REJS MORSKI – BRYZA H 2013 RELACJA Kiedy w zeszłym roku
Transkrypt
REJS MORSKI – BRYZA H 2013 RELACJA Kiedy w zeszłym roku
REJS MORSKI – BRYZA H 2013 RELACJA Kiedy w zeszłym roku jechaliśmy na rejs, nie wiedzieliśmy czego się spodziewać. Nie mieliśmy pojęcia jak wygląda życie na żaglowcu i jak ciężkie jest prowadzenie szesnastotonowego statku. Tym razem było już inaczej. Odliczając dni do wyjazdu, nie mogliśmy doczekać się momentu, kiedy naszym oczom znów ukaże się Bryza H. Dzień 1 Rankiem 29 czerwca wyjechaliśmy pociągiem z Lublina. Nasza grupa i tym razem składała się z dwunastu osób załogi, trzech oficerów(pan Andrzej Mazurek, pan Krzysztof Fiołka, pan Jacek Zięba) i kapitana, pana Bogdana Łojowskiego. Do Gdańska dotarliśmy wieczorem. Po zrobieniu zakupów, sprawdzeniu żaglowca i zjedzeniu kolacji(niezawodna pizza) wypłynęliśmy na otwarte morze. Ta noc dla wielu okazała się bardzo ciężka... Dzień 2 Rankiem dopłynęliśmy do Władysławowa. Część załogi od razu ruszyła na podbój miasta(WAŻNE: Wysoka wieża we Wladysławowie nie jest kościołem tylko Domem Rybaka!).Po zatankowaniu i uzupełnieniu zaopatrzenia po południu wyszliśmy z portu. Już kilkadziesiąt minut później niektórym członkom załogi dały się we znaki objawy choroby morskiej. Zaczęło mocniej wiać. Padał deszcz, a woda wlewała się przez burty. Po trzech godzinach walki z falami zalewającymi pokład większość załogi nie była w stanie pracować. Składanie żagli w takich warunkach okazało się bardzo trudne. Niektórym załogantom kłopoty sprawiło także odróżnienie strony zawietrznej jachtu od nawietrznej, co w kilku przypadkach jest kluczową kwestią(pozdrawiamy Monikę i pewnego oficera;D). Ostatecznie byliśmy zmuszeni zawrócić i koło godziny 19 (znów) zawinęliśmy do Władysławowa. Dzień 3 Trzeci dzień rejsu spędziliśmy zwiedzając miasto, wspinając się po wantach, pracując na pokładzie i fotografując pewną maskotkę;) Na obiad wachta kambuzowa przyrządziła kotlety mielone(uwiecznione na zdjęciach i filmach;D). Wyrzucając za burtę resztki posiłku zwabiliśmy mewy, których obecność nie wszystkim wyszła na dobre(medal dla najbardziej pechowej osoby wśród załogi). Wieczorem opuściliśmy(ponownie) port we Władysławowie, by udać się w podróż do Szwecji. Dzień 4 W nocy tak bujało, że czwartego dnia śniadanie była w stanie zjeść połowa załogi. W kajucie dziobowej pojawiła się woda. Zaczęto pompować (na szczęście znalazła się pompa). Na pokładzie wszystko było mokre. Praktycznie każda fala przedzierała się przez burtę. Płynęliśmy wyłącznie na silniku. Koło 16 naszym oczom ukazał się ląd. Wyszło słońce, a wiatr nieco zelżał. Przed 23 weszliśmy do portu w Visby na Gotlandii. O tej porze roku, na tej szerokości geograficznej ciemno jest tylko przez dwie,trzy godziny. Gdy cumowaliśmy było jeszcze szarawo. Dzień 5 Około godziny 6 część załogi została wywołana na pokład. Na nasze miejsce miał wpłynąć większy statek, więc szybko się przenieśliśmy. Większość tego dnia spędziliśmy na zwiedzaniu miasteczka. Średniowieczne mury obronne, ruiny gotyckiej katedry i piękna zabudowa zrobiły na nas duże wrażenie. W Visby odbywała się akurat impreza ekologiczna. Ulice były pełne ludzi i stoisk, gdzie prezentowano najróżniejsze sposoby ochrony środowiska. Wszędzie rozdawano "fanty". Po kilku godzinach większość załogantów wróciła z okularami przeciwsłonecznymi czy bidonami. Na kolację wachta kambuzowa postanowiła przygotować naleśniki. I tak okazało się, że wiertarka z widelcem stanowią świetny zamiennik miksera, dodanie rozpuszczonej czekolady do ciasta jest genialnym pomysłem, i że nic nie smakuje lepiej niż nadzienie z "kradzionych" bananów. Późnym wieczorem popłynęliśmy dalej. Dzień 6 Całą noc padał deszcz i każda wachta wracała przemoczona. Na śniadanie były grzanki (miły zamiennik codziennych kanapek- dziękujemy wachcie;D). Przed 11 przepłynęliśmy pod mostem w Kalmarze. Od razu kilka osób udało się na poszukiwanie sklepu spożywczego. Znalezienie go zajęło ponad 1,5 h(Do zapamiętania: sklepy spożywcze znajdują się przeważnie w centach handlowych!). TU JEST DZIURA, BO KTOŚ MI WYLAŁ SOK NA ZESZYT;)Tego dnia okazało się jeszcze, że da się zrobić kakao nie mając kakao, i że na pokładzie statku świetnie gra się w Twistera. Wieczorem część osób poszła na spacer po mieście. Dzień 7 Całe przedpołudnie spędziliśmy w porcie. Niebo nieco się zachmurzyło. Kalmar opuściliśmy koło 15. Przy wychodzeniu z portu widzieliśmy fokę;D Na szlaku było bardzo dużo jednostek. Mijając jacht z bordowymi żaglami, postawiliśmy piracką banderę (że nie wspomnę o zachowaniu części załogi). Kolejnym przystankiem była Karlskrona. Przewidywany czas dotarcia;10 h. Na kolację pochłonęliśmy resztki pieczywa i sałatkę ze wszystkiego co znaleźliśmy w bakistach. Po 1 w nocy dopłynęliśmy do brzegu. W porcie panował straszny tłok. Znalezienie miejsca i zacumowanie zajęło nam prawie godzinę. Dzień 8 Ósmego dnia śniadanie zjedliśmy koło godziny 10 (kiedy W KOŃCU wszyscy już wstali;D). W Karlskronie również udaliśmy się na poszukiwanie sklepu spożywczego. I tym razem zajęło to bardzo dużo czasu. Po powrocie poszliśmy zwiedzić miasto. Większość czasu spędziliśmy w Marine Museum. Przed wejściem można było obejrzeć(z zewnątrz i od środka) trałowiec, żaglowiec szkoleniowy i okręt wojenny. Wypłynięcie z portu planowaliśmy na godzinę 15, ale z pewnych przyczyn nasz pobyt w Karlskronie przedłużył się prawie o 2h;) Plan drogi powrotnej ciągle ulegał zmianie. Podczas przechodzenia ruty na naszym radarze pojawiło się 40 jednostek. Zaczęło robić się zimno. Postawiliśmy wszystkie żagle. Czas za sterem mijał znacznie szybciej dzięki wsparciu czasoumilaczy;D Dzień 9 Tego dnia podziwialiśmy piękny wschód słońca. Tafla morza była prawie idealnie gładka. Pojawiły się glony, bardzo dużo glonów;) Zęza na dziobie znów wymagała wypompowania. Koło 15 zacumowaliśmy we Władysławowie. Bryza H wzbudzała powszechne zainteresowanie ludzi zmierzających na plażę. Po kolacji część załogi udała się na wycieczkę na Przylądek Rozewie.W nocy na pokładzie słychać było huk ciał spadających z hamaków... Dzień 10 Rankiem dziesiątego dnia rejsu oficerowie dokonali zakupu roku i tym sposobem na kolacje zaplanowano przyrządzenie 3 kg fląder. Port opuściliśmy koło godziny 10. Na morzu zaczęliśmy zmywać pokład. Pewien oficer nie ograniczył się tylko do pokładu i tym sposobem cała załoga otrzymała darmowe mycie nóg;D Płynęliśmy na samych żaglach i osiągnęliśmy zawrotną prędkość 5 węzłów. Świeciło słońce. Wachta przeszła samą siebie i na obiad otrzymaliśmy placki po węgiersku(rozwijamy się kulinarnie). Po południu dotarliśmy do Sopotu. Jak zwykle nasza jednostka wzbudzała zainteresowanie. Przez 2 h chodziliśmy po mieście, molo i po plaży. W drodze powrotnej pan Fiołka przyrządził ryby, które cieszyły się powszechnym uznaniem. w Gdańsku okazało się, że nasze miejsce zajmuje inny statek, więc zacumowaliśmy przy brzegu kanału. Dzień 11 Dzień 9 lipca rozpoczęliśmy odśpiewaniem "Sto lat" i zjedzeniem tortu. Jeden z naszych współzałogantów obchodził bowiem swoje osiemnaste urodziny! Przed południem zacumowaliśmy na naszym stałym miejscu i poszliśmy na spacer po mieście. Obejrzeliśmy Stocznię Gdańską i budynek Poczty. Popołudnie spędziliśmy na sprzątaniu żaglowca, a wieczorem część załogi poszła na miasto. To była ostatnia noc na pokładzie Bryzy H;( Dzień 12 Ostatniego dnia po szybkich zakupach udaliśmy się na dworzec. Dziewięciogodzinna podróż pociągiem minęła zaskakująco szybko. Co w przyszłym roku? Zobaczymy, ale z całą pewnością nie była to nasza ostatnia przygoda na Bałtyckim Morzu. Grażyna