliśmy za darmo. Później piwiarnię zlikwidowano,
na koniec kawiarnię również
i powstał w tym miejscu kompleks handlowy.
A wracając do dawnej restauracji. Podawano tam dosyć smaczne, tanie potrawy, które przeznaczone były
przede wszystkim dla średniozamożnych
obywateli Olsztyna. Tyle, Pawełku,
wiem. Przy okazji dziękuję
panu Mirosławowi za zdjęcie.
Maila od Jacka Panasa
zredagował Pawełek
Spełnij marzenie o mieszkaniu
Spółdzielnia Mieszkaniowa ,,Kormoran” w Olsztynie buduje mieszkania na nowym osiedlu w Dywitach, nazwanym ,,Osiedlem Kormoran”. Oferta Spółdzielni
jest powrotem do formuły budowy mieszkań o statusie spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu i szansą dla tych osób, którym marzy się własne mieszkanie, a które nie mają zdolności kredytowej i nie mogą zaciągnąć kredytu hipotecznego.
Warunkiem
uzyskania
spółdzielczego lokatorskiego prawa do
lokalu mieszkalnego jest wniesienie
w trakcie realizacji
budowy 30% planowanego kosztu
budowy mieszkania (w dwóch ratach) i zobowiązanie się do spłaty
w okresie 25-letnim kredytu zaciągniętego przez
Spółdzielnię na pokrycie
70% kosztów budowy tego lokalu. Po spłacie kredytu (istnieje możliwość wcześniejszej spłaty kredytu niż
okres, na jaki kredyt został zaciągnięty przez Spółdzielnię) zostanie dokonane
przeniesienie lokalu w odrębną własność wraz z za-
łożeniem Księgi Wieczystej
i wpisem o własności lokalu
na rzecz Kupującego.
Spółdzielnia rozpoczęła
realizację pierwszego z bu-
dynków nowego
,,Osiedla Kormoran” we wschodniej części Dywit,
w pobliżu Jeziora
Dywickiego. Docelowo będzie to
piękne i ciche osiedle (170 mieszkań
o
powierzchni
od 34 do 62 m2).
W
najbliższym
otoczeniu
realizowanego osiedla
znajdują się łąki,
jezioro, las i zabudowa
jednorodzinna;
w pobliżu: szkoła, przedszkole, sklepy, kościół.
Centralna część osiedla
została zagospodarowana
na przestrzeń rekreacyjną.
Nie tylko jest to plac zabaw
dla dzieci, ale również tereny rekreacyjne dla osób
dorosłych, uwzględniające ścieżki rowerowe, ciągi
piesze i miejsca wypoczynkowe z ławeczkami wśród
zieleni osiedlowej. Mieszkańcy osiedla będą mieli do
dyspozycji 255 miejsc par-
kingowych usytuowanych,
podobnie jak ruch samochodowy, na zewnątrz osiedla.
Planowana cena mieszkań w realizowanym budynku to koszt 3800 zł/m2.
Budynek zostanie oddany do użytku w I kwartale
2017 r.
Spółdzielnia Mieszkaniowa „KORMORAN”
w Olsztynie zaprasza wszystkich Zainteresowanych
do siedziby Spółdzielni,
adres 10-693 Olsztyn ul. Okulickiego 5.
Dodatkowe informacje:
tel. 89/ 541-80-00 lub
e-mail [email protected]
www.smkormoran.olsztyn.pl
zdrowie
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
11
Ludzie leczą się
zimnem
Gdy bolą nas kości lub stawy, to mamy ochotę wygrzać się pod kocem. Ciepło sprawia przyjemność, sądzimy więc, że ma na nas dobry wpływ. Okazuje się, że nie zawsze. W wielu problemach ortopedycznych, reumatycznych, rehabilitacyjnych i neurologicznych to raczej zimno będzie naszym sprzymierzeńcem.
Chłód, choć mniej jest
przyjemny od ciepła, odpowiednio wykorzystany
ma wiele zalet. Pod wpływem gwałtownego chłodu
wzmaga się produkcja substancji przeciwbólowych.
Ochłodzenie tkanek wykorzystywano już od wieków
do tamowania krwawienia,
bo zimno prowadzi do obkurczania się naczyń krwionośnych. Niska temperatura zmniejsza ból. To dlatego
kontuzjowani
sportowcy
mają kolano czy kostkę błyskawicznie chłodzone, a nie
rozgrzewane.
Nie ma więc co strzepywać ciarek z pleców, gdy
patrzymy za okno na mroźny pejzaż. Również my możemy łatwo i szybko wykorzystać
dobroczynny
wpływ zimna. Na przykład
zamiast raczyć się używką, jaką jest kawa, opłuczmy twarz i szyję lodowatą wodą. Brr! Przebudzenie
gwarantowane. O tym, jakiego kopa daje chłód, wiedzą osoby kąpiące się zimą
w jeziorze. Dobry nastrój
i zwiększona odporność
to ledwie dwie z wielu korzyści, o jakich opowiadają miłośnicy pluskania sie
w przeręble.
Doktor mróz
Jak chłód wpływa na organizm człowieka, jest badane przez naukowców.
Niektórzy uważają, że obniżenie temperatury ciała mogłoby odegrać kluczową rolę
w przedłużeniu życia ludzi.
Choć daleka do tego droga,
to już nauczyliśmy się czerpać z zimna pełnymi garściami w zakresie uśmierzania bólu czy łagodzenia
stanów zapalnych. Metoda,
która się w tym specjalizuje,
to krioterapia.
Krioterapia to leczenie
przy użyciu niskiej temperatury. Można je podzielić
na krioterapię ogólną oraz
miejscową.
Krioterapia miejscowa
polega na przyłożeniu do
miejsca zmienionego cho-
Stanowisko obsługi komory do krioterapii w temperaturze –110 °C
Pacjentka przygotowana do wejścia do komory
robowo specjalnego aplikatora generującego bardzo
niską temperaturę. W ten
sposób ochładza się wybrane mięśnie, fragmenty skóry czy stawów. Zabieg zamrażania i rozmrażania jest
kilkukrotnie
powtarzany
w jednym cyklu. Doprowadza do zamarzania zawartości komórek i destrukcji
tkanki. Dlatego krioterapię
miejscową stosuje się w celu zniszczenia łagodnych
i nowotworowych zmian
znajdujących się w jamie
brzusznej, szczególnie wątrobie, np. przy leczeniu naczyniaków. Ten rodzaj zimnolecznictwa służy również
do łagodzenia niektórych
zmian skórnych, np. brodawek, oraz bywa pomocny
w usuwaniu zmian powstających na błonach śluzowych.
Krioterapia ogólna z kolei to poddanie całego ciała
działaniu ekstremalnej temperatury – od -100 do -160
stopni Celsjusza. Najczęściej
zabieg polega na wejściu na
maksymalnie 3 minuty do
specjalnej komory zimna,
czyli kriokomory. Jak to wytłumaczyć, że taka temperatura nie odbiera nam życia,
a rzekomo wręcz pomaga?
Witaj w igloo
Choć w komorze zimna
panuje szokująco niska temperatura, to ta odczuwalna
nie jest aż tak dotkliwa. To
suchy mróz, który nie wychładza tak jak lodowata woda. Profesjonalnie przygotowany zabieg krioterapii
ogólnej powinien rozpoczynać się od naszego pobytu
w przedsionku, w którym
temperatura wynosi około -60
stopni. Dopiero po minucie
przechodzimy do komory, w
której jest do -160 stopni Celsjusza. Tam przebywamy nie
dłużej niż dwie minuty. Powinniśmy mieć na sobie strój
kąpielowy bądź bawełnianą
koszulkę, spodenki, opaskę
na uszy, rękawiczki, długie
skarpetki, maseczkę na usta
i nos oraz drewniane chodaki.
Po kąpieli w lodowatym powietrzu natychmiast
przechodzimy do sali ćwiczeń, w której pod okiem fizjoterapeuty wykonuje się
ćwiczenia fizyczne. Służą
rozgrzaniu, ale osoby, które
cierpiały z powodu bólu stawów czy mięśni odkrywają,
że czują mniejszy dyskomfort i mogą wykonać więcej
ćwiczeń niż wcześniej. Dzieje się tak dzięki znieczulającemu wpływowi zimna.
Czy to działa?
Ekstremalnie niskie temperatury, ćwiczenia fizyczne... po co ludzie się na to
decydują? Co tak nimi motywuje,, że siedzą półnago
w zamrażalniku?
Co ciekawe, trudno
o niezbite dowody na skuteczność krioterapii. Podczas badań nad efektywnością krioterapii w leczeniu
zapalnych chorób reumatycznych co piąty pacjent...
przerwał zabiegi z powodu
efektów ubocznych. Należy
jednak nadmienić, że niepożądane objawy pojawiają
się głównie przy niewłaściwym zastosowaniu krioterapii. Dlatego warto przed
zabiegiem
skonsultować
się z dobrym specjalistą. Jeśli borykamy się z chorobą,
która jest wskazaniem dla
krioterapii, to zapytajmy
naszego lekarza prowadzącego, co sądzi na temat tego rozwiązania i jakie badania powinniśmy wykonać,
by mieć pewność, że krioterapia będzie dla nas w pełni
bezpieczna.
Jest mnóstwo przeciwwskazań do krioterapii,
zwłaszcza ogólnej. To wiek
powyżej 65 lat, choroby serca, układu krążenia, schorzenia dróg oddechowych
i wiele, wiele innych. Trzeba zapytać lekarza ogólnego lub specjalistę od swojej choroby, czy to będzie
dla nas dobre. Dla wielu
osób jest. Niektórzy pacjenci wręcz deklarują, że krioterapia przyniosła im ulgę
w chorobach stawów, nawet
ostrych i przewlekłych, gdy
już nic innego nie pomagało. Bóle kręgosłupa, rwa kulszowa, zapalenia ścięgien,
zwichnięcia,
naciągnięcia
mięśni, przykurcze w stawach – to tylko niektóre problemy natury m.in. ortopedycznej i rehabilitacyjnej,
w której krioterapia jest chwalona. Zimnolecznictwo poleca
się także przy niektórych chorobach neurologicznych, jak
niedowłady spastyczne, ostre
zapalenie nerwów, stwardnienie rozsiane czy choroba
Parkinsona.
Eksperyment z ciałem
Grupą, która chętnie korzysta z krioterapii ogólnej,
są sportowcy. Niektórzy też
wykorzystują krioterapię do
odnowy biologicznej i szybszego dochodzenia do siebie po kontuzjach. Na skutek gwałtownego zwężenia,
a następnie rozszerzenia
naczyń krwionośnych zostają dotlenione i dożywione najgłębiej położone tkanki. I choć samo wystawienie
ciała na chłód nie należy
do największych przyjemności, to jednak stymulujące jest uczucie po wyjściu
z komory mrozu. Mamy
wrażenie dokonania czegoś ekstremalnego. Mrożącego krew w żyłach, można
wręcz powiedzieć. Satysfakcja jest ogromna, odzyskujemy poczucie sprawczości.
Nic dziwnego, że krioterapię poleca się także przy stanach depresyjnych i obniżonym libido.
Aleksandra Ruda
12
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
rozmaitości
Popularne w naszym jadłospisie ziemniaki pochodzą z Ameryki Południowej, gdzie były uprawiane
jeszcze w czasach prehistorycznych. Do Europy dotarły dopiero w XVI wieku i przez kolejne dwa
stulecia były traktowane także jako roślina ozdobna. Można jeść tylko bulwy, pozostałe części są
trujące. Z chwilą opracowania techniki magazynowania ziemniaków w kopcach znacznie wzrosło
ich spożycie. Spotykamy je prawie codziennie na polskich stołach w różnej postaci. Dzisiaj proponuję danie, które łączy ziemniaki i grzyby.
Kotlety ziemniaczane
z sosem grzybowym
Składniki na kotlety: 1 kg
ziemniaków, 3 łyżki mąki
ziemniaczanej, 1 jajko,
1 średnia cebula, sól,
pieprz, gałka muszkatołowa, olej do smażenia.
Składniki sosu: 30 dkg
suszonych grzybów, łyżka
mąki, 2 szklanki wody,
3 łyżki śmietany, sól oraz
pieprz.
Ziemniaki obieramy, gotujemy w osolonej wodzie
i studzimy. Następnie przepuszczamy przez praskę, maszynkę lub ubijamy. Dodajemy
mąkę i jajko. Cebulę kroimy
w drobną kostkę i podsmażamy na oleju. Przyprawiamy solą i pieprzem. Po wystudzeniu
dodajemy do ziemniaków. Całość należy wyrobić na jednolitą masę. Można też dodać samo
żółtko, a białko ubić na pianę
i dodać osobno (lekko mieszając łyżką).
W rękach lekko obtoczonych w mące formujemy kotlety (takie jak kotlety mielone). Inaczej będzie trudno to
zrobić, bo masa jest bardzo
delikatna, ponieważ nie ma
tam zbyt dużo mąki. Smażymy na patelni (nie panierując w mące ani tartej bułce)
na nieco przyrumieniony kolor. Ze względu na brak pa-
nieru na pewno się nie przypalą, chociaż smażenie z tego
powodu może trwać trochę
dłużej.
Przygotowanie sosu jest
również proste. Grzyby najlepiej zalać na noc wodą, ale
jak zapomnimy, to kilka godzin też wystarczy. Gotujemy je w tej samej wodzie,
w której się moczyły. Wcześniej należy je jednak przelać,
aby usunąć zanieczyszczenia
lub piasek, który osiadł na
dnie. Ugotowane i ostudzone grzyby wyjmujemy, kroimy w drobne kawałki. Gdy
wywaru jest za dużo, można
go trochę odparować. Do pół
szklanki zimnej wody wsy-
pujemy łyżkę mąki i dokładnie mieszamy, aby nie było
grudek. Powoli wlewamy do
gotującego się wywaru, cały czas mieszając i kontrolując gęstość sosu. Dodajemy
pokrojone grzyby, wlewamy
śmietanę (ponieważ sos jest
gęsty, nie powinna się zwarzyć) i doprawiamy do smaku solą oraz pieprzem.
Potrawa prosta, atrakcyjna i niezwykle apetyczna.
Jak zawsze palce lizać. Życzę
więc wszystkim smacznego
i wyruszam na poszukiwanie
kolejnych frykasów.
Wasz degustator
Andrzej Zb. Brzozowski
BARAN 21.03 – 20.04
Jeżeli myślisz, że nic ciekawego Cię nie spotka, to się mylisz. Bardzo udany okres w pracy. W domu zdecydowanie też.
Podczas weekendów owocne
w skutki spotkania z przyjaciółmi. Nie przesadź z alkoholem.
LEW 23.07 – 23.08
Nadmierna pewność siebie prowadzi w złym kierunku. Obudzi się w Tobie duch
przekory i rywalizacji. Jedynym sposobem na uniknięcie problemów okaże się dalekowzroczność. Skonsultuj to
z okulistą i swoim adwokatem.
STRZELEC 23.11 – 21.12
Zaproś teściów na obiad.
Nie będziesz wtedy musiał iść
do nich i zjesz nareszcie to, co
lubisz. Nie przejmuj się głupimi uwagami teściowej. To
w końcu jest Twój dom. Przy
okazji podziękuj teściom za
spłatę rat kredytu.
PANNA 24.08 – 23.09
Nie zazdrość nigdy niczego innym. Tobie nikt nie zazdrości, bo to nieładnie i nieelegancko. No, może trochę
zazdroszczą Ci urody. Ale
przecież sama dobrze wiesz,
że za górami i lasami jest królewna Śnieżka, która jest...
KOZIOROŻEC 22.12 – 20.01
Dobry czas, aby zamknąć
pewien rozdział w swoim życiu. Początek nie będzie zbyt
łatwy, ale jeśli zdecydujesz
się na pierwszy krok, to dalsze nie będą Ci już sprawiać
większej trudności. Można
przecież żyć bez alkoholu.
BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06
Jeden przeoczony termin
może niepotrzebnie skomplikować Ci życie i utrudnić realizację planów. Bądź szczególnie uważny i nie rozstawaj
się z kalendarzem, notesem
i budzikiem. Wymień też baterie w zegarku.
WAGA 24.09 – 23.10
Najbliższe dni zachęcą Cię
do aktywności. Twoje zaangażowanie skoncentruje się na
działaniu na rzecz innych. Ich
konsekwencją będą także zadowolenie i satysfakcja. Przy
okazji możesz kilku osobom
nieźle się narazić.
WODNIK 21.01– 19.02
Nie staraj się za wszelką
cenę pędzić do przodu. Czasami potrzebne są hamulce.
Jeszcze raz przemyśl swoje
projekty i plany. To nie są czasy na otwieranie firmy. Kup
wiosną jakieś pole i coś zasiej.
Śpisz, a samo rośnie.
RAK 22.06 – 22.07
Jeżeli chcesz mieć odpowiednią wagę do wzrostu,
a nie możesz schudnąć, jest
na to tylko jedna rada. Musisz
urosnąć. Jeden kg wagi ciała
to 2,5 cm wzrostu. Jeżeli ważysz np. 100 kg, to powinieneś
mierzyć 2,5 metra.
SKORPION 24.10 – 22.11
Pozytywne
myślenie
przyniesie owoce w postaci
przyjaznych uczuć i czynów,
których doświadczysz więcej
niż kiedykolwiek wcześniej.
Zaczynasz wszakże od zera.
Nie przejmuj się tym. Każdy
milioner tak zaczynał.
RYBY 20.02 – 20.03
Przyszedł czas na to, aby
w końcu naprawdę zaszaleć.
Bądź wreszcie sobą. Zrób to,
na co od dawna masz ochotę.
Kup sobie największą czekoladę z orzechami i... zjedz całą.
W tajemnicy przed domownikami. Smacznego!
BYK 21.04 – 20.05
Jeżeli kupiłeś już bilety na
mistrzostwa Europy w piłce
nożnej przez Internet, to będziesz sławny. Twoje nazwisko zostanie wydrukowane obok osób, które dały się
oszukać. A może będzie was
więcej i założycie własną stronę internetową?
Redakcja zastrzega sobie prawo do unieważnienia horoskopu, bez podania przyczyn!
Kino
AZB
zaprasza
Nienawistna ósemka
Kino Helios zaprasza na najnowszy film Quentina Tarantino „Nienawistna ósemka”. Jeden
górski zajazd, ośmioro nienawistnych ludzi… czy każdy przetrwa do rana? Kilka lat po wojnie secesyjnej przez wietrzne pustkowia
Wyoming podróżują łowca nagród John Ruth (Kurt Russell),
znany jako "Szubienica", oraz
zbiegła przestępczyni Daisy
Domergue (Jennifer Jason Leigh). Ruth ma zamiar doprowadzić kobietę przed oblicze sprawiedliwości. Podczas podróży
spotykają innego okrytego złą
sławą łowcę nagród majora
Marquisa Warrena (Samuel L.
Jackson), niegdyś żołnierza
walczącego po stronie Unii,
oraz Chrisa Mannixa (Walton
Goggins), renegata z Południa
i samozwańczego szeryfa miasta Red Rock, do którego zmierzają. Podróżni zbaczają jednak ze szlaku podczas zamieci
śnieżnej. Schronienie znajdują w zajeździe na górskiej przełęczy, gdzie zostają powitani
przez czterech nieznajomych.
Gdy gwałtowna nawałnica
uderza w górski przyczółek,
ośmioro podróżników zaczyna
rozumieć, że szanse dotarcia do
Red Rock są bardzo małe.
Aby dostać jeden z ośmiu biletów na dowolny film 2d grany od poniedziałku do czwartku,
należy wysłać SMS z uzasadnieniem, dlaczego właśnie do Ciebie ma trafić bilet, pod numer
7148 o treści „zycie1. treść uzasadnienia” Koszt SMS-a to 1,23 zł z VAT.
żyjmy szczupło
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
13
Niewinne podjadanie...
Nie działa na mnie żadna dieta – to wyznanie brzmi znajomo, prawda? Wielu z nas latami nie może schudnąć. Stosujemy różne diety, staramy się więcej ruszać, próbowaliśmy już niemal
wszystkiego. I nic! Waga ani drgnie. Czy to oznacza, że już tak pozostanie? Może winą jest spowolniony metabolizm, dojrzały wiek albo tendencja do tycia? A może po prostu podjadamy,
nie do końca zdając sobie z tego sprawę?
Dorosła osoba potrafi zjeść w ciągu całego dnia średnio nawet
do 400 kcal, o których
nie ma pojęcia. To kalorie widmo. Nie wzięły się z sutego śniadania, obiadu, kolacji ani
nawet z deseru. Pochodzą znikąd. Są zamaskowane w niepozornych przekąskach,
którymi się uraczyliśmy, w ogóle tego nie rejestrując. Oto
przykłady.
Zjedliśmy już swój
obiad, ale jeszcze dojemy po dzieciach. Szkoda wyrzucać, przecież
zostało dosłownie kilka kęsów. Nie jemy
słodyczy, ale zostaliśmy poczęstowani,
więc wzięliśmy jednego cukierka. Nic wielkiego. Chciało się pić,
a nic innego nie było, to nalaliśmy sobie
szklankę oranżady czy
innego kolorowego napoju.
Ochotę na coś słodkiego postanowiliśmy ugasić garstką rodzynków, w końcu to
zdrowy zamiennik słodyczy.
A wieczorem do filmu poskubało się trochę słonecznika.
Wynik? 600 kcal w samych
przekąskach. Nie pilnując
się tak przez tydzień, nie tylko nie schudniemy, a wręcz
przytyjemy. A przecież nic
szczególnego nie zjedliśmy!
Podjadanie najczęściej kojarzy się z zaglądaniem do lodówki między posiłkami. Jednak najbardziej podstępne
oblicze podjadania to przytoczone przykłady. Poczęstowanie się małym cukierkiem jest
dla wielu z nas taką błahostką,
że ledwie ją zapamiętaliśmy.
To nie suty kawałek tortu, żeby zapadło nam w pamięć. To
drobiazg. Około 50 kcal. Problem w tym, że niepozornych
przekąsek w ciągu dnia zawsze się trochę nazbiera.
Przemyślanym
początkiem zadbania o linię niech
stanie się zatem namierze-
nie i wyeliminowanie tych
oto wrogów szczupłej sylwetki. Kryją się niczym snajper
w wysokiej trawie naszej nieuwagi i oddają codziennie kilka niezauważalnych strzałów.
Na tyle zakamuflowanych, że
w ogóle ich nie rejestrujemy.
A to właśnie one – niepozorne przegryzki – w dużej mierze odpowiadają za naszą porażkę w odchudzaniu. Żadna
dieta nie pomoże, jeśli dostarczamy sobie pustych kalorii.
Małe, a tuczy
Dwie kostki ptasiego
mleczka to 100 kcal. Dwa michałki to aż 160 kcal. Baton
dowolnej marki ma od 200 do
260 kcal. Dwie delicje to 110
kcal. A najzwyklejsza słodka bułka z budyniem? Aż 380
kcal, tyle co kotlet, ale czy taką bułeczką się najemy? Przegryzamy i słone pyszności:
paluszki, krakersy, chipsy.
Nic, tylko tłuszcz – i jakby złego było mało – w większości
tłuszcz palmowy, utwardzany. Chrupiąc słone paluszki,
miejmy świadomość, że jeden
paluszek to średnio 7 kcal. Łatwo sobie przeliczyć.
Mając na uwadze powyższe, warto się przebudzić. Sięgamy po drobne przekąski,
sądząc, że to coś symbolicznego. Nie patrzymy, że coś jest
kaloryczne, patrzymy, że jest
małe. Podstawowy błąd to
przejść na dietę i pozwalać sobie na małe co nieco zbyt często. Przełammy nawyk podjadania łakoci, to osiągniemy
sukces w odchudzaniu.
Zdrowe i kaloryczne
Orzechy i nasiona są dobrodziejstwem dla zdrowia. To źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych,
a także całej plejady witamin
i składników mineralnych.
Gdy cierpimy z powodu braku magnezu, to zamiast łykać pastylki, włączmy do diety orzechy. Witaminy zawarte
w naturalnych produktach
przyswajamy
wielokrotnie
efektywniej niż te z aptecznych suplementów diety.
Chętnie sięgamy po orzechy, pestki dyni czy ziarna słonecznika. Warto jednak znać
umiar, bo te zdrowe smakołyki są jednocześnie niezwykle kaloryczne. W 100 gramach czekolady jest średnio
530 kcal, a w orzechach od 570
w górę. Orzechy są bardziej
kaloryczne od czekolady. Dietetycy radzą, by mimo to jeść
je codziennie, ale
tylko po 10 sztuk.
O tym, jak trudno przerwać łupanie pistacji, orzeszków ziemnych lub
pestek słonecznika, wiemy wszyscy.
Trzeba samodyscypliny godnej generała, by po 10 zjedzonych sztukach
się opanować.
Podobnie z owocami. Niektórzy sądzą, że owoce i warzywa można jeść
bez ograniczeń, bo
są zdrowe i nie tuczą. Niestety. Większość
warzyw
faktycznie nie pokrzyżuje
planów
dietetycznych, jednak większość owoców to słodkie pułapki. Nie chodzi
tylko o wysoką kaloryczność bananów
(140 kcal średni banan), winogron (70 kcal garść
zielonych kuleczek) czy awokado (220 kcal jeden owoc).
Chodzi raczej o ogólną zasadę, by pewnych produktów
unikać o pewnej porze dnia.
W tym przypadku owoców
starajmy się nie jeść w drugiej
części dnia, zwłaszcza wieczo-
rami, bo zawierają fruktozę,
czyli owocowy cukier. A żaden
cukier nie sprzyja chudnięciu.
Wszystko, co słodkie, zostawmy sobie na przedpołudnie,
by energetyczny zastrzyk węglowodanów dodawał nam sił
przez cały dzień. Wieczorem
wybierzmy raczej warzywa
lub chude białko, np. zjedzmy
produkt mleczny albo przygotujmy coś w dużej części z warzyw z ewentualnym dodatkiem chudego mięsa. Kanapka
z ciemnym chlebem, warzywami i plastrem wędliny to dobra
kolacja.
Dary natury, nawet te najbardziej kaloryczne trzeba
jeść, będąc na diecie. Zawarte w nich składniki odżywcze pozytywnie wpływają na
metabolizm. Musimy tylko
traktować je tak, jakby był to
posiłek, a nie jako przegryzkę, którą można zaspokajać głód w dowolnej chwili.
Niech owoc lub garść orzechów będzie naszym drugim
śniadaniem, takim zdrowym
lunchem w pracy. Lepiej kontrolując to, co jemy i ile jemy,
stajemy się świadomym konsumentem. A stąd już krótka
droga do mądrych wyborów
i oddania ubrań do krawcowej.
Aleksandra Ruda
14
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
MdM... i kilka
zakazów
Mieszkania, które kupujemy, korzystając z programu
„Mieszkanie dla Młodych”, obłożone są ograniczeniami. Dotyczą m.in. sprzedaży i wynajmu.
Przez 5 lat od momentu zakupu swoich czterech kątów
w ramach MDM beneficjenci nie mogą samodzielnie dysponować swoją nieruchomością. Nie mają prawa nawet wynająć jednego pokoju. Jeśli złamią tę zasadę, to muszą zwrócić całość lub
część dopłaty.
Wysokość zwrotu zależy od liczby miesięcy, które pozostały do końca wspomnianego 5-letniego okresu, w którym ograniczone jest rozporządzanie swoją własnością. Na przykład gdy
młode małżeństwo dostało 25 tysięcy złotych wsparcia od państwa, a po 3 latach wynajęło mieszkanie, to musi zwrócić 10 tysięcy złotych. Tak naprawdę czas, podczas którego właściciele
porady
nie mogą dobrowolnie dysponować swoim mieszkaniem, jest
nieco dłuższy niż 5 lat. Okres ten bowiem liczy się dopiero od
początku całego pierwszego roku kalendarzowego.
Jest jeszcze jedno ograniczenie. Nieruchomość kupiona
ze wsparciem programu „Mieszkanie dla Młodych” musi służyć jako mieszkanie. Nie może być przeznaczone do działalności gospodarczej. Chyba że jest to np. skromna, jednoosobowa
firma komputerowa. Sytuacja zmienia się, jeśli w mieszkaniu
zostanie urządzony np. zakład fryzjerski.
Dotację z programu MdM trzeba oddać także wtedy, gdy
młoda rodzina nabędzie prawo własności do innego mieszkania albo do spółdzielczego lokalu własnościowego. Przepis ten
nie dotyczy, gdy prawo własności wynika ze spadku.
Dodatkowe obostrzenia, grożące zwrotem dotacji, mają
związek ze spłatą kredytu. Pieniądze w części lub całości musi zwrócić uczestnik programu, który dokonał wcześniejszej
spłaty całego kredytu lub jego części przekraczającej wysokość
udzielonego dofinansowania.
Może ktoś pomyśleć, że dobrze byłoby ukryć te wszystkie
zabronione działania. Nic gorszego! Jeśli zostaniemy przyłapani, to możemy być pociągnięci do odpowiedzialności karnej.
Zachowek
po latach
Każdy pominięty w testamencie może ubiegać się o zachowek. Wynosi on połowę tego, co dana osoba dostałaby w spadku na mocy dziedziczenia ustawowego, czyli przy braku oficjalnej darowizny lub zapisów testamentowych. To mogą być
spore sumy. W obecnych czasach, z powodu zapomnienia lub
przy dłuższych pobytach za granicą, ktoś po latach przypomina sobie o należnym zachowku. Taki pominięty w testamencie
lub darowiźnie ma prawo domagać się zachowku w ciągu 5 lat
od chwili śmierci osoby, po której majątek pozostał, był dzielony i dziedziczony.
Samochód
z czapą śniegu
Zimą można zarobić mandat za nieodśnieżone auto lub postój
z zapalonym silnikiem. Prawo o ruchu drogowym nakazuje bowiem, by korzystanie z pojazdu nie zagrażało niczyjemu bezpieczeństwu. Oznacza to nie tylko obowiązek usunięcia z dachu samochodu śnieżnej czapy, która może podczas jazdy zsunąć się na
szybę. Zadbać musimy także o staranne odlodzenie szyb i lusterek.
Na karę naraża się również kierowca, który najpierw włączy silnik, a dopiero potem odśnieża auto. W ten sposób łamie
przepis zakazujący pozostawiania na terenie zabudowanym samochodu z pracującym silnikiem oraz używania auta, jeśli praca silnika powoduje nadmierną emisję hałasu lub spalin. Przy
okazji warto przypomnieć, że znawcy zagadnienia odradzają
rozgrzewanie silników na postoju. W czasie ruchu osiągają one
właściwą temperaturę szybciej i równomiernej. Wychodzi na to,
że zimą najpierw starannie odśnieżamy samochód oraz oczyszczamy z lodu szyby i lusterka, a potem włączamy silnik i spokojnie rozpoczynamy jazdę. Pieniądze za mandat przeznaczamy na zakup paliwa.
Dziecko bez
ojca, matka
bez alimentów
Dzieci poczęte z nietrwałego, wręcz przypadkowego związku nie muszą być skazane na brak ojca i na brak z jego strony
wsparcia finansowego. Od tego jest sąd rodzinny, by – w razie
wątpliwości – ustalił stan faktyczny. Jednak na matce dziecka
spoczywa obowiązek udowodnienia, że wskazany i pozwany
przez nią o alimenty mężczyzna faktycznie jest ojcem dziecka.
Zazwyczaj same zainteresowane strony, przekonane
o słuszności swego stanowiska, decydują się na przeprowadzenie badań DNA dziecka. Ono jednoznacznie określa stan rzeczy
i ułatwia sądowi podjęcie stosownej decyzji. Jeśli zatem matka odmówi przeprowadzenia tego dowodu, to może się liczyć
z konsekwencjami, aż do oddalenia powództwa. W polskich realiach sąd może z urzędu domagać się przeprowadzenia badań.
Jednak ten sam sąd nie ma środków prawnych, by zainteresowane strony zmusić do wykonania badań. Jeśli zatem ewentualny ojciec wyraża zgodę, a matka nie zgadza się na badanie DNA dziecka, to sama skazuje dziecko na brak ojcowskich
alimentów.
M.R.
reklama
“Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015
15
Nie takie podatki
straszne…
Pytanie: – Jestem przedsiębiorcą. Na utrzymaniu mam niepracującą żonę i troje dzieci w wieku szkolnym. W 2016 roku
planuję osiągnąć dochód w wysokości 170.000 zł. Obecnie
podatek rozliczam według skali podatkowej. Czy powinienem
dokonać zmiany na liniowy? Marcin B.
Odpowiedź: – Każdego
roku w terminie do 20 stycznia przedsiębiorca ma prawo
zmienić formę opodatkowania
w podatku dochodowym. Pytanie jest więc jak najbardziej
na czasie. Na pierwszy rzut oka
wydawać by się mogło, że skoro przewiduje Pan osiągnąć dochód w wysokości 170.000 zł,
to trzeba zmienić formę opodatkowania ze skali podatkowej na metodę liniową.
Przy skali podatkowej do
kwoty 85.528 zł liczymy 18%
podatku, a powyżej tej kwoty 32% i pomniejszamy obliczony podatek o kwotę 556,02
zł. Metoda liniowa polega na
obliczaniu 19% podatku bez
względu na wysokość dochodu. Duże znaczenie w wyborze formy opodatkowania ma
status rodzinny: niepracująca
żona i troje dzieci w wieku poniżej 25 lat.
Oto matematyczne rozwiązanie zadania.
Wysokość zaliczki na podatek dochodowy podlegający wpłacie do urzędu skarbowego w 2016 roku wg skali
podatkowej to 41.870 zł, zaś
wg metody liniowej 32.300 zł.
Wysokość podatku dochodowego za rok 2016, wykazany w zeznaniu rocznym,
to kwota 25.260 zł przy skali podatkowej z uwzględnieniem niepracującej żony i ulgi
na troje dzieci. Urząd skarbowy zwróci nadpłacony podatek w kwocie 16.610 zł. Kwota podatku liczonego metodą
liniową to 32.300 zł.
W tym konkretnym przypadku wybierając opodatkowanie wg skali podatkowej,
do urzędu skarbowego wpłaci
pan mniej podatku o 7.040 zł.
Podejmując decyzję o wyborze formy opodatkowania
na rok 2016, trzeba wziąć pod
uwagę szereg aspektów, które mają ogromny wpływ na
wysokość płaconych podat-
Elżbieta Krywko
doradca podatkowy
ków. Warto je przeanalizować i wybrać dla siebie najkorzystniejsze rozwiązanie.
Jeżeli mamy z tym problem,
to warto udać się w tym celu do doradcy podatkowego,
który pomoże w podjęciu odpowiedniej decyzji.
Elżbieta Krywko
Chcesz zadać pytanie
z zakresu podatków?
Napisz: [email protected]
lub zadzwoń: 607 14 14 14

Podobne dokumenty