WSZYSTKO JUŻ BYŁO, czyli Z PLANU FILMU, KTÓRY NIE

Transkrypt

WSZYSTKO JUŻ BYŁO, czyli Z PLANU FILMU, KTÓRY NIE
WSZYSTKO JUŻ BYŁO, czyli Z
PLANU
FILMU,
KTÓRY
NIE
POWSTANIE…
Lesław Czapliński
„Wszystko już było,
czyli z planu filmu, który nie powstanie…”
W czasach ponowoczesnych utrzymuje się, że opowiedziano już
wszelkie możliwe historie, ułożono wszystkie kompozycje,
wyczerpując system tonalny i jeszcze szybciej mająca zastąpić
go dodekafonię, wyeksploatowano
figuralne, jak i abstrakcyjne…
zarówno przedstawienia
A od starożytności do
romantyzmu wystarczały twórcom opowieści mityczne czy
wydarzenia historyczne z czasów antycznego Rzymu i dopiero ten
ostatni rozpętał niekończący się pościg za oryginalnością i
nowością…
W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku zyskała rozgłos
sztuka Jerzego Żurka „Sto rąk, sto sztyletów”, rozpoczynająca
się przedstawieniem popularnej francuskiej farsy, przerwanym
przez nagłe wtargnięcie do teatru listopadowych powstańców…
Podobnie zaczyna się najnowszy film Petra Zelenki „Zagubieni”,
którego akcja ogniskuje się wokół wykradnięcia przez śledczego
dziennikarza gadającej papugi
Édouard Daladiera, sprowadzonej
przez
praski
premiera
Instytut
Francuski
z okazji siedemdziesięciolecia monachijskiego
rozbioru Czechosłowacji, w celu ukazania w nowym świetle jego
w tym roli… W pewnym momencie okazuje się jednak, że jest to
dopiero powstający film na ten temat i odtąd śledzimy
najrozmaitsze perypetie, towarzyszące jego realizacji,
przerywane wypowiedziami członków ekipy. Co prawda już kręcący
go reżyser w szortach
powinien wzbudzić
naszą podejrzliwość, który na dodatek, niczym talizman, wozi
ze sobą oprawiony w szkło plakat równie autotematycznej „Nocy
amerykańskiej” François Truffaut. Przy okazji poznajemy kulisy
fikcyjnych
koprodukcji,
mających
zapewnić
unijne
dofinansowanie, którego odmowa udaremni ostatecznie całe
przedsięwzięcie. Pojawia się nadto splot groteskowych, jak to
w czeskim filmie bywa, trudności w rodzaju uczulenia głównego
aktora na pierze, eliminujące żywego ptaka z ujęć z jego
udziałem
, chorobliwa zazdrość partnera
aktorki wobec jej francuskiego kolegi z planu, który wbrew
promocji nie jest słynnym gwiazdorem, lecz po prostu drobnym
sklepikarzem, prowadzącym interes w Pradze i sprzedającym
główny eksportowy towar z ojczyzny serów…
Pobieżne
streszczenie może wprowadzić w błąd i łudzić atrakcyjnością, a
to ze względu na krótszy czas, jaki trzeba włożyć w jego
przeczytanie, wobec znacznie dłużej trwającego seansu, jeśli
zdecydować się na obejrzenie filmu. Po prostu, jak to często
w przypadku ambitnego kina bywa, dłuży się on niepospolicie i
wyziera z niego niczym nieskrywana nuda. Dialogi są drętwe i
mają w założeniu odpowiadać umysłowej „błyskotliwości” je
wypowiadających, odpowiadają im takież sytuacje, a to, co z
początku może nawet bawić, bardzo szybko zaczyna odstręczać.
Jak to ostatnio często bywa w filmach artystycznych, bardziej
interesujące okazują się przywołane odniesienia dokumentalne.
I tak, gdy wszyscy już wyjdą, w trakcie napisów końcowych
otwiera się okienko z rejestracją powitania na Hradczanach
protektora Czech i Moraw Johannesa Blaskowitza przez
dotychczasowego premiera Rudolfa Berana, składającego
wiernopoddańczą deklarację lojalności. Ale dla tych kilku
minut trzeba przetrzymać ich ponad setkę!…
„Zagubieni”. Scen. I reż. Petr Zelenka. Zdj. Alexander
Šurkala. Muz. Matouš Hejl. (Czechy, 2015). Obejrzane w
krakowskim kinie Mikro dzięki uprzejmości p. Iwony Nowak.