GDZIEŚ W POLSCE, OBRZEŻA ŚREDNIEJ WIELKOŚCI MIASTA 12

Transkrypt

GDZIEŚ W POLSCE, OBRZEŻA ŚREDNIEJ WIELKOŚCI MIASTA 12
GDZIEŚ W POLSCE, OBRZEŻA ŚREDNIEJ WIELKOŚCI MIASTA
12 LIPCA 12:06
Mietek przysiadł się do stolika, przy którym siedzieli Władek i pan Stach. Sączyli oni
pomału napój bursztynowej barwy.
- Ile? – spokojnie zapytał pan Stach. Na oko miał gdzieś ponad 60 lat.
- 20 kawałków – Mietek mruknął, patrząc się gdzieś w martwy punkt. – Macie
pożyczyć?
Towarzysze zaśmiali się ponuro.
- Masz – Wiola, młoda barmanka, położyła przed Mietkiem szklankę z mętną substancją
i poczochrała mężczyznę po blond włosach. Ten tylko westchnął.
- Dzięki – mruknął. Kobieta słabo uśmiechnęła się i wróciła za bar.
Mężczyźni siedzieli w ciszy. Władek, mający już ponad 40 lat, bawił się ostrzem swego
scyzoryka.
- Jakieś pomysły? – zapytał w końcu.
- Bomba i żeby to wszystko pieprzło. A szczególnie ich – to „ich” Mietek powiedział
z wyjątkową mściwością.
- Myślę, że to jest wykonalne – na raz odezwał się pan Stach.
- Co, znasz jakiegoś bombiarza, który w odruchu serca zrobi nam za friko bombę? Bo
zapłacić mu raczej nie będziemy mieli z czego – warknął Mietek.
Pan Stach upił łyk piwa.
- Nie mówię o konwencjonalnej bombie… Adam Skupień, mówi to coś wam? – zapytał
poważnie.
Mietek ściągnął brwi na znak, że nic nie rozumie; twarz Władka wyrażała pełne
zdumienie.
- Ten Adam Skupień? – zapytał.
- Tak, ten Adam Skupień. Znajomy znajomego miał do niego kontakt. Poprosiłem, by się
z nim skontaktował i przedstawił mu sytuację – kolejny łyk soku. – Obiecał, że
w przyszłym tygodniu tu przyjedzie.
- No bez jaj, Adam Skupień tu?! – głośno odezwał się Władek. Mietek chciał uciszyć go
syknięciem; jednocześnie rozglądnął się po barze. Oprócz dwóch dresów z pobliskiego
osiedla, starej cyganki czytającej gazetę oraz jakiegoś autostopowicza jedzącego coś
w kącie sali nie wychwycił żadnych kapusiów Łysego.
- Tak, Adam Skupień tu – potwierdził pan Stach. Władek tylko kręcił głową.
- Kim do kurwy nędzy jest Adam Skupień?! – warknął Mietek.
- Tego dokładnie nikt nie wie, za dużo legend o nim krąży – zaczął Władek. – Niektórzy
opowiadają, że jest buntownikiem, który zaczął samotnie dawać łupnia typom spod
ciemnej gwiazdy. Inni uważają, że jest jakimś agentem rządu i policji, który
nieoficjalnie zajmuje się wymierzaniem sprawiedliwości. Niektórzy też dodają, że
może być w nim coś nie z tego świata. Ponoć… - tu się Władek zawahał – Ponoć jego
samochód potrafi… mówić.
- Gadające auto? Po ilu piwach był typ, który ci to opowiadał? – zakpił Mietek.
- Gadające czy nie, Adam Skupień w pojedynkę jest bardziej skuteczny niż niejeden
oddział policji. Wsadził już wielu do puszki… Bardzo wielu.
- Wy se ze mnie jaja robicie i tyle – warknął Mietek. – Nikogo takiego nie może być.
Przecież sami dobrze wiecie, że kto raz zadrze… z nimi… choćby był nie wiem, nawet
Chuckiem Norrisem… no długo po świecie chodzić nie będzie,
- A jednak są tacy ludzie! – ktoś odezwał się od strony baru. Mężczyźni spojrzeli tam…
i zamarli.
Łysy stał, tulił się do Marioli i uśmiechał. W bardzo nieprzyjemny sposób…
TOMASZ SKUPIEŃ
PRZEDSTAWIA OPOWIADANIE Z SERII
AUTO...
KOMPUTER...
ON...
.
PT.
Kim jest Adam Skupień?
czyli odpowiedź (jakby się kto głupio pytał)
JORDANÓW- KRAKÓW 2012
BAR, 12 LIPCA, 12:26
-
A więc wpadliście na pomysł, by sprowadzać tutaj Adama Skupnia. Nieźle… - Łysy
z uznaniem pokiwał swą, o dziwo, bujnie zarośniętą głową – Już mnie nie lubicie?
Smutno, bardzo smutno – mocniej objął Mariolę. Ta uśmiechnęła się zalotnie.
Mietek zagryzł wargi na ten widok. Władek poprawił scyzoryk w dłoni.
- Nie lubiliśmy cię tu od pierwszej chwili – głośno i spokojnie powiedział pan Stach.
Łysy tylko wyszczerzył zęby.
ROK WCZEŚNIEJ, TEN SAM BAR, TO SAMO MIASTO, 19:11
No wykończą mnie te dzieciaki… - Władek zmęczony oklapł przy stoliku. Mariola
postawiła przed nim kufel piwa.
- Twoje? – zapytał pan Stach.
- Gdzie tam… - Władek machnął ręką, upijając trochę piwa. – Plecaków nie ściągają
w busie, nawet jak się prosi…
- Musisz ich tyle brać? – zapytał Mietek, piszący coś na laptopie.
- Jak się sami pchają… - Władek wypił kolejny łyk piwa. – Ach, nie ma to jak chłodne…
Trzasnęły drzwi do baru. Pan Stach, Mietek i Władek spojrzeli w tamtą stronę. Do
pomieszczenia wszedł postawny mężczyzna, z burzą ciemnych włosów na głowie. Był ubrany
w skórzaną kurtkę.
- He, he, he, jaki Hasselhoff… - ironicznie, ale bardzo cicho zakpił Władek. Facet, może
przypadkiem, a może rzeczywiście usłyszał te słowa, gdyż spojrzał w stronę mężczyzn,
uśmiechnął się i ruszył do ich stolika.
- No ładnie, obraziłeś go – mruknął Mietek.
- Weź stul mordę… - bąknął Władek, prostując się. Przybysz stanął obok.
- Można się przysiąść? – zapytał gość. Miał nawet miły głos.
- Gościom się nie odmawia – przyjaźnie powiedział pan Stach. Przybysz wziął od
stojącego obok stolika krzesło i przysiadł się.
- Jestem człowiekiem interesów, więc zacznę od konkretu – rzekł przybysz, jak tylko
rozsiadł się na krześle.
- Pan biznesmen? – zapytał pan Stach.
- Tak samo jak panowie – z szerokim uśmiechem powiedział „nowy”. – Andrzej
Jackowski – przedstawił się.
Mężczyźni wymienili swoje personalia.
- Przybywam do panów z ofertą – zaczął Jackowski. – Jestem przedstawicielem
nowopowstającej firmy ochroniarskiej na tym terenie. I chciałbym panom złożyć
propozycję współpracy.
- Panie Jackowski, nasze miasto małe, co tu by się złego miało dziać – pan Stach
stwierdził z uśmiechem.
Jackowskiemu zadowolenie nie schodziło z twarzy.
- Ja jednak uważam, że ochrona by się panom przydała – powiedział, nadal przyjemnie.
Ale dało się w jego głosie wyczuć… pewien chłód.
- Co ma pan na myśli? – zapytał Mietek, unosząc wzrok znad laptopa.
- Na razie tylko tyle, że panowie potrzebują ochrony – Jackowski wyprostował się.
- Wie pan, chyba podziękujemy – Władek powiedział hardo.
- Pan ma firmę przewoźniczą, busem jeździ? – Jackowski wskazał na niego.
- Tak. A co? – warknął Władek. Miał tego gościa powoli dość.
- To pański bus stał koło baru? – kciukiem wskazał na wyjście z baru.
- Panie, albo pan mówisz, albo wypad, bo inaczej pogadamy – Władek się wkurzył.
-
3
- Tak pan sądzi? – Jackowski uśmiechnął się szeroko.
Na zewnątrz coś potwornie huknęło. Szyby w oknach zadrżały, Mariolka z piskiem padła
za bar.
- Co kurwa… - Władek poderwał się i podbiegł go drzwi. – Kurwa!!! – ryknął, widząc
jak jego bus stoi na środku placu przed barem i płonie.
- A nie mówiłem, że potrzebujecie ochrony – Jackowski kontynuował. – Na dobry
początek z 60% tego, co wyciągacie miesięcznie, jak się zgadamy może opuszczę do
55… - powiedział, patrząc się na swoje paznokcie.
- Ty skurwielu!!! – krzyknął Władek i rzucił się na Jackowskiego. Ten był szybszy.
Poderwał się i spod kurtki wyciągnął pistolet, który przyłożył do czoła Władka.
- Krok i dzieci będą bez ojca… - Jackowski powiedział bardzo chłodno. – Moi ludzie
przyjdą jutro, po zaległy czynsz za dwa miesiące.
- Ty skurwielu… - syknął Władek.
- Wolę, jak będziecie mówić do mnie panie Jackowski. Albo Łysy – typ wyszczerzył zęby
i opuścił pistolet. – Mam nadzieję, że współpraca z panami będzie bardzo owocna.
I nie radzę kontaktować się z policją. Ja będę szybszy…– wrócił do dawnego tonu.
Skłonił się nisko, poczym jakby nigdy nic, wyszedł z baru…
CZASY OBECNE
-
-
-
-
-
Nie kłamcie, na początku wydawałem się miły i sympatyczny – ciągnął Łysy. Puścił
już Mariolę (która nalewała jego dwóm zakapiorom po kuflu piwa), sam zaś pomału
szedł w stronę trzech zrujnowanych przedsiębiorców. – To co, kolejeczka? – zapytał,
siadając, tak jak rok temu, na krześle od drugiego stolika.
Długo nie pociągniesz, Łysy. Adam Skupień przyjedzie i zrobi z tobą porządek – pan
Stach postawił sprawę jasno.
Ach tak, Adam Skupień… - westchnął Łysy, rozwalając się na krześle – Faktycznie,
coś kiedyś o nim słyszałem. Samotny szeryf, ta, facet praktycznie niezniszczalny, ta…
- kiwał głową. – Powiem wam jedno, Adam Skupień jest człowiekiem jak każdy.
Faktycznie, może kiedyś coś… Ale nie ma ludzi doskonałych. Nie ma ludzi, którzy
zawsze dają radę.
Ja co innego słyszałem o nim – pan Stach powiedział spiętym głosem.
To źle słyszałeś, staruszku. Adaś Skupień… hehe… Adaś… - Łysy zaśmiał się ze
swojego suchara - …może i dawał rady. Ale ostatnio… coś nawala.
Znaczy? – warknął pan Stach.
Chodzą słuchy, że już dwa razy nie mógł dorwać jednego gościa. Dwa razy już mu się
wyrwał, chociaż Skupień miał go na wyciągnięcie ręki – Łysy rozmasował swój kark.
– Z tego, co słyszałem, facet to ponoć jakiś Doktor, chyba kiedyś nawet był mentorem
tego Skupnia.
To nic nie znaczy – stwierdził pan Stach.
Nie, to wiele znaczy – Łysy wstał. – To znaczy, że Adam Skupień jest tylko
człowiekiem. Że… nie z każdym da sobie radę… Chociażby z takim mną – tu nadął
się jak paw.
Nie bądź taki pewien – warknął Władek. – Skupień tu przyjedzie i spuści ci taki
łomot…
Hohoho, spokojnie, czemu od razu łomot?… No dobra, ja mu spuszczę łomot, ale taki
kulturalny, żeby tu się nie zjawiał… - westchnął. – Ale wy… - wskazał palcem na
mężczyzn – Sorki, ale przegięliście pałę, umawialiśmy się na zero psów. A teraz… rozłożył ręce. Na ten znak jego goryle przestali pić i wstali od baru – Mam nadzieję,
że zasiłek, jaki otrzymają wasze rodziny wystarczy na pokrycie waszych dłu… - Łysy
4
urwał, gdy ktoś się na niego wywrócił. Gangster odskoczył, a ten padający gość, czyli
ów konsumujący wcześniej w kącie autostopowicz, poleciał na pobliski stół,
kompletnie go rozwalając.
- Jak łazisz, łajzo – warknął nad nim Łysy.
- Przepraszam, ja ino… toaleta… - pisnął mężczyzna.
- Taa… - sapnął Łysy – Dobra, nie będziecie pierwsi – wskazał palcem na trójkę przy
stole. – Poćwiczcie sobie na nim. Tylko tak, żeby by było widać… - zwrócił się do
swoich zakapiorów, teraz pokazując na leżącego na ziemi. Ci podeszli, podnieśli go
i wyciągnęli na zewnątrz baru. Facet miotał się jak oszalały.
- Dobra, to możemy sobie jeszcze pogadać – Łysy wyszczerzył zęby. – Chłopaki,
naprawdę, bardzo dobrze mi się z wami współpracowało i naprawdę nie chcę tego
robić, no ale… no ale sami na siebie bata ukręciliście.
- Nie – to Mietek wstał gwałtownie. – Słyszysz, nie. Nikogo nie ruszysz
- Tak, a co, ty mi zabronisz – Łysy wyszczerzył zęby.
Na zewnątrz ktoś głośno jęknął.
- Słyszysz sam, mi nic nie można zabronić. I spokojnie, wy będziecie krzyczeć głoś…
Drzwi huknęły jakby walnął w nie worek z ziemniakami. Wszyscy spojrzeli w ich
kierunku i ujrzeli, jak do środka wpada do środka potężne cielsko.
- Co kurwa… - Łysy podszedł do tego czegoś, jednocześnie wyciągając pistolet spod
kurtki. Przyjrzał się ciału… i rozpoznał w nim jednego ze swoich ochroniarzy.
Z potężnym rozcięciem na czole i ewidentnie nieprzytomnego.
Łysy rzucił wiązankę przekleństw. Uniósł pistolet w górę i wyszedł na zewnątrz. Tam
zbaraniał.
Nie wywołała tego ładna pogoda, jaka akurat była tego dnia. Nie wywołały tego
przepiękne lasy, wśród których bar był zagubiony. Nawet nie wywołało tego, że niedoszła
ofiara, ów typek z baru, właśnie wymierzał potężny cios w twarz ochroniarzowi, który został
na zewnątrz. Łysy zbaraniał, gdyż ujrzał, że drugi ochroniarz jest ścigany po placu przez…
zielonego poloneza atu. Którego… ale to niemożliwe!… nikt nie kieruje.
- Ja złomem?! Ja złomem, o ty napakowańcu jeden! – po okolicy roznosiło się czyjeś
miarowe marudzenie.
Tymczasem niedoszła ofiara przywaliła ostatni raz w twarz ochroniarza i ten
nieprzytomny padł na ziemię.
- Muszę pomyśleć o jakiś rękawicach następnym razem… - „ofiara” powiedział głośno,
prostując się i wychwytując wzrokiem Łysego. Na jego widok poprawił okulary, które
miał na nosie. Na jego twarzy trzydziesto-kilku latka pojawił się delikatny uśmiech.
- Adaś, może byś pomógł, a nie uśmiechał się tak, jakbyś tego pana chciał, ten tego
tegez, poderwać? – znów skądś wydobył się ten zrzędliwy głos. Polonez dalej gonił
typa.
- KOM, przecież wiem, że dasz sobie radę. I kończ to już, bo za bardzo to mi
przypomina dręczenie się kota nad złapaną myszą – owa „ofiara” wzrokiem powiodła
za polonezem.
- Miau! – jakiś kot… czy Łysy nie wiedział kto… zamiauczał głośno. Polonez wykonał
nagły skręt, otworzył swoje przednie prawie drzwi i trafił nimi w ochroniarza. Ten jak
długi padł na ziemię – Mogę liczyć, że mnie za to za uchem podrapiesz, miau?
- Co najwyżej wrzucę twoje zdjęcie do sieci z podpisem „co ja paczę” – ofiara
powiedziała do poloneza. Łysy miał głupie wrażenie, że to właśnie z niego wydobywa
się ten zrzędliwy głos.
- Suchar – rzucił głos.
- Ech KOM… - westchnęła ofiara, poczym znów spojrzała na Łysego. – Witam pana,
panie Jackowski, Adam Skupień, bardzo mi miło poznać pana.
5
-
Kurwa, miałeś być dopiero w przyszłym tygodniu! – krzyknął Łysy.
Jedną robotę skończyłem wcześniej – westchnął Skupień, rozglądając się po okolicy. –
Ładnie tu macie.
- Nie wierzcie mu, jemu się wszędzie podoba, on naprawdę krajobrazów doceniać nie
umie, góral jeden – znów odezwał się zrzędliwy głos.
- KOM, proszę… - westchnął Adam.
- Myślisz, że takiś geroj? – Łysy wycelował pistolet w Adama. – To się zaraz
przekonamy…
- KOM, kulka – Skupień powiedział bardzo spokojnie. Coś z elektronicznym chrzęstem
poruszyło się w polonezie, poczym w rękę Łysego trafiła spora, gumowa kula.
W wyniku tego uderzenia pistolet upadł na ziemię. Gangster rzucił się po niego, ale
Skupień był szybszy. Doskoczył Łysego i z całej siły przywalił mu w brzuch.
Gangstera odrzuciło w tył.
- Trochę już zdążyłem o tobie poczytać, Łysy – Skupień nachylił się nad leżącym. –
I sprawdzić koneksje też. No całkiem ładną sobie tę siatkę korupcyjną zrobiłeś
w tutejszej policji, ale z zacieraniem śladów to masz problem. Prawda KOM…
- Adaś, tak jak on zaciera, to ja się boję jak się podciera. Więc uważaj jak go będziesz
łapać, pamiętaj, że potem trzymasz moją kierownicę – głos znów swoje. Widać, było
to frustrujące dla Skupnia, bo się znacząco skrzywił. Łysy wykorzystał ten moment
nieuwagi i rzucił się na niego, zwalając z nóg.
Padli na ziemię i zaczęli się szamotać.
- Adaś, dajesz, dajesz, bo cię będę później Najman przezywał! – wesoło zakrzyknął głos
z samochodu.
Łysy wyrwał się z uścisku, przeturlał przez prawe ramię i poderwał na równe nogi.
Skupień zrobił to samo.
Gangster jako pierwszy wyszedł z ciosem, Skupień sparował go, poczym walnął Łysego
w brzuch. Ten jednak umiejętnie przyjął to uderzenie i z łokcia walnął w szczękę Skupnia, tak
że go odrzuciło do tyłu. Łysy natarł. Skupień w ostatniej chwili odskoczył w tył.
- KOM, pomóż! – krzyknął, uchylając się kopniakiem Łysego.
- A chociaż Pokojowego Nobla dostanę za tą interwencję zbrojną?
- KOM!
Polonez zamknął drzwi i ruszył z kopyta. Objechał walczących. W tym samym czasie
Skupień rzucił się na Łysego niczym taran. Gangster, trafiony w brzuch, tylko głośno jęknął.
Polonez zatrzymał się i ponownie otworzył drzwi, tym razem od strony pasażera. Dokładnie
tak, aby Skupień mógł wepchać do środka Łysego.
- Kurwa! – ryknął gangster, kiedy wylądował na fotelach poloneza. Skupień odskoczył,
a drzwi samochodu zamknęły się.
- KOM, zajmij się nim po swojemu, wyciągnij co trzeba. Tylko, proszę, przywieź go
w jednym kawałku, bo prokurator może mieć jakieś obiekcje – Skupień, ciężko sapiąc,
zwrócił się do poloneza. Łysy w środku szamotał się, próbując usiąść.
- Adaś, a czy ja kiedyś czegoś nie przywiozłem w jednym kawałku? Dobra, był ten
laptop za 6 tysiaków, ale to nie moja wina, że wtedy była ta blokada drogi i…
- KOM, jedź. Po prostu… jedź – stęknął Skupień. Łysy właśnie podniósł się i zaczął
walić w szybę pojazdu.
- Trzymaj się stary, to będzie ostra jazda ku prawdzie. Ale na końcu… - tu gruchnęły
trąby - …oczyścisz swoją duszą i godnie będziesz mógł wejść do więzienia! – pojazd
odezwał się bardzo tubalnie. Zaraz zachichotał jak szalony i ruszył z piskiem opon.
Skupień zdołał tylko dojrzeć z lekka przerażoną twarz Łysego.
6
-
-
I to by było na tyle… - mruknął, otrzepując kurz ze swojej ciemnej koszulki. Odwrócił
się w stronę baru. Na jego progu stali pan Stach, Mietek, Władek oraz Cyganka.
Mariolki i dresów nie było nigdzie widać.
Tak, i to jest właśnie Adam Skupień – spokojnie oznajmił pan Stach. Władek tylko
pokiwał głową, a Mietek dalej nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył…
***
Łysy, cały drżąc, wypadł z zielonego poloneza.
- Zabierzcie… daleko… daleeeeko… - zawył, czołgając po podłożu.
- KOM, widzę, że ostro było? – Skupień zwrócił się do samochodu. Mietek stanął na
palcach i spojrzał przez jego ramię, do wnętrza poloneza. Z lekka się zdziwił, widząc
futurystyczną i nieco odpustową deskę rozdzielczą: z trzema dużymi ekranami od
strony pasażera, z mnóstwem kolorowych zegarów i przycisków oraz owalną
kierownicą.
- No powiem tak, gumy ledwo wytrzymały… - pojazd odezwał się. Mietek dostrzegł,
jak nad kierownicą błyska zielony prostokąt. Jednocześnie też dostrzegł, że Skupień
się krzywi – Ale Adaś, wiesz, przy 400 na godzinę, hamowanie przed przejazdem
kolejowym… No nie przykładając, że dwa kilometry dalej ten sam pociąg
przeskoczyliśmy.
Skupień tylko pokręcił głową, poczym spojrzał na Łysego.
- Ile powiedział? – zapytał.
- Wystarczająco, by kolejne kilka olimpiad obejrzeć za kratami. Już zgrywam na płytkę
co trzeba, jeszcze tylko dorzucę kilka twoich kompromitujących fotek, tak dla
równowagi
Skupień tylko pokręcił głową.
- Myśli pan, panie Adamie, że to wystarczy? – zapytał pan Stach, głową wskazując na
leżącego na ziemi i głupio się śmiejącego Łysego.
- Zwykle wystarcza. Łysy to raczej typowy przykład. Samo to, że w jeden dzień dałem
sobie radę z tą sprawą, to coś chyba znaczy – Skupień oparł się o bok swojego wozu.
- Panie Adamie… teraz nie mamy… ale wkrótce, jak… - zaczął pan Stach, ale Skupień
uciszył go spojrzeniem.
- Teraz macie stanąć na nogi i zapomnieć o tym draniu. A jakby jakiś kolejny próbował
tu się pojawić, wiecie gdzie dzwonić – powiedział.
- Ale… - pan Stach chciał coś powiedzieć, lecz ponownie Skupień zgasił go
spojrzeniem.
- Wystarczy, że nie będziecie szeroko opowiadać o tym, co tu widzieliście – Adam
skinął głową.
- On kłamie, mówcie, mówcie, chcę być na Pudelku! – odezwał się polonez.
- Ty byś do Faktu raczej trafił, wiesz… - warknął Adam – Nie słuchajcie go. Pomimo,
że to sztuczna inteligencja, którą sam stworzyłem, nie ma wszystkich klepek na swoim
miejscu.
- O wypraszam sobie, ja klepek nie mam, co najwyżej bity. Ale faktycznie, jeden czy
dwa mogą być nie na swoim miejscu…
- Ta, jeden i dwa… - Adam pokręcił głową. Gong z wnętrza pojazdu oznajmił, że płyta
już się nagrała. Adam sięgnął po nią i włożył do plastykowe pudełeczka – Tu jest
wszystko, włącznie z tym co było w barze i z tym, co ustaliłem wcześniej – wręczył je
panu Stachowi. - Jakby policja miała wątpliwości, niech się odzywa do mnie. Numer
znają.
Pan Stach, z nieukrywanym wzruszeniem, przyjął płytę.
7
- Dziękuję – szepnął cicho.
Adam tylko przyjaźnie się uśmiechnął.
30 MINUT PÓŹNIEJ
Siedziałem już w KOMie, lecz jeszcze spod baru nie odjeżdżałem. W lusterku oglądałem
sińce, jakie miałem na czole i brodzie.
- No przestań się już tak zachwycać swoją męskością, bo jeszcze popadniesz
w samozachwyt a wiesz, że to tylko ja mogę – odezwał się KOM.
Tylko pokręciłem głową.
- Swoją drogą bardzo fajnie podszedłeś Łysego, na pewno lepiej niż tego Ryśka
z Koszalina – pochwaliłem pojazd (co mi się tak często nie zdarza).
- No wiesz stary, ma się ten urok osobisty. Następnym razem planuję pojechać z takim
typem na autostradę i jechać pod prąd na dwie ciężarówki!
- Nie przesadzajmy, co? – położyłem rękę na kluczykach, które były w stacyjce.
- Chcesz znać przyszłość? – usłyszałem obok. Okręciłem głowę. Przy drzwiach KOMa
stała owa stara Cyganka, co to ją widziałem w barze… Cholera, jak mogłem nie
zauważyć jej pojawienia się?
- Pani proponuje mi wróżbę? – zapytałem nieufnie.
Kobieta zbliżyła się, delikatnie zdjęła moją lewą dłoń z kierownicy, odwróciła
wewnętrzną stroną do góry i spojrzała na biegnące tam „linie”.
- Wiele już przeszedłeś… - zaczęła cicho – I wiele jeszcze przejdziesz… Te wakacje…
Te wakacje będziesz chciał mieć spokojne, ale twoja natura na to nie pozwoli. Jednak
wykorzystaj ten czas najlepiej, jak tylko możesz… bo długo odpoczynku…
prawdziwego odpoczynku… nie zaznasz… - nagle umilkła – Wróg-Przyjaciel jest
coraz bliżej, coraz bardziej cię otacza, chociaż ty tego nie widzisz. I długo nie
zobaczysz. Bądź czujny – dodała bardzo cicho, poczym bez słowa odeszła w stronę
baru.
Odprowadziłem ją wzrokiem.
- Wow, szkoda że mi z kół nie powróżyła, może w końcu znajdę tę wielką miłość? –
pierwszy odezwał się KOM.
Spojrzałem na swoją dłoń, poczym ją położyłem na kierownicy.
- Kto by się tam przejmował przepowiedniami starej Cyganki? – mruknąłem, odpalając
silnik – Dobra stary, popracowaliśmy sporo, teraz pora na wakacje. Co powiesz na
odpoczynek gdzieś w górach?
- Ty nie lekceważ przepowiedni starej cyganki, wiesz. Ja kiedyś zlekceważyłem
i spotkało mnie wielkie nieszczęście – poważnie stwierdził KOM.
- Jakie?
- Spotkałem ciebie.
Mogłem tylko z dezaprobatą pokręcić głową.
Ruszyliśmy spod baru.
KONIEC
8
W KOLEJNYM OPOWIADANIU:
Co się stanie, jeśli duet zmieni się w… trio?
…młoda kobieta, postawna, z ciemnymi włosami, takimi do ramion…
…moja córeczka okaże się dużym zastrzykiem dla naszego zespołu…
Będzie trochę rodzinnie…
…teraz proszę do mnie per teściu mówić i z szacunkiem, bo ziemi nie dam…
…spokojnie córa, nic ci nie zrobi, za bardzo teścia się boi…
Trochę sensacyjnie…
…Czterech uzbrojonych po zęby, do tego jedna wyrzutnia rakiet…
…Adam właśnie przeleciał w otwartych drzwiach…
Trochę strasznie…
…Skóra zawisła…
…Z nożem w ręku podchodzi do dziewczyny…
Trochę światowo…
…chyba wkrótce wyjdzie nowa afera z panem ministrem w roli głównej…
…teraz była ubrana w lekką, różową sukienkę…
Trochę uczuciowo…
…Objąłem ją mocno, ona mnie jeszcze mocniej…
…Otarłem łokciem łzę z prawego oka. A potem z lewego…
Oraz…
…Tego, co wydarzyło się później, nie chciałbym pamiętać…
…Adaś… Nie wiem, co ludzie w tobie widzą…
Córeczka tatusia
PREMIERA: 15.07.2012
9

Podobne dokumenty