O mOją POlskę

Transkrypt

O mOją POlskę
O moją Polskę
Anna Rudzińska
ISBN: 978-83-7561-153-3
format 165/235, oprawa miękka ze skrzydełkami
liczba stron: 300
cena: 39,90 zł
(…) Kiedy po rozpadzie ustroju komunistycznego i powstaniu III Rzeczypospolitej pojechałem po raz pierwszy do Polski (po przeszło pięćdziesięciu latach
nieobecności), moim miejscem postoju w Warszawie stało się tak dobrze znane
przyjaciołom Hanki mieszkanko na Marszałkowskiej. Było ono znakomitym
przykładem jej nieograniczonej gościnności. Na stosunkowo bardzo małej przestrzeni potrafiła wygospodarować nocleg dla gościa, który jakimś cudem mieścił się jeszcze wśród ścian pokrytych półkami na książki. Ze szczególną dumą
pokazywała mi Hanka półkę, wypełnioną książkami z dedykacjami autorów,
którymi byli wszyscy właściwie piszący działacze opozycji politycznej ostatniego
ćwierćwiecza. Z lubością opowiadała o rewizjach, przeprowadzonych kilkakrotnie na tych półkach przez UB. Ze szczególną radością relacjonowała przebieg
jednej takiej rewizji, kiedy to udało się jej namówić „smutnych” panów do zdjęcia książek z najwyższych półek, do których nie mogła sama sięgnąć, po to tylko,
by mogła wytrzeć nagromadzony tam kurz. Jakże często można było w tym
skromnym mieszkanku spotkać ludzi zasłużonych, noszących nazwiska tak dobrze mi znane dotąd tylko ze słyszenia.
Andrzej Krzeczunowicz, fragment książki
O autorce
Anna Rudzińska – jedna z ikon polskiej opozycji demokratycznej, przedwojenna studentka socjologii na Sorbonie w Paryżu, łączniczka AK i sanitariuszka
w Powstaniu Warszawskim, po wojnie członek Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, Klubu Inteligencji Katolickiej oraz Klubu Krzywego Koła, współpracowniczka paryskiej „Kultury” i Radia Wolna Europa, współpracowała z KOR,
ROPCiO, wydawnictwem NOWA, Konwersatorium Doświadczenie i Przyszłość oraz Solidarnością, skazana za działalność opozycyjną na więzienie, na
emeryturze – m.in. pracownik Biura Interwencji Senatu RP.
www.poltext.pl
O moją Polskę
Spis treści
Wstęp ..................................................................................................................................... 9
Teresa Bochwic Losy mojej Mamy ................................................................................... 13
Listy Jerzego Giedroycia do Teresy Bochwic w sprawie wydania pamiętników
Anny Rudzińskiej ............................................................................................................. 65
CZĘŚĆ I. PAMIĘTNIKI .............................................................................................................. 69
I. 1939. Koniec mojego pięknego świata .................................................................... 71
II. 1940. Przez zieloną granicę ...................................................................................... 91
III. 1941–1943. Wileńszczyzna .................................................................................... 103
IV. 1959–1960. Z listów z Francji do rodziców w Łodzi ....................................... 127
V. 1960–1961. Korespondencja Anny Rudzińskiej z Jerzym Giedroyciem ..... 139
VI. 1961. Sprawa „Kultury“ paryskiej ....................................................................... 155
Jan Józef Lipski Proces Anny Rudzińskiej i Klub Krzywego Koła ................................171
VII. Rozmowy z Pawłem Jasienicą ............................................................................ 173
MSW Zwolnić Rudzińską z pracy .................................................................................... 183
VIII. 1976–1980. Mój KOR i inni .............................................................................. 185
1975–1978 Z dzienniczka .............................................................................................209
IX. 1983. W stanie wojennym. Profile premierała ................................................. 217
Z listu do Janiny Frentzel-Zagórskiej do Australii .................................................225
1988. Z dzienniczka .......................................................................................................229
1989. Z dzienniczka ....................................................................................................... 237
X. 1990–1991. Z ostatniego dzienniczka................................................................... 245
Z listów do Ali Wieleżyńskiej [Jamroz] do Lwowa ................................................267
XI. Tradycja i przyszłość ..............................................................................................269
CZĘŚĆ II. RODZINA I PRZYJACIELE O ANNIE RUDZIŃSKIEJ .................. 273
Andrzej Krzeczunowicz Hanka ................................................................................... 275
Jacek Kurczewski Wolna Rzeczpospolita na Marszałkowskiej ....................................279
Justyna Kubit Kucharka Rzeczpospolitej ........................................................................283
Mówią Zofia i Zbigniew Romaszewscy ....................................................................287
Teresa Bochwic Rozmowa ze Zdzisławem Szpakowskim .............................................289
Teresa Bochwic Posłowie ................................................................................................293
Kalendarium życia Anny Rudzińskiej ......................................................................305
www.poltext.pl
7
O moją Polskę
I. 1939
Koniec mojego pięknego świata
W
akacje 1939 roku spędzaliśmy we Lwowie, w naszym domu blisko peryferii miasta położonym w pięknym, dużym naszym ogrodzie. Ojciec mój był
znanym działaczem politycznym i pracownikiem w przedsiębiorstwie naftowym
Gazolina. Matka pracowała społecznie, poza tym zajmowała się domem i dziećmi,
tzn. mną i moim młodszym o dwa lata bratem Bronisławem.
W miarę jak Polska utrwalała się gospodarczo i politycznie, rodzinie naszej powodziło się coraz lepiej. W 1936 roku moi rodzice kupili sporą (ok. trzech
tysięcy metrów kwadratowych) parcelę we Lwowie przy ulicy Norwida i tam zbudowali pięciopokojową willę, dość skromną, jak na poglądy wielu naszych znajomych. Po maturze w gimnazjum im. Królowej Jadwigi w 1937 roku wysłali mnie
do Paryża na studia.
Wydawało mi się, że życie jest piękne i doskonale ułożone. Polityką nie
zajmowałam się, uznając działalność ojca i matki za wystarczającą, a ponadto całkowicie zgodną z interesami Polski, która była dla mnie nie tylko ukochaną ojczyzną, ale również stałym, niewzruszonym kamieniem węgielnym naszego życia.
Właściwie wojna zaczęła się dla nas już 23 sierpnia 1939, kiedy to przyszła
wiadomość o zawarciu paktu o nieagresji Ribbentrop-Mołotow. Umowa ta była dla
nas jak uderzenie młota po głowie. Wprawdzie wszyscy byliśmy pewni, że Niemcy
na nas napadną i że musimy się bronić ze wszystkich sił, ale ta niedwuznaczna
groźba przyprawiała o rozpacz.
Ja – młoda i niedoświadczona – bardzo pragnęłam się jeszcze łudzić, bo
przecież uczono nas przez całe życie, które upłynęło w niepodległej ojczyźnie, że
jesteśmy silni, zwarci, gotowi i chociaż trzeba będzie ponieść wiele ofiar, musimy
zwyciężyć.
Na razie jednak, w ostatnie dni sierpnia, pogoda była tak piękna, że
wprost nie chciało się wierzyć w czarną przyszłość. Szykowaliśmy wszyscy czarne
zasłony na okna, oklejaliśmy szyby paskami papieru (naiwne przygotowania przeciwlotnicze), krzepiliśmy się wzajemnie wiarą w nasze siły i w przyjaźń Zachodu.
Muszę przyznać, że w całym domu – było nas czworo, rodzice i młodszy
brat Bronek – to ja okazywałam się największym tchórzem. Przez cały sierpień
budziłam się w nocy ze strachu i szłam spać na kanapkę w pokoju rodziców, bo
bałam się być sama. Ojciec mój gniewał się za takie panikarstwo i starał się wpajać
www.poltext.pl
71
O moją Polskę
O moją Polskę
nam wiarę w nasze możliwości walki i oporu. Całą I wojnę i do 1921 roku spędził
w Legionach i w Wojsku Polskim i miał proste, żołnierskie podejście do przyszłości.
Okazało się niestety, że moje lęki nie były nieuzasadnione.
Lwów był bombardowany przez Niemców już od godziny 10.30 w dniu
1 września, w okolicy Dworca Głównego. Byłyśmy tam z Matką, mając zamiar
zorganizować jakąś kantynę dla żołnierzy odjeżdżających na front, co się potem
okazało punktem opieki i zaopatrzenia dla licznych uchodźców z zachodnich terenów Polski. Pamiętam, że już 1 września stał na dworcu pociąg z uchodźcami
z Krotoszyna. Były to rodziny tamtejszych żołnierzy garnizonu na granicy i miejscowych kolejarzy. Zawsze piękny dworzec we Lwowie już tego pierwszego dnia
wyglądał jak obozowisko. Przed gmachem na olbrzymim trawniku leżeli rozłożeni
żołnierze, matki z płaczącymi dziećmi i w ogóle cały tłum, taki jaki później zbyt
często widzieliśmy w różnych miejscach i okolicznościach.
Urządziliśmy więc tę świetlicę z wyżywieniem, a już po kilku dniach w naszym domu zaczęli się pojawiać liczni uchodźcy z zachodniej i centralnej Polski,
różni nasi krewni i znajomi. Niektórzy uciekali dalej, gdyż do 24 września 1939
Lwów był bombardowany, chociaż stosunkowo może mniej niż inne tereny, np.
Warszawa. Jednak, to że wojska niemieckie podeszły pod Lwów już 12 września,
wydało nam się straszliwą, niewiarygodną klęską. Do Krakowa, do Katowic, do
Poznania – ostatecznie, ale do położonego na wschodnich krańcach Polski Lwowa?
To zupełnie przerastało moją wyobraźnię.
Poza pracą w kantynie tkwiłam całe dnie przy radiu. Najpierw – do 7
września – co chwila podawano pozdrowienia Wodza Naczelnego dla bohaterskich
żołnierzy Westerplatte z prośbą o dalsze wytrwanie. Pamiętam, jak jeden z naszych
zmobilizowanych wojskowych przyjaciół mówił z zachwytem:
– No, ci co tam zostaną żywi, wszyscy wyjdą z Virtuti Militari.
Nie wiem dotychczas, czy tak naprawdę się stało, ale w PRL długo trzeba
było czekać na rzeczywiste uznanie dla tych i innych żołnierzy września.
Tymczasem klęska zbliżała się coraz wyraźniej i choć był jeden radosny
dzień, 3 września, gdy Anglia i Francja wypowiedziały wojnę Niemcom, to widać
było, że jest źle, bardzo źle.
Trzeba tu powiedzieć, że należeliśmy niewątpliwie do grona ludzi, którym w Polsce lat 1918–1939 powodziło się coraz lepiej, w miarę jak kraj się rozwijał.
Ojciec mój był w chwili wybuchu wojny przewodniczącym Obozu Zjednoczenia
Narodowego w okręgach południowo-wschodnich (woj. lwowskie, tarnopolskie
i stanisławowskie), przewodniczącym Związku Legionistów Okręgu Lwowskiego,
a pracował jako dyrektor Banku Naftowego i członek Rady Zawiadowczej firmy
naftowej Gazolina, gdzie zresztą pracował przez cały okres niepodległości od 1921
roku. W poprzednich jedenastu latach był trzy razy posłem na Sejm z listy BBWR,
gdyż po przewrocie majowym zaczął jako legionista działać politycznie. Był bardzo znany w całym tym południowo-wschodnim okręgu, gdyż wiele jeździł na wiece i zebrania przedwyborcze i inne. W okresie oblężenia Lwowa przez Niemców
72
www.poltext.pl
O moją Polskę
Koniec mojego pięknego świata
został zmobilizowany do pracy w sztabie obrony Lwowa (w 1938 roku, w dwudziestolecie odzyskania niepodległości, był mianowany majorem); zabrał wtedy ze sobą
mego brata, harcerza, który został gońcem w sztabie.
Dzień najgorszy, chyba dotychczas jeszcze najgorszy w moim życiu, to
17 września 1939 roku. Można by go porównać jeszcze z inną niedzielą13 grudnia
1981 roku. Nie mamy jakoś szczęścia do niedziel. Ale wtedy był to koniec świata.
Tak to odczułam i po czterdziestu pięciu latach widzę, że odczułam prawdziwie.
Była to niedziela, piękna pogoda, jak zresztą przez cały ten nieszczęsny
wrzesień. Jak zwykle każdego dnia rano wstałam około 7.30 i pobiegłam do radia,
posłuchać, co się dzieje na innych frontach. W tym czasie my też byliśmy już na
froncie, Niemcy byli dosłownie o kilkanaście metrów od naszego płotu po drugiej
stronie ulicy. Od kilku dni na słabej fali Warszawy II udawało się nam usłyszeć
zachrypnięty głos prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego.
Tym razem prawie natychmiast usłyszałam w radiu radosne i entuzjastyczne krzyki po rosyjsku, w których wyraźne były właściwie tylko dwa zwroty:
Krasnaja Armia, mareszal Woroszyłow, w kółko to samo zachrypniętym głosem. Poczułam, że coś jest bardzo niedobrze, ale ponieważ nigdy, po dziś dzień, nie nauczyłam się po rosyjsku, zawołałam Matkę, która znała ten język doskonale jeszcze ze
szkoły w zaborze rosyjskim.
– Oni mówią, że Polska przestała istnieć, że rząd uciekł do Rumunii,
a Czerwona Armia pod dowództwem Woroszyłowa wkroczyła zwycięsko na nasze
ziemie, aby uwolnić uciemiężone narody Ukraińców i Białorusinów i połączyć te
ziemie z Ukrainą i Białorusią – przetłumaczyła Matka, blada jak ściana. – To koniec.
Chodziłam po naszym zielonym, pachnącym ogrodzie i płakałam – mój
świat się skończył.
17 września Ojca ani brata nie było w domu.
Lwów bronił się jeszcze przed Niemcami do 22 września. Zaraz potem
wkroczyli Rosjanie. Ojciec wrócił do domu i ze zszarzałą z rozpaczy twarzą zdjął
mundur. Wszyscy byliśmy zrozpaczeni i kompletnie zdezorientowani, wydawało
się jednak jasne, że Ojciec nie powinien przebywać w domu. Przeniósł się więc na
noclegi do swego biura w firmie Gazolina przy ulicy Leona Sapiehy 3.
Mimo poddania Lwowa i prawie całego terytorium Polski Niemcom i Rosjanom, Warszawa broniła się jeszcze do 27 września, do 30 września Hel i Modlin, zaś ostatnia bitwa rozegrała się pod Kockiem 7 października 1939. Przez
triumfalne głosy sowieckich radiostacji sławiących bohaterstwo Armii Czerwonej
przebijały się czasem polskie głosy, przede wszystkim tragiczny, zachrypnięty głos
prezydenta Warszawy Starzyńskiego, który w końcu powiedział, że z braku wody,
prądu, gazu i z powodu wielkich trudności z wyżywieniem mieszkańców Warszawy, stolica musi się poddać Niemcom. Tak kończyła się nasza niepodległość.
Wojska sowieckie wkraczające do Lwowa po 22 września 1939 witane
były niebywale entuzjastycznie przez duże grupy miejscowych Żydów i Ukraińców,
szczególnie młodych, którzy w owym czasie masowo byli zwolennikami komuniwww.poltext.pl
73
O moją Polskę
O moją Polskę
zmu. Nie widziałam tego osobiście, ponieważ nie wychodziliśmy z domu, poza
Ojcem. Okropne i jakoś niezrozumiałe było to, że się tak strasznie cieszą z upadku
Polski. Rozumieliśmy, że nie muszą się z tego powodu martwić tak jak my, ale
cieszyć się i kopać pokonanych? Ukraińcy już wkrótce zaczęli się rozczarowywać
do „wyzwolicieli”, gdyż nowa sytuacja nie zaspokajała ich dążeń do samodzielnej
Ukrainy, do której zrobiło się dalej niż za czasów polskich, mimo hucznych deklaracji nowej władzy. Niemniej, na początku ta nowa władza miała wiele pożytku
z miejscowych zwolenników. Zarówno Ukraińcy, jak i Żydzi dysponowali doskonałą znajomością miejscowej sytuacji politycznej i to ułatwiło Sowietom przygotowanie list aresztowanych wkrótce polskich działaczy społecznych i politycznych z tego
terenu do wywózek.
Ojca mego przyszli, o ile wiem, aresztować jako pierwszego we Lwowie.
Było to około 22, 23 września. Przyszło po niego trzech pracowników
KGB. Powiedziałyśmy im, że jest w pracy. Był rzeczywiście w biurze. Na szczęście,
ponieważ po rozkopanych i zabarykadowanych ulicach nie można było przejechać
samochodem do biura, gdzie był Ojciec, panowie ci poszli piechotą. Brat mój pobiegł krótszą drogą uprzedzić go i zdążył wyprowadzić Ojca do kościoła św. Marii
Magdaleny. Z drzwi kościoła zobaczyli po kilkunastu minutach sołdatów wchodzących do firmy.
Ojciec początkowo nie chciał ani ukrywać się, ani uciekać. Powtarzał, że
pracował uczciwie dla swojej ojczyzny i nikt nie może mieć mu tego za złe. Niestety,
nie był to pogląd nowej władzy.
Ojciec już nigdy do domu ani do biura nie wrócił. W pierwszych dniach
ukrywał się u dalszej naszej rodziny, później próbował przedostać się przez granicę
na Węgry, aby móc dalej walczyć
w tej wojnie,
która na Zachodzie przecież dopieZachęcamy
do lektury!
ro się rozpoczynała. Próby ucieczki nie miały szans powodzenia, gdyż jako poseł
z okręgu stryjskiego Ojciec znany był doskonale we wszystkich nadgranicznych
wsiach i miasteczkach.
Opowiem teraz o jego próbie ucieczki i dalszych losach tej jesieni. 24
września przyjechał po Ojca syn naczelnego dyrektora naszej firmy, pracujący
w okolicach Stryja, Zbyszek Wieleżyński i zabrał go samochodem w stronę granicy.
Do Stryja dojechali bez trudności, albowiem Zbyszek umocował na samochodzie
czerwoną chorągiewkę i gnał sto kilometrów na godzinę, nie zwalniając przed żadnymi kontrolami. Przenocowali w gazowni należącej do Gazoliny. W nocy – jak
się okazało z donosu jednego z pracowników, cały teren został przeszukany. Tylko
dzięki niezwykłemu przypadkowi Ojciec uniknął aresztowania. Nocował mianowicie w małym pokoiku, do którego wchodziło się z sąsiedniego pokoju biurowego.
Dopóki drzwi na korytarz w dużym pokoju były otwarte, zasłaniały całkowicie wejście do małego pokoiku i rewidujący w ogóle tam nie weszli.
Rano Ojciec odjechał natychmiast do Borysławia, gdzie zatrzymał się
u naszych kuzynów Ireny i Janusza Girzejowskich. Janusz Girzejowski zorganizował od ręki przerzut przez granicę. Przejścia z Ojcem podjął się były legionista,
74
www.poltext.pl

Podobne dokumenty