A BOGATY NIECH SOBIE PŁACI
Transkrypt
A BOGATY NIECH SOBIE PŁACI
12 WSPÓŁORGANIZATOR AKCJI Czwartek 11 lutego 2010 Gazeta Wyborcza www.wyborcza.pl + + LECZYĆ PO LUDZKU Akcja społeczna „Gazety” oraz Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej MAŁGORZATA KOLIŃSKA-DĄBROWSKA Anna z Warszawy: – Mam najdroższą kartę renomowanej kliniki. Uprawnia mnie ona m.in. do korzystania z oddzielnej recepcji dla VIPów. Niedawno przyjeżdżam do kliniki, mijam tłum zwykłych klientów i kieruję się do strefy uprzywilejowanej. Otwieram drzwi, a tam... taki sam tłok! Skoro prawie każdy jest VIP-em, to już nikt nie jest VIP-em. Najzamożniejsi coraz częściej leczą się za granicą. Niektóre firmy medyczne, np. Medicover, mają w ofercie leczenie nawet w amerykańskich prywatnych szpitalach. BARTOSZ BOBKOWSKI Gdy nawet złota karta nie pomaga Czy płacąc co miesiąc abonament, zapomnimy okolejkach do lekarza? Nic ztego. Rosnąca popularność prywatnej opieki medycznej powoduje pogorszenie standardów obsługi dam, menedżer firmy informatycznej z Warszawy, wspomina, jak to 12 lat temu zaczynał pracę w dużej zachodniej korporacji. Jako członek ścisłego kierownictwa dostał wtedy kartę cenniejszą nawet niż kredytowa – kartę VIP do prywatnej kliniki. – Gdy tylko zadzwoniłem, mogłem wybrać sobie lekarza oraz dogodny dla siebie termin wizyty. Rzecz nie do pomyślenia w publicznej służbie zdrowia – opowiada Adam. – Raz potrzebowałem przedłużyć receptę. Lekarz przywiózł mi ją do domu! Dziś – gdy kartę do tej kliniki mają nie tylko kierownicy, ale również wszyscy pracownicy firmy, nawet sprzątaczki – pan Adam musi się pofatygować po receptę sam. Może jednak zlecić jej wypisanie przez telefon. Będzie czekała na niego w recepcji. A Prywatni nie lubią ryzyka Niemal połowa polskich rodzin korzysta z prywatnej opieki zdrowotnej opłacanej z własnej kieszeni lub z abonamentu opłacanego w całości lub częściowo przez pracodawcę. To konkluzja raportu „Diagnoza społeczna 2009”. Według Ministerstwa Zdrowia rocznie wydajemy na prywatne leczenie ponad 12 mld zł. Dla porównania: roczny budżet NFZ to ok. 54 mld. – Zrozumieliśmy, że nasze bezpieczeństwo zdrowotne jest zagrożone, i dlatego musimy korzystać z systemu alternatywnego do NFZ – ocenia Maciej Dercz, ekspert Instytutu Spraw Publicznych. Boom na prywatne przychodnie, kliniki i szpitale rozpoczął się w połowie lat 90. Wtedy pojawiły się między innymi takie sieci, jak: Medicover, Lux Med i Enel Med. Grupa Lux Med, która skupia też placówki działające pod marką LIM, Medyca Rodzinna i Promedis, pod koniec 2009 r. obsługiwała ponad milion pa- cjentów, którzy sami wykupili abonament albo opłacił go im zakład pracy. Do tego dochodzą klienci, którzy płacą za pojedyncze wizyty czy badania. Ich liczba jest trudna do oszacowania. Wiele osób wykupuje abonamenty nie bezpośrednio w firmach medycznych, ale w ubezpieczeniowych. To wszystko powoduje, że recepcje prywatnych przychodni wydają się nie mniej zatłoczone niż te w państwowych placówkach. – Dziura w systemie publicznej opieki zdrowotnej jest tak ogromna, że prywatne placówki nie są w stanie jej zapełnić. Firmy otwierają coraz to nowe filie, ale to wciąż mało. Na rynku jest mało doświadczonych lekarzy – wyjaśnia Maciej Dercz. Marta, mama małego Krzysia, opowiedziała nam, jak to w sobotę nad ranem wezwała lekarza na pilną wizytę domową: – Pani doktor dotarła do nas dopiero po 14 godzinach. Zamiast badać synka, odbierała telefony zdenerwowanych pacjentów i na kolanie notowała kolejne adresy. Ktoś krzyczał do słuchawki, że skoro ma złotą kartę, to żąda natychmiastowej wizyty. Potem dzwonił inny zkartą diamentową, droższą, a więc pilniejszą. Tacy jak my, ze zwykłą kartą, spadali na koniec listy. Prywatna opieka medyczna pozwoli nam szybciej i wygodniej zrobić podstawowe badania i skorzystać z konsultacji lekarskiej. Szybko i dobrze zoperuje nam kolano, prostatę, powiększy piersi, wstawi protezę biodra. Prywatna firma pomoże nam podnieść jakość życia i zachować zdrowie. Nie wyleczy nas jednak z nowotworu, nie przyjmie po zawale. Nie zrobi niczego, co wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem lub wydatkami. Dotyczy to nawet porodu. W znanej klinice w Warszawie poród siłami natury kosztuje ponad 9 tys. zł, cesarskie cięcie – ponad 10 tys. zł. Jednoosobowe pokoje, pięknie wyposażone, stała opieka lekarzy, położnych, znieczulenie – marzenie każdej rodzącej. Ale gdy dzwonimy na infolinię, słyszymy: – Nie prowadzimy i nie przyjmujemy porodów z ciąż zagrożonych. Nie mamy oddziału intensywnej opieki medycznej dla noworodków. Dlatego przy powikłaniach odwozimy dziecko do publicznego szpitala położniczego. Maciej Dercz z Instytutu Spraw Publicznych: – Współpraca prywatnych centrów medycznych z publicznymi szpitalami i klinikami specjalistycznymi jest nieuregulowana. Prywatne firmy nie chcą ponosić negatywnych konsekwencji złego zdiagnozowania pacjenta i dążą do zminimalizowania ryzyka wystąpienia powikłań. Dlatego często, choć oferują jakąś usługę, to w przypadku komplikacji odsyłają pacjenta do szpitala publicznego. A ten i tak musi przyjąć każdego, kogo życie jest zagrożone. I może być tak, że operacja zaczęta w prywatnej klinice, skończy się w szpitalu publicznym. WSPÓŁPRACA DARIUSZ BRZOSTEK rych dochód mieści się w górnej ćwiartce dochodów. Korzystanie z prywatnego lekarza nie wyklucza korzystania z systemu publicznego. Można nawet powiedzieć, że ludzie z wielkich miast i najzamożniejsi również często leczą się w ramach ubezpieczeń. Dwa razy rzadziej korzystają z prywatnego leczenia ludzie o niskich dochodach. Ale w ciągu ostatnich dwóch lat ich liczba wzrosła o 6 proc. Najczęściej Polak chodzi prywatnie do specjalistów i robi sobie badania. Ponieważ od kilku już lat kolejki do specjalistów i badań w systemie ubezpieczeniowym rosną, trudno się dziwić, że ten, kto więcej zarabia, woli zapłacić nawet kilkaset złotych, by wcześniej uzyskać diagnozę. Ale jeśli po postawieniu diagnozy choroba wymaga leczenia szpitalnego, nawet zamożni korzystają z systemu publicznego. Abonamenty firm obejmują najczęściej leczenie pozaszpitalne, a zresztą zaledwie 5 proc. społeczeństwa ma abonamenty – głównie mieszkańcy wielkich miast. Zamożne firmy, które dają takie bonusy swoim pracownikom, dały je już wcześniej, a kryzys nie służy rozwojowi abonamentów. Szpitali leczących prywatnie jest tak mało, że chorych nawet nie ujmują statystyki. Są za drogie dla indywidualnego pacjenta, a rynek dodatkowych ubezpieczeń prawie nie istnieje. Kolejki do prywatnych usług medycznych biorą się stąd, że w syste- mie publicznym nastąpiło pogorszenie. Jeszcze nie tak wielkie, by prywatni inwestorzy zdecydowali się wyłożyć wielkie pieniądze, by poszerzyć swoją bazę. Ale jeśli komfort usług w prywatnym sektorze wyraźnie się pogorszy, odpłyną z niego klienci. Odnoszę wrażenie, że wzrost kolejek do prywatnych specjalistów to celowy zamysł władz organizujących system zdrowia. Dopuszczając do tego, że coraz trudniej się leczyć i coraz dłużej trzeba na to leczenie czekać, państwo chce zachęcić najlepiej sytuowanych do odpłynięcia poza system ubezpieczeniowy. Chce stworzyć przestrzeń do rozwoju prywatnych ubezpieczeń. Tylko dlaczego nikt się do tego nie przyznaje? Uśmiech rejestratorki Gdy rozmawiamy z pacjentami prywatnych klinik w Warszawie, wysłuchujemy tylu narzekań, że aż trudno uwierzyć, że posiadacze kart VIP iabonamentów jeszcze z nich nie zrezygnowali i nie wrócili do swoich rejonowych przychodni na kontrakcie NFZ. Maria z Warszawy: – Kilka lat temu wizyta w prywatnej klinice przypominała zakupy w sklepie „za żółtą firanką” w czasach PRL-u. Rzecz niedostępna dla wszystkich, kosztowna i oczywiście mocno pożądana. Teraz stała się tylko kosztowna. Powód rozczarowana: – Myślałam, że płacąc z własnej kieszeni, ucieknę przed kolejkami. A muszę czekać na wizytę u lekarza specjalisty nawet kilka tygodni! Dlaczego więc nie zrezygnuje z abonamentu? – Kolejka w prywatnej klinice i tak jest krótsza niż w rejonowej przychodni. – Dzisiaj ludzie denerwują się, gdy muszą poczekać nawet parę minut – zwierza się Magdalena, która rejestruje pacjentów w jednej z obleganych prywatnych klinik. – Teraz każdy, kto trochę więcej zarabia, wykupuje sobie podstawowy abonament. Dziś nie widuję u nas już znanych aktorów i piosenkarzy. Mamy takich samych pacjentów jak w publicznych placówkach. Ale ponieważ płacą, mają dużo wyższe wymagania. Wizyta Prywatne kliniki unikają ryzyka, dlatego bywa, że operacja zaczęta w prywatnej klinice, skończy się w szpitalu publicznym – mówi dr Maciej Dercz, specjalista prawa ochrony zdrowia, ekspert Instytutu Spraw Publicznych Kogo stać, ten płaci 49 proc. rodzin w Polsce płaci z własnej kieszeni za usługi zdrowotne 5 proc. rodzin korzysta ze stałego abonamentu na prywatne usługi zdrowotne 526 zł wydaje przeciętnie rodzina w ciągu trzech miesięcy na leczenie i badania ambulatoryjne – to o 74 proc. więcej niż w 2005 r.! 378 zł wydaje przeciętnie rodzina w ciągu trzech miesięcy na lekarstwa – to o 23 proc. więcej niż w 2005 r. KOMENTARZ A BOGATY NIECH SOBIE PŁACI ELŻBIETA CICHOCKA Od dziesięciu lat, od kiedy ukazuje się „Diagnoza społeczna”, dowiadujemy się, że rośnie liczba ludzi, którzy leczą się za własne pieniądze. Rośnie nie dynamicznie, ale stale. Czy istnieje jakaś granica naszych możliwości? Czy też system prywatny będzie się jeszcze bardziej rozwijał? Polak w ogóle leczy się często. W ciągu roku prawie w każdej rodzinie (92 proc.) ktoś korzystał z usług przychodni czy szpitala w ramach ubezpieczenia. Od kilku lat rośnie również liczba rodzin płacących z własnej kieszeni – dziś to 49 proc. Kto i dlaczego leczy się prywatnie? Najczęściej ludzie zamożni – za leczenie płaci 65 proc. rodzin, któ- ma być na już, wynik badania za pięć minut, a my mamy się uśmiechać. Czy wyszkolony uśmiech młodej rejestratorki to dziś jedyny wyróżnik prywatnej opieki zdrowotnej? Już każdy jest VIP-em 1 Leczyć po ludzku 13 www.wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Czwartek 11 lutego 2010 + + Czytaj jutro: Czeska lekcja Nasza strona w internecie: Wyborcza.pl/leczyc Pacjenci nie lamentowali, tylko pokornie dopłacali do wizyt u lekarza, recept i pobytu w szpitalu. Dzięki temu znacząco zmniejszyły się kolejki. Ale kiedy przyszły wybory, Czesi zagłosowali na tych, którzy opłaty obiecali znieść. Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”, „Gazeta Wyborcza”, ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa Kolejki – końca nie widać Skąd się biorą? I dlaczego jeszcze się wydłużą? Na leczenie Polaków NFZ wyda w tym roku 54 miliardy złotych. To ponad dwa i pół razy więcej pieniędzy, niż miały do dyspozycji kasy chorych 11 lat temu. Dlaczego więc kolejki nie znikają? JUDYTA WATOŁA 1 Choć na ochronę zdrowia wydajemy dużo więcej niż kiedyś, to wciąż za mało. Kiedy w 1999 r. po- wstały kasy chorych, ich łączny budżet wynosił 21 mld zł. Dodatkowy miliard dorzucało Ministerstwo Zdrowia na tzw. procedury wysokospecjalistyczne. W tym roku budżet NFZ wyniesie ponad 54 mld zł. Nawet uwzględniając inflację czy podwyżki dla lekarzy i pielęgniarek w ostatnich latach – wzrost wydatków jest znaczący. Wciąż jednak nasze składki na powszechne ubezpieczenie zdrowotne są niższe niż w innych krajach Unii Europejskiej, także tych, które weszły do niej razem z nami (np. Czesi płacą o połowę wyższą składkę niż my). 2 Polacy dłużej żyją, są coraz starsi i częściej potrzebują opieki medycznej. Statystyczna Polka żyje średnio o cztery lata dłużej niż 20 lat temu, statystyczny Polak – o pięć. Średnia długość życia rośnie także dlatego, że mimo wszystko mamy lepszy dostęp do leczenia niż kiedyś. W 1990 r. osoby po 60. roku życia stanowiły 15 proc. społeczeństwa, dziś – już 18 proc. Im jesteśmy starsi, tym częściej potrzebujemy opieki – świadczą o tym choćby kolejki do wszczepienia endoprotezy czy soczewek u chorych z zaćmą. Rzesze pacjentów czekają też na miejsca w zakładach opiekuńczych. 3 Im szerszy dostęp do leczenia, tym więcej chorych z niego korzysta. Lekarze rozszerzają kwalifi- kacje do leczenia. Przykład: kiedy stacji dializ było niewiele, w ogóle nie kierowano na zabiegi pacjentów chorych na cukrzycę. Dziś większość dializowanych to właśnie diabetycy. – To dobrze, że wszystkie osoby potrzebujące dializ mają do nich dostęp. Powstało wiele prywatnych stacji dializ. Choć strat nie przynoszą, ich szefowie wciąż narzekają na niskie stawki, stwarzając w mediach wrażenie jakiegoś niedoboru i krzywdy wyrządzanej chorym – tłumaczy Andrzej Sośnierz, były prezes NFZ, dziś wiceprzewodniczący sejmowej komisji zdrowia (PiS). 4 Choć według minister zdrowia NFZ wyda w tym roku na leczenie tyle samo, ile w zeszłym, to jednak wyda mniej. Fundusz dostał bowiem więcej zadań, m.in. bardzo kosztowne terapie niezwykle rzadkich chorób. Skutek: kontrakty dla szpitali zostały obcięte w stosunku do zeszłorocznych średnio o kilka procent, dla lekarzy specjalistów – o jedną dziesiątą, dla pracowni diagnostycznych (tomografia, rezonans) – o jedną piątą, a dla dentystów w niektórych oddziałach funduszu – nawet o jedną trzecią. W takiej sytuacji kolejki muszą rosnąć. poradniami, a później także niewielkimi szpitalami zajmującymi się względnie prostymi zabiegami chirurgicznymi, np. usunięciem żylaków. Wydawało się, że prywatne lecznice odciążą specjalistyczne szpitale i kliniki. Tak się jednak wcale nie stało. – Z żylaków zrobiono kopalnię chorych. Oczywiście rzesze pacjentów wreszcie doczekały się leczenia, ale doszło też nowe zjawisko. Zaczęto wycinać żylaki na raty, w odcinkach po kilka centymetrów, żeby dostać pieniądze nie za jeden zabieg, ale za kilka – odpowiada Sośnierz, wtedy szef Śląskiej Kasy. Inny przykład: Zamiast zlecić pacjentowi wszystkie badania naraz, wysyła się go co wizytę na nowe badanie. Specjaliści tłumaczą, że NFZ płaci im za mało za jedną wizytę, więc chcą sobie to odbić, przyjmując pacjenta kilka razy. Fundusz stara się ukrócić te praktyki i dziś płaci więcej za poradę powiązaną z badaniami. 5 NFZ szuka oszczędności, utrudniając czasami pacjentom dostęp do leczenia. Przykład z ostatnich ty- godni: w tym roku Fundusz zabrał lekarzom rodzinnym prawo do wypisywania skierowań na tomografię komputerową. Mogą na nią kierować tylko specjaliści, co pewnie zmniejszy liczbę skierowań, a tym samym NFZ mniej wyda na te badania (choć jednocześnie będzie musiał zapłacić za dwie wizyty, a nie jedną – patrz punkt 7). Inny przykład: w zeszłym roku dopiero po serii artykułów w „Gazecie” NFZ wycofał się z pomysłu, by ciężkie postaci nadciśnienia można było leczyć tylko w szpitalach, gdzie na etacie jest dwóch specjalistów z dziedziny hipertensjologii. Wydając takie zarządzenie, prezes NFZ wziął pod uwagę zdanie trzech profesorów związanych z Polskim Towarzystwem Nadciśnienia Tętniczego. Nie wziął jednak pod uwagę, że co roku do szpitali trafiają dziesiątki tysięcy chorych z ciężkim nadciśnieniem, a specjalistów hipertensjologów jest w całym kraju ledwie setka, przy czym w niektórych województwach nie ma ani jednego. Pa7wizytycjenci, nie mogąc doczekać się czy zabiegu, zapisują się na Sami pacjenci mnożą kolejki. leczenie w kilku placówkach naraz. Nikt nie wie, ilu dokładnie ich jest, bo NFZ sprawdza tylko cztery kolejki: na zabiegi wszczepienia endoprotezy stawu kolanowego, stawu biodrowego, operacje zaćmy i balonikowanie (szpitale, które je przeprowadzają, muszą wysyłać listy z numerami PESEL chorych). I co się okazuje? Kilkanaście procent pacjentów czekających na endoprotezy zapisało się do kilku kolejek naraz. Rekordzista ze Śląska był aż w siedmiu. Teoretycznie pacjent ma obowiązek zawiadomić szpital, że re- 6Śląska Kasa Chorych jako pierwsza Szpitale i poradnie mnożą wizyty, by więcej wycisnąć z NFZ. w kraju zaczęła podpisywać na szeroką skalę kontrakty z prywatnymi Pacjentów księga skarg iwniosków 1 Światowy Dzień Chorego to doroczna okazja do spotkania pacjentów z organizatorami ochrony zdrowia. Wczoraj z przedstawicielami stowarzyszeń pacjentów spotkali się w Warszawie wiceministrowie zdrowia Marek Twardowski i Jakub Szulc, oraz prezes NFZ Jacek Paszkiewicz. Pacjenci pytali: – Dlaczego leki, które w innych krajach Unii Europejskiej zaliczane są do standardowej terapii raka, u nas podawane są bardzo niewielkiej grupie chorych jako terapia niestandardowa? Odpowiedź: – Bo nie jesteśmy tak zamożni jak kraje zachodnie. Problem terapii niestandardowej wzbudził największe emocje. Prezes NFZ oznajmił, że dotyczy on bardzo niewielkiego odsetka chorych na raka. Co roku w Polsce leczy się 300 tys. pacjentów onkologicznych, a tylko 4 tys. kwalifikuje się do terapii nie- JACEK ŁAGOWSKI Chociaż każdy z pacjentów zadawał pytanie dotyczące jego choroby, to ministrowie najczęściej odpowiadali: – Tak, ale nie mamy pieniędzy Spotkanie stowarzyszeń pacjentów z władzami Ministerstwa Zdrowia i NFZ w hotelu Kyriad w Warszawie standardowej wskutek nietypowego przebiegu choroby. – Taka terapia wydłuża średni okres przeżycia tylko o 60 dni – powiedział Jacek Paszkiewicz. – Jestem żywym przykładem, że chemia niestandardowa służy mi z dobrymi wynikami od kilku lat – ripostował na to jeden z chorych. Inna pacjentka opowiedziała, że pięć lat temu, ale nie w Polsce, dostała dawkę chemii niestandardowej i wyniki leczenia są rewelacyjne. Wiceminister Jakub Szulc wyjaśniał:– Wybory w ochronie zdrowia są zawsze dramatyczne. Środki pieniężne w NFZ w kilkuletniej perspektywie wzrosły, ale zawsze będzie ich za mało. Niezależnie, czy składka wyniesie 9 czy 13 proc. dochodów, pieniędzy zawsze będzie brakowało. Inni chorzy zgłaszali swoje problemy. Pytanie: – Dlaczego rząd nie dotrzymał obietnicy sprzed roku inie wpisał na listę leków analogów insuliny? Minister Twardowski: – Nie ma możliwości policzenia, jaki byłby tego koszt. Żaden z koncernów farmaceutycznych nie mógł podać szacunków. Minister- stwo oceniło, że kosztowałoby to 40 mln zł i decyzja zapadnie, jeśli będą możliwości finansowe. Ale wiceminister Twardowski doczekał się też pochwały od chorych leczonych na astmę. Okazało się, że wpisanie na listę leków łączonych, wygodniejszych dla pacjentów, sprawiło, że mniej ich musi trafiać do szpitali z powodu nagłego pogorszenia zdrowia. Stowarzyszenie chorych na celiakię chciałoby większej kontroli żywności bezglutenowej. Dla tych chorych to właśnie dieta jest jedynym lekiem. Stowarzyszenie wydało 10 tys. zł na przebadanie żywności sprzedawanej jako bezglutenowa i okazało się, że wiele środków spożywczych dziesięciokrotnie przekracza deklarowane przez producenta normy glutenu. – Zgłaszajcie każdy przypadek podejrzanej żywności do sanepidu – usłyszeli. – Nie sposób skontrolować wszystkich producentów. Po wysłuchaniu chorych na boreliozę wiceminister Twardowski obiecał, że zleci konsultantowi krajowemu opracowanie standardu leczenia i diagnozowania boreliozy oraz zwróci się do lekarzy rodzinnych, by ich uczulić na wykrywanie tej choroby. Organizatorem spotkania był Instytut Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej. ELŻBIETA CICHOCKA zygnuje z zabiegu, bo zrobił go gdzieś indziej. Robi tak jednak niewielu. 8 Weuropejskich statystykach Polska jest powyżej śred- Są tacy, którym nie zależy na tym, by kolejki skrócić. niej w liczbie zabiegów diagnozowania iudrażniania naczyń wieńcowych wsercu. Jednocześnie w liczbie zabiegów wykonywanych u chorych z zaburzeniami rytmu serca (np. wszczepianie rozruszników) jesteśmy wogonie. Chorzy czekają na nie latami, nikt nie liczy, ilu z nich umiera w tym czasie. Dlaczego kolejki po rozruszniki nie topnieją, chociaż NFZ wyceniał je w ubiegłych latach kilkakrotnie wyżej od balonikowania? Tłumaczy znany śląski kardiolog: – Środowisku kardiologów inwazyjnych zależało na nowych lekarzach, którzy umieją wykonać na przykład balonikowanie, bo dzięki temu ich dziedzina może się rozwijać. Tymczasem wyszkolonych elektrokardiologów umiejących wszczepiać rozruszniki wciąż jest mało, a ich środowisku wcale nie zależy na tym, by ta liczba rosła. Doszło do tego, że ośrodki na Śląsku chcące wyszkolić nowych elektrokardiologów zaczęły wysyłać ich po naukę za granicę, bo miejscowych specjalistów nie mogły się doprosić. Inny przykład: Weźmy dwa ośrodki chirurgiczne. Pierwszy ma jedną klinikę z ośmioma salami operacyjnymi, drugi ma trzy kliniki, ale sal łącznie też osiem. W ośrodku z trzema klinikami wykonuje się dwa razy więcej operacji. Za to w ośrodku z jedną kliniką każdy, kto czeka na operację, przychodzi przez gabinet owianego sławą ordynatora. Reszty wolimy się nie domyślać... AKCJA LECZYĆ PO LUDZKU Akcja „Leczyć po ludzku” trwa. Piszemy o tym, jak znaleźć najkrótszą kolejkę, komu zgłaszać nieprawidłowości, jakie są główne grzechy publicznej służby zdrowia i czy korzystanie z prywatnej opieki medycznej jest jedynym wyjściem. Prawdziwe historie, rozmowy z ekspertami, reportaże codziennie w „Gazecie” i na wyborcza.pl/leczyc Opowiedzcie swoją historię: [email protected] Nie udaje ci się zapisać do lekarza lub na badanie? Zgłoś to ! Biuro Rzecznika Praw Pacjenta przyjmuje zgłoszenia drogą elektroniczną: [email protected], albo telefonicznie pod nr bezpłatnej infolinii 0-800 190 590 Biuro jest czynne od poniedziałku do piątku w godz. 9-21