Husaria pod Wiedniem 1683

Transkrypt

Husaria pod Wiedniem 1683
Husaria pod Wiedniem 1683
Wpisany przez Raleen
wtorek, 20 listopada 2012 21:30 - Poprawiony wtorek, 20 listopada 2012 21:30
Informacje o książce
Autor: Radosław Sikora
Wydawca: IW Erica
Rok wydania: 2012
Stron: 285
Wymiary: 23,8 x 16,6 x 2,9 cm
Oprawa: twarda
ISBN: 978-83-62329-70-0
Recenzja
„Husaria pod Wiedniem 1683” to trzecia już praca Radosława Sikory poświęcona tematyce
husarii w cyklu stworzonym przez wydawnictwo Erica. O ile jego pierwsza książka w tej serii
miała przede wszystkim popularyzatorski charakter, to kolejna pt. „Niezwykłe bitwy i szarże
husarii” stawiała sobie dalej idące cele i była w większym stopniu adresowana do czytelników
zainteresowanych tematyką XVII-wiecznej wojskowości. Najnowsza publikacja autora
kontynuuje ten trend, rzec by można, że znowu idąc o krok dalej, bo skupiając się na
wybranym, stosunkowo krótkim wycinku czasowym. Dzięki temu jest bardziej szczegółowa, a
że nie brak w niej nowych ustaleń (w stosunku do dotychczasowej historiografii), powinna
wzbudzić zainteresowanie także wśród znawców tematu.
Książkę rozpoczyna pogłębiona analiza przekazów źródłowych dotyczących wyglądu husarii w
okresie bitwy wiedeńskiej (i czasach bezpośrednio ją poprzedzających – miarodajnych dla
ustalenia jak wyglądała husaria w okresie tytułowej bitwy). Autor i wydawnictwo podeszli do
sprawy wyjątkowo rzetelnie, sporządzając w wielu przypadkach nowe tłumaczenia tekstów
źródłowych, często obcojęzycznych (z francuskiego, włoskiego, niemieckiego, łaciny itd.). W
książce teksty zamieszczane są w oryginałach i w tłumaczeniu. W kilku miejscach autor
wskazuje różnice i błędy w dotychczasowym rozumieniu niektórych znanych tekstów
źródłowych, wpływające na różnice w ich interpretacji. Cała grupa fragmentów tekstów
poświęcona jest ceremonii koronacyjnej Jana III Sobieskiego, jego wjazdowi do Krakowa i
udziale w niej chorągwi husarskich i pancernych. Inny ciekawy tekst to regestr rzeczy
pozostawionych po poległym husarzu Kazimierzu Borkowskim, z 1670 r. Rozdział zamykają
1/5
Husaria pod Wiedniem 1683
Wpisany przez Raleen
wtorek, 20 listopada 2012 21:30 - Poprawiony wtorek, 20 listopada 2012 21:30
analizy obrazu Martino Altomonte, przedstawiającego bitwę wiedeńską, oraz kolejny regestr
ruchomości, pozostałych po husarzu Janie Franciszku Gosiewskim, z 1698 r.
Po tej dość obszernej części poświęconej źródłom i ich analizie autor zajął się problematyką
ślepych porcji, ślepych pocztów i ślepych koni oraz krytyką dotychczasowych ustaleń w tej
mierze prof. Jana Wimmera. Radosław Sikora zwraca tu uwagę na różnicę między stanami
chorągwi wynikającymi z komputu oraz z tzw. roll popisowych i uważa, że liczbę ślepych porcji,
pocztów i koni należy odnosić do tych pierwszych. Na licznych przykładach pokazuje jak
dalece rzeczywista liczebność oddziałów potrafiła odbiegać od tej wynikającej z dokumentacji.
Ostatecznie, dla bitwy wiedeńskiej przyjmuje on liczbę ślepych pocztów, koni i porcji na
20-25% komputowej liczebności wojska (s. 89), podczas gdy Jan Wimmer przyjmował ją na
10% stanu wynikającego z roll popisowych.
Następny rozdział to analiza wyposażenia i uzbrojenia husarzy. Kolejne podrozdziały
poświęcone zostały poszczególnym elementom: koniom, kopii, skrzydłom, pozostałej broni
zaczepnej w tym broni palnej (także dwuręcznym mieczom), tarczom, pancerzom (kolczugom)
oraz zbrojom (płytowym). Jedną z ciekawszych informacji jest tu moim zdaniem fakt używania
przez husarię kolczug i tego jak to było, że na niektóre kampanie husarze woleli przywdziewać
kolczugi, mimo że te dawały im zdecydowanie słabszą ochronę niż zbroje. Tradycyjnie
frapującym miłośników tej formacji zagadnieniem są skrzydła. Tutaj autor nie wywraca naszej
wiedzy do góry nogami, dalej wskazuje natomiast na znaczenie proporców (głównie jeśli chodzi
o płoszenie koni przeciwnika), jednocześnie zwracając uwagę na fakt, że najprawdopodobniej
pod Wiedniem nie wszystkie chorągwie miały proporce. Są źródła wspominające o tym, że
część husarzy walczyła „gołymi” kopiami. Jeszcze inny, niezwykle interesujący wątek to
zdobienia zbroi husarskich (autor omawia m.in. pewne zagadnienia metalurgiczne), i jak one
wyglądały. Okazuje się, że często w sposób bardzo odmienny od ogólnie przyjmowanych
wyobrażeń.
Dalsze dwa rozdziały poświęcono szykom oraz rozpoznawaniu w walce, identyfikacji
swój-obcy, przekazywaniu rozkazów, roli znaków hetmańskich (buńczuków), kotłów chorągwi
królewskiej i buławom. Autor poczynił pewne nowe ustalenia odnośnie buńczuków – w
stosunku do tego co jest w najświeższej literaturze. Ściśle w oparciu o źródła. Z kolei odnośnie
buław zwraca np. uwagę, że z przekazów wynika, iż na polu bitwy w zasadzie ich nie używano,
co może być ciekawostką na tle ogólnych wyobrażeń odnośnie tego jak wyglądało dowodzenie
wojskami polskimi w tamtym okresie.
Następny rozdział pt. „Szarża” przedstawia ogólnie jak wyglądała szarża husarii w tej epoce.
Omówiono tam kilka podstawowych komend, sposób ich wydawania, jakie pieśni śpiewano
podczas ataku, jakie panowały zwyczaje odnośnie wznoszenia okrzyków bojowych. W tle jest
bitwa pod Wiedniem, ale rozdział ten nie odnosi się do niej wprost. Autor zwraca też uwagę na
ścisły szyk jazdy „kolano obok kolana” (albo „kolano w kolano”), na który kładziono duży
nacisk. Przedstawiono także jak wyglądało nabieranie prędkości przez husarię (i w ogóle jazdę
w tej epoce). Poruszała się ona z początku bardzo powoli (źródła mówią o „małym kłusku”),
dopiero tuż przed zwarciem z przeciwnikiem nabierała prędkości i „skakała” na wroga. Główną
przyczyną było rzecz jasna dążenie do tego by przedwcześnie nie zmęczyć koni.
2/5
Husaria pod Wiedniem 1683
Wpisany przez Raleen
wtorek, 20 listopada 2012 21:30 - Poprawiony wtorek, 20 listopada 2012 21:30
Przedostatni rozdział nosi tytuł „Ludzie”. Poświęcony został przedstawieniu „elementu
ludzkiego” wchodzącego w skład husarii, czyli towarzyszy, pachołków pocztowych
(czeladników pocztowych) i pachołków luźnych (nazywanych też przez źródła „hołotą”).
Rozdział ten, jako całość, jest ciekawy i dobrze podparty materiałem źródłowym. W jednym
miejscu trudno jednak zaakceptować wywody autora: gdy na s. 195-196 porównuje on wysiłek
finansowy chłopa i towarzysza husarskiego na rzecz obronności ojczyzny. By nie wypaczyć
sensu wypowiedzi Radosława Sikory posłużę się obszerniejszym cytatem:
„Jeszcze jedno zestawienie będzie bardzo obrazowe: porównanie wysiłku finansowego
towarzysza husarskiego i zamożnego chłopa polskiego, gospodarującego na areale 1 łana,
czyli około 17 hektarach ziemi. Chłop taki, siedząc w domu i nie ryzykując życia, miał w okresie
od 1 maja 1683 roku do 1 lutego 1685 roku zapłacić około 20 zł podatku. Towarzysz husarski,
ryzykując zdrowie i życie, finansował swoją służbę tysiącami złotych. Oczywiście porównanie to
jest o tyle nieuprawnione, że dochody jednołanowych chłopów odbiegały od dochodów
średniozamożnej szlachty. Pokazuje jednak skalę wydatków towarzystwa husarskiego na tle
wydatków chłopstwa.”
Fragment ten ma związek z jedną z głównych tez autora w ramach omawianego rozdziału,
mianowicie, że do służby w husarii towarzysze często musieli dokładać i o ile nie łupili po
drodze w mijanych przez ich jednostki dobrach, to wychodzili na tej służbie na minus, co w
oparciu o przedstawione w książce dane wygląda przekonująco. Powyżej autor stara się
ukazać zaangażowanie towarzyszy husarskich w obronę ojczyzny i to, że z własnej kiesy
dokładali się do niej, na koniec porównując ich wydatki z podatkami, jakie płaciło zamożne
chłopstwo, przekonując nas, że ich wysiłki były o wiele większe i tym samym jak byśmy dziś
powiedzieli, byli oni „prawdziwymi patriotami”. Porównanie to jest moim zdaniem o tyle
bezsensowne, że nie uwzględnia realiów społeczno-ustrojowych XVII-wiecznej
Rzeczypospolitej. Otóż majątek towarzyszy husarskich, będących w przytłaczającej większości
szlachtą, pochodził z ich dóbr, w których był wypracowywany rękami przypisanych do ziemi
chłopów pańszczyźnianych. Źródłem tego majątku był w znacznej mierze wyzysk tych chłopów.
W tej sytuacji trudno porównywać majątek chłopów i podatki przez nich płacone z majątkiem i
podatkami płaconymi przez szlachtę. Wydaje się, że sensowne byłoby porównanie tych
nakładów towarzyszy husarskich z podatkami płaconymi przez większość szlachty, która w
wojsku nie służyła. W każdym razie warto pamiętać skąd pochodziły pieniądze, za które
szlachta kupowała swój ekwipunek, drogie konie, zbroje, szable i inny oręż. W przeciwnym
razie uzyskujemy dość sielankowy obraz rzeczywistości społecznej tamtych czasów, jaki
czasami spotkać można wśród bezkrytycznych miłośników Rzeczypospolitej szlacheckiej.
Rozpisałem się, choć to o czym wyżej mowa dotyczy jedynie niewielkiego fragmentu książki.
Starałem się jednak uniknąć nieporozumień i niedopowiedzeń. Dalej autor pisze także, choć
już – na szczęście – niezbyt wiele o szeroko rozumianym morale i wyszkoleniu husarii, a także
o wartości jaką był honor, poruszając kwestię pewnego etosu, jaki istniał w ramach tej formacji.
Wywody, jak całość książki, są dobrze podparte cytatami ze źródeł. Niektóre przytaczane
fragmenty są niewątpliwie bardzo interesujące, a ich interpretacja w wykonaniu autora nie jest
szablonowa. Niestety rozprawianie o honorze różnych grup ludzi i jego stopniowaniu czy
porównywaniu chyba nigdy nie było zadaniem łatwym, stąd niektórzy badacze zajmujący się
historią wojskowości świadomie woleli ten temat omijać szerokim łukiem. Jak się czyta
3/5
Husaria pod Wiedniem 1683
Wpisany przez Raleen
wtorek, 20 listopada 2012 21:30 - Poprawiony wtorek, 20 listopada 2012 21:30
recenzowaną książkę, to gdy autor porównuje towarzyszy do pocztowych, można miejscami
odnieść wrażenie, że tym pierwszym przypisuje jakieś immanentne cechy, których nie posiadali
ci drudzy. Znów dotykamy tu pewnego kontekstu społecznego. Tymczasem, z owym honorem
moim zdaniem było tak, że zależnie od tego, ile kto miał majątku i dochodów, na taki honor
było go stać. Towarzysz, jak to świetnie autor pokazuje, mógł liczyć w razie poważnych
kłopotów na wsparcie kompaniji, funkcjonowała instytucja zapomóg (tylko wśród towarzyszy –
co charakterystyczne), mógł też liczyć na swojego rotmistrza itd. Wszystko to świetnie
pokazują cytowane w książce źródła i wywody autora. Pachołek pocztowy nie mógł na pewne
rzeczy liczyć, on musiał się troszczyć o siebie sam i w razie kłopotów zostawał z nimi sam.
Stąd np. nie ma się co dziwić dużo większej dezercji pachołków pocztowych podczas marszu
na Węgry po bitwie pod Wiedniem. Gwoli sprawiedliwości dodam, że autor pokazuje też
przykłady przeciwne, np. jak to w dalszej fazie kampanii jakiś pachołek pocztowy na komendę
by ci co mają jeszcze kopie wysunęli się do pierwszego szeregu, nie chciał oddać własnej kopii
swojemu panu (towarzyszowi), za co król Jan III Sobieski pochwalił go i dał mu 5 dukatów.
Ogólnie sądzę, że o ile pisanie o tego typu sprawach jak morale, etos itd. było dobre we
wcześniejszych częściach cyklu, o tyle w obecnej i dalszych, które są w większym stopniu
skierowane do bardziej wymagającego czytelnika, jeśli już autor do tego sięga, należy to robić
w sposób głęboko przemyślany.
Wracajmy jednak do właściwego tematu, czyli bitwy pod Wiedniem. Było do tej pory o husarii i
tym jak mogła ona wyglądać podczas tej batalii oraz różnych innych kwestiach, jak choćby
element ludzki, któremu poświęciłem więcej uwagi. Tymczasem sama decydująca faza bitwy
przedstawiona jest dość skąpo… Autor się nie postarał? Niestety, tym razem dobrze wykonał
swoją robotę. Co więcej, miał odwagę przyznać coś, co często historykom trudno przechodzi
przez gardło (jeśli tak można powiedzieć): że niewiele wiadomo o tym jak wyglądała
rozstrzygająca szarża kawalerii sprzymierzonych (z husarią na czele). Więcej informacji jest o
działaniach wstępnych, o szarży rozpoznawczej chorągwi Aleksandra Sobieskiego. Z tego co
mamy autor, bardzo tutaj skrupulatny, starał się zrekonstruować jak najwięcej. Książka
przypomina mi w tym miejscu pracę niemieckiego historyka Svena Ekdahla o innej znanej
polskiej bitwie – pod Grunwaldem. W odniesieniu do tej bitwy także przez lata historycy
tworzyli różne jej opisy i rekonstrukcje, siląc się na to by możliwie najbardziej szczegółowo
ukazać jej przebieg, nieraz idąc przy tym bardzo daleko w swoich rozumowaniach, które jak się
dziś okazuje, często były oparte na wątpliwych podstawach. Książka Ekdahla, w Polsce
wydana w 2010 r. przez wydawnictwo Avalon, jest bardziej o tym, czego o bitwie nie wiemy,
niż o tym co wiemy. Końcówka pracy Radosława Sikory wydaje mi się pod tym względem do
tamtego dzieła podobna. Uważam to – żeby nie było wątpliwości – za jej zaletę, i z punktu
widzenia zawodowych historyków z pewnością będzie to jej zaletą.
Na koniec pora powiedzieć parę słów o stronie edytorskiej, ilustracjach i innych ogólnych
kwestiach. Samo wydanie wypada rewelacyjnie: gruba, solidna okładka, znakomita ilustracja
na okładce – dużo lepsza niż poprzednie i dużo bardziej historyczna (mam na myśli sylwetkę
husarza), świetny pomysł na tło w postaci starej, nadpalonej karty. Moim zdaniem jedna z
najlepszych (od strony graficznej) okładek wśród książek wydawnictwa Erica (zwykle o takich
sprawach nie piszę, ale ta okładka wyraźnie wybija się z tłumu). Literówek w książce nie
znalazłem – ostatnio rzadkie zjawisko na tle różnych, często nawet bardzo porządnych
publikacji. Wreszcie środek, gdzie znajdziemy aż 32 kartki (64 strony!) w większości
4/5
Husaria pod Wiedniem 1683
Wpisany przez Raleen
wtorek, 20 listopada 2012 21:30 - Poprawiony wtorek, 20 listopada 2012 21:30
kolorowych ilustracji, na kredowym papierze. Nie są to przy tym „standardowe” obrazki
dotyczące omawianego tematu, znane wielu spośród czytelników (zwłaszcza tych z dłuższym
stażem) z podręczników szkolnych czy serii „Z dziejów Narodu i Państwa Polskiego”, ale w
większości reprodukcje obrazów i szkice z epoki (tutaj szczególnie dużo szkiców i fragmentów
obrazu wspomnianego już wyżej Martino Altomonte). Książkę kończy zestawienie tabelaryczne
informacji o udziale w bitwie poszczególnych chorągwi husarii oraz osobny dodatek „Rycerstwo
polskie zaangażowane w odsiecz wiedeńską”, zmierzający do zidentyfikowania żołnierzy,
którzy wzięli udział w tej batalii, nawiązujący do artykułu Barbary Bendzińskiej-Komarow i
Ryszarda Tymoteusza Komorowskiego z nr 107 (z 2008 r.) „Alma Mater” pod tytułem
„Rycerstwo polskie w odsieczy wiedeńskiej”. Dodatek zdaje się miejscami weryfikuje dane z
artykułu i może być przydatny głównie dla poszukujących informacji o swoich przodkach
(dodam, że zawiera także herby żołnierzy).
Osobno parę słów o stylu książki i bibliografii. Czyta się w miarę płynnie, chociaż czasami
może dawać się niektórym we znaki duża liczba cytatów ze źródeł, które z racji operowania
staropolszczyzną wymagają większego skupienia, oraz dość liczne przypisy. Bibliografia jest
stosunkowo obszerna, jak na wąską tematykę poruszaną w książce.
Podsumowując, mimo pewnych krytycznych uwag do jednego z rozdziałów jest to bardzo
dobra książka. Nie chciałbym więc by drobne minusy przesłoniły liczne i mocne plusy. Od
strony wydawniczej jest to moim zdaniem obecnie jedna z najlepiej wydanych książek na
rynku, zwłaszcza w obecnych niełatwych dla wydawców książki historycznej czasach. Do tego
sprzedawana po bardzo przystępnej cenie (biorąc choćby pod uwagę twardą okładkę i te 64
strony ilustracji na kredowym papierze). Samego autora przedstawiać nie trzeba, zwłaszcza
historykom czy osobom interesującym się w jakiś sposób tematyką husarii i XVII-wiecznej
wojskowości. W recenzowanej książce od strony merytorycznej przemawia na jego rzecz
zwłaszcza podejście do źródeł i ich pogłębiona interpretacja oraz wyjątkowo staranna edycja
(w tym tłumaczenia). Również końcowy rozdział książki, gdzie zamiast fantazjować,
wypełniając w ten sposób luki w naszej wiedzy, autor jest w stanie powiedzieć przysłowiowe
„wiem, że nic nie wiem”, świadczy o dojrzałości merytorycznej książki. Wreszcie książka jest
niewątpliwie wartościowa z uwagi na dużą ilość szczegółowych i starannie weryfikowanych
przez autora informacji. Polecam, sądzę, że lepszej publikacji na omawiany w niej temat na
chwilę obecną nie znajdziecie.
Autor: Raleen
Opublikowano 20.11.2012 r.
5/5