Prawnik, czy inżynier?

Transkrypt

Prawnik, czy inżynier?
FELIETON
Zielonym do góry
Inżynieria
Bezwykopowa
Prawnik,
czy inżynier?
Mój przyjaciel jeszcze z czasów szkoły podstawowej (tak,
tak, niektórzy ludzie żyją tak długo, aby to pamiętać), gdy
zaczynaliśmy w tym roku sezon rowerowy w długi majowy weekend, powiedział leniwie popijając napój ze sfermentowanego jęczmienia: „wszystko jest bardzo fajne, ale
zobaczycie, nawet się nie obejrzymy, i już będzie jesień”.
Kolega, jak zwykle niestety, miał rację. Lato minęło już bezpowrotnie, chociaż w miejscu, gdzie piszę te słowa, w ciągu dnia jest prawie 40 stopni i słońce praży niemiłosiernie.
Jesień zawsze nastraja mnie filozoficzne, więc i teraz zastanawiam się nad marnością naszego żywota. Wielu z nas
tzw. przedsiębiorców zastanawia się, co przyniesie najbliższa przyszłość. Czy będą jeszcze jakieś duże albo nawet
i mniejsze kontrakty w branży infrastruktury podziemnej?
Czy kontrahenci winni nam jakieś pieniądze znajdą możliwości, aby spłacić swoje zobowiązania? Ile znajomych firm
będzie miało kłopoty spowodowane upadłością Hydrobudowy Polska czy PBG? Tych pytań jest niestety wiele. Coraz
mniejsze kwoty będące do dyspozycji z funduszy unijnych
oraz ogólny kryzys docierający także i do nas powodują, że
pracy będzie na pewno mniej. Trzeba się do tego przygotować – wzmóc czujność i przyglądać się zarówno podwykonawcom, jak i zamawiającym. Należy dobrze analizować
zapisy umów, żeby po skończeniu inwestycji nie okazało
się, że powinniśmy na swój koszt zrobić jeszcze raz tyle,
co do tej pory, a przy okazji wyremontować szkołę lub wyasfaltować plac przed magistratem. Niestety, w dzisiejszej
rzeczywistości w firmie ważniejszy jest prawnik, niż inżynier. Bądźmy więc czujni, aby kruczki prawne nie pożarły
owoców naszej ciężkiej pracy.
I pamiętajmy, że praca u podstaw, jaką wykonamy edukując przedstawicieli zamawiającego, da czasem lepsze
efekty niż wariackie obniżanie cen poniżej kosztów własnych.
Tłumacząc jakiś czas temu kolejny raport IKT dotyczący
jakości rękawów renowacyjnych, zwróciłem uwagę na pewien fragment tego tekstu. Mianowicie jego autorzy twierdzili, że dzięki wzrastającej świadomości i coraz lepszemu
poziomowi wiedzy fachowej zamawiających, rośnie także
jakość wykonywanych przy użyciu rękawów prac renowacyjnych. Przy okazji poinformuję tylko niezorientowanych,
że sprawa dotyczy naszych zachodnich sąsiadów, czyli
Niemców.
Aż łza się w oku kręci, gdy człowiek pomyśli, jak pięknie
mogłoby być także u nas. Gdyby wiedza zamawiających
wrzesień - październik
i obowiązujące ich przepisy pozwalały na prawidłowy tok
doboru technologii oraz wybór przedmiotu zamówienia...
Żeby o wyborze decydowały obiektywne parametry techniczne, a nie – jak to niestety jest teraz – tylko najniższa
cena. Bądźmy dobrej myśli, czasem zaklinanie rzeczywistości przynosi dobre rezultaty!
Jak zwykle, także i w tym felietonie pragnę się z Państwem podzielić swoimi obserwacjami i wrażeniami z pola
walki toczonej przez beneficjentów dotacji pochodzących
z funduszy Unii Europejskiej. Ciekawa sytuacja powstała na
obszarze właściwości jednego z urzędów marszałkowskich
gdzieś w centralnej Polsce. W trakcie jednej z kontroli
(a jak już kiedyś pisałem, beneficjentów ma prawo kontrolować około trzydzieści różnych instytucji) w dość dużym
podmiocie, gdzie kwota dotacji wynosiła kilkanaście milionów złotych, wykryto pewne nieprawidłowości w związku
z parametrami finansowymi zawartymi we wniosku o dotację. Dotyczyło to sytuacji podmiotu w okresie około dwóch
lat przed staraniem się o dofinansowanie. Istotne w sprawie jest to, ze beneficjent realizuje projekt od ponad dwóch
lat bez żadnych istotnych problemów, wypełnił wszystkie
zobowiązania wynikające z projektu i właściwie spokojnie
myślał już o zbliżającym się jego pozytywnym zakończeniu. Niestety. Kontrolujący urzędnik (inspekcja trwała ponad dwa tygodnie, zaś eksperci oceniający wnioski o dotacje mają do dyspozycji najwyżej kilka godzin), oczywiście
w oparciu o obowiązujące go przepisy i wytyczne, uznał,
że dotacja została przyznana w sposób naruszający prawo
i w związku z tym powinna zostać zwrócona. Jak nietrudno
sobie wyobrazić, wykonanie tej decyzji będzie oznaczało
katastrofę dla beneficjenta i jego otoczenia. Przypominam,
że projekt jest w końcowej fazie realizacji. Jak więc powinna zakończyć się ta sprawa? Odpowiedzi proszę nie
przysyłać na adres redakcji. Jeśli finał sprawy sądowej (bo
na pewno swój finał znajdzie w tej instytucji) nastąpi przed
moim odejściem na emeryturę, na pewno poinformuję
o nim Państwa w jednym z felietonów.
Póki co – patrzmy optymistycznie w przyszłość, czytajmy dokładnie umowy, podnośmy poziom wiedzy ogólnej
oraz fachowej, ogólnie bądźmy czujni, a zobaczymy, że na
wiosnę, która przecież musi ponownie nadejść, wszystko
będzie rosło tak jak trzeba, czyli zielonym do góry.
Michał Andrzejewski
5 / 2012 [47]
25