Oburzenie? To za mało!
Transkrypt
Oburzenie? To za mało!
Dalej! p i smo socjalistyczn e Nr 46 wiosna – lato ISSN 0867-6496 2013 Oburzenie? To za mało! O europejską płacę minimalną! 2 Oburzenie to za mało! Kapitalizm przeżywa tak zwany „kryzys”. To nie kryzys. TO GLOBALNY KAPITALIZM. Demonta˝ realnego socjalizmu w Europie spowodował, ˝e objawiła si´ prawdziwa twarz kapitalizmu. Kapitalizm to spekulacje walutowe o tragicznych skutkach, baƒka na rynku nieruchomoÊci, pułapki kredytowe, skandale korupcyjne, podziały społeczne, obni˝ki pensji dla najsłabszych grup zawodowych, nagłe zwolnienia, zast´powanie lokalnych pracowników taƒszymi, napływowymi itd. itp. – wszystko to, z czym borykajà si´ obecnie społeczeƒstwa Zachodu. A dlaczego wydawał si´ wczeÊniej znacznie atrakcyjniejszy, bezpieczniejszy, bardziej opiekuƒczy? Dlatego, ˝e w rzeczywistoÊci zimnowojennej rozwini´te kraje kapitalistyczne postarały si´ na kilkadziesiàt lat osłodziç ˝ycie swoich obywateli, w obawie przed szerzeniem si´ rewolucji socjalistycznej. Wi´kszoÊç tamtejszych organizacji robotniczych porzuciła postaw´ antykapitalistycznà. Obecnie, gdy zniknàł straszak bloku socjalistycznego, rzàdy Włoch, Grecji, Hiszpanii czy innych krajów nie muszà ju˝ si´ troszczyç o wzgl´dny dobrobyt swoich obywateli. Klasa pracownicza na Zachodzie stan´ła wobec kapitalizmu ju˝ bez upi´kszeƒ – takiego, jakim jest. Ludzi eksmituje si´ z mieszkaƒ i domów, bo nie sà w stanie spłaciç kredytów; młodzie˝ mo˝e tylko pomarzyç o zarobkach, jakie mieli ich rodzice. Upadajàce banki prywatne ratuje si´ poprzez ogromny wzrost długu publicznego, którego spłata obcià˝a całe społeczeƒstwo. Ludzie sà oburzeni. Fala protestów przetoczyła si´ przez całà Europ´. Na tle złej sytuacji ogólnoeuropejskiej polska rzeczywistoÊç wyglàda wprost tragicznie. Polska nale˝y do krajów, w których godzina pracy jest najtaƒsza. W ubiegłym roku jej koszt wynosił ok. 7,4 euro (ok. 30 złotych). W Szwecji – 39 3 euro. Koszt godziny pracy wynosił w UE w 2012 roku 23,4 euro, przy czym pozapłacowe koszty pracy (ubezpieczenie emerytalne, składka zdrowotna) stanowiły 23,7 proc. tej kwoty. Polacy nigdy nie zbli˝yli si´ nawet do standardów ˝ycia i poziomu konsumpcji krajów zachodnioeuropejskich. Od 1989 r. wegetowali na resztkach zdobyczy socjalnych PRL, dryfujàc na topniejàcej krze. Jeszcze nie wszystkie mieszkania paƒstwo oddało „przedwojennym właÊcicielom” wyrzucajàc lokatorów na bruk, jeszcze nie wszystkie budynki, w których mieÊciły si´ przedszkola i ˝łobki, paƒstwo zwróciło KoÊciołowi, jeszcze nie całà słu˝b´ zdrowia sprywatyzowano, jeszcze czasem mo˝na znaleêç zatrudnienie na Êmieciowà umow´ w usługach, choç przemysł i produkcj´ właÊciwie ju˝ zlikwidowano. Karmili si´ iluzjami – ˝e jeÊli b´dà odpowiednio ci´˝ko pracowaç, to dogonià Europ´. Biegliby mo˝e jeszcze dalej, ale tracà ostatnie ju˝ złudzenia. „Kryzys” pokazuje, ˝e nie ma ju˝ czego goniç. Polacy si´ zwolna budzà. 16 marca 2013 r. w Stoczni Gdaƒskiej doszło do spotkania ponad stu organizacji społecznych połàczonych przeÊwiadczeniem, ˝e rzàd êle rzàdzi. Chcà zmian. Organizatorem spotkania była SolidarnoÊç. W spotkaniu brały te˝ udział inne organizacje zwiàzkowe: Zarzàd Krajowy Ogólnopolskiego Zwiàzku Zawodowego Lekarzy, OPZZ, Forum Zwiàzków Zawodowych, SolidarnoÊç ‘80, Wolny Zwiàzek Zawodowy Pracowników Poczty, Zwiàzek Zawodowy Budowlani, Zwiàzek Zawodowy Kolejarzy Âlàskich. Dołàczyły do nich m.in. grupy sprzeciwiajàce si´ ACTA, Krajowe Forum Samorzàdowe, Akcja Katolicka, stowarzyszenia: Wolnego Słowa, Przeciw Bezprawiu (bronià pokrzywdzonych przez sàdy, prokuratury i ZUS), Wi´cej Demokracji, Tiry na Tory, Obywatele Obywatelom, Przeciw GMO i wiele innych organizacji i inicjatyw. Do tego jeszcze doszły stowarzyszenia kibiców – m.in. Górnika-Zabrze czy LechaPoznaƒ. Spotkanie dało poczàtek nieformalnej koalicji Platforma Oburzonych. „Oburzeni” starajà si´ o wi´cej praw dla pracowników, chcà walczyç z umowami Êmieciowymi. Przewodniczàcy SolidarnoÊci Piotr Duda wystàpił z apelem o zmian´ regulacji dotyczàcych przeprowadzania referendum ogólnokrajowego. W marcu 2012 r. Sejm nie poparł podpisanego przez ponad dwa miliony obywateli wniosku SolidarnoÊci o przeprowadzenie referendum w sprawie podniesienia wieku emerytalnego. „Oburzeni” chcà, by po zebraniu okreÊlonej liczby podpisów, obywatele zyskiwali prawo do wypowiedzenia si´ we wskazanej sprawie na drodze referendalnej. Wynik głosowania powinien byç dla władz wià˝àcy. Olbrzymim problemem jest jednak heterogenicznoÊç innych postulatów „Oburzonych”. Obok ˝àdaƒ jak najbardziej uzasadnionych i korzystnych dla Êwiata 4 pracy pojawiajà si´ hasła zupełnie absurdalne i sprzeczne z interesami pracowniczymi. Obok SolidarnoÊci, jako drugi współorganizator koalicji „Oburzonych” wymieniany jest Paweł Kukiz, muzyk, lider zespołu Piersi, który publikował si´ kiedyÊ w „Dalej! Pismo socjalistyczne” a teraz firmuje inicjatyw´ zmieleni.pl. Ruch ten dà˝y do wprowadzenia... jednomandatowych okr´gów wyborczych. W praktyce realizacja takiego postulatu prowadziłaby do tego, ˝e wybierani b´dà kandydaci najbogatsi albo te˝ zwiàzani z najwi´kszym kapitałem. Tak wi´c, paradoksalnie, „Oburzeni” głoszà inicjatyw´ utrudniajàcà oddolnà samoorganizacj´ ruchów społecznych przeciwko obecnemu establishmentowi. Podobny zam´t co w warstwie programowej ujawnił si´ w sferze wartoÊci ideologicznych „Oburzonych”. Widaç tu wiele akcentów antykomunistycznych i klerykalnych. Jednà z silnie reprezentowanych na spotkaniu 16 marca organizacji była Akcja Katolicka, majàca w polskim parlamencie 95 przedstawicieli (w klubach PiS, Solidarnej Polski, ale te˝ Platformy Obywatelskiej). W sytuacji kiedy KoÊciół katolicki jest jednym z najwi´kszych profitentów transformacji i aktywnie jà firmował wzywajàc do „pokoju społecznego” czyli de facto biernoÊci wobec prywatyzacji i likwidacji praw socjalnych, trudno uwierzyç, by tego typu organizacja jak Akcja Katolicka włàczyła si´ w jakiekolwiek powa˝ne działania na rzecz pracowników. A jeÊli nawet si´ włàczà w te działania, to tylko po to, by je storpedowaç. W wielu wystàpieniach na spotkaniu w Stoczni Gdaƒskiej d´to w tràbk´ antykomunistycznà mówiàc o „niedokoƒczonej sierpniowej rewolucji”. Ubolewano nad uwłaszczeniem si´ nomenklatury, czerwonà paj´czynà itp. Ale jakie to ma dziÊ znaczenie? Z punktu widzenia funkcjonowania kapitalizmu nieistotne sà ˝yciorysy poszczególnych kapitalistów. To, czy przyszli oni z Moskwy czy z Pary˝a nie wpływa na ich krwio˝erczoÊç. Nie zmniejsza jej, ani nie zwi´ksza. Nawet gdyby 100 proc. kapitalistów w Polsce było zwariowanymi antykomunistami i nabo˝nymi katolikami, jak chcà tego solidarnoÊciowi działacze, funkcjonowaliby oni podług tych samych zasad, na których opiera si´ system. Zwalnialiby w okresie kryzysu, zatrudnialiby wi´cej pracowników w okresie prosperity, dà˝yliby do zagarni´cia jak najwi´kszej cz´Êci wartoÊci dodatkowej. I nie oddaliby ani jednego dodatkowego grosza bez zorganizowanej walki pracowników. O tym, ˝e jeÊli socjalizm nie postàpi w skali ogólnoÊwiatowej, nomenklatura 5 uwłaszczy si´ na majàtku narodowym, pisał ju˝ w 1936 r. w Zdradzonej rewolucji Lew Trocki. Jako trockiÊci nie stronimy wi´c od dyskusji o tym fenomenie. Tyle, ˝e działacze SolidarnoÊci usiłujà dziÊ bezczelnie fałszowaç histori´ własnej organizacji. To oni w latach 90. rozpoÊcierali nad tym procesem parasol ochronny. Wywoływanie wàtku dokoƒczenia sierpniowej rewolucji – jako majàcej rzekomo polegaç na przeÊwietleniu PZPR-owskiej przeszłoÊci Polaków – jest po prostu wprowadzaniem tematu zast´pczego. Âwiadczy o tym, ˝e nie chce si´ załatwiç realnych problemów tu i teraz. Ju˝ nie mówiàc o skali niech´ci do skonfrontowania si´ z prawdziwà historià SolidarnoÊci i tkwiàcà w niej odpowiedzialnoÊcià za zniszczenie zdobyczy socjalnych PRL, rozgrabienie majàtku narodowego. Równie bezsensowny jest, bardzo obecny w dyskursie „Oburzonych”, wàtek antypartyjny. Zamiast zwalczaç wielki kapitał, odpowiedzialny za pauperyzacj´ milionów Polaków, masowe bezrobocie, zarobkowà emigracj´ z Polski, „Oburzeni” wolà atakowaç biurokratyczne aparaty partyjne najwi´kszych ugrupowaƒ. Piotr Duda zastrzega, ˝e nie b´dzie organizował ˝adnej siły politycznej, poniewa˝ SolidarnoÊç êle na tym wyszła anga˝ujàc si´ w polityk´ w latach 90. Jednak to nie partie polityczne ani polityka same w sobie sà złe. Złe sà te konkretne partie antypracownicze, które wspierała dotychczas SolidarnoÊç. Zły jest fakt, ˝e sp´tana ró˝nymi prawicowymi ideologiami SolidarnoÊç nie popierała przez ostatnie 20 lat ˝adnego projektu „partii ludzi pracy”, „rzàdu ludzi pracy”, „systemu społecznego dla ludzi pracy”. Uwa˝amy jednak, ˝e sytuacja w Polsce jest na tyle zła, i˝ „Oburzeni” w koƒcu mogà doprowadziç do masowych protestów społecznych. Zwiastun tych protestów pojawił si´ ju˝ 26 marca 2013 r. 85 tys. osób wzi´ło udział w strajku generalnym na Âlàsku. To jeszcze skromna akcja strajkowa ale zarazem pierwszy od dawna tego typu test sprawnoÊci zwiàzkowców. Problem polega na tym, ˝e programowe wycofywanie si´ przez „Oburzonych” z polityki sprawi, i˝ w ostatecznym rachunku dorobek tych protestów przekuje si´ na sukces narodowo-konserwatywnej, autorytarnej prawicy – czyli PiS. PrzeÊwiadczenie o takim scenariuszu wyra˝ali 6 zresztà sami zainteresowani. W koƒcu spotkamy si´ przy urnach, a wtedy dla Oburzonych jedynà alternatywà wobec rzàdzàcych b´dziemy my, najwi´ksza partia opozycyjna – powiedział jasno Joachim Brudziƒski, poseł PiS. Tym samym, polscy „Oburzeni” powielà doÊwiadczenie masowych protestów w innych krajach. Niewàtpliwie główni polscy organizatorzy ruchu wzorowali si´ bezpoÊrednio na Hiszpanii. 5 maja 2011 przy Puerta del Sol w Madrycie oraz na głównych placach w 58 innych miastach zgromadziły si´ tysiàce, a w kolejnych dniach – setki tysi´cy manifestantów. Potencjał gniewu społecznego, zaanga˝owania a nawet osobistego poÊwi´cenia uczestników ruchu był ogromny. Organizatorzy bardzo dbali jednak o to, by z wielu sprzecznych postulatów nie wyłonił si´ spójny program, który mógłby stanowiç zaczyn partii pracowniczej, zdolnej do wprowadzenia realnych zmian. Ruch pozostał na etapie krytyki. Nie zbudowano ˝adnej politycznej alternatywy. Jednym z naczelnych haseł tysi´cy ludzi protestujàcych przeciwko n´dzy i bezrobociu była antypartyjnoÊç. Wielomiesi´czne protesty hiszpaƒskich Indignados dały wi´c tylko jeden konkretny efekt. Było nim, niestety, zwyci´stwo prawicowej Partii Ludowej w wyborach 20 listopada tego samego roku. Podobnie potoczyła si´ historia masowych protestów socjalnych w Izraelu w 2011 r. Domagano si´ zmian w systemie podatkowym na korzyÊç ubo˝szych, darmowego szkolnictwa, ograniczenia prywatyzacji, wi´kszych inwestycji w publiczne budownictwo i publiczny transport. W demonstracjach brały udział setki tysi´cy osób. Po masowych protestach nie pozostała jednak ˝adna siła polityczna, która byłaby wyrazicielem postulatów protestujàcych. W konsekwencji wybory w styczniu 2013 r. znowu wygrała narodowa prawica. Polskie protesty b´dà rozgrywały si´ w kontekÊcie mi´dzynarodowych wystàpieƒ społecznych (w Hiszpanii i Izraelu, ale te˝ kilkunastu innych krajach). Dla ich powodzenia kluczowa jest koordynacja nie tylko działaƒ, ale i postulatów. Los proletariuszy wszystkich krajów jest dziÊ bardziej wspólny, ni˝ był kiedykolwiek. Organizacje pracownicze muszà wreszcie dostrzec, i˝ zjawiska takie jak bezrobocie, dro˝yzna, prywatyzacja, niszczenie szkolnictwa wy˝szego (tzw. proces boloƒski) funkcjonujà w ramach wspólnego europejskiego rynku. 7 Pracownicy na Zachodzie czujà si´ coraz bardziej zagro˝eni przez imigrantów z Europy Ârodkowo-Wschodniej. Polacy, Bułgarzy, Ukraiƒcy, Rosjanie podejmujà si´ pracy za dumpingowe stawki i bywajà łamistrajkami. „Obcià˝ajà” systemy socjalne poszczególnych paƒstw, prowadzàc do decyzji o zmniejszaniu zasiłków. Skutek jest taki, ˝e zarówno imigranci, jak i dotychczasowi mieszkaƒcy, pracujà za coraz mniejsze pieniàdze na coraz gorszych warunkach i w poczuciu permanentnej tymczasowoÊci. Ale jeÊli milion młodych Polaków w ostatnich latach emigruje, to nie po to, by zabraç prac´ Anglikom, tylko dlatego, ˝e w swoim kraju po prostu nie sà w stanie utrzymaç siebie i rodziny. Lewica w Europie wiele i głoÊno mówi o tym, ˝e kobiety nie otrzymujà tej samej płacy co m´˝czyêni, wykonujàc t´ samà prac´ (ponoç ró˝nice si´gajà 30 proc.). To dyskryminacja. JednoczeÊnie jednak ta sama lewica jest Êlepa i głucha na fakt znacznie powa˝niejszy: obywatele poszczególnych krajów nie otrzymujà tej samej płacy wykonujàc t´ samà prac´! W przypadku poszczególnych krajów Unii Europejskiej ró˝nice sà kilkusetprocentowe! JeÊli nauczyciel w Polsce zarabia np. 2 tys. złotych, a w Holandii 2,5 tys. euro, to ró˝nica si´ga 500 proc. Czy lekarz niemiecki wykonuje innà prac´, ni˝ lekarz polski? Kilkusetprocentowa ró˝nica w zarobkach mi´dzy nimi to wi´ksza dyskryminacja ni˝ nierówne płace kobiet i m´˝czyzn – nad którà to kwestià przecie˝ bardzo pochylajà si´ „antydyskryminacyjne” inicjatywy władz UE. W tej sytuacji palàcym zadaniem jest zjednoczenie pracowników ponad granicami paƒstw narodowych i domaganie si´ nie tylko abstrakcyjnych wspólnych standardów socjalnych ale wr´cz konkretnie wspólnej europejskiej pensji minimalnej. RÓWNA PŁACA ZA T¢ SAMÑ PRAC¢! PROLETARIUSZE WSZYSTKICH KRAJÓW – ŁÑCZCIE SI¢! Redakcja „Dalej!” 8 „Krytyka Polityczna” – komu to służy i ile kosztuje? Kiedy przed ponad dziesi´ciu laty (w 2002 r.) ukazał si´ pierwszy numer pisma „Krytyka Polityczna”, nikt nie przypuszczał, ˝e mo˝e ono w jakikolwiek sposób przyczyniç si´ do zmiany klimatu wokół lewicy intelektualno-politycznej w Polsce. W samym piÊmie nie uwypuklano zresztà wówczas lewicowej identyfikacji politycznej jego twórców. Tymczasem dziÊ „KP” jest stałym punktem odniesienia w dyskusjach o „kondycji polskiej lewicy”, jakie (czasem) toczà si´ w głównym obiegu medialnym. Istnieje jednak problem z formułowaniem ocen dotyczàcych typu lewicowoÊci „KP” na poziomie politycznym. Wynika on z pewnej amorficznoÊci intelektualnej tego Êrodowiska. Jego przedstawiciele – w osobach przede wszystkim Sławomira Sierakowskiego, Macieja Gduli, Michała Sutowskiego – od samego poczàtku wyra˝ali niezadowolenie ze stanu „debaty publicznej” w Polsce, co (słusznie) wiàzali z kwestià typu podziałów politycznych i dominujàcych form działania politycznego. Po pierwszym okresie utyskiwaƒ nad brakiem „prawdziwego dialogu” pomi´dzy ró˝nymi Êrodowiskami polityczno-intelektualnymi (czemu zaradziç miała m.in. właÊnie „KP”), publicyÊci „KP” odkryli teksty zachodniego neomarksizmu (przede wszystkim Slavoja ˚i˝ka, Chantal Mouffe, Ernesto Laclau), w których głównej przyczyny kryzysu współczesnej polityki upatrywano w dominacji ideologicznego konsensu, tłumiàcego naturalnà dla sfery politycznej logik´ sporu politycznego (traktowanego jako obszar artykulacji sprzecznych interesów społecznych / klasowych). Ta diagnoza została przez nich zastosowana do warunków polskich, co pozwoliło im w połowie zeszłej dekady na sformułowanie innej od dominujàcej w mediach interpretacji przyczyn sukcesów politycznych prawicowego populizmu (PiS, LPR) i jego lewicowej odmiany (Samoobrona). Sukcesy polityczne tych ugrupowaƒ, które doszły wtedy do władzy, miały wynikaç stàd, ˝e pozbawiona politycznej reprezentacji du˝a cz´Êç grup 9 sfrustrowanych ze wzgl´dów socjalnych zwróciła si´ w swoich wyborach politycznych głównie ku nacjonalistycznej populistycznej prawicy. Prawicowi populiÊci byli przy tym i sà jak najdalsi od faktycznej realizacji pracowniczych interesów klasowych, co oznacza utrwalenie sytuacji, w której faktyczne sprzecznoÊci interesów materialnych mi´dzy klasà dominujàcà a klasami podporzàdkowanymi, sà mistyfikowane i tłumione poprzez fantazmaty nacjonalistyczne i antykomunistyczne („wspólnota narodowa Polaków” przeciwstawiona „post-ubeckiemu układowi” itp.). W tym kontekÊcie Êrodowisko „KP” formułowało niekiedy krytyk´ nie tylko prawicowej, lecz tak˝e liberalnej wersji ideologii kapitalistycznej, która zwalcza wszelkie odwoływanie si´ w ˝yciu politycznym do interesów klasowych oraz wykładni funkcjonowania rynku w kategoriach stosunków władzy i wyzysku. Wskazywano równie˝ na zasi´g nierównoÊci społecznych i n´dzy w Polsce, niebezpieczeƒstwa wynikajàce z włàczenia do sfery działania logiki rynkowej instytucji edukacji i ochrony zdrowia, (samo)marginalizacj´ zwiàzków zawodowych w okresie przemian kapitalistycznych itd. W tym kontekÊcie autorzy „KP” krytykowali oportunizm Êrodowiska SLD i formułowali postulat wypracowania nowych form działania politycznego Polsce. O ile jednak w tłumaczeniach ksià˝ek i artykułów publikowanych przez „KP” mo˝na znaleêç odwołania do projektu socjalistycznego i idei antykapitalistycznych, to u autorów „KP” lewicowoÊç nie wykracza poza typowe idee socjaldemokratyczne. Przy czym nawet je˝eli zauwa˝ano socjaldemokratycznà kapitulacj´ przed kapitalistycznà logikà rynkowà tak˝e na Zachodzie, to jednak nie przekładało si´ to na krytyk´ socjaldemokracji z pozycji lewicowych. I to mimo, ˝e na łamach „KP” publikowano – czasem po raz pierwszy po polsku – teksty wielu czołowych filozofów i intelektualistów radykalnie lewicowych i (neo)marksistowskich (jak m.in. ˚izek, Alain Badiou, Terry Eagleton, Marshall Berman, Manuel Castells). Te działania niewàtpliwie pozytywnie przyczyniły si´ do cz´Êciowej zmiany klimatu intelektualnego otaczajàcego w Polsce myÊl lewicowà (w manipulatorski sposób łàczonej przez prawic´ liberalnà i nacjonalistycznà z praktykami totalitarnymi i szkodliwym utopizmem), a to niemało, bioràc pod uwag´ niemal˝e totalnà dominacj´ prawicowego dyskursu (w wersji religijno-nacjonalistycznej i prawicowoliberalnej) w odniesieniu do podstawowych idei i historii lewicy / ruchu robotniczego, która trwała przez 20 lat od czasu upadku tzw. realnego socjalizmu. Symptomatyczne dla tej sytuacji intelektualnej były reakcje medialne na publikacj´ w 2006 r. przez wydawnictwo „KP” ksià˝ki Slavoja ˚i˝ka o Leninie „Rewolucja u bram” (której cz´Êcià była antologia tekstów Lenina z 1917 r.). Histeryczna reakcja publicystów prawicowych, a tak˝e niektórych intelektualistów liberalnych, wobec tej ksià˝ki – 10 która zresztà na Zachodzie przeszła bez echa – da si´ wytłumaczyç tylko atmosferà radykalnego antykomunizmu, b´dàcego kluczowà cz´Êcià (potencjalnie skrajnie autorytarnego) konsensu antykomunistycznego w naszym kraju. Co prawda gwałtowny kryzys kapitalizmu wraz z załamaniem na rynkach finansowych jesienià 2008 r. spowodował, ˝e dyskurs antykapitalistyczny stał si´ atrakcyjny w oczach niektórych intelektualistów i artystów (spoÊród których Artur ˚mijewski, zwiàzany z „KP”, ju˝ wczeÊniej postulował powrót do idei zaanga˝owanej sztuki krytyczno-lewicowej), jednak teksty publikowane przez „KP” stworzyły dobry grunt dla „lewicowej mody” kulturalnej (zresztà złoÊliwie opisanej przez Krzysztofa Varg´ w jego ostatniej powieÊci „Trociny”), w której du˝à rol´ odegrały tak˝e nowatorskie tendencje w polskim teatrze i sztukach plastycznych. Rozmowy o kulturze ale nie o klasach społecznych Warto przy tym zauwa˝yç, ˝e działania edytorskie „KP”, realizowane na szerokà skal´ ze wzgl´du na bardzo du˝e mo˝liwoÊci finansowe tego Êrodowiska, były tylko cz´Êcià szerszego procesu recepcji idei zachodniej lewicy intelektualnej w polskim Êwiecie akademickim i artystycznym (w mniejszym stopniu dotyczy to sfery bezpoÊrednio politycznej/publicystycznej). Istotnà rol´ odegrała w tym wzgl´dzie zmiennoÊç mód intelektualnych i potrzeba odkrywania nowych idei (które na Zachodzie były ju˝ akademicko „konsekrowane”) przez młodych intelektualistów, którzy chcieli opisywaç wczeÊniej ignorowane nowatorskie i wa˝ne zjawiska intelektualne. Tym bardziej, ˝e radykalnie antykomunistyczny konsens intelektualny lat 90. nie był czymÊ oczywistym dla ludzi, którzy ukształtowali si´ intelektualnie w okresie, kiedy wymachujàca sztandarem antykomunizmu prawica z PiS i LPR ukazywała swoje paranoidalne i autorytarne oblicze, zaÊ problemy ˝ycia w kapitalizmie czyniły atrakcyjnym krytyczne analizy kultury i społeczeƒstwa kapitalistycznego. W ka˝dym razie w ciàgu ostatniego dziesi´ciolecia nastàpiła prawdziwa ofensywa wydawnicza oficyn lewicowych (które wczeÊniej w ogóle nie istniały, bàdê te˝ były zjawiskami skrajnie niszowymi) – poza „Wydaw11 nictwem Krytyki Politycznej” warto wspomnieç choçby o wydawnictwie „Ha!art” i „Bibliotece Le Monde Diplomatique”. Tacy autorzy, jak Giorgio Agamben, ˚i˝ek, Eagleton, czy Jacques Ranciere – którzy od dawna mieli ugruntowanà pozycj´ w humanistyce zachodniej, teraz stali si´ powszechniej znani (a nawet modni) tak˝e w polskim ˝yciu intelektualnym. W efekcie sà wydawani tak˝e przez niektóre du˝e wydawnictwa akademickie (np. pierwsze tłumaczenia na j´zyk polski ksià˝ek amerykaƒskiego marksisty Frederica Jamesona ukazały si´ w Wydawnictwie Uniwersytetu Jagielloƒskiego). W tym szerokim kontekÊcie nale˝y sytuowaç polityczno-intelektualne zasługi Êrodowiska „KP” w dziele przywrócenia w Polsce tłumionych przez wiele dekad tradycji lewicowego radykalizmu (głównie jednak kulturalnego) i krytycznej analizy rzeczywistoÊci społecznej. „KP” wzmacnia t´ tendencj´, a równoczeÊnie korzysta z jej istnienia. Nie wyczerpuje to jednak obrazu tego Êrodowiska. Istnieje bowiem równoczeÊnie szereg czynników, które wskazujà na gł´bokà ambiwalencj´ lewicowego zaanga˝owania jego członków. I to dwuznacznego w Êwietle deklarowanych przez nich celów i wartoÊci. Na płaszczyênie teoretycznej (która jest o tyle wa˝na, ˝e bardzo wiele tekstów publikowanych przez „KP” ma taki właÊnie charakter) zwraca uwag´ fakt, ˝e deklarowanemu przez nich poszukiwaniu nowych rozwiàzaƒ (alternatywnych wobec kapitalizmu) nie towarzyszy(ła) jakakolwiek powa˝na recepcja zachodniej myÊli marksistowskiej dotyczàcej teorii kapitału i walk klasowych w kapitalizmie. A przecie˝ teoria kapitału to najpowa˝niejsza lewicowa koncepcja funkcjonowania gospodarki kapitalistycznej, usankcjonowana przez zachodni Êwiat akademicki. Innymi słowy, podczas gdy teoria polityki i sfera kultury były przedmiotem wielu zniuansowanych analiz na łamach „KP” (szczególnie w odniesieniu do tematyki mniejszoÊci seksualnych, feminizmu, sztuki i religii), to przykładowo stosunki pracy w Polsce zostały przedstawione tylko w paru artykułach i ksià˝ce dwóch socjologów (i to zachodnich – Davida Osta, Elizabeth Dunn). Tych wàtków „KP” wyraênie nie chciała i nie chce podjàç. Mamy do czynienia z ekspansywnym Êrodowiskiem, którego nieformalny lider (Sierakowski) szczyci si´ zdolnoÊcià do realizowania ró˝nych inicjatyw, wi´c trudno uznaç to przemilczenie za efekt wyłàcznie przypadkowego doboru ludzi i wynikajàcego stàd układu ich własnych zainteresowaƒ oraz kompetencji intelektualnych. (Taki czynnik odgrywa faktycznie istotnà rol´ w odniesieniu do intelektualnej zawartoÊci pism tworzonych przez małe grupy radykalnych lewicowców). Zwraca uwag´ tak˝e fakt, ˝e nie tylko teoria marksizmu (zdecydowanie dominu12 jàcego nurtu myÊli radykalnie lewicowej), ale tak˝e historii lewicy jest w recepcji „KP” osobliwie wybiórcza. Tak jak w przypadku teorii marksistowskiej jest w niej miejsce (przykładowo) dla wybitnego filozofa marksistowskiego Louisa Althussera, ale nie ma jej dla takiego ekonomisty marksistowskiego jak (przykładowo) Ernest Mandel, tak te˝ jest w niej miejsce dla Stanisława Brzozowskiego (ogłoszonego patronem intelektualnym „KP”), ale nie ma jej dla politycznych przywódców i teoretyków ruchu robotniczego (jak choçby Lew Trocki, Karl Korsch, Ró˝a Luksemburg i wielu innych ). Tak wi´c w kontekÊcie polskim Êrodowisko „KP” powołuje si´ na etos lewicowej inteligencji, ale od˝egnuje si´ od klasowego ruchu robotniczego, zaÊ za bli˝szych czasowo patronów obrało lewicowych liberałów, jak Jacek Kuroƒ czy Vaclav Havel bàdê prawicowych socjaldemokratów (jak Jan Józef Lipski). WspomnieliÊmy ju˝ o odwoływaniu si´ w niektórych tekstach publikowanych przez „KP” do postmarksistowskiej krytyki (póêno)kapitalistycznego kształtu ˝ycia politycznego. Przykładowo Thomas Frank w ksià˝ce „Co z tym Kansas?” (wydanej przez „KP”) pokazał, jak wycofanie si´ politycznej lewicy ze sfery walk klasowych spowodowało regresyjny zwrot na prawo w amerykaƒskich Êrodowiskach robotniczych. Niemniej jednak analiza prasy „KP” i jej interwencji w ˝yciu politycznym pokazujà, ˝e jest to właÊnie typowa formacja lewicy intelektualnej, której przedstawiciele nie sà szczególnie zainteresowani faktycznymi konfliktami klasowymi i tradycyjnym dla ruchu robotniczego j´zykiem walki klasowej. (Dlatego zresztà w stylu mediów kapitalistycznych wolà mówiç ogólnie o „grupach wykluczonych”, zmarginalizowanych itd.). Tak˝e takie kluczowe dla lewicy zachodniej zagadnienie, jak kwestia imperializmu – aktualne szczególnie w kontekÊcie wojen i interwencji militarnych, w których uczestniczà polscy ˝ołnierze – przez „KP” jest po prostu ignorowane. Równie zaskakujàce musi si´ wydawaç – z punktu widzenia deklarowanego celu odbudowy projektu lewicowego – systematyczne pomijanie przez kilkudziesi´ciu autorów tworzàcych to Êrodowisko marksistowskich analiz tzw. realnego socjalizmu. A przecie˝ to one mogà i powinny byç punktem wyjÊcia konsekwentnej walki lewicy z (lekko tylko naruszonym) antykomunistycznym konsensem w debatach publicznych. Nie mówiàc o tym, ˝e trudno sobie wyobraziç powa˝nà lewicowà refleksj´ nad projektem socjalistycznym bez odwołania do tych antystalinowskich marksistów, którzy analizowali system realnego socjalizmu jako specyficzny system panowania klasowego (bàdê quasi-klasowego). 13 Jednak intelektualiÊci „KP” zachowujà si´ tak, jakby zagadnienie realnego socjalizmu na płaszczyênie intelektualnej mo˝na było opanowaç za pomocà odwołaƒ do dorobku działaczy KOR (wydanie dzieł zebranych Kuronia, dzieł Lipskiego, ksià˝ki Timothyego G. Asha itd.). Tymczasem, abstrahujàc od oceny politycznej KOR, prezentowane w tym Êrodowisku uj´cie „komunizmu” było formułowane w kategoriach liberalnej teorii totalitaryzmu, która niewiele ma wspólnego z jakimkolwiek typem analizy lewicowej a współczeÊnie znajduje pełnà kontynuacj´ w postaci m.in. publicystyki na łamach establiszmentowej „GW”, b´dàcej rzecznikiem i profitentem zniszczenia systemu praw socjalnych stworzonego przez PRL i grabie˝czej prywatyzacji tzw. majàtku narodowego. Dialog z każdym, ale nie z lewicą antykapitalistyczną W tej sytuacji nie dziwi fakt, ˝e jakkolwiek Sierakowski w swoich publicznych wystàpieniach wielokrotnie wskazywał na swoje przywiàzanie do etosu społecznikowskiego i sugerował, i˝ wedle tego˝ etosu działa „KP” (rzekomo prowadzàca oddolnà działalnoÊç na rzecz wykluczonych „na prowincji”), to jednak nigdy nie podjàł on (ani ktokolwiek inny z tego Êrodowiska) jakiejkolwiek próby dialogu i włàczenia si´ w działalnoÊç politycznà radykalnej lewicy w Polsce. Zawsze tak on, jak i jego kompanioni, zachowywali si´ tak, jakby projekt alternatywnej wobec SLD radykalnej lewicy w ogóle nie istniał. W sytuacji, w której działacze „KP” sà gotowi prowadziç „dialog” praktycznie z ka˝dym (poza nacjonalistycznà i klerykalnà prawicà), kto ma dost´p do władzy i pieni´dzy, trudno uznaç ignorowanie dorobku radykalnej lewicy antykapitalistycznej za zjawisko przypadkowe. Przeciwnie, jest to wyrachowanie typowe dla przedstawicieli kapitalistycznych mediów. Co wi´cej, poza pochwałà i wsparciem dla manifestacji feministycznych i blokad antyfaszystowskich, Êrodowisko to nic nie zrobiło dla wykorzystania swojej pozycji i Êrodków w celu wzmocnienia choçby tylko ruchu antywojennego czy organizacji działajàcych na rzecz obrony praw lokatorskich. Nie przeszkadza to jednak Sierakowskiemu przybieraç w mediach głównego nurtu pozy antyestabliszmentowego buntownika i społecznika, kontynuujàcego styl myÊlenia politycznego PRL-wskich dysydentów, tradycyjnej inteligencji lewicowej itp. (oddolna praca od podstaw, bez nadziei na szybkie sukcesy). Wewn´trzna sprzecznoÊç w projekcie lewicowym „KP” polega na tym, ˝e głoszàc (bardzo trafnie) potrzeb´ odnowy lewicowoÊci w Polsce poprzez działalnoÊç intelektualnà i oddolne inicjatywy społeczne, Êrodowisko to nie wykroczyło w wypra14 cowanym przez siebie abstrakcyjnym programie poza program tradycyjnie socjaldemokratyczny, zaÊ w działalnoÊci społecznej poza tworzenie kawiarni i Êwietlic w kilku miastach. Niezale˝nie od tego, jak wartoÊciowy jest proponowany w nich program kulturalny i intelektualny, trudno to uznaç za zalà˝ek jakiejkolwiek faktycznej alternatywy dla dominujàcego modelu politycznej lewicowoÊci w Polsce. Nikt z „KP” nie stara si´ bowiem zmobilizowaç kogokolwiek dla działaƒ faktycznie antysystemowych, które wykraczałyby poza akt wysłuchania wykładu, kupna i lektury ksià˝ki itp. Co wi´cej, nie tylko sprawa realnego działania politycznego jest tu traktowana jako kwestia odległej przyszłoÊci (tak jakby prawicowa ofensywa wobec Êwiata pracy nie dokonywała si´ ju˝ obecnie, zaÊ kwestia lewicowoÊci była tylko kwestià akumulacji wydanych ksià˝ek), ale brak tu nawet skromnych prób formułowania jakiegoÊ konkretnego programu politycznego. W efekcie Sierakowski i inni intelektualiÊci „KiP”, wskazujàc (trafnie) na pustk´ ideowà i programowà SLD oraz oportunizm jego kierownictwa, nie sà w stanie zbyt wiele mu przeciwstawiç. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (26-27.05.2012) Sierakowski przyciÊni´ty do muru przez dziennikarza w sprawie konkretnych działaƒ, które podjàłby gdyby mógł faktycznie partycypowaç w polityce, najpierw wskazał na postulowany wzrost inwestycji publicznych (w stylu skandynawskiej socjaldemokracji), aby zaraz potem dodaç, ˝e niewiele da si´ obecnie zrobiç ze wzgl´du na „presj´ rynków finansowych” (znajdujàcych si´ poza kontrolà paƒstw narodowych). Tego rodzaju truizmy i przeniesienie przez niego problemu faktycznych konfliktów klasowych na poziom funkcjonowania „rynków finansowych”, wskazujà na to, ˝e deklarowana przez Sierakowskiego praca intelektualna „KP” nad projektem lewicowym nie doprowadziła dotychczas do wi´kszych post´pów. Czy mo˝na si´ ich spodziewaç w przyszłoÊci? Niestety, wydaje si´, ˝e racj´ ma Cezary Michalski, który w opublikowanych na łamach „KP” zapiskach pisze w kontekÊcie właÊnie „KP” o „naiwnej, młodej lewicy”. A zaraz potem dodaje w nawiasie: „naiwnej? młodej? – bzdura, cynicznie potrzebujàcej chwili zapomnienia, odrobiny funu, zabawy...” („KP”, nr 20-21, s. 271). Nawet dla przytulonego przez „KP” Michalskiego adoptujàce go Êrodowisko pachnie wi´c XIX-wiecznym salonem, kasà, elitaryzmem, wy˝szoÊcià w stosunku do mas, przywoływanych tylko abstrakcyjnie. „KP” nie zdecydowała si´ nawet na działania polityczne w sprawie mniejszoÊci kulturowych (takich jak mniejszoÊci seksualne, czy laicki sektor społeczeƒstwa), co 15 tak skutecznie udało si´ Januszowi Palikotowi. Mo˝na krótko podsumowaç, ˝e to o czym tak du˝o ale bezpłodnie publicyÊci „KP” mówili, w ciàgu zaledwie kilku miesi´cy kampanii wyborczej w 2011 r. zrobił Ruch Palikota polityzujàc Êrodowiska mniejszoÊci, wprowadzajàc do parlamentu Ann´ Grodzkà, Roberta Biedronia i zaczynajàc wielkà publicznà debat´ o ÊwieckoÊci paƒstwa, zwiàzkach partnerskich itp. Zapatrzona w redakcj´ „Gazety Wyborczej” „KP” nie postawiła na niepowa˝nego w oczach establishmentu Palikota i w konsekwencji pozostała poza nawiasem dokonanego przez niego przełomu w ÊwiadomoÊci Polaków. Wcale nie cieszy nas zupełna biernoÊç polityczna „KP”, gdy˝ silna intelektualnie i politycznie lewicowa socjaldemokracja zazwyczaj sprzyja zarówno rozwojowi lewicy intelektualnej, jak te˝ radykalizacji mas na lewo (jakkolwiek cz´Êç tych radykalnych energii sama przy tym przechwytuje i neutralizuje). Jednak nasza negatywna ocena perspektywy przekształcenia „KP” w Êrodowisko autentycznie lewicowo-socjaldemokratyczne wynika równie˝ z istnienia pewnego czynnika, o którym „d˝entelmeni” niech´tnie wspominajà. Chodzi o kwesti´ êródeł finansowania „KP”, zakres tego finansowania i przeło˝enie tej zale˝noÊci finansowej na klasowà pozycj´ ludzi zarzàdzajàcych tym „interesem”; brak transparentnoÊci kwestii finansowych dla ludzi zaanga˝owanych w projekt „KP” itd. No có˝, niech przemówià liczby... Kto za to płaci – i ile? Jednà z uderzajàcych cech projektu „KP” sà baaardzo du˝e pieniàdze, zaanga˝owane w to przedsi´wzi´cie oraz wsparcie medialne ze strony establiszmentowych mediów, które w warunkach silnego konsensusu antymarksistowskiego namaÊciły „KP” na głos młodej lewicy, z którym b´dà dyskutowaç. Przyjrzyjmy si´ finansom „KP”. Truizmem w społeczeƒstwie klasowym jest stwierdzenie, ˝e kto płaci, ten wymaga. Czy któremuÊ z czytelników ktoÊ kiedyÊ dał bez zobowiàzaƒ milion dolarów lub choçby milion złotych? JeÊli tak, prosz´ powiadomiç redakcj´ „Dalej!”. Ch´tnie poznamy takiego dobroczyƒc´. Jednak realistycznie oceniajàc stosunki społeczne pozostaƒmy przy konstatacji, ˝e prawie ka˝dy z nas chodzi codziennie do pracy i robi tam to czego oczekuje jego szef, by po miesiàcu dostaç swoje 2 tys., czasami mniej, czasami wi´cej. Dlaczego 16 funkcjonowanie „KP” miałoby przeczyç zasadzie, ˝e ten, kto daje pieniàdze, wymaga czegoÊ w zamian? W oparciu o co macherzy „KP” mieliby obaliç wspomnianà zasad´? Dostrze˝my, ˝e w Êrodowisku „KP” nie ma osób wybitnych, nawet podług obiegowych standardów oceny – brak tam oryginalnych pisarzy, naukowców, myÊlicieli, którzy teoretycznie mogliby wybiç si´ na wi´kszà autonomi´ wobec sponsora. ZaÊ pieniàdze jakimi obraca „Krytyka” (a ÊciÊlej jej jàdro skupione w „Stowarzyszeniu im. S. Brzozowskiego”) sà całkiem imponujàce. W 2010 r. przychody tego Stowarzyszenia wynosiły 7,143 mln złotych, w tym przychody z działalnoÊci statutowej wynosiły 3,018 mln złotych, zaÊ przychody z działalnoÊci gospodarczej 4,117 mln. To wi´cej ni˝ ma wiele instytutów naukowo-badawczych, muzeów czy teatrów. Jak te Êrodki majà si´ do finansów lewicowych portali (lewica.pl czy te˝ Centrum Informacji Anarchistycznej), do Êrodków lewicowych periodyków takich jak „Dalej! Pismo socjalistyczne” czy „Pracownicza Demokracja”? Jak do bud˝etu organizacji typu Lewicowa Alternatywa, itp.? A takie to właÊnie niewielkie struktury organizowały w Polsce od dwudziestu lat demonstracje 1-majowe, blokady anty-eksmisyjne, wsparcie dla akcji strajkowych, demonstracje antyrasistowskie, demonstracje w sprawie praw lokatorów itp. Ró˝nica mi´dzy Êrodkami „Krytyki Politycznej” a ka˝dym z tych bytów wyra˝a si´ zapewne stosunkiem 1 do 1000, jeden do tysiàca. A wi´c mo˝emy mówiç o istnieniu prawdziwej przepaÊci mi´dzy antykapitalistycznymi aktywistami społecznymi a „KP”. Sà to dwa inne Êwiaty. Zdradzimy kilka dokładniejszych cyfr. WysokoÊç honorariów w wydawnictwie „KP” to 128 tys. złotych rocznie. Za same telefony Stowarzyszenie im. S. Brzozowskiego płaci 42 tys. Na barmanów w kawiarni Nowy Wspaniały Âwiat wydawano rocznie 223 tys., a na kelnerów 210 tys. (i to zatrudniajàc ich na umowy Êmieciowe). Koszta aran˝acji muzycznej w lokalu wynosiły 291 tys. W tym momencie łatwo ju˝ zrozumieç, dlaczego na demonstracjach 1-maja, na demonstracjach antywojennych, na blokadach anty-eksmisyjnych, na demonstracjach zwiàzkowych nie spotykamy ekipy „KP”. Ró˝nica mi´dzy nami jest wr´cz klasowa. W takim Êwietle dobrze zrozumiałe jest, ˝e gdy Zwiàzek Syndykalistów Polski zorganizował w paêdzierniku 2011 r. pikiet´ pod warszawskà knajpà „KP”, protestujàc przeciwko zatrudnianiu tam kelnerów na umowy Êmieciowe, dyrektor finansowy Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego pani Dorota Gła˝ewska wezwała przeciwko pikietujàcym policj´ a nawet spoliczkowała jednego z pikietujàcych. Stres zwiàzany z obracaniem 17 dziesiàtkami takich sum jak te przytoczone powy˝ej mo˝e jà usprawiedliwiç tylko w niewielkim stopniu. WspomnieliÊmy ju˝ o całej palecie tematów, które sà przemilczane na łamach „KP” – alternatywa wobec kapitalizmu, marksistowska krytyka stalinizmu, przej´cie SolidarnoÊci w latach 80. przez polityków wrogich klasie robotniczej, obecny sprzeciw wobec imperialistycznych interwencji i udziału SWOI w nich polskich ˝ołnierzy, udział „Gazety Wyborczej” w kapitalistycznej transformacji i antylewicowej reakcji intelektualnej lat 90. Czy ten katalog tematów łàczy si´ jakoÊ z poglàdami sponsorów? Kto płaci na „Krytyk´ Politycznà”? Si´gnijmy znów do danych za rok 2010 r. WÊród fundacji sponsorujàcych „Krytyk´ Politycznà” znajdziemy: Fundacj´ Batorego – 116 tys., European RESZTA Climate Foundation – 139 tys., Open Society Foundation – 389 tys. Poza tym, szerokim strumieniem płynà pieniàdze z agend paƒstwa. Urzàd Marszałkowski wsparł 100 tys. złotych organizowany przez „KP” Uniwersytet Krytyczny. ZaÊ Instytut Ksià˝ki wsparł pismo „Krytyka Polityczna” sumkà 214 tys. złotych. Z kolei Fundusz Wymiany Kultur (chodzi o pieniàdze przekazane przez Norwegi´ i Islandi´, których operatorem jest w Polsce Ministerstwo Kultury) dał „KP” 340 tys. Samo wydanie ksià˝ki Tymothy’ego Snydera o Kelles-Krauzie pociàgn´ło za sobà 44 tys. dotacji z Instytutu Ksià˝ki, zaÊ publikacja Jarosława Hrycaka o Iwanie Franko, przyciàgn´ła dotacj´ 45 tys. z tego samego êródła. Jednym słowem – tylko ˝yç za takie pieniàdze i nie umieraç. Po có˝ „KP” miałaby budowaç jakiÊ masowy ruch protestu. Po có˝ miałaby dra˝niç swoim krytycyzmem mo˝nych i hojnych sponsorów. Drogie masy: „zdrowie wasze w gardła nasze!”. A drinki w knajpie „Krytyki Politycznej” miały odpowiednio wysokie ceny. I w tym momencie powróçmy do zdawaç by si´ mogło umniejszonej w tym artykule lewicy antykapitalistycznej, która w oczywisty sposób nie mogła rozwinàç tak szerokiej działalnoÊci jak „KP”. Nie została te˝ wybrana przez establiszmentowe mass media na podmiot w dialogu o sprawach społecznych. Jaki jest sens istnienia antykapitalistycznych grup, organizacji, pism, portali internetowych? Czy chodzi tu 18 o wartoÊç etyczno-estetycznà? O autentyzm – by nie byç sponsorowanym przez kapitalistów „balem manekinów”, agentem ubranym w lewicowy mundur? Czy chodzi polityczny projekt wygrania konkretnych kampanii społecznych przeciw krzywdzie, z nadziejà na zasadniczà zmian´ systemowà w momencie kapitalistycznego kryzysu? Czy te˝ naszà podnietà do działania powinien byç rozum u˝yty w interesie poni˝onych w sytuacji mo˝liwoÊci budowy egalitarnego społeczeƒstwa dobrobytu? Czy bez profesjonalnego aparatu polityka antykapitalis-tyczna ma szans´ byç skuteczna? Jak zjednoczyç rozproszone siły tej opcji politycznej? To sà oczywiÊcie wa˝ne pytania do dyskusji w kr´gu organizacji i Êrodowisk socjalistycznych. Tak czy inaczej, parafrazujàc cesarza Wespazjana mo˝emy zamknàç rozwa˝ania o „Krytyce Politycznej” stwierdzeniem – ten pieniàdz Êmierdzi. Nasze drogi mogà si´ niekiedy zbli˝aç, ale nie mogà spotkaç. Paweł Godlewski 19 Hugo Chavez Szkic do portretu Karol Majewski Gdy 5 marca 2013 roku wiceprezydent Wenezueli Nicolás Maduro powiadomił o śmierci przywódcy „boliwariańskiej rewolucji” i wizjonera „socjalizmu XXI wieku”, prasa burżuazyjna całego świata w swej prawicowej odsłonie zdobyła się jedynie na powtórzenie starych zaklęć i wyzwisk pod adresem nieżyjącego już „dyktatora”. Co śmielsi przodownicy pióra spróbowali przedstawić jego zgon jako symbol kolejnej nieudanej próby zbudowania socjalizmu. Że niby wraz z odejściem Chaveza cała ta „lewacka” przygoda Wenezueli dobiegła końca. Polskie media natychmiast skwapliwie zaj´ły si´ promocjà Henrique Caprilesa Radonskiego, którego dziadkowie pochodzà z Polski, antagonisty Chaveza i reprezentanta prawicy w wyborach prezydenckich. Jakby od zamieszania w głowach Polaków zale˝ało jego zwyci´stwo w walce o prezydentur´ z kandydatem lewicy, teraz – Nicolasem Maduro. W radosnym triumfalizmie piszàcych brakowało ju˝ tylko wezwaƒ w rodzaju: głosujcie na naszego rodaka, a w Polsce skoƒczy si´ komuna i eksmisje na bruk, nie b´dzie niedo˝ywionych dzieci, a doroÊli przestanà milionami emigrowaç w poszukiwaniu pracy! Tego rodzaju bredni zabrakło pewnie dlatego, ˝e nasi najemnicy pióra i tak ju˝ mocno ugrz´êli w propagandowej gmatwaninie rozp´tanej wokół Wenezueli. Co ciekawe, tym razem krytyka rzàdów Chaveza, ogólnie rzecz bioràc, była jednak doÊç wstrzemi´êliwa. Mo˝e skłaniała do tego natr´tna ÊwiadomoÊç, ˝e dokonania polskiej „transformacji” z perspektywy bez mała çwierçwiecza sà relatywnie znacznie skromniejsze, jeÊli nie wr´cz nikczemne, ni˝ te „lewackie” dokonania zmierzajàcej w przeciwnà stron´ Wenezueli. 20 Demokratyczny „dyktator” Nigdy w historii Ameryka Łaciƒska nie miała politycznego lidera z tak niezaprzeczalnie demokratycznym poparciem – wypada tu powtórzyç za profesorem Salimem Lamranim z Sorbonne Paris IV Université. Bo te˝ od dojÊcia do władzy Chaveza w 1999 r. w Wenezueli wybory odbyły si´ 17 razy. I Hugo Chavez wygrał 16 razy, ostatnio 7 paêdziernika 2012 r. Dodajmy, ˝e wszystkie wielkie organizacje mi´dzynarodowe – od Unii Europejskiej, przez Organizacj´ Stanów Amerykaƒskich, po Uni´ Narodów PołudniowoAmerykaƒskich i Centrum Cartera – jednogłoÊnie orzekały o pełnej przejrzystoÊci i uczciwoÊci wyborów. Jimmy Carter, były prezydent USA, stwierdził nawet, ˝e system wyborczy Wenezueli jest „najlepszy na Êwiecie”. A mimo to bur˝uazyjne media nadal nie wahajà si´ nazywaç Chaveza dyktatorem. Rozpaczliwa polityczna potrzeba nie zna zasad rzetelnoÊci, czy choçby publicystycznej przyzwoitoÊci. Tak było, jest i b´dzie – „na wojnie, jak na wojnie”! Wielki biznes i jego piewcy nie chcà i nie mogà pogodziç si´ z tym, ˝e polityk opowiadajàcy si´ za socjalizmem i socjalistycznà rewolucjà – cokolwiek by to w ustach Chaveza znaczyło – który na dodatek pozwolił sobie na otwarty konflikt z amerykaƒskim imperializmem i mi´dzynarodowym kapitałem, miał tak wielkie i trwałe poparcie wyborców, do tego w ramach klasycznej parlamentarnej demokracji; demokracji bur˝uazyjnej. I jak na złoÊç, lewicowe, rewolucyjne nastroje, na fali których Chavez dotarł na polityczny Olimp, znaczàco nie opadajà nawet po Êmierci Chaveza – co musi mocno irytowaç kapitalistyczne elity. Politykę dyktowało mu życie Chavez był politykiem wyrazistym choç nie w pełni uformowanym. Wydawał si´ byç nade wszystko praktykiem. Wcià˝ poszukujàcym, chwytajàcym si´ idei, które podsuwał mu bieg wydarzeƒ. Nie był jednak wobec nich bierny, nie płynàł bezwolnie na fali. W 1989 r. w stolicy Wenezueli, Caracas, za prezydentury Carlosa Pereza Rodrigueza – neoliberalnego reformatora – doszło do zdarzenia, zwanego dziÊ „caracazo”. Kolejna podwy˝ka cen biletów wywołała masowe protesty mieszkaƒców slumsów, okalajàcych miasto. Protestujàcych rozstrzeliwano. Tak˝e ze Êmigłowców. Liczba zabitych si´gn´ła 3 tysi´cy. Ta masakra sprawiła, ˝e młody oficer, Hugo Chavez Frías, został wywroto21 wcem. Wraz z grupà oficerów o radykalnie populistycznych poglàdach w 1992 r. podjàł prób´ wojskowego przewrotu. Trafił za to do wi´zienia, z którego wyszedł ju˝ jako bohater narodowy. Zaczàł gromadziç wokół siebie zwolenników. Celem było zwyci´stwo w wyborach prezydenckich w 1998 roku. Postawił na biedot´, na społeczne niziny, zm´czone neoliberalnymi eksperymentami. Wygrał. Po zwyci´stwie przeprowadził ograniczone reformy, cieszàce si´ uznaniem najbiedniejszych, lecz wywołujàce wr´cz wÊciekłoÊç bur˝uazji – bo dokonał cz´Êciowej nacjonalizacji i zaczàł finansowaç programy społeczne ze sprzeda˝y ropy naftowej. W 2002 roku bur˝uazja zareagowała – dokonała przewrotu. Ten jednak został powstrzymany poprzez wielomilionowe protesty ulicy – robotników, biedoty. Krótkotrwały nieudany prawicowy pucz (władz´ nowego prezydenta-puczysty zdà˝yły uznaç jedynie Stany Zjednoczone) stał si´ bodêcem do przyspieszenia procesu rewolucyjnego w Wenezueli. Bur˝uazja, tak pewna triumfu nad prezydentem komuchem, lewakiem, masonem i rasowym Metysem (nie szcz´dzono mu te˝ i powa˝nych obelg), poniosła dotkliwà kl´sk´. Cyniczny triumfalizm, z jakim organizatorzy puczu chwalili si´ w mediach jego organizacjà, i duma, wr´cz pycha wynikajàca z faktu, ˝e działali w zmowie z CIA – skompromitowała wenezuelskà prawic´. Na długo. 22 Przed rzeszà dotàd społecznie wykluczonych ludzi pracy najemnej otworzyła si´ nowa perspektywa. Mogli staç si´ siłà dominujàcà w ˝yciu społecznym, w „boliwariaƒskiej republice”. Ale Chavez w tym momencie zbyt skupił si´ na za˝egnaniu powtórki puczu i ograniczeniu interwencji USA w ˝ycie kraju. Bał si´ izolacji podobnej do tej kubaƒskiej. Wzywał wi´c do „narodowej jednoÊci” i ugody z ugrupowaniami „patriotycznej” wenezuelskiej bur˝uazji. Wielki biznes zgodnie cały rok odpowiadał na to… gospodarczym sabota˝em. Chaveza przy władzy utrzymywało tylko masowe poparcie biedoty. Dopiero to właÊnie wielomiesi´czne doÊwiadczenie skłoniło go do zwrócenia si´ w lewà stron´, podj´cia haseł „socjalistycznej rewolucji”. Dopiero wtedy zaczàł opowiadaç si´ za ideami Marksa i Trockiego1, a nawet wezwał do powołania Piàtej Mi´dzynarodówki. Dał ludziom spróbować socjalizmu Kompradorskà bur˝uazj´ Wenezueli i jej mocodawców w USA ogarn´ła wÊciekłoÊç. Rzàd Chaveza kontynuował nacjonalizacj´ wielkich przedsi´biorstw, zbudował podstawowà ochron´ zdrowia i rozpoczàł wdra˝anie programu nieodpłatnego kształcenia, walki z analfabetyzmem. Powstał Narodowy System Publiczny w celu zapewnienia wolnego dost´pu do opieki medycznej dla wszystkich Wenezuelczyków. Mi´dzy 2005 a 2012 r. utworzono 7.873 nowych oÊrodków medycznych. W 2010 r. liczba lekarzy wzrosła z 20 na 100.000 obywateli w 1999 r. do 80, a wi´c czterokrotnie. Program Barrio Adentro I umo˝liwił przeprowadzenie 534 milionów konsultacji medycznych. Brało w nim udział około 17 milionów ludzi, podczas gdy w 1998 r. tylko 3 miliony miały regularny dost´p do opieki zdrowotnej. ÂmiertelnoÊç niemowlàt spadła z 19,1 promila w 1999 r. do 10 promili w roku 2012 – odnotowujàc tym samym spadek blisko o połow´. Ârednia długoÊç ˝ycia wzrosła z 71,2 w 1999 r. do 74,3 roku w 2011 r. Dzi´ki Operacji Miracle, rozpocz´tej w 2004 r., 1,5 miliona Wenezuelczyków cierpiàcych na zaçm´ i inne choroby oczu poprawiło wzrok. Około pół miliona Wenezuelczyków nauczyło si´ pisaç i czytaç dzi´ki kampanii Misja Robinson I. W grudniu 2005 r. UNSCO oficjalnie stwierdziło, ˝e Wenezuela 1 Nie mog´ okreÊliç si´ jako trockista, nie, ale mam takà inklinacj´, bo bardzo szanuj´ myÊl Lwa Trockiego i im bardziej jà szanuje, tym lepiej jà postrzegam. Na przykład rewolucja permanentna to niezwykle wa˝na teza. Trzeba czytaç, trzeba studiowaç, wszyscy powinni to robiç, tu nikt nie jest wyuczony. – Wypowiedê z cotygodniowego programu Alo Presidente (Halo Prezydencie), 22 kwietnia 2007. 23 wyeliminowała analfabetyzm. Liczba dzieci ucz´szczajàcych do szkół wzrosła z 6 mln w 1998 r. do 13 milionów w roku 2011; obecnie wskaênik ten wynosi 93,2%. Według UNDP, Wenezuela jest krajem o najmniejszym rozwarstwieniu społecznym w Ameryce Łaciƒskiej. Reforma rolna umo˝liwiła dziesiàtkom tysi´cy rolników uzyskanie ziemi na własnoÊç. W całej Wenezueli rozdzielono jej ponad 3 miliony hektarów. 5 milionów dzieci otrzymuje teraz darmowe posiłki poprzez Szkolny Program ˚ywieniowy. Według FAO, Wenezuela poczyniła najwi´ksze post´py w zmniejszaniu głodu w rejonie Ameryki Łaciƒskiej i Karaibów. Dług publiczny spadł z 45% PKB w 1998 r. do 20% w 2011 r. Wenezuela zrezygnowała ze współpracy z Mi´dzynarodowym Funduszem Walutowym i z Bankiem Âwiatowym, zaraz po spłaceniu swoich wierzytelnoÊci wobec nich. A mimo to w 2012 r. wzrost gospodarki Wenezueli wyniósł 5,5 % – to teraz jeden z wy˝szych wyników na Êwiecie. Według corocznego rankingu Âwiatowego Szcz´Êcia w 2012 r. Wenezuela jest drugim najszcz´Êliwszym krajem Ameryki Łaciƒskiej, za Kostarykà, i dziewi´tnastym na Êwiecie, wyprzedzajàc pod tym wzgl´dem Niemcy i Hiszpani´. Misja Robinson II została uruchomiona w celu podniesienia całej populacji na drugi poziom edukacji. Procent zapisujàcych si´ do szkół Êrednich wzrósł z 53,6% w 2000 r. do 73,3% w roku 2011. Misje Ribas i Sucre umo˝liwiły dziesiàtkom tysi´cy młodych podj´cie studiów uniwersyteckich. Liczba studentów wzrosła z 895.000 w 2000 r. do 2,3 miliona w roku 2011; powstały nowe uczelnie. DziÊ Wenezuela Êwiadczy wi´cej pomocy dla kontynentu amerykaƒskiego ni˝ USA. W 2007 r. Chavez wydał na ten cel ponad 8,8 mld dolarów grantów, po˝yczek i pomocy energetycznej (ówczesna administracja Georga W. Busha – tylko 3 mld.). W ten właÊnie sposób idee socjalizmu ponownie – i po raz pierwszy w XXI wieku – stan´ły na porzàdku dnia. I nie tylko w Wenezueli, ale w całej Ameryce Łaciƒskiej. I jest to niewàtpliwie zasługa Hugo Chaveza. WłaÊnie dlatego zdecydowana wi´kszoÊç ludzi pracy Wenezueli, pomimo dzisiejszych problemów gospodarczych, nie chce ju˝ powrotu do epoki przed Chavezem, do peryferyjnego kapitalizmu zale˝nego. Stała była w nim tylko zmienność Mimo radykalnej retoryki, wraz z poczàtkiem Êwiatowego kryzysu rzàd Chaveza, zamiast dalszego rozszerzania programu reform, „wyciskania” kapitalizmu, jak ropy z rany, zwrócił si´ w przeciwnà stron´. 24 Wenezuela pozostaje krajem kapitalistycznym. Wielka bur˝uazja otrzymała pot´˝ny cios, ale zachowała władz´ w gospodarce. Jej wpływy przenikn´ły do władz politycznych. W kr´gach zwolenników Chaveza powstała warstwa „boliwariaƒskiej bur˝uazji”. Jej członkowie wywodzà si´ ze Êrodowiska urz´dników, którzy wzbogacili si´ w okresie poczàtkowych reform. Mimo całego szeregu bardzo post´powych przemian, na skutek sprzecznoÊci wewn´trznych i zewn´trznych, i pogorszenia si´ koniunktury gospodarczej – w odczuciu wi´kszoÊci Wenezuelczyków ich ˝ycie nie uległo poprawie w takim stopniu, jak byłoby to mo˝liwe, na miar´ zasobów i potencjału Wenezueli. Ludzie potrafià to oceniç. Chavez miał naprawd´ masowe poparcie, a mimo to bardzo niezdecydowanie, jakby bez przekonania, wspierał rozwój ruchów oddolnych, pierwsze p´dy robotniczej demokracji – to, co dało mu władz´ i obroniło przed puczem! Zyskujàce szerokà popularnoÊç posuni´cia gospodarcze dozowano jak kroplówk´ – z góry w dół, tłumiàc tym oddolnà inicjatyw´, osłabiajàc fundamenty „boliwariaƒskiej rewolucji”. Protesty lewicy i niezale˝na aktywizacja zwiàzków zawodowych spotykały si´ z pot´pieniem i represjami. A to z czasem zacz´ło przywracaç bur˝uazji wiar´ we własne siły i mo˝liwoÊci. Narastała korupcja, inflacja, spekulacja, a rzàd reagował na to coraz mniej zrozumiałymi posuni´ciami ekonomicznymi, nawołujàc wr´cz do „społecznego spokoju” i „boliwariaƒskiego patriotyzmu”. Od socjalistycznego wizjonera do real-polityka Retoryka Chaveza podczas jego ostatniej kampanii prezydenckiej uległa maksymalnemu złagodzeniu. Kiedy w 2006 roku powołał do ˝ycia swojà Zjednoczonà Parti´ Socjalistycznà Wenezueli (PSUV), okreÊlał jà mianem „rewolucyjnej”. Deklarował si´ nieomal jako trockista, zwolennik permanentnej rewolucji i metody „programu przejÊciowego”, wzywał do powołania kolejnej mi´dzynarodówki. Podczas kampanii wyborczej w 2012 roku głównym hasłem było bezmyÊlne „Chavez – serce ojczyzny!”. O „ojczyênie” mówił du˝o i cz´sto, jakby to była kampania jakiegoÊ nacjonalisty. O tym, jaka to ma byç ojczyzna i czyja – ju˝ mniej. Nie było te˝ mowy o partii, czy o zwiàzkach zawodowych. Grano jedynie twarzà Chaveza i słowem „ojczyzna”. Póêniej, gdy w regionalnych kampaniach robotnicy wychodzili na ulice z hasłem 25 „Za Chavezem, lecz przeciwko…” – za słowem „przeciwko” wpisujàc nazwisko lokalnego polityka-czawisty, Chavez zareagował jednoznacznie: „JeÊli jesteÊcie przeciwko moim kandydatom, jesteÊcie tak˝e przeciwko mnie!” W swoim wystàpieniu ju˝ po zwyci´stwie Chavez mówił wcià˝ o koniecznoÊci dialogu, dyskusji z opozycjà. Kiedy przekazano mu, ˝e opozycja uznała wynik wyborów, zakrzyknàł: Wszyscy jesteÊmy braçmi, mamy jednà ojczyzn´! Powtarzał, ˝e Trzeba budowaç jednoÊç Wenezueli! Niemal dokładnie to samo mówił te˝ jego konkurent, Henrique Capríles Radonski. Mo˝na było sàdziç, ˝e teraz ju˝ obie strony bojà si´ klasowej polaryzacji. A rekordowo wysoka frekwencja wyborcza Êwiadczy właÊnie o polaryzacji nastrojów: głosowało 80% uprawnionych! JeÊli w czasie kampanii wyborczej zdarzyło si´ Chavezowi jeszcze wspomnieç o „Socjalizmie XXI wieku”, o koniecznoÊci uwzgl´dnienia smutnego doÊwiadczenia ZSRR, to nie wspominał ju˝ o potrzebie zbudowania prawdziwej demokracji robotniczej, której zabrakło w ZSRR – od razu przechodził do koniecznoÊci zbudowania gospodarki mieszanej, paƒstwowo-rynkowej. Byç mo˝e była w tym sugestia, ˝e wdro˝one dotàd programy społeczne sà teraz powa˝nym hamulcem dalszego rozwoju kraju. Bo te˝ ich dalsze utrzymywanie mo˝liwe było tylko pod warunkiem zerwania w pewnym momencie z logikà kapitalizmu i wprowadzenia centralnego demokratycznego planowania. Wyborcze wystàpienia Chaveza wskazywały, ˝e po zwyci´stwie b´dzie on szukał dróg zbli˝enia z tà cz´Êcià bur˝uazji, która zechce z nim współpracowaç. Wyglàdało na to, ˝e Êwiatowy kryzys przesunàł Chaveza jeszcze dalej w prawo. Wielkie korporacje uzyskały powa˝ne ulgi podatkowe, natomiast bud˝et paƒstwowego koncernu PDVSA, z którego dochodów finansowano programy społeczne, został obci´ty o 30%. Uchwalone „Prawo o obronie i bezpieczeƒstwie narodu” pozwala zakazaç strajków i innych form protestu w sektorze paƒstwowym. Umarł Chavez, żyje rewolucja Dzisiejsza wenezuelska prawica stanowi zbiorowisko ró˝norakich sił politycznych, 26 pozbawionych szerokiego społecznego poparcia. Z trudem udało jej si´ wyłoniç przywódc´, Enrique Caprilesa Radonskiego, który był głównym przeciwnikiem Chaveza w paêdziernikowych wyborach 2012 r. „Zjednoczona” opozycja wobec „czawizmu” to chwiejny sojusz mnóstwa organizacji, od umiarkowanie liberalnych do jawnie faszystowskich. Przywódcy opozycji nie podejmujà twardej konfrontacji z „czawizmem” w obawie przed radykalizacjà niezamo˝nej rzeszy pracowników najemnych, nadal popierajàcej reformy Chaveza i jego politycznych stronników. Ale pozbawiona swego przywódcy boliwariaƒska biurokracja obawia si´ mas wcale nie mniej, ni˝ prawica. Z jednej strony na poparciu tych˝e mas opiera si´ jej władza, z drugiej – wÊród ludzi pracy narasta poirytowanie, powodowane opieszałoÊcià władz w rozwiàzywaniu niekiedy elementarnych problemów socjalnych. Oddolna presja, która zmuszała Chaveza do reform, mo˝e wkrótce znacznie wzrosnàç. Rozdrobnione organizacje lewicowe starajà si´ uporzàdkowaç swoje szeregi, aby móc rzuciç wyzwanie politycznej władzy biurokracji. Jedność ponad podziałami? W czasie gdy przywódcy „czawistów” praktycznie jednym głosem, wraz z prawicowà opozycjà wzywajà do zachowania społecznego pokoju i jednoÊci, polityczni lobbyÊci z USA, dostrzegajàc zezowanie biurokracji w prawà stron´ – ju˝ składajà oÊwiadczenia sugerujàce mo˝liwoÊç współpracy z przyszłym rzàdem PSUV (partii Chaveza). Byłoby skrajnà naiwnoÊcià sàdziç, ˝e taka współpraca posłu˝y interesom wenezuelskich ludzi pracy najemnej. Bardziej wiarygodnà prognoz´ daje „Folwark zwierz´cy” George’a Orwella… Wcale nie lepsze perspektywy dla szarych obywateli mo˝e stwarzaç dalszy rozwój kontaktów z kapitałem rosyjskim, który przeniknàł do wenezuelskiej gospodarki w ostatnich latach. Lewica w Ameryce Łaciƒskiej i w Europie doÊç cz´sto wr´cz bezkrytycznie ocenia zmarłego prezydenta Wenezueli i obdarza pełnym zaufaniem jego nast´pc´, Nicolasa Maduro, wraz z partyjnym kierownictwem PSUV. Inni mówià o zagro˝eniu ze strony prawicowej reakcji, przed którà ich zdaniem uratowaç mo˝e umocnienie si´ kierownictwa „czawistów”. Ale jednoÊç owego kierownictwa nie jest wieczna, ma ono swoich własnych „liberałów” i „konserwatystów”, tak wi´c nadzieja na to, ˝e polityka biurokracji b´dzie trwale zorientowana w stron´ lewicy, jest naiwna – ka˝da biurokracja ma na uwadze głównie swój interes grupowy i stàd przypomina kurka na dachu. Dokàd jest potrzebna, musi pozostawaç pod bacznà, bezwzgl´dnà kontrolà partyjnych i bezpartyjnych dołów. 27 Podzwonne – powtórka oczywistości Prawdziwym i jedynym gwarantem rozwoju procesu rewolucyjnego w Wenezueli mo˝e byç tylko klasa robotnicza. Klasa robotnicza zorganizowana w parti´, zarazem parti´ t´ wspierajàca i kontrolujàca. Chavezowska PSUV nie stała si´ takà partià, i trudno rozstrzygnàç, czy staç si´ nià mo˝e. Tylko silne, zakorzenione w dołach organizacje ludzi pracy zdołajà zapanowaç zarówno nad skorumpowanà biurokracjà, jak i prawicowà reakcjà. Lawirowanie mi´dzy interesami bur˝uazji wschodu i zachodu, praktykowane przez rzàd Chaveza w ostatnich latach, musi byç zastàpione nowà nacjonalizacjà przemysłu i bankowoÊci kraju pod oddolnà demokratycznà kontrolà. Zdecydowanie zerwanie z logikà rynku, co najmniej wewnàtrz kraju, pozwoli dokonaç modernizacji dotàd głównie surowcowej gospodarki Wenezueli i przyspieszyç rozwój sfery socjalnej, a tym samym podnieÊç poziom ˝ycia szeregowych ludzi pracy. Natarcie wenezuelskiej klasy robotniczej na kapitał – jeÊli do niego dojdzie – z całà pewnoÊcià wstrzàÊnie niezdecydowanie balansujàcymi mi´dzy pracà a kapitałem lewicowo-populistycznymi rzàdami. Przede wszystkim w Boliwii i w Argentynie. W Wenezueli jest czego broniç i jest te˝ o co walczyç. Wenezuela stała si´ i nadal jest kluczem do socjalistycznego otwarcia całego regionu Ameryki Łaciƒskiej. Oddajmy sprawiedliwoÊç: wielkà w tym zasług´ ma Hugo Chavez Frías. Był czas, gdy o to mu właÊnie chodziło! 28 Wilk w owczej skórze Wanda Mioduszewska Lewicowy dziennikarz argentyński Horacio Verbitsky nazywa nowego papieża – Franciszka – konserwatywnym populistą. Jego celem jest niedopuszczenie do zmian w Kościele albo w ostateczności dopilnowanie, by te zmiany były tylko kosmetyczne. Wykorzysta do tego swoje wielkie zdolności aktorskie. Zobaczycie, że swoją pierwszą mszę jako namiestnik stolicy piotrowej urządzi na jakimś placyku na Zatybrzu albo na dworcu głównym w Rzymie. I będzie opowiadał o nieczułych bogaczach, którzy zamykają swoje serca na Chrystusa – powiedział Verbitsky, gdy tylko usłyszał, że jego ulubieniec został papieżem. – W Buenos Aires nie takie numery już robił. To jego stare, wypróbowane sztuczki. A jednoczeÊnie to on, Jorge Bergoglio, jako arcybiskup Buenos Aires skupił wokół siebie prawicowà opozycj´ w Argentynie. Tych właÊnie nieczułych bogaczy! Zorganizował opozycj´ przeciwko lewicowemu rzàdowi Cristiny Fernandez de Kirchner. Rzàdowi, który – o ironio! – prowadzi polityk´ wyciàgania ludzi z biedy. Od poczàtku pontyfikatu Argentyƒczyka słyszymy, ˝e jego priorytetem b´dzie walka z biedà. W walce tej papie˝ daje najbardziej przekonujàce i zawstydzajàce, bo osobiste, Êwiadectwo. To nowoÊç w KoÊciele, frapujàcy temat dla mediów. Usłu˝ni polscy dziennikarze codziennie donoszà, ˝e papie˝ jeêdził metrem. Bardziej zgodne z prawdà byłoby stwierdzenie, ˝e kiedyÊ mu si´ to zdarzało – na co dzieƒ metrem nie jeêdzi, co widaç nawet w TV. Sytuacja staje si´ ju˝ absurdalna: widzàc na ekranie telewizora papie˝a jadàcego wygodnie pot´˝nym papamobile, otoczonego bodyguardami, słuchamy rzewnych opowieÊci spikera o tym, jak to nowa głowa KoÊcioła katolickiego nie u˝ywa samochodu. 29 Jak co dnia, papież Franciszek jedzie do pracy… ;) Słuchamy te˝, ˝e papie˝ chwilowo nie chce si´ wprowadzaç do swoich apartamentów. Zamiast tego woli mieszkanie z dwiema sypialniami. Tu uwaga na marginesie. Polscy dziennikarze tłumaczà „mieszkanie z dwiema sypialniami” jako „dwupokojowe mieszkanie”. Mo˝na by pomyÊleç, ˝e chodzi tu o 30-40 m2. Tymczasem „mieszkanie z dwiema sypialniami” oznacza: dwie sypialnie z kuchnià oraz łazienkà plus – minimum – salon, jadalnia i gabinet. Rozczulamy si´ wi´c nad „ubogim ˝yciem” jednego człowieka w standardzie, na który nie staç wi´kszoÊci polskich kilkuosobowych rodzin. Mimo wszystko, w kontekÊcie pazernoÊci katolickiego kleru ta rezygnacja z papieskiego przepychu to oczywiÊcie pi´kny i wzruszajàcy gest. Tyle, ˝e w praktyce – zupełnie pusty. Jakie znaczenie ma fakt, ˝e papie˝ nosi ˝elazny pierÊcieƒ, a złoty trzyma w szufladzie? Czy wypłacił ze skarbca emerytury ksi´˝om, odcià˝ajàc tym samym bud˝ety paƒstw narodowych? A mo˝e Watykan, z troskliwym o los biednych ludzi Franciszkiem na czele, polecił polskiemu KoÊciołowi zrezygnowaç z walki o nieruchomoÊci, ziemi´, pałace? Czy oddaje je biednym, przeznacza na szpitale, przedszkola i domy kultury? Czy KoÊciół zrezygnował z miliarda 350 mln złotych rocznie, jakie płynà z polskiego bud˝etu na samo tylko nauczanie religii w szkołach? Te pytania mo˝na by długo mno˝yç. FRANCISZEK KONTRA CRISTINA Cristina Fernandez de Kirchner wygrała wybory prezydenckie w Argentynie 2007 r. Obecnie sprawuje władz´ drugà kadencj´. W przeciwieƒstwie do papie˝a Franciszka, nie wyglàda skromnie. Dziennikarze lubujà si´ w dociekaniu, ile par butów posiada 30 (du˝o) a dzi´ki liczbie kosztownych zabiegów upi´kszajàcych, którym poddała swe ciało i twarz, zyskała przydomek Lady Botox. Tylko, ˝e te wszystkie osobiste upodobania równie˝ – podobnie jak w przypadku ostentacyjnie biednego Franciszka – nie majà specjalnego znaczenia. Wa˝ne jest to, jakà polityk´ prowadzi. A jej polityka walki z biedà przynosi imponujàce rezultaty. Według danych ONZ, bieda w Argentynie zmalała z 21 procent w 2006 r. do 11 procent w 2009. N´dzarze stanowià obecnie 3 procent mieszkaƒców kraju (w 2006 r. było ich 7 proc.). SpoÊród wszystkich krajów Ameryki Łaciƒskiej, mniejsze rozmiary biedy sà tylko w Urugwaju. Pod koniec 2009 r. Cristina Fernandez ogłosiła projekt „Asignación Universal por hijo” (Powszechny zasiłek na dziecko) – zasiłku na ka˝de dziecko poni˝ej 18 roku ˝ycia, którego rodzice nie pracujà. Aby otrzymywaç zasiłek, dziecko musi ucz´szczaç do szkoły – warunek ten ogranicza prac´ dzieci. Od maja 2011 r. zasiłkiem obj´te sà te˝ kobiety w cià˝y. Procent PKB Argentyny przeznaczony na edukacj´ wzrósł z 3,6% w 2003 r. do 6% w roku 2010. JeÊli w latach 1969-2003 wzniesionych zostało 427 szkół, to za rzàdów Kirchnerów w latach 2003-2010 powstało 1000 szkół dla pół miliona uczniów. Od 2010 r. realizowany jest plan bezpłatnej dystrybucji netbooków z dost´pem do gratisowego internetu dla wszystkich uczniów gimnazjów. Strategiczne decyzje pani prezydent to m.in: – wykup przez paƒstwo argentyƒskie z ràk Hiszpanów z Repsol pakietu kontrolnego akcji najwi´kszej spółki naftowej w kraju Yacimientos Petroliferos Federales (Federalne Zło˝a Naftowe) – re-nacjonalizacja systemu rent i emerytur – uratowanie przez paƒstwo zagro˝onych bankructwem spółek lotniczych Aerolíneas Argentinas i Austral Líneas Aéreas – re-nacjonalizacja wielkiego przemysłu, np. fabryki samolotów w Córdobie – Argentyna prowadzi zakrojone na szerokà skal´ roboty publiczne – propracownicza reforma prawa pracy. M.in. zwi´kszone zostały odszkodowania za wypadki przy pracy. Dotychczasowy pułap maksymalny ustanowiono jako minimum sumy odszkoCristina Fernández de Kirchner dowania prezydent Argentyny 31 – realna walka z zagro˝eniami dla Êrodowiska naturalnego, w tym stworzenie funduszu na ochron´ lodowców, traktowanych jako strategiczne rezerwy wody. Polityka Cristiny Fernandez de Kirchner polega, oczywiÊcie, na etatystycznym łagodzeniu kapitalizmu i w ˝adnym wypadku nie mo˝na jej nazwaç wystarczajàcà czy satysfakcjonujàcà lewic´ antykapitalistycznà. Niemniej jednak, gdy porównamy jej działania do tego, co robi np. rzàd Donalda Tuska, w ka˝dej dziedzinie widaç gigantycznà ró˝nic´. I to zdecydowanie na korzyÊç Argentyny. Argentyƒskiej oligarchii bardzo nie podoba si´ polityka pani prezydent. Od poczàtku oskar˝ana jest o polityczne powiàzania z Hugo Chavezem, do którego w miar´ upływu czasu było jej rzeczywiÊcie coraz bli˝ej. Jej decyzje nie podobajà si´ te˝ takim instytucjom stojàcym na stra˝y globalnego kapitalizmu, jak Mi´dzynarodowy Fundusz Walutowy. Cristina Fernandez de Kirchner nie stosuje si´ pokornie do jego zaleceƒ bud˝etowego zaciskania pasa, prowadzenia ułatwieƒ dla zagranicznego kapitału oraz monokulturowej polityki proeksportowej dla surowców. Wielka bur˝uazja argentyƒska bardzo negatywnie zareagowała na takie decyzje jak ustawa o mediach audiowizualnych z 2009 r., która ustanawia restrykcyjne limity by zapobiec monopolizacji i oligopolizacji mediów oraz dopuszcza do telewizyjnej i radiowej przestrzeni publicznej media wspólnotowe i niekomercyjne. Dzi´ki np. programowi „Futbol dla wszystkich” ka˝dy Argentyƒczyk mo˝e oglàdaç za darmo w telewizji mecze pierwszej ligi. Pani prezydent przegrała w 2008 r. w senacie batali´ o zwi´kszenie podatku od eksportu płodów rolnych, m.in. soi, który płacà wielcy posiadacze ziemscy. Zorganizowali oni strajk przedsi´biorców, który poparł Bergoglio! Był on te˝ niestrudzonym sojusznikiem oligarchii przy okazji prób torpedowania wszystkich innych reform uporczywie krytykujàc w swych homiliach Kirchnerów pod ró˝nymi pretekstami (np. za „rozprzestrzenianie si´ narkotyków i przest´pczoÊci”). A ju˝ prawdziwà i otwartà wojn´ wydał pani prezydent argentyƒski KoÊciół, na czele którego stał obecny papie˝, w 2010 r., kiedy zalegalizowano mał˝eƒstwa homoseksualne. WÊród prezydentów okresu demokracji ulubieƒcem argentyƒskiego KoÊcioła był Carlos Menem sprawujàcy władz´ w latach 90. XX w. Wsławił si´ on skandalami korupcyjnymi na wielkà skal´ i realizujàc polityk´ neoliberalnà doprowadził kraj nad gospodarczà przepaÊç – przygotował kryzys lat 1999-2002. Sprzeciwiał si´ rozliczeniu i osàdzeniu winnych zbrodni dyktatur południowoamerykaƒskich, nie tylko argentyƒskiej ale i np. Pinocheta. Jednak był najcz´stszym goÊciem w Watykanie spoÊród wszystkich prezydentów Argentyny w historii, a nawet dostał specjalny order od papie˝a Jana Pawła II, gdy˝ był nieprzejednanym przeciwnikiem aborcji. 32 Papie˝ Franciszek jest lustrzanym odbiciem Jana Pawła II. Jan Paweł II przyczynił si´ do upadku realnego socjalizmu, który przy wszystkich swoich ograniczeniach gwarantował jedzenie, prac´, dach nad głowà i darmowe wykształcenie dla wszystkich obywateli. Zarazem papie˝ Wojtyła był wielkim objawieniem dla biednych mieszkaƒców Ameryki Łaciƒskiej. Z wielkà troskà pochylał si´ nad ich losem. Nie wahał si´ wziàç na r´ce biednego, ciemnoskórego dziecka. Meksykaƒscy Indianie płakali ze szcz´Êcia, kiedy papie˝ oglàdał i doceniał ich taƒce w tradycyjnych pióropuszach i ozdobach, które wyÊmiewali wczeÊniej biali panowie. JednoczeÊnie Jan Paweł II zapobiegł realnej zmianie stosunków społecznych w Ameryce Łaciƒskiej, oczyszczajàc KoÊciół ze wszystkich duchownych zwiàzanych z teologià wyzwolenia i zast´pujàc ich konserwatywnymi biskupami. Szeroko opisaliÊmy ten paradoks w 44 numerze „Dalej!”. Identyczne zadanie ma obecnie do spełnienia papie˝ Franciszek. W Argentynie – i w całej Ameryce Łaciƒskiej – ma osłabiç rzàd dusz, jaki obecnie sprawuje lewica – a co za tym idzie, de facto zahamowaç jej reformy – podobnie jak to uczynił Jan Paweł II w stosunku do Polski. W Europie zaÊ, ma powstrzymaç rosnàcà fal´ niezadowolenia społecznego i radykalizacji spowodowanej biedà i ogólnym pogorszeniem si´ jakoÊci ˝ycia. Jego słowa i gesty sà wzruszajàce – zwłaszcza dla tych, którzy go nie znajà. 33 Argentyna, dyktatura i cały ten zgiełk wokół współpracy Bergoglio z juntą Zasadniczym problemem świata nie jest abstrakcyjna bieda, tylko niesprawiedliwy podział istniejącego bogactwa. Argentyna, która polskim dziennikarzom jawi się jako trzecioświatowy, dziki i pełen slumsów zaułek gdzieś na końcu świata, jest jednym z najbardziej rozwiniętych krajów Ameryki Łacińskiej. Na początku XX w. klasyfikowano ją na ósmym miejscu pod względem zamożności na świecie. Przyciàgn´ła wówczas wielkie fale migracji zarobkowych z Hiszpanii, Włoch, Niemiec, Polski, Ukrainy i innych krajów Europy. Buenos Aires było postrzegane jako nowoczeÊniejsze od Pary˝a. Do dziÊ w ˝adnym kraju nie ma szerszej arterii miejskiej ni˝ Avenida 9 de Julio, główna oÊ tego mi´dzynarodowego portu. Imigranci stanowili bardziej Êwiadomà ni˝ w innych krajach kontynentu klas´ robotniczà, która wkrótce zacz´ła si´ domagaç proporcjonalnego udziału w podziale bogactwa kraju – godziwych płac i praw socjalnych. Oligarchia argentyƒska i wielkie koncerny mi´dzynarodowe nie chciały jednak do tego dopuÊciç. Wyrazicielem interesów klasy pracowniczej i gwarantem realizacji ich dà˝eƒ stał si´ Juan Domingo Perón (prezydent w latach 1946-1955), który wraz ze swojà ˝onà Evità 34 był uwielbiany przez miliony Argentyƒczyków. Perón nie był jednak antykapitalistà i jego reformy nie naruszyły prawa własnoÊci. Odegrał de facto rol´ mediatora w klasowym konflikcie argentyƒskim. Oligarchia i USA tolerowały go, choç z zaciÊni´tymi z´bami, tak długo, jak długo jego władza oznaczała równie˝ temperowanie lewicowej awangardy ruchu robotniczego i niedopuszczanie do jego masowej radykalizacji. Dà˝enie do socjalizmu widoczne było na lewicy ruchu peronistowskiego, z czasem coraz słabiej kontrolowanego przez samego Perona, oraz poza tym ruchem. Po rewolucji kubaƒskiej (1959 r.) prezydent USA John F. Kennedy wcielił w ˝ycie program, którego celem było niedopuszczenie do „powtórki z Kuby” – planowanego m.in. przez Argentyƒczyka Ernesto „Che” Guevar´ rozszerzenia si´ zarzewia rewolucji na inne kraje Ameryki Łaciƒskiej. Amerykaƒscy doradcy wojskowi prowadzili w ramach tego programu szkolenia dla sił zbrojnych krajów Ameryki Łaciƒskiej. Wi´kszoÊç oficerów armii argentyƒskich uczestniczyła w takich programach i została przeszkolona przez Amerykanów do prowadzenia „operacji antypowstaƒczych” przed przystàpieniem do ich realizacji w latach 1976-1983. Realizowany w tych latach „proces rekonstrukcji narodowej”, zwany w skrócie „Procesem” był zaplanowanà formà masowego przeÊladowania realnej i potencjalnej lewicy w Argentynie. Nadzorowała go junta wojskowa składajàca si´ z dowódców armii, marynarki wojennej i lotnictwa pod przywództwem generała Jorge Rafaela Videli. W praktyce terror dotyczył wszystkich ludzi sprzeciwiajàcych si´ w jakikolwiek sposób re˝imowi. Generał Luciano Menendez, jeden z dowódców armii argentyƒskiej, miał od poczàtku jasny poglàd w tej sprawie: B´dziemy musieli zabiç 50 tysi´cy osób: 25 tysi´cy wywrotowców, 20 tysi´cy ich sympatyków, a 5 tysi´cy to b´dà po prostu ofiary, które zginà przy okazji. Drugim obok armii filarem przemocy były organizacje paramilitarne. Ponurà sławà okrył si´ zwłaszcza Argentyƒski Sojusz Antykomunistyczny (AAA, Alianza Anticomunista Argentina) – skrajnie prawicowa organizacja działajàca na zasadzie prywatnego wojska wielkich posiadaczy ziemskich, właÊcicieli spółek handlowych, nieruchomoÊci itd. Nie ma wàtpliwoÊci, ˝e dyktatura Videli działała przy aprobacie zwierzchników KoÊcioła katolickiego. Jego hierarchia, tradycyjnie trzymajàca z obszarnikami i prawicà, podzielała opini´, i˝ groêba rewolucji socjalistycznej („komunizmu”) i przemian, jakie taka rewolucja – na wzór kubaƒskiej – za sobà niesie, jest najgorszym złem, które nale˝y zwalczaç wszelkimi sposobami. W praktyce ów komunizm oznaczaç miał głównie radykalnà reform´ rolnà i nacjonalizacj´ przemysłu, bogactw naturalnych oraz handlu zagranicznego. By nie dopuÊciç do tego „najgorszego zła” oligarchia idàca pod r´k´ z koÊcielnà hierarchià gotowa była zamordowaç 50 tys. osób. Byli te˝ jednak i ksi´˝a 35 oraz zakonnice, którzy popierali lewicowe dà˝enia do sprawiedliwych przemian społecznych albo sprzeciwiali si´ łamaniu praw człowieka. Takie osoby poddawano represjom na równi ze Êwieckimi. Estela de Carlotto, przewodniczàca „Babç z Placu Majowego”, organizacji kobiet, które straciły dzieci w wyniku zbrodni argentyƒskiej dyktatury (wczeÊniej noszàcej nazw´ „Matki z Placu Majowego”), twierdzi, ˝e za obecnym papie˝em ciàgnie si´ wielka, czarna chmura: Franciszek nale˝y do tego KoÊcioła, którego hierarchowie byli wspólnikami zbrodniarzy albo kryli zbrodnie. Jak wiadomo, konkretne oskar˝enia wobec Bergoglio zawarł w swej ksià˝ce El silencio (Cisza) Horacio Verbitsky. Napisał, ˝e stojàc na czele zakonu jezuitów w Argentynie, Bergoglio wydał w r´ce katów przynajmniej dwóch współbraci. Zostali porwani poniewa˝ współpracowali z katechetkà, która wstàpiła do partyzantki. Dodatkowo, gdy wojskowi zobaczyli w dokumentach jednego z zatrzymanych, Jalicsa, ˝e urodził si´ w Budapeszcie, uznali, ˝e z pewnoÊcià jest radzieckim szpiegiem. Hierarchia koÊcielna broni Franciszka przed zarzutami twierdzàc przede wszystkim, ˝e ofiary ich nie podtrzymujà. Orlando Yorio, który oskar˝ył Bergolio o odpowiedzialnoÊç za tortury, jakim był poddany przez pi´ç miesi´cy w 1976 r., zmarł w 2000 r. Jego oskar˝enia podtrzymuje jednak do dziÊ jego siostra Graciela. Drugi zakonnik, 85-letni Francisco Jalics, wcià˝ ˝yjàcy ˝yciem jezuity w niemieckim klasztorze, tu˝ po wyborze obecnego papie˝a nie tyle zanegował jego współudział co nie chciał wracaç do sprawy i podtrzymywaç oskar˝eƒ. Takie stanowisko było jednak ewidentnie dwuznaczne. Dopiero po istnym szturmie dziennikarzy na zakon, Jalics opublikował oÊwiadczenie, ˝e Bergoglio nie miał nic wspólnego z jego porwaniem. Na podstawie takich danych trudno przesàdzaç o czymkolwiek. Ale ponura karta papie˝a Franciszka to nie tylko sprawa dwóch torturowanych jezuitów. Zarzutów jest wi´cej. Jak twierdzi Horacio Verbitsky, Bergoglio mataczył w Êledztwie badajàcym zwiàzki KoÊcioła z dyktaturà: Zeznał, ˝e w archiwum episkopatu nie ma ˝adnych dokumentów na temat osób 36 zatrzymanych/zaginionych. Natomiast jego nast´pca, José Arancedo, wysłał do s´dziny Martiny Forns kopi´ dokumentu z którego wynika, ˝e doszło do spotkania Videli z biskupami: Raulem Priesta, Juanem Aramburu i Vicente Zazpe. Na spotkaniu tym z nadzwyczajnà bezpoÊrednioÊcià zastanawiano si´, czy poinformowaç, czy te˝ nie informowaç, ˝e porwane osoby zostały zamordowane – bo Videla chciał chroniç zbrodniarzy, którzy ich zabili. Zało˝yciel Centro de Estudios Legales y Sociales i autor ksià˝ki „KoÊciół a dyktatura” Emilio Mignone nie podaje Bergoliemu r´ki. Wspomniany Mignone – autor zasadniczego dzieła na temat współpracy argentyƒskiego KoÊcioła katolickiego z juntà uwa˝a Bergoglio za klasyczny przykład pasterza, który oddał swoje owieczki wrogowi nie próbujàc ich nawet ratowaç. W dodatku Bergoglio był nieprzejednanym przeciwnikiem pierwszego rzàdu w historii Argentyny, który zajàł si´ osàdzaniem winnych zbrodni dyktatury wojskowej, czyli rzàdu prezydenta Nestora Kirchnera, a nast´pnie jego ˝ony. Wcià˝ aktualnà kwestià sà prawa do dzieci urodzonych przez kobiety zamordowane przez junt´. Obecna pani prezydent Argentyny, Cristina Fernandez de Kirchner publicznie pot´piła zastój w sàdach w tej sprawie. Wspiera Babcie z Placu Majowego w ich wysiłkach o umi´dzynarodowienie procesów o nieprawidłowoÊci w post´powaniach w sprawie o nielegalnà adopcj´ dzieci (np. sprawa Ernestiny Herrera de Noble). Jak twierdzà Babcie z Placu Majowego, nigdy nie udało im si´ natomiast uzyskaç choçby moralnego wsparcia ze strony Bergoglio. Jak zdołał ustaliç sam Verbitsky, przed „Trybunałem 5” Bergoglio wyjaÊnił, ˝e dopiero po upadku dyktatury dowiedział si´ o przywłaszczaniu dzieci odebranych ofiarom zbrodni przez rodziny zwiàzane z juntà. Tymczasem „Trybunał 6” wyjaÊniajàcy proceder odbierania dzieci otrzymał dokumenty, z których wynika, ˝e Bergoglio był wtajemniczony co najmniej od 1979 r. i wziàł udział w co najmniej jednym takim przypadku, na zlecenie przeło˝onego generalnego zakonu jezuitów, Pedro Arrupe. PoÊredniczył w zniech´ceniu rodziny Eleny de la Cuadra, porwanej w 1977 w piàtym miesiàcu cià˝y, do poszukiwaƒ dziecka. Bergoglio wr´czył tej rodzinie list biskupa pomocniczego La Platy, Mario Picchi, który ustalił, ˝e 37 Elena urodziła córeczk´, którà podarowano innej rodzinie. Dostało jà porzàdne mał˝eƒstwo i to jest nie do zmiany – poinformował Bergoglio. Czy argentyƒska historia brudnej wojny nam czegoÊ nie przypomina? Czy „cywilizowany Êwiat” nie zamyka dziÊ po raz kolejny oczu na bestialstwo: tortury, tajne wi´zienia, zagini´cia, porwania? Nie wiemy, ile osób padło ofiarà w imi´ obecnie prowadzonej skrytobójczej walki z kolejnym zagro˝eniem: „terroryzmem”. W latach 70. - 80. wszystko usprawiedliwiano walkà z komunizmem. DziÊ wszystko mo˝na usprawiedliwiç walkà z islamskim terroryzmem. DziÊ to nie Argentyƒczycy lecz dowódcy polskich sił zbrojnych obowiàzkowo uczestniczà w amerykaƒskich szkoleniach. Polscy decydenci zezwalajàcy na działalnoÊç tajnych wi´zieƒ CIA w Starych Kiejkutach, pomagajàcy w tuszowaniu trasy lotów maszyn wynajmowanych przez CIA na razie Êpià spokojnie. Do ich demaskacji i osàdzenia nawoływały jak na razie tylko dwie siły polityczne. Była to, po pierwsze, Samoobrona, której nie˝yjàcy szef Andrzej Lepper został wyszydzony przez pozostałych polityków i mass media; utopiony, przy wydatnej pomocy Êrodowisk feministycznych, w sfingowanej sex aferze. Po drugie, był to – równie˝ wyszydzany – Ruch Palikota. Pragniemy wierzyç, ˝e do tych nielicznych głosów wzywajàcych do rozliczenia winnych tortur na ziemiach polskich przyłàczy si´ wkrótce, z całym swoim zaanga˝owaniem, KoÊciół katolicki. Jest to silna i pot´˝na instytucja, której stanowisko z pewnoÊcià wiele mogłoby zmieniç. Leppera czy Palikota nie tak trudno uciszyç. Innych polityków tak˝e. Jak powiedział np. Roman Giertych w jednej z wypowiedzi telewizyjnych: dostałem od Tuska pismo, bym uwa˝ał w swoich wypowiedziach na temat tajnych wi´zieƒ CIA w Polsce (21.04.2009 TVN 24). Z KoÊciołem katolickim to si´ nie uda. Ani papie˝ ani podlegli mu polscy biskupi niczym nie ryzykujà! Mogà jasno i wyraênie protestowaç i domagaç si´ sprawiedliwoÊci. Czekamy wi´c w napi´ciu na gromkie, donoÊne słowa pot´pienia przez hierarchów KoÊcioła „katowni pod białym orłem”. Czekamy, a˝ wybrzmi apel duchownych o ukaranie winnych. Czekamy, a˝ wierni pod papieskim sztandarem ruszà do moralnej krucjaty przeciwko łamaniu praw człowieka w polskiej brudnej wojnie. Takie zaanga˝owanie b´dzie wymownym Êwiadectwem i z pewnoÊcià pomo˝e papie˝owi Franciszkowi oczyÊciç si´ z ewentualnych podejrzeƒ o milczenie w czasie brudnej wojny w Argentynie. Czy zwyci´˝y w tej sprawie Ewangelia czy konformizm? Wanda Mioduszewska 38 „Dzień ósmy – stworzenie teatru” (K. I. Gałczyński, Teatrzyk Zielona Gęś) Ewa Wójciak, kierująca poznańskim Teatrem Ósmego Dnia, napisała w marcu na facebooku o nowym papieżu: No i wybrali chuja, który donosił wojskowym na lewicujących księży... I rozpętało się piekło. Radni Poznania domagali si´ jej odwołania ze stanowiska, a wsparciem słu˝yły im coraz liczniejsze „autorytety”. Wiceprezydent Poznania Dariusz Jaworski wymierzył Ewie Wójciak kar´ nagany. Poniewa˝ podobno mamy wolnoÊç słowa, to powodem miała byç nie tyle krytyka papie˝a, co fakt, ˝e artystka u˝yła wulgaryzmu. Wulgarnego j´zyka nie mo˝na u˝ywaç w wypowiedzi publicznej – powiedział Jaworski. Znam wiele wypowiedzi polskich artystów, którzy bezkarnie u˝ywajà wulgarnego j´zyka. Choçby w licznych polskich filmach akcji, które nakr´cono po „Psach” w re˝yserii Pasikowskiego. Z tym, ˝e w Polsce wulgarny j´zyk tradycyjnie zarezerwowany jest dla artystów-m´˝czyzn. Histeryczna reakcja na słowa Ewy Wójciak zwiàzana jest w du˝ej mierze z faktem, ˝e jest ona kobietà. Klimat wokół niej jest taki, ˝e jeÊli działoby si´ to ponad 200 lat temu, spłon´łaby na stosie jako czarownica. Có˝, panowie, dziÊ trzeba si´ oswoiç z myÊlà, ˝e i artystkom si´ zdarza publicznie u˝yç brzydkiego słowa. Na przykład inna aktorka, a ostatnio równie˝ pisarka, ulubienica warszawskiego salonu, Iza Kuna przed wydaniem hitu „Klara” zwierzała si´ na blogu, co przedrukowano nast´pnie w „Gazecie Wyborczej”, ˝e nie wie, od czego zaczàç ksià˝k´. Czy mo˝e: „Kurwa, kurwa, kurwa”, a mo˝e lepiej: „Koniec, koniec, koniec”? Jednak nikt nie pi´tnuje za te wulgaryzmy Izy Kuny. Jej przemyÊlenia w niezmienionej formie, z entuzjazmem – doceniajàc nowatorski styl – przedruko39 wujà wysokonakładowe gazety. Natomiast sprawa wulgaryzmu Ewy Wójciak stała si´ tak wa˝na, ˝e redaktor Jan Pospieszalski zwołał do swego programu w publicznej telewizji bodaj z pi´ciu ksi´˝y i katolickich publicystów, by na antenie zagrzewali widzów i decydentów do jej linczu. Na czym polega ró˝nica mi´dzy obiema „wulgarnymi” artystkami? Polega ona, w najwi´kszym skrócie, na tym, ˝e aktorka Ewa Wójciak ˝yje – i, kiedy trzeba, przeklina – w myÊl zasady, i˝ Przyzwoity artysta jest zawsze polityczny, poniewa˝ polityczne jest ˝ycie ludzkie, a przyzwoity artysta musi o tym ˝yciu mówiç. Natomiast aktorka Iza Kuna głosi dosadnie: Chc´, ˝eby moje dzieci były szcz´Êliwe, całà reszt´ mam w dupie (tytułowe hasło numeru „Wysokich Obcasów” zawierajàcego wywiad z nià, kwiecieƒ 2013). TwórczoÊç Izy Kuny – co z tego, ˝e dêwi´cznie i nowatorsko naszpikowana wulgaryzmami – jest niestety tak samo ˝enujàco banalna jak jej ˝yciowa dewiza. Jako aktorka Kuna wcieliła si´ np. w GoÊk´ w filmie o rozterkach korporacyjnych wydr pod tytułem „Lejdis”. W swej twórczoÊci literackiej błàka si´ po tym samym nieciekawym i schematycznym Êwiatku egoistów aspirujàcych do klasy Êredniej, niezdolnych do niczego i zmierzajàcych donikàd: Klara [z ksià˝ki „Klara”] ma 39 lat. Jest odwa˝na. Szuka m´˝czyzny, z którym b´dzie szcz´Êliwa. Niestety, jej historia zaczyna si´ od schematu nieudanej randki. On i ona rozmawiajà, ale nie potrafià si´ porozumieç. To podobnie jak mnóstwo innych znanych i lansowanych aktorek i aktorów, pisarek i pisarzy – w sztuce, i w ˝yciu. Oni doskonale wpisujà si´ w kapitalistyczny (nie)ład, nikomu nie wadzà, wi´c przyznaje im si´ licentia poetica na publiczne u˝ywanie wulgaryzmów. Natomiast Ewa Wójciak wraz ze swymi kolegami z Teatru Ósmego Dnia stanowià rzadkà dziÊ grup´ artystów odznaczajàcych si´ bezkompromisowà postawà, zaanga˝owaniem społecznym i powa˝nym traktowaniem teatru jako przestrzeni spotkania i dyskusji o współczesnoÊci. My widzimy człowieka, a wi´c te˝ aktora, obcià˝onego bardzo obowiàzkami społecznymi, słu˝bà społecznà, słu˝bà innemu człowiekowi – mówià. Teatr Ósmego Dnia wywodzi si´ z gł´bokiego PRLu. Powstał w 1964 r. na poznaƒskiej polonistyce jako Studencki Teatr Poezji. Wkrótce jednak zaczàł byç uwa˝any przez twórców nie tylko za przestrzeƒ poszukiwaƒ artystycznych, ale przede wszystkim jako miejsce reakcji na niesprawiedliwe stosunki społeczne. JesteÊmy z tradycji artystów, których inspirował współczesny Êwiat, którzy odczuwali potrzeb´, by go współtworzyç, oceniaç, doskonaliç – mówi Ewa Wójciak. Na taki program ideowy i działalnoÊç zespołu wpłyn´ły wydarzenia roku 1968 40 i póêniejsza sytuacja społeczna i polityczna. Jednak wodró˝nieniu od wielu artystów którzy owszem buntowali si´ przeciwko słabnàcej władzy w realnym socjalizmie, ale potem kompletnie pogodzili si´ z niesprawiedliwoÊcià, krzywdà i wykluczeniem w nowym ustroju, Teatr Ósmego Dnia pozostał wierny swym ideałom równie˝ po 1989 r. Spektakl „Teczki” (premiera: 2007 r.) porównuje oba systemy: PRL i tzw. wolnà Polsk´. Aktorzy odkrywajà sprawozdania pisane o nich przez tajnych współpracowników słu˝b specjalnych (było ich w sumie ponad 40) donoszàcych o „wrogiej działalnoÊci w ramach Teatru Ósmego Dnia”. Jest to opowieÊç o ich młodoÊci, ale i o ich działalnoÊci dzisiaj. JesteÊmy z tradycji artystów, którzy w tym Êwiecie Êledzili los ludzki i opowiadali si´ po stronie tych, których Êwiat ów postponował, odrzucał i krzywdził – powtarzajà aktorzy Teatru Ósmego Dnia. Spektakl „Ziemia niczyja” z 1991 r., zrealizowany po powrocie trupy z emigracji do Polski, poÊwi´cony był murowi berliƒskiemu, przez który Polacy chcieli si´ dostaç do mitycznego, nowego wspaniałego Êwiata. Natomiast „Portiernia” z 2003 r. wykorzystuje w paradoksalnym, ironicznym odwróceniu, temat tego muru. Mur ten przesunàł si´ po kilkunastu latach z Berlina na naszà wschodnià granic´ – powiedziała Ewa Wójciak po premierze sztuki. ZadaliÊmy – najpierw sobie – pytanie: jak poczujemy si´ pilnujàc przejÊcia przez portierni´? Czy b´dziemy portierami z sercem, wyrozumiałymi, czy nadgorliwymi neofitami, którzy teraz dopiero b´dà broniç Europy przed gorszymi? W przedstawieniu ulicznym „Szczyt” (premiera: 1998 r.) Teatr sparodiował współczesny perwersyjny rytuał rzàdzenia, bycia władcà, bycia wywy˝szonym, rytuał bogactwa doprowadzonego do absurdu. Rytuał samoubóstwienia człowieka wyniesionego przez władz´ i pieniàdze. Dziwactwo nadmiaru, przesytu. Inkrustowany dziesiàtkami detali obyczaj spotkaƒ, rzymskie uczty dedykowane głodowi współczesnego Êwiata, przesuwanie granic wolnoÊci, wypełnianie nudy nowymi taƒcami, figurami, cyzelowanie detali. Aktorzy, w duchu antyglobalistycznych „Antyszczytów”, pokazali polityczne spotkanie przywódców Êwiata na dyplomatycznym szczycie jako zlot Mandarynów, zjazd Czołowych Mutantów, spotkania postaci współczesnego Olimpu, pogranicze władzy i wielkiej rewii. Wielkie ˝arcie na dachu Êwiata, rzucanie ochłapów z paƒskiego stołu – głodowi Êwiata. Zadali – znów sobie, ale i widzom – pytanie: co dzieje si´, gdy równowaga zostaje 41 a˝ tak naruszona, co czai si´ za nadmiarem, za przesytem władzà i pieniàdzem, co dzieje si´ po zmierzchu bogów. I co mo˝e si´ temu przeciwstawiç? Aktorzy Teatru Ósmego Dnia nie ograniczajà si´ do artystycznego buntu. Otwierajà gmach teatru organizujàc tam spotkania lokatorów prywatyzowanych i wysiedlanych kamienic, i innych Êrodowisk wykluczonych. OczywiÊcie ta właÊnie niewygodna, antysystemowa działalnoÊç teatru jest prawdziwym powodem szykanowania jego dyrektorki przez władze. Im kultura nie zabrania po ulicach polowania... Podstawà tworzenia w Teatrze Ósmego Dnia jest to˝samoÊç poglàdów głoszonych przez twórców na co dzieƒ i realizowanych w działaniach teatralnych. Zacieranie granicy mi´dzy sztukà a ˝yciem ukształtowało charakterystyczny sposób uprawiania aktorstwa, w którym kreacja ust´puje miejsca prywatnoÊci, a aktor ujawnia przed widzem swojà niedoskonałoÊç. Realizowana jest tym samym wizja teatru, który nie trwałby od godziny do godziny, tylko był całoÊcià, pomysłem na ˝ycie w ogóle, miejscem wymiany wszystkich myÊli i prze˝yç. Sztuka i ˝ycie sà tu jednoÊcià. Kołtuneria natomiast oddziela „sztuk´” od „˝ycia”. Uwa˝a, ˝e skoro teatr działa za publiczne pieniàdze, to „osoba stojàca na jego czele powinna byç kulturalna” – czyli nie ma prawa odczuwaç naprawd´ tego, co mówi na scenie. W tym duchu np. satyryk Szymon Majewski uznał za stosowne odciàç si´ od wypowiedzi Wójciak i stwierdził, ˝e nie ma ˝adnej ró˝nicy mi´dzy nià a dresiarzem. W tradycji polskiej narodowej hipokryzji mieÊci si´ przyzwolenie na powszechne u˝ywanie wulgaryzmów jako nic nie znaczàcego przerywnika na ulicy i Êwi´te oburzenie gdy dosadne słowo padnie w salonie albo skierowane jest przeciwko władzy. Wulgaryzmy sà cz´Êcià j´zyka i majà swojà funkcj´, którà jest zasygnalizowanie najsilniejszych emocji. Ewa Wójciak kilka lat temu była w Argentynie, poznała Argentyƒczyków, i oso- biÊcie prze˝ywa tragedi´ zbrodni junty wojskowej. Jako człowiek, i jako artystka, od dawna buntowała si´ przeciwko wyciszeniu prawdy o morderstwach i bezkarnoÊci: OdbyliÊmy wielogodzinnà wycieczk´ przez ESMA [Escuela de Mecánica de la Armada, Szkoła Mechaniki Marynarki – zabudowania tej szkoły były wykorzystywane jako areszt 42 i oÊrodek tortur dla porwanych przez junt´ wi´êniów politycznych], w której dziÊ nie ma prawie ˝adnych obiektów, poniewa˝ oprawcy wszystko dokładnie wyczyÊcili. Na tym właÊnie polegała koncepcja całej operacji – by ludzi o lewicowych poglàdach eksterminowaç, nie doprowadziç do procesów ani ˝adnych rozmów na ten temat – wszystko miało byç zrobione po cichu i nie pozostawiç Êladów. To si´ w du˝ej mierze powiodło. Niektóre budynki zburzono, inne całkowicie przebudowano, ˝eby Êwiadkowie wydarzeƒ nie mogli niczego zrekonstruowaç. Âwiadków zresztà było bardzo niewielu, a tylko dzi´ki nim wiadomo, co si´ tam działo. Ogromne znaczenie miał fotografik Victor Basterra, który te˝ został przeznaczony do eksterminacji, ale dzi´ki temu, ˝e był fotografem, został wdro˝ony do niewolniczej pracy na rzecz junty. Jego zadaniem było podrabianie dokumentów oficerów, które miały im umo˝liwiç przejmowanie majàtków przetrzymywanych ludzi. I on właÊnie przez cztery lata wynosił w majtkach po cztery zdj´cia oficerów, których dokumenty preparował. Dzi´ki tym fotografiom namierzono bardzo wielu aktywnie jeszcze potem działajàcych Êledczych. Âwiadectw jest bardzo niewiele. W 1979 r. byli w ESMA przedstawiciele Mi´dzynarodowej Komisji Praw Człowieka, do której dochodziły sygnały o tym, co si´ dzieje. Jednak na czas ich wizyty ESMA została całkiem przebudowana, a wi´êniów wywieziono na jakàÊ wysp´, którà ofiarował na ten cel KoÊciół katolicki. Miejsce, w którym ich przetrzymywano nazywało si´ El silencio [Cisza]. Czy „kulturalne” słowa sà właÊciwà reakcjà na takie fakty? Nie. Czasem trzeba zrezygnowaç z bycia dobrze wychowanym i kulturalnym człowiekiem, aby nazwaç rzeczy po imieniu. Kultura jest pi´kna i wa˝na, ale jeszcze wa˝niejsze jest ˝ycie i zdrowie ludzkie. Hitlerowcy lubili si´ przedstawiaç jako przedstawiciele narodu wysoce kulturalnego, w odró˝nieniu od prymitywnych Polaków. Ten „kulturalny naród” komponował pi´kne utwory muzyczne, wielkie dzieła literackie, i... sprawnie wymordował w czasie II wojny Êwiatowej miliony ludzi. W czasie okupacji Êpiewało si´ w Warszawie: Im kultura nie zabrania po ulicach polowania... Wanda Mioduszewska Cytaty pochodzà z monografii „Teatr Ósmego Dnia”, Warszawa 2009 oraz ze strony internetowej Teatru. 43 Idee lewicowej krytyki społecznej we współczesnym polskim życiu intelektualnym Powrót do Marksa? Piotr Kendziorek Jacques Derrida w 1993 r. opublikował ksià˝k´ „Widma Marksa”, w której łàczył filozoficzny wywód z ogólnà analizà sprzecznoÊci globalnego kapitalizmu i stwierdzał, ˝e marksowska krytyka kapitalizmu i idea socjalistycznej emancypacji przedwczeÊnie zostały odło˝one do lamusa. Jednym z apostołów nowej epoki ostatecznego triumfu liberalnego kapitalizmu w skali Êwiatowej był wówczas amerykaƒsko-japoƒski politolog Francis Fukuyama, którego praca „Koniec historii” dobrze oddawała ideologiczny duch czasu dekady lat 90. WłaÊnie ta ksià˝ka była dla Derridy wa˝nym polemicznym punktem odniesienia. Co charakterystyczne, ówczesny felietonista „Gazety Wyborczej” Krzysztof Rutkowski donoszàc z Pary˝a o wspomnianej (wówczas nowej) ksià˝ce Derridy, uznał jà za rodzaj intelektualnej prowokacji, której nie nale˝y traktowaç dosłownie. Najwyraêniej innego zdania byli polscy wydawcy Derridy, bo mimo ˝e ukazały si´ tłumaczenia wi´kszoÊci jego ksià˝ek, to głoÊne i aktualne „Widma Marksa” w planach wydawniczych pomijano, a i komentatorzy idei tego bardzo wówczas modnego filozofa rzadko wspominali o tym akurat dziele. Chyba nie bardzo wiedzieli, jak sobie z nim poradziç. Za najbardziej autorytatywnego i wybitnego interpretatora idei Marksa i póêniejszego marksizmu uchodził wtedy Leszek Kołakowski jako twórca (wydanych pier44 wotnie w Pary˝u w latach 70.) trzech tomów „Głównych nurtów marksizmu”. Ta praca szybko zyskała status klasycznej pozycji polskiej humanistyki i była wielokrotnie wznawiana w ró˝nych wydawnictwach po 1989 r. Ksià˝ka Kołakowskiego głosiła ostateczne polityczne, intelektualne i etyczne bankructwo współczesnego marksizmu we wszystkich jego „nurtach”. Trzeci tom nosi tytuł „Rozkład” i słowo to odnosi si´ tyle˝ do wewn´trznego zró˝nicowania myÊli marksistowskiej w XX wieku, co jej domniemanego schyłku jako płodnego pràdu myÊlowego. Jednak dla wielu autorów Kołakowski był wcià˝ zbyt zniuansowany w swojej ocenie Marksa. I tak np. filozof i historyk idei Andrzej Walicki w głoÊnej pracy „Marksizm i skok do królestwa wolnoÊci” (1996) argumentował, ˝e zalà˝ki totalitaryzmu sowieckiego tkwià nie tylko w samym dziedzictwie bolszewizmu (taki poglàd przypisywał Kołakowskiemu), ale w samym projekcie zapanowania nad „˝ywiołowym” rozwojem historycznym, który formułował tyle˝ Marks, co jego socjaldemokratyczni zwolennicy (tak˝e reformiÊci w rodzaju Karla Kautskiego). A przecie˝ Walicki nie był bynajmniej intelektualistà prawicy, i co wi´cej, wielokrotnie sprzeciwiał si´ prawicowemu antykomunizmowi, który w polskim wydaniu sprowadzał całe dzieje PRL do totalitaryzmu i obcego panowania, głoszàc potrzeb´ doprowadzenia do koƒca „walki z komunà”. Chodziło mu o to, ˝e PRL po 1956 r. nie był ju˝ paƒstwem totalitarnym, zaÊ radykalizm marksistowski pozostawał obcy „pragmatycznie” nastawionej nomenklaturze, której cz´Êç – jak przekonujàco dowodził – znaczàco przyczyniła si´ do demonta˝u komunizmu. Takie zasługi przypisywali sobie tak˝e przywódcy postkomunistycznej socjaldemokracji, którzy nawet w obliczu pot´˝nych nierównoÊci społecznych i stosunków wyzysku polskiego kapitalizmu ch´tniej odwoływali si´ do encyklik Jana Pawła II ni˝ idei Karola Marksa. Zresztà mo˝na zasadnie przyjàç, ˝e i o jednym, i o drugim nie mieli zielonego poj´cia. Co znaczàce, o marksizmie chcieli w ogromnej wi´kszoÊci zapomnieç tak˝e ci intelektualiÊci, którzy w okresie Polski Ludowej okreÊlali si´ jako marksiÊci. I dotyczy to tak˝e popularnych jeszcze w latach 80. idei tzw. zachodniego marksizmu (m.in. Lukácsa, Althussera, czy Habermasa). Na tym tle widoczna staje si´ nowe w ostatnich latach usytuowanie marksizmu w obr´bie polskiej humanistyki, aczkolwiek w niewielkim stopniu ma to jeszcze wpływ na treÊci dominujàce w głównym nurcie opinii publicznej (tzn. komunikacji mediów elektronicznych). W sferze polityki oraz działania ruchów społecznych zmiany tak˝e sà niewielkie. Lewicowe organizacje społeczne wcià˝ sà bardzo słabe, zwiàzki zawodowe co prawda sà organizacjami masowymi, ale pozostajà od lat w defensywie wobec ekspansji ultraliberalnej praktyki i towarzyszàcej jej ideologii. 45 Co wi´cej, mimo deklarowanego „artykułowania interesów ludzi pracy”, ani SolidarnoÊç ani OPZZ, nie odwołujà si´ do socjalistycznej tradycji ruchu robotniczego (a nawet – w przypadku SolidarnoÊci – otwarcie przyznajà si´ do politycznych sympatii o charakterze prawicowym). W sferze rozgrywek partyjnych trudno zaÊ wskazaç na jakiekolwiek oznaki odnowy polityki lewicowej – mainstremowi politycy słusznie sà postrzegani jako ludzie, którzy niewiele wiedzà i niewiele chcà wiedzieç o jakichkolwiek ideach, które nie dajà si´ bezpoÊrednio przeło˝yç na ich klikowe korzyÊci. Stàd wr´cz idealna adaptacja polityków „lewicy” do medialnych reguł gry – w tej zaÊ dominujà idee prawicowe – oraz roszady personalne, za którymi nie kryjà si´ ˝adne istotne ró˝nice programowe. Trafnie zauwa˝yła niedawno Agata Bielik-Robson, ˝e w Polsce termin „lewica” wobec partii tak okreÊlanych nale˝ałoby raczej zastàpiç skromniejszym okreÊleniem „nie-prawica”. Idee marksistowskie we współczesnym polskiej humanistyce A jednak niektóre zjawiska pozwalajà na niuansowanie tego ponurego obrazu. Niejako wbrew marksistowskiej tezie o zwiàzku teorii i praktyki - w warunkach braku znaczàcych ruchów społecznych o charakterze antykapitalistycznym - widoczny stał si´ w ostatnich latach powrót do marksizmu i idei lewicowych wÊród cz´Êci polskiej inteligencji. W skali kraju sà to wcià˝ zjawiska skromne, ale bynajmniej nie tak marginalne, aby mo˝na je było przeoczyç. Przede wszystkim widaç to w dziedzinie wydawniczej: o ile jeszcze nie tak dawno czołowi na zachodzie intelektualiÊci lewicowi (od Terry’ego Eagletona po Slavoja Žižka) w Polsce byli praktycznie nieobecni, to obecnie ich ksià˝ki sà systematycznie tłumaczone i publikowane. Co istotniejsze, tak˝e autorzy polscy (najcz´Êciej filozofowie i socjolodzy, co jest zjawiskiem typowym dla recepcji marksizmu w kr´gach akademickich) coraz ch´tniej si´gajà po idee Marksa i marksizmu. I tak w ostatnich miesiàcach ukazały si´ w wydawnictwie PWN dwie bardzo dobre prace o Marksie: Lotara Rasiƒskiego „Âladami Marksa i Wittgensteina. Krytyka społeczna bez teorii krytycznej” oraz Marka Łagosza „Marks. Praca i czas. WartoÊç czasu w ekonomii i moralnoÊci”. W „Bibliotece Bez Dogmatu” opublikowany został zbiór szkiców filozofa marksistowskiego Jana Kurowickiego „Figury i maski w prak46 tykach ideologicznych”. Nowe prace krytyczne wobec kapitalizmu z pozycji marksistowskich bàdê bliskich marksizmowi opublikowali w ostatnim czasie tak˝e tacy autorzy jak Jacek Tittenbrun, Jerzy Kochan, Jan Sowa, Piotr ˚uk. Przypomniane zostało tak˝e studium myÊli ekonomicznej Ró˝y Luksemburg autorstwa Tadeusza Kowalika (wznowione w ramach „Biblioteki Le Monde Diplomatique”) oraz teksty polityczne twórcy „nie-Marksowskiego materializmu historycznego” Leszka Nowaka (wydane przez poznaƒski oddział IPN w ramach dokumentacji działalnoÊci opozycji demokratycznej w PRL). Wydawnictwo „Krytyki Politycznej” po raz pierwszy po 1989 r. przypomniało w ramach edycji wczesnych pism Jacka Kuronia marksistowskà analiz´ realnego socjalizmu przeprowadzonà przez niego i Modzelewskiego w głoÊnej rozprawie z lat 60. „List otwarty do partii”. Europejskie Centrum SolidarnoÊci w Gdaƒsku opublikowało tłumaczenie lewicowej analizy ruchu „SolidarnoÊci” autorstwa socjologa Sławomira Magali (oryginał amerykaƒski ukazał si´ w 1982 r.) pod znaczàcym tytułem „Walka klas w bezklasowej Polsce”. Ponadto ukazujà si´ dwa czasopisma filozoficzne o orientacji marksistowskiej: „Nowa Krytyka” i „Praktyka Teoretyczna” (to ostatnie jest dost´pne tylko w formie elektronicznej w internecie) Te list´ mo˝na uzupełniç jeszcze o inne pozycje, ale ju˝ te wymienione pokazujà, ˝e zmienił si´ klimat otaczajàcy myÊl lewicowà i marksistowskà (bàdê luêno nawiàzujàcà do ró˝nych idei marksizmu) w Polsce. W efekcie przynajmniej w Êwiecie akademickiej humanistyki coraz trudniej daje si´ utrzymaç (dotychczas przyjmowane jako oczywistoÊç) uto˝samianie marksizmu z narzuconà z zewnàtrz ideologià systemu „komunistycznego”, pozbawionà jakiejkolwiek płodnoÊci poznawczej i autentycznego zakorzenienia w polskim ˝yciu umysłowym. Osoby zainteresowane myÊlà lewicowà o wiele łatwiej ni˝ choçby jeszcze przed dekadà mogà przekonaç si´ o wieloÊci nurtów politycznych i intelektualnych w obr´bie marksizmu oraz istotnej roli, jakà idee marksistowskie pełniły w polskim ˝yciu intelektualnym na długo przed nastaniem stalinowskiego komunizmu. Skàdinàd sam Kołakowski w „Głównych nurtach marksizmu” podkreÊlał znaczàcy wkład do jego rozwoju ze strony takich polskich socjalistów i wybitnych intelektualistów, jak Ludwik Krzywicki, Kazimierz Kelles-Krauz 47 czy Stanisław Brzozowski. O oryginalnoÊci polskiej myÊli lewicowej (w tym marksistowskiej) przełomu XIX i XX wieku pisze Andrzej Mencwel w (niedawno wznowionym przez wydawnictwo „Krytyki Politycznej”) studium „Etos lewicy. Esej o narodzinach kulturalizmu polskiego”. Tak˝e nowe wydanie zbioru szkiców Walickiego z lat 80. „Polska, Rosja, marksizm” pokazuje specyfik´ i istotne znaczenie tego okresu dla rozwoju polskiej myÊli socjalistycznej i marksistowskiej. Problem aktualnoÊci marksizmu dla współczesnej krytyki społecznej jest wiodàcym tematem dwóch spoÊród wymienionych powy˝ej ksià˝ek: „Âladami Marksa i Wittgensteina” Rasiƒskiego oraz pracy Kurowickiego „Funkcje i maski w praktykach ideologicznych”. I jakkolwiek sà to bardzo ró˝ne ksià˝ki, to obie zasługujà na uwag´ m.in. jako symptomatyczny wyraz intelektualnego powrotu do Marksa, a tym samym powstania w Polsce widocznego nurtu lewicy intelektualnej. Ta co prawda nie zastàpi lewicowych ruchów społecznych, ani te˝ – nie ma co si´ łudziç – nie uzdrowi zdegenerowanych klik politycznych wyst´pujàcych w Polsce pod szyldem lewicy, z SLD na czele, ale jest pierwszym wa˝nym krokiem dla naruszenia dotychczas niemal˝e totalnej hegemonii prawicy (neo)liberalnej i klerykalno-nacjonalistycznej w sferze refleksji o ˝yciu społecznym. Meandry oficjalnego marksizmu u schyłku tzw. realnego socjalizmu: przypadek Jana Kurowickiego Profesor Jan Kurowicki jest postacià nieco zapomnianà. Ten płodny filozof, literaturoznawca i poeta nale˝ał do przedstawicieli oficjalnego marksizmu w okresie PRL. Po zmianach 1989 r. problematyka marksistowska, którà wczeÊniej zajmował si´ we wszystkich swoich pracach, znikn´ła z nich całkowicie. Powraca do niej w omawianej ksià˝ce, zło˝onej z kilku esejów, w których stara si´ pokazaç płodnoÊç poj´ç i idei marksistowskich (szczególnie marksistowskich koncepcji ideologii) dla zrozumienia polskiej historii i kultury ostatniego półwiecza. Najciekawszy wydał mi si´ w tym zbiorze tekst „Don Kichot jako b´kart koniecznoÊci”, gdy˝ tutaj Kurowicki społecznà i ideologicznà problematyk´ realnego socjalizmu, kapitalizmu, marksizmu, antykomunizmu itd. uzupełnia o wymiar osobistych doÊwiadczeƒ politycznych. Tym samym pojawia si´ czynnik szczególnie istotny w przypadku marksizmu, tzn. politycznych i społecznych implikacji własnych wyborów intelektualnych. Punktem wyjÊcia dla rozwa˝aƒ na ten temat stała si´ dla niego wspomnieniowa praca Juliana Bartosza („Ostatnie zapiski zgryêliwego dogmatyka”) – dziennikarza zwiàzanego z wrocławskim pismem „Sprawy i Ludzie”, które przez przeciwników było traktowane jako organ pezetpeerowskiego „betonu”. Kurowicki, który publikował teksty w tym piÊmie, traktuje postaw´ politycznà 48 redakcji i autorów „Spraw i Ludzi” jako wyraz idealistycznej krytyki oficjalnego komunizmu z lewa. Miała ona byç z góry skazana na niepowodzenie, przede wszystkim dlatego, ˝e ówczesny projekt naprawy PZPR poprzez powrót do idei i praktyki marksistowskiej polityki klasowej nie uwzgl´dniał obiektywnych uwarunkowaƒ, zwiàzanych z prawami rzàdzàcymi rozwojem formacji, którà uwa˝ał wówczas za socjalistycznà. Te obiektywne uwarunkowania sprowadzajà si´ do koncepcji „realnego socjalizmu” jako rodzaju „paƒstwowego kapitalizmu” – Kurowicki co prawda nie u˝ywa tego poj´cia, ale jego uj´cie ówczesnego systemu społeczno-ekonomicznego ma właÊnie taki sens. W tej perspektywie myÊlowej paƒstwo „socjalistyczne” było „czymÊ na kształt wielkiego, wielobran˝owego przedsi´biorstwa, jego funkcjonariusze stali si´ zbiorowym kapitalistà. Mogli wi´c oni [owi funkcjonariusze – P.K.] mieç intencje jak najlepsze. I nawet czuç si´ rewolucjonistami, socjalistami czy komunistami […] AliÊci jako całoÊç byli przede wszystkim owym zbiorowym kapitalistà, podporzàdkowanym nie tyle logice kształtowania socjalizmu, co regułom kapitalistycznej akumulacji i reprodukcji […] Od koƒca wi´c wojny tkwili nadal w kapitalizmie, choç w innej ni˝ w mi´dzywojniu formie. Nie przeszkadzało temu ani ograniczenie funkcjonowania rynku i wytwórczoÊci prywatnej, ani nakazoworozdzielcze zasady dystrybucji dóbr czy (nie zawsze zresztà udane) planowanie gospodarcze. Odbudowa i budowa bazy produkcyjnej, obecnoÊç na Êwiatowym rynku i koniecznoÊç sprostania jego regułom czyniły swoje […] Trwało zatem gospodarowanie towarowo-pieni´˝ne i typowe dlaƒ mechanizmy. I ju˝ z tych powodów formalny właÊciciel Êrodków produkcji – klasa robotnicza – stanowił, jak w poprzednich formacjach, przede wszystkim klas´ najemnych sprzedawców siły roboczej” (s. 90-91). Kurowicki podkreÊla równoczeÊnie pozytywne aspekty tego kapitalizmu nowego typu: „do godnoÊci praw człowieka podniesione zostały prawo do pracy, do mieszkania, wypoczynku, słu˝by zdrowia, kultury oÊwiaty”. W tym kontekÊcie nietrudno dostrzec sprzecznoÊç w jego wywodach, gdy˝ z jednej strony wielokrotnie zachwala osiàgni´cia Polski Ludowej w porównaniu z okresem po transformacji kapitalistycznej, z drugiej zaÊ uznaje ten system za w istocie kapitalistyczny, zaÊ cykliczne bunty robotnicze wià˝e z kryzysami akumulacji analogicznymi do tych wyst´pujàcych w prywatnym kapitalizmie. Nie ma tu miejsca ani potrzeby rozwodziç si´ nad 49 koncepcjà realnego socjalizmu jako (w istocie) paƒstwowego kapitalizmu, zresztà sam autor w tej kwestii ogranicza si´ do uwag bardzo ogólnych. To, ˝e nomenklatura PRL działała jako zbiorowy kapitalista raczej deklaruje on jako fakt, ni˝ stara si´ uzasadniç. Byłoby to zresztà niełatwym zadaniem, gdy˝ ogromna wi´kszoÊç ekonomistów zajmujàcych si´ funkcjonowaniem gospodarek „socjalistycznych” (niezale˝nie od ich afiliacji politycznych i teoretycznych), którzy wykraczali poza poziom teoretycznych modeli, stwierdzali, ˝e mechanizm socjalistycznej akumulacji rzàdził si´ logikà całkowicie ró˝nà od kapitalistycznej. Zupełnie inne były kryteria inwestycji, polityka zatrudnienia, sposób kształtowania cen, ocena efektywnoÊci przedsi´biorstw, rola pieniàdza w funkcjonowaniu gospodarki paƒstwowej. Wystarczy si´gnàç choçby do monumentalnej pracy w´gierskiego ekonomisty Janosa Kornaia „Gospodarka niedoboru” (1980), w której systematycznie porównuje on funkcjonowanie przedsi´biorstwa paƒstwowosocjalistycznego i kapitalistycznego, korzystajàc tak˝e z własnych bezpoÊrednich obserwacji i badaƒ empirycznych. Istotne jest jednak co innego: koncepcja paƒstwowego kapitalizmu pozwala Kurowickiemu przedstawiç swoja marksistowskà identyfikacj´ z PRL-owskim socjalizmem jako wyraz szlachetnego złudzenia ideologicznego, owej tytułowej donkiszoterii, którà podzielał ze Êrodowiskiem intelektualno-politycznym „Spraw i Ludzi”: „Tym, co stanowiło zasadniczy motyw jego [Juliana Bartosza – P.K.] działaƒ (jak i nas, którzy w jego gazetach pisaliÊmy), było przywrócenie partii jej pierwotnego (mitycznego!) stanu, jaki zdawał si´ przysługiwaç organizacji bolszewików, gdy w 1917 r. dokonywała ona w Rosji rewolucji: niemal rycerskiego zakonu o ascetycznych, surowych regułach. Odst´pstwo od tych reguł okreÊlało si´ jako odejÊcie od norm leninowskich. SàdziliÊmy, ˝e jest to punkt do przebudowy paƒstwa, lekarstwo na jego biurokratyzowanie si´ i podstawowy warunek kształtowania socjalizmu. Rzecz jednak w tym, ˝e i on i my byliÊmy skazani na kl´sk´. A przyczynà był nasz, godny Don Kichota, idealizm […] OczywiÊcie byliÊmy Êwiadomi konfliktu pomi´dzy partykularnymi nosicielami wymieniowych wy˝ej postaw [ró˝nych typów postaw w aparacie partyjno-paƒstwowym: technokratycznej, ideologicznie-ortodoksyjnej itd. – P.K.]. SàdziliÊmy jednak, ˝e gdy uda si´ partii przywróciç charakter robotniczy, wprowadziç samorzàdy w miejsce biurokratycznych struktur paƒstwa itp. itd., b´dzie 50 wtedy mo˝liwa kontrola nad owymi interesami i skutkami ich realizacji. Zdawało si´ nam, ˝e mo˝na tego dokonaç stopniowo, wciàgajàc masy do rzàdzenia i wyposa˝ajàc je w odpowiednie kompetencje. Nie braliÊmy wszak˝e pod uwag´, ˝e partia, jako istotny element tego zbiorowego kapitalisty, nie przystanie na to, ˝e byłby to koniec ukształtowanego od powojnia porzàdku” (s. 96). Po zmianie systemu taka postawa polityczna-intelektualna przestała mieç jakiekolwiek znaczenie – szyld socjalistyczny, który dawał nadzieje na realnoÊç powodzenia lewicowej reformy realnego socjalizmu, ustàpił ideologii i praktyce otwarcie kapitalistycznej. U Kurowickiego wywołało to poczucie kl´ski, ale bynajmniej nie winy: „Ja natomiast (wraz z wieloma innymi ze „Spraw i Ludzi”) czułem si´ wtedy jak ryba wyj´ta z wody. Byłem człowiekiem zb´dnym. Bo zbyt wyraziÊcie zwiàzanym z minionym ustrojem. A transformacja nie tylko go zmiotła. Uczyniła te˝ podstawowà zasadà poprawnoÊci politycznej ide´, ˝e Polska Rzeczypospolita Ludowa była kulturalnà, literackà i artystycznà czarnà dziurà”. Ogromna wi´kszoÊç ludzi z aparatu ideologicznego PZPR „posypała głow´ popiołem” i rychło rozgrzeszona powróciła do działalnoÊci intelektualnej i politycznej. Jednak Kurowicki odrzucił takà drog´ i na długo porzucił zarówno doraênà publicystyk´, jak i działalnoÊç politycznà: „Nie miałem ochoty znaleêç si´ wÊród nich. Brzydzili mnie. Nie miałem sobie nic do zarzucenia. Zarówno moralnie, jak i intelektualnie czy politycznie. MyÊlałem (i myÊl´) o Êwiecie kategoriami Marksa i Hegla. W publicystyce zaÊ byłem krytyczny wobec ró˝nych odmian myÊlenia opozycyjnego [w realnym socjalizmie – P.K.], a kapitalizm, jako wyjÊcie z realnego socjalizmu – jak mój przyjaciel Jacek Tittenbrun […] – uwa˝ałem (i uwa˝am) za przejÊcie z deszczu pod rynn´” (s. 104-105). To rozliczenie Kurowickiego z własna intelektualnà i politycznà przeszłoÊcià okresu PRL w moim przekonaniu znacznie by zyskało na wartoÊci poznawczej, gdyby jego autor jednak przyjàł postaw´ bardziej autokrytycznà. Mam wra˝enie, ˝e obecnie jego rozliczenie z ró˝nymi ideologicznymi mitami czasów PRL samo jest ska˝one ideologicznà mistyfikacjà. Chwali mu si´ oczywiÊcie, ˝e nie przyłàczył si´ do ludzi, którzy z dnia na dzieƒ przedzierzgn´li si´ z propagatorów ró˝nych form marksizmu (i to nawet niekoniecznie oficjalnego „marksizmu-leninizmu”) w wyznawców kapitalistycznego wolnego rynku i politycznego liberalizmu. 51 Niemniej jednak milczenie trudno uznaç za tytuł do chwały i przypisywania sobie postawy nonkonformistycznej krytyki społecznej. Mistyfikacja zaczyna si´ ju˝ w opisie sytuacji autora w okresie PRL – nie wspomina ani słowem, ˝e był wykładowcà Akademii Nauk Społecznych, a wi´c szkoły wy˝szej bezpoÊrednio zwiàzanej z rekrutacjà kadr do szeregów partyjnej nomenklatury. Idee paƒstwowego kapitalizmu w okresie PRL faktycznie miały charakter politycznie wywrotowy (niezale˝nie od ich faktycznej zasadnoÊci na gruncie naukowym) i autor z pewnoÊcià je znał, choçby w postaci wyra˝onej w „LiÊcie otwartym do partii” Kuronia i Modzelewskiego. Niemniej jednak w ˝adnym z jego wczeÊniejszych tekstów tego rodzaju koncepcje nie pojawiajà si´, co nie oznacza, ˝e brak w nich akcentów krytycznych wobec realnego socjalizmu. Jednak tego rodzaju krytyka – nawiàzujàca do antystalinowskiego marksizmu (m.in. „Zdradzonej rewolucji” Trockiego) – wystàpiła u niego dopiero w zbiorze szkiców „Ironia poj´ç zasadniczych”, wydanym w 1990 r. przez Akademi´ Nauk Społecznych w ostatnim roku jej istnienia. Tymczasem np. Jadwiga Staniszkis swojà radykalnà analiz´ realnego socjalizmu (b´dàcà fragmentem jej ksià˝ki „Ontologia socjalizmu”) opublikowała ju˝ w 1988 r. na łamach wychodzàcego w pierwszym obiegu pisma „Colloquia Communia”. Tak wi´c nawet autorzy, którzy publikowali w pismach podlegajàcych cenzurze, w okresie gorbaczowowskiej „głasnosti” mogli formułowaç idee bliskie antystalinowskiemu marksizmowi, o ile wyst´powały one w publikacjach niszowych i były formułowane j´zykiem akademickim. Tymczasem polityczny charakter marksizmu Kurowickiego nigdy nie wykraczał poza oficjalnà lini´, zaÊ autorzy których krytykował – jak np. Kołakowski – byli zwykle tymi, którzy zostali oficjalnie pot´pieni przez władze. Byç mo˝e na łamach „Spraw i Ludzi” pojawiały si´ artykuły pi´tnujàce nadu˝ycia nomenklatury ni˝szego szczebla, krytykujàce „biurokratyzm” i głoszàce powrót do idei „ludowładztwa”, ale w sytuacji kiedy równoczeÊnie pi´tnowano faktyczne samorzàdnoÊciowe aspiracje robotników, wyra˝ane w ruchu „SolidarnoÊci”, to wszelkie idee tego rodzaju sprowadzały si´ tym samym do pustych treÊciowo haseł propagandowych. Były cz´Êcià oficjalnej ideologii legitymizujàcej ówczesne stosunki władzy, nie zaÊ instrumentem ich kwestionowania. Trudno uwierzyç, ˝e inteligentny i dobrze wyeKAPITALIZM dukowany filozof marksistowski tego nie rozumiał. Tymczasem, jak pami´tam jego ksià˝ki z lat 80., projekt samorzàdnoÊci robotniczej, który – jak teraz twierdzi – 52 starał si´ upowszechniaç za poÊrednictwem partii rzàdzàcej, wówczas pi´tnował jako wyraz szkodliwej postawy „anarchosyndykalistycznej”. OpowieÊci o „ascetycznym zakonie” na podobieƒstwo bolszewików, który rzekomo mieli ucieleÊniaç publicyÊci i redaktorzy „Spraw i Ludzi”, brzmi wr´cz niesmacznie, bioràc pod uwag´, ˝e w tym okresie ludzie o poglàdach lewicowych faktycznie nadstawiali głowy w działalnoÊci podziemnej o charakterze socjalistycznym, anarchistycznym czy trockistowskim. Nie mam zamiaru formułowaç ocen postawy Kurowickiego i całego Êrodowiska „Spraw i Ludzi” (pismo to czytałem dopiero na poczàtku lat 90.), ale porównanie z przywoływanym przez niego Jackiem Tittenbrunem nie Êwiadczy bynajmniej na jego korzyÊç. Tittenbrun tak˝e publikował w latach 80. teksty zbie˝ne z oficjalna linià partii – jego ksià˝ka deprecjonujàca koncepcje poznaƒskiego filozofa Leszka Nowaka („Dialektyka i historia. O pewnej próbie obalenia Marksa”) zawiera odrzucenie konsekwentnie antystalinowskich form marksizmu oraz pot´pienie dysydenckiego wówczas intelektualisty lewicowego. Niemniej jednak na przemiany 1989 r. Tittenbrun zareagował zupełnie inaczej ni˝ Kurowicki: w 1992 r. opublikował marksistowskà analiz´ ostatniego okresu istnienia polskiego realnego socjalizmu („Upadek realnego socjalizmu w Polsce”), póêniej przez wiele lat pracował nad problematykà prywatyzacji majàtku paƒstwowego w naszym kraju, nawiàzał tak˝e kontakty z grupami radykalnej lewicy antystalinowskiej. W latach 90. publikował na łamach „Tygodnika antyrzàdowego” i „Magazynu antyrzàdowego” wydawanych przez Grup´ SamorzàdnoÊci Robotniczej (GSR). Utrzymywał kontakt z naszym pismem. Nie przypłacił tego ani wi´zieniem, ani utratà pracy czy mo˝liwoÊci publikowania – jak ci intelektualiÊci (w tym marksiÊci), którzy w ró˝nych krajach bloku wschodniego otwarcie krytykowali system realnego socjalizmu (w okresie jego trwania) jako dyktatur´ nomenklatury. Niemniej jednak jego wybór intelektualny był wyrazem nonkonformizmu i wiàzał si´ z pewnym ryzykiem. W koƒcu polskiej prawicy zawsze marzyła si´ masowa czystka w Êwiecie intelektualnym (w tym akademickim) na podobieƒstwo dekomunizacji w wydaniu niemieckim, gdzie ogromna wi´kszoÊç kadry naukowej z byłej NRD została po prostu pozbawiona mo˝liwoÊci pracy, zaÊ ich miejsce zaj´li wykładowcy zachodnioniemieccy. IntelektualiÊci pokroju Tittenbruna, czy te˝ jego akademickiego nauczyciela Stanisława Kozyra-Kowalskiego, przyczynili si´ do tego, ˝e intelektualna tradycja marksizmu w szczàtkowej postaci przetrwała okres 53 triumfu neoliberalizmu i prawicowego antykomunizmu w Polsce. Tymczasem autor „Figur i masek w praktykach ideologicznych” dopiero po ponad 20 latach uznał, ˝e niewiele ryzykuje przyznajàc si´ do swoich marksistowskich sympatii, gdy˝ nie stawia go to obecnie w niewygodnej pozycji intelektualnego outsidera. Mimo to jego ksià˝ka jest ciekawa, gdy˝ – przy wszystkich mistyfikacjach – przypomina kawałek historii peerelowskiego marksizmu, który na poszczególnych etapach rozwoju i w ró˝nych Êrodowiskach intelektualnych słu˝ył rozmaitym celom ideologicznym i politycznym. Od filozoficznego postmodernizmu do Marksa: o pewnej koncepcji lewicowej krytyki społecznej Zupełnie inna ksià˝kà od pracy Kurowickiego jest studium filozofa Lotara Rasiƒskiego. O ile Kurowicki po latach zdecydował si´ na powrót do problematyki marksistowskiej, to Rasiƒski jest zdolnym filozofem Êredniego pokolenia, który w obecnej fazie kryzysu kapitalizmu i legitymizujàcych go ideologii zainteresował si´ Marksem jako przedstawicielem postawy krytyki społecznej. O Marksie bardzo trudno jest napisaç coÊ odkrywczego, gdy˝ ka˝dy aspekt jego myÊli doczekał si´ niezliczonych interpretacji. Nowatorstwo pracy Rasiƒskiego (przynajmniej na gruncie polskiej humanistyki) polega na zestawieniu koncepcji Marksa (i niektórych z jego kontynuatorów) z filozofià Ludwiga Wittgensteina (nale˝àcego do najwa˝niejszych i wcià˝ ˝ywo dyskutowanych filozofów XX wieku). Przedsi´wzi´cie Rasiƒskiego przypomina pod pew- nymi wzgl´dami postaw´ Derridy ze wspomnianych ju˝ „Widm Marksa”: argumentuje, ˝e Marksowskà krytyk´ społecznà nale˝y oczyÊciç z naleciałoÊci historiozoficznych, tzn. obiektywis- tycznych koncepcji jednolicie przebiegajàcej ewolucji społecznej i (rzekomo zagwarantowanej przez prawa historii) perspektywy uniwersalnej ogólnoludzkiej emancypacji. Wittgenstein z jego koncepcjà gier j´zykowych (zwiàzanych z ró˝nymi formami ˝ycia) jest dla niego intelektualnym êródłem przeformułowania idei Marksa w kierunku uwzgl´dniajàcym niejednoznacznoÊci i wieloÊci ludzkich praktyk społecznych i j´zykowych. W tym kontekÊcie nale˝y postrzegaç jego krytyk´ teorii Jürgena Habermasa – dotyczy ona wszelkich prób ugruntowania krytyki społecznej w domniemanych uniwersalistycznych wymiarach praktyk j´zy54 kowych czy rozwoju historycznego: „MyÊlenie o krytyce jako o przedsi´wzi´ciu opartym na niezmiennych, uniwersalnych fundamentach (‘etyka dyskursu’), czyli zasadach normatywnych, które wykluczà relatywizm, jest metafizycznym wykrzywianiem j´zyka. Problem uzasadnienia znika sam, gdy dostrze˝emy, ˝e jedynym i ostatecznym uzasadnieniem naszych sàdów jest praktyka j´zyka. Poszukiwanie zewn´trznego miejsca, z którego mo˝na by było w obiektywny sposób spojrzeç na reguły rzàdzàce naszym j´zykiem i ˝yciem społecznym jest oczywiÊcie wa˝nym egzystencjalnym pragnieniem, ale niczym wi´cej. Nie dowodzi ono bynajmniej racjonalnoÊci naszych działaƒ, przy czym upiera si´ Habermas” (s. 316). Ta dawka specjalistycznego dyskursu filozoficznego mo˝e si´ wydawaç ezoteryczna dla czytelnika nieobeznanego z koncepcjami, do których Rasiƒski si´ odnosi. Nie ma tutaj miejsca na systematycznà analiz´ filozoficznà jego argumentacji. Chciałbym jednak zwróciç uwag´ na pewien czynnik o wymiarze bezpoÊrednio politycznym. Krytyka tzw. wielkich narracji (Lyotard) o Êwiecie społecznym była wielokrotnie formułowana w humanistyce w latach 90. XX wieku, i jej ostrze kierowało si´ przeciw dziedzictwu oÊwieceniowych projektów emancypacji ludzkiej spod stosunków władzy (do których zaliczano przede wszystkim marksizm). WieloÊç dyskursów, stylów ˝ycia, praktyk społecznych itd., wyst´pujàcych w póênym kapitalizmie, miała ostatecznie kompromitowaç uniwersalistyczne i obiektywistyczne uproszczenia krytyki społecznej. Idee całoÊciowej transformacji społeczeƒstwa według przyj´tych zało˝eƒ ideologicznych uwa˝ano w zwiàzku z tym za ideologicznà mrzonk´ o bezpoÊrednio totalitarnych konsekwencjach praktycznych. Charakterystyczne dla obecnego klimatu ideologicznego jest to, ˝e coraz wi´cej autorów uÊwiadamia sobie, ˝e w kapitalizmie ujednolicajàcà i totalizujàcà siłà jest samo działanie kapitalistycznego mechanizmu ekonomicznego. I to ten mechanizm jest zagro˝eniem dla rozwoju ludzkiego potencjału społecznego współdziałania i funkcjonowania instytucji demokratycznych, nie zaÊ domniemany autorytarny charakter „wielkich opowieÊci” ideologicznych o aspiracjach emancypacyjnych. Co wi´cej, właÊnie wkraczanie mechanizmu kapitalistycznego utowarowienia we wszelkie dziedziny ˝ycia stawia pod znakiem zapytania koncepcje ˝ycia społecznego jako zbioru zró˝nicowanych praktyk, których rozwoju nie kształtuje ˝aden mechanizm unifikujàcy. Nieco trywializujàc mo˝na by stwierdziç, ˝e tam gdzie jeszcze niedawno Êwi´towano nieskr´powanà wieloÊç i „kontyngencj´” w obecnej koniunkturze intelektualnej coraz wyrazistsze staje si´ widmo oligarchicznej dyktatury kapitału. Dlatego Rasiƒskiemu Marks słu˝y przede wszystkim do takiego przeformułowania nieco ju˝ zwietrzałych idei „postmodernistycznego” relatywizmu poznawczego i kulturowego, które pozwoliłyby 55 na uwzgl´dnienie (jeszcze niedawno uznawanych za przestarzałe) marksowskich koncepcji alienacji, emancypacji, krytyki społecznej, walk społecznych. W koƒcowym fragmencie swojej pracy formułuje tego rodzaju wnioski wprost: „Prezentowane tu uj´cie krytyki wydaje si´ mieç niebagatelne znaczenie dla rozumienia współczesnej demokracji. Niewàtpliwie najwi´kszym problemem współczesnej refleksji nad demokracjà nie jest ju˝ implementowanie jej w krajach, w których jeszcze jej nie ma, ale raczej podtrzymanie i reaktywowanie demokracji w tych krajach, w których ma ju˝ ona długà tradycj´. Wynika to w du˝ym stopniu z rozczarowania i zniech´cenia praktykà demokracji oraz poczucia ludzi, ˝e nie majà ˝adnego wpływu na podejmowanie decyzji dotyczàcych ich ˝ycia, które to zjawiska mo˝na dostrzec w wi´kszoÊci współczesnych paƒstw demokratycznych. Dlatego współczesne demokracje stanowià ˝ywy przykład rozejÊcia si´ teorii i praktyki, zarówno w sensie rozbie˝noÊci pomi´dzy refleksjà nad demokracjà a praktykà demokratycznà, jak i rozbie˝noÊci mi´dzy politycznym procesem podejmowania decyzji a demokratycznym uczestnictwem. Nie trzeba byç szczególnie przenikliwym, ˝eby dostrzec, jakie mo˝e to nieÊç niebezpieczeƒstwa, zwłaszcza w dobie obecnego kryzysu nie tylko gospodarczego, ale równie˝ […] kryzysu uczestnictwa demokratycznego” (s. 317). Uj´cie marksizmu przez Rasiƒskiego niestety nie wykracza poza najbardziej ogólne poj´cia filozoficzne, przez co polityczne i społeczne konkretyzacje jego rozwa˝aƒ pozostajà nieco mgliste. Niemniej jednak jego praca odzwierciedla pewnà ogólniejszà tendencj´ intelektualnà. Dominacja kapitału nad instytucjami demokracji parlamentarnej staje si´ coraz bardziej oczywista w obliczu wzrastajàcej akumulacji bogactwa z jednej strony i polityki zaciskania pasa realizowanej jako działanie antykryzysowe przez rzàdy z drugiej strony. Ró˝nice mi´dzy poszczególnymi partiami władzy coraz bardziej zacierajà si´, nawet pozornie radykalne Êrodki (jak forsowane przez prezydenta Francji Hollande’a wysokie opodatkowanie dochodów najbogatszych Francuzów) szybko okazujà si´ iluzoryczne wobec wszystkich formalnoprawnych i niejawnych mo˝liwoÊci oporu ze strony kapitału. Istotne jest to, ˝e idee demokracji – jakkolwiek ogólnie pojmowane – wcià˝ sà atrakcyjne dla mas ludzi ˝yjàcych w krajach dyktatorskich (co dobitnie pokazały niedawne masowe ruchy 56 protestu w krajach arabskich). A równoczeÊnie demokracja parlamentarna w swoim praktycznym funkcjonowaniu uwydatnia wszystkie sprzecznoÊci społeczeƒstwa klasowego, opisywane przez marksistowskich i innych lewicowych autorów. Krytyka społeczna kapitalizmu ma si´ dobrze, ale problem tego, jakie instytucje mogłyby zastàpiç obecne formy społecznej reprodukcji, nadajàc jej prawdziwie demokratyczny charakter, wcià˝ pozostaje otwarta. Tylko masowa antykapitalistyczna praktyka społeczna mo˝e przynieÊç odpowiedzi na te kwestie, podobnie jak formy oddolnej organizacji ludowej w postaci Komuny Paryskiej, czy rady robotnicze i komitety fabryczne z okresu rewolucji rosyjskiej pozwalały na formułowanie perspektywy socjalistycznej transformacji społeczeƒstwa na gruncie faktycznych form organizacji ludowej, nie zaÊ spekulacji. Niemniej jednak nieska˝ona dziedzictwem stalinizmu lewicowa krytyka społeczna pozwala nam na lepsze zrozumienie współczesnej sytuacji i tkwiàcych w niej tyle˝ zagro˝eƒ, co emancypacyjnych mo˝liwoÊci. Jan Kurowicki, Figury i maski w praktykach ideologicznych, Instytut Wydawniczy „Ksià˝ka i Prasa”, Warszawa 2013, ss. 215. Lotar Rasiƒski, Âladami Marksa i Wittgensteina. Krytyka społeczna bez teorii krytycznej, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2012, ss. 336. 57 Zmierzch Imperium wywiad Davida Finkela z Gilbertem Achcarem Gilbert Achcar jest wykładowcą School of Oriental and African Studies of the University of London. Jest autorem wielu publikacji. Jego ostatnia książka to: The Arabs and the Holocaust. The Arab-Israeli War of Narratives (Arabowie i Holokaust. Arabsko-izraelskie wojny narracyjne) (New York: Metropolitan, 2010). Jego kolejna książka The People Want: A Radical Exploration of the Arab Uprising, (Wola ludu. Radykalna analiza arabskiego powstania, Los Angeles: University of California Press) ukaże się w tym roku. David Finkel jest wydawcą lewicowego pisma „Against the Current” wydawanego w USA przez socjalistyczną organizację Solidarity (www.solidarity.org). Wywiad został przeprowadzony pod koniec lutego 2013. D. F. [David Finkel]: Jak ze swojej, zarówno europejskiej jak i bliskowschodniej perspektywy, mo˝esz opisaç reakcj´ Êwiata na wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych? G. A. [Gilbert Achcar]: Reakcje w Europie i na Bliskim Wschodzie były odmienne. W Europie widaç było uczucie ulgi z powodu reelekcji Obamy. Wynikało to z faktu, 58 ˝e Romney postrzegany był przez wi´kszoÊç ludzi bardzo negatywnie i stàd najcz´stszym komentarzem była satysfakcja, ˝e nie został wybrany. Natomiast na Bliskim Wschodzie reakcje były inne. Inaczej ni˝ w 2008 r., gdy było wiele entuzjazmu dla Obamy. Z powodu jego koloru skóry, jak te˝ pochodzenia, co porównywano z poprzednimi prezydentami USA. Tymczasem Obama okazał si´ bardzo słaby w stosunku do establishmentu USA, jak równie˝ w stosunku do Izraela, przed którego arogancjà i prowokacjami jego administracja wielokrotnie ust´powała. To stworzyło nastrój gł´bokiego rozczarowania, poniewa˝ ludzie wierzyli, ˝e b´dzie inaczej. Administracja Obamy kieruje Imperium w okresie kiedy presti˝ tego paƒstwa jest najni˝szy w regionie. Jest to konsekwencjà fatalnego z punktu widzenia Imperium amerykaƒskiego doÊwiadczenia polityki zagranicznej George’a W. Busha. Neokonserwatywny publicysta Charles Krauthammer ogłosił w 1990 r. nastanie „momentu jednobiegunowego”. A wi´c: brak zagro˝enia dla dominacji Stanów Zjednoczonych po upadku Zwiàzku Radzieckiego. Ale niedługo po wydarzeniach z 11 wrzeÊnia 2001 r. i inwazji USA na Irak w roku 2003 administracja Busha roztrwoniła polityczny kapitał jaki USA zakumulowały od roku 1990. Stany Zjednoczone sà obecnie w okresie powa˝nego spadku swoich wpływów w regionie. Wpływów, których maksimum posiadały po zwyci´stwie nad Irakiem w 1991 r. Obecnie Amerykanie wycofujà si´ z Iraku nie osiàgnàwszy ˝adnego z podstawowych celów jakie stawiał przed sobà Bush dokonujàc inwazji na ten kraj. Jest to wielka kl´ska dla Ameryki. To chyba Henry Kissinger powiedział, ˝e jeÊli USA przegrajà w Iraku, to b´dzie to „gorsze ni˝ Wietnam”. I to właÊnie si´ stało, poniewa˝ stawka na Bliskim Wschodzie i w Zatoce Perskiej jest niewàtpliwie wy˝sza ni˝ w przypadku Wietnamu. D. F.: To prowadzi do kolejnego pytania. A mianowicie, o znaczenie głosowania przez Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych nad przyznaniem Palestynie statusu „non member state” (paƒstwa nieczłonkowskiego). Wydaje si´, ˝e było to znacznie bardziej pora˝kà USA ni˝ miało znaczenie dla staraƒ Palestyny o uzyskanie statusu paƒstwa? G. A.: WłaÊnie. Jest to jeden z najbardziej uderzajàcych przykładów tego, o czym mówiłem. Był to prawdziwy policzek dla Imperium. I pokazuje to, ˝e skala obecnej impotencji USA jest wr´cz zadziwiajàca. Nie widzieliÊmy czegoÊ podobnego od poprzedniego osłabienia USA w latach 70. 29 listopada 2012 r. w głosowaniu przeciwko Palestyƒczykom, Stany Zjednoczone i Izrael mogły liczyç jedynie na Kanad´, Czechy, Panam´ i kilka paƒstewek na Pacyfiku. [138 paƒstw głosowało za, 41 w tym Polska, wstrzymało si´ od głosu – red.]. Uderza tutaj wyłamanie si´ z jednoÊci ze Stanami Zjednoczonymi przez Europ´ i brak realnej odpowiedzi ze strony 59 USA na to, co dzieje si´ w regionie bliskowschodnim. Ameryka usiłuje jedynie dostosowaç si´ do tamtejszej sytuacji i nie ma ˝adnej innej alter- natywy ni˝ stawianie na Bractwo Muzułmaƒskie, co usiłuje robiç. JeÊli chodzi o te kraje, które popierajà rozwiàzanie dwupaƒstwowe, to głosowały one w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ „za” lub te˝ wstrzymały si´ od głosu poniewa˝ głosowanie negatywne traktowały jako rezygnacj´ z formuły dwupaƒstwowego rozwiàzania konfliktu ˝ydowsko-palestyƒskiego. Tak zresztà problem przedstawiała równie˝ Autonomia Palestyƒska uwa˝ajàc, ˝e głosowanie to jest ostatnià szansà dla rozwiàzania dwupaƒstwowego. Dla Palestyƒczyków wynik głosowania był moralnym zwyci´stwem po ró˝nego rodzaju pora˝kach i w obliczu olbrzymiej siły militarnej Izraela dokonujàcego rzezi w Strefie Gazy. Do głosowania doszło zresztà po innym wzgl´dnym sukcesie jakim było fiasko ataku Netanyahu na Gaz´. D. F.: Czy Europa pójdzie dalej wyra˝ajàc swój dystans wobec polityki USA, sprzeciwiajàc si´ izraelskiemu projektowi osadniczemu „E 1”? [Ten projekt osadniczy zogniskowany przy Wschodniej Jerozolimie, ogłoszony został przez Izrael po wspomnianym głosowaniu w ONZ i prowadziłby do przeci´cia przez ˝ydowskich osadników Zachodniego Brzegu na pół – red.]. G. A.: To si´ dopiero oka˝e. Ale niewàtpliwie opozycja Europy jest teraz silniejsza ni˝ przy wczeÊniejszych okazjach. RównoczeÊnie ten projekt osadniczej ekspansji jest jakoÊciowo bardziej szkodliwy od wielu wczeÊniejszych poniewa˝ dotyczy Wschodniej Jerozolimy i miałby powa˝ne implikacje dla terytorialnej integralnoÊci hipotetycznego paƒstwa palestyƒskiego. Netanyahu odebrał postaw´ USA w ONZ jako zielone Êwiatło dla siebie. To bowiem Stany Zjednoczone ponoszà bezpoÊrednià odpowiedzialnoÊç za ekspansj´ osiedli ˝ydowskich i jest tak, mimo ˝e Waszyngton usiłuje si´ od tego dystansowaç. Netanyahu nie zdecydowałby si´ rzuciç wyzwania zarówno Êwiatu, jak i Waszyngtonowi. Jednak Izrael mo˝e rzuciç wyzwanie ka˝demu jeÊli tylko USA sà po jego stronie. Jak wiemy, wpływ Europy na sytuacj´ w Izraelu jest mniejszy. UE ma oczywiÊcie Êrodki, przez które mogłaby wywieraç presj´. Mogłaby skoƒczyç z uprzywilejowaniem Izraela w porozumieniach handlowych i wesprzeç działania BDS (Boycott, Divest60 ment, Sanctions – bojkot, wycofywanie inwestycji, sankcje). Jednak takie działanie jest zupełnie poza obecnym horyzontem polityki UE. Kluczowe jest to, ˝e Izrael pozostaje zale˝ny przede wszystkim od Stanów Zjednoczonych. Fakt, ˝e nawet prezydent Obama, który przez wielu uwa˝any był za ˝yczliwego wobec Palestyƒczyków, rezygnuje z jakichkolwiek działaƒ na ich rzecz, jest uderzajàcy. JeÊli spojrzymy na wszystkich prezydentów od czasów Eisenhowera, to okazuje si´, ˝e to administracja Busha Seniora poszła najdalej jeÊli chodzi o wywieranie presji na Izrael. Było to w 1991 r., a wi´c gdy USA znajdowały si´ u szczytu swej hegemonii. Ameryka zmusiła wtedy rzàd Icchaka Szamira do przystàpienia do negocjacji z Palestyƒczykami w Madrycie. USA zagroziły wycofaniem gwarancji dla po˝yczki w wysokoÊci 10 miliardów dolarów, o którà starał si´ wówczas Izrael. Od tego czasu, nic podobnego si´ nie wydarzyło. OczywiÊcie Bush Junior pozostawał ju˝ w całkowitej harmonii z najbardziej prawicowymi rzàdami izraelskimi. Bo niewàtpliwie od roku 2001 Izrael pozostaje w procesie ciàgłego przesuwania si´ na prawo. Kontynuacja przez Obam´ polityki Busha Juniora pokazuje gł´bi´ osłabienia wpływów USA. Waszyngton nie mo˝e wywrzeç presji na swojego najbardziej oddanego sojusznika. D. F.: Odnosz´ wra˝enie, ˝e istnieje pewnego rodzaju porozumienie mi´dzy USA i Izraelem, ˝e jeÊli Izrael nie zaatakuje Iranu bez zgody USA, to Stany Zjednoczone pozwolà Izraelczykom prowadziç dalszà, brutalnà okupacj´. Czy zgadzasz si´ z tym? G. A.: Moim zdaniem istnieje tego typu porozumienie. Przy czym nie jest ono jasno dopowiedziane. Ma charakter milczàcego zało˝enia. Administracja Obamy rzeczywiÊcie stała wobec pogró˝ek samodzielnych działaƒ wojskowych Izraela. I wielu komentatorów postrzegało reelekcj´ Obamy jako pora˝k´ Netanyahu, który obstawiał zwyci´stwo Romneya, co do którego uwa˝ano, ˝e dałby zielone Êwiatło na atak na Iran a nawet USA mogłyby włàczyç si´ do działaƒ wojs- kowych Izraela. Trzeba stwierdziç, ˝e nie tylko administracja Obamy jest zaniepokojona perspektywà izraelskiego ataku na Iran. Niepokoi to nawet szefów Pentragonu. Nie chcà braç na siebie tak wielkiego ryzyka tylko po to, by zaspokoiç aspiracje Natanyahu. Dotyczy to nawet armii 61 izraelskiej. Sà przecieki ze strony izraelskich kr´gów słu˝b specjalnych i wywiadowczych, ˝e nawet tam uwa˝a si´ pomysł ataku na Iran za zwariowany i awanturniczy. Iran, podobnie jak Hezbollah w Libanie, dysponuje bronià rakietowà. Zadzieranie z nim niesie wi´ksze ryzyko ni˝ dokonywanie przez Izraelczyków rzezi w Gazie. Koƒcowy rezultat tego wszystkiego jest taki, ˝e rozpisawszy na styczeƒ 2013 r. wybory Netanyahu po kl´sce Romneya musiał ograniczyç swoje ambicje do ataku na Gaz´ jako substytutu marzeƒ o uderzeniu na Iran. Te marzenia póki co okazały si´ nierealne. Co si´ stanie dalej? Uwa˝am, ˝e nie mo˝na wyobraziç sobie ataku Izraela na tak powa˝ny cel jak Iran bez bardzo wyraênego przyzwolenia USA. Byłoby to tak wariackie, ˝e sàdz´, i˝ nie zaakceptowałaby tego nawet izraelska generalicja. D. F.: Słusznie przepowiedziałeÊ kiedyÊ, ˝e zwyci´stwo pokojowych wystàpieƒ arabskiej wiosny nie powtórzy si´ w przypadku re˝imów takich jak syryjski. Jak postrzegasz obecne wydarzenia w Syrii i działania mocarstw wobec nich? G. A.: USA i UE, w szczególnoÊci zaÊ Wielka Brytania, prowadzà w regionie Bliskiego Wschodu polityk´ unikania tego, co okreÊlajà mianem chaotycznej zmiany. Mottem, które przyÊwieca Waszyngtonowi od stycznia 2011 r. jest „uporzàdkowana transformacja”. Ten termin powtarzony był przez urz´dników amerykaƒskich, łàcznie z Obamà i Hilary Clinton, a˝ do znudzenia. Pewnego rodzaju „uporzàdkowanà transformacj´” udało si´ im osiàgnàç w Jemenie, czemu towarzyszyło wsparcie ze strony monarchii naftowych. Polegało to na odebraniu jemeƒskiemu ruchowi ludowemu jego zwyci´stwa i narzuceniu frustrujàcego kompromisu w ˝yciu politycznym Jemenu. Kompromisu, który zresztà nie funkcjonuje – kraj jest niestabilny. Poczàtek tej „uporzàdkowanej transformacji” dało wynegocjowanie ustàpienia przez prezydenta Ali Abdullaha Saliha na rzecz wiceprezydenta. Czemu zresztà dalej towarzyszyły zakulisowe działania eks-prezydenta i pozostawienie w r´kach jego rodziny dowództwa nad armià. Cała ta „uporzàdkowana transformacja” miała po prostu wykoleiç proces rewolucyjnych zmian. Takiego właÊnie scenariusza poszukujà Stany Zjednoczone w sytuacji kiedy mamy do czynienia z masowym powstaniem i zmiany wydajà si´ nieuchronne. Tak było te˝ w Libii gdzie celem interwencji była próba kontroli nad powstaniem przeciwko Kadafiemu. Nie udało si´ 62 to jednak, poniewa˝ libijscy powstaƒcy nie zgodzili si´ na zagraniczne oddziały wojskowe. Zawiodły te˝ negocjacje z synem Kadafiego (Seif al Islam). Powstaƒcy nie pozwolili narzuciç sobie ograniczeƒ i ostatecznie re˝im załamał si´ na skutek powstania w stolicy. W Syrii z kolei mocarstwa zachodnie próbujà doprowadziç do „transformacji” bez realnego wsparcia powstaƒców. OczywiÊcie, nie ma tam bezpoÊredniej interwencji USA czy sił NATO. ZaÊ odmowa dostaw broni dla powstaƒców sprawia, ˝e istnieje wielka nierównowaga militarna mi´dzy nimi a re˝imem. Obama sam mówił o „jemeƒskim rozwiàzaniu” dla Syrii, zaÊ niedawno brytyjski premier David Cameron powiedział, ˝e Assad otrzymałby gwarancj´ bezpieczeƒstwa, jeÊli opuÊciłby kraj. Wszystko to pokazuje oczywiÊcie bezgranicznà arogancj´ imperialistów. Pokazuje jakie sà ich prawdziwe cele i jak bł´dna jest wiara, ˝e Waszyngton chciałby obalenia dyktatorów. Głównym zmartwieniem dla Waszyngtonu i Londynu jest niedopuszczenie do powtórki „lekcji irackiej” polegajàcej na tym, ˝e w czasie interwencji roku 2003 zachodnia koalicja zniszczyła armi´ i aparat władzy paƒstwa irackiego, co potem uznano za wielki błàd. Uwa˝a si´ to za jeden z powodów kl´ski koalicji zachodniej w Iraku. I dlatego rzàdy zachodnie nie chciałyby powtórzenia całkowitej likwidacji struktur re˝imu, tym razem w Syrii. Dlatego te˝ usiłujà zawrzeç porozumienie z głównà grupà re˝imu syryjskiego. Nie uda im si´ jednak tego osiàgnàç. Podobnie jak nie udało im si´ w Libii. Poniewa˝ tamtejszy konflikt jest ju˝ tak krwawy, ˝e trudno sobie to wyobraziç. Zbyt wiele zniszczeƒ zostało dokonanych przez re˝im i rodzin´ rzàdzàcà łàcznie ze zniszczeniem całych miast, takich jak Homs czy Aleppo. Przypomina mi to izraelski atak na Liban i zniszczenie przedmieÊç Bejrutu w 2006 r. To niemo˝liwe, ˝eby Syryjczycy chcieli współpracowaç z jakàkolwiek wi´kszà grupà władzy paƒstwa zorganizowanego na tak sekciarskich podstawach. Wiara w taki scenariusz to kompletna iluzja. D. F.: Dokàd zmierza wi´c Syria? G. A.: Nie sàdz´, ˝eby mo˝liwy był jakikolwiek inny scenariusz ni˝ upadek re˝imu. Sytuacja w Syrii jest ju˝ zupełnie nieodwracalna. Trudnym pytaniem nie jest, czy re˝im upadnie, ale: kiedy? Im dłu˝ej to potrwa, tym wy˝sze b´dà nie tylko koszty ludzkie ale te˝ polityczne. B´dziemy mieli do czynienia z demoralizacjà nawet wÊród rebeliantów. W sytuacji braku poparcia z Zachodu, powstaƒcy otrzymujà poparcie ze strony monarchii Saudów przekazywane przez siły fundamentalistyczne. Mamy wi´c do 63 czynienia z samospełniajàcym si´ proroctwem re˝imu Assada, który na poczàtku powstania stwierdził, ˝e jest ono efektem konspiracji, spisku salafistów i Al Kaidy, i w praktyce uczynił wszystko, aby tak si´ stało. To bardzo niepokojàce i właÊnie dlatego im dłu˝ej trwa konflikt tym gorzej dla przyszłoÊci Syrii. Tak wi´c najlepiej by było, ˝eby re˝im upadł jak najszybciej. Mo˝e si´ to wydawaç bardzo trudne. Ale z drugiej strony, jeÊli przyjrzymy si´ post´pom powstania w poprzednim roku i przeanalizujemy jak wiele obszarów re˝im ju˝ utracił, to zobaczymy, ˝e sprawy mogà rozwinàç si´ szybko. Zale˝y to równie˝ od dostaw broni dla powstania. Sà doniesienia o poparciu dla powstaƒców napływajàcym z Kataru i uzyskaniu przez rebeliantów rakiet ziemia-powietrze. Tym niemniej, brak załamania wewnàtrz obozu re˝imowego sprawia, ˝e obecna sytuacja mo˝e trwaç jeszcze kilka miesi´cy, a mo˝e i ponad rok. D.F. A jak oceniasz kryzys polityczny w Egipcie? GA: W sytuacji gdy Bractwo Muzułmaƒskie było najpowa˝niejszà zorganizowanà siłà po upadku Mubaraka, nie dziwi jego zwyci´stwo wyborcze. Natomiast zwyci´stwo w wyborach prezydenckich jego kandydata Morsiego nie było przygniatajàce i nie ma on w oczach ruchu masowego ˝adnego autorytetu. Gdy tylko Morsi zadekretował wzmocnienie swej władzy rozpocz´ło to stały wzrost opozycji. W dłu˝szej perspektywie czasowej jego re˝im jest słaby. Jest papierowym tygrysem, nie ma ˝adnych rozwiàzaƒ dla problemów ekonomicznych i społecznych, zwłaszcza bezrobocia, które doprowadziły do ludowego powstania przeciwko Mubarakowi. Morsi nie potrafi nic innego jak tylko kontynuowaç polityk´ ekonomicznà poprzedniego re˝imu. WłaÊnie podpisał porozumienie z Mi´dzynarodowym Funduszem Walutowym, ze wszystkimi typowymi warunkami stawianymi przez Fundusz, co stworzy kolejne powody do niezadowolenia. Tak wi´c niezadowolenie, które wybuchło w styczniu 2011 r. jest dalekie od przemini´cia. JesteÊmy dopiero na poczàtku długiego procesu rewolucyjnego i gdy widzimy post´pujàcà dyskredytacj´ Bractwa Muzułmaƒskiego w Egipcie i Tunezji jest to powodem do optymistycznego spojrzenia ku przyszłoÊci. Nie nale˝y ulegaç pesymistycznemu nastrojowi, który panuje teraz na Zachodzie wÊród wielu osób, które miały niewłaÊciwe oczekiwania i teraz negatywnie portretujà cały proces arabskich wystàpieƒ ludowych. Tłum. Hubert Zalewski 64 Polscy Socjaliści w warszawskim getcie 19 kwietnia 2013 przypadła 70 rocznica wybuchu powstania w getcie warszawskim. W nieludzkich warunkach hitlerowcy więzili w nim setki tysięcy osób, z których olbrzymią większość później zabito. W getcie znaleźli się przedstawiciele wszystkich klas, warstw społecznych i kierunków politycznych społeczeństwa żydowskiego. W niniejszym studium chcielibyśmy przyjrzeć się tragedii Zagłady z perspektywy jednego z kierunków politycznych w getcie warszawskim, który swoimi wizjami politycznymi przekraczał horyzont społeczeństwa kapitalistycznego oraz nacjonalistycznej dychotomii: Żydzi – Polacy. Chodzi o gettową komórkę organizacji Polscy Socjaliści, którzy w realiach okupacyjnych byli przedstawicielami lewego skrzydła przedwojennej PPS. Lewica ruchu socjalistycznego – wraz z komunistami, trockistami i anarchistami – należała do tych nielicznych kierunków politycznych, które, odrzucając przesądy narodowościowe i rasowe, posiadały swoje grupy konspiracyjne po obu stronach gettowego muru. O wydawnictwach trockistów w warszawskim getcie już pisaliśmy na łamach „Dalej!”. Tym razem piszemy o innym antysyjonistycznym ugrupowaniu w getcie. Tekst niniejszy opiera się zarówno na wcześniejszych badaniach historyków, w szczególności prof. Dunina-Wąsowicza, jak też na samodzielnych ustaleniach autorów. Redakcja „Dalej!” 65 Organizacja Polskich Socjalistów (PS) podj´ła w dzielnicy ˝ydowskiej działalnoÊç jesienià 1941 r., głównie w oparciu o osoby kolportujàce wczeÊniej w getcie polskie pismo socjalistyczne „Barykada WolnoÊci”. Przewodniczàcym gettowej grupy PS był czterdziestoletni adwokat Antoni Oppenheim (ps. Tomasz), sekretarzem i skarbnikiem był in˝ynier (chemik) Jerzy Neuding (ps. Maks). Obaj przed wojnà byli zwiàzani z PPS. W kierownictwie byli te˝ prawnik Adam Daniel Szczygielski (ps. Ania, Lilka), i adwokat Stefan Warszawski (po wojnie Kurowski), odpowiedzialny za kontakt ze stronà aryjskà. Jak si´ okazało po wojnie, był on w organizacji „wtyczkà” komunistów. W okresie stalinowskim pracował w Sàdzie Najwy˝szym. Na czele pisma organizacji stanàł Lucjan Szulkin (ps. Lessel), równie˝ przedwojenny pepeesowiec, który dziennikarskie doÊwiadczenie wyniósł z jednolitofrontowego „Dziennika Ludowego”. Najcz´Êciej członkowie PS w getcie spotykali si´ w domku ogrodnika przy rzymskokatolickim koÊciele NajÊwi´tszej Marii Panny, gdzie mieszkał Oppenheim z ˝onà (Franciszkà Annà) i synem Ludwikiem (ur. 1936). GoÊciny udzielił im tamtejszy ksiàdz prałat Popławski, znany z humanitarnej postawy w skomplikowanej sytuacji getta. Na terenie ogrodu, przy ˝yczliwoÊci ksi´˝y, Franciszka Oppenheim prowadziła z kole˝ankami od wiosny do jesieni 1941 r. przedszkole. W domku ogrodnika funkcjonowała z kolei mała tajna szkoła z polskim j´zykiem nauczania. To miejsce naiwnie wydawało si´ wszystkim najbezpieczniejsze – „Niemcy chyba nie wejdà do zabudowaƒ koÊcielnych?” powtarzano. Dodatkowo, poniewa˝ sprytnie udało si´ tam podkradaç pràd, było to miejsce ciepłe i przytulne podczas gdy jesienià i zimà olbrzymia wi´kszoÊç mieszkaƒców getta odczuwała problemy z ogrzaniem swoich mieszkaƒ. Spotkania PS były tym wa˝niejsze, ˝e w sytuacji gdy mo˝liwoÊci wpływu na Êwiat były bardzo ograniczone, ˝ycie organizacji zdominowane było przez bie˝àce polityczne dyskusje, analizy, zbieranie informacji o sytuacji w kraju i na froncie, rozwa˝ania o porzàdku Êwiata po zwyci´stwie nad hitleryzmem. W organizacji istniał te˝ wydzielony pion „wojskowy”. „Wojskówka” PS w getcie – podobnie jak Bund – orientowała si´ na współprac´ z polskim ruchem oporu. Od stycznia 1942 r. trzon pionu wojskowego stanowili byli działacze Zwiàzku Niezale˝nej Młodzie˝y Socjalistycznej. Leon 66 Kitajewicz i Helena Ajzenberg zorganizowali kilka grup wojskowych, których szkolenie prowadził Tadeusz Koral, regularnie przedostajàcy si´ do getta ze strony aryjskiej. Oprócz kolporta˝u i szkolenia „wojskówka” przerzucała równie˝ do getta uzyskane od Zygmunta Szymanowskiego (równie˝ działacza Polskich Socjalistów) szczepionki na tyfus i leki. W lipcu 1942 r. na terenie sàdów na Lesznie aresztowano Ferdynanda Grzesika i Tadeusza Korala, którzy mieli przejÊç do getta. Ferdynand Grzesik, działacz klubu sportowego Skra, zginàł 16 X 1942 r. w Warszawie na jednej z 5 szubienic ustawionych w ró˝nych punktach miasta dla 50 wi´êniów Pawiaka. Tadeusz Koral reszt´ okupacji sp´dził w niemieckich obozach koncentracyjnych. Po wojnie był m.in. wojewodà olsztyƒskim. Jak w sumie wyglàdała liczebnoÊç Polskich Socjalistów w warszawskim getcie? Jest to pytanie, na które nie mamy precyzyjnej odpowiedzi. Natomiast w oparciu o znane nam nazwiska członków i współpracowników mo˝emy pokusiç si´ o odpowiedê przybli˝onà. Mo˝na zaryzykowaç twierdzenie, ˝e kràg członków i współpracowników nie przekraczał znaczàco grupy ok. 40 osób. Baz´ członkowskà i Êrodowisko sympatyków tej organizacji tworzyły osoby gł´boko zasymilowane, zwiàzane z polskà kulturà. W paêdzierniku 1941 r. organizacja Polskich Socjalistów wydała pierwszy numer swojego pisma. Nosił on tytuł „Podziemne Ghetto”, zmieniony od drugiego numeru na „Getto podziemne”. WÊród motywów obecnych w propagandzie Polskich Socjalistów w getcie mo˝na wymieniç w szczególnoÊci: pot´pienie instytucji Judenratu za kolaboracj´ z Niemcami, rejestrowanie nadu˝yç administracji gettowej i zbrodni hitlerowców, nadziej´ na zwyci´stwo Armii Czerwonej, podkreÊlanie lojalnoÊci ˚ydów wobec Polski, sprzeciw wobec haseł masowej emigracji ˚ydów z powojennej Polski, wiar´, ˝e w powojennej Polsce zniesione b´dà wszelkie formy dyskryminacji rasowej. Pierwszy numer pisma wydrukowano w 300 egzemplarzach. Zasilił on ju˝ i tak bardzo bogate i zró˝nicowane politycznie i j´zykowo spektrum publikacji podziemnych w getcie. Kwestia wyboru j´zyka w rozwa˝aniach o uruchomieniu gazety w ogóle nie zaistniała, gdy˝ nikt w kierownictwie nie znał j´zyka ˝ydowskiego (jidysz). Socjalistyczno-˝ydowskie pismo drukowano w domku ogrodnika przy koÊciele NajÊwi´tszej Marii Panny. Jak w całej prasie lewicowej, zdecydowanej krytyce poddano instytucj´ Judenratu jako siedliska nadu˝yç i korupcji karmiàcej si´ tragedià ˝ydowskà: „Pół miliona ludzi zamkni´to za murami, skazujàc na brak zaj´cia, na niemo˝liwoÊç zarobienia na kawałek chleba, na powolne konanie z głodu. Nie ma potrzeby o tym pisaç, wszyscyÊmy to odczuli i odczuwamy na własnej skórze, my proletariat fizyczny 67 i umysłowy. Cud prawdziwy, ˝eÊmy nie wszyscy jeszcze wymarli. Jednak˝e, brzmi to absurdalnie, nie to było jeszcze najgorsze. Najstraszliwszà rzeczà, jakà Niemcy wymyÊlili, to oddanie władzy nad tà nieszcz´Êliwà rzeszà klice typów bez charakteru, karierowiczów i hochsztaplerów. Tajemnicà poliszynela jest przecie˝, jakie stosunki panujà w Gminie ˚ydowskiej. Gdy tworzono rozszerzanà dla potrzeb dzielnicy ˝ydowskiej organizacj´ Gminy, mianowani kacykowie poumieszczali na lukratywnych stanowiskach wszystkich mo˝liwych bli˝szych i dalszych krewnych. Po ukoƒczeniu tych najwa˝niejszych wst´pnych przygotowaƒ ogłoszono uroczyÊcie, ˝e ˝adna protekcja nie b´dzie tolerowana. Pozostało to naturalnie martwà literà. Kto nie miał protekcji, nie mógł dostaç pracy. Dla otrzymania posady z głodowym wynagrodzeniem, trzeba było mieç stosunki, bàdê personalne bàdê pieni´˝ne. Kto nie mógł trafiç drogà znajomoÊci do Êwie˝o kreowanych przez zaborców dygnitarzy, musiał daç łapówk´. Afery mno˝yły si´ jedna za drugà”. W drugim numerze (z lutego 1942 r.) podawano konkretne przykłady demoralizacji aparatu Judenratu: „S ŁU˚BA PO RZÑDKOWA [tzw. policja gettowa – red.] dzielnicy ˝ydowskiej urzàdziła ostatnio na dziedziƒcu gmachu Gminy ˚ydowskiej w Warszawie tzw. apel za poległych na posterunku członków. Obecny na tej uroczystoÊci Przewodniczàcy Rady ˚ydowskiej in˝. A. Czerniakow wyasygnował z funduszów gminnych kwot´ Zł. 100.000,– na pokrycie zaległych poborów. Tego samego dnia wieczorem Kierownictwo S.P. z kwoty tej roztrwoniło sum´ Zł. 7.200,– przepijajàc jà z przedstawicielami Policji Polskiej w lokalu ‘Sztuka’, nale˝àcym nota bene do jednego z radnych, p. [Beniamina] Zabłudowskiego. [...] D ELEGA CJA piel´gniarek Szpitala ‘Czyste’ udała si´ do in˝. Czerniakowa z proÊbà o wypłacenie zaległych poborów. Delegacja nie została przyj´ta, a gdy domagała si´ wpuszczenia do gabinetu Prezesa, z polecenia tego ostatniego została przez Słu˝b´ Porzàdkowà zrzucona ze schodów; kilka osób zostało powa˝nie poturbowanych, jedna zaÊ z piel´gniarek ma złamanà nog´”. 68 Motyw nadziei na zwyci´stwo połàczony był w „Podziemnym Ghetcie” z postulatem gł´bokich zmian społecznych. Za polskimi towarzyszami powtarzano: „Rewolucja przynieÊç musi sprawiedliwoÊç społecznà uciemi´˝onym masom pracujàcym, niepodległoÊç ujarzmionym narodom, wolnoÊç udr´czonemu człowiekowi. Musi ona przynieÊç rozkucie wszystkich kajdan, które n´kajà ludzkoÊç”. Szczegółowa wizja zmian ustrojowych nie została na łamach pisma przedstawiona. Nale˝y jednak uznaç, ˝e była to˝sama z generalnà linià politycznà Polskich Socjalistów. Co wa˝ne, redakcja pisma przedstawiła swój poglàd na rozwiàzanie kwestii ˝ydowskiej w Polsce. Uczyniła to w drugim numerze (z lutego 1942 r.) w polemice z prosanacyjnym periodykiem „WiadomoÊci Polskie”. Wspomniane pismo polskiego podziemia upatrywało rozwiàzania kwestii ˝ydowskiej w Polsce w masowej emigracji, co postulowały przed wojnà i w czasie okupacji w zasadzie wszystkie ugrupowania polskiej prawicy i centrum. „WiadomoÊci Polskie” głosiły: „Bez wzgl´du na to, który obóz polityczny b´dzie organizował ˝ycie społeczne i gospodarcze nowej Polski, bez wzgl´du na to, czy b´dzie si´ to zwało ‘nacjonalizacjà’, ‘socjalizacjà’, czy ‘syndykalizacjà’, nastàpi z cała pewnoÊcià daleko idàce uspołecznienie handlu, kredytu, Êrodków produkcji, uniemo˝liwiajàce generalny powrót masy ˝ydowskiej do ich uprzedniej roli gospodarczej w Polsce. Powrót ten b´dzie utrudniony równie˝ i przez fakt inny, polegajàcy na tym, ˝e przemiany wojenne pchn´ły mnóstwo Polaków do dziedzin ˝ycia gospodarczego, b´dàcych dotychczas niemal wyłàcznà domenà ˚ydów. Znaczna cz´Êç Polaków zapewne pozostanie w nowych dla siebie zawodach i nie ma takiej siły, która mogłaby zmusiç ich do dobrowolnej czy przymusowej rezygnacji z ich planów ˝yciowo-zawodowych. Powy˝sze zjawiska sprawiajà, ˝e sprawa ˝ydowska w Polsce szybko i nieuchronnie dà˝y do radykalnego rozwiàzania. Masy ˝ydowskie w Polsce skazane sà na szukanie dla siebie terenów emigracyjnych. Piszemy to nie z nienawiÊci do ˚ydów, lecz dlatego, ˝e w interesie obu społeczeƒstw, polskiego i ˝ydowskiego, le˝y szukanie rozwiàzaƒ zgodnych z ewolucjà zagadnienia ˝ydowskiego w Polsce”. „WiadomoÊci Polskie” uzasadniały postulat emigracji ˚ydów z Polski nie tylko argumentami ekonomicznymi, ale te˝ ich nielojalnoÊcià wobec polskiej paƒstwowoÊci: „Na ziemiach polskich wojna obecna silniej, ni˝ jakikolwiek inny okres naszej historii, zademonstrowała obcoÊç masy ˝ydowskiej dla dà˝eƒ politycznych i historycznych Narodu Polskiego. Nie b´dziemy zatrzymywali si´ tutaj nad układem 69 stosunków na terenie b. okupacji sowieckiej, gdzie mobilizacja sił ˝ydowskich obywateli Rzeczypospolitej dokonywała si´ powszechnie jako mobilizacja dla współdziałania z wrogiem przeciwko Polsce i polskoÊci. Lecz nawet na zachodzie, gdzie kl´ska Polski była równoczeÊnie najwi´kszà kl´skà ˝ydostwa, masy ˝ydowskie (nie mówimy tutaj o jednostkach, zwłaszcza o jednostkach dawniej ju˝ duchowo spolonizowanych) nie tylko praktycznie, lecz i uczuciowo nie umiały znaleêç dla siebie powiàzania z walkà Narodu Polskiego o odzyskanie wolnoÊci”. W odpowiedzi na artykuł „WiadomoÊci Polskich” Polscy SocjaliÊci z getta odrzucali rachuby pogrobowców sanacji na masowà emigracj´ ˚ydów z Polski. Opowiadano si´ za pomocà dla dobrowolnej asymilacji. Domagano si´ zniesienia ograniczeƒ w zatrudnianiu ˚ydów. Co do emigracji z Polski, wyra˝ano nadziej´, ˝e ograniczy si´ ona do sympatyków ruchu syjonistycznego (przypomnijmy, ˝e prze˝ywał on pod koniec II RP gł´boki kryzys i nie reprezentował wi´kszoÊci polskiego ˝ydostwa): „Postawmy spraw´ jasno. Zagadnienie ˝ydowskie jest fikcjà. Tak jak nie istnieje problem piegowatych, czy te˝ noszàcych okulary, tak nie istnieje merytorycznie problem ˝ydowski. Jest to feralny twór, słu˝àcy do rozsadzenia moralnego narodów, koƒ trojaƒski, zr´cznie wykorzystywany przez reakcyjnych polityków wszystkich czasów. JeÊli po wojnie ˚ydzi dopuszczeni b´dà do wszelkich zawodów i posad – to na pewno nie b´dzie si´ im spieszyło do handlu, który im tyle przyniósł zawodów i niejednokrotnie stał si´ handlem ‘straganowym’. – Nie b´dzie ‘za˝ydzenia adwokatury’ – ˚ydzi rozmieszajà si´ wÊród całej ludnoÊci, zajmà urz´dy paƒstwowe i komunalne, przeniosà si´ na wieÊ (kłamstwem jest niezdolnoÊç rolnicza ˚ydów, czego przykładem jest Palestyna), b´dà wsz´dzie i na pewno w niewi´kszym stosunku procentowym, ani˝eli cała ich masa w stosunku do ludnoÊci kraju. B´dà w szkołach ludowych i Êrednich, paƒstwowych, b´dà na Uniwersytecie, gdzie systematycznie post´powaç b´dzie ich polonizacja – dobro[wol]nie ˚ydzi, jeÊli ich si´ – przymusowo – legalnie lub nielegalnie – nie separuje, majà ogromne zdolnoÊci asymila70 cyjne). Ju˝ dziÊ – mimo restrykcji, mimo endeckich burd, ro[z]bitych głów, pogromów – wielu ˝ydowskiego pochodzenia inteligentów i robotników – jest szczerymi Polakami, bez ale. Wielu innych jest ˚ydów, którzy acz podkreÊlajà swojà odr´bnoÊç narodowà – czujà si´ jednak synami tej samej Ojczyzny Polski. Czy˝ ci ludzie winni emigrowaç? – Sàdzimy, ˝e nie. Emigracja winna byç dla tych, którzy jej chcà. SjoniÊci, marzàcy o ‘własnej’ Ojczyênie na ziemi palestyƒskiej, niech jadà tam, gdzie otwierajà si´ mo˝liwoÊci ich rozwoju. Ale po co pozbywaç si´ elementu, który czuje tak, jak my, który chce pracowaç w naszych szeregach rami´ w rami´, dà˝àc do wspólnego celu – Polski ludowej?”. Organizacja gettowa odrzucała równie˝ zarzut zdrady ˚ydów wobec polskiej paƒstwowoÊci w zwiàzku z ich postawà na Kresach Wschodnich po 17 wrzeÊnia 1939 r. W tym wzgl´dzie internacjonalistyczne pryncypia socjalistów wyjàtkowo ustàpiły miejsca radykalnemu polskiemu patriotyzmowi: „Panowie sanatorzy [tak nazywano popularnie zwolenników sanacji – red.] mimochodem potràcili fałszywà nut´ w swej spokojnej na ogół argumentacji. Zarzucili ˚ydom, ˝e na terenie b. okupacji sowieckiej nastàpiła ‘mobilizacja sił ˝ydowskich obywateli Rzeczpospolitej, jako mobilizacja z wrogiem przeciwko Polsce i polskoÊci’. Zarzut ci´˝ki (dlaczego wi´c podany mimochodem), ale czy prawdziwy? Odpowiedê naƒ jest prosta. M´ty społeczne sà w ka˝dej społecznoÊci, równie˝ w ka˝dym narodzie sà karierowicze. Ale z drugiej strony, czy˝ Êwiadczà o współdziałaniu z okupantem setki tysi´cy, wysłanych w głàb Azji przez władze sowieckie, ˚ydów? Czy Êwiadczà o tym ˚ydzi, którzy siedzieli w wi´zieniach sowieckich wraz z Polakami? A przecie˝ nam i Wam, którzy walczymy o nowe wskrzeszenie Polski zale˝eç powinno na stworzeniu Polski silnej i skonsolidowanej. – Trudno nam sàdziç jak Wy sobie Polsk´ jutrzejszà wyobra˝acie, my jednak walczymy o Polsk´ słusznà i sprawiedliwà, b´dàcà wspólnà i prawdziwà Matkà-Ojczyznà dla wszystkich swych synów”. Nadziei na wybawienie z okupacji hitlerowskiej, podobnie jak wi´kszoÊç ˝ydowskiej prasy konspiracyjnej, Polscy SocjaliÊci upatrywali w sukcesach Armii Czerwonej na Wschodzie – i przede wszystkim walki na tym froncie opisywano. W drugim numerze donoszono z satysfakcjà o załamaniu niemieckiego Blitzkrigu pod Moskwà: „W paêdzierniku roku ubiegłego Hitler rzekł: ‘Rozpocz´liÊmy ostatnià przed zimà ofensyw´’. I nie dotrzymał słowa. Wojska niemieckie skracajà front ciàgle dalej od 71 Moskwy. Obwieszczono radosnymi fanfarami zdobycie Rostowa – ‘bramy do Kaukazu’. I cofni´to si´ a˝ za Taganrog na lini´ Mariupola, a˝eby ‘ukaraç ludnoÊç za sprzeczne z prawem mi´dzynarodowym post´powanie’. Ano, nazwijmy to i tak. Fakt jednak pozostał faktem. ‘Generał Zima’, którego nie uznawał Goebbels, a z którego póêniej chciał zrobiç swojego sprzymierzeƒca, pomaga armii Zwiàzku Radzieckiego. Minister Goebbels nie musi byç zadowolony ze swego wodza. Pokpił spraw´, zagalopował si´, ba – zaczàł wbrew wszelkim zwyczajom propagandzistów z Wilhelmstrasse – popłakiwaç. W swoim ostatnim przemówieniu do ˝ołnierzy wr´cz woła o ratowanie Ojczyzny. Ale i Goebbels robi bł´dy. W jednym z ostatnich numerów ‘Voelkischer Beobachter’ drukuje wiersz o ˝ołnierzu z frontu wschodniego. Wieje z wiersza tego smutek, zimno, zm´czenie, Ênieg, krew i czarne drewniane krzy˝e. Matki ˝ołnierzy nie b´dà podniesione na duchu tym tragicznym, ponurym wierszem. CoÊ trzeszczy w Berlinie – ‘władcy’ ‘władczego narodu’ denerwujà si´”. Załamanie si´ działalnoÊci Polskich Socjalistów w getcie warszawskim zwiàzane było przede wszystkim z post´pujàcà falà aresztowaƒ. 7 marca 1942 r. doszło do aresztowaniu Oppenheima. Spotkał si´ z nieznanym człowiekiem, który miał finansowaç organizacj´, a oddał go w r´ce Gestapo. Oppenheim został uwi´ziony na Pawiaku. Był stamtàd przewo˝ony na brutalne przesłuchania na Szucha. Do ˝ony docierały grypsy i listy od niego. Kontakt z Oppenheimem urwał si´ ostatecznie pod koniec sierpnia. Nieco póêniej aresztowana została łàczniczka organizacji Janka Moszkowska. Jak wspomina Lucjan Szulkin: „W kilka dni potem [po aresztowaniu Oppenheima] w nocy ˝andarmeria szukała w domu Jank´ Moszkowskà, jednak˝e ta uprzedzona ukryła si´. Tow. Lessel [Szulkin], z rana, jak zwykle przyszedł do niej – i kazał jej si´ ukryç. Moszkowska rozkazu jednak [w pełni] nie usłuchała i poszła na egzamin szkoły piel´gniarskiej (była uczennicà tej szkoły). Na egzamin przyszła ˝andarmeria i Moszkowskà zabrała na al. Szucha. Osiemnastoletnia, chora na gruêlic´ dziewczyna wytrzymała ‘badania’ [tj. tortury], z wi´zienia przysłała kilka grypsów ostrzegajàcych. KtoÊ sypał. Nie podała kto”. 17 kwietnia 1942 r., w dniu gdy hitlerowcy zabili kilkudziesi´ciu działaczy społecznych w getcie, zamordowano równie˝ 36-letniego Neudinga. Janina Neuding odnalazła zwłoki m´˝a w kału˝y krwi na ulicy Solnej, mi´dzy Ogrodowà a Lesznem. Neuding, choç był ostrze˝ony o mo˝72 liwoÊci aresztowania, zlekcewa˝ył t´ informacj´. Na kilkanaÊcie dni przed wielkà akcjà wysiedleƒczà (trwajàcà od 22 lipca 1942 r.) w r´ce Niemców wpadł ukrywajàcy si´ od wielu tygodni Szczygielski. Podobnie jak Oppenheim i Moszkowska, tak i Szczygielski nie wydostał si´ ju˝ z ràk Niemców. Zdezintegrowana organizacja została jeszcze bardziej osłabiona przez tzw. wielkà akcj´, w czasie której deportowano do obozów zagłady wi´kszoÊç mieszkaƒców getta, w tym wi´kszoÊç członków organizacji. Na dodatek wskutek aresztowaƒ po stronie aryjskiej urwał si´ kontakt z kierownictwem Polskich Socjalistów. W styczniu 1943 r. raz jeszcze byli członkowie organizacji spotkali si´ na Âwi´tojerskiej, przy szopie szczotkarzy. Nie rozwa˝ano ju˝ reaktywacji pisma, którego, jak uwa˝ano, po wielkiej akcji nie było sensu wydawaç – nie było ju˝ olbrzymiej wi´kszoÊci potencjalnych czytelników, nie było te˝ ju˝ ˝adnych złudzeƒ co do planów hitlerowców wobec ˚ydów. Rozwa˝ano wi´c pozyskanie broni, mówiono o przygotowywaniu kryjówek, przejÊciu na aryjskà stron´. Działacz PS z aryjskiej strony, Juliusz Bo˝ydar Saloni wspominał: „Kazik [D´bnicki] lub ja mieliÊmy od czasu do czasu przepustk´ do getta. Wykorzystywało si´ to dla utrzymania łàcznoÊci z grupami towarzyszy pozostałymi z tamtej strony muru. I tam działała organizacja. Pami´tam ostatnie dramatyczne spotkania, w konajàcym ju˝ getcie, z Helkà Eisenberg i Bronkà Langnas, z którymi kiedyÊ sp´dzaliÊmy beztroskie tygodnie na obozie akademickim w Jaszczurówce i na wycieczkach w Tatry. Były to miłe, pogodne towarzyszki – a teraz... Ciemnowłosa Helka i jasna Bronka relacjonowały ostatnie wypadki na terenie getta, mówiły spokojnie ze Êciàgni´tymi rysami zm´czonych twarzy o organizowaniu ludzi, gromadzeniu materiału, o przygotowaniu ostatniego wystàpienia bojowców ˝ydowskich. Były członkiniami ˚OB”. Wojn´ prze˝yło zaledwie kilku działaczy PS w getcie. WÊród nich byli m.in. Lucjan Szulkin, Aleksander Landsberg, Stefan Warszawski. August Grabski Piotr Grudka 73 Biblioteka Dalej! Lew Trocki, Zdradzona rewolucja. Czym jest ZSRR i dokàd zmierza? Pruszków 1991, ss. 230, cena 10 zł Najsłynniejsza ksià˝ka Trockiego, klucz do zrozumienia stalinizmu. Agenci GPU zdołali wykraÊç i dostarczyç maszynopis Stalinowi, zanim ksià˝ka opuÊciła drukarni´. Po przeczytaniu, wydał on rozkaz zgładzenia autora. Trocki okazał si´ jedynym przywódcà rewolucji paêdziernikowej ze Êcisłego jej kierownictwa, który nie uległ Stalinowi i pozostał najwi´kszym przeciwnikiem kremlowskiej oligarchii – a˝ do koƒca. W roku 1938 Mikołaj Bucharin na „moskiewskim procesie czarownic”, po ogłoszeniu wyniku skazujàcego go na kar´ Êmierci, stwierdził w ostatnich słowach, jakie zanotował protokół: „... i trzeba byç Trockim, ˝eby nie zło˝yç broni”. Dlaczego Stalin i jego nast´pcy – łàcznie z kierownictwem PZPR – tak panicznie l´kali si´ trockizmu? Trocki dowodzi, ˝e sławetny „realny socjalizm” to jedynie potworna karykatura socjalizmu, ˝e stalinizm jest absolutnym zaprzeczeniem socjalistycznych idei rewolucji paêdziernikowej, ˝e nomenklatura (biurokracja stalinowska) jest Êmiertelnym wrogiem ludzi pracy. Dyktaturze aparatu Trocki konsekwentnie przeciwstawia ide´ demokracji bezpoÊredniej i oddolnej, niczym nieskr´powanej, opartej na samorzàdnym społeczeƒstwie, demokracji samych ludzi pracy – bardziej rozwini´tej ni˝ system przedstawicielski jakiegokolwiek paƒstwa kapitalistycznego, gdzie władza polityczna podporzàdkowana jest władzy ekonomicznej klasy rzàdzàcej. Dlatego właÊnie dla stalinowców trockizm był stokroç bardziej groêny, ni˝ krytyka jakiejkolwiek prawicy. Ka˝dy piszàcy o stalinizmie korzystał z tej ksià˝ki. Nie zawsze si´ na nià powoływał... Ksià˝ka ukazała si´ w 1991 staraniem Redakcji „Dalej! Pismo Socjalistyczne”. Jest to jedyne polskie wydanie, dost´pne TYLKO w Redakcji „Dalej!” 74 Lew Trocki, Moje ˝ycie. Próba autobiografii, ss. 668. cena: 15 zł Wydanie powojenne DKiW Fundacji Polonia, Warszawa 1990; reprint wydania Spółki Wydawniczej „Bibljon” (Warszawa) z 1930 r. Autobiografia rewolucyjnego polityka zaz´bia si´ w sposób nieunikniony o cały szereg zagadnieƒ teoretycznych, zwiàzanych ze społecznym rozwojem Rosji, cz´Êciowo zaÊ i całej ludzkoÊci, szczególnie zaÊ o te krytyczne okresy, które zwà si´ rewolucjami. OczywiÊcie, nie miałem mo˝noÊci rozpatrywania w tej ksià˝ce istoty skomplikowanych problemów teoretycznych. Jednak tak zwana teoria ciàgłej rewolucji, grajàca w mym osobistym ˝yciu tak wielkà rol´, a która, co wa˝niejsze, staje si´ teraz tyle aktualna dla krajów wschodnich, przewija si´ przez te stronice jak odległy leitmotiv. Ze szczególnà dokładnoÊcià traktuj´ ten okres rewolucji sowieckiej, którego poczàtek przypada na chorob´ Lenina, i rozpocz´cie kampanii przeciw „trockizmowi”. Walka epigonów o władz´, jak staram si´ tego dowieÊç, była nie tylko walkà osobistà, była wyrazem nowego politycznego okresu: reakcjà przeciw Paêdziernikowi i przygotowaniem Termidora. Z tego właÊnie wynika odpowiedê na pytanie, które mi tak cz´sto stawiano: ‘W jaki sposób utraciliÊcie władz´?’. Ksià˝ka ta jest pracà polemicznà. Odbija si´ w niej dynamika ˝ycia społecznego, które całkowicie zbudowane jest na sprzecznoÊciach. ZuchwałoÊç ucznia w stosunku do nauczyciela, szpilki zawiÊci, ukrywane pod pokrywkà uprzejmoÊci salonowych, nieprzerwana konkurencja handlowa, zaciekła rywalizacja we wszystkich dziedzinach techniki, wiedzy, sztuki, sportu, utarczki parlamentarne, w których pulsuje gł´boka rozbie˝noÊç interesów, codzienna nieludzka walka prasowa, strajki robotnicze, rozstrzeliwanie demonstrantów, piroksylinowe przesyłki, które cywilizowani sàsiedzi wymieniajà drogà powietrznà, płomienne j´zyki wojny domowej, niewygasajàce prawie na naszej planecie – wszystko to sà rozliczne formy „polemiki” społecznej, od powszedniej, codziennej, normalnej, prawie niedostrzegalnej, mimo napi´cia – do zwykłej, wybuchowej, wulkanicznej polemiki wojen i rewolucji. Taka jest nasza epoka. WyroÊliÊmy z nià razem. Oddychamy nià i ˝yjemy. Poniewa˝ na kartach mojej ksià˝ki przewija si´ znaczna iloÊç osób, nie zawsze w tym oÊwietleniu, które by one same wybrały dla siebie lub dla swojej partii, zapewne wiele spoÊród nich uwa˝aç b´dzie, ˝e moje wywody sà pozbawione koniecznego obiektywizmu. To jest nieuniknione. Ksià˝ka ta nie jest oboj´tnà fotografià mojego ˝ycia, lecz jego cz´Êcià składowà. Na kartach jej prowadz´ w dalszym ciàgu walk´, której poÊwi´ciłem całe moje ˝ycie. Opisujàc, charakteryzuj´ i oceniam, odpowiadajàc, broni´ si´ i, cz´Êciej jeszcze, nacieram. Ze wst´pu Autora 75 Urszula Ługowska, August Grabski Trockizm. Doktryna i ruch polityczny, Trio, Warszawa 2003, ss. 220. Cena 15 zł. Praca jest jednym z nielicznych niestety przejawów nowego metodologicznie i merytorycznie sposobu badaƒ nad myÊlà i ruchami lewicowymi. Autorzy preferujà rzetelny opis zjawiska i przedstawianie ró˝nych jego ocen, imponujàco czerpià z zachodniej literatury akademickiej, obszernie i umiej´tnie wykorzystujà êródła, unikajà lansowania tez ideologicznych. Taka postawa wystawia im jak najlepsze Êwiadectwo jako badaczom uniwersyteckim. prof. dr hab. Eugeniusz Rudziƒski Niezale˝nie od tego, ˝e trockizm nie jest obecnie – i zapewne ju˝ si´ nie stanie – powa˝niejszà siłà politycznà, jest on zjawiskiem interesujàcym intelektualnie i politycznie jako najbardziej konsekwentna wersja antystalinowskiego komunizmu. Dlatego podj´cie tego tematu uwa˝am za wa˝ne i cenne. Wysoko oceniam tak˝e kompetencje autorów, szczególnie w odniesieniu do najnowszych dziejów trockizmu. prof. dr hab. Jerzy J. Wiatr Temat wydaje si´ wa˝ny, bowiem w piÊmiennictwie polskim epoki peerelu traktowano go w sposób wyjàtkowo zideologizowany. O niebezpieczeƒstwach płynàcych ze strony „trockizmu” i potrzebie bezustannej z nim walki mówiła niejedna rozprawa doktorska, a czasem habilitacyjna, powstała na tak cenionych wówczas uczelniach, jak Akademia Nauk Społecznych czy Wojskowa Akademia Polityczna. Bywały te˝ uczelnie „cywilne”, które na wydziałach studiów politycznych podobne badania popierały. Tak czy inaczej w literaturze pozostały podobne prace i rzeczà pierwszej wagi, przede wszystkim ze wzgl´du na studentów, jest uwolnienie ich od podobnych upiorów przeszłoÊci. prof. dr hab. Paweł Wieczorkiewicz 76 August Grabski, Lewica przeciwko Izraelowi. Studia o ˝ydowskim lewicowym antysyjonizmie, Warszawa 2008, ss. 220, cena 22 zł O ile˝ łatwiej rozwiàzywałoby si´ ró˝ne problemy mi´dzy ludêmi, gdyby zawsze tylko po jednej stronie le˝ała cała wina, a druga nie zbrukałaby si´ nigdy ani jednym haniebnym czynem. Niestety, Êwiat jest skonstruowany inaczej, a mi´dzy czernià i bielà mamy do czynienia z całà gamà szaroÊci. W pewnym sensie nie inaczej jest z konfliktem izraelsko-palestyƒskim, jak˝e cz´sto upraszczanym i spłycanym. Ksià˝ka Augusta Grabskiego Lewica przeciwko Izraelowi. Studia o ˝ydowskim lewicowym antysyjonizmie pokazuje, z jakà niesamowità iloÊcià niuansów mamy w gruncie rzeczy do czynienia w tym sporze. Wbrew wra˝eniu, jakie mo˝na wynieÊç ze Êledzenia przekazów mass-mediów, dotyczàcych konfliktu, ani ˚ydzi, ani Palestyƒczycy nie stanowià jednego, zwartego, zgadzajàcego si´ w ka˝dym calu bloku. Niejednego czytelnika zadziwià informacje na temat wysiłku niektórych organizacji ˝ydowskich, walczàcych o... prawa Palestyƒczyków. Niestety, nie nagłaÊnia si´ inicjatyw takich jak np. demonstracja antywojenna w Tel Awiwie z 5 sierpnia 2006 roku, podczas tak zwanej drugiej wojny libaƒskiej. Nie mówi si´ zbyt wiele o ˝ołnierzach, którzy nie zwa˝ajàc na konsekwencje odmawiajà słu˝by na Terenach Okupowanych. A kto z nas słyszał o III Intifadzie – biernym oporze przeciw budowie muru, oddzielajàcego Palestyƒczyków od Izraela? Autor przedstawia poglàdy licznych ugrupowaƒ lewicowych, z czego one same niejednokrotnie zasadniczo ró˝nià si´ mi´dzy sobà. Wielu ludzi próbowało bowiem odpowiedzieç na bardzo trudne pytania, dotyczàce izraelskiej paƒstwowoÊci jak choçby: jaki powinien byç statut j´zyka hebrajskiego a jaki j´zyka jidysz? Czy powinno si´ stworzyç oddzielne paƒstwo dla Palestyƒczyków? Czy Izrael powinien pozostawaç z takim paƒstwem w federacji? Co zrobiç z uchodêcami palestyƒskimi? Czy działania Izraela nie przypominajà polityki RPA za czasów apartheidu? Bardzo interesujàcy jest tak˝e jeden z tekstów umieszczonych w Aneksach, tj. „Naród? Jaki naród?” (autor: Uri Avnery). Opowiada on o tym, dlaczego w dokumentach wydawanych przez izraelskie Ministerstwo Spraw Wewn´trznych mo˝na w rubryk´ narodowoÊç wpisaç rosyjskà czy francuskà, a nawet chrzeÊcijaƒskà czy muzułmaƒskà, natomiast nie mo˝na wpisaç... izraelskiej (!). Bogactwo literatury, z której korzystał autor, w tym tej w j´zyku jidysz, pozwala mieç poczucie, i˝ dotarł on do samego êródła przedstawianych zagadnieƒ, nieprzefiltrowanego przez takie czy inne poglàdy. Szeroki kontekst historyczny ułatwia Êledzenie ˝ydowskiego ruchu lewicowego w logicznym, podporzàdkowanym chronologii rytmie. Na marginesach ksià˝ki znajdujà si´ tak˝e rysunki z ró˝nych gazet organizacji ˝ydowskich, plakaty, grafiki. 77 Jednym słowem jak najbardziej warto przeczytaç. Zwłaszcza jeÊli chce si´ poszerzyç swoje spojrzenie na konflikt izraelsko-palestyƒski o jeszcze jednà, ciekawà perspektyw´, która choç byç mo˝e nie ułatwi zrozumienia jego skomplikowanej natury czy znalezienia rozwiàzania, da czytelnikowi pewne poczucie nadziei i wiary w to, ˝e ludzie mogà działaç solidarnie niezale˝nie od swojego pochodzenia. Marta Minakowska, Arabia.pl W sytuacji, gdy dyskurs antysyjonistyczny jest cz´sto przedmiotem nadu˝yç ze strony lewicowych antysemitów (dziÊ obecnych zwłaszcza w ruchu antyglobalistycznym), podj´cie tematu krytyki paƒstwa Izrael przez ró˝ne ˝ydowskie organizacje wydaje si´ szczególnie ciekawe. Autor pokazał bowiem subtelnà, ale wyraênà ró˝nic´ mi´dzy zastrze˝eniami wobec projektu syjonistycznego i rzeczywistoÊci Paƒstwa Izrael wywodzàcymi si´ z ró˝nych nurtów lewicy ˝ydowskiej a tendencjami do stygmatyzacji izraelskich ˚ydów czy ˚ydów w ogóle, które to tendencje były obce ˝ydowskim lewicowcom. prof. Jean-Charles Szurek, Uniwersytet Pary˝ X Piotr Kendziorek, Antysemityzm a społeczeƒstwo mieszczaƒskie. W kr´gu interpretacji neomarksistowskich, Warszawa 2005, ss. 303, cena 22 zł. Wbrew temu, co mógłby sugerowaç zbyt skromny podtytuł pracy, nie ogranicza si´ ona bynajmniej do prezentacji stanowisk zajmowanych w Êwiatowej literaturze dotyczàcej antysemityzmu i Zagłady, lecz przynosi nowà, oryginalnà propozycj´ intelektualnà. Autor nie tylko zatem przenosi na grunt polski echa dyskusji toczàcej si´, jak dotychczas, przy niewielkim udziale polskiej humanistyki, lecz wst´puje w spór – jak równy z równym – z całà plejadà koryfeuszy zachodnioeuropejskiej humanistyki. doc. dr hab. Włodzimierz Ługowski Ksià˝ka jest pierwszà w Polsce i jednà z nielicznych w literaturze Êwiatowej próbà pogł´bionej refleksji nad społecznym sensem nowoczesnych wyobra˝eƒ antysemickich w kontekÊcie zarówno ogólnej teorii społeczeƒstwa, jak i splotu antysemityzmu z innymi ideologiami (takimi jak m.in. socjaldarwinizm, rasizm, nacjonalizm, antysocjalizm czy antyfeminizm). Takie podejÊcie badawcze wynika z przekonania autora, ˝e ideologemy antysemickie zawsze sà (mniej lub bardziej kluczowym) aspektem szerszego obrazu Êwiata i właÊnie rodzaj ich powiàzania z innymi ideologemami (o charakterze nacjonalis78 tycznym, antykomunistycznym itd.), wraz ze spełnianymi przez nie w ró˝nych konstelacjach historycznych funkcjami społecznymi, decyduje o efektywnoÊci antysemityzmu jako wiarygodnego dla okreÊlonych grup instrumentu interpretacji rzeczywistoÊci społecznej. Autor rozwija t´ tez´ głównie na przykładzie ideologii nazistowskiej, wskazujàc na jej êródła tkwiàce w dominujàcej formacji ideologicznej społeczeƒstwa mieszczaƒskiego (głównie w epoce klasycznego imperializmu), co nadawało werbalnie „antymieszczaƒskiemu” wymiarowi projektu społecznego faszyzmu charakter swoistego konformistycznego „ekstremizmu drobnomieszczaƒskiego”. (Ze wst´pu) Urszula Ługowska, Boom kokainowy w Ameryce Łaciƒskiej. Casus Boliwii. Trio, Warszawa 2002, ss. 220 cena: 15 zł Zajmujàcà, uciekajàca od stereotypów i banału praca, która obok solidnie podanej faktografii obala nasze wyobra˝enia o narkotykowym półÊwiatku czerpane z amerykaƒskich thillerów. Któ˝ bowiem pami´ta, ˝e uprawa koki to nie tylko êródło bajecznych dochodów narkotykowych donów, ale i jedyne êródło utrzymania andyjskich chłopów n´dzarzy? ˚e brutalna walka z narkotykowym przemysłem to cz´sto pretekst do trzymania biednych społeczeƒstw Trzeciego Âwiata za twarz, usprawiedliwienie politycznej przemocy i represji? ˚e rewersem antynarkotykowych interwencji USA w Ameryce Łaciƒskiej jest polityczna kontrola regionu – zgodnie z interesami supermocarstwa? Autorka pokazuje, ˝e istniejà alternatywne sposoby wykorzystania narkoupraw, np. poprzez sensowne inwestycje na andyjskiej wsi (zamiast nieprzytomnych inwestycji w broƒ i agendy do zwalczania narkoprzemysłu) i reorientacj´ wiejskiej produkcji. W ksià˝ce znajdziemy te˝ Êlady debaty o legalizacji narkotyków toczàcej si´ i na Zachodzie, i w Ameryce Łaciƒskiej. Zwolenników legalizacji znajdziemy zarówno wÊród apostołów twardej prawicy liberalnej (Milton Friedman) jak i anarchizujàcej lewicy (Noam Chomsky). Mnie dêwi´czy w uszach cytowane przez Fernando Savatera powiedzenie Chestertona przeciwko wrogom pubów: „Wol´ Angli´ wolnà ni˝ trzeêwà”. Eksperyment legalizacji narkotyków wydaje si´ nie tak odległy. I uderzy nie tylko w narkobaronów, ale przeora społeczeƒstwa, które ˝yjà z produkcji narkotyków. Byç mo˝e czasy nielegalnych narkotyków b´dziemy kiedyÊ wspominaç jak prohibicj´ w USA? A mo˝e nawet – jak sàdzi Savater – pot´piaç z odrazà jak niewolnictwo i kanibalizm? Artur Domosławski („Gazeta Wyborcza”) 79 Sednem wywodu Ługowskiej sà dwie kwestie. Po pierwsze, kokainowy boom w Boliwii to efekt gospodarczej marginalizacji i „rozwoju zale˝nego” tego kraju. Koka to podstawowy produkt kolejnego krótkiego cyklu gospodarczego – biedny, rzàdzony przez oligarchi´ i podporzàdkowany przez mi´dzynarodowy kapitał kraj, mo˝e podà˝aç jedynie drogà eksploatacji surowcowej i wytwarzania nisko przetworzonych dóbr, na które istnieje popyt w krajach bogatych, nie mogàcych lub nie chcàcych samodzielnie zaspokoiç go w oparciu o własnà produkcj´. Gdy w danym kraju zale˝nym koƒczy si´ popyt na jeden taki produkt eksportowy, chcàc w ogóle przetrwaç, musi on szybko znaleêç inne, podobne êródło dochodów. W Boliwii po krachu gospodarki nastawionej na eksploatacj´ złó˝ cyny, na scen´ wkroczyła koka. Po drugie, autorka obna˝a hipokryzj´ mechanizmu „walki z narkotykami”. Polega on niemal wyłàcznie na niszczeniu upraw krzewu koki, bez przejmowania si´ losem osób, którym zaj´cie to zapewniało podstawy bytu. Bogate kraje sà zadowolone, ˝e powierzchnia upraw maleje, bo mniej narkotyków trafia na ich rynek wewn´trzny, majà one te˝ wy˝szà cen´, co ogranicza spo˝ycie. Dolà boliwijskich wieÊniaków, b´dàcych wrogiem własnego rzàdu oraz pozbawionych êródła dochodu, nikt si´ nie interesuje – nie oferuje si´ im ˝adnych sensownych alternatyw, a „pomoc finansowa” dla Boliwii nie jest przeznaczana na jakiekolwiek formy wsparcia ofiar tego procederu. Trudno si´ zatem dziwiç, ˝e cały proces albo przybiera postaç walki z wiatrakami (pozbawieni êródła dochodu chłopi zakładajà nowe uprawy koki w trudno dost´pnych regionach), albo prowadzi do kolejnych, coraz wi´kszych tragedii (na bezsilny gniew biedaków jedynà odpowiedzià rzàdu jest przemoc, wi´zienia i morderstwa). I tylko w odległych metropoliach pierwszego Êwiata to wszystko odbija si´ coraz mocniejszà czkawkà – rosnàcà liczbà narkomanów. JakaÊ sprawiedliwoÊç byç musi. Szkoda tylko, ˝e tak tragiczna w skutkach – w Nowym Jorku, Amsterdamie i górach Boliwii... Remigiusz Okraska („Obywatel”) Piotr Kendziorek Biblioteka „Dalej!” Warszawa 2007 LENIN I REWOLUCJA O próbie nowego odczytania pism Lenina przez Slavoja Žižka Piotr Kendziorek, Lenin i Rewolucja. O próbie nowego odczytania pism Lenina przez Slavoja Žižka. Biblioteka «Dalej!» Warszawa 2007, ss. 40, cena: 8 zł Min´ły czasy, gdy kapitalistyczna propaganda sukcesu sprzedawała si´ w Polsce jak Êwie˝e bułeczki. Coraz wi´cej ludzi zdaje sobie spraw´ ze skali problemów socjalnych w Polsce, setki tysi´cy dało nog´ z kraju na zarobkowà emigracj´, wi´kszoÊç Polaków uwa˝a za nonsens udział polskich ˝ołnierzy w Iraku i Afganistanie i nie godzi si´ na amerykaƒskà tarcz´ antyrakie- 80 towà, a nawet zaczyna dostrzegaç dramatyczne rozdarcie Êwiata na bogatà Północ i biedne Południe. Ukazanie si´ ksià˝ki Slavoja Žižka „Rewolucja u bram. Pisma Lenina z roku 1917” w polskich realiach otworzyło nowy etap w dyskusji nad tymi zagadnieniami. Nie chodzi tu ju˝ o samà kwesti´ oceny tzw. realnego socjalizmu z perspektywy idei demokratycznego socjalizmu czy ukazanie scenariusza uwłaszczenia nomenklatury partyjno-paƒstwowej. Tym razem spór dotyczy oceny leninizmu jako pewnego zespołu idei i typu postawy politycznej, które mogłyby inspirowaç socjalistów w XXI wieku. Mamy nadziej´, ˝e przedkładany przez nas czytelnikom tekst, mimo (a mo˝e właÊnie na skutek) swojej kontrowersyjnoÊci, mo˝e słu˝yç klaryfikacji tych zagadnieƒ, które w kr´gu radykalnej lewicy cz´stokroç sà przedmiotem emocjonalnych gestów prostej identyfikacji z tradycjà marksizmu bolszewickiego bàdê jego totalnego odrzucenia. Dla nas jako redaktorów pisma «Dalej!» debata ta ma szczególne znaczenie ze wzgl´du na naszà własnà genealogi´ ideowà i to˝samoÊç politycznà, dla której tradycja antyautorytarnego marksizmu pozostaje zasadniczym punktem odniesienia. (Ze wst´pu) Twórz informacyjną alternatywę! Bur˝uazja ma swojà telewizj´ – my mamy nasze filmy na youtube. Zobacz filmy agencji Copyleft, pokazujàce lewicowe demonstracje i protesty społeczne w Polsce. Wejdê na: http://www.youtube.com/user/krikritad 81 Dalej! p i s mo socjalistyczne «Dalej!» jest pluralistycznym pismem socjalistycznym. Działamy na rzecz jedności polskiej lewicy antykapitalistycznej. Utrzymujemy kontakty z zagranicznymi organizacjami lewicowymi – zwłaszcza z działaczami Czwartej Międzynarodówki i Alliance for Workers Liberty. W naszej wizji lewicowości kładziemy nacisk na swobodną dyskusję, niehierarchiczność i demokratyczne podejmowanie decyzji. Bierzemy udział w akcjach w obronie praw pracowniczych, bezrobotnych, przeciwko wojnie, w obronie praw kobiet i mniejszości seksualnych. Pod pojęciem rewolucji rozumiemy masowy, demokratyczny ruch ludzi pracy dążący do ustanowienia rządu pracowniczego. Jeśli takie ideały są ci bliskie – zapraszamy do współpracy! ADRESY: Kontakt internetowy: [email protected] Strona www: http://pismodalej.pl Adres pocztowy: Dalej! PO Box 76,03-912 Warszawa 33
Podobne dokumenty
Nie płakaliśmy po Kaczyńskim…
zdrowia, emerytur, uczelni i kamienic wraz z lokatorami. Niestety, tym akurat nie był zainteresowany. Podczas gdy o historii Lech Kaczyƒski mógł mówiç w nieskoƒczonoÊç, w sprawach polityki socjalne...
Bardziej szczegółowo