Z obu stron

Transkrypt

Z obu stron
EPISKOPAT ZDELEGALIZOWAŁ KATOLICKĄ PARTIĘ
INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Ü Str. 9
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r. Cena 2,20 zł (w tym 7% VAT)
K toś, kto twierdzi, że Kościół katolicki w Polsce sprzeciwia się edukacji seksualnej, powinien pojechać do Kłodzka i odwiedzić tamtejszy
dom dziecka prowadzony przez siostry zakonne. Zobaczy wiele i jeszcze więcej usłyszy. Np. jęki dziewczynek – w dzień bitych przez zakonnice, w nocy uprawiających seks z rówieśnikami.
Ü Str. 3
Dziękujemy
Z obu stron
Holenderki ze statku „Langenort”
były w Katolandzie z własnej woli i za własne pieniądze. Przywiodła je do nas troska o biedne polskie kobiety skazane przez rząd,
Kościół i prezydenta na rodzenie
niechcianych dzieci lub pokątne
zabiegi przerywania ciąży. „Prawdziwi Polacy” przyjęli „Kobiety na
Falach” po swojemu – chamstwem,
obelgami i farbą. A my – w imieniu Polaków myślących – możemy
im powiedzieć tylko jedno słowo
na do widzenia...
Polskie i litewskie
rycerstwo złamało
pod Grunwaldem
potęgę Krzyżaków
– uczą się dzieci w szkole.
Nikt im jednak nie powie,
że 15 lipca 1410 roku
Polacy walczyli po obu
stronach. Licznie i bez
przymusu.
Ü Str. 14, 15
Ü Str. 10
2
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Wspólna RACJA
POLSKA Rozpoczął się doroczny sezon polowania na sekciarzy.
Sygnał do ataku na niewiernych dała Katolicka Agencja Informacyjna, a szturm podjęła TVP wsparta siłami przykościelnej fundacji.
Polowanie na sekciarza w Katolandzie oznacza niechybnie początek lata!
Potwierdza się, że w SLD są ludzie zdolni... do wszystkiego. Poseł Andrzej Jagiełło ostrzegł przed aresztowaniem partyjnych kolegów umoczonych w tzw. aferę starachowicką. Źródłem przecieku miał być sam wiceminister MSWiA Zbigniew Sobotka. W Wielkopolsce burmistrz Ostrorogu Janusz Ławniczak (oczywiście – SLD)
sfałszował wybory samorządowe, a lewicowy senator Sergiusz Plewa spowodował wypadek po pijanemu. NIK ujawnił, że Ministerstwo Skarbu nabyło w grudniu pięć samochodów Volvo za 785 tys.
zł, a ABW kupiła 36 nowych wozów, w tym luksusowe, co uznano za niepotrzebną ekstrawagancję.
Jak ustaliliśmy, nagłośnienie afery starachowickiej ma odwrócić
uwagę od znacznie ciekawszych, zarejestrowanych na taśmach, rozmów polityków SLD. Zwiastują one dużo większą aferę, która zmiecie rząd Millera. Za tydzień podamy wstrząsające szczegóły!
Plaga afer nie dotyczy jednak tylko SLD. Prokuratura w Poznaniu
domaga się pozbawienia immunitetu posłów: Józefa Skowyry (LPR)
i Renaty Beger (Samoobrona). Zdaniem prokuratury, pobożniś sfałszował 3400, a zausznica Leppera – 1400 podpisów na swoich listach wyborczych („FiM” 8/2003). Grozi im 5 lat paki.
Kurwiki w oczach Begerowej mogą zrobić w więzieniu prawdziwą furorę.
Afera wokół produkcji dewocyjnego megahitu „Quo vadis”. Na najdroższej w historii polskiego kina produkcji (80 mln zł) firma producencka „Chronos” miała „zaoszczędzić” 2 mln złotych niezapłaconego VAT-u. Sprawą zainteresowała się ABW.
Papież producenta po głowie pogłaskał... znaczy się – niewinny.
ŁÓDŹ Na ławie oskarżonych zasiadło 23 członków zbrojnego ramienia łódzkiej „ośmiornicy”. Dwóm z nich grozi kara dożywocia.
Rozkręca się nowa afera – aresztowano podejrzanych o malwersacje wokół tutejszego Teatru Wielkiego. Wśród zatrzymanych jest dyrektor teatru – Marcin K.
To miasto nie ma szczęścia w ogóle, a do dyrektorów teatrów
w szczególności.
GDYNIA O suwerenność Rzeczypospolitej i zdrowie moralne narodu zatroszczyli się uczestnicy III Światowego Zjazdu Marynarzy
i Oficerów Marynarki Wojennej. Zawinięcie do Władysławowa „Langenorta” nazwali, cytując Głódzia, „plamą na polskim honorze”.
Szczególnie aktywny w obronie narodowej (watykańskiej) cnoty
był 98-letni kontradmirał Romuald Nałęcz-Tymiński...
Szkoda, że emerytowani marynarze nie dokonali desantu na
„Langenorta”. Byłoby na co popatrzeć.
LUBLIN Pracownicy Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia zgarnęli roczne nagrody – 82 tys. złotych, i to mimo zapowiedzi, że wobec tragicznej sytuacji finansowej służby zdrowia pieniądze nie zostaną wypłacone. Tymczasem najlepsze szpitale w kraju (np. szpital ortopedyczny w Piekarach Śląskich) coraz
częściej zapowiadają wstrzymanie operacji z braku środków.
Spokojnie, rząd się sam wyleczy!
OLSZTYN Policja w ramach wakacyjnej akcji antysekciarskiej umieściła na liście podejrzanych organizacji zasłużoną w bojach Młodzież Wszechpolską, nazywając ją „organizacją o charakterze nazistowskim”. Po wściekłej reakcji Ligi Polskich Rodzin wszechpolaków wykreślono. Tymczasem młodzieżówka Unii Wolności wysyła do szkół listy ostrzegające przed wszechpolakami.
A my się w redakcji zastanawialiśmy, czy się czasem nie czepiamy...
FRANCJA Decyzją prawicowego (!) prezydenta Chiraca powstała komisja ds. neutralności światopoglądowej państwa. Ta nowa
instytucja mająca strzec drogiej sercom Francuzów laickości może
na przykład zakazać islamskim uczennicom noszenia tradycyjnych
chust w szkołach publicznych.
Oby teraz Polacy stracili okazję, żeby siedzieć cicho.
Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu rozpatrzy skargę członków
Ruchu Autonomii Śląska, którzy od 1996 r. daremnie próbują zarejestrować w Polsce swój związek. Kością niezgody jest sformułowanie „narodowość śląska”, której nie chcą uznać polskie sądy.
Żeby tak się w Polszcze dobrze działo, toby i Ukraińcy, i Białorusini, i Słowacy byli Polakami...
WŁOCHY Biskupi północnych Włoch zaapelowali o umiar podczas katolickich procesji ku czci rozmaitych świętych. Najczęściej
jest to rodzaj ludowego święta połączonego z wyścigami bractw
niosących święte figury.
Ale co zostanie z katolicyzmu, jeśli obedrze się go z folkloru?
IRAK Na szczerość zdobył się minister spraw zagranicznych, Cimoszewicz. Wyznał: „Nie ukrywaliśmy, że (...) celem polskiego
rządu jest dostęp do irackich pól naftowych”. Ropa może się nam
wkrótce odbić czkawką, bo prezydent Bush rzucił właśnie wyzwanie arabskim terrorystom.
Czy nasi żołnierze mają umierać za iracką ropę?
BRAZYLIA W największym katolickim kraju świata odbyła się największa w historii parada gejowska. W Sao Paulo przeszło ulicami
miasta około 1 mln (!) ludzi, domagając się praw dla mniejszości seksualnych. Jakby tego było mało, do uczestników przemówiła prezydent metropolii i sekretarz rządzącej Brazylią lewicowej Partii Pracy.
Kościół w Polsce ma szczęście, że nie rządzi u nas prawdziwa lewica, tylko SLD broniący chrześcijańskich korzonków i wartości!
T
ydzień temu pisałem, że na dziś rządy SLD są dla Polski
złem koniecznym. W tym znaczeniu, że każda inna partia
obecna w Sejmie ma w swych szeregach jeszcze więcej karierowiczów, potencjalnych i faktycznych aferzystów, a przede
wszystkim zwykłych głąbów. Oczywiście tylko proporcjonalnie, bo ilościowo zdecydowanie prowadzi formacja Millera.
Żadna partia, żaden z klubów poselskich nie przedstawiły od
1989 roku żadnej realnej koncepcji wyjścia Polski z głębokiej,
czarnej przepaści o nazwie III RP. Pomiędzy największymi siłami politycznymi w naszym kraju istnieje zresztą ewidentna
zmowa milczenia na temat faktycznej, tj. tragicznej sytuacji
ekonomicznej. Ma to działać usypiająco na opinię publiczną
i jak najdłużej utrzymać przy władzy i wpływach kilka największych partii zmieniających się przy korycie co cztery lata. Pomaga jak zwykle Kościół, zawsze chętny do oderwania
dla siebie jakiejś „godziwej” doli. Tak więc niewielu ludzi
w tym kraju wie, że gdyby nie wyprzedaż majątku narodowego, ciągłe pożyczki z zagranicy (obecne zadłużenie zagraniczne państwa oraz długi samorządów i przedsiębiorstw to łącznie ponad 79 mld euro; dług wewnętrzny państwa – 50 mld
euro), zaciąganie kredytów przez samorządy, ZUS, szpitale itp. – z zazdrością spoglądalibyśmy na naszych sąsiadów z Białorusi, a unia z Albanią i Koreą Północną byłaby najbardziej adekwatna do naszego potencjału gospodarczego. Partyjne elity od 14
lat umiejętnie i zgodnie przysypują jednak
cienką warstwą bajerów i propagandy nasz
polski dół kloaczny, bacząc, aby naród nie
omsknął się do niego akurat za „moich, pana rządów” (patrz: buzkowa dziura budżetowa). Strategia ta sprawdza się jak dotąd
i będzie pewnie działała do czasu, aż liczba
bezrobotnych i niedożywionych przekroczy
liczbę sytych i mających pracę. Do tego czasu ci drudzy będą mogli o tych pierwszych
mówić per nieprzystosowani. Swoją drogą
jednak dziwię się kilkumilionowej armii polskich biedaków, że jeszcze nie rwie ulicznych kamieni z bruku i nie buduje barykad. Na Wybrzeżu powodem do strajków i zamieszek ulicznych w 1970 roku była
podwyżka ceny cukru z 10,5 na 12 złotych. Ale przecież mamy nareszcie upragnioną wolność – dla siebie i dla Kościoła!
Na dziś nie ma w Polsce siły zdolnej do dokonania gruntownych i odważnych reform gospodarczych, a przede wszystkim społeczno-politycznych. Ale już na jutro i na przyszłość
taką siłą jest Antyklerykalna Partia Postępu RACJA. Kiedy zakładałem ją półtora roku temu, nikt nie spodziewał się, że już
po kilku miesiącach partia znajdzie się na trzecim miejscu
pod względem liczby członków, po SLD i Samoobronie. Struktury APPR ciągle się rozszerzają, umacniają i konsolidują. Pomagają w tym napotykane po drodze liczne trudności, których nie szczędzą nam różne urzędy (np. nie przydzielając należnych lokali) i episkopat (protest wobec zarejestrowania partii wystosowany do rządu). Mimo to coraz bardziej profesjonalna i bezkompromisowa partia z każdym dniem zyskuje nowych, światłych członków. Zabiega o gromadzenie prawdziwych, niezależnych od układów partyjnych, fachowców od
gospodarki. Obawiałbym się już w tej chwili powierzyć im ster
wszystkich 14 ministerstw, a na barki całej partii położyć ciężar odpowiedzialności za Polskę. Wiem jednak, że już za rok,
a najdalej za dwa lata, będzie to możliwe. Od początku leży
mi na sercu, żeby w mentalność oraz stałą praktykę naszej
antyklerykalnej rodziny wpisywał się zdrowy rozsądek oraz
praca u podstaw – w miejsce postaw oszołomskich. Oczywiście, jak wszędzie, tak i pod dach RACJI przyleciały różne
ptaki; także te niebieskie, które zamiast budować wspólne
gniazdo, tylko krzyczą, jątrzą i psują. To jednak nasza odwieczna tradycja i cecha narodowa, dlatego ze zrozumieniem
(ale bez wyrozumiałości) należy ją tępić na wszelkie możliwe
sposoby. W takich przypadkach jestem zwolennikiem przepędzania na cztery wiatry choroby wraz z jej nosicielem po to,
by cały organizm mógł się dalej zdrowo rozwijać.
Partia na Kongresie i Radzie Krajowej wypracowała cele i kierunki, które w pełni popieram, a jako szef „Faktów
i Mitów” oferuję ścisłą i szeroką współpracę. Taki był zresztą mój pierwotny zamysł – stworzenie postępowego, antyklerykalnego ruchu społecznego, z którego wyłoni się partia
zdolna do przejęcia od klerykałów władzy w kraju. Pragnienie to wyraziłem już w I cz. „Byłem księdzem”. Od początku deklarowałem i dziś konsekwentnie powtarzam, że nasz
tygodnik nie jest zwyczajną gazetką do poczytania, jakich
tysiące; że niesie on ze sobą postępową ideologię i plan
„odnowy oblicza tej ziemi”, do czego gorąco zachęcał sam
Ojciec Święty. Czy największy z rodaków, zatroskany o losy
ojczyzny, mógł mieć na myśli coś innego, aniżeli zerwanie
z zabobonem, duchową odnowę oraz wzrost zamożności Polaków – czyli główne zadania RACJI...?
Współdziałanie i konsolidacja wszystkich zdrowo myślących Polaków jest dzisiaj dziejową koniecznością wobec coraz bardziej nachalnej klerykalizacji, której teraz patronują
elity SLD. Pora uświadomić sobie wreszcie, że nie należymy
do większości, że jesteśmy sami i poza sobą nie mamy na
kogo liczyć. A większość to obecnie ludzie bezideowi, zrażeni i zawiedzeni, przybici stagnacją, własną biedą i niemocą. Właśnie ich musimy pozyskać dla naszej wspólnej sprawy. Tygodnik będzie funkcjonował bez partii, ale jedynie jako zwykłe, komercyjne pisemko – czemu ja przeciwstawiam się jako pierwszy. Sama partia, bez tygodnika, skazana jest na niebyt, to znaczy krótszą lub dłuższą kanapę. Dlaczego? Bo niemal wszystkie media w Polsce (poza „FiM”),
także te prywatne i rzekomo niezależne, nauczyły się już, komu należy służyć i schlebiać, aby nie mieć żadnych kłopotów. Antyklerykałowie przekonali się już wielokrotnie, że...
ich po prostu nie ma.
Ostatnim przykładem jest Władysławowo, gdzie – przy
okazji pobytu statku „Langenort” – wylansowano na bohaterów neofaszystowską i zacofaną Młodzież Wszechpolską.
Któż to uczynił? Telewizja publiczna na wyścigi z TVN i innymi stacjami oraz gazetami! Kamerzyści, a później montażyści w studiach, wykazywali się nadzwyczaj karkołomnymi trikami, żeby na ekranie telewizora nie pojawił się transparent „FiM” czy RACJI. Tylko Czytelnicy „Faktów i Mitów”
mogli się dowiedzieć, że oprócz bojówkarzy z katojugend
w porcie demonstrowały wielokrotnie od nich liczniejsze zastępy członków APPR z całego kraju.
Antyklerykałowie muszą być silni, zgodni i karni – aby
zaistnieć, pociągnąć za sobą innych i zwyciężyć. Przed nami największe wyzwanie – wybory parlamentarne i wybory
do Parlamentu Europejskiego. Wejście RACJI do Sejmu wymusi choćby lakoniczne informacje na nasz temat; zapiszemy się w świadomości Polaków, stopniowo przekonamy do
naszych postulatów skatoliczałe masy rodaków. Już widzę
krztuszących się spikerów, polityków i biskupów, którym słowo „antyklerykalna” nie może przejść przez gardło. Spokojnie, przyjdzie czas, że Was i Waszych mocodawców przyprawimy o zawał serca.
JONASZ
POWIEDZ O NAS SWOIM ZNAJOMYM!
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
Dzieci pozbawione
opieki rodziców
nasze świeckie
państwo oddaje
zakonnicom...
na zmarnowanie.
Szczelnie zamknięte podwójne
okna, zza których często dochodzi
płacz. Kłodzko, ulica Wandy 6. Siedziba sióstr służebniczek śląskich
oraz prowadzonego przez zakonnice Domu Małego Dziecka. Nazwa
myląca, gdyż oprócz przedszkolaków, przebywają tam również dzieci jedenasto- i dwunastoletnie. Choć
siostry otrzymują z publicznych pieniędzy dotację w wysokości 2135 zł
miesięcznie na jednego podopiecznego, gospodarują oszczędnie, wykazując nadzwyczajną wprost pomysłowość w uniwersalnym wykorzystaniu pomieszczeń. Jeszcze kilkanaście dni temu dzieci małe i duże
spędzały noce we wspólnej, koedukacyjnej sypialni.
Skandal wybuchł pod koniec
czerwca bieżącego roku. Do Urzędu Wojewódzkiego we Wrocławiu
dotarł sygnał, że świątobliwe zakonnice tolerują seks uprawiany
pod osłoną nocy przez najstarszych
wychowanków. Potwierdzały to relacje zatrudnionych przez siostry kobiet, którym dzieciaki opowiadały
o wzajemnym „całowaniu w siusiaka”. Jedna z dziewczynek uspokajała zatrwożoną opiekunkę: „Ja też
wpuszczam chłopaka do łóżka, ale
nie zdejmuję majtek”. Niektóre
uświadamiały, że skoro już – to, wzorem dorosłych, trzeba „wtedy” jęczeć.
W domu utrwaliła się swoista hierarchia: dzieci nie biorące udziału
w seksualnych ekscesach pozostawały na marginesie społeczności. Wyszło też na jaw, że nadmiernie dokazujące zmuszane są przez zakonnice do spożywanie chleba zalegającego w śmietniku („to święty pokarm”
– mówiły). Nieformalny katalog kar
obejmował m.in. bicie szczotką do
podłogi, wielogodzinne „stanie w kącie”, dotkliwe szczypanie, szarpanie
za włosy. Gdy siostrom już zabrakło
fantazji, odsyłały niesfornych maluchów do obierania kotła ziemniaków.
Odpowiedzialność za społeczny
nadzór nad kłodzkimi placówkami
OBLICZA KATOLANDU
– Rozmawialiśmy indywidualnie ze wszystkimi zatrudnionymi
świeckimi osobami, które wcześniej
informowały o nocnych ekscesach
seksualnych i o braku na nie reakcji ze strony siostry przełożonej
Marietty Pyrek. Owszem, wiemy,
okres wakacyjny nie było okazji rozmawiać z wychowankami. Niestety,
obawiam się, że sprawie łeb będzie
ukręcony, gdyż nie widzę po naszej stronie specjalnej determinacji w radykalnym jej rozwiązaniu – ujawnia mój rozmówca.
Ala ma kota, a Zosia seks...
opiekuńczo-wychowawczymi spoczywa na Wydziale Polityki Społecznej
Urzędu Wojewódzkiego (kierowanym przez Dorotę Grzybowską)
oraz Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, którego szefową jest
Halina Bernat. Ta
instytucja podlega
staroście Adamowi
Łąckiemu. Wyniki
speckontroli zainicjowanej przez ww.
urzędy wciąż jeszcze
utrzymywane
są
w głębokiej tajemnicy. Siostry odmówiły podpisania
protokołu. WnioFot. Alex Wolf
sły zastrzeżenia do
niektórych jego
fragmentów i mają teraz siedem
dni na pisemną odpowiedź na
zarzuty.
Dotarłam do jednej z osób biorących udział w inspekcji przeprowadzonej u sióstr służebniczek.
że „te rzeczy” faktycznie się wydarzyły. Niestety, panie nie odważyły się złożyć oficjalnych oświadczeń
do protokołu. Żyją w środowisku
głęboko religijnym i – jak twierdzą
– „obawiają się konsekwencji zaszkodzenia zakonnicom”. Tuż
przed naszą wizytą siostry ewakuowały sypialnię dziewczynek do odrębnego budynku. Potwierdziliśmy
jej koedukacyjny wcześniej charakter, a także system drakońskich
kar, nie wyłączając bicia. Ujawni-
Do s. Marietty Pyrek zwracam
się telefonicznie z prośbą o umożliwienie mi zapoznania się z warunkami panującymi w kierowanym
przez nią domu dziecka.
– Przyjadę w terminie dla siostry dogodnym – proponuję. I choć
na wszelki wypadek nie ujawniam,
że reprezentuję „FiM”, s. Pyrek kategorycznie odmawia. Zwracam się
więc do s. Dominiki Weiner, przełożonej prowincjalnej służebniczek
śląskich. Tu podobnie:
liśmy też nadmierne przepełnienie
– okazuje się, że dotacje są łakomym kąskiem. Katolicka indoktrynacja wobec dzieci aż biła w oczy,
lecz nie napisaliśmy o niej nawet
jednego zdania. Ze względu na
– Matka prowincjalna jest właśnie w Kłodzku i bada sprawę
– odpowiada zastępująca ją zakonnica.
– Czy władze prowincji mogłyby zgodzić się na poznanie przez
GŁASKANIE JEŻA
Ojciec chrzestny
Czy Polską już niepodzielnie rządzi mafia, czy tylko współrządzi? Odpowiedzi szukajcie w kolejnych serwisach agencyjnych,
jeśli macie jeszcze odwagę włączyć telewizor. Mnie jej już często brakuje.
O powiązaniach świata polityki, biznesu
i podziemia słychać nie od dziś. Sprawa Jacka
Dębskiego okazała się tylko puszką Pandory
(lub „puszką z Pandorą” – jak to powiedział niegdyś pewien starannie wykształcony poseł),
a później było już tylko coraz gorzej. Wobec
ostatniej afery starachowickiej sprawa Rywina
to małe piwo, choć jeszcze nie wszyscy zdają
sobie z tego sprawę. Wszak do końca nie wiadomo: zwariował Lew, nie zwariował, żądał
milionów dolarów dla siebie czy dla hipotetycznej grupy „trzymającej władzę”. Nikt też nikomu nie udowodni, czy Lew został wysłany, czy
też król zwierząt działał we własnym imieniu.
Nooo... proszę Państwa... jednak nagłośniona przez „Rzepę” afera starachowicka
to już zupełnie inny kaliber. Oto poseł SLD
Jagiełło ostrzega swojego partyjnego kolegę samorządowca, bandytę, że CBŚ depcze
mu po piętach, i radzi przyjacielsko, aby
ten pryskał. Na pytanie, skąd ma takie informacje, odpowiada, że od SLD-owskiego
wiceministra z MSWiA – Sobotki.
Aby zrozumieć to, co się stało (i dzieje), należy przypomnieć słowa ojca chrzestnego Millera z kongresu SLD. Powiedział
on tamże mniej więcej tak: „Być socjaldemokratą, to znaczy być po stronie tych
wszystkich, którzy zostali z gospodarki wolnorynkowej wykluczeni”. Nam, naiwnym,
wydawało się, że „żelazny kanclerz” ma na
myśli wszelkich nieudaczników, a tu figa
z makiem. On miał na myśli udaczników,
jak najbardziej... tylko takich, którzy już nie
mają czego szukać wśród uczciwych ludzi.
No i baronowie SLD są po ich – czyli właściwej – stronie.
Dzień po ujawnieniu afery szczena opadła mi jeszcze bardziej, gdy nieopatrznie włączyłem TVN 24, a tam akurat leciała na żywo konferencja prasowa Sojuszu. Jej koryfeusz Szmajdziński powiedział coś, co przejdzie zapewne do historii nowoczesnej, pokrętnej myśli politycznej. Piszę „myśli”, bo nad
czymś takim trzeba się było zdrowo namyśleć
albo uzbroić w bezgraniczny cynizm. Popularny w SLD Szmaja najpierw zdziwił się niepomiernie, że ktokolwiek ma czelność poddawać w wątpliwość uczciwość lewicy, a potem
zapytał bezczelnie: „Dlaczego prokuratura
w Kielcach, prowadząca postępowanie, zwlekała z zajęciem się sprawą, choć powinna to
zrobić natychmiast?”.
No i mamy winnego! To nie aferogenny Sojusz jest winny, że wprowadził do polityki ludzi z półświatka. Ależ skąd! Winny jest prokurator. No to ja mam takie pytanie (szkoda, że
nie zadał go żaden z obecnych na konferencji
dziennikarzy): A w czyich rękach jest prokuratura? A czyim człowiekiem jest Kurczuk?
A dlaczego ów Kurczuk, choć wcześniej wiedział, to pary z gęby nie puścił? A dlaczego
władze SLD nie wyrzuciły z partii na zbity pysk
aresztowanych, starachowickich aferzystów,
przestępców – swoich wszakże członków?!
3
dziennikarza warunków socjalnych
panujących w domu dziecka?
– W najbliższym czasie nie będzie to możliwe.
– Siostro, dom otrzymuje państwowe dotacje i społeczeństwo ma
prawo wiedzieć, jak te środki są wykorzystywane. Otrzymujemy bardzo
niepokojące sygnały...
– Nie będziemy udzielać żadnych
informacji – oświadcza i przerywa
rozmowę.
Przychodzę więc bez uprzedzenia. Przed zaryglowanymi drzwiami
czekam kwadrans na pojawienie się
s. Marietty. Nie zaprasza do środka.
– Zostałam strasznie skrzywdzona niesprawiedliwymi zarzutami – tłumaczy odmowę wpuszczenia.
– Ma siostra okazję wyjaśnić,
gdzie leży prawda.
– Nie będę z nikim rozmawiać.
– Czy można chociaż zobaczyć,
w jakich warunkach żyją tu dzieci?
Siostra przełożona zaczyna histeryzować, nadbiega inna zakonnica...
Jeszcze tego samego dnia odwiedzam w Kłodzku „państwowy”
dom dziecka przy ul. Korczaka. Mimo nieobecności dyrektora placówki – Bronisława Krawczyka – zastępująca go Monika Szlak („Szef
jest z naszymi dziećmi na obozie
żeglarskim” – wyjaśnia) otwiera
przede mną wszystkie drzwi. I ona,
i jedna z wychowawczyń chętnie
opowiadają o troskach i radościach:
– Większość z nas jest rodzicami, a wszyscy – wykształconymi pedagogami. Dzieci wystarczy mądrze
kochać, a reszta, nawet gdy jest biednie, sama się układa – tłumaczą.
U służebniczek jest inaczej. Zakonnice, w większości panny wychowane w surowej regule klasztornej,
zdają się pragnąć macierzyństwa. Jedna z sióstr służebniczek domagała
się, by dzieci mówiły do niej „mamo”. Posłuszne żądaniom wyraźnie
faworyzowała, krnąbrne – dotkliwie
karała za najdrobniejsze przewinienia, często policzkowała.
Dlaczego na taki model wychowawczy nasze państwo skazuje bezbronne dzieci? A. TARCZYŃSKA
Z drugiej jednak strony trudno się Kurczukowi dziwić. Nie po to dostał stołek, aby
nękać tych, co ten stołek mu dali. Zwłaszcza,
że przykład idzie z góry. A góra w postaci Millera przyznała w „Sygnałach dnia”, że o sprawie wiedziała wcześniej.
Na postawione pytanie, czy rządzi nami mafia, odpowiedź jest w tym kontekście jedna:
rządzi całą gębą! I to nie od czasów przejęcia
władzy przez Sojusz. Miazmaty tej ośmiornicy, tego toczącego rząd, Sejm i Senat raka,
widać było już od dawna. No, ale teraz rozmaici platformensi i PiS-uary pieką swoją pieczeń ostatnich sprawiedliwych Mohikanów.
A może tak przypomnielibyśmy aferę
Wieczerzaka i PZU Życie, a może wypadałoby wspomnieć o Kempskim i łapówkach, może o Widzyku i domku na kredyt, może
o Wąsaczu i Domach Towarowych Centrum
czy choćby o finansowaniu kampanii wyborczej
Maryjana i setkach innych afer ostatnich lat?
Cóż, proszę Państwa... idąc do każdych kolejnych wyborów, musimy odpowiedzieć na
jedno tylko pytanie: czy wybrać idiotów, czy
złodziei, bo tylko taki wybór jest nam co
cztery lata dawany.
A może nareszcie mielibyśmy okazję mieć
RACJĘ?
MAREK SZENBORN
4
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
Wizerunki byłych państw bloku
wschodniego – oglądanych od wewnątrz – były zadziwiająco podobne.
To, czy byliśmy w Kijowie, w Warszawie, Wilnie czy Bratysławie praktycznie nie miało większego znaczenia. Wszędzie wchodziliśmy w takie
same psie gówna na ulicy. Osiedla-sypialnie sprawiały wrażenie monstrualnych betonowych slamsów niczym zakalec wyrastający z szamba.
Niestety, także ludzie w tych miejscach bardziej przypominali nieudane klony szczurów lądowych niż istoty humanopodobne. Nieudane, ponieważ szczury to zwierzęta nie tylko bardzo inteligentne, ale potrafiące skutecznie współżyć w stadzie
– bez obłudy, fałszu, ślepej nienawiści do bliźnich. A i bezinteresowna
zawiść jest emocją im nieznaną. Na
ulicach widać było tę samą niechęć
wzajemną, szczególnie w chwilach,
gdy konieczna była komunikacja, czyli w urzędach, sklepach, restauracjach.
Cóż, zmora quasi-komunizmu minęła 14 lat temu, jak zły 44-letni sen.
Czy jednak upiory minionej epoki odfrunęły z naszych miast? Czy defekty genetyczne blokujące naszą zdolność współistnienia uległy naprawie?
Wyruszam zatem w miasto, by
to empirycznie sprawdzić. Postanawiam sobie, że rozpocznę od siebie.
Wzorem idealnego, unijnego obywatela będę wyjątkowo kulturalnym,
menschenfreundlich, uśmiechniętym
i humanopodobnym mieszkańcem
stolicy. Spotykam paru sąsiadów,
których nie tylko pozdrawiam, ale
i życzę im miłego dnia. Pierwszy nie
raczył na mnie nawet spojrzeć, drugi coś burknął pod nosem, a trzeci
przybrał minę srającego psa i splunął siarczyście. Dodam tylko tyle,
że nigdy nie miałem sposobności zamienić z nimi choćby kilku słów,
więc nie ma między nami, przynajmniej wedle mojej wiedzy, żadnych
animozji.
Niczym niezrażony, zmierzam do
mojego samochodu i spotykam po
drodze kolegę z lat szkolnych, z którym od lat nie miałem kontaktu.
Padamy sobie w objęcia i przyjacielsko poklepujemy po ramionach.
Zza pleców dobiega do mnie wymowny komentarz kilku trzepakowych obszczymurków: „O, zobacz, ten
pedał z telewizji!”.
Znajomy opowiedział mi o kradzieży radia z jego samochodu, ale
dodał zadowolony, że miał szczęście,
bo na pobliskim bazarze kupił tanio
kradzione, wraz z całą kolekcją pirackich płyt. Na moje nieśmiałe pytanie,
czy widzi jakąś istotną różnicę między
złodziejem łachudrą a sobą samym,
przyczyniającym się do utrwalania złodziejskiego procederu, zaprezentował
tak tępy wyraz twarzy, że błyskawicznie zmieniłem temat. W lekko depresyjnym nastroju zbliżam się do pierwszego skrzyżowania...
Kiedyś planowałem odwiedzić jakiś zakład karny, by sklasyfikować całą gamę obraźliwych gestów, które
były mi potrzebne do jednej z książek. Głupi, nie wpadłem na to wcześniej, że nie ma lepszej metody poznania takiego asortymentu przekleństw i gestów rynsztokowych, jak
zwyczajnie, jadąc samochodem zgodnie z przepisami. Niby nic wielkiego
się nie wydarzyło, niby banalny początek dnia, podobny do innych.
A jednak mam wrażenie, że opisany poranek niczym złośliwe zwierciadło odbija rys naszej polskiej mentalności, gdzie z tyłu krucyfiks, a z
przodu brud, smród i bylejakość.
I co temu winien dawny upiór komunizmu, którego zresztą nigdy u nas
nie było?
PIOTR
TYMOCHOWICZ
Zakończyła się letnia sesja Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, na której przyjęto rezolucję
zakazującą handlu kobietami. Jak wynika z eksperckiego raportu przedstawionego deputowanym, handel żywym towarem stał się dużym problemem. Z raportu – opartego m.in. na
danych Interpolu – wynika, że do domów publicznych Europy Zachodniej
trafia corocznie około 120 tysięcy kobiet, a w chwili obecnej pracuje tam
300 tysięcy prostytutek z samej tylko
Europy Wschodniej (!). W tym około 10 proc. Polek. Jest to liczba niebagatelna: 30 tysięcy polskich prostytutek! Większość z nich powoduje się
świadomym wyborem, ale mniej więcej 1/10 uprawia prostytucję niechcianą, pod przymusem. Kobiety werbowane są za pomocą anonsów prasowych i informacji zamieszczanych
w Internecie, poprzez wszelakiego rodzaju „biura pośrednictwa” (najczęściej biura te podają tylko telefon komórkowy lub numer skrytki pocztowej) oferujące dobrze płatną pracę
w Europie Zachodniej w charakterze
kelnerki, barmanki, pomocy domowej, opiekunki do dziecka lub starszej osoby, itp. Częstokroć już na miejscu okazuje się, że miejscem pracy
jest burdel, a sutenerzy zabierają kobietom paszporty. Dziewczyny niesforne są bite, gwałcone, głodzone,
narkotyzowane, aż – skruszone – zdecydują się na „pracę” w domach płatnej rozkoszy. Dla werbowników jest
to zyskowny interes, bo za dziewczynę kupioną na przykład w Prisztinie
(Kosowo) za 500 euro – na Zachodzie mogą dostać dziesięć razy tyle.
Wykorzystywanie
seksualne
(wbrew woli) określane jest przez
„Konwencję o zwalczaniu handlu
ludźmi” jako usługa o charakterze
przymusowym lub praktyki zbliżone
do... niewolnictwa. Rada Europy
w swej rezolucji domaga się, aby
w każdym kraju UE powołać pełnomocników do walki z tym procederem. Co ciekawe: żadna Polka nie zabrała głosu w tej sprawie.
granicą listownie lub przez telefon?
Żadna z nich nie wpadła na najprostszy pomysł, aby spotkać się z pośrednikiem i poprosić go o okazanie
dokumentów świadczących, że działa legalnie (zezwolenie, aktualny wyciąg z rejestru firm prowadzących
działalność gospodarczą).
Poza tym w każdym z krajów
Unii Europejskiej działają organizacje oferujące bezpłatną pomoc ofia-
O mentalności!
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Białe niewolnice
Mnie zastanawia jedno. Dlaczego polskie dziewczyny są tak głupie
i dają się nabrać na oferty nielicencjonowanych biur pośrednictwa pracy? Przecież – żeby móc pracować legalnie – trzeba mieć specjalne zezwolenie. Praca „na czarno” jest przestępstwem we wszystkich krajach UE.
W czasie pobytu z wizą turystyczną
nikt nie ma prawa pracować zarobkowo, natomiast pobyt dłuższy niż
trzymiesięczny bez wizy pobytowej
jest nielegalny i karalny. Praca w krajach UE może być legalna, o czym
świadczy 450 tys. Polaków zatrudnionych w rolnictwie, budownictwie,
gastronomii, turystyce – we Francji,
Holandii, Włoszech, Hiszpanii i w
Niemczech (ok. 250 tys. pracuje
w rolnictwie) – za pośrednictwem licencjonowanych biur pracy.
Dlaczego więc nasze śliczne
dziewczęta załatwiają sobie robotę za
rom wymuszonej prostytucji. Kontakt z nimi można uzyskać za pośrednictwem polskich placówek dyplomatycznych, a nawet na każdym
posterunku policji.
Dlaczego więc polskie dziewczyny są takie bezradne i dopiero po powrocie szukają pomocy w „La Stradzie” (bardzo skądinąd sprawnej i potrzebnej organizacji zajmującej się
m.in. niesieniem pomocy poszkodowanym w zakresie handlu kobietami
i pracy przymusowej)? Gdyby przed
wyjazdem zajrzały na stronę internetową „La Strady”, tak jak ja to zrobiłem, uniknęłyby wielu problemów.
A może one same sobie układają obronną legendę w sytuacji, gdy
„sprawa się rypła”, a mąż, narzeczony, rodzina czy znajomi dowiadują
się, jak to kobitka ciężko pracowała
na Zachodzie?!
ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki
O Rochowie, niewielkiej popegeerowskiej wsi w Zachodniopomorskiem, nikt
by zapewne nie słyszał, gdyby nie następcy Pawlaka i Kargula, czyli Dionizy
Kawiak i Władysław Buczek. Ci dwaj – niczym filmowi bohaterowie – od 30
lat toczą krwawe boje na widły, sztachety, kropidło i procesy sądowe. Tak naprawdę nie bardzo pamiętają, od czego zaczęły się sąsiedzkie waśnie – prawdopodobnie od pożyczonej od sąsiada maszyny, którą Władysław sprzedał niczym swoją. Krewniak Kawiaka nie był więc dłużny i nie oddał kosiarki. Potem były bijatyki, podpalenia i obelgi. Dziś dzieli ich wszystko – miedza, droga, rodziny. O sąsiedzkim pojednaniu nie chcą słyszeć, twierdząc, że tylko
śmierć jednego z nich może rozwiązać problem, a i to nie jest pewne.
RP
PAWLAKI I KARGULE
Właściciel działki letniskowej pod Wołominem, pan Andrzej Kalita, miał
straszliwego pecha. Udało mu się bowiem złapać trzech złodziei okradających jego domek letniskowy z kabli elektrycznych. Po ujęciu przestępców
wsadził całą trójkę do samochodu i zawiózł na policję. Z powodu braku miejsca dwóch z nich przewiózł w bagażniku. Podróż trwała dokładnie osiem minut. I za to – czyli pozbawienie wolności i narażenie na stres – grozi naszemu bohaterowi pięć lat pudła. A złodzieje? Będą musieli oddać równowartość zwiniętych kabli.
MP
BOHATER DO PUDŁA
Pan Czaruś, groźny recydywista mający jeszcze do odsiedzenia za kratkami
12 lat, dostał od dyrektora więzienia w Nowym Wiśniczu przepustkę. Wpadł
więc na moment do mamusi, zjadł obiadek i stwierdził, że wraca za kratki, po
czym... rozpłynął się we mgle. Wkrótce wyszło na jaw, że już kiedyś postąpił
podobnie i złapano go dopiero w Austrii, gdy usiłował wymusić pieniądze
z banku (dostał wówczas 11 lat odsiadki).
RP
RECYDYWISTA OBIEŻYŚWIAT
Chociaż w Polsce istnieje wielu Ryszardów Lewandowskich, tylko
dwóch z nich ma taki sam akt urodzenia i PESEL. W rezultacie mieszkaniec
Wałbrzycha nie może znaleźć pracy, zaciągnąć kredytu, a nawet poślubić ukochanej kobiety. Jego nazwisko figuruje w rejestrze skazanych – oczywiście to
ten drugi R.L. był skazany. A wszystko przez nieuwagę urzędnika. Otóż obydwaj Ryszardowie Lewandowscy mieszkali w dzieciństwie w tym samym domu dziecka i niefrasobliwy urzędnik przekazał im... takie same akty urodzenia.
Z czasem sprawa się wyjaśniła i „sobowtór” Lewandowskiego z Wałbrzycha
otrzymał nową metrykę, ale nadal korzystał z tej drugiej. Wałbrzychowianin
musiał więc płacić za grzeszki „sobowtóra”. Gdy Lewandowski z Wałbrzycha
domagał się wyprostowania sprawy i nadania mu nowego PESELU, urzędnicy umyli ręce, twierdząc, że jest to niemożliwe. Pechowcowi nie pozostało zatem nic innego, jak wystąpić na drogę sądową i w ten sposób oczyścić swój
życiorys. Sprawa nie jest prosta, zwłaszcza dla polskich urzędów.
RP
„SOBOWTÓR”, JASNA CHOLERA
Prawie 70 proc. pacjentów w polskich
szpitalach kopie, gryzie i ubliża pielęgniarkom, a wiele sióstr miało do czynienia z molestowaniem seksualnym
– oto wynik badań przeprowadzonych przez Instytut Medycyny Pracy w Łodzi. – Agresja ta wynika z postawy roszczeniowej pacjentów – ubolewa pani
psycholog z IMP. – Chorzy bowiem traktują szpitale i przychodnie jak zakłady
usługowe. A służba zdrowia jaka jest, każdy widzi.
RP
KATOWANIE SIOSTRZYCZEK
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE
Znalazłem się w maleńkiej wiosce w województwie pomorskim. W sklepie
obok artykułów spożywczych, kosmetyków, różnych gazet, są wyłożone
czasopisma pornograficzne. Aż mnie zatkało! (...) W sklepie wisi krzyż.
Rozmawiam ze sprzedawcą (właścicielem?). Nie rozumie, o co mi chodzi.
Tłumaczę mu więc, że na szyldzie jest napisane: „Sklep spożywczoprzemysłowy”, a w środku mamy pornografię. Gdyby więc napisał „Sex
shop”, to bym do tego sklepu nie wszedł.
(„Niedziela”, 26/2003)
¶ ¶ ¶
Celem organizacji homoseksualistów jest uzyskanie prawa do adopcji
dzieci oraz ulg podatkowych. Czy naprawdę nie pozostaje nam nic
innego, jak tylko pedałować do tej Unii Sodomy i Gomory?
(„Nasz Dziennik”, 2.07.2003 r.)
¶ ¶ ¶
Piszę o rybach, bo chciałbym Was namówić do zarybiania. Jeżeli już nie całej
Europy, to przynajmniej samochodu taty. Zarybić samochód, to znaczy
przykleić na niego naklejkę z rybą. Znak ryby nie mówi o smażalni ryb, ale jest
symbolem Chrystusa. Jeżeli kierowca ma na samochodzie rybę, to znak, że jest
chrześcijaninem. I chce się tym pochwalić na drodze. (...) Jeżeli tata uzna, że
szkoda lakieru, to zawsze pozostaje jeszcze rower. On też może być zarybiony.
(„Mały Gość Niedzielny”, 7–8/2003)
Wybrała O.H.
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
NA KLĘCZKACH
TRON NA ŁAWĘ
Ordynariusz elbląski zasiądzie
jednak na ławie oskarżonych za spowodowanie wypadku drogowego
w stanie nietrzeźwości. W ubiegłym
tygodniu („Biskup w granicach prawa”) podnieśliśmy larum po skandalicznej decyzji Prokuratury Rejonowej w Elblągu, która wystąpiła do
sądu o warunkowe umorzenie postępowania przeciwko biskupowi
Andrzejowi Śliwińskiemu.
Proszący o anonimowość prokurator elbląski zapewnia nas: – Wasza publikacja wywołała niezłą burzę. Mieliśmy sporo telefonów. Decyzja o wniesieniu aktu oskarżenia
już zapadła, musimy jednak nieco
odczekać, gdyż sytuacja jest bardzo
niezręczna.
Oj, bardzo... bardzo nam się taka sytuacja podoba!
A.T.
PRYMAS
PRIORYTETEM
„Nowej Myśli Polskiej” twierdzi, że
do wszystkich wezwań JPII powinniśmy podchodzić co prawda z należytym szacunkiem, ale bardzo
ostrożnie.
Koniec świata!
M.P.
WIANUSZEK PRAŁATA
duchowne strzegą bezpieczeństwa
na caritasowych obozach, rekolekcjach i podobnych imprezach. Aby
jeszcze bardziej wzbogacić ofertę
rekreacyjną Kościoła, proponujemy organizację plaż dla księży nudystów (wstęp w samych koloratkach) i wybory mistera mokrej
komży.
A.C.
LIGA LUSTRUJE
Liga Polskich Rodzin powołała
własny trybunał lustracyjny. Na jego czele stanął nikomu nieznany
Tomasz Terlikowski z pisemka „Racja Polska”. Na początek zdemaskowano agenta komuny, oficjalnie prawicowego oszołoma, prof. Jerzego
Roberta Nowaka, felietonistę tygodnika „Niedziela”. Po pierwsze: Nowak sfałszował swój życiorys. Pominął kolaborację z PZPR, a był przecież wysoko w Stronnictwie Demokratycznym. Po drugie: w swoich
książkach wychwalał zbrodniczy reżim Envera Hodży (Albania). Po
trzecie: w wolnych chwilach fałszował historię Węgier. I to właśnie taki typ omamił świętego ojca Dyrektora, wprowadził w błąd słuchaczy
i czytelników. Dzisiaj, ujawniając spiski żydowko-masońskie, próbuje
zmyć z siebie hańbę przeszłości. Brawo, Liga! Czekamy na zlustrowanie
ojca Dyrektora.
M.P.
PAPIEŻA TEŻ...
Tygodnik „Nowa Myśl Polska”
związany z Ligą Polskich Rodzin
zabrał się za krytyczny przegląd działalności... Jana Pawła II! Publicysta pisma Lech Mażewski znajduje tylko jedno słowo na określenie
polityki papieża w stosunku do Polski: głupota.
Pasmo błędów i nieszczęść rozpoczęło poparcie udzielone „Solidarności”. Wojtyła jest także odpowiedzialny za politykę Leszka
Balcerowicza. Dowodem na to jest
sprzyjanie kolejnym solidarnościowym rządom. Z obłędu nie wyprowadziła go nawet klęska prawicy
w 1993 roku. Mażewski twierdzi, że
AWS to tak naprawdę dzieło JPII.
Miał on wesprzeć Krzaklewskiego
zarówno podczas tworzenia zrębów
AWS, jak i podczas swojej pielgrzymki w 1997 roku. Została ona w całości podporządkowana politycznym
interesom Mariana K.
Jan Paweł II wsparł polskie członkostwo w Unii, bo przecież bez Polski nie będzie możliwa budowa nowego kościelnego cesarstwa. Los Polski przy tym jest Karolowi Wojtyle
obojętny! Redaktor LPR-owskiej
Retkińskie Stowarzyszenie Pamięci Prymasa Tysiąclecia zamierza wznieść w Łodzi (przy skrzyżowaniu ul. Bandurskiego i al. Wyszyńskiego) pomnik swojego patrona (pisaliśmy o tym w numerze
23/2002 „FiM”). Oficjalnie ma on
być sfinansowany ze zbiórki społecznej, ale i tak wszyscy wiedzą,
że skatoliczałe władze miasta
z Kropiwnickim (ksywa Kropidło)
na czele nie poskąpią grosza. Radni z Komisji Kultury Rady Miejskiej już pozytywnie zaopiniowali
projekt monumentu. A wszystko to
dzieje się w czasie, gdy w Łodzi
brakuje pieniędzy dosłownie na
wszystko, nawet na zasiłki dla bezrobotnych. Pomnik żołnierzy Armii „Łódź”, którzy w 1996 roku
przelewali krew za te ziemie, czeka na realizację już 20 lat i pewnie się nie doczeka.
R.P.
ZAPŁACIŁA
I NA BRUK
W minioną sobotę i niedzielę
ekskluzywny hotel „Radison”
w Szczecinie gościł sławnego kolekcjonera orderów, prałata Henryka
Jankowskiego (fot. powyżej). Hrabia dwojga narodów przybył w otoczeniu gwardii przybocznej, czyli...
pięciu nastoletnich chłopców, w których – jak wiadomo – wybitnie gustuje. Nasze hotelowe krasnoludki
odprowadziły całą grupkę pod pokój 903. Budowniczy bursztynowego
ołtarza, który nie tak dawno udzielił audiencji premierowi Millerowi,
to naprawdę równy facet – przez dwa
dni puszczał chłopakom filmy porno! A co więcej przeżył i co widział,
niech wam sam opowie...
R.K.
CHRISTIAN
WALLENROD
Polska ma swojego nowego bohatera wojennego! Jest nim niejaki
Christian Ganczarski – pochodzący z Gliwic obywatel Niemiec. Głośno o nim na Zachodzie i prezydent Kwaśniewski mógłby się nim
pochwalić swojemu przyjacielowi
Dablju Bushowi, gdyby nie jeden
drobny szczegół. Chrystian jest muzułmaninem, a na domiar złego walczy... po drugiej stronie barykady.
Nasz rodak zorganizował w kwietniu 2002 zamach na tunezyjskiej wyspie Dżerbie, w którym zginęło 21
osób, w tym 14 Niemców.
A.C.
ŻYWIĄ I BRONIĄ
Obok katolickiego harcerstwa,
parafialnej turystyki, kościelnych imprez sportowych, czyli parafiad, istnieje w naszym pięknym kraju także pierwsza klerycka drużyna Wodnego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Akurat ta inicjatywa kościelna jest wyjątkowo pożyteczna,
bo odpowiednio przeszkolone siły
WANIEK CZY DULSKA
Przykościelna, choć państwowa Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji – na wniosek Jarosława
Sellina (Opus Dei) – nakazała
przeprowadzenie monitoringu popularnego programu telewizyjnego dla młodzieży „Rower Błażeja”. Otóż prowadzący program, zapominając najwyraźniej, w jakim
kraju żyją, otwarcie zachęcali widzów do wypowiadania się na temat własnej seksualności, swoich
upodobań w tej dziedzinie oraz stosowanych (lub nie) zabezpieczeń.
Czujna Rada nakazała natychmiast
zbadanie „afery”. Ta sama Rada
chętnie przyznała koncesję telewizyjną dla Rydzyka – człowieka,
który od dekady szerzy w swoim
radiu kłamstwa, oszczerstwa i antysemityzm.
A.C.
SZOK MIŁOSIERDZIA
Przybyłe do Łodzi siostry miłosierdzia ze zgromadzenia założonego przez Matkę Teresę
z Kalkuty, wprawiły w osłupienie katoobłudne władze tego miasta. Gdy w magistrackich salonach
spotkały się z wiceprezydentem,
odmówiły nawet herbaty, tłumacząc, że nie mogą niczego jeść ani
pić, nie dzieląc się przy tym z biednymi. Poprosiły też o skromniejszą siedzibę dla siebie. W tymczasowej kaplicy przy ul. Łąkowej
siostrzyczki siedzą na kawałku
płachty workowej, choć oferowano im dywan. Ubóstwo siostrzyczek najbardziej szokuje księży,
którzy w biednej Łodzi żyją jak
pączki w maśle. Na szczęście nie
zaproszono misjonarek do biskupiego pałacu, bo z pewnością doznałyby szoku i nie byłoby z nich
pożytku.
R.P.
Można zapłacić za dom, a nie
mieć go. Przekonała się o tym
Iwona Hyndle. Zapłaciła warszawskiej spółce Draczer 250 tysięcy zł za dom. Jej pech polegał
na tym, że tuż przed podpisaniem
aktu notarialnego firma Draczer
ogłosiła upadłość. Zgodnie z prawem, właścicielem domu nie jest
nasza bohaterka, lecz syndyk masy upadłościowej. Złożył on pani Iwonie propozycję: albo zapłaci 300 tysięcy za swój dom (ponownie!), albo niech się z niego
wynosi. O innych rozwiązaniach
nie może być mowy – zapewnia
Barbara Wietlicka, syndyk Draczera. Swoje postępowanie uzasadnia obowiązkiem dbania o interesy... wierzycieli.
M.P.
STRÓŻE
MORALNOŚCI
Stolica Apostolska ma poważne
problemy i to nie tylko z aferą pedofilską wśród księży. W ubiegłym
roku w Watykanie zanotowano 608
spraw karnych, co przy 455 mieszkańcach państwa kościelnego daje
1,33 przestępstwa „na głowę”. Jest
to niemożliwy do poprawienia światowy rekord! Oczywiście większości
tych przestępstw dopuszczają się pielgrzymi (sic!).
Mieszkańcom Watykanu zdarzają się (i to dość często) kradzieże
w sławnym watykańskim sklepie wolnocłowym dla pracowników kurii
i obywateli Stolicy Apostolskiej.
Złodziei złapanych przez szwajcarskich gwardzistów czeka sroga kara – poza grzywną, zostaje
im odebrana karta uprawniająca
do wolnocłowych zakupów...
E.W.
TONY SPADA
W ciągu zaledwie kilku miesięcy liczba niemających zaufania do Tony’ego Blaira wzrosła
z 28 do... 66 proc. Powód? Iście
5
paradoksalny! Zwycięstwo armii brytyjskiej na Bliskim Wschodzie. Na
nieszczęście armia ta nie znalazła tam
broni masowego rażenia. Przykładając bezkrytycznie rękę do amerykańskiej wojny, Blair przyprawił
o śmierć dziesiątki własnych obywateli i tysiące Irakijczyków. Co ciekawe, rozgoryczenia Brytyjczyków nie
łagodzi bynajmniej dobra sytuacja gospodarcza i zaledwie 3-procentowe,
czyli nieistniejące, bezrobocie. A.C.
O WILKACH I LESIE
W Tajlandii przełożeni buddyjskich klasztorów narzekają na napływ homoseksualnych kandydatów
do klasztorów, co jest zjawiskiem
masowo i od zawsze występującym
w klasztorach katolickich i prawosławnych. Wzorując się na Krk, nakazano w Tajlandii specjalne procedury (sprzeczne z dotychczasową
tradycją) przy naborze nowych mnichów. Mają eliminować gejów już
na początku klasztornej kariery. Guzik z tego pewnie wyjdzie, bo dla
homolubów klasztor to ziemia obiecana.
A.C.
MURZYNOWI KULKĘ
Berlusconi, prawicowy premier
Włoch, wspólnie ze swoimi ministrami wpadł na genialny pomysł, jak powstrzymać falę migracji z Afryki. Rozwiązanie jest piekielnie proste. Marynarka wojenna i straż graniczna
otrzymały prawo do strzelania bez
ostrzeżenia do wszystkich podejrzanych statków, stateczków czy łódek.
Na pytanie o ofiary – lider nacjonalistycznej Ligi Północnej Umberto
Bossi odparł: „To nie nasz problem”.
Przepisy międzynarodowe, które zakazują strzelania do cywilnych
obiektów pływających, w kraju ojców
chrzestnych obowiązywać widać nie
muszą.
M.P.
GAUDI Z AUREOLĄ
Dobiegł końca pierwszy etap procesu beatyfikacyjnego architekta
Antonio Gaudiego. Tym razem
o wyświęcenie kolegi starają się nie
duchowni, ale ludzie świeccy. Dokumentacja przekracza tysiąc stron,
a liczba cudów – dokonanych rzekomo za wstawiennictwem hiszpańskiego ekscentryka – urosła w ciągu kilku miesięcy z dwóch do pięciu. Zasługi Gaudiego to m.in. szczególna
postawa prorodzinna polegająca na
„opiece nad ojcem i chorą kuzynką”
oraz „głęboka miłość do Trójcy Świętej i Świętej Rodziny”. Zaiste, nadzwyczajne to zasługi.
PaS
6
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
Wara od szkoły
W numerze 23/2003 „FiM” pisaliśmy o pomyśle
utworzenia, od 1 września 2003 roku, klasy
salezjańskiej w Gimnazjum Publicznym nr 2 w Chełmie.
Na szczęście okazało się, że tego rodzaju eksperyment
nie ma racji bytu w szkole państwowej, gdyż jest
sprzeczny z prawem oświatowym.
„Zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji narodowej i sportu
z dnia 9 kwietnia 2002 r. w sprawie
warunków prowadzenia działalności
innowacyjnej i eksperymentalnej przez
publiczne szkoły i placówki (DzU
Nr 56 poz. 506) – wyjaśnia rzecznik
MEN, Małgorzata Szelewicka – decyzję o wprowadzeniu innowacji pedagogicznej podejmuje rada pedagogiczna szkoły, a kurator oświaty,
w ramach nadzoru pedagogicznego,
ma prawo zgłoszenia uwag i zastrzeżeń do tej innowacji”.
Wspomniane formalności dyrekcja Gimnazjum nr 2 w Chełmie spełniła. Z informacji udzielonych mi
przez dyrektor gimnazjum, Mariolę
Szynal, wynika, że rada pedagogiczna (w skład której wchodzą również
ateiści) uchwałę o wprowadzeniu od
1 września 2003 roku klasy salezjańskiej zatwierdziła jednomyślnie, podobnie jak rada rodziców.
Wydaje się to dziwne, bowiem
tak się akurat składa, że do tej szkoły, zlokalizowanej w samym centrum
miasta, uczęszczają dość licznie niekatolicy – świadkowie Jehowy, prawosławni, baptyści i ateiści. Trudno
uwierzyć, że oni również przyjęli decyzję dyrekcji z entuzjazmem. W każdym razie stosowna dokumentacja
potwierdzająca innowację została
przez szkołę dostarczona do Kuratorium Oświaty w Lublinie – Delegatura w Chełmie. W założeniach
organizacyjnych klasy salezjańskiej
przewidywano wprowadzenie dodatkowych (obowiązkowych) zajęć poświęconych „egzegezie Pisma Świętego” oraz powierzenie funkcji wychowawcy klasy katechetce.
Delegatura w Chełmie, która
pełni nadzór pedagogiczny nad Gimnazjum Publicznym nr 2, w piśmie
skierowanym do dyrektora gimnazjum wskazała na podstawowe
niezgodności proponowanej innowacji z przepisami prawa
oświatowego. Uznała utworzenie
klasy salezjańskiej za sprzeczne
z obowiązkiem rekrutacji na zasadzie powszechnej dostępności oraz
zwróciła uwagę, że katecheta nie
może pełnić funkcji wychowawcy
klasy. Akceptacji nie uzyskał również program zajęć dodatkowych.
Kuratorium stwierdziło, że wymienione w założeniach organizacyjnych treści powinny być realizowane wyłącznie na zajęciach religii. Ponadto dyrektor Delegatury
Anna Dudek-Janiszewska w rozmowie z dyrektor gimnazjum wyjaśniła, że klasa salezjańska może być
postrzegana jako klasa wyznaniowa,
O Rybaku, co nie złowił rybki
Kilkuletnia batalia o przejęcie przez Kościół
potężnego kompleksu stawów w Przemkowie zakończyła się klapą. Okazuje się, że z Kościołem
można wygrać. Tak niewiele trzeba... ot, tylko
wstać z klęczek.
Legnicki biskup Tadeusz Rybak nie przejmie za
Bóg zapłać 912 hektarów lustra wody z licznymi obiektami nadbrzeżnymi o łącznej wartości co najmniej 8,5
mln złotych. Tym razem Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa wykazała się odwagą niebywałą.
– Stawy przejmuje prywatny dzierżawca. Jest to chyba najlepsze rozwiązanie dla gospodarstwa rybackiego
w Przemkowie – mówi przewodniczący miejscowej, Międzyzakładowej Komisji NSZZ „S’80”,
Mieczysław Nogal. – Jest szansa nie tylko na utrzymanie gospodarstwa i dodatkowe zatrudnienie, ale i rozwój hodowli ryb.
Przypomnijmy, sprawa wybuchła kilka lat temu, gdy legnicka
kuria postanowiła łyknąć wspaniały kąsek w postaci 54 stawów
i olbrzymiego majątku, m.in. licznych obiektów produkcyjnych
i zabytkowego folwarku (co ujawniliśmy w numerze „FiM”
18/2001). Biskup legnicki Tadeusz Rybak swój apetyt na wczasy z wędką podpierał obowiązującą ustawą z 17 maja 1989 r.
o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Polsce.
A w rzeczonej ustawie stoi jak byk, że biednemu Kościołowi na Ziemiach Zachodnich i Północnych należy
nieodpłatnie przekazywać grunty znajdujące się w zasobach Państwowego Funduszu Ziemi. Stawy to nabytek w sam raz dla kurii – kombinował biskup.
Ale stała się rzecz zdumiewająca. Pokorny do tej pory narodek wściekł się nie na żarty i zbiorowym głosem
zapowiedział: „po naszym trupie”. Protestowali wszyscy
– od związkowców z gospodarstwa rybackiego poczynając, a na
władzach Przemkowa kończąc.
Argumentacja była rzeczowa: kuria nie gwarantuje ani utrzymania hodowli ryb, ani rozwoju gospodarstwa, które zapewnia pracę kilkudziesięciu osobom. I choć kanclerz legnickiej kurii, Józef
Lisowski, mydlił oczy przemkowian mitycznymi nakładami inwestycyjnymi pochodzącymi od jakichś bliżej nieokreślonych „przyjaciół z zagranicy”, ludziska zagrozili
mu szubienicą, jeśli pojawi się w pobliżu stawów.
Wobec wizji sznura i przekonania, że tym razem ludzie nie żartują – kuria ostatecznie wycofała się, a Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa zaakceptowała prywatnego dzierżawcę, Jerzego Gucmę z pobliskiego Ostaszowa, którego ojciec wzorowo tu gospodarował przed la-
do czego nie można dopuścić w szkole publicznej, czyli państwowej.
Mimo tak poważnych zastrzeżeń,
gimnazjum rozpoczęło rekrutację do
klasy salezjańskiej. Informacje o naborze pojawiły się w lokalnej stacji
radiowej i regionalnej gazecie codziennej oraz były odczytywane w chełmskich parafiach podczas niedzielnych
mszy. Wzmiankę o wprowadzeniu od
nowego roku szkolnego klasy salezjańskiej znajdziemy również na stronach internetowych szkoły.
Pewnym modyfikacjom uległ jednak program. Zrezygnowano z wychowawczyni katechetki, a pierwotnie obowiązkowe lekcje ewangelii
(przewidywane oprócz godzin religii)
zastąpiono kołem zainteresowań
„Ewangelia na co dzień”. Pozostał
natomiast wymóg dołączenia do podania o przyjęcie do klasy opinii wydanej przez proboszcza. Dyrektor
szkoły, Mariola Szynal, nie dostrzega żadnego problemu. Przecież niekatolicy mogą dostarczyć opinie ze
O
siem lat temu powstała Kujawsko-Pomorska Agencja
Rozwoju Regionalnego. Z jej
działalności najbardziej skorzystali pracujący w niej urzędnicy i ich przyjaciele. A co z rozwojem regionu? A kogo to, k...,
obchodzi!
swoich Kościołów, a ateiści po
prostu nic nie wpiszą. Podkreśla, że misją szkoły jest właśnie tolerancja religijna.
I faktycznie – w Internecie, na stronie gimnazjum pod
hasłem „misja” możemy przeczytać: „Wyróżniamy się postawą podkreślającą znaczenie tolerancji religijnej. Budujemy pomosty pomiędzy uczniami różnych wyznań: katolikami, prawosławnymi, baptystami, świadkami Jehowy poprzez wspólne
doświadczenia, zajęcia, naukę”.
Jednak sposób realizacji wspomnianej misji jest osobliwy.
Wszyscy uczniowie z założenia
poddani będą katolickiemu
praniu mózgów. Prozelityzmem
zalatuje tu bowiem na kilometr. Mimo promocji klasy salezjańskiej
oraz poparcia lokalnych proboszczów, a nawet samego arcybiskupa
Życińskiego, pomysł wzbudził niewielkie zainteresowanie, wpłynęło bowiem zaledwie około 10 podań na
przewidywane minimum 28 miejsc.
Wielka chęć dyrekcji gimnazjum
nic nie zmienia, stanowisko kuratorium jest jednoznaczne: „W arkuszu
organizacji szkoły na rok szkolny
2003/2004, zaopiniowanym przez Lubelskiego Kuratora Oświaty, nie ma
przeznaczonych godzin na dodatkowe
zajęcia edukacyjne związane z realizacją ww. innowacji. W związku z tym
innowacja będzie realizowana w ramach zajęć religii”.
Jak zapewnia Anna Dudek-Janiszewska, nikt nie udzieli zgody na
funkcjonowanie klasy salezjańskiej
w publicznej szkole. Cóż można powiedzieć... brawo, Pani Anno!
ANNA KALENIK
Fot. Autor
wystarczył agencji weksel podpisany przez niejakiego Piotra D. Krótko potem 15 tys. kredytu dostał
ów Piotr D., a weksel podpisał mu...
Romuald Kosznik. Ten drugi spłacał należności z trudem i bez pośpiechu, pierwszy zaś – wcale. Wszak
to pieniądze podatników, a więc ni-
Plajta kontrolowana
ty. Nowy gospodarz zainwestował już sporo grosza w narybek i wygląda na to, że gospodarstwo znów zacznie kwitnąć. W trapionym bezrobociem Przemkowie będą wkrótce dodatkowe miejsca pracy, co solennie obiecuje nowy
dzierżawca stawów.
Zatem happy end? Tak, dzięki odwadze ludzi. Naśladowcy potrzebni od zaraz!
RYSZARD PORADOWSKI
Fot. archiwum
Kujawsko-Pomorska Agencja
Rozwoju Regionalnego dysponowała milionem złotych kapitału
ze Skarbu Państwa (czyli od nas).
Dodatkowo Urząd Wojewódzki
oddał Agencji za darmo na 10 lat
biura o powierzchni 250 metrów
kwadratowych i zobowiązał się
płacić za prąd, wodę, gaz, ogrzewanie i ochronę.
Agencja – wspólnie z trzema
innymi firmami – stworzyła spółkę
Kujawsko-Pomorski Rynek Hurtowy. Na uruchomienie tego tworu lekką rączką wydała 60 tys. złotych. Udzieliła też kredytu w wysokości 24 tys. zł, a „Rynek Hurtowy” kupił sobie za to... służbowe
auto, a rat nie spłacił do dzisiaj,
gdyż zbankrutował. Prezes „Rynku”,
Romuald Kosznik, wziął też kredyt na własną firmę „Romako” – 15
tys. złotych. Za zabezpieczenie
czyje. Kredycik w wysokości 60 tys.
dostał też Mirosław Szlachciak,
późniejszy członek rady nadzorczej.
150 tysięcy zł wziął również ówczesny prezydent Inowrocławia,
a obecnie poseł, Marcin Wnuk.
Inny bankrut, „Polam” z Nakła,
wziął 300 tys. złotych. Następnie
kierownictwo bydgoskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej wymusiło, by 125 tys. dać jeszcze „Trybunie Pomorza i Kujaw” – lokalnemu dodatkowi „Trybuny”.
I tak – zamiast pięknego rozwoju – przyszła piękna plajta. Okazało się, że NASZE pieniądze, którymi dysponowała Kujawsko-Pomorska Agencja Rozwoju Regionalnego, wyparowały i nikt ich już
nie odzyska. Pomnóżmy to sobie
przez wszystkie polskie miasta, wiochy i różne agencje...
ROMAN KRAWIECKI
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
UWAGA! Za kilka dni
zakończy się ogólnopolska zrzutka na
toyoty, land-rovery,
yamahy i awionetki
dla... misjonarzy!
Na te ekskluzywne środki transportu przesiądą się wkrótce rajdowcy w sutannach. Szybkie i skuteczne dotarcie do dzikich z ubogim Panem Jezusem od wieków stanowi
wyzwanie dla Kościoła. Faktem jest,
że afrykański busz czy amazońska
dżungla nie mają zbyt wiele traktów nadających się do jazdy. Misjonarze mają więc świetny powód,
by wybierać się do bezbożników na
terenowych (najdroższych) rumakach, co zresztą świadczy o klasie...
Pieniądze na zakup samochodów,
motocykli i małych... samolotów
(też!) dla misjonarzy pochodzą od
ofiarnych (czytaj: naiwnych) polskich kierowców. Jak wiadomo, patronem wszystkich siedzących za kółkiem jest św. Krzysztof, coraz bardziej ostatnio przydatny. W poszczególnych parafiach wyciąganie datków trwa od miesięcy. Ogólnopolska kulminacja zbiórki planowana
jest na 25 lipca br. w (nomen omen)
Pieniężnie u księży werbistów. Właściciele pojazdów – w zamian za złożenie się na fury dla misjonarzy
– mogą liczyć na popryskanie wodą święconą siebie i swoich pojazdów przed tamtejszym kościołem
seminaryjnym. Ma ich to ustrzec
przed ewentualnymi wypadkami...
W ubiegłym roku ojczulkowie
werbiści zebrali w ten sposób kasę
POLSKA PARAFIALNA
Ściepa na jeepa
na trzy nowe wysokiej klasy gabloty. Jedna z nich trafiła do o. Krzysztofa Białasika bawiącego w Boliwii.
W jeepa wyposażono ponadto parafię św. Łucji na Kubie. Składkowym jeepem rozbijają się koloratkowi z rzymskokatolickiego aśramu
w Palda w Indiach. Ze sprawozdania werbistów wynika, że część wyżebranej od naszych kierowców kasy poszła na dofinansowanie gablot
w Indiach. Jedno z japońskich cacek
z napędem na cztery koła ma też
trafić do spowiedników z Botswany.
Zapotrzebowanie na motocykle (kawasaki i yamahy) złożyły u werbistów
polskie misje na wyspie Flores (Indonezja) i placówka w Puna (Indie).
Na Madagaskarze na przykład sutannowi wołają o pomoc w sprawie sfinansowania remontu silnika luksusowej łodzi motorowej. Bez tego nie bę-
Ewolucja pojazdów misyjnych: osioł, wielbłąd, kawasaki...
zakupionych w Ekwadorze, Białorusi i na pogańskich, ubożuchnych
jak mysz kościelna Węgrzech.
W tym roku werbiści mają ambitniejsze plany. Zamierzają wyżebrać
szmal na zakup terenówki dla diecezji Yendi w Ghanie i wyposażyć
seminaria w Bhopal i Jharsuguda
W
jednej z podkarpackich wsi, Wysokiej Strzyżowskiej, zwołano zebranie tzw. rady sołeckiej na czele z panią sołtys, na którym to zebraniu poddano pod dyskusję propozycję, aby sprzedać... wiejski ośrodek zdrowia.
Głównym argumentem „za”, który przedstawiła pani sołtys, był fakt,
że za środki uzyskane ze sprzedaży można byłoby wyremontować... kilometr szosy (słownie: jeden kilometr!). Biorąc pod uwagę fakt, że wieś rozciąga się na przestrzeni 10 km,
niewielki to luksus i od razu nasuwa się pytanie: który mianowicie kilometr miałby dostąpić remontu? Ponieważ pani sołtys swoje biuro ma na plebanii,
a nie – jak kiedyś bywało – w Domu Ludowym, należy przypuszczać, że wyremontowano by właśnie drogę
w pobliżu kościoła i willi księdza. Jest to tak zgodne
z duchem czasu, że pewno nikt by się nie zdziwił. Dziwi natomiast propozycja sprzedaży ośrodka zdrowia,
dą mogli odbywać romantycznych rejsów na pokładzie, być może z orientalnymi parafiankami. W zamian za
szczodrobliwość werbiści zapewniają
o swojej modlitwie w intencji wszystkich ofiarodawców. He, he, he...
MIROSŁAW CHŁODNICKI
Fot. Autor
który wybudowano w czasach PRL-u w dużej mierze
w ramach tzw. czynu społecznego. Obiekt ten jest
bardzo potrzebny wsi tak dużej jak Wysoka.
Może warto byłoby się raczej zastanowić nad sprzedażą dwóch punktów katechetycznych, które wybudowano na początku lat 90., a od
dziesięciu, czyli od
czasu, odkąd religii
naucza się w szkole, stoją w stanie surowym i niszczeją. Zawsze słyszy
się, że jest to dobro parafii, dobro wspólne ludzi tej
wsi, nie zaś prywatna własność proboszcza – więc
może by je sprzedać, a pieniądze przeznaczyć na drogę? Tyle młodych małżeństw nie ma gdzie mieszkać,
a budynki są wielkości jednorodzinnych domków, blisko drogi, szkoły, przystanku autobusowego. Przekazane przez parafian działki są bardzo ładne, więc nabywca znalazłby się bez trudu.
Tylko jak coś tak „zdrożnego” zaproponować panu proboszczowi?!
JĘDRZEJ POKRZYCKI
Daleko od szosy
Niech żyje Bal... cerowicz
Leszek Balcerowicz, prezes Narodowego Banku Polskiego, powtarza jak katarynka: ciąć
wydatki, oszczędzać, oszczędzać i jeszcze
raz oszczędzać.
A jak jest w istocie? Otóż w 2000 roku Narodowy Bank Polski wpadł na pomysł, że warto
mieć wreszcie jednolity system księgowości. Dyrektorzy się naradzali, powstawały ekspertyzy
i analizy. Zastanawiano się też, jaki sprzęt i oprogramowanie kupić. Na ten szczytny cel zarezerwowano w budżecie NBP kilkanaście milionów
złotych. W każdej w miarę normalnej instytucji
wydawanie tak dużej
kasy odbywa się pod
specjalnym nadzorem
i kontrolą, a przede
wszystkim przeprowadza się jawny przetarg.
Ale nie w Narodowym Banku Polskim, który od kasy pęka
w szwach, zatem jego
kierownictwo poleciło kupić sprzęt
z wolnej ręki.
Prezesi zainteresowanych firm informatycznych byli
zdumieni decyzjami
banku. Na ponawiane
S
ąd w Koszalinie nakazał zwolnić księdza pedofila z aresztu. To bardzo pięknie, bo lato
w pełni, a na Wybrzeżu tyle ślicznych dzieciaczków...
Ksiądz Jerzy U., proboszcz
parafii Podwyższenia Krzyża
Świętego w Słowinie (diecezja
7
się do... zwolnienia księdza
z aresztu.
– Sąd uznał, że postępowanie
zostało już w znacznej części
przez policję przeprowadzone.
Ponieważ przesłuchano wielu
świadków, nie istnieje obawa matactwa i tym samym utrudniania
Kuria twoja mać
koszalińsko-kołobrzeska), po
miesięcznym pobycie w areszcie decyzją Sądu Okręgowego
w Koszalinie z dniem 3 lipca odzyskał wolność. Przypomnijmy,
że tamtejsza prokuratura przedstawiła zatrzymanemu przez policję księdzu zarzut seksualnego molestowania dzieci („Pedofilów u nich dostatek” – „FiM”
24/2003).
„Zaczął się do mnie dobierać, gdy usnąłem. Próbował ściągnąć mi majtki. Prosiłem, żeby
przestał. Broniłem się. On dyszał
i sapał, był bardzo podniecony.
Mówił, że przecież jestem już dorosły, a to nic takiego, to jest bardzo fajne” – zeznał jeden z chłopców. Drastyczność wstępnych
ustaleń sprawiła, że Sąd Rejonowy postanowił aresztować pedofila na 3 miesiące. Śledztwo dostarczyło kolejnych dowodów na
uprawianie przez zboczeńca aktywnej pedofilii, a prowadzący
postępowanie poczęli określać
sprawę mianem „rozwojowej”.
Co najdziwniejsze, to właśnie
tempo działania policji przyczyniło
postępowania karnego – informuje mnie prokurator Ryszard
Gąsiorowski.
Sąd Okręgowy w Koszalinie
nie podzielił silnie akcentowanej przez prokuraturę obawy, że
ksiądz U. może utrudniać postępowanie, próbować wpływać na
jeszcze nieprzesłuchanych świadków czy po prostu nawiać za granicę (paszportu nie zatrzymano),
jak choćby opisywany przez nas
w poprzednim numerze ksiądz
Sobański. Sąd nie dostrzegł nawet potrzeby zastosowania dozoru policyjnego, uznając, że poręczenie majątkowe w kwocie
5 tys. zł w pełni wystarczy.
Księdzu grozi kara pozbawienia wolności do lat 10, a diecezji – skandal. Problem mogłoby
rozwiązać zniknięcie Jerzego U.,
co zapewne wkrótce nastąpi.
Z naszych doświadczeń wynika,
że biskup ordynariusz oświadczy
wówczas, iż nie ma zielonego pojęcia, gdzie podziewa się jego
podopieczny. Kuria, jak prawdziwa matka, dba o swoje dzieci.
ANNA TARCZYŃSKA
Dobrodziej złoczyńca
Do sądu skierowano akt oskarżenia przeciwko Michałowi M.
– księdzu z Tylawy na Podkarpaciu, który jest podejrzany o molestowanie seksualne małych
dziewczynek.
Przypomnijmy: Prokuraturę Rejonową w Krośnie o tym, że ksiądz
proboszcz parafii w Tylawie molestuje dzieci, powiadomiła żona greckokatolickiego księdza. Do zawiadomienia dołączyła kasetę z nagraniem
zwierzeń dziewczynek. Prokuratura
w Krośnie – będąca w wielkiej przyjaźni z miejscowym klerem – śledztwo raz dwa umorzyła. Było to
przez nich pytania, dlaczego właśnie tak, podwładni Leszka grzecznie odpowiedzieli, że taki
tryb będzie tańszy i bezpieczniejszy. Kiedy kilka dni temu doszło wreszcie do podpisywania
stosownej umowy, okazało
się, że za sprzęt i oprogramowanie NBP zapłacił nie
kilkanaście, a osiemdziesiąt
milionów złotych, zaś dostawcą jest pośrednik, nie
zaś bezpośredni producent.
Podrożyło to koszt całej inwestycji o 60–70 procent.
I to jest właśnie gospodarność made in Balcerowicz.
MP
w październiku 2001 r. Argumenty
prokuratorskie były mniej więcej takie: ksiądz, owszem, kąpał, rozbierał i całował dziewczynki, ale robił
to z miłości... ojcowskiej i nie miało
to absolutnie seksualnego podłoża.
Na takie jawne draństwo prawne zareagowała Prokuratura Krajowa, która pod presją publikacji
w „Gazecie Wyborczej” nakazała
wznowić postępowanie. Jego prowadzenie zlecono tym razem Prokuraturze Rejonowej w Jaśle.
Ta przesłuchała wielu świadków
i zasięgnęła opinii biegłych psychologów z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie oraz seksuologów
z Centrum Medycznego Kształcenia
Podyplomowego w Warszawie. Naukowcy potwierdzili wiarygodność
zeznań dziewczynek, a psychiatrzy
uznali, że proboszcz jest poczytalny
(choć podczas obserwacji psychiatrycznej robił wszystko, aby uznano
go za wariata). W tej sytuacji dobrodziej Michał M. nie wywinie się
już raczej od poniesienia kary za
swoje czyny. Akt oskarżenia zarzuca mu molestowanie co najmniej sześciu dziewczynek. Grozi za to kara
do 10 lat więzienia. My stawiamy na
rok w zawieszeniu. Proces rozpocznie się pod koniec września br.
E.A.
8
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
RADIO (WOLNA) MARYJA
– O widzę, że z Panem sobie
nie porozmawiamy...
SIAĆ, SIAĆ, SIAĆ (2)
ludzi dziadostwo i mały mózg. Zacofanie!
Góra mięsa z hormonami
¤¤¤
¤¤¤
słuchacz RM: – Chciałem pozdrowić moją zmarłą siostrę. Żeby
zawsze była zdrowa.
rozmowa na antenie RM:
– Jestem ogromnie zbulserwowany
tym, co się dzieje...
– My też, panie Janie, ale mówi się zbulwersowany...
– No właśnie... jestem zbulserwowany...
Miesiąc temu opublikowaliśmy pierwszy odcinek
„Siać, siać, siać” (ulubione zawołanie ojca
Rydzyka) składający się z wyimków audycji
Radia Maryja. Dziś ciąg dalszy, bez złośliwych
komentarzy, bez drwin i wyśmiewania się.
Po co...? Radio ojca Dyrektora „broni się” samo.
Rozmowa na antenie RM:
– Boję się potępienia, boję się
diabła, boję się wszystkiego. Wszędzie jest diabeł i mówi do mnie.
Już mnie nawet księża nie chcą
spowiadać...
– No nic. Życie jest piękne, ale
trzeba się pchać do przodu. Kulturalnie, ale pchać. Alleluja!
¤¤¤
o. Rydzyk: – Ostatecznym celem
homoseksualizmu jest walka z Kościołem i zniszczenie Kościoła.
¤¤¤
ekspert RM: – Byłem na audiencji u ukochanego Ojca Świętego. Patrzę, Polacy, nawet duża grupa. Siedzą sobie na chodniku i czekają na papieża. Patrzę, a oni chleją wódę i cieszą się, że ich nikt nie
zaczepia. Prosto z butelek pili. Albo matki katoliczki... jeżdżą do Niemiec na truskawki i zamiast zbierać, to się tam sprzedają, bo to łatwiejszy zarobek. Potem w domu
mąż się dziwi: ale ty ciężko pracowałaś, że tyle pieniędzy przywiozłaś. A ona nie truskawki zbierała.
Potem do kościoła idzie i się modli... No... wzór do naśladowania.
Z dziećmi za rączkę do komunii.
Obrzydliwość... Te dzieci są przykrywką dla bydlęcia.
¤¤¤
o. Rydzyk: – A ta prostytucja
na drogach? Jakież to wstrętne.
I popatrzcie, kto się koło tych narzędzi diabła zatrzymuje. Popatrzcie... góry mięsa z hormonami
– bo przecież nie ludzie. Trzeba siać,
siać... tak, tak... zwierzęta z hormonami. A potem przychodzą z płaczem do księży.
¤¤¤
o. Rydzyk: – Wykosztowaliście
się na te kiełbasy, na te szynki na
święta, a teraz co? Nawet na bilet
nie macie, by pojechać do Częstochowy.
¤¤¤
telefon do RM: – Poszłam do
księdza i żalę się, że już nie mam
siły, bo piętnaście lat żyję pod jednym dachem z pijakiem, a ksiądz
westchnął i powiedział: „Ty masz
jednego pijaka, a ja mam ich całą
parafię”.
¤¤¤
rozmowa na antenie RM:
– Ojcze Dyrektorze... mam nowotwora i to złośliwego.
– To wszystko dla Boga, córko.
¤¤¤
ekspert RM: – Czasem w towarzystwie słychać koncert „bąków”.
Wszystko spowijają trujące wyziewy tych gazów. Z punktu widzenia
ekologii jest to barbarzyństwo.
¤¤¤
telefon do RM: – Miałam do
usunięcia ząb... i to mądrości. Bardzo się bałam i poszłam do kościoła, i modliłam się: „Panie Jezu, co
to będzie, co to będzie...”. I taka
myśl mi wtedy przyszła do głowy:
to ja się boję o ból zęba, a przecież Jego na tym krzyżu bardziej
bolało. No to zaczęłam się modlić
i ofiarowałam Jezusowi ten ząb.
Poszłam do dentystki, a Jezus mi
to wynagrodził i wcale mnie nie
bolało.
¤¤¤
Kącik dowcipów w Radiu Maryja:
– Wie pan, zaczęły wypadać mi
włosy.
– Był pan u lekarza?
– Nie. Same zaczęły.
¤¤¤
Podróżny na dworcu:
– Poproszę bilet.
– Dokąd?
– A co pani taka ciekawska?!
¤¤¤
Pacjent budzi się po operacji:
– Czy jestem już w niebie?
– Nie, jesteś przy mnie – odpowiada żona.
¤¤¤
słuchaczka RM: – Pierwsze
słowa, które usłyszałam na antenie
Maria Radyja, to znaczy Radia Maryja, to to, jak ojciec Tadeusz po-
¤¤¤
o. Rydzyk: – Popatrzcie na te
kobiety na ulicach. Tak chodzą i się
ubierają, jak gdyby były prostytutkami. Popatrzcie, ile mamy w Polsce prostytutek. Ulice pełne prostytutek... na każdym kroku...
¤¤¤
o. Rydzyk: – Mówią niektórzy,
że Ojciec Święty jest konserwatystą. Pewno, że jest, bo na tych biwakach rozmaitych jadał konserwy,
bo je lubi...
¤¤¤
telefon do RM: – Ja jestem już
babką, mam 75 lat. Tyle lat żyłam
z alkoholikiem – już zaczynam płakać – i urodziłam z tym alkoholikiem córkę, która wyszła za mąż
też za alkoholika. Urodzili dziecko,
też alkoholika...
¤¤¤
telefon do RM: – Postuluję wyrzucenie z nazwy telewizji Polsat li-
¤¤¤
ekspert RM: – Masoni są
narzędziem szatana, a ich znakiem jest słońce. Zwróćcie uwagę, że ten znak starają się umieścić wszędzie. Na przykład w Polsacie się ono pojawia i na butelkach wody „Bonaqua”, i jako logo partii Unia Wolności. Żebyśmy mieli kilkuset takich ojców
Rydzyków w Polsce, to nie musielibyśmy się bać masonerii.
¤¤¤
telefon do RM: – Ja sobie taką modlitwę wymyśliłam sama. Mogę powiedzieć?
– Prosimy...
– Jak to dobrze, że jesteś, ojcze
Rydzyku, jak to dobrze, że ciebie ta
mama urodziła, niepokalana...
¤¤¤
ekspert RM: – To tylko ateiści szukają wszędzie spisków, że
wszędzie jest spisek, węszą, że
wszystko przez ten spisek. A my,
katolicy, wiemy, że to nieprawda.
Wiemy, że jest tylko jeden spisek,
na czele którego stoi szatan. I on
upodobał sobie atak na Polskę, bo
Polska jest monarchią, bo mamy
swoją królową, bo oddaliśmy się
w niewolę Matce Bożej.
¤¤¤
ekspert RM: – Jest taka książka dla dzieci pod tytułem „Doktor
Dolitle”. To jest straszna książka
i jeszcze na dodatek lektura. Ona
równa zwierzęta z człowiekiem, czyli równa człowieka ze zwierzęciem.
To jest doktryna masońska: świnia
jest taka sama jak i ja.
¤¤¤
o. Rydzyk: – Byłem kilka tygodni temu w Paryżu. Wyszedłem wieczorem szukać eucharystii. Patrzę,
a tu wszyscy się bawią, cały Paryż
się bawi. Muzyka, kawiarnie, tańce. No szatan, mówię wam, szatan.
¤¤¤
telefon do RM: – Człowiek,
który nie modli się i nie słucha Radia Maryja, jest jak to bydlę.
¤¤¤
o. Rydzyk: – Patrzę... leży na
ziemi nieprzytomna staruszka.
Podchodzę i pytam ją, co się stało? A ona: – A co to pana obchodzi?
¤¤¤
rozmowy na antenie RM:
– Jest u nas dzisiaj w rozgłośni
Marcin. Skąd przyjechałeś?
– Z Bydgoszczy.
– A ile się jedzie z Bydgoszczy do Torunia?
– Półtorej godziny.
– Jesteś bardzo dzielny, Marcinie.
¤¤¤
słuchaczka: – Pojechałam
na pielgrzymkę na Węgry i widziałam, że księża, co byli z nami, kupowali w dużych ilościach
winiaki...
o. Jacek: – Mówi pani nie
na temat dzisiejszej katechezy.
¤¤¤
o. Rydzyk: – Polska stała się
terenem misyjnym dla pogan.
Ich wysłannikami są prostytutki przy drogach. Siać... trzeba
siać, siać, siać...
¤¤¤
modlitwy na antenie RM:
– Słuchamy, Radio Maryja... w czyjej intencji modlitwa?
– Ja bym chciała się pomodlić
za wszystkich oszustów, kłamców
i złodziei... no i za ojca dyrektora
oczywiście.
¤¤¤
wiedział, że katolik to jest ciapa.
Bardzo mnie to uderzyło i wtedy
po raz pierwszy w życiu zaczęłam
myśleć.
ter: pol. Bo to nie polskie. I co wtedy zostanie? Sat zostanie. I jak dodamy do tego skrót od anteny, zobaczymy całą prawdę Sat-an!
¤¤¤
¤¤¤
o. Rydzyk: – Trzeba pić zioła,
bo to nie chemia. Ale jak się je pije na przykład o północy, stojąc na
jednej nodze, to już wtedy zaczyna
się okultyzm i diabeł.
ekspertka RM: – Telewizja
i gry komputerowe mogą być przyczyną masturbacji, która będzie
później przeszkadzała w tworzeniu
więzi rodzinnych. Badania na całym świecie wskazują, że masturbacja jest główną przyczyną rozwodów na całym świecie.
¤¤¤
rozmowa na antenie RM:
– Niech będzie pochwalona Maryja zawsze dziewica. Czy będę na antenie?
– Już pan jest na antenie.
– A co mi ksiądz za pierdoły
opowiada, kiedy mam włączone Radio Maryja i tam teraz słyszę ojca
dyrektora!
– Bo jeszcze fale radiowe do pana nie zdążyły dolecieć. I proszę się
kulturalnie wysławiać.
– Aha...
¤¤¤
słuchaczka RM: – Jak byłam
mała, to przychodził do nas taki wysoki ksiądz. Brał mnie na ręce
i tak gładził po pupce. Teraz jestem
duża, ale czasem tak bardzo chcę,
aby tamten ksiądz znów mnie przytulał i głaskał po pupie.
¤¤¤
o. Rydzyk: – Przyjeżdżają tu
do Torunia ludzie i mówią: „Jakie to sobie pałace budują księża.” A to jest ich dziadostwo – tych
¤¤¤
przypadkowe wejście na antenę dźwiękowca RM zdenerwowanego odgłosami remontu
w rozgłośni: – Ku...a, ch...u, przestań wiercić. Jak ja, ku...a, mogę
miksy robić w takich, ku...a, pie...ch
warunkach, do ch...a!
¤¤¤
rozmowa na antenie RM:
– Jak to jest, ojcze? Znajoma chodziła po domach i zbierała pieniądze na Radio Maryja i wpadła do
piwnicy głową w dół i teraz ma
wstrząs mózgu i cała poraniona jest...
– Może źle zbierała...
¤¤¤
rozmowa na antenie RM:
– Tu Radio Maryja, katolicki głos
w twoim domu. Słuchamy, kto się
do nas dodzwonił?
– Tu... tu... Włodź...dź... dzi...
mieeerz z No... oooo... weg...g...g...
Sącz...cz...cza...
o. Rydzyk: – Rozmawiam
kiedyś z taką dziewczyną. Niby sukienka do ziemi... dobrze, ale patrzę, a tu taki dekolt... rozpruty
niemal do pępka. Biedne dziecko...
myślę sobie... potem dziwisz się, że
mężczyźni patrzą na ciebie jak na
zwierzę. Kochani, trzeba siać, siać
i zbierać ziarno. Jakoś dzisiaj nie
kontaktuję tak... dobrze.
¤¤¤
o. Rydzyk: – Byłem kiedyś
w Niemczech i patrzyłem na ich
młodzież. I myślałem sobie... kiedyś to tu była wspaniała młodzież.
A dziś w Polsce patrzę, a tu całują się na przystanku. I nie zwrócisz uwagi... bo jak zwrócisz, to by
człowieka zabili.
¤¤¤
ekspert na antenie RM:
– Weźmy słowo „komputer”.
Wszystkie litery w tym słowie przyporządkujmy kolejnym liczbom
w alfabecie, potem dodajmy je do
siebie i pomnóżmy przez 6. Co
otrzymamy? Otrzymamy 666.
A więc i komputer i Internet to
narzędzia diabła.
¤¤¤
Kochani, trzeba siać, siać, siać.
A jak się już posieje, to niech inni
nie ukradną nam zbiorów. Siać, siać.
Alleluja i do przodu.
Nagrań dokonał LATZKY,
a wysłuchał, wybrał i jakimś cudem nie oszalał...
MAREK SZENBORN
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
OBLICZA KATOLANDU
9
Znak towarowy: Maryja
Czyją własnością jest biblijna Maryja?
Wszystkich katolików? Ależ skąd. Prawa
firmowe do Bożej Rodzicielki nabył, jak się
okazuje, episkopat i zwalcza wszelkie
podróbki. Coś jak ADIDAS.
Partia miała nazwę cudną, acz
cokolwiek nietypową: Sztandar
Matki Boskiej Licheńskiej Bolesnej Królowej Polski. Jej założyciel, Edward Bezner, człowiek głęboko wierzący, uważa, że w kraju
dzieje się bardzo źle, że ludziom najbardziej pokrzywdzonym państwo
powinno pomagać, otaczać ich opieką, zaś majętni swoimi dobrami powinni się dzielić z biedotą. Zdaniem
Beznera, trzeba też zreformować
Kościół, by lepiej służył Polakom.
No i tu już cokolwiek przegiął, choć
na razie nic o tym nie wiedział.
Jest czerwiec 1996 roku. Sąd Wojewódzki w Warszawie bez jakichkolwiek problemów rejestruje „Sztandar” jako kolejną, 315. partię w Najjaśniejszej RP. Kilkanaście dni później Bezner spotyka się z kustoszem
sanktuarium Maryjnego w Licheniu,
ks. Eugeniuszem Makulskim. Wydaje się, że twórca Lichenia jest zadowolony z powstania partii, a jednak po kilku zaledwie tygodniach do
mieszkania Beznera w Bytomiu,
gdzie mieści się oficjalna siedziba
partii, nadchodzi ostry protest z kościelnego urzędu rejonowego, czyli
N
iemcy podarowali szczecińskiemu archiwum państwowemu aparat do kopiowania dokumentów. Postawili tylko jeden
maleńki warunek: archiwa dotyczące własności poniemieckiej
mają być skopiowane i przesłane do Berlina.
Czarny scenariusz opisywany
przez nas w dwu częściach („Drang
nach Osten” – „FiM” 24 i 25/2003)
zaczyna się, niestety, sprawdzać.
Przypomnijmy, o co chodzi: dzień
po zakończonym w Polsce referendum niemieckie kancelarie adwokackie specjalizujące się w kontaktach ze Wschodem zapełniły się nową klientelą. To tzw. wypędzeni
Niemcy (lub ich spadkobiercy) zlecali prawnikom występowanie w ich
imieniu z pozwami przeciw Polsce
o zwrot swoich utraconych majątków lub o wypłatę odszkodowań.
Oczywiście, od pozwów do początku pierwszego choćby procesu droga daleka, ale wielu Niemców już
na nią weszło. Co gorsza, nawet
minister Cimoszewicz w poufnym
liście do marszałka Borowskiego
przyznał, że Niemcy nie uznają uregulowań prawnych w tych sprawach.
Nie od dziś wiadomo, że w ich atlasach i w szkolnych podręcznikach
nadal reprodukuje się mapy Europy z roku 1937.
Jakie kłopoty mogą spotkać Polskę już wkrótce, widać na przykładzie
Czech. Oto Związek Wypędzonych
z włocławskiej kurii, która stwierdza, że umieszczenie w nazwie partii słów „Matki Boskiej Licheńskiej
Bolesnej Królowej Polski” jest niestosowne i stanowi „przykład poniewierania imieniem Maryi Panny” oraz
„obraża uczucia religijne ludzi wierzących”, za co grzesznik może trafić za kratki.
Bytomianina zatkało, ale ostatecznie machnął ręką i pobiegł do
sądu zmienić nazwę partii na „Sztandar Matki Boskiej Królowej Polski”,
licząc zapewne na obronę Królowej.
Ale puszczona w ruch machina kościelna nie zamierzała się zatrzymać.
28 listopada 1996 r. Konferencja Episkopatu Polski występuje oficjalnie do Sądu Wojewódzkiego w Warszawie, domagając się likwidacji partii Beznera. Argumentacja sutannowych
jest krótka: bezbożnik nie uszanował imienia Matki Boskiej, które
podlega ochronie, a ponadto naraził Bożą Rodzicielkę na ataki przeciwników politycznych, co oczywiście jest bluźnierstwem.
Sformułowano jeszcze i taki argument: nie może być tak, że do
partii noszącej święte imię należeć
będą wyznawcy innych religii czy
wstrętni ateiści. Z pisma skierowanego do sądu dowiadujemy się też,
że Bezner naruszył... „święte prawa
Episkopatu” – do copyright na imię
Maryi, jak się domyślamy.
Cóż w tej sytuacji robi sąd w wolnej i światopoglądowo laickiej Polsce? Uchyla oczywiście decyzję
o wpisie partii do rejestru i – wystraszony kościelnymi skargami – odmawia jej rejestracji. Oznacza to de
facto delegalizację organizacji dokonaną przez prawo wbrew prawu. Może to bowiem uczynić jedynie Trybunał Konstytucyjny, i to tylko
(3)
Drang nach Osten
zażądał od rządu naszych południowych sąsiadów anulowania tzw. traktatów Benesza kodyfikujących wysiedlenie ludności niemieckiej z terenu
Sudetów. Rewizjoniści niemieccy nie
są w tych żądaniach odosobnieni, bowiem ich stanowisko poparła koalicja CDU-CSU, a nawet minister
Joschka Fischer z partii Zielonych.
Podobne zabiegi wobec Polski
są może na razie nieco bardziej delikatne, ale wcale nie mniej groźne.
Archiwa państwowe zasypywane są
ostatnio wnioskami Niemców o przesłanie im kopii dokumentów dotyczących ich dawnej własności. Cena
takiej usługi nie jest wysoka – 25
złotych za stronę. Można się tylko
domyślać (lub mieć pewność), po co
Niemcom fotokopie pożółkłych papierów sprzed sześćdziesięciu lat.
Na jeszcze ciekawszy pomysł
wpadło niemieckie archiwum państwowe. Otóż podarowało ono archiwum szczecińskiemu bardzo
cenną maszynę do sporządzania
mikrofilmowych kopii dokumentów. Warunek? Banalny... Ot,
strona polska zobowiązana jest
w zamian do kopiowania i przesyłania do Berlina starych, niemieckich praw własności.
Niemiecki marsz na Wschód jeszcze się nie rozpoczął, ale przygotowania do niego ciągle trwają.
MarS, A.Karw.
Wielu Czytelników „FiM” wyraża swoje obawy w związku z treścią naszego cyklu „Drang nach Osten”. Możemy mieć nadzieję, że z niemieckich pozwów o zwrot mienia wyjdzie guzik z pętelką, choć są i tacy, którzy chcieliby mieć Niemca za sąsiada, a zwłaszcza za pracodawcę. Jak
będzie, zobaczymy; ale jedno jest pewne – większą biedę i bezrobocie na
naszych Ziemiach Zachodnich trudno sobie wyobrazić.
Wszystkich Was, moi Drodzy, pragnę zapewnić, że „FiM” były i są proeuropejskie, ale nade wszystko staramy się być rzetelni. Przed referendum unijnym nie wiedzieliśmy nic na temat składania pozwów o zwrot
mienia, ale kiedy tuż po nim dotarły do nas potwierdzone informacje na
ten temat, zamieściliśmy je w najbliższym numerze.
Nikt nie chce być posłańcem złej nowiny, ale ktoś, cholera, musi.
JONASZ
w dwóch przypadkach: gdy organizacja ma charakter faszystowski lub
dąży siłą do obalenia demokratycznej władzy.
Tymczasem Bezner przechodzi
ciężki zawał, co komplikuje jego walkę o partię. Nie poddaje się jednak
i pisze odwołanie do Sądu Najwyższego, ale ten przyjmuje to samo stanowisko co Sąd Wojewódzki.
Bytomianin – przegrawszy na całej linii – łapie się ostatniej deski ratunku, czyli jedzie do... papieża. Okazuje się, o dziwo, że ten zna sprawę. Gdy niedoszły lider partyjny opowiada mu o krzywdzie wyrządzonej
przez biskupów, JPII wyraża zrozumienie dla Beznera i błogosławi go
(na zdjęciu). Ot, ludzki monarcha.
Mógł przecież wywalić za drzwi.
Oczywiście, z rzymskiej eskapady nic nie wynika, więc w 2000 roku
niepokorny uparciuch zakłada nową
partię – „Przeciw Krzywdzie”. Program – taki sam jak „Sztandaru”.
„Macki biskupów i tym razem sięgają sądu, który domaga się delegalizacji partii – pisze rozgoryczony Bezner. – Pretekstem dla Państwowej Komisji Wyborczej, która wystąpiła do
sądu o wykreślenie partii z rejestru, był
brak raportu finansowego, choć faktycznie nie prowadziliśmy żadnej działalności gospodarczej. Odwoływaliśmy
się od tej decyzji i sprawa ostatecznie trafiła do Sądu Apelacyjnego
w Warszawie”.
Dlaczego „Sztandar” wywołał tak
ostry sprzeciw ze strony Kościoła?
I czy naprawdę chodziło tylko o nazwę i obrazę uczuć religijnych?
– Myślę, że źródło obaw Kościoła tkwi w czymś innym – mówi
Bezner. – „Sztandar” nie akceptował dzisiejszego państwa, w którym
jest bardzo dużo ludzkiej krzywdy.
W statucie napisaliśmy wyraźnie,
że jesteśmy partią ludzi skrzywdzonych i bezdomnych, że domagamy
się sprawiedliwego i opiekuńczego państwa. Kościół powinien
w tym państwie spełniać rolę szczególną. Domagamy się, by Krk był
finansowany z budżetu państwa,
a wszystkie posługi religijne świadczył bezpłatnie.
Taki program „Sztandaru” jest
nie do zaakceptowania przez książąt Kościoła, podobnie zresztą jak
i przez antyklerykałów.
Nie o to tu jednak chodzi, tylko o kolejny przykład, jak zazdrośnie strzeże Kościół swoich znaków towarowych, strefy wpływów
i monopolu, unicestwiając każdą
formę konkurencji.
PIOTR SAWICKI
Fot. archiwum
Król i krawcowa
W
ostatnich wyborach do
parlamentu poselski mandat w okręgu jeleniogórsko-legnickim uzyskała Halina Szustak
z LPR. Zanim pani Szustak została parlamentarzystką, prowadziła w Legnicy zakład krawiecki.
Stąd też ma wdzięczną ksywkę
„Krawcowa”.
Jak grom z jasnego nieba spadła na Dolnoślązaków informacja
o najnowszym pomyśle posłanki
Szustak. Z jej inicjatywy powstał
Ogólnopolski Społeczny Ruch Intronizacyjny Jezusa Królem Polski. Pod tak cudownym szyldem
wystąpiły także inne białogłowy
z klubu LPR, m.in. posłanki Ewa
Kantor, Zofia Krasicka-Domka,
Gertruda Szumska, Gabriela
Masłowska i Urszula Krupa. Panie uznały, że skoro Rzeczpospolita ma od ponad 300 lat swoją Królową Maryję, to czas najwyższy, aby
obok niej na tronie zasiadał również król. Do publicznej wiadomości podano, iż koronacja musi nastąpić niezwłocznie. Uroczystości
intronizacyjne odbyły się 1 czerwca br. w sanktuarium MB Królowej Polski na Jasnej Górze.
Czyż nie cudownie żyje się nam
w monarchii ABSOLUTnej?!
P. POLAŃSKI
10
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
STATEK ODPŁYNĄŁ, PROBLEM POZOSTAŁ
W piątek 4 lipca holenderski „Langenort”
opuszczał port we Władysławowie. Jego
załoga – na pożegnanie Polski – rozpostarła
wielki transparent z napisem: „Fakty i Mity”.
Wszystkim polskim telewizjom
relacjonującym odpłynięcie statku
udało się wymiksować ten fakt ze
swoich relacji. Mistrzostwo świata
w manipulacji!
Maleńki stateczek wynajęty
przez organizację „Kobiety na Falach” stał się wielkim problemem
(a może raczej szansą na zaistnienie) dla przykościelnych organizacji. Jego załoga pokazała bowiem,
– kije bejsbolowe w rękach prawdziwych katolików mogą zaiste stać
się mieczem archanielskim.
Okazało się jednak, że tych
„prawdziwych katolików” przybyło
do Władysławowa, w kulminacyjnym dniu odpłynięcia statku, zadziwiająco niewielu. Mikroskopijna ich
grupka (nikt nie miał więcej niż 18
lat) ustawiła się na falochronie i zabawiała rzucaniem ordynarnych wy-
antyaborcyjnego. Prawa,
które trzeba niezwłocznie zmienić. „Kobiety na
Falach” pomogły uświadomić kobietom polskim, w jakim kraju
przyszło im żyć i w jakiej sytuacji... i za to im
bardzo
dziękujemy
– mówiła dziennikarzom
Wanda Nowicka, szefowa Fundacji na rzecz
Kobiet i Planowania Rodziny. Odpowiedzią na
te słowa był skandowany krzyk tłumu: „Dziękujemy! Dziękujemy!
Dziękujemy!”.
Dziękujemy
że Kościół – nawet w Polsce – nie
jest wszechwładny, a myślenie i zdrowy rozsądek mają przyszłość.
Przypłynął 22 czerwca i z miejsca wybuchł wokół niego skandal.
Przecież miało być tak pięknie: Miller i jewo kamanda, klęcząc przed
hierarchami, dawno porzucili deklaracje wyborcze o ucywilizowaniu ustawy aborcyjnej. Za to w setkach gabinetów ginekologicznych
skrobano na potęgę i to za wielkie
pieniądze. Lekarze mieli (i mają)
więc kasę, a Biały Ojciec spokojny
sen niezakłócany krzykami „mordowanych” zygot.
Wilk był więc syty,
owca cała, a SLD
spokojne.
Aż tu takie nieprzyjemne przebudzenie, które przyszło wraz z diablicami z Holandii. Okazało się bowiem, że
nawet w Katolandzie istnieje całkiem
spora grupa kobiet,
które traktują pigułkę wczesnoporonną
RU-486 nie jako
narzędzie szatana,
tylko jako sposób
zapobiegania niechcianej ciąży.
Na wieść o tym zawyły histerycznie Młodzieże Wszechpolskie
i rozmaite Rodziny Radia Maryja,
obrzucając odważne kobiety wyzwiskami i farbą.
– Wy kurwy... kurwy... kurwy
– darła się w kierunku statku „chrześcijanka” z portowego nabrzeża,
dziewoja lat około 16.
– Dlaczego myślisz, że to są kurwy? – zapytałem rzeczowo.
– Bo są – odparło dziewczę
wszechpolskie, a chwilę później jej
koledzy z wygolonymi głowami
zmusili mnie do pospiesznej ewakuacji na drugą stronę nabrzeża
zwisk pod adresem
„Kobiet na Falach”,
eksponując staropolską gościnność.
Jednak
miny
bardzo
zrzedły
wszechpolakom, gdy
na tym samym falochronie pojawili
się członkowie Antyklerykalnej Partii
Postępu RACJA
w liczbie mniej więcej pięć razy większej. Podobno „dę-
bowe mocne” tłumi instynkt samozachowawczy, więc ten i ów „prawdziwy Polak” ruszył na antyklerykałów wytłumaczyć ręcznie, że przynależność do RACJI obraża Pana
Boga okrutnie. Jednak Bóg stanął
po stronie (nie)słusznej sprawy i po
krótkiej przepychance wszechpolacy
musieli salwować się ucieczką. Niezawodny „Nasz Dziennik” relacjonuje to tak: „Zostali oni (Młodzież
Wszechpolska, przyp. red.) zaatakowani kijami (...) przez przedstawicieli tzw. partii RACJA, którzy przyszli
z antyreligijnymi i antykościelnymi hasłami. Jeden z członków Młodzieży
Wszechpolskiej doznał obrażeń”. Nie
ma to, jak rzetelne dziennikarstwo.
Tymczasem rozpoczęła się konferencja prasowa „Kobiet na Falach”.
– Załoga statku „Langenort”
przekonywała, że mamy bardzo poważny problem do rozwiązania.
Problem złego, nieskutecznego
i bardzo restrykcyjnego prawa
M ł o d z i
wszechpolacy
zmyli się jak niepyszni, a konferencja trwała nadal. Zdumieni jej
uczestnicy dowiedzieli się np., że kierownictwo portu we Władysławowie
nie mogło dogadać się z załogą
„Langenorta” (co nie przeszkodziło nałożyć nań kary finansowej), bo nikt z kapitanatu nie znał
angielskiego.
– Polskie kobiety są okłamywane... nawet przez lekarzy, którzy przekazują im fałszywe informacje co
do szkodliwości
środków antykoncepcyjnych. Na
przykład wmawiają im, że istnieje duże ryzyko
bezpłodności po
stosowaniu wkładek domacicznych, co jest oczywistą
bzdurą
– mówiła Rebecca Gomperts z „Kobiet na Falach” i dodała, że jeśli sytuacja gnębionych przez antyaborcyjną ustawę kobiet nie poprawi
się, to „Langenort” niebawem wróci do Polski.
Deklaracja ta wywołała oklaski wśród licznie zgromadzonych
słuchaczy (nawet dziennikarze
ukradkiem bili brawo) i wściekłość
w kolejnych serwisach informacyjnych Radia Maryja i TV „Trwam”.
Holenderki nie ukrywały też
sympatii dla tygodnika „Fakty i Mity”, który – jako jeden z nielicznych
mediów – poparł inicjatywę feministek z Beneluksu. Rodzajem nagrody dla nas i naszych Czytelników
był fakt, że z burty odpływającego
holenderskiego statku powiewała
„bandera” naszego tygodnika. Żadne inne medium w Polsce nie dostąpiło podobnego wyróżnienia. Cóż
z tego jednak, skoro żadna z polskich (lub polskojęzycznych) telewizji nie odnotowała tego faktu ani
nie pokazała sporego tłumu członków APP RACJA żegnającego statek na nabrzeżu. Sporo za to w newsach
było wygolonych, wszechpolskich, pustych głów
skandujących słowo „morderczynie”.
Obejrzałem później
wszystkie możliwe relacje
telewizyjne z ostatniego
dnia pobytu „Langenorta” w Polsce i jestem pełen podziwu dla sprawności montażystów oraz niesmaku dla realizatorów.
Jak wam, panowie i panie, udało się ukryć dziesiątki transparentów niesionych przez członków RACJI? Jakim cudem sfilmowaliście odpływający statek, nie pokazując wielkiego logo „FiM” na jego burcie? Zaiste, jesteście wielcy...
mali.
MAREK SZENBORN
Fot. Alex Wolf
DRODZY CZYTELNICY – PRZYJACIELE „FAKTÓW I MITÓW”
JUŻ WIELOKROTNIE INFORMOWALIŚMY WAS O NASZYCH PROBLEMACH Z PROPAGOWANIEM TYGODNIKA, A TYM SAMYM POSTĘPOWEJ IDEI ANTYKLERYKALNEJ. ZAMIESZCZENIA PŁATNYCH, KOMERCYJNYCH
REKLAM ODMAWIAJĄ NAM (Z NIELICZNYMI WYJĄTKAMI) GAZETY, TELEWIZJE I ROZGŁOŚNIE RADIOWE.
DLACZEGO? WSZYSCY DOSKONALE WIEMY. WIĘKSZOŚĆ MEDIÓW W POLSCE MA NA ETATACH CENZORÓW KOŚCIELNYCH LUB REDAKTORÓW, KTÓRZY TAKĄ FUNKCJĘ SPEŁNIAJĄ. TO OCZYWIŚCIE SKANDAL...
DO KTÓREGO NASI RODACY ZDĄŻYLI JUŻ PRZYWYKNĄĆ. ALE NIE MY.
MY MUSIMY OSZUKAĆ CZARNEGO LUDA I REKLAMOWAĆ SIĘ SAMI. NA RÓŻNORODNĄ REKLAMĘ GAZETY PRZEZNACZAMY W TYM ROKU REKORDOWE ŚRODKI. „FiM” BĘDZIE M.IN. GŁÓWNYM PATRONEM MEDIALNYM TEGOROCZNEGO KONKUSU MISS BIKINI POLAND 2003 W ŁEBIE. DAJEMY SZANSĘ TAKŻE WAM,
KOCHANI, O ILE ZECHCECIE Z NIEJ SKORZYSTAĆ. SAMI NAJLEPIEJ WIECIE, JAK WIELU POLAKÓW NIE WIE
JESZCZE O NASZEJ WSPÓLNEJ PRZECIEŻ IDEI, GAZECIE, PARTII. JEŚLI SIĘ NIE DOWIEDZĄ – NIE KUPIĄ,
NIE PRZECZYTAJĄ, NIE ZAGŁOSUJĄ – I ZNOWU NIC SIĘ NIE ZMIENI, A MY PRZECIEŻ CHCEMY ZMIAN!
PROSZĘ, ABY KAŻDY Z WAS WYCIĄŁ ZAMIESZCZONE OBOK ULOTKI (POWIELIŁ NA KSERO?) I ROZŁOŻYŁ JE
W MIEJSCACH PUBLICZNYCH (TAM, GDZIE NIE JEST TO ZABRONIONE) LUB KOMUŚ WRĘCZYŁ. TO JEST
WASZA CEGIEŁKA. TYLE ŻE TYCH CEGIEŁEK BĘDĄ SETKI TYSIĘCY, A Z TEGO MOŻNA JUŻ BUDOWAĆ.
JONASZ
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
ZE ŚWIATA
Kanada pachnąca gejami Z
d kiedy dowodzenie Stanami
Zjednoczonymi Sąd Najwyższy
tego kraju oddał w ręce syna byłego prezydenta, stosunki z Kanadą popsuły się jak nigdy.
Za brak dyspozycyjności
i poparcia najazdu na Irak
Kanada popadła w niełaskę.
Pogłębiło ją niezmiernie publiczne określenie stopnia
niedorozwoju umysłowego
lidera USA przez doradczynię premiera Jeana
Chretiena. Po przypadkach
zachorowań na SARS w Toronto Stany zadbały o to,
by miasto otoczono kordonem sanitarnym niczym
Grenadę w czasie dżumy.
Na dodatek jedna krowa
kanadyjska patologicznie się rozwścieczyła?
Pach! Stany zastopowały import wołowiny z Północy.
Sytuacja dojrzała
więc teraz do odwetu.
17 czerwca rząd Kanady zatwierdził
uznanie małżeństw homoseksualnych
za legalne związki prawne. Skłoniła
go do tego wcześniejsza decyzja władz
prowincji Ontario, które oświadczyły, że prawa regulujące zawieranie
ślubów są dyskryminacyjne i sprzeczne z konstytucją. Kanada stała się
trzecim – po Holandii i Belgii – krajem świata, w którym pary gejów
i lesbijek dopuszczane są na tzw. ślubny kobierzec. Sytuacja jest tu jednak nieco inna: przepisy holenderskie i belgijskie zezwalają na homoślub tylko ludziom zamieszkałym od
dawna w tych krajach. Kanada natomiast oferuje ślubny certyfikat każdemu, kto tylko ma na to ochotę.
Czyżby to było pokłosie ubiegłorocznej wizyty Papy?!
Dla Busha juniora i jego kliki
jest to wyjątkowo bolesne i upokarzające uszczypnięcie, bowiem śluby
kanadyjskie są od dawna honorowane w USA.
No i co teraz począć? Toronto
natychmiast stało się stolicą homoseksualnych ślubów Ameryki
Północnej. Zaczynają doń ciągnąć
– nie bacząc na SARS i wściekłą krowę – jednopłciowe pary mające
dość pożycia na kocią łapę. Głównie
z USA, choć dostrzeżono już nawet Bułgarów.
Amerykańskie
biura podróży organizują specjalne wyjazdy na ślub do Toronto.
Dwudniowa wycieczka obejmuje bilet lotniczy, obiad, hotel, zdjęcia,
przejazd limuzyną oraz pokropienie legalnego związku. Cena: 849
dolarów od łepka.
Richard Burns, prezes nowojorskiego Lesbian, Gay, Bisexual and
Transgender Community Center, sądzi, że inicjatywa kanadyjska „wywrze
presję na legislatury stanowe w USA,
by pójść w ślady Kanady”. Jak dotąd
konserwatyści w USA desperacko
i skutecznie bronili się przed takimi
postulatami. W ostatniej dekadzie
dziesiątki krajów wprowadziły prawa
zakazujące dyskryminacji homoseksualistów, ale nie USA.
W Kanadzie postanowienie rządu nie wywołało szoku, zamieszek
ani protestów. Jedynie konserwatywny premier Alberty oświadczył, że będzie walczył o wyłączenie jego prowincji spod zasięgu tego prawa.
Żeby tylko nie poprosił sąsiada
z Południa o bratnią pomoc... L.F.
W
ertując książkę telefoniczną jakiegokolwiek
miasta USA, można dojść do konkluzji, że
przeprowadzanie aborcji to kwitnący biznes. Nic
bardziej mylnego!
Pułapka na kobiety
Znaczna liczba instytucji reklamujących się jako „usługi aborcyjne” rodzi przekonanie, że podaż jest duża,
a konkurencja ostra. W rzeczywistości niewiele jest takich
książek telefonicznych, które zawierają autentyczny telefon i adres przychodni wykonującej skrobanki. Liczne
oferty to element akcji... antyaborcyjnej. Oficjalnie placówki podszywające się pod usługi aborcyjne określają się
jako „crisis pregnancy center” (CPC) i są wielką miłością
Busha oraz konserwatystów religijnych, usiłujących doprowadzić do delegalizacji przerywania ciąży w USA.
Są niczym innym tylko pułapką zastawioną na nieświadome kobiety, które usiłują skorzystać z prawa
legalnego usunięcia płodu. Gdy tylko nieopatrznie wejdą do środka, stają się obiektem intensywnego prania
mózgu, presji i agitacji, których celem jest wybicie im
z głowy grzesznego zamiaru – nawet przy użyciu gróźb
i ewidentnych kłamstw.
Nie jest to zjawisko marginalne: ośrodków CPC
jest w USA 2500–4000, a działają od 30 lat. Personel
Bautista, który publicznie twierdzi,
że to wina przymusowego celibatu,
który powinien być dobrowolny i nie
ma żadnego uzasadnienia doktrynalnego. Filipińscy katolicy, patrzący dotąd na swych księży jak na półbogów, są głęboko wstrząśnięci...
Rak Kościoła
Arcybiskup Manili, kardynał
Jaime Sin, wystosował 1 lipca br. list
pasterski, w którym prosi wiernych,
żeby nie porzucali księży „w ciężkim
dla Kościoła czasie”. O ciężkiej doli
ofiar pedofilów nie wspomina oczywiście ani słowem. Media określają
list „przerwaniem milczenia”, a powody, które doprowadziły do jego powstania „największym kryzysem w nowożytnej historii Kościoła”. Z apelem do obywateli Filipin zwróciła się
również prezydent Arroyo, która wygrała wybory dzięki pomocy Kościoła będącego w jej kraju najpotężniejszą (obok armii) instytucją.
Wystąpienia te miały zmniejszyć
szok i wstrząs filipińskich katolików
po serii skandali o podłożu seksualnym. Najpierw 64-letni prominentny
biskup Teodoro Bacani został oskarżony przez swą 34-letnią sekretarkę
o molestowanie seksualne. Bacani zastosował taktykę abp. Paetza: nachalne obmacywanie i ciągnięcie niewiasty do łóżka było tylko nadinterpretacją ojcowskich uczuć.
Zaraz po tym wyszło na jaw, że
49-letni biskup Crisostomo Yalung,
jeden z najbardziej poważanych na
Filipinach, uważany za następcę kardynała Sina, zrobił wiernej dwójkę potomstwa. Katolicy z diecezji złożyli
skargę na jego „niemoralne akty” także wobec innych kobiet i Kościół zmuszony był go zdymisjonować. Kompromitacja biskupów ośmieliła ludzi
i media: w gazetach ukazują się raz
po raz doniesienia o występkach seksualnych duchownych niższej rangi,
którzy molestują dzieci lub mają na
boku kochanki i potomstwo. Są też
tacy (nieliczni), jak monsignor Nico
stanowią wolontariusze, bez żadnego przygotowania
medycznego czy psychologicznego, za to wyposażeni
w głęboką wiarę, że muszą bronić nienarodzonych.
W trakcie swoistego molestowania ciężarnej demonizują ryzyko aborcji, twierdzą, jakoby zabieg powodował raka piersi i depresję. Pokazują filmy z ociekającymi krwią kawałkami mięsa. Jeśli kobieta prosi
o test ciążowy, zwlekają z informacją o wyniku (jeśli
pozytywny) jak najdłużej – przeważnie do czasu, gdy
ze względu na zaawansowanie ciąży aborcja staje się
nielegalna.
CPC przeżywają niebywały rozkwit od czasu, gdy
Stanami zaczął rządzić Bush jr i neokonserwatyści. Natychmiast rozwiązał się worek z pieniędzmi dla tych
instytucji. Na dzień dobry dostały 3 miliony dolarów.
Teraz w Kongresie USA republikanie pichcą ustawę
gwarantującą dalsze fundusze.
Nie tylko rząd federalny Busha utrzymuje szarlataństwo religijne CPC. Czynią to także poszczególne
stany ze swych funduszy, zwłaszcza te, których gubernatorami są republikanie. Ostatnio Luizjana przekazała na pseudomedyczne instytucje religijne 1,5 mln
dolarów, Pensylwania 5 mln, Missouri 700 tys. Jednocześnie wstrzymywana jest wypłata funduszy na ośrodki planowania rodziny, oferujące pełny zakres usług.
Sam Bush jest fanem propagowania abstynencji przedślubnej.
T.W.
Inauguracja nowego arcybiskupa
Johannesburga w RPA, Butiego
Josepha Tihagale’a, która odbyła
się na wypełnionym 10 tys. ludzi stadionie, wykroczyła poza ramy zwyczajowej celebry. „Kościół katolicki
jest w kryzysie moralnym – oświadczył 55-letni biskup – ani przez moment nie ośmielamy się bagatelizować ciężaru przestępstw seksualnych,
szczególnie, gdy popełniają je ludzie,
którzy twierdzą, że są strażnikami moralności i wypowiadają się w imieniu Jezusa Chrystusa”.
Tymczasem jeden ze
zwierzchników urzędu
prokuratorskiego, Jan
D’Olivieira (gorliwy katolik), na spotkaniu z biskupami
wyjaśnił, że nie
muszą oni zgłaszać przypadków pedofilii
księży organom ścigania
(sic!). Jednak w ubiegłym roku podczas międzynarodowej konferencji (Brennan uczestniczył w niej
razem z kardynałem Wilfredem
Naperem) dotyczącej przestępstw
seksualnych wobec dzieci w Anglii
delegaci z innych krajów byli bardzo
zdziwieni, że Kościół w RPA nie ma
obowiązku automatycznego informowania policji o przestępstwach seksualnych swych podwładnych. W tej
sytuacji władze kościelne RPA – pomne na to, co dzieje się w USA i w
wielu innych krajach świata – doszły do przekonania, że jednak lepiej zarazę pedofilii stłumić w zarodku i wydały pod koniec czerwca
oświadczenie wyrażające ubolewanie
z powodu serii skandalów. Przeprosiły też ofiary przemocy seksualnej,
której dopuszczali się księża, zakonnicy, siostry zakonne i świeccy pracownicy Kościoła...
Problem przemocy seksualnej duchownych jest w Australii równie poważny, jak w USA – stwierdzili delegaci na zjazd założycielski australijskiej filii powstałej w USA niezależnej organizacji wiernych dążących do
odnowy Kościoła, Voice of Faithful
(Głos Wiernych, która zrzesza obecnie 35 tys. członków w 21 krajach).
„Fakty przedstawiają się posępnie – oświadczył prezes
filii australijskiej, prof. Jim
Post. – Wiarygodne oskarżenia przeciw kilkuset
księżom wysunęło w Australii ponad 1300 ofiar i są to dane niepełne. Wziąwszy pod uwagę
liczbę ludności,
sytuacja jest
równie fatalna, jak
w USA”.
Tak więc rak toczący kler katolicki okazał się
nieuleczalny i jeden Pan Bóg wie,
jak długo jeszcze Kościół z nim
pociągnie.
TOMASZ WISZEWSKI
Wiara poszła w las
K
ażdemu wolno kiedyś zwątpić w sens życia, a nawet tego,
co będzie potem. Chociaż nie – księżom nie wolno. Tak jak
lekarzom nie wolno wątpić w działanie lekarstw, a muzykom
w sens grania z nut. To po prostu wymóg profesji.
Mimo to niektórzy przeżywają
okresy zwątpienia w pryncypia i imponderabilia. Zachowują to jednak
dla siebie i starają się szybko uwolnić od przypadłości uniemożliwiającej wykonywanie pracy zawodowej.
Duszpasterz Thorkild Grosboel
postąpił inaczej i zaraz poniósł tego konsekwencje.
Ostatnio w wywiadzie sługa boży wyznał z szokującą otwartością:
„Nie ma Boga w niebiosach, nie ma
wiecznego życia, nie ma zmartwychwstania”.
Spoko, nie ma co podnosić larum. Grosboel jest pastorem kościoła ewangelicko-luterańskiego i to
swoją religię usiłował zdemolować.
Pastor ateista pracuje w 51-tysięcznym mieście Taarbaek pod Kopenhagą. 85 proc. z 5,3 mln mieszkańców Danii to ewangelicy, ale tylko 5 proc. traktuje swą tożsamość
religijną na tyle poważnie, żeby
uczęszczać do kościoła.
Oczywiście, zwierzchność nie
mogła tego puścić mimo uszu.
Biskup Lise Lotte Rebel (baba!) oświadczyła, że komentarz
w
O
araza pedofilii w Kościele
katolickim rozprzestrzenia
się. 18 miesięcy po ujawnieniu ogniska choroby w USA ciągle wykrywa się jej przerzuty
w coraz to nowych krajach. Przyjrzyjmy się Azji, Afryce i Australii.
13
Grosboela wywołał „zamieszanie
w kościele”. „Nie powinno być żadnych wątpliwości, że księża muszą
przestrzegać kościelnego wyznania
wiary” – podkreśliła biskupica. Zawiesiła pastora w czynnościach służbowych, nakazała mu wycofać swą
deklarację i przeprosić owieczki. Innymi słowy, poleciła mu zastosować
hipokryzję, niezbędne i niezastąpione narzędzie indoktrynacji wierzących w większości kościołów.
Na szczęście, na tym się uprawnienia purpuratki ewangeliczno-luterańskiej skończyły – nie ma tu żadnego porównania z omnipotencją
katolickiego biskupa czy Papy.
W Danii decyzje personalne dotyczące kleru są domeną rządowego
Ministerstwa Spraw Duchowych. To
ono przyjmuje pastorów do pracy
i z niej wyrzuca.
Dania nie omdlała ze zgrozy
po oświadczeniu Grosboela. Niektórzy nie zawahali się nawet wyrazić
mu uznania. Kierujący duńskim college’em teologicznym Mogens
Linhard uważa, że słowa duchownego były „odświeżające”.
L.F.
14
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
było dobrze widać, i przez gońców słał
rozkazy, od których nawet ochrypł”.
Był 15 lipca 1410 roku. Wczesnym rankiem doniesiono królowi,
że Krzyżacy rozlokowują swe wojska na szerokiej polanie i gotują
się do bitwy, wkopując w ziemię
zaostrzone pale i przygotowując „wilcze doły”, aby zatrzymać polską konnicę. Ustawiają też bombardy.
Utwierdziło to Jagiełłę w przekonaniu, że Krzyżacy chcą, aby Polacy i Litwini jak najszybciej ruszyli do ataku. Krzyżacy pragnęli, by
ich przeciwnicy wykruszyli się na
przygotowanych przeszkodach i zasadzkach, w ogniu bombard i od
już porządnie doskwierać, więc niech
jeszcze poczekają, aż słońce będzie
w zenicie. Później, bez pośpiechu, zajął się wyborem zawołań bojowych
dla swoich oddziałów, a następnie
stwierdził, że zbroje polskich rycerzy,
barwy ich strojów i godła heraldyczne są często tak podobne do krzyżackich, że w bitewnym tłoku swoi
mogą posiekać swoich. Kazał więc
Polakom założyć na pancerze słomiane powrósła. Następnie ponadtysięczną rzeszę młodzieńców pasował – z
całym ceremoniałem – na rycerzy. Po
tej uroczystości znów spojrzał na szyki nieprzyjaciół, których zbroje niemal się już topiły, a twarze pod hełmami przybrały barwę purpurową...
I zastanowił się, co by tu jeszcze zrobić, najlepiej pobożnego, a przede
wszystkim czasochłonnego. Zdecydował się na spowiedź. Długo wyliczał
grzechy, a miał ich sporo, bo dobiegał sześćdziesiątki. Wreszcie, po otrzymaniu rozgrzeszenia, zmienił konia
podjezdka na bojowego.
strzał kuszników, a potem ulegli
w zwarciu z opancerzonymi rycerzami zakonnymi. Tymczasem Jagiełło chciał przeprowadzić bitwę według własnych założeń. Siły swoje
ukrył w lesie, podczas gdy Krzyżacy pocili się w mazurskim lipcowym
słońcu, a każda zbroja – ponad 25
kg! – nagrzewała się tak, jak dziś
karoseria samochodu. Dlatego król
wcale się nie śpieszył z rozpoczynaniem bitwy. Najpierw udał się
na mszę w kaplicy urządzonej w namiocie. Wysłuchał jej ze spokojem,
a potem przystąpił do... drugiej mszy.
„Żadne prośby i zaklęcia nie zdołały go oderwać od nabożeństwa, póki go do ostatka nie skończył” – pisał w swej kronice Jan Długosz.
Może dziwić ta pobożność u byłego poganina, który przyjął chrzest
ze względów wyłącznie politycznych,
ale... była ona jedynie grą.
Po drugiej mszy król przywdział
zbroję i zaczął obserwować Krzyżaków. Stwierdził, że upał musi im
Wtedy pojawili się krzyżaccy
heroldowie, przynosząc dwa gołe
miecze.
Epizod ich wręczenia komentowany jest zazwyczaj jako przejaw
buty Ulricha von Jungingen, który bezczelnie dawał królowi do zrozumienia, że ma niedozbrojoną
i tchórzliwą armię.
Tak naprawdę wielki mistrz nie
chciał znieważać Jagiełły. Postępował zgodnie z zachodnioeuropejskimi obyczajami rycerskimi. Było
bowiem przyjęte, że przed bitwą
wodzowie wrogich armii wymieniali między sobą upominki – na znak
szacunku.
Było już południe i król uznał,
że Krzyżacy wystarczająco zmiękli
w upale, więc można zaczynać bitwę. Polacy odśpiewali „Bogurodzicę”, a Krzyżacy pieśń „Chrystus
zmartwychwstał”. Po czym Jagiełło
rzucił do ataku jazdę litewską, choć
wiedział, że ta lekka i słabiej od
Krzyżaków uzbrojona formacja nie
POLACY POD GRUNWALDEM
Z obu stron
Polskie i litewskie rycerstwo złamało pod
Grunwaldem potęgę Krzyżaków – uczą się dzieci
w szkole. Nikt im jednak nie powie, że 15 lipca
1410 roku Polacy walczyli po obu stronach.
Licznie i bez przymusu.
bowiem zaplanowano przeprawę
Polska wojna z zakonem krzywojsk polskich.
żackim stała się nieunikniona od
Król zarządził powszechną moczasu ustanowienia unii personalbilizację zobowiązującą każdego ponej polsko-litewskiej w 1385 roku.
siadacza dóbr ziemskich do wystaWprawdzie Polska od czasów
wienia jak największej liczby zbrojŁokietka i bitwy pod Płowcami
nych. Armii krzyżackiej, liczącej oko(1331 r.) nie walczyła z zakonem,
ło 35 tys. Niemców i przybyszów zeale Litwa była nieustannie celem ich
wsząd, Korona i Litwa przeciwstanapaści, mimo przyjęcia chrztu
w 1386 roku. Krzyżackie wyprawy straciły wówczas swe
religijne uzasadnienie i nie
można ich było traktować jako krucjaty przeciw poganom.
Krzyżakom to jednak nie
przeszkadzało. Głosili, że Litwa jest nadal pogańska, bo
jej chrzest był pozorny,
a Władysław Jagiełło to
w istocie wróg wiary. Krzyżacy pragnęli nadal rozszerzać swoje państwo, a wspierali ich licznie rycerze przybywający nie tylko z Niemiec,
ale z całej zachodniej Europy: Francji, Włoch, Danii,
Węgier, Anglii i Szkocji. Istniała bowiem moda na odbywanie służby w armii krzyżackiej, na dzikim wschodzie
Europy. Po takiej służbie szlachetnie urodzony młodzieniec mógł się uważać za
prawdziwego rycerza. Jednym
z takich arystokratów był
Henryk Bolingbroke, późniejszy król Anglii Henryk
IV, który jako Krzyżak dwukrotnie brał udział w wyprawach przeciw Litwie.
Zakon wypowiedział Pol- Wojciech Kossak – „Grunwald”
sce wojnę 6 sierpnia 1409 rowiły łącznie około 39 tys. zbrojnych.
ku i niełatwo odpowiedzieć dziś na
Główną siłę uderzeniową stanowipytanie, jak to się stało, że najlepła ciężka jazda koronna licząca 18
sza armia Europy, zaopatrzona
tys. ludzi. Konnicę litewsko-ruską,
w pierwsze na świecie armaty, zolżej uzbrojoną, liczącą 11 tys. ludzi,
stała pokonana przez niedawnego
prowadził brat króla, wielki książę
poganina, człowieka, którego uwalitewski Witold. W jej skład wchożano za dzikusa.
dziły także pułki smoleńskie skłaPostaramy się udowodnić, że Jadające się z Rosjan. Piechoty polgiełło był wodzem niepospolitym,
sko-litewskiej było około 9 tysięcy.
któremu nieobca była zarówno takSiły te wspierało 2 tys. jazdy tatartyka zachodnioeuropejskiego rycerskiej dowodzonej przez chana Biastwa, jak i tatarskich chanów, a wojłej i Złotej Ordy, Tochtamysza.
na należała do najlepiej przygotoUdział Tatarów po stronie polskiej
wanych kampanii, jakie kiedykolstał się dla Krzyżaków kamieniem
wiek prowadziła Rzeczpospolita.
obrazy i tematem oskarżeń, że JaPrzygotowania logistyczne Jagiełło sprzymierzył się z „poganagiełło potraktował poważnie. W lami”. Jagielle nie przeszkadzali sosach całego królestwa urządzono
jusznicy wyznający islam, których
wielkie łowy, aby uzyskać zapas
cenił jako świetnych wojowników,
mięsa, które zakonserwowano przez
a sam zwykł był dowodzić na spozasolenie i przewieziono do Płocsób tatarski. „Podczas bitwy – pisze
ka, na zaplecze przyszłego rejonu
Paweł Jasienica („Polska Jagiellowalk. W Kozienicach zbudowano
nów”) – zachowywał się dokładnie
pierwszy w Polsce most pontonojak chan Mamaj na Kulikowym Powy, który spławiono Wisłą i zmonlu. Stał ze świtą na wzgórzu, skąd
towano pod Czerwińskiem. Tam
odniesie sukcesu. Litwini zostali rozbici i zmuszeni do odwrotu, ale spełnili swoje zadanie: śmiertelnie wymęczyli słaniającą się od upału
znaczną część krzyżackiego wojska.
Gdy armia zakonna ruszyła
w pościg za Litwinami, do boju ruszyła ciężka konnica polska i bitwa
rozpoczęła się naprawdę.
Wstydliwie przemilcza się dziś
fakt, że w armii krzyżackiej były trzy
chorągwie, które można określić
mianem polskich. Chorągiew Piąta
należała do Kazimierza V, szczecińskiego Piasta, który według Długosza „osobiście z ludem swoim posiłkował wielkiego mistrza i Krzyżaków”. Pomorze Zachodnie było
w XIV wieku związane sojuszem
z Polską, a Kazimierz Wielki chciał
Kazimierza IV szczecińskiego uczynić swym następcą. Nic z tych planów nie wyszło, a szczecińscy Piastowie uzależniali dalszy sojusz
z Polską od otrzymania ziemskich
nadań. Wreszcie stanęli po stronie
Krzyżaków, gdyż ci obiecali im takie właśnie nadania. Długosz surowo ocenia Kazimierza IV, który
„opanowany przeklętą żądzą złota, wypalił na sobie,
rodzie swym i potomstwie
wieczyste piętno hańby”.
Chorągiew Czwarta należała do innego Piasta, księcia oleśnickiego Konrada
VII Białego. Podczas bitwy
miał on lat 14. Całe dzieciństwo spędził na zamkach
krzyżackich, gdzie uczył się
rycerskiego rzemiosła. Stanął u boku wielkiego mistrza
wbrew woli swego ojca,
Konrada VI.
Chorągwią Dwunastą,
chełmińską, dowodzili
dwaj Polacy, Janusz
Orzechowski i Konrad
z Ropków, a chorążym był
Mikołaj Niksz. Ci ludzie
nie byli zdrajcami, raczej
„wallenrodami”. Mikołaj
Ryński był założycielem
Towarzystwa Jaszczurczego
powołanego dla obrony
praw ludności na ziemiach
podbitych przez Krzyżaków.
Związek miał jeszcze jeden
cel, tajny: oderwać ziemię chełmińską od zakonu i przyłączyć do Polski. Niedługo po grunwaldzkiej bitwie
wielki mistrz Henryk von Plauen
skaże Ryńskiego na karę śmierci „za
niewierność”.
Prócz tych trzech – wiele jeszcze zakonnych chorągwi związanych
było z miastami i ziemiami, które
Krzyżacy podbili stosunkowo niedawno i nie zdołali zniemczyć, na
przykład Grudziądz, Tuchola, Nieszawa, Rogoźno, Tczew czy Gniew.
Bez większego ryzyka można stwierdzić, że co najmniej trzecia część
krzyżackiego wojska znała bądź
posługiwała się językiem polskim.
W trzeciej godzinie zmagań,
wielki mistrz podjął próbę decydującego ataku na czele szesnastu krzyżackich chorągwi. W pewnym momencie upadł wielki proporzec polskiego króla, ale zaraz go podniesiono. Sam król został zaatakowany przez niemieckiego rycerza z Łużyc, Dypolda von Koeckritza,
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
którego uwagę przyciągnęła piękna zbroja i wspaniały koń. Jagiełło
stawił czoła napastnikowi i zranił go
kopią. Ogłuszonego Koeckritza dobił Zbigniew Oleśnicki, młody sekretarz królewski. Ten – za przelanie krwi chrześcijańskiej – będzie
musiał w przyszłości ubiegać się
o papieską dyspensę, aby móc sprawować kościelne urzędy.
Szturm załamał się w boju z polskim rycerstwem i litewską jazdą,
która tymczasem powróciła na pole bitwy. W tym starciu został zabity wielki mistrz Ulryk von Jungingen. Klęska Krzyżaków była zupełna – z 35-tysiecznej armii poległo
18 tysięcy żołnierzy, czyli większość
wojska i niemal całe jego dowództwo, a 14 tysięcy dostało się do niewoli. Z pola bitwy uszło tylko około 1400 krzyżackich żołnierzy. Hiobową wieść do Malborka zawiozło
kilku rycerzy, a wśród nich Piotr
Świnka, dawny chorąży dobrzyński,
który przeszedł na stronę zakonu.
Zdrajca ten stwierdził ze zdumieniem, że obecni na zamku rycerze, wysłani tam przez Zygmunta
Luksemburskiego, wyrażają radość z klęski Krzyżaków. Potem dowiedział się, że była to drużyna rycerza służącego Luksemburczykowi,
Ścibora ze Ściborzyc, składająca
się niemal z samych Polaków.
Grunwaldzka bitwa pełna jest
takich narodowościowych niespodzianek, bo nie toczyła się według
etnicznego klucza. Według Krzyżaków, była to batalia chrześcijaństwa
przeciw poganom i ochrzczonym
barbarzyńcom. W jakimś stopniu była to także wojna między wschodnią a zachodnią Europą, a raczej
tą jej częścią, która uwierzyła krzyżackiej propagandzie i wzięła udział
w wyprawie jak w krucjacie.
„Po bitwie – pisze Jan Długosz
– przyprowadzono królowi jeńców:
osobno mnichów krzyżackich,
a osobno rycerzy pruskich, osobno
chełmińskich, inflanckich, obywateli miast pruskich, Czechów, Morawców, Ślązaków, Bawarów, Miśniaków, Austriaków, Szwabów,
Nadreńców, Fryzów, Łużyczan, Turyngów, Pomorzan, Szczecinian, Kaszubów, Sasów, Frankończyków,
Westfalczyków. Tyle bowiem narodów i języków zabrało się tłumnie
na zagładę rodu i mienia polskiego”. Władysław puścił wolno większość rycerzy, zobowiązując ich, by
stawili się w Krakowie dla zapłacenia okupu.
Król zaprosił zwycięzców na
ucztę, podczas której Piast, książę
czersko-warszawski Janusz, wygłosił mowę dziękczynną, wypominając też Krzyżakom i ich sojusznikom, że podle się odwdzięczyli za
sprowadzenie zakonu do Polski
przez Konrada Mazowieckiego,
także Piasta.
Grunwald był dla Europy prawdziwą sensacją. Zwrócono uwagę na
Polskę i zaczęto darzyć ją prawdziwym szacunkiem. Nastąpił wielki
wzrost rangi państwa Jagiellonów
na arenie międzynarodowej, a jednocześnie zanikał autorytet zakonu krzyżackiego, który niemal zupełnie przestał być zasilany przez
zachodnioeuropejskich rycerzy.
JANUSZ CHRZANOWSKI
Patrząc na współczesną
Polskę z jej klęcznikowymi
władzami i sterroryzowanym przez Kościół
społeczeństwem, aż prosi
się zapytać – czy tak było
zawsze? Otóż nie było!
Rzecz prześledźmy na przykładzie stosunków państwo – Kościół
oraz reakcji Polaków z przełomu
XIV i XV wieku na rosnącą potęgę Kościoła.
Duchowieństwo miało wówczas
wady dokładnie takie same, jak obecnie, ale reakcja kościelnych hierarchów na taki stan rzeczy, przynajmniej teoretycznie, była bardziej
ostra. Przykładem może być zbiór
zakazów wydany przez biskupa krakowskiego Piotra Wysza w 1394 roku. Księżom pod żadnym pozorem
nie było wolno:
– zajmować się handlem i gospodarką kosztem obowiązków
duszpasterskich;
– przekraczać miary w jedzeniu i piciu;
– wstępować do karczem;
– grać w gałki i kości;
– uczęszczać na widowiska;
– nosić pierścieni;
– utrzymywać kobiet;
– przejmować beneficjów
drogą przekupstwa lub przy pomocy władzy świeckiej;
– pozywać kogokolwiek przed
sądy świeckie.
Przekroczenie zakazów pociągało za sobą kary bardzo surowe, i tak: za udział w widowiskach groziła klątwa kościelna. Karą za utrzymywanie kobiet była utrata beneficjów, a duchownym nieposiadającym takowych,
groziło więzienie. Oczywiście – zakazy Wysza to przykład nieśmiertelnej katolickiej obłudy. Sam biskup
protegował krewniaków na stanowiska państwowe i procesował się ze
szlachtą o posiadłości ziemskie,
a ponieważ w owych czasach, podobnie jak teraz, kler stał ponad prawem – biskup procesy wygrywał.
Kością niezgody były dziesięciny. Przed tym obciążeniem bronili
się wszyscy, zarówno szlachta, jak
i chłopi. Dochodziło do napaści na
poborców i grabieży wozów z dziesięciną w naturze – tzw. snopową.
Szlachta broniła się nie tyle przed
płaceniem danin, co przed nadmiernymi roszczeniami. Nic więc dziwnego, że w 1406 roku na wielkim
zjeździe szlachty uchwalono ostre
rezolucje, a między innymi:
– szlachta składa dziesięcinę tylko wybranemu kościołowi czy plebanowi;
– nie wolno powoływać szlachcica przed sądy duchowne, a zwłaszcza przed papieskie;
– jeżeli biskup wypuści z więzienia księży, którzy popełnili zbrodnię
lub wiedli życie naganne, będzie odpowiadał według prawa ziemskiego;
– jeżeli sędzia duchowny w ferworze walki rzuci klątwę na szlachcica, traci zarówno beneficja, jak
i dobra ojczyste.
Nie ma co, odważni byli ci nasi
przodkowie. O niebo odważniejsi niż
nasz obecny parlament!
PRZEMILCZANA HISTORIA
15
Papież pod łóżkiem
Ma się rozumieć, że takie decyzje nie mogły zostać bez odpowiedzi. Na posiedzeniu kapituły krakowskiej biskupi i kanonicy złożyli
przysięgę na Ewangelię, że będą bronić dziesięcin, choćby mieli za to iść
na wygnanie.
W 1414 r. jeden z trzech równocześnie panujących papieży – Jan
XXIII (Baltazar Cossa, a nie Roncalli!) zwołał sobór w Konstancji. Ten
ważny zjazd zgromadził najtęższe
umysły ówczesnego świata, bo też
i problemy były trudne, a między innymi: likwidacja wielkiej schizmy,
sprawa Jana Husa, rozwiązanie problemu zwierzchnictwa nad Kościołem, czyli albo papież, albo sobór.
Do Konstancji zjechała liczna
polska delegacja. Oprócz dostojni-
na Polaków i Jagiełłę. Ten pełen
jadu paszkwil głosił, że zarówno
Polacy, jak i ich król, to heretycy, bałwochwalcy i bezwstydne
psy, a Polska jako państwo i naród stanowi obrazę Boga i nie może istnieć. W konkluzji autor
stwierdził, że należy ich czym prędzej pozabijać. Polacy na takie
dictum zażądali uznania utworu
za heretycki.
Tymczasem konieczność zachowania jedności w Kościele doprowadziła do zdetronizowania nie tylko obu antypapieży, ale również legalnie wybranego papieża Jana
XXIII. Następnie sobór w Konstancji wybrał nowego „następcę Piotra”.
Został nim Włoch, Oddo Colonna,
który odtąd jako Marcin V miał
ków kościelnych, którzy mieli wziąć
udział w pracach soboru, zjechali
także dostojnicy państwowi oraz
uczeni w prawie i teologii, których
zadaniem było doprowadzenie do
wyroku wymuszającego na Krzyżakach dotrzymanie traktatów pokojowych.
Sprawę Husa sobór załatwił iście
po katolicku. Wezwanego na dyskusję reformatora uwięziono i usmażono na kościelnym grillu, chociaż
otrzymał przedtem list żelazny.
W jego obronie stanęli tylko Polacy, a dokładnie – polscy świeccy
posłowie oraz nieznany z nazwiska
polski doktor (prawdopodobnie ówczesny rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, Paweł Włodkowic).
Interesujące, a może raczej niesłychane jak na owe czasy są tezy traktatu opracowanego przez Pawła
Włodkowica przy współudziale całej
polskiej delegacji i przedstawionego
podczas obrad soboru. A oto one:
– nie wolno krzywdzić nikogo, jeżeli się samemu nie chce doznać
krzywdy;
– nie wolno krzywdzić pogan, gdyż
są to bliźni, stworzeni tak samo przez
Boga. Słońce świeci jednakowo dla
wszystkich;
– religii nie można narzucać siłą, trzeba doprowadzić do tego, aby
poganie sami zapragnęli przyjąć chrześcijaństwo.
W odpowiedzi na tezy Włodkowica, Krzyżacy zamówili u dominikanina Jana Falkenberga satyrę
niepodzielnie panować nad światem
chrześcijańskim.
Nowy papa szybko pozbawił Polaków resztek złudzeń, zatwierdzając wszystkie przywileje zakonu krzyżackiego, zarówno te prawdziwe, jak
i fałszywe, unieważnione na początku poprzedniego soboru przez Jana XXIII. Pozostała jeszcze sprawa
uznania przez papieża paszkwilu Falkenberga za herezję. Mimo groźby
rzucenia klątwy, Paweł Włodkowic
odczytał polskie ultimatum: jeżeli
Falkenberg nie zostanie uznany za
heretyka, to polska delegacja złoży
apelację od wyroku papieskiego do
przyszłego soboru.
Urażony w przywódczych ambicjach papież odmówił przyjęcia przygotowanej na poczekaniu apelacji.
W tej sytuacji polska delegacja udała się do pałacu zajmowanego przez
papieża, aby mu osobiście wręczyć
dokument. Straż papieska zamknęła bramę, odmawiając wpuszczenia
Polaków do środka. Delegaci – ze
sławnym Zawiszą Czarnym (taki
ówczesny Schwarzenegger) na czele – wyłamali bramę, poturbowali
straż i gonili po pałacu uciekającego przed nimi papieża. Można sobie wyobrazić taką smakowitą scenę: papież chowający się pod łóżkiem przed rozsierdzonymi
Polakami. Jak było, tak było, ale wiadomo, że w końcu Marcin V musiał apelację przyjąć.
Oczywiście, sprawa miała ciąg dalszy. Kilka dni później, w obecności Marcina V
i króla Zygmunta Luksemburczyka odbyła się dyskusja, podczas której oskarżono polskich delegatów o nieposłuszeństwo papieżowi
i zagrożono klątwą. W obronie Polaków przemawiali
Maurycy Rwaczka i Paweł
Włodkowic, a sławni rycerze:
Zawisza Czarny z Garbowa
i Janusz z Tuliszkowa,
oświadczyli głośno, że czci swego
króla i narodu bronić będą słowem
i orężem. Ech, łza się w oku kręci.
Sześć wieków później, dokładnie 18 maja bieżącego roku, nuncjusz
papieski w Polsce, abp Kowalczyk,
w czasie pobytu w Watykanie publicznie lży Polaków, nazywając ich pijakami, złodziejami i oszustami. I co?
I nic... martwa cisza.
Nie bez kozery Melchior
Wańkowicz, wielki pisarz i publicysta, pisał o polskim kundlizmie.
JERZY RZEP
16
NIE DO WIARY
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
opolskim. Tam bowiem 10.05.1997 r.
„zawitało” UFO widziane przez kilkunastu mieszkańców osady. Latający obiekt określany był przez
wszystkich jednakowo: „50 metrów
średnicy, w kształcie dwóch połączonych talerzy, widoczny na niebie w postaci kilkudziesięciu punktowych jasnych świateł”. Warto dodać, że UFO
nad Opolszczyzną widziane było
przez cały czerwiec w różnych miejscowościach.
się, że zostało wywiezione do ZSRR
akcji wkroczyła Służba BezpieczeńPodobne obiekty zaobserwowai tam w największym sekrecie podstwa: zabezpieczyła teren portu,
no też nad Piłą (2–7.04.1997 r.).
dane dalszym badaniom.
przeprowadziła „wyjaśniające” rozOpisano je „jako siedem czerwomowy ze strażnikami portowymi,
no-pomarańczowych kul złożonych
¤¤¤
założyła knebel na prasę i sprawa
w łuk skierowany wierzchołkiem do
Prawdziwe manewry nad Polską
ucichła. Wyciszono ją na kilkadziegóry”. Widziały je dziesiątki osób
urządziło sobie UFO 18.01.1991 r.
siąt lat i dopiero telewizja... japońw kilku miejscowościach. W tym sa– nad Częstochową (dwukrotnie
ska oraz Bronisław Rzepecki, znamym czasie na poligonie w Draww ciągu tego dnia), w Ostrowcu
ny badacz problemów UFO w nasku Pomorskim trwały manewry
Wlkp., Skarżysku-Kamiennej, Soszym kraju (szef Grupy Badań
z udziałem m.in. holenderskich lotsnowcu, Katowicach, Krakowie. Nieników, używających zamiast
amunicji symulatorów świetlnych. Być może jest to wyjaśnienie tej sprawy, ale... tylko być może.
Wielki niezidentyfikowany obiekt latający zaobserwowano w okolicach poligonu
wojskowego w Nadarzycach.
Tym razem na jego spotkanie wystartowały z bazy w Mirosławcu dwa uzbrojone, bojowe samoloty SU-22. Wydawało się, że zagadka zostanie
rozwiązana. Niestety, w sposób dotąd niewytłumaczony
piloci utracili kontakt nie tylko z wieżą kontrolną, ale
i między sobą, i musieli niezwłocznie wracać na lotnisko.
Innych, incydentalnych
przypadków zaobserwowania
niezidentyfikowanych obiektów nad naszym krajem było tak wiele (m.in. Koluszki, Krzykawa, Murownia,
Sławków, Olsztyn koło Częw woj. kujawsko-pomorskim, na polu miejscowego rolnika pojawiły się stochowy, gdzie UFO pozoraz drugi (podobnie było rok temu) w zbożu zostały odciśnięte dziwne stawiło ślady lądowania), że
PAP/Wojtek Szabelski ich pełna lista zajęłaby zbyt
dużo miejsca. Na pytanie, czy
NOL–UFO, grupy ufologicznej, któfaktycznie było to UFO, nikt z „ufozidentyfikowany obiekt latający pora prowadzi aktywną działalność balogów” nie jest w stanie rzetelnie
jawił się nad Skarżyskiem-Kamiendawczą i popularyzacyjną), powróodpowiedzieć. Jednak wątpliwe jest,
ną o godzinie 22.17, trzynaście micili do tematu „UFO nad Gdynią”,
aby tak wiele zgodnych co do szczenut później widziany był nad Soodszukując żyjących jeszcze świadgółów obserwacji było niczym więsnowcem, o 22.45 zaobserwowano
ków tamtego wydarzenia. Według
cej, tylko zbiorową halucynacją. Nie
go w Katowicach, o 23.00 w Kraich relacji, tajemniczego przybymożna wykluczyć, a nawet dość
kowie, a już 16 minut później wisza zabrano do szpitala i tam podprawdopodobne jest, że we wszechdziany był nad Legnicą. Wszystkie
dano go szczegółowym badaniom:
świecie istnieją inne cywilizacje,
relacje naocznych świadków doty„W trakcie badań lekarze, ku swoa przybysze z kosmosu usiłują naczące wyglądu UFO pokrywają się
jemu zaskoczeniu, stwierdzili, że
wiązać kontakt z cywilizacją ziemz relacjami amerykańskich obserwaistota owa ma zupełnie inny kształt
ską. Być może zjawisko UFO jest
torów-ufologów.
narządów wewnętrzwynikiem silnej sugestii,
nych niż człowiek,
a niekiedy prawdopodoba jej krwiobieg bienie mistyfikacji, jak choćgnie poprzecznie do
by słynne „zbożowe kręciała na kształt swogi” (agrosymbole). Najistej spirali. Istota żybardziej aktywni polscy
ła dopóty, dopóki
ufolodzy, oprócz wspomiała na ręku branmnianego już Rzepeckiesoletę. Gdy ją zdjęgo, to m.in.: Robert K.
to, umarła”.
Leśniakiewicz, Krzysztof
Nie ma już możPiechota, Lucjan Zniczliwości dokładnego
-Sawicki, Janusz Thor,
wyjaśnienia gdyńskieIgor Witkowski.
go przypadku, boNie ma na UFO, co
wiem nie żyją już ani
prawda, stuprocentowo
Fot. archiwum
lekarze, ani naoczni
wiarygodnych dowodów,
świadkowie tamtych
ale przecież są rzeczy na
wydarzeń. Nie wiadomo również,
Najbardziej spójną informację na
niebie i ziemi, o których nie śnico stało się z ciałem tajemniczego
temat UFO przedłożyli mieszkańcy
ło się filozofom...
przybysza z niebios. Domniemywa
wsi Gierałcice w województwie
PAWEŁ R. NEIVIL
Zgodnie z odwieczną tradycją sezonu ogórkowego „wrzucamy luz”. Przez dwa miesiące będziemy na tej stronie
publikować teksty z pogranicza nauki i fikcji. Co naprawdę jest faktem, a co mitem – ocena należy do Was.
HISTORIA UFO (2)
UFO nad Polską
Czy przybysze z kosmosu chcą nawiązać kontakt
z cywilizacją ziemską? Z pewnością tak, skoro
kilkanaście razy odwiedzili ojczyznę papieża...
Owego mroźnego, styczniowego dnia, kiedy to po raz pierwszy
zauważono UFO nad Polską, na
Bałtyku piętrzyły się fale, a siłę wiatru obliczano na 8 stopni w skali
Beauforta. 21 stycznia 1959 r., około godziny 6 rano, pracownicy gdyńskiego portu zauważyli na niebie
duży, półkulisty, pomarańczowy talerz. Nadlatywał nad Gdynię od północnego zachodu, zawisł nad portem na kilkanaście sekund, a następnie w ogniu płomieni spadł pionowo do wód portu w pobliżu Basenu Polskiego. Pracownicy portowi, którzy widzieli katastrofę latającego bolida, zgłosili ten fakt na
Komendę Miejską. Tam spisano zeznania i – jak to za komuny – nakazano milczeć. Jednak „Wieczór
Wybrzeża” – po rozmowach z portowcami – zamieścił dość obszerną
relację z katastrofy niezidentyfikowanego obiektu latającego: „Obiekt
był dużych rozmiarów i miał kształt
koła. Talerz ten był koloru pomarańczowego, jego brzegi zabarwione były na różowo. Obiekt nadleciał od
strony miasta i wykonując gwałtowny manewr, jakby chciał uniknąć rozbicia się o ląd, spadł prawie pionowo do wód portu”.
W mieście wrzało od różnorakich teorii na ten temat, a najbardziej rozpowszechniana była ta, że
nastąpiła katastrofa pojazdu kosmicznego. Tę hipotezę zdawała się potwierdzać nowa informacja: kilka
dni po wypadku „talerza” strażnicy
portowi widzieli ponoć jakąś istotę, która nie przypominała człowieka, z dziwną bransoletą na ręku,
nadpaloną twarzą i włosami, w uniformie-skafandrze z cienkiego me-
2.07.2001 r. we wsi Wylatowo,
tajemnicze piktogramy. Już po
kręgi
talu – istotę, która usiłowała się porozumieć z ludźmi w jakimś nieznanym języku. I w tym momencie do
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
Modlitwa i medycyna
Modlitwa – zjawisko
zarezerwowane dotąd
wyłącznie dla religii.
Pozornie daleka światu
nauki i zupełnie mu
obca. Czy jednak tak
jest istotnie? Pod koniec
XX wieku modlitwa
stała się przedmiotem
badań naukowców.
Kiedy w połowie XX wieku coraz więcej mówiono o roli medytacji, a świat przeżył fascynację Wschodem, zaczęto racjonalnie przyglądać
się modlitwie. Wielu współczesnych
psychologów, psychiatrów, a nawet
teologów jest zdania, że to język najbardziej prymitywny. Według prof.
Barry’ego Ulanova można go nazwać „mową pierwotną”.
Większość zjadaczy chleba postrzega modlitwę schematycznie
i stereotypowo – jako rodzaj „wierszyka” klepanego mniej lub bardziej
bezmyślnie rano i wieczorem. Takie jednak widzenie modlitwy, choć
zapewne większość ludzi tak ją traktuje, wypacza jej głęboki sens i deprecjonuje. Czym więc jest modlitwa?
Po łacinie precarius znaczy
„uzyskać przez błaganie”. Czy
rzeczywiście jednak modlitwą
można coś uzyskać? Czy w jakikolwiek sposób wpływa ona
na nasze życie, czy może zmienić bieg wypadków? Czy może uzdrowić? A może to ona jest tym tajemniczym kanałem łączącym nasz świat
z hiperprzestrzenią i Absolutem?
W krótkim czasie okazało się, że pacjenci, za których się modlono, wymagali stosowania antybiotyków pięciokrotnie mniej niż grupa, za którą
się nie modlono. Co więcej, nikt
z grupy pierwszej nie wymagał np.
intubacji (wprowadzenia przez rurkę tlenu do płuc) i, co najciekawsze,
zmarło tu o 1/3 mniej pacjentów niż
w grupie drugiej.
Eksperyment powtarzano kilkakrotnie na zupełnie innych, losowo dobranych pacjentach i chorych
na różne schorzenia, np. gościec
przewlekły postępujący czy białaczkę. W każdym z tych eksperymentów zauważono tę samą prawidłowość. U pacjentów, za których się
modlono, następowała szybsza rekonwalescencja.
Wyniki eksperymentów dr Byrda
wywołały tak wielką sensację, że wiadomości o nich przekazywały wszystkie media w USA.W 1988 roku wyniki badań opublikowano w „So-
Modlitwa – antybiotyk
To, co wydawało się dotąd udziałem mistyków, w świetle najnowszych
badań naukowych okazuje się wartością możliwą do zmierzenia eksperymentalnie. Modlitwa może naprawdę działać, a w języku medycyny jej
efekt może być „statystycznym odchyleniem w przebiegu choroby”.
Od czasu eksperymentu słynnego kardiologa doktora
Randolpha Byrda w Szpitalu Ogólnym w San Francisco cały świat medyczny
wstrzymał oddech. W 1988 roku pracujący na oddziale chorób wieńcowych dr Byrd podzielił 393 pacjentów na dwie grupy eksperymentalne. O grupę 192 pacjentów modlono się na specjalnych seansach modlitewnych, natomiast o drugą grupę
– liczącą 201 pacjentów – nie modlono się w ogóle. Eksperyment przeprowadzony został w tajemnicy przed
pacjentami i wiedziało o nim wąskie
grono współpracowników dr Byrda.
Grupy modlitewne znały tylko imiona pacjentów, diagnozę ich choroby
i stan zdrowia. Ludzie modlili się codziennie bez żadnych instrukcji dotyczących sposobu modlitwy. „Każda
osoba modliła się za wielu pacjentów,
a za każdego pacjenta modliło się od
5 do 7 osób” – wyjaśnia dr Byrd.
utherk Medical Jurnal”. Niektórzy
sceptycy, a nawet przeciwnicy tego
rodzaju terapii, poddali się razem
ze swą krytyką. Dr William Wolan,
twórca książki zwalczającej leczenie wiarą, stwierdził: „Wydaje się,
że te badania trudno podważyć (...).
Być może my, lekarze, powinniśmy
zapisywać na receptach: modlitwa
trzy razy dziennie. Skoro to działa,
to działa!”.
Inny naukowiec, prof. Herbert
Benson z Akademii Medycznej Uniwersytetu Harvarda, należał do pierwszych, którzy zajęli się badaniem korzyści zdrowotnych płynących z modlitwy. Wykazał on, że u osób, które modliły się, występowały takie korzystne dla zdrowia zmiany, jak na
17
NAUKA I WIARA
przykład: obniżenie ciśnienia krwi,
zwolnienie akcji serca i metabolizmu.
Dzieło Bensona kontynuowała psychofizjolog Joan Borysenko; dzięki jej pracom rozpoczęły się trwające do dziś na Harvardzie badania
psychofizyczne, dotyczące wpływu
modlitwy na człowieka.
Rak chodzi do tyłu
W 1975 roku opisano w Japonii
kilkanaście przypadków cofnięcia się
choroby nowotworowej w jej ostatnim stadium pod wpływem wiary
i modlitwy. Japońscy naukowcy postanowili zbadać sprawę gruntownie
i racjonalnie. Badania poprowadził
Yu Jiro Ikemi wraz z zespołem naukowców z Akademii Medycznej
Uniwersytetu Siusiu. W pierwszym
przypadku 77-letni pacjent nagle zaczął uskarżać się na silne bóle żołądka. Badania wykazały raka gruczołowego. Zalecono mu wycięcie
części żołądka. Pacjent nie zgodził
się na operację, uzasadniając, że życie swe oddał Bogu i Jemu zaufał.
Przez kolejne lata pacjent żył, a szczegółowe badania wykazały spontaniczne cofnięcie się nowotworu. Podobny przypadek odnotowano u japońskiej gospodyni domowej, która
w wieku 31 lat przeszła operację żołądka. W trakcie zabiegu lekarze
stwierdzili liczne przerzuty nowotworu wielkości kciuka na ściany żołądka i węzły chłonne. Lekarz poinformował rodzinę pacjentki, że ta w ciągu najbliższych miesięcy umrze. „Nie
bałam się raka. To dlatego, że miałam wiarę. Wiara to dla mnie nie
przywiązanie do życia, ale wdzięczność dla Boga” – wyjaśniała kobieta, u której po 10 latach od operacji
wykazano niczym nieuzasadnione cofnięcie się raka.
Jak często rak cofa się samoistnie? Opinie są różne. T.C. Everson
i W.H. Cole zgromadzili na całym
świecie informacje o 176 udokumentowanych klinicznych przypadkach
spontanicznego cofnięcia się raka
– prawdopodobnie pod wpływem
wiary i modlitwy. Podczas badań finansowanych z funduszu Narodowego Instytutu Zdrowia w USA dr
Jeffrey S. Levin, epidemiolog
z Akademii Medycznej Wschodniej
Wirginii, który dysponuje największą wiedzą w tym zakresie, wyraźnie stwierdził, że wiara i modlitwa
oraz praktyki religijne miały ogromny wpływ na poziom śmiertelności.
Wartość tych odkryć została potwierdzona przez lekarzy i badaczy, między innymi Davida B. Lavsona
z Narodowego Instytutu Zdrowia
w USA. Stwierdził on, podsumowując swoje wieloletnie badania, że rola wiary i modlitwy aż w 92 proc. wykazała zbawienny wpływ na zdrowie.
Czyżby słowa Chrystusa kierowane do niewiasty cierpiącej od dwunastu lat na krwotok: „Wiara twoja
uzdrowiła cię, idź w pokoju i bądź uleczona z dolegliwości swojej” (Mk 5.
34 ) były nowym kluczem dla współczesnej medycyny?
JANUSZ GAJOWICZ
Rozmowa z prof. Marią
Szyszkowską, filozofem,
senatorem RP
– Czego filozof-humanista
szuka w polityce?
– Oddziaływania na społeczeństwo. Jeżeli ma się wyraźnie
skrystalizowane poglądy, to bardzo się pragnie, aby można je było wcielać w życie. Ponieważ nie
mam wątpliwości, że w filozofii
można odnajdywać pewien zespół
wartości, który ma znaczenie dla
naszego życia, wobec tego chciałabym pewne wartości uczynić
bardziej powszechnymi. Chciałabym, aby ludzie trochę inaczej
myśleli, a w związku z tym – inaczej żyli. Chciałabym przybliżyć
panoramę możliwych stanowisk.
Zresztą pamiętajmy o tym, że
zdarzało się w dalekiej przeszłości, iż filozofowie byli władcami.
– Polityka to także chęć
zdobycia władzy, pragnienie
rządzenia. Po
co filozofowi
władza?
Fot. Krzysztof Krakowiak
– Bardzo mnie rozczarowała. Najbardziej rozczarowało
mnie to, że w momencie, kiedy
opowiedziałam się jako postępowa działaczka lewicowa, zamknęło się przede mną radio i zmalała możliwość udziału w audycjach telewizyjnych. Znikły audycje przygotowywane przeze
mnie i mojego męża, a także filmy o naszym życiu. Miałam niegdyś okazję występowania w telewizji, np. w Boże Narodzenie
składałam życzenia. Skończyło
się to, gdy rozpoczęłam moją po-
OKIEM HUMANISTY (32)
Humanizm i polityka
– Po to, żeby móc pewne swoje poglądy wcielać w życie. Po to,
by poszerzać świadomość obywateli i wskazywać określone wartości jako cel działania. Jeżeli nie
ma się wątpliwości, że znaczne
kręgi ludzi są nieszczęśliwe, bo
czegoś nie wiedzą bądź nie mają
odwagi żyć po swojemu, to pragnie się władzy po to, aby wprowadzić zmiany, które uczynią ludzi bardziej szczęśliwymi. Przecież wiedząc coś ważnego, pragnie
się to innym zakomunikować,
choćby z powodu elementarnej
życzliwości.
– Jakie decyzje pragnie Pani podjąć jako parlamentarzystka albo jakie już zapadły
z Pani inspiracji?
– Chciałabym bardzo, aby nastąpił kres prywatyzacji, która zresztą była przeprowadzana wadliwie,
i aby pewne obszary gospodarki
pozostały własnością państwa. Pragnę, aby rozwinął się ruch spółdzielczy. Mamy w tej dziedzinie
dobre, polskie wzorce z pierwszej
połowy XX wieku, i to w różnych
dziedzinach życia. A nade wszystko chciałabym żyć w państwie
prawdziwie neutralnym światopoglądowo, gdzie istnieje całkowite
rozdzielenie władzy politycznej od
władzy duchownych. Chciałabym
bardzo przyspieszyć wydanie ustawy zezwalającej na przerywanie
ciąży z przyczyn społecznych. Bardzo pozytywnie przyjęłam przypłynięcie „Langenorta”, uważam to
za piękny gest ze strony lekarzy
i innych osób z tego statku.
– Czy rzeczywistość, w jakiej przyszło Pani funkcjonować jako politykowi, nie rozczarowuje?
lityczną działalność. Tak więc
wpływy lewicy w mediach to tylko mit. Być może Robert Kwiatkowski, szef TVP, ma poglądy lewicowe, ale nie zapominajmy, że
w Polsce ludzie deklarujący lewicowość są często liberałami
i wcale nie zależy im na szerzeniu ideałów lewicy.
– Chciałaby Pani zachęcić
lub zniechęcić osoby o poglądach humanistycznych do zajmowania się polityką?
– Uważam, że każdy, jeśli tylko może, powinien angażować się
w życie publiczne. Im więcej osób
wrażliwych zajmie się działaniami politycznymi, tym więcej będzie można zmienić. Cóż z tego,
że starałam się Senat przekonać
do nielikwidowania stanu aptekarskiego w Polsce, skoro ostatecznie przeszedł wadliwy projekt
rządowy. Walczę o wstrzymanie
ze względów społecznych prywatyzacji Cefarmu i wstrzymanie
sprzedaży tych 6 proc. aptek, które jeszcze są państwowe. W Szwecji na przykład wszystkie apteki
są państwowe, co ma korzystny
wpływ na sytuację ludzi ubogich.
Ostatnio miałam także okazję poprzeć wniosek dwóch senatorów Samoobrony, którzy domagali się wycofania naszych
wojsk z Iraku. Od początku byłam przeciwna tej wojnie. Niestety, byłam jedyną osobą, która poparła ten wniosek. Klub
SLD ma za zadanie popierać to,
czego chce rząd. A ponieważ nikt
nie jest nieomylny, także rząd
podejmuje niewłaściwe decyzje,
czego wyrazem są zresztą odczucia społeczne.
Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
TO I OWO
35-letni przystojny kawaler, 186 cm wzrostu, dobrze zbudowany, szpakowaty brunet,
duże poczucie humoru, uczciwy, tolerancyjny, bez nałogów, wykształcenie średnie, techniczne. Interesuję się polityką, historią, muzyką; uprawiam sport. Poznam atrakcyjną
panią do lat 40, prowadzącą własną działalność gospodarczą, której bardzo chętnie
posłużę swoim bogatym doświadczeniem
(Braniewo). Nr 5/b/28
Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? Do listu z anonsem należy
dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,20 zł i wysłać na nasz adres.
Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list. 3. List z odpowiedzią włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer
oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,20
zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczba odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków
(luzem) nie będą przekazywane adresatom.
REDAKCJA
PANI POZNA PANA
56 lat, 167 cm wzrostu, 62 kg wagi, o młodym, sportowym wyglądzie, zielonych oczach
i rubinowych włosach. Z zawodu ekonomistka, na wcześniejszej emeryturze. Uwielbiam
przyrodę, wycieczki rowerowe i samochodowe. Chciałabym poznać pana w odpowiednim
wieku, najchętniej z wyższym wykształceniem,
o wysokiej kulturze osobistej i wrażliwym sercu. Mira z okolic Wrocławia. Nr 1/a/28
60/158/57, szatynka, zgrabna, szczupła, zadbana, materialnie niezależna. Zainteresowania ogólnokulturalne, wykształcenie średnie, ateistka
– pozna pana kulturalnego, bez nałogów, który lubi przyrodę, taniec i dobrą książkę; najchętniej z Pabianic lub okolic (Pabianice). Nr 2/a/28
Anna, lat 27, 60 kg, szatynka, oczy niebieskie,
panna, wykształcenie wyższe, pracująca. Zainteresowania: teatr, muzyka klasyczna i współczesna, podróże. Poznam przyjaciela bez zobowiązań w wieku 27–35 lat w celu miłego
spędzenia czasu (cel matrymonialny niewykluczony). Wyznanie religijne obojętne. Odpowiem na każdy list (Toruń). Nr 3/a/28
48 lat, kulturalna, uczciwa, bez nałogów. Interesuję się psychologią, kocham muzykę Chopina i Liszta. Poznam ludzi o dobrym sercu,
poważnie traktujących życie, pokrewną duszę,
płeć nieistotna. Czekam na listy z kraju, ale
również chętnie nawiążę kontakt z Polonią
amerykańską, angielską i niemiecką. Katarzyna (Gorzów Wlkp.). Nr 4/a/28
Wolna 58-letnia emerytka o średniej budowie ciała i wzroście; z wykształceniem policealnym, paląca, z własnym mieszkaniem
i przeciętną emeryturą, lubiąca przyrodę, spacery, wycieczki rowerowe, uprawiająca z pasją działkę kwiatową – pozna pana, wolnego
emeryta do 67 lat, z mieszkaniem, o podobnych zainteresowaniach, z okolic Dzierżoniowa i nie tylko. Nr 5/a/28
57/162/63, brązowe oczy, ciemne, krótkie włosy. Jestem wdową od 6 lat. Ekonomistka.
Lubię dobrą książkę i podróże, kocham muzykę. Interesuję się polityką i tym, co dzieje się
w tym naszym zaściankowym kraju. Nie cierpię kleru w każdej postaci, zakłamania i obłudy. Jestem szczera, komunikatywna i niestety samotna. Chętnie poznałabym Pana
w stosownym wieku (Racibórz). Nr 6/a/28
Wolna, samotna czterdziestolatka, szczupła
i zgrabna, o miłej aparycji i ciekawej osobowości, wykształcona i niezależna – pozna
niezależnego finansowo i mieszkaniowo, wysokiego, kulturalnego przyjaciela z poczuciem
humoru, od 45 do 55 lat, niepalącego, z województwa kujawsko-pomorskiego. Nr 7/a/28
Wdowa, lat 49, wzrost średni, niechuda, pracująca, domatorka, wesoła, lubiąca muzykę, taniec i przyrodę, szczera, bez nałogów i zobowiązań – pragnie poznać pana w stosownym
wieku, bez nałogów i zobowiązań, niezależnego finansowo. Proszę o szczere odpowiedzi. Nie
jestem zainteresowana listami z zakładów karnych (Stargard Szczeciński). Nr 8/a/28
Ania, 25/160/50, pielęgniarka, rozwiedziona, sama wychowuje 2,5-letniego syna. Chciałaby
poznać przyjaciela (lub kogoś więcej). Jeżeli interesujesz się światem, jesteś optymistą, masz
poczucie humoru i jesteś w miarę odpowiedzialny – to napisz (Czeladź). Nr 9/a/28
66/156/76, wdowa, oczy szare, wykształcenie średnie techniczne (Studium Ekonomiki
Transportu), obecnie emerytka, niezależna
finansowo, z własnościowym mieszkaniem.
Zainteresowania: turystyka, dobra książka,
brydż, kanasta, skat, dobra kuchnia. Jestem
dobrym przyjacielem (Tychy). Nr 10/a/28
Jestem samotną panną o poglądach antyklerykalnych, 46/157/49, proporcjonalnie zbudowaną blondynką o brązowych oczach. Byłam
nauczycielką chemii, biegle znam język francuski w mowie i piśmie. Interesuje mnie turystyka, lektura oraz kino. Nie piję alkoholu.
Szukam antyklerykała, który odznaczałby się
podobnymi przymiotami umysłu i ducha (Bielsko-Biała). Nr 11/a/28
Wdowa, lekarz medycyny, 70/168/66, elegancka, sportowa sylwetka, bardzo dobra kondycja psychofizyczna, własne mieszkanie, samochód, garaż, domek letniskowy w górach.
Lubię czytać prasę, chodzić do kina i teatru,
jeździć na wycieczki zagraniczne. Światopogląd świecki. Poznam pana z klasą, raczej wysokiego, o podobnych zainteresowaniach, niezależnego finansowo. Cel: towarzysko-przyjacielski (Kraków). Nr 12/a/28
Zofia, 42/164/54, niebieskooka blondynka
o przyjemnej, dziewczęcej aparycji. Wdowa,
dwóch (pełnoletnich) studiujących synów. Nawiążę kontakt z panem stanu wolnego. Mile
widziane wykształcenie wyższe, otwarty umysł,
humanista (Częstochowa). Nr 13/a/28
Teresa, 51/158/61, szatynka, oczy piwne, wykształcenie zawodowe. Od pięciu lat rozwódka, syn 17–letni, uczeń liceum. Katoliczka tolerancyjna, która szanuje każdą orientację
i wiarę. Szukam szczerego, opiekuńczego mężczyzny w wieku 45-70 lat, niezależnego materialnie, bez nałogów (Rzeszów). Nr 14/a/28
Maria (Skorpion), lat 27, brunetka średniego wzrostu i wagi (szczupła). Ukończyłam studia pedagogiczne i studium języka włoskiego. Szukam
mężczyzny w odpowiednim wieku, szczerego,
opiekuńczego, o podobnych zainteresowaniach
– przyjaciela przez duże „P” (Elbląg). Nr 15/a/28
PAN POZNA PANIĄ
Jarek z Krakowa. 25 lat, 180 cm wzrostu, 76 kg
wagi. Z zawodu elektryk, pasja – historia. Nie
mam nałogów. Znak zodiaku – Baran. Jestem
po nieudanym związku i usilnie szukam ciekawej, inteligentnej (o ciekawej fizjonomii) kobiety w wieku 20-26 lat z Krakowa lub okolic, by
wspólnie smakować życie (Kraków). Nr 1/b/28
Antyklerykał, 47/176/86, wdowiec, dwoje dzieci 22 i 12 lat, niepalący, wykształcenie średnie, firma, mieszkanie, auto, wiele zainteresowań, temperament, poczucie humoru, ciepły, opiekuńczy, odpowiedzialny – szuka mądrej, ciepłej optymistki o podobnych zainteresowaniach z Wielkopolski lub reszty świata (Chodzież). Nr 2/b/28
Zbigniew z Warszawy, urodzony 27.01.1960,
wzrost 179, waga 67 kg, oczy szare, wolny,
16-letni syn. Technik żywienia, obecnie strażnik bankowy. Zainteresowania: sport, historia
starożytna, jazda na rowerze. Zagorzały sympatyk „Faktów i Mitów”. Pozna kobietę niebrzydką, szczupłą, wysoką, miłą, czułą, pracującą, wolną i niepalącą, o podobnych zainteresowaniach (również antyklerykalnych). Może
być panna z dzieckiem (Warszawa). Nr 3/b/28
Wysoki, żonaty czterdziestolatek pozna niezobowiązującą kochankę lub dwie (np. koleżanki), szczupłe, do 40 lat w celu realizacji ich skrytych fantazji. Tylko Pleszew, mile widziane fotografie. Sponsoring wykluczony. Zapewniam
100 proc. dyskrecji i higieny (Pleszew). Nr 4/b/28
Rozwiedziony, 46/174/82, wykształcenie zawodowe, łysiejący – pozna miłą, delikatną
i zadbaną Panią z Łodzi w celu stworzenia stałego związku (Łódź). Nr 6/b/28
Brunet, 31/173/83, oczy szare, wykształcenie
średnie ogólne, barman, zodiakalny Rak, wolny, bez zobowiązań, z poczuciem humoru,
wszechstronne zainteresowania – chce poznać panią o podobnych walorach, w odpowiednim wieku (Włodawa). Nr 7/b/28
Samotny kawaler, lat 28, niepełnosprawny,
pozna panią o dobrym sercu i tolerancyjną:
czytelniczkę „FiM”, ale niekoniecznie w celach matrymonialnych (najlepiej z Katowic,
Sosnowca i Czeladzi). Wykluczone rozwódki
lub panny z dzieckiem. Wiek do 30 lat. Proszę o dołączenie do listów znaczka pocztowego (Sosnowiec). Nr 8/b/28
Kawaler, 35 lat, bez nałogów, spokojny, domator, obecnie na rencie. Mieszkanie w Szczecinie. Poznam panią do lat 30 ze średnim wykształceniem, spokojną domatorkę, bez nałogów, niekatoliczkę (Szczecin). Nr 9/b/28
74/164/73, emeryt maszynista, z ogólnymi zainteresowaniami, działkowicz, pozna podobną osobę z Gdańska lub okolic na warunkach
partnerskich. Nie biorę pod uwagę poglądów
religijnych i politycznych (Gdańsk). Nr 10/b/28
Poszukiwana dorosła, wolna i bezdzietna niekatoliczka z Gdańska Moreny lub okolic. Jeśli nie farbujesz włosów i uważasz, że masz
ładne stopy, napisz do 29-letniego semiwegetarianina, sympatyka buddyzmu o poglądach
antyklerykalnych, miłośnika dobrego tytoniu
i muzyki. Małżeństwo oraz dzieci wykluczone
(Gdańsk). Nr 11/b/28
62/175/80, samotny, tolerancyjny, z poczuciem
humoru. Wykształcenie średnie, zainteresowania wszechstronne. Hobby: majsterkowanie,
rysunek i malarstwo. Poznam samotną panią
na stałe – „Koszalińszczak”. Nr 12/b/28
Technik analityki medycznej, 40/180/86, wykształcenie średnie techniczne. Jeszcze żonaty (na tzw. papierze), bez dzieci oraz innych
zobowiązań. Maniak komputerowy, wielbiciel
dobrego piwa (w umiarkowanych ilościach),
książek s-f (Muszyna). Nr 13/b/28
INNE
Poznam pana powyżej 50 lat, puszystego, któremu można zaufać, o szerokich horyzontach
myślowych – do prawdziwej, męskiej przyjaźni. Ja 42 lata, 176 cm, szczupły, dobra prezencja, wykształcony (Gdańsk). Nr 1/c/28
Przystojny, 47/176/85, wykształcony, niezależny finansowo, spokojny, godny zaufania, o szerokich zainteresowaniach – pozna pana pasywnego, z mieszkaniem, o podobnych cechach,
spoza środowiska, stabilnego w uczuciach i poglądach. Wiek – podobny, stan cywilny i wygląd – nieistotny, światopogląd – lewicowy,
wiara – liberalna. Miasto – Włocławek i okolice do 100 km (Włocławek). Nr 2/c/28
47- i 49-letni panowie, kulturalni, dyskretni
– poznają panów również hetero i żonatych do
wspólnych spotkań i zabaw (łódzkie). Nr 3/c/28
52 lata, młody wygląd i usposobienie, wzrost
178 cm, waga 85 kg, oczy piwne, brunet. Wykształcenie wyższe – germanista. Obecnie nauczyciel, kawaler bezdzietny, tolerancyjny,
z poczuciem humoru. Zainteresowania: krajoznawcze i codzienne życie. Pozna panią lub
pana: osoby samodzielne finansowo, mogą
być biseksualne (Brzeg Dolny). Nr 4/c/28
Opracowała: SANDRA
Ciąg dalszy za tydzień
UCHWAŁA KONGRESU APP RACJA
Posłanie do Parlamentu
Rzeczypospolitej Polskiej
W sytuacji nasilającej się klerykalizacji życia społecznego w Polsce, od kilku lat kształtował się ogólnopolski ruch antyklerykalny, a na jego bazie powstała partia polityczna pod nazwą Antyklerykalna Partia Postępu RACJA. Po
rejestracji partii, w końcu sierpnia 2002 roku, zdołaliśmy jeszcze zarejestrować
komitet wyborczy reprezentujący nas w ostatnich wyborach samorządowych.
Osiągnęliśmy zadowalający wynik wyborczy pomimo zupełnej blokady medialnej w kampanii przedwyborczej. Właśnie zmowa milczenia w środkach masowego przekazu na temat ukształtowania się ruchu antyklerykalnego i powstania partii skłania nas do zaprezentowania Parlamentowi Rzeczypospolitej
Polskiej naszego istnienia w formie niniejszego posłania.
Jesteśmy głosem sprzeciwu wobec nietolerancji religijnej, której symptomy
wyraźnie dostrzegamy w życiu publicznym naszego kraju, ingerencji kościołów
we wszystkie sfery życia społecznego, nasilającej się tendencji przekazywania
majątku narodowego hierarchii kościelnej, masowości i gigantomanii budownictwa sakralnego, będących zaprzeczeniem zdrowego rozsądku.
Wyrażamy zdecydowany sprzeciw wobec inicjatywy umieszczenia w preambule Konstytucji Unii Europejskiej odwołania do Boga i to na dodatek w wersji katolickiej. Z przykrością i zażenowaniem stwierdzamy, że poparcie dla tej
kościelnej idei artykułują również w swoich wypowiedziach przedstawiciele
najwyższych władz Rzeczypospolitej Polskiej, z Panem Prezydentem na czele.
Wyrażamy pogląd, że preambuła Konstytucji Unii Europejskiej winna
w swej treści całkowicie oddawać ducha świeckości i neutralności światopoglądowej zrzeszonych w niej postępowych krajów.
W imieniu Rady Krajowej Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA:
Sekretarz Generalny
Antyklerykalnej Partii Postępu
RACJA
JERZY WRÓBEL
Przewodniczący
Antyklerykalnej Partii Postępu
RACJA
PIOTR MUSIAŁ
OGŁOSZENIA PARTYJNE
Zarząd Krajowy APP RACJA, ul. Zegrzyńska 8, 05110 Jabłonna, tel./fax: (22) 782 45 86, www.racja.org.
Sympatyków APP RACJA chcących wspomóc finansowo jej działania prosimy o wpłaty na konto:
APP RACJA, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi,
nr r-ku: 04105014611000002266001722
Spotkania:
Będzin – 21.07, godz. 18, ul. Małachowskiego 29
(Zarząd) – zebranie członków i sympatyków. Tel.
265 86 54, dyżury zarządu powiatowego: środa
11–13, piątek 16–18.
Bytom – poniedziałki 14–16, ul. Dworcowa 2,
Cieszyn – 16.07, godz. 17, OSP Bobrek ul. Stawowa – zebranie członków i sympatyków,
Częstochowa – Zarząd powiatowy APP RACJA
w Częstochowie, spotkania członków i sympatyków w każdy wtorek i czwartek, godz. 17–19,
al. NMP 24, II piętro (w lokalu PPS),
Gdańsk – 13.07, godz. 11–15, Ranczo Promenada (molo na Zaspie), plenerowe spotkanie członków RACJI i czytelników „Faktów i Mitów”,
Gorzów Wlkp. – restauracja „Pod Pałacykiem”,
spotkania w każdy poniedziałek, godz. 17,
Jelenia Góra – 19.07, plac Ratuszowy, kawiarnia „Śnieżynka”,
Ruda Śląska – zebrania członków i sympatyków
1 i 16 każdego miesiąca o godz. 18, Wirek,
ul. 1 Maja 270,
Siemianowice Śląskie – spotkania członków i sympatyków w każdy drugi poniedziałek miesiąca
o godz. 17, w siedzibie partii przy ul. Szkolnej 7,
Szczecin – wtorki 16–18, ul. Wojska Polskiego 99,
Tychy – 15.07, godz. 18, DK „Tęcza” przy al. Niepodległości – spotkanie członków i sympatyków,
Zabrze – 19.07, godz. 15, pub „Galeria” ul. Szczęść
Boże – zebranie członków i sympatyków. Zebranie zarządu województwa śląskiego odbędzie się
12.07. (sobota) o godz. 16.
Kontakty:
LUBUSKIE
Zielona Góra – Konrad Ciesielski, tel. 0(68) 320
44 02,
Nowa Sól – Mieczysław Ratyniak, tel. 0(68)
388 76 20,
Gubin – Mirosław Sączawa, tel. 0-609 591 912,
Żary – Józef Abramowicz, tel. 0(68) 479 32 32,
Sulechów, Babimost – Piotr Kozyra, tel. 0-507
862 427.
ŚLĄSKIE
Dyżury członków zarządu wojewódzkiego – poniedziałki – godz. 14 – 16, Bytom, ul. Dworcowa 2.
Bytom – Julian Marcichów, tel. 0-609 091 051,
ul. Dworcowa 2,
Będzin – Zarząd powiatowy, tel. 265 86 54,
ul. Małachowskiego 29, 42-500 Będzin,
Chorzów – Tomasz Sroka, tel. 0-501 858 115,
Rafał Maćkowiak, tel.0-600 299 101,
Częstochowa – pomoc w zakładaniu struktur gminnych i powiatowych: Andrzej Bąk, tel. 0–502 085
148, Maciej Kołodziejczyk, tel. 0-601 505 890,
Katowice – dyżury w każdy czwartek 15–18,
ul. Sokolska 10a/4, tel. (32) 259 78 17,
Ruda Śląska – dyżury w każdy wtorek 17–19
i piątek 10–12, Wirek, ul. 1 Maja 270, tel. 242 30 33,
240 70 34,
Tarnowskie Góry – tel.0-503 427 730,
Tychy – dyżury w każdą środę w DK „Tęcza”
przy al. Niepodległości w godz. 17 – 19.
POZOSTAŁE
Dolnośląskie, Urszula Bielska, (71) 355 45 03,
Kujawsko-Pomorskie, Stanisław Kantarowski,
0-606 358 817,
Lubelskie, Jerzy Majewski, 0-693 378 871,
Łódzkie, dyżury zarządu wojewódzkiego – każda
środa w godz. 10-18, ul. Próchnika 1 pokój 307,
tel. 632 34 83,
Małopolskie, Zbigniew Sawiński, 0-502 715 902,
Mazowieckie, (22) 782 45 86,
Opolskie, Stanisław Pokrywka, 0-691 030 923,
Podkarpackie, Jan Stępień, (17) 857 82 57,
Podlaskie, Białystok, dyżury w każdą środę, godz.
16–18, ul. Zwycięstwa 8, pok. 216, tel. 651 25
70 wew. 119,
Pomorskie, Andrzej Kotłowski, 0-601 258 016,
Świętokrzyskie, Józef Niedziela, 0-609 483 480,
Warmińsko-Mazurskie, Bronisław Oleksiewicz
(89) 543 26 33,
Wielkopolskie, Jacek Wojciechowski 0-600 855
554,
Zachodniopomorskie, Zbigniew Ciechanowicz
0-600 368 666.
Komunikaty:
Zarząd Krajowy APP RACJA zaprasza wszystkich
członków i sympatyków Partii oraz czytelników
tygodnika na zgromadzenie z okazji 10 rocznicy
podpisania konkordatu. Spotykamy się w Warszawie na placu Zamkowym w dniu 27 lipca. Szczegóły za tydzień.
Sympatyków APP RACJA, którzy chcą wspomóc
finansowo jej struktury terenowe, prosimy o wpłaty na konto: województwo śląskie: Zarząd Wojewódzki APP RACJA, MILLENNIUM BIG BANK S.A.
o / Bytom – 81 1160 2202 0000 0000 3590 6515,
województwo mazowieckie APP RACJA Oddział
Wojewódzki w Warszawie, ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Warszawie, 60105010381000002271547404
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
LISTY
Ślepa miłość do JPII
Prezydent i rząd z Millerem na
czele ponad wszystkie korzyści Narodu związane z wejściem do UE
stawiają interes czarnych pasożytów.
Sądzę, że przy ich poparciu staną się
naszymi przedstawicielami w UE.
A jak postępują mądrzy Włosi?
Pod nosem naszego nieomylnego,
zmęczonego ciągłym błogosławieniem i nieskuteczną modlitwą starca, w 1984 roku postawili go przed
faktem dokonanym i zmusili do podpisania nowego porozumienia modyfikującego tzw. Pakty laterańskie
z 1929 roku. Uzgodniono: likwidację nauki religii w szkołach publicznych, zniesienie przyznawania Kościołowi dotacji państwowych, ponadto kościelne unieważnienie małżeństwa musi być potwierdzone przez
świecki Trybunał Apelacyjny.
Przywilejami utraconymi we Włoszech pan Karol obdarzył łaskawie
„swój” Naród poprzez konkordat.
Stąd wynika jego wielkość, a nasza
głupota. Ponadto polecił Millerowi
zabiegać o interesy Watykanu w UE,
bo jako państwo feudalne nie może
wstąpić do tej organizacji. Nasz
„kanclerz” niezmordowanie czyni starania w tym kierunku, licząc, że przy
poparciu czarnych dłużej się utrzyma przy władzy. Hańba!
Stanisław Błąkała, Kraków
Branie na litość
Napiszcie coś na temat tzw. pomocy charytatywnej dla ludności Iraku i Afganistanu organizowanej przez
nawiedzone panie w stylu Ochojskiej.
Tę babę chyba już zupełnie porąbało! Z żądzy zaistnienia medialnego będzie pomagała irackim dzieciom w chwili, gdy polskie nie mają drugiego śniadania ani nawet obiadu, bo ich rodziców na to nie stać!
Czy ta Pani jest w ogóle normalna?
Wkurza mnie zbieranie datków
na irackie, afgańskie czy inne dzieci. Pamiętam czasy, kiedy zbieraliśmy po złotówce na głodujące dzieci Indii, Pakistanu czy Bangladeszu,
Kuby i Korei. Dzisiaj te „głodujące” wtedy dzieci dorwały się do władzy i grożą całemu światu użyciem
broni masowej zagłady!
I jeszcze jedno – z tzw. pomocą
charytatywną spotkałem się, służąc
na granicy w latach 1979–86, kiedy
to Zachód przysyłał do Polski tysiące ton tzw. darów. To, co się wyrabiało w komisjach charytatywnych
Episkopatu Polski, przypominało nie
rozdział, ale szaber. Czarni szabrownicy brali co najlepsze dla siebie
i swych przydupasów oraz urzędników „jedynie słusznej” partii, a ochłapy szły między ludzi. Nie wierzyłem
początkowo w to wszystko, co opowiadali mi wracający po przywozie
„darów” kierowcy z RFN, Danii,
Szwecji, Norwegii, Austrii, Finlandii,
Beneluksu, Hiszpanii czy Francji. To
im się w pale nie mieściło, że czarni
potrafili być tak podli i zachłanni.
Jestem przeciwny każdej pomocy charytatywnej, bo w głównej mierze jest ona przechwytywana przez
przedsiębiorczych cwaniaków. Pamiętam, jak w 1989 i 1990 roku Polacy jeździli z pomocą charytatywną
do Rumunii. Po 2–3 tygodniach to,
co oni wywieźli, wracało z powrotem
do Polski w bagażnikach dacii rumuńskich Romów, którzy potem han-
LISTY OD CZYTELNIKÓW
nie opanujemy niekontrolowanego
przyrostu naturalnego, czeka nas po
prostu zwyczajna samolikwidacja.
Wymuszane w tych okolicznościach przez Krk płodzenie bez umiaru (bo czymże innym jest nacisk na
likwidację środków antykoncepcyjnych i zakaz aborcji?), „bo tak chce
Bóg”, to już nawet nie demagogia
– to po prostu zbrodnia przeciw ludzkości. Nawet co bardziej inteligentny szympans wie, że ta niekończąca
się akcja obliczona jest jedynie na
zyski (chrzty, komunie, śluby, pogrzeby itp.), które płyną wartkim strumieniem do przepastnych kieszeni
obywateli Watykanu. Dla nich, wbrew
temu, co głoszą, liczy się „tu i teraz”,
bo przecież swoich majątków do Nieba nie zabiorą.
Mielca, że zezwala na zakłócanie ciszy nocnej?
Czytelnik z Mielca
Można poradzić Państwu następujące działania:
1. Poproszenie inspekcji ochrony
środowiska o zbadanie poziomu hałasu – jest możliwe, że ksiądz przekracza normy dopuszczalne. Należy
się zgłosić do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska (dla Państwa będzie to Podkarpacki Inspektorat w Rzeszowie lub jego delegatura
w Tarnobrzegu).
2. Jest też możliwe wystąpienie ze
zbiorowym pozwem cywilnym przeciw
proboszczowi w związku z narażeniem
Państwa i dzieci na stres czy choroby. Takie postępowanie wyrządziło lub
może wyrządzić szkodę na osobie. Należy jednak wcześniej przygotować odpowiednie dokumenty, np. zaświadczenia lekarskie, że dodatkowy stres
może spowodować nasilenie lub pogłębienie choroby.
Redakcja
Bigos jak „FiM”
dlowali na polskich targowiskach polskimi konserwami i wywozili z Polski dewizy, co umożliwiało im chore prawo celne... Mam dość wpuszczania nas w kanał opowiastkami
o biednych dzieciach i nie dam złamanego grosza na głodujących w Iraku, bo wiem, że oni dostaną z tego
tylko ochłapy, a wykarmi się tylko
banda urzędasów i przedsiębiorczych,
cwanych złodziei. Będę wyrzucał na
zbity pysk wszystkich zbierających
datki i reszcie społeczeństwa radzę
to samo. Ta „pomoc charytatywna”
to jest tylko kolejny sposób na branie ludzi na litość i wyciąganie od
nich ostatniego grosza.
Robert K. Leśniakiewicz
Jordanów
Trzydzieści srebrników
Jeżeli zamierzeniem „mądrego”
Stwórcy było (wg Biblii) zaludnienie
ziemi (vide ks. Rodzaju), to – zgodnie z logiką – liczba osobników obojga płci powinna być ograniczona.
Jednak „mądremu” Stwórcy coś
nie wypaliło, na co wskazują efekty Jego działalności. Przeludnienie,
zwłaszcza w tzw. Trzecim Świecie,
jest faktem. W parze z tym idzie
śmierć głodowa i wręcz katastrofalne w skutkach zanieczyszczenie
środowiska naturalnego. Jeżeli więc
SLD, choć udaje lewicę, do tego stopnia się „sprawiczył”, że zapomniał o swoich przedwyborczych
obietnicach i idzie rączka w rączkę
z klerem katolickim. Nawet prawica za Buzka nie właziła tak czarnym w tyłek, jak obecnie rządzący.
Trzydzieści srebrników zamieniło się
w 8 ton bursztynu, a to tylko maleńki ułamek tego, co Krk dostaje
i czego się jeszcze spodziewa po wejściu do Unii.
Władysław Nowak z Kielc
Byłam w Polsce po raz drugi
w moim życiu i polubiłam dwie rzeczy: 1) bigos; 2) „Fakty i Mity”. Nareszcie ktoś się wziął do pisania prawdy o tych darmozjadach! Ta obłuda,
która panuje w Polsce, mnie przeraża! Ta ciemnota to nic innego, jak
tylko wina księży; oni mają za duży
wpływ na politykę kraju. Dlaczego
Prezydent im pozwala wejść na arenę polityczną? Trzeba wyplenić tych
złoczyńców, bałamutów, pedofilów,
złodziei. Zabrałam ze sobą kilka numerów „Faktów”, pokazuję tutejszym
Polakom, są zadowoleni, że to pismo istnieje i ma dużo Czytelników.
Léocadie Prusinowski
Francja
19
Bat na (nie)wiernych
Dostałam list od rodziny z Białowieży i bardzo się zdenerwowałam, bo opisują mi, że ich syn
nie poszedł do Pierwszej Komunii świętej, która miała być
w czerwcu. Ksiądz go odwołał, bo
„ludzie” nie chodzą do kościoła.
Ponoć rodzice pisali do biskupa,
ale ten odpowiedział, że się „nie
wtrąca”. Prawdopodobnie mają
chodzić do kościoła, by ponowić
komunię św. w miesiącu wrześniu.
Dzieci to bardzo przeżyły, nie mówiąc o rodzicach, a ksiądz ma się
dobrze, bo wyszło na jego...
Anna C.
OŚWIADCZENIE
Rezygnuję z udziału w pracach
w Radzie Mokotowskiej SLD, jak
również z funkcji wiceprzewodniczącego koła „NIE” nr 40 na Mokotowie, ponieważ jestem przekonany,
że cała dotychczasowa działalność
Sojuszu Lewicy Demokratycznej nie
gwarantuje, zarówno teraz, jak i w
przyszłości, żadnych istotnych i pozytywnych zmian w polityce światopoglądowej, obyczajowej i gospodarczej Polski. Wręcz przeciwnie,
dalsze rządy tego ugrupowania tylko utrwalają postawy klerykalne,
a także preferują myślenie i postawy zaściankowe. Pozytywną alternatywą dla SLD jest, w moim przekonaniu, tylko Antyklerykalna Partia Postępu RACJA, do której złożyłem deklarację członkowską.
KRZYSZTOF MRÓŹ
sekretarz Polskiego
Stowarzyszenia Wolnomyślicieli
im. Kazimierza Łyszczyńskiego
Godzina 5 minut 30
W listach od Czytelników
(„FiM” 24, s. 19) przeczytałem
o zakłócaniu ciszy przez klechę. Proszę sobie wyobrazić, że proboszcz
parafii św. Ducha w Mielcu, w. podkarpackie, zrywa na równe nogi pospólstwo każdego dnia o godz. 5.30,
dzwoniąc największym dzwonem.
Jest to kościół zbudowany w centrum osiedla, a bloki są 11- i 4-piętrowe. W czasie dzwonienia ściany drżą (wielka płyta) i lecą przekleństwa. Jest to szczególnie uciążliwe dla dzieci, młodzieży, emerytów, rencistów, niepracujących, bo
i po co właściwie mają wstawać
o 5.30? Zimą i jesienią to ciemna
noc. A może wystąpić z pozwem do
sądu przeciwko prezydentowi miasta
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępca red. naczelnego: Marek Szenborn; P.o. sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu:
Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz;
Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.;
Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów.
WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 sierpnia na czwarty kwartał 2003 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005
lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających
w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat)
88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326.
4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726.
Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 20 czerwca na trzeci kwartał 2003 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-103 Łódź, ul. Piotrkowska 94, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076
0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl
Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
Nr 28 (175) 11 – 17 VII 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Parkowanie na chwałę
PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO, CZYLI
Długodystansowiec poszukiwany
Na co ci przyszło, święty Marcinie? Jako pustelnik wyrzekałeś się
dóbr doczesnych, a teraz masz ich pilnować...
Fot. T. Gutkowski
Czarny humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Wpada do biura Kowalski, tak
jak go Pan Bóg stworzył, na głowie
kapelusz, w ręku teczka. Kierownik
krzyczy:
– Czyście, Kowalski, zwariowali? Nago do pracy?!
Kowalski:
– Panie Kierowniku, bo to było
tak: byłem na balandze u mojej znajomej. W pewnym momencie gaśnie
światło i słychać hasło: – Krawaty
na żyrandol! Światło się zapala,
wszystkie krawaty na żyrandolu. Gaśnie światło i pada hasło: – Panie do
naga! Zapala się... wszystkie panie
nago. Znowu gaśnie światło. Hasło: – Panowie do naga! Zapala się
– panowie nago. Gaśnie po raz kolejny, hasło: – Panowie do roboty...
No to złapałem teczkę, kapelusz
i przybiegłem.
¤¤¤
Jak powstaje pomnik JPII?
– mały model;
– odlew;
– obróbka;
– gładzenie;
– odsłonięcie;
– przemówienie;
– uroczysta kolacja.
A jak powstaje człowiek?
Identycznie, tyle że dokładnie
w odwrotnej kolejności.
Są trzy rzeczy, do których mężczyzna nie jest zdolny: przyznać
się do błędu, nie zasnąć po stosunku i odmówić postawionej przez kogoś flaszki piwa. Jest jedna rzecz,
do której kobieta jest zdolna – zawsze szczerze powie do swej przyjaciółki: „Ale przytyłaś! Niedługo
będziesz się ważyła na wadze w składzie węglowym, bo łazienkowa nie
wytrzyma!”.
Mamy lato, a ja znów
przytyłam dwa kilogramy.
To jest problem
wszystkich kobiet, kiedy ze
zdziwieniem dostrzegają, że nie
mieszczą
się
w spódniczkach,
w bluzkach napinają się guziczki, o spodniach
nawet nie wspomnę (!), a groza
ogarnia je na myśl, jak
będą wyglądały w bikini.
Non stop reklamują się różni spece i zapewniają nas, że po zażyciu
ich preparatu (bardzo drogiego)
będziemy szczupłe i zgrabne, bowiem naukowcy znaleźli absolutnie
nowy sposób na schudnięcie. Ja
mam w nosie tych naukowców, ich
specjalne programy odchudzania,
taśmy wyszczuplające, żele, proszki, zupki, morskie algi. Po ich kuracjach zawsze tyję z prędkością
światła i chyba tym magikom o to
właśnie chodzi.
Dowiedziałam się niedawno, że
na odchudzanie najlepszy jest seks.
Godzina seksowania to strata 300
kalorii. Dwie godziny: 600 kalorii.
Trzy godziny: 1800 kalorii. Można
więc jeść wszystko, na co jest ochota, a wieczorkiem zrzuci się... 1800
kalorii i jeszcze przyjemność będzie... Ale gdzie znaleźć takiego długodystansowca?
Dlaczego młode dziewczyny są
szczupłe i nie muszą stosować żadnych diet, aby utrzymać linię? Z kolei kobiety zamężne obrastają w tłuszczyk, szczególnie na brzuszku i udach? Mężczyźni
twierdzą, że ich żony przestają dbać o siebie, bo osiągnęły już co chciały, to znaczy wyszły za mąż. Phi, też mi
coś! Powód jest zupełnie inny.
Kobieta niezamężna wraca do
domu, sprawdza, co leży w lodówce, i idzie do łóżka. Mężatka
wraca do domu,
patrzy, co leży
w łóżku, i idzie
do lodówki.
Mówiła mi
Marysia, moja
starsza siostra, że
rzeczywiście przy
seksowaniu można
schudnąć kilkaset kalorii,
ale jej nie uda się zrzucić nadwagi przy swoim małżonku. Kiedyś zresztą mu to wypomniała:
– Jesteś kiepskim kochankiem!
A on na to wielce oburzony:
– Skąd możesz o tym wiedzieć?!
Po piętnastu sekundach?!
ZOSIA WITKOWSKA

Podobne dokumenty

Naczelny architekt Warszawy Michał Borowski złamał

Naczelny architekt Warszawy Michał Borowski złamał Spieraliśmy się o socjalne punkty programu PPP. Kiedy powieAle ty, Danielu, już tego nie doczekasz. Niestety, nie będziałem mu, że dobrobyt trzeba najpierw wypracować w po- dzie Ciebie także późnie...

Bardziej szczegółowo