federalista 6-7

Transkrypt

federalista 6-7
Od Redakcji
Od wolności zrzeszania się
do paktów społecznych
Wolność zrzeszania się – tak oczywista w dzisiejszej rzeczywistości
– w okresie PRL-u była jedną z wyraźniej akcentowanych wartości, których realizacji domagały się środowiska opozycyjne. W pierwszej kolejności chodziło o możliwość zakładania niezależnych związków zawodowych, co miało być nie tylko wyrazem wolności pracowniczej, ale także
stanowić szansę na zwiększenie partycypacji pracowników w dotyczących ich sprawach. Ówczesna Solidarność wyraźnie dowodziła, jaką siłę
mogą mieć w praktyce niezależnie działające zrzeszenia. Nie budziło
to entuzjazmu rządzących, kontynuujących politykę tworzenia własnych organizacji i ograniczania swobodnego funkcjonowania innych,
mniej od nich zależnych podmiotów.
Odpowiedzią na budowanie od góry systemu opartego o uzależnione
od władzy organizacje było tworzenie się społeczeństwa podziemnego,
opierającego się na nieformalnych, często nielegalnych formach zrzeszeń. Nie bez przyczyny zatem po wprowadzeniu stanu wojennego
na początku zawieszono, a potem częstokroć delegalizowano istniejące zrzeszenia, jak chociażby NSZZ Solidarność, ale także Niezależne
Zrzeszenie Studentów. Warto pamiętać, że rozwiązano wówczas również stowarzyszenia istniejące przed 1980 rokiem, np. Stowarzyszenie
Dziennikarzy Polskich, Związek Polskich Artystów Plastyków czy Związek Literatów Polskich.
Sytuacja w zakresie wolności zrzeszania się powoli się zmieniała i wraz
z pojawiającymi się możliwościami samoorganizacja społeczna zaczynała coraz częściej wychodzić z podziemia. W 1989 roku, w wyniku
porozumień Okrągłego Stołu, uchwalona została ustawa Prawo o stowarzyszeniach – pierwszy akt prawny transformującego się państwa.
Wtedy właśnie rozpoczął się niezwykły proces tworzenia licznych stowarzyszeń i innych organizacji, trwający praktycznie 10 lat.
Federalista nr 6-7, wrzesień 2011
3
Ale po tych około 10 latach coś go spowolniło. Towarzyszyły temu inne
zmiany – przez wielu uznawane za idące w niewłaściwym kierunku.
W znacznej części ruch obywatelski, nastawiony na samoorganizację,
zaczął przekształcać się w sektor realizujący zadania publiczne. Zmieniał się z twórczego w roszczeniowy. Z niezależnego w uwikłany w nieprzejrzyste układy z władzą. Z ruchu opartego na działalności społecznej w oferujący bardziej lub mniej bezpieczne miejsca pracy.
Te zjawiska obserwujemy do dziś. Są one od czasu do czasu przedmiotem dyskusji wewnętrznych w kręgach samych organizacji, ale też sporadycznie komentowane są w mediach ogólnodostępnych. Zatroskanie
negatywnymi aspektami rozwijającego się sektora społecznego widać
było np. w wypowiedziach Janiny Ochojskiej, Kuby Wygnańskiego
czy Radka Gawlika w Tygodniku Powszechnym z okazji V OFIP-u oraz
na łamach Gazety Wyborczej po kontrowersyjnym artykule Agnieszki
Graff o „ngo-izacji” (por. FederalistKa nr 1).
Jak w szerszym kontekście rozumieć te uwagi i komentarze i jaka rysuje się przyszłość dla sektora społecznego? Sytuacja nie jest bowiem tak
oczywista, jak mogłoby się wydawać. Z jednej strony wyraźnie potrzebne jest profesjonalizowanie działań organizacji, jeśli chcą coraz skuteczniej realizować swoje zadania. Co więcej, muszą również być w stanie
uczestniczyć w złożonych procesach konsultacji strategii krajowych
i tematycznych, oceniać lub nawet przygotowywać założenia do nowelizowanych ustaw czy wpływać na administrację w zakresie wyznaczania priorytetów, np. polskiej prezydencji. Bez zaangażowania w takie
działania trudno później prowadzić normalną aktywność dzień po dniu.
Ale do tego, żeby skutecznie uczestniczyć w konsultacjach, nie wystarczy
mieć dobrą wolę, dobre intencje – coraz częściej potrzebna jest szeroka
wiedza z zakresu wykraczającego poza codzienną działalność. A zatem
profesjonalizacja jest potrzebna.
Z drugiej zaś strony – niezbędny jest duch społecznikowski i społeczne
zaangażowanie, które tworzą zaplecze dla tych profesjonalnych działań.
Potrzebni są członkowie, sprzymierzeńcy, wolontariusze, dzielący wartości i przekonanie o sensowności podejmowanych starań. W ostatnim
okresie takim przykładem może być Ruch Obywateli Kultury (choć jeszcze za wcześnie na jego ostateczną ocenę), który umiał zaangażować setki osób i lokalnych inicjatyw z różnych sektorów do wspólnych działań,
4
Federalista nr 6-7, wrzesień 2011
doprowadził do wynegocjowania i podpisania Paktu dla Kultury, ale też
zorganizował – w formie Zespołu przy Premierze – profesjonalną debatę na temat zasad i priorytetów w działaniach państwa na rzecz kultury.
A zatem potrzebne jest też poczucie misji i wspólnego zaangażowania.
Jak połączyć te dwa nurty, te dwie idące często w sprzecznych kierunkach potrzeby? Jak sprawić, żeby napędzana poczuciem wspólnej odpowiedzialności za wspólne sprawy wola wyrażała się w profesjonalnych
działaniach? Jak zapewnić, że wolność zrzeszania się będzie realizowana
poprzez oparte na wspólnej misji i zakorzenione społecznie działania?
Odpowiedź na te pytania nie jest ani prosta, ani oczywista. Można mieć
nadzieję, że wypracowywana będzie wspólnie przez środowisko społeczne w kolejnych latach. Łamy kwartalnika FederalistKa są dobrym
miejscem do prowadzenia takiej dyskusji.
Federalista nr 6-7, wrzesień 2011
5