reklama - Życie Olsztyna
Transkrypt
reklama - Życie Olsztyna
REKLAMA nr 2 (173) 2015 ISSN 1734-7076 NOWE Życie REKLAMA (18.01.2016-1.02. 2016) www.zycieolsztyna.pl REKLAMA NAKŁAD 25 000 Olsztyna REKLAMA 2 z olsztyna “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 Dwa centra nauki w mieście? Nierealne, ale możliwa współpraca Warszawa ma jedno centrum nauki – Kopernik. Okazuje się, że w Olsztynie taki pomysł mają dwa podmioty: ratusz oraz UWM. Już od co najmniej kilku dni wiadomo było, że uniwersytet chciałby w Kortowie wybudować obiekt podobny do Centrum Nauki Kopernik. Budynek miałby mieć powierzchnię 2,5 tys. mkw. i kosztować 10 mln zł. Uniwersytecka koncepcja centrum nauki opiera się na popularyzowaniu wiedzy z obszarów badawczych, dzięki którym uczelnia się wyróżnia, czyli akwakultury, rybactwa, nauki o żywności czy weterynarii. Tymczasem dowiedzieliśmy się, że urząd miasta miał podobne plany – i to już od 2013 roku. Projekt miejskiego centrum nauki miałby mieć powierzchnię ok. 2 tys. mkw., a zlokalizowany byłby w Olsztyńskim Parku Naukowo-Technologicznym. Jego budowa kosztowałaby 20 mln zł, dlatego też miasto stara się o dofinansowanie. I w tym przypadku chodziłoby o popularyzację osiągnięć naukowych olsztyńskich uczelni. Dlatego też wydaje się, że dwa tego typu obiekty nie powstaną, a – co więcej – urzędnicy miejscy chcieliby współpracować w tej kwestii z władzami uniwersytetu. morzu po drugiej wojnie światowej. Nagroda starostwa olsztyńskiego trafiła do red. Grażyny Bochenek z Radia Rzeszów za reportaż „Nasi Ukraińcy”, w którym opowiada historię trzech Polek mieszkających na dawnych Kresach. Gala odbyła się w salach kopernikowskich olsztyńskiego zamku. Konkurs „Pogranicze” organizuje Radio Olsztyn od 2002 roku. Stanowi jedną z najbardziej prestiżowych imprez dziennikarskich w Polsce. Olsztynianie wybrali projekt ekociepłowni Głosowanie trwało szesnaście dni. Można było wybrać jedną z trzech koncepcji architektonicznych. Wygrał projekt architekta Macieja Powązki. Na zwycięską koncepcję głosowało ponad 2,7 tys. mieszkańców. Dwie pozostałe uzyskały łącznie ok. 2,1 tys. głosów. Laureat nazwał swój projekt „Źdźbło trawy”. Dlaczego? – Elementy instalacji stanowią w przenośni szare, nieregularne wielościany, kojarzące się z jednej strony z cywilizacją, a z drugiej z naturą – wytłumaczył Maciej Powązka. – Kształty brył przypominają porozrzucane w terenie kamienie. Elewacje zostały poprzecinane dynamicznymi wcięciami w kolorze zieleni, przywodzącymi na myśl wyrastające spod leżących brył źdźbła traw. Natomiast kominy zostały jakby zamknięte w drewnianych skrzyniach. Ekociepłownia ma zostać uruchomiona w 2020 roku. 40 mln na nową „Uranię” Taki budżet przeznaczy miasto na budowę nowej hali sportowej. Minął już termin nadsyłania projektów. Zgłosiło się 67 pracowni architektonicznych z całej Polski. Z pewnością takiego zainteresowania nie spodziewali się ani organizatorzy konkursu ze Stowarzyszenia Architektów Polskich, ani urzędnicy. Wszystkie wnioski są sprawdzane. Ostateczne ogłoszenie listy podmiotów biorących udział w konkursie już 19 stycznia. Następnie architekci będą mieli czas na nadesłanie gotowych projektów do 15 marca. A nieco ponad tydzień później, czyli 24 marca zostaną ogłoszone wyniki konkursu na nową „Uranię” i dowiemy się, jak będzie ona wyglądała. WOŚP. Rekord w Olsztynie Nagrody trafiły do utalentowanych reportażystek Pogranicze 2015 Rozstrzygnięto Ogólnopolski Konkurs na Reportaż Radiowy „Pogranicze”. Spośród zgłoszonych 24 reportaży jury (dr hab. Joanna Szydłowska, red. Wojciech Ogrodziński i red. Mariusz Borsiak) wybrało trzy równorzędne wyróżnienia. Nagroda marszałka województwa warmińsko-mazurskiego przypadła red. Joannie Sikorze z Radia Białystok za reportaż „Zadanie”, w którym porusza ona problem uchodźców. Nagrodę prezydenta Olsztyna otrzymała red. Grażyna Preder z Radia Koszalin za reportaż „Po wojnie w niemieckiej szkole”. W reportażu przedstawia sposób funkcjonowania niemieckich szkół na Po- – Staramy się docierać do naszych mieszkańców wszelkimi możliwymi kanałami – powiedział Piotr Grzymowicz, prezydent Olsztyna. – Teraz proponujemy kolejny instrument, aby forma dialogu związanego z rozwojem naszego miasta była cały czas rozwijana. Do udziału w panelu zostanie wylosowanych 10 tys. pełnoletnich mieszkańców Olsztyna. Urzędnicy przyznają, że dołączyć do grupy mogą także inne osoby, bo najważniejsze jest dotarcie do jak najszerszego forum. Unikalna inicjatywa w skali kraju Olsztyńscy urzędnicy mają pomysł na większe zainteresowanie mieszkańców sprawami stolicy Warmii i Mazur. W tym celu ma powstać Olsztyński Panel Obywatelski. Jest to inicjatywa w skali Polski wyjątkowa, choć samorządy na całym świecie z niej korzystają. Dzięki panelom mieszkańcy przejawiają większe zainteresowanie lokalnymi sprawami oraz chętniej angażują się we współdecydowanie o swoim mieście. Ponad 311 tys. zł zebrali wolontariusze w stolicy regionu w trakcie finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Przypomnijmy, że obecna edycja WOŚP służyła zebraniu pieniędzy na zakup urządzeń medycznych dla oddziałów pediatrycznych oraz dla zapewnienia godnej opieki medycznej seniorów. W Olsztynie na ulice wyszło 410 kwestujących. Już po pierwszych godzinach kwestowania pojawiła się nadzieja, że mieszkańcy wykażą się większą hojnością niż rok temu, kiedy do puszek trafiło łącznie 240 tys. zł. – Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni, że do puszek wrzucanych jest wiele banknotów o nominale 50 zł i 100 zł – mówił w niedzielę jeden ze sztabowców Orkiestry. Te spostrzeżenia przełożyły się na kwotę, którą uzbierano. Już dzień po olsztyńskim finale okazało się, że to ponad 311 tys. zł, co oznacza, że rekord z 2015 roku został zdecydowanie pobity. A pieniądze spływają z organizowanych jeszcze różnego rodzaju licytacji. red. REKLAMA NOWE Życie Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik, “ redaktor naczelny: Leszek Lik, [email protected]; redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik, dziennikarze: Andrzej Zb. Brzozowski, Cezary Kapłon, Jacek Panas, Jerzy Pantak, Mirosław Rogalski, Mariusz Wadas; Okładka: materiał powierzony; Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273; (r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji. Redakcja nie odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie prawo adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Edytor Sp. z o.o. Olsztyna Nakład 25 000 aglomeracja olsztyńska “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 3 Jaki budżet w gminie Dywity na 2016 rok Budżet rekordowy i proinwestycyjny! Ponad 47,1 mln zł dochodów, 48,1 mln zł wydatków, w tym około 12,5 mln zł wydatków na inwestycje, deficyt na poziomie 1 mln zł – to najważniejsze liczby uchwalonego na XV sesji Rady Gminy Dywity budżetu gminy na 2016 rok! Za budżetem głosowało 10 radnych, 5 było przeciwnych. – To budżet prorozwojowy, bo ponad 1/4 środków jest przeznaczona na inwestycje, co plasuje nas w czołówce gmin Warmii i Mazur – podkreśla Jacek Szydło, wójt gminy Dywity. Pod względem wysokości dochodów i wydatków budżet na 2016 rok będzie najwyższym w historii gminy Dywity. W stosunku do poprzedniego budżetu dochody gminy zwiększyły się o około 2 mln zł do kwoty 47,1 mln zł, a wydatki o ponad 5 mln zł do kwoty 48,1 mln zł. Znacząco wzrosły wydatki na inwestycje, bo w 2016 roku zaplanowana została realizacja inwestycji na poziomie ponad 12,5 mln zł, co stanowi ponad 26 proc. wszystkich środków. Dla porównania wydatki na inwestycje w 2015 roku wyniosły 8 mln zł. – Jest to zdecydowanie budżet proinwestycyjny i prorozwojowy – uważa Jacek Szydło, wójt gminy Dywity. – Biorąc pod uwagę udział procentowy, to przeznaczamy na inwestycje najwięcej środków spośród sąsiednich gmin. Podchodzimy do budżetu optymistycznie, choć z pewnością wymaga on zaangażowania całej Rady Gminy. Jego realizacja będzie wy- prognozie finansowej” oraz możliwości sfinansowania deficytu. – Pozytywne opinie w sprawie projektu budżetu na 2016 rok wydały również Komisja Budżetu i Komisja Inwestycji Rady Gminy Dywity – podkreśla Teresa Kuptel, skarbnik gminy Dywity. Jakie inwestycje Za historycznym, rekordowym budżetem gminy Dywity na 2016 rok zagłosowało 10 radnych, 5 było przeciwnych magała sporego wysiłku, bo zaplanowaliśmy w nim pozyskanie znaczących środków z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich i Regionalnego Programu Operacyjnego „Warmia Mazury 2014-20” (plan na 2016 rok zakłada pozyskanie prawie 4 mln zł ze źródeł zewnętrznych). RIO i komisje zaopiniowały pozytywnie Radni omawiali projekt budżetu podczas kilku grudniowych komisji, a samo głosowanie nad uchwaleniem budżetu na 2016 rok odbyło się podczas XV sesji Rady Gminy Dywity 15 grudnia. Ostatecznie za przyjęciem budże- tu zagłosowało 10 radnych, przeciwnych było 5 radnych. Wcześniej projekt budżetu, przygotowany przez wójta i służby finansowe gminy Dywity, pozytywnie zaopiniowała Regionalna Izba Obrachunkowa, która wydała również pozytywne opinie o przygotowanej „Wieloletniej Wśród najważniejszych inwestycji, jakie będą realizowane lub rozpoczęte w 2016 roku, trzeba wymienić rozbudowę Zespołu Szkół w Dywitach, która w latach 2016-17 ma pochłonąć około 6,8 mln zł, budowę sieci kanalizacyjnej Barkweda-Bukwałd z lokalną oczyszczalnią ścieków, modernizację stacji uzdatniania wody w Sętalu, a także kontynuowanie budowy dróg o priorytetowym znaczeniu dla gminy. – W 2016 roku chcemy też rozpocząć budowę świetlic wiejskich w Różnowie i Ługwałdzie – mówi wójt Jacek Szydło. – Dodatkowo wspólnie z powiatem opracowuje- my projekt przebudowy drogi ze Spręcowa przez Sętal, Nowe Włóki, Tuławki, Gady, Słupy aż do granic Olsztyna, co pozwoli na wprowadzenie tam miejskiej komunikacji publicznej. Jak widać do realizacji inwestycji podchodzimy odważnie i bez asekuracji. Dobrą wiadomością jest również to, że Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad w Olsztynie, po licznych naciskach i zaangażowaniu finansowym gminy, zdecydowała uwzględnić w swoich planach budowę chodnika z Dywit do cmentarza komunalnego. W 2016 roku zapoczątkowana ma być też II edycja programu budowy przydomowych oczyszczalni ścieków głównie w zabudowie rozproszonej, kolonijnej. W latach 2016-18 z budżetu gminy na ten cel ma być przeznaczona kwota 2 mln zł. Sporo inwestycji zaplanowano też w nowe oświetlenie i uzupełnienie tego istniejącego już na terenie gminy. 4 “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 wspomnienia Andrzeja Rojka wspomina Andrzej Brzozowski Andrzej Rojek - Wafel szych olsztyńskich zespołów rockowych i jazz-rockowych tamtego okresu, takich jak Banici, Kometes Aster, Mag czy Suita. Miał także swój epizod, jak większość muzyków w tamtych latach, w olsztyńskiej kapeli grającej na dancingu w restauracji „Pod Żaglami”. Jego kabaretowy życiorys miał początek w zespole Trzeci Oddech Kaczuchy (sierpień 1981 – maj 1982), w którym był perkusistą. Można było go już wtedy zobaczyć w niektórych skeczach zespołu. Po rozpadzie pierwszego składu „Kaczuch” (odejściu Zbigniewa Rojka) został współzałożycielem, solistą, perkusistą, a nawet basistą kabaretu „Kaczki z Nowej Paczki” (kwiecień 1982 – listopad 2006). Ale ponad wszelką wątpliwość zasłynął dowcipnym „językiem migowym” w jednym z największych przebojów kabaretu „Przysłowie niedźwiedzie”, znanego także pod nazwą „Bolek i Lolek”. Jako perkusista „Kaczek” (w pierwszym składzie zespołu) doczekał się wymarzonego prezentu od swojego taty, przebywającego już wtedy w USA. Otrzymał nowy kom- fot Jerzy Szymanek Swoją artystyczną drogę rozpoczął w 1959 roku, wraz z siostrą Jolą i bratem Zbyszkiem, od nauki tańca w Domu Kultury Dzieci i Młodzieży w Olsztynie. W 1964 roku wstąpił do zespołu tanecznego „Krusyna”. Taniec nie był jego powołaniem. Od lipca 1969 roku zaczęła się fascynacja grą na perkusji. Same chęci jednak nie wystarczyły. Podstawowy problem tamtych czasów to profesjonalne instrumenty. Bardzo trudne do zdobycia, także ze względu na cenę. Mimo to trzeba było jakoś sobie radzić. Razem z bratem Zbyszkiem (gitara elektryczna własnej roboty) oraz Zbigniewem Leszczyńskim (gitara basowa) założyli udergroundowy zespół rockowy Strait Jacket. Perkusja Andrzeja to wtedy stare walizki i elektryczny grzejnik „słoneczko” jako jedyna blacha. Tak wspomina te czasy Zbyszek Rojek w swojej (i J.J. Rojka) „Antologii satyry & satyryków Warmii i Mazur 1945- 2010”. Niedługo potem marzenia zaczęły się spełniać i powoli skompletował prawdziwą perkusję. Był samoukiem, ale szybko opanował grę na tym instrumencie na tyle, by stać się „bębniarzem” najlep- fot z arch. zespołu 7 stycznia 2016 roku odszedł na zawsze współzałożyciel, były wokalista i muzyk zespołu „Kaczki z Nowej Paczki” – Andrzej „Wafel” Rojek (1955 r.). Pozostanie w naszych sercach i pamięci jako wspaniały kolega i przyjaciel, pełen werwy, humoru oraz fascynacji muzycznych. Miał w sobie to coś, co pozwalało go polubić od pierwszego kontaktu, dlatego skupiał wokół siebie wielu życzliwych mu ludzi. Kaczki 1989 - Ostatnie takie trio plet blach do perkusji legendarnej firmy Paiste. Zrobił do nich specjalny pokrowiec, strzegł jak oka w głowie i zabierał ze sobą do hotelowego pokoju na trasie. Śmialiśmy się, że chyba nawet zabiera je do łóżka. Jednak w tamtych czasach nikogo takie zachowanie nie dziwiło. Podczas studenckiego festiwalu FAMA w Świnoujściu w 1986 roku organizatorzy poprosili Andrzeja, aby udostępnił swoją perkusję zespołowi Mr. Zoob. Zrobił to, chociaż z duszą na ramieniu. Obawy nie były bezpodstawne. Perkusista Mr. Zooba zagrał odwróconymi pałeczkami i zrobił w tych nowiutkich blachach głębokie wgniecenia. Andrzej obserwował to, siedząc na widowni. Po występie musieliśmy go powstrzymywać, bo kariera Mr. Zooba mogła zakończyć się bardzo wcześnie. Od 2006 roku do 2015 przebywał w Chicago, gdzie współpracował z polonijnym kabaretem „Bocian”, grał imprezy dla dzieci (wykorzystując repertuar „Kaczek”) oraz założył własny coverowy zespół muzyczny pod nazwą Rojek Band. Występował na największych polonijnych imprezach w Chicago, udzielił także wielu wywiadów telewizyjnych i radiowych. Z jego inicjatywy w 2007 roku odbyło się kilka koncertów zespołu Kaczki z Nowej Paczki z okazji 25-lecia w Chicago. Między innymi w Irish American Heritage Center oraz popularnym polonijnym klubie DD. Coraz bardziej szwankujące zdrowie nie pozwoliło zrealizować mu wszystkich artystycznych planów. Jego charakterystyczny niski głos można usłyszeć na kilku płytach i wielu nagraniach radiowych czy telewizyjnych zespołu Kaczki z Nowej Paczki. Andrzej Rojek był członkiem Stowarzyszenia Artystów Wykonawców Utworów Muzycznych i Słowno-Muzycznych SAWP. W 2001 roku minister kultury i dziedzictwa narodowego przyznał mu odznakę „Zasłużony Działacz Kultury”. Niebiańska Orkiestra zyskała nie tylko znakomitego muzyka, ale również wspaniałego kompana. Żegnaj, Andrzeju. Andrzej Zb. Brzozowski kto ma rację? Niekompetencją do klienta Dawno, dawno temu w niektórych zawodach obowiązywały pewne stopnie kwalifikacji. I tak byli mistrz, czeladnik oraz uczeń. Mistrz, jak sama nazwa wskazuje, to wzór do naśladowania. Czeladnik osiągał pewien zasób wiedzy i umiejętności, a uczeń był dopiero na początku tej drogi. Trzymano go więc z daleka od klientów, aby nie kompromitował siebie i firmy. Dlatego też, drogi Jacku, kiedy naszedł czas zakończenia umowy z operatorem mojej sieci komórkowej, udałem się do jednego z salonów, aby zasięgnąć informacji na temat propozycji kontynuacji kontraktu. Powitały mnie trzy młode panie. Jedna z nich poprosiła, abym usiadł i zaproponowała koleżance, aby się mną służbowo zajęła. Zacząłem zadawać pytania, ale na żadne z nich nie mogłem uzyskać od razu odpowiedzi. Pani konsultantka cały czas szukała informacji w Internecie lub prosiła o pomoc koleżankę. Wtedy szukały razem. Po trzydziestu minutach miałem już tego dosyć. Delikatnie zwróciłem uwagę, wyszedłem, zmieniłem operatora i zrezygnowałem z usług poprzedniej firmy z powodu braku profesjonalizmu. W tym drugim przypadku konsultant odpowiedział na wszystkie moje pytania i doskonale orientował się w propozycjach swojej sieci komórkowej. Operatorzy mają do zaproponowania klientom kilka wersji oferty. Czy tak trudno się tego nauczyć na pamięć? Osoba zasiadająca w salonie obsługi klienta powinna przejść chyba jakieś przeszkolenie oraz sprawdzian ze znajomości oferowanych produktów. Dopiero wtedy można ją dopuścić do sprzedaży. Przecież przez swoją niekompetencję może wprowadzić klienta w błąd. Zdarzyło mi się to kiedyś. Okazało się, że po miesiącu włączyły się dodatkowe usługi, które były darmowe tylko przez pierwszy miesiąc. Nikt mi tego jednak wcześniej nie powiedział. Można oczywiście zapoznać się z ofertą każdej firmy w Internecie, ale skoro idę do salonu obsługi klienta, to chyba mogę się spodziewać profesjonalnej obsługi, podpartej rzetelną wiedzą? Na koniec jeszcze jedna sprawa. Czy nie dziwi Cię to, Jacku, że dzwoniąc do biura obsługi klienta swojej sieci ko- mórkowej, musisz uiścić opłatę? A przecież nie dzwonisz tam dla własnej przyjemności. Trzeba coś wyjaśnić, reklamować i bardzo często są to problemy niewynikające z winy klienta. Wisisz na linii kilkanaście minut, bo konsultanci jak zwykle są zajęci, a licznik cały czas bije. Taki ukłon w stronę swoich klientów? Andrzej Zb. Brzozowski “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 5 Prawda niejedno ma imię To były czasy, kiedy obywatele mieli tylko telefony stacjonarne, a rozmowa bez względu na długość kosztowała 50 groszy. Kto by wtedy myślał o słuchawce przy uchu w każdym miejscu, w jakim w danej chwili się człowiek znajdował. Spraw nie załatwiało się telefonicznie, tylko trzeba było się pofatygować do biura obsługi klienta i zawsze sprawa była załatwiona – przeważnie po myśli operatora. Miałeś telefon, to musiałeś się zgodzić na warunki dyktowane przez jedyną słuszną w kraju firmę telekomunikacyjną. I fajnie było. Czasy się zmieniły. Operatorów przybyło, konkurencja ogromna. Wszystko jest dobrze, kiedy człowiek gada, potem płaci i wszyscy są zadowoleni. Schody zaczynają się, jak nam się coś nie podoba w opłatach. Mój przyjacielu Andrzeju! Jesteś przewrażliwiony. Dasz sobie palec uciąć, że to nie Twoja wina? Koniecznie chcesz, aby operator był winny. A pracownicy! Czy jesteś pewien, że zadałeś właściwie sformułowane pytanie? Pewnie konsultant Cię nie zrozumiał, a nawet jeżeli tak, to przecież nie może działać na niekorzyść firmy. Sprzedający usługi telefoniczne tak sporządza umowy, abyś nieświadomie miał coś, o czym nie wiesz, a nawet jeśli Cię o tym informuje, to Ty po dwóch, trzech miesiącach zapominasz. Nie blokujesz usług i musisz płacić do końca umowy – i kto winny? Ślepi w karty nie grają. Nie musisz podpisywać umowy z danym operatorem. To jest Twoja wola, a może wina. Jak i wielu posiadaczy nowoczesnych telefonów za złotówkę, którzy dzięki rzekomo korzystnej umowie zmuszeni są później do płacenia za coś, czego nie chcą. Nie musisz być u takiego operatora, możesz wybrać innego i nie narzekaj. A jestem pewny, że panie są tak przeszkolone, aby klienci podpisywali cyrograf i korzystali z usług danego operatora. Jesteś niezadowolony i dlatego zarzucasz niewiedzę biednym konsultantkom, które często po ogólniaku i kilkudniowym kursie muszą doradzać klientom z dziedziny, jakiej często nawet fachowcy dokładnie nie znają. Na pewno jedna ze stron jest z takiej rozmowy zadowolona. Nie zawsze musi to być klient. A jeżeli chodzi o telefoniczne biuro usług. Zastanów się, co by się działo, gdyby ta usługa nie była płatna. Ludzie dzwoniliby bez przerwy, gadając długo i namiętnie. Z tej usługi przeważnie korzystają tylko zdesperowani. I sprawy załatwiają szybko. A przecież operatorzy chcą zarobić na płacę dla pracowników i w ten sposób niezdecydowani, a często niezadowoleni klienci dają możliwość utrzymania armii konsultantów. Mam radę dla Ciebie, Andrzeju i innych rozczarowanych abonentów. Jak macie pretensje do operatorów, kontaktujcie się z nimi przy pomocy Internetu. Ta usługa jest na razie za darmo. Jacek Panas 6 “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 nasze osiedle Wojska Polskiego W ostatnich latach o swoim istnieniu przypomniało Zatorze, zaniedbana część Olsztyna, sztucznie oddzielona torami od reszty miasta. Miejscowi mieszkańcy domagają się zrównoważonego rozwoju swej dzielnicy. Trzeba ją w znacznym stopniu zrewitalizować, by nadrobić dziesiątki lat zaniedbań, nie tylko w infrastrukturze komunalnej, lecz i społecznej. To rozległy teren: bardzo zielony, z urokliwym parkiem Jakubowym przylegającym do płuc miasta, czyli Lasu Miejskiego z legendarnym Stadionem Leśnym oraz z dawnymi koszarami. Koszary, stadion i park leżą na terenie osiedla Wojska Polskiego. Obejmuje ono część Lasu Miejskiego na północy i graniczy na zachodzie z Łyną, na wschodzie z ulicami Oficerską, Sybiraków, Puszkina i Jagiellońską, a na południu z torami. To ponad 5 km kwadratowych samych zabytków. Dlatego powstało tu wiele grup obywatelskich, których członkowie głoszą miłość do miejsca swego zamieszkania. Ci ludzie to prawdziwy skarb: wielu mieszka tu od urodzenia! Są to członkowie Stowarzyszenia „Nasze Jakubowo”, grupy inicjatywnej Stowarzyszenia Wspierania Aktywności Obywatelskiej „Zatorze” (SWAO jednak upadło), Uniwersytetu Nowoczesnego Obywatela, a ostatnio – także nieformalnej, ale mocnej personalnie „Koalicji dla Zatorza”. Należą do niej członkowie Rady Osiedla Wojska Polskiego, z jej przewodniczącą Mają Antosik, a także osoby z innych stowarzyszeń niemieszkające na Zatorzu. Miejsca magiczne Nazwa osiedla pochodzi od jednej z najdłuższych ulic Olsztyna, będącej jego rdze- Koszary Funka Staw Browarny w parku Jakubowym niem: nawiązuje też do dawnych koszarów poniemieckich, zwanych dziś koszarami Dragonów i Funka. I to one oraz park i tranzyt ciężkich samochodów ulicami Wojska Polskiego i Sybiraków wzbudzają ostatnio najwięcej emocji. Bo mieszkańcy uważają, że Zatorze ma wiele magicznych miejsc, nie tylko park i koszary. Po II wojnie było jednak coraz gorzej: znikły oryginalne obiekty sportowe, w tym stadion i wieża do skoków spadochronowych, przepadły ogrody i tramwaje, niszczeją koszary… Została stara zabudowa, cmentarze, pomniki i szpitale. Za to zaczęła się deweloperska zabudowa tych magicznych miejsc i wzmożony ruch samochodowy, zmora mieszkańców. Ratujmy Jakubowo Jakubowo (Wzgórze św. Jakuba, niem. Jacobsbeg) z parkiem, jeziorem Mumel i Stawem Browarnym – po browarze zostały tylko wspomnienia – jest swoistą perełką całego Olsztyna. Już w połowie XIX wieku były to rekreacyjne tereny z wieloma boiskami sportowymi i kręgami do tańca. Wszędzie było sporo ogrodów. W 1907 roku Jakubowo połączono ze śródmieściem linią tramwajową! W1910 r. była tam wystawa przemysłowa, po któ- rej został budynek restauracji – dzisiejszy CEiIK. Gdy w 2012 r. powstało Stowarzyszenie „Nasze Jakubowo”, któremu przewodniczy Zdzisława Łukaszewska – wówczas także członek rady osiedla, zapalona turystka – jego członkowie postanowili ożywić park festynami i rajdami oraz ratować go przed dewastacją. Zgłosili projekt odnowy do pierwszej edycji Olsztyńskiego Budżetu Obywatelskiego, jako ogólnomiejski. Projekt wygrał, ale Zdzisława Łukaszewska nie może odżałować, że wnioskowano o połowę dostępnej kwoty, czyli tylko o pół miliona złotych. Bo to wystarczyło ledwie na dokumentację i ko- smetykę parku. W II OBO wybrano boisko piłkarskie dla Gimnazjum nr 12 przy ul. Sybiraków, którego realizacja też się ślimaczy. Ostatnio zderzyło się to z planami odnowy leżącego naprzeciwko stadionu „Warmii”, które miasto wytargowało od PKP. Dwie podobne inwestycje w pobliżu siebie chyba nie mają sensu. W III edycji OBO (2015 r.) projekt parkowy też przepadł: był na 3. miejscu. Precz z tirami W 2013 r. mieszkańcy zbuntowali się na wieść, że miasto chce dopuścić do ruchu na przebudowanej ul. Wojska Polskiego samochody cięższe niż 7,5 t. Po wielu pro- nasze osiedle “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 7 – osiedle z charyzmą Widok na koszary Funka przy ul. Kasprowicza Stajnie w koszarach Dragonów przed spaleniem. Zdjęcie archiwalne, jesień 2008 r. testach, petycjach i konsultacjach (brylowali w tym członkowie „Naszego Jakubowa”, SARP i „Świętej Warmii”) doszło do kompromisu – inwestycję wstrzymano, a do ruchu dopuszczono pojazdy o tonażu do 18 t. Teraz temat odżył przy okazji projektów przebudowy wiaduktu nad torami w ciągu ul. Limanowskiego, ul. Sybiraków i dalej Wojska Polskiego, bo tamtędy idzie tranzyt ku granicy z Rosją. Zmobilizowała się „Koalicja dla Zatorza”, której członkowie, jak np. Paweł Szczur z FRO i Jerzy Żyngiel, z zawodu projektant, mają autorskie (i moim zdaniem sensowne) pomysły na przeprowadzenie tych inwestycji. Pan Żyngiel jest nawet członkiem miejskiej komisji ds. opracowania planu rewitalizacji Olsztyna do 2020 r., ale czy miejscy planiści zechcą posłuchać jego racji? Koszmar koszar Równie wiele energii społecznicy poświęcili rewitalizacji koszar Dragonów, które powstały w zakolu Łyny w połowie lat 80. XIX wieku. Sto lat później, po opuszczeniu ich przez wojsko – polskie już – koszary służyły różnym gospodarczym celom. Ale nikt z użytkowników tej poniemieckiej spuścizny nie szanował, kilka budynków spłonęło. Powstała więc nieformalna koalicja kilkunastu organizacji na rzecz kompleksowej rewitalizacji koszar (m.in. stowarzyszenia: Nasze Jakubowo, Borussia, Święta Warmia, Sadyba, FRO, SARP i Związek Stowarzyszeń „Razem w Olsztynie”). W latach 2010-2015 zorganizowano w koszarach kilkanaście debat, „wzorowych konsultacji” oraz prezentacji krajowych i zagranicznych Ul. Wojska Polskiego przed polikliniką Popadający w ruinę Klub Przyczółek specjalistów zajmujących się rewitalizacją. Ponieważ wciąż nie ma planów zagospodarowania przestrzennego tego terenu, powstała społeczna wizja i konkretny program odnowy koszar, w którym zaproponowano wielofunkcyjne, raczej społeczno-kulturalno-turystyczne ich wykorzystanie. I? Zapadła cisza. Tymczasem miasto sprzeda- ło jeden z budynków prywatnej osobie, która ma niejasne cele jego wykorzystania. Koalicjanci przygotowali nawet projekt uchwały Rady Miasta w sprawie specjalnego potraktowania koszar (w ramach tzw. obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej). Urzędnicy ratusza uważają jednak, że uchwała nie ma sensu, bo koszary to ledwie cząstka problemu rewitalizacji miasta i należy z tym poczekać na kompleksowe opracowanie. Jednak na stronie Stowarzyszenia „Warnija” można znaleźć zachętę z 15 grudnia 2015 r. do podpisywania apelu do władz miasta, by dać priorytet koszarom. Bo mogą nie doczekać kompleksowego programu. A przecież można by iść za przykładem resztek tzw. koszar Funka, czyli odnowionego budynku przy ul. Kasprowicza. Notabene kontrastuje on teraz z przylegającym doń i rozwalającym się klubem „Przyczółek”. Do niedawna był on siedzibą rady osiedla i kilku zaprzyjaźnionych organizacji, w tym unikatowego Uniwersytetu Nowoczesnego Obywatela, prowadzonego przez Zbigniewa Majchrzaka, członka RO WP. – Ale mamy już nowy lokal – cieszy się przewodnicząca rady Maja Antosik, która jest pełna nadziei: – Efektem współpracy ze Stowarzyszeniem „Współtworzę Zatorze” i Radą Osiedla Zatorze oraz Stowarzyszeniem „Nasze Jakubowo” było np. wspólne zorganizowanie „Kolędowania dużych i małych mieszkańców Zatorza”. Nasza rada osiedla przeznaczyła również pieniądze na nagrody noworoczne dla UNO. W tym roku planuję poszerzać współpracę z innymi organizacjami i stowarzyszeniami. Uczestniczę w spotkaniach Koalicji dla Zatorza, jest to wspaniała inicjatywa. Oczekuję zaangażowania członków rady i mieszkańców, zapraszam w każdy pierwszy poniedziałek miesiąca w godz. 17-18 do nowej siedziby przy ul. Wojska Polskiego 69/73 (w pobliżu „Kolorowej”). *** Uff! Jedno średnie osiedle, a tyle problemów, bo nie o wszystkich tu wspomniałem. Jerzy Pantak Zdjęcia: JJP 8 dom “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 Jak odmienić wnętrze? Niektóre mieszkania mają duszę. Wyczuwa się ją od razu, gdy kogoś odwiedzamy i momentalnie zostajemy oczarowani. Nagle okazuje się, że nie potrzeba mebli z najnowszego katalogu, aby wnętrze miało w sobie to coś. Co tworzy ten klimat? Drobiazgi, dobrane z niezwykłym smakiem, wyeksponowane w przestrzeni pozbawionej chaosu. Jak uzyskać wnętrze z charakterem w naszych czterech kątach? Każde mieszkanie ma potencjał, by być gustownie urządzone. I nie potrzeba nam do tego dużych pieniędzy. Połowa sukcesu to oczyszczenie przestrzeni. Drugą zaś połowę stanowi nasza pomysłowość. Mamy przed sobą duży pokój dzienny ze starymi meblami. Wszystko wydaje się w nim ciężkie i nudne. Brakuje powiewu świeżości. Pomysłu. Oto, co możemy zrobić, aby szybko i tanio wnętrze stało się bardziej stylowe. Oczyszczenie Na początek potrzeba nam dwóch dużych worków na śmieci i kilku pudełek o różnej wielkości. Po co? Po to, aby usunąć z regału niemal wszystko. Na widoku zostawiamy tylko zdjęcia naszych bliskich i kilka przedmiotów, które uważamy za piękne. Reszta ląduje albo w worku na śmieci, albo w drugim worku, do którego wkładamy to, co szkoda nam wyrzucić, ale co nie pasuje do koncepcji. Jeśli coś koniecznie musi być w tym pokoju, a nie np. w piwnicy, to przełóżmy te rzeczy do pudełek, by łatwiej nam było przechowywać je pogrupowane. Niech więc znikną z regału stare pamiątki z wakacji, porcelanowe figurki, zakurzone wazony, a przede wszystkim rzeczy, których miejsce jest gdzieś indziej, np. dokumenty, klucze, śrubki, pudełka, ładowarki do telefonów itd. Dlaczego powinno zależeć nam na pustym regale? Czy mebel, na którym prawie nic nie stoi, nie będzie smutny, bez duszy? Otóż nie. Nic tak nie psuje estetyki wnętrza, jak przeładowanie. A to niestety norma w większości polskich domów. Każdy mebel oszpe- ci wnętrze, jeśli będzie zagracony książkami, szklankami, dewocjonaliami, zdjęciami, porcelanowymi figurkami. Wydaje się wtedy nie dostojny, ale ciężki, stary, zmęczony. Odgracony zaprezentuje się lepiej, zwłaszcza gdy na koniec ustawimy na nim kilka pasujących do siebie ozdób. Jaki styl wprowadzić? Oczyszczenie przestrzeni zakończmy wyniesieniem z pokoju wszystkiego, co stoi tam niepotrzebnie. I co nam się już nie podoba. Może mamy żaluzje sprzed dekady? A po rogach pokoju lub gdzieś obok szafy gromadzą się przypadkowe rzeczy? Mając w salonie znacznie mniej zbędnych przedmiotów, łatwiej spojrzeć na niego świeżym okiem. Pomyślmy, jakie kolory wprowadzimy do pomieszczenia i jaki efekt pragniemy osiągnąć. Ma być przestronnie, schludnie i harmonijnie? Jeśli tak, to będziemy musieli pozostać przy minimalizmie – usuwać z przestrzeni wszelkie niepotrzebne przedmioty, a pozostawić tylko kilka obiektywnie eleganckich ozdób. A może wolimy, by nasz salon był przytulny? Wtedy może być w nim mnóstwo osobistych drobiazgów, a do tego np. kilka lampek i poduszek, by bawić się światłem i kolorem w celu stworzenia pożądanej atmosfery. Warto przejrzeć katalogi meblowe i czasopisma tematyczne, kiedy brakuje nam pomysłu. Dajmy się zainspirować lub zwyczajnie podkradnijmy kilka rozwiązań. Pomysł jest, czas na akcję Po oczyszczeniu przestrzeni i wybraniu stylu czas na urządzenie pokoju na nowo. Załóżmy, że postanowiliśmy, aby duży pokój zyskał nowoczesny, minimalistyczny styl. Chcemy, aby kolorem przewodnim był np. błękit. Zdejmujemy z okien zasłony lub firany, które się nam znudziły. Zwijamy stary chodnik. Zastanawiamy się, jakie elementy naszych mebli nie pasują do wybranego koloru przewodniego. Zaczynamy od przemalowania ścian. Można je zmienić np. na błękit lub szarość. By nie było zbyt monotonnie i chłodno, warto pobawić się kolorem. Możemy łączyć barwy, na przykład trzy ściany pomalować jasnym kolorem, a jedną – znacznie ciemniejszym. Warto przemyśleć połączenie farby z tapetą. Jeśli zależy nam na harmonii i lekkości, to unikamy ściągających wzrok ciężkich wzorów. Stosujemy raczej barwy jasne i pastelowe. Przełamiemy je REKLAMA wyrazistymi dodatkami, które nadadzą wnętrzu pazura. Jakie to dodatki? Czas uruchomić wyobraźnię w sklepie z artykułami aranżacji wnętrz lub siedząc przed komputerem. Musimy wiedzieć, co będzie pasowało do nowego stylu. Może granatowe, długie wazony, które ustawimy na regale? Może luzurowa lampa, która stanie przy kanapie? Może szklane łabędzie, kule albo inny piękny przedmiot? Pomysłów jest bez liku, ale pamiętajmy o tym, by zachować konsekwencję. Linia działania ma być spójna – albo do ścian i mebli, będących tylko tłem, dobieramy wyraziste, przyciągające oko dodatki. Albo na odwrót. Do majestatycznych mebli i odważnie pomalowanych ścian dobieramy dodatki, które nie rzucają się w oczy, a jedynie dyskretnie i estetycznie wypełniają przestrzeń. Czy takie przedmioty są drogie? Niestety raczej tak. W modnych sklepach z artykułami dekoracyjnymi zwykły wazonik czy obraz potrafią kosztować majątek. Dlatego lepiej odwiedzić mniejsze firmy, skromniejsze, bo w nich można znaleźć perełki w przystępnej cenie. Poszukajmy też okazji w Internecie. Jest wiele sklepów internetowych, w których kupimy końcówki kolekcji o wiele taniej. Zasłony, firanki, dywany, piękne poduszki albo kapa mogą kosztować tu ułamek ceny. A tymi dodatkami zbudujemy pożądany klimat. Część ozdób można wykonać samemu. Farbami akrylowymi pomalujmy dotychczasowe ramki zdjęć, by prezentowały wspólny styl. To proste i zabawne zajęcie. A z dużej puszki można stworzyć piękny wazon, jeśli... ciasno owiniemy ją sznurkiem w kolorze naszego wnętrza. Wystarczy nam do tego klej w sztyfcie i sznurek. Smarujemy klejem puszkę i starannie owijamy ją sznurkiem. Zyskujemy oryginalny wazon za grosze. Wykonać samodzielnie można także niebanalne poduszki na sofę. Jeśli nasza kanapa lub kapa są w jednolitym kolorze, to poduszki o różnych wielkościach i teksturach będą na niej intrygować. Poszperajmy w szafie, wyciągnijmy nienoszone już swetry czy bluzki, które rozetniemy i ciekawie obszyjemy nimi poduszki. Dajmy się ponieść fantazji. Chcemy mieć na ścianach półki, a może wolimy obraz lub duże zdjęcie? Niech wyobraźnia nasuwa nam rozmaite pomysły, a umysł poszuka rozwiązania, jak je nagiąć do myśli przewodniej. finanse “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 9 Podatek bankowy w wersji hardcore Wiele się mówi o wprowadzeniu tzw. podatku bankowego. O szczegółach tego projektu rozmawiamy z Krzysztofem Rzymskim – niezależnym doradcą kredytowym. Po drugie – kredytów będzie mniej. Mniejsza rentowność to mniejsze kapitały banków, co doprowadzi do mniejszej liczby kredytów. Co to jest podatek bankowy? Tzw. podatek bankowy dotyczy ustawy o wprowadzeniu nowego typu podatku od banków, ale opodatkowanie obejmie również firmy ubezpieczeniowe. A co z depozytami klientów? I tu banki będą szukały oszczędności, więc zapłacą niższe oprocentowanie za lokaty. Stosunkowo łatwo to będzie przeprowadzić. Może też dojść do prób przeniesienia depozytów do funduszy inwestycyjnych i przeniesienia aktywów polskich banków za granicę. Czy wszystkie banki i SKOK-i będą objęte jednakowym podatkiem? Podatek będzie wynosił 0,44% aktywów banków (do aktywów zaliczamy m.in. kredyty i lokaty). Będą nim objęte wszystkie banki… poza tymi zwolnionymi. Zwolnieni będą mali, których aktywa są stosunkowo niskie. Założenie słuszne – mali powinni być niżej opodatkowani, by móc się rozwijać. Jakie mogą być konsekwencje wprowadzenia podatku bankowego? Podstawową sprawą będzie automatyczne i natychmiastowe obniżenie zysków sektora bankowego. I to w sposób dość poważny, mianowicie zyski banków mogą spaść o 40%. Banki i tak miały bardzo wysokie dochody, co nas więc interesuje ich spadek? Banki to instytucje zaufania publicznego, stanowią nieodzowny element systemu gospodarek narodowych. Wszelkie drastyczne zmiany w tej branży grożą rykoszetem na całe sektory gospodarki. Proszę mi pokazać firmy, A co z opłatami za karty, rachunki? które bez problemu przeżyją spadek rentowności o kilkadziesiąt procent. Chyba nie chce Pan powiedzieć, że banki upadną? Nie chcę być złym prorokiem, ale niektóre z nich mogą być w poważnych tarapatach. Zyski kilku banków skurczą się o ponad 90%, a część z nich wykaże stratę. Należy zwrócić uwagę na fakt, że banki już poniosły niespotykane w historii koszty związane z pokryciem depozytów upadłego banku spółdzielczego SK Banku, stworzono fundusz stabilizacyjny na pomoc kredytobiorcom hipotecznym. Który bank zapłaci najwyższą składkę? Największy, czyli PKO BP, potem Pekao SA, BZ WBK i mBank. Przypomnę, że udziałowcem pierwszego z tych banków jest Skarb Państwa, do którego w konsekwencji trafi mniej środków z dywidendy. Przecież podatek bankowy jest powszechny w Europie... Tak, ale w Polsce będzie absolutnie największy. Podobny podatek mają Węgry – lecz już się z niego wycofują. Podczas gdy w Polsce aktywa banków w ciągu 5 lat wzrosły z 290 mld euro do 360 mld euro, to na Węgrzech spadły ze 120 do 100 mld euro. Wartość kredytów spadła w tym czasie o 30%. W Polsce opodatkowanie banków ma przynieść większe wpływy do budżetu. W takich krajach jak Niemy czy Belgia – z podatku zasilany jest fundusz stabilizacyjny. Podobno w Wielkiej Brytanii i Francji wpływy też trafiają do budżetu. Zgadza się, lecz wymienione kraje opodatkowały w części pasywa, a nie aktywa. I jeszcze jedna rzecz. GB i Francja planują stopniowe obniżanie stawki podatku. Jakie przełożenie będzie miało wprowadzenie podatku na zwykłego Kowalskiego? Możemy domniemywać, że banki podzielą się utratą zysków ze swoimi klientami. Pierwsze pod nóż trafią kredyty hipoteczne. Są dla banku produktem specyficznym, o małej rentowności. Część banków już wprowadziło zmiany, zwiększając marże na kredytach hipotecznych na przełomie roku. Czyli już są realne konsekwencje. Te już od jakiegoś czasu rosną, jednak to nie konie wzrostów. Niebawem zapewne będzie kolejna fala wzrostowa. To pewne, że banki będą podnosić opłaty i prowizje za różnorakie czynności bankowe. Na giełdzie banki już spadły. Rzeczywiście wydaje się, że sama zapowiedź wprowadzenia podatku kilka miesięcy temu zdyskontowała spadki na giełdach. Niższe zyski banków to niższe dywidendy dla właścicieli. Pragnę nadmienić, że właścicielem banku może być każdy z nas poprzez wykupienie akcji na giełdzie. Według Pana czeka nas prawdziwy armagedon? Nie, banki sobie poradzą. Ba, ta sytuacja wymusi na nich większą innowacyjność. Niestety na razie ta „innowacyjność” polega na likwidacji oddziałów i zwolnieniach grupowych, zapowiedzianych przez kilka banków. Czy zatem są grupy, które będą zadowolone z opodatkowania banków? Tak. Większe podatki to większe wpływy do wspólnego worka, zwanego budżetem państwa. Będzie więcej pieniędzy do podziału. Jednak wpływy z tego podatku w stosunku do wpływów z podatku PIT, CIT, akcyzy czy VAT to mały pikuś. A co na to społeczeństwo? Według badań „Dziennika Gazety Prawnej” 41% Polaków cieszy się z wprowadzenia podatku bankowego. A to nastąpi błyskawicznie – już w lutym 2016 roku. By nie wprowadzać Czytelników w czarnowidztwo, pragnę zakończyć cytatem obecnego ministra finansów Pawła Szałamachy: „Wyobrażam sobie sytuację, w której prezes banku PKO BP, który jest kontrolowany przez Skarb Państwa, złoży oświadczenie publiczne, w którym zaprasza klientelę konkurencji, w przypadku gdy tamte banki próbowałyby podwyższyć swoje opłaty. Wówczas działając w takiej logice, stracą biznes. Po to Skarb Państwa ma narzędzia, jakimi są jego aktywa, aby osiągać rozsądne cele gospodarcze”. Co istotne – powiedział to, zanim został ministrem. 10 “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 ślady przeszłości Jak Pawełek historię Olsztyna poznaje W nowym roku do naszej redakcji dotarł list od jednego z Czytelników. Pan Mirosław (nazwisko i adres znane redakcji) napisał następującą wiadomość. „Panie Pawle! Z zainteresowaniem czytam artykuły dotyczące dawnego Olsztyna. Są one – a to nie tylko moje zdanie – bardzo pouczające. Można się z nich dowiedzieć dużo o mieście, które w czasie ostatniej wojny zostało prawie doszczętnie spalone. Miałem przyjemność znać jednego Warmiaka, który mieszkał w pobliżu miasta i jako młody człowiek uczył się w jednej z olsztyńskich szkół średnich. Niestety już jej nie ma, choć jeszcze w styczniu 1945 roku odbywała się tam nauka. Jego szkoła została zamknięta dopiero 18 stycznia. Nic nie zapowiadało, że do Olsztyna zbliżają się radzieckie wojska. Miasto funkcjonowało normalnie. Mimo potężnych mrozów (w nocy temperatura spadała poniżej -30 stopni) jeździły tramwaje i trolejbus. Otwarte były sklepy i restauracje. Mniej było tylko mieszkańców. Spora część wyjechała. Wszystko stało się nagle. Tak oto opowiadał mój znajomy Warmiak. – Najpierw był nalot samolotów, a może jednego samolotu, bo spadły tylko dwie albo trzy bomby w okolicach dworca. Nie wyrządziły w zasadzie żadnych szkód. Nie było lekcji, postanowiłem więc wybrać się do domu. Mieszkałem na stancji u dalekiej krewnej, u której również stołowałem się, ale od czasu do czasu chodziłem coś zjeść do restauracji. Pamiętam, że na drugi dzień po zamknięciu szkoły jadłem jeszcze ciepłą zupę w restauracji Centralhalle. Niedzielę spędziłem u cioci. Rosjanie zjawili się w Olsztynie w nocy z 21 na 22 stycznia. Bez jednego strzału. Najpierw zajęli dworzec, a potem opanowali miasto. Nie było żadnych walk, bo w Olsztynie poza rannymi w lazaretach i kilkunastoma żołnierzami nie było wojska. Miasto w ogóle nie było przygotowane do obrony. Kiedy zobaczyłem Rosjan, uciekłem pieszo, przekradając się lasami do swojego rodzinnego domu. Panie Pawle! Rozpisałem się, bo chciałem prosić o zlokalizowanie w Olsztynie restauracji, w której ten mój znajomy jadł ostatni posiłek przed wkroczeniem Rosjan. Mówił mi, że to było na Górnym Przedmieściu i dał mi nawet takie małe zdjęcie, ale ja nie mogę tego miejsca ustalić. Chyba tych budynków już nie ma? Wiem, że Górne Przedmieście to ulice za Wysoką Bramą, czego dowiedziałem się z pana artykułów, do których ciekawostek dostarcza Jacek Panas. Może poprosi pan tego waszego redakcyjnego miłośnika dawnego Olsztyna o kilka informacji na temat tej restauracji i tego miejsca na zdjęciu?” Oczywiście zaraz po przeczytaniu list ten przesłałem Jackowi. Nim skończyłem mówić, o co chodzi, on odpowiedział: Oj! Pawełku, ty mnie zamęczysz! Ale więcej nie gderał, tylko obiecał, że coś ciekawego napisze. Dotrzymał słowa i na drugi dzień miałem materiał gotowy. A oto on. „Pawełku, tych budynków, co są na zdjęciu, już dawno nie ma. Ten mniejszy, z lewej strony, z dużymi oknami był jeszcze chyba do lat 80. Jak przyjechałem do Olsztyna w latach 50. ubiegłego wieku, to wyglądał trochę inaczej. Był niższy. Jak pamiętam, mieściła się tam jakaś hurtownia, a może magazyn. W podziemiach była stacja transformatorowa, z której zasilano sieć tramwajową. Ten budynek postawiono w 1913 roku z przeznaczeniem na miejską halę sportowo-wystawienniczą. Trenowali w niej olsztyńscy sportowcy, jak również mieszkańcy, którzy chcieli zażyć trochę ruchu. Obok były boisko do gry w piłkę, bieżnia i inne urządzenia lekkoatletyczne. W sali odbywały się kiermasze, wystawy i pokazy. Budynek „wyzwoliciele” spalili, ale został szybko odbudowany i przez długi czas służył jeszcze miastu. Obecnie w tym miejscu, na jako tako wyrównanym gruzowisku, jest parking. Ten obok, duży budynek na zdjęciu stał przy skrzyżowaniu na nieistniejących już ulicach Młyńskiej i Zepellinstrasse (11 Listopada). Teraz w tym miejscu jest taki duży skwer koło Wysokiej Bramy z nieczynnym w głębi szaletem, a dokładnie to róg ulic 11 Listopada i Nowowiejskiego. W 1945 roku ten wysoki obiekt ze zdjęcia uległ zniszczeniu. A wybudowany został w 1910 roku przez Augusta Hergotta. Miał tam być ekskluzywny hotel z restauracją. Hotelu nie otwarto, a zamiast restauracji powstała tam na wzór wiedeński elegancka kawiarnia Schloss Cafe, sala bilardowa, sala taneczna i salka klubowa. To miejsce w Olsztynie cieszyło się popularnością wśród mieszkańców i przyjezdnych. Poza zjedzeniem ciastek i wypiciem kawy można było w kawiarni potańczyć, pograć w karty i inne gry stołowe, jak również wysłuchać ciekawych koncertów. Na piętrach były czynszowe mieszkania. Zastanawiasz się, gdzie jest lokal, w którym zupkę jadł znajomy pana Mirosława. Niestety na tym zdjęciu zasłania go budynek Schloss Cafe. A ten w głębi to drukarnia Artura Hariha. Restauracja Centralhalle, jedna z 70 działających w Olsztynie, mieściła się w narożnej jednopiętrowej kamienicy naprzeciwko drukar- ni. Obecnie patrząc to na rogu ulic Nowowiejskiego i Skłodowskiej-Curie. Została spalona w 1945 roku. Należała do Ottona Goertza. Dom wzniesiono na początku XX wieku. Na jego gruzach w latach 60. powstał kompleks gastronomiczny „Inka”. Na parterze była pierwsza w Olsztynie po wojnie prawdziwa piwiarnia i na piętrze kawiarnia. Co to była za piwiarnia, kiedy jasne z pianką podawano od godziny 13 i to przeważnie w butelkach, a o 18 już nie było! Żeby podelektować się złocistym płynem, zamawiało się od razu kilkanaście butelek. Pamiętam, gdy jako student z kolegą kupiliśmy od razu dwie skrzynki takich beczułek z piwem. Siedzieliśmy i wesoło rozmawialiśmy. Bez przerwy podchodzili do nas inni amatorzy piwka z prośbą o odsprzedanie chociaż jednej butelczyny. Dokładnie nie pamiętam, ale dzięki transakcjom pod stolikiem piwo wypiliśmy za darmo. Później piwiarnię zlikwidowano, na koniec kawiarnię również i powstał w tym miejscu kompleks handlowy. A wracając do dawnej restauracji. Podawano tam dosyć smaczne, tanie potrawy, które przeznaczone były przede wszystkim dla średniozamożnych obywateli Olsztyna. Tyle, Pawełku, wiem. Przy okazji dziękuję panu Mirosławowi za zdjęcie. Maila od Jacka Panasa zredagował Pawełek Spełnij marzenie o mieszkaniu Spółdzielnia Mieszkaniowa ,,Kormoran” w Olsztynie buduje mieszkania na nowym osiedlu w Dywitach, nazwanym ,,Osiedlem Kormoran”. Oferta Spółdzielni jest powrotem do formuły budowy mieszkań o statusie spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu i szansą dla tych osób, którym marzy się własne mieszkanie, a które nie mają zdolności kredytowej i nie mogą zaciągnąć kredytu hipotecznego. Warunkiem uzyskania spółdzielczego lokatorskiego prawa do lokalu mieszkalnego jest wniesienie w trakcie realizacji budowy 30% planowanego kosztu budowy mieszkania (w dwóch ratach) i zobowiązanie się do spłaty w okresie 25-letnim kredytu zaciągniętego przez Spółdzielnię na pokrycie 70% kosztów budowy tego lokalu. Po spłacie kredytu (istnieje możliwość wcześniejszej spłaty kredytu niż okres, na jaki kredyt został zaciągnięty przez Spółdzielnię) zostanie dokonane przeniesienie lokalu w odrębną własność wraz z za- łożeniem Księgi Wieczystej i wpisem o własności lokalu na rzecz Kupującego. Spółdzielnia rozpoczęła realizację pierwszego z bu- dynków nowego ,,Osiedla Kormoran” we wschodniej części Dywit, w pobliżu Jeziora Dywickiego. Docelowo będzie to piękne i ciche osiedle (170 mieszkań o powierzchni od 34 do 62 m2). W najbliższym otoczeniu realizowanego osiedla znajdują się łąki, jezioro, las i zabudowa jednorodzinna; w pobliżu: szkoła, przedszkole, sklepy, kościół. Centralna część osiedla została zagospodarowana na przestrzeń rekreacyjną. Nie tylko jest to plac zabaw dla dzieci, ale również tereny rekreacyjne dla osób dorosłych, uwzględniające ścieżki rowerowe, ciągi piesze i miejsca wypoczynkowe z ławeczkami wśród zieleni osiedlowej. Mieszkańcy osiedla będą mieli do dyspozycji 255 miejsc par- kingowych usytuowanych, podobnie jak ruch samochodowy, na zewnątrz osiedla. Planowana cena mieszkań w realizowanym budynku to koszt 3800 zł/m2. Budynek zostanie oddany do użytku w I kwartale 2017 r. Spółdzielnia Mieszkaniowa „KORMORAN” w Olsztynie zaprasza wszystkich Zainteresowanych do siedziby Spółdzielni, adres 10-693 Olsztyn ul. Okulickiego 5. Dodatkowe informacje: tel. 89/ 541-80-00 lub e-mail [email protected] www.smkormoran.olsztyn.pl zdrowie “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 11 Ludzie leczą się zimnem Gdy bolą nas kości lub stawy, to mamy ochotę wygrzać się pod kocem. Ciepło sprawia przyjemność, sądzimy więc, że ma na nas dobry wpływ. Okazuje się, że nie zawsze. W wielu problemach ortopedycznych, reumatycznych, rehabilitacyjnych i neurologicznych to raczej zimno będzie naszym sprzymierzeńcem. Chłód, choć mniej jest przyjemny od ciepła, odpowiednio wykorzystany ma wiele zalet. Pod wpływem gwałtownego chłodu wzmaga się produkcja substancji przeciwbólowych. Ochłodzenie tkanek wykorzystywano już od wieków do tamowania krwawienia, bo zimno prowadzi do obkurczania się naczyń krwionośnych. Niska temperatura zmniejsza ból. To dlatego kontuzjowani sportowcy mają kolano czy kostkę błyskawicznie chłodzone, a nie rozgrzewane. Nie ma więc co strzepywać ciarek z pleców, gdy patrzymy za okno na mroźny pejzaż. Również my możemy łatwo i szybko wykorzystać dobroczynny wpływ zimna. Na przykład zamiast raczyć się używką, jaką jest kawa, opłuczmy twarz i szyję lodowatą wodą. Brr! Przebudzenie gwarantowane. O tym, jakiego kopa daje chłód, wiedzą osoby kąpiące się zimą w jeziorze. Dobry nastrój i zwiększona odporność to ledwie dwie z wielu korzyści, o jakich opowiadają miłośnicy pluskania sie w przeręble. Doktor mróz Jak chłód wpływa na organizm człowieka, jest badane przez naukowców. Niektórzy uważają, że obniżenie temperatury ciała mogłoby odegrać kluczową rolę w przedłużeniu życia ludzi. Choć daleka do tego droga, to już nauczyliśmy się czerpać z zimna pełnymi garściami w zakresie uśmierzania bólu czy łagodzenia stanów zapalnych. Metoda, która się w tym specjalizuje, to krioterapia. Krioterapia to leczenie przy użyciu niskiej temperatury. Można je podzielić na krioterapię ogólną oraz miejscową. Krioterapia miejscowa polega na przyłożeniu do miejsca zmienionego cho- Stanowisko obsługi komory do krioterapii w temperaturze –110 °C Pacjentka przygotowana do wejścia do komory robowo specjalnego aplikatora generującego bardzo niską temperaturę. W ten sposób ochładza się wybrane mięśnie, fragmenty skóry czy stawów. Zabieg zamrażania i rozmrażania jest kilkukrotnie powtarzany w jednym cyklu. Doprowadza do zamarzania zawartości komórek i destrukcji tkanki. Dlatego krioterapię miejscową stosuje się w celu zniszczenia łagodnych i nowotworowych zmian znajdujących się w jamie brzusznej, szczególnie wątrobie, np. przy leczeniu naczyniaków. Ten rodzaj zimnolecznictwa służy również do łagodzenia niektórych zmian skórnych, np. brodawek, oraz bywa pomocny w usuwaniu zmian powstających na błonach śluzowych. Krioterapia ogólna z kolei to poddanie całego ciała działaniu ekstremalnej temperatury – od -100 do -160 stopni Celsjusza. Najczęściej zabieg polega na wejściu na maksymalnie 3 minuty do specjalnej komory zimna, czyli kriokomory. Jak to wytłumaczyć, że taka temperatura nie odbiera nam życia, a rzekomo wręcz pomaga? Witaj w igloo Choć w komorze zimna panuje szokująco niska temperatura, to ta odczuwalna nie jest aż tak dotkliwa. To suchy mróz, który nie wychładza tak jak lodowata woda. Profesjonalnie przygotowany zabieg krioterapii ogólnej powinien rozpoczynać się od naszego pobytu w przedsionku, w którym temperatura wynosi około -60 stopni. Dopiero po minucie przechodzimy do komory, w której jest do -160 stopni Celsjusza. Tam przebywamy nie dłużej niż dwie minuty. Powinniśmy mieć na sobie strój kąpielowy bądź bawełnianą koszulkę, spodenki, opaskę na uszy, rękawiczki, długie skarpetki, maseczkę na usta i nos oraz drewniane chodaki. Po kąpieli w lodowatym powietrzu natychmiast przechodzimy do sali ćwiczeń, w której pod okiem fizjoterapeuty wykonuje się ćwiczenia fizyczne. Służą rozgrzaniu, ale osoby, które cierpiały z powodu bólu stawów czy mięśni odkrywają, że czują mniejszy dyskomfort i mogą wykonać więcej ćwiczeń niż wcześniej. Dzieje się tak dzięki znieczulającemu wpływowi zimna. Czy to działa? Ekstremalnie niskie temperatury, ćwiczenia fizyczne... po co ludzie się na to decydują? Co tak nimi motywuje,, że siedzą półnago w zamrażalniku? Co ciekawe, trudno o niezbite dowody na skuteczność krioterapii. Podczas badań nad efektywnością krioterapii w leczeniu zapalnych chorób reumatycznych co piąty pacjent... przerwał zabiegi z powodu efektów ubocznych. Należy jednak nadmienić, że niepożądane objawy pojawiają się głównie przy niewłaściwym zastosowaniu krioterapii. Dlatego warto przed zabiegiem skonsultować się z dobrym specjalistą. Jeśli borykamy się z chorobą, która jest wskazaniem dla krioterapii, to zapytajmy naszego lekarza prowadzącego, co sądzi na temat tego rozwiązania i jakie badania powinniśmy wykonać, by mieć pewność, że krioterapia będzie dla nas w pełni bezpieczna. Jest mnóstwo przeciwwskazań do krioterapii, zwłaszcza ogólnej. To wiek powyżej 65 lat, choroby serca, układu krążenia, schorzenia dróg oddechowych i wiele, wiele innych. Trzeba zapytać lekarza ogólnego lub specjalistę od swojej choroby, czy to będzie dla nas dobre. Dla wielu osób jest. Niektórzy pacjenci wręcz deklarują, że krioterapia przyniosła im ulgę w chorobach stawów, nawet ostrych i przewlekłych, gdy już nic innego nie pomagało. Bóle kręgosłupa, rwa kulszowa, zapalenia ścięgien, zwichnięcia, naciągnięcia mięśni, przykurcze w stawach – to tylko niektóre problemy natury m.in. ortopedycznej i rehabilitacyjnej, w której krioterapia jest chwalona. Zimnolecznictwo poleca się także przy niektórych chorobach neurologicznych, jak niedowłady spastyczne, ostre zapalenie nerwów, stwardnienie rozsiane czy choroba Parkinsona. Eksperyment z ciałem Grupą, która chętnie korzysta z krioterapii ogólnej, są sportowcy. Niektórzy też wykorzystują krioterapię do odnowy biologicznej i szybszego dochodzenia do siebie po kontuzjach. Na skutek gwałtownego zwężenia, a następnie rozszerzenia naczyń krwionośnych zostają dotlenione i dożywione najgłębiej położone tkanki. I choć samo wystawienie ciała na chłód nie należy do największych przyjemności, to jednak stymulujące jest uczucie po wyjściu z komory mrozu. Mamy wrażenie dokonania czegoś ekstremalnego. Mrożącego krew w żyłach, można wręcz powiedzieć. Satysfakcja jest ogromna, odzyskujemy poczucie sprawczości. Nic dziwnego, że krioterapię poleca się także przy stanach depresyjnych i obniżonym libido. Aleksandra Ruda 12 “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 rozmaitości Popularne w naszym jadłospisie ziemniaki pochodzą z Ameryki Południowej, gdzie były uprawiane jeszcze w czasach prehistorycznych. Do Europy dotarły dopiero w XVI wieku i przez kolejne dwa stulecia były traktowane także jako roślina ozdobna. Można jeść tylko bulwy, pozostałe części są trujące. Z chwilą opracowania techniki magazynowania ziemniaków w kopcach znacznie wzrosło ich spożycie. Spotykamy je prawie codziennie na polskich stołach w różnej postaci. Dzisiaj proponuję danie, które łączy ziemniaki i grzyby. Kotlety ziemniaczane z sosem grzybowym Składniki na kotlety: 1 kg ziemniaków, 3 łyżki mąki ziemniaczanej, 1 jajko, 1 średnia cebula, sól, pieprz, gałka muszkatołowa, olej do smażenia. Składniki sosu: 30 dkg suszonych grzybów, łyżka mąki, 2 szklanki wody, 3 łyżki śmietany, sól oraz pieprz. Ziemniaki obieramy, gotujemy w osolonej wodzie i studzimy. Następnie przepuszczamy przez praskę, maszynkę lub ubijamy. Dodajemy mąkę i jajko. Cebulę kroimy w drobną kostkę i podsmażamy na oleju. Przyprawiamy solą i pieprzem. Po wystudzeniu dodajemy do ziemniaków. Całość należy wyrobić na jednolitą masę. Można też dodać samo żółtko, a białko ubić na pianę i dodać osobno (lekko mieszając łyżką). W rękach lekko obtoczonych w mące formujemy kotlety (takie jak kotlety mielone). Inaczej będzie trudno to zrobić, bo masa jest bardzo delikatna, ponieważ nie ma tam zbyt dużo mąki. Smażymy na patelni (nie panierując w mące ani tartej bułce) na nieco przyrumieniony kolor. Ze względu na brak pa- nieru na pewno się nie przypalą, chociaż smażenie z tego powodu może trwać trochę dłużej. Przygotowanie sosu jest również proste. Grzyby najlepiej zalać na noc wodą, ale jak zapomnimy, to kilka godzin też wystarczy. Gotujemy je w tej samej wodzie, w której się moczyły. Wcześniej należy je jednak przelać, aby usunąć zanieczyszczenia lub piasek, który osiadł na dnie. Ugotowane i ostudzone grzyby wyjmujemy, kroimy w drobne kawałki. Gdy wywaru jest za dużo, można go trochę odparować. Do pół szklanki zimnej wody wsy- pujemy łyżkę mąki i dokładnie mieszamy, aby nie było grudek. Powoli wlewamy do gotującego się wywaru, cały czas mieszając i kontrolując gęstość sosu. Dodajemy pokrojone grzyby, wlewamy śmietanę (ponieważ sos jest gęsty, nie powinna się zwarzyć) i doprawiamy do smaku solą oraz pieprzem. Potrawa prosta, atrakcyjna i niezwykle apetyczna. Jak zawsze palce lizać. Życzę więc wszystkim smacznego i wyruszam na poszukiwanie kolejnych frykasów. Wasz degustator Andrzej Zb. Brzozowski BARAN 21.03 – 20.04 Jeżeli myślisz, że nic ciekawego Cię nie spotka, to się mylisz. Bardzo udany okres w pracy. W domu zdecydowanie też. Podczas weekendów owocne w skutki spotkania z przyjaciółmi. Nie przesadź z alkoholem. LEW 23.07 – 23.08 Nadmierna pewność siebie prowadzi w złym kierunku. Obudzi się w Tobie duch przekory i rywalizacji. Jedynym sposobem na uniknięcie problemów okaże się dalekowzroczność. Skonsultuj to z okulistą i swoim adwokatem. STRZELEC 23.11 – 21.12 Zaproś teściów na obiad. Nie będziesz wtedy musiał iść do nich i zjesz nareszcie to, co lubisz. Nie przejmuj się głupimi uwagami teściowej. To w końcu jest Twój dom. Przy okazji podziękuj teściom za spłatę rat kredytu. PANNA 24.08 – 23.09 Nie zazdrość nigdy niczego innym. Tobie nikt nie zazdrości, bo to nieładnie i nieelegancko. No, może trochę zazdroszczą Ci urody. Ale przecież sama dobrze wiesz, że za górami i lasami jest królewna Śnieżka, która jest... KOZIOROŻEC 22.12 – 20.01 Dobry czas, aby zamknąć pewien rozdział w swoim życiu. Początek nie będzie zbyt łatwy, ale jeśli zdecydujesz się na pierwszy krok, to dalsze nie będą Ci już sprawiać większej trudności. Można przecież żyć bez alkoholu. BLIŹNIĘTA 21.05 – 21.06 Jeden przeoczony termin może niepotrzebnie skomplikować Ci życie i utrudnić realizację planów. Bądź szczególnie uważny i nie rozstawaj się z kalendarzem, notesem i budzikiem. Wymień też baterie w zegarku. WAGA 24.09 – 23.10 Najbliższe dni zachęcą Cię do aktywności. Twoje zaangażowanie skoncentruje się na działaniu na rzecz innych. Ich konsekwencją będą także zadowolenie i satysfakcja. Przy okazji możesz kilku osobom nieźle się narazić. WODNIK 21.01– 19.02 Nie staraj się za wszelką cenę pędzić do przodu. Czasami potrzebne są hamulce. Jeszcze raz przemyśl swoje projekty i plany. To nie są czasy na otwieranie firmy. Kup wiosną jakieś pole i coś zasiej. Śpisz, a samo rośnie. RAK 22.06 – 22.07 Jeżeli chcesz mieć odpowiednią wagę do wzrostu, a nie możesz schudnąć, jest na to tylko jedna rada. Musisz urosnąć. Jeden kg wagi ciała to 2,5 cm wzrostu. Jeżeli ważysz np. 100 kg, to powinieneś mierzyć 2,5 metra. SKORPION 24.10 – 22.11 Pozytywne myślenie przyniesie owoce w postaci przyjaznych uczuć i czynów, których doświadczysz więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Zaczynasz wszakże od zera. Nie przejmuj się tym. Każdy milioner tak zaczynał. RYBY 20.02 – 20.03 Przyszedł czas na to, aby w końcu naprawdę zaszaleć. Bądź wreszcie sobą. Zrób to, na co od dawna masz ochotę. Kup sobie największą czekoladę z orzechami i... zjedz całą. W tajemnicy przed domownikami. Smacznego! BYK 21.04 – 20.05 Jeżeli kupiłeś już bilety na mistrzostwa Europy w piłce nożnej przez Internet, to będziesz sławny. Twoje nazwisko zostanie wydrukowane obok osób, które dały się oszukać. A może będzie was więcej i założycie własną stronę internetową? Redakcja zastrzega sobie prawo do unieważnienia horoskopu, bez podania przyczyn! Kino AZB zaprasza Nienawistna ósemka Kino Helios zaprasza na najnowszy film Quentina Tarantino „Nienawistna ósemka”. Jeden górski zajazd, ośmioro nienawistnych ludzi… czy każdy przetrwa do rana? Kilka lat po wojnie secesyjnej przez wietrzne pustkowia Wyoming podróżują łowca nagród John Ruth (Kurt Russell), znany jako "Szubienica", oraz zbiegła przestępczyni Daisy Domergue (Jennifer Jason Leigh). Ruth ma zamiar doprowadzić kobietę przed oblicze sprawiedliwości. Podczas podróży spotykają innego okrytego złą sławą łowcę nagród majora Marquisa Warrena (Samuel L. Jackson), niegdyś żołnierza walczącego po stronie Unii, oraz Chrisa Mannixa (Walton Goggins), renegata z Południa i samozwańczego szeryfa miasta Red Rock, do którego zmierzają. Podróżni zbaczają jednak ze szlaku podczas zamieci śnieżnej. Schronienie znajdują w zajeździe na górskiej przełęczy, gdzie zostają powitani przez czterech nieznajomych. Gdy gwałtowna nawałnica uderza w górski przyczółek, ośmioro podróżników zaczyna rozumieć, że szanse dotarcia do Red Rock są bardzo małe. Aby dostać jeden z ośmiu biletów na dowolny film 2d grany od poniedziałku do czwartku, należy wysłać SMS z uzasadnieniem, dlaczego właśnie do Ciebie ma trafić bilet, pod numer 7148 o treści „zycie1. treść uzasadnienia” Koszt SMS-a to 1,23 zł z VAT. żyjmy szczupło “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 13 Niewinne podjadanie... Nie działa na mnie żadna dieta – to wyznanie brzmi znajomo, prawda? Wielu z nas latami nie może schudnąć. Stosujemy różne diety, staramy się więcej ruszać, próbowaliśmy już niemal wszystkiego. I nic! Waga ani drgnie. Czy to oznacza, że już tak pozostanie? Może winą jest spowolniony metabolizm, dojrzały wiek albo tendencja do tycia? A może po prostu podjadamy, nie do końca zdając sobie z tego sprawę? Dorosła osoba potrafi zjeść w ciągu całego dnia średnio nawet do 400 kcal, o których nie ma pojęcia. To kalorie widmo. Nie wzięły się z sutego śniadania, obiadu, kolacji ani nawet z deseru. Pochodzą znikąd. Są zamaskowane w niepozornych przekąskach, którymi się uraczyliśmy, w ogóle tego nie rejestrując. Oto przykłady. Zjedliśmy już swój obiad, ale jeszcze dojemy po dzieciach. Szkoda wyrzucać, przecież zostało dosłownie kilka kęsów. Nie jemy słodyczy, ale zostaliśmy poczęstowani, więc wzięliśmy jednego cukierka. Nic wielkiego. Chciało się pić, a nic innego nie było, to nalaliśmy sobie szklankę oranżady czy innego kolorowego napoju. Ochotę na coś słodkiego postanowiliśmy ugasić garstką rodzynków, w końcu to zdrowy zamiennik słodyczy. A wieczorem do filmu poskubało się trochę słonecznika. Wynik? 600 kcal w samych przekąskach. Nie pilnując się tak przez tydzień, nie tylko nie schudniemy, a wręcz przytyjemy. A przecież nic szczególnego nie zjedliśmy! Podjadanie najczęściej kojarzy się z zaglądaniem do lodówki między posiłkami. Jednak najbardziej podstępne oblicze podjadania to przytoczone przykłady. Poczęstowanie się małym cukierkiem jest dla wielu z nas taką błahostką, że ledwie ją zapamiętaliśmy. To nie suty kawałek tortu, żeby zapadło nam w pamięć. To drobiazg. Około 50 kcal. Problem w tym, że niepozornych przekąsek w ciągu dnia zawsze się trochę nazbiera. Przemyślanym początkiem zadbania o linię niech stanie się zatem namierze- nie i wyeliminowanie tych oto wrogów szczupłej sylwetki. Kryją się niczym snajper w wysokiej trawie naszej nieuwagi i oddają codziennie kilka niezauważalnych strzałów. Na tyle zakamuflowanych, że w ogóle ich nie rejestrujemy. A to właśnie one – niepozorne przegryzki – w dużej mierze odpowiadają za naszą porażkę w odchudzaniu. Żadna dieta nie pomoże, jeśli dostarczamy sobie pustych kalorii. Małe, a tuczy Dwie kostki ptasiego mleczka to 100 kcal. Dwa michałki to aż 160 kcal. Baton dowolnej marki ma od 200 do 260 kcal. Dwie delicje to 110 kcal. A najzwyklejsza słodka bułka z budyniem? Aż 380 kcal, tyle co kotlet, ale czy taką bułeczką się najemy? Przegryzamy i słone pyszności: paluszki, krakersy, chipsy. Nic, tylko tłuszcz – i jakby złego było mało – w większości tłuszcz palmowy, utwardzany. Chrupiąc słone paluszki, miejmy świadomość, że jeden paluszek to średnio 7 kcal. Łatwo sobie przeliczyć. Mając na uwadze powyższe, warto się przebudzić. Sięgamy po drobne przekąski, sądząc, że to coś symbolicznego. Nie patrzymy, że coś jest kaloryczne, patrzymy, że jest małe. Podstawowy błąd to przejść na dietę i pozwalać sobie na małe co nieco zbyt często. Przełammy nawyk podjadania łakoci, to osiągniemy sukces w odchudzaniu. Zdrowe i kaloryczne Orzechy i nasiona są dobrodziejstwem dla zdrowia. To źródło nienasyconych kwasów tłuszczowych, a także całej plejady witamin i składników mineralnych. Gdy cierpimy z powodu braku magnezu, to zamiast łykać pastylki, włączmy do diety orzechy. Witaminy zawarte w naturalnych produktach przyswajamy wielokrotnie efektywniej niż te z aptecznych suplementów diety. Chętnie sięgamy po orzechy, pestki dyni czy ziarna słonecznika. Warto jednak znać umiar, bo te zdrowe smakołyki są jednocześnie niezwykle kaloryczne. W 100 gramach czekolady jest średnio 530 kcal, a w orzechach od 570 w górę. Orzechy są bardziej kaloryczne od czekolady. Dietetycy radzą, by mimo to jeść je codziennie, ale tylko po 10 sztuk. O tym, jak trudno przerwać łupanie pistacji, orzeszków ziemnych lub pestek słonecznika, wiemy wszyscy. Trzeba samodyscypliny godnej generała, by po 10 zjedzonych sztukach się opanować. Podobnie z owocami. Niektórzy sądzą, że owoce i warzywa można jeść bez ograniczeń, bo są zdrowe i nie tuczą. Niestety. Większość warzyw faktycznie nie pokrzyżuje planów dietetycznych, jednak większość owoców to słodkie pułapki. Nie chodzi tylko o wysoką kaloryczność bananów (140 kcal średni banan), winogron (70 kcal garść zielonych kuleczek) czy awokado (220 kcal jeden owoc). Chodzi raczej o ogólną zasadę, by pewnych produktów unikać o pewnej porze dnia. W tym przypadku owoców starajmy się nie jeść w drugiej części dnia, zwłaszcza wieczo- rami, bo zawierają fruktozę, czyli owocowy cukier. A żaden cukier nie sprzyja chudnięciu. Wszystko, co słodkie, zostawmy sobie na przedpołudnie, by energetyczny zastrzyk węglowodanów dodawał nam sił przez cały dzień. Wieczorem wybierzmy raczej warzywa lub chude białko, np. zjedzmy produkt mleczny albo przygotujmy coś w dużej części z warzyw z ewentualnym dodatkiem chudego mięsa. Kanapka z ciemnym chlebem, warzywami i plastrem wędliny to dobra kolacja. Dary natury, nawet te najbardziej kaloryczne trzeba jeść, będąc na diecie. Zawarte w nich składniki odżywcze pozytywnie wpływają na metabolizm. Musimy tylko traktować je tak, jakby był to posiłek, a nie jako przegryzkę, którą można zaspokajać głód w dowolnej chwili. Niech owoc lub garść orzechów będzie naszym drugim śniadaniem, takim zdrowym lunchem w pracy. Lepiej kontrolując to, co jemy i ile jemy, stajemy się świadomym konsumentem. A stąd już krótka droga do mądrych wyborów i oddania ubrań do krawcowej. Aleksandra Ruda 14 “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 MdM... i kilka zakazów Mieszkania, które kupujemy, korzystając z programu „Mieszkanie dla Młodych”, obłożone są ograniczeniami. Dotyczą m.in. sprzedaży i wynajmu. Przez 5 lat od momentu zakupu swoich czterech kątów w ramach MDM beneficjenci nie mogą samodzielnie dysponować swoją nieruchomością. Nie mają prawa nawet wynająć jednego pokoju. Jeśli złamią tę zasadę, to muszą zwrócić całość lub część dopłaty. Wysokość zwrotu zależy od liczby miesięcy, które pozostały do końca wspomnianego 5-letniego okresu, w którym ograniczone jest rozporządzanie swoją własnością. Na przykład gdy młode małżeństwo dostało 25 tysięcy złotych wsparcia od państwa, a po 3 latach wynajęło mieszkanie, to musi zwrócić 10 tysięcy złotych. Tak naprawdę czas, podczas którego właściciele porady nie mogą dobrowolnie dysponować swoim mieszkaniem, jest nieco dłuższy niż 5 lat. Okres ten bowiem liczy się dopiero od początku całego pierwszego roku kalendarzowego. Jest jeszcze jedno ograniczenie. Nieruchomość kupiona ze wsparciem programu „Mieszkanie dla Młodych” musi służyć jako mieszkanie. Nie może być przeznaczone do działalności gospodarczej. Chyba że jest to np. skromna, jednoosobowa firma komputerowa. Sytuacja zmienia się, jeśli w mieszkaniu zostanie urządzony np. zakład fryzjerski. Dotację z programu MdM trzeba oddać także wtedy, gdy młoda rodzina nabędzie prawo własności do innego mieszkania albo do spółdzielczego lokalu własnościowego. Przepis ten nie dotyczy, gdy prawo własności wynika ze spadku. Dodatkowe obostrzenia, grożące zwrotem dotacji, mają związek ze spłatą kredytu. Pieniądze w części lub całości musi zwrócić uczestnik programu, który dokonał wcześniejszej spłaty całego kredytu lub jego części przekraczającej wysokość udzielonego dofinansowania. Może ktoś pomyśleć, że dobrze byłoby ukryć te wszystkie zabronione działania. Nic gorszego! Jeśli zostaniemy przyłapani, to możemy być pociągnięci do odpowiedzialności karnej. Zachowek po latach Każdy pominięty w testamencie może ubiegać się o zachowek. Wynosi on połowę tego, co dana osoba dostałaby w spadku na mocy dziedziczenia ustawowego, czyli przy braku oficjalnej darowizny lub zapisów testamentowych. To mogą być spore sumy. W obecnych czasach, z powodu zapomnienia lub przy dłuższych pobytach za granicą, ktoś po latach przypomina sobie o należnym zachowku. Taki pominięty w testamencie lub darowiźnie ma prawo domagać się zachowku w ciągu 5 lat od chwili śmierci osoby, po której majątek pozostał, był dzielony i dziedziczony. Samochód z czapą śniegu Zimą można zarobić mandat za nieodśnieżone auto lub postój z zapalonym silnikiem. Prawo o ruchu drogowym nakazuje bowiem, by korzystanie z pojazdu nie zagrażało niczyjemu bezpieczeństwu. Oznacza to nie tylko obowiązek usunięcia z dachu samochodu śnieżnej czapy, która może podczas jazdy zsunąć się na szybę. Zadbać musimy także o staranne odlodzenie szyb i lusterek. Na karę naraża się również kierowca, który najpierw włączy silnik, a dopiero potem odśnieża auto. W ten sposób łamie przepis zakazujący pozostawiania na terenie zabudowanym samochodu z pracującym silnikiem oraz używania auta, jeśli praca silnika powoduje nadmierną emisję hałasu lub spalin. Przy okazji warto przypomnieć, że znawcy zagadnienia odradzają rozgrzewanie silników na postoju. W czasie ruchu osiągają one właściwą temperaturę szybciej i równomiernej. Wychodzi na to, że zimą najpierw starannie odśnieżamy samochód oraz oczyszczamy z lodu szyby i lusterka, a potem włączamy silnik i spokojnie rozpoczynamy jazdę. Pieniądze za mandat przeznaczamy na zakup paliwa. Dziecko bez ojca, matka bez alimentów Dzieci poczęte z nietrwałego, wręcz przypadkowego związku nie muszą być skazane na brak ojca i na brak z jego strony wsparcia finansowego. Od tego jest sąd rodzinny, by – w razie wątpliwości – ustalił stan faktyczny. Jednak na matce dziecka spoczywa obowiązek udowodnienia, że wskazany i pozwany przez nią o alimenty mężczyzna faktycznie jest ojcem dziecka. Zazwyczaj same zainteresowane strony, przekonane o słuszności swego stanowiska, decydują się na przeprowadzenie badań DNA dziecka. Ono jednoznacznie określa stan rzeczy i ułatwia sądowi podjęcie stosownej decyzji. Jeśli zatem matka odmówi przeprowadzenia tego dowodu, to może się liczyć z konsekwencjami, aż do oddalenia powództwa. W polskich realiach sąd może z urzędu domagać się przeprowadzenia badań. Jednak ten sam sąd nie ma środków prawnych, by zainteresowane strony zmusić do wykonania badań. Jeśli zatem ewentualny ojciec wyraża zgodę, a matka nie zgadza się na badanie DNA dziecka, to sama skazuje dziecko na brak ojcowskich alimentów. M.R. reklama “Nowe Życie Olsztyna” nr 2 (173) 2015 15 Nie takie podatki straszne… Pytanie: – Jestem przedsiębiorcą. Na utrzymaniu mam niepracującą żonę i troje dzieci w wieku szkolnym. W 2016 roku planuję osiągnąć dochód w wysokości 170.000 zł. Obecnie podatek rozliczam według skali podatkowej. Czy powinienem dokonać zmiany na liniowy? Marcin B. Odpowiedź: – Każdego roku w terminie do 20 stycznia przedsiębiorca ma prawo zmienić formę opodatkowania w podatku dochodowym. Pytanie jest więc jak najbardziej na czasie. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że skoro przewiduje Pan osiągnąć dochód w wysokości 170.000 zł, to trzeba zmienić formę opodatkowania ze skali podatkowej na metodę liniową. Przy skali podatkowej do kwoty 85.528 zł liczymy 18% podatku, a powyżej tej kwoty 32% i pomniejszamy obliczony podatek o kwotę 556,02 zł. Metoda liniowa polega na obliczaniu 19% podatku bez względu na wysokość dochodu. Duże znaczenie w wyborze formy opodatkowania ma status rodzinny: niepracująca żona i troje dzieci w wieku poniżej 25 lat. Oto matematyczne rozwiązanie zadania. Wysokość zaliczki na podatek dochodowy podlegający wpłacie do urzędu skarbowego w 2016 roku wg skali podatkowej to 41.870 zł, zaś wg metody liniowej 32.300 zł. Wysokość podatku dochodowego za rok 2016, wykazany w zeznaniu rocznym, to kwota 25.260 zł przy skali podatkowej z uwzględnieniem niepracującej żony i ulgi na troje dzieci. Urząd skarbowy zwróci nadpłacony podatek w kwocie 16.610 zł. Kwota podatku liczonego metodą liniową to 32.300 zł. W tym konkretnym przypadku wybierając opodatkowanie wg skali podatkowej, do urzędu skarbowego wpłaci pan mniej podatku o 7.040 zł. Podejmując decyzję o wyborze formy opodatkowania na rok 2016, trzeba wziąć pod uwagę szereg aspektów, które mają ogromny wpływ na wysokość płaconych podat- Elżbieta Krywko doradca podatkowy ków. Warto je przeanalizować i wybrać dla siebie najkorzystniejsze rozwiązanie. Jeżeli mamy z tym problem, to warto udać się w tym celu do doradcy podatkowego, który pomoże w podjęciu odpowiedniej decyzji. Elżbieta Krywko Chcesz zadać pytanie z zakresu podatków? Napisz: [email protected] lub zadzwoń: 607 14 14 14